Na czwartym piętrze, z myślą o studentach powstał obszerny Pokój Rozrywek. W miejscu tym, każdy uczeń może się nieco zrelaksować. Zapewne dlatego miejsce to jest tak popularne i raczej nigdy nie świeci pustkami. Znajdują się tutaj dwa duże stoły bilardowe, tarcza do gry w rzutki, kilka stolików do gry w szachy, a także do eksplodującego durnia. Na szafkach znajduje się kilka klasycznych czarodziejskich gier, chociaż można tu znaleźć i coś bardziej mugolskiego. W rogu pokoju stoi nieco zniszczona, stara kanapa, zwykle przez kogoś zajmowana. Natomiast za nią jest duży kosz, który dzięki zaklęciom, zawsze chłodzi jego zawartość, czyli różne butelki z napojami. Zazwyczaj pod sokami dyniowymi ukryte są butelki piwa kremowego, a i niekiedy można znaleźć tam coś innego.
Autor
Wiadomość
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naprawdę? Panno czepialska? No słyszała już różne epitety na swój temat, ale żeby panno czepialska? Ona jedynie poprawiła delikatnie Ezrę, żeby nie było między nimi żadnych nieścisłości! Co do zawstydzania, to właśnie sporo ludzi to wręcz bawiło. Sama Naeris nie przepadała za tymi momentami, kiedy transmutowała się w buraka. Nieśmiałość uważała za jedną ze swoich największych wad i nie rozumiała, jak niektórzy mogą uważać ją za zaletę. - A ja jestem najmłodsza w takim razie. - odparła z delikatnym uśmiechem. Nie przeszkadzało jej to zbytnio, w końcu różnice były niemal niewidoczne. Liczyła na to, że mimo starszego wieku nie mają też większego doświadczenia w durniu. Przydałaby się Krukonce jeszcze kapka szczęścia. Oczywiście, mieli oni rację co do domów, co potwierdziła skinięciem głowy i potakiwaniem. Naeris nie zamierzała podążać za stereotypami, bo uważała, że każdemu należała się od początku znajomości czysta karta. To prawda, że bardzo duże znaczenie ma to, jakie człowiek wywrze na nas pierwsze wrażenie, ale potrafiła się przemóc. W końcu wierzyła, że jeśli sama będzie obdarzać innych drugą szansę, tym samym kiedyś ktoś będzie mógł się odwdzięczyć. Zazwyczaj jednak intuicja Krukonki się nie myliła. - Na pewno coś związanego ze zwierzętami. Pracuję już u pani Wright w Hogsmeade. - stwierdziła, bo swoje plany jasno określiła dopiero jakiś miesiące temu... Wcześniej ciężko było jej coś wybrać. Z jednej strony pracowała bardzo długo nad transmutacją i mogła rozwijać się w tym kierunku, ale ONMS kochała najbardziej. - Może coś ze smokami. Pewnie będziesz mnie potem łatać, Amy. - pozwoliła sobie na uśmiech posłany w stronę dziewczyny. Smoki rzeczywiście pasjonowały ją bardziej niż inne magiczne stworzenia. Kto wie, może to te ogromne niebezpieczeństwo tak przyciągało Naeris? Ich majestat, inteligencja, piękno? Chciała dowiedzieć się o nich więcej. - W sumie to nieważne. Są gorsze karty- stwierdziła, nie komentując już karty, którą wyciągnął Ezra. W końcu nie widać było po nim jakiejś niezwykłej zmiany, więc uznała, że albo świetnie ukrywa swoje uczucie albo po prostu wyjątkowo łagodnie to na niego wpłynęło. W każdym razie chłopak mógł swobodnie skracać imię Krukonki, bo lubiła je i w oryginalnej i w zdrobniałej formie. - No to jest nas troje. - powiedziała Naeris, słysząc, że oni także nie poszli na bal. A podobno każdy miał tam być. Widocznie, pogłoski były jak zwykle przesadzone. Zresztą, Sourwolf także nie miała pomysłu na to, jaką postacią mogłaby się stać. Zamyśliła się, sięgając po kolejną kartę. Wylosowała identyczną, jak Ezra. Zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się, czy los będzie dla niej złośliwy. Ze sposobu, w jaki chłopak patrzył na Gryfonkę już się zorientowała, że to na Amy padło. W sumie śmiesznie, jakby teraz i Naeris przegrała. Odłożyła ją na stół, przodem na wierzchu, żeby pozostała dwójka także mogła się przyjrzeć, jeśli chciała. - A dla mnie tak jest idealnie. Uwielbiam takie wieczory, kiedy mogę się zaszyć gdzieś z gorącą czekoladą i dobrą książką. - przyznała dziewczyna. Poza tym jesień kojarzyła jej się ze śmiercią, co też paradoksalnie wzmagało fascynację tą porą roku. Drobny paradoks, bo śmierci akurat się obawiała. Niegdyś może nawet bardziej niż teraz. - Ale niedługo już spadnie śnieg. Będę pewnie jeździć po jeziorze na łyżwach. - powiedziała, nieświadomie wplatając mugolskie słowo. Nawet tego nie zauważyła, zamyślając się na dłuższą chwilę. W pamięci odtwarzała obraz jeziora, który chętnie uchwyciłaby też na papierze. Pokryte lśniącą, białą taflą lodu... Wspaniałe.
