C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Za rzeką teren się unosi, formując w stromy wał, zza którego wychylają się pnie grubych, strzelistych, prastarych drzew. Przez gęstwinę gałęzi z trudem przebija się słońce, a jeśli już udaje mu się to uczynić, wszystko zdaje się skrzyć w jego blasku. W dole znajduje się wykrot, korzenie powalonego drzewa wznoszą się ku górze, unosząc ponad niewielkim dopływem szumiącej cicho rzeki. Pośród błota i mchu, jaki porasta to miejsce, wyleguje się potężny dzik o niemalże smoliście czarnej szczecinie. Jego kły sprawiają wrażenie rozrośniętych do niebotycznych rozmiarów, tworząc broń, jakiej nie da się tak łatwo pokonać. W małych oczach zdają się kryć płomienie, jakie podsycają jedynie słoneczne błyski, budząc w dziku obraz równie przerażający, co sama wojna.
Przejście
Musisz znaleźć wyjście z sytuacji, w jakiej się znalazłeś. Nie jest zbyt korzystna, bo tak się składa, że kiedy wpatrujesz się w dzika, on wpatruje się w ciebie, najwyraźniej licząc na to, że do niego zejdziesz. Nie brzmi to zapewne zbyt zachęcająco, jednak w miejscu, w którym teraz stoisz, nie ma żadnej bezpiecznej ścieżki, jaką mógłbyś się wymknąć. Same krzewy, strzeliste drzewa i półcienie przeplatane słonecznymi promieniami. Za twoimi plecami znajduje się skarpa, po której możesz zsunąć się wprost do rzeki, a przed tobą leży dzik, gotów najwyraźniej do tego, by ku tobie skoczyć. Od ciebie zależy, co teraz zrobisz, ale lepiej pamiętaj, że nie masz przy sobie różdżki.
Uwaga: jeśli masz worek żołędzi, możesz użyć go w Dziczym Wykrocie.
Ucieczka Może lepiej brać nogi za pas? Dookoła ciebie pełno jest krzaków i drzew, pełno jest zagłębień terenu i chociaż to nie będzie wygodne, może jakoś uda ci się ominąć dzika? Może posiedzieć w bezruchu kilka godzin, żeby ten sobie tylko poszedł?
Oswojenie Może jesteś na tyle odważny, żeby wyciągnąć do dzika rękę? Może wiesz, jak obchodzić się z takimi stworzeniami i chcesz spróbować swoich sił, wierząc w osiągnięcie sukcesu? Może zwyczajnie rozumiesz, że dzik wcale nie ma złych intencji, a przynajmniej tak podejrzewasz?
Oszustwo Otacza cię las. Pełen różnych cieni, krzewów, kamieni i wykrotów, w których można się schować, więc może warto to wykorzystać? W końcu nie tak trudno wspiąć się na drzewo albo znaleźć ścieżkę, z której dzik cię nie zobaczy, wystarczy jedynie trochę odwagi i pomysłowości, a z całą pewnością zdołasz ominąć przeszkodę.
Walka Nie ma wyjścia, musisz jakoś pójść dalej, więc pozostaje ci minąć dzika, nawet gdyby miało się to wiązać z walką. Ta zwyczajnie wydaje ci się nieunikniona i być może masz słuszność. W końcu ludzie nie powinni bać się zwierząt, prawda? A tutaj wszystko jest takie pierwotne i naturalne, więc być może to jest odpowiedź na twoje wątpliwości?
W tej lokacji zobowiązany jesteś do napisania dwóch postów. W pierwszym z nich pojawiasz się w tej lokacji i dokonujesz wyboru, jak chcesz postąpić z dzikiem. W drugim opisujesz efekt podjętych przez siebie działań, który początkowo jest ukryty.
