Za czarnymi drzwiami ozdobionymi herbem szkoły, kołatką w kształcie głowy smoka i srebrną tabliczką o treści:
Mistrz Eliksirów Profesor OPCM Opiekun Ravenclaw Aleksander Brendan Proszę pukać
Znajdują się kręcone schody prowadzące w górę, do ośmiobocznej wysokiej komnaty zwieńczonej u szczytu ośmioboczną szklaną kopułą o konstrukcji szkieletowej, która zastępuje zarówno dach jak i sufit komnaty o bazaltowej gładkiej podłodze z wtopionymi weń srebrnymi liniami, tworzące kręgi i symbole magiczne. Nad schodami na ścianie wiszą sztandary szkoły i domu. Do pokoju przez wysokie gotyckie okna o niskich parapetach wpływa światło dnia, a z nich samych roztacza się widok na niemal całą okolice Hogwartu. Naprzeciwko schodów po drugiej stronie pokoju znajduje się wysokie hebanowe biurko ozdobione na swoich ścianach płaskorzeźbami, na jego wypolerowanym i zaczarowanym blacie tak by ukazywał prawdziwą postać niezależnie od zaklęć i eliksirów, nie ma nic poza podkładką do pisania kałamarza i długiego szkarłatnego pióra, oraz malutkiego słupka obsydianu, przypominającego świeczkę który zapala się drobnym płomieniem w oczach jego właściciela, gdy w pobliżu rzucone zostaną zaklęcia zakazane płomień ten ujawni na makiecie miejsce i typ zaklęcia, dla postronnego to po prostu tylko słupek z obsydianu.. Za biurkiem stoi wysokie krzesło o pięknie rzeźbionym oparciu, na jego szczycie znajduje się rzeźba kruka o rozpostartych skrzydłach, a za fotelem w oknie Witraż przedstawiający Rowena Ravenclaw, z mottem domu.
Wit beyond measure is man's greatest treasure
Oba sąsiadujące z witrażem okna to w rzeczywistości drzwi prowadzące na taras który znajduje się wokół komnaty. przed biurkiem znajdują się również dwa fotele dla gości, pod witrażem znajduje się półka na Trofea. W samym Centrum podłogi nad powierzchnią unosi się srebrna misa z przeźroczystą cieczą otoczona drobnymi miseczkami zawierającymi drobne kryształki, która przyjmuje wizerunek Makiety Hogwartu, gdy skupisz odpowiednio w niej wzrok możesz ujrzeć i podsłuchać w niej każde miejsce na jego terenie i ludzi w nim się znajdujących. Misa pojawia się jedynie na wezwanie Profesora wyłaniając się z podłogi, gdy jest ukryta jej miejsce zajmuje unosząca się w powietrzu kula płomieni,wypełniająca pomieszczenie ciepłem i aromatem zależnym od upodobań gościa. W pobliżu wejścia Stoi metalowy posąg człowieka, niezwykle realistyczny, gdy nań spojrzysz może wydawać się że patrzy non stop na Ciebie obserwuje Cię i Cię ocenia, ale to tylko wrażenie, ale czy na pewno....
Ostatnio zmieniony przez Aleksander Brendan dnia Nie Lut 26 2012, 21:23, w całości zmieniany 6 razy
Zaśmiała się i rozciągnęła spoglądając na ukochanego. - Musisz mi załatwić, będę musiała coś robić udając, że się uczę. – wydukała. Wzięła do ręki pierścionek, który wisiał na jej szyi i zaczęła się nim bawić nie odrywając wzrok od Aleksandra, ale zaraz! Czyżby spojrzała na jego dłoń sprawdzając, czy znajduje się na niej sygnet? Wraz z pytaniem o jej matkę jej twarz zmarkotniała, co było jednoznaczną odpowiedzią. - Nie jest ani lepiej, ani gorzej… powinnam się cieszyć, że nie pogarsza jej się, ale denerwuje mnie fakt, że nic nie pomaga… Chociaż… muszę przyznać, że mama… jest bardzo silna… - wraz z wspomnieniem matki na jej twarzy pojawił się czuły uśmiech, który szybko wymazała. – Szczerze mówiąc, to właśnie ona podsunęła mi pomysł, żeby odwiedzić Cię w taki sposób.
