Kawiarnia idealna dla pasjonatów kawy i dobrej muzyki. Od razu gdy wejdziesz do Oazy poczujesz się spokojny i odprężony. W powietrzu unosi się cudowny zapach świeżo zmielonej kawy. Małe, okrągłe stoliki z ciemnego drewna zwrócone są ku tyłowi kawiarni gdzie znajduje się mała scena dla ewentualnych muzyków chcących jeszcze bardziej umilić czas spędzony w tym miejscu. Wokół pomieszczenia stoją beżowe sofy, a najwięcej przy scenie, dla tych, którzy wolą wygodnie usiąść i posłuchać muzyki niż siedzieć przy stoliku. Dla pragnących napić się czegoś mocniejszego w mniejszym, oddzielnym pomieszczeniu widnieje barek, który obsługuje pewien młody, przystojny barman. W Oazie można spokojnie usiąść, pomyśleć, spotkać się z przyjaciółmi, napić się wielu rodzajów kaw i zjeść deser. Przydymione światło nadaje pomieszczeniu jeszcze bardziej specyficzny nastrój. Gdy już tam wejdziesz nigdy nie będziesz chciał wyjść.
Słuchała jej uważnie nawet na chwilę nie spuszczając z niej swojego spojrzenia. Miała rację. W każdym jednym słownie. Jednak nie potrafiła tego przyznać. Przecież ona wiedziała to wszystko. Wiedziała jaki jest Lucas. A mimo to nadal go kochała. Było to chore. Sama nawet czuła się chora. Sytuacja w którą się wplątała zaczynała ją przytłaczać. Zaczynała czuć się jak w błędnym kole. A może właśnie to, że zdradziła go z Jayem dawało jej siły na myślenie iż chłopak może się zmienić. Tak jak zrobiła to ona. Nawet już nie będąc z nim nie zdradziła go z nikim. Liczyła na to, że i chłopak się zmieni. Poniekąd. I właśnie w tym Vittoria miała rację. Ria nie potrafiła, a może i nawet nie chciała się z tego wydostać. Chciała mieć kogoś przy sobie. Kogoś kto mimo wszystko ją kocha. Kto powie, że będzie lepiej, będzie przy niej gdy się obudzi, zrobi to o co poprosi i będzie z nią, gdy będzie zasypiała. Czy była samolubna? Tak. I właśnie to niszczyło jej życie. - Ja... Sama nie wiem co mam już myśleć. Nie wiem kogo kochać, kogo zostawić, a komu powiedzieć bądźmy przyjaciółmi. Sądziłam, że czesniej byłam zagubiona, jednak się myliłam. Teraz to dopiero mogę powiedzieć, że nie wiem co robić. Christian jest naprawdę przystojny i... I sądzę, że mogła bym znaleźć z nim nić porozumienia. - przymknęła na chwilę oczy po czy upiła łyk kawy. Może ona rozbudzi ją i popchnie do działania. - Wiesz, zawsze myślałam, że mój przyszły narzeczony, ten wybrany przez rodziców, będzie koszmarny. Nie będę mogła z nim wytrzymać i za wszelką cenę będę starała się uciec. Niestety nie jest tak. Chcę poznać go bliżej. - westchnęła ciężko i spojrzała na nią. - I faktycznie. W tamtym czasie brakowało mi czegoś. Sama jednak do tej pory nie potrafię stwierdzić co to było. Może chciałam się poczuć przez kogoś kochaną... Nie wiem. Wiem jednak, że nie zrobię tego po raz kolejny. Nie chcę znów widzieć bólu w oczach osoby i bliskiej. Jest to zbyt bolesne, jak i potrafi zniszczyć człowieka. - popatrzyła na nią jakby jej wyraz twarzy miał dać odpowiedź na wszystkie pytania.
Vittoria raczej nie była osobą, która uwielbia mówić "a nie mówiłam". Zdecydowanie nie sprawiłoby jej przyjemności, gdyby Lucas mimo wszelkich swoich obietnic i tak ją teraz zdradził. Wręcz przeciwnie. Marzyła wręcz o tym, by ślizgon okazał się być wewnętrznie bardzo porządnym facetem i ostatecznie był już wierny Orianie do końca życia. No ale co zrobić, gdy w tym mężczyźnie widziała siebie. Widziała wszystkie swoje cechy charakteru - te najpodlejsze. Był kreaturą i nie zasługiwał na to, by Oriana choć na niego spojrzała. Dlatego Vittoria za cel życia wzięła sobie to, by uwolnić od niego Orianę. Chciała pomóc jej opuścić tego dupka raz na zawsze. I znaleźć kogoś, kto będzie taki, jak marzyła - będzie ją szczerze kochał. Kto pozwoli jej być szczęśliwą... - Przestań bać się, że będziesz sama jak zostawisz Lucasa. Nigdy nie będziesz masz tyle przyjaciół wokół siebie. Mnóstwo facetów marzy żeby się z tobą umówić. Cholera, nawet nauczyciel. Proszę Cię Ria, zastanów się nad tym czy chcesz cierpieć z głupiego uparcia, czy chcesz być szczęśliwa - Skomentowała po czym umilkła na kilka chwil. Zastanawiała się... Czemu by nie... Dobra. - Może wyjedziemy na trochę? Gdzieś daleko? Co ty na to? Może... - Tu stanęła ewidentnie nie chcąc wypowiedzieć tych słów, ale to był jedyny pomysł, jaki przyszedł jej do głowy - Może do moich rodziców? Znaczy ojczyma i matki. Chociaż na parę dni. Odpoczniesz sobie od tego wszystkiego. Będziesz mogła sobie to przemyśleć. - Dużo ją kosztowała ta propozycja. Miała tak wielki konflikt z rodzicami, że zdecydowanie nie chciała ich widzieć. Jednak wystarczyło zaszantażować odpowiednio ojca, by pozwolił im tam przyjechać na chociaż parę dni. I nie musiała by się nawet odzywać ani do niego, ani do matki, ani do tej cholernej gówniary. To nie był najgorszy pomysł. Szczególnie, że tamci wiedzieli o istnieniu Oriany.
Jeśli naprawdę mogła być szczęśliwa to zdecydowanie powinna z tego skorzystać. Pozostawała jednak jeszcze jedna przeszkoda na drodze. Lucas. Nie mogła mu odbierać szczęścia jakim ona była dla niego. Przecież znała jego historię. Wiele razy opowiadał jej o rodzicach. Powinna być dla niego oparciem. Wspierać go. Jednak... Co wtedy z jej szczęściem? Vittoria miała we wszystkim rację. Było wielu którzy marzyli aby się z nią umówić. Nie mówiąc już o wylądowaniu w jej sypialni. A może liczyli właśnie tylko na to ostatnie... Nieważne. Już za pierwszym razem powinna zostawić ślizgona. Kolejne słowa Vittori zwróciły jej szczególną uwagę. Wyjechać? Oczywiście, że chciała. Najlepiej gdzieś daleko, gdzie nie będzie musiała myśleć o swoich problemach, a wręcz wszystko ułoży się w logiczną całość. Jednak nie była pewna czy aby na pewno powinny jechać do ojca dziewczyny. Wiedziała jaka jest sytuacja pomiędzy tą dwójką i nie chciała aby Titi musiała przez nią cierpieć. Odruchowo zaczęła kręcić głową w akcie sprzeciwu. - Kochana, nawet nie ma takiej opcji. Wyjazd, owszem, jednak nie chcę abyś przeze mnie cierpiała. Nie godzę się abyś prosiła o cokolwiek swojego ojca. Mówiłaś mi o nim i o jego żonie. Nie. - spojrzała na nią, mając nadzieję, że ta nie będzie się sprzeciwiała. Czuła jednak w głębi serca, że przegra i prędzej czy później Vittoria postawi na swoim. - Może pojedziemy w... Góry? - spytała cicho, mając małą nadzieję, że może to zainteresuje dziewczynę.
