To lokacja zakazana dla uczniów oraz studentów. Przyjście tu może grozić karami. Co do dorosłych - możecie tu być, ale wszyscy was ostrzegali, by nie zachodzić w głąb lasu.
Gęsty las rozciąga się na przestrzeni kilometrów, jego drzewa zrzucając na ziemię głębokie cienie nawet w biały dzień. Gałęzie iglastych sosn i bujnych dębów splatają się, tworząc ciemne korytarze, którymi trudno jest się przedzierać. Żywopłoty dzikich różaneczników i bluszczu zawieszone są na pniach, a wielkie korzenie wystają z ziemi jak długie, skręcone węże. Podążając głębiej, czujesz się obserwowany przez niewidzialne oczy i słyszysz szepty wiatru, które przypominają ludzkie głosy. Z każdym krokiem trudniej jest określić, gdzie zaczyna się las i gdzie kończy noc.
Rzućk100, by dowiedzieć się czy nie zapuściłeś się zbyt daleko. Jeśli wyrzucisz 60 lub więcej - idziesz do spoilera poniżej.
Ciemny las:
Przyjście tutaj było błędem - to powinna być wasza pierwsza myśl kiedy widzicie, że ta cała przerażająca ciemność, która was otula to nie jest nic zwyczajnego - to leszy. Starożytna istota, przerażający potwór, a ten tutaj - najwyraźniej bardzo stary i potężny, któremu wcześniej musieli oddawać w jakiś sposób cześć inni mieszkańcy wioski w dawnych czasach, bo inaczej nie byłby tak silny. Macie do wyboru kilka opcji.
Ucieczka:
Gnasz co sił przed siebie i liczysz na to, że Pan Lasu nie wyruszy za Tobą zbyt daleko. Rzucasz kostką k100 oraz literkę. Jeśli wylosujesz 25 lub więcej - udaje Ci się uciec, a leszy nie odważył aż tak zbliżyć się do innych czarodziei. Jeśli masz cechę gibki jak lunaballa (szybkość), robisz to bez problemu, nie musisz rzucać kostką. Nie rzucasz kostką również jeśli masz cechę połamany gumochłon (szybkość). Powinieneś wiedzieć, że biegi nie są Twoją mocną stroną, jesteś zbyt powolny, leszy łapię cię za nogi, a ty łamiesz nogę. Musisz teraz odwiedzić szeptuchę i napisać u niej co najmniej 2000 znaków. Dodatkowo przy literce spółgłoska - ani razu się nie wywróciłeś. Samogłoska - niestety upadłeś kilka razy i jesteś mocno poharatany po tym biegu.
Atak:
Szarżujesz na leszego! Postanawiasz się z nim samodzielnie rozprawić! czy nie zorientowałeś się jaki jest silny? Jeśli masz co najmniej 10 pkt w ONMS - jeszcze możesz zmienić zdanie i wybrac ucieczkę, ale wtedy masz - 20 do biegu. Musisz rzucić 3xk100, jeśli wyrzucisz 250 - udaje Ci się przepłoszyć leszego Twoimi zaklęciami. Możesz dodać wszystkie swoje punkty z transmutacji, OPCM oraz czarnej magii. Jeśli po dodaniu punktów będziesz mieć mniej niż 250 - oznacz Mistrza Gry. Pamiętaj, że rozjuszyłeś borowego, Twoje obrażenia mogę być znacznie dotkliwsze.
Konfrontacja:
Nie wiesz co robisz może dębiejesz ze strachu, a może po prostu postanawiasz sprawdzić jakie będzie spotkanie ze starożytnym leszym... W każdym razie słyszysz głos w swojej głowie, który karze Ci klęknąć, przeciąć żyły i rozlać krew na trawę przed tobą. Rzuć k100 na to jak dużo swojej krwi poświęcasz leszemu. Przy 65 lub więcej, będziesz osłabiony następne 16 dni, masz przewlekłe koszmary o tym, że jesteś w lesie, a równocześnie coś cię do niego wzywa. Jeśli nie pójdziesz do szeptuchy, łamacza klątw lub kogoś kto ma co najmniej 10 punktów w czarnej magii, będziesz tak miał do końca wakacji. Jeśli masz słabą psychę (nieasertywny) lub rączki jak patyki (odporność na magię), nie rzucasz kostką i od razu przyjmujesz, że masz więcej niż 65. Jeśli wylosujesz mniej, udaje Ci upuścić tyle krwi, że może i leszy będzie z Tobą związany, ale nie na długo - jeden koszmar, czasem dziwne ciągoty do siedzenia w lesie, ale tak - przerażająca postać znika.