Kod:
<zgss>Poprzednia lokacja:</zgss> <zgss>Podjęte działanie:</zgss> wpisz, jakiego wyboru dokonałeś <zgss>Efekt:</zgss> podaj w kolejnym poście <zgss>Zdobycze i straty:</zgss> podaj wszystkie, ze wszystkich lokacji Zielonego Gaju</zgss>
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Poprzednia lokacja:Ukryta rzeka Podjęte działanie: oszustwo Efekt: podaj w kolejnym poście Zdobycze i straty: podaj wszystkie, ze wszystkich lokacji Zielonego Gaju
Przejście przez rzekę, po tym, jak wpław cisnął z Maxem przez bagna Kolumbii, wydawało się niemal przyjemnością. Choć jej szemranie nie sprawiło, że poczuł się w jakikolwiek sposób pewniej, to jednak czuł wewnętrznie, że nie ma wyboru, tylko iść dalej. Przekraczanie płynącej wody niosło w sobie pewną symbolikę, brak odwrotu, przekroczenie pewnej granicy, styku miejsc. Im głębiej szedł, tym szmer wody stawał się cichszy, ustępując na powrót dźwiękom lasu, dalekiemu trelowi ptaków, kukaniu kukułek, pojękiwaniu drewna. Wspiął się na potężny wał, jaki unosił się przed nim i stając na jego szczycie, patrząc w dół na skrzącą od słońca wyściółkę z mchu, zobaczył dzika. Ogromnego, czarnego dzika. W pierwszej myśli sięgnął po swoją różdżkę, przypominając sobie, że przecież znikła. Oby nie bezpowrotnie... Zmarszczył brwi, kucając, jakby to mogło sprawić, że stanie się mniejszy i dzik go nie zauważy. Rozmyślał o tym, jakie podjąć działania, analizując budowę terenu. Z jednej strony kusiło go, rzucić się na dzika z gołymi pięściami, bo miał przeczucie, że gabarytowo jest do tej wielkiej świni wcale podobny, jednak choć las odejmował jego ciału bólu, spodziewał się, że jak wyjdzie stąd poharatany, to podwójna dawka cierpienia może doprowadzić go do postradania zmysłów. Nauczył się w Kolumbii jakiejś miłości do swojego ciała, kalekiej, początkującej i malutkiej, ale wystarczającej, by nie popełniać takich samobójczych ruchów. Spryt. Na tym się skupił. Był wychowankiem domu Salazara, spryt więc nie był mu wcale obcy. Rozejrzał się, macając wokół za jakimiś kamykami i znalazłszy kilka zaczął zakradać się szerokim łukiem omijając dzika, gotów rzucić jakiś kamyk, by odwrócić jego uwagę w razie, gdyby mu się to zakradanie nie powiodło.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Poprzednia lokacja:Ukryta rzeka Podjęte działanie: oszustwo Efekt: +10 do bycia ninja Zdobycze i straty: złoty żołądź
Czuł się jak pokraczny, wielki ninja. Jego ciało z pewnością nie było przystosowane do zgrabnego przemykania zakusami, nie był gibki ani jakoś szczególnie subtelny. Skupił się jednak bardzo mocno, starając dobrze oceniać nory i wnęki między korzeniami, wślizgując się bezszelestnie w doły i trzymając na odpowiedni dystans od zwierzęcia tak, by go nie zwietrzył. Nie był mistrzem zoologii. Wiedział, że zwierzęta z reguły go nie lubią, w sumie z wzajemnością, więc jeśli nie musiał wchodzić z nim w interakcje - nie robił tego. Zgrzał się, zmachał i spocił jak, hehe, dzika świnia, ale ostatecznie uznał, że chyba ominął drzemiącego dzika, oceniając niepewnie swoje położenie w gęstym lesie, względem wzniesienia, za którym znajdowała się rzeka i śpiącego zwierza. Przytrzymał się na chwilę, by złapać oddech po tych akrobacjach samurajskich, a kiedy już mu minęły mroczki przed oczami, skierował kroki w dalszą drogę. Nie byłby sobą, gdyby jego oko natychmiast nie dostrzegło błysku złota. Lockie sroka, na pieniądze głodny wilk, natychmiast rozpoznał, cóż takiego mieni się w mchu. Przykucnął, palcami delikatnie rozgrzebując poszycie lasu i wyjął z ziemi pięknego, złotego żołędzia, na widok którego uśmiechnął się głupio. Bo był to bardzo ładny żołądź. I ruszył dalej.