Po przyjeździe do Hogwartu, David był pierwszą osobą, do której Chiara napisała. I w sumie jedyną. Chciała przywitać się z nim na żywo, jednak za Chiny nie mogła go w tym tłumie zlokalizować i doprawdy nie wiedziała czy jest to kwestia tego, że Monroe przez te parę lat się zmienił nie do poznania, czy tego, że dziewczyna najzwyczajniej w świecie zapomniała jak wygląda jego twarz. Trzecią opcja mogła być taka, że David wcale nie poszedł na studia i słuch o nim zaginął. Postanowiła jednak zaryzykować i napisała list. Okłamała go troszeczkę pisząc, że słyszała plotki o jego rzekomym uczęszczaniu do Hogwartu, ale jak widać wyszło jej to na dobre. Tego dnia miała wyjątkowo dobry humor. Wszystko szło po jej myśli, a i na lekcjach całkiem przyjemnie mijał jej czas. Próbowała zapomnieć niemiłe spotkanie z Dulce, które jak zwykle okazało się być totalnym niewypałem. Cicho westchnęła, przypominając sobie dziwne zachowanie dziewczyny, która chyba naprawdę jej nie cierpi, weszła do ciepłego, pachnącego kawą oraz różnego rodzaju wypiekami pomieszczenia. Uśmiechnęła się pod nosem i podeszła do lady, gdzie zamówiła Syrenie Latte i ciastka do kawy. Miała naprawdę straszną ochotę na ciastka. Już po chwili siedziała przy stoliku, który znajdował się koło okna. Z zaciekawieniem przyglądała się przechodzącym obok ludziom i czekała na dawnego znajomego. Była w sumie ciekawa czy go pozna i jeszcze ciekawsza czy on pozna ją.
Trochę obawiał się tego spotkania. Nie wiedział czy Chiara nadal widzi w nim swojego dawnego przyjaciela, czy teraz będzie dla niej całkowicie obcy. Jednocześnie również był podekscytowany tym spotkaniem. Ciekawe czy się zmieniła. Czy nadal go lubi... chociaż, gdyby go nie lubiła, jaki sens miałoby to spotkanie? Tęsknił za nią. Ale raczej się do tego nie przyzna, Chiara i tak bez problemu odczyta to z jego zachowania. Szedł pospiesznie w miejsce gdzie mieli się spotkać. Pogoda nie była najlepsza, pewnie będzie padać. I pewnie było zimno, zauważył to po obserwacji przechodniów, których mijał na chodniku. Wszyscy ubrani w ciepłe kurtki. David zamiast kurtki miał jedynie czarny t-shirt. I ludzie patrzyli na niego jak na kosmitę. Po co miałby owijać się w parę warstw materiału. Nie było mu przecież zimno, nigdy takiego czegoś nie poczuł. I nie poczuje. Wszedł śmiało do kawiarni i rozglądał się uważnie po pomieszczeniu. Cholera. Usiadł przy stoliku, koło okna oraz jakiejś dziewczyny i raz jeszcze rozglądał się po kawiarni. Przy oknie miał najlepszy widok na salę. Nie będzie podchodził do każdego stolika i wypytywał o Chiarie. Może jeszcze nie przyszła? To również możliwe. Albo postanowiła w ogóle nie przyjść. Rozmyślał tak, snując coraz gorsze scenariusze gdy jego wzrok przykuła dziewczyna, do której stolika się przysiadł. Zerknął na nią. Czy to ona? Nie wiedział jak teraz wygląda... Dobra, raz się żyje. Spróbować można. -Chiara?..
Nawet nie zauważyła, że do jej stolika ktoś się dosiadł. Była tak pochłonięta obserwowaniem ludzi za oknem, że w tej chwili nie docierały do niej żadne dźwięki, a jedyną rzeczą, na jaką zareagowała było jej imię. Drgnęła i machinalnie przeniosła wzrok na siedzącego naprzeciwko chłopaka. Nie poznała go. I z całą pewnością, gdyby on do niej nie podszedł, Chiara pomyślałaby, że Ślizgon postanowił jednak nie przyjść. I zapewne jak gdyby nigdy nic wróciłaby do zamku. -O mój Boże, David! -Rzuciła, może ciut za głośno, bo parę osób siedzących nieopodal podniosło wzrok i spojrzało się na nią dość wymownym spojrzeniem, jednak ona się tym za bardzo nie przejęła- odpowiedziała im tym samym. Przecież nie jesteśmy w bibliotece na brodę Merlina! Rzuciła na talerz zjedzone do połowy ciastko, wstała i niemal rzuciła się na starego znajomego. Ona też się stęskniła! Jednak nie zamierzała tego przed nim ukrywać i już po paru sekundach mu to oznajmiła. -Przyznam się, że w życiu bym Cię nie poznała. -Powiedziała, po czym cofnęła się parę kroków i przyjrzała mu się od stóp do głów. Chyba każdy, kto zna Chiarę wie, że dla tej dziewczyny wygląd ma dość duże znaczenie, żeby nie powiedzieć, że bardzo duże. Cóż, taka już jest, jednak walczy z tym, nie myślcie sobie, że nie! Chciałaby nauczyć się nie oceniać ludzi po przysłowiowej okładce i nie wrzucać ich do worków jak robiła to kiedyś. Kto wie, może niedługo jej się to uda. Teraz jednak była z Davidem i niezmiernie się z tego faktu cieszyła. Gdy jeszcze chodziła do Hogwartu, chłopak był dla niej jedną z bliższych osób i pewnie dlatego właśnie do niego postanowiła napisać. Sama nie wie jak i kiedy i czemu poznała się ze Ślizgonem, jednak z biegiem czasu uznała, że była to bardzo dobra decyzja.
