Kultowe miejsce - zatłoczone i wiecznie przepełnione studentami. Pomimo swojej popularności, zawsze można znaleźć tu jakiś wolny stolik, a przemiła obsługa nie zapomina o żadnym kliencie. Przez jakiś czas pub nazywał się "PodTrzema Różdżkami", gdy został przejęty przez fanatyków Koalicji Czarodziejskiej - o politycznych niesnaskach nie ma już jednak śladu i witani są tutaj wszyscy, niezależnie od czystości krwi.
Dostępny asortyment:
► Sok Dyniowy ► Woda Goździkowa ► Piwo kremowe ► Dymiące Piwo Simisona ► Rum porzeczkowy ► Malinowy Znikacz ► Grzane wino z korzeniami i koglem−moglem ► Ognista Whisky ► ”Najlepsza Stara Whiskey Campbell'a” ► Wino skrzatów ► Wino z czarnego bzu ► Sherry ► Rdestowy Miód
Może i miałam dla niej dobre rady, ale jak faktycznie mnie posłucha, a później będzie miała pretensje, że została skrzywdzona? Nie chciałabym, ażeb tak to wszystko wyglądało, ale co miałam zrobić? Ona dobrze wie, że jeżeli będzie miała jakieś problemy może się do mnie zawsze zgłosić, a ja jej zawsze pomogę. Przynajmniej na tyle ile będę potrafiła. Chciałam już wypytywać o którego chłopaka jej chodzi, ale nie musiałam, bo Bridget sama zaczęła wszystko mówić. Opowiadać. Ja też miałam wielkie dylematy co tak naprawdę miałam robić. Jak się zachowywać co do Jake'a czy Alexa. Najlepiej to zmieniłabym się w wiewiórkę i nigdy nie pojawiła. Miałabym chociaż spokój i uznaliby mnie za zaginioną i święty spokój, nie? Ale to się nazywa tchórzostwo, tak nie można się zachowywać, przecież jestem odpowiedzialną czarownicą. - Wiesz, jeżeli chodzi o moje zdanie to niech on się lepiej stara. Jeżeli będzie chciał Cię zaprosić na kawę to to zrobi bez względu czy Ty dasz mu jakiś znak czy też nie... - powiedziałam do niej i westchnęłam. Lepiej żeby to wszystko się skończyło i dziewczyny sobie ułożyły jakoś fajnie życie. - Wiesz jeden z nich wiedział, że na kogoś czekam więc starał się zachowywać normalnie, jakoś specjalnie się do mnie nie kleił. - mruknęłam do niego, ale faktycznie to była niesamowicie głupia sytuacja. Dlaczego mnie musiało akurat to spotkać? - Wiesz, widać było, że i jeden i drugi próbował mnie jakoś przysłowiowo zdobyć, a ja siedziałam i słuchalam jak ta głupia, zamiast wyjść i niech sobie pogadają to ja patrzyłam to na jednego to na drugiego, a później się bałam, żeby nic nie wyszło na jaw. - powiedziałam do niej i wypuściłam powietrze z ust.
//Przepraszam, ale problemy głównie z samym sobą, więc jest odpis, ale następny może też być nie szybko. To jeżeli chcesz możesz robić zt, bo nie wiem jak to się wszystko potoczy.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget sama nie wiedziała, co miałaby ze sobą zrobić w tym momencie. Wciąż była rozdarta między przeszłością, a teraźniejszością, z czym średnio sobie radziła. I tak było już zdecydowanie lepiej niż kiedyś, ale nie był to nadal idealny stan, w którym chciałaby się znaleźć Puchonka. Westchnęła ciężko i pokiwała głową. - Masz rację, ja nie będę nic w tym kierunku robiła. To jego robota, żeby mnie zaprosić na kawę czy coś - powiedziała takim tonem, jakby sama siebie próbowała do tego przekonać. Nie zajęło jej to jednak dużo czasu, bowiem od razu przypomniała sobie, jak ciężko harowała i jak bardzo starała się o Ezrę i ich związek, który mimo jej starań zakończył się. Wszystko upadło, a Bridget pozostała z tym wiercącym w brzuchu uczuciem, że może mogła zrobić coś jeszcze? Nie chciała fundować sobie tego ponownie, dlatego też przyznała w myślach rację koleżance. Nie będzie na nikogo naciskać, z niczym, niech się dzieje, co ma się dziać. Wysłuchała tego, co miała jej do powiedzenia Li, kręcąc głową z niedowierzaniem. Kto by pomyślał, że z niej taka podrywaczka? I że ma takie wzięcie? A sama sytuacja musiała być super niekomfortowa, Bridget nigdy nie chciałaby się w takiej znaleźć. - Życie jest dziwne - stwierdziła i uśmiechnęła się delikatnie. - Dobra, Li, bo ja już skończyłam pić swoje piwo - powiedziała, ze zdziwieniem odstawiając na bok kufel. Kiedy to minęło? - Chyba muszę już wracać do zamku. Idziemy razem? - zapytała. Musiała dzisiaj jeszcze poduczyć się trochę z zielarstwa przed jutrzejszymi zajęciami.
Cieszyłam się, że byłam dobrą kompanką dla Bridget i ta mogła wysłuchać moich pomysłów, ale przecież ja nie miałam w tym dużego doświadczenia i nie wiadomo czy dziewczyna dobrze robi słuchając się mnie. Jak najbardziej nie chciałam jej mówić co miałaby robić, bo zrobi co sama uważa za słuszne, ale jednak sama też wolałabym niekiedy posłuchać jakichś dobrych rad, a zwłaszcza przyjaciółki, która wie więcej niżeli inni. Z pewnością dwie osoby muszą się starać, nie żeby robiła to tylko i wyłącznie jedna strona, bo wtedy to nie ma żadnego sensu. Ja sama nie miałam z tym styczności, bo nie miałam jeszcze chłopaka i możliwe, że szybko to nie nastąpi, dlatego Bridget musiała dobrze się zastanowić czy ażeby na pewno słuchać moich wypocin, bo nie miałam z tym styczności. Ale przecież nie mówiłabym jej tego jakbym nie czuła, że mam rację. Wolałabym sobie wtedy moje rady wsadzić w buty i odejść niepostrzeżenie. Komu innemu mogłabym dawać rady, bo nie zależałoby mi na tym, ale Bridget nie chciałam zranić swoją opinią na ten temat. Ale dobrze wiedziałam, że ona ma swój rozum i zrobi sama tak jak będzie chciała i moja rada i opinia nie będzie miała w tym większej roli. Sama również dopiłam ostatni łyk piwa i uśmiechnęłam się do Bridget. - Dziękuję Ci za to spotkanie Bridget. - powiedziałam do niej oczywiście szczerze jak najbardziej potrafiłam. Potrzebowałam takiej rozmowy, a tylko teraz na nią tak naprawdę mogłam liczyć. James, czy Naeris gdzieś poznikali, a ja nie miałam zamiaru im się narzucać, bo to nie leży w mojej naturze. - Jasne, wracamy. - mruknęłam do niej i zebrałam swoje rzeczy opuszczając wraz z puchonką pub.