Było coś cudownie odświeżającego w możliwości puszczenia się przed siebie biegiem przez te dzikie tereny. Miały w sobie coś pierwotnego, dziewiczego wręcz. Czuła się tu jak w domu; jakby nigdy nie opuściła lasu. Była przekonana, że tak wówczas wyglądałoby jej życie – proste, spontaniczne, w otoczeniu natury. Gnała przed siebie tak, jakby od tego kłosa zależało jej życia. Gnała tak, jakby chciała być goniona. Nie uciekała – wiodła go na pokuszenie w sposób tak instynktowny, że nawet nie zwróciła na to uwagi. — A jeśli mnie złapiesz, co wtedy? — zapytała hardo, większą uwagę niż na żołędzie zwracając mimo wszystko na rozmówcę. Oparła się o grabie tak nonszalancko, że samą swoją postawą mówiła że nie tylko nie zamierza dać się łatwo dogonić, ale i nie jest zwykłą ofiarą. Skąd w niej ta nagła odwaga? Nie wiedziała. Po jej przypływie speszyła się nieznacznie, na tyle, żeby z ulgą ruszyć w dalszą drogę. To była jedyna słuszna decyzja, skoro wór żołędzi na plecach w jakiś niezrozumiały sposób tylko zwiększał jego atrakcyjność. — To ciekawe, że stawiasz mnie w roli ofiary — zagaiła po krótkiej chwili. W końcu to nie ją porwała rzeka. Nie dodała tego, nie musiała. Była głęboko przekonana, że sam doskonale dopowiedział sobie, co miała na myśli. Dalsza droga wyraźnie prowadziła w las, w dodatku pod górę. Wykorzystała grabie jak kijek, to podpierając się na nich, to używając ich jak narzędzia do ogarniania gałęzi. Zatrzymała się dopiero przed dzikiem. Dojrzała go szybko, z bezpiecznej odległości i gotowa była zatrzymać Santo, gdyby ten próbował wyrwać się naprzód.
Poprzednia lokacja:klik Podjęte działanie: oswajanie z Holly Efekt: - Zdobycze i straty: żołędzie
Trzeba to przyznać, że łączyła w sobie odważną butę z mniej pewną płochliwością. Jak ciekawskie zwierzę, które zaczepia człowieka, ale wycofa się, gdy tylko ów człowiek odpowie zbliżeniem. Santo nie dbał o powstrzymanie swojego języka. Mógł ją zbyć tylko czymś pokroju "przekonaj się", ale wydało mu się to zbyt płytkie, nudne wręcz. Dlatego odpowiedział z identyczną hardością. — Wtedy sprawię, że się zawstydzisz. Znowu - wymówił ostatnie słowo niby niewzruszonym oraz obojętnym tonem. Poruszył nieznacznie palcami wolnej ręki, jakby wyobrażał sobie ten moment pochwycenia Hollywood, gdy tak mu się śmiało prezentowała przy grabiach. Mógł mówić, co chciał, ale na pewno nie przemycał w swoich słowach żadnego nacisku lub większej sugestii niż to, jaką Holly zapewne odruchowo sama interpretowała. Jeśli istotnie przypominał wilka to takiego, który