Delikatnie przesunął dłoń, zaspokajając jej ciekawośc odsłaniająć sygnet, zadowolony z stanu zdrowia matki Jasminn. Westchnął i schylił się na moment podnosząc pergaminy i układając je w przegródce: - Przypomnij mi żebym wysłał jej wyjątkowy prezent, zarówno za jej zgodę i błogosławieństwo, a również że Cię tu posłała Kochanie. Nie wiem co powiedzieć słysząc tą nowinę, że zaczynasz tu naukę, Cieszę się jak to tylko możliwe, że będziesz spędzała tu ze mną czas, z drugiej strony zdradź mi proszę do którego z domów raczyli cię przydzielić-: Oparł rękę na biórku i spojrzał na nią:- Może uda mi się coś zaradzić na twoją nudę, jestem tu profesorem ale nie ucze studentów.
Kiedy jej oczom ukazał się sygnet, automatycznie na jej twarzy pojawił się uśmiech. Wiedziała, że tam będzie, ale jakaś cząstka jej kazała się upewnić. Spoglądała jak układa pergaminy. Przypomniała się jej jego mina, kiedy tylko dostrzegł ją siedzącą na biurku. Zaśmiała się pod nosem. - Postaram się nie zapomnieć… - wyszeptała. Wysłuchała go do końca, jednak na ostatnie zdanie zareagowała z niechęcią. – Wielka szkoda… Ale nawet jeśli, to nie jest tak źle… Jestem w… - zaczęła zdanie i spojrzała na niego kątem oka. Chciała go trochę podrażnić i przedłużyła tą ciszę jak tylko mogła. – Gryffindorze… - powiedziała w końcu
Ta cisza mnie przeraża, ale w tym jej caly urok, gdy zaczyna się z tobą bawić, drażnić, poruszać każdą nutkę. Kochał ją z każdą psotą i chwilą coraz bardziej. -Hmm -zamyślił się- rozpakowałaś się już w wieży, mam dla ciebie propozycję, z której może zechcesz skorzystać. Mam możliwość i przywilej wybrania jednej osoby spośród studentów i mianowania go lub niej na swoją Asystentkę. To pierwsze a drugie jeśli pragniesz-: sięgnął i wyciągnął klucze:- to jeśli pragniesz, możesz korzystać z moich komnat, czy jako noclegu czy jako miejsca do badań alchemicznych, właściwie to nie tyle komnaty co Laboratorium pracownia z alkową i biblioteką i magazynkiem.-: położył klucz na biurku.
Dziewczyna spoglądała na niego z tym swoim perfidnym uśmieszkiem. Będzie Asystentką? Czemu nie?! Dostanie klucz do Laboratorium? Świetnie. Zaśmiała się pod nosem i wstała obchodząc biurko. Stanęła za mężczyzną i przytuliła go od tyłu. Spojrzała na niego kątem oka i wyszeptała do ucha, pieszcząc jego płatek powietrzem. - Jak zwykle mnie rozpieszczasz Aleksandrze. Co powinnam zrobić? Hm? – spytała go nie odsuwając się.
Oparł głowę na jej ramieniu: -Wybór moja droga, zawsze należy tylko i wyłącznie do Ciebie. Wiesz, że cokolwiek wybierzesz poprę twój wybór i niezależnie od niego klucz jak i zaproszenie do laboratorium obowiązuje. Drzwi mojego gabinetu i niemal cale jego wyposażenie również.- Cieszył się drobnymi czułościami swej Pani i towarzyszki życia, którymi go obdarza tak rzadko, jakże za nią tęsknił przez ten cały czas. - Dodatkowo możesz nocować u mnie załatwię to z Dyrektorem, w końcu jesteśmy zaręczeni, a miało to miejsce przed twym przybyciem na zamek, więc nie złamiesz regulaminu, ani też ja.-: dodał spokojnie. pomyślał jak to będzie radość znów widząc ją każdego ranka.
