Kultowe miejsce - zatłoczone i wiecznie przepełnione studentami. Pomimo swojej popularności, zawsze można znaleźć tu jakiś wolny stolik, a przemiła obsługa nie zapomina o żadnym kliencie. Przez jakiś czas pub nazywał się "PodTrzema Różdżkami", gdy został przejęty przez fanatyków Koalicji Czarodziejskiej - o politycznych niesnaskach nie ma już jednak śladu i witani są tutaj wszyscy, niezależnie od czystości krwi.
Dostępny asortyment:
► Sok Dyniowy ► Woda Goździkowa ► Piwo kremowe ► Dymiące Piwo Simisona ► Rum porzeczkowy ► Malinowy Znikacz ► Grzane wino z korzeniami i koglem−moglem ► Ognista Whisky ► ”Najlepsza Stara Whiskey Campbell'a” ► Wino skrzatów ► Wino z czarnego bzu ► Sherry ► Rdestowy Miód
Popatrzyła na chłopaka tłumiąc śmiech. No proszę, jakoś wcześniej nie widziała go w murach zacnej uczelni, tak krótko tu jest, a już wszystkie wydziały przejrzał. Jak jakiś cudowny detektyw z krainy kredek. Julia ze swojego doświadczenia i to jedynie z Hogwartu wie, że Puchoni uwielbiają zakłady, ale na tym kończy się jej wiedza. Jednak zawsze warto się doszkolić. No, ale nasza żelazna dziewica, musi sprawiać pozory, złapała się teatralnie za głowę, udała zdziwienie i krzyknęła. - Nie mów interesują je jabłka?! - Jednak z tego zaangażowania złapała ją czkawka i żeby pozbyć się tego potworzyny sięgnęła po piwo, niczym spragniona eskimoska na Saharze. Nie żałowała sobie i kompletnie, nie interesowało ją to, że plami swoją sukienkę, zachowując się jak ostatni Mohikanin z mongolskiego plemienia. A tam walić maniery, nie jest w domu, to i bez zbędnych ceregieli wstrzymała oddech na kilkadziesiąt sekund. Po czym nie zwracając uwagi na otaczających ją ludzi beknęła, a owy chropowaty ryk wydobywający się z jej jamy ustnej, ociężale, ale i dobitnie zaznaczył swą obecność. Julia niczym się jednak nie przejmując, odetchnęła i zwróciła się do Philemona. - Oj takie tam - Odparła krótko, a narrator w owej chwili prosił potęgę niebieską, aby Slone nie przyszło do głowy głębsze wytłumaczenie istnienie wstążki. - No tak, tak tworzysz, bo w końcu co mógłbyś tam robić? - Tak sobie myślała nieco głośniej. Kiedy chłopak się przedstawił, machinalnie wyciągnęła rękę i rzuciła najzwyklejszym tonem. - Julia Slone
Oho! Bo detektywistyczna dusza trwała w nim od dziecka. Pierwszy rok, początek szkoły, a on już zapoznał się z kilkoma interesującymi personami... Jej krzyk zbił go z tropu na tyle, że o mało nie spadł z krzesła. Oparł dłonie na blacie lady zaciskając nań palce i poprawił dupsko na krześle, po czym dopił piwo i nagle ni z tego ni z owego to on krzyknął przybliżając się do dziewczęcia. - Chyba jajka! - zauważył kiwając łbem, po czym roześmiał się głośno. I długo. Za długo jak na tak czerstwy dowcip, ale nie oszukujmy się, zbyt dobrego poczucia humoru to on nie miał, za to śmiech jego zaiste zarażający. Przetarł jednym palcem oczy, bo aż się w tego wszystkiego popłakał i machnął ręką coby mu podano kolejne piwo. Już zanurzał usta w bursztynowej, pienistej cieczy, gdy dziewczyna tak po prostu beknęła nie przejmując się niczym dookoła. Sprawiło to, że ze śmiechem dmuchnął w swą ciecz i zakrztusił się niedużym łykiem. Wiele piwska się zmarnowało lądując na blacie, a chłopak z hukiem odstawił na ladę kufel. Jeszcze odrobina się wylała, ale najwyraźniej Philemon miał teraz coś innego na głowie... Dusił się! Ewidentnie się dusił. Kaszlał raz po raz uderzając pięścią w klatkę piersiową. Oczy zaszły mu łzami i już całe swoje życie zdążył prześledzić... Jeszcze jedno mocne uderzenie i jako tako przeszło, choć nadal kasłał i kasłał... - Nie... w... tą... dziurkę... - wydukał pomiędzy kolejnymi kaszlnięciami. Przełknął głośno ślinę i odetchnął kilka razy opierając dłonie na kontuarze. - Zdradziecki to napój, droga Julio Slone, zaiste... - rzekł pełen powagi przyglądając się piwu. - Lać go w mordę trza! - zauważył chwytając w dłoń kufel i chlup! Już trunku widać nie było, jeno naczynie puściutkie całkowicie uderzyło raz jeszcze i drewnianą ladę i tam póki co pozostało, a Philemon z wyrazem triumfu na twarzy przetarł ręką usta wycierając tym samym wąsy z piany.
To normalne, że nagły wrzask dziewczyny wybija z pionu, Julia się już do tego przyzwyczaiła, ale wciąż nie może się odzwyczaić od tych nagłych reakcji. Choć podobnież gorsze do zniesienia bywa jej lunatykowanie i konwersacje z samą sobą przez sen. Dogodnie nie brzmi połączenie czeczeńskiego i francuskiego z umarłym językiem neandertalczyków. No, ale nie ważne. Żart może nie był genialny, jednak Julia śmieje się ze wszystkiego, a fakt faktem, jego śmiech zarażał! Odsłoniła perłowe ząbki i susząc gardełko śmiała się bez opamiętania, w pewnym momencie aż lekko się zachłysnęła własną śliną. Był to znak od szefa z góry, że czas najwyższy zakończyć śmiechową paradę rechotania. - Hm...ale jajka to nie owoc, lepiej pasuje określenie dwie wisienki na trawiastym podłożu - Odparła z jednej strony broniąc się przed śmiechem, a z drugiej próbując zrozumieć swoją wypowiedź. Kiedy chłopak się dusił patrzyła jak wryta na pierwszy plan, brakowało jej tylko popcornu i jakiś nie do końca wystruganych lasek co zawsze zagłuszają film. Nie wiedziała co robić tak więc nic nie robiła, gdy było już po wszystkim tylko upiła łyk z kufla. - Jak szczwany lis zaatakował nie tą, twoją dziurkę - Odparła wycierając serwetką mokre miejsca na sukience, dopiero teraz zauważyła jak bardzo się zachlapała. Wyszczerzyła zęby widząc jak opróżnił kufel, zaiste istny czarny rycerz piwskowej krainy.