stawia swoje kroki pewnie, wie, gdzie skierować kły oraz potrafi przejrzeć ofiarę. Z jakiegoś powodu nie naruszał jednak jej strefy komfortu, nie zbliżał się znienacka i bynajmniej nie korzystał z byle jakiej okazji, aby choćby na chwilę dotknąć tej porcelanowej, gładkiej skóry. Chociaż trafnie zwróciła uwagę na tę jego perspektywę, gdy wciąż nie stracił rezonu oraz nadal uznawał się za w gruncie rzeczy łowcę. W teorii Santo już się ośmieszył i wypadł źle w jej oczach. Przez pechowy wybór potrzebował pomocy, a to powinno napełnić go zażenowaniem lub po prostu złością. Holly znacznie lepiej sobie radziła w tym lesie, co niewątpliwie mogłoby sfrustrować kogoś o delikatnym poczuciu męskości. Notte wcale to nie drażniło. Wręcz podobało mu się, że jasnowłosa tak się tutaj odnajduje. Planował najpierw zwrócić uwagę, że zapomniała o jednym kluczowym słowie - o tym, że powinna to powiedzieć "w roli twojej ofiary", ale stwierdził, że sobie daruje. Przedzieranie się przez gąszcze i to pod górkę skutecznie uniemożliwiało swobodną wymianę zdań. Włoch mógł tylko zgadywać, jakie jeszcze kłody zostaną im rzucone pod nogi. Wyszli w końcu na brzeg wykrotu, gdzie musieli podjąć istotną decyzję. Santo miał wyraźne tendencje do tego, aby nie przejmować się potencjalnym zagrożeniem. Zapytany o Zielony Gaj mógłby swobodnie odpowiedzieć, że to "tylko las", tak jak na widok tego czarnego dzika o skrzących się ślepiach teraz powiedziałby, że to "tylko dzik". Doznał już jednego uszczerbku na zdrowiu, jego ubrania nie prezentowały się tak schludnie, potargane włosy z pewnością tylko podkreślały ogólnie wymięty stan Włocha, a mimo to... Nie czuł się zniechęcony, wystraszony, a już na pewno nie zrezygnowany. Wyprostował się przed zwierzęciem z taką aurą spokoju, jakby nie miał zamiaru drgnąć nawet w momencie, w którym knur przypuściłby na niego wściekłą szarżę. Przed wzburzoną falą również nie uciekał. — Dziki lubią żołędzie, prawda? - odezwał się do czujnej Holly. Mógłby rozważyć walkę tylko, gdyby miał przy sobie różdżkę. Notte przyjrzał się nastawieniu dziewczęcia, ale też nie wydawała mu się skora do toczenia boju w tym wykrocie. Wręcz przeciwnie, Santo pomyślał, że ktoś pasujący równie mocno do lasu oraz ogólnie przyrody, chętniej wyciągnie przyjazną dłoń do stworzenia. Ściągnął worek pełen żołędzi z ramienia i przekazał bez zbędnych słów Holly, jakby na znak, że może go dowolnie wykorzystać. Sam zamierzał prędzej czy później na spokojnie podejść do dzika i zobaczyć, jak zwierzę na to zareaguje.