Ziewnęła trochę przeciągle, kulturalnie zasłaniając buzię ręką. Co prawda o wiele lepiej byłoby, gdyby w ogóle tak nie rozdzierała paszczy, ale to było naprawdę silniejsze od niej. Spadek formy, jesienne depresje, dość wczesne wstawanie i wiele innych czynników - to wszystko kumulowało się na to, że był dość wczesny wieczór, a Amanda już pokładała się spać, a gdyby przypadło jej siedzieć na mięciutkiej kanapie, otoczonej poduszkami to możliwe, że już by dawno spała. No i dodatkowo karta; bo jak ona się wcześniej jeszcze trzymała, to teraz była istna masakra poprzez jej działanie. - Może i najmłodsza, ale nie jakoś dużo. - W końcu co, od niej jedynie o rok? To naprawdę nie robiło różnicy, bo i nawet niektóre zajęcia w końcu były mieszane. Miała wrażenie, że te różnice wieku coraz bardziej się zacierają, co swoją drogą oczywiście było bardzo dobre! Pierwsza pomoc, jak i zielarstwo czy eliksiry były czymś, co naprawdę lubiła i z czym coraz mocniej wiązała swoją przyszłość. Ten plan przyszedł zupełnie nieświadomie i... tak się go trzymała od dłuższego czasu. Pokiwała lekko głową. - Podziwiam. Opieka nad magicznymi stworzeniami jakoś mi niepodeszła od początku - powiedziała. Uwielbiała zwierzaki, ale bardziej te domowe i... no bardziej mugolskiej. Była zadwolona ze swojej rudej kotki. Wywróciła oczami. - Mam nadzieję, że jednak nie będę musiała cię łatać jakoś bardzo. Ale i tak jestem zawsze do usług. - Uśmiechnęła się do dziewczyny. Wszystkim znajomym z chęcią by pomogła w uzdrowieniu, gdyby tylko potrzebowali pomocy. Pomogłaby pewnie każdemu, bo już taka była natura Amy. Sięgnęła po kolejną kartę i widząc rydwan najpierw spojrzała na nią ze zdziwieniem. Odłożyła ją otwarcie na stole i dopiero wtedy przypomniała sobie, że było tam coś z zwierzęciem w rydwanie? Tak, to możliwe. Już oczami wyobraźni widziała jak pada ze zmęczenia w czasie kiedy magiczne stworzenie zabiera ją w siną dal. - Mogę - odpowiedziała. - Ale chyba lepiej mieć lepsze samopoczucie, niż kompletnie przygnębione, smutne i depresyjne praktycznie przez całą zimę - dodała. Dopiero na wiosnę rozbudzała się na maksa. Pomimo że miała urodziny w grudniu i za zimą mogłaby nawet przepadać, to jednak nie uważała tej pory roku za ulubioną, ale też nie najgorszą. Słowo łyżwy nie było jej całkiem nie znane. Przez to, że wychowywała się w rodzinie, gdzie mama jest mugolką i często zabierała ich w tego typu miejsca. Jednak po paru razach, parokrotnych, bolących upadkach, zniechęciła się do tego. - Tylko nie wpadnij do jeziora - powiedziała. Zawsze jest w tej zabawie jakieś ryzyko! - Śnieg wprowadza klimat. Nie lubię, gdy go nie ma, bo wtedy zima jest kompletnie beznadziejna - westchnęła.
Koniec rundy IV! Przegrywa ją @Ezra T. Clarke - na karcie znika obrazek kapłana, a zamiast niego pojawiają się eleganckie napisy. Nie byle jakie, zdradzające bowiem twój największy sekret, o którym wszyscy się teraz dowiedzą! (To co masz wpisane w kuferku).
Amy:Naeris:Ezra - 2:0:2
Czas na rundę V!
______________________
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
No coz, chlopak nie był szczególnie zachwycony, kiedy karta odkryła jego sekret. Widział, jak pochyłe literki układały się w długi i malo chlubny napis: "Kiedyś notorycznie okradał z niewielkich sum ojca dziewczyny, z którą się umawiał. Wtedy nie widział w swoim zachowaniu wiele złego, szczególnie, że był to okres zafascynowania Ezry eleganckimi i kosztownymi rzeczami. W końcu jednak ruszyło go sumienie, objawiające się pod postacią jego wymyślonego przyjaciela, Ravioliego. Postanowił wszystko oddać... No, oprócz drogiego zegarka, który prawdopodobnie do dziś leży w jednej z szuflad w Bristolu." O ile każdy wiedział o skłonnościach złodziejskich Ezry, o tyle nikt nie mógł powiedzieć, że miał pojęcie o momencie, od którego w gruncie rzeczy najwięcej zależało. Nie potrzebował, by ludzie to wiedzieli. Gra jednak była grą i nic nie mógł na to poradzić. Mógł tylko żywić nadzieję, że rywalki zostawią tę sprawę bez komentarza. - Najmłodsza, a na razie wygrywa. - Karty czarodziejskie miały to do siebie, ze oszukiwanie przy nich było dwa razy trudniejsze. Albo się miało szczęście, albo nie. Jakkolwiek filozoficznie by to nie brzmiało. Ezra podświadomie wiedział, że Naeris powiedziała coś, co powinno go zainteresować - zwierzęta były tematem, który mógł rozwijać niemal w nieskończoność! A jednak, inna sprawa przyblokowała umysł Ezry i on po prostu nie potrafił skupić się na dwóch rzeczach jednocześnie. Jakby nie patrzeć, z niego był naprawdę prosty chłopak, a oderwać wzroku od ślicznej Gryfonki jakoś nie potrafił, no przynajmniej cały czas wzrokiem do niej wracał. Tak naprawdę najwiecej uwagi poświęcał samokontroli. Nie chciał palnać jakimś głupim tekstem i przerazić Amy, bo Ezra wiedział, ze kobiety raczej nie doceniają wyznań miłości po kilkunastominutowej znajomości (owszem, miał przeżycia z tym związane). Więc tylko się przyglądał z nieco rozmarzony uśmieszkiem, ale za to trzeźwym błyskiem w oku. Naprawdę był zakochany tyle razy, że był w stanie to zrobić. Ezra uśmiechnął się, kiedy Nae wspomniała o śniegu. Oj tak, on też już nie mogłsię tego doczekać. Co to za zima bez odmrożonych rąk i białego puchu za kołnierzem? - Łyżwy to mój irracjonalny lęk - zdradził dziewczynom, śmiejąc się z samego siebie. - Odkąd siostrzyczka opowiedziała mi jak to jej koleżanka na łyżwach straciła jeden palec, nawet nie mam ochoty próbować. Nawet on wiedział, że takie prawdopodobieństwo nie jest duże... A jednak Ezra w takich sprawach był tchórzem. Zdecydowanie nie lubił być uszkadzany fizycznie. - Być albo nie być... - Krukon wyciągnął kolejną kartę, która jednocześnie mogła być jego ostatnią. Nazwa mu się podobała. W końcu chciałby, aby Moc była z nim.