Robiąc Zagadki podlasia w tej lokacji - nie rzucasz pierwszą kostkę k100, bo na pewno trafiasz na leszego. Podpowiedź żula nie była zbyt pomocna. Co prawda jesteś tak pełen negatywnej energii, że w kolejnym wątku do CM, możesz napisać samonaukę z tego przedmiotu krótszą o 2000 znaków, do tego otrzymujesz wskazówkę - Przebudzony Leszy.
Jesteśmy tu z zagadek Podlasia, konsekwencje zagramy sobie w kolejnych postach
Louise i Atlas podążyli drogą wskazaną przez tego całego Wieśka - trudno powiedzieć, czy zaważyła tutaj wrodzona naiwność kobiety, czy może raczej chęć odkrycia jakiejś tajemnicy. Dość szybko przekonali się jednak ze to wcale nie była szczególnie mądra decyzja. Początkowo las wyglądał dość zwyczajnie, jednak im dalej zagłębiali się w stronę jego serca, w Finley wzrastały coraz to gorsze odczucia. Czuła się obserwowana, a dźwięki okolicy przywodziły na myśl skojarzenie z ludzkimi głosami. Wszystko to było naprawdę dziwne, do tego stopnia, że kobieta, która spędziła masę czasu w lesie, nie czuła się w tym miejscu zbyt swobodnie. - Nie masz wrażenia, że nie powinniśmy tu być? - zapytała Atlasa, lekko marszcząc czoło. Całe to miejsce wydawało się w najlepszym wypadku nawiedzone, a mogły tu czyhać znacznie mroczniejsze istoty. Choć towarzystwo przyjaciela mocno dodawało jej otuchy, to dziwne kołatanie serca i poczucie, że coś tu nie składa się w spójną całość nie dawały Louise spokoju.
Atlas mając już doświadczenie w chodzeniu po ponurych zakamarkach lasów, jako że bez gajowego zmuszony był osobiście patrolować Zakazany Las i pilnować, czy wszystko ze zwierzętami jest w porządku, szczególnie po tym, co się nawyczyniało pod wpływem wróżkowego pyłu - nie czuł się mocno przytłoczony okolicą. Zdawał sobie sprawę z tego, że są w miejscu niebezpiecznym, ale póki miał różdżkę i był świadomy, liczył na swoje umiejętności i wiedzę w zakresie obcowania z naturą. - Nieprzyjemna okolica. Co ten żul mówił dokładnie? - spojrzał na nią, zastanawiając się, czy nie dali się właśnie zrobić w konia jakiemuś lokalnemu menelikowi. Usłyszał jakiś przerażający wrzask, przypominający meczenie konającej kozy i być może by się przestraszył, ale miał już do czynienia z tym latającym kotem. Ten wrzask mógł jedynie oznaczać, że jakieś drzewa znów były w niebezpieczeństwie - co w ogóle go nie dziwiło, biorąc pod uwagę klimat miejsca, w jakim się znaleźli. - Bardzo... intensywnie czarnomagiczne jest to miejsce. - przyznał- Choć nie w taki sposób, do jakiego jestem przyzwyczajony. Ta okolica ma w sobie coś pierwotnego, czego nie umiem wyczuć. - i nie chodziło tu o zwierze. Przemieszczając się między korzeniami i krzewami, Rosa obserwował ślady wilków, poszukując tropów jakichkolwiek innych zwierząt, jakie mogłyby go naprowadzić na wniosek co do tego, jaka istota miała tu swoje legowisko.
- Coś o tym, że wie wszystko o Kazimierzu i że tu też poznamy jego sekrety – odparła dość ogólnie, starając się odtworzyć coś z chaotycznej opowieści pijaczyny. Im dłużej się rozglądali, tym bliżej byli jednak przekonania, że to wyjątkowo paskudne miejsce, a bezdomny po chamsku wpuścił ich w maliny. Louise ścisnęła różdżkę mocniej, a z każdym kolejnym krokiem jej niepokój wzrastał, szczególnie, gdy w oddali zabrzmiał ten dziwny kozi wrzask. - Tak, też to czuję – wzdrygnęła się, spoglądając na przyjaciela. Nie znała się szczególnie na czarnej magii, jednak to co krążyło w tutejszy powietrzu nie przypominało Finley niczego, co dotąd udało jej poznać. Już była gotowa uznać własną porażkę i powiedzieć Atlasowi, że powinny się stąd zbierać, gdy nagle tuż pod jej stopami spod ziemi wyłonił się mały, stary dziad. - Na chuja Godryka – mimowolnie przeklęła, odskakując – Kim jesteś? Dziad spojrzał na kobietę badawczo i uśmiechając się pod nosem zapytał: - Czego ci trzeba? Lou stanęła jak wryta, odrobinę przerażona wizją zaufania kolejnemu typowi od którego waliło spirytusem.
