Korytarz na pierwszym piętrze jest chyba najbardziej oświetlony ze wszystkich. Wszystko dzięki ogromnym oknom przez które wpada światło słoneczne, a także jasnym, niemalże żółtym ścianom. Na samym końcu znajdują się spore drzwi wykonane z ciemnego drewna. Prowadzą do Skrzydła Szpitalnego, miejsca przez uczniów dość często, mimo ze niechętnie, odwiedzanego.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 17:29, w całości zmieniany 1 raz
- A ja się urodziłam.. em.. - nie wiedziała co odpowiedzieć. Rozejrzała się nerwowo po korytarzu, niestety od nikogo pomocy uzyskać nie mogła. - Ha! Takim dziwnym zbiegiem okoliczności także dziś. Zabawnie, no nie? - powiedziała dość swobodnie uśmiechając się. W tej chwili zaczęła żałować, że podeszła do chłopaka. Mogła go zostawić i nie zwracając na niego uwagi iść dalej. No ale w jego urodziny?! No dobrze, pomińmy to. Spoglądała co chwila to na Briana, to na Connie. Nie wiedziała dokładnie o co może chodzić chłopakowi, ale po chwili doszła do wniosku, że może to i lepiej.
- Z tobą się już dzisiaj witałam - Uśmiechnęła się lekko, ale trochę w zakłopotaniu. Chyba był zły na nią, tylko o co. Po chwili wszystko się wyjaśniło. Zatrzęsły się jej lekko oczy. Czemu teraz tak ostro zareagował? O tym, że była z Japończykiem sama w nocy dowiedział się jakiś czas temu i nie zareagował tak agresywnie, bardziej smutno. Jaki więc jest teraz powód? - O co ci chodzi...? - Przyciszyła głos, tak, że ciężko było usłyszeć każde słowo. Odwróciła twarz. Oczywiście nie potrafiła patrzeć na osobą, z którą miałaby się za chwilę ostrzej pokłócić. Przewidywała takie sytuacje i zdecydowanie nie były dla niej miłe. Chyba, że kłóciła się z osobą, która nic dla niej nie znaczyła, bądź była bardzo wroga. - Jakbyś nie zauważył, to mój przyjaciel i zawsze znajdzie dla mnie czas. A jednak jestem tutaj... - Jeszcze ciszej, o ile się dało. Przeczesała palcami grzywkę, żeby zachodziła jej bardziej na bliznę, a po chwili wsadziła dłonie do kieszeni bluzy.
- Yhy, pamiętam to powitanie... - powiedział udając że go nic to nie obchodzi. - Wiesz, może i ta stara wiedźma miała rację. Mogłaś chodzić z Namidą a nie przyjaźnić się z takim wymoczkiem jak ja. - powiedział i spojrzał się na Connie. Po chwili jednak spojrzał na Auri... - Dziwne. Jak masz na nazwisko? Jaki masz rdzeń różdżki? - zapytał. Miał już przygotowaną gadkę w takiej sytuacji. Niech się tylko okaże że mają takie samo nazwisko, a co dopiero dodatkowo rdzeń różdżki. To by było coś. Był jednak zły na Connie, a raczej diabelnie zazdrosny. Gdyby zazdrość na prawdę farbowała człowieka na zielono, to Brian by przybrał kolor świeżo ściętej trawy. Po chwili jednak się delikatnie opamiętał. - Wszystkiego najlepszego. - powiedział i przytulił dziewczynę baardzo przyjaźnie. Miał nadzieję że Connie jakoś zareaguje na to, ale znając Ją i Jej serce, pewnie wcale nie zareaguje. Miał nadzieję że jednak tym razem będzie inaczej.
Uśmiechnęła się wesoło do chłopaka. Cieszyła się, że nie jest on podobny do ich ojca, chociaż nadal nie rozumiała czemu tak się stało. - Nawzajem. A nazwisko.. Jestem Auri Martell, a rdzeń jest z.. No taka zwyczajna różdżka, jak inne. Nie rozumiem po co te pytania. - popatrzyła na Connie - On zawsze taki dociekliwy?