- Wisienki to ja lubię na lodach śmietankowych... - rzucił dopiero po chwili orientując się, że mogło zabrzmieć to co najmniej głupawo. Machnął jeno ręką, co barman odebrał jako prośbę o podanie jeszcze jednego piwa i choć Philemon już wiercił się na krześle nie mogą dłużej wytrzymać bez skorzystania z łazienki, nie mógł pozwolić by tak zacny trunek się zmarnował. W końcu niejeden tu czyhał na darmowy napój i zostawianie owej pienistej cieczy bez opieki byłoby złym posunięciem. Uśmiechnął się więc nieznacznie zerkając w bursztynową otchłań. Kolejne słowa dziewczyny sprawiły, że ponownie zrobił głupią minę mrużąc przy tym nieznacznie oczyska. - Taa... jakkolwiek by to nie brzmiało, masz rację. A co gorsza, już kolejny kufel czyha na moje życie. - kiwnął z powagą głową łapiąc naczynie za ucho. Uniósł je wysoko ponad swoją głowę szczerząc ku niewieście zęby. - Twoje zdrowie Julio Slone! - zawołał upijając nieduży łyk. Odstawił naczynie i ponownie poprawił się na krześle jeszcze na moment wstrzymując mocz. Aż dziw bierze, swoją drogą, że nie zaczął jeszcze jakoś głupkowato zdrabniać jej imienia, ale najwyraźniej nijaka wersja nie przychodziła mu do głowy. Oparł na blacie jeden łokieć, ułożył głowę na nadgarstku, zaś palcem drugiej łapy zaczął jeździć po krawędzi swego kufla. - No to... co właściwie robisz tuta, a nie na balu? Lubi się upijać w samotności, ha? - zapytał uśmiechając się jednoznacznie. Mu w sumie wystarczyło tyle ohydnego, mocnego piwska, by mu się ryj zaczerwienił lepiej niż niejednemu pijakowi spod dworca. Czym jak czym, ale mocną głową to on si pochwalić się mógł...
Lody śmietankowe nie są złe, choć skromnym zdaniem narratora lepsze ajerkoniakowe, a na nich zacne wisienki. Potem przepyszny budyń bananowy pieszczący podniebienie i zbędne zakątki na ciele. Dobra koniec egzystencjalnych rozmyślań na temat lodów i budyniu, wyobraźnia w tej kwestii potrafi za bardzo kąsać. Chlip, chlip, chlip. No dobra już ostatnie żałosne pociągniecie noskiem i koniec chlipania. Wróćmy do panny Slone, którą w owym momencie również ochota na coś słodkiego napadła ( a co niech i ona pocierpi phi) Jednak czy to trochę niesmaczne przejść z tematu o zacnych owocach męskiego pochodzenia w słodycze? Dobra, nieważne to najwyraźniejszy znak by zaprzestać rozmyślania na ten temat. Choć ciekawe w co by się mogły zamienić wisienki, jakby pociągnąć ten temat dalej? Kompot, tak wiśniowy kompocik, taki jak u babuni. O zgrozo! Nawet jeździec apokalipsy by się przy takim połączeniu poddał. Co do pęcherza, Julia niestety nie miała możliwości poznania tak cudownej gry jak Simsy i nie mogła sobie wykupić stalowego pęcherza. Jednak póki co się trzyma, bo co miałaby zostawiać swego kompana, który jako jeden z niewielu przysiadł się do dziwacznej Juli w fryzurze pudla? No oczywiście, że nie. - Jak tak cię już to piwo wymęcza, możesz oddać je mej pieczy. Pokonam jego bezlitosną tyranię, bo tak poza tym to sakiewka zbytnio mi już nie ciąży - Nie ma to jak mało subtelna sugestia no, ale nie dziwmy się w końcu Philemon już dawno powinien się zorientować z kim ma do czynienia. Ma tylko jedno wyjście awaryjne, uciekać w siną dal, albo pobawić się w outsidera i obserwować jak Julka mająca już nie zbyt potężny kontakt z zewnętrznym środowiskiem z każdym piwem traci go coraz bardziej. - Dziękuję, jestem zdrowa - Odparła, no co? W końcu nie wiedziała, że tak się mówi popijając napoje procentowe. Tak to jest jak ktoś pije wiecznie w samotności. - Bal? Nie miałam jakoś ochoty, a praktycznie zawsze upijam się w samotności, więc nie wiem czy mogę to lubić. No, ale chyba lubię, pomijając efekty uboczne następnego dnia - Machała powolnie ręką po blacie i znów czknęła.
Jej słowa sprawiły, że odsunął się nieco wraz ze swym piwskiem i wbił w kobietę zaiste przerażone spojrzenie. - Nie, to tak jakbym oddał dziecko. - zauważył kiwając energicznie głową, po czym przygryzł lekko dolną wargę. Trafiła na kogoś, kto bez mrugnięcia stawia komuś piwo, gdy tylko owa persona stwierdzi, że nie ma pieniędzy. Przeklinał się często Philemon wracając z pustymi kieszeniami do domu, ale jakoś nie mógł nigdy powiedzieć nie. Taki już był i koniec. Pogrzebał więc w kieszeni spodni szukając jakiś drobniaków, które ułożył na ladzie ponownie zwracając się do barmana. A niech się dziewczę jeszcze napije, przecież żałował jej nie będzie, a i później nigdzie ciągał jak wypije za dużo również... chociaż, nie oszukujmy się. Wystarczyłoby jedno słowo pięknej Julii, a Phil bez zastanowienia pozwoliłby jej wskoczyć sobie na barana i niczym zwierz pognałby prosto do zamku, no chyba, że dziewka chciałaby po drodze gdzieś zboczyć... skręcić. Tak, skręcić to dużo lepsze słowo, wszak zboczyć, mogłoby wywoływać dwuznaczne skojarzenia. Jej podziękowanie zbiło go nieco z tropu, jednak uśmiechnął się jeno susząc zębiska. - Widzę, że jesteś zdrowa tak się mówi jak się wznosi toasty. Albo na przykład... wypijmy dzisiaj za wszystkich wąsatych, coby im wąsy nie przeszkadzały w spożywaniu trunków wyskokowych. - rzucił ponownie wznosząc swój kufel. Chwilę trzymał go w górze patrząc na dziewczynę. - Musisz stuknąć swoim o mój. - szepnął krótką instrukcję nadal nie opuszczając swego naczynia. W zasadzie on zaczął się zastanawiać dlaczego właściwie nie wybrał się na przyjęcie, jeno siedział w jakiejś knajpie z wariatką, która nie umiała wznosić toastów. No, ale lepsze to niż picie do lustra, jak to mawiają, zresztą dziewczyna, mimo swego dosyć specyficznego podejścia, nawet przypadła mu do gustu. Przynajmniej nie była nudna i nie zawijała włosów dookoła palca. Strasznie go irytował ten gest...
Zaśmiała się słysząc jego słowa, oczy lekko zmrużyła i znów malutkie gardełko dawało o sobie znać, za peleryną porcelanowych ząbków. Policzki miała już znacznie zarumienione, oczy świeciły się jak szkło polane wodą i zbliżone, do pobliskiego żyrandola. - Piwski tatuś, nie to do ciebie, nie pasuje - Ponownie czknęła jeszcze się uśmiechając. - To ja mogłabym zostać mamusią tego zacnego trunku, kiedyś adoptowałam szczura, którego sąsiedzi zakopali w ogródku. Myślałam, że może mieli nadzieję iż to kret i chcieli wypuścić go na wolność. Jednak tydzień potem stwierdziłam, że szczur zdechł spory czas temu, a sąsiedzi to zwykli sadyści - Obniżyła ton głosu i szepnęła - Ale to nie było w tym wszystkim najdziwniejsze, kiedy zostawiłam małego szczurka gdzieś na dwie godziny, bo musiałam odwiedzić jakąś ciotkę i wróciłam znalazłam jego falki w piwnicy! - Pisnęła wbijając paznokcie w blat - Podejrzenia spadły na kota, choć Gilbert też był wtedy w domu, zawsze twierdziłam, że to dziecko jakiejś zmutowanej Lucyfretki. Bywał dziwny - Tak Julia brawo! Przecież to takie dziwne, że ktoś mógł butem zgnieść starego i martwego szczura, a w ogóle nie dziwne, że przechowywałaś zwłoki cudzego zwierzęcia. Ej to powinno być karane, choć jakby tak to rozkorzeniać, to parę dobrych lat w kryminale by panna Slone się doigrała za swoje dziwactwa. Obdarzyła swe usta jeszcze łykiem złotego napoju. Nie wracajmy już do rodzicielstwa piwa, bo Julka znów wyleci z jakąś anegdotką, z dzieciństwa. O Ozyrysku zielony! Toż to wytrzymały chłopak, Julia aż się zarumieniła spoglądając na jego uśmiechniętą twarzyczkę. Wzniosła swój kufel i stuknęła o kufel chłopaka, nieco nazbyt mocno, bo wylała trochę złocistego płynu na jego koszulę. No, ale to nic ona wciąż szczerzyła zębiska. - Dobry toast, ale chyba powinniśmy też wypić za wieczne spoczywanie szczurka, nazwał się Kapeć - Dobra, teraz to już nie idiotka, jaka PSYCHOLKA nadaje imię martwemu stworzeniu?