3, Moc
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Trafiała już na różnych graczy - tych mniej przyjemnych, którzy potrafili zrobić dosłownie WSZYSTKO dla wygranej, i na tych normalniejszych, których interesowała bardziej miła rozmowa z pozostałymi. Niekiedy było dużo śmiechu, innym razem sytuacja lekko wymykała się spod kontroli, ale ogólnie zawsze chętnie wracała do eksplodującego durnia. Z Amy i Ezrą grało jej się dobrze, może dlatego, że sama jeszcze ani razu nie oberwała? Siedziała, tak jak przyszła, na co zwrócił też uwagę chłopak. Spuściła nieśmiało wzrok nieprzywykła do prowadzenia w durniu. - Postaram się nie stracić żadnej kończyny. - pozwoliła sobie na taki żart, choć to nie było aż tak nieprawdopodobne. W końcu chodziło o stworzenia, które mogą zabić cię w mniej niż sekundę. I to naprawdę na wiele, wiele sposobów. Większość ludzi uważała pracujących ze smokami za osoby, którym brakowało piątej klepki. Cóż, Sourwolf z pewnością chciałaby uchodzić za najnormalniejszą w świecie dziewczynę, ale jej niezwykła wprost dobroć serca zwykle szybko się ujawniała. - A macie jakieś zwierzęta? Ja opiekuję się tylko krukiem albinosem, który zastępuje mi sowę, no i mam taki mały model smoka. Niezwykle nieznośne stworzenia. - westchnęła krótko, bo taka była prawda. Nieraz musiała leczyć sobie drobne ranki zadane dziobem ptaka albo pazurkami smoka. Ale patrzyła na to z jasnej strony - podszkoliła się odrobinę w magii leczniczej. Poza tym mogła narzekać ile tylko zechciała na swoje zwierzaki, ale i tak rzuciłaby się za nimi w ogień. Karty odsłoniły sekret Krukona, ale Naeris nie zamierzała w jakikolwiek sposób tego komentować. Zwłaszcza, że okazało się to dość kontrowersyjną sprawą. Kiedyś dureń odsłonił sekret jakiegoś chłopaka... Po prostu spał z misiem. W przypadku Ezry miała ochotę o coś spytać, ale widziała, że chłopak nie jest zadowolony ze swojej przegrany. Także po prostu udała, że nic nie widziała. Po prostu posłała mu porozumiewawcze spojrzenie, mówiące, że nie ma się czego obawiać i przeszła dalej, losując swoją kartę. Chyba kolejny raz miała szczęście, co zwiastowało... wygraną? Z tego wszystkiego aż zaczęła wodzić palcem dookoła swojego naszyjnika. Chyba nigdy nie oduczy się tego nawyku. - Odrobina melancholii nikomu nie zaszkodziła... Ale nie ma co przesadzać. - stwierdziła, bo sama bywała przygnębiona, choć nigdy przy kimś. Zazwyczaj jedynie w momentach, kiedy siedziała nad jeziorem w towarzystwie jedynie książek i mugolskiego termosu z herbatą. - Dziękuję za troskę, Amy. - odparła, zastanawiając się czy kiedykolwiek byłaby tak nierozważna, żeby wpaść do jeziora zimą. Na szczęście z różdżką mogłaby sobie poradzić, znała parę przydatnych zaklęć, jak na przykład rozgrzewające. - Ja jeszcze mam wszystkie palce. - udowodniła to, pokazując je krótko Ezrze. Rozumiała wiele fobii, ale przed łyżwami? W sumie skoro można było bać się łyżek... Nie komentowała, choć Naeris kochała jazdę po pokrytym lodem jeziorze. Nawet jeśli rzeczywiście nauka kosztowała ją sporo siniaków i zadrapań. Tę dziewczynę ciężko było zniechęcić paroma porażkami. Zgodziła się z Amy, że śnieg jest świetny. Nadal uwielbiała lepić bałwany albo rzucać się śnieżkami. Mimo wieku nadal pozostało w niej dużo z dziecka, czego wcale się tak bardzo nie wstydziła.
