Kawiarnia idealna dla pasjonatów kawy i dobrej muzyki. Od razu gdy wejdziesz do Oazy poczujesz się spokojny i odprężony. W powietrzu unosi się cudowny zapach świeżo zmielonej kawy. Małe, okrągłe stoliki z ciemnego drewna zwrócone są ku tyłowi kawiarni gdzie znajduje się mała scena dla ewentualnych muzyków chcących jeszcze bardziej umilić czas spędzony w tym miejscu. Wokół pomieszczenia stoją beżowe sofy, a najwięcej przy scenie, dla tych, którzy wolą wygodnie usiąść i posłuchać muzyki niż siedzieć przy stoliku. Dla pragnących napić się czegoś mocniejszego w mniejszym, oddzielnym pomieszczeniu widnieje barek, który obsługuje pewien młody, przystojny barman. W Oazie można spokojnie usiąść, pomyśleć, spotkać się z przyjaciółmi, napić się wielu rodzajów kaw i zjeść deser. Przydymione światło nadaje pomieszczeniu jeszcze bardziej specyficzny nastrój. Gdy już tam wejdziesz nigdy nie będziesz chciał wyjść.
Prześlizgiwał leniwie spojrzenie od jednej strony menu do drugiej, nie potrafiąc szybko podjąć odpowiedniej decyzji. Wiele pozycji z menu znał, zwłaszcza, gdy przyszło mu do zapoznania się z tym dotyczącym kawy, chociaż wcale nie kojarzyły mu się dobrze. Zapach palonych ziaren niemalże natychmiast przywodził mu na myśl nie uczucie odprężenia czy relaksu, jak to bywało w przypadku innych, a powodował stres i nagłą chęć zmiany planów. Pijał napoje kofeinowe tylko wtedy, gdy przychodziło mu do uczenia się do egzaminów lub ogólnie określanej nauki „czegoś nowego”, na przykład gry na fortepianie, której nigdy jednak nie opanował czy rozprawiania nad logiką rozstawiania namiotu bez pomocy różdżki. Między jego jasnymi brwiami pojawiła się mikroskopijna zmarszczka, jak zawsze gdy się czymś martwił lub wspominał niemiłe incydenty, lecz szybko zniknęła, bo w tym czasie, w którym on zastanawiał się co zamówić, dosłyszał szczęk zamka i ciche skrzypnięcie klamki. Drzwi otworzyły się, a Rience oderwał spojrzenie od menu, aby przesunąć je na wchodzącą o środka jasnowłosą dziewczynę w czarnej sukience i wysokich butach. Opuścił powoli kartę na stolik, a na jego twarzy wykwitł przyjazny i zachęcający, ale być może też odrobinę onieśmielający uśmiech, którym uraczył ją szczodrze kiedy wstawał z miejsca, aby odsunąć jej krzesło niczym prawdziwy dżentelmen. Takie szczegóły były dla niego ważne. Gdy już z kimś się spotykał, chciał aby ich wspólnie spędzany czas został zapamiętany jak najprzyjemniej, a w takich sytuacjach chyba sprawdza się zasada od szczegółu do ogółu, dzięki której mógł zbudować pozytywną atmosferę poprzez podobne odsunięciu krzesła detale. Zajął ponownie swoje miejsce, aby w spokoju wysłuchać słów, jakie wyrzucała z siebie przez delikatne, pełne wargi, a jego spojrzenie leniwie przesunęło się od nich wprost na jej oczy, jakby swoim spojrzeniem chciał zmusić ją do tego, aby i ona skoncentrowała swoje na nim. - Witaj. - zaczął miękko, kreśląc niewielkie kółka palcem na wciąż otwartym menu. Robił to raczej w zamyśleniu, niż w sposób zamierzony. - Zawsze warto poszerzać swoje horyzonty. Cieszę się, że Ci się podoba. Wygiął wargi w lekkim, niezobowiązującym uśmiechu i dodał: - Hogsmeade skrywa w sobie jeszcze wiele tajemnic. Po tych słowach i zarejestrowaniu ruchu mającego ułożyć we właściwy sposób jasną grzywkę układającą się przez chwilę nieco niesfornie, utkwił wzrok właśnie we włosach Amelii. - Masz piękne włosy. - powiedział, po czym na chwilę zamilkł, jakby zdając sobie sprawę z tego, że powiedział to na głos - Trochę takie jak ktoś ważny w moim życiu. Są naturalne? No cóż, może to nie był zbyt fortunny temat na pierwsze spotkanie, ale słowa wypłynęły z niego szybciej niż zdążył pomyśleć o tym co robi. Ponownie skupił wzrok na menu, po czym wymownie rozejrzał się po sali, chcąc tym samym ściągnąć na siebie spojrzenie obsługi. - Więc czemu nie możesz przestać myśleć o moich dziwnych oczach? - zapytał nagle, bardzo ciekaw odpowiedzi, gdy już skierował ponownie spojrzenie na Amelię i uśmiechnął się rozbawiony, najpewniej z tego, że bardzo dosłownie przytoczył fragment jej listu, jaki niedawno otrzymał, a który dobrze pamiętał.
Panna Wotery uśmiechnęła się grzecznie do chłopaka, gdy ten odsunął jej krzesło. Kiedyś spojrzałaby na niego krzywo, mówiąc, że sama potrafi poradzić sobie z tak prostą czynnością jak odsuwanie krzesła, jednak dzisiaj, kiedy była już przyzwyczajona do takich uprzejmości, jedynie kiwnęła głową w podziękowaniu zajęła miejsce, starając zrobić się to z jak największą gracją, co chyba całkiem dobrze jej się udało. Nie potknęła się, nie zahaczyła o nic sukienką, nie uderzyła w krawędź stołu. Wieczór zaczął się dla niej zaskakująco pozytywnie. Nie chciała jednak zdradzać, jak bardzo jest zadowolona z tego, że jej niezdarność nie dała dziś o sobie znać, więc skupiła się na przeglądaniu karty i uśmiechnęła się szeroko, gdy już wiedziała, co ma zamówić. Syrenie Latte i porcja lodów były tak bardzo kuszące, że Amelia nie potrafiła się im oprzeć. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu kelnera, lecz gdy nigdzie go nie znalazła, musiała wreszcie przenieść swój wzrok na Rienca. Ciężko było jej to przyznać, ale nie mogła patrzeć na niego zbyt długo. Zapominała wtedy co ma powiedzieć, a jej twarz robiła się wręcz czerwona. Westchnęła cicho i zabrała się za klejenie jakichś zdań, czasami brzmiących nie do końca logicznie. - Nie wątpię. Szkoda, że nie wszyscy mają ochotę, aby je odkrywać - rzuciła lekko, nawiązując do jej znajomych, którzy woleli raczej Londyn niż tą małą, czarodziejską wioskę. Ona osobiście chętnie zamieszkałaby tutaj po ukończeniu szkoły. Niestety, jeden dom już miała i znajdował się on w Londynie. Mimo że dostała go "w spadku" po Gabrielu, to chciała w nim mieszkać. Był cudowny, wielki, dokładnie taki, o jakim zawsze marzyła w młodości. Odtrąciła jednak od siebie bolesne wspomnienia i przez moment skupiła się na palcach Rienca, zataczających kółka po karcie dań. Przełknęła ślinę, starając sobie nie wyobrażać jego palców na jej dłoni. Musiała skupić się na czymś innym, jeśli chciała wyjść żywa z tego ich spotkania. - Mam nadzieję, że nie dlatego zgodziłeś się ze mną spotkać - zaśmiała się cicho, ale po chwili dodała odpowiedź na jego pytanie: - Tak, są naturalne - uśmiechnęła się przyjaźnie. Już, już chciała dodać od siebie coś błyskotliwego, gdy chłopak wyskoczył z kolejnym pytaniem, a ona poczuła, jak krew w jej ciele zaczyna się gotować. Na policzkach miała teraz dość spore rumieńce, a swoim pytaniem Krukon sprawił, że panna Wotery podniosła na niego wzrok i spojrzała prosto w oczy. Był to ogromny błąd, bo teraz nie mogła wykrztusić z siebie słowa. - E.. no.. tego.. miała nadzieję, że wiesz.. że Ty mi odpowiesz na to.. e.. pytanie - po tym, co udało jej się wreszcie powiedzieć, odwróciła wzrok i poczuła się tak, jakby ktoś zdjął z niej jakiś urok. Cholera. Czy właśnie tak będzie się przy nim czuła do końca życia?
