W tej przestronnej klasie na trzecim piętrze odbywają się lekcje zaklęć. Dwa rzędy dwuosobowych ławek czekają na uczniów. Duże okna przepuszczają wiele światła, co nadaje klasie przestronny wygląd. Na regałach po prawej stronie znajdują się wszelakie przedmioty na których można ćwiczyć zaklęcia. Na ścianach wiszą natomiast tablice na których są wypisane podstawowe zasady pojedynkowania się.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - zaklecia
Wchodzisz do Klasy Zaklęć, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Zaklęcia. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Podaj ogólną definicję zaklęcia i opisz, co wpływa na jakość czaru. 2 – Przedstaw szczegółowo zagadnienie zaklęć niewerbalnych. 3 – Podaj po dwa przykłady zaklęć z każdej z grup: zwykłe, ofensywne, defensywne. 4 – Podaj dwa rodzaje przysięgi wieczystej i opisz na czym polegają. 5 – Podaj trzy zaklęcia, do których można dobrać inne przeciwzaklęcia (podaj je) niż Finite. 6 – Podaj trzy zaklęcia ochronne (np. zabezpieczenie terenu przed ludźmi) oraz opisz działanie każdego z nich.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Odpowiednimi zaklęciami uruchom mały tor przeszkód, aby piłka mogła dotrzeć na jego koniec. (Piłka na początku toru - musi spłynąć rynną - wyczarować wodę; dociera do zbyt małej bramki - powiększyć; zbiorniczek z wodą - zamrozić zanim piłka wpadnie do wody; dźwignia - nacisnąć odpowiednim zaklęciem - wtedy piłka dociera na koniec toru). 2 – Zadziałaj na ciecze w wazonach - w pierwszym oczyść, w drugim doprowadź do wrzenia, w trzecim zamroź. 3 – Przejdź przez mały labirynt (musisz obronić się przed stworzeniem, zaatakować jedno oraz pokonać dwie pułapki). 4 – Powiel kamień, a następnie wyrzeźb węża, lwa, borsuka i kruka. Zaznacz ognistym znakiem te zwierzę, do którego domu przynależysz. 5 – Spowolnij trzech przeciwników odpowiednim zaklęciem, a następnie unieruchom każdego za pomocą trzech różnych czarów. 6 – Zadziałaj na cztery przedmioty zaklęciami z każdego żywiołu.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Zaklęcia:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Spoiler:
Wszystkie rozważania o magii przerwał dźwięk tłuczonego szkła w witrażu, który posypał się barwnymi, migoczącymi kolorami. Coś wpadło do pomieszczenia, zatrzepotało ogromnymi skrzydłami. Upierzenie ciała białe z szaroniebieskim nalotem, srebrne pokrywy skrzydeł. Lotki pierwszorzędowe czarne, drugorzędowe szare. Linia upierzenia na czole prosta. Na głowie i szyi nastroszony czub. Dziób długi i potężny, żółty. Odnalazł nieporadnie odbiorcę wiadomości @Alistair Keane. Był ranny, z tułowia sączyła się krew, która tworzyła plamki na posadzce. Wystawił łapę z niewielkim liścikiem, ona też krwawiła.
Professor ordinarius incantationibus et defensio adversus artium obscurorum, carminibus praevaricator, Alistair Keane
Szanowny stryju, zwracam się z prośbą o natychmiastowe pojawienie się w mojej prywatnej posiadłości. Sam wiesz gdzie, sam wiesz jak. Wybacz mi lakoniczność, ale to sprawa delikatna i niecierpiąca zwłoki.
Było naprawdę w porządku. Profesor okazał się być kompetentny i nie zjadał studentów na śniadanie, ale wydawał się być także surowy i profesjonalny, co bardzo cieszyło Ruth, która liczyła na to, że w tym semestrze nauczy się jak najwięcej - w końcu żeby przyjęto ją do pracy w departamencie i żeby mogła jeździć w teren musiała żonglować zaklęciami jak wyborowy sztukmistrz. Uśmiechnęła się nieznacznie i właściwie humor jej się bardzo poprawił. Ciekawe, że chwilę temu jeszcze panikowała poprzez fakt, że musiała zabrać głos, podczas gdy teraz siedziała spokojna i zrelaksowana. Wracała stara Ruth, która nie robi z igły wideł i podchodzi do każdej sprawy z pewną dozą optymizmu. I taki stan potrwał by pewnie do końca lekcji, gdyby nie fakt, że sowa, która wleciała do pomieszczenia przywlokła w pazurach, czy gdziekolwiek tam ona to zielsko transportowała kilka liści pokrzywy z łodygą. Musiała gdzieś wpaść po drodze w dzikie zarośla, choć Ruth nie bardzo to już interesowało, bo bardziej była zainteresowana fatalnym stanem ptaka. Och, jak ona nie znosiła ptaków... Na jej nieszczęście siedziała prawie pod samym biurkiem profesora i kompletnie nie zauważyła, kiedy wsadziła rękę w zmięte listki, które dzięki frywolnemu machaniu skrzydłami sowy opadły na jej biurko. Nie minęło wiele czasu, kiedy przypadkowo dotknęła tą ręką twarzy, zakrywając sobie usta i wciągając powietrze. Wtedy zauważyła, że coś ma na palcach. Listek pokrzywy. No pięknie. Pozna te liście z kilometra. Tak uczulonym na cokolwiek, jak Ruth była na pokrzywę być się chyba nie dało. Poczuła, jak zaczyna ją swędzieć szyja. Momentalnie strzepnęła ziele z ręki i zerwała się z miejsca, żeby sprawdzić, czy nie ma gdzieś pozostałości na ubraniu. -Ty przeklęta sowo - wycedziła mając gdzieś, czy ludzie się na nią patrzą, czy nie.Przyłożenie sobie do ust czystego czynnika alergotwórczego nie wróżyło nic dobrego. Szczególnie, że chwilę potem jej ręce również zaczęły pokrywać się czerwonymi plamami. -Profesorze, bardzo przepraszam, ale muszę iść do skrzydła szpitalnego - rzuciła przepraszająco i puściła się biegiem do drzwi wyjściowych. Co za głupie ptaszysko! Jak ona nienawidzi ptaków...