Oblizała się odsuwając się od niego. Jej dłonie wylądowały na jego ramionach, a ona spoglądała na jego tył głowy. - Zgoda… będę twoją Asystentką – powiedziała pewna swojej decyzji. Będzie mogła z nim spędzać więcej czasu. Zrobiła kilka kroków w stronę biurka i usiadła na nim obok Aleksa. Spoglądała na niego z góry tym swoim uśmieszkiem. - Aż tak bardzo chcesz mnie mieć przy sobie? – spytała. – Wiem… w innym wypadku musiałabym wymyśleć coś innego, by z tobą być, a tak to nie ma przeszkód, by… - zbliżyła się do niego i na jego ustach złożyła krótki pocałunek. Po jego zakończeniu skończyła zdanie. – robić to…
Przyjął jej pocałunek chętnie, a jej odpowiedź jeszcze bardziej: -Dziękuje Ci że mnie rozumiesz Kochanie. Właśnie sprawiłaś że me życie tutaj zarówno zawodowe jak i prywatne nabierze rumieńców.-:rzekł w odpowiedzi na pocałunek:- ale na kontynuacje musisz chwilkę poczekać-: uśmiechnął się zawadiacko, puszczając jej oko. Sięgnął po jej dłoń i znów złożył na niej pocałunek:- Tęskniłem za każdą chwilą która choć posiadała minimalne piętno twej obecności. Dlatego załatwię to z rana jako pierwszą rzecz, twą nominację i ewentualną przeprowadzkę, jeśli jej sobie zażyczysz. Tą papierkową robotę spełnię z radością i gorliwością.-: odpowiedział jej.
Spojrzała na niego niezadowolona kiedy usłyszała, że musi poczekać. Wstała z biurka i podeszła do okna wyglądając przez nie i obserwując wszystko. Szukała czegoś ciekawego, czegoś co przyciągnie jej uwagę. Dostrzegła to coś. Jednak nie powiedziała nic. Westchnęła i wróciła do narzeczonego. – Jaka ze mnie szczęściara, nie muszę się bawić z papierami… Dziękuje – wyszeptała wracając na swoje miejsce. – Okropnie duża jest ta szkoła, zanim całą ją zwiedzę minie chyba z tydzień.
-Nawet nie wiesz jaka- odpowiedział, gdy wróciła na fotel:- Co do drugiej sprawy chyba Ci pomoge ogarnąc pełny jej ogrom-: Wstał zza biurka wziął laskę w dłoń, podszedł do JAsmin i wziął ją za rękę:- pozwolisz, to zdradze Ci małą tajemnice tego gabinetu, nie zdradź jej poza mną i Dyrektorem również ty ją poznasz.:- poprowadził ją do Kuli płomieni w centrum komnaty. Aleksander stuknął w podłogę, płomienie zgasły, wypełniając sale mrokiem, po chwili z podłogi zaczęła wyjawiać się misa z której wydobywa się błękitną poświata, gdy misa zawisła nad podłogą ukazuje makietę całej szkoły i jej obrzeży:- Kochanie jeśli skupisz się na którymś z elementów makiety zdołasz ujrzeć wnętrze jej odniesienia w rzeczywistości i usłyszeć co się w niej dzieje, niesłychanie pomaga to pilnować zgraję uczniów, czy zechcesz spojrzeć.- wskazał makietę.
Kiedy została wyciągnięta z krzesła spojrzała na swojego kochanka zdziwiona. Doszli do kuli, która przykuła jej uwagę w momencie kiedy włamywała się… znaczy kiedy wchodziła do gabinetu. Była ciekawa do czego służy, ale wolała niczego nie ruszać, na razie. Wolała poczekać na Aleksandra i się go o to spytać… ale całkowicie zapomniała! Gdy nagle przed nią pojawiła się makieta i dodatkowo zostało objaśnione jej zastosowanie nie wahała się. Zaczęła szukać jak najbardziej interesującego miejsca. W ciszy spojrzała na krużganki. Zawahała się jednak po chwili postanowiła. Wpatrywała się w jeden punkt, na dziedziniec. Udało się. To było niesamowite uczucie, zwłaszcza, że kiedy ‘wróciła’ zakręciło się jej w głowie. Spojrzała na Aleksa mówiąc. - Asombroso – muszę jej przyznać rację, to było niesamowite.
Obserwował jak Jasmin pierwszy raz spogląda w artefakt, niech sama spróbuje. gdy się wynurzyła, objął ją ramieniem by nie upadła.: -Pierwszy raz powoduje zawroty głowy Kochanie, i tak jest cudowny, teraz pokaże Ci komnatę którą jeśli masz taki zamiar możesz ze mną dzielić, muszę ją Ci ukazać bo cóż kiedyś obłożyłem ją zaklęciem strażnika tajemnicy, kiedy jeszcze tu studiowałem, chwyć mnie za rękę poprowadzę cię poprzez makietę do mego leża.-: wskazał dłonią lochy, drugą ujmując dłoń swej towarzyszki:- Ymlaen dim cariad:- poprowadził ich wzrok ku Leżu, odkrywając przed nią do tej pory zakrytą komnatę.
Panienka Verano odetchnęła z ulgą kiedy mężczyzna ją przytrzymał. To było trudne, ale mimo wszystko dała radę. - Zauważyłam… - wydukała z delikatnym grymasem. Złapała jego dłoń słuchając uważnie tego co mówił. Spojrzała na makietę, a dokładniej na Lochy, w których ukazała się jedna komnata. Drugi raz nie był tak samo męczący jak pierwszy, ale mimo wszystko dawał się we znaki.
Spokojnie ujawnił lokalizację leża swej ukochanej, teraz znała jego lokalizację. -Kochanie wracamy, trzymaj się mnie- powoli wyprowadził ją z transu w jaki wprawia artefakt przytulił ją mocniej i pocałował w usta, by choć trochę złagodzić efekty uboczne wyjścia:- Więc jak jest twoja decyzja, w sprawie lokum dim cariad, jedno słowo i cały twój dobytek znajdzie się rozpakowany w miejscu twego wyboru-: powiedział gdy widział jak wraca do normy w jego ramionach. Stuknął laską miejsce makiety znowu zajęła kula płomieni, gdy misa opadła i znikła w podłodze.:- Na dziś koniec wycieczek-:powiedział do niej uśmiechając.
To wszystko było niesamowite.Widziała wszystko dokładnie, każdy szczegół. Jak sen na jawie. Może i było męczące, ale było warte tej siły, którą straciła. Na szczęście Aleks wiedział co zrobić by poczuła się lepiej. Spojrzała na niego i gdy złożył na jej ustach pocałunek zamknęła oczy przez chwile trwając w nim. Wzięła głęboki oddech, by uspokoić się i wróciła do niego. - Oczywiście, że nie zmarnuję takiej szansy i przeniosę się do ciebie jeżeli będę miała taką możliwość. – wyszeptała z lekkim uśmiechem. Kiedy makieta zniknęła na jej twarzy pojawił się grymas. – Szkoda… mam nadzieję, że powtórzymy to jeszcze kiedyś kochanie… - powiedziała głaszcząc go po policzku.
ujął głaszczącą go dłoń i złożył na niej pocałunek, spojrzał na znajdującą się w jego ramionach swą Panią: - Zobaczymy my Lady, lecz teraz widzę żeś znużona podróżom i pragniesz znaleźć się w łóżku i odpocząć, czyż nie?- spytał ją:- Berth-: zawołał skrzatka natychmiast się pojawiła:- Bądź łaskawa przenieść rzeczy Pani do mych komnat rozpakuj je i przygotuj wszystko na jej przybycie-:puścił oko do Skrzatki:- oraz przygotuj ciepłą kąpiel-: Skrzatka skłoniła się i znikła:- Zaraz cię tam zabiorę Kochanie, tylko Lugh musi mi się znaleźć.
Kobieta wpatrywała się w mężczyznę z nieziemskim opanowaniem. W jej oczach tliły się delikatne iskierki szczęścia. Uśmiech poszerzył się wraz z jego słowami i wyszeptała - Czytasz ze mnie jak z otwartej książki… - była zmęczona… Mogła od razu iść do wspólnego pokoju Gryffonów, ale wolała się z nim spotkać, nie… Ona musiała się z nim spotkać. Nie wytrzymałaby do następnego dnia, to było niemożliwe… Dni spędzone do ukończenia jej szkoły będą najlepszymi, jakie mogły by być.
