Za czarnymi drzwiami ozdobionymi herbem szkoły, kołatką w kształcie głowy smoka i srebrną tabliczką o treści:
Mistrz Eliksirów Profesor OPCM Opiekun Ravenclaw Aleksander Brendan Proszę pukać
Znajdują się kręcone schody prowadzące w górę, do ośmiobocznej wysokiej komnaty zwieńczonej u szczytu ośmioboczną szklaną kopułą o konstrukcji szkieletowej, która zastępuje zarówno dach jak i sufit komnaty o bazaltowej gładkiej podłodze z wtopionymi weń srebrnymi liniami, tworzące kręgi i symbole magiczne. Nad schodami na ścianie wiszą sztandary szkoły i domu. Do pokoju przez wysokie gotyckie okna o niskich parapetach wpływa światło dnia, a z nich samych roztacza się widok na niemal całą okolice Hogwartu. Naprzeciwko schodów po drugiej stronie pokoju znajduje się wysokie hebanowe biurko ozdobione na swoich ścianach płaskorzeźbami, na jego wypolerowanym i zaczarowanym blacie tak by ukazywał prawdziwą postać niezależnie od zaklęć i eliksirów, nie ma nic poza podkładką do pisania kałamarza i długiego szkarłatnego pióra, oraz malutkiego słupka obsydianu, przypominającego świeczkę który zapala się drobnym płomieniem w oczach jego właściciela, gdy w pobliżu rzucone zostaną zaklęcia zakazane płomień ten ujawni na makiecie miejsce i typ zaklęcia, dla postronnego to po prostu tylko słupek z obsydianu.. Za biurkiem stoi wysokie krzesło o pięknie rzeźbionym oparciu, na jego szczycie znajduje się rzeźba kruka o rozpostartych skrzydłach, a za fotelem w oknie Witraż przedstawiający Rowena Ravenclaw, z mottem domu.
Wit beyond measure is man's greatest treasure
Oba sąsiadujące z witrażem okna to w rzeczywistości drzwi prowadzące na taras który znajduje się wokół komnaty. przed biurkiem znajdują się również dwa fotele dla gości, pod witrażem znajduje się półka na Trofea. W samym Centrum podłogi nad powierzchnią unosi się srebrna misa z przeźroczystą cieczą otoczona drobnymi miseczkami zawierającymi drobne kryształki, która przyjmuje wizerunek Makiety Hogwartu, gdy skupisz odpowiednio w niej wzrok możesz ujrzeć i podsłuchać w niej każde miejsce na jego terenie i ludzi w nim się znajdujących. Misa pojawia się jedynie na wezwanie Profesora wyłaniając się z podłogi, gdy jest ukryta jej miejsce zajmuje unosząca się w powietrzu kula płomieni,wypełniająca pomieszczenie ciepłem i aromatem zależnym od upodobań gościa. W pobliżu wejścia Stoi metalowy posąg człowieka, niezwykle realistyczny, gdy nań spojrzysz może wydawać się że patrzy non stop na Ciebie obserwuje Cię i Cię ocenia, ale to tylko wrażenie, ale czy na pewno....
Ostatnio zmieniony przez Aleksander Brendan dnia Nie Lut 26 2012, 21:23, w całości zmieniany 6 razy
Stał przy misie obserwując tereny szkole, w jego komnacie panował mrok, spowodowany nocnym zimowym niebem na zewnątrz, na czarnych ścianach i podłodze tańczyły błękitne linie światła, rozchodzące się z misy i makiety szkoły, od czasu do czasu na ścianach pojawiały się kolorowe błyski, gdy drobne kamienie szlachetne poruszające się po zamku odbijały światło. Na szybach delikatnie błyskały gwiazdy rozproszone po bezchmurnym nocnym niebie. Skupiony na obrazie niemal przegapił informację o gościu pod drzwiami gabinetu, zajrzał na makiecie któż to zauważywszy i rozpoznawszy Vil , już miał ją wpuścić i schować makietę, kiedy ta nagle ruszył z powrotem ku lochom, dobra podążył za nią wzrokiem. Po kilkunastu minutach wróciła. Uśmiechnął się i ruchem dłoni zatopił misę z makietą w podłodze, w komnacie zapanował mrok. Zasiadłszy za biurkiem wyciągnął różdżkę Lumos wyczarowując kule światła 15 calową w swej średnicy, posławszy ją ku centrum sklepienia napełnił komnatę światłem. Wrota komnaty otwarły się.