Alistair zamierzał zabrać się za bardziej praktyczną stronę zająć widząc obecny stan rzeczy na lekcji lecz poczta, która przyleciała ranna. Zaraz po tym, kiedy otrzymał zakrwawiony list, to najpierw uleczył ptaka odpowiednimi zaklęciami, odesłał, przeczytał list, po zerknął na uczniów. - Wybaczcie, ale dzisiejsze spotkanie dobiega końca, na najbliższych zajęciach bądźcie przygotowani na pojedynki, w szczególności osoby najmniej aktywne dzisiaj. Nie bójcie się, nie zapomnę o was. - Powiedział na tyle poważnym tonem, by nikt nie zdawał pytań i żeby każdy uczeń wypełnił jego polecenie. Postanowił powiedzieć, jak najmniej, choć liczył się z tym, że plotki jakieś pewnie wyjdą... Ciekawym zbiegiem okoliczności jest fakt, że coś się musi dziać akurat w momencie, kiedy jest w Hogwarcie... Starych czasów powrót węszył czarodziej. Czas pokaże. Tak czy inaczej prędko wyszedł z sali zabierając swoje najcenniejsze drobiazgi i poszedł za Ruth w nadziei, że uda mu się ją dorwać, wolał działać dyskretnie, nigdy nic nie wiadomo...
zt dla wszystkich, punktów z tej lekcji nie rozdaję.
Pod salą zaklęć tłoczyła się już mała kolejka. Zza drzwi dobiegały różne hałasy, wybuchy i szereg innych dźwięków sugerujących, że zmagania do łatwych nie należały. Maddie założyła ręce i westchnęła głęboko. Nie chciało się już jej czekać, więc kiedy tylko drzwi się otworzyły, wepchnęła się przed kolejnego puchona, nie zważając na ogólne niezadowolenie i prostesty. Odwróciła się tylko na moment w stronę kolejki, pokazując ludziom niezbyt miły gest sugerujący, że mają się odwalić. W sali było ciepło, ze stołu unosił się dym, a w powietrzu czuć było swąd spalonych włosów. Wydaje się, że jej poprzednik nie mógł być zadowolony ze swojego wyniku. Mad spojrzała na profesora - wciąż miała założone ręce i skrzywioną minę. - WITAM PANNO SWINTON. ZACZNIJMY MOŻE OD SPRAWDZENIA PANI WIEDZY NA TEMAT... ZAKLĘĆ NIEWERBALNYCH - poczuła się urażona. Czy ten pachołek właśnie zasugerował, że ona może czegoś NIE WIEDZIEĆ na temat tego typu magii?! Wydęła usta i zmrużyła oczy. - Panie Blythe - nie sądzi pan chyba, że mogłabym czegoś na ich temat nie wiedzieć? Zresztą w pańskim towarzystwie trudno nie zgłębić wiedzy na ten temat... - Puściła do niego oko, skrzyżowała nogi lekko wychylając się w jego stronę i składając ręce za plecami. Nie było to jednak zalotne spojrzenie, a raczej wyzwanie z nutką ironii. Nie uszło to uwagi czujnego profesora - Panno Swinton, już dostatecznie nadwyrężyła pani moją cierpliwość w trakcie egzaminu z Obrony Przed Ciemnymi Mocami... RADZIŁBYM, żeby natychmiast zaczęła się pani zachowywać albo będę zmuszony napisać list do pani ojca. - Wiedział, że to jest czuły punkt, który zadziała piorunująco. Zmazał uśmiech z jej twarzy, a w oczach ujrzał strach. - Panie Blythe... chyba nie jest pan aż tak okrutnym człowiekiem? - Rzuciła z przekąsem, choć w jej oczach błyszczało przerażenie. Puścił tą uwagę mimochodem, bo wiedział, że nie ma sensu wciągać się w gierki słowne. Maddie zaczęła więc odpowiadać - głos jej drżał, ale jej wiedza w tym zakresie była dość obszerna - imponowała jej ta zdolność i sama chciała kiedyś ją posiąść. Wydawała się jej niezwykle przydatna. Zwłaszcza do jej niecnych planów względem młodszych i słabszych uczniów. Wiedziała, że pewnie zanim uda się jej opanować tą zdolność, zapewne będzie tak stara jak Blythe albo nawet starsza, a taka myśl ją przerażała, ale jednak uparcie twierdziła, że ją zdobędzie. Zaczęła nawet ćwiczyć - o! - Bardzo dobrze Swinton. - Skinął egzaminator. - PROSZĘ WIĘC TERAZ ZAPREZENTOWAĆ W PRAKTYCE, JAK RADZI SOBIE PANI Z ZAKLĘCIAMI - MUSI PANI SPOWOLNIĆ TE TRZY CHOCHLIKI KORNWALIJSKIE, A NASTĘPNIE OGŁUSZYĆ JE TRZEMA RÓŻNYMI ZAKLĘCIAMI! - Kończąc, uwolnił małe istoty z klatki. Maddie wciąż jednak drżała na myśl o tym, jak jej ojciec mógłby zareagować na taki list od profesora... Zaabsorbowało ją to tak bardzo, że nie umiała się skupić na tym, co Blythe do niej powiedział. On również nie zauważył, że otworzył klatkę w nieodpowiednim momencie. Dziewczyna nie podniosła różdżki, a chochliki już zdążyły zaatakować jej twarz, szarpiąc za włosy i próbując podnieść ją do góry za szaty. Mad zaczęła krzyczeć, miotając dookoła zaklęciami - niektóre z nich były naprawdę trudne i normalnie profesor doceniłby pewnie ich złożoność, ale teraz zaczął poważnie obawiać się o swoje i jej zdrowie, więc sam opanował rozjuszone maluchy i zapędził do klatki jednym machnięciem ręki. - JEST PAN OKROPNY! - Wrzasnęła Maddie. Stała z czerwoną twarzą, mocno ściskając różdżkę w dłoni, z rozwianymi na wszystkie strony włosami i ciężko dysząc. Jej oczy błyszczały wściekłością i upokorzeniem. Nie poradziła sobie z CHOCHLIKAMI KORNWALIJSKIMI! Co za poniżenie... Łzy spłynęły jej po policzkach, ale nie zaczęła szlochać. Po raz drugi w trakcie OWuTeMów potraktował ją tak okropnie. Może i sobie zasłużyła, ale jak mógł? JAK? - Proszę się opanować Swinton, bo za chwile powie pani więcej, niż by pani chciała. Wyszło pani miernie, ale doceniam część z zaklęć, którymi miotała pani na lewo i prawo. Doceniam też pani wiedzę i umiejętności zaobserwowane na zajęciach. Powyżej Oczekiwań, a teraz proszę wyjść i się ogarnąć. - Nie dotarł do niej sens tych słów. Zresztą gdyby nawet zrozumiała, że dostała cudem wysoką ocenę i tak byłaby wściekła i rozżalona - może nawet jeszcze bardziej. Byłaby goowa splunąć mu w twarz za to jak się poczuła... Wychodząc trzasnęła jeszcze drzwiami. Zatrzymała się na chwilę przed grupką uczniów w kolejce, którzy patrzyli z przerażeniem na jej stan fizyczny. Musieli też słyszeć jej nieludzki krzyk. - BOO!! - Krzyknęła nagle, wychylająć się w ich stronę. Odskoczyli o krok i podnieśli ręce. Zaśmiała się, choć widać było jeszcze ślady łez na jej policzkach. Odwróciła się i odeszła pogwizdując i wymachując różdżką z której wylatywały snopy iskier. Czerwonych iskier. Jak wściekłość, która w niej kipiała.
Przyszedł czas na jej pierwszy egzamin. Zaklęcia. Przed wejściem na salę odetchnęła jeszcze głęboko, poprawiając szatę i przypominając sobie w myślach, że nie może ponieść porażki. Nie na zaklęciach. Wkroczyła do Sali i po rzeczach organizacyjnych, przystąpiła do egzaminu. Postanowiła zacząć od teorii, która poszła jej bardzo dobrze. Może to wydumane ego, a może po prostu osiadła na laurach, ponieważ przy zadaniu z praktyki, coś poszło nie tak. Miała zadziałać na ciecze w wazonach - w pierwszym oczyścić, w drugim doprowadzić do wrzenia, w trzecim zamrozić. Po prostu pomyliła kolejność, co ewidentnie nie przypadło do gustu egzaminatorom. W każdym bądź razie wyszła zadowolona.
Ostatnio lekcje zaklęć w wykonaniu Ramireza odbywały się dość rzadko, więc profesor postanowił trochę to odbić i zorganizować zajęcia, ana których poćwiczą aż dwa czary. Pojawił się w sali długo przed oczekiwaną lekcją mając nadzieję, że przynajmniej kilkoro sympatyków jego zajęć przyjdzie wcześniej i zada kilka pytań. Nie mylił się - cały kwadrans przed rozpoczęciem zajęć dyskutował z podopiecznymi i odpowiadał na poruszane przez nich zagadnienia. Gdy nadszedł czas rozpoczęcia zajęć klasa pękała w szwach - co w gruncie rzeczy nie dziwiło Ramireza - jego lekcje cieszyły się dość dużą popularnością. Mężczyzna uśmiechnął się do klasy i powiedział: - Dzień dobry! Dzisiaj poćwiczymy aż dwa zaklęcia! Spojrzał na uczniów, którzy wyglądali na niezbyt skupionych i klasnął dłońmi. - No dalej, dalej. Nie mamy zbyt wiele czasu. Zaczniemy od Lumos Sphaera. Marco podniósł różdżkę i wyczarował na tablicy litery, które ułożyły się w opis zaklęcia.
Marco Ramirez napisał:Wyczarowuje niedużą kulę światła, która unosi się w powietrzu w niedalekiej odległości od rzucającego zaklęcie - wraz z ruchem czarodzieja, kula podąża dalej, nie zostając w miejscu, chyba że nałoży się na nią dodatkowy czar - Defigo.
Po napisaniu na tablicy poleceń profesor zaprezentował klasie zaklęcie. - Lumos Sphaera! Mniej więcej metr przed Ramirezem zaczęła unosić się nieduża kula białego światła. Po chwili mężczyzna wyczarował drugą kulę, tym razem w kolorze różowym. Uśmiechnął się do uczniów i powiedział: - Proszę o skupienie, macie na to pół godziny. Każdy ma trzy próby.
Zasady lekcji:
1. Rzucacie kostką - macie trzy rzuty, jeśli dwa będą udane zdobywacie umiejętność. 2. Proszę o zaznaczenie na końcu posta ile macie punktów w kuferku - przyda mi się na następny etap. 3. Za 7 punktów z zaklęć możecie uznać automatycznie jedną próbę za udaną (niezależnie od wyniku kostek), za 14 - 2 próby, za 21 - 3 próby. 4. W następnym etapie będą ćwiczenia w parach - będę Was dobierać do siebie poziomem, jednakże jeśli macie jakieś preferencje to zaznaczcie to pod koniec posta, wezmę je pod uwagę. 5. Drugi etap zacznie się w niedzielę (30 kwietnia), do tego czasu można przychodzić.
Kostki:
1, 3 - Mimo rzucenia zaklęcia nic się nie dzieje. Próba nieudana. 2, 4 - Udaje Ci się wyczarować kulę, jednakże nie możesz zmienić jej koloru - mimo to jest to całkiem spore osiągniecie. Próba udana. 5 - Kula pojawia się, ale znika zaledwie po 10 sekundach. Rzuć jeszcze raz kostką. Kostka parzysta - Profesor zauważył, że wyczarowałeś kulę, ale nie zauważył, że zniknęła, więc próba jest zaliczona. Kostka nieparzysta - profesor zobaczył, że kula zniknęła i próba jest niezaliczona. 6 - Udaje Ci się wyczarować kulę i bez problemu zmieniasz jej kolor. Ramirez nagradza Cię punktami dla domu. Próba udana.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Miałem zamiar być aurorem, więc na zaklęcia przyszedłem bardzo zadowolony. Byłem pewien swoich umiejętności, to na zaklęciach i OPCM skupiałem się najbardziej. Nie sądziłem, że zadanie sprawi mi jakikolwiek problem. Wszedłem do klasy i pozdrowiłem nauczyciela skinieniem głowy. Na moich ustach błądził blady uśmiech. Zauważyłem w klasie kilka znajomych twarzy. Usiadłem byle gdzie i zacząłem się bawić różdżką, czekając aż nauczyciel rozpocznie lekcję. Gdy Ramirez zaczął mówić zerknąłem na niego i zacząłem uważnie słuchać. Dwa zaklęcia, świetnie, to mnie satysfakcjonowało. Kiedy dowiedziałem się jakie zaklęcie będzie pierwsze prychnąłem troszkę rozczarowany. Poziom jego trudności nie był duży. Byłem pewien, że bez najmniejszego kłopotu sobie z nim poradzę. - Lumos Sphaera. - mruknąłem i w mgnieniu oka przede mną pojawiła się kula białego światła. Uśmiechnąłem się. Miałem rację, że sobie świetnie poradzę. To były zaklęcia, które miały stanowić moją przyszłość, więc było jasne, że przykładałem się do nich bardziej niż do innych przedmiotów. Powiedzmy sobie szczerze, byłem po prostu zniewalający. - Lumos Sphaera Ruber. - wypowiedziałem i obok pierwszej kuli pojawiła się taka sama, tyle że czerwona. Łatwizna. Byłem trochę rozżalony, że zaklęcie było takie proste. Miałam nadzieję nauczyć się czegoś trudniejszego, bardziej potrzebnego. Mimo to, została mi jeszcze jedna próba. Nie wątpiłem, że ta również mi się uda. - Lumos Sphaera Caeruleus. - rzuciłem wyluzowany w ogóle nie dopuszczając do siebie myśli, że mi nie wyjdzie. Nie myliłem się. Trzecia próba również była doskonała. Zaklęcie za każdym razem wychodziło mi perfekcyjnie. Przed sobą miałem trzy, idealne kule światła, białą, czerwoną i niebieską. Kolorystycznie wypadło jak flaga Wielkiej Brytanii.
Kostki: 1, 1, 6 Kuferek: 14, więc dwie pierwsze kostki i tak udane ^^
Nigdy nie byłam najlepsza z zaklęć, wydaje mi się też, że nigdy nie będę ale każda nowa umiejętność się przydaje prawda? Dzisiejsze zaklęcie mnie zaintrygowało, a te śliczne kolorki no po prostu bosko, jednak nie jestem pena czy dam radę je wyczarować. Jest to trudne zaklęcie (przynajmniej dla mnie) no, ale cóż raz się żyje co nie? -Lumos Saphera - wypowiedziałam po cichu formułkę zaklęcia. Udało się wyczarować kulę, jednak nie byłam w stanie zmienić jej koloru. Trochę się tym zdenerwowałam, ale i tak jestem z siebie dumna. - Lumos Saphera - powtórzyłam, tym razem nic się nie wydarzyło. Nie pojawiło się nic, ani najmniejszej kuleczki, ani najmniejszego ziarenka, nic po prostu nic. - Lumos Saphera - naprawdę bardzo się zdenerwowałam jednak wyczarowałam kulę, na szczęście nauczyciel zdążył ją zobaczyć za nim zniknęła. Tak to jest jak toś ma więcej szczęścia niż rozumu.
Kostki: 4,3,5 z racji numerku pięć rzuciłam jeszcze raz i wypadł numer 4 czyli parzysty :) Punkciki w kuferku : 2 pkt
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Zaklęcia były takim przedmiotem, którego w zasadzie nie dało się nie lubić. Wiadomo, byli uczniowie lepsi i gorsi, każdy jednak w jakimś stopniu sobie radził. W końcu były to jednak zajęcia w głównej mierze polegające na czarowaniu - a to każdy z nich miał we krwi. Ezra stwierdził więc, że pojawienie się na tych zajęciach na pewno będzie dla niego bardziej wartościowe niż jakaś historia magii czy zielarstwo. Tym bardziej, że na zajęciach profesora Ramireza raczej nie trzeba było się obawiać wejściówek czy innych form pytania. A przy tym mężczyzna faktycznie był sympatycznym człowiekiem, który swojego przedmiotu nauczał z uśmiechem na ustach. Ezra ani trochę się nie dziwił, że jego zajęcia były tak oblegane - sam postanowił wpaść trochę wcześniej, wiedząc, że jest to jedyny sposób na znalezienie dobrego miejsca. Ezra wyjątkowo nie miał ochoty na wdawanie się w żadne drobne, umilające czas rozmówki, więc nawet nie rozglądał się po przybyłych uczniach. Usiadł sobie w jednej z ławek z przodu i przysłuchiwał się dyskusjom profesora z bardziej zapalonymi na ten przedmiot osobami, sam jednak nie zadawał pytań. Zaklęcie, które zapowiedział profesor Ramirez wydało mu się ciekawe, a już na pewno poręczniejsze niż klasyczne Lumos. Skupiony słuchał słów nauczyciela i może dlatego jego pierwsza próba była całkiem udana, bo faktycznie wyczarował kulę. Co prawda nie potrafił zmienić jej koloru, ale i tak uważał, ze poszło mu w porządku. Być może trochę się tym zachłysnął, bo za drugim razem tego sukcesu nie powtórzył. Odchrząknął i przygotował w myślach na ostatnią próbę. -Lumos Saphera. Kula światła ponownie się pojawiła i Ezra już myślał, że to pełnoprawny sukces... a potem kula zgasła. Szybko obejrzał się na profesora, ten jednak nie dostrzegł tego potknięcia, więc Ezra mógł śmiało odetchnąć z ulgą. Trochę brakowało mu jeszcze warsztatu, ale przynajmniej coś mu wyszło, więc Krukon był całkiem zadowolony z tej próby.
Ciągłe lekcje, chociaż były bardzo przyjemne to męczyły trzynastolatka. Często musiał wznosić się na wyżyny swoich umiejętności i dawać z siebie wszystko, by dorównać starszakom. Cieszyło go, gdy radził sobie doskonale, ale też irytował się, gdy mu nie wychodziło. Na lekcję profesora Ramireza przyszedł bardzo uśmiechnięty. Nie z sympatii do nauczyciela, do którego zresztą podchodził z lekką obojętnością, a raczej ze względu na przedmiot, który chyba każdy lubił. Nauka zaklęć była po prostu ciekawa. Oczywiście porażki jak zawsze były demotywujące, ale na końcu zawsze czekała nagroda. Zabawne, bo to chyba najprostsza metoda motywacji chłopaka. Wystarczy prosta obietnica, a Monte przykładał się do zadania dużo mocniej, dużo bardziej intensywnie, by tylko uzyskać upragniony cel. Usiadł w jednej z dalszych ławek. Wyjątkowo miał ochotę nie zwracać na siebie uwagę, chociaż zazwyczaj i tak robił to nieświadomie. Sam jego urok przyciągał spojrzenia innych uczniów. Nauczył się już nie reagować. Nieco bardziej irytowały go teksty w stylu patrz jaki mały… Co z tego, że kilka lat temu, większość z nich była niewiększa od niego. Odchylił się delikatnie na krześle do tyłu i bujając się nad dwóch nogach, przeczytał polecenie z tablicy. Zaklęcie wydawało się być łatwe, albo raczej nie być trudne. Chyba na jedno wychodzi. Wyciągnął swoją wielką różdżkę – zawsze chciał, by była kilka cali mniejsza i machnął nią delikatnie, wyszeptując cicho pod nosem inkantację. -Lumos Sphaera. – szczerze mówią, to nieco zaskoczył się, że wyszło mu już za pierwszym razem i chyba nieco podskoczył ze strachu, gdy tuż obok niego pojawiła się białą kula światła. Uśmiechnął się lekko do siebie i dodał. –Flavus. – ale kula nie zmieniła koloru. Westchnął cicho, pod nosem. No trudno, przecież nie mógł mieć wszystkiego od razu. -Lumos Sphaera Flavus. – mruknął by spróbować raz jeszcze z tym samym zaklęciem. Kula faktycznie pojawiła się obok chłopaka i miała nawet upragniony żółty kolor, ale chyba brakło mu skupienia, bo zaraz po tym, rozproszyła się w powietrzu. Skrzywił się lekko na twarzy i zerknął na profesora, który chyba nie dostrzegł jego niewinnej wpadki, więc wzruszył lekko ramionami i spróbował raz jeszcze. -Lumos Sphaera. – białą kula światła znowu pojawiła się obok Monte. Szczerze mówiąc, to ta zdolność jak najbardziej mu odpowiadała i chyba wystarczała. Po co komu jakieś kolorowe światełka, gdy białe wystarczy.
Ostatnimi czasy tak bardzo opuściła się w nauce… Przez pewien czas nie opuszczała prawie dormitorium, a jeśli już, to tylko po to, aby coś zjeść (najlepiej w kuchni) albo zaszyć się gdzieś, gdzie nikt jej nie znajdzie. Wszystko zaczęło się pieprzyć – znowu rozpadało się to, co było dla niej najważniejsze, i znowu miała wyrzuty sumienia, że pozwoliła sobie na przywiązanie. Wreszcie znajomej z dormitorium udało się wyciągnąć ją na zajęcia – zaklęcia, jako że profesor ostatnio chyba nie miała czasu na prowadzenie zielarstwa, a zaklęcia to kolejny przedmiot, na który Hiszpanka chodziła z przyjemnością. Jednak gdy tylko Candy weszła do sali, zaszyła się tam, gdzie nikogo nie było, i pogrążyła w przemyśleniach. Zwróciła uwagę na innych dopiero wtedy, gdy profesor zaczął lekcję i tłumaczył im zadanie. Na poprzednich zaklęciach szło jej całkiem dobrze, ale razem z Sagą prawie spaliła szkołę… W każdym razie chciała się postarać dzisiaj i szybko nauczyć tego zaklęcia. Pomysł z kolorem wydał jej się idiotyczny, ale i tak spróbowała: – Lumos Sapera Caeruleus – szepnęła. Stała w bezpiecznej odległości od innych, więc jej kula nikogo nie oślepiła. Wyszła duża i intensywnie niebieska. Candy uśmiechnęła się. Drugi raz spróbowała z innym kolorem: – Lumos Sapera Ruber – powiedziała to jeszcze ciszej, a i tak się udało. Kolejną próbę podjęła chwilę potem, bez inkantacji. W końcu uczyła się zaklęć niewerbalnych i szło jej całkiem dobrze. Tym razem kula także się pojawiła, jednak zaraz zniknęła, jakby zabrakło siły, która by ją utrzymała. Profesor spojrzał akurat w chwili, kiedy znikała. Candy wzruszyła ramionami.
kostki: 3, 3, 5 –> 5 (ale za kuferek mam dwa rzuty zaliczone) 20
Nie mogła pozbyć się uśmiechu na ustach. Od kilku dni tylko to robiła, śmiała się. A to wszystko przez jednego ślizgona, @Lucas Kray. To wszystko było przez niego. W sumie to cieszyła się. Nie chodziła już smutna i z podkówką na ustach. Teraz nawet promienie słońca ją cieszyły. Czyżby się zakochała słuchając wyłącznie tych historii? Nie, na pewno nie. Bardziej zauroczyła. Przekroczyła próg sali spoglądając na wszystkich z uśmiechem. Był to dość nietypowy widok. Nie zawsze panienka Carstairs obdarzała kogoś szczerym uśmiechem. Tym bardziej z innych domów. Usiadła nawet w jednej z pierwszych ławek. A więc mieli się uczyć zaklęcie które już poniekąd umiała. Pasowało jej to nawet, mogła się go lepiej nauczyć i korzystać kiedy tylko chciała. Ciekawe czy Luca pojawi się na zajęciach.... - Lumos Sphaera - niewielka kula pojawiła się przed dziewczyną lewitując w miejscu. Chwię się jej przyglądała aby następnie znów unieść rękę z różdżką do góry - Lumos Sphaera virdis - zielona kula pojawiła się przed nią. Chwilę się jej przyglądała aby następnie zmienić jej barwę na czerwoną. Zadowolona z siebie klasnęła cicho w dłonie.
kostki: 2, 5, 1 kuferek: 25 -> wszystkie próby udane !
Lekcje zaklęć był zajęciami w których czułam się dosyć mocna, dlatego nie zamierzałam się spóźnić. Przyszłam jako jedna z pierwszym i zajęłam miejsce gdzieś na środku, tak aby nie rzucać się jakoś szczególnie w oczy. Wbrew pozorom zaklęcie przerabiane na lekcji nie było takie łatwe - jasne, nie była to magia niewerbalna, ani nic takiego, ale zwyczajnie ten czar był średnio zaawansowany. - Lumos Saphera Roseus - wypowiedziałam inkantacje zaklęcia bardzo się przy tym skupiając. Przede mną pojawiła się różowa kula światła. Uśmiechnęłam się z satysfakcją, po czym podjęłam kolejną próbę. - Lumos Sphaera Caeruleus - wyszeptałam i w tym momencie tuż obok różowej kuli światła pojawiła się taka sama tylko błękitna. Moja twarz rozbłysła z radości - udało mi się zaliczyć! Postanowiłam podjąć jeszcze jedną próbę. - Lumos Sphaera! - tym razem wyczarowałam białą kulę, która ku mojemu rozczarowaniu zniknęła po kilku sekundach. Westchnęłam. Najważniejsze, że zaliczyłam!
Kostki: 1,6,5->3 Ale dodatkowo jedno zaliczenie, bo kuferek, więc są dwa.
Jak miło czasem przyjść na lekcję, na której nie wychodzi się co minutę na idiotę! Ruth od kilku dni zwiększyła częstotliwość kontrolnego spoglądania w lusterko, bo była niemalże pewna, że po ostatniej opiece nad magicznymi stworzeniami mogła osiwieć. Mimo że Leila okazała się być cudowną, pełną ciepła i mądrości wilą, Szwedka i tak drżała na samą myśl o tym, jaką furię mogłaby wzbudzić w pięknej istocie jej umiejętność warzenia smoły do papy (bo na pewno nie eliksirów, ani żadnych naparów)... Zaklęcia rzucała całkiem nieźle, więc rozluźniła się na myśl o tym, że akurat ta lekcja będzie dotyczyła nauki samych czarów. Wsłuchując się w tłumaczenia nauczyciela najbardziej zaciekawiła ją nie główna formuła, a dodatki kolorujące kulę światła. Caeruleus, roseus... W głowie Ruth zapaliła się kontrolna informująca o tym, że gdzieś już słyszała podobną strukturę i tak na dobrą sprawę chwilę jej zajęło, żeby tak ułożyć pytanie, by nauczyciel nie zorientował się, jaki jest jego faktyczny cel. Mało tego, chciała wydobyć konkretną informację, więc nie mogła sobie rzucić w eter czegokolwiek, bo już wolała naprawdę się nie odzywać, niż palnąć coś bez sensu. -Profesorze... Czy jeśli ktoś wyczaruje kulę światła używając wyłącznie Lumos sphaera to możliwe jest, aby nadał jej kolor rzucając tylko Caeruleus lub inną formułę barwiącą? - zapytała w końcu Ramireza, kiedy ten miał moment na oczekiwanie na pytania studentów. Nad jego odpowiedzią zastanowi się później, bo w końcu lekcja i tak dalej, trzeba robić rzeczy. Ściślej znów machać różdżką na lewo i prawo, czyli życiowy standard Ruth, nawet poza lekcjami. Machnęła różdżką raz, żeby wyczarować żółty, okrągły snop światła, ale bardziej teraz zainteresował ją krukoński prefekt (@William Walker), który wyglądał, jakby prowadził prezentację dla studentów z rzucania zaklęcia "Lumos Shpaera". -Walker? - powiedziała sama do siebie z pełnym zdziwienia wyrazem twarzy. Gdzie on się tak dobrze nauczył czarować? No no, panie prefekt, całkiem niezły popis umiejętności. Ruth powróciła do zadania, kolejno doczarowując kulę pomarańczową i różową. Były chyba całkiem w porządku, a przynajmniej takie odniosła wrażenie, bo Ramirez jakoś mocno się nie krzywił, kiedy na nie spoglądał. Tak czy owak, zaliczone.
Jak to ja - pojawiłem się na lekcji praktycznie w ostatniej chwili, jednakże wyjątkowo nie uśmiechałem się do nauczyciela lekceważąco. W związku z karierą, którą zamierzałem w przyszłości podjąć bardzo zależało mi na lekcjach zaklęć dlatego odnosiłem się do nauczyciela z szacunkiem starając się za wszelką cenę pokazać jak bardzo są dla mnie ważne te zajęcia. - Lumos Sphaera Ruber - szepnąłem miękko i po chwili pojawiła się przede mną perfekcyjna, szkarłatna kula. Uśmiechnąłem się z lekką satysfakcją - w gruncie rzeczy nie spodziewałem się tak dobrego wyniku. Rzucałem to zaklęcie po raz pierwszy i mimo, że byłem bardzo pewny siebie raczej nie spodziewałem się, że pójdzie mi tak szybko. Druga próba ściągnęła mnie na ziemię. Wprawdzie udało mi się wyczarować kulę, ale po kilku sekundach zniknęła, co nie umknęło uwadze nauczyciela. Na szczęście trzecia próba wyszła w porządku - wprawdzie nie udało mi się sprawić, żeby kula stała się kolorowa, ale jednak pojawiła się i świeciła całkiem intensywnym blaskiem. Mimo to byłem zadowolony.
Kostki: 6, 5->3, 4 Kuferek: 5
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Unikanie @William Walker szło mi wybitnie skutecznie, jednakże byłam przygotowana na to, że na zajęciach nie będzie to takie łatwe. Will niemal zawsze pojawiał się na zaklęciach, więc tym razem też się go spodziewałam. Strasznie bałam się konfrontacji, szczególnie w takich okolicznościach, więc bez wahania usiadłam w pierwszej ławce, tuż przed biurkiem nauczyciela, wiedząc, że tu jestem teoretycznie bezpieczna. Tak naprawdę nigdzie nie czułam się bezpiecznie - nie byłam przecież w stanie pozbyć się dręczących mnie myśli i wyrzutów sumienia, ani tego dziwnego, nieznanego mi dotąd bólu. Za każdym razem gdy do mojej głowy zakradała się jaka myśl o chłopaku (a działo się to ciągle) pękało mi serce. Co ja najlepszego zrobiłam. Spojrzałam na niego zaledwie kątem oka - widziałam, że czarowanie idzie mu znakomicie. Równie dobrze radziła sobie @Ruth Wittenberg, ale ona w kwestii zaklęć była niekwestionowaną mistrzynią. Mimo to mój naturalny gen rywalizacji i ambicja nie pozwalały mi wypaść gorzej od nich. Odrzuciłam wszelkie myśli i skupiając się delikatnie przymknęłam oczy, po czym niemalże szeptem wypowiedziałam inkantację zaklęcia: - Lumos Sphaera Roseaus! Kawałek przede mną uformowała się niewielka kula świecąca na różowo. Ucieszyłam się, bo w moim mniemaniu to zaklęcie nie było najłatwiejsze. Rozejrzałam się po sali - kilka osób miało już dwie kule światła, a Will i Ruth udało się wyczarować wszystkie trzy. Wiedziałam, że nawet jeśli uda mi się wyczarować jeszcze dwie niczym się nie wyróżnię, więc postanowiłam pokombinować. Przyjrzałam się tablicy - część inkantacji dotycząca koloru była zwyczajnie nazwą tego koloru po łacinie. Nie znałam bardzo dobrze tego języka, ale miałam jakieś podstawy, więc uśmiechnęłam się z satysfakcją i po chwili zastanowienia wyszeptałam nową formułę: - Lumos Sphaera Aureus! Obok różowej kuli uformowała się druga - świecąca pięknym, złocistym blaskiem. Poczułam satysfakcję - poza mną nikt na to nie wpadł. Mimo zaliczenia postanowiłam dopełnić zadanie i ze skupieniem rzuciłam zaklęcie po raz trzeci: - Lumos Sphaera Argenteus! Do dwóch kul światła dołączyła trzecia - tym razem mieniąca się cudownym, srebrzystym blaskiem.
Kostki: 1, 6, 6 Kuferek: 9, więc pierwszą próbę zaliczam
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Dawno nie było zajęć z profesorem Ramirezem, więc tym bardziej ochoczo pomknął na lekcję mając nadzieję, że nauczą się czegoś nowego. Jak się później okazało nie mylił się. - Dzień dobry - rzucił jedynie i zajął jakieś miejsce. Nie miał dzisiaj jakoś ochoty by nawiązywać jakikolwiek kontakt z innymi uczniami. Chociaż może być później do tego zmuszony poprzez przydzielenie go do pary. To jednak zależało od tego z kim miałby być. - Ja także mam pytanie profesorze. Tak samo czaruje się pochodnie, by ich płomień przybierał inny kolor, czy to jednak inne zaklęcie? - Zapytał się @Marco Ramirez bowiem zawsze go to ciekawiło jak jakaś pochodnia paliła się niebieskim płomieniem, a nie naturalnym. Przestudiował to co napisał mężczyzna i wyciągnął różdżkę, po czym rzucił zaklęcie. - Lumos Sphaera Virdis. - Nie trudno było się domyślić jakiego koloru użyje Cortez. Zaklęcie wyszło bezbłędnie, pobawił się nią chwilę, wysyłając ją w kilka miejsc, po czym odczarował. - Lumos Sphaera Arantius - powiedział spokojnie, tworząc nad sobą pomarańczową kulę. Japier.. ale mam teraz ochotę na mandarynki... No i po co mi to było - Pomyślał patrząc się na kulę i przybliżył ją przed siebie. Zbliżył rękę, nie poczuł żadnego ciepła. Dotknął, a raczej się starał bowiem ręka przechodziła przez kulę jak przez mgiełkę. Uśmiechnął się jedynie lekko widząc jak jego skóra jest cała pomarańczowa kiedy to trzymał w niej rękę. Odwołał zaklęcie i po raz kolejny uniósł różdżkę. - Lumos Sphaera Purpura Defigo. - Wyczarował ostatnią kulę bez najmniejszego problemu tym razem powodując, że zawisła bez najmniejszego ruchu. Rozejrzał się po klasie na grę cieni i kolorów. Po tym usiadł na miejsce trochę znudzony. Może i zabawa fajna lecz na kilka minut. Swojej ostatniej kuli oczywiście nie odczarował pozwalając by tam sobie tak wisiała.
Kostki: 1, 6, 6 (Pierwszy rzut i tak udany ze względu na kuferek) Kuferek: 12
Weszłam do klasy i od razu spostrzegłam @Lysander S. Zakrzewski, który przyszedł wcześniej ode mnie, co było dość dziwne. Wzruszyłam jednak ramionami i postanowiłam podejść do brata. - Cześć Lysiek! - rzuciłam w jego kierunku i ciężko zrzuciłam torbę z ramienia. Wypożyczyłam chyba dziesięć książek, więc moje ramię umierało od tego ciężaru. Poczułam ulgę gdy tylko torba zsunęła się z mojego ramienia. Całkiem lubiłam zaklęcia, ale nie powiedziałabym, że jestem z nich jakaś wybitna. Prawda była taka, że najlepiej szły mi zajęcia artystyczne, ale zaklęcia były dla mnie równie ważne. Wsłuchałam się w słowa nauczyciela. Miałam nadzieję, że opanuję nowe zaklęcie. Liczyłam na to w duchu. Musiałam spróbować. - Lumos Sphaera Flavus! - wypowiedziałam inkantację zaklęcia. Pojawiła się przede mną biała kula światła. Nie zdziwiłam się, że zaklęcie nie wyszło mi całkowicie. Kula miała być żółta, a tymczasem światło koloru nie zmieniło. No cóż, przynajmniej cokolwiek mi się udało. Postanowiłam ponowić próbę. - Lumos Sphaera Virdis. - powiedziałam, a przede mną pojawiła się zielona kula. Zniknęła po dziesięciu sekundach, ale nauczyciel tego nie zauważył. Uf, czyli można powiedzieć, że zaliczyłam tę próbę. Jak to się mówi, do trzech razy sztuka. - Lumos Sphaera Roseus! - i tym razem kula się pojawiła, była w kolorze różowym. Niestety tak samo jak poprzednim razem kula zniknęła po dziesięciu sekundach. Zerknęłam zaniepokojona na Ramireza, ale był zajęty innymi uczniami. Świetnie, byłam zadowolona. Mogę uznać, że opanowałam umiejętność. Uśmiechnęłam się ciepło do brata.
Bocarter przyszedł na zajęcia i z zadowoleniem zajął miejsce w pierwszej ławce środkowego rzędu, gdzie zwykł siadać, po czym wysłuchał z uwagą profesora. Zaklęcia były jego mocną stroną, toteż lekcje ów należały do jego ulubionych, gdyż z reguły dobrze sobie na nich radził. Był przekonany, że tym razem też tak będzie, toteż kiedy przyszła kolej na niego, wstał z krzesła i stanął pośrodku sali, po czym wyciągnął różdżkę przed siebie i mocnym, pewnym głosem wypowiedział formułę zaklęcia. - Lumos Sphaera! Z końca różdżki wyłoniła się niewielka kula białego światła. Następnie spróbował zmienić jej kolor, jednak to już mu się nie powiodło. Mimo to był zadowolony ze swojego osiągnięcia, toteż powrócił na swoje miejsce z dumnym wyrazem twarzy.
Nie często bywał na zajęciach. Miał lepsze zajęcia, albo mu się nie chciało. Większość lekcji była kompletnie nudna i do bani. Zwłaszcza niektóre... A może wszystkie. Nie był jakimś orłem w nauce, ale jakieś tam podstawy znał, albo kojarzył. Spojrzał w plan. Zaklęcia. Eee... nic ciekawego. Może bardziej interesującego od Wróżbiarstwa i Historii Magii. Mimo, że pochodził z rodu czystej krwi Dear'ów to kuźwa kiepsko mu szło z zaklęciami. Nie mogła to być przecież wina genów. Czasami to się kończyło katastrofą (te zaklęcia). Chyba miał problemy z koncentracją i dlatego nawet podstawowe magiczne formułki przez niego rzucane stwarzały niebezpieczeństwo czy zagrożenie życia dla postronnych osób. W końcu przybył na zajęcia spóźniony (zresztą, jak zwykle). Spytał się kogoś tam o co chodzi i przystąpił do praktyki. Dziwne, ale za pierwszym razem udało mu się wyczarować kulę i to w kolorze niebieskim. Później już mu totalnie nie szło. - Lumos Sphaera. - Wymawiał. Machał różdżką i nic. - Cholera. - Zaklął pod nosem, mając nadzieje, że nikt go nie słyszy. Po co w ogóle przychodził na te zajęcia? Chyba tylko po to, żeby się pogrążyć.
Zaklęcia były chyba ulubionym przedmiotem, jeśli chodziło o szkolne zainteresowania Nebraski, ale nie można było powiedzieć, by była w nich mistrzynią. Na zajęciach zjawiła się z uśmiechem na piegowatej buzi i ogromnymi pokładami energii, które zamierzała wpakować w dzisiejszą lekcję. Podekscytowana, że mają nauczyć się jakiegoś hiper dobrego lumosa, podjęła pierwszą próbę wyczarowania kuli, która zakończyła się fiaskiem. Rozejrzała się po sali, w której masa osób zaczynała już zmieniać kolory swoich kul i poczuła przemożną chęć znalezienia się w ich gronie. Skupiła się maksymalnie i jej druga próba była zdecydowanie lepsza niż ta pierwsza. Kula co prawda nie mogła zmienić zabarwienia, ale Nebbie i tak była zadowolona. Jej dobry humor minął, kiedy okazało się, że po trzeciej próbie wciąż jest na szarym końcu i wcale nie zaprezentowała sobą dobrego poziomu. - Beznadzieja, co nie? - zapytała chłopaka, @Victor O. I. Dear, który siedział nieopodal i który miał podobnie skwaszoną minę co ona.
kostki: 1, 4, 1 (czyli jak być geniuszem w wykonaniu Nebraski) kuferek: 5
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget miała nadzieję, że po ostatnich niepowodzeniach chociaż zaklęcia pójdą jej dobrze. Co ja piszę, ona miała nadzieję, że uda jej się zostać w sali całą lekcję i że z niej nie wyleci! Odrobinę martwiła się, że może nie podołać ćwiczonemu dziś zaklęciu, jednak już po kilku słowach profesora zdecydowanie poprawił się jej humor. Całkiem niedawno czytała coś na temat tego zaklęcia i zapamiętała formułki, którymi można było zmieniać kolory, ale do tej pory nie miała czasu, by odpowiednio dane zaklęcie przećwiczyć. Cieszyła się też, że nie musi robić niczego w parach, ponieważ nie miała ochoty na współpracę z innymi, szczególnie że w sali był Ezra, a znając jej ostatnie szczęście przydzielono by ją do niego. Pierwsze podejście było nieudane, co nieco ją zmartwiło. Nie mogło być z nią przecież aż tak źle! Skupiła się mocniej i za drugim razem wyczarowała przed sobą kulę światła. Wstała z krzesła i przeszła kilka kroków w tył, o dziwo nie taranując nikogo po drodze. Zrobiła to tylko dlatego, by sprawdzić, czy kula faktycznie podążała za czarodziejem i nie zawiodła się - świetlista plama zaczęła poruszać się w jej kierunku. Nie mogła jednak wpłynąć na jej barwę, więc postanowiła spróbować jeszcze raz, tym razem skupiając się jeszcze mocniej. Kula, która pojawiła się przed nią przy trzeciej próbie, była jakby wyraźniejsza i trochę większa, a na dodatek mogła zmieniać kolor. Pod koniec zadania Bridget siedziała w ławce, patrząc z zadowoleniem na unoszącą się przed jej twarzą różową kulę światła.
kostki: 2, 1, 6 kuferek: 9 Udane 2 próby, drugie podejście zaliczam sobie ze względu na punkty.
Ostatnio bardzo dużo czasu poświęcałem zaklęciom i wielu nauczyłem się już sam, ćwicząc w dormitorium, gdzieś w pustych klasach zamku, samemu bądź w towarzystwie. Na zajęcia przyszedłem gotów nauczyć się kolejnej formuły. Usiadłem w sali gdzieś niedaleko Clarke, ale widziałem, że chłopak nie ma nastroju do rozmów, więc nie zagaiłem. Wysłuchałem nauczyciela i nieco zawiodłem się, że przyszedłem ćwiczyć wyczarowanie jakiegoś lepszego lumosa, ale przeszedłem do rzeczy. Okazało się, że nie było to aż tak proste jak sądziłem i pierwsza próba mi nie wyszła. Przy drugiej chyba za bardzo się zawahałem albo źle wypowiedziałem zaklęcie, bo również nie zaszło nic specjalnego. Dopiero za trzecim razem wyczarowałem przed sobą kulę światła. Popatrzyłem na nią z przekąsem, klnąc w myślach, że niezbyt się popisałem. Nie było to jednak super ważne, więc rozsiadłem się wygodniej na krześle i przyglądałem się poczynaniom innych, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że gdyby dano mi kolejną próbę, wwywołałbym na tyle dobrą kulę, że mógłbym kontrolować zmiany jej koloru.
W końcu przestał się starać, bo i tak nic z tego nie miało zamiaru być. Zaczął rozglądać się po klasie i przyglądać innym. Niektórym szło świetnie, że ślizgona niemal szlag trafiał. No, ale co się dziwić, może urodzili się z talentem do zaklęć, albo mieli dzisiaj szczęśliwy dzień. Victorowe szczęśliwe dni na zajęciach nie miały miejsca. On pożytkował szczęście na ciekawsze rzeczy, zresztą gdyby to od niego zależało... - Lumos Sratytaty... - Szepnął i odwrócił się w stronę gryffonki, która do niego zagadała. Dziewczyna o specyficznym wyglądzie. Miała dziwny akcent. Wiadomo nie każdy musi być z Anglii. - Dokładnie. - Przytaknął @Nebraska Jones i obdarzył ją tym swoim uśmiechem. - Jestem Victor. - Od razu podał imię, oczekując tego samego od tej ślicznej, rudowłosej nastolatki.
Felka nie mogła opuścić zaklęć. Uwielbiała ten przedmiot, a kiedy zobaczyła je na planie lekcji, od razu nie zwlekając chwili dłużej ruszyła na zajęcia. Oczywiście wzięła różdżkę, jakby mogła jej nie wziąć na tak ważny dla niej przedmiot. W ogóle ten przedmiot mówił sam za siebie - zaklęcia równa się różdżka. Przy okazji wyciągnęła swoją bransoletkę z turkusu. Była taka śliczna. A wiadomo, jak pisali turkus jest świetnym kamieniem dla Wodnika. Między innymi "Stanowi ochronę przed niekorzystnymi wpływami ze strony innych." To na pewno się jej przyda, zwłaszcza wśród wielu osób. Zresztą dużo osób lubi zaklęcia. Musiała przygotować się psychicznie i magicznie. Kamienie to najsilniejsza magia, tak uważała Clarke. Wpadła do klasy i nie zwarzając na nikogo tak się wciągnęła w lekcje, że zapomniała o kimkolwiek w klasie, oprócz nauczycielu. Wyjęła różdżkę i z ekscytacją, której u niej w ogóle nie było widać zabrała się za ćwiczenia. - Lumos Sphaera. - Wymówiła płynnie zaklęcie i machnęła różdżką, a przed nią pojawiła się kula białego światła. Udało się! Skupiona znowu wypowiedziała zaklęcie tym razem dodając flavus. Jej kula światła przyjęła barwę żółtą, a następnie caeruleus, jak niebieski Krukonów. Tak, tam był jej brat @Ezra T. Clarke. Właśnie, gdzie on jest? Zaczęła się rozglądać i ujrzała go, szybko jednak spuściła wzrok i wróciła, jakby nigdy nic do ćwiczeń.
Kostki: 5,6,4 (dwie próby udane, czyli wszystkie) Kuferek 15
Tequila zawsze czuła się raczej dobrze w kwestii zaklęć. Może nigdy nie wiodła na lekcjach prymu, nie mniej, rzadko kiedy nauczyciel mógł się czuć nią bardzo rozczarowany. Stwierdziła więc, że po ostatnich niepowodzeniach, zaklęcia będą idealnymi zajęciami na odbicie się od tego intelektualnego dna. Poza tym, mieli ćwiczyć jakąś odmianę zaklęcia lumos, czy to mogło być takie trudne...? Okazało się, że owszem. Mimo całego entuzjazmu, który Tea wkładała w formułkę i machanie różdżką, jej próby prezentowały się dosyć żałośnie. Pierwsza to w ogóle jej nie wyszła. - Lumos Sphaera - wymówiła wyraźnie, a z końca jej różdżki wyłoniła się kula światła, aby po kilku sekundach, kiedy Gryfonka już zdążyła się ucieszyć, całkowicie się rozproszyć. Jak na złość, profesor Ramirez akurat obok niej przechodził i musiał zauważyć tę porażkę. Dokładnie tak samo poszło jej za trzecim razem. Z naburmuszoną miną zaplotła ręce na piersi. Widziała, że @Bianca Zakrzewski również miała drobne problemy, ale jakoś tego profesor już nie zauważył. Taka to była sprawiedliwość na tym świecie!