Poprzednia lokacja: link w poprzednim poście Podjęte działanie: oswajanie Efekt: +1 onms Zdobycze i straty: +1 onms
Igrała z ogniem i co najgorsze – nawet jej się to podobało. Lubiła tego typu wymianę zgryźliwych komentarzy, miała słabość do sarkazmu i osób, które potrafiły odpowiedzieć w sposób, który zbijał ją z tropu. Santo wyraźnie należał do tego grona, co dziewczynie zdecydowanie nie było na rękę. Mógłby pokazać w końcu coś, co choć trochę by ją do niego zniechęciło; była pewna, że miał choć jedną taką cechę. Chętnie brnęłaby w tę dyskusję znacznie dalej i głębiej, kontynuując ją tak długo, aż wygrana nie będzie wyraźnie po jej stronie, ale rozsądek zwyczajnie jej na to nie pozwalał. Mogła mieć niewyparzoną gębę, ale wiedziała, że słowa mogą dać sygnał, którego dawać absolutnie nie chciała – taki, że coś mu względem niej wolno, bo sama coś by od niego chciała. Nie chciała. Bez względu na urodę i bez względu na bystre odpowiedzi nic w niej nie chciałoby bliskości od nieznajomego chłopaka. Lepiej było dać za wygraną, przynajmniej tym razem. Zresztą oboje wiedzieli, że miał rację. Dzik był ogromny, ale i ona nie czuła lęku, choć bynajmniej nie dlatego, że lekceważyła niebezpieczeństwo. Był zwierzęciem, mieszkańcem lasu. Nie mógł mieć złych zamiarów, żadne zwierzę nie było złe - mogło być co najwyżej bardzo skrzywdzone. A wierzyła, że nawet wtedy nie było skreślone dla świata. Skłamałaby, że zobaczyła coś niezwykłego w jego oczach, był dzikiem, takim jak wiele, ot, może odrobinę większym. Intuicja podpowiadała jej jednak, że należy do niego podejść, a aura wili, która zwykle pomagała jej w zaskarbianiu zaufania zwierząt, dodawała jej pewności siebie. Nie wzięła całego worka, odsypała zaledwie trzy garści, które wsadziła w podwiniętą koszulkę. Czwartą garść zostawiła w ręce i powoli zbliżyła się do zwierzęcia, wyciągając przed siebie żołędzie. Trwało to może chwilę, a może całą wieczność; w końcu na szczęście udało jej się bezpiecznie przejść na drugą stronę. Rozpierała ją duma.
Poprzednia lokacja:ukryta rzeka Podjęte działanie: oswajam ofc za kogo mnie macie Efekt: w kolejnym poście Zdobycze i straty: GRABIE
Patrzyła na grabie i Drejka jak na trzygłowego psidwaka. Naprawdę nie sądziła, że coś takiego może się pojawić w rzece, a fakt, że była przekonana, że rzeka ich wciągnie i umrą, albo coś z niej wyskoczy i też umrą, raczej nie najlepiej świadczyła o przygodach, które mieli w przeszłości. Cóż, przynajmniej nie umarli, ale nie sądziła, że starczy jej palców u rąk, by wymieniać te wszystkie razy, kiedy prawie umarli. Teraz jedna trzymała grabie, a Drake z jakiegoś powodu wosk, niezbadane były decyzje Podlasia. Jakby w odpowiedzi na słowa przyjaciela – teren za rzeką zaczął się unosić w stromy wał. Oniemiała patrzyła na to zjawisko, na wysokie drzewa, przez które ledwo przebijało się słońce. Patrzyła też na specyficzny wykrot, korzenie tkwiły w górze, a nieopodal… — Ja jebie — powiedziała, gdy tylko zobaczyła ogromnego dzika, który wylegiwał się na ich dalszej drodze i wcale nie wyglądał, jakby miał ich w nosie. W pierwszej chwili cofnęła się o krok, wpadając niemal na Drake’a. Coś jej podpowiadało, że to wcale nie był zwykły dzik, kły miał ogromne, iskrzące oczy, które na nich spoglądały. Jak to było? Kto spotyka w lesie dzika, ten na drzewo prędko zmyka. Ale Ruby nie chciała się chować ani uciekać, była pewna, że nic to nie da i po prostu tutaj utkną, lub zostaną pokiereszowani przez zwierzę. — Spróbuję go uspokoić… Nie walczymy, bo nie mamy szans — powiedziała, nie do końca pewna swojego pomysłu, ale prędzej zginie niż pozwoli sobie czy Drejkowi rzucić cokolwiek w stronę zwierzaka. To oni byli na jego terenie, a nawet gdyby było odwrotnie, Ruby nie podniosłaby ręki na żadne zwierzę. I pewnie dlatego wtedy straciła rękę, choć mało ją to teraz obchodziło. Odłożyła grabie na ziemię, by przypadkiem nie sprowokować tym odyńca i podeszła kilka kroków, wyciągając ku niemu otwartą dłoń.