@Amy Rogers nie odpisuje, przez co przegrywa walkowerem! Rundę V przegrywa @Ezra T. Clarke i jednocześnie odpada z gry, przegrywając po raz trzeci! Rozgrywkę wygrywa @Naeris Sourwolf, gratulacje!
z/t dla wszystkich (chyba że chcecie jeszcze popisać)
Dlaczego tego dnia Mad zdecydowała się iść pośród ludzi? Do miejsca tak znanego i obleganego? Tak chętnie uczęszczanego? Dlatego, że dzisiaj był turniej Eksplodującego Durnia, a to była doskonała okazja do rozrywki! Najciekawsze wydawały jej się wybuchy, więc rozsiadła się wygodnie i obserwowała jak zawodnicy grają. Niestety byli całkiem nieźli i rzadko zdarzało się im przegrywać, a tym samym ich karty nie eksplodowały. Muszę przyznać, że Mad czasami nieco "wspomagała" los kolegów i koleżanek w taki sposób, że ich karty eksplodowały nieco szybciej, niż to było przewidziane. Kilka pojedynków trzeba było powtarzać, ale nikt nie zorientował się, że ślizgonka maczała w tym palce. Obok dziewczyny zrobiło się pusto - uczniowie po prostu uciekli, kiedy tylko pojawiła się na horyzoncie. Jedna z rówieśniczek z Ravenclaw zapatrzyła się w grę i gdy nagle usłyszała śmiech Maddie obok siebie, o mało nie zeszła na zawał. Koledzy już od kilku minut pokazywali jej na migi, że dziewczyna siedzi obok, ale ona tego nie zauważyła. Krzyknęła cicho, gdy Mad pokazała jej język, podskoczyła i uciekła jak najdalej na drugi koniec pokoju. Ślizgonka podparła głowę na dłoniach. Westchnęła ciężko. Doskwierała jej trochę samotność. Nie widziała jednak nikogo znajomego - turnieje Eksplodującego Durnia przyciągały głównie młodszych uczniów, a Ci już dość nasłuchali się o słynnej Swinton, żeby profilaktycznie nie próbować się z nią zaznajamiać. Największy udział mieli w tym puchoni, za sprawą Gemmy Twisleton, która dzielnie propagowała wiedzę na temat rzekomego opętania ślizgonki, jej niezrównoważenia psychicznego i przestrzegała domowników, przed wszelkimi kontaktami z tą dziewczyną. Za przykład służył jej mały Tom, którego Mad wyciągnęła do Zakazanego Lasu i którego Gem "uratowała" jak dumnie twierdziła przed krwiożerczymi Centaurami. Nooo... było w tym trochę prawdy - Swinton musiała to przyznać. Mimo tego liczyła, że jednak trafi się ktoś znajomy, kto nie będzie bał się jej obecności i zajmie miejsce obok. To by było coś! Wyobrażacie sobie te wszystkie spojrzenia pełne niedowierzania i podziwu?
Charlotte nie była zbytnio fanką tego.. sportu, rodzaju gry? Sama nie wiedziała jak to nazwać, ale nudziła się na tyle że przyszła do pokoju rozrywek. Nelsonówna była w tym tygodniu przeziębiona, odwiedzała ją od czasu do czasu ale nie mogła z nią spędzać zbyt dużo czasu żeby się nie zarazić. Akurat na tym punkcie była nieco przewrażliwiona. Ziewnęła przeciągle i weszła do środka, rozejrzała się po uczniach i trwającemu właśnie pojedynkowi. W dłoniach miała swój drobny szkicownik, parę ołówków oraz gumkę do ścierania. Dojrzała w końcu Mad, na jej widok jakoś rozpromieniała, a na ustach pojawił się jej szczery i ciepły uśmiech. Taka była, nie dało się nic zrobić że promieniała szczęściem przez cały czas. Jedynie gnębiła ją samotność. Usiadła tuż obok niej na miękkiej pufie, wtopiła się wręcz w nią i rzekła. - Mad, nie widziałam Cię od momentu naszego pierwszego spotkania.. opowiadaj co u Ciebie. Rozmawiasz jeszcze z Reiną? Nie przepadam za nią bo chyba nie akceptuje mnie i mojego stylu życia.. chyba znów się rozgadałam. - Pokręciła głową i podkuliła nogi pod brodę, oplotła je dłońmi i spojrzała jak coś nagle wybucha. Gdyby tylko ogarniała tą grę chociaż w pięciu procentach zrozumiałaby co się stało. Sięgnęła po szkicownik po jakimś czasie i zaczęła rysować coś na kartce. Nabierało to powoli kształtów i wyglądało jak.. eksplozja, jakieś karty.