Starał się mieć w zasięgu wzroku biesa, by mu nie odfrunął, nim nie będzie w stanie mun pomóc, jednocześnie miał wrażenie, że być może Ragany spłoszył się tego samego, co roztaczało po sercu lasu tę mroczną aurę. - O ile Kazimierz nie był czarnoksiężnikiem nekromantą, to wydaje mi się, że zrobił nas w konia. - przyznał, bo okolica wyglądała, jakby to dawno żaden człowiek się nie zapuścił. Rosa rozglądał się, starając się zutylizować całą swoją wiedzę i umiejętności zoologa, by spróbować rozpoznać co tu mieszka i czego można było się tu spodziewać. Jakby nie patrzeć prowadził skrupulatne kartoteki stworzeń mieszkających w dzikich lasach wokół Hogwartu i bez problemu umiał sobie z takim zadaniem poradzić. Polskie ziemie jednak wydawały się żyć jakimiś innymi prawami, chować na swoim łonie jakieś inne istoty. - Nie podobają mi się te korzenie. - przyznał, oceniając splątane niczym macki, grube korzenie drzew, które wybrzuszały się z ziemi w nienaturalny sposób. Na jej przekleństwo niemal sam przeklął, celując natychmiast w dziadzia różdżką i byłby skasował biedaka czarnomagiczną klątwą, gdyby wcześniej nie widział go w akcji. - To Och. - poinformował Finley - Jeden z lokalnych biesów. Jeśli zażyczysz sobie czegoś rozsądnego, to Ci to da. - przynajmniej tak się zachował poprzednim razem.
- No cóż, przynajmniej chłop sobie poszaleje za te kilka galeonów – odparła, starając się (niczym dawna, nieprzytłoczona przez liczne troski Louise), znaleźć pozytywy nawet w tej sytuacji, choć rzecz jasna nie była zadowolona ze zmarnowanego (przynajmniej tak jej się wydawało) czasu. Zapewne, gdyby nie obecność biesów, to ona i Atlas już powoli by się stąd ewakuowali, bo ich oczy i szeroka, choć odmienna wiedza nie pozwalały wyciągnąć z tej sytuacji szczególnie sensownych wniosków. - Faktycznie dziwne – odparła na uwagę dotyczącą korzeni – Choć dla mnie wszystko tutaj wygląda jakoś… niepokojąco? Choć miała trochę pojęcia o Słowianach, to tutaj było zupełnie inaczej niż w Rosji, w której spędziła swoje najlepsze i najgorsze życiowe chwile. Pytanie czy była to kwestia całej Polski, czy tego zakątku, w którym gościła dziwna, nieznana jej dotąd magia. Było to bardzo niepokojące, ale słowa Atlasa o tym, że bies może jej oferować miły prezent jakoś odwróciły uwagę Louise od trudów. Oczy jej się zaświeciły, choć miała jeden bardzo zasadniczy problem. - W sumie trudno określić, gdzie leżą te granice rozsądku… - zaczęła rozważać, zastanawiając się czego mogłaby zażądać od biesa. Miała wrażenie, że większość jej marzeń to były jednak wielkie sprawy.