Poprzednia lokacja:https://www.czarodzieje.org/t23094-ukryta-rzeka#786949 Podjęte działanie: Oswojenie Efekt: podaj w kolejnym poście Zdobycze i straty: STRATY: Różdżka Avalońska jabłoń i łuska Oilipheista (+4CM), Owijka na różdżkę ze smoczej łuski (+3pkt zaklęcia), 2x eliksir wiggenowy ZYSK: Wosk
No. Mogli przejść na spokojnie przez rzekę co zdecydowanie było ogromnym plusem tej sytuacji. Dobrze że nie musieli walczyć tu z żadnym utopcem, bo skończyłoby się to pewnie napieprzaniem w niego grabiami, które wpadły w rączki Ruby. Jednak nie zaszli jakoś specjalnie daleko, bo w końcu ich oczom ukazał się... Dzik. W jego głowie niemal natychmiast pojawiła się myśl - Jaki uroczy - Powiedział cicho zaraz po reakcji dziewczyny na dzikiego warchlaka. Przypominały mu się trochę te z Avalonu. No, z tą różnicą że ten zdecydowanie nie mógł latać. - Wiem. Poza tym nie jestem fanem atakowania zwierząt. - Zwłaszcza jeśli te nie atakowały pierwsze i były zwierzętami prawdopodobnie niemagicznymi. Szedł powoli i ostrożnie zaraz za Rubs, tak by dzika nie spłoszyć. Miał nadzieję że dziku na nich nie zaszarżuje, bo bez różdżki i eliksirów, to niezbyt by sobie i jej pomógł w przypadku jakichkolwiek obrażeń. Prawie na pewno musiałby się z nią doczołgać do Huxa, który by przez nich osiwiał albo do lokalnej Szeptuchy.
Santo I. Notte
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 192 cm
C. szczególne : włoski akcent | smoczy kolczyk w uchu | naszyjnik z krzyżem | elegant
Poprzednia lokacja:klik Podjęte działanie: oswajanie z Holly Efekt: +1 ONMS Zdobycze i straty: +1 ONMS
Santo zdążył polubić niepokorne odzywki, które czasami opuszczały usta Holly w najmniej spodziewanym momencie. Coś w tej butności niższej dziewczyny mówiło mu po prostu, że z taką osobą ciężko o nudę lub nijakość. Oboje byli odważni — w końcu teraz brnęli przez ten tajemniczy Zielony Gaj i nie wycofywali się przed żadną z postawionych przeszkód. Notte nie spotkał wielu osób, które równie swobodnie podchodziłyby do stawiania czoła wyzwaniom. Odniósł przez to wrażenie, że dobrze trafił, jeśli chodzi o towarzystwo na podobną eskapadę, a intuicja podpowiadała mu wyraźnie, że i Hollywood odwzajemnia takie odczucia. A to nie byle co, skoro przez większość czasu Santo preferował samotność. Dzielona przez nich cisza również działała na Włocha kojąco, a jednocześnie nie miałby nic przeciwko, gdyby to on zaczął wychodzić na tego bardziej rozmownego. Może chętniej skorzysta z okazji, aby samemu zapytać ją o jedną rzecz lub dwie. Idąc śladem Holly również zanurzył dłoń wśród dorodnych żołędzi, aby wyciągnąć garść. Dzik patrzył na ich dwójkę z łagodnością w posturze ciała, jaka wcale nie sugerowała, że czuje się zagrożony lub rozzłoszczony. Zwierzę zbliżyło się, z pewnością zainteresowane ofiarowanym jedzeniem. Chłopak wysypał trzymane żołędzie na ziemię, przykuwając tym samym uwagę dzika do jednego miejