Ścieżki kariery - kucharz
Uważając już, że po takich perypetiach, jakie przeżyli we wspólnym towarzystwie, są już niemal ziomalami, kiedy usłyszała o zleceniu na łakocie w ramach zbierania funduszy, jak i potencjalnych przekąskach, odpowiednich na bankiety i zloty ważnych głów w ramach organizacji pracy przy Muzeum - zaraz przyszło jej do głowy, by go zaprosić. Prędko posłała list sową, dając Wei'owi wskazówki, jak trafić pod bramy Sweet Honeycott Factory i sama, stawiwszy się odpowiednio wcześniej, już go wyczekiwała, uśmiechając się z zadowoleniem.
Dziadek, dowiedziawszy się o całej inicjatywie, przejął się ogromnie i złożył jeszcze prośbę o to, by zorganizować pyszne przekąski dla pracowników, budujących Muzeum, żeby na pewno mieli dobre, solidne jedzenie, zajmując się tak niebezpieczną i odpowiedzialną pracą.
-
Longwei! - pomachała do niego, kiedy tylko go zobaczyła, choć w okolicach bramy byli przecież sami, niemniej jej entuzjazm zdawał się zawsze odrobinę eskalować, kiedy chodziło o wprowadzanie kogokolwiek na tereny fabryki.
Nie zdarzało się to często, Honeycott byli bardzo otwartą i skorą do współpracy rodziną, Fabryka sama również organizowała regularne festyny i festiwale, podczas niektórych pozostawiając niektóre sektory budynku otwarte dla zwiedzających, rzadko jednak zdarzało się, by ktoś z rodziny wprowadzał do środka kogoś prywatnie, w zakamarki inne, niż te odgrodzone czerwono-białą linką wystawki i mechanizmy produkujące najróżniejsze słodkie cuda.
-
Chodź, chodź. - zachęciła-
Nie wiedziałam, czy przyjdziesz o kulach, więc załatwiłam nam dywan. - wskazała rozłożony latający dywan, wyczekujący usadzenia przez nich zadków, bo jednak odległość do fabryki spod bramy była niemała.
Ogrody były pełne kolorowej roślinności, żywopłoty przycinane w różne magiczne stworzenia otrząsały się z liści i kręciły głowami. Gdzieś pomiędzy drzewami widać było jakieś zwierzęta, pracowników, którzy dbali o dobry wygląd terenu i czesali słodkie alpaki, wyglądające, jakby były ukręcone z kłębów waty cukrowej. Dalej na południe widać było migoczące w słońcu jezioro, z niewielkim pomostem, przy którym przycumowane były dwie łódeczki, ale oni i ich dywan, kierowali się w przeciwległą stronę, w kierunku północnego wejścia do gmachu budynku.
@Longwei Huang