Czy tylko wy uważacie, że Aleks jest taki jakiś... Mroczny? Ponury? Dziwny? I jak tutaj się dziwić, małemu biednemu Finnowi. Iż on się go boi. Na szczęście nasza Villemo strachliwa nie była. Zresztą po tym jak widziała śmierć swojej miłości, to co może okazać się straszniejsze? Villemo pewnie przekroczyła próg, i podeszła do biurka. Tam zaś położyła Pergamin, z wypracowaniem. - Przynoszę teraz, bo nie wiem czy później będę mogła. - Powiedziała obojętnym tonem, rozglądając się po sali, która znajdowała się w obłokach ciemności. Ciemność... I nawet nie wiesz kiedy, ona wypełniła cały twój świat. To tak jak by, zgasić światła. Ułamek sekundy i już.
-Dziękuje- odpowiedział spokojnie - ale nie musiałaś się tym tak śpieszyć miałaś sporo czasu.- Spokojnie odłożył zapisany drobnym maczkiem pergamin, do szuflady. Jeden pergamin więcej do przeczytania, gdybym wiedział w co się pakuje z papierkową robotą od razu bym to rzucił, pomyślał. Vilemo robi kompletnie inne wrażenie niż jak opisywał ją ten mój kuzyn Tancred, ale w sumie mówi on tak mało dobrych rzeczy, a od Liv tez dużo ostatnio nie słyszę. W sumie nie rozumiem jak się można ożenić z kuzynką. Westchnął- Jeszcze raz dziękuje,-cicho dodał- naprawdę nie przypominasz opisu swojego ojca, jaki mi zaserwował na ostatnim spotkaniu z nim i twoją matką, ale z serca Ci z ich powodu współczuje mieć ich w rodzinie-pokręcił głowa- ja przynajmniej mam ten plus że to tylko moje kuzynostwo, choć minusem jest że oboje – puścił do niej oko- nie licz jednak na taryfę ulgową. Mam cię na oku, a sam oceniam ludzi nie patrząc na zapatrywania rodziny.
Villemo słuchała uważnie. A wiec wychodziło na to że kim on dla niej jest? Wujem czy kuzynem? Zresztą to, akurat najmniejsza różnica. Lecz szczerze mu współczuła, iż też się znalazł w tej zdrowo porąbanej rodzinie. Najwidoczniej można się było, ożenić z własną kuzynką, by zachować czystość krwi. Która istniała od wielu pokoleń. Villemo roześmiała się. Był to chyba najweselszy śmiech, jakim kogoś obdarzyła od bardzo długiego czasu. Kiedy to ostatni się śmiała? Chociaż śmiech ów, przypominał bardziej syczenia kot, to i tak to był to nie mały sukces. Taryfa ulgowa? Nigdy od nikogo od niej nie oczekiwała, a tym bardziej nie od rodziny. Pewnie gdyby nauczał tutaj jej ojciec, lub matka. Miała by same najgorsze oceny, i nie ważne jak dobrze by się uczyła. Lecz do Aleksa miała pewien szacunek. Miała go już, za nim dowiedziała się iż są rodziną. Aleks zdawał się być mroczny i tajemniczy. Lecz miał dobre serce, i dużo zdrowego rozsądku. Przynajmniej ona go takim widziała. - A właśnie nim zapomnę. Pewien puchon ma duże problemy w eliksirach. Twierdzi że stresuję się przy tobie. - Powiedziała ze śmiechem. - Chciał żebym ja go nauczała. Ale ja nie mam zdolności pedagogicznych. Jak możesz, to postaraj się go tak nie przerażać. - Powiedziała z uśmiechem, puszczając mu oczko. - Nazywa się. Finn Visse. - Powiedziała, i skierowała się ku wyjściu. Bo chyba już Aleks niczego od niej nie chciał. Wątpiła by Aleks okazał się kimś, kto ją zaprosi na herbatkę, i zechce z nią porozmawiać. Chociaż to by może jej pomogło? Rozmowa z człowiekiem do którego miała szacunek. W sumie jedynie do niego go posiadała. - Szczerze ci współczuję takiej rodziny. - Powiedziała. Jeszcze do tego miał Kaleba w rodzinie! Nie wiem jakie grzechy popełnił Aleks. Ale musiały one być całkiem spore, skoro obdarzono go taką rodziną.
