Na czwartym piętrze, z myślą o studentach powstał obszerny Pokój Rozrywek. W miejscu tym, każdy uczeń może się nieco zrelaksować. Zapewne dlatego miejsce to jest tak popularne i raczej nigdy nie świeci pustkami. Znajdują się tutaj dwa duże stoły bilardowe, tarcza do gry w rzutki, kilka stolików do gry w szachy, a także do eksplodującego durnia. Na szafkach znajduje się kilka klasycznych czarodziejskich gier, chociaż można tu znaleźć i coś bardziej mugolskiego. W rogu pokoju stoi nieco zniszczona, stara kanapa, zwykle przez kogoś zajmowana. Natomiast za nią jest duży kosz, który dzięki zaklęciom, zawsze chłodzi jego zawartość, czyli różne butelki z napojami. Zazwyczaj pod sokami dyniowymi ukryte są butelki piwa kremowego, a i niekiedy można znaleźć tam coś innego.
Gryźć, czy nie gryźć, oto jest pytanie... - Jak to nie masz? - Colton spojrzał na nią, uniósł brew i dorzucił niskim głosem. - Nie kłam! - Mlasnął i oblizał się, jakby chciał powiedzieć ,, smaczny ten Twój palec, szkoda, że nie oddałaś mi fajek i musiałem Cię ugryźć... " Ciekawe, jak Sara ten gest odebrała? Swoją drogą, dziewczyna wyglądała nawet uroczo, marszcząc tak ten swój nosek. Uroczo i zabawnie. Gregers uśmiechnął się nieznacznie, oglądając uważnie nos Puchonki. Kiedy zapytała, gdzie ma go ugryźć, roześmiał się już na głos. - Jak Ty uroczo marszczysz nos. - Powiedział z uśmiechem., odchodząc od tematu. Nie, lepiej, żeby go nie gryzła, jest niesmaczny. To Śśśślizgon, może mieć jad! - No jasne, że piłem. Hektolitrami, z kumplami poszliśmy do pubu. - Skrzywił się na myśl o tym, jak bardzo zbierało mu się na pawia po którymś kieliszku ognistej. Myślał, że więcej tego alkoholu nie przełknie. Ha! Tak bardzo się mylił. Nie, nie przyzna się Sarze, to ujma na jego honorze. Facet powinien umieć pić do oporu! - To dobry pomysł, zrelaksujesz się. Tylko nie przesadzaj. - Pogroził jej palcem. Sam przesadził, to wie, nie? Choć w żaden sposób nie wpłynęło to na jego wyniki. Choć prawdę mówiąc, może troszkę je polepszyło. Nieznacznie. - Ach, rozumiem, że zostałem wybrany do przyrządzenia eliksiru dla Ciebie? - Zmrużył oczy i utkwił w dziewczynie swoje spojrzenie. Oczywiście, że może to zrobić, ale trzeba się podroczyć, nie? Trochę.
Wypadły! - wypaliła pośpiesznie gdy utkwiła w nim swe oczy i skinęła powoli głową - a w duchu się zastanawiała czy te drobne kłamstwo przejdzie i czy Ślizgon jej uwierzy. Gdzie tam od razu kłamstwo! Droczenie oczywiście. Sara nie miała tendencji do kłamania bo i tak dziwnym trafem nie umiała kłamać bo zawsze o czymś zapomniała i proszę – wszystko się wydawało w mgnieniu oka! Zlustrowała też Gregersa, gdy ten zaczął oglądać jej zmarszczony nos i znienacka strzeliła palcami. Nie chciała się przecież rumienić! A oglądanie u niej czegoś co doprowadzało ją do szewskiej pasji było jednocześnie pierwszym krokiem do zawstydzenia jej! Jednakże koniec, końców - i tak na jej zazwyczaj bladej buzi zaczęły się powoli uwidoczniać ceglaste rumieńce. Rumieńce - bo nie przepadała za swoim nieco zadartym nosem i do tego, że zawsze nieświadomie go delikatnie marszczyła – czy to w uśmiechu, złości czy też w zamyśleniu. Dlatego też przymrużyła swoje oczy i przejechała opuszkami palców po swoim nosie. - Jest zadarty! - jęknęła z niesmakiem i nagle uśmiechnęła się zadziornie. - lecz dzięki Morganie nie wyglądam jak Pinokio bądź jak tukan, taki ptak! - oświadczyła i zachichotała mimowolnie gdy podniosła brew do góry. - Ja mam przesadzać? Mam niesamowicie słabą głowę więc i tak będziesz mi tworzył eliksiry! W końcu ja nie będę w stanie! – wymruczała z pogodną miną i klasnęła w dłonie na jego pytanie. – Jasne, że zostałeś wybrany! Wykazałeś już zdolności więc przepadłeś, wybacz. Najwyżej jak się będziesz opierał to Cię z dormitorium zgarnę! – O tak, cała Sara! Tylko czy studenci nadal śpią w zamku? I tutaj pojawił się problem bo dziewczyna nie była taka pewna swojej wiedzy odnośnie studenciaków. Co prawda widziała ich na korytarzach, w salach i w wielkiej Sali ale kurcze, no! Dlatego tylko obdarzyła go pytającym spojrzeniem – a nuż jej odpowie jak wygląda studenckie życie w Hogwarcie?
- Wypadły. - Powtórzył, z uśmiechem przedrzeźniając jej ton. - Oddaj. - Wyciągnął rękę i poruszył palcem wskazującym, jakby pokazując ,, tu, poproszę ''. Widząc, że Sara się rumieni, otworzył szerzej oczy. No, chyba po raz pierwszy od początku znajomości, udało mu się ją... Zawstydzić? W zasadzie, to nie wiedział, jakie uczucie towarzyszyło w tym momencie Puchonce, ale to wydawało się najbardziej prawdopodobne. Może ma kompleksy? Choć bezpodstawne przecież. Słysząc jej pełne rozgoryczenia ,, Jest zadarty !", Gregers wywrócił oczami. Chciał zarzucić teraz jakimś pięknym komplementem, ale nie wiedzieć czemu, nie potrafił wymyślić nic, co brzmiałoby wiarygodnie. Może tak bardzo przyzwyczaił się do udawanego słodzenia kobietom, że teraz już ciężko było mu przybrać normalny ton? A nie chciał zabrzmieć nieszczerze. Pozostał więc przy spojrzeniu pełnym dezaprobaty i krótkim. - Daj spokój. Na wzmiankę o tym, że tworzenie eliksirów będzie spoczywało w jego rękach, Ślizgon rozłożył ręce jakby w geście bezradności. - Jak trzeba, to trzeba, nie? - Uśmiechnął się do Sary. Było mu to całkiem na rękę, lubił eliksiry, więc czemu by nie? - A co do dormitorium. Już nie mieszkam w Hogwarcie, kupiłem mieszkanie na Alei Amortencji. - Uniósł wysoko głowę, jakby chciał powiedzieć ,, Ha! Ja mam mieszkanie, a Ty nie! '' Bardzo odpowiadało mu życie na własną rękę, choć żyje tak dopiero właściwie od wczoraj. Bez jakichś idiotów, którzy, kiedy wrócił pijany, musieli pokiwać głową z dezaprobatą, albo co gorsza, rzucić żałosnym komentarzem. Nie, żeby Gregersa to ruszało, ale był już tym znużony.
To sobie weź. Pf. - odpyskowała młodociana puchonka i założyła ramiona na piersiach. Ha! Wiedziała, że siłą nie wyciągnie od niej papierosów więc jedynie zmrużyła złośliwie oczęta i uśmiechnęła się po swojemu. Już wiedziała, że może sobie nieco pozwolić na denerwowanie w żartach ślizgona - co zresztą skrupulatnie wykorzystywała. Odnajdywała w tym po prostu czystą przyjemność! Zauważyła także ze zdziwieniem, że Gregers otworzył szerzej swoje oczy i tym razem to ona przyjrzała mu się z zaciekawieniem. Rumieńce powoli schodziły z jej policzków, co Sara powitała z niewysłowiona ulgą – tak, rumieńców także nie lubiła! Prawie nic w sobie nie lubiła, taka to wybredna dziewczyna z niej, no. Wywróciła oczami gdy stwierdził „daj spokój” i oparła głowę o swoją dłoń a na jego kolejne słowa, gdy wspomniał o swoim lokum, momentalnie jej oczy zabłysły. I to jeszcze w tak słynnym miejscu jak na A.A - nie, nie dla alkoholików! Na Amortencji , oczywiście! Sara westchnęła cierpiętniczo i odgarnęła kosmyki włosów ze swojego czoła. - Ja chyba uzbieram na własne mieszkanie dopiero gdy skończę setkę! – wymruczała z niezadowoleniem a dostrzegając jego minę pełną dumy i satysfakcji, że on ma mieszkanie a Sara nie – przybrała wielce smutną minę. – Też bym chciała sama mieszkać. Znaczy się współlokatorki mam genialne i super ale życie na własną rękę to byłoby coś. - oświadczyła tęsknie i skinęła głową. – Pewnie jeden pokój bym przeznaczyła na księgi. Mnóstwoo książek, wszędzie książki by były! Mogłyby być nawet ułożone w stosy na podłogach. Do tego wielgachne łóżko bym się mogła wysypiać i bym z niego nie spadała - dorzuciła, gdy zmarszczyła czoło z namysłem i uśmiechnęła się nieco marzycielsko.
Colton po raz kolejny wywrócił oczami. ,, To sobie je weź ", co za zniewaga! Biedny Gregers nie ma co palić. Chyba zaraz skoczy kupić sobie jeszcze jedną paczkę, tak będzie szybciej. On też coś kiedyś Sarze zabierze, niech się na to przygotuje! - Życie na własną rękę jest zajebiste. - Zapomniał już o tym, żeby nie przeklinać. Weszło to Ślizgonowi w nawyk i co poradzić? Musiałby za każdym razem, kiedy użyje słowa niecenzuralnego, obrywać jakąś patelnią w głowę. Może by się nauczył. Albo i nie. Po prostu ta osoba zostałaby obrzucona piękną wiązanką, czyli wyszłoby jeszcze gorzej. - Może nie mam jeszcze za wiele na ten temat do powiedzenia... - Wzruszył ramionami. Co z tego? - Ale uwierz mi. Robisz co chcesz, nikt Ci nie zagląda przez ramię, nikt nie narzeka, jak wracasz pijana. Unikasz idiotów, ćwierćinteligentów i innych wybitnych jednostek, które ja w swoim dormitorium spotykałem często. - Skrzywił się na tą myśl. Nie znosił mieszkania z innymi. To znaczy, akurat z tymi ludźmi. - Książki... Tak, w sumie to fajny pomysł dla Ciebie. Taka biblioteka. Pomyśl o tym, wszystko w Twoim zasięgu. - Puścił dziewczynie oczko. Sam wprowadził się do mieszkania, w którym były zaledwie trzy pomieszczenia - sypialnia, kuchnia i łazienka, ale planował znaleźć jakieś większe, jak trochę zarobi. Albo komuś zawinie. Ej, ej, ej, Colton! Nie rozpędzaj się tak.
Sara spojrzała na niego wymownie gdy ten znowu zaczął używać coraz to brzydszych słówek i pogroziła mu jedynie palcem, jednakże towarzyszył jej delikatny uśmiech. Owszem, niektórzy nie umieją kląć i to wygląda rzeczywiście niezgrabnie jednakże Gregers jak przeklinał to tak nawet.. zgrabnie. Jakoś Sara się za bardzo nie krzywiła gdy z jego ust, padały różne przekleństwa więc jedynie od czasu do czasu groziła mu palcem. Ot tak, dla przypomnienia. - Och mieszkanie samemu jest rzeczywiście super ale ta samotność.. – Sara zrobiła niepewną minę i przygryzła dolną wargę w zamyśleniu. – Chyba nie wytrzymałabym w czterech ścianach, sama. Jestem zbyt gadatliwa więc w końcu sama ze sobą bym rozmawiała! - oświadczyła z lekkim uśmiechem i wywróciła oczami na to, że Gregers narzekał na swoich byłych współlokatorów. - Naprawdę tak ich nie lubiłeś? - spytała z ciekawością i przesunęła swoim spojrzeniem po jego twarzy i musiała się roześmiać cicho. - Moje przyszłe mieszkanie będzie totalnie zagracone więc i tak tam nikt nie wejdzie, ha! - odparła z pewnym siebie uśmiechem i zmarszczyła zabawnie nos (nieświadomie!) – Może jedynie miejsce dla kota się znajdzie. Chociaż chciałabym jeszcze takiego fajnego z bujnym futrem. I mógłby mieć kły. Taki kot-obrońca! - westchnęła Sareczka i wydęła delikatnie dolną wargę.
- Zawsze możesz wyjść gdzieś do pubu, czy coś, kiedy będziesz chciała... - Wzruszył ramionami. - Ja lubię samotność. To znaczy, potrzebuję jej czasami. - Och, jakże by pasował do tej sytuacji papieros. Tak dramatycznie odpaliłby go zapalniczką, włożył do ust i zaciągnął się, mówiąc. - Ale równocześnie obawiam się jej. - Gregers po prostu bał się, że skończy, jak jego matka, którą wykiwał pierwszy mąż, a drugiego sama zostawiła, bo stwierdziła, że ,, to jednak nie to ''. Kiedy Sara stwierdziła, że rozmawiałaby ze sobą, Ślizgon roześmiał się. Wyobraził sobie właśnie tą Puchonkę, która prowadzi długie konwersacje... mówiąc do lustra. Jednakże po chwili uświadomił sobie tragizm tej sytuacji i ludzi, którzy coś takiego przeżywają. To znaczy, wiadomo, że do lustra nie mówią, ale po prostu są sami. Całe życie. Drgnął. I nie dlatego, że współczuł wszystkim tym ludziom. Nie obchodził go los tych, których nie zna. - Naprawdę. Znaczy się, niektórych lubiłem, byli spoko, ale większość tylko czekała, aż zrobię coś, co mogą zaraz zanieść na skargę któremuś z profesorów. - Skrzywił się na tą myśl. Jak dobrze, że już mieszka sam. Wreszcie. - Moje już jest zagracone. - Spojrzał wesoło na Sarę. Zupełnie tak, jakby był dumny z tego, że wszędzie ma bałagan. W obecnym mieszkaniu tak jest, w jego domu rodzinnym też tak było. Po pokoju Gregersa walały się puszki, pety raczej nie, bo nie chciał tak denerwować matki, jakieś papiery, gazety, wszystko. ,, Jeden, wielki syf! '' Cytując słowa jego mamy. - Też wszędzie siejesz bałagan? - Zapytał, śmiejąc się pod nosem. Nie lubił pedantów, oj nie. - Nie znoszę ludzi, którzy muszą mieć wszystko poukładane. Zawsze. A spróbuj przestawić o milimetr jakąś rzecz w domu. Zaraz to zauważą i afera przez miesiąc. Masakra. - Pokiwał głową z dezaprobatą. - Lubisz koty? - Colton spojrzał na Puchonkę, unosząc wysoko brwi. Mogłaby po jego wyrazie twarzy, stwierdzić, że Ślizgon nie lubi kotów, ale było wręcz przeciwnie. Uwielbiał je. - Są świetne. I mruczą. W ogóle lubię zwierzęta.
- Chyba bardziej bym wolała zajść do jakiejś galerii sztuki niż do pubu. Czasami odpręża mnie patrzenie na czyjeś bazgroły i uwalnia od zbędnego myślenia. - wyjaśniła z niewinnym uśmiechem i entuzjastycznie skinęła głową. Na Merlina! Sara zgadzała się ze ślizgonem. Niekiedy samotność jest potrzebna i odprężająca niemalże dająca ukojenie człowiekowi. A czasami bywają takie chwile, że Sara sama by się garnęła do jakiejś osoby lub grona osób byleby nie być sama. - Także się jej obawiam, wiesz? Czasami człowiek odczuwa samotność a przebywa w tłumie ludzi. - uśmiechnęła się smutno. Czy mówiła z własnego doświadczenia? Być może coś można by było dostrzec w jej oczach jakby mignięcie jakiegoś nieznanego, ulotnego uczucia? Tak. Postronny człowiek dostrzegłby. O ile byłby piekielnie spostrzegawczy i uporczywie się w nią wpatrywał. Na śmiech Gregersa, drgnęła i podniosła na niego zaciekawione spojrzenie. - Chcę wiedzieć o czym właśnie pomyślałeś? - spytała z niepewnością i uniosła wysoko brew do góry jakby wyczekująco. Natomiast na wzmiankę o jego jakże miłych współlokatorach, Sara pokręciła z niesmakiem głową. Jak ona nie lubiła osób, które wtryniają wszędzie ten swój głupi nochal i tylko nadają do profesorów kto z kim, w jakim zaułku i jeszcze najlepiej o jakiej porze! Wygięła wargi w nieco słodki grymas ( tak wie, że jest słodki bo niestety większość osób jej mówi, że nie umie się krzywić, pf!) i prychnęła cichutko. – Idioci z nich byli. W takim razie gratuluję nowego lokum. Tylko go nie rozwal od razu! - mruknęła rozbawiona i uśmiechnęła się szeroko do niego. - Ja? Bałagan? Oczywiiiście. - Sara przytaknęła łepetyną, przeciągając leniwie swoje ostatnie słowo. - Jestem straszną bałaganiarą i na złość, jeszcze mam tendencję, do gubienia rzeczy! - odparła z oburzeniem i wzniosła oczy do sufitu i ukradkowo przeniosła na niego spojrzenie. - Ja też mruczę. - odparła machinalnie lecz zgodnie z prawdą i … dopiero chwilę później dotarło do niej co też ta wariatka wyznała. Otworzyła więc nieco szerzej oczy. - Znaczy się warczę! Warczę! Ale koty lubię - palnęła szybko i skinęła głową z mina godnego samego aniołka, ha! Może Ślizgon nie zauważy jej pomyłki czy tam przejęzyczenia!
- Lubisz teatr? - Pytanie przyszło mu do głowy, kiedy Sara przyznała, że odpręża ją patrzenie na obrazy. Teatr też posługuje się obrazem, a oprócz tego, wieloma innymi środkami wyrazu. On sam uwielbiał chodzić na spektakle. Może też dlatego, że obserwując aktorów, uczył się, jak dobrze zagrać i być wiarygodnym? Choć to rzadko. Kiedy Sara mówiła o samotności w tłumie, Gregers przypomniał sobie te wszystkie chwile w Londynie. Siedział z chłopakami, których znał od lat, a którzy wciąż tylko go wykorzystywali. Jednak nie znał innych. Ciężko mu było poznawać ludzi. A w ich towarzystwie był samotny, okropnie samotny. Ślizgon spojrzał na dziewczynę i zauważył jakby smutek na jej twarzy. Taki smutny uśmiech, coś w tym rodzaju. Wiedział, bo kiedyś też tak się uśmiechał. - Tak, znam tą samotność. Jest chyba najgorsza. A pomyślałem o... - Już chciał skłamać. Dlaczego nie skłamał? - O czymś beznadziejnie głupim, ale już się ukarałem w myślach. - Odpowiedział dość dyplomatycznie, ale nie skłamał. Dziwne. Kiedy Sara stwierdziła, że jest bałaganiarą, uniósł kciuka, jakby chciał powiedzieć Moja krew. - To dobrze. Wiesz, że ludzie, którzy bałaganią, są bardziej kreatywni? - Zapytał, unosząc lewą brew, po czym uśmiechnął się szeroko. To był utajony komplement skierowany zarówno do dziewczyny, jak i do samego Gregersa. Ach, jak to dobrze powiedzieć sobie coś miłego! - Mruczysz? - Roześmiał się, wyciągnął rękę i opuszkami palców podrapał ją za uchem. - Ale nie warcz na mnie! - Powiedział, zasłaniając się rękami.
Teatr? - powtórzyła po nim jakby po raz pierwszy wymawiała to słowo i zmarszczyła delikatnie czoło. Jasne, że znała to miejsce - jako dziecko musiała tam w końcu łazić co najmniej raz w tygodniu bo wypadało mieć kontakt z kulturą. Sara jednak nie nawiązała żadnego kontaktu z teatrem gdyż była za mała na zrozumienie czegokolwiek ze sztuki. Dopiero później doceniła ów miejsce i od czasu do czasu dawała się tam zaciągnąć by móc obejrzeć i przeżyć wraz z aktorami na deskach teatru jakieś nowe emocje. Brzmi tandetnie? Moożliwe. - Nie jestem może wielką fanką teatru ale cenię go. - odparła powoli i przymrużyła delikatnie powieki. - Chociaż znam i byłam na najważniejszych przedstawieniach, które po prostu trzeba zobaczyć w swoim życiu! - dorzuciła z powagą lecz uśmiech odbił się w jej czekoladowych tęczówkach. Objęła się ramionami gdy ponownie wspomniał o samotności w tłumie i była skłonna mu uwierzyć, gdy stwierdził, że on jej również doświadczył. - Każdy rodzaj samotności jest najgorszy. - odparła z nieznacznym uśmiechem i uniosła wyżej swoją brodę z zaintrygowaniem gdy nie dokończył swojego pytania. A pomyślałem o..? – Sara, spojrzała na niego wręcz z dociekliwością wymalowana na swojej twarzyczce. - Jak powinno brzmieć na prawdę to niedokończone pytanie? - spytała z typową dla siebie ciekawością i zrobiła z warg dzióbek by jej powiedział i czekając sobie na jego odpowiedź, odgarnęła niesforne kosmyki włosów, które niemalże na złość, notorycznie przesłaniały jej widok na Gregersa. Szerszy uśmiech pojawił się z powrotem na jej buzi gdy chłopak, stwierdził, że bałaganiarze są bardziej kreatywni. O taak. Sara z pewnością była kreatywna w każdej dziedzinie. Chyba! - Och! Więc Wielki Ślizgoński Smok uważa się za iście kreatywną bestię? - spytała, mrużąc wesoło oczy i ledwo co zarejestrowała gdy jego ręka wystrzeliła w jej stronę i po chwili poczuła dotyk jego palców na swoim uchu. - Czy ja Ci na kota wyglądam? - zamruczała z rozbawieniem (niech ma Ślizgon!), gdy nie spuszczając z niego swojego wzroku, parsknęła śmiechem. - Powiem Ci, że jedynie jak ktoś mnie obleje wodą to wyglądam jak zmoczony, przestraszony kocur. - dorzuciła zawadiacko i puściła mu oko. A sama uśmiechnęła się z przyjemnością gdy Ślizgon się zasłaniał przed nią rękoma. Dlatego więc dla zabawy sama wyciągnęła rękę i .. poczochrała mu włosy. No dobra.. tak na serio to szukała tych jego słynnych rogów! - Pff, Smoku. Ja tu żadnych rogów nie wyczuwam! Musisz być więc grzeczniutki! - stwierdziła i roześmiała się cicho.
- To chodź kiedyś ze mną. - Spojrzał na Sarę, wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć ,, No bo czemu by nie? " Jemu brakowało kogoś takiego, z kim mógłby po prostu iść do teatru. Jego znajomi w większości nie gustowali w tego typu rozrywce, niestety. Z nimi można było iść się napić. Też fajnie, co by nie mówić. - Polubisz teatr, zobaczysz. - Właściwie cytował teraz swoją mamę. Gregers nie zawsze lubił sztukę. Kiedyś to właśnie ona musiała wręcz siłą zaciągać syna w takie miejsca. Teraz jest jej wdzięczny. -Każdy, który aktualnie doskwiera, nie? To fakt. - Kiwnął głową. - Ale kiedy jesteś po prostu samotny... To znaczy, kiedy nie masz kontaktu z ludźmi, to masz nadzieję, że może jak się otworzysz i wyjdziesz im na przeciw, spotkasz kogoś, z kim się dogadasz. - Westchnął ciężko, po czym dorzucił. - A samotność w tłumie wygląda tak, że poznajesz nowych ludzi. Mnóstwo, ale żaden z nich Ci nie pasuje. Tracisz nadzieję, że jesteś w stanie kogoś polubić naprawdę. Wiesz, o co mi chodzi, nie? - Colton miał wrażenie, że mówi niezrozumiale. Nie przywykł do rozmów na takie tematy. Dlatego zapytał. - Oczywiście, że jestem kreatywny! Jakże by mogło być inaczej? - Uniósł wysoko brwi i uśmiechnął się szeroko. No cóż, to fakt, uważał się za kreatywnego. To znaczy, śpiewać nie umiał. Ani grać. Ani malować, no dobra, nie umiał! Za to robił zdjęcia, jeszcze, jak miał ten mugolski aparat. Lubił uwieczniać chwile. No i kreatywnie myślał rzecz jasna. Ach, Gregersie! - Trochę tak, ale wąsów nie masz. - Rzucił w odpowiedzi na pytanie Sary. Nie wyglądała, jak kot, oczywiście. Żeby się nie obraziła czasem! Chociaż, koty są urocze, więc... Ale ona nie musi tego wiedzieć. - Podsuwasz mi niebezpieczne pomysły. - Zmrużył oczy, kiedy wspomniała coś o zmoczonym, przestraszonym kocurze. Niech ma się na baczności! Kiedy Puchonka zmierzwiła włosy Gregersa, ten roześmiał się. Poczuł ciepło na sercu. Dlaczego? Bo w pewnym stopniu brakowało mu kontaktu, dotyku. Czuł się w tym momencie, jak mały chłopiec, któremu starszy brat czochra włosy, okazując mu przy tym sympatię. Jakże absurdalnie brzmią te słowa, kiedy połączymy je z wizerunkiem Ślizgona! No, ale cóż, to była prawda. Uśmiechnął się do Sary, a w jego oczach mogła zobaczyć błysk.
Spojrzała na niego milcząc przez krótką chwilę i na spokojnie rozważając opcję wyjścia do teatru ze ślizgonem. Nie żeby miała coś przeciwko! Rzecz w tym, że nie wiedziała jaki do końca chłopak ma gust jeżeli chodzi o występy sceniczne. Niezbyt jej się uśmiecha, pójść akurat na jakiś ckliwy spektakl by móc zademonstrować w całej okazałości jak szybko się rozkleja i, że musi siedzieć z chusteczką przy nosie. - Dobra Smoku, wybiorę się z Tobą w wolnej chwili do teatru ale na jakiś ciekawy spektakl! - zastrzegła sobie jeden warunek i uśmiechnęła się szeroko po czym pochyliła głowę wpierw na jedną stronę potem na drugą jakby bez słów się go pytając Skąd wiesz czy już wcześniej nie lubiłam teatru? - Za dużo myślisz, ślizgoński chłopcze. - oświadczyła cicho gdy wysłuchała uważnie co uważa na temat samotności i z delikatnym uśmiechem .. przygładziła mu włosy na czoło. Wyraz rozbawienia przemknął przez jej twarz na widok jego nowej fryzury aka grzeczny Ślizgon lecz po chwili westchnęła przeciągle. - Wiesz, czasami musi minąć sporo czasu aż trafimy na osobę, która odpowiada nam w rozmowach. Albo która może okazać się jakimiś wyzwaniem intelektualnym dla nas. Niekiedy tą osobą staje się ktoś nieznajomy, czasami to dawny przyjaciel a bywa nawet i tak, że z wrogiem także złapiesz wspólny język. - Sara skinęła delikatnie głową jakby na potwierdzenie swoich słów i zacisnęła lekko swoje wargi. – Ale podstawą jest nadzieja. Wszakże musi znaleźć się drugi wariat z którym człowiek umiejętnie się dogada. - dorzuciła puchonka i na jego kolejne słowa zachichotała. - Tak, tak. Jesteś kreatywnym śślizgonem. – potwierdziła, wywracając zabawnie oczami i wskazała na niego palcem. – A śpiewasz chociaż? Bo tańczyć to.. jakoś Ci tam idzie. - mruknęła w swoim buntowniczym tonie i uśmiechnęła się zadowolona po czym pogroziła mu palcem przed nosem. – Niebezpieczne pomysły? Toć ja myślałam, że przebywanie w jednym pomieszczeniu ze ślizgonem jest niebezpieczne. A jeszcze mnie nie zjadłeś! - zamruczała wesoło i wskazała palcem na jego twarz i wykonała śmieszny gest jakby ukazywanie kłów. – Kłów także jeszcze nie pokazywałeś. Jedynie syczałeś na mnie! Może więc powinnam na Ciebie wołać Syczek? - o! A to jest dopiero dobry pomysł! – Gregeeers Ssssyczek. Brzmi świetnie. Tak po ślizgońsku. A jak chcesz być kotem jak ja to wystarczy powiedzieć. Markerem Ci mogę wąsy domalować! - odparła i roześmiała się głośno. Och a wracając do jego nowej ksywki - to gdyby tak się każdemu przedstawiał to Sara by była w siódmym niebie. A nuż może dziewczyna zaraz wyskoczy z pomysłem w zagrania coś? Chociażby w szachy czarodziejów? I wtedy puchonka dałaby mu to na drugi rozkaz! Bo przecież by wygrała! Uśmiechnęła się szeroko na ten pomysł i pokręciła powoli głową, spoglądając na niego. – To raczej Ty podsuwasz mi niebezpieczne pomysły. - dorzuciła Sara może nieco tajemniczo i uśmiechnęła się pod nosem. I bardzo dobrze! Niech się zastanawia, przecież o to chodzi prawda?
Colton spojrzał na nią z dezaprobatą wypisaną na twarzy. - Ja same ciekawe spektakle wybieram! - Mówiąc to, uniósł palec wskazujący. Tak też wyglądał mądrzej. Jak profesor wręcz. Tak, Gregers Colton profesorem, to ci dopiero! Właściwie, on też powinien wymyślić Sarze jakąś ksywkę. Mogłaby na przykład zostać kotem. To znaczy, mógłby na nią mówić Kot. On jest Smokiem, to ona może być Kotem. Tylko jak to brzmi? - Kocie. - Mruknął pod nosem, po czym skrzywił się, uświadamiając sobie, że taka nazwa jest chyba zarezerwowana dla par. Machnął więc ręką, jakby chciał powiedzieć ,, Ach, dam sobie spokój! ". - Właśnie próbowałem wymyślić Ci ksywkę. Wymyśliłem Kota, ale brzmi tak, jakbyśmy byli co najmniej razem, więc zrezygnowałem. - Parsknął cicho. Swoją drogą, uszy mu wręcz puchły, jak słyszał te wszystkie ,, Och słoneczko, koteczku, misiaczku, kochanie ". Och, ach. Koszmar. Pojebało ich do reszty. Kiedy Sara zrobiła mu coś dziwnego z włosami, ten tylko mruknął ponętnie. - Jak wyglądam? Lepiej? Czy tak samo dobrze, jak zawsze? W końcu zawsze wyglądam dobrze. - Powiedział i zmrużył oczy. Jednak najwyraźniej nie był przekonany co do swoich słów, bo po chwili doprowadził te blond włosy do normalnego stanu. Kiedy Puchonka zaczęła mówić o samotności, Gregers przytakiwał tylko. Mądrze mówiła, naprawdę mądrze, musi jej to przyznać kolejny raz. Szczególnie, jeśli chodzi o te wyzwanie intelektualne. Dla niego większość ludzi to idioci. Tak, idioci. Nie ma o czym mówić, przewyższa ich intelektem na tyle, że jest w stanie tylko się z nich śmiać. No, ale nie będzie już opowiadał o tym Sarze. Czuł się żałośnie w takich momentach... - Śpiewam! - Zanucił jakiś utwór na potwierdzenie swoich słów, które okazały się bzdurą. Wył, a nie śpiewał. Zresztą, był tego świadomy, ale chciał zobaczyć reakcję dziewczyny na jego piękny głos. Zaśmiał się pod nosem. - No i robię zdjęcia. To znaczy, dawno nie robiłem, ale jak dorwę aparat, to lubię. - Kiwnął głową i uśmiechnął się. Fajnie było tak uchwycić moment, a zdjęcia na to pozwalały. - Jeszcze nie zjadłem, ale byłem blisko. Niedługo i tak zostaniesz moim obiadkiem. - Gregers ostatnie słowo przeciągnął i zmrużył oczy, jakby sprawdzając, czy Sara nada się rzeczywiście na obiad. Nie zje jej, niech się dziewczyna nie martwi! - Spróbuj to powiedzieć gdzieś w towarzystwie. - Obrzucił ją złowrogim spojrzeniem, przez które przebijały się jednak oznaki rozbawienia. No cóż, brzmiało zabawnie. - A zjem Cię szybciej, niż zamierzałem!
- Och tak! Ciekawe spektakle! Pff! Przecież nie od dziś wiadomo, ze ślizgoni mają spaczone poczucie humoru! - zbuntowała się Sareczka i dźgnęła go lekko palcem w ramię. Taak! Pamiętała o tej jego delikatnej skórze ale lubiła go po prostu denerwować. Czasami nawet tym sposobem sprawdzała na ile może sobie pozwolić i kiedy nie stanie jej się przypadkiem krzywda. Chociaż wtedy by zwiała, na serio. Podobno szybka jest - o ile jej się zachce! Gdy zaczął coś tam mamrotać pod nosem, Sara uniosła wysoko brew do góry i słysząc określenie biednego kota z jego ust – odruchowo przyłożyła mu wierzch swojej dłoni do czoła. - Nic Ci nie jest? - spytała z zawadiackim uśmieszkiem i tylko cudem, powstrzymała się od parsknięcia śmiechem. - Poza tym jestem Sara a nie Kot. - dorzuciła z rozbawieniem i jednocześnie puściła mu oko. Oczywiście, że żartowała! - Doprawdy nie wiem co ludzie mają do nazywania siebie, biednymi zwierzaczkami. – odezwała się i wywróciła oczami. Ona osobiście nie lubiła tak słodzić innym. Bo to po pierwsze, było dla niej za słodkie, za mdłe i kompletnie nie w jej guście. No cóż ona poradzi, że nie lubi takich rzeczy? No może jest z deka szurnięta, o! Uśmiechnęła się, kiwając ze zrozumieniem głową. I proszę państwa znowu jest na wygranej pozycji! Wszakże wymyśliła dla ślizgona aż dwie ksywy! Zmrużyła oczy gdy zapytał się jej jak wygląda i puchonka, spojrzała na niego przeciągle przekrzywiając do boku głowę. - Zrób sobie irokeeza. – poprosiła zamiast tego jak takie dziecko i pociągnęła go prosząco za rękaw i jak spetryfikowana, wpatrywała się w niego gdy zamiast śpiewać ten zaczął wyć niczym wilkołak z Zakazanego Lasu. I oczywiście zachichotała. – To jest wycie! A nie śpiew. W sumie prawie jak tryton z jeziora. - dorzuciła, marszcząc nos by sobie przypomnieć jak z kolei tamto stworzenie skrzeczy lecz wzruszyła drobnymi ramionami. – Aparat musi być genialną rzeczą! Chciałabym uwiecznić parę rzeczy. Hahahahhaaha! A na pewno bym uwieczniła wszystkie Twoje miny! - obiecała mu z przewrotnym uśmieszkiem i skinęła głową. – Oj Ssyczku nie byłeś blisko zjedzenia mnie! I czemu masz mnie zjadać? – spytała ze smutną miną i zrobiła lekko naburmuszoną minę jak taka typowa pięciolatka.
- Ja mam całkiem normalne i Ty widzę, też. - Roześmiał się. Miał wrażenie, że poczucie humoru, to oni mają dość podobne. No, może z pewnymi wyjątkami, bo Gregersa bawi też czarny humor. Nie ma to jak śmiać się z czyjegoś nieszczęścia. Brawo, Colton, brawo ! - Ej, jak ja mogę być Smokiem, to Ty możesz być kotem, bo mruczysz! Ja syczę, a Ty mruczysz. - Wymawiając ostatnie zdanie wskazał najpierw na siebie, a potem na Sarę. Jakby tłumaczył coś obcokrajowcowi. Wyglądało to dość zabawnie. - Ale taaa. - Skrzywił się. - Też tego nie lubię. Koteczku, myszko, miśku, no do cholery, co to ma być? Może niech założą zoo. Będzie jeszcze słonik, kózka i małpka. No i paw. - Gregers wymienił zwierzęta z pewną dozą irytacji w głosie, co musiało zabrzmieć nieco dziwnie. Może nawet zabawnie. No, ale cóż. Takie nazwy są żałosne, doprawdy, żałosne, a przynajmniej według Coltona. Kiedy Sara poprosiła go, by zrobił sobie irokeza, obrzucił ją spojrzeniem pełnym dezaprobaty. Co to, to nie! Wyglądałby, jak pomylony. Mógłby zrobić do tego psychodeliczny uśmiech, idealnie. - Nie podoba Ci się mój piękny głos? - Chwycił się za serce, jakby to wręcz bolało. Przecież tak pięknie śpiewa! No dobra, fałszuje, ale można się podroczyć. - Aparat mnie lubi. - Powiedział, odgarniając włosy z twarzy i przybierając piękny, szeroki uśmiech. Jakby chciał pokazać Sarze, że wspaniale wychodzi na zdjęciach. No, a nie?! - Mam wymienić powody, dla których chcę Cię zjeść? Przede wszystkim - zabrałaś moje fajki! To wystarczy, żebym Cię zjadł, a do tego dodatkowe rzeczy, no i mamy sytuację patową. - Rozłożył ręce w geście bezradności. Jak mus, to mus.
-Ja już chyba także mam spaczone. Jak Ty. – wymamrotała z upartą miną gdy zaakcentowała poszczególne ostatnie słowa i skryła rozbawiony uśmiech. Strzeliła także swoimi palcami i przeciągnęła się z leniwym pomrukiem - oczywiście jak na kota przystało! – Warczę jeszcze. Mam więcej umiejętności, ha! - dorzuciła i wyszczerzyła się niewinnie po czym uniosła palec do góry i zakręciła nim w powietrzu jak dyrygent by kontynuował swoje przemówienie. Musiała chyba nawet podobnie się skrzywić jak Gregers bo jak ten zaczął wymieniać inne zwierzaczki to Sara miała minę nietęgą. – Nie lubię niczego takiego pieszczotliwego. To jest dobre dla innego typu dziewczyny, o! - zamruczała cicho i skinęła stanowczo głową i wnet wzdrygnęła się nieznacznie jakby ktoś wylał jej na głowę wiadro lodowatej wody. Brr, okropieństwo! Jednakże bawiła ją ta jego irytacja gdy wymieniał coraz to zabawniejsze zdrobnienia nazw dla drugiej ( na serio pomylonej!) osoby. Wygięła też wargi w podkówkę gdy nie chciał zrobić sobie irokeza – przecież Sara by mu pomogła! Przecież to taka dobra duszyczka! – i już w głowie obmyśliła sobie plan, że kiedyś namówi go na to. Bądź się najzwyczajniej w świecie z nim o coś założy. – Masz na myśli te wycie? – spytała rezolutnie nawiązując do jego śpiewu i wydała z siebie takie teatralne – Och!– Gregers, to było wspaniałe! W Zakazanym Lesie byś mógł koncerty życzeń dawać! - zaintonowała głosem, wielkiej fanki i nadstawiła nieco swojego karku by pokłonić się temu wyjącemu śpiewakowi. Powinien to docenić! Wywróciła jednak oczami gdy stwierdził, że aparat go lubi i Sara jedynie parsknęła cichym, zduszonym śmiechem. – Z pewnością obiektyw wręcz Cię kocha! – odparła posyłając mu rozbawione spojrzenie. Jednak najbardziej ubawiła ją reakcja na jego lament odnośnie tych niedobrych i niesmacznych papierosów. – Ja jedynie zapobiegłam temu byś ich nie zgubił, o! A Ty chcesz za moją dobroć i puchońskie serce mnie zjadać! I jestem bardzoo ciekawa tych innych rzeczy, Syczek! – odparła, mrużąc oczy i nagle się szeroko uśmiechnęła. – Sytuację patową? Uwierz, że w trzech ruchach bym Cię zaszachowała. – oznajmiła pewnie i zadarła wysoko swoją brodę, phie. Też mi sytuację bez wyjścia sobie Ślizgon znalazł, ha!
- Zależy, co przyjmiemy za normę. - I znów ten łobuzerski uśmiech. Gregers Colton to chyba ostatnia osoba, której ktokolwiek powierzyłby ustalanie norm. U niego poczucie tego, co jest normalne, już dawno się zachwiało. Kiedy Sara stwierdziła, że nie lubi pieszczotliwych określeń, spojrzał na nią ze... zdziwieniem, a trochę z uznaniem. W prawdzie nie miał jeszcze dziewczyny ( dacie wiarę? ), ale jak chciał którąś zbajerować, to takie słowa zawsze działały. Choć rzygać mu się chciało, jak ich używał. Słoneczko, chodź. A ta za nim leciała. Działało prawie we wszystkich przypadkach. Może dlatego, że były po prostu Tępe? - To dobrze. - W końcu to też świadczyło o inteligencji Sary, która nie leci na takie słodkie powiedzonka. - A zobaczysz, że dam koncert w Zakazanym Lesie! Wszyscy przyjdziecie, jak usłyszycie mój wspaniały głos! - W zasadzie, dawno tam nie był, a lubił to miejsce. Oczywiście tylko dlatego, że było zakazane, ale to już swoją drogą. Może nie będzie tam śpiewał, ale mógłby po prostu się powłóczyć. Dobry pomysł, Gregersie. - Zobaczysz! - Powtórzył, by podkreślić, jak bardzo jest tego pewien. Oczywiście żartował, bez przesady, aż tak zadufany w sobie nie był. - Ale ja świetnie sobie radzę z pilnowaniem własnych rzeczy. - Zmarszczył brwi. - No, pierwszy raz ktoś mi coś zabrał, a nawet więcej - uszło mu to na sucho! - Spojrzał na Sarę, wzruszył ramionami i dodał. - Jakbym bardzo chciał, to już bym Ci je zwinął. - Ot co! Kiedy Puchonka stwierdziła, że zaszachowałaby go w trzech ruchach, ten uniósł wysoko brew. - Chyba śnisz. - Zmrużył oczy i utkwił w dziewczynie swoje uważne spojrzenie.Po chwili szybkim ruchem wyciągnął różdżkę z kieszeni szaty, wykonał obrót nadgarstkiem, po czym wypowiedział zaklęcie. - Accio! - I papierosy już były w jego ręce. Posłał swojej towarzyszce spojrzenie, które wręcz mówiło ,, I widzisz? ", po czym wyciągnął zapalniczkę i odpalił fajkę. - Tu się nie pali, wiem. - Zaciągnął się dymem i podszedł do okna. - Ale nałóg mi każe. - Rozłożył ręce w geście bezradności. No co biedny, umęczony Gregers poradzi?
Sareczka słuchała go i uśmiechała się pod nosem. Zabawnie chłopak mówił, oj zabawnie! Szczerze mówiąc, puchonka dawno tak dobrze się nie bawiła a zwłaszcza gdy miała okazję do dręczenia, denerwowania i drażnienia drugiej osoby! Rzecz jasna przybrała niewinną minę i siedziała grzecznie na podłodze jak ten aniołek – aniołek z ze złośliwymi i figlarnymi iskierkami w swoich oczach. Tak jakby się już namyślała co tutaj przeskrobać i wyjść z opresji cało! W pewnej chwili panna Sullivian, skinęła głową i zasalutowała mu, szczerząc się wesolutko - A dostanę bilet na koncert? I jakąś fajną miejscówkę mi zajmij oraz zacznij ćwiczyć rozdawanie autografów! - rzekła jak przystało na zapaloną fankę i uśmiechnęła się olśniewająco, ukazując wtem szereg białych zębów. Parsknęła jedynie śmiechem gdy na nowo rozpoczął temat zabrania mu fajek i Sara zrobiła wielkie oczy. - Och więc byłam pierwsza i nadal żyję? - spytała z ciekawością i roześmiała się cicho. W takim razie naprawdę sobie na dużo Sareczka pozwala skoro do tej pory żyje i ma się całkiem dobrze! Skinęła również swoją jasną łepetyną na znak, że wie o tym, że gdyby zechciał jej odebrać swoją własność – to nie oszukujmy się – już dawno by jej wyrwał swoją ukochaną a aktualnie wymiętoloną paczkę z zaledwie z kilkoma papierosami! Dlatego też dziewczę to, nie było zbytnio zdziwione gdy Gregers użył zaklęcia przywołującego i paczuszka wskoczyła mu do ręki. – Wiesz jaki jest łatwy sposób na pokonanie tego nałogu? – zapytała zamiast tego zwodniczo przemiłym i przesympatycznym głosem i uśmiechnęła się szeroko do niego gdy wyjęła zza swojego prawego ucha swoją ukochaną, cisową różdżkę. – Ostudza się go. – rzekła z iście rozbawionym uśmieszkiem i mrużąc nieznacznie swoje powieki, niewerbalnie zawołała Aquamenti! - i z jej różdżki wyleciał strumyk wody, który pognał w stronę .. Gregersowego papierosa jak i w samego chłopaka, na co dziewczyna uśmiechnęła się z godnością. Podniosła się także dla pewności i stojąc wyprostowana jak struna, skłoniła mu się i zgrabnym ruchem przybliżyła swoją różdżkę do warg jakby chciała zdmuchnąć z niej szary obłoczek. Niczym z pistoletu oczywiście! Tak, to ten sam gest. - Szach mat. - szepnęła z satysfakcją i puściła mu oko gdy z radosnym śmiechem, odtańczyła w miejscu taniec zwycięstwa. A co!
- Rozdawanie autografów już przećwiczone. - Uśmiechnął się szeroko tak, jak aktorzy na czerwonym dywanie. - W końcu to najlepsza część występu, nie? - Powiedział, po czym napisał coś w powietrzu, demonstrując, jak to on ładnie i szybko potrafi wypisać autograf. Ma się tą wprawę, nie? - Bilet? Za darmo? Chyba żartujesz, ludzie grube miliony płacą za takie rzeczy! - Uniósł wysoko głowę. Palił sobie spokojnie papierosa, delektując się wręcz każdym pociągnięciem, kiedy zobaczył, że Sara również wyjmuje różdżkę zza ucha ( swoją drogą, ciekawe miejsce ) i nawet nie zdążył się schylić, gdy strumień wody zgasił fajkę. Nie dość, że stracił papierosa, to jeszcze był cały mokry. Gdyby nie to, że lubił tego Puchońskiego diabła, obrzuciłby go jakąś pokaźną wiązanką i wyszedł z sali. Jednakże tym razem, po prostu wyjął ostrożnie paczkę, żeby sprawdzić, czy jego skarby się nie zniszczyły. Sara ma szczęście, że były suche. Chłopak tylko zrobił minę obrażonej, starszej pani - Suszarkę poproszę! - Powiedział wysokim głosem i już chciał wyjąć z paczki kolejnego papierosa, kiedy uświadomił sobie, że lepiej nie. Nie wiadomo, kiedy tej dziewczynie przyjdzie do głowy wyjąć różdżkę i oblać go wodą. Zapali później, jak Sara już zapomni. Uśmiechnął się pod nosem.
Gdy dalej odstawiła swój plemienny dziki taniec radości - swoją drogą to dopiero po jakiejś minucie doszedł do niej fakt, że jej taniec był wystawiony na widok publiczny więc nagle przestała odstawiać swoje przedstawienie i znienacka wycelowała w niego swoją różdżką, którą mu najzwyczajniej pogroziła! - Ależ ja nie znam zaklęcia rozgrzewającego! - zrobienie wielkich oczu i fakt, że Sara kiwała zapalczywie głową nie jednego by wprowadził w błąd. Bo jak to możliwe by ta niedobra puchonka nie znała jakiegoś zaklęcia? W głowie miała istną encyklopedię jeżeli chodziło o zaklęcia standardowe, uroki, przeciwuroki i wszelkiej maści klątwy! Z tego ostatniego najrzadziej korzysta bo jednak Sareczka jest całym sercem za białą magią aniżeli za czarną. Tak więc stojąc w dość dziwacznej a nawet i zabawnej pozycji i unosząc wysoko głowę do góry, sekundę później poprawiła się i stanęła po ludzku jak człowiek i uśmiechnęła się szeroko do ślizgona. - A kto odkrył Twój wyjący talent, co Ssyczek? - spytała z rozbawieniem i uśmiechnęła się łobuzersko do chłopaka. A jakby nie wiedział co odpowiedzieć to Sara wskazała na siebie dwoma palcami i przytaknęła powoli głową z miną mówiącą no dalej, przyznaj mi rację! Zlustrowała także swoimi tęczówkami mokrego ślizgona i zachichotała na jego widok. W sumie wyglądał jak jedno nieszczęście ale co tam! Sara w zadumie potarła palcami swój podbródek i uśmiechnęła się zawadiacko. - Teraz wyglądasz jak jakiś podwodny smok. Tylko kłów brrak. - zaintonowała z miną znawcy i spojrzeniem powędrowała do jego suchej (!) paczki papierosów. Panna Sullivian zagryzła swoje wargi i pokręciła nad swoją ślepotą i westchnęła cierpiętniczo, że jej zadanie nie wyszło do końca tak jak chciała.
- Widzę, że też masz wiele talentów artystycznych. - Gregers roześmiał się, kiedy Sara podrygiwała, a raczej odstawiała skoczne tańce przed nim, chcąc najwyraźniej uczcić swoje ,, zwycięstwo '' . Ha, zwycięstwo, dobre sobie! - Nie znasz, mówisz... - Spojrzał na nią z miną w stylu ,, No zabawne, zabawne ", po czym zrobił bardziej groźną minę i przybrał inny ton. - To. - Powiedział, wskazując na swoje ulizane w tym momencie włosy. - Ma wyglądać tak samo wspaniale, jak wcześniej! Kiedy Sara zapytała o niezwykły talent chłopaka, ten uniósł wysoko głowę. Wyglądało to nieco zabawnie w połączeniu z fryzurą mokrego psa. - Nie kto inny, jak ja! - Powiedział, wskazując kciukiem na siebie. Oczywiście, że on sam, w końcu ma świetny gust muzyczny i słuch, jak to się mówi - absolutny. Jak ci kompozytorzy i inni tacy. Gregers przemilczał komentarz Puchonki o podwodnym smoku, obrzucając ją tylko złowrogim spojrzeniem, natomiast wielką satysfakcję sprawiła mu niezadowolona mina dziewczyny, kiedy dostrzegła, że paczka z papierosami pozostała sucha! Tak, sucha! - Coś Ci chyba nie wyszło. - Powiedział, po czym przejechał palcem wskazującym od zewnętrznego kącika oka po policzek, jakby chciał narysować tam łezkę. To takie smutne.
- To żaden talent. Niestety nie jestem utalentowana w większości rzeczach i niezła ze mnie łamaga. - stwierdziła szybko Sara i machnęła dłonią w powietrzu lecz jej oczy w dalszym ciągu były wlepione w jego paczkę papierosów. Dziewczyna westchnęła cicho i koniec jej różdżki nieco zadrgał jednak nie ze strachu aczkolwiek z niezdecydowania. W końcu nie rzuci kolejnego tego samego zaklęcia, prawda? Tak więc wolną ręką podrapała się po nosie i dopiero na jego słowa czy też na wychwalanie swej osoby pod niebiosa - Sara rzuciła ku niemu rozbawione spojrzenie i powędrowała swymi ślepiami po jego nieco ulizanej fryzurze. Wargi znowu ją zadrgały nieznacznie gdy krople wody rytmicznie skapywały z jego włosów jak i z reszty ubrań, na co Sara koniec, końców uśmiechnęła się delikatnie. - Coś tam znaam. – odparła powoli jasnowłosa osóbka i podniosła nieco swoją różdżkę. – Silverto! - odparła pewnym głosem i wykonała wręcz naturalny ruch nadgarstkiem, gdy rzuciła na niego zaklęcie suszące i uniosła do góry brew. - Coś jeszcze mam Ci wysuszyć, wydłużyć, obciąć bądź przefarbować? - spytała w żartobliwym tonie i uderzyła lekko swoją różdżką o wnętrze drugiej dłoni gdy zerknęła na niego zaciekawiona. - Och wzięłabym udział w jakimś pojedynku! - westchnęło ciemnookie dziewczę i wygięła swoje wargi w podkówkę. Może to dziwne, ale ona odnajdywała w tym rozrywkę i relaksowała się - chociaż niekiedy często zaliczyła Skrzydło Szpitalne, ale pff.
- Och, dziękuję. - Wywrócił oczami. Kiedy Sara wspomniała coś o pojedynku, na twarzy Coltona pojawił się łobuzerski uśmiech i błysk w oku. Jak on dawno się nie pojedynkował, oj dawno. Może nie znał zbyt wielu zaklęć, bo w końcu na zajęciach bywał od wielkiego dzwonu, ale lubił to. Rywalizacja, rywalizacja, rywalizacja. Jedno z ulubionych zajęć Gregersa. Rywalizacja i trochę adrenaliny, a to wspaniałe połączenie. - Ja też. - Powiedział, wyjął różdżkę z kieszeni i zaczął się jej przyglądać, po czym spojrzał na Sarę. - To jak? - Jego wzrok mówił I tak wygram, nie łudź się. Choć co prawda nie powinien być tego taki pewien, bo w końcu Puchonka zna o wiele więcej zaklęć, niż on, ale ta pociągająca chęć rywalizacji, nie pozwoliła mu stwierdzić skromnie ,, Ach, to musisz kogoś znaleźć, bo ja raczej przegram." Zresztą, nie powiedziałby tak w żadnej sytuacji. To Gregers Colton, a nie jakiś skromny chłoptaś z niską samooceną.
Tej dziewczyny nie trzeba było dwa razy zapraszać do pojedynku. Strzeliła palcami i uśmiechnęła się szeroko gdy przesunęła się na środek pokoju. Zaczęła podwijać rękawy swojej śnieżnobiałej koszuli do zgięcia łokcia i leniwym ruchem swoich palców, odgarnęła włosy ze swoich czekoladowych ocząt. - Przekonajmy się jak walczą smoki. - wymruczała powoli i uniosła brew do góry. - Żadnych forów? - spytała dla pewności gdy stojąc w pewnej odległości naprzeciw niego, uśmiechnęła się zadziornie i roześmiała się z rozbawieniem gdy dostrzegła błysk w jego oczach jak i spojrzenie ślizgona, mówiące, że i tak wygra. - Chyba, że chcesz się znowu o coś zakładać. - stwierdziła z ciut złośliwym uśmiechem i zatupała sobie jak dziecko, które czeka na zabawkę - a w jej wypadku na pojedynek ze ślizgonem. Spojrzała na niego także z cieplejszym uśmiechem i skłoniła się jak przystało na czarodzieja podczas walki na zaklęcia i z powrotem się wyprostowała. Och była diabelnie ciekawa jak to wszystko wyjdzie i .. czy bardzo zniszczą pokój gdy któreś z nich za bardzo poniesie podczas tej zabawy.
- Zakładać się nie będę - Wzruszył ramionami i przerzucił różdżkę z ręki do ręki. - Pojedynek sam w sobie jest przyjemnością. - Powiedział, po czym stanął w pozycji gotowej do ataku. Kobiety z reguły mają pierwszeństwo, ale cóż. Tym razem on pozwoli sobie zacząć. Chwycił pewnie różdżkę, zmrużył oczy, rozejrzał się po sali, a w jego głowie pojawił się pewien pomysł. A jakby tak trochę zdezorientować Sarę? - Confundus! - Wymówił zaklęcie dezorientujące, jednakże odbiło się ono gdzieś od ściany i wyleciało przez otwarte okno. Cholera. Swoją drogą, ciekawe, kogo trafi. Gregers potrząsnął głową, spojrzał na Puchonkę i przygotował się do obrony.
Sara stała wyprostowana, dzielnie dzierżąc różdżkę w swojej dłoni i uśmiechała się pod nosem. Na jego słowa także delikatnie wzruszyła ramionami i zachichotała jak przybrał bojową pozę - niczym wąż szykujący się do ataku! Puchonka w takim razie przybrała inną pozycję i na lekko ugiętych nogach, pochyliła się do przodu by w razie czego rzucić Zaklęcie tarczy.. lecz ku jej wielkiemu zdziwieniu, zaklęcie ślizgona śmignęło tuż koło niej, odbiło się od ściany i .. wyleciało przez okno. Sareczka przez krótki moment była zdezorientowana i bez trafienia tymże zaklęciem i powoli przeniosła swoje spojrzenie z okna na Gregersa. - O! – zdążyła wykrztusić, gdy otworzyła szerzej oczy i parsknęła cichym śmiechem po czym mrużąc oczy, przesunęła nieco swój ciężar ciała na prawą stronę i posłała w jego stronę nie za silne Zaklęcie Zniewalających Łaskotek! – Rictusempra! - zawołała wtem śpiewnie i czerwonawy promień pognał z szybką prędkością wprost w stronę ślizgona a, że celowała w jego żołądek to być może, chłopak i umknie z jego toru?