Mad odwzajemniła uśmiech Lotki i z przyjemnością zauważyła, że zajmuje miejsce obok. Nawet część graczy na moment przerwała, żeby spojrzeć na to niecodzienne zjawisko. Pogodna puchonka dosiada do szalonej ślizgonki. Krukon, który właśnie miał położyć kartę na stół, zatrzymał ruch ręki w połowie i otworzył usta ze zdziwienia. Jego podwójny podbródek zatrząsł się w wyrazie niedowierzania, a karta wysunęła się spomiędzy jego palców, wybuchając po dotknięciu stołu i osmalając jego twarz - chłopak zdawał się w ogóle tym nie przejąć. Minęła dobra minuta, zanim powoli towarzystwo zaczęło wracać do normy. Gdyby Gem tu była, prawdopodobnie siłą odciągnęłaby Lotkę na bok. - Nie wiem na czym ta gra polega. - Ślizgonka przyznała się koleżance z pełną szczerością. - Ale fajnie wybuchają... szkoda tylko, że nikomu nie dzieje się przy tym krzywda... - Skrzywiła się z niezadowoleniem, a po jej twarzy przebiegło rozczarowanie. Była niesamowicie ekspresywna na twarzy, więc żadnych emocji nie umiała ukrywać przed ludźmi. Milczała jeszcze chwilę, zanim odwróciła się w stronę puchonki, by udzielić jej odpowiedzi na pytania. - Reiną? Masz na myśli tą szaloną krukonkę, którą spotkałyśmy przy łódkach? - Ciężko powiedzieć, czy szukała potwierdzenia swojej myśli, niemniej nie czekała na odpowiedź. - Zdarzyło mi się ją raz spotkać na takiej imprezie w Salonie Wspólnym, ale nie miałyśmy okazji rozmawiać. Wydaje się być całkiem zabawna. - Wzruszyła ramionami. Ciężko jej kogoś ocenić po pierwszym, niepełnym wrażeniu. Mad zaimponowała jej odwaga i gotowość do działania, ale przy tym sprawiała wrażenie nieco ordynarnej i mało inteligentnej osoby. Pozory jednak często mylą, więc nie skreślała jej szans, a postanowiła, że czas pokaże jaka jest naprawdę. - Może bierzesz jej słowa za bardzo do siebie Lotka. - Znowu wzruszyła ramionami i spojrzała w stronę koleżanki. Lubiła jej uśmiech. Położyła rękę na jej plecach. - Nie przejmuj się, na pewno nie chciała powiedzieć Ci nic przykrego. - Puściła do niej oczko i znów spojrzała w stronę stołów, przy których ludzie grali. Mało kto jednak już zajmował się grą. Ludzie patrzyli z niedowierzaniem w stronę dziewczyn. Ktoś nawet próbował ukradkiem zrobić im zdjęcie. - BOO! - Huknęła Mad. - Zajmijcie się swoimi sprawami, smarki jedne! - Warknęła na dopełnienie, ściskając różdżkę i wypuszczając z niej kilka szmaragdowych iskier dla lepszego efektu. Światełka odbiły się w jej oczach. Niektórzy młodsi uczniowie przestraszyli się. Część podskoczyła i natychmiast odwróciła wzrok, inni zrezygnowali z obserwacji po prostu uznając, że bez sensu jest przerywać turniej z powodu tego, że Maddie znów coś odbije. Nie chodziło o to, że była jakaś szczególnie potężna, a po prostu kompletnie nieprzewidywalna i bezpieczniej było nie ryzykować konfrontacji, jeśli nie chciało się narażać na jakieś trwalsze urazy fizyczne. Wszyscy głowili się jakim cudem dziewczyna jeszcze nie wyleciała ze szkoły? - A u mnie? - Jak gdyby nigdy nic wróciła na swoje miejsce i przyłożyła palec do swoich ust, kierując wzrok w sufit i popadając w zamyślenie. - Tak jak widać. Ludzie mnie unikają, więc mam swoją przestrzeń. Do ferii daleko, oceny takie sobie - jak zawsze. Chłopacy się mnie boją, więc raczej miłości życia tu nie poznam. Dziewczyny to samo. - Znowu wzruszyła ramionami. Czy również czuła samotność? Owszem, ale nie doskwierało jej chyba to aż tak bardzo jak Lotce. Miała też wiele innych rzeczy na głowie. - Pięknie rysujesz... - Dodała zaglądając do szkicownika Charlotte przez ramię.
- To dobrze Mad że nikomu nie staje się krzywda, przecież nikt nie chce by uczniowie się sami nawzajem wybili.. może gdyby te zasady dotyczyły co poniektórych.. wróć, to by było głupie mad. - Zmarszczyła czoło i uniosła brwi zdziwiona że jej znajoma chciałaby widzieć czyjeś cierpienie w jakiejś grze. Jej mimika twarzy wyrażała wszystko, Mad chętnie jeszcze wprowadziłaby do tej gry funkcje podpalenia gracza i zmienienia go w kupkę popiołu. Reina, ten temat nie był zbyt przyjemny jak dłużej o nim myślała. Krukonka wydawała się irytująca, nie rozumiała jej sensu i logiki którą się kierowała. - Chciała powiedzieć to co powiedziała, jestem tego pewna. Mimo że widziałam ją dwa razy wiem jaki ma charakter i mówi to co czuje. Czyli uważa mnie za jakąś cukierkową lesbijkę chcącą rżnąć każdego jak dwa króliki. Nie jestem taka, co to to nie. - Odgarnęła kosmyk włosów zła, skąd w niej tyle złych emocji? Czyżby plecionka wdawała się we znaki i należało coś z tym zrobić? Nie, skądże. Chce poznać jej tajemnice, dowiedzieć się o niej wszystkiego i móc z niej w pełni korzystać. Wystraszenie młodszych osób przez Madeleine było dosyć śmieszne, zachowywali się jakby widzieli ducha. Czytała kiedyś potworze imieniem "Buka", był w jednej Mugolskiej książce dla dzieci. Ich miny dokładnie opisywały uczucia muminków i ich przyjaciół. Jednak jej przyjaciółka nie mogła być Buką, była zbyt chuda i nie była wysoka na dwa metry. Jej twarz też była jakaś często uśmiechnięta, nie to co potwora. - Mad, jeżeli szukasz miłości tylko wśród mężczyzn.. to może poszerz horyzonty? Ja i Rose jestem szczęśliwa, też możesz być. Co do rysowania.. jest to moja pasja od małego, mam pełno szkiców tutaj. Na przykład.. ten, to Rose. - Wpatrywała się dłuższą chwilę na rysunek, następnie podniosła głowę patrząc na znajomą.