Dziewczyna imieniem Cornelia Somerhalder szła przez korytarz. Ubrana była w krótkie, czarne spodenki do połowy ud, a do tego długą męską bluzę w odcieniu jadowitego fioletu. Włosy upięła w wysoką kitkę. Szła sobie i szła mając w poważaniu wszystko i wszystkich. Bla bla bla, mniejsza o to co sobie myśli mniejsza o to co czuje bla bla bla. Otworzyła drzwi do gabinetu nauczyciela, weszła do niego i oparła się dłońmi o drewno biurka. Spojrzała znacząco na znienawidzonego mężczyznę. - Różdżka - Krótko oznajmiła w jakiej sprawie się tutaj udała.
Podniósł na nią wzrok znad papierkowej roboty którą się zajmował a ona mu ją w tak bezczelny sposób przerwała. Spokojnie poukładał pergaminy kompletnie ją ignorując. Na jej ramiona delikatnie spadły dwie spiżowe dłonie które, silnie i sprawnie odniosły ją w górę uniemożliwiając jej jakikolwiek manewr, po czym Golem wyprowadził ją za drzwi i spokojnie postawił przed drzwiami po czym je zamknął. Drzwi zostały zamknięte i nie można ich otworzyć. Konstabl wrócił na swoje miejsce cichutko i sprawnie. Aleksander który oglądał całą sytuację zza biurka, wrócił do papierkowej roboty.
Szczerze? Skąd ona wiedziała, że nic nie załatwi takim podejściem. Ale jakiekolwiek proszę, dziękuję czy inne miłe słówka nie chciały jej za cholerę przejść przez gardło. Nie w stosunku do ów mężczyzny, który już kilka razy sprawił, że najważniejsze rzeczy w jej życiu się nie powodziły. Bo mord na Elenie owszem, był w cholerę ważną rzeczą. I on to zepsuł. I nie miała teraz jak spróbować ponownie. Zacisnęła pięści. Co on sobie myśli? Pieprzony typ... Zapukała, a raczej zawaliła głośno w drzwi. Zadowolony? Mam nadzieję. Poczekajmy, aż ona zostanie nauczycielką. Dopiero będzie wykorzystywać swoją pozycję.
Spokojnie sięgnął po filiżankę z herbatą, delikatnie powąchał jej zawartość i wziął łyczek, odstawił filiżankę na spodek. Spojrzał na stający obok talerzyk z podwieczorkiem. Nie zwracał uwagi na walenie do drzwi, pochłaniało go teraz metafizyczne rozważanie nad kwestiami herbaty. Po kwadransie spokojnie skinął głową i drzwi spokojnie się otworzyły. Na biurku spokojnie stała pełna filiżanka herbaty, natomiast z przed niego zniknęły oba fotele, tak że osoba nie może usiąść poza fotelem na którym siedział on.
Grrr - Tylko takie coś znajdywało się po jej minutach. Powaliła chyba ze dwie sekundy i po prostu sobie poszła, by wrócić dopiero pół godziny później. Nie to, że jej się śpieszyło. Ale przez tego drania nie mogła wykazać się na lekcji zaklęć! Dobrze, że nie zdążyli zacząć czarować, ponieważ nauczycielka miała jakieś kłopoty czy coś. Ughm... Widząc, że drzwi ponownie są otwarte tym razem postanowiła, że z tym debilem nie ma co polemizować. Wyższy rangą niestety... Chociaż ani trochę na to nie zasługuje. Przyjęli by nawet analfabetę na jego stanowisko. Zapukała intensywnie, jakby co najmniej chciała rozwalić te drzwi. - Dobry. Przyszłam po swoją różdżkę. Tak lepiej? - Mruknęła ładując się do pokoju z rękami w kieszeni. Stała przy drzwiach. Niech to się już skończy. Ona chce po prostu wziąć patyk i wyjść.
Przed nią w syku płomieni znalazł się małe podłużne zakurzone pudełko zawierające zastępczą różdżkę i list, oraz oficjalne skierowanie do uzdrowiciela w Hogsmade w celu oceny stanu psychicznego, aby upewnić się że uczennica nie będzie stanowić zagrożenia dla otoczenia. W liście znalazła informacją iż po pozytywnym odniesieniu się do niej poprzez uzdrowiciela i ukazaniu zaświadczenia odzyska ona swoją różdżkę która znajduje się pod opieką szkoły, do czasu spełnienia przez nią postawionych warunków. Drzwi gabinetu są zamknięte Różdżka 12 cali drzewo bukowe łyska syreny.