Cudownie, jaka piękna para zaszczyciła nas swoją obecnością. On z pewnością jest potomkiem wili, ale ona? Jest tak samo piękna i nie do uchwycenia jak on. Ciekawe jak wyglądałyby ich dzieci? Wiadomo, do najbrzydszych nie należę, ale z pewnością do tego faceta wiele mi brakuje. Boże, że też akurat ja muszę iść ich obsłużyć. Nie jestem przyzwyczajony do przebywanie w towarzystwie nadnaturalnie pięknych. Chapman, uspokój się i weź się w garść, z pewnością nie chcesz stracić tej pracy już w jej pierwszym dniu, co? Tak więc Tanner ruszył wolnym krokiem do stolika, zabierając ze sobą mały notesik i pióro, coby szybko naskrobać zamówienie i jeszcze szybciej wrócić za ladę, gdzie czuł się odrobinę pewniej niż na sali. Nie znał jeszcze wszystkich zakamarków tej kawiarni ani ludzi, którzy tu przychodzili. Z podziwem patrzył na drugiego sprzedawcę, który miał pokazać mu wszystkie tajniki ich sprzedaży. Doskonale wiedział, co kto zamówi i tak właściwie nie musiał nawet zbierać zamówienia. Czuł się w tej pracy jak ryba w wodzie - w przeciwieństwie do Chapmana, który chciał jak najszybciej opuścić ten lokal i udać się do zamku. Trudno. Czas na małą grę aktorską. - Dzień dobry. Czy mógłbym już przyjąć Wasze zamówienie? - na twarzy Tanner'a pojawił się uśmiech firmowy numer jeden, którego nauczył się specjalnie na potrzeby kawiarni Solace. Jego głos brzmiał przyjemnie i zniknęła z niego nutka pogardy, z którą zawsze zwracał się do osób, które nie są jego znajomymi. Stał się taki z pewnością tylko podczas godzin pracy w kawiarni, jednak to zawsze coś, prawda? Taktownie spojrzał najpierw na białowłosą dziewczynę, która wyglądała jakby zaraz miała stanąć w płomieniach. Spokojnie, dziewczyno. Nie masz się czym przejmować, dorównujesz mu w byciu idealną. Jeśli ten piękniś ma się z kimś związać, to z pewnością będzie to ktoś, kto wygląda równie dobrze jak on sam. Nie możesz jednak czuć się taka skrępowana, bo to niszczy Twoje szanse na szczęśliwe zakończenie. Dobry wujek Tanner Ci to mówi.
Nie potrafiłby się zachować, gdyby komuś przeszkadzały jego wysublimowane maniery. Odkąd przyszedł na świat uczono go tego jak ma zachwycać ludzi swoją osobą, a mimo tego, że odrzucał te nauki, jak widać coś jednak sobie przyswoił. Co prawda zadziało się to mimowolnie, ale mimo wszystko był za to wdzięczny, bo jak na razie wszystko działało na jego korzyść. Uprzejmość zawsze zmiękczała serca, zwłaszcza jeśli bywało się tak hipnotycznie ujmującym jak Hargreaves, a jeśli jednak tego nie robiła to chociaż nie wpędzała w żadne kłopoty. Nie zaszkodziło mu nigdy to, że odznaczał się nienagannymi manierami, dlatego gdyby musiał się tego wyzbyć w czyimś towarzystwie najpewniej poczułby się nieswojo, ale czy w gruncie rzeczy zdecydowałby się na tak nieprzychylny mu krok? Raczej nie. Rience lubił dobrze się czuć ze sobą i właściwie to pewnie by nie porzucił swoich przyzwyczajeń nawet wtedy, gdyby się dowiedział o tym, że są przyjmowane niechętnie. Wystarczyło popatrzeć na to jak odnosił się do Shenae. Wyraźnie irytowało ją zdrabnianie jej imienia, ale Krukon ani myślał zwracać się do niej po nazwisku, a jej odwet w postaci „Harry’ego” ani trochę mu nie przeszkadzał. Wile mają wiele osobowości, więc i dla takiego Harry’ego znajdzie się miejsce tuż przy tej uwodzicielskiej i kapryśnej. Reakcje Amelii były dla niego czymś w rodzaju swoistej rozrywki. Jednocześnie trochę go bawiły jak i intrygowały, chociaż w dużej mierze też irytowały. Można by powiedzieć, że w chłopaku wręcz kipiało od emocji, gdy ta się czerwieniła i szybko odwracała wzrok. Dobrze wiedział, że gdyby chciał to mógłby już w tej chwili poprosić ją o opuszczenie kawiarni i jak nic mógłby wziąć ją w posiadanie jak pierwszą, lepszą dziewczynę lekkich obyczajów, ale mimo wszystko odrzucał od siebie tę myśl, zniesmaczony tym, iż w ogóle się pojawiła. Czy to dlatego, że zachwyciła go swoją osobowością czy sposobem bycia? Nie, no raczej, że nie, a to dlatego, iż jej nie znał. Po prostu nie zdążył w jakikolwiek zapoznać się z Amelią, dlatego te chwile były dla niego co najmniej cenne. Jej wygląd też nie zachęcał go do postępowania w tak okrutny sposób i traktowania jej przedmiotowo, ale to wcale nie dlatego, że sądził, że nie jest ładna. Sam dopiero co sprawił jej komplement i to dotyczący tego aspektu, który wzbudził w nim największe zainteresowanie panną Wotery. Przypominała mu trochę jego matkę. Ona również miała długie, srebrzystoblond włosy i nieprawdopodobnie niebieskie oczy, a chyba wszyscy w rodzinie wiedzą jak bardzo ją kocha i jak jest dla niego ważna. Nie potrafiłby skrzywdzić kogoś kto tak bardzo mu ją przypomina… no, przynajmniej nie w pełni świadomie. Nie jest aż tak wyrachowany. Czy to właśnie dlatego zgodził się na spotkanie? - A Ty masz na to ochotę? - zapytał ją nagle po jej wypowiedzi, wciąż uśmiechając się lekko, w uprzejmy sposób. Zupełnie tak jakby gawędzili sobie pod gołym niebem o pogodzie, a nie siedzieli razem w kawiarni, przy czym jedno z nich było dziwacznie stremowane. Po jej kolejnych słowach jedynie wykrzywił wargi w dość bliżej niesprecyzowany wyraz, który nadał jego twarzy nieco tajemniczości, a atmosferę wręcz zamieniłby w konspiracyjną, gdyby nie to, że nie gościł długo na jego buźce. - Być może tak, a być może nie. - rzucił zagadkowo, a potem całe to lekkie napięcie ulotniło się, a przynajmniej z jego strony. Oparł łokieć na stoliku, chociaż teoretycznie trzymanie ich w tej pozycji było uważane za pewien nietakt. Nie przejmował się jednak tym w tej chwili i oparł policzek na zaciśniętej pięści złożonej ze szczupłych, długich palców. Widząc jej reakcję momentalnie odwrócił spojrzenie w głąb sali. Tym razem zareagował irytacją, którą można było poznać jedynie po delikatnym marszczeniu jakie pojawiło się między jego oczami, jednak zważywszy na to, że dziewczyna również nie patrzyła w jego stronę, Rience doszedł do wniosku, że i tak niczego nie zauważyła. - Nie wiem jak. - wyznał po chwili milczenia - Jak dla mnie nie ma w nich nic dziwnego ani nawet interesującego. Wydają się być po prostu zwyczajne. Obserwował jak kelner zaczyna lawirować między stolikami, najwyraźniej porzucając temat rozmowy na czas złożenia zamówienia. Odsunął dłoń od policzka i ponownie złożył na stoliku obie dłonie, nie spoglądając już w kartę. Zaczekał aż Amelia złoży zamówienie, po czym sam podyktował Tannerowi swoje i chociaż skupił na nim spojrzenie to zrobił to dość niechętnie. Wolałby, żeby chociaż on zachował zimną krew w jego towarzystwie, więc kiedy stało się to możliwe, spojrzał w stronę okna. Zdecydował się na Sen Memortka i tradycyjne w jego okolicach ciasto czekoladowo - kawowe, które powstaje z udziałem kieliszka whisky. Miał nadzieję, że smak który zna od dzieciństwa trochę go otrzeźwi. To nie jest jego matka. Zaczął się zastanawiać na co w ogóle liczył, decydując się na to spotkanie. Przecież i tak będzie jak zawsze…
