Kultowe miejsce - zatłoczone i wiecznie przepełnione studentami. Pomimo swojej popularności, zawsze można znaleźć tu jakiś wolny stolik, a przemiła obsługa nie zapomina o żadnym kliencie. Przez jakiś czas pub nazywał się "PodTrzema Różdżkami", gdy został przejęty przez fanatyków Koalicji Czarodziejskiej - o politycznych niesnaskach nie ma już jednak śladu i witani są tutaj wszyscy, niezależnie od czystości krwi.
Dostępny asortyment:
► Sok Dyniowy ► Woda Goździkowa ► Piwo kremowe ► Dymiące Piwo Simisona ► Rum porzeczkowy ► Malinowy Znikacz ► Grzane wino z korzeniami i koglem−moglem ► Ognista Whisky ► ”Najlepsza Stara Whiskey Campbell'a” ► Wino skrzatów ► Wino z czarnego bzu ► Sherry ► Rdestowy Miód
Corin znała kilka osób ze Slytherinu, które lubiła oraz szanowała. Niektórzy z nich nie byli tacy źli. Przynajmniej dla niej. Można powiedzieć, że lubili się kłócić, ale odpowiadali głownie pięknym za nadobne. I agresywnie reagowali na lepszych. A Cornelia nie poczuwała się do takich, to też niektórzy ją nawet traktowali jak przyjaciółkę. - To jeszcze użyj ketchupu jako balsamu. Podobno świetnie robi na cerę - Zaproponowała mu. Dobrze, że chłopak jej nie pokazał zmęczenia. Może nie tyle co by się poczuła urażona, ale od razu odesłałaby go do domu, żeby poszedł spać i nie przyjęłaby słowa sprzeciwu. Nudna zresztą aż na tyle nie była, a przynajmniej nie uważała, że jeśli ktoś przy niej ziewa, to jej wina. Sama na szczęście bardzo dobrze sypiała. No chyba, że śniły jej się jakieś ogromne pająki pożerające mózg, a ich ugryzienie zamieniało ludzi w zombie! Czasem jej wyobraźnia potrafiła stworzyć scenariusz kiepskiego, przesyconego faktami horroru. Dobrze, że to było rzadkie. - Zapewne nie zwlekając je przyjmę. Zresztą, za jakiś czas otworzą Hogwart, a wtedy to się już można bawić na całego - Powiedziała pewnie. Widząc, że chłopak kończy pić wstała otrzepując tyłek i poszła zapłacić. Chwilę później wróciła do niego. - To co, dopijasz i idziemy? -Spytała wyciągając dłoń w jego stronę, dodatkowo go zachęcając do tego. No w pewnym sensie sprowokowała go, do chodzenia za rękę, chociaż nawet sama nie miała o tym pojęcia. Po prostu chciała mu pomóc wstać.
Wszedł do pubu. Dzwonek przy drzwiach zabrzmiał. Jak zawsze. Wszedł z Shakurem. Zauważyli jakiegoś kolesia. Shakur coś szepnął Davidowi do ucha. Podeszli do jego stolika gdzie była też dziewczyna. Cornelia. Chwyciliśmy go za ręce i wynieśliśmy z pubu. Znów było słychać ten dzwonek. Shakur pierwszy uderzył. Był to cios w podbródek. Jako że on był niepełnoletni nie mógł użyć magii. David stał w dalszej odległości patrząc czy nikt nie idzie. W prawej ręce trzymał różdżkę w razie potrzeby rzuci na chłopaka czar.
Po niespodziewanym ciosie od Shakura, Clear zatoczył się jak pijany. Smith odskoczył od chłopaka przyglądając się mu, a następnie doskoczył uderzając go kopnięciem w brzuch, po czym złapał go za głowę i uderzył parę razy z kolana. Puchon osunął się na ziemię i leżał półprzytomny. Odwrócił się w stronę Davida po czym krzyknął: - Kończ go jak chcesz! - Stanął z boku przyglądając się dalszemu przebiegowi wydarzeń.
Ta sytuacja była dołująca. Nie miał zamiaru nikogo kończyć. Chłopak bym zakrwawiony. Może nawet znokautowany... Wyjął różdżkę w jego stronę. -Sectumsempra (zadaje głębokie ran) Wycelowane było to w brzuch. Zwinął się z bólu. Nie chciał używać przemocy. Ale cóż podszedł do chłopaka który klęczał. Uderzył go tak zwaną "This is Sparta!" Krew się polała. Wszedł do baru i zamówił sobie setke. Wybił ją szybko zapłacił. I usiadł przy pierwszym lepszym stoliku.