/Żartujesz sobie prawda? Męczyłeś parę dni coś takiego? Weź przestań, bo to naprawdę już jest wkurzające…/ Spokojnie... Każdy może nie mieć czasu, siły, chęci, etc, więc się tak nie rzucaj. Kara którą otrzymuje twoja postać, tak się składa, że jest mała, biorąc pod uwagę, że użyła zaklęcia niewybaczalnego i niemal doprowadziła Elenkę do śmierci. Chyba nie chcesz mieć jakiś wymyślnych spraw w MM, jak to było w przypadku Eleny? A dyrektor oczywiście, chętnie Cornelię przyjmie, zapraszam : ).
Nom i list poszedł
Cornelia widząc to, co Aleks jej przeszkadzał mało z siebie nie wyszła. Jej reakcja byłą tak prosta, że wręcz oczywiste. Zastępcza różdżka przypadkiem złamała się na pół… Ojoj! I czym ona teraz będzie czarować? A skierowanie do Munga? To oczywiście było jej potrzebne. Dlatego, że jej kroki miały powieść ją od razu do gabinetu dyrektora. Szczątki ów magicznego patyka zostawiła pod drzwiami. Niech się, jakby to ona powiedziała „pierdolony cham i mściciel bawiący się w kogoś ważnego” bawi. Ale ona naprawdę ma już dość tego, że ktoś aż tak nadużywa swoich kompetencji. Jej kara skończyła się cholernie dawno. Powinna mieć od bardzo dawna różdżkę. Wszyscy rozumieli to w jakiej się znalazła sytuacji i wiele osób rozumiało ją i popierało. Tylko ten… Ughm. Tylko Aleks nie chce słuchać i nie chce niż zrozumieć. A skoro ktoś wyraża aż tak swoją wyższość i nie rozumie, że w porównaniu do niektórych osób jest tylko robakiem… To trzeba zwrócić się do władz wyższych o pomoc. W końcu Corin nie jest taka głupia, żeby uważać, że we wszystkim sobie poradzi sama.
Spokojnie porządkował pergaminy, z tłumaczeniami manuskryptów. Wstał zza biurka i wyjrzał przez okna by ukoić zmęczony wzrok mrokiem nocy, jej atramentowym mrokiem. Nie było mu to dane, w głębi Zakazanego Lasu wznosiła się potężna kolumna szkarłatnego ognia, co chwile przybierająca różne formy. Na końcach języków ognia, co chwila można było zobaczyć różne istoty. Natychmiast otworzył szufladę i wypił dwie mikstury, spośród których jedna była Feliksem, zaś druga miała dokonać przemiany, sięgnął po różdżkę i zaczął biec ku drzwiom balkonowym. Jego ciało zaczęło ulegać przemianie zrzucił płaszcz i koszulę, odkłaniając swoje plecy z których zaczęły wyrastać potężne szkarłatno złote skrzydła tak specyficzne dla feniksów, które zaraz po wyrośnięciu zaczęły się ruszać i trzepotać, jego włosy przemieniły się zamiast jego naturalnych czarnych włosów miał teraz w ich miejsce długie i smukłe przypominające te z ogonów rajskich ptaków szkarłatno złote piór. Bez strachu skoczył z wieży, by po chwili lecieć już w kierunku pożaru.
Dziewczyna siedziała sobie spokojnie w gabinecie profesora Brendan’a. Co tam robiła? Czekała. Jak się tam dostała? No cóż mogę powiedzieć, panna Verano miała swoje sposoby, wystarczyło, że zrobiła ładne oczka i dostała wszystko czego tylko zapragnęła, ale tym razem użyła innego sposobu. Jakiego? To już nie jest ważne. Siedziała na wysokim hebanowym biurku z założonymi nogami. Jej sylwetka od razu rzucała się w oczy. Miała na sobie białą koszulę i czarną wysoką spódnice. Oczywiście nie obeszło się bez wysokich, czarnych szpilek, bez których nie wychodziła. A więc coraz bardziej znudzona rozglądała się po całym pomieszczeniu, ale była cierpliwa. Musiała czekać, nie miała wyjścia.