Ostatnio zmieniony przez Auri Heart dnia Czw Gru 16 2010, 16:06, w całości zmieniany 1 raz
- Nawet nie wiedziałam, że też masz dzisiaj święto. Wesołych urodzin. Organizujesz coś? - Spytała. Chętnie chodziła na wszystkie imprezy, wszystkie tańce. - Czasem tak ma - Odpowiedziała krukonce. Był uśmiech, a potem usłyszała Briana. Przegryzła lekko wargę, całkowicie przestając zwracać uwagę na to, że Auri też tu jest. Nie krzyczała, to nie w jej stylu. Pewnie nawet by nie potrafiła. Kiedy coś jej zagrażało, czegoś się bała lub miała problem od razu jej głos stawał się cichutki. Ale tak jak teraz było tylko dwa razy. Kiedy kłóciła się z Namidą, przed pamiętną nocą. I kiedy rozstawała się z byłym, z ostatnich chłopakiem jakiego pokochała. Zamamrotała coś pod nosem, niezrozumiałego. Spuściła dodatkowo głowę czując, że pod powiekami zbierają się jej kropelki. Zamrugała szybko, żeby ich nie wypuścić. Za wszelką cenę. Zadrżała lekko. - To ty tak uważasz... - Wydukała.
Po chwili puścił Auri i spojrzał na Connie. Utrzymywanie łez udawało się Jej niezbyt dobrze, można by rzec że wcale się nie udawało. - Connie, co się stało? - powiedział i nie wytrzymał napięcia. Podszedł do Connie i otarł Jej łzy. Przytulił Ją i pocałował. - Przepraszam za to. Jestem po prostu diabelnie zazdrosny. - powiedział patrząc Jej w oczy, po czym ponownie Ją przytulił. Po chwili jednak zwrócił się do Auri. - Wiesz, cały czas mam wrażenie jakbyś mnie okłamywała. Chociaż nie przypominam sobie żebym Cię znał, to czuję się jakbym znał Cię od wieków. - powiedział patrząc na Auri podejrzliwie.
- Rozumiem... - Jakoś tylko jedno słowo wcisnęło jej się na usta. Uznała, że nie ma potrzeby więcej mówić. Wtuliła się bardzo delikatnie, na wszelki wypadek jakby miał zmienić zdanie i znów miał zamiar na nią krzyczeć. Jednocześnie miło jej było, że chociaż jemu zależy. Że on jest zazdrosny. Może miała jakiś adoratorów, ale żaden aż tak się nie przejmował. - Chyba znalazłam twój słaby punkt - Szepnęła mu prosto do ucha, żeby Auri nie usłyszała. Chwilę później zwróciła się do niej. - Wybacz sceny, tak jakoś wyszło - Otarła ostatnią łzę wierzchem rękawa. Gdyby dziewczyna nie była... dziewczyną, to wydawało się, że mogłaby wyglądać tak jak Brian. Ta sama data urodzenia... Czy to nie podejrzane? Zresztą to wrażenie kłamstwa u przyjaciela. Na pewno miała w myślach więcej, niż mówiła.
Spojrzał na Auri i po chwili złapał Connie za rękę. Czy ona ma go za zwykłego adoratora i przyjaciela czy coś więcej? Był tego bardzo ciekaw. Miał ochotę wyściskać Ją, pocałować, poturlać się w śniegu. Ale nie teraz, teraz musiał rozwikłać sprawę Auri. Bardzo go ciekawiła ta cała sytuacja. Musiał się czegoś domyślać, a raczej na pewno się domyślał.
Ścisnęła jego dłoń, z nadzieją, że w najbliższym czasie nie będzie musiała jej puszczać. Ziewnęła, zakrywając przy tym usta. Robiła się już zmęczona. Postanowiła, że albo zaciągnie Briana do pokoju życzeń i tam z nim sobie poleży, albo za jakiś czas pójdzie do dormitorium, wśród znienawidzone ślizgonki. Zaraz... Dormitorium. - Kurczę, nie nakarmiłam Pyszczka i Anastazji - Powiedziała na głos, choć nie do końca było to zamierzone. To też zrobiła krok do tyłu, instynktownie z zakłopotania.