Dziewczyna spojrzy na niego jak na wariata, wstanie i odejdzie od tego stolika. Takiej właśnie reakcji się spodziewał. Jednak odetchnął z ulgą. Chiara. Od razu szeroko się uśmiechnął. Przytulił się do niej, wtulając twarz w jej włosy. Tak dobrze, że to ona. Długo się nie wiedzieli... Zdecydowanie za długo! Wszystko będzie trzeba nadrobić! -Szczerze, ja też bym Cię nie poznał.-wyładniałaś. Jednak to postanowił zachować dla siebie. Usiadł, dziewczyna zrobiła to samo. -To teraz, co u Ciebie?-uśmiechnął się lekko i odwrócił wzrok-Myślałem, że już nigdy Cię nie zobaczę.-Miał nadzieję, że nadal będą dla siebie przyjaciółmi. Ale nie był tego pewny. Dużo czasu minęło, zmieniła się. To już nie to samo co kiedyś... Oczywiście, zależało mu na niej, nie musiał tego nawet udowadniać, Chiara dobrze o tym wiedziała. Wiedziała również, że David nie jest najlepszy w opisywaniu swoich uczuć, a tym bardziej w pokazywaniu ich. Było to dla niego prawdziwą mordęgą! Rozejrzał się po kawiarni, ludzie na nich patrzyli. Przewrócił oczami i skupił wzrok na oknie. -Wiesz... chciałbym wiedzieć czy nadal będzie tak jak dawniej.-powiedział nawet na nią nie parząc. Właśnie to pytanie go dręczyło całą drogę tutaj. Czy będzie tak jak dawniej. Chiara była jego przyjaciółką, ufał jej jak nikomu innemu. Była. Czas przeszły. Ale... czy teraz też będzie tak jak wtedy? Na tej przyjaźnie mu zależało. Tylko czy jest o co walczyć. Ciekawy był czy w Chiarze zmieniło się coś więcej. Co z charakterem? Minęło sporo czasu, mogło stać się dużo. Lecz gdzieś tam w środku miał nadzieję, że to nadal jego dawna przyjaciółka.
Chiara też nie wiedziała. Nie wiedziała czy będzie lepiej, gorzej czy może nie zmieni się nic. Chciała jednak, żeby było jak dawniej, w końcu David był dla niej naprawdę ważną osobą. Przyjrzała mu się uważnie gdy oboje usiedli i przypomniała sobie dawne czasy. Bardzo żałowała, że rodzice zdecydowali się na wyjazd do Włoch. Spotkało się to z dużym buntem od strony Chiary i jej braci, jednak w zasadzie nic one nie dały. Mama była zauroczona Italią i gdzieś miała, że zmiana szkoły i kraju dla dziecka jest dość męczącym procesem. -Ja...też się tego obawiałam. Od zawsze chciałam wrócić na studia do Anglii, ale bałam się, że Ciebie już tu nie będzie. -Powiedziała i nagle zrobiło jej się dziwnie przykro. Co by było, gdyby rzeczywiście postanowił nie kontynuować nauki w Hogwarcie? -Szukałam Cię w zamku, ale teraz widzę, że to było kompletnie bez sensu. -Uśmiechnęła się lekko i znów na niego spojrzała. Zmienił się niemal nie do poznania i nikt, kto znał go wcześniej nie może temu zaprzeczyć. Wyprzystojniał, ale ona również tą kwestię postanowiła zatrzymać dla siebie. Kiedyś znała Davida bardzo dobrze, jednak nie wiedziała jaki jest teraz. Równie dobrze mógł się zmienić o 180 stopni, jednak w głębi ducha miała cichą nadzieje, że wcale tak nie jest. -Też chciałabym się tego dowiedzieć. -Odparła i lekko złapała go za leżącą na stole rękę. Szybko jednak ją zabrała, nie wiedząc jaka będzie reakcja chłopaka i trochę się tego obawiając. Zmarszczyła brwi, widząc, że Ślizgon jakby unika jej spojrzenia i przeniosła wzrok na blat stołu. Czuła, że coś go dręczy, jednak nie miała bladego pojęcia co to może być.
Spoczko, u mnie ostatnio też z nią średnio. Chyba muszę się jeszcze rozkręcić.
Słysząc jej słowa odwrócił głowę i spojrzał Chiarze prosto w oczy. W sumie było mu wtedy bardzo przykro, wyjechała z dnia na dzień, bez jakiegokolwiek pożegnania, bez słowa. Może faktycznie musiała szybko wyjechać, może nie było czasu. W końcu wtedy byli jedynie dziećmi, zdani na rodziców. Rozumiał. Jednak nie będzie ukrywał, że to naprawdę go w jakiś sposób zraniło. -A jednak jestem.-wzrok ponownie skupił na widoku za oknem i tylko czasami spoglądał na Chiare. Gdy dziewczyna cofnęła dłoń, David szybko ponownie ją złapał. -Coś nie tak? Już nawet obawiasz się złapać mnie za rękę?-uśmiechnął się krzywo. Kiedyś bez wahania by to zrobiła. Kolejny znak, że coś jest nie tak. Cudownie. -U mnie po staremu.-zbyt dużo nie powiedział, a działo się tyle rzeczy. Jednak powiedział jedynie te cztery słowa. -A co u Ciebie, hm?
Zrozumie, jeżeli będzie jej to miał za złe. Mogła napisać, wrócić na parę dni do Anglii, wytłumaczyć, przeprosić. Mogła zrobic cokolwiek, jednak nie wykonała żadnej z tych czynności. Było jej głupio, najzwyczajniej w świecie głupio. Jednak po przyjeździe do Anglii postanowiła zaryzykować i napisać. Pomyślała wtedy, że w razie czego David nie odpisze. Albo napisze, żeby więcej do niego nie pisała. Stało się jednak inaczej i Chiara bardzo ucieszyła sie z tego powodu. -David, chciałabym Cię przeprosić. Wydaje mi się, że na to zasługujesz.- Spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem, gdy tym razem to on złapał ją zą rękę. Uśmiechnęła się, jednak nadal był to raczej smutny, a nie radosny uśmiech i ona również ścisnęła jego dłoń. -Nie, nie o to chodzi...Chociaż może masz racje. -Ciężko westchnęła i na chwile zamknęła oczy. -Chyba trochę bałam sie twojej reakcji. Coś było nie tak, czuła to i obawiała się dalszego przebiegu tej rozmowy. Nie tak to sobie wyobrażała... -Nic więcej nie powiesz? Nie widzieliśmy się tak długo... -Przełknęła ślinę i wolną ręka odgarnęła kosmyki włosów z twarzy. Była ciekawa ile minie czasu, zanim staną się dla siebie tacy jak dawniej. I czy w ogóle kiedykolwiek się to wydarzy. -Co u mnie. Sama nie wiem, chyba trochę się zmieniłam przez cały ten pobyt we Włoszech. Wcale nie cieszyłam się, że mnie tam wywieźli, wierz mi. -Znów się na niego spojrzała. Tym razem z nadzieją, chciała bowiem, żeby chłopak uwierzył jej, że nie traktowała tego wyjazdu jako wakacji życia. I naprawdę tęskniła.