Po dzisiejszych zajęciach postanowiliśmy się zintegrować - my, czyli ja, Lotta i Devi. Byliśmy we trójkę na tym samym roku i w tym samym domu i okazało się, że bardzo dobrze się dogadujemy, a przynajmniej ja świetnie dogadywałem się z Lottą i złapałem bardzo dobry kontakt z Devi. Postanowiłem zaaranżować nasze spotkanie i połączyć przyjemne z pożytecznym, tj. zobaczyć obie dziewczyny i jednocześnie jakoś wpłynąć na to, by się zintegrowały (chociaż i tak dość dobrze im to wychodziło, bo już nawet piły ze sobą). Tak więc po ostatnich zajęciach, które mieliśmy razem, wziąłem dziewczyny pod ręce (z Devi było ciężko, bo dzieli nas około 30 centymetrów...) i zaprowadziłem do zachodniego skrzydła. Celem naszej podróży był pokój rozrywek. - Nie wiem jak wy, ale ja mam straszną ochotę zagrać w eksplodującego durnia. Minęły lata, odkąd ostatni raz grałem - wyznałem i westchnąłem rozmarzony. Ach, to były czasy, kiedy grywało się w durnia w pokoju wspólnym. A potem dostaliśmy opierdasz i skończyło się eksplodowanie. Na szczęście mieliśmy specjalne pomieszczenie, wprost stworzone do grania w czarodziejskie gry. Na wstępie ruszyłem do kosza z tyły sali, by wyciągnąć trzy butelki kremowego piwa z samego dna - co to za gra bez piwa? Rozsiadłem się przy stoliku do eksplodującego durnia i zacząłem rozdawać karty tarota. - Gramy na 3 życia? - zapytałem kontrolnie. Zazwyczaj grało się na trzy, ale wolałem spytać, bo niektórzy woleli grać dłużej, a inni wręcz przeciwnie - woleli skrócić rozgrywkę o dwóch żyć. Liczyłem jednak, że zostaniemy przy trzech.
Okej laski, tutaj są zasady, przeglądnijcie szybciutko i zaraz zaczynamy grę! Robimy tak: 1. Napiszcie posty, że wchodzicie i jesteście, ustalamy zasady. 2. Jednocześnie rzucamy kostką i tarotem, oceniamy, kto przegrał i piszemy posty w takiej samej kolejności jak zaczynałyśmy grę, uwzględniając już to, co się dzieje w przypadku przegranej. 3. No i potem za każdym razem rzucamy już kostkami i tarotami, dopóki ktoś nie wygra. Stoi? Piszemy krótko i w miarę szybko :)
Ostatnio zmieniony przez Calum O. L. Dear dnia Pią Kwi 14 2017, 17:19, w całości zmieniany 1 raz
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Devi była naprawdę sympatyczną i ciekawą osobą dlatego nie przeszkadzało mi, że Calum starał się wciągnąć ją do naszego grona, aczkolwiek momentami miałam obawy, że chłopak się w niej zakocha i zostanę niechcianą przyzwoitką w tej grupie. Starałam się jednak pozytywnie podchodzić do sprawy i ignorowałam te myśli - może przesadzam? Po ostatnich zajęciach Calum niemalże przywlekł nas do pokoju gier. Właściwie całkiem lubiłam Eksplodującego Durnia, chociaż ze wszystkich czarodziejskich gier najbardziej przepadałam za Theirą. Mimo to nie zamierzałam się protestować - każdy sposób na spędzenie czasu z moim przyjacielem był dobry. Usiadłam przy stoliku obok niego i cicho potaknęłam gdy zapytał na ile żyć gramy. - Tylko nie oszukuj przy rozdawaniu, My Dear. - rzuciłam z przekornym uśmieszkiem.
W Wybuchającego Durnia raczej nie grała. Zazwyczaj brakowało jej czasu i nawet kiedy miała już wolną chwilę, to nie potrafiła znaleźć nikogo chętnego do gry. Krukoni już tacy byli bardzo nierozrywkowi, często wręcz do przesady nierozrywkowi. Ostatecznie nawinął się Calum z propozycją, a jako że jej brakowało gry bardzo chętnie się zgodziła. Szczególnie, że udział brała jeszcze Lotka, a ona nie miała zamiaru tracić kolejnej okazji do głębszego zapoznania się. Uśmiechnęła się do nich. - Dawno nie grałam, także nie bijcie - rzekła i rozsiadła się przy jednym ze stolików.
Kiwnąłem głową na znak, że zasady zostały ustalone i zacząłem rozdawać karty. Oczywiście nie oszukiwałem, żeby nie było, tylko rozdałem tak jak wypadło po przetasowaniu kart tarota. Kiedy każde z nas miało już przed sobą stosik kart, odliczyliśmy do trzech i wyciągnęliśmy po jednej z nich na stół. Magiczne karty zaczęły ze sobą walczyć i szybko stało się jasne, że to ja przegrałem to rozdanie. Skrzywiłem się nieco, spodziewając się jakiegoś nagłego wybuchu czy innej rzeczy, która mogła mi się przydarzyć, ale o dziwo nic takiego się nie stało. Byłem nieco zaskoczony, ale z drugiej strony zacząłem się obawiać, co też może się wydarzyć w najbliższej przyszłości. Eksplodujący dureń nie odpuszczał! - Przegrałem, ale nie wiem, co się stało - powiedziałem do dziewczyn. Chciałem przepić wypowiedź łykiem piwa kremowego, ale ze zdziwieniem odkryłem, że moja butelka jest pusta. - Któraś z was pozbawiła mnie piwka? - spytałem kontrolnie, po czym wstałem, by przynieść sobie kolejne. Gdy tylko wziąłem butelkę z koszyka, automatycznie się opróżniła. Spróbowałem z sokiem dyniowym - to samo. - Kurwa, będę przy was bardziej trzeźwy niż na co dzień jestem - powiedziałem, zdenerwowany. Ale trudno, taka gra.