Faktycznie, uprzejmość to cecha, którą warto posiadać. Panna Wotery zauważyła, że ludzie, którzy zostali obdarzeni przez los tą cechą zawsze mają w życiu łatwiej. Swoim wdziękiem i urokiem osobistym potrafią oczarować każdego, sprawić, żeby nawet najbardziej sztywna i trzymająca się zasad osoba odrobinę je nagięła i jadła im z ręki. Będąc uprzejmym można zdziałać bardzo wiele, trzeba tylko wiedzieć, jak tą swoją uprzejmość wykorzystać. Amelia chociaż potrafiła być miła i uśmiechnięta, to na ogół nie korzystała z tego daru. Nie miało dla niej sensu męczenie się i udawanie kogoś, kim naprawdę nie jest. Nie była kimś, kogo ludzie od razu, bez wahania, wskażą jako najmilszą osobę, jaką poznali w życiu. Z pewnością znacie takich ludzi - nie można ich niczym urazić, uśmiech nie schodzi im z twarzy i zawsze mają jakieś wytłumaczenie dla złych uczynków ich znajomych, nie chcąc wierzyć, że może po prostu Ci ludzie są źli. Nie ma nic bardziej wkurzającego i mylnego jednocześnie, przynajmniej dokładnie takie zdanie miała Krukonka. To, jak Amelia reagowała na Rienca było najpewniej spowodowane jego korzeniami. Wiedziała, że gdyby chciał mógłby zrobić z nią co tylko zechce.. i właściwie jej to nie przeszkadzało. Po treningu, gdy spadła z miotły i wylądowała na murawie dosłownie gapiąc się na chłopaka, była tak onieśmielona jego obecnością, że ciężko było jej w ogóle myśleć, a co dopiero odpowiadać i sklecać jakieś sensowne zdania. Jeśli już coś jej się udawało, to z pewnością tylko dlatego, że mogła spłonąć rumieńcem i dać upust swoim emocjom, które skrywała wewnątrz przez całe to ich spotkanie. O tym, jak ważna była dla Rienca jego matka i jak bardzo Amelia ją przypominała, dziewczyna nie miała oczywiście zielonego pojęcia. Myślała, że po prostu podobają mu się jej włosy. Nie szukała w tym żadnego głębszego sensu, głębszego znaczenia. Pewnie kiedyś dowie się o wszystkim, taką miała przynajmniej nadzieję. Z zamyślenia wyrwało ją pytanie Krukona. Po raz kolejny musiała walczyć z chęcią uśmiechnięcia się jak idiotka. - Tylko jeśli będę miała odpowiednio miłe i tak samo chętne jak ja towarzystwo - uśmiechnęła się lekko i po raz pierwszy mrugnęła do niego wesoło, podtrzymując jakoś ich rozmowę. Jakimś cudem udało jej się nie zarumienić przez dłużej niż pięć minut. Wszystkie wysiłki i próby zniszczyło jednak spojrzenie w hipnotyzujące oczy Rienca. Wreszcie zdecydowała się to zrobić i tak, jak podczas treningu, zapomniała o całym świecie. Otrząśnięcie się z jego uroku zajęło jej chwilę. Właściwie, o wiele więcej niż chwilę. Cholera, Wotery, ogarnij się. Chłopak pomyśli jeszcze, że jesteś jakaś opóźniona umysłowo i tyle będzie z Twojej dziwnej, pokręconej i pewnie mało owocnej znajomości. - Wiele rzeczy można o Tobie powiedzieć i chociaż o większości nie mam pojęcia, to na pewno mogę stwierdzić, z ręką na sercu, że nie jesteś zwyczajny. Prości i nudni ludzie kompletnie nie przyciągają mojej uwagi - ups, takie wyznanie na pierwszym spotkaniu? To chyba nie wróży nic dobrego. Panna Wotery dopiero po chwili uświadomiła sobie, że powiedziała chłopakowi dokładnie to, co pojawiło się w jej myślach. Cudownie! Teraz pomyśli sobie, że jest jakimś dziwadłem, które kolekcjonuje ludzi. Na szczęście jej rozmyślania i panikę przerwał kelner, podchodzący do ich stolika. Musiał mieć niezły ubaw, gdy zobaczył jak czerwona jest Amelia. Starając się odgonić od siebie tą myśl panna Wotery postanowiła wreszcie złożyć zamówienie. Chochlikowe cappuccino i porcja szarlotki wydawały się odpowiednim wyborem. Gdy Tanner oddalił się w stronę lady, Amelia znów przeniosła swój wzrok na Rienca. - Dlaczego zgodziłeś się na to spotkanie? Nie wiem czy chciałabym widzieć się z kimś, kto napisał do mnie taki list. Tylko szczerze poproszę - rzuciła lekko, jakby odpowiedź w ogóle jej nie dotyczyła, jakby nie było to coś, o czym tak bardzo chciała wiedzieć. Na jej twarzy, po raz kolejny i z pewnością nie ostatni tego dnia, pojawił się rumieniec, dodając jej nieco koloru.
Odwracanie kota ogonem od wielu lat było specjalnością Hargreavesa, a to już chyba wykraczało poza zwyczajną, ogólnie przyjętą uprzejmość. Potrafił zakręcić słowami w taki sposób, aby ostatecznie się wybielić i postawić wręcz w odwrotnej sytuacji. Taki biedny i skrzywdzony wil, a człowiek tak bardzo oprawca. Jak to się dzieje, że można być jednocześnie takim egoistą jak i nienawidzić tego w sobie? Huh, teoretycznie się tak da, ale w praktyce często ludzie godzą się ze sobą, bo tak jest łatwiej. W końcu bez akceptacji samego siebie naprawdę trudno jest wytrzymać na tym ziemskim padole. Wciąż wtedy coś przeszkadza czy zawadza i niemożliwie irytują drobiazgi jakie się zauważa w codziennym życiu, dlatego dla jego samego jego chęć walki o siebie była czymś co najmniej najważniejszym na świecie. Nie potrafiłby się poddać swojej naturze, wszak to zaprzecza jednemu z elementów jego osobowości. Miał silne poczucie dążenia do bycia kimś lepszym, ale nie w typowo samolubnym znaczeniu tego słowa. On po prostu chciał się doskonalić dla siebie samego, a nie po to aby przewyższać w jakiś sposób innych ludzi. To, że nie zawsze mu to wychodziło to już zupełnie odrębna historia. Słysząc jej odpowiedź uśmiechnął się znowuż radośnie, jakby jej słowa sprawiły mu naprawdę wielką przyjemność i właśnie takich oczekiwał. - Świetnie! - klasnął lekko w dłonie i już zaczął planować ich następne spotkanie, jakby zawsze robił podobnie. Wystarczyła jedna iskierka, aby rozbudzić w nim zainteresowanie, jakiego z kolei nie chciał przerywać, a właśnie wprost przeciwnie - ciągnąc dalej i rozwijać. - W takim razie musimy niedługo przejść się po Hogsmeade! Mieszkasz tutaj dłużej, więc pewnie znasz jakieś ciekawe miejsca, które koniecznie musisz mi pokazać, a ja się odwdzięczę jeśli kiedyś znajdziemy się w Irlandii. - wybiegł myślami w przyszłość, już układając im wielogodzinną wycieczkę po najciekawszych elementach irlandzkiej kultury i sztuki, a także po tajemniczych miejscach niedaleko jego miejsca wychowania, które zachwycały już nie bogactwem kunsztu i warsztatu plastycznego, a raczej wręcz zaczarowaną aurą leniwie utrzymującą się w powietrzu. Magiczne kąciki można było znaleźć wszędzie, a to w opuszczonym domku na drzewie, a to nad przejrzystym i symetrycznym jeziorem czy chociażby na zwyczajnej plaży, którą mile spędzone chwile zamieniają w nadzwyczajną. Chciał się z nią podzielić swoimi wspomnieniami a propos ojczyzny i dać jej możliwość nadania im również innego charakteru. Paradoksalnie jej kolejna uwaga jedynie go rozbawiła. Parsknął krótkim śmiechem i spojrzał na nią jak na interesujący program telewizyjny. - Lubisz nadzwyczajność? - zapytał przyciszonym głosem, wkładając w to pytanie zdecydowanie zbyt dużą kusicielską nutę, przez to zabrzmiało to niemalże jak sugestia. Nie przejął się tym jednak, postanawiając kontynuować wypowiedź już normalnym tonem. - Masz coś na wymianę? Skoro nie interesują Cię ludzie zwyczajni to w jakiś sposób musisz przekonywać do siebie tych niezwykłych, prawda? Jak to robisz? Na co powinienem zwracać uwagę? Wydawał się dość szybko odzyskiwać dobry nastrój, co zresztą nie było specjalnie dziwne w jego przypadku. Kapryśna natura jaką odziedziczył po swoich zacnych przodkach poniekąd sprowadzała się do tego, że łatwo mu było wpadać w różne stany emocjonalne bez najmniejszego wysiłku. Po jej pytaniu zmarszczył czoło, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią. - Zawsze jestem szczery, kotku. - pouczył ją jak uczennicę na korepetycjach po czym w zamyśleniu wpatrzył się w jasne włosy Amelii. - Zdaje się, że z ciekawości. Chciałem wiedzieć czemu Ty chciałaś zobaczyć się ze mną, o co chodzi z tymi oczami i tak dalej. Nie okłamał jej, ale i nie dał jej całej prawdy na tacy, oto i cały Rience.