Spojrzał na Connie - Cóż, skoro musisz lecieć, to leć, zwierzęta w końcu ważniejsze. Najwyżej potem spotkamy się gdzieś, chyba że Cię nie wypuszczą. Ach, żebym tak ja znał zaklęcie kameleona, albo niewidzialności... - powiedział kiwając głową w zrezygnowaniu. Patrzył na Auri, zdawało mu się że widzi swoje odbicie, tylko w wersji kobiecej. - Wiesz, Auri, skoro Ty też masz urodziny, to może coś zrobimy, co? W końcu jeżeli zrobimy jedną to unikniemy wielu kłopotów z organizowaniem. - powiedział uśmiechając się. Cały czas czuł że Connie zwiększa naciska na jego rękę, ale podobało mu się to. Brianowi zdawało się że znaczy to nic innego jak tylko to, że Connie na nim zależy. - Wiem gdzie zrobimy imprezkę! Pokój Życzeń! Albo... Tęczowy Pokój! - powiedział rzucając pomysł za pomysłem. Po chwili przyleciała jego sówka, niosąc dla niego list od... Connie. Okazało się że sówka Connie zostawiła go obok jego sówki i ktoś po prostu przyczepił jej ten liścik. - Oho, szybko przyszło. Odpowiadając na pytanie zawarte w liście. Nie, nie jestem zły. - powiedział uśmiechając się do Connie.
Patrzyła rozradowana na całą sytuację. Była zadowolona, że Brian kogoś polubił i to nawet bardzo. Bała się jednak, że chłopiec zostanie zraniony, jednak miała nadzieję, że Connie nie jest taka. Uśmiechnęła się do nich. - Impreza? No nie wiem. Szczerze mówiąc nie udzielałam się do tej pory zbyt towarzysko, więc większość osób w pewnością mnie nie zna za bardzo. Nie wiem czy takie coś ma sens.. Ale z chęcią przyjdę na twoje urodziny, jeśli mnie zaprosisz.
- Nic im się nie stanie - Tego była pewna. Jej kochany widłowąż i wąż miały tam jeszcze jakieś szczury. Paradoks Connie. Miłość do gryzoni i węży jednocześnie. Nic dziwnego, że była dosyć dziwna. Miała w sobie wiele takich sprzeczności, ale rzadko kto poznawał chociaż jedną z nich. - To czas się chyba wypromować, prawda Auri? Pomóc wam w przygotowaniach? Radzę tęczowy pokój. Tylko musielibyście go trochę przyozdobić i załatwić ognistą whisky - Powiedziała nim spostrzegła sówkę. Gdyby powiedziała na głos "Jaka urocza", czyli to, co naprawdę uważała ucierpiałaby zapewne jej opinia. Wiec po prostu patrzyła na zwierzątko. - Zauważyłam - Wspięła się na palce, by ucałować zadziornie tylko i wyłącznie kącik jego ust.
Uśmiechnął się gdy usta Connie ponownie spotkały się z jego ustami. - Och, och, tylko nie rób tego za często bo się zacznę o Ciebie bać. - powiedział i uśmiechnął się. Nie był bardzo wysoki, ale nie był też niski, w każdym bądź razie, Connie była tylko trochę od niego niższa, ale najwyraźniej strasznie zadzierał kąciki ust przy uśmiechu. - Cóż, ognistą da się załatwić z Hogsmead, tylko trzeba się jakoś niepostrzeżenie stąd wydostać. No i Auri, o ile tak mogę do Ciebie mówić, oczywiście że jesteś zaproszona, tylko wiesz, ja także czekam na zaproszenie, w końcu to będzie także Twoje przyjęcie. - powiedział i się uśmiechnął. Spojrzał na Connie, wyglądała jak ostoja spokoju. Był ciekaw ilu jeszcze się za Nią ugania. Nie miał ochoty na potyczki, ale cóż, nawet gdyby miał ochotę, to by nie mógł. Znając Briana to albo by cisnął klątwą, albo niewybaczalnym zaklęciem... Na szczęście nie miał już żadnego namiaru, mógł być więc spokojny, że ministerstwo nic na niego nie przyśle. Jedynie retrospekcja mogłaby coś wykazać, albo jacyś świadkowie.
Ostatnio zmieniony przez Brian Heart dnia Sro Gru 15 2010, 20:41, w całości zmieniany 2 razy
Uśmiechnęła się. - Listę gości robisz ty. Ja mogę udekorować tęczowy pokój, oczywiście z waszą pomocą. A po ognistą.. Zajmiemy się tym jak wszystko będzie gotowe, dobrze? - zamyśliła się - No, chyba tyle. Więc.. za co bierzemy się najpierw? Mamy mało czasu, więc trzeba się śpieszyć.
Po chwili usłyszał głos Auri. - Cóż, najpierw idziemy do pokoju życzeń, w końcu potrzebujemy jakiegoś spokojnego miejsca do rozmowy, a Pokój życzeń wydaje się być idealny. - powiedział i uśmiechnął się do Connie. - To jak, idziemy, nie? - powiedział i delikatnie pociągnął Connie za sobą, ściskając delikatnie Jej rękę, ot tak, żeby mu nie uciekła i czasem nie poleciała do jakiegoś tam Namida. Po chwili spojrzał na Auri. - To jak, idziemy? - powiedział i puścił Jej "oczko".
Kiwnęła głową. - Jasne, nie ma problemu. - powiedziała uśmiechając się - Cieszyła się, że poznała brata, lecz nie miała pewności, czy sprawiedliwe jest to, że on nie ma pojęcia o niej. Może kiedyś.. Gdy będzie okazja wspomni mu coś o sobie, lecz nie teraz. Na pewnie nie teraz. Zastanawiało ją to, jakim cudem Brian zawsze wiedział, kiedy Auri zaczyna kłamać. Jakim cudem? Bardzo rzadko się zdarzało, by ktoś to zauważył. Na razie postanowiła zostawić ten temat w spokoju i ruszyła w stronę pokoju życzeń.
Lucila nie znała jeszcze zamku zbyt dobrze, a jednak dążyła do tego, żeby to zmienić. Chciała pójść na błonia, ale pogoda nie była zbyt zachęcająca. Dodatkowo nie widziała nikogo z lubianych przez nią osób. Wszędzie widziała masy bezimiennych hogwardzkich uczniów, ale nie była typem, który szukał przypadkowych nowych znajomości, bo i po co? Momentami żałowała nawet, że w ogóle tutaj przyjechała. Cóż, nie ma co płakać po rozlanych mleku. Nie było aż tak źle. I gdy się tak zamyśliła, jej torba radośnie upadła na ziemię, pęknąwszy od nadmiaru książek. Świetnie! I po co ona to wszystko ze sobą nosiła, no po co?!
Czemu mi to zrobiła? Napiszę do niej, o tak. To będzie dobry pomysł. Ale...Ale gdzie to wysłać? Kurde. Może zapytam jej rodziców? Nie, to kiepski pomysł. Była dość dziwna wtedy, gdy... Jego rozmyślania przerwał dźwięk upadanych książek. Zatrzymał sie gwałtownie i spojrzał w owym kierunku. Zauważył dziewczynę. Dość ładną, ale jakoś jej nie kojarzył. Może i ona przyjechała tu z innej szkoły? Nie zastanawiając sie nawet czy dobrze robi podszedl do owej nieznajomej panny. Kucnął i zaczął zbierać jej książki.
Zirytowana podniosła na niego wzrok i spłonęła rumieńcem, a to jeszcze bardziej ją rozeźliło. Chłopak był przystojny, to fakt, ale to jeszcze nie usprawiedliwia tego, że niczym pan całego zamku przychodzi przeszkadzać porządnym dziewkom! Mimo to czuła, że krew tak czy siak napływa jej do twarzy, co i tak zapewne dodało jej uroku. - Dzięki, poradzę sobie - powiedziała, szybko wyjmując mu z rąk książki i biorąc je pod pachę, a drugą dłonią chwyciwszy rozdartą torbę, wstała i obrzuciła go zimnym spojrzeniem. Tak, faktycznie brzydki nie był. Nie znała go, nie miał na sobie uczniowskiego mundurka - prawdopodobnie był studentem, ale czy przyjezdnym, czy tutejszym - nie wiedziała.
Wyprostował się i gdyby był dziewczyną to pewnie w tym momencie przewróciłby oczami. Nie zrobił tego jednak. - Do twarzy Ci z tymi rumieńcami. - wyrwało mu się i dopiero po chwili zorientował się co mówi. - Wybacz. Zwykle nie mówie takich rzeczy na głos. - zmieszał się trochę i przeniósł wzrok na przestrzeń za dziewczyną. Oj, Faron co z Tobą? Zapomnij o niej! Skarcił się w myślach i wciąż lekko zmieszany spojrzał na brązowowlosą. Nie wiedział co powiedzieć. Niestety taki już był, niedotępny i nieśmiały.