Eh, myślał Aleksander wchodząc zaczytany, przywalony kolejną porcją roboty papierkowej. Ni miał teraz łatwego życia, praca, dochodzenie w sprawie śmierci uczennicy, inspekcja zaklęć ochronnych, do tego jeszcze egzaminy z OPCM i Eliksirów. Kiedy będę mógł do choć na chwilę zapomnieć o tym całym bałaganie i siąść napisać list, lub chociaż zrelaksować się na moment. Wszedł do gabinetu wyminął z pamięci wszystkie przeszkody, i zasiadł za biurkiem ciągle zaczytany, nie zwracał uwagi na nic, podniósł wzrok znad pergaminów. Zamarł a zwoje wypadły mu z rąk, gdy ujrzał parę oczu tak mu bliskich, patrzących na niego znad drapieżnego uśmiechu.
Czekała i czekała, chciała już zacząć bawić się tym co znajdzie na biurku, aż nagle usłyszała kroki. Kto inny jak on mógł chodzić w ten specyficzny sposób? Kiedy tylko pojawił się w drzwiach na jej twarzy pojawił się ten specyficzny uśmiech, który można przypisać tylko jej. Spojrzała na porozwalane po podłodze zwoje. Uśmieszek nie znikał nawet kiedy zeszła z biurka, ale nie ruszyła w jego stronę. - Aleksandrze… Więc to tym się zajmowałeś kiedy ja siedziałam w Hiszpanii. - Wydukała pół szeptem mrużąc delikatnie oczy. Na jej szyi błyszczał pierścionek, który był bardzo dobrze znany mężczyźnie.
Jego serce zamarło, widząc ją tu w zamku, w jego gabinecie, czyżby ciś przegapił, nie dostał jakiegoś listu, nie to niemożliwe, ale jego zaskoczenie i dezorientacja pomału odpływała w dal kiedy jego umysł zaczęła wypełniać radość z Jej widoku. Wstał delikatnie unosząc lewą rękę, po chwili gładząc ją po policzku, drugą sięgnął po jej dłoń, podniósłszy ją do ust złożył na niej delikatny pocałunek. -Fy anwylyd- rzekł szeptem patrząc w jej piękne oczy.
Z twarzy Jasmine nie schodził uśmiech. Co mam powiedzieć? Widzi swojego ukochanego narzeczonego po tak długim czasie. Dlaczego nie miałabyś szczęśliwa. Jednak po tak długiej przerwie nawet nie widziała od czego ma zacząć rozmowę. Gdy podszedł do niej i ucałował jej dłoń przekrzywiła delikatnie głowę w bok i wyszeptała. - Zaskoczony? – spytała zabierając rękę. Wskazującym palcem przejechała po jego torsie, by po chwili położyć na nim całą dłoń i odsunąć go z tym swoim perfidnym uśmieszkiem.
-Jasmin, zaskoczenie to jedno z wielu odczuć które teraz odczuwam. Jednak nic nie przyćmiewa radości że widzę cię tu.- Odpowiedział jej opadłszy na fotel za biurkiem, cały czas patrząc w jej oczy. Jakże ona jest piękna, szczególnie w tym świetle, w sercu czół teraz że w końcu jest pełny pustka w sercu pomału się wypełniała jej obecnością. -Ale teraz, zdradź mi ten sekret, któremu zawdzięczam twą wizytę, w mym skromnym gabinecie.-spojrzał na nią przekornie, kiedy na blacie pojawiło się jej ulubione białe wino i dwa kieliszki.
Hiszpanka usiadła naprzeciw mężczyzny uważnie słuchając tego co mówi. Zaśmiała się pod nosem i widząc jak przed nią stawia kieliszek nie wahała się. Poczekała, aż trunek wyląduje w kieliszku i wzięła go do ręki. Jak to miała w zwyczaju zaczęła powoli nim mieszać. Przyłożyła do ust i powąchała, dopiero gdy te wszystkie czynności się skończyła upiła trochę i spojrzała na Aleksandra. - Moje ulubione… - wyszeptała zastanawiając się co ma mu powiedzieć. – No cóż, nie będę przeciągać. Chciałam zobaczyć gdzie mam się zgłosić, kiedy będę chciała wziąć dodatkowe lekcje z eliksirów… Profesorze Brendan. – Kiedy wypowiadała ostatnie słowa uśmiechnęła się szeroko oczekując jego reakcji.