Już mieli iść i miło spędzić czas, kiedy nagle stało się coś, czego się nigdy w życiu by nie spodziewała. Nagle usłyszała dzwoneczek, z uśmiechem odwróciła się, żeby zobaczyć kto to. Na widok Davida była nawet bardziej rozweselona. Lubiła z nim rozmawiać. Mogłaby go zaprosić do wspólnego spacerku... Była wesoła do czasu. Kiedy wyciągnął z pubu Cleara z jakimś chłopakiem, którego nie znała od razy pobiegła za nimi. Spoglądała wystraszona jak ci okładają go pięściami. I za co?! Przecież nie mógł im nic zrobić. A nawet jeśli, to chyba nie zasłużył aż na takie potraktowanie. - David co ty robisz? - Krzyknęła patrząc na niego wystraszona. W tym momencie na prawdę bała się i jego i jego kumpla. Jej oczy lekko się trzęsły, zaszkliły się również. Przełknęła ślinę i zrobiła krok w tył. No przecież go tak nie zostawi. Zabiją jeszcze biednego puchona. - Co on wam zrobił takiego? - Spytała spoglądając wyczekująco na Gryffona. Zresztą nie było czasu, żeby się dowiadywać. Wyciągnęła z kieszeni nie największą różdżkę i wycelowała w Davida, ale ten rzucił już poważniejsze zaklęcie. Nie wiedziała, że ten chłopak jest zdolny do czegoś takiego. Spoglądała tylko jak odchodzi do baru. Kiedy tylko zniknął za progiem klęknęła przy koledze z jej domu. W pierwszej kolejności położyła dłoń przy jego szyi, sprawdzając puls. Potem wycelowała w niego różdżką. - Ferula - Użyła zaklęcia leczącego celując po kolei w każdą z większych ran, żeby chociaż trochę je zasklepić nim się chłopak wykrwawi. - Episkey - Kiedy już poważniejsze rany nie były takie poważne, wyleczyła całkowicie te drobne. Miała nadzieję, że puchon szybko odzyska przytomność. Cały czas kontrolowała jego oddech. Ogarnęła ją lekka wściekłość. Jak on śmiał najzwyczajniej w świecie wejść do baru i zaatakować chłopaka, którego chyba nawet nie znał - przynajmniej tak wywnioskowała po tym, jak się zachowywał. Wycelowała przez szybę w mężczyznę. - C... - Umilkła. Chyba przesadzała. Przecież to było zakazane zaklęcie. Nie miała prawa używać magii poza szkołą i pewnie mocno jej się za to oberwie, a co dopiero robić coś takiego. - Confringo - Rzuciła celując w krzesło Davida powodując, że wybuchło zapewne raniąc mu tylko tyłek i męską dumę. - Densauego - Wycelowała jeszcze raz. Nie była pewna czy to zadziała. To zaklęcie mimo iż proste to rzadko jej wychodziło. Ale jak już łamać przepisy, to na całego prawda? Następnie wróciła wzrokiem do rannego. - Clear... W porządku? Znasz ich? - Wydukała czując, że jedna łza spłynęła jej po policzku. Ze zmartwienia, strasznie się martwiła. Widocznie nie dane jej było spędzić jednego dnia w całkowitej beztrosce z kimś, kto jest dla niej miły i nie każde jej myśleć o tym wszystkich, co na co dzień ja smuci.
- Świetnie robi na cerę, nie wiedziałem... Uśmiechnął się do niej i na resztę nie zdążył już odpowiedzieć, gdyż ktoś wszedł do środka i wyciągnął go siłą z pubu. Kim oni są? Co oni od niego chcą? Po tych kilku uderzeniach Clear ledwo patrzył na oczy. Nawet nie mógł już na nikogo patrzeć, dlatego że usunął się na ziemię zamykając oczy. Zemdlał, po tylu kopniakach i wielu innych alarmów na jego ciele nie ma się co dziwić. Słyszał tylko ten piękny głos Corneli. Jednak po jej zaklęciach trochę oprzytomniał. Spojrzał na Cornelię. - Dzięki... Wymruczał i spojrzał na drzwi wejściowe, podniósł się w miarę swoich możliwości. Musiał iść gdzieś gdzie będzie mógł się obmyć. Chyba najlepiej do swojego domu, ale do Doliny trochę daleko. Najwyraźniej użyje kominka transportującego. Proszek fiuu zawsze ma w swojej kieszeni. - Podobno ich nie znasz, a użyłaś jego imienia... Powiedział i wstał. Nie był na nią zły, bo skąd mogła wiedzieć co się tutaj stanie, jednak na pewno to przez nią. Dlaczego akurat jego zaatakowali? David najwyraźniej coś miał do Corneli i zobaczył, że ten jest u boku niej i go zaatakował. - Pójdę już. Rzucił i poszedł w swoim kierunku. - Spotkamy się potem...
Dopiero teraz odczuł że to był puchon. Musiał go przeprosić. Wypił drugą setkę którą zamówił zapłacił i wyszedł. W okół było pełno krwi. A krzesło pękło mu pod tyłkiem. Corin, pomyślał... Wyszedł z pubu. Chłopak stał przed pubem lekko zakrwawiony. -A co tu się stało? Spytał zaciekawiony. Wyjął blanta. Odpalił ,zaciągnął się. Shakur gdzieś zwiał. Ale pewnie gdzieś tutaj jest w pobliżu. -Sorry typie. Sam był puchonem. Ale go też tak traktowali. Rozejrzał się.. -Corin wiesz że ministerstwo się do Ciebie doczepi? Jeszcze chciał mu poprawić co zrobił. Podszedł i uderzył go prawym prostym. Po tym już się teleportował za pub. Niesamowita jest ta teleportacja pomyślał.
- Znam go tylko... - Westchnęła. Nie wiedziała jak mu się tutaj teraz wytłumaczyć. Spoglądała na niego lekko smutna. Na prawdę nie wiedziała, że coś takiego może się wydarzyć. Niestety to wyglądało trochę tak, jakby to ona nasłała Davida na niego. Albo tak, jakby były puchon zrobił to z zazdrości bo był w niej zakochany.... Nie ważne dla czego to zrobił! Świnia i tyle! Nie powinien go tknąć palcem. Gdy jej towarzysz niedoli uznał, że powinien iść kiwnęła głową. Zapewne nie dość, że go nadal wszystko bolało, to się trochę wstydu najadł. Ale Cornelia nawet przez chwilę nie pomyślała, że się nie obronił bo był za słaby. Mieli po prostu przewagę, a to ona była zbyt tchórzliwa, żeby mu w jakiś sposób pomóc. Głupia idiotka. Niestety miała wrażenie, że chłopak się będzie na nią długo gniewał, a tylko z grzeczności powiedział, że spotkają się potem, - Wyślij sowę... Do zobaczenia - Szepnęła cicho wstając z klęczka i obejmując się ramionami. Chwilę spoglądała na niego, aż zniknął jej z oczu. Następnie poszukała wzrokiem zmory tego dnia, żeby chociaż się na niego wydrzeć. - David ty... - Tutaj o dziwo nawet dla niej poleciało sporo niekulturalnych słów. Nawet ona nie miała pojęcia, że mimo swojego szacunku do wszystkich zna takie ostre słowa, których lepiej nie pisać. Kiedy ten jeszcze śmiał jej przypomnieć, że użyła zaklęć nielegalnie odwróciła się do niego i najzwyczajniej w świecie, z prawej ręki wymierzyła mu siarczysty policzek. Jej ręka aż pozostawiła widoczny, czerwony ślad. Aż mu czapka spadła. Nawet nie podejrzewała, że mimo delikatności ma tyle siły. Wzrok jej wyrażał chęć mordu. Corin w takim stanie to na prawdę był bardzo rzadki widok. Ale co się dziwić. Nigdy nikt nie zrobił z niej takiej idiotki i nie pobił osoby, którą lubiła na jej oczach. - Dziękuję bardzo - Fuknęła pod nosem. Na prawdę mało brakowało, żeby zarobił jeszcze z pieści w nos, ale się opanowała. Cudem. Au, ręka, którą oberwał zabolała ją z opóźnionym zapłonem. A potem się bezczelnie gówniarz umysłowy teleportował. Gnój! Oddaliła się jak najszybciej się dało.
Hmm, co tu się zbyt wiele rozpisywać. Kira była nieco znudzona wakacjami w Nowej Zelandii. Na jej nieszczęście nie udało jej się wpaść na kogoś znajomego, także postanowiła wrócić na stare śmieci. Zaczęło ją nawet nudzić nicnierobienie, a będzie jeszcze narzekać na nadmiar obowiązków we wrześniu. Wtedy należałoby jej to przypomnieć. Tuż przed drzwiami Trzech Mioteł pojawiła się dziewczyna. No może nie tak znienacka, można było usłyszeć ciche 'pyk'. Tak, prawie się przewróciła twarzą na drzwi, czasami nadal miała problemy z teleportacją, albo co tu wiele mówić nie trzeba by się nad tym rozdrabniać- była fajtłapą. Roztrzepała włosy, naciągnęła pasek torebki na ramię, bo najwyraźniej jej spadł i weszła do środka. Kiedy zobaczyła znajome wnętrze, na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Kiwała głową do znajomych na dzień dobry, i zmierzała w stronę baru. Już wiedziała na co miała ochotę. Chodziło to za nią od jakiegoś czasu- ognista whisky. Musiała się na nią skusić. Usiadła więc przy barze i zamówiła to, co chciała. Po chwili kubek stał już przed nią, wypiła jego zawartość na raz, a uśmiech na jej twarzy powiększył się jeszcze bardziej. Tego jej brakowało.
Eric dzięki Bogu nie musiał się teleportować, ponieważ był niedaleko. Natomiast lubił oglądać, jak inni próbuje swoich sił w teleportacji. Nie ma lepszego zajęcia, niż oglądanie fruwających kolegów po całej sali, albo czerwone twarzy od wysiłku. Jednak niespodziewane pojawienie się Kiry miało w sobie pewien urok. Była roztrzepana, jak nikt inny, kogo znał i wydawało mu się to po prostu urocze. Kiedy dziewczyna zniknęła za drzwiami, ruszył za nią do pubu. Pchnął drzwi, doznając tego samego wrażenia, co Kira parę minut przed nią. Znajome pomieszczenie, zapach, dźwięki. Nie był tu w sumie ledwo parę dni, ale czuł się tu po prostu swojsko. Dostrzegł w końcu kobietę przy barze i podszedł do niej, siadając obok. - Wakacje się nie podobały, czy stęskniłaś się za książkami? - zapytał, zerkając na nią. Poza godzinami jej pracy mógł sobie pozwolić mówić do niej na "ty", co nie uszłoby mu na sucho w trakcie roku i przy nauczycielach. A była tylko 5 lat starsza.
Dziewczyna już praktycznie całkowicie się rozgościła. Zdjęła swoją starą skórę, którą wzięła ze sobą tak w ramach bezpieczeństwa, nie miała pojęcia jaka pogoda jest tutaj. Siedziała teraz w siwym sweterku w serek i wytartych jeansach, ceniła sobie wygodę. Zdążyła już nawet zamówić kolejną szklankę whisky, przecież nie będzie się obijać! W zasadzie nie zwracała zupełnie uwagi na to, czy ktoś wchodził, czy wychodził. Dlatego właśnie głos, który się do niej odezwał, był zaskoczeniem, może nie tak wielkim, bo w głębi duszy liczyła na to,że spotka tutaj kogoś znajomego, aż kamień spadł jej z serca. Odwróciła się, aby zobaczyć kogóż tu przywiało, oczywiście na jej twarzy gościł wielki uśmiech, on chyba nigdy nie schodził z jej buźki. - Powiedzmy, że pierwsze kilka dni było oke, jednak zaczęło mi się nudzić, także jestem.- No i ten błysk w jej oku, jakby knuła coś niedobrego. Ona po prostu tak miała. Kira była osobą, której różnica wieku nie przeszkadzała. Jakoś przyzwyczaiła się do tego,że sama miała starszych o kilka, a nawet kilkanaście lat znajomych, także teraz działało to w drugą stronę. Jakby nie miała innych problemów.. - A jak Tobie mijają pierwsze tygodnie słodkiego lenistwa?- Jej zapewne wystarczyły by dwa tygodnie wakacji, no może powinny być wcześniej w roku, ale jak dla niej to by była najlepsza opcja. Okres dwóch miesięcy uważała za marnowanie czasu.
Zatem mieli coś ze sobą wspólnego, jeśli chodzi o ubiór - wygoda. Wprawdzie on nie musiał się męczyć z butami na obcasie, ale przyprawiały go o dreszcze. Jak ktoś ma siostrę, która celnie rzuca wszystkich, to buty na obcasie stają się groźną bronią. Tak więc Eric był ubrany w wytarte jeansy, a do tego czarny podkoszulek. Włosy jak zwykle w niewielkim nieładzie, który powstawał chyba w samoistny sposób. - Nie spotkałaś żadnego zabójczo przystojnego bibliotekarza? - odwzajemnił szeroki uśmiech dziewczyny, uśmiechając się w charakterystyczny, szelmowski dla niego sposób. Czasami zastanawiało go, jakim cudem uchodziło mu żartowanie sobie z dziewczyny, ale musiał jednak zrzucić to na jej ogromną tolerancję wszelkich przejawów głupoty. - Tak samo, jak Tobie teraz... - zamówił to samo dla siebie, co piła dziewczyna, a po chwili już w spokoju mógł pociągnąć solidny łyk alkoholu. - Wolno, nudnie, bez rewelacji i znajomych twarzy - dokończył po chwili.
O tak. Kirsko należało do tych dziewczyn, które generalnie rzecz biorąc wolały biegać w trampkach niż w butach na obcasie, co wcale jej nie umniejszało. No może nie należała do tych wysokich dziewoi, ale jakoś jej to nie przeszkadzało, będzie sobie jeszcze kręgosłup męczyć. Szkoda zdrowia! - Niestety nie- jej uśmiech sztucznie zszedł z twarzy. - a w zasadzie liczyłam na to..- W tym momencie przez jej twarz przeszedł grymas, wyglądała jakby myślała! Co się tutaj dzieje.. Geraldine liczyła na jakąś wakacyjną przygodę, jak co roku, a jak na razie nic się nie działo, co nieco ją irytowało. Ale mniejsza o to, bo chyba zaczynała marudzić. - Koniec marudzenia!- Rzuciła i poprosiła o kolejne dwie szklanki whisky. Jedną postawiła przed chłopakiem, drugą przed sobą. - Zdrówko!- Podniosła swoją szklankę i wypiła zawartość jednym chustem. - Wydaje mi się,że nieznajome tez mogą być interesujące, jednak fajnie jest spotkać kogoś z kim można pogadać.- Wszystko zależało od dnia. Dziewczyna nie zawsze miała chęć, żeby zaczynać rozmowę, zapoznawać się.. ile na to wszystko trzeba czasu. Czasami po prostu lubiła uchlać się z kimś znajomym.
Eric nie miał nic przeciwko kobietom, które były wyższe od niego, ale czuł się znacznie lepiej w towarzystwie takich "kruszyn" jak Kira. Może i była niska, ale zawsze nadrabiała to charakterem i mocną głową. - Wakacje równa się wakacyjna przygoda - podsumował po chwili mężczyzna i uśmiechnął się z wdzięcznością, kiedy przed nim wylądowała kolejna szklanka alkoholu. - Różańca, alkoholu i dobrego towarzystwa nigdy nie odmawiam - zaśmiał się i wypił jednym haustem całą zawartość szklanki, aż gardło go zapiekło. - Nieznajome? To już nie nieznajomi? - zapytał z udawaną podejrzliwością, jakby zastanawiał się, czy nasza kochana pani z biblioteki jest aby na pewno hetero. - Chociaż nie mam nic przeciwko, żeby uchlać się z nieznajomą - podrapał się po niewielkim zaroście na brodzie, patrząc ze smutkiem na dno szklanki.
Fakt, charakterek ona miała, a głowa? Cóż lata praktyki. Były to rzeczy, z których ona również była dumna. - No powiedzmy, ale wakacyjne przygody są fajne.- Wszystko zależy jeszcze od tego, co kto miał na myśli. Słowo przygoda można odczytywać różnie, chyba dla każdego oznacza coś innego. - To tak jak ja..- No i dziewczę zaczęło grzebać w swojej torbie. A wiadomo, to równało się wielkim wykopaliskom archeologicznym, żeby coś znaleźć.. Trzeba było mieć po prostu wielkie szczęście. Chyba jej limit szczęścia się jeszcze nie wyczerpał, bo udało jej się znaleźć paczkę czerwonych marlboro. Ba, miała nawet zapalniczkę. Wyciągnęła paczkę w stronę chłopaka, coby nie było,że jest niekulturalna. Nie wiedziała, czy pali, czy nie.. a następnie wzięła jednego papierosa dla siebie. paczkę zostawiła na wierzchu, nie będzie przecież znowu jej szukać. - Musiałeś niedosłyszeć.. jestem hetero przecież!- Odparła z udawanym oburzeniem. W zasadzie nie miała nic do bi, czy homo, jej po prostu nie kręciły laski. - Wiesz, uchlać to ja się mogę z każdym.- Tak, po kilku głębszych Kira z każdym znajdywała wspólny język, być może na początku szło opornie, później jednak nie było żadnych problemów.
Być dumnym z mocnej głowy? Na pewno. Słaba głowa to niezbyt ciekawa rzecz, kiedy omija cie najlepsza zabawa. A tak Kira widziała takie rzeczy, o których inni woleliby nie pamiętać. - Hm... A co przychodzi ci na myśl, kiedy słyszysz "wakacyjne przygody"? - kto, jak kto, ale Eric zwyczajnie był ciekawy, co chodziło po głowie pani bibliotekarce. Zawsze mogli oboje rozumieć to inaczej. On mógł mieć co innego na myśli, a Kira coś odmiennego. - Teraz zapewniam cie, że wszyscy słyszeli - roześmiał się, rozglądając w miarę dyskretnie, jak wszyscy przez chwilę zerkali w ich stronę, gdy dziewczyna podniosła głos. Oczywiście Eric poczęstował się papierosem, jednak posiadał własną zapalniczkę, którą bez problemu odnalazł w kieszeni spodni. Odpalił fajkę i zaciągnął się tak " po męsku". - Więc jesteś uniwersalnym człowiekiem, bo nie każdy nadaje się do wspólnego picia - ponownie podrapał się po brodzie, znowu nad czymś zastanawiając. Ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej.
- Cóż wakacyjna przygoda kojarzy mi się z masą imprez do rana, powrotami o wschodzie słońca, no i z wakacyjnym romansem.- Tak, Kira większość wolnego czasu spędzała na imprezach, co może nie jest jakoś specjalnie wypoczynkowe, no ale uwielbiała taki tryb życia. - No ja myślę, żeby nie było..- Powinna wreszcie przestać mówić 'ja myślę' bo przyjaciele zazwyczaj na to zdanie reagowali histerycznym śmiechem., w zasadzie nie tylko oni, ona również podchodziła do tego z dystansem. Kirsko uwielbia śmiać się z innych, a jeszcze bardziej z siebie. Taka już jest. - Czyli uniwersalizm dla ciebie równa się wspólnemu piciu?- Uśmiechnęła się nawet. Kto jak kto, ale ona była chyba idealnym partnerem do picia, no i w zasadzie takich znajomości miała najwięcej, co czasem bywało przytłaczające. Większość osób kontaktuje się z nią tylko wtedy, kiedy chcą iść na imprezę, ewentualnie kulturalnie się schlać.
- Mi w sumie z tym samym, tyle że powrotów do domu jakoś nigdy nie pamiętam - zaciągnął się papierosem i spróbował zrobić kółeczko z dymu. Średnio mu to wyszło. Koślawe, bez kształtu. Spojrzał na nie krytycznie i machnął ręką, niszcząc swoje nieudane dzieło. - Uniwersalizm równa się jeszcze paru innym rzeczom...Ale tak. Głównie równa się wspólnemu piciu - Eric domyślał się, że Kira miała bardzo dużo znajomych, którzy raczej nie pamiętali jej z powodu zbyt słabej głowy. Chłopak był o tyle idealnym kompanem do picia, że nie miał słabej głowy i niestety zawsze musiał kogoś holować do domu. A poza tym był idealną skarbnicą opowieści, które ominęły resztę pijących.
Zaśmiała się z odpowiedzi.. Tak, a kto pamiętał powroty? Tym bardziej gdy budziła się u kogoś obcego w domu.. - Powroty bywają ciężkie.. nawet bardzo..- Ile razy musiała odprowadzać którąś z przyjaciółek, które ledwo stały na nogach, ona niby się trzymała, ale wiadomo grawitacja działała na nią nieco bardziej niż na innych. - Hmm, no to jestem uniwersalna.- Odparła szczerze się przy tym uśmiechając. Wiadomka, wszystko zależało od dnia, choć jeśli Kira miała zły dzień to nawet wtedy mogła wypić ilości podobne do tych, przy których jej koleżanki się kończyły gdy one miały ten lepszy. Niektórzy mówili,że dziewczyna wlewa w siebie alkohol. Ogólnie rzecz biorąc mocna głowa nie jest za bardzo ekonomiczna, no ale Kirsko nie narzeka na brak funduszy na picie. Jej towarzysze często następnego dnia upewniali się,że nie robili nic głupiego pisząc właśnie do niej.
Sam miewał takie powroty! Budził się w łóżku i odkrywał, że budzik nie stoi tam gdzie zawsze. Potem łazienka była gdzie indziej i żółw wyglądał inaczej! Nagle miał cztery łapy, ogon i szczekał. Potem odkrywał, że miał jeszcze jedną siostrę, którą widział pierwszy raz w życiu, a w dodatku była "całkiem całkiem". - Nie wyobrażam sobie ciebie słaniającej się korytarzami zamku - wyobraźnia Erica pracowała na najwyższych obrotach, dając obraz Kiry, chodzącej od ściany do ściany, byle trafić do swojego pokoju.
Niebiosa najświętsze wy najlepiej rozumiecie cuda natury, ale chyba w tym momencie to Julia wymknęła waszej kontroli. Ta zacna istota odziana całkiem normalnie! Rany boskie, bez zbędnych kolorowych, gryzących się wzorków, dziwnych krojów, blaszanej biżuterii. Po prostu najzwyklej w świecie wzorowa studentka magii astralnej, bawiąca się kapselkiem od piwa usadziła tyłek w Trzech Miotłach. Zwykła, krótka, obcisła, niebieska sukienka dostosowała się do kształtów dziewczyny i nie wzbudzała stłumionych uśmieszków. Można by się domyślać iż wreszcie rodzinka panny Slone zatroszczyła się o jej psychikę i miała podczas wakacji jakąś cudowną terapię mającą na celu ją unormować. Nic bardziej mylnego. Julka lubi zmiany, a więc zainwestowała w jedną i dziś, a co tam. Nie wybierała się na bal, więc i mogła sobie spokojnie spoczywać w jej szafie suknia, zainspirowana modliszką. Przeciągnęła się leniwie i zamówiła kolejne piwo, jak zwykle w dobrym humorze. To jedyna rzecz, która nigdy jej nie opuszcza. A przykrywkowa normalność, lepiej na to uważać, w końcu nie warto drażnić lwa.