Rozglądał się bez przekonania, zastanawiając się, czy nie lepiej będzie po prostu zawrócić. Żadne ślady nie wskazywały na to, by można tu było spotkać kogokolwiek, kto mógłby im pomóc rozwikłać zagadkę grodu Raj, a atmosfera panująca w powietrzu jedynie napełniała przekonaniem, że przebywanie tu jest co najmniej niebezpieczne. - No cóż, spróbowaliśmy. - powiedział, wzruszając lekko ramionami- Możemy do niego wrócić jutro, może przetrzeźwieje i dopytamy, o co chodziło. - zaproponował, obserwując, jak Louise zastanawia się co począć z napotkanym biesem. Jednocześnie nie mógł przestać zwracać uwagi na wrzask tego biesa, który skradł jego własną uwagę- Sprawdzę, w czym rzecz. Miejmy się ciągle w zasięgu wzroku. - poprosił, dotykając lekko jej ramienia. Nie chciał się rozdzielać, ale też wiedział, że Ragany krzyczy tylko, kiedy drzewom dzieje się rzeczywista krzywda. Podobnie do poprzedniego razu, udał się między drzewa, nad którymi krążył Ragany, by zorientować się, co szczególnie złego z nimi się dzieje. Bies był ich obrońcą i w sposób szczególny poświęcał się im i ich rozwojowi, a Atlas, skoro już zdołał zrozumieć, jaka jest biesa potrzeba i w jakiś sposób zlokalizować miejsce odbywającego się - najwyraźniej - dramatu, uznał, że zboczenie na chwilę ze ścieżki raczej niczego szczególnego nie zmieni. Rozejrzał się po starych wysokich sosnach, pomiędzy którymi wiły się grube korzenie drzew. Niektóre z pni trudno było dostrzec, tak gęsto obrastały je różne krzewy. Skupił się na badaniu faktury kory, w poszukiwaniu korniczaków i innych owadów, mogących wskazywać na to, że stan samego drzewa nie jest najlepszy. Pnie jednak były tęgie, wielkie i choć opukiwał je i obchodził wokół, nie wydawały się być chore. Musiał się dobrze zastanowić, w czym może tkwić problem i to właśnie zastanawiając się, spojrzał pod nogi, gdzie dostrzegł niezdrowo wyglądającą, mieniącą się dziwnie ziemię. Czy to możliwe? Wróżkowy pył? Uklęknął, biorąc trochę ściółki i czarnoziemu w dłoń, jeśli tak, to rzeczywiście drzewa mogły być w stanie zagrożenia. Wyjął różdżkę, by rzucić kilka zaklęć z pogranicza uzdrawiania i transmutacji, próbując wydobyć truciznę z podłoża, jakakolwiek by ona nie była i nasłuchując reakcji Raganego. Następnie obrzucił drzewa zaklęciami zabezpieczającymi, przynajmniej na tyle, by korzenie zdążyły się napić czystej, świeżej wody, którą obficie zrosił teren kolejnym zaklęciem. Wrócił następnie do Finley i kiwnął głową: - Zdecydowałaś już, o co poprosisz? - zapytał, widząc, że mały, przypominający dziadka stworek wciąż wpatrywał się w nią wyczekująco.
Westchnęła, gdy powiedział o próbie, bo szczerze powiedziawszy, chciała wierzyć w ludzką uczciwość i w głębi serca nie chciała, by drobny pijaczyna okazał się oszustem. Skoro jednak tu byli, należało załatwić inne sprawy. - Sprawdź, to wygląda na ważne – odparła, a gdy Atlas odchodził, to zgodnie z jego prośbą, cały czas miała go na oku, tak aby w razie większego zagrożenia lub innej niepożądanej sytuacji, mogli natychmiast zareagować. Czekając na to aż Rosa upora się ze swoim biesem, sama zaczęła się zastanawiać czego mogłaby sobie zażyczyć. Och patrzył na nią badawczo, a ona sama czuła się strasznie głupio, bo nie potrzebowała niczego materialnego, a jej realne problemy i pragnienia najwyraźniej mieściły się poza mocą tego biesa. Atlas jednak wrócił, więc głupio było się dłużej zastanawiać. - Powiedzmy– odparła, a następnie zwróciła się do biesa z prośbą o trochę złota, bo w tamtym momencie nie miała lepszego pomysłu na spożytkowanie życzenia. W gruncie rzeczy podarowana przez Ocha sakiewkę ze stoma galeonami trochę zmniejszyła jej rozczarowanie chybioną wskazówką. Czy aby na pewno chybioną? Tego mieli się dowiedzieć dopiero za jakiś czas. Na razie byli jednak zdania, że pojawienie się tutaj było błędem, a ta opinia jeszcze wzmocniła się w Louise, gdy dostrzegła, że spomiędzy drzew wychylił się stary i niezwykle groźny stwór. Jej wiedza z zakresu historii magii i magicznych stworzeń utwierdzała ją w przekonaniu, że zna tego potwora. Problem w tym, że spodziewała się raczej, że leszy jest elementem starych baśni, nie zaś potworną przygodą, która może spotkać ją i jej przyjaciela w trakcie urlopu. - Atlas! – krzyknęła od razu, spodziewając się, że mężczyzna również rozpozna tę przerażającą istotę. Było już za późno, by uciekać, więc Louise sięgnęła po różdżkę, gotowa ciskać w stwora wszystkimi klątwami, jakie znała.