Ostatnie zdanie lekko go wybiło z podziwiania jej urody: -Pantero, czemu pytasz mnie o dodatkowe lekcje eliksirów i tytułujesz Profesorem, przecież ukończyłaś edukację a wiedzą w tej dziedzinie niemal mi dorównujesz a w niektórych jej aspektach przewyższasz, chyba że ...- nie dokończył zdania zawisło w powietrzu. Do głowy wpadł mu tylko jeden z powodów dlaczego się do niego zwróciła w ten sposób, nie to niemożliwe. Patrzył na nią lekko zamarłszy w bezruchu.
Dziewczyna wpatrywała się w niego w oczekiwaniu. Nie było to trudne, a Aleks był sprytny. Wystarczyło kilka sekund, może nie cała minuta, by zorientował się o co chodzi. Miała rację, kilka sekund i wiedział o co chodzi. Zaśmiała się upijając do końca wino i odkładając kieliszek na hebanowe biurko. Założyła nogę na nogę i oblizała się. Może i nie powinna tak robić, ale teraz, przy nim nie musiała obawiać się, że ktoś będzie ją upominał, żeby pamiętała o zasadach dobrego wychowania i takie tam. - No słucham… Co wymyśliłeś amado? – spytała dodając jej ulubione hiszpańskie słówko znaczące ‘ukochany’.
Fy unig enaid-rzekł cicho po walijsku moja ukochana patrząc w jej kierunku, przeszedł go dreszcz gdy się oblizała, przełknął ślinę: -Fy unig enaid, nie powiesz mi chyba że podjęłaś studia na zamku- Rzekł teraz głośniej z zszokowanym wyrazem twarzy, gdy uświadomił sobie że oto jego druga połowa światło zaranne i płomień życia będzie kroczyła w tych samych murach co on sam: - Jeśli tak zrobiłaś to nie wiem czy te mury wytrzymają twą obecność.
Zaśmiała się pod nosem słysząc jego słowa. Musiała mieć dzisiaj doskonały humor, skoro prawie wszystko ją bawiło. - Nie powiem… - wyszeptała. – nie musiałam mówić… - dodała po chwili. – sam na to wpadłeś. Oparła się wygodnie na krześle dokładnie oglądając każdy zakamarek gabinetu. Coś czuję, że będzie tu często przychodzić. Było tu tyle interesujących rzeczy… - Boisz się, że rozwalę tą szkołę w drobny mak? Nie ciesz się za bardzo, postanowiłam ją oszczędzić. Przecież nie będę niszczyć miejsca, gdzie pracujesz głuptasie… - powiedziała rozbawiona. No tak, jakby miała żyć w tej szkole jak w St Trinians, to biedny Hogwart nie utrzymałby się po jednym dniu…
- Kochanie, jestem wdzięczny za twą łaskawość:-ukłonił się jej teatralnie, spojrzał na nią zawadiacko, ciesząc się każdą sekundom jej obecności, podniósł kieliszek i napił się wina.: - Żeby tylko wiedzieli w co się wpakowali pozwalając Ci tu studiować, do tej poty pamiętam jaką miałem minę jak odwiedziłem Cię w twej szkole, Kochanie, do tej pory mam ciarki a przecież studiowałem w Durmstrangu.- Patrzył na nią cały czas.- Jak tam Pani Friton, kochanie dalej za sterami.
Ten delikatnie wredny i chytry uśmieszek nie znikał z jej twarzy odkąd wspomniała o hiszpańskiej szkole magii i czarodziejstwa. Cóż ma powiedzieć, to nie była jej wina, że było tam tak… spokojnie, wszyscy byli nastawieni do siebie przyjaźnie i… och czy dobrze pamiętam jak bliźniaczki zrobiły bombę? Nieważne… - Pani Friton? Ma się dobrze, trzyma się dobrze, a szkoły pilnuje jak dziki ogier. Nigdy jej chyba nie odda. Prędzej zburzy ją przed swoją śmiercią niż postanowi ją komuś przekazać.
-Nie wątpię, nie wątpię zerknąłem na historie jej rodziny, Ciekawa lektura przy okazji, powiem że wdała się w swych przodków niech żyje sto lat. Co u twojej matki, mam nadzieje że choć trochę wróciła do zdrowia, fy unig enaid.-: Spojrzał na jej reakcję na to pytanie odczuwając niepokój o swą przyszłą teściową, którą zdążył pokochać jak matkę. Wiedział jak ważną rolę odgrywała w życiu jego drugiej połowy i jaką rolę odegra w ich wspólnym przyszłym życiu.