Kolejny nudny dzień w pracy. Jak zwykle, nie działo się nic wartego jego uwagi, więc niczym robot, wykonywał swoje obowiązki. Humor miał dziś jakiś niespecjalny, może też dlatego, że ostatnio praktycznie w ogóle nie sypia. Nie ma na nic czasu, więc nawet nie sięga po quidditcha. Właśnie wrócił ze swojej dwudziestominutowej przerwy na papierosa, którą sam sobie zarządził. Stojąc przy barze, dostrzegł nieopodal znajomą mu twarzyczkę. Trzeba przyznać, że nieźle go zaskoczyła swoją obecnością podTrzemaMiotłami. Właściwie, od czasów szkoły bardzo rzadko ją widywał. Choć zwykle tego nie robił, tym razem odszedł od blatu i usiadł naprzeciw Rosjanki. - Na razie jestem w pracy, ale później mogę ci postawić wódkę - powiedział, spoglądając na Zil z ukosa. Aż przypomniały mu się czasy, kiedy to oboje byli w Durmstrangu i prowadzili pomiędzy sobą zażartą rywalizację. Później jednak, gdy trafili do nowej szkoły - Hogwartu - zawarli coś w rodzaju umowy, czego konsekwencją była współpraca i to, że naprawdę zaczęli się dogadywać. Niespiesznie podniósł się z miejsca, by ruszyć w kierunku lady. Zauważył niewielką kolejkę klientów, oczekujących na drinka bądź takich, którzy dopiero mieli w zamiarze złożyć zamówienie. Wewnętrznie jednak liczył na to, że Zilya pójdzie za nim i usiądzie na jednym z tych wysokich krzeseł, które stoją bezpośrednio przy barze.
Od jakiegoś czasu sprawnie trzymała wodze nad otaczającą ją rzeczywistością. Wydawała się być w pełni kowalem własnego losu - jakkolwiek miałby się on formułować. Interesy z Anglikami szły sprawnie, choć nie brakowało osób, które miały ją za głupią małolatę z końca świata, która nie wie czym jest życie i poważne interesy. Złość wypływała na jej pochmurną buzię, a wraz z nią, z ust sypały się przekleństwa przemieszane z zaklęciami mającymi potwierdzić jej siłę. Tak było i ów dnia. - Byle mocną - rzuciła za Scorpiusem, podążając za nim wzorkiem. Jeszcze cztery lata temu nic nie wzięłaby do ręki, co mógł trzymać ten Dear. Nie podejrzewała się o taką płynność w poglądach, jednak musiała mu to przyznać - przydatniejszy był stojąc po jej stronie, niż po przeciwnej. Teoretycznie prezentował ten arogancki zbiór cech, który wpływał na to, że krew gotowała się w niej na samą myśl o jego prawdopodobnym braku znajomości normalnego życia. Praktycznie jednak, miał krzepę i pewną butność, która wpychała ją wprost do dalszych potyczek z nim. Gwałtownie odstawiła pustą butelkę po cienkim piwie, na barmański blat, zajmując jednocześnie przy nim miejsce. Wsparła się na ramionach, opierając o jego powierzchnie pokrytą niezliczoną ilością wysokoprocentowych substancji. Wychyliła się niespodziewanie w stronę barmana, wprawiając w ruch swe nieumiejętnie splątane włosy. - Pieprzeni Anglicy próbowali mi opchnąć fałszywe złoto goblinów - zaczęła z silnie wschodnim akcentem, pobrzękującym w jej płynnej angielszczyźnie, jakby dopiero zaczynała mówić w brytyjskim języku. Oparła nogi w zabrudzonych, ciężkich butach na szczebelki między nogami kolejnego krzesła, przekręcając się tym samym nieco bokiem do samego baru. Wzrokiem jednak powędrowała do swojego towarzysza licząc, że ten długo nie będzie musiał pozostawać pod sztywnymi zasadami niepicia w pracy. Nawet nie wiedziała, że barmani nie powinni pić. Dziwne zwyczaje.
Z biegiem czasu, zaczęło okazywać się Zil powodzi się lepiej, niż jemu. Już od dawna nie bierze pieniędzy od rodziców, przez co był zmuszony gdzieś się zatrudnić. Zilya natomiast robiła spore interesy, dzięki którym mogła wręcz spać na pieniądzach. Teraz pewnie czuła satysfakcję, bo kiedyś nie była tak bogata, a on miał wszystko to, co sobie zażyczył. Tymczasem, sytuacja się odwróciła. Tak jak się spodziewał, dziewczyna zmieniła miejsce, siadając teraz przy barze. Wyjął dwa kieliszki, idealne do picia wódki, o której wcześniej wspomniał. Wiedział, że nie powinien pić w pracy, bo mogą go przez to wywalić albo obniżyć pensję, ale nawet jeśli tak by się stało, jakoś wybrnąłby z trudnej sytuacji. Pustą butelkę po piwie zastąpił niewielkim naczyniem, wypełnionym przezroczystą cieczą. Swój, dyskretnie schował pod ladą. Rozejrzał się dookoła, patrząc, czy ktokolwiek zwraca na niego swoją uwagę, po czym szybkim i zwinnym ruchem wypił duszkiem swoją porcję wódki. Na piekący smak alkoholu zareagował delikatnym skrzywieniem, ale zniknęło ono równie szybko, jak się pojawiło. - Taak, Anglicy to skurwysyni, wiem - skomentował nieco obojętnym głosem, popijając sok dyniowy. Sam był Szkotem, więc obrażanie mieszkańców sąsiedniej wyspy nie było dla niego problemem. - Zresztą, dla ciebie chyba nie robi to różnicy? Fałszywe czy prawdziwe, i tak jesteś teraz bogatą rosyjską damą, czyż nie? - stwierdził, łapiąc za szmatkę i przecierając nią szklanki. Dobrze wiedział, że zapewne podważy jego słowa, szczególnie zwracając uwagę na określenie "dama". Nawet jak teraz miała pieniądze i tak nosiła te swoje ubłocone buty, w których chodziła na polowania, czy diabli wie gdzie. Włosy miała potargane, nie malowała się, ani nie chodziła w dziewczęcych sukienkach. Bycie damą do niej nie pasowało. Choć, trzeba było przyznać, że we wcieleniu eleganckiej panny, na pewno podkreśliłaby swoją wschodnią urodę.
Och na pewno we wcieleniu damy wyglądałaby zachwycająco! Z resztą, nie można zaprzeczyć - mimo potarganych włosów, Fyodorova uwielbiała złote świecidełka. Wystawne suknie wcale nie były jej obce, choć trzeba przyznać - jeśli już je zakładała, to były one naprawdę pokaźne. Gdy sięgała po kieliszek z zimną wódką, nawet minimalnie podwinął się jej rękaw ciemno karmazynowej bluzki, a spod niej wystawał błyszczący fragment złoto czerwonej bransoletki, która weszła w jej posiadanie, na pewno nie legalną drogą. Podniosła oczy na Scorpiusa, niby złowrogo, niby trochę z rozbawieniem świdrując go swymi jasnymi tęczówkami. - Damą, która z przyjemnością rozwali kolejny fałszywy, tani złoty kielich na głowie tępego Anglika - odparła przechylając po tym kieliszek i wlewając sobie do gardła jego zawartość. Przyjemne gorąco, piekące uczycie rozlało się po jej ciele. Jasne, teraz zarabiała więcej, ale miała w sobie ten nieusuwalny strach, że to, ile teraz ma, nie jest wieczne. Przeraźliwie chciała chomikować całe pieniądze, na wypadek, jakby niemalże wichura dach miała zerwać z jej chałupy, zaś ona miała wrócić do tego, co było wcześniej. Bez względu jak bardzo było to wszystko irracjonalne, nie umiała wydawać pieniędzy. Całe życie starała się tylko je zdobywać. - Apetyt rośnie w miarę jedzenia - rzekła co prawda na temat tego, iż złote kielichy po pewnym czasie każdy woli zamienić na te spod gobliniej ręki, przynoszące większe zyski, acz przy tych słowach, przesunęła jeszcze w jego kierunku pusty kieliszek. Przez moment obserwowała jak chłopak czyści szklanki, zastanawiając się, czemu on właściwie wylądował w tej norze? - Zawsze wydawało mi się, że masz większe ambicje, niż czyszczenie zaplutych szklanek - śmiało wysunęła swe wnioski, zastanawiając się, czy otrzyma na to pytanie jasną odpowiedź. A może tylko chciała się z nim podroczyć, zaś odpowiedź średnio ją interesowała?