Jeżeli zaś o Philemona chodzi nikogo nie zdziwi fakt, iż postanowił wykorzystać wieczór do upicia się w jakiejś niezbyt drogiej knajpie. Tym razem idealnym miejscem do hulanek okazał się być Pub podTrzemaMiotłami, gdzie piwo leje się strumieniami, a barmanki zacne machają tyłkami podając pienisty trunek. Jakże mogło go tu zabraknąć! Wszedł do środka od razu rozglądając się dookoła. On oczywiście zwracał na siebie uwagę, bo, niech mnie hipogryfy pożrą jeśli się mylę, lubił kiedy ktoś na niego patrzył, ba, lubił, gdy ludzie gapili się na niego. Ubrany był w jakąś kolorową koszulkę i, o dziwo, ciemne, obcisłe spodnie wsadzone w wysokie, wiązane buty. Co też się stało z jego szkocką dumą, z cudownym kiltem w kratę? Najwyraźniej nie zdążył go jeszcze odzyskać z rąk kiltowej kradziejki, która przepyszną kanapkę wymieniła na kawał starego materiału... Chłopak odwiązał z szyi wełniany szalik, zrzucił płaszcz i zostawił owe rzeczy na wieszaku przy drzwiach. Przeciągnął się, po czym skierował kroki w kierunku kontuaru. Po drodze machał wesoło do każdego kogo mijał, nie ważne czy go znał czy nie, pić w samotności nie lubił, więc najlepiej od razu szukać jakiegoś towarzystwa.
Spory tłumek zaczynał się robić, ale Julka dzielnie walczyła o ostatni milimetr kwadratowy swego miejsca. A co! Bez przesady jeszcze się będą przepychać! Patrzyła na ludzi swym pazernym wzrokiem, zmieszanym z nutą wyrafinowanego obrażenia, które było w pewnym sensie dziecinnie zabawne. W pewnym momencie po prostu wyczarowała czerwoną wstążkę, która oznakowała swój teren. Samica alfa musi być dbać o swoje terytorium! Parę osób mignęło na nią zmieszanym wzrokiem. Jednak to lepszy sposób od tego, którego nauczyła się w wieku siedmiu lat. Przecież to nie było by zbyt normalne gdyby biegała po Pubie i obsikiwała każdy kątek. Za młodych lat tak właśnie robiła, starała się oznakować cały dom, jednak był on dość spory i nie starczyło jej płynów w pęcherzu. Mimo wszystko to jednak niebiosom dziękować, że nie chce jej się już bawić w wilczycę. Obracając się na siedzeniu walnęła łokciem jakiegoś osobnika, szybko spojrzała w tłum i patrzyła przez bite trzy minuty w chłopaka nie mówiąc ani słowa. Przewróciła głowę lekko w prawą stronę i zmarszczyła brwi. Zacmokała parę razy i rzuciła w kierunki Philemona. - Znam cię - Odgarnęła machinalnie włosy i powiedziała nawet nie zastanawiając się nad tym co mówi. - Lubisz pomarańczowe śliwki? - Spytała zamulona, jednak szybko się ocknęła. - To znaczy studiujesz magię artystyczną - Uśmiechnęła się szeroko. Tak a co kurna ma do siebie magia artystyczna i pomarańczowe śliwki? To słodko-kwaśno tajemnica Juli w sosie po starorumuńsku.
A Philemon siedział już przy barze delektując się najtańszym i najmocniejszym piwem jakie tylko mógł dostać w tej zacnej oberży. Bo co jak co, ale alkohol jest dobry, póki jest dobry i tani, a przynajmniej według pana Harrisa. Słysząc czyjś głos, który ewidentnie zwracał się do niego zmrużył oczy i odwrócił się w kierunku dziewczyny kilkukrotnie mierząc ją wzrokiem. - Lubię cytrynę. - rzucił w odpowiedzi na jej pierwsze słowa. Bo to najszczersza prawda była! Tak jak inni pochłaniają pomarańcze delektując się ich smakiem, tak Philemon pochłaniał cytryny bez najmniejszego skrzywienia. Był to powód do dumy, więc nie omieszkał się tym pochwalić. - Jem je bez mrugnięcia okiem. I tak, jestem na magii artystycznej, a Ty pewnie... - raz jeszcze zmierzył ją wzrokiem kiwając przy tym łepetyną. - Ty to pewnie jakieś wróżby, co? - zapytał przechylając łeb na bok, po czym wyciągnął rękę zaciskając dwa palce na czerwonej wstążce, która już wcześnie przykuła jego uwagę. - A to co, ha? - rzucił w drugą, wolną dłoń łapiąc kufel za ucho i unosząc go do ust. Kolejna porcja pienistego, brudnobursztynowego trunku wylądowała w jego ustach i paląc podniebienie oraz przełyk popłynęła dalej. Skrzywił się odkładając piwo, wytarł usta ręką i ponownie wbił wzrok w dziewczynę bardzo dokładnie jej się przyglądając. - A skąd mnie znasz? - rzucił w końcu. Oh, czyżby był aż tak sławny i rozpoznawalny? Aż mu się ryj zarumienił kiedy o tym pomyślał, wszak od zawsze chciał być wielką gwiazdą! Mama i tata będą z niego dumni!...
Wciąż się uśmiechała, jak jakiś półprzytomny schizofrenik, co nagle mu się przypomniało, że ma leki pod łóżkiem. Mimo, że miała zacną figurę i normalny wygląd dziewiętnastolatki, ten uśmieszek robił swoje. Każdy musi mieć w końcu coś z tej swojej dziwności. No dobra nie ma co tłumaczyć tego małego wypłoszka i tak zaraz się skompromituje, szkoda nerwów narratora, który chętnie skoczyłby sobie po jakąś herbatkę w chwili obecnej. No, ale nie o herbatkach teraz będzie dyskusja, bowiem Julia ponownie skierowała swój badawczy i nieco bezczelny wzrok na Philemona. Jakby tak się dokładniej przyjrzeć to owe nieco, można by wyrzucić, ale to drobna różnica, czym się przejmować? Jakiś punkt rozpoznawczy musi być, pomińmy fakt iż Slone ma ich ciut za dużo. - Cytrynyyyy... - Zaczęła sepleniąc, jak dziecko, które dopiero uczy się mówić. Łaaa jakie to fajne słowo. Zamyśliła się jakby właśnie była w transie, dużo ostatnio czytała o przewidywaniu przeznaczenia po soku z owoców. Zawiesiła się jeszcze na moment w swoich szarych myślach i pisnęła. - Cytryny!!! - A przyznać trzeba, że wysokie dźwięki wychodzą jej dość wyraziście. Pomrugała parę razy i ponownie spojrzała na chłopaka. - Aż tak bardzo widać z jakiego wydziału jestem? - Spytała dziwiąc się, dziewczyna, która ukończyła Ravenclaw, a zawsze pozostała naiwna i w pewnym sensie mało spostrzegawcza. Kiedy złapał jej wstążkę popatrzyła na niego złowieszczo. "Jak śmiałeś dotknąć wstążki cudzoziemcze!" Szybko jednak jej przeszło. - Takie tam z wstążką - Chwyciła po swoje piwo i upiła spory łyk. - Nie znam cię- Odparła szybko, ale po chwili doszła do wniosku, że wplątuje się w pewną niedorzeczność mało logiczną. - Znaczy znam z widzenia, wydawało mi się, że pałętałeś się, po wydziale magii artystycznej - Odparła po czym kończąc kufel machnęła ręką by zamówić następny. Och moczowody, będziecie mieć dziś niezłą kąpiel.
Wyjątkowo dziwny wyraz wstąpił na jego twarz gdy zaczęła powtarzać po nim słowa. Można spokojnie stwierdzić, że wyglądał paskudnie, zresztą nawet gdy się uśmiechał nie był zbyt przystojny, ale to już zupełnie inna sprawa i zupełnie inny wątek. Pisk sprawił, że przymknął jedno oko i odsunął się nieco, coby mu bębenki w uszach nie pękły. A mało brakowało, bo dziewczę rzeczywiście miało głos! Na jej pytanie pokiwał jeno głową upijając kolejny łyk piwa, po czym ponownie się do niewiasty zwrócił kiwając energicznie łepetyną. - Ano pewno, że widać! Normalnie inne dziewczęta nie noszą takich kiecek i nie pytają o owoce przy pierwszym spotkaniu. Powiem Ci szczerze że te od eliksirów interesują tylko jedne owoce... - rzucił konspiracyjnym szeptem nieco pochylając się w kierunku dziewczyny i trącając ją łokciem w bok. Nie był pewien czy zrozumiała jego aluzję, ale mu wydała się całkiem oczywista. Odsunął się widząc jej złowieszcze spojrzenie, doprawdy spotkanie z bazyliszkiem byłoby milsze, jak mniemał, na szczęście dziewczęciu szybko przeszło, więc odetchnął z ulgą. - Takie tam z wstążką? Czyli że co? - dopytał, jakoś nie rozumiał o co jej chodziło. wstążka była ładna, czerwona, ale po co? No tego nie rozumiał! Myślałby pewnie nad tym długo, długo, gdyby nie jej kolejne słowa. Sprawiły ze momentalnie sflaczał ja wypompowane koło ratunkowe. "Nie znam Cię" - kilkukrotnie odbiło się w jego głowie. Jak mogła być taka szczera, jak mogła!... Upił czym prędzej więcej piwa coby zatopić swe smutki i raz jeszcze zerknął na dziewczynę. - Pałętałem się? Ja tam tworzę, kobieto. - rzekł dumnie unosząc głowę. Też mi coś! Pałętał się! Pałęta to on się po kiblach i korytarzach, a nie! - Philemon Harris. - przedstawił się ja kultura tego wymagała i wystawił w jej kierunku dłoń.