Na czwartym piętrze, z myślą o studentach powstał obszerny Pokój Rozrywek. W miejscu tym, każdy uczeń może się nieco zrelaksować. Zapewne dlatego miejsce to jest tak popularne i raczej nigdy nie świeci pustkami. Znajdują się tutaj dwa duże stoły bilardowe, tarcza do gry w rzutki, kilka stolików do gry w szachy, a także do eksplodującego durnia. Na szafkach znajduje się kilka klasycznych czarodziejskich gier, chociaż można tu znaleźć i coś bardziej mugolskiego. W rogu pokoju stoi nieco zniszczona, stara kanapa, zwykle przez kogoś zajmowana. Natomiast za nią jest duży kosz, który dzięki zaklęciom, zawsze chłodzi jego zawartość, czyli różne butelki z napojami. Zazwyczaj pod sokami dyniowymi ukryte są butelki piwa kremowego, a i niekiedy można znaleźć tam coś innego.
Autor
Wiadomość
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
W końcu dobra passa mnie opuściła i znienacka dostałam dwoma piorunami. Krzyknęłam z bólu, po czym spojrzałam na moje szaty, które były lekko przypalone. Naprawdę bałam się spojrzeć na moje włosy, więc jedynie przeczesałam je ręką - były całe nastroszone, a przy dotknięciu z jednej strony obkruszyły mi się końcówki. Westchnęłam. Dość mocno kręciło mi się w głowie. Wcześniej nie miałam do czynienia z tą kartą, więc zupełnie się tego nie spodziewałam. W tym momencie pożałowałam, że naśmiewałam się z kary Caluma. Moja była przeokropna.
Ostatecznie westchnęła z ulgą. Nie miała ochoty na ponowne oglądanie siebie jako kadłubka, toteż uśmiechnęła się do nich. Jednak po chwili jej uśmiech zniknął. W Lotte trafił piorun. I no cóż, wyglądała po tym przekomicznie. Stanęły jej wszystkie włosy na głowie, a jej twarz przyozdabiał popiół. Pomimo że chciała się zaśmiać, wiedziała, że byłoby to bardzo nie miłe z jej strony, szczególnie, że porażenie nie należało do najprzyjemniejszych. Jednak rozrywka dalej trwała w najlepsze, a Devi juz czekała na to co przyniesie jej los. życie:1
- Wszystko w porzadku? - zapytałem, dotykając jej ramię i od razu cofając rękę, bo kopnęła mnie prądem. - To chyba jedna z paskudniejszych kart jakie istnieją w tej grze - przynałem. Miałem szczęście, bo gdyby nie fakt, że Lotta miała gorszą kostkę, to ja miałbym szopę na głowie. Następna tura wyglądała obiecująco i po raz kolejny udało mi się nie przegrać. Pech chciał, że Devi odpadła. Posłałem jej uśmiech na przełomie współczucia i tryumfu, czekając na to, co się stanie z dziewczyną po rundzie. Wylosowała koło fortuny i teraz bedzie musiała wypić jakiś eliksir. - nie martw się, nawet jak to będzie eliksir słodkiego snu to nic Ci nie zrobimy - powiedziałem pokrzepiająco.
Życia: 1
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Devi odpadła. To zwiastowało powolny koniec gry i to, że finalny pojedynek stoczy się między mną, a Calumem. Karta Devi była całkiem ciekawa - eliksir mógł się okazać czymś świetnym albo potwornie beznadziejnym. - Może to będzie Felix Felicis - rzuciłam krzepiąco. Po chwili uświadomiłam sobie, że to może być Amortencja. Znając moje szczęście życiowe byłam niemalże pewna, że dziewczyna zaraz wylosuje ten eliksir i rzuci się na któreś z nas. Siebie bym jeszcze zniosła, ale nie miałam ochoty patrzeć jak przyssywa się do Caluma. Westchnęłam.
I tak właśnie kończyła się jej kariera. Z Kołem Fortuny w reku i wyjątkowo słabą kostką, losuje eliksir. Amortencja. I w tej chwil, jedyne co jej zostaje to modlić się o to, by nie zakochać się w którymś z pryszczatych trzecioklasistów, którzy grali przy stoliku obok. Odkorkowuje eliksir. Płyn pięknie pachnie. Nowy pergaminem, farbami olejnymi i świeżo wypraną tkaniną, jednak Devi odkrywa tam jeszcze jeden, niezbyt znajomy zapach. Ostatecznie jednym haustem wypija zawartość. Zaczyna się czuć dziwnie. Czuje nagły przypływ energii, a jej serce zaczyna bardzo szybko bić. Uśmiecha się promiennie, wręcz psychopatycznie i spogląda na osobę, która siedzi naprzeciwko jej. Calum. Szybko zrywa się, podchodzi do niego i składa na jego policzku soczystego całusa, po czym wyciera rękawem ślinę, którą na nim zostawiła. Łapie go za twarz i kieruje ją prosto na swoja, tak by patrzyli sobie w oczy. - Kocham Cię - wykrzykuje głośno - Kocham Cię i nie mogę bez Ciebie żyć - wyje wręcz, po czym siada mu na kolanach i mocno przytula się do niego. - Nie opuścisz mnie, prawda? Mówi już trochę ciszej. W głębi duszy wie, że cała ta sytuacja jest dziwaczna, jednak jakaś dziwna siła, mówi jej, że tak powinno być, przecież tak bardzo kocha chłopaka. życia:0
Gdy rozpoczęła się następna tura, spodziewałem się wszystkiego, tylko nie tego. Przede wszystkim przegrałem, niestety, w dodatku wylosowałem kartę tarota, która już na samym początku zrzuciła na mnie tą przebrzydłą abstynencję, więc tym razem nie poczułem działania żadnego czaru. Poczułem za to coś zupełnie innego, a raczej kogoś zupełnie innego. Patrzyłem osłupiały na Lottę w momencie, gdy Devi przyłożyła mokre usta do mojego policzka. Chwilkę później usiadła na mnie i wtuliła się we mnie, a ja kompletnie nie wiedziałem, co mam zrobić. Wyznała mi miłość, robiąc przy tym tak śmieszną minę, że ostatecznie nie wytrzymałem i wybuchnąłem gromkim śmiechem. - Widzisz Ty to? - zapytałem Lottę rozbawiony, przytulając do siebie małą Krukonkę. Szeptała do mnie, czy jej nie zostawię i w ogóle, a ja trząsłem się ze śmiechu. - Nie, malutka, nie zostawię - odpowiedziałem, głaszcząc ją po włosach. - Ale chyba czas się zbierać. Hudson, gratulacje, w pełni zasłużona wygrana - należało Ci się za te pioruny - powiedziałem do Lotty i uśmiechnąłem się ze współczuciem, patrząc na jej przypalone szaty, policzki i włosy. - Radzę Ci, żebyś poszła do łazienki albo prosto do dormitorium, trochę Cię spaliło - dodałem, patrząc na nią poważnie. - A my co? - zapytałem Devi, która wciąż wtulała się we mnie. - Chodź, pójdziemy sobie gdzieś indziej - powiedziałem i złapałem ją za tyłek pod kolanami i wstałem. Wisiała na mnie jak małpka, trzymając się kurczowo mojego ciała. - To narka, Hudson, my się zmywamy - rzuciłem i skinąłem głową do spalonej koleżanki, po czym podrzuciłem delikatnie Devi, by umieścić ją w lepszej pozycji na sobie i wyszliśmy. Tzn. ja wyszedłem.
/ zt Calum i Devi
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Mimo, że cieszyłam się z wygranej to byłam cholernie zażenowana tą sytuacją. Devi pod wpływem eliksiru przystawiała się do Caluma, a Calum nie miał nic przeciwko? Czy ja o czymś nie wiedziałam? Czy to dziwne uczucie, które rozsadzało mi mózg to była zazdrość? - Chyba zaraz rzygnę - szepnęłam niemalże bezgłośnie, prawdopodobnie żadne z nich mnie nie usłyszało. Westchnęłam i pożegnałam się z chłopakiem skinięciem głowy, bo pewnie i tak nie zwróciłby uwagi na to czy coś powiedziałam, po czym posprzątałam po nas butelki i poszłam do łazienki ogarnąć trochę moje włosy i szatę.
{z/t}
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget bardzo lubiła przychodzić w to miejsce. Jak była w niższych klasach, często chadzała tutaj z Lottą i wspólnie grały w gargulki lub szachy czarodziejów (w te drugie zazwyczaj przegrywała, nigdy nie miała głowy do tego typu gier strategicznych i w tej kwestii Lotta zdecydowanie ją prześcigała). Tego dnia jednak wchodziła do pokoju rozrywek sama. Była wolna od wszystkich zajęć i postanowiła urozmaicić sobie wieczór jakąś miłą grą lub też towarzyskim spotkaniem przy piwie kremowym bez konieczności podróży do Hogsmeade. Jako że przyszła tu bez towarzysza, postanowiła poczekać, aż ktoś znajomy pojawi się w pokoju. Była pewna, że na kogoś natrafi, ponieważ w weekendy miejsce to było bardzo oblegane przez uczniów i studentów, chcących się odprężyć. Wyciągnęła z kosza na tyłach sali piwo kremowe, które było bardzo głęboko w nim schowane. Otworzyła je, a następnie usiadła na krześle przy stoliku do eksplodującego durnia. Odsunęła karty i kości na bok, wykładając na stół nogi. Popijała kremowe piwo i raz po raz zerkała w stronę drzwi.
Kręciłam się po pokoju wspólnym szukając sobie zajęcia, ale nic z tego - nie mogłam sobie totalnie znaleźć miejsca, a tym bardziej jakiejś rozrywki, więc postanowiłam udać się do pokoju rozrywek. Miałam nadzieję, że tam spotkam kogoś znajomego, kto zagra ze mną w durnia. Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się po sali lekko zawiedziona. Niestety nie było tam nikogo z moich bliższych znajomych. Już chciałam wyjść z pomieszczenia, gdy zobaczyłam, że przy jednym ze stolików siedzi - drobna brunetka. Skądś kojarzyłam tą twarz. Podeszłam odrobinę bliżej i przypomniał sobie, że to Bridget Hudson, siostra najlepszej przyjaciółki mojego brata - Caluma. Byłam niedawno z nią w parze na eliksirach i wydawała się całkiem sympatyczna, więc postanowiłam do niej podejść. - Hej Bridget! - rzuciłam z uśmiechem - Czekasz na kogoś czy mogę się dosiąść? Nie lubiłam owijania w bawełnę, więc zapytałam ją wprost, zamiast prowadzić durny small talk.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget prawie się zadławiła, kiedy usłyszała swoje imię. Odwróciła się pełna nadziei i zobaczyła Vivien Dear, młodszą siostrę tego dziwaka z Ravenclawu, z którym trzymała się jej siostra. Z jednej strony ucieszyła się, bo w końcu mogła do kogoś otworzyć usta i jakoś się rozerwać, ale z drugiej nie znała dziewczyny zbyt dobrze. Skąd miała mieć pewność, że jest normalna? Może była równie pokopana jak jej starszy brat? Wyrzuciła jednak te myśli z głowy, nie chciała się na starcie uprzedzać do Vivien, tym bardziej, że uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Odwzajemniła ten uśmiech i poprawiła się nieco na krześle, spuszczając nogi na podłogę. - Hej, Vivien, prawda? - dopytała jeszcze, żeby mieć pewność, że dobrze pamiętała jej imię. - Siadaj, siadaj, tak tylko się rozsiadłam, na nikogo nie czekam - dodała, uśmiechając się zachęcająco. - Też już jesteś po wszystkich zajęciach?
Ja nie byłam źle nastawiona do Bridget - Lotta wydawała się bardzo znośna, więc miałam nadzieję, że jej siostra będzie równie w porządku. Szybko skoczyłam po piwo, po czym się do niej dosiadłam i z uśmiechem odrzekłam: - Taak, już wszystko skończyłam. Przegryzłam wargę. To była dobra okazja, żeby zagadać Bridget o relacje jej siostry z Calumem. Mój brat raczej mnie unikał, a ja byłam bardzo ciekawa czy za tym, ze spędza tyle czasu z Lottą kryje się coś więcej niż zwykła przyjaźń. Napiłam się łyka kremowego piwa, po czym bez ogródek powiedziałam: - W sumie dobra okazja, żeby pogadać o naszym rodzeństwie. Uśmiechnęłam się dwuznacznie licząc, że Bridget zrozumie moją aluzje. Nie przyszłam tutaj jednak tylko na ploteczki, więc po chwili dorzuciłam: - Zagramy partyjkę w durnia?
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Dobrze się składało, że dziewczyny nie były do siebie w żaden sposób uprzedzone, a przynajmniej starały się takie nie być. Bridget bardzo lubiła poszerzać grono swoich znajomych, a odczuwała zdecydowany deficyt osób z jej własnego rocznika. Wiadomo, koleżanki z dormitorium to jedno, ale posiadanie znajomości w innych domach też było pewnego rodzaju urozmaiceniem, a Bridget ostatnio znacznie bardziej utrzymywała kontakt ze studentami niż z uczniami. Czas to zmienić! Uśmiechnęła się na uwagę, że dziewczyna jest już wolna od zajęć - czyli nic im dzisiaj nie przeszkodzi i będą mogły się trochę zapoznać. Poczekała, aż koleżanka wróci z butelką piwa kremowego i już chciała ją jakoś zagadać, gdy ta wyleciała ze swoim pytaniem. Był to drugi raz, kiedy Bridget omal nie zadławiła się kremowym piwem. Popatrzyła na Vivien wielkimi oczami. - A coś się między nimi dzieje? - zapytała, nie kryjąc przerażenia w głosie. No dobra, mogła przeżyć, że Lotta lubiła się z tym kolesiem, ale jeśli łączyło ich coś więcej niż przyjaźń, Bridget była gotowa skoczyć z mostu. - Lotta mi nic ostatnio nie mówiła na temat tego świ... twojego brata, znaczy się - dodała jeszcze, czując nagły strach. Czyżby Vivien wiedziała coś więcej? - Pewnie, zagrajmy - rzuciła jeszcze. Przyda się coś na rozluźnienie atmosfery. - Chcesz zacząć? - zapytała.
- No właściwie to nie wiem, ale ciągle widuję ich razem - westchnęłam - Myślałam, że ty coś wiesz. Wydaje mi się, że ciągle ich widzę razem. Bridget prawie nazwała Caluma świrem, na co z trudem zdusiłam śmiech. Mimo mojej szczerej sympatii do brata dostrzegałam, że jest dość specyficzną personą i nie każdy może to lubić. Przytaknęłam dziewczynie i pośpiesznie rozdałam karty. Już po pierwszym ruchu poczułam, że tego dnia będę miała pecha. Przegrałam z Bridget, a z mojej karty wystrzelił Confundus. Poczułam, ze strasznie kręci mi się w głowie i jest mi słabo. Chciałam napić się piwa, ale podniesienie butelki do ust zwyczajnie mnie przerosło. Spojrzałam na dziewczynę lekko zniechęcona - trudno będzie nam omówić sprawę Caluma i Lotty skoro jestem tak otępiała.
Życia: 2
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
- Czyli nie tylko ja to widzę? - rzuciła retoryczne pytanie, po czym westchnęła. - Nie mam pojęcia, dlaczego ona spędza z nim tyle czasu. Wybacz, jeśli uraża Cię sposób, w jaki o nim mówię, ale nie umiem tego wyjaśnić... On po prostu jest bardzo... Dziwny? I zdecydowanie niemiły. I potrafi się tak na człowieka popatrzeć, że aż włos staje dęba. - poskarżyła się ze smutną miną. - Martwię się, że między nimi naprawdę może coś kiedyś zaiskrzyć. Nie wiem, co wtedy zrobię, ale na pewno to mi zrujnuje życie - dodała i westchnęła ciężko, przyglądając się, jak Vivien rozkłada karty. Bardzo dawno nie grała w eksplodującego durnia i już zdążyła zapomnieć, jak brutalna potrafi być ta gra. Gdy po pierwszym rozdaniu okazało się, że jej karta wygrała, z karty Vivien wystrzelił snop światła i ugodził ją. Bridget stłumiła krzyk i zakryła usta rękami. - Vivien, wszystko gra? - zapytała, przestraszona. Może to nie był dobry pomysł? - Gramy dalej czy jednak odpuszczamy? - spytała jeszcze niepewnie.
Zaśmiałam się z jej uwagi. Naprawdę myślała, że ten tekst o moim bracie mógł mnie urazić? Nigdy w życiu. - Nie przejmuj się, nie jesteśmy z Calumem zbyt blisko. - zastanowiłam się chwilę co odrzec Bridget. Mi osobiście nie przeszkadzało, że Calum spotyka się z Lottą, uznawałam to raczej za dobry omen i nadzieję na to, że kiedyś zamoczy będą z niego jeszcze ludzie. Mimo to Bridget wyglądała na totalnie zdesperowaną i naprawdę bałam się, że dziewczyna coś sobie zrobi, więc powiedziałam pokrzepiająco: - Nie martw się, trzeba zrobić śledztwo. Może tylko się przyjaźnią? A może spróbujemy ich z kimś zeswatać? Pomysł swatania Caluma brzmiał co najmniej jak marzenie o wycieczce krajoznawczej na słońce, ale w przypadku Lotty sprawa wydawała mi się ciut łatwiejsza. W gruncie rzeczy mimo iż wydawała się trochę kujonką była ładna i całkiem sympatyczna. Dla takiej osoby nie jest trudno kogoś znaleźć. Po nagłym rażeniu zaklęciem trochę otępiałam, ale nie zamierzałam przerywać gry. Skinęłam w spowolnionym tempie w stronę Bridget i rozdałam kolejne karty. Tym razem przegrana padła na nią. Stało się coś totalnie nieoczekiwanego...
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
- Widzisz, nawet Ty nie jesteś z nim blisko! - krzyknęła, jakby to wyjaśniało całą sprawę. - Dlatego chociażby nie rozumiem, czemu Lotta. Ona jest zupełnie inna niż on. On jest taki zimny i wredny, a Lotta jest miła, ciepła, pogodna... Dodatkowo Calum podobno nie lubi zwierząt - już to o nim źle świadczy - powiedziała poważnym głosem. Siostry Hudson miały wpojoną miłość do wszelkiego stworzenia na ziemi i chociażby z tego powodu Lotta powinna się trzymać od niego z daleka. Bridget widziała kiedyś, jak prawie kopnął kota na błoniach (kto wie, może nawet był to Kafel lub Tłuczek?). Jak Lotta mogła wytrzymywać z takim człowiekiem?! - Bardzo chętnie bym znalazła dla siostry jakiegoś chłopaka, ale obawiam się, że to może być bardzo trudne zadanie - powiedziała nieco zmartwiona. Lotta była super dziewczyną, ale w kontaktach damsko-męskich miała bardzo małe doświadczenie. Zresztą Bridget obecnie miała problem ze znalezieniem sobie jakiegoś odpowiedniego chłopaka, co dopiero dobrać kogoś starszej siostrze? - A ten twój brat nie kręci się z jakąś inną laską jeszcze? Dość często widuję go w bibliotece z taką blondynką, a ostatnio paradował po szkole z taką niską brunetką. Paradował, ba! Na rękach ją nosił! Myślisz, że to jakaś opcja dla niego? - zapytała, tym razem pełna nadziei. Gdyby Calum znalazł sobie dziewczynę, Lotta, o ile żywiła do niego jakieś głębsze uczucia, na pewno straciłaby nim zainteresowanie! Bridget przełknęła głośno ślinę i przytaknęła, gdy Vivien zgodziła się na kontynuację gry. Ona sama obawiała się tego, co może stać się dalej. Mimo wszystko eksplodujący dureń był niebezpieczny... Rozdały karty ponownie i po długiej walce toczonej przez ich karty, zwyciężyła ta wyłożona przez Ślizgonkę. Bridget nawet nie zdążyła jej pogratulować, ponieważ nagle poczuła szarpnięcie i na jej szyi zaczęła zaciskać się niewidzialna pętla. Dziewczyna poderwała się z miejsca, przerażona tym, co się z nią działo. Powoli zaczynała tracić oddech, ale nie mogła się w żaden sposób wyswobodzić. Prawie pogodziła się z rychłą śmiercią, gdy ucisk ustał, a ona opadła na krzesło, zdyszana jakby dopiero co przebiegła maraton. Spojrzała na Vivien ze strachem w oczach i pokręciła głową. Dopiero kilka sekund później wydusiła z siebie: - Vivien, wygrałaś. Ja już nie chcę, mam dość - To było zdecydowanie zbyt wiele...
- Myślę, że to nie może być takie trudne. Skoro chodziła kiedyś z tym olbrzymim Gryfonem... - miałam oczywiście na myśli Leonardo - ..to dość oczywiste, że nie jest z nią tak źle w tej materii. Z tego co słyszałam Lotta nie była osobą wybitnie doświadczoną, aczkolwiek trudno mówić, żeby była totalnym przegrywem w tej materii - w przeciwieństwie do Caluma jakieś tam doświadczenie miała. Gdy Bridget wspomniała o blondynce od razu pomyślałam o Naeris, z którą zarówno Calum, jak i Lotta się kumplowali. Jednakże wiadomość o tej drugie dziewczynie bardzo mnie zaskoczyła, więc po chwili zastanowienia powoli odpowiedziałam: - Z blondynki nic nie będzie. Za to brunetka... - zmarszczyłam brwi próbując sobie przypomnieć kim mogła być - Zaskoczyłaś mnie, nie mam pojęcia kto to! To w ogóle nie w jego stylu. Ta wiadomość była mnie wybitnie frapująca, ale nie zdążyłam powiedzieć na ten temat, bo zobaczyłam, że Bridget po przegranej ze mną nagle zawisła w powietrzu. Przestraszyłam się okropnie, ale nie zdążyłam nic zrobić, bo Bri po chwili wylądowała już na ziemi. - Masz rację, lepiej już nie grajmy. - szepnęłam z przerażeniem.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget potrzebowała chwili, by uspokoić się po tym, co przed chwilą zaszło. Czuła na sobie spojrzenia innych osób siedzących w pomieszczeniu, przez co speszyła się nieco. Cóż, nie jej wina, że taką akurat kartę dostała, więc może nie powinna się czuć zawstydzona, ale całe to wydarzenie sprawiło, że jeszcze przez kilka minut trzęsły jej się ręce ze stresu. Nigdy nie była dobra w eksplodującego durnia, nie miała szczęścia do gier karcianych czy strategicznych, ale nigdy, naprawdę nigdy nie zdarzyło jej się, by gra próbowała ją udusić... Potrząsnęła głową, próbując odgonić straszne myśli siedzące w jej środku, po czym spojrzała na Vivien pytającym wzrokiem, jakby chciała zapytać, o czym przed momentem rozmawiały. Szybko jednak przypomniała sobie wiodący temat ich rozmowy, do którego postanowiła powrócić. - Tak, ta dziewczyna ma na imię Devi. Pracowałam z nią w grupie na zajęciach artystycznych. W sumie wydawała mi się miła i mamy się umówić na zdjęcie miar, bo chciałam się dogadać, żeby mi uszyła sukienkę - powiedziała, przypomniawszy sobie nagle, że przecież do tej pory ani razu się do niej nie odezwała, a jej szafa wołała o pomoc. - Jak dla mnie wyglądało, jakby się dobrze znali... Wiesz, nie wiem, jakie zwyczaje ma twój brat, ale jeszcze nigdy nie widziałam go, by nosił kogokolwiek na rękach. Zresztą wydawał się być bardzo zadowolony z tego faktu, także może ona mu się podoba? - zasugerowała i wykonała ruch dłońmi świadczący o tym, że nie ma pewności w temacie. Z drugiej strony przecież mógł ją nieść lwom na pożarcie, taki wariat na pewno by się cieszył z tego powodu...
Jako, że gra się skończyła moje otępienie minęło, więc mogłam prowadzić rozmowę z większą świadomością. Gdy Bri się odrobinę uspokoiła wróciłyśmy do tematu Lotty i Caluma. - Devi? Taka ciemna? - zapytałam lekko zdziwiona. Domniemaną Devi znałam jedynie z widzenia, ale niespecjalnie przypadła mi do gustu. Wydawała się odrobinę.. nie wiem, nieokrzesana? W moim mniemaniu to raczej nie był typ dziewczyny, która pasowałaby do mojego brata i sto razy bardziej wolałabym mieć za szwagierkę nudną Lottę Hudson, jednakże to był wybór Caluma i nie zamierzałam z nim dyskutować, ani tym bardziej mu się sprzeciwiać. Bridget okropnie zafrapowała mnie nowiną o tym, że Calum niósł jakąś dziewczynę! Już samym zaskoczeniem było dla mnie, że mój starszy brat dotknął jakiejś dziewczyny! WOW! - Jesteś pewna, że to był on? - zapytałam z niedowierzaniem - On nigdy się tak nie zachowywał. Wzięłam łyk piwa kremowego, po czym oparłam twarz o rękę marszcząc brwi. Próbowałam przetworzyć nowinę usłyszaną od dziewczyny, ale średnio mogłam to sobie wyobrażać, jednakże nie miałam podstaw by nie wierzyć Bridget, więc z uśmiechem powiedziałam: - W takim razie albo świat się kończy albo mój brat naprawdę leci na Devi.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget nawet nie chciała myśleć o rzeczach w stylu Lotty i Caluma razem, bo automatycznie zbierało jej się na bełt. Wszystko wszystkim, ale to nie mogło dojść do skutku. Nigdy. I Bridget dołoży wszelkich starań, żeby nie pozwolić na jakiekolwiek bliższe kontakty między nimi. Naprawdę nie rozumiała, co jej siostra widziała w tym chodzącym fallusie, bo na pewno nie cudowną osobowość i ciepłe serce... - No, no! Ciemna - potwierdziła i upiła łyk piwa kremowego, by się trochę rozluźnić. - I jestem stuprocentowo pewna, że to był on. Nie ma drugiego takiego dwumetrowego patyczaka w szkole, ani drugiej takiej Devi - dodała jeszcze, nie zdążywszy ugryźć się w język. - Jeny, wybacz, że ciągle mówię o nim takie okropne rzeczy - nie było jej przykro, ale nie chciała, żeby Vivien się w którymś momencie obraziła na nią za te niepochlebne słowa skierowane w jej rodzonego brata. Zauważyła, że ona też poczuła się zainteresowana tematem i nie chciała doprowadzić do utraty sprzymierzeńca w tej sprawie. - Postaram się na dniach wybadać u Lotty, jak wygląda sprawa z jej strony. Ona bywa skryta, ale jeśli coś do niego czuje, chyba nie mogłaby trzymać tego przede mną w tajemnicy. Dałabyś radę pogadać z Calumem o tej Devi? Mi trochę głupio gadać z nią bezpośrednio, bo dopiero się poznałyśmy i nie chcę tak bardzo wnikać w jej życie osobiste. A Calum to twój brat, na pewno Ci coś powie! - powiedziała, święcie przekonana o prawdziwości swoich słów i kompletnie niezorientowana w rodzinnej sytuacji Dearów. Liczyła jednak, że wspólnie z Vivien uda im się zapobiec katastrofie.
- Mów co chcesz, mam to w dupie. - rzuciłam bezceremonialnie wybuchając śmiechem. Moje relacje z bratem był na tyle luźne, że dopóki wprost nie nazywała go "okropnym chujem", "miękką pałą" albo "zdebilałą ciotą" nie zamierzałam reagować. Trudno ukryć, ze Calum miał mnie głęboko w poważaniu, a ja mimo że chciałabym mieć z nim lepsze relacje nie zamierzałam na niego naciskać. Wiedziałam, że nie jestem w stanie nic zdziałać - mój brat zwyczajnie nie przepadał za większością spokrewnionych sobą osób. No trudno, to nie była odpowiednia pora, żeby teraz się tym przejmować. Popiłam i spojrzałam na nią z uwagą. Wyciągnięcia czegokolwiek od Caluma było dla mnie misją niemalże heroiczną - po pierwsze nasze relacje można było nazwać co najwyżej neutralnymi, a po drugie mój brat był osobą wybitnie skrytą. Mimo to uśmiechnęłam się do dziewczyny i powiedziałam: - Nie mam takich dobrych kontaktów z Calum, jak Ty z Lottą. - zmarszczyłam brwi - Zobaczę co da się zrobić. Jak coś będę wiedziała to wyślę Ci sowę, dobrze? Miałam nadzieję, ze z pomocą podstępu uda mi się cokolwiek wyciągnąć od Caluma. To nie mogło być przecież aż tak trudne, po za tym byłam sprytna i nie zamierzałam zbyt szybko się poddać.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
- Cudownie! - Bridget aż klasnęła w dłonie z zadowolenia. Już niedługo przyjdzie czas, że będzie mogła rozdzielić tą dwójkę i namieszać między nimi, żeby przypadkiem im nie przyszło do głowy, żeby się wiązać w cokolwiek ze sobą. Puchonka sama nie wiedziała, skąd u niej takie obawy ostatnimi czasy, ale może to dlatego, że Lotta chodziła jakaś przybita, a Calum się kręcił z inną laską? Może Lotta się smuciła, że Calum podrywa inną? W ogóle na samą myśl o tym, że Dear podrywał kogoś, sprawiała, że Bridget się cofało. Odgoniła od siebie te myśli czym prędzej i ucięły sobie z Vivien jakąś luźną pogawędkę, by nie kończyć kremowego piwa w ciszy. Bridget z przyjemnością odkryła, że dziewczyna jest całkiem fajna i na pewno zdecydowanie milsza niż jej brat, toteż miło spędziła czas. A gdy piwo się skończyło, jakoś zutylizowały butelki i wyszły z pokoju rozrywek.
Pewnie dla większości to spore zaskoczenie, ale i Courtney czasem potrzebuje odskoczni od imprez i dziwnych wycieczek, a sięga wówczas po książkę. I tak zagłębiona w lekturze siedziała sobie w pokoju rozrywek, choć spojrzenie przeskakiwało jej od strony do strony tak szybko, że właściwie nie można być pewnym, czy cokolwiek przeczytała dokładnie, czy tylko rzuciła pobieżnie wzrokiem na tekst. Może to książka obrazkowana? Prawdziwa Bilbia Pauperum dla jej umysłu. Nie no, żartuję, stać ją na więcej. W każdym razie pomieszczenie było puste, miała święty spokój i jakiś soczek pod ręką, który zwinęła z magicznego kosza, pełniącego funkcję małej lodówki. Ale nudno już jej było, pograłaby w jakąś grę, rzutki, kręgle, bilarda, cokolwiek, nieważne, że w połowę z tych gier kompletnie grać nie potrafiła - był tylko jeden problem, mianowicie nie było z kim. Pomyślała, że dokończy jeszcze rozdział i skombinuje jakieś towarzystwo, a nuż ktoś będzie chętny iść na miasto - też chętnie wyskoczy!
Piątkowe późne popołudnie. Większość studentów i uczniów skończyła już zajęcia. Jedni porozchodzili się do swoich domów, drudzy poszli imprezować, a trzeci odrabiają zadanie domowe. William nie należał do żadnej z tych grup. Był szkolnym marginesem, który nie wiedział co ze sobą zrobić. Taka sytuacja zawsze kończyła się tym, że zaczął rozrabiać i demolować szkolne korytarze i łazienki, bo czemu by nie? Ale tym razem, jakoś tak nie bardzo mu się chciało. Chodził bez celu po schodach, aż zadreptał na czwarte piętro. Głównymi atrakcjami była sala strachów lub rozrywek. Trudna decyzja, więc pora na mugolską wyliczankę ede due rike fake.....padło na pokój rozgrywek. Po wejściu do sali, Will przeżył niezły szok. Pustki i Panna Hill z książką w rogu pomieszczenia. To dość zdumiewające, że pokój z grami, bilardem i rzutkami, świeci pustkami w piątkowe popołudnie. Szwed podszedł do stołu bilardowego. - Ja to mam szczęście - mruknął pod nosem, sięgając po trójkąt do ustawiania kul - Zagrasz ze mną, Courtney? - spytał, rzucając dziewczynie przelotne spojrzenie - Lepszego towarzysza gier i zabaw nie znajdziesz w tej sali.
No proszę! Courtney podniosła nos zza książki gdy usłyszała szczęk klamki, a jej oczom ukazał się nie kto inny, jak nowy koleżka ze Slytherinu, którego miała okazję poznać jakiś czas temu. Nie było okazji porozmawiać od tego momentu, więc może teraz będzie odpowiednia chwila, by lepiej się poznać? - Oj pewnie, że masz szczęście! - usłyszała jego zapewne ironiczną uwagę, więc odpowiedziała nazbyt entuzjastycznie, rzuciła książkę gdzieś na podłogę (tak się szanuje kopalnię wiedzy?) i poderwała z miejsca, nie jakoś energicznie, coby Szwed nie pomyślał, że to jego obecność dodała jej wigoru. Wypiła dziś sporo kaw, więc szczerze mówiąc trochę nią telepało - pewnie cały magnez jej się wypłukał - choć i tak nieco wyciszyła się przy lekturze. - No masz rację, idealny ze mnie towarzysz - uśmiechnęła się, bo był to iście suchy żarcik w jej wykonaniu, doskonale bowiem wiedziała, że Olsson mówił raczej o sobie. - Zagram jeśli obiecasz, że nie będzie ci smutno, jak już z tobą wygram - postawiła warunek, bo porażka Szweda w tej potyczce była w jej mniemaniu oczywista. Nieważne, że grała w bilarda właściwie drugi czy trzeci raz w życiu, nie mówiąc już o tym, że poprzednio nieszczególnie jej wychodziło - i tak jest specem od wszystkiego. - Dawno cię nie widziałam, chodziłeś kanałami, czy jak? - zapytała, choć właściwie niezbyt interesowała się tym czy Olsson jest w Hogwarcie, czy nie. Raczej zapomniała o jego istnieniu, ale w końcu pasowało jakoś zagadać, hehs.
Na pierwszy rzut oka było widać, że zjawienie się Szweda w sali rozrywek, wywołało u Courtney lawinę najszczerszego entuzjazmu. Pewnie zrobiło jej się teraz o wiele cieplej na serduszku, jeżeli ta kobieta posiada jakiekolwiek uczucia. - Och, taki suchy żart na "dzień dobry", że aż miło - odparł z uśmiechem. Miło znowu było ją spotkać i sobie podogryzać, tak z czystej sympatii. Wyjął kule bilardowe i włożył je do trójkąta, który wcześniej położył na stole w wyznaczonym miejscu. - Prędzej zgolę włosy, niż będzie mi smutno z powodu przegranej w bilarda. Co prawda nie idzie mi tak dobrze, jak w rzutki, ale i tak pewnie jestem lepszy od ciebie - odparł. Milutki i przyjazny, jak zawsze. Powoli ściągnął trójkąt, tak by nie poruszyć żadnej kuli. Plastikową rzecz odłożył na miejsce. Białą bilę ustawił po drugiej stronie stołu. - Tak, żeby przypadkiem na ciebie nie natrafić - posłał jej zadziorny uśmiech. Podszedł do stojaka z kijami wziął jeden z nich, a drugi podał dziewczynie. - Chcesz zacząć?