Scorpiusowi jakoś trudno było wyobrazić sobie Fyodorovą w sukni niczym z bajki, wyglądającą na trwałą fryzurą, biżuterią i szpilkach. Oczywiście, nie uważał, że jest jakąś chłopczycą, broń Boże, po prostu zdążył ją sobie wykreować na ostrą dziewczynę, która potrafi sobie poradzić, mimo niesprzyjającej sytuacji. Dlatego też zdziwił się, gdy zobaczył błyszczący fragment, skryty pod materiałem, który zsunął jej się z ręki. Nie sądził, że lubi takie drogie dodatki, a tu proszę. Poza tym, był prawie wręcz przekonany, że pomimo aktualnego powodzenia finansowego, ona i tak żyje skromnie, nie wydając na głupoty. Czyżby się mylił? - Ile już takich kielichów miałaś okazję zniszczyć? - spytał, spoglądając na nią z góry. Zilya wydawałaby się być zdolna do takich czynów, więc nawet jeśli kiedyś już rzeczywiście doszło do takiej sytuacji, Scorp nie widziałby w tym nic dziwnego. Do tej pory pamiętał, w jakich okolicznościach się poznali, pomimo faktu, że minęła już kupa czasu od tamtego wydarzenia. Gdy podstawiła mu pod nos swój pusty kieliszek, ponownie złapał za alkohol i zapełnił napojem wyskokowym, nie zapominając oczywiście o swojej setce. Czuł na sobie jej wzrok, ale nie poczuł się przez to źle. On też bardzo często obserwował innych. - Ambicje pozostaną zawsze tylko ambicjami - odpowiedział na jej uwagę, wysyłając jej trochę wymuszony uśmiech. Żeby zadowolić ojca, powinien pracować w Ministerstwie Magii. Żeby zadowolić siebie, nawet nie wiedział, co powinien robić, ale przypuszczał, że członkostwo w jakiejś zawodowej drużynie qudditcha, mogłoby go cieszyć. Ostatecznie jednak skończył jako barman w Trzech Miotłach. Żadna praca nie hańbi i właściwie to mógłby nawet myć kible, ważne, żeby dostawał za to należne mu się pieniądze. I tak doskonale wiedział, że Zil wcale nie interesuje powód, przez który wylądował w tym miejscu, więc nawet nie rozwinął tematu. Złapał za swój kieliszek z wódką, zasłaniając go sprawnie palcami, tak, że nie było widać, że cokolwiek trzyma w dłoni, po czym mruknął: - Twoje zdrowie. Jeszcze chwila, a zaraz upije się w pracy. Nerwowo poprawił swój fartuszek, który miał przewiązany w pasie, niepostrzeżenie odstawiając przy tym pusty już kieliszek. - Właściwie, to gdzie się teraz podziewasz, biznesmenko? - spytał, uśmiechając się szczerze po raz pierwszy dzisiejszego dnia. W Hogsmade jej nie widywał, no chyba, że sporadycznie, tak jak teraz, więc podejrzewał, że pewnie mieszka gdzieś w Londynie lub Dolinie Godryka, albo w ogóle bezustannie zmienia swoje miejsce zamieszkania.
Kto wie, może któregoś dnia będzie mieć tą niebywałą okazję, aby zobaczyć Fyodorovą w eleganckiej odsłonie! Zaskakujące, jak już ją znał, miał bowiem pełną rację - nie była osobą, która wydawałaby pieniądze na drogie rzeczy. Nawet bransoletka, która zdobiła jej nadgarstek, jak i złote kolczyki w uszach, nie były przez nią zakupione. Wymieniła je na niepotrzebny towar, element polowania lub starym zwyczajem, ukradła. Kufer pod łóżkiem krył wiele skarbów, które nie były dla niej przeznaczone. - Na szczęście jeszcze nie tak wiele, żebym nie miała z kim handlować w całym kraju. - Przemknął po jej ustach niemrawy uśmieszek, skierowany w stronę znajomego ze wschodnich rejonów. Kolejny kieliszek ogrzał jej ciało. Zsunęła z siebie zieloną kurtkę, odrzucając ją na sąsiedni stołek. Jej bardzo drobne ciało okrywał teraz dopasowany, bordowy sweterek, o zapewne już niemodnym, splocie. Zdjęła z ręki jeden z rzemyków i przewiązała nim włosy w chaotyczny kok na czubku głowy. - Wiem o tym. Życie przeważnie serwuje gówniany scenariusz. Mam szczęście, że jeszcze nie zamiatam tutaj podłóg - odparła, ponownie stawiając kieliszek na blacie. Mówiła zupełnie serio. Wiedziała, że wszystko co próbuje sobie wypracować, może jej w pewnym momencie gwałtownie zniknąć. Chyba nawet by to zaakceptowała, nawet chyba nie byłaby zaskoczona. Pytała Scorpiusa o ambicje, bo "tacy jak on" zwykle miewali je piekielnie wygórowane - albo raczej ich rodzice, którzy serwowali im śliczne ścieżki zawodowe. Ponownie tylko przypominała sobie, że nie był tak szablonowy, jak niegdyś przypuszczała. - Okazuje się, że w Dolinie Godryka nie jestem jedyną dzikuską, odkąd biegają tam zwierzęta po ulicach. Nawet nie muszę wychodzić z ogródka, żeby ustrzelić jakiegoś kuguchara na nowe rękawiczki - zauważyła, że dobrze się jej tam mieszka. Myślała, że gdy opuści Hogwart i jego bogaty w zwierzęta las, zostanie z niczym. Na szczęście Angielskie barany otworzyły nową dzielnice mieszkalną nie czyszcząc jej dostatecznie z pasających się w okolicy groźnych zwierzaków. Niech żyje brytyjskie niedbalstwo!
Wizja zobaczenia dziewczyny w odświętnym stroju była dla niego w pewien sposób kusząca. Ujrzenie jej w innej wersji niż myśliwa, byłoby dla niego na pewno nowym doświadczeniem. Może kiedyś będzie miał sposobność, by ujrzeć ją w innej odsłonie? On z reguły też nie był człowiekiem, który wydawałby pieniądze na głupoty. Oczywiście, papiersów nie zaliczał do głupot. Ale z reguły był oszczędny. - Całe szczęście - powiedział przekonywującym głosem. Choć nie powinna go ani trochę interesować sytuacja finansowa Zil czy jej sytuacja w domu, zawsze życzył jej jak najlepiej, nawet jeśli kiedyś za nią nie przepadał. Poza tym, odkąd zaczął darzyć ją sympatią i był świadom, że średnio u niej z pieniędzmi, myślał nawet nad tym, czy nie pożyczyć jej jakichś pieniędzy, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Był wręcz przekonany, że i tak by ich nie przyjęła. Zresztą, mimo wszystko, i tak zawsze sobie świetnie radziła, za co trochę ją podziwiał. On też poczuł przypływające gorąco, ale miał na sobie tylko t-shirt na krótki rękaw, więc nawet nie miałby się z czego rozbierać. - Szczęście? A może... urok osobisty? - spytał, unosząc delikatnie brwi i wysyłając jej dyskretny uśmiech. Zauważył jej pusty kieliszek na blacie, więc zgarnął go ponownie do siebie i nalał do niego wódki, nie zapominając o swoim kieliszku. Coraz bardziej przyspieszał tempo, i jakby kompletnie zapomniał, że jest w pracy. - Przynajmniej nie wyjdziesz z wprawy - zauważył, na jej uwagę odnoszącą się do zwierzyny w Dolinie Godryka. Podał Zil kieliszek, po czym rozejrzał się dyskretnie i wypił zawartość swojego szklanego naczynia. Coraz bardziej czuł, że jest mu gorąco i że jest coraz to bardziej rozbawiony. - A... wracasz tam czasem w swoje rodzinne strony? - spytał, przejmując pustą szklankę po kremowym piwie od jakiejś kobiety i napełniając ją ponownie cieczą. Złapał jeszcze za dzbanuszek, w którym była spieniona śmietanka, którą dolał do piwa, tworząc wzorek na alkoholu, jakie widział kiedyś na kawie. Miał kiedyś koleżankę, która była barmanką i baristką, i to właśnie od niej nauczył się takich rzeczy. Wziął jeszcze mielony cynamon i posypał nim wierzch napoju. Przekazał klientce kremowe piwo, uśmiechając się przy tym serdecznie. Wyglądało, jakby naprawdę lubił tę pracę, ale ten dobry humor i chęć wykonywania swoich obowiązków z takim zaangażowaniem, przybywały z każdym kieliszkiem wódki.