Spojrzała na niego niechętnie. Czy jakakolwiek dziewczyna naprawdę dałaby się złapać na tak żałosny tekst? Skrzywiła się lekko. Jego przeprosiny niewiele pomogły. - O co ci chodzi? - spytała, marszcząc brwi. Komplement nie udobruchał jej wcale, zazwyczaj od razu kwalifikowała takowe jako kłamstwa. Sama nie wierzyła, by naprawdę mogła się komuś podobać. Książki prawie wyślizgnęły jej się z rąk. Głupia torba! Teraz będzie musiała kupić nową albo poszukać dobrego zaklęcia na tego typu sytuacje. I jeszcze ten chłopak się napatoczył, zaraz zacznie jej opowiadać o sobie, chociaż ona wcale nie chce nic o nim wiedzieć... Rzuciła na niego przelotne spojrzenie i zauważyła, że ma bardzo ładne oczy, ale odwróciła wzrok. Może miał dobre chęci, ale Lucila miała podły nastrój.
- Sam nie wiem - wzruszył ramionami i włożył dłonie do kieszeni spodni. - Ale wiem, że nie powinienem tamtego mówić. Nie zdarzyło mi sie jeszcze coś takiego, mimo iż mówiłem szczerze. Tylko mi nie mów, że gadam głupoty. Każdy twierdzi inaczej. Przyjrzał się dziewczynie. Czyżby nie byli przypadkiem na jednym wydziale? Mogło mu sie wydawać oczywiście, bo dość często był zamyślony. - Chyba już pójdę. Nie będe Ci zabierał czasu. Pewnie dość cennego.
Lucila już chciała go wyminąć i odejść, ale zobaczyła, że mówi szerze. Trochę żal się jej zrobiło, że tak na niego naskoczyła. Dotknęła jego ramienia, żeby go zatrzymać i wyciągnęła do niego bladą dłoń. - Lucila Marquez z Magii Astralnej, która ma dzisiaj po prostu zły dzień - przedstawiła się i nieśmiało uśmiechnęła. Aktualnie jej czas nie był aż tak cenny, więc mógł ostatecznie jej zabrać jeszcze chwilkę, prawda? Naturalnie mógł teraz odwrócić się na pięcię i ją zignorować albo ewentualnie kiwnąć głową i tak czy siak odejść, ale równie dobrze mógł zostać z nią jeszcze chwilę. W końcu może nie był taki zły, kto wie?
Zatrzymał sie i spojrzał na dziewczynę, potem na wyciągniętą dłoń. - Pierre Faron także z Magii Astralnej, który zaczyna psuś sobie reputacje nieśmiałego - uśmiechnął się lekko po czym uścisnął delikatną dłoń dziewczyny i pocałował lekko. Mogła go za to pogonic czy coś, ale tak został niestety wychowany i nikt tego nie zmieni. Szczerze to nawet spodziewa sie za to reprymendy jakiejś. Puścił dloń dziewczyny. - Jesteś z wymiany? - zapytał po chwili przyglądania się dziewczynie.
Roześmiała się, a jej twarz natychmiast uległa odprężeniu. - Reputacja powinna gwarantować tylko to, że ludzie nie będą się za bardzo tobą interesować - powiedziała. Kiedy jego usta musnęły lekko jej dłoń, uśmiechnęła się. - Od dawna nikt mnie nie całował w rękę na powitanie, ale to miłe - powiedziała. - Tak, tak, jestem z wymiany. A ty? Czyżbyś był z Beauxbatons? - spytała. Naprawdę miły był ten zwyczaj, tak przynajmniej uważała Lucila. Dzisiaj większość facetów zapominała o tym, że prawdziwy mężczyzna powinien okazywać kobiecie szacunek, a wręcz całować ziemię pod jej stopami - takie poglądy miała Marquez. Sądziła, że większość płci brzydszej zapomniała, na czym polega adorowanie każdej napotkanej kobiety.
- Mimo iż jestem jaki jestem to właśnie przyciągam do siebie ludzi - odparł wzruszając ramionami. - Czasem to denerwująca, a czasem idzie poznać naprawdę fajne osoby. Jak teraz na przykład. Przejechał dłonią po włosach i uśmiechnął się lekko. - To źle, że nikt tego nie robi. Ostatnio jakoś faceci są dziwni. Może też to wina kobiet, które nie chciały byc tak traktowane. Wymruczał. - A tak. Jestem z Beauxbatons - pokiwał głową. - A ty? Tylko nie mów, że Durmstrangu czy Salem bo jakoś nie uwierzę. Najbardziej pasujesz na Tecuale.