Amelia właśnie nie posiadała takiej cechy jak Rience. Ona chciała przewyższać innych. Chociaż samodoskonalenie się i bycie najlepszym ze wszystkich możliwych dziedzin było jej marzeniem, to mimo wszystko nie potrafiła tego robić bez pokazywania, kto jest górą. Było to bardzo niekrukońskie zachowanie, a jej upartość, pewność siebie i chęć do pokonania każdego, kogo spotkana swojej drodze pasowała o wiele bardziej do Ślizgonów. Może nie była jednak aż tak bardzo żądną zemsty, wredną i pozbawioną uczuć osobą, żeby trafić do Slytherinu? Może jej charakter ukształtował się dopiero bardzo długo po pierwszej uczcie w Hogwarcie i tiara przydziału zwyczajnie się pomyliła? Wszystkie te pytania musiały niestety pozostać bez jakiejkolwiek odpowiedzi, ponieważ panna Wotery nie była już uczennicą Hogwartu i nie należała do żadnego domu. Właściwie to utknęła między byciem uczniem, a byciem nauczycielem. Bo czy rola praktykantki nie była właśnie czymś pośrednim? Cały czas musiała uczyć się nowych rzeczy, ale mimo wszystko miała już jakąś kontrolę nad dzieciakami będącymi w szkole. Wygląda na to, że utknęła nie tylko między byciem człowiekiem a potworem. Westchnęła ciężko i wróciła myślami do rozmowy, jaką musiała stoczyć z tym czarującym człowiekiem, a uwierzcie mi na słowo, nie było to wcale łatwe zadanie. - Kilka takich miejsce owszem, znam, jednak nie jestem pewna czy spodobają się akurat Tobie. Wiesz, jakiś czas temu wcale nie byłam spokojną Krukonką, a lubiącą ostro imprezować dziewczyną, która nie przejmowała się.. cóż, właściwie niczym. Na szczęście sytuacja w moim życiu zmusiła mnie do zmiany stylu życia, za co jestem wdzięczna - niestety, nie jestem jeszcze gotowa, żeby wyznać Ci jaka to sytuacja, więc błagam, błagam, pomiń ten fragment mojej opowieści i zainteresuj się czymkolwiek innym. Tak właściwie, nie sądziła, że kiedykolwiek będzie gotowa, żeby powiedzieć o tym komukolwiek innemu niż Wave. Nie był to jednak temat do rozważań na ten moment ich znajomości i odrzuciła od siebie tą myśl w mgnieniu oka, skupiając się po raz kolejny na tym, jak bardzo jej policzki stały się czerwone. - Uwielbiam - rzuciła cicho, ledwo mogąc wydobyć z siebie głos. Jego uwodzicielskie spojrzenie i głęboka sugestia, jaka pojawiła się w tym pytaniu była tak zadziwiająca, że Amelia ledwo przypomniała sobie o tym, że powinna oddychać. Z trudem udało jej się złapać powietrze, czemu towarzyszył głośny świst. - Nawet nie wiesz jak wiele mam do zaoferowania.. oczywiście nie pokaże Ci wszystkiego na pierwszym spotkaniu, o ile nie użyjesz na mnie jakiejś tajemniczej mocy, którą z pewnością posiadasz. Musisz mnie lepiej poznać, żeby to wszystko odkryć - panna Wotery wydała się wreszcie powoli przyzwyczajać do towarzystwa Rienca i jego uroku osobistego. Nie potrafiła jeszcze spojrzeć mu spokojnie w oczy, a kolor jej twarzy zmieniał się niczym flaga Polski: biały i czerwo, biały i czerwony. Jeśli ma zamiar kiedykolwiek ponownie się z nim spotkać, będzie musiała nad tym popracować. Na razie jednak była dumna z faktu, że w ogóle daje radę przebywać w jego towarzystwie. - Wiesz, chciałam się dowiedzieć, dlaczego spadłam z miotły przez chłopaka, którego widziałam pierwszy raz w życiu. Ciekawiło mnie, dlaczego nie mogłam oderwać od Ciebie wzroku, tak samo zresztą jak i teraz.. - no i na tym by się skończyła jej odpowiedź, ponieważ na jej twarz po raz kolejny wpłynął ogromny rumieniec. Zacięła się też na końcu zdania, nie potrafiąc już wykrztusić z siebie ani słowa. Spojrzała mu w oczy i zapomniała o wszystkim, co wcześniej przyszło jej na myśl.
Kimże by był gdyby od tak po prostu zrezygnował z możliwości pozyskania informacji? Zdaje się, że dociekliwość i swoista upartość w kolekcjonowaniu ich była już tak przyklejona do wizytówki Krukona, że nawet nie trzeba było się dziwić, że i Hagreavesa zaczęło z tej ciekawości skręcać, gdy tylko rzuciła mu jeden, luźny komentarz a propos tej całej „trudnej sytuacji”. Jego oczy rozbłysły, a przez sekundę nawet sam ze sobą walczył, jakby się zastanawiał czy wielkim nietaktem byłoby, gdyby wymusił na niej udzielenie odpowiedzi. Smakował takie postępowanie, wpatrując się w dłonie dziewczyny, aż wreszcie podjął decyzję. Może delikatna sugestia? To zawsze działa na korzyść pytającego, bo nawet jeśli nie wyzna mu prawdy to chociaż da jej do zrozumienia, że jest gotów ją przyjąć i w razie czego chętnie wysłuchałby rozmówcy. Ta całą wewnętrzna walka ze sobą nie trwała dłużej niż kilka sekund, więc zachowała się cała płynność konwersacji. - Jeśli będziesz chciała kiedyś opowiedzieć o tej sytuacji to jestem do dyspozycji. Jestem ciekaw co zmusza piękne, młode kobiety do rezygnacji z imprezowego trybu życia. - powiedział, ale zaraz przyszło mu coś jeszcze do głowy. - Ale chyba nie byłaś w ciąży, co? Uśmiechnął się w taki sposób, jakby sądził, że istniała taka możliwość, ale i jednocześnie był rozbawiony. Niezłe sugestie na pierwszej randce, nie ma co Rience. Głośny świst powietrza, jaki wydobył się spomiędzy jej warg jakby nieco go otrzeźwił. Powinien zwracać większą uwagę na to jak postępuje, bo dopiero teraz chyba naprawdę zrozumiał jak mocno miesza jej w głowie. To było dla niego już nie dziwne, a po prostu przykre. Czy nigdy nie będzie w stanie normalnie na nią oddziaływać? Niespecjalnie tego świadom, zaczął w myślach rozważać różne sposoby na to, jak mógłby z Amelią porozmawiać bez tego całego słowiańskiego wpływu. Może gdyby zawiązał jej oczy jakąś opaską? Niespecjalnie wiedział czy jego zapach i dotyk działają podobnie do wyglądu, ale to sprawiło, że zapragnął nagle to sprawdzić. Zbliżyć się do dziewczyny i potraktować ją trochę jak naukowy eksperyment, ale żeby do tego doszło, musiałby jej chyba wcześniej wyznać kim jest… a może nie? Zaprosić do domu i oszołomić urokiem, zmuszając do utraty wzroku na potrzeby eksperymentu. Sunąc palcami po jej bladych ramionach i zatapiać nos w jej jasnych lokach. Na samą myśl czuł nieprzyjemnie seksualne gorąco. Czy to już był fetysz? Lubił jasne, długie włosy? W sumie dopóki nie robił w tym kierunku niczego perwersyjnego, uznał to po prostu za upodobanie. - Chciałabyś, abym użył tej mocy? - zapytał ją po prostu, naprawdę ciekaw co o tym sądzi i ponownie spojrzał w jej jasne oczy, starając się wyczytać z nich wszystkie emocje jakie tylko przeszłyby jej przez głowę. Mimo, że nie był wielkim fanem korzystania ze swoich wrodzonych zdolności, tak teraz czuł do tego niepohamowaną chęć, spowodowaną chęcią odkrycia fragmentu siebie, jak i jej tajemnicy. Uśmiechnął się lekko po jej kolejnych słowach, ale mimo tego nic nie mówił, chcąc najpierw aby udzieliła mu odpowiedzi. Zdaje się, że nawet byłby na to gotów, zwłaszcza, że raczej nietrudno jest zauważyć, że coś jest z nim nie tak, więc czemu miałby iść w zaparte. W taki sposób chociaż będzie wiedziała, że to nie ona jest stuknięta, a on jest epicentrum problemu…
Byli do siebie tacy podobni! Panna Wotery też lubiła wiedzieć wszystko, odkrywać jakieś tajemnice nowych ludzi i zastanawiać się czy skrywają coś więcej. Zgadywanie jaka jest ich historia, układanie scenariuszy, domysły - wszystko to znała doskonale z autopsji. Dokładnie taka była przed wypadkiem. Może właśnie to doprowadziło ją do tego momentu w jej życiu? Może przez jej chorą ciekawość i chęć poznania wszystkiego, co ją otaczało stała się tym strasznym potworem? Odrzuciła od siebie te myśli z tak samo wielką prędkością, z jaką udało jej się na nie wpaść. Po co ma teraz się nad tym zastanawiać? Teraz, kiedy siedziała sobie w kawiarni Solace z Riencem, tym miłym człowiekiem przez którego zleciała z miotły, nie pierwszy z resztą raz podczas swojej krótkiej, latającej kariery. Lepiej będzie poznać jego tajemnice - na pewno jakieś w sobie skrywa. Każdy człowiek je ma. - Jeśli będziemy mieli zamiar spotkać się kiedyś po raz kolejny i kolejny, i kolejny, to z pewnością o tym usłyszysz.. ale teraz po prostu Ci nie ufam - powiedziała szczerze, uśmiechając się przy tym przepraszająco. Naprawdę chciała, żeby zrozumiał. Chciała, żeby wiedział, że jest to na tyle ważna sprawa, że nie może rozpowiadać o tym pierwszej lepszej osobie, a to, że nie ufa mu, bo spotykają się dopiero drugi raz w życiu? Cóż, o to chyba nie powinien się pogniewać, jest człowiekiem, zna realia tego paskudnego życia. Zachichotała jednak cicho, nie mogąc powstrzymać tej jakże spontanicznej reakcji i niechcący spojrzała mu po raz kolejny prosto w oczy, jednocześnie tracąc na chwilę kontrolę nad całą sytuacją. Jej rumieniec był już tak ogromny, że właściwie nie dało się rozpoznać, gdzie się zaczyna, a gdzie kończy. - Nie, nie byłam w ciąży i nie zamierzam być przez jeszcze długi czas. Jeśli w ogóle zdecyduję się na dzieci, to na pewno nie będzie to przez najbliższe dziesięć lat -o ile wcześniej nie zdarzy się wpadka, co jest całkiem możliwe. Swoją odpowiedź dokończyła w myślach, uśmiechając się pod nosem z lekką drwiną. Ona i wpadka? W życiu. Jest chodzącą reklamą bezpiecznego seksu. Przecież gdyby się odpowiednio nie zabezpieczała, miałaby już z pewnością tuzin dzieci, szczególnie, że nie żałowała sobie zabawy podczas swoich pierwszych lat studiów. - Nie - pokręciła zdecydowanie głową, opuszczając wzrok na swoje złączone razem dłonie. - Nie chcę być pod niczyim wpływem, nigdy. Wystarczy, że muszę znosić wiele innych rzeczy - smutny ton, jakim wypowiedziała ostatnie zdanie powinien dać chłopakowi wiele do myślenia. Zrezygnowana zaczęła wpatrywać się w jeden punkt: konkretnie bransoletkę na swojej lewej dłoni. Gdzie ten cholerny kelner z ich zamówieniami? Zawsze potrafi przeszkodzić w najbardziej ciekawym momencie ich rozmowy, a tu proszę, jak do potrzeba, to nigdy go nie ma.