Wspomnienie o uroku osobistym było tak niezwykłe i niecodzienne, że aż sama zainteresowana przez chwilę nie pamiętała, co miała powiedzieć. Oczywiście było jej potwornie miło, że sugerował, iż Rosjanka jakiś tam czar ma, jednakże ciemnowłosa szybko, zaczęła się zastanawiać, czy to nie jest może jakiś żart. Alkohol trochę już na nią dział - w końcu pili kieliszek wódki, za kolejnym kieliszkiem - to też zdolność do oceny sytuacji nie była u niej aż tak sprawna. - Taktak, te nieodparte czary syberyjskich wiedźm - skwitowała z nutą zakłopotania, wynikająca z braku świadomości, w jakim kontekście te słowa zostały właściwie wypowiedziane, bezpiecznie używając przy tym lekceważącego machnięcia ręką, znaczącego, że syberyjskie dziewczęta wiele czaru wcale nie posiadają. Niemniej jednak, swego rozmówcę trochę baczniej obserwowała i bynajmniej nie robiła tego ani z przymusu, ani z konieczności, otóż najzwyklej dobrze się jej na niego patrzyło. - Chciałam, ale to cholerna wyprawa. Byłeś w Rosji od czasu odejścia z Durmstrangu? - Kontynuowała temat, popijając kolejny kieliszek. Tak, była jakiś czas temu w Rosji. Ojciec ze strzelbą w ręce ją wygonił, żeby przypadkiem nie została w Syberii na zawsze. Jak zwykle, chciała. W chwili, gdy chłopak poszedł nalać piwa jednej z klientek, dopiero wówczas Fyodorova oprzytomniała, że nadal znajdują się w barze. Automatycznie przeniosła oczy po zebranych osobach, zatrzymując się przy uchylających się drzwiach, które wpuściły do środka nie tylko sporą dawkę zimnego powietrza, ale i nową, znajomą twarz. Niestety nie był to miły widok, raczej jeden z tych, które zwiastują problemy. Serce jej zamarło, a na twarzy znacząco pobladła. Na równe nogi zeskoczyła ze stołka, gwałtownie omijając ladę barową i stając za nią tuż przy Dearze, który wrócił już na swoje miejsce. - Odwdzięczę się! - bardzo prędko mówiąc to stała naprzeciw niego, rękę trzymając na jego ramieniu, po czym nagle szybko zanurkowała pod ladę. Jakkolwiek dwuznacznie nie mogło to brzmieć, czy wyglądać z perspektywy innych, dziewczyna nic zdrożnego na myśli wcale nie miała, ani pod tą ladą nie uczyniła. Skuliła się, szybko grzebiąc po kieszeniach czarnych spodni, jednocześnie starając się wykonać jak najmniej hałasu. Wyciągnęła małą buteleczkę szybko wpychając ją w dłoń Scorpiusa. - Dolej ją temu grubemu, co wchodzi - poprosiła patrząc z dołu na rozmówce, dopiero teraz wyjaśniając, co na myśli miała mówiąc o odwdzięczaniu się. Otóż nie tylko chodziło o to, iż musiała się chwilowo schować, ale i namówić chłopaka, by nieco jej pomógł w delikatnym, zupełnie niepozornym otępieniu nowego gościa. Nic poważnego! Pokiwała dla upewnienia głową, sugerując, że odwdzięczy się na pewno, jeśli tylko jej teraz pomoże. Gorzej, że na ladzie zostały kieliszki i jej kurtka. Nie był to najdoskonalszy plan świata.
______________________
Can't stay at home, can't stay at school. Old folks say, you a poor little fool. Down the street I'm the girl next door.
Scorpius całkiem szczerze powiedział o jej uroku osobistym. Będąc trzeźwym, też powiedziałby coś takiego, a w tej sytuacji, wódka akurat nie grała roli. Zilya przecież brzydka nie była, a i też emanowała od niej specyficzna aura, więc jakiś urok na pewno w sobie miała. Na jej uwagę odnośnie syberyjskich wiedźm chciał odpowiedzieć, że kto jak kto, ale ona raczej się do nich nie zalicza, ale później stwierdził, że dziewczyna pewnie znowu potraktuje jego uwagę jako żart albo coś złośliwego, więc zamilknął i nie poruszał już więcej tego tematu. Zdawał sobie sprawę z tego, że Fyodorova go obserwuje, ale nigdy nie przypuszczałby, że robi to z jakąkolwiek przyjemnością. Sądził raczej, że spogląda na niego, bo tak wypadało. Gdyby błądziła wzrokiem gdzie popadnie, każdy pomyślałby, że Dear prowadzi cholernie nieciekawy monolog, a Rosjanka nie chce go słuchać. - Nie miałem okazji, by zapuścić się w tamte tereny - odpowiedział szybko, spoglądając na dziewczynę. W sumie, dziwiło go to, że nie mieszka w swoich rodzinnych stronach, zwłaszcza, że ukończyła już szkołę. Nie podjął jednak tematu, bo musiał obsłużyć inną klientkę. W tym całym zamieszaniu z przygotowywaniem piwa kremowego, nawet nie zauważył, jak Zil zniknęła z jego pola widzenia. Dopiero, gdy poczuł jej dłoń na swoim ramieniu, zrozumiał, że przez cały czas była gdzieś niedaleko niego. Poza tym, wyszłaby z Trzech Mioteł bez żadnego pożegnania, zostawiając na barowym stołku swoim kurtkę? - Co ty... - zaczął, ale nie skończył, widząc, że ta chowa się pod barem i "odwdzięczy się". Po chwili, poczuł w ręce niedużą, szklaną i zakorkowaną butelkę z jakimś napojem. Nie miała na sobie żadnej etykiety, więc podejrzewał, że to najprawdopodobniej jakiś eliksir. Gdy powiedziała mu, w jakim celu ma tego użyć, rozejrzał się po sali i dostrzegł otyłego mężczyznę, który właśnie zmierzał w kierunku baru. Zil nie bez powodu schowała się po ladą. Scorp, widząc na krzesełku jej kurtkę, chwycił ją szybko, zanim jeszcze nieznajomy facet podszedł bliżej. Odłożył ją gdzieś daleko, po czym zgarnął puste kieliszki z lady do siebie. Eliksir, który dostał, wrzucił przy okazji do kieszeni swojego fartuszka. Na początku nieco wahał się do tego, czy jej pomóc. Nie wiedział nawet, co znajduje się w tej tajemniczej buteleczce, kim jest ten facet i z jakimi konsekwencjami wiąże się spożyciem mikstury. Po dłuższych przemyśleniach, uznał jednak, że należy jej pomóc. Wiedział, że jeśli on będzie czegoś od niej chciał, ta spełni jego prośbę, oczywiście w miarę swoich możliwości. Do zamówionego przez tęgiego faceta piwa, Scorp nalał zawartość butelki. Na szczęście, bez problemu zmieszała się z alkoholem, nie psując pianki znajdującej się na wierzchu. Chłopak, jak gdyby nigdy nic, podał klientowi kufel, a ten ruszył gdzieś wgłąb lokalu, znikając Dearowi z oczu.