-To stało się tak szybko...-wzrok wbił w ich splecione dłonie.-Bałaś się mojej reakcji? Chiara, no co Ty!-zmarszczył brwi. Kolejny znak, że się od siebie oddalili. Cholera, tak bardzo chciał aby te dawne czasy wróciły. Ale to niemożliwe. -Żyję, nadal w sumie nie żyjąc.-odparł. W sumie to tak właśnie opisywał swoje życie. Żył jedynie psychicznie. Chiara bardzo dobrze wiedziała jakie to dla niego uciążliwe. Nic nie czuć. Nawet ciepła jej dłoni. -Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wróciłaś.-brakowało mu jej. Bardzo. Przez ten czas rzeczywiście trochę zatarła się w jego pamięci, ale teraz...odczuł to z podwójną siłą. Tęsknotę, której tak dawno nie czuł. O której nawet nie myślał! W końcu sądził, że to już koniec. Ona już nie wróci. Jednak wróciła. Kiedyś wyobrażał sobie co by było gdyby Chiara wróciła. Lecz to było kilka lat temu. Zapomniał. Zapomniał o niej. Okrutne, prawda? Przysiągł, że nie zapomni. Sobie to obiecał. Minęło parę miesięcy i ktoś taki jak Chiara Accardo nagle przestał dla niego istnieć. To smutne. A teraz było mu głupio. Nie wiedział czy dziewczyna również o nim zapomniała, ale raczej nie. Skoro od razu po przylocie do Londynu napisała do niego. Poprosiła o spotkanie. To tylko podkreślało fakt, jak bardzo ważny był dla niej. Delikatnie ścisnął jej dłoń. -To głupie, wiesz?-zaczął-Byliśmy przecież tak blisko, a teraz....teraz nawet trudno się rozmawia!-chyba trochę za mocno ścisnął dłoń Chiary. Powinna zrozumieć, ten chłopak nie wiedział co to znaczy ból. Wiedział jedynie jak zachowują się ludzie, kiedy bólu doświadczają. Tego dowiedział się właśnie dzięki licznym obserwacją ludzi. Jak reagują, ich zachowanie w danej sytuacji, co mówią. I wyuczył się w pewnej części tego, by nie odstawać od reszty.
Niemożliwe? Wszystko jest możliwe, jeżeli się chce. Ta sprawa wymaga jednak dłuższego czasu, przyzwyczajenia się do swojej obecności, do tej drugiej osoby, która niegdyś tak wiele znaczyła, a w tym momencie była jakby dziwnie obca. Jednak nadal nie mniej ważna. Chiara nie pozwoli na to, aby ta przyjaźń się skończyła. Ona nigdy o nim nie zapomniała, chociaż mogło się wydawać inaczej. Często zastanawiała się nad tym co powie chłopakowi, gdy już się z nim zobaczy. Teraz jednak w głowie miała tylko głupie przepraszam. Za zniknięcie bez słowa pożegnania, za napisanie zaledwie 3 listów, chociaż każdy z nich dokładnie pamięta. W jednym starała się jak najdokładniej wytłumaczyć Davidowi sytuację, jednak do tej pory do końca nie wie czy zrozumiał. Miała jednak tylko 14 lat i niewiele do powiedzenia, a jedyną rzeczą, którą mogła zrobić było napisanie nędznego listu. -Wiem, to głupie. -Pokręciła głową jakby chciała wyrzucić z niej wszelkie obawy, które dręczyły ją od dłuższego czasu, jednak na niewiele się to zdało. Utkwiła wzrok w kubku z wciąż parującym napojem i ciężko westchnęła. -Nie wiem co sobie myślałam...Sądziłam, że to będzie łatwiejsze, ale zobaczyłam Ciebie i naprawdę nie wiem co powiedzieć. Jest mi tak głupio. Pamięta swoją reakcję, gdy 12 letni David powiedział jej o swojej chorobie. Z początku mu nie uwierzyła, myślała, że chciał wzbudzić wokół siebie niepotrzebne zainteresowanie. Jednak szybko odkryła, że tak naprawdę niewiele osób wie o jego tajemnicy, a ona dziwnym trafem znalazła się w tej naprawdę wąskiej grupce. Od zawsze mu współczuła. Wie, jaki sprawia mu to ból, nie fizyczny, a psychiczny. -Nienawidzę jak tak mówisz. -Odparła, gdy usłyszała z ust chłopaka słynne "Żyję, nadal w sumie nie żyjąc". Znała tą kwestię nie od dziś. Używał jej niemal od zawsze, mówiąc, że jest to najbardziej trafny opis jego życia. Mimowolnie zmarszczyła brwi, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiała. Zrobiło jej się przykro, mimo, że nie umiała postawić się na jego miejscu. Ona zawsze odbierała wszystko aż za bardzo, ze zdwojoną siłą. Syknęła, gdy David nieświadomie ścisnął jej dłoń tak mocno, że czuła jakby zaraz miał rozkruszyć jej wszystkie kości. Nic nie powiedziała, nie chciała. Zawsze starała się, aby Ślizgon nie czuł się "inny". Wolną ręką rozluźniła nieco jego uścisk i już po chwili poczuła wielką ulgę. Uśmiechnęła się, tym razem całkowicie szczerze, bo mimo wszystko trochę rozbawiła ją ta sytuacja. Ciekawa jak wyglądali z boku.
W pewnym sensie czuł jakby rozmawiał z nieznajomą. Nieznajomą, która była dla niego kiedyś niezwykle bliska. -Też sądziłem, że to będzie... proste. Ale... czuję się tak jakbym Cię nie znał.-powiedział cicho i wzrok skupił na Chiarze, nie chciał tymi słowami jej urazić! Co to to nie. Zawsze mówił jej co czuje, psychicznie. Nigdy nie odważył się kłamać w jej towarzystwie. Za dobrze go znała, od razu zobaczyłaby, że coś jest nie tak. -Ale to przecież prawda.-uśmiechnął się blado. Tymi właśnie słowami opisywał swoje życie. Sądził, że jest to bardzo trafne określenie. Bo jak inaczej nazwać człowieka, który w sumie żyje jedynie psychicznie? Nie zamierzał się teraz użalać nad swoim losem, po co. To i tak nic nie da. Widząc wyraz twarzy dziewczyny, cofnął rękę. Cholera, musi zacząć nad tym panować. Nie miał bladego pojęcia gdzie jest granica, której lepiej nie przekraczać. Skąd miał wiedzieć? Nigdy przecież nie doświadczył czegoś takiego jak ból. I przez to często krzywdził osoby wokół. -Wybacz, naprawdę...-wymamrotał odwracając wzrok. Rozmawiali dopiero od parunastu minut a już prawie zrobił jej krzywdę. Porażka. Chociaż, w dzieciństwie było tak samo. Gdy łapał ją za dłoń, zdecydowanie za mocno. Dlatego starał się unikać jakiegokolwiek kontaktu fizycznego z Chiarą, od tamtego momentu. Ugh, zapomniał. -Może się przejdziemy?-pogoda nadal nie była najlepsza, ale przynajmniej nie padało. Podczas spacerów o wiele lepiej się rozmawia.