Rozprawienie się z Raganym zajęło mu chwilę, jednak przyniosło jakiś cień spokoju w tym niepokojącym miejscu. Nie był pewien czemu, ale być może to obcowanie z jakimkolwiek żywym stworzeniem w tym ponurym lesie, dało mu jakiś aspekt poczucia towarzystwa. Coś jeszcze, poza ich dwójką, tu było żywe. Obserwował, jak przypominający dziada stworek odszedł w dal, znikając za krzakami w tak samo niejasnych okolicznościach, jak się pojawił i westchnął. - Przynajmniej wybraliśmy się na spacer. - powiedział, rzucając Finley piękny uśmiech, który miał choć trochę rozpromienić atmosferę i okolicę. Wyciągnął do niej rękę, by chwycić za dłoń, gest tak bardzo atlasowy, tak bardzo wyrażający bliskość z drugą osobą, a od niedawna tak wybitnie rzadko spotykany. Zdążył się jedynie odrobinę obrócić, kątem oka dostrzegając ruch między drzewami, a dłoń wyciągnięta po rękę Louise, obróciła się w odruchowym geście chęci zasłonięcia jej, czy też stanięcia przed nią, mimo, że wiedział, że kobieta potrafi sobie bardzo dobrze radzić w trudnych sytuacjach. - Leszy. - zdziwił się. W innych okolicznościach byłby zafascynowany, tak jak w Himalajach, kiedy miał okazję po prostu poobserwować yeti, które w starciu jeden na jeden były niebagatelnym przeciwnikiem. Bardzo unikatowe i stare stworzenie, ukręcone ze słowiańskiej magii i złych intencji - To wiele wyjaśnia o tym upiornym miejscu. - przyznał, wyciągając różdżkę. Straszne było to, że w sytuacjach niebezpieczeństwa, od jakiegoś czasu, pierwszymi zaklęciami, jakie cisnęły mu się na usta i pojawiały w głowie, były zaklęcia czarnomagiczne. Zamachnął się różdżką, szepcząc cicho, z pełną intencją i premedytacją "Ivokaris", posyłając strumień czarnego dymu, w stronę potwora.
Bies zniknął i choć nagłe wzbogacanie się trochę rozchmurzyło smutną twarz Finley, to powiedzieć, że Louise i Atlas byli rozczarowani, to jak nic nie powiedzieć. Oczywiście, pocieszające słowa o spacerze i wspólnie spędzony czas dawały nadzieję na lepsze jutro, niemniej okoliczności zdarzanie były co najmniej rozczarowujące. Nie było czasu na rozważanie gestów, które w normalnych warunkach były szarmanckie i kojące. Nie było także przestrzeni, by zachwycać się majestatem i rzadkością napotkanego stworzenia, którego żadne z nich nie spodziewało się kiedykolwiek dostrzec. A już na pewno żadne z nich nie miało głowy, by myśleć o rozczarowaniu, jakie dotknęło ich kilka chwil wcześniej. Podążając śladem Atlasa, Louise ścisnęła mocniej różdżkę, ze skupieniem rzucając w stronę leszego kolejne zaklęcia. Choć była dobrą czarodziejką, to gdyby znalazła się w tym miejscu sama, bez cienia wątpliwości pożegnałaby się z życiem. W dwójkę jednak mogli poradzić sobie z tym śmiertelnie niebezpiecznym stworzeniem, nawet jeśli wymagało to od nich niewiarygodnego wysiłku.
Trudno powiedzieć, co prowokowało Rosę do tego, by sięgać po coraz okrutniejsze i bardziej paskudne inkantacje, kiedy zderzał się z jakimiś trudnościami, ale im więcej czasu spędzał na poznawaniu tajników wiedzy, powszechnie uważanej za zakazaną, tym łatwiej tego typu pomysły wślizgiwały się do jego głowy, a później, niestety do czynów. Dym objął postać pana lasu i choć nie był początkowo pewny, czy to było dobre rozwiązanie, tam, gdzie zetknął się z jego drewniano-kościaną konstrukcją zaczęły pojawiać się szare plamy gnijącego drewna. Przez myśl przeszedł mu atak ogniem, ale szczerze obawiał się pożaru w tym miejscu, nawet jeśli miał to być kontrolowany ogień magiczny. Ostatnie, czego chciał, to narażać Louise na niebezpieczeństwo. Kolejne zaklęcia padały jedno po drugim, bez marnowania czasu na zbędne dyskusje, jak tandem wyszkolonych aurorów, którymi nigdy nie byli, posyłali precyzyjne zaklęcia w potwora jak i jego okolice. Po pierwsze, by ograniczyć jego ruch, po drugie, by go oszołomić, po trzecie, by zdematerializować, uszkodzić i zniszczyć jego konstrukcję. To nie było łatwe zadanie, mierzenie się z magiczną istotą zawsze było wyzwaniem, a co dopiero tak prastarą i potężną jak słowiański leszy. Wydawało się jednak, że idzie im coraz lepiej, a potwór ustępuje, cofając się i swoje śmiercionośne korzenie w głąb lasu.
Louise nigdy nie była specjalnie zainteresowana tym co czarnomagiczne, widząc w tym swoiste zagrożenie dla swojej czystej i nieskalanej duszy. A jednak, w obliczu tego stworzenia chciałaby znać odpowiednie formuły, które byłyby w stanie uporać się z mrokiem tej istoty. Na całe szczęście nie była z tym sama... Ona i Atlas rozumieli się bez słów, współdziałając niczym profesjonaliści, wyszkoleni do takich sytuacji. I choć neutralizacja pradawnych sił nie leżała raczej w ich codziennej przestrzeni zainteresowań, to jednak walka ze zwierzętami, szła im równie dobrze jak ich ratowanie - nawet jeśli nie obywało się bez dużych trudności. Potwór w końcu ustąpił, choć Louise wątpiła, by realnie mu zaszkodzili. Ba, była pewna, że jedynie potrzebował czasu, by dojść do siebie. Ten czas był jednak ich sprzymierzeńcem i dawał szansę na wycofanie się z tego miejsca. - Przebudzony leszy... - szepnęła, zastanawiając się nad znaczeniem całej tej sytuacji - Może to jest wskazówka. A zresztą... idźmy już stąd. Na rozważania dotyczące znaków był czas - mogli to z powodzeniem przegadać już w ośrodku. Teraz najważniejsze było zadbać o swoje bezpieczeństwo. +
Ze zdenerwowania, może stresu, napięcia całą sytuacją trochę tracił oddech, więc kiedy ostatecznie odgonili stwora w głąb lasu, oddychał ciężko, wciąż celując różdżką w tamto miejsce i nie odrywając wzroku od gęstwiny, w której Leszy się zaszył. Wpatrywał się w bezruchu, nasłuchując wszystkiego, co ich otaczało - nie był naiwny, chciał mieć pewność, że potwór nie schował się tylko po to, by zaatakować ich z innej strony. - Chyba już po wszystkim... - potwierdził, biorąc głębszy wdech i opuszczając różdżkę - Przebudzony leszy. - powtórzył po niej i pokręcił głową, czując jak ciągnie go w karku. Wolną ręką chwycił się za bark i ścisnął lekko napięte mięśnie, oglądając się na Louise badawczym wzrokiem. Może niepotrzebnie, odruchowo jakoś, chciał mieć pewność, że ma się dobrze, choć wiedział, że była co najmniej wstrząśnięta sytuacją. Tak jak zresztą on sam - Chyba mam do pogadania z panem lokalnym menelem. - powiedział sucho, unosząc lekko brwi - Mam coraz częstsze wrażenie, że Podlasianie, zgrywając najmilszy naród tak naprawdę chcą nas wszystkich wykończyć. - pokręcił głową z jakimś niesmakiem. Wiele sytuacji podczas tych wakacji wskazywało na to, że nie byli tu mile widzianymi gośćmi. Od nieoznaczonych siedlisk utopców, przez brak jakichkolwiek informacji o biesach nawiedzających te okolice, po sytuacje takie jak ta - wszystko wskazywało mu na to, że im prędzej pożegnają się z tymi okolicami, tym lepiej i zdrowiej dla nich, ich uczniów i ich spokoju ducha. - A kusiło mnie, żeby zamiast tu, pojechać jednak jeszcze raz do Palermo... - westchnął. Objął jeszcze Finley ściskając lekko, jakby sam potrzebował tej świadomości, że wyszli z tego cało i opuścili las.