Przyjmowania komplementów, jak wszystkich innych, towarzyskich konwenansów, trzeba było w życiu się nauczyć. Ojciec Zil doskonale pokazał jej jak upolować dzikiego zająca i obedrzeć go ze skóry, lecz najwyraźniej zapomniał jej powiedzieć, że gdy mówią, iż jest ładna, to ma się uśmiechnąć i podziękować. Toteż gdyby Scorpius ją dajmy na to, zapytał jak coś upolować, to na pewno byłby znacznie bardziej usatysfakcjonowany jej odpowiedzią, niż tą marną reakcją na komplement. O dziwo, pytania z kategorii "jak złapać testrala" uznałaby za znacznie bardziej tradycyjne, niż sugerowanie, iż poza umiejętnościami łowieckimi, posiada ona urok. Jak to mówią, do wszystkiego w życiu trzeba dojść, miejmy nadzieje, że jakaś droga zaprowadzi Fyodorovą na właściwą ścieżkę społecznych tajników. Nie była pewna, czy chłopak zechce jej w ogóle pomóc, ale musiała zaryzykować. Było za mało czasu na wyjaśnienia, to też siedząc schowana pod ladą barową obserwowała jedynie ruchy chłopaka. Widziała moment, w którym podaje mężczyźnie piwo, poczekała aż na blacie zabrzęczą monety, a następnie usłyszy ociężałe kroki oddalania się. Podniosła znów oczy na swojego pomocnika, by najciszej i jednocześnie zrozumiale przy tym hałasie, się do niego zwrócić. - Kiedy kończysz? - Wiedziała, że nie będzie mogła siedzieć tu teraz godzinami, po tym, jak mężczyzna zostanie otępiały, w końcu zaraz się ocknie i wtedy może szukać winnego. A jednocześnie wcale nie chciała zakańczać spotkania ze swoim znajomym ze szkoły. Wygrzebała się spod lady, wiedząc, że minął już odpowiedni czas. Lekko wychyliła nos za blat, szybko rozglądając się po pomieszczeniu. Zatrzymała oczy na otyłym mężczyźnie śpiącym przy kuflu piwa. Eliksir zadziałał doskonale. Zabrała swoje rzeczy, które Scorpius przezornie schował, za co zresztą była mu nieźle wdzięczna. Zarzuciła na siebie kurtkę, wyciągając z kieszeni odpowiednią ilość monet i kładąc ją na blacie przy chłopaku. - Będę na Ciebie czekać na zewnątrz, tym razem ja stawiam butelkę - powiedziała biorąc stojącą przy blacie butelkę wódki, którą wsadziła do jednej z niezwykle pojemnych kieszeni swojej dużej kurtki. Pociągnęła łyka z ostatniego kieliszka, jaki jej pozostał do wypicia, nim wpadła pod blat i wedle planu ruszyła przed siebie. Fyodorova miała dobrą głowę, jednak w tej chwili wyglądała jak klasyczna pijana nastolatka, która wymknęła się z Hogwartu. Znacznie wyolbrzymiając stan, w jakim była, ruszyła chwiejnym krokiem. Jeśli ktoś zwracał uwagę na jej poczynania, to zupełnie nie nabrałby podejrzeń, iż nagle, zupełnie przy stoliku, gdzie siedział, a raczej spał, gruby mężczyzna, Fyodorova zahaczyła o jeden ze stołków, głośno się potykając. Oparła się rękoma o brudną ziemię, co dało jej dosłownie ułamek sekundy, żeby podnosząc się, wsadzić rękę do kieszeni w kurtce otępionego faceta. Coś mruknął, a krew zamarzła w żyłach Rosjanki. Szybko się podniosła, zgniatając w dłoni zdobyty przedmiot. Nieco mniej starannie symulując zataczanie wyszła na zewnątrz, z łoskotem zatrzaskując za sobą drzwi. Miała tylko nadzieję, że Scorp do niej dołączy, nim grubas się obudzi. Prawdę powiedziawszy, nie była najlepsza z eliksirów i jeśli jej mikstura nie była wystarczająco otępiająca - to nie było w tym żadnej niespodzianki.
______________________
Can't stay at home, can't stay at school. Old folks say, you a poor little fool. Down the street I'm the girl next door.
Scorpius akurat nie miał zbyt wielkich problemów z kontaktami międzyludzkimi. Był raczej ekstrawertycznym i pewnym siebie człowiekiem, choć czasami miewał zarówno momenty, kiedy wolał być samotny, i nie miał ochoty rozmawiać z ludźmi. Ale każdy ma takie chwile, częściej lub rzadziej, więc introwertyczne napady traktował jako objaw jego normalności. Z drugiej strony, nigdy nie oczekiwał od nikogo, że będzie równie łatwo wchodził z nim w interakcje. Przez to, że skupił się na wyznaczonym przez dziewczynę zadaniu, nieco zapomniał o tym, że znajduje się pod ladą i obserwuje jego ruchy. Toteż, gdy zadała mu pytanie, otrząsnął się z zamyślenia, spojrzał na zegarek i odpowiedział: - Za dziesięć minut. - Wypowiadając te słowa, praktycznie w ogóle nie poruszał wargami. Nie chciał wzbudzić żadnych podejrzeń... albo żeby ktoś pomyślał, że rozmawia sam ze sobą. Nie wiedział, czy to kwestia szczęścia czy przypadku, że ten facet zjawił się akurat przed końcem jego zmiany, ale trzeba było przyznać, że cokolwiek Fyodorova zamierzała zrobić temu mężczyźnie, to jeśli znów poprosi Scorpa o pomoc, ten byłby w stanie jej pomóc. Po chwili zauważył, że Rosjanka wygrzebuje się spod blatu i nerwowo rozgląda po pomieszczeniu. Był przekonany, że szuka wzrokiem grubasa. Przecież, nie bez powodu kazała Dearowi wlać mu do piwa jakiś eliksir. On również odnalazł nieznajomego wzrokiem i zauważył, że praktycznie całym swoim cielskiem stół. Eliksir usypiający. Scorpius zakodował sobie w głowie, żeby później żądać od niej jakichś wyjaśnień. Gdy w końcu przestał się przyglądać facetowi, zwrócił uwagę na Zil - zabrała swoje rzeczy i położyła pieniądze, chwytając przy okazji za butelkę wódki, i oznajmiając przy tym, że czeka na niego na dworze. Czy to jest jej sposób na "odwdzięczenie się"? Nawet jeśli, chłopak nie miał na co narzekać. - Przyjdę za kilka minut - odpowiedział na jej propozycję, wysyłając jej szczery uśmiech i odprowadzając ją wzrokiem. Od razu zauważył, że coś jest nie tak. Fyodorova miała mocną głowę do alkoholu i na pewno po kilku kieliszkach wódki nie zataczałaby się w ten sposób. Dear oparł łokcie na blacie, chwycił za sok dyniowy, i udając, że robi coś arcyważnego, obserwował ukradkiem jej przedstawienie. Całkiem też przypadkiem, dziewczyna potknęła się o stolik, który zajmował mężczyzna. Gdy wstawała, nie zauważył niczego nadzwyczajnego, jednak znając przebiegłość i spryt Rosjanki, spodziewał się, że zrobiła coś, co musiała akurat zasłonić swoim ciałem i czego on nie był w stanie dostrzec. Gdy wyszła z lokalu, z impetem zatrzaskując przy tym drzwi, ponownie ujrzał lewy nadgarstek, by sprawdzić, która jest godzina. Do końca zmiany zostało mu jeszcze siedem minut, ale kiedy ujrzał, że otumaniony uprzednio mężczyzna zaczyna powracać do normalnego stanu, szybko uciekł na zaplecze. Bo niby, jak miałby wyjaśnić, skąd w jego piwie znalazł się eliksir nasenny? Przy okazji, pozbył się fartucha, a na ramiona narzucił czarną bluzę z kapturem. W końcu, kiedy przybył jego barman zastępca, wyszedł tylnym wejściem. Niestety, musiał okrążyć budynek, ale w zamian miał pewność, że zostanie niezauważony. - Wybacz, że musiałaś tyle czekać, i to niepotrzebnie. Chętnie bym z tobą wypił, ale nie chcę, żebyś całkiem mi tutaj padła, bo jeszcze mnie oskarżą o demoralizację młodzieży... - Nawiązał do jej udawanego zataczania się, uśmiechając się czarująco.
Nerwowo wypatrywała Scorpiusa, obracając w palcach skradziony przedmiot, bezpiecznie skryty pod materiałem kieszeni. Co chwila przenosiła wzrok na drzwi baru, który spod drzewa, przy którym stała, doskonale widziała. Oczekiwała, aż nagle uśpiony mężczyzna wstanie i zacznie szukać sprawcy tego zamieszania. Szczęśliwie nic się nie działo. Mimo to, gdy tylko zobaczyła przyjaciela, szybko podeszła w jego kierunku, z ulgą przyjmując fakt, że mogą się czym prędzej stąd wynieść. Należy tu przyznać, że nieco się uspokoiła i w ogóle zapomniała, gdy słodko się do niej uśmiechnął, sugerując, że nie śmiałby przyczyniać się do jej jeszcze większego upojenia alkoholowego. I na jej twarzy wykwitł znak rozbawienia. Uniosła brew do góry, spoglądając na niego, niby to w charakterze postawionego jej wyzwania. - W takim razie musimy iść tam, gdzie nikt nie zauważy, że rozpijasz młodzież - sprytnie (ha, w końcu Ślizgonka!) znalazła doskonałe wyjście z tej sytuacji. Oczywiście nie było mowy o żadnym rozpijaniu młodzieży, bowiem Zilka dawno już pełnoletnia była. A co więcej, miała niezłą głowę! Niemniej jednak, wciąż z rozbawieniem, po tym jak to zasugerowała, że muszą iść tam, gdzie nie będzie widowni w postaci całego pijanego baru, złapała Scorpiusa za przedramię, tak jakby chciała z nim odejść w jakimś nieokreślonym kierunku. Wtedy też usłyszała za plecami charakterystycznie skrzypienie drzwi, które skutecznie wyrwało ją z tej wesołej otoczki. Na pół sekundy krew w jej żyłach zamarła. - Wynosimy się stąd - Usłyszała tylko jeszcze niewyraźny krzyk mężczyzny, który najwyraźniej próbował trafić w nią zaklęciem. To jednak nie zdążyło w nią walnąć, bowiem już wirowali ponad ziemią za sprawą teleportacji łącznej. To jedna z tych chwili, w których Fyodorova dziękowała Bogu, że któregoś dnia zmobilizowała się i pilnie poszła na zajęcia umożliwiające tak łatwe uciekanie z miejsca zdarzenia. Mocniej wczepiła się w ramie swojego towarzysza, liczą, że gdy już wylądują, ten nie postanowi obedrzeć ją ze skóry za wciągnięcie w te dziwne rozgrywki z czarodziejem, któremu nie straszne rzucanie zaklęciami w biedną, pijaną młodzież, w samym środku studenckiego miasteczka.
możesz nas przenieść do domu Zilki, albo w sumie gdziekolwiek chcesz, bo jej teleportacja wcale nie musiała pójść dobrze!
______________________
Can't stay at home, can't stay at school. Old folks say, you a poor little fool. Down the street I'm the girl next door.
Nie za zimny wiosenny wieczór. Na niebie żadnej chmurki. Pogada tak cudowna, że chciałoby się wyjść na spacer. I tak też poczynił William. Poszedł na spacer do baru, bo czemu by nie. A nóż spotka kogoś znajomego. Może którąś dziewczynę z ostatniej pijackiej imprezy, którą grupka Ślizgonów urządziła w jednym z barów. To miało byś kameralne spotkanie, tylko dla węży, a rozwinęła się gruba impreza. Nawet pojawiło się kilku kujonów z Ravenclaw, czym Szwed był dość zaskoczony. Ale wszyscy się dobrze bawili. Większa część Ślizgonów była pijana do tego stopnia, że już im zwisało to z kim piją. Nie zwracali najmniejszej uwagi na to z jakiego ktoś jest domu, ani jakiej jest krwi. A przez ich historie opowiadane w stylu pijanego pirata były przezabawne. Cały bar się śmiał. Podczas tej imprezy Ślizgon poznał taką jedną nastoletnią pannę. Jedyne co zapamiętał z tamtego wieczora to to, że się z nią całował, że była z Gryffindoru, że jej imię kojarzyło mu się z deską oraz to jak wygląda jej twarz. Czyli pierwsza rzecz, która Willowi rzuca się w oczy. Nie cycki, nie tyłek, nie nogi, tylko twarz. Z niego to jest dopiero cholerny dżentelmen. Szwed przespacerował się akurat do tego pubu, bo doszły go słuchy, że Gryffonki miały się tu dzisiaj spotkać. Nie wiedział czy deska tu będzie, ale miał taką nadzieję. Fajnie byłoby ją znowu zobaczyć i przypomnieć sobie jak ma na imię - pomyślał. Podszedł do wolnego stolika w kącie i usiadł przodem w stronę drzwi.
Destiny ostatnio zabalowała. Nie przejmowała się ani trochę ocenami, szkołą i po prostu wyszła na imprezę, na którą bawiła się. Lubiła się bawić, poznawać nowe osoby, śmiać się, tańczyć. Była chyba najbardziej rozrywkową osobą ze swojego rodzeństwa a już zwłaszcza od swojej siostry bliźniaczki. Ta dopiero miała coś z głową. Co robiła na imprezie? Nie do końca wszystko pamiętała. Nie wiedziała, że alkohol tak szybko na nią podziała. Nie była pijana tylko była bardziej... Otwarta. Normalnie by się nie pozwoliła nikomu zbliżyć do siebie tak szybko. Był tam ktoś, pamięta. Ślizgon? Krukon? Nie ważne. Nie był arogancki, agresywny. Dobrze jej się rozmawiało. Hm... Czuła się bardzo bezpiecznie w jego silnych ramionach. Mogłaby w nich trwać w nieskończoność. Od tamtego czasu nie spotkała go. Przynajmniej nie pamiętała. A dziś? Wyszła z koleżankami do tego baru, mimo, że nie miała na to ochoty. Wolałaby usiąść na parapecie i porozmawiać ze swoim przyjacielem o jakiś bzdetach. No, ale nalegały, a ona nie potrafiła im odmówić, kiedy robiły takie smutne miny. Eh, niech to szlag. Weszła do środka prawie ostatnia z grupy koleżanek. W środku było trochę osób, ale nie tyle by nie miała gdzie usiąść. Wiecie, co? Nie miała nawet pojęcia, dlaczego przyszły tu. Czy myślała jeszcze o chłopaku? Starała się nie. Pewnie był typem chłopaka, który co noc może mieć inną dziewczynę. Nie znała go dobrze. Zauważyła go po pewnej chwili. Trudno było nie. Czy powinna podejść? Może po prostu czekał na kogoś? Jeśli znacie Deskę to i wiecie, że zawsze robi to, co nie należy robić. Zostawiła koleżanki i podeszła wolnym krokiem w jego stronę. - No to znowu się spotykamy, co? Czekasz może na kogoś? - nie czekając na odpowiedź chłopaka usiadła obok niego. Miał cudowne oczy, trudno wyło odwrócić od nich wzrok. Posłała mu niewinny uśmiech. Będzie udawał, że jej nie zna? Miała w głębi duszy nadzieję, że jednak nie.