Chiara nie czuła się, jakby rozmawiała z nieznajomym, jednak nie można powiedzieć, że ich rozmowa wyglądała jak dawniej. Czuła się trochę...nieswojo i w sumie była trochę skrępowana, ale czy to dziwne? Nie widzieli się parę dobrych lat! Momentalnie zachciało jej się śmiać, gdy pomyślała sobie, że miała nadzieje na normalną rozmowę. Jaka jest głupia! Ciekawe ile minie czasu zanim zaczniemy zachowywać się jak starzy przyjaciele. -Cóż, zapewniam Cię, że AŻ tak bardzo się nie zmieniłam...przynajmniej z charakteru. -Zdawała sobie sprawę, że przez ostatnie 4 lata jej wygląd uległ dość dużej przemianie. Zresztą David sam to przyznał i z trudem ją poznał. -A jeżeli czujesz się jakbyś mnie nie znał to jeżeli polubiłeś mnie te dobre parę lat temu, teraz też to zrobisz. I błagam, przestańmy już być tacy smutni. Powinniśmy się cieszyć, że się w końcu widzimy! -Od zawsze taka była. Nienawidzi się kłócić, smucić, płakać, zresztą za każdym razem stara się znaleźć jakąś dobry i pozytywny aspekt, nawet w najgorszej sytuacji. Miała nadzieje, że właśnie taką zapamiętał ją David, a nie jako straszną przyjaciółkę, która znika bez słowa i Bóg jeden wie co się z nią dzieje. -Nieprawda. -Nie zgadzała się z tym. Nigdy. Wprost nienawidziła jak chłopak tak o sobie mówił i zawsze robiło jej się smutno, że on sam tak o sobie sądzi. Była też na niego zła i za każdym razem, gdy słyszała od niego te słowa aż korciło ją, żeby jakoś przywołać go do porządku. Jednak w walce nigdy nie miała z nim szans i nawet dla zabawy nigdy nie próbowała. Jej marne 157 cm to nic w porównaniu z jego wielkim wzrostem. I chociaż nie wiedziała ile ma dokładnie, oczami wyobraźni widziała, że jak oboje staną koło siebie, będą wyglądać po prostu śmiesznie. -Masz uczucia, nie jesteś robotem. Nigdy nie zgodzę się z tym co mówisz, wiedz o tym. -Posłała mu milutkie spojrzenie, trochę wredne- dała mu tym do zrozumienia, że albo chłopak ma nie mówić w jej towarzystwie tych słów, albo ma się ogarnąć i przestać je wypowiadać w obecności kogokolwiek. Oczywiście, najlepsza byłaby ta druga opcja i Chiara będzie do tego dążyć. Machinalnie uśmiechnęła się na samą myśl i w głowie już zaczęła układać misterny plan. -Nie, nic się nie stało, naprawdę. -Było jej trochę przykro, gdy jako mały chłopiec David ograniczył kontakt fizyczny do absolutnego minimum. Wiedziała, że najzwyczajniej w świecie nie chciał zrobić jej krzywdy, jednak nigdy nie była z tego faktu szczególnie zadowolona. Nie żeby jakoś specjalnie potrzebowała jego dotyku -po prostu było to jednak trochę dziwne. Na pytanie chłopaka przez dłuższą chwilę nie odpowiadała. Zwróciła wzrok w stronę okna i przyglądała się pogodzie. Zastanawiała się czy zaraz nie spadnie deszcz, jednak nic na to nie wskazywało. Zresztą...co się stanie jak trochę zmokną? -Jasne, chodźmy. -Powiedziała w końcu i wstała. Momentalnie zachciało jej się śmiać i czekała aż Ślizgon do niej dołączy. Chciała zobaczyć dokąd mu dosięga- zawsze bowiem była niższa, jednak teraz to była przesada. -Cóż...nie urosłam za wiele przez te lata. -Odparła, po czym zaczęła ubierać płaszcz i zawijać się w długi szalik. Musiała dość śmiesznie wyglądać.
z/t
Ostatnio zmieniony przez Chiara B. Accardo dnia Pią Paź 14 2016, 22:32, w całości zmieniany 1 raz
-To się okaże.-odparł uśmiechając się blado. Nie rozmawiali ze sobą zbyt długo. Nie mógł stwierdzić, że zupełnie nic się nie zmieniło. Do tego potrzebował czasu... -Prawda.-nigdy nie lubiła gdy tak opisywał swoje życie, wiedział o tym. Ale przypomniało mu się to dopiero teraz, kiedy to już powiedział. Ups. No cóż, bywa. David jednak uważał, iż jest to jak najbardziej trafne określenie. Może rzeczywiście trochę to przykre, ale idealnie opisujące jego życie. Idealnie. -Ech, nie powinienem.przygryzł lekko dolną wargę. Powinien bardziej stosować się do swoich zasad. Musi zwracać uwagę na nawet niewinnie ściśnięcie dłoni. To irytujące. Bać się nawet niewinnego ściśnięcia dłoni! Lecz Chiara bardzo dobrze wiedziała, że David wolał być ostrożny. Naprawdę nie chciał sprawić dziewczynie w jakikolwiek sposób bólu. Przez własną głupotę i rozkojarzenie. Wstał i czekał aż Chiara się ubierze. Uśmiechnął się pod nosem oraz poczochrał jej włosy. -Chodź, krasnoludku.-
Wiadomo, że studia to trudny czas w życiu każdego. Głównie ze względu na ilość nauki, jaka jest wtedy nakładana na uczniów. Lucy już się do tego przyzwyczaiła, w końcu to nie jej pierwszy rok, ale wiadomo, że każdemu przydałaby się kiedyś przerwa, choćby krótka. Dziewczyna miała jednak wrażenie, że od początku roku ma dwa razu, więcej pracy niż wcześniej. Nie, żeby miała jakieś okropne problemu z nauką, czy nauczycielami, ale już od jakiegoś czasu prawie nie miała czasu dla siebie. Non stop tylko szkoła i praca, zresztą tak było i tym razem. No może nie do końca. Malarstwo, może nie było jej stałą pracą, a dorywczym zawodem sprawiającym jej wiele przyjemności, ale zawsze się liczy. Z przyjemnością weszła do przytulnej herbaciarni i wzięła głęboki wdech delektując się zapachem ciasta i kawy. Podeszła do lady i przystanęła na chwilę, przeglądając kartę. Wszystko było tak cudowne, że nie mogła się na nic zdecydować. W końcu wybrała Syrenie Latte, jej ulubioną kawę i usiadła w kącie. Uwielbiała ten cierpki smak na języku. W przeszłości nie potrafiła się obyć, bez porannej kawy do śniadania, a jeśli w któryś dzień jej nie wypiła to potem przez cały dzień była przymulona i nie potrafiła się na niczym skupić. Obecnie jednak przez natłok obowiązków nie starczało czasu na takie przyjemności i piła kawę czysto okazjonalnie. Tak jak dziś. Bardzo miłe miejsce wybrała. Pomyślała Lucy rozkoszując się doskonałym smakiem napoju i cały czas spoglądając na drzwi, w oczekiwaniu na osobę, z którą miała się spotkać.
Leda nieświadomie roztaczała wokół siebie bliżej nieokreślony urok, który powodował, że większość osób nagle zaczęła optymistycznie podchodzić do życia. Niektórzy pozostawali na to obojętni - zaczynała się zastanawiać czy przypadkiem jej mama nie miała racji, mówiąc, że kiedyś miały w rodzinie przodków wili. Raczej sceptycznie podchodziła do tej informacji uznając, że po prostu ma tak miłe usposobienie do życia, zamiast wymyślonego uroku. Tego dnia umówiła się ze swoją starszą znajomą w kawiarni, dochodząc do wniosku, że przebywanie w zamku na dłuższą metę jest porównywalne z zamknięciem w klatce a ona jako człowiek wolny, musiała tę wolność odczuwać, choćby przez spacer do magicznej wioski. Pech chciał, że spóźniła się kilka minut, chociaż nigdy tego nie robiła i przeważnie była na miejscu wcześniej. Jednak po drodze zainteresowała się gniazdem ptaków, które prawdopodobnie spadło z drzewa. Kochała naturę, kochała zwierzęta, więc nie mogła tego tak po prostu zostawić i przejść obok - akcja ratunkowa zajęła jej trochę więcej czasu, niż myślała, ale uznała, że przecież nie można się na nią pogniewać o niesienie pomocy zwierzątkom. Gdy tylko dotarła na miejsce, z szerokim i urokliwym uśmiechem podeszła do Lucy, cmokając ją w policzek na powitanie. - Wybacz, ratowałam mali ptaszki, których gniazdo spadło z... dereva? Takiego przy drodze, o tam! - Rosjanka czasami w emocjonalnym uniesieniu zapominała niektórych angielskich słów, ale uważała, że Krukonka domyśli się o co jej chodzi. Chociaż "mały" i "drzewo" po rosyjsku brzmiały zupełnie inaczej niż po angielsku. Leda z kolei zapomniała, że dalej stoi, machając dziewczynie rękami przed nosem, dlatego szybko zreflektowała się; najpierw ściągnęła z siebie płaszcz, pozostając w ubraniach, które kompletnie nie pasowały do angielskiej, zimnej jesieni i wywoływały gęsią skórę na ciele innych a potem niemal pobiegła do lady, żeby zamówić sobie chochlikowe cappuccino. Nie chciała, żeby Krukonka dłużej na nią czekała. - Jak się masz, Lucy? - spytała, kiedy nareszcie usiadła obok.