Spojrzał jej w oczy: -Taka moja rola kochanie, być wyczulonym na twe prośby i potrzeby, spełniać je natychmiast i rozpieszczać mój Kwiat Hiszpanii:- pocałował ją w czoło:- Gdzie się ten Lugh kręci-:pokręcił glową:- jak tak dalej pójdzie będziemy musieli przemieszczać się zwykłą metodą, a to jes kawałek, a tak bardzo chciałbym Ci skrócić tą drogę-:w sali w syku płomiani zjawił się feniks:- No tutaj jesteś łobuzie-: spojrzał na ptaka, który pomału i majestatycznie wylądował na ramieniu Aleksandra:- Podrzucisz nas do leża Lugh-:ptak delikatnie skinął głową, kiedy Aleks mocniej przytulił Jasmin i chwycił ogon Feniksa, i oboje znikli w syku płomieni. C.D.
Wysłanie tego listu było impulsem. Zresztą ja często działam pod wpływem impulsu. Mam ochotę na skok z samolotu. Nie ma sprawy, tylko kiedy i z kim? Właśnie pod wpływem takiego zrywu, chwilowej potrzeby, tkwię obecnie pod drzwiami opiekuna kruków. Szczerze, to nie miałem pojęcia, że odpowie. Może nie jestem zdziwiony, ale mimo wszystko czuję się niepewnie. Na to oficjalne spotkanie wybrałem czarne, skórzane spodnie, idealnie skrojoną marynarkę i koszulę w kolorze bardzo ciemnej miedzi. Włosy splotłem w gruby warkocz i nie mogłem się powstrzymać przed odrobiną elegancji wiktoriańskiej. Jej przejawem jest hebanowa laska zakończona głową wilka i drobnymi urozmaiceniami mojego autorstwa. „Urozmaicenia” to dobre słowo biorąc pod uwagę, że w jej połowie pozbyłem się drewna i w szklanej otoczce zamontowałem mechanizm z mugolskich śrubek. Mechanizm, który dzięki odrobinie magii działa. Kontent ze swego wyglądu , wziąłem wdech i zapukałem trzykrotnie w ciężkie drzwi. Nie słysząc odpowiedzi zapukałem raz jeszcze. Po odczekaniu minuty, uchyliłem je i weszłam do królestwa mistrza eliksirów. Wiem, może to niekulturalnie, ale w końcu raz się żyje. Z błyskiem w czekoladowych oczach rozpocząłem oględziny komnaty. W każdej chwili będąc jednak gotowym do powitania gospodarza.
Stał na balkonie obserwując okolicy i ciesząc się wiatrem we włosach, miał nareszcie spokój od papierkowej roboty. Na biurku czekała na niego jedynie przygotowana teczka personalna Guillaume Moire. Usłyszał jak wszedł do jego gabinetu, cóż nie zaczekał aż go wezwę ale cóż sam go zaprosiłem, ciekawie się prezentował, nie ma co. -Ykhm- głośniej chrząknął by go usłyszał, po czym dał mu znak dłonią by do niego dołączył na balkonie. Nie miał na to ochoty. W tak piękną pogodę chować się w gabinecie i siadać za biurkiem, kto to widział. Szczególnie wiedząc i przeczuwając że jak choć trochę się zbliży do niego dopadną go obowiązki, jakieś papiery, poczta, w skrócie proza życia. Nie miał do tego głowy.
Ciche -Ykhm- zabrzmiało niczym wystrzał z karabinu w górach. Dobrze, że zawsze jestem w miarę opanowaną osobą. Odwróciłem się w stronę, z której dźwięk dochodził. Na balkonie stał wysoki mężczyzna, odziany od stóp do głów w czerń z częścią twarzy zakrytą maską . - Przepraszam za wejście do gabinetu bez pozwolenia. Pukałem kilkukrotnie, ale nie słyszałem odpowiedzi. Mówiąc to powoli podchodziłem do profesora. Co ciekawe był trochę starszy ode mnie. Czego, szczerze powiedziawszy się nie spodziewałem. Stając z nim twarzą w twarz lekko skłoniłem głową. - Witam. Jestem Guillaume Moire. I choć mmm może się to wydawać dziwne naprawdę kocham eliksiry. Tak…Jak zwykle za dużo gadam. Gdybym się w porę nie powstrzymał potok słów odebrałby chęć do rozmowy mojemu gospodarzowi. Jak nic wylądowałbym za drzwiami. W moich oczach igrały psotne ogniki. Do pełnej powagi było mi daleko skoro moje usta nieświadomie układały się w grymasie rozbawienia. Szczerzę się do nowo poznanego zwierzchnika… Pięknie, tylko ja tak potrafię. Cóż optymista ze mnie i tyle w temacie.