W trakcie czekania do stolika podeszła całkiem ładna i młoda kelnerka. Olii kiedyś stworzył teorię skąd w barach i restauracjach tyle ładnych kelnerek/barmanek. Wymyślił, że mają fabrykę gdzieś pod miastem i tam są produkowane na masową skalę, a na pomysł stworzenia takiej fabryki wpadła grupka facetów w średnim wieku, bo obliczyli że to się sprzeda. Ślizgon spojrzał na pracownice baru tymi swoimi cudownymi oczami, delikatnie się uśmiechnął i zamówił kufel piwa kremowego. Oczarowana kelnerka wróciła za ladę by zrealizować zamówienie. Szwed wygodnie rozsiadł się w fotelu i cały czas patrzył na drzwi. Po paru chwilach otrzymał swoje piwo, ładnie podziękował i upił kilka łyków. Po długim i nudnym wyczekiwaniu do pubu wreszcie wlazła grupka Gryffonek a na szarym końcu deska z pijackiej imprezy. Ślizgon uśmiechnął się do siebie, gdy dziewczyna go zauważyła i przysiadła się. - Tak, na ciebie - odparł z szelmowskim uśmiechem. Cudowne oczy odwrócił w stronę Gryffonki. Uważnie przyglądał się jej twarzy i brązowym włosom. - Ładnie to tak porzucać koleżanki? - spytał, nie spuszczając wzroku z dziewczyny.
Wszystkiego mogła się spodziewać, ale nie takiej odpowiedzi jaka właśnie padła z jego ust. Dlaczego miałby na nią czekać? Nie pamiętała by się z nim umawiała. Nie pamiętała by komukolwiek mówiła gdzie się wybiera. Widocznie wszystko ma swoje przecieki. Czy jeszcze ktoś wiedział gdzie będzie? Olać to. Wciąż nie wiedziała dlaczego tu na nią czekał. Normalnie to by się roześmiała i uznała za żart, ale nie brzmiał jak żart. Odgarnęła włosy na bok jednym ruchem i wzruszyła ramionami. - No to jestem. Nie pamiętam byśmy się umawiali ale może to lepiej? Lubię spotkania z zaskoczenia.- to była miła niespodzianka i jakaś tam odskocznia od codzienności. - Pewnie nawet nie zauważą mojej nieobecności. To czy jestem czy mnie nie ma nie robi dla nich zbytniej różnicy. Tylko mi nie mów, że przejmujesz się takimi bzdetami jak moje koleżanki.- kto by się tym przejmował? Ona sama zbytnio się tym nie przejmowała. Nie były jej najlepszymi przyjaciółkami. Możliwe, że znosili ją tylko dlatego, że lubią jej rodzeństwo. Kiedyś było inaczej, ale teraz... - No to mi może powiesz dlaczego czekałeś na mnie? Może masz mi coś niesamowitego do powiedzenia?- zaczęła się z nim nieco droczyć.
Zdziwienia na jej twarzy nie dało się nie zauważyć. William cicho zaśmiał się na reakcje dziewczyny. Niby każda z nich uważała, że jest inna, jedyna w swoim rodzaju, a tak naprawdę to większość z nich zachowuje się tak samo, mają te same reakcje w tych samych sytuacjach. Olii nikomu nie zdradza informacji, które do niego dochodzą bezpośrednio bądź pośrednio. Ma całą swoją szajkę szpiegowską. A najlepszym źródłem informacji są dziewczyny z domu lwa i dzięki nim Szwed dodał do tego drugie zwierze - ośmiornicę (dziewczęta puszczają farbę). - Nie umawialiśmy się - przyznał, posyłając dziewczynie delikatny uśmiech. Sięgnął po kufel z piwem kremowym i upił kilka łyków. - Skoro nie robi im to różnicy to po co z nimi przyszłaś? - spytał, drążąc temat. Po prostu go to zaciekawiło i chciał wiedzieć. Jak Willa coś zainteresuje to robi się strasznie uparty i nie odpuści. Odstawił w połowie pusty kufel na stolik i spojrzał na dziewczynę. - Chciałem ci powiedzieć, że fajnie byłoby kontynuować to co nam przerwano na ostatniej pijackiej imprezie, spontanicznie zorganizowaną przez Ślizgonów - odparł, uśmiechając się zalotnie.
Po co tu przyszła? To było jedno wielkie pytanie na które ona sama nie znała odpowiedzi. Przynajmniej nie do końca. Czy naprawdę go to interesowało? Nie wygląda by było to pytanie retoryczne. Musiała się chwilę skupić. Czuła, że policzki jej się rumienią. Nienawidziła tego. Dawno ktoś zrobił na niej takie wrażenie. Chyba ostatnio Anatol- były chłopak jej siostry przez którego uciekła z domu. Tak, po tym wszystkim ona zaczęła z nim kręcić. Czyżby miała słabość do ślizgonów? Coś w tym było. Thomas też nim był. To było naprawdę dziwne. - W pewnym sensie przyszłam tutaj bo wiedziałam, że i tak mnie tu zaciągną chociażby siłą. Znam je. A po części dlatego, bo nie chcę ich zawieść. Nie chciałabym by któraś z nich mi odmówiła. Może to zrobiłyby, ale ja nie jestem taka- przyznała zmieszana. Pewnie co druga by jej odmówiła tłumacząc się byle czym. Chciałby kontynuować? Nie wiedziała co tak naprawdę ma na myśli. Rozmowę? Obmacywanie? A może jednak seks? Chciał dokończyć to co im przerwano. Prędzej czy później by do tego doszło. Tyle, że ona nie chciała robić takich rzeczy i się nie angażować. Jednak jeśli chodzi o co innego... - Myślę, że miło byłoby niektóre rzeczy kontynuować. Chociaż bez większego grona też byłoby przyjemnie, prawda?- zaśmiała się i wzięła sporego łyka piwa z jego szklanki.
O, z pytaniem to trafił w dziesiątkę. Szwed snajper normalnie. Deska to aż się zarumieniła. Czyżby obwody się przegrzały od zbyt nagłego i intensywnego myślenia? - Aż tak się przejmujesz opinią ludzi, którzy cię gdzieś wyciągają, a potem nawet się nie skapną, że z nimi nie siedzisz? - odparł z zerkając na grupkę Gryffonek, z którymi Des weszła do baru parę minut temu. Patrząc na te dziewczyny Olii miał pogardę wypisaną na twarzy. Nie cierpiał takich zakłamanych ludzi. - Zapomnij o nich i zacznij chodzić ze mną. Jestem o wiele lepszym towarzystwem od tej bandy pustych lalek - dodał z uśmiechem. Nie ma to jak polecić swoją osobę, nakarmić ego i przy okazji kogoś zjechać. 3w1. Mówiąc "kontynuować to co nam przerwano" to miał na myśli różne rzeczy. Między innymi rozmowę, pomimo tego że nie pamiętał o czym rozmawiali oraz obmacywanie, które zaprowadziłoby ich w bardziej intymną sferę. Są w końcu młodymi ludźmi, a to tylko koleżeński seks bez zobowiązań. - Z chęcią przypomniałbym sobie o czym rozmawialiśmy. Rzadko gadam z dziewczynami na imprezach, bo tylko przynudzają - odrzekł, zabierając dziewczynie swoje piwo i dopijając je do końca - Prawda. Chcesz się przenieść w jakieś mniej zaludnione miejsce? - spytał, w kuszący sposób oblizując wargi. Ten trik zazwyczaj leży w naturze dziewczyn, ale męskie homo-pół gatunki też tak mają.