Może i Lucy czekała tylko parę minut więcej, ale i tak poczuła, że powoli ogrania ją nuda. Od ciągłego śpieszenia się gdzieś i życia w biegu, bardzo dłużyło jej się takie nic nie robienie. Nawet króciutkie. Z radością, więc ujrzała w drzwiach znajomą buźkę. Poprawiła niesforny kosmyk spadający jej na twarz i uśmiechnęła się delikatnie. Lubiła Ledę. Dziewczynka roztaczał wokół siebie dziwną, niezidentyfikowaną aurę. Lucy była wrażliwa na takie rzeczy i już dawno zauważyła, że wiele osób obraca się za Ledą, gdy dziewczyna idzie. Krukonka uznała po prostu, że to wina jej nieprzeciętnej urody. Nie wyjaśniało to jednak lekkiego polepszenia humoru i uśmiechu na twarzy zawsze, gdy w pobliżu pojawiała się puchonka. Lucy już kiedyś się nad tym zastanawiała, ale nie doszła do żadnego związku. Krukonka była jak najbardziej zwyczajna. Taką się przynajmniej widziała. Okropnie, aż do bólu przeciętna. Nie miała długich, blond włosów, którymi mogłaby z wdziękiem zarzucać, ani idealnej figury. Nie czuła jednak z tego powodu strasznego żalu. Dobrze malowała i miała świetną pracę, to jej wystarczało. Gdy dziewczyna podeszła Lucy odwzajemniła całusa w policzek. Musiała się mocno skupić, by zrozumieć o co chodzi Ledzie, przez jej silny rosyjski akcent i niektóre, niezrozumiałe słowa, trudno było ją zrozumieć, lecz domyśliła się o co chodzi. - Nie ma sprawy - powiedziała, mając na myśli przeprosiny za spóźnienie i zapominając o chwilowym znużeniu. Prawdopodobnie na miejscu Ledy zrobiłaby dokładnie to samo i też zaczęłaby ratować ''mali ptaszki''. - Dobrze, tylko to zimno jest potworne, a ma być jeszcze gorzej. A u ciebie? - powiedziała i spojrzała ze zdziwieniem na lekkie ubranie Ledy. Sama również zdjęła kurtkę, ale dalej była ubrana w ciepły, gruby, biały golf, dzięki któremu przypominała misia polarnego. - Dzięki, że zgłosiłaś się na modelkę do portretu.
Leda uśmiechnęła się szeroko, spoglądając na swoją towarzyszkę w chwilowym zamyśleniu. Nie rozumiała zdziwienia w jej oczach, gdy ta zlustrowała wzrokiem jej strój. Przecież było ciepło. To znaczy, w odczuciu Rosjanki rzecz jasna, angielska pogoda była niczym w porównaniu z pogodą w jej rodzinnym miasteczku. - Wszystko w porządku, zastanawiam się co będę robić przez święta - odparła krótko, przesuwając palcem wokół rantu swojego kubka z kawą, której chwilę potem skosztowała. Lubiła pijać kawę w tym miejscu, chociaż prawdopodobnie nie różniła się niczym od napojów w innych kawiarniach. Jednak to miejsce miało w sobie urok, który zawsze ją przyciągał. Dlatego też był to jej pierwszy wybór. Dziewczyna wyprostowała się, uśmiechając się na ostatnie słowa Krukonki. - Nie ma problemu, Lucy - wymówiła jej imię ze śmiesznym wschodnim akcentem a potem zgarnęła blond pukle włosów za ramiona. Leda sama malowała, więc wiedziała jak ważna jest odpowiednia modelka. Cierpliwa przede wszystkim, bo sam proces malowania nie trwał pięciu minut a nawet dwie godziny. I schlebiało jej to, że chciała ją namalować. Z tylu dziewcząt w szkole wybrała akurat ją - to było niemałe wyróżnienie. - Masz konkretny... pooo..pomysł? - krzywiąc się przeciągnęła ostatnie słowo, zapominając jak się je wymawia po angielsku. Musiała poćwiczyć mowę i powtórzyć słowa albo przestać używać rosyjskiego, gdy tylko miała okazję. - Na portret, kiedy chcesz zacząć? - kontynuowała, spoglądając spod wachlarza rzęs na swoją koleżankę. - Możemy nawet dzisiaj! Tylko wypijemy kawę, smakuje ci? - uśmiechnęła się wesoło, kierując wzrok w kierunku lady. - Musisz koniecznie spróbować ciasteczek. Są przepyszne, korzenne. Lubisz smak świąt, Lucy? - entuzjastycznie nastawiona nie wiedziała co ze sobą zrobić. Nie umiała usiedzieć w miejscu, kiedy było tyle rzeczy do zrealizowania.
Lucy nie wiedziała jakim cudem ludzie mogli mieszkać w Rosji, a tym bardziej na jakiejś cholernej, zimnej Syberii. Za młodu była pewna, że nic tam nie ma. Wtedy w jej umyśle rysowało się wielkie pustkowie, na którym mieszkali ludzie w małych miasteczkach i w jeszcze mniejszych domkach i co dzień przebijają się przez pół metra śniegu. Trzeba przyznać, że jej pogląd i wiedza na temat Syberii była dość ograniczona. Na szczęście od tamtego czasu dziewczyna zdążyła się dowiedzieć, że wcale to tak nie wygląda. W końcu to tylko Rosja, a nie jakaś Antarktyda. - Ja też. Pewnie pojadę do domu, jak zwykle. Ty nie? - powiedziała Lucy, ciągnąc tą niezobowiązującą rozmowę. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że mogło to być niezbyt taktowne pytanie. No bo co jeśli Leda miała jakieś problemu w domu? Nie były, aż tak blisko, żeby wiedzieć o sobie takie rzeczy. Krukonka w razie czego nie chciała poruszać drażliwego tematu. Sama nigdy nie miała takich problemów. Jej spora familia – przynajmniej w większości – była pomocna i opiekuńcza oraz dobrze się między sobą dogadywali. Zresztą musieli, żeby ogarnąć cały rezerwat, żeby nie było więcej żadnych problemów. Pokiwała głową na słowa dziewczyny, nim odpowiedziała. Oczywiście już trochę myślała nad obrazem i miała parę pomysłów. - Po pierwsze chciałabym, żeby była tam cała twoja sylwetka. Niech to będzie coś delikatnego, letniego lub wiosennego. Możesz mieć na sobie sukienkę. Staniesz bokiem lub tyłem z twarzą obróconą do przodu – opisała dość chaotycznie, to co miała na myśli, mając nadzieje, że Leda zrozumie. - Chyba, że masz jakiś inny pomysł, to mów śmiało. To w końcu ty będziesz na obrazie. Lucy była otwarta na propozycje. Sama chciała przede wszystkim podkreślić jej subtelną urodę i kobiecość. - Nie, dzisiaj nie dam rady. Poza tym myślę, że przed malowaniem trzeba by się spotkać jeszcze raz. Ja zrobię jakiś wstępne szkice i ustalimy wszystko dokładniej – przy tłumaczeniu wszystkiego, jak zawsze żywo gestykulowała. Machała entuzjastycznie rękami i o mało nie potrąciła kubka z kawą. Lucy coraz bardziej udzielała się energia Ledy, a jej uśmiech stał się jeszcze szerszy. Czuła się w towarzystwie młodszej Puchonki naprawdę swobodnie. - Moja jest pyszna. Chcesz spróbować? - powiedziała podsuwając koleżance bliżej swój kubek. - Och uwielbiam je, zawsze na święta jem ich masę. A jadłaś tutejszą szarlotkę? Jest pyszna.
Lucy nie myliła się całkowicie myśląc, że w dalszej części Rosji nie ma nic a nic, poza pustkowiem. Bo w zasadzie to było pustkowie z małymi wioskami rozstawionymi sporo od siebie i nomadami, którzy hodowali sobie wesoło renifery. Z drugiej strony ona była spod Nowosybirska a to miejsce było trzecim pod względem liczby mieszkańców zaraz po Moskwie i Petersburgu. Nie przyznawała się jednak, że pochodzi z wioski, chcąc uniknąć szyderczych komentarzy, ale też nie wypierała się, kiedy ktoś zapytał wprost. Wyrwana z chwilowego zamyślenia, spojrzała rozmarzonym wzrokiem na Krukonkę. - Pewnie pojadę. Ale wszystko będzie przygotowane na mój przyjazd a tego nie lubię, wiesz? Chciałabym sama dekorować choinkę, pakować prezenty i wszystko... - westchnęła przypominając sobie, że odkąd mieszkali w Londynie cała magia świąt prysła. Nie radowały jej tak jak dawniej, kiedy byli we troje. Uśmiechnęła się w końcu wesoło, zabierając się za popijanie swojej kawy. Przy okazji słuchała uważnie tego co do niej mówi. - Lucy, ty jesteś artystką. To twój pomysł i wykonanie - odparła początkowo, przypominając jej, że modelka nie powinna decydować. Na sam pomysł się zgodziła, zresztą, godziła się na wszystko. Nawet gdyby zaproponowała jej akt, to pewnie też by się zgodziła. Kąpała się nago w jeziorze szkolnym, nie widząc w tym nic złego, to czemu obraz miałby być czymś złym? Wyprostowała się czując, że powoli się garbi a niedoszłej balerinie chyba nie wypadało. - Haraszo, to znaczy, w porządku, Lucy - chciała zaproponować jej pomysł z nagim malunkiem, ale wyraźnie się zawahała. Przypatrując się Krukonce spod wachlarza długich, ciemnych rzęs rozważała, czy powinna. Bo przecież się nie znały, więc mogła się obrazić. W końcu jednak wbrew swoim wcześniejszym słowom zaryzykowała i z szerokim uśmiechem zaczęła: - Możemy też zrobić nagi malunek. Nie tak dosadnie, oczywiście. Ale sukienka może być lekko prześwitująca, opadając z ramienia - próbowała wyłapać na twarzy towarzyszki jakąkolwiek zmianę, reakcję, zgorszenie, jednak nie dostrzegła nic podobnego. Za kawę podziękowała, pokazując swój kubek.
Lucy lubiła święta. Zawsze było miło wrócić do rodzinnego domu w Dolinie Godryka. Znowu spotkać swoje liczne rodzeństwo i rodziców. W roku z nawału zajęć nie nie miała wielu okazji, żeby się z nimi spotkać, a już na pewno nie ze wszystkimi naraz. Dodatkowo ta miła atmosfera, tworzona dzięki dawania prezentów, śniegu za oknem i tym wszystkim rzeczom które się z tym łączyły. Choć za pewne dla Rosjan śnieg nie był niczym szczególnym. Nie miała nigdy nic przeciwko ludziom mieszkającym w wioskach. Ona sama pochodziła przecież z dość małej magicznej mieściny położonej na południe od Londynu. - Rozumiem. Ale przynajmniej ominie cię przedświąteczna gorączka. Nie lubię tego całego bieganie za choinką, ostatnich poprawek i co gorsza gotowania. A pakować prezenty możesz też i tu – powiedziała, wzruszając lekko ramionami. O ile same święta były super, to wcześniejsza gorączka zdecydowanie nie była dla Lucy. Szczerze mówiąc rozważała namalowania aktu, a nawet sporo o tym myślała - oczywiście ze względów czysto artystycznych - lecz trochę stresowała się zaproponować to Puchonce. Uznała to za najciekawszą formę ukazania ludzkiego ciała. Nie chciała jednak jakoś na siłę jej rozbierać, czy coś w tym rodzaju. Leda wydawała jej się tak niewinna, że głupio jej było składać takie propozycje. Gdy jednak usłyszała słowa dziewczyny bardzo się ucieszyła, a jej oczach zatańczyły tajemnicze iskierki. Lekko prześwitująca sukienka to świetny pomysł, ale Krukonka chciała zaproponować trochę więcej. - Świetny pomysł. Ale może by pójść krok dalej... Co byś powiedziała na akt? - powiedziała delikatnie cały czas czujnie obserwując koleżankę. Miała fantastyczną modelkę i nie chciałaby jej stracić przez urażenie jej w jakiś sposób.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
James już dawno nie widział się z @Li Na, a kiedy ostatnio zobaczył ją z jakimś tajemniczym, nieznanym mu Ślizgonem, uznał, że czas na rozmowę. Dobrze wiedział, jaka była przeszłość Li i jak bardzo łączyła się ona z uczniami Slytherinu, więc głównym celem ich spotkania, był fakt, że Jem chciał przemówić Puchonce do rozsądku i odradzić kontaktów z tamtym chłopakiem. Wysłał jej list, z zapytaniem, czy nie mogliby się spotkać któregoś dnia w Kawiarni Solace. Szczerze mówiąc, trochę też się za nią stęsknił. Ostatnimi razy rzadko kiedy widywali się w Hogwarcie, ani też nie korespondowali ze sobą, więc taki wypad z Li na kawę uznał za dobry pomysł. Gdy wszedł do kawiarni, nie ujrzał zbyt wiele osób, można powiedzieć, że tym razem było to raczej wyludnione miejsce. Usiadł przy jednym ze stolików przy oknie i rozebrał się z tych wszystkich warstw swetrów, kurtek, czapek i szalików. Właściwie, dopiero odkąd dostał od Mikołaja szalik z logo Ravencalwu zaczął ubierać się odpowiednio do pogody, choć nadal nie nauczył się, że kiedy wychodzi się na przerwie w pracy na papierosa, też należy się ubrać, bo pogoda na zewnątrz tego wymaga. Lubił tę kawiarnię, bo czuł się w niej trochę, jak we własnym domu. Intensywny zapach świeżo zmielonej kawy, grająca w tle muzyka... Uznał, że skoro Li nie widać na horyzoncie, podniósł swoją wysłużoną już torbę, leżącą obok beżowego fotela, na którym siedział, wyjął z niej czarny podręcznik z kociołkiem na okładce i zagłębił się lekturze.