Słuchał z powagą jej opowieści. Gdyby wcześniej nic nie pił, pewnie wydałaby mu się dziwniejsza, a tak? Tak stwierdził, że jest jedynie potwornie dziwaczna, nie powiedział jednak tego na głos, wszak bał się obrazić w jakikolwiek sposób dziewczynę. Jeszcze ona jego by zakopała w ogródku udając, że jest kretem, niczym owi sadyści z jej opowieści. - Dziwny? Aha... - zauważył kiwając delikatnie głową, po czym ni z tego, ni z owego znowu się wyszczerzył. - Biedny szczur, a mógł spokojnie zgnić w ziemi... - westchnął ciężko, szybko jednak pokręcił łepetyną ponownie zwracając się do Julii. - Oczywiście nie chodzi mi o to,że go wykopałaś, nie, raczej o to, że ktoś go rozerwał. Na strzępy. Myślę, że kot mógłby go zjeść, ale ten Gilbert... - zmrużył oczy raz jeszcze kiwając łbem. Pamparam! Detektyw Philemon zaraz rozwiąże tą zagadkę i w taki sposób ocali całą ludzkość od zagłady! Zaiste winien nosić nazwisko Holmes. Kiedy oblała go piwem drgnął, ale machnął ręką. I tak koszulka szła do prania, zresztą dziewczyna budziła w nim niewytłumaczalny lęk... dziwne, ciekawe dlaczego? Na je toast pokiwał głową. - Tak. Należy się wieczne spoczywanie w spokoju staremu Kapciowi... - i gdyby ktoś usłyszał jedynie ten toast wyrwany z kontekstu ich rozmowy pewno by się uśmiał, wszak ewidentnie brzmiało to jakby opłakiwali stratę buta. A przecież oni pili za coś dużo ważniejszego! Upił porządnego łyka swego bursztynowego trunku i nie wytrzymał. Zerwał się na równe nogi opierając dłonie na blacie lady. - Nie wytrzymam, muszę skorzystać. Pilnuj mojego piwa, nie pozwól nikomu nawet na nie patrzeć, bo straci swoje magiczne właściwości. - szepnął pochylając się w kierunku dziewczyny, kiwnął łbem i czym prędzej popędził do toalety. Trzeba przyznać, że trochę go nie było, najwyraźniej dużo więcej płynów niż sądził nazbierało mu się w pęcherzu. A kiedy wrócił od razu powędrował na swoje poprzednie miejsce z wyrazem wielkiego triumfu na twarzy. Rozejrzał się, po czym zasiadł na krześle i wbił spojrzenie w dziewczynę o ile jeszcze tam siedziała.
E tam znowu zgnić, zasiliłby tylko obieg węgla w przyrodzie, wzmocnił może nieco glebę? Czy nie wyszłoby wszystkim na dobre jakby to szczurzysko pozostało tam gdzie go pierwotni właściciele pozostawili? Tak ekologicznie, zdrowo, ale nie musiała zjawić się ta dziwna istota, która ubzdurała sobie w głowie nie wiadomo co. No taka już jest Julia, myśli to co chce myśleć i wierzy w to. Jednak czy można wiecznie kogoś usprawiedliwiać zdaniem - taka już jest? To skrajność beznadziei, ale w przypadku Slone powinno się tak robić. - Cieszę się, że jesteś po mojej stronie, kiedyś pomszczę Kapcia - Odparła teatralnie zaciskając pięść i ściągając brwi, próbując zrobić groźny wyraz twarzy, ale mogło to wystraszyć co najwyżej starą miotłę kelnera. Bo jednak warto się już nastawiać, nie wiadomo kiedy nadejdzie korzystny moment. Ej strata buta też potrafi być bolesna! Taki kapeć z którym człowiek się zżył, codziennie paradował po swym domostwie, mięciutki, na każdą okazję. Kapeć nam tyle potrafi dać! Ach... Zamierzała dzielnie wykonywać polecenie, które zlecił jej Phil, więc wlepiła se zmęczone już ślepia w piwo i dzielnie je obserwowała. No, ale chłopak się nie spieszył, a złocisty kolor piwa wpływał na nią nie tylko kojąco, ale i usypiająco. Mimo woli głowa poleciała jej na dłonie oparte o blat, kiedy Julia śpi wygląda najnormalniej na świecie, może nawet tak nawinie jak dziecko? W ogóle czy to normalne, żeby mogła spać bez żadnych efektów ubocznych ślinienia się i tych spraw? Tak całkiem możliwe, aż zadziwiające, ale jej te sprawy nigdy nie dotyczyły. Kiedy zamknęła oczy, można było spostrzec, że ma cholernie długie rzęsy, niemal opadające na policzki, które swoją drogą przyjęły odcień buraczkowy. Nieco już poplątane włosy, opadły jej na czoło, nie spostrzegła się nawet jak ktoś zwinął Philemonowe piwsko jej spod dłoni. Obudziła się dopiero, kiedy ktoś walnął ją w głowę, rozejrzała się wtedy płochliwie po pubie. No i ujrzała Philemona, a jednak nie zwiał, Julia wychowała się wśród dwóch braci i może dlatego zawsze lepszy kontakt miała z facetami. Choć może wolała pozostawać w ich świecie, bo babski nie oszukujmy się bywa o wiele okrutniejszy? Czyżby Julia Slone, dziwoląg, który wydaje się nie przejmować środowiskiem, po prostu przed pewnymi sprawami jak najzwyklejszy tchórz uciekała? Nie da rady, każdy musi mieć coś w sobie z najzwyklejszej rzeczy, nawet panna Slone. Przetarła oczy, które zamykały jej się już ze zmęczenia, wyprostowała się i rzekła dumnie: - Ja dzielnie pilnowałam! To pewno krasnoludki... - Najnowsza wiadomość, dla spóźnionej Julki, czas na czytanie baśni był już parę dobrych godzin temu.
Gdy tylko zobaczył uśpioną Pannę Slone mimowolnie się uśmiechnął. Wyglądała jak aniołeczek! O ile właśnie tak wyglądają aniołeczki. Zaiste mógłby się długo zachwycać, jednak tedy dotarło do niego, że czegoś mu tu brakuje. Zmarszczył brwi placem wskazującym i kciukiem drapiąc się po brodzie. Jego badawcze spojrzenie powodziło po wszystkim dookoła i wtedy dostrzegł brak swego skarbu, swego dziecięcia, jak wcześniej nazwał kufel piwa. Szczena mu opadła. Powstał nawet rozglądając się, zajrzał za ladę, za co dostał ścierą w łeb, ale nigdzie nie było nawet śladu po pienistym, gorzkim napoju. Usiadł wiec zrezygnowany wzdychając przy tym ciężko. Oczywiście ponownie wbił spojrzenie w dziewczynę przekrzywiając przy tym głowę na bok. Najpierw pochylił się w jej kierunku i delikatnie dmuchnął jej w czoło, a gdy ta nie obudziła się, po prostu pacnął ją w łepetynę. Nic nie powiedział, jeno kilka chwil trawił jej wytłumaczenie marszcząc przy tym brwi i zerkając w sufit. - A niech się dozgonnie upiją! - przeklął krasnoludki powstając przy tym i wyciągając pięść w górę, po czym machnął łapą. - A co tam. I tak już mi wystarczy, o mało nie olałem sobie butów. - rzekł pełen powagi, zaraz jednak roześmiał się przy okazji odgarniając do tyłu włosy, coby mu w oczy nie wchodziły. Wyciągnął ręce i przystanął na palcach przeciągając się tak mocno, że aż mu coś w krzyżu strzeliło. Pomasował więc owe miejsce i ziewnął znowu zwracając się do dziewczyny. - Idę do zamku. Nie mam już pieniędzy nawet ja jedno piwko, a co będę o suchym pysku siedział. Głupio tak. Idziesz ze mną, czy zostajesz? - rzucił wbijając w nią badawcze spojrzenie. Oczywiście, że chciał by poszła z nim! Zawsze to lepiej wracać z kimś niż samemu, nawet, jeśli tym kimś jest Panna Julia Slone. I o ile nie miała zamiaru potraktować go jak słynnego Kapcia, był gotów odprowadzić ją pod sam pokój, a co! Tak by się chłopak poświęcił...
Dziewczyna przez cały dzień się nudziła. Nie potrafiła znaleźć sobie żadnego interesującego zajęcia dzisiejszego dnia. Ostatnio, kiedy tu była spotkała kumpla z domu. Wprawdzie skończyło się to pobiciem jego przez Davida, ale przynajmniej coś się działo. Nie, nie powinna tak myśleć. Tak czy siak miała cichą nadzieję, że kiedy teraz się tak nudzi to ktoś przyjdzie i zajmie ją miłą pogawędką. Najlepiej, żeby to był jakiś miły chłopak. W końcu Cornelia jak każda z dziewczyn marzyła o wielkiej miłości. Nawet miała już jednego chłopaka na oku przy którym każdy jej zmysł szalał. Mniejsza o to, akurat, że on tu przyjdzie wątpiła. Był wspaniały więc pewnie teraz jest z innymi dziewczynami. Trudno. Zamówiła sobie piwo kremowe - alkohol dzisiaj był jej nie w smak. Zazwyczaj piła tylko i wyłącznie na imprezach. W chwili załamki znajdywała lepszą pożywkę, lody z popcornem. Kiedy już otrzymała trunek usiadła przy jednym ze stolików, przy samej ścianie opierając się o nią plecami. Jeszcze raz rozejrzała się ale nie zauważyła ani jednej nowej, znanej twarzy, albo takiej która wzbudziłaby jej zainteresowanie. A wiec piła powoli zastanawiając się nad nieskończonością wszechświata.
Tymczasem, o dziwo, Lavrenty spędził już w Trzech Miotłach tyle czasu, by zaczęło ciążyć mu na pęcherzu i akurat w momencie, w którym do pubu zawitała Cornelia, on zamykał za sobą drzwi do tutejszej toalety. Trochę m zajęło urzędowanie tam. Nie oszukujmy się, jednak w końcu ponownie pojawił się na głównej sali otrzepując jeszcze ręce i wycierając je z wody o spodnie. Powtarzam, z WODY! Rozejrzał się przy tym dookoła i w typowy dla siebie sposób odgarnął do tyłu włosy, po czym sam ruszył w kierunku lady, by zamówić kolejny napój. Tym razem jego wybór padł na piwo kremowe, o, jakże dobrze robiło po całym wiadrze wody ognistej... Tak, uprzednio pił wódkę, ale z racji pochodzenia, może stwierdzić, że bł do niej jako tako przyzwyczajony i dalej trzymał się na nogach, a jedynymi oznakami upojenia alkoholowego były zaróżowione policzki, błyszczące oczy i nadmierna wesołość. Gawędził chwilę z barmanem co rusz się zaśmiewając, po czym ładnie podziękował, a na koniec odwrócił się od lady szukając jakiegoś spokojniejszego miejsca. I wtedy dopiero dostrzegł znajomą Puchonkę. Na jego twarzyczce wykwitł uśmiech, nie trzeba było długo czekać, aż ruszył w jej kierunku machając przy tym wolną dłonią. - Corin! - krzyknął by zwrócić na siebie uwagę. Przystanął przy stoliku zajmowanym przez dziewczynę od razu kładąc na blat swoje piwo. - Mogę? - zapytał, mimo wszystko nie czekał na odpowiedź, tylko od razu usiadł na przeciwko niej. - Co tu robisz?
Jej kufel był już bliski pustości. Krążyła palcem po jego brzegu leżąc sobie na stole. Zachichotała dziewczęco pod nosem widząc swoje odbicie w do połowy przepełnionym jeszcze naczyniu. W tej nudzie starała się starała się we wszystkim znaleźć jakąś zabawę. Może po prostu powinna wybrać się na dyskotekę? To by było najlepszym rozwiązaniem. Tam byłoby bardzo dużo ludzi, a na dodatek muzyka - może trochę za głośna, ale kochała te dźwięki tak czy siak. Szczególnie metalowe. Mniejsza o to. Kiedy usłyszała, że ktoś kogoś woła w pewnej chwili nie załapała, że to do niej. Dopiero kilka sekund później niechętnie podniosła głowę z blatu z dość sztucznym uśmiechem i... Jej serce stanęło. Lavrenty... Na widok tej bladej cery, błyszczących oczów i idealnego wręcz uśmiechu serce podchodziło jej do samego gardła. Miała wrażenie, że zaraz braknie jej tchu. Kiedy zapytał czy może obok usiąść serce zeszło odrobinę niżej by bić tak mocno, że zdawało jej się, że w każdej chwili może rozsadzić żebra. Postarała się opanować nim cokolwiek powiedziała. Przecież nie może się przy nim jąkać, bo by się mogło coś wydać. - Cześć, jasne siadaj - Rzuciła chociaż chłopak wyraźnie nawet nie czekał na jej pozwolenie. Upiła jeszcze trochę swojego trunku pozostawiając odrobinkę pianki na brzegu ust. - Obecnie rozmyślam nad tym, jak to jest, że w taki dzień jak dziś nie mam z kim się spotkać. Chciałam już się załamać i patrz, oto jesteś i uratowałeś mnie przed samotnością - Założyła nogę na nogę i wyprostowała się. Jedna z jej dłoni powędrowała od razu na włosy, by je poprawić. Mimowolnie chciała wyglądać dużo ładniej niż zazwyczaj.
Jego spojrzenie zatrzymało się na ustach dziewczyny, gdy tylko dostrzegł na nich piwną pianę. I oczywiście znowu włączyła mu się nadopiekuńczość... W czasie gdy ona mówiła dalej, on podniósł się nieco wyciągając z kieszeni swą kwiecistą chustkę. Ponownie przysiadł na poprzednim miejscu, znów obrzucił ją uśmiechem i wzruszył delikatnie ramionami. - Do usług. - rzekł, po czym wsparł jedną dłoń na stoliku sięgając przez niego do twarzy dziewczyny i chusteczką, lekko wytarł jej usta. - Trochę piwa. - wytłumaczył swe zachowanie rozsiadając się wygodnie na swoim miejscu. Chusteczkę złożył w malutki kwadracik zostawiając ją na blacie stolika, a obie jego dłonie powędrowały w kierunku kufla. Palce jednej zacisnęły się na uchu. Uniósł naczynie przystawiając jego krawędź do ust i upił kilka łyków. Odetchnął odstawiając bursztynowy napój. - Nie mogę uwierzyć, że Ty nie miałaś się z kim spotkać, dlaczego wcześniej na siebie nie wpadliśmy? Byłem zmuszony siedzieć tu z jakimś niezbyt rozgadanym dzieciakiem. - rzucił konspiracyjnym szeptem nachylając się lekko do dziewczyny, przy okazji rozejrzał się dookoła czy aby persona, o której mówił nie czaiła się gdzieś w kącie. - Jestem pewien, że z Tobą bawiłbym się dużo lepiej, a tak? Tak pozostało mi picie i niestety... - nie dokończył. Zamiast tego zaśmiał się głośno wygodnie rozkładając na krześle.
- Samotność to najgorsze zło świata - Powiedziała bardziej do siebie niż do towarzysza. Sama była osobą bardzo otwartą, czasem wręcz nachalnie starała się z kimś rozmawiać, żeby tylko nie być samemu. Może to było podświadomie związane z brakiem rodziny? Właściwie w sierocińcu mieszkało z nią bardzo dużo osób, ale tylko jedna potrafiła z nią tak po prostu rozmawiać nie wspominając o państwie Somerhalder szczególnie na początku, kiedy jeszcze nie była przyzwyczajona do braku rodziców. Szkoda, że była już zbyt stara żeby jakakolwiek rodzina zapragnęła jej dla siebie. Widząc, jak chłopak wyciąga chusteczkę a potem sięga w kierunku jej twarzy ledwo się powstrzymała, żeby jej policzki nie spłonęły ogromnym rumieńcem. Starała się po prostu myśleć o wszystkim innym. Uwielbiała to jak bardzo był opiekuńczy. Jej to było właściwie potrzebne. Zapewne gdyby nie to, że się przyjaźnili, tylko niestety, to by już dawno miała na koncie z dziesięć wizyt w szpitalu. - Dziękuje - Szepnęła cicho dotykając opuszkami palców na usta. Jak zwykle czuła się odrobinę nieswojo w jego towarzystwie, ale za nic nie zrezygnowałby z tej milej rozmowy każdego dnia. Słysząc jak opowiada o swoich strasznych przeżyciach podczas gdy siedział tu sam jak palec z jakimś nieciekawym towarzyszem. Zaśmiała się pod nosem, po czym przyłożyła dłoń do ust jakby to było tragicznym przeżyciem. - Mój ty biedaku - Rzuciła jakby niezwykle zaniepokojona tym, że skazano go na takie cierpienia podczas gdy ona chłodziła bez celu po Hogsmeade. Ostatnio w tym miejscu nic się nie działo. A szkoda. Głównym celem podróży tutaj była zawsze albo herbaciarnia, chociaż kolor tego wnętrza i klimat jaki tam panował przerażał ją. Róż to zło, chociaż podobno jej pasował. Albo zmierzała do sklepu, gdzie zawsze przyglądała się zwierzakom, które chciałby mieć, ale nie może. - I niestety - Poprosiła go by dokończył zastanawiając się co konkretnego miał na myśli. Boże.. Jak on się idealnie uśmiecha! Opanuj się Corin, opanuj!!! - Widzę, że dosyć sporo wypiłeś. Chyba, że jest inny powód twojej wesołości - Zagadnęła unosząc brew znacząco i przyglądając mu się dokładnie.
- Samotność nie jest taka zła, jeśli potrzebujesz spokoju. - stwierdził kiwając głową. Pochylił się nawet do przodu wspierając łokcie na blacie i machnął palcem, po czym skrzyżował ręce nie zdejmując ich ze stolika. - I niestety się urżnąłem... - dokończył spuszczając spojrzenie na swoje piwo. Ponownie się zaśmiał, tym razem już nie tak wesoło jak uprzednio. Gdyby nie był upojony alkoholem, pewnie zrobiłoby mu się głupio, że dziewczyna musi patrzeć na niego w takim stanie, ale tak? Wszystko było mu w zasadzie obojętne. Machnął łbem tym samym odrzucając włosy z czoła i przenosząc spojrzenie na Corin. - Oczywiście, że nie tylko woda ognista wpływa na mój humor. Gdybyś widziała mnie z tym nudziarzem... - wywrócił oczami wzdychając, po czym kontynuował. - To Ty tak wspaniale wpływasz na moje samopoczucie. Ah, no i fakt, że chyba zacząłem przekonywać do siebie najidealniejszą dziewczynę na świecie, ale głównie Twoja obecność. Tak. - ponownie kiwnął łepetyną na potwierdzenie swoich słów. Szkoda, że nie miał pojęcia co czuje do niego Cornelia, pewnie wtedy ich rozmowa wyglądałaby zupełnie inaczej. Uniósł nieco jedną rękę i palcem wskazującym przejechał po krawędzi swego kufla. - No, ale opowiadaj co u Ciebie, wiele się zmieniło, może nic? - przekrzywił głowę na bok zaraz opierając ją na splecionych ze sobą palcach obu dłoni. Zamrugał nieco flegmatycznie i pociągnął nosem. Zaiste czasem wieczne przeziębienie potrafiło działać mu na nerwy, ale z drugiej strony nie mógłby tak po prostu się go pozbyć, bo przecież odkąd pamiętał miał katar, kaszel i załzawione oczy.
- No niby tak - Zgodziła się z nim. Chociaż ona czasem potrafiła znaleźć sobie takie towarzystwo, z którym mogłaby całymi dniami leżeć i nic nie robić. Wtedy to też miała spokój, a na dodatek nie czuła, że wszyscy ją mają gdzieś - tak jak dzisiaj od rana. Ale nie ma się co załamywać. Pojawił się Lavrenty i kolejny jej smutny dzień staje się powolutku idealny. Z każdą chwila coraz bardziej jej się chciało śmiać kiedy widziała zachowanie gryffona. Zdecydowanie spędzanie z nim czasu było barwne i rozrywkowe. Nawet gdyby nie był pijany to zapewne śmialiby się z jakiejś głupoty. - No chyba nie mógł być aż taki zły ten jak to mówisz nudziarz - Powiedziała zastanawiając się, o czym takim ciekawym pan Miedwiediew z nim rozmawiał, że teraz tak narzekał na biedaka. Słysząc, że to ona tak na niego wpływa poczuła, że jej twarz w każdej chwili może stać się jak dorodny pomidor. A potem owy wstyd zasłoniła złość, której na szczęście nie pokazała za bardzo, chociaż na kilka sekund na jej twarzy pojawił się lekki grymas. - Ciesze się, że ci się udaje - Rzuciła już trochę spokojniejsza, kiedy dodał, że jednak to jej obecność głownie, chociaż nie była do końca pewna czy to nie jest łgarstwo. Tak czy siak jej serce przepełniała zazdrość i radość jednocześnie. - Właściwie to nie wiele się zmieniło. Chłopak, którego bardzo lubię nadal traktuje mnie tylko jak przyjaciółkę... Może zmieniło się tylko to... Że chyba z dnia na dzień jestem za blisko z nauczycielem.. - Rzuciła pierwsze zastanawiając się co chłopak jej poradzi w takiej sytuacji. Skoro nie ma pojęcia, że o niego chodzi, to przecież może jej nieświadomie pomóc. A odnośnie Aksela, na myśl o którym nadal przechodziły ją ciarki kiedy wspominała pocałunek w Nowej Zelandii, chyba starała się wzbudzić zazdrość w chłopaku.
Machnął ręką unosząc głowę. - Jeśli przez bite trzy godziny opowiadał o tym, jak rozpoznać grzybicę u jakiś stworzeń, o których wcześniej nie miałem nawet pojęcia, to chyba był na tyle zły, że nie dało się nie pić. - stwierdził, po czym zaśmiał się głośno. Dopiero po fakcie to wszystko wydało mu się zabawne. Wcześniej było naprawdę tragiczne... Złapał za ucho swego kufla upijając z niego łyk, a kiedy usłyszał słowa dziewczyny zmarszczył brwi. - To podobnie jak u mnie! Ale wymyśliłem świetny plan. - tu jego usta wykrzywił dziwaczny uśmiech, uniósł jedną rękę opierając łokieć na blacie i machnął palcem zatrzymując go na dziewczynie. - Ale obmyśliłem świetny plan. Otóż od przyjaźni niedaleko do miłości, szczególnie jeśli to przyjaźń między chłopakiem a dziewczyną. Musisz za wszelką cenę starać się zbliżyć do tego chłopaka, a później jakieś bardziej dwuznaczne gesty i słówka powinny załatwić sprawę... - kiwnął kilkukrotnie łepetyną wielce zadowolony ze swego świetnego planu. Na Quenię działał, przynajmniej na razie. I nagle Lavrenty poczuł coś dziwnego. A kiedy wspomniała o nauczycielu to uczucie jeszcze się pogłębiło. Jakby coś go ukłuło w środku. Pierwszy raz wówczas spojrzał na Corin jak na dziewczynę, a nie jak na młodszą siostrę, której musi wycierać twarz i uważać by nie zbiła sobie kolan przy upadku. O zgrozo, czyżby był zazdrosny?! Jego policzki zrobiły się bardziej czerwone, a chłopak zamrugał kilka razy przystawiając do ust dłoń zaciśniętą w pięść. Odchrząknął przy tym poprawiając się na siedzisku, po czym rozłożył się wygodnie wspierając ręce na podłokietnikach. Złączył ze sobą palce obu dłoni nieco je unosząc. - A kim jest ten szczęśliwiec, o którym mówisz? - zapytał zerkając na dziewczynę. Z pewnością ton jego głosu zmienił się z wesołego na bardziej poważny, więc odchrząknął jeszcze raz i uśmiechnął się. Okropnie wymuszenie... - Jakim nauczycielem i... w jaki sensie za blisko? - dodał po chwili czym prędzej chwytając za swój kufel. Upił z niego porządny łyk i zaczął żałować, że nie zdecydował się jednak na coś z alkoholem...
- Jak może cie nie interesować grzybica i jej rozpoznawanie, to ja nie rozumiem! Przecież to ci się może kiedyś przydać! - Zaśmiała się pod nosem, dziewczęco jak to miała w zwyczaju. Możliwe, że dla niej nie byłoby to aż takie straszne. Ale to pewnie dla tego, że interesowały ją prawie wszystkie stworzenia magiczne i nie tylko. Wyliczając oczywiście smoki, przez które zginęli jej rodzice. Tych to nienawidziła i nie miała zamiaru mieć nic z nimi wspólnego. Nim zaczął opowiadać jakiż to świetny plan wymyślił pochyliła się i złączyła dłonie, splotła je ze sobą. Oparła na nich brodę i przyglądała mu się pokazując mu swoje zainteresowanie. Jednocześnie z racji, że siedzieli na przeciw siebie zbliżyła się tak odrobinę. Być bliżej przez przyjaźń? Skąd ona to zna. Oblizała wargi, a na jej twarzy pojawił się trochę nietypowy uśmiech. Ledwo się trzymała, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Jakby tego już nie robiła! Cóż, pomógł jej nie wiele. Chociaż szczerze mówiąc jeszcze nie weszła w fazę dwuznacznych gestów. Może czas zacząć? Szczerze mówiąc nie była jeszcze do końca pewna jak to robić. A może po prosty się bała? Szczególnie, że chłopak czuje mięte do kogoś innego. - Idealny plan. Na pewno spróbuję - Powiedziała chowając usta za dłońmi. Starała się jak najmniej pokazywać, jak bardzo ją irytuje to, że podczas gdy z nią rozmawia tak normalnie to pewnie niedługo będzie się już z tą swoją dziunią migdalił. Nawet jej nie znała... Ughm!! Zdziwiła się trochę jego zmianą zachowania. Czyżby wytrzeźwiał tak nagle, że zrobił się poważny. Przekrzywiła głowę lekko zdziwiona, ale wolała nie pytać. W życiu nie pomyślałaby nawet, że to objaw zazdrości mimo iż chciała to właśnie wywołać. Uznawała bardziej, że znów się o nią troszczy. Nadopiekuńczość... Na prawdę uwielbiała w nim tę cechę. Słysząc pytanie speszyła się trochę. Zastanawiała się przez chwilę jak mu na to odpowiedzieć. Wymyślić jakiegokolwiek nazwisko osoby i mu powiedzieć? Nie. Jeszcze by zaczął w tym kierunku coś robić. Kurcze! Na szczęście szybko znalazła rozwiązanie. - Ta-Je-Mni-Ca - Powiedziała dokładnie podkreślając każdą sylabę. Potem z cichym "Ciii" przyłożyła palec wskazujący do ust. Puściła mu szewskie oczko. Wstała i trochę zbyt szybkim krokiem podeszła do barmana. Po chwili przyniosła sobie ognistą whisky... A co się będzie! Miała cholernie słabą głowę, więc pewnie trzeba będzie ją wynieść stąd. Ale mniejsza z tym. - Nie jestem pewna czy powinnam ci mówić dokładnie kto to. Jeszcze go pójdziesz zabić z zazdrości - Powiedziała oczywiście z masą żartobliwości, chociaż był to w pewien sposób właśnie podryw, którego, o ironio, nawet nie była w tym momencie świadoma. - Ale cóż... Zdaje mi się, że tylko jeśli mówi o mnie, to dodaje słowo "moja"... I na wakacjach się całowaliśmy... Ale to nic! Pewnie już nawet o tym nie pamięta... - Ale chwila, chwila, chwila... Zainteresował się? Na prawdę?! Na prawdę?! Cornelio spokojnie, jak tu zaczniesz piszczeć z zachwytu to zdecydowanie się. Po prosty chce się tobą zaopiekować i sprawdzić czy jest aby odpowiedni... Na pewno. Cóż.
- Tajemnica? No cóż... mam nadzieję, że pochwalisz się, czy mój plan działa... jak coś. - kiwnął głową. I znowu wymusił lekki uśmiech. Naprawdę zaczynało go to irytować, a jeszcze bardziej działała mu na nerwy nagła zmiana jego zachowania. No co też się z nim działo? Nigdy w życiu nie pomyślałby, że może być o kogoś aż tak zazdrosny... a w szczególności o kogoś, kto do tej pory był przez niego postrzegany jako siostrzyczka. Słysząc o zazdrości speszył się trochę, nawet jeśli jej wypowiedź przepełniona była żartem. Czyżby było po nim widać, a może nagle przestał zachowywać się tak naturalnie jak wcześniej? Odchrząknął więc ponownie i raz jeszcze poprawił się na krześle, po czym i on pochylił się do przodu krzyżując ręce na blacie stolika. - Daj spokój, nie jestem tak brutalny żeby rozszarpywać z zazdrości... zresztą, o jakiej zazdrości my mówimy? Po prostu jesteś dla mnie jak siostra... wiesz o co mi chodzi... - rzucił kiwając lekko głową. Jak siostra... patrząc na to, jakie stosunki łączyły go z bratem, mogło to zabrzmieć trochę dziwacznie, ale mniejsza, kto by tam o tym teraz myślał. Słuchał dokładnie jej kolejnych słów i z każdym wyrazem coraz bardziej żałował, że nie może napić się czegoś co ma więcej procent niż piwo kremowe. Jego spojrzenie padło na moment na whisky przyniesione przez dziewczynę, jednak szybko opamiętał się kręcąc energicznie głową i ponownie wbijając wzrok w Corin. Jakby to wyglądało, gdyby to ona musiała prowadzić go do zamku? A z pewnością właśnie tak by było, gdyby wypił jeszcze trochę. - "Moja"? I mówisz, że to nauczyciel? Nie wiem, czy powinniście... no wiesz... chwila... całowaliście się?! - podniósł nieco głos, jednak szybko się opamiętał i uśmiechnął lekko opierając dłoń na uchu swego kufla. - To znaczy... sam nie wiem co o tym myśleć, jeśli wiesz co mam na myśli... - zmarszczył brwi stwierdzając, że zabrzmiało to wyjątkowo głupią, więc uniósł ręce machając nimi przed swoją twarzą i kręcąc przy tym głową. - Nie, nie, nie... Po prostu uważam, że coś takiego z nauczycielem nie jest dobrym pomysłem. Jesteś młoda, powinnaś znaleźć sobie kogoś w swoim wieku. O na przykład Pana Tajemnicę. - machnął łapami wskazując nimi na dziewczynę. Pokiwał łbem i wyszczerzył się. Różne myśli krążyły po jego głowie, więc odgonił je skupiając uwagę na swoim piwie. Uniósł kufel do ust upijają kilka łyków i tym samym kończąc trunek. Z hukiem odstawił naczynie na blat. - Upss... - mruknął tylko, po czym odrzucił do tyłu włosy przeczesując je palcami. Zaraz ponownie jego usta wykrzywił uśmiech, tym razem bł on szczery. Wszystkie negatywne emocje nagle z niego wyparowały, więc ponownie wygodnie rozłożył się na krześle opierając o oparcie. Wbił spojrzenie w dziewczynę.
- Oczywiście. Obiecuje, że dowiesz się o tym pierwszy - Bo to ciebie złapią moje sidła Lavr, dodała sobie w myślach. Upiła pierwszy łyk ognistej. Dobrze, że już była pełnoletnia, teraz już nikt się nie interesował jakoś szczególnie tym, że pije. Oby tylko nie zaczęła tańczyć na stole śpiewając " I jeszcze jeden i jeszcze raz", bo zapewne niezbyt ciekawie by się to dla niej spełniło. Widząc, że i chłopak oparł się bardziej na stole, zarumieniła się mocno. Odrobinę się spłoszyła, jak sarenka dostrzegająca wilka i... Nie, to zdecydowanie nie trafne porównanie. W każdym bądź razie chwilę zastanawiała się, czy się nie odsunąć. Ale nie, mimo wstydu została. najwyżej zauważy, że jej twarz robi się coraz bardziej czerwona, a co by było dopiero gdyby ją dotknął w jakiś szczególny sposób i... JEJU! Jakie ona ma przedziwne fantazje. Odgoniła od siebie wszelkie takie myśli. - Tak... Jak siostra, wiem o tym. To jest... - Przerwała na chwile jakby szukając słów. Nienormalne? Wkurzające? Wredne? Nienawidzę tego imbecylu jeden, a żebyś wyłysiał? - To jest bardzo... miłe. Zastępujesz mi czasem rodzinę - Rzuciła cicho. Chyba jeszcze nigdy w życiu uśmiech na jej twarzy nie był aż tak widocznie sztuczny. To też odwróciła się jak najbardziej w bok udając, również widocznie, że się rozgląda. Nagle ściana z tyłu stała się niezwykle interesująca. - No ee... Tak. Całowaliśmy się... Ale tylko raz!... A może dwa... No i potem spędziłam u niego noc... Ale nie w takim sensie jak by mogło się zdawać. Do niczego nie doszło i... - Chyba bardziej starała się wytłumaczyć przed sobą niż przed gryffonem. Może dla tego, że nadal czuła się niesamowicie w towarzystwie tego mężczyzny. - Ja sama nie wiem już co o tym myśleć. Może jestem młoda... Ale między nami jest tylko osiem lat... - Hehe... Nie żeby jej przedział wiekowy, jaki dopuszczała rozciągał się od roku w dół i jedenasty w górę... Dobrze wiedziała, że jest dziwna... I zmutowana... Ale co tam. I tak jest kochana, ne? Westchnęła. Po chwili postanowiła jak najszybciej zakończyć ten temat, gdyż był dla niej nie dość, że niezręczny, to jeszcze jakoś tak zdawało się, że i jemu nie podoba się ta rozmowa. Kiedy załapała, że podał sam siebie za przykład. Wydała z siebie dźwięk przypominający "Ughm" i położyła szybko głowę na stole nic nie mówiąc na ten temat. Wyłysiej Lavrenty! Wyłysiej! Wzroku już nie podniosła. Lepiej nie.
złapał się za głowę słuchając o jej igraszkach z nauczycielem. - Matulu, Corin, pomysł nad tym uważniej, zanim zrobisz coś głupiego... - poradził jej będąc przy tym bardzo poważny, po czym oparł się o oparcie krzesła i westchnął ciężko. Rzeczywiście, temat był niewygodny i dla niej i dla niego, co zresztą pewnie cale nie było tajemnicą. Kiedy położyła głowę na stole on uśmiechnął się szeroko i znowu, który to już raz?, skrzyżował ręce na blacie stolika. Przez chwilę jedynie przyglądał się dziewczynie, po czym najpierw dmuchnął jej lekkim strumieniem powietrza między włosy, a następnie tknął ją w czubek łebka jednym palcem. - Hej, chyba łyk czegoś mocniejszego nie powalił Cię już na stolik, co? Zresztą nawet jakby, powinnaś leżeć pod stołem, nie na. - rzucił zaśmiewając się przy tym głośno. O proszę, niezręczny temat skończony i już jest jakby weselej. Lavrenty zerknął na butelkę z alkohole i oblizał wargi. Miał ochotę na jeszcze łyczek, a jakże. - Zresztą... myślę, że nie wypijesz całej sama, skoro już zbija Cię z nóg... z siedzenia. Powinnaś się ze mną podzielić. - rzekł całkiem poważnie, kiwnął głową i bez pytanie sięgnął po flaszkę. Odkorkował ją, a woń wydobywającą się z butelki wciągnął mocno w nozdrza. Odetchnął. - Cóż za aromat! - zawołał machając jedną ręką, po czym wbił spojrzenie w dziewczynę. - Mogę? Powinniśmy wznieść toast. - pokiwał energicznie łbem. Ponownie odgarnął jeszcze włosy, a niechby wyłysiał, przynajmniej by mu kłaki w oczy nie wchodziły, pewnie dlatego mu gały łzawiły, po je podrażniały przydługie włosiska...
No tak, powinna zacząć myśleć. Ale trochę ciężko było to robić, kiedy zachęcony jej miłym zachowaniem nauczyciel od razu zachowywał się wobec niej inaczej, jak nikt inny. Zresztą... Był słodki i... Jezu jest w towarzystwie swojej największej miłości a ona myśli o innym?! Halo, idiotko! Ziemia do Corneli! Weź ty się opanuj zdesperowana babo! Kiedy już wystarczająco skarciła się w myślach poczuła dotyk na głowie. Potem usłyszała jego słowa. Zaczęła się niezręcznie bawić dłonią nie podnosząc jak na razie głowy. - Wyłysiej... - Mruknęła ale tak cicho, że zdawało jej się, że tylko ona to dostrzegła. Potem podniosła się z blatu z uśmiechem i rozmasowała czoło, na którym odbił jej się kawałek stołu. Musiała bardzo dziwnie wyglądać. Po chwili, na szczęście, jednak owy ślad zniknął i mogła już śmiało powiedzieć, że wygląda znowu ładnie, chociaż miała trochę niepoukładane włosy. - Obiecuje ci, że jeszcze zdążę trafić pod stolik. Jeszcze będziesz mnie musiał do domu odnosić na rękach, jak księżniczkę - Zapowiedziała mu to już. Spoglądała jak tego bardzo, bardzo widocznie kusi jej ukochana flaszeczka, w której miała się zamiar dzisiaj utopić. Zaśmiewała się z jego zachowania kiedy tak gustownie wdychał opary znad whisky. Wyglądał, przynajmniej jej zdaniem, na prawdę komicznie. - Proszę. Za co chcesz wznieść dzisiaj toast? Za to, żeby było na świecie mniej nudziarzy mówiących o grzybicy? - Spytała przypominając mu o tym, jakie to tragiczne doświadczenia spotkały go przed spotkaniem jej, ukochanej słodkiej wybawicielki! A żeby pamiętaj jak ją bardzo potrzebuje. Przewróciła oczami odczytując swoje myśli.
Ha, ślad zniknął, bo oczywiście Lavrenty nie omieszkał uczynić nad nim "czarów", wszak bardzo go rozbawił. Najpierw zaśmiał się wskazując palcem na jej czoło. - Masz tu odbitkę! Zaraz pozbędę się moim magicznym sposobem! - rzucił wielce rozradowany i podniósł się z miejsca wspierając jedną ręką na blacie. Nie puszczał butelki, jedynie uniósł ja wyżej, by nie wylać ani kropli. Przechylił się przez stolik, powoli, coby czasem na niego nie walnął, po czym musnął wargami czoło dziewczyny i ponownie, z hukiem opadł na swoje krzesło szczerząc szeroko zębiska. - Od razu zniknął, widzisz? - zauważył kiwając przy tym łepetyną. Naprawdę bywał słodki, jak dzieciak. Słysząc jej słowa uniósł jedną brew momentalnie poważniejąc. - To była groźba? - rzucił marszcząc brwi, po czym nadął śmiesznie policzki, nie długo wytrzymał jednak z tak zabawnym grymasie na twarzy, wszak zaraz wybuchł głośnym śmiechem. - To dla mnie żaden problem, naprawdę, mogę Cię ponieść, nawet wtedy jeśli będziesz w stanie iść... o ile to Ty mnie nie będziesz musiała nosić. - stwierdził na moment zerkając w sufit i opierając na ustach jeden palec. Ostatecznie machnął dłonią. Jej pomysł na toast bardzo przypadł mu do gustu. - A jakże, żeby inni nie musieli przeżywać tego co ja! - kiwnął łbem. Polał sobie odrobinę whisky do kufla po piwie kremowym, to samo zresztą zrobił z drugim naczyniem, tym samym polewając dziewczynie. Odstawił flaszkę zakręcając ją dokładnie, coby się przypadkiem nie wylała. Złapał za ucho swego kufla unosząc go nieco w górę i czekając, aż dziewczynie stuknie swoim. - Żeby nikt nie musiał cierpieć tak jak ja. O, żeby tysiąc innych Corneli zawsze wybawiało tysiąc innych Lavrentych z takich właśnie opresji. - wzniósł toast i machnął łbem na potwierdzenie swoich słów.
Lekko się zburmuszyła się jak mała dziewczynka, kiedy usłyszała jego śmiech, z powodu ciekawego kształtu stołu na czole. Magiczny sposób? Wyciągnie różdżkę? O jak bardzo się zdziwiła kiedy zaczął się do niej przybliżać. Zamrugała szybko nie spodziewając się tego, co nastąpiło. Na jej twarzy wypłynął burak, jakby nagle zrobiło jej się bardzo gorąco... Właściwie to tak było. Czy on na prawdę ją pocałował w czółko? Jeju... Myślała, że się tam w tym momencie rozpłynie. Nogi miała jak z waty - dobrze, że siedziała, inaczej źle by się to skończyło. - Widzę. Jesteś niesamowity - Powiedziała, ale nie tak wesoło jak zwykle. W jej głosie między pewną dozą radości znajdowała się czułość, która i wypłynęła na jej twarz w dość słodziutkim uśmiechu. Dotknęła delikatnie czoła, ale szybko wzięła rękę jakby nie chcąc zmyć tego uczucia, jakby nie chcąc zetrzeć śladu po jego ustach. - Pewnie, że groźba. Uważaj, bo ze mnie jest niezła, niebezpieczna kocica. Mrauuu - Odpowiedziała, oczywiście ostatnie słowo mrucząc, niczym prawdziwy futrzany zwierzaczek. Chyba nawet ta odrobina alkoholu już nieźle biła jej na mózg. Bójmy się już czym to się skończy. - To obiecaj, że odniesiesz mnie do domu, skoro to żadnej problem - Uśmiechnęła się zabójczo, po czym wpatrywała w niego z taka nadzieją, jakby to była sprawa życia i śmierci. Czułaby się na prawdę jak królewna zabrana przez swojego rycerza w lśniącej zbroi... Yay! Podniosła swój kufel kiwając głową na znak, że podoba jej się ten toast. Stuknęła szklane naczynie o to, należące do chłopaka. Zaśmiała się kiedy dopełnił owy rytuał kolejnymi zdaniami. - I żeby milion innych Cornelii miało dwa milionych takich wspaniałych Lavrentych - Dodała i swoją część, wzorując się na nim. Potem przyłożyła do ust szkło i wypiła trunek za jednym razem odstawiając kufel z głośnym westchnięciem. Zerknęła w stronę baru, a potem na flaszeczkę, która stała na stole. Jak na całego, to na całego. Wstała i ruszyła do baru prosząc o jeszcze jedną butelkę. Po chwili ustawiła ją obok poprzedniej. Jak się upijać to tylko w gronie znajomych.
Jedną rękę oparł na swym mostku, drugą uniósł w górę. - Obiecuję, że odniosę Cię pod sam pokój wspólny. - rzekł wielce poważnie i kiwnął głową, coby jeszcze potwierdzić swoje słowa. Mimo, że nie wyglądał na silnego, w tych jego wątłych ramionach było, jak często powtarzał, na tyle siły, żeby zająć się kimś, kto nie jest w stanie sam sobie poradzić. Głównie chodziło o tych, którzy nieźle popili... nie oszukujmy się. Opróżnił na raz swój kufel i odetchnął krzywiąc się przy tym. Mocne było cholerstwo, zaiste ogniste. Naczynie z hukiem odstawił na blat, po czym jedną dłonią przetarł usta. Obejrzał się za dziewczyną, kiedy ta na chwilę odeszła od stolika, a gdy wróciła jego usta wykrzywił szeroki uśmiech. Poszerzył się nawet jeszcze w momencie, w którym dostrzegł drugą flaszkę. - Świetnie. Jeszcze jeden toast to wspaniały pomysł. - pokiwał łepetyną. Chociaż z drugiej strony już ledwo patrzył na oczy, a co dopiero będzie po kolejnym kuflu ognistej whisky? No cóż... na dodatek obiecał jej, że poniesie ją na rękach aż do zamku, ba przeniesie przez cały zamek. O ile w ogóle tam dojdą. Złapał znowu za flaszeczkę i odkręcił ją raz jeszcze polewając do kufli. Do pełna, a co. Odstawił butelkę przy okazji łapiąc za swój trunek. - Twoje zdrowie. - rzucił unosząc naczynie, po czym chlupnął zdrowo. Z pewnością zbije go to z nóg...