Czy przejmowała się opinią innych ludzi? Na to wyglądało. - Przejmuję się opinią innych ludzi. Żyję wśród ludzi i chcę by mnie zaakceptowali. nie staram się jakoś bardzo, ale czasami zamartwiam.- to prawda. Nigdy się nie starała. Jedynie żywiła nadzieję. To nie było dobre, wiedziała o tym. Zaczęła tak robić dopiero kiedy oddaliła się od rodziny. Od przyjaciół. Chyba najwyższy czas. - może w końcu się zorientują. No nie bądź taki- szturchnęła go w ramię i się zaśmiała. Był naprawdę złośliwy, ale bawiło ją to mimo że naśmiewał się z niej. I wiecie co? Ucieszyła ją jego mina kiedy spojrzał na tamte dziewczyny. Czyżby żadnej z nich jeszcze nie bajerował? Na to wyglądało. Jego mina nie była zbyt zachwycająca. Chyba darzyłby je nienawiścią. (bo jaki to też ślizgon kocha gryfonki?!). Miała zapomnieć o nich i chodzić z nim? Tak, samouwielbienie. Miała zacząć mu poświęcić tyle czasu by potem dowiedzieć się, że to taka gra. To był zły pomysł. ale kto mówi, że właśnie czegoś takiego nie zrobi? Przyda jej się odmiana. Może nie zacznie z nim chodzić, ale zawsze coś. - śmię przypomnieć że jestem tak samo pusta jak one. Mnie również przed imprezą miałeś za kogoś takiego. - nie była pewna. Może po prostu nie miał zielonego pojęcia o jej istnieniu? może jednak nie jest taka jak one. - Chcesz mi powiedzieć, że nie przynudziłam? Wow, jestem pod wrażeniem. Szczerze? To ja też nie pamiętam dokładnie o czym rozmawialiśmy. Z tego wszystkiego chyba tylko pamiętam silne, ciepłe ramiona przytulające mnie. Pewnie paplałam co ślina na język przyniesie. -- westchnęła kiedy zabrał jej piwo. Eh, a już miała nadzieję, że pozwoli jej skończyć. - Mniej zaludnione miejsce mówisz? Czemu nie - teraz to deska poszłaby gdziekolwiek byle dalej od tego miejsca. Byle dalej od dziewczyn z którymi przyszła. Może nie tak też gdziekolwiek, ale coś czuła, że ta ich znajomość będzie dość niezwykła. - Co proponujesz? - zapytała unosząc prawą brew i wyczekując pomysłów jego.
Ślizgon lekko zmarszczył brwi słuchając takich bzdur. W tym temacie nie zgadzał się z dziewczyną, ale nie miał zamiaru się kłócić. - Rozumiem - przytaknął, gryząc się w język, by przypadkiem nie powiedzieć tego co naprawdę myśli - Ja natomiast mam głęboko w poszanowaniu co o mnie myślą ludzie, którzy są mi zupełnie obojętni. Lubię być sobą i jeżeli komuś to nie odpowiada, to nie zasługuje na moje towarzystwo. Lepiej się żyje w zgodzie z samym sobą, niż jak marionetka - dodał. Ależ się chłopaczyna rozgadał. Uwielbia na głos wyrażać swoje zdanie. Lubi wdawać się w dyskusje i podważać zdanie innych. Ewentualnie się z nimi zgadzać, gdy mają rację. William darzy nienawiścią tylko wyjątkowe osoby, a do tamtych dziewczyn czuł pogardę za ich puste zachowanie. - Szczerze w to wątpię. Są zbyt zajęte gadaniem o pierdołach. Poza tym przy ich stoliku wszystkie krzesła są zajęte, więc nawet nie zauważą, że kogoś brakuje. Także tym bardziej apeluję do twojej podświadomości - olej je i zabaw się ze mną. Pokażę ci świat od zupełnie innej strony. Tej fajniejszej strony - dodał z szerokim uśmiechem. Mówiąc o zabawieniu się miał na myśli dwa rodzaje zabaw. Te mniej i bardziej oczywistą. Ale nie wszystko na raz. - Te ramiona nie tylko cię przytulały, ale to już swoją drogą - odparł, puszczając dziewczynie oczko. Musiał odebrać swoje piwo. Nie będzie mu panna szkła opróżniać. Jeszcze by się spiła i musiałby ją zanosić do szkoły. - Jeżeli lubisz ryzyko to możemy się powłóczyć po szkole - szepnął. Cholernie ryzykowna wycieczka po szkolnych korytarzach.
Nie było wątpliwości, że się różnili. Ale to dobrze. - Dlatego jesteśmy w różnych domach, kochany. Nie jestem czyjąś marionetką, ale szanuję innych zdanie i często biorę je pod uwagę tak samo jak uczucia innych- westchnęła. Miała nadzieję, że chłopak nie był w stu procentach nieczuły. Chociaż nie miała pewności co do tego jaki był. Miał jej pokazać świat z innej strony? Brzmiało całkiem kusząco. Przecież bardzo tego chciała, nie ma co ukrywać. Chyba miała naprawdę duży pociąg do rzeczy z natury niedostępnych. może jej się naprawdę spodoba ten jego świat i zechce w nim pozostać na dłużej? A może to będzie tylko ciekawe przeżycie które będzie chciała bardzo szybko zapomnieć? Nie dowie się jeśli nie spróbuje. - No dobra. Spróbuję ci zaufać w stu procentach. W sumie to nic nie tracę i tak. Już dawno przestałam być taka jak one. Wiec mogę się z tobą zabawić. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz - ostatnie słowa powiedziała już ciszej. Czy ją usłyszał? Nie była tego pewna. Czy istniał człowiek który się upił trzema łykami piwa? Nie wiem czy podziałałoby na nią kilka takich piw. Głowę miała mocną. Pewnie po ojcu. A jeśli chodzi o niesienie to nie miałaby nic przeciwko. - Och. to wielkie szaleństwo.- zrobiła wielkie oczy i wybuchnęła śmiechem. włóczenie się po szkole było całkiem ryzykowne. Ale na sama myśl o tym się uśmiechnęła chociaż nie dała tego po sobie poznać. -No to chodź- pociągnęła go za rękaw do wyjścia. Nie skończył jeszcze picia w barze? Trudno.
- Uczucia a zdanie innych to zupełnie dwie różne rzeczy, ale lepiej zostawmy już ten temat - odparł, wycofując się z pola rażenia i chowając procę za pazuchę. Ograniczenie umysłowe Willa w dyskusjach doprowadzało do niebezpiecznych kłótni, które zazwyczaj sam wywoływał i to z ludźmi, którzy byli na jakimś poziomie intelektualnym. Bo jak wiadomo z idiotami się nie dyskutuje, gdyż to donikąd nie prowadzi, a jedynie mózg się może przegrzać. Świat Willa jest niebezpieczny, nietypowy z odrobiną miłych akcentów. Chłopak rzadko pokazuje komuś swój świat, bo swój wizerunek kreuje na rozrabiakę i dupka bez emocji. Co w rzeczywistości jest prawdą, poniekąd. Ale jeżeli Deska zechce go jako swojego towarzysza to będzie miała okazję poznać Ślizgona z zupełnie innej strony. - Zawiodłem już wielu ludzi przez to, że stawiali nie wiadomo jak wielkie wymagania. Ale coś czuję, że ty jesteś inna i nie powinnaś się zawieść - odparł z delikatnym uśmiechem. Dopił resztę piwa, które zabrał dziewczynie i odstawił kufel na stół. - Możemy iść - oznajmił, wstając z fotela i wraz z dziewczyną opuścili lokal.