Można powiedzieć, że dziewczyna nieco się zdziwiła z listem od Jamesa. Kurde ile to oni się już nie widzieli? Przyjaźnili się, ale od jakiegoś czasu nie mieli dla siebie odpowiednio czasu, ażeby się spotkać i porozmawiać. James był naprawdę cudownym chłopakiem, kiedyś chciała nawet coś z nim spróbować, ale nie chciała zepsuć tej przyjaźni. To była jedyna przyjaźń damsko męska w jej repertuarze. Nie należeli do tych samych domów, ale od małego spędzali ze sobą naprawde bardzo dużo czasu. Tęskniła za nim to normalne, nie jak za kimś więcej tylko jak za przyjacielem. Wiele sobie mówili, jednak Li o swoich nadprzyrodzonych zdolności nic mu nie mówiła, miała na myśli tutaj swoją zdolność animagii. Po co mu to wiedzieć? Niekiedy zastanawiała się czy aby nie powinna mu o tym powiedzieć. Jednak czy to miałoby jakikolwiek związek, znaczenie? Wujek odradzał jej konsultowania się z kimkolwiek innym. Wiadomo nie była zarejestrowanym animagiem, więc kto wie jakie poniosłaby tego konsekwencje. Więc wolała jak na razie ugryźć się w język i nikomu nie mówić, ale jeżeli będzie miała ochotę o tym komuś powiedzieć z pewnością będzie to ten uroczy krukon. Więc po określeniu daty i miejsca spotkania udała się tam. Możliwe, że mogła się trochę spóźnić, ale na pewno nie zapomnieć o przyjacielu. Z nim łączyła ją naprawdę bardzo zażyła relacja. Gdy tylko doszła do określonego miejsca rozejrzała się w poszukiwaniu krukona i ujrzała go. Ciekawiło ją jaki był powód ich spotkania. Czyżby się za nią tylko stęsknił czy coś się stało? Podeszła i zasiadła naprzeciwko niego. - Cześć James. - mruknęła do niego na przywitanie. Wydoroślał? Może trochę, od jakiegoś czasu widywała go jedynie na szkolnych korytarzach nic poza tym.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- Hej Li! - przywitał się, uśmiechając ukradkiem. Zanim dziewczyna usiadła na swoim fotelu, wstał ze swojego pospiesznie i przytulił ją delikatnie. Wyglądała naprawdę dobrze... Czuł się, jakby nie widział jej od lat i miał wrażenie, że znacznie się zmieniła. Po chwili wrócił na swoje miejsce, pozwalając dziewczynie się rozebrać i usiąść przy stoliku. Gdy teraz przyszło mu z nią porozmawiać, sam nie wiedział, co chciałby jej powiedzieć. Schował swoją książkę do torby, nawiązał kontakt wzrokowy i spytał: - Coś ciekawego dzieje się u ciebie? Dawno się nie widzieliśmy. - powiedział. Chwilę po tym, do ich stolika podeszła jakaś młoda dziewczyna i spytała, co chcieliby zamówić. - Ja poproszę o Bazyliszkowe Macchiato i ciastka do kawy... A ty Li, co sobie życzysz? - spytał, wysyłając jej porozumiewawcze spojrzenie, które mówiło "Zamów na co masz ochotę, tym razem to ja płacę". Kelnerka przyjęła od nich zamówienie i nareszcie można było zacząć rozmowę. Sam nie wiedział, jak to rozpocząć, więc postarał się zacząć dość delikatnie. - Jak z twoimi przyjaciółmi? Wszystko okej? Bo ostatnio widziałem takiego dziwnego chłopaka, chyba ze Slytherinu i zastanawiałem się, czy się przyjaźnicie, bo rozmawialiście... - próbował powiedzieć to delikatnie, ale wyszło, jak wyszło, trudno. Jednak w jakimś celu ściągnął ją przecież dziś, tu i teraz. Musiał z nią o tym porozmawiać, bo nie chciał, żeby przez tę relację Li cierpiała... Znów.
Z Jamesem bardzo dobrze jej się rozmawiało, zdawało jej się jakby sama ze sobą rozmawiała. Byli do siebie naprawdę na pozór bardzo podobni. A można powiedzieć, że jest to niemożliwe, bo jednak Li jest kobietą, a on mężczyzną, a jednak. W wielu kwestiach zgadzali się ze sobą całkowicie, chociaż nie raz były między nimi spory, ale szybko zostały zażegnane, oni tak naprawdę nie potrafili się na siebie długo gniewać. Nawet teraz. Li powinna być na niego zła, że tak długo się do niej nie odzywał, ale przecież i ona mogła się pierwsza do niego odezwać. Dlaczego tego nie zrobiła? Czekała na jego ruch, nie chciała się w pewien sposób narzucać więc wolała sobie dać spokój, no ale nie ma co do tego wracać, bo teraz doszło do ich spotkania i mogli w końcu na spokojnie ze sobą porozmawiać. Już miała odpowiedzieć, kiedy do stolika podeszła młoda kobieta. - Smocze esspreso poproszę. - mruknęła do kobiety. Jak pewnie większość jej przyjaciół wie, że dziewczyna uwielbia smak i zapach kawy, dlatego nie powinno to nikogo dziwić, że dziewczyna zamówiła sobie akurat to. Ale jeżeli chodzi o jedzenie to na razie nie była głodna. - U mnie nic ciekawego się nie dzieje. Poza tym, że jest pochłonięta nauką. - powiedziała do niego, chociaż mógł stwierdzić po jej mimice twarzy, że nie mówi prawdy, bo ostatnio nauka schodziła na dalszy plan, ale co miała mu powiedzieć? Że większość czasu gania po zakazanym lesie w postaci wiewiórki? Gdy James przeszedł do sedna sprawy niemal osłupiała. A skąd on o nim wiedział? Przecież chyba nikt ich nie obserwował? A może jednak? Wiele pytań plątało się jej w tym momencie po głowie, a odpowiedzi ani jednej. - A skąd o tym wiesz? Marcel i ja tylko rozmawialiśmy, wpadliśmy na siebie gdy... No nie ważne... - mruknęła zakłopotana, o mały włos się nie wygadała co tak naprawdę robiła. Chociaż z jednej strony miała niesamowitą ochotę powiedzieć Jamesowi jakie to zdolności posiada drobna dziewczyna z Hufflepuff. Może jednak jemu warto o tym powiedzieć? Zawsze to jest jakieś wsparcie, ufała mu i wiedziała, że nikomu by chyba o tym nie powiedział.