/zt x2
Ostatnio zmieniony przez Amelia Wotery dnia Pon Wrz 15 2014, 21:27, w całości zmieniany 1 raz
Chapman dokładnie zanotował zamówienie na karteczce, uśmiechając się do nich na odchodnym. To bycie miłym było takie uciążliwe! Cały czas musiał się tylko uśmiechać, przytakiwać, nadskakiwać, żeby wszyscy byli zadowoleni. Wiedział, że innej pracy dorywczo, jako student, z pewnością nie znajdzie, więc zaciskał zęby z za każdym razem zakładał nową maskę. To akurat świetnie potrafił - przecież miał tyle odcieni swojego "ja", że nikt nie potrafiłby tego zliczyć. Nawet on sam nie wiedział jeszcze o tym, ile ich wszystkich jest. Parka, którą właśnie obsługiwał zdecydowała się na Sen Mamrotka, ciasto czekoladowo-kakaowe, chochlikowe cappuccino oraz szarlotkę. Całkiem dobry wybór, akurat to sam mógłby zamówić i zjeść. Ciasto czekoladowe było przepyszne, a szarlotka.. - któż nie lubi szarlotki? Uśmiechnął się pod nosem, przygotowując ich zamówienie. Gdy już skończył, uniósł głowę i trafił na spojrzenie panny Wotery, która zdecydowanie chciała, żeby wreszcie przyniósł ich jedzenie. Zrobić to czy poczekać jeszcze chwilę, sprawiając, że blondyneczka będzie jeszcze bardziej zdezorientowana i zestresowana? Chapman zdecydował się oszczędzić jej tych cierpień i wolnym krokiem ruszył do stolika, lewitując za sobą tacę. To i wiele bezpieczniejszy sposób na nie wylanie napoi. Postawił ją na stole i, tym razem ręcznie, podał każdemu z nich zamówienie. - Proszę bardzo. Życzymy smacznego - uśmiechnął się grzecznie, nie wkładając w to jednak żadnych swoich emocji. Po co ma się angażować, skoro i tak żadne z nich nie zwraca na niego uwagi? Są tak zapatrzeni w siebie, że lepiej, żeby w ogóle nikt im nie przeszkadzał, nigdy. Odchodząc, zabrał ze sobą tacę i udał się za ladę, czekając na przybycie innych gości, coby mógł po raz kolejny poudawać trochę "grzecznego", "miłego" i "ułożonego" Tannera. Na samą myśl zrobiło mu się niedobrze. Gdyby Ci wszyscy ludzie wiedzieli, co sobie myśli, obsługując ich..
Och, był tak ciekawy. Miał ochotę wyginać i wyłamywać sobie palce lub stukać gładko spiłowanymi paznokciami o drewnianą, lakierowaną powierzchnię stolika, okazując tym samym, że jest zniecierpliwiony i chce poznać prawdę. Potem z kolei chciał zmusić ją do tego aby spojrzała mu w oczy. Wyciągnął by szczupłą dłoń i pochwycił ją mocno i raczej mało delikatnie za brodę, kierując ją nieco do góry, niemalże napastując intensywnością spojrzenia, zupełnie mieszając szyki, gwałcąc wolność wyboru. Nienawidził bycia niepoinformowanym, a jej odpowiedź chociaż niesatysfakcjonująca, nadała jego życiu tymczasowy cel. Zapragnął nagle zbliżyć się do niej, niespecjalnie frapując się tym czy środki jakie ku temu posłużą będą uważane za właściwe czy nie i poznać prawdę, chociażby miało się okazać, że na plecach wyrosła jej trzecia ręka. Mimowolnie po tej myśli zerknął na ramię Amelii, jakby się spodziewał, że zza jej sukienki wychyną palce, z paznokciami o barwie świeżej posoki. Jednakże zamiast drążyć temat, Rience nagle zmienił zdanie, jak przystało na kapryśnego wila, postanawiając odpuścić, na ten moment oczywiście. W zamyśleniu wsunął palce we włosy i przesunął niespiesznie dłonią. - A chciałabyś się spotykać regularnie? - zapytał, jakby to było jakieś pytanie o wzięcie udziału w korepetycjach z transmutacji. Aby poznać tę tajemnicę, był gotów nawet na to, aby dzień w dzień zapraszać ją na herbatę czy kupować jej najdroższe ciastka w najlepszej cukierni w Hogsmeade. Mógłby jej nieba przychylić, jeśli tylko miałby gwarancję, że otrzyma odpowiedź na swoje pytania. Żar, jaki zatlił się w jego oczach był bardzo intensywny i skierowany wprost na blondynkę. Brak zaufania był normalny, więc zupełnie go to nie obeszło. Nieważne jak bardzo był ciekawski to ona i tak miała prawo do prywatności. Purpura jaka wstąpiła na jej twarz nie sprawiła, że jakoś specjalnie zareagował. Odnotował ją spojrzeniem, ale zaraz skierował je w głąb kawiarni, jakby i on wypatrywał kelnera. Niecierpliwił się nieco, ale nie było to dla niego specjalnie dziwnym stanem, więc nie zainteresował się tym wcale, koncentrując uwagę na słowach Wotery. - Wstępnie nie planujesz potomstwa? W sumie jeśli naprawdę prowadziłaś taki imprezowy tryb życia to się nie dziwię. - zapytał, a potem niemalże sam odpowiedział sobie na pytanie i cicho westchnął, jakby zupełnie tego się spodziewał. On nie chciał mieć dzieci. Nigdy. Być może właśnie dlatego unikał stosunków seksualnych niemalże tak zawzięcie jak ognia. Nie potrafiłby później spojrzeć w lustro, gdyby się okazało, że jego potomek będzie musiał żyć z aktywnym genem wili. Może niektórzy uważali to za wspaniały dar od losu, ale szczerze powiedziawszy, Hargreaves nie wyobrażał sobie potężniejszego i tak nieznośnie męczącego piętna, jakie można otrzymać w chwili narodzin. Jej kolejne słowa skwitował krótkim kiwnięciem głową, zupełnie tak, jakby zadowoliła go jej odpowiedź. On też nie chciał pozostawać pod czyjąś władzą i być może właśnie dlatego tak bardzo bronił się przed korzystaniem ze swoich cudownych zdolności perswazyjnych, ale wbrew pozorom uśmiechnął się zaraz z lekkim rozbawieniem. - W takim razie muszę Cię przeprosić. To jest w dużym stopniu niezależne ode mnie. - odpowiedział, uświadamiając sobie, że zabrzmiało to trochę jak wymówka. W sumie czuł się właśnie trochę tak, jakby Amelia przyłapała go na czymś i miała zaraz uderzyć linijką po rękach. Z zadowoleniem odnotował pojawienie się zamówionych napitków oraz deseru. Podziękował chłopakowi za obsługę i wbił widelczyk w ciasto, odłamując kawałek, lecz nim wsunął je pomiędzy wargi, zadał jeszcze jedno pytanie, najwyraźniej szukając też trochę luźniejszego tematu, dającego większe pole manewru odpowiedzi na tak niskim stopniu zaawansowania ich znajomości. - Więc znacie się z Shenae ze szkoły? Grałaś w drużynie Krukonów, tak? Jak Ci szło?
Kawiarnia Solace postanowiła zrobić halloweenową promocję i sprzedaje dzisiejszego wieczoru wszystkie napoje za jedyne 3 galeony, a do tego ciasto gratis! Jest to też ostoja dla tych, którzy chcieliby się ogrzać lub odpocząć od wszelkich atrakcji. Kelnerki przebrane są dziś w peleryny ze stojącymi kołnierzami niczym wampiry i rozdają gościom dzisiejsze specjały.
Rzuć kostką, by zobaczyć, jakie zamówienie otrzymasz.