Spojrzał na młodzieńca, no dobra nie młodzieńca nie był od niego młodszy o dużo o niecałe 4-5 lat, jeśli liczyć okres w komnacie czasu. Wysłuchał jego przemowy, opierając się tyłem o balustradę, zakładając ręce o siebie, uśmiechnął się spokojnie do niego: - Nie przejmuj się, gdybym nie chciał z tobą rozmawiać nie stałbyś tutaj, po takim wejściu. Zatem cóż dostałem list od ciebie dość dziwny w treści, zaraz jak to było, coś o przyjęciu cię na ucznia. Dziwna prośba w stosunku, że możesz uczestniczyć w moich lekcjach, choć obejmują tylko podstawowe eliksiry i to tylko do poziomu sumów, gdyż dalej edukacje w tym zakresie przejmuje moja szacowna koleżanka Profesor Abney, z nią będziesz miał zajęcia z zakresu złożonych mikstur nie ze mną. Co do terminu cóż mam na głowie zajęcia z dwóch przedmiotów i do tego opiekę nad Krukonami.- powiedział spokojnym głosem, niezdecydowany co czynić z studentem.
Kae została wręcz wepchana do gabinetu profesora Brendana. Uh... przeprawa przez te korytarze była dość trudna ale pierwszy krok trzeba zrobić. Weszła z lekko zażenowaną miną. - Dobry wieczór panie profesorze... Mam nadzieję że nie przeszkadzam ale... chciałabym coś panu powiedzieć- szepnęła cicho patrząc na profesora. Boże jaka ona była teraz stremowana. Nikt chyba nigdy w życiu nie nakłonił jej do aż takiej odwagi. Ugh... Ale no powiedziałą o tym Kame to teraz musi też powiedzieć o tym nauczycielowi. Nie będzie łatwo ale trzeba spróbować.
Kame wparował zaraz za nią. - Witam, ja robię za jej obstawę. A po za tym chce się przekonać, że nie ucieknie - Powiedział i pchnął lekko Kae do przodu dając jej tym samym do zrozumienia, że nie jest sama. No tak on obiecał to musi dotrzymać tego co powiedział. I co jak co, ale ten dar przekonywania to on miał. Chociaż nie sądził, że tak łatwo mu będzie ją nakłonić do tego. Mrugnął do niej przyjacielsko i oparł się o ścianę gabinetu. No tak może i był pomocny, ale jakoś kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego gdzie jest. Przeważnie to on stał sam w gabinecie i przeważnie to on był tematem rozmów z nauczycielem. Więc nic dziwnego, że głupio się czuł.
Spojrzał na oboje jak weszli do jego gabinetu, odłożył na bok pióro i pergamin. -Widzę że chodzi o coś albo wstydliwego, lub mam przed sobą bardzo nieśmiałą osóbkę. W czym mogę pomóc-Zwrócił się do nich spokojnym kojącym głosem. Spokojnie wskazal na fotele. -Usiądźcie proszę, chcecie może herbaty kawy piwa kremowego.-Spytał uczniów próbując rozładować sytuację, maksymalnie zwiększając komfort gości.
Kaede spojrzała na nauczyciela. - nazywam się Kaede Kawchi i mam dość intymny problem... Stosunkowo niedawno... jak na mnie bo w wieku 15 lat...- Zacięła się i odwróciła do Kame jakby prosząc by on za nią zakończył jednak wiedziała że musi zebrać się w sobie i sama o tym powiedzieć- ... Zostałam no mówiąc ładnie nie używając dość ostrych słów... Spojrzała na swoje ręce i zaczęła sie nimi bawić. Bała się że jak to powie może mieć bardziej przechlapane niż ma teraz. Strach przed rodzeństwem narastał po każdym słowie.