życia:2
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Ulżyło mi, że tym razem nie przegrałam - na prawdę nie miałam ochoty na karę, szczególnie, że moja karta przywoływała żądlibąki. Na moje szczęście przegrał Calum, który poniósł dość zabawną karę - jego napój automatycznie się opróżniał. Parsknęłam śmiechem. - To chyba najpodlejsza możliwa kara dla Ciebie, karty nie mają litości. Złośliwie pociągnęłam łyk piwa ze swojej butelki robiąc przy tym minę pełną rozkoszy. Niech chłopak pocierpi! Po chwili jednak obudziło się we mnie sumienie i rzuciłam: - No dobra, jakby co to możesz napić się z mojego. Może nie zniknie.
Devi od zawsze była pechowa, szczególnie, jesli chodzi o gry. Oczywiście pierwszą rzeczą jaką wylosowała było całkowite wywalenie z gry i nie dość, że by odpadła to jeszcze musiałaby wracać do Pokoju Rozrywek aż z jednej z Wierz. A przecież nie wiadomo było na której pegaz by ją wysadził. Być może tarot był słaby, jednak kostka jaką potem rzuciła okazała się wyjątkowo szczęśliwa. W końcu to była aż szóstka. Zadowolona z wyniku, uśmiechnęła sie do Caluma, który przegrał. - Mówią, że głupi ma zawsze szczęście, więc nie wiem czy mam sie cieszyć czy smucić. - powiedziała, po czym upiła łyk piwa kremowego z swojej butelki. życia: 3
Nie wiem kto tu był pechowy, ale nieszczęście uczepiło się raczej mojego kupra. W drugiej turze również przegrałem, czego dziewczyny pewnie nie omieszkały skomentować śmiechem czy jakimś niewybrednym komentarzem. Nie dość, że byłem już bez picia i prawdopodobnie bez jedzenia (przypomniało mi się, że kiedyś już, w przeszłości, dotknęła mnie klątwa tej karty i do końca gry nie mogłem ani niczego zjeść, ani wypić). Tym razem z kart zaczął unosić się dym, który stopniowo zagęszczał się i rósł wysoko ponad stół. Nie minęły dwie sekundy, a kłęby dymu zaczęły czernieć i przybierać kształt ogromnego psa, który stroszył sierść i warczał zarówno na mnie, jak i na dziewczyny. Przyznaję, wystraszyłem się, rozpoznawszy w tym kształcie ponuraka, jeden z najgorszych omenów w czarodziejskim świecie. Odchyliłem się szybko w swoim krześle, niemal lądując na podłodze. Ponurak popatrzył mi w oczy, po czym rzucił się w moim kierunku. - Nie! - krzyknąłem i zasłoniłem twarz ręką, a dym rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając mnie w tej niekomfortowej sytuacji. Przygładziłem szkolną szatę, odchrząknąłem (miałem sucho w ustach i przeklinałem podwójnie wcześniejszą przegraną). - Okej, kolejne rozdanie - powiedziałem sucho, nie chcąc komentować tego, co tu przed chwilą zaszło.
I znów miała szczęście. Co prawda jej kara nie była kara najstraszniejszą, w końcu i tak miała raczej ciemną karnację i bycie pomarańczową jej nie przerażało. Locie również znów się udało, jednak miała cichą nadzieje, że może przy następnej rozgrywce, ktoś inny zostanie ukarany. Miała nadzieje na jak najdłuższą grę, a Calum przecież już stracił dwa życia. - Powiem szczerze, że trochę słoneczka by mi się przydało - wyszczerzyła się. - Tęskno mi za ciepełkiem. - podparła się rekami o stolik. Pies, który pojawił się przed nimi był naprawdę straszny. Omenem śmierci w jej kraju, było co prawda całkowicie inne zwierzę, jednak ona i tak domyśliła się, że czworonóg, który przed chwilą pojawił się przed nimi na pewno nie jest symbolem miłości i szczęścia. - Prawie popuściłam - rzekła całkowicie szczerze i westchnęła głośno. życia:3
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Ponurak przestraszył również mnie. Jedną ręką przysłoniłam oczy, drugą chwyciłam Caluma za rękaw i cicho pisnęłam. Ponurak był dość realistyczny, a na dodatek nawet taki wróżbiarski ignorant jak ja znał znaczenie temu omenu. Na szczęście po chwili widmo zniknęło. Puściłam dłoń Caluma - z jednej strony ciesząc się, że nie przegrałam, z drugiej martwiąc się, że Dear zaraz odpadnie. Jasne, mogłyśmy kontynuować grę we dwie, ale to nie było to samo. Kurde, może trzeba było jednak grać na cztery życia?
Byłem wdzięczny, że Devi starała się rozluźnić atmosferę i rzuciła ten tekst o popuszczaniu - aczkolwiek podejrzewałem, że wcale nie miała zamiaru żartować, tylko faktycznie się przestraszyła. To samo Lotta. Cóż, chociaż nie czułem się idiota, że przerażają mnie omeny, na dziewczyny najwyraźniej też zadziałało. Postanowiliśmy ruszyć z następną turą i po dotychczasowych okropnościach spotkało mnie w końcu jakieś szczęście, bo nie przegrałem! Padło na Devi, w dodatku jej karta tarota była identyczna z moją, więc usiadłem wygodniej na krześle, przygotowany na wszystko, co też może uformować się z dymu, który już zaczynał kłębić się nad kartami. Mimo wszystko byłem ciekawy, co zaraz zobaczymy, a jakaś część mnie kazała mi uciekać z pokoju. Devi opowiedziała mi co nieco o sobie i nie spodziewałem się ładnych obrazków.
życia: 1
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Z ulgą przyjęłam przegraną Devi - nie dlatego, że coś do niej miałam, zwyczajnie cieszyłam się, że nie padło na mnie (chociaż nie miałam takiej okropnej karty - miałam wypić wylosowany eliksir, mogłam przecież trafić na Felix Felicis!) i że Calum nie przegrał. Popiłam łyk kremowego piwa z obawą wpatrując się w kłęby dymu wytwarzane przez kartę Devi. Kurka, może jednak lepiej by było przegrać, żeby nie oglądać tych dymnych mar - obawiałam się co może tym razem pojawić się w kłębach dymu dlatego przymknęłam oczy i ponownie chwyciłam Caluma za rękę. Miałam bardzo złe przeczucia.
Nawet najlepszym się czasem nie powodzi. Tym razem nie udało się Devi, czego nie omieszkała podsumować paskudnym bluzgiem. Nagle, zaczęły się nad nią pojawiać czarne chmury, które zaraz przeistoczyły się w postać. Osobą, która była gwiazdą była Devi. Devi bez rąk i oczu. Devi, pozbawiona słuchu i nie czująca żadnym z zmysłów świata, który ją otaczał. Być może obraz, który własnie pojawił się nad nimi nie był czymś strasznym, tak jak to było w przypadku Caluma, jednak dla niej, taki stan rzeczy wydawał sie końcem świata. Na szczęście dla Devi wszystko znikło, bo patrzenie na to, sprawiało jej bardzo dużo bólu. Przybita sięgnęła po butelkę i wypiła ją do dna. - Rozdawaj - rzekła tylko smutno i odczuła, że już nie ma na nic ochoty. życia:2
To niby nie miało być straszne? Widok Devi jako ślepego kadłubka wywołał u mnie ciarki na plecach. Lotta miała szczęście, że zamknęła oczy i oszczędziła sobie tego widoku, bo ja sam żałowałem, że to zobaczyłem. Wiedziałem jednak, o co chodzi - o niemoc wykonywania swoich pasji, o brak możliwości szycia, widzenia świata... Mnie też to przerażało, ale chyba w mniejszym stopniu niż omeny. Gdy dym rozrzedził się, kiwnąłem głową i odchrząknąłem jeszcze raz. - Okej, kolejna tura. Ja mam jedno życie, Devi dwa, Lotta nadal trzy - powiedziałem, podsumowując dotychczasowe wyniki. W duchu liczyłem na to, że znowu przegra któraś z dziewczyn i może tym razem Lotta, żeby wyrównać jakoś szanse, ale znów padło na Devi. Dobrze, że nie na mnie!
życia: 1
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Drżenie ręki Caluma zwiastowało, że widok, który pokazały dymy był rzeczywiście straszny. Nie zamierzałam otwierać oczu - w gruncie rzeczy byłam dość płochliwą istotką i łatwo było mnie przestraszyć. - Mogę już? Gdy Calum przytaknął otworzyłam oczy. Przeleciała kolejna tura i znów mi się fuksnęło. Trochę lipa, głupi ma zawsze szczęście czy coś w ten deseń? Byłam pewna, że jeśli wygram to Calum od razu powoła się na to powiedzenie. Bardzo się cieszyłam, że tak świetnie mi idzie, starałam się jednak ukryć radość, żeby nie wywoływać u nich niepotrzebnych, negatywnych emocji.
Uh i znowu. Na szczęście tym razem karty los był łaskawszy, a karta, jaka się jej trafiła oznaczała opaleniznę. Zadowolona odwróciła twarz w stronę promieni, które zaczęły na nią świecić. - Ciekawe czy takie sztuczne słoneczko, też wydziela witaminę D - Niby taka głupia rzecz, a bardzo poprawiła Brazylijce humor. - Kocham to. - rzekła zadowolona. I nawet nie przeszkadzało jej to, że może zaraz odpadnie z gry. - Fajnie się z wami grało, kumple - całkowicie pomarańczowa, zwróciła głowę juz w stronę stolika. Stwierdziła, że musi teraz wyglądać śmiesznie. zycia:1
Zaśmiałem się widząc to, co działo się z Devi. Miała farta, że kara, która spotkała ją za przegranie tury. Miała też szczęście, że naturalnie miała nieco ciemniejszą karnację, więc nie wyglądała śmiesznie. Ja w takim kolorze wyglądałbym jak umpa lumpa. - Ale się z Ciebie skwarek zrobił - skomentowałem z szerokim uśmiechem. Zaczęliśmy kolejne rozdanie i tym razem też mi się udało. Nie przegrałem tej rundy! W następnej sekundzie rozległ się głośny huk i aż podskoczyłem ze strachu na krześle. - o kurwa! - krzyknąłem, patrząc na Lottę. Nie zazdrościłem jej kary. Jednak moja przymusowa abstynencja nie była taka zła...