Kostka: 1 - Wampirza kelnerka przynosi ci napój o nazwie Krwawica, a wraz z nim kawałek Nietoperka. Okazuje się że to niezwykle pyszna herbata malinowa o intensywnie czerwonej barwie i ciasto czekoladowe z rodzynkami ułożonymi na kształt nietoperza. 2 - Dyniowe paszteciki to niezbyt dobre połączenie z Wilkołaczym Kłem, czyli gorącą białą czekoladą. Niestety nie zostało już więcej deserów, więc musisz pocieszyć się tym. 3 - Otrzymałeś Zestaw Frankensteina. Napój w twoim kubku ma zieloną barwę, natomiast ciasto szarawy odcień z białą błyskawicą na wierzchu. Nie do końca pewny, próbujesz tego, czując w ustach smak pistacji. Herbata jest przewspaniała, a ciasto orzechowe z śmietankowym kremem tylko dodaje jej efektu. 4 - Klątwa Czarownicy – taką nazwę usłyszałeś z ust kelnerki, gdy na twoim stoliku postawiła kakao o złocistej parze i ciasto żurawinowe, które dało się czuć w niemal całej kawiarni. Jeśli to naprawdę zły urok, to chyba nie będziesz się nim zbytnio przejmował 5 - W twoich rękach wylądował kubek Dusznego Półmroku, czyli piernikowego cappuccino, którego para zmienia się w różne kształty. W całym zgiełku kelnerka zapomniała podać ci ciasto, ale nie masz jej tego za złe. 6 - Na twoim stoliku pojawia się Dyniowy Sorbet w towarzystwie kubka parującego napoju o nazwie Specjał Wilka. To cappuccino orzechowe z bitą śmietaną, naprawdę pyszne.
Kod:
<zg>Kawiarnia Solace</zg> <zg>Wyrzucona kostka:</zg> wpisz <zg>Link do losowania:</zg> [url=wpisz tutaj]link[/url]
Kawiarnia Solace Wyrzucona kostka: 5 Link do losowania: klik
To tutaj właśnie drzwi się otworzyły i do środka wpadł Balthazar ciągnąc za sobą Rajskiego Ptaka. -Przepraszam, tu było najbliżej. Nie lubię dyniowej wojny. Niebezpieczna zabawa, no i to zombie i mózgi do mnie nie przemawiają. Bardziej smakowite są dla mnie dusze- wyjaśnił siląc się na uśmiech. Poprowadził ją przy okazji w stronę jednego ze stolików i złożył zamówienie. Kelnerka z uznaniem patrzyła na jego przebranie co nawet raczył zauważył po jej spojrzeniu. -Zdam się na ciebie, przynieś mi coś świetnego, godnego Balthazara- powiedział władczym tonem, a gdy tak czekali na swoje zamówienie. Wreszcie kelnerka przyniosła mu kubek dymnego półmroku, czyli jednym słowem piernikowe capuccino. Zapomniała jednak o ciastku, jednakże Balthazar tego nie dostrzegł. Był zbyt wpatrzony w Rebeccę.
Dzień w pracy był jej wybitnie nie na rękę, ale skoro ostatnio pozwoliła sobie większość swoich oszczędności wydać na miotłę, postawiła się przed przykrym, słusznym stwierdzeniem, że potrzebowała tej pracy i tych pieniędzy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Co prawda właściciel lokalu zanim ją zatrudnił, dał się zwieść jej niewinnemu wyglądowi atrakcyjnej dziewczyny, bo kiedy przyszło co do czego, okazało się, że nie potrafiła się zachowywać wobec ludzi inaczej niż nieprzystępnie. Dlatego, kiedy akurat kończyła zapamiętywać zamówienie (tak, bo to była poważana kawiarnia, więc musiała wszystko pamiętać) i w momencie, w którym kiwnęła głową na zrozumienie, a klient się nagle rozmyślił, posłała mu nienawidzące spojrzenie, na tyle mrożące, że nie śmiał powiedzieć nic więcej. Zadowolona, ze zadziałało wróciła na bar, składając zamówienie, z westchnieniem opierając się przedramionami na ladzie, póki szef nie patrzył. Zaraz jednak znów stała jak struna, ze ściągniętymi łopatkami, odnosząc jedno z zamówień na stolik. Nie spodziewała się jednak, że z rozmachem obracając się w miejscu (jako, że zostało jej dwóch klientów i kończyła się jej zmiana) wpadnie wprost na kogoś. Stęknęła żałośnie. Udało jej się wydusić tylko: — Złap… I dalej nie zdążyła skończyć.
Jak zwykle bywa takimi wieczorami, był jeden z tych zwyczajnych dni Alana, które upłynęły mu na kompletowaniu podręczników potrzebnych do szkoły... fakt, że przez okoliczności nie do końca zależne od niego były to dość spóźnione zakupy, ale zawsze coś. Ostatnim punktem dnia była oczywiście podróż do samego Hogwartu, ale wbrew pozorom dzień Alana obfitował w różnego rodzaju mniej, lub bardziej przyjemne atrakcje. Więc nic dziwnego, że był wykończony i postanowił w trakcje drogi dodać jeden przystanek przeznaczony specjalnie do odpoczynku. A czyż nie ma lepszego miejsca na odpoczynek koło Hogwartu od Hogsmeade? Wybór kawiarni był już czystym przypadkiem. Po prostu gdy był już wykończony, pokój na noc był już zaklepany, Alan nie myślał już o niczym innym jak dobrej kawie i wybrał lokal na chybił trafił. Jakie było jego zdziwienie, gdy po kilku kroków od wejścia wpadł na znajomą Krukonkę... i to jeszcze Shenae! -Cześć... - Cóż, jego umysł pracował już na nieco wolniejszych obrotach, przez co na razie nie był w stanie wymyślić jakiejś bardziej konstruktywnej wypowiedzi.
O ile jej udało się utrzymać w pionie, o tyle podążyła wzrokiem za niesionym zamówieniem, a jej oczy zwęziły się wyraźnie, zanim przymknęła je całkowicie w towarzystwie dźwięku tłuczonego szkła. Zacisnęła wargi, cofając się o krok. Zlustrowała wzrokiem nie kogo innego, jak Alana Payne. Świetnie. Kolejna osoba, która swojego czasu kompletnie ją olała. Czy los próbował jej coś udowodnić? Enzo, Rience, Nate, Julka, teraz Alan… to naprawdę robiło się coraz mniej zabawne. Zacisnęła pięść i rozluźniła ją, rzucając rozdrażniona. — Miałeś to złapać. Dzięki, Payne. Popracuj jeszcze nad refleksem, bo wyraźnie wyszedłeś z wprawy. Cofnęła się krok do tyłu, sięgając ręką przez ladę po ścierkę, decydując się całkowicie zignorować jego obecność, zajmując się swoimi obowiązkami. To był plan dobry na jakieś kilka sekund, zanim zdała sobie sprawę, że jego obecność mocno ją dekoncentruje. — Nie masz innych knajp w Hogsmeade? — dopytała zbierając kawałki potłuczonego szkła mocno wkurzona. Ostatnie dni naprawdę dawały jej w kość, a zbliżająca się poprawka z owutemów niczego nie poprawiała. Nic więc dziwnego, że w całym swoim podłym nastroju, straciła czujność i koncentrację. Kawałek szkła wbił jej się w dłoń, kiedy nieświadomie zacisnęła palce na potłuczonej szklance. Najchętniej miała ochotę wyjść stąd już teraz. Ale zostało jej jeszcze kilkanaście minut pracy. — Na Merlina — skwitowała pod nosem, zmęczona przecierając drugą dłonią oczy.
Czemu właściwie Alan zniknął? Dobre pytanie. Trudno było jednocześnie stwierdzić, co było powodem tego nagłego zniknięcia... i co nastąpiło po nim. Alan na ogół o tym nie mówił... nawet za często o tym nie myślał. Po prostu poczuł nagle potrzebę schowania się gdzieś w najdalszym zakątku świata, tak żeby nikt nie mógł go widzieć i przesiedzieć przez jakiś czas nic nie robiąc. Zabawne jest, że przy tego typu wypadkach jak upuszczenie filiżanki, czy czegoś innego człowiek przez tą jedną chwilę ma wrażenie, że czas nieznacznie zwalnia i można złapać tą filiżankę, jeśli tylko zechciałoby się... nigdy nie można jej złapać i Alanowi również to się nie udało, a szkoda. Na kąśliwą uwagę Shenae nie zareagował. Czasem miał wrażenie, że Krukonka właśnie w taki sposób komunikuje się ze światem. Może to co powiedziała oznaczało "cześć, miło cię widzieć... co u ciebie?"? Albo coś innego, ale równie miłego. -Być może są... w sumie nie zastanawiałem się za bardzo nad wyborem. - Odparł na jej słowa. Jak zwykle to on był winien... hehe. - ...i to ja mam pracować nad refleksem, co? - Westchnął ciężko nad tym co z nią musiał przeżywać i zabrał się za pomaganie ogarnięcia tego co narobiła... bo przecież to była jej wina. Mogła patrzeć gdzie lezie.
Skoro już zaczął zbierać potłuczoną porcelanę i szkło, cofnęła dłonie, pozwalając mu skończyć tą bardzo niewdzięczną czynność. Bawiła się palcami, patrząc na niego uważnie. Spodziewałaby się, ze po tak długim czasie nieobecności mógłby mieć jej więcej do powiedzenia, czy wyjaśnienia. W końcu w zeszłym roku na ostatnią chwilę szukała kogoś na zastępstwo na pozycji jedynego w ich drużynie obrońcy. Skrzywiła się nieznacznie, tym bardziej, że sam do niej pisał, że może warto byłoby się spotkać. Może o tym zapomniał? Nie byłaby sobą, gdyby bardzo bezpośrednio by mu o tym nie przypomniała. — A ja myślałam, ze przyszedłeś mnie wyrwać do jakiegoś Pubu — zakpiła, zgarniając tackę z potłuczonym bajzlem z pod ich stóp, dorzucając tam jeszcze kilka kawałków szkła. Dopiero kiedy pozbyli się z ziemi co większych fragmentów potłuczonej filiżanki i szklanki, pozwoliła sobie poderwać się do pionu, odkładając srebrną tacę na barową ladę. — … jesteś gorszy niż baba w okresie, Alan. Już się rozmyśliłeś? Tak szybko? Wystarczyło znaleźć twojego kaktusa, żebyś już wymienił zaproszenie na spotkanie na jakieś zielsko? Zgarnęła cały swój wyrządzony burdel, dostrzegając gdzieś kątem oka zarys sylwetki kierownika kawiarni i już moment później na chwilę zniknęła na zapleczu, gdzie chwilę rozbijała się zanim wyszła, opierając się o blat przy chłopaku, obserwując jednocześnie swojego ostatniego, obsługiwanego klienta, który trzymał ją tu już po godzinach pracy. Ale trzeba było obsłużyć wszystkich do końca, takie zasady. Przechyliła głowę na bok, zastanawiając się nad tym przykrym faktem. — Zapłacę Ci 10 galeonów jak spłoszysz stąd tego gościa — wskazała podbródkiem na faceta, rzucając Alanowi coś w rodzaju wyzwania.
Kawiarnia Solace nasunęła mu się na myśl niemalże sama, gdy pomyślał o jakimś przyjemnym miejscu, dobrym do spędzenia wolnego czasu z Effie. Z tego co pamiętał, można w niej było znaleźć nie tylko zabójczo słodką kawę czy ciasta, ale również niezaprzeczalnie wyjątkowy klimat, nie nazbyt romantyczny, ale z całą pewnością przyjemny, co w tym momencie wydawało mu się zbawienne. Potrzebował zrelaksować się nie tylko po zwariowanej grze w durnia z Shenae i Julią, ale także po ostatnich zajęciach z magii leczniczej. Winiona Hensley zadbała o to, aby w jego głowie znowu rozszalał się huragan myśli oscylujących wokół półwilowego tematu, a chociaż wcale nie miał ochoty na analizę możliwych wyjść z tej sytuacji to i tak to robił, owładnięty jakąś przedziwną manią, tak typową dla przyłapanego na wilowaniu Rienca. Jednak tym razem wyrzucił z głowy wszystkie zmartwienia, a jeśli nie zrobił tego do końca, to z całą pewnością będzie miał ku temu okazję, kiedy już zobaczy Fontaine - jak zwykle zresztą. Nigdy nie pomyślałby, że będzie potrafił zrozumieć postępowanie Lotty czy Liama i sam będzie tracił głowę dla tak gwałtownej, ale i pięknej istoty. Ponadto, nie wiedząc czemu, bardzo starał się zataić swoje znikanie na randki. Może nie chciał dzielić się swoim, może trochę zbyt wczesnym, szczęściem z innymi? Nie od dziś wiadomo, że Hargreaves potrafił być nieznośnym egoistą. Zjawił się w kawiarni odpowiednio wcześnie i przez jakiś czas zapoznawał się z ofertą podawanych napojów, wiedząc, że podjęcie decyzji kiedy na wprost siedziała Effie, może nastręczyć mu pewnych trudności. Półwila oczarowująca półwila. Sądził, że nie doczeka tego momentu, ale to przecież była Wielka Brytania. Tutaj naprawdę wiele rzeczy nie dość, że spotkało go pierwszy raz, to i nieustannie zaskakiwało. Jeśli chodziło o kawę czy herbatę to miał pewne typy, ale ostatecznie i tak pewnie zdecyduje w ostatniej chwili, dobierając napój do ciasta, jakie dziś było dostępne w kawiarni. Tymczasem po prostu siedział przy małym, okrągłym stoliku, machinalnie kręcąc młynka kciukami.
Aktualnie miała drobne opory przed pojawianiem się w Hogsmeade. Wizytom tym towarzyszyło lekkie ukłucie tęsknoty, a Fontaine, jako pewna siebie, ambitna, młoda kobieta, takim wzruszeniom mówiła stanowcze "nie". A jednak, nie mogła zaprzeczyć - brakowało jej Hogwarckich murów. A spojrzenie na nie chociażby z perspektywy miasteczka Hogsmeade, nieść mogło pewną ulgę. Uczucie to mógł też sprowadzić olśniewający młodzieniec, z którym była umówiona. Trzy minuty po wyznaczonym czasem, Fontainne szybko przemierzała uliczki zabłoconego miasteczka, kurczowo chowając się za wysokim kołnierzem swego czerwonego płaszcza. Pogoda nie dopisywała, a jedyne o czym wila marzyła, to by czym prędzej znaleźć się we wnętrzu kawiarni. Bądź też, po prostu w ramionach swego nowego towarzysza. A skoro już mowa o nim. Lubiła jego czarujący wygląd. W przeciwieństwie do Rienca, geny wil nie były dla niej w żaden sposób przeszkodą. Właściwie zdarzało się jej już niegdyś tracić głowę dla posiadaczy tego typu genetyki. W czasach, gdy swe długie włosy nosiła zaplecione w dwa warkocze, twierdziła, że jej mężem zostanie wil równie piękny, co i ona sama. I choć dziś średnio o tamtych planach pamiętała, to widząc swego wila siedzącego przy jednym ze stolików, uśmiechnęła się promiennie, podświadomie realizując malutki ułamek wymyślnej wizji z dzieciństwa. Chwilę myślała o smaku jego ust, o tym, czy dla zwykłych dziewczyn jest jeszcze słodszy, gdy na przywitanie go pocałowała. - Jeśli dalej będziesz mnie tak kusić tym Hogwartem pod nosem, to przysięgam, że niebawem rzucę wymarzoną pracę w Ministerstwie, żeby jak te stare panny z Hogwartu, całe życie siedzieć w zamku i uczyć, nie mogąc się z tym miejscem rozstać - zagroziła, biorąc w dłonie menu i przeglądając desery jakie tu serwowali. Oczywiście Fontaine nauczanie w zamku uważała za pracę miernie ambitną i znacznie bardziej wolała wspinać się po szczeblach wprost w kierunku wymarzonej posady Ministra. Ale, jak wiadomo, w życiu różnie bywa i wypowiedziana groźba brzmiała zaskakująco realistycznie.
Sprzeczne uczucia potrafiły wywoływać w głowie prawdziwe zamieszanie, a Hargreaves powoli stawał się ekspertem w zachowywaniu nieustannej nieprzewidywalności swoich decyzji. Nigdy nie wiedział na co się zgodzi, czy jak potem zacznie traktować coś, o czym zacznie rozmawiać z Effie. Trudno było mu zachować obojętność na szaleńczą grację jej ruchów czy ignorować blask bijący od jej jasnych oczu. Momentami miewał nawet podejrzenia, że urok wil działa różnie w zależności od płci. Nie wyobrażał sobie tego, żeby inni mogli odczuwać to dziwne, delikatne mrowienie kiedy czasem musną się palcami, zwłaszcza już wtedy, kiedy to tylko on był inicjatorem takiego dotyku. Jeśli nie było w tym magii, to z pewnością wiele autosugestii. Nie przestał odrzucać swojej odmienności, a chociaż widok dziewczyny nie raz przypominał mu o tej ułomności, tak tym razem potrafił o niej zapominać, kiedy tak spędzali razem czas na rozmowie czy idealnie wymierzonych muśnięciach warg o inne usta. To było na tyle niepokojące, aby zaczynał martwić się o to, gdy zostawał sam, a jednocześnie na tyle błahe, aby nie zawracać tym głowy pewnej Krukonce. Zdaje się, że duszenie w sobie zmartwień przylgnęło do niego na stałe, niczym potraktowane zaklęciem trwałego przylepca. Nowość tej sytuacji wciąż go oszałamiała, niemalże tak samo jak powitalny uśmiech Effie, którym uraczyła go, gdy tylko dostrzegła go przy stoliku. Uniósł się do pozycji stojącej nie tylko po to, aby skraść jej ten jeden, powitalny pocałunek, tak słodki w swojej prostocie, ale również by przysunąć jej krzesło kiedy siadała. Zdaje się, że potrzebą zachowania się tak, jak wypadało komuś dobrze wychowanemu przesiąknął jeszcze bardziej niż niepewnością wobec swojego pochodzenia. Wróciwszy na miejsce, wydawał się być podejrzanie rozbawiony jej słowami. - Tutaj mają najlepsze kawiarnie - usprawiedliwił się szybko. - Z pewnością byłabyś niezapomnianą belferką, ale jakoś nie potrafię sobie wyobrazić Ciebie w roli starej panny. Odpowiedział czując, że w istocie jego wyobraźnia zawodziła na tym polu. Ta wizja była położona gdzieś obok bezpośrednio radosnej Shenae czy czterogłowych kugucharów. Zaraz jednak nieznacznie stracił animusz, czując jak mimowolnie wykrzywia usta w grymasie. - Niedługo, kiedy opuszczę te mury, będzie Ci chyba łatwiej zapomnieć o Hogwarcie. Nie wiem tylko jak zniesiesz moją nieustanną obecność w Twoim życiu. Rozumiem po godzinach, ale również w pracy? Migrena wręcz gwarantowana. - zironizował, uśmiechając się przy tym zadziornie, a następnie ponownie przebiegł menu szybkim spojrzeniem. - Na co masz ochotę, Effie? - duży nacisk położył na staranne wypowiedzenie jej imienia. Może liczył na to, że trochę naprowadzi go swoją decyzją, albo zamierzał skorzystać z pomocy obsługi i pytał, aby od razu zamówić? W końcu czemu nie. Kelner powinien dopasować im ciasto do napitku. Zagubienie się gdzieś pomiędzy Bazyliszkowym Macchiato, a Snem Memortka zawsze lepsze niż zupełne niezdecydowanie.
Fontaine starą panną? Kiedy Rience o tym wspomniał, również w myślach przyznała mu rację. Nie pasowała do takiej roli. Końcem końców, na pewno wzięłaby z kimś ślub, chociażby na chwilę, jeśli już nie na całe życie. Otóż w długie związki, aż po grobową deskę, w ostatnich czasach nieco słabiej wierzyła. To co łączyło ją z półwilem, również w jakiś sposób zdawało się być niepewne. Działo się to tak szybko, że czasem zastanawiała się, czy tego typu prędkość jest drogą do sukcesu, czy też do katastrofy. Z jakiegoś powodu, jednakże nie miała chęci działać tu wolniej. Teraz było w sam raz. Upoiła się kroplą amortencji. - Uznam za dobry znak, to, że nie pasuje Ci do staropanieństwa - odparła niezupełnie poważnie, posyłając w jego kierunku rozbawione spojrzenie. Oczywiście nie myślała o rzeczach tak niesłychanie poważnych i odległych, jakimi były śluby, miała na to jakieś sto lat. Jej matka zaczęła bawić się w małżeństwa dopiero, gdy potrzebowała stabilizacji, bo zaszła w ciążę. Marny przykład. W międzyczasie Fontaine przejrzała pobieżnie spis kaw, wybierając Syrenie Latte, bogate w słodycz i obfitą ilość kremowej pianki. - Będę musiała się na to poważnie przygotować psychicznie - odparła z lekkim westchnieniem, jakby rzeczywiście mówiła o sprawie niebywale trudnej. Spędzanie dużej ilości czasu w towarzystwie wila raczej do takowych nie należało. Chociaż może zależy jak na to spojrzeć. W sumie nie wiedziała póki co, jak u krukona bywało z tą drugą naturą, znacznie bardziej drapieżną. Przez chwilę przyglądała mu się, zastanawiając, jak wyglądałby tracąc swe anielskie rysy. W przemianę w harpię było coś prawdziwego, jakby właściwa natura wil wreszcie wychodziła na powierzchnię. Osobiście uważała, że jej matka znacznie bardziej jest demonem, niż oszałamiającą kobietą. - Myślę, że w ramach testów i przygotowań, konieczny będzie eksperyment, polegający na tym, że musisz spędzać ze mną więcej czasu. Tylko tak przekonamy się jak to zniosę - rzekła z powagą, acz zalotnym spojrzeniem. Doskonały plan, ona, piękny Rience i dużo wolnego czasu, który będą musieli spędzać w dwójkę. W ramach poważnych testów, oczywiście.
Dostrzegł jej brak powagi, od razu zauważając rozbawienie w jej spojrzeniu, więc odpowiedział na jej słowa najpierw uśmiechem, a dopiero później myślą czy słowem. Rience również daleki był od rozważań pełnych sukien ślubnych czy gromadki dzieci tłoczących się wokół nóg. Byli przecież tacy młodzi i mieli na to tak wiele czasu, że wiek, w którym jego własna matka wydała go na świat wydawał mu się co najmniej przedziwny. To były jeszcze te czasy i to wychowanie, które stawiało nacisk na młode wychodzenie za mąż i zakładanie rodziny. Co prawda nie były to realia średniowieczne, ale Lotta z pewnością nie była o wiele starsza od jego samego, co w obecnej sytuacji mogło wydawać się zastanawiające. W każdym razie jasnowłosy nie był raczej tradycjonalistą w każdym calu i do małżeństwa z całą pewnością mu się nie spieszyło… chociaż do pozostawienia Effie w stanie panieńskim też może niekoniecznie. Najpierw jednak musieliby odczuć tę magię wibrującą w powietrzu i poznać się lepiej, mniej powierzchownie. W końcu złączenie się z drugim człowiekiem na resztę życia to nie było byle co, a już zwłaszcza coś, co warto byłoby podsumowywać jedynie piętnastominutowym, kameralnym „tak” w Las Vegas. - Oj, zdecydowanie. - rzucił, raczej bardziej dla podtrzymania rozmowy aniżeli z faktycznej potrzeby potwierdzenia, a potem przeprosił Fontaine na moment, aby móc zamówić im kawę. Zapewne minie jeszcze chwila, nim kelner podejdzie do ich stolika, także Rience mógł bez przeszkód wrócić do swojego ulubionego ostatnio zajęcia, a mianowicie wpatrywania się w oczy niewymownej. - W takim razie chyba powinienem rozmówić się z Twoim szefem. - stwierdził, w reakcji na jej „propozycję”, ściągając przy tym brwi w sposób, który sprawił, że przez chwilę może wydawał się nachmurzony. Wrażenie psuło jednak rozbawienie iskrzące w jego spojrzeniu. - Za dużo czasu spędzasz w pracy, aby móc wprowadzać taki eksperyment w życie. Zaraz jednak spoważniał, a emocja, która pojawiła się na twarzy była zgoła odmienna od płytkiej wesołości. - Przez cały tydzień czuję się jak narkoman na odwyku. - powiedział, muskając palcami wierzch jej dłoni, aby ostatecznie zamknąć je w delikatnym uścisku. - Dobrze móc Cię zobaczyć. Chwilę później znowu wygiął wargi w nieznacznym uśmiechu, najwyraźniej przechodząc na tryb niezobowiązujących pogaduszek. - Co porabiałaś przez ten tydzień?
Cała przemoknięta weszła do kawiarenki. Czy chociaż dzisiaj pogoda nie mogła być śliczna i cudowna? Oczywiście nie. Co z tego, że jest listopad, niedawno jeszcze upały panowały! No cóż, aura postanowiła nas nie rozpieszczać. Sofia postanowiła jednak wszędzie szukać pozytywów, a taka pogoda sprzyjała ciepłemu kubkowi gorącego latte lub cappuccino! Przeglądnęła cennik Na Merlina, czemu wszystko takie drogie?!, szukając swojej ulubionej kawy. - Poproszę Syrenie Latte. Oto pieniądze. - położyła galeony na blacie i zgarnęła filiżankę parującego napoju. Nauki miała strasznie dużo, więc szukała każdej chwili, aby nie musieć wkuwać materiału. Upiła łyk, rozkoszując się tą chwilą.
Deszcz?! Jak tylko wyjrzała przez okno swojego dormitorium uśmiechnęła się szeroko. Uwielbiała taką pogodę, dodatkowo ten zapach. Oczywiście to skłoniło dziewczynę do wybrania się na długi spacer. Ale jak długi? Hogsmeade to był jej cel. Mogła przez ten czas nacieszyć się pogodą. Uśmiechnięta od ucha do ucha, w swoich ulubionych kaloszach - granatowych w białe groszki, zadowolona przemierzała znaną trasę. Ile to mogło dać radości, zdaniem dziewczyny zdarzało się to zdecydowanie zbyt rzadko. Chyba będzie musiała napisać do Proroka Codziennego zapytanie - Jak zamówić deszczową pogodę. Cała podróż zajęła jej niecałą godzinę, jak na nią to bardzo krótko, w końcu tyle kałuż na jej drodze. Tyle zabawy... Czy wspominałam kiedykolwiek, że Christa czasami zachowuje się infantylnie i najprawdopodobniej nigdy nie dorośnie, przynajmniej taki miała zamiar. Kiedy już jej się znudziło, a raczej weszła w bardziej zaludnioną część wioski postanowiła wstąpić na małe co nie co do jednej z kawiarń. Tam od razu rzuciła jej się w oczy Sofia. -Zamiast wkuwać, tylko kawki...- zaśmiała się siadając naprzeciw koleżanki uśmiechając się promiennie.Czyż nie zapowiadał się cudowny dzień?
Rozkoszne gdybanie przerwał bardzo dobrze znany jej głos. Jego właścicielka to chyba jedna z najlepszych towarzyszek do popołudniowej kawy. Uśmiechnęła się do Christi, wyglądając przez okno. Deszcz wciąż lał, co nie przyprawiało młodej pół - portugalki o świetny nastrój. W takie dni uwielbiała siedzieć pod kołdrą i planować "Co będę robić po deszczu?". Więc co do cholery przygnało ją w to ponure, listopadowe popołudnie? Chyba potrzeba wypicia ciepłej kawy... - Kawa jest dobra na wszystko. Po za tym, nie mam wkuwać , więc na spokojnie mogę się delektować kawą - było to oczywiste kłamstwo, bo w dormitorium czekał na nią potop prac domowych, esejów i innych dziadostw. Na samą myśl robiło jej się słabo. - A ciebie co tutaj przygnało? - uśmiech nie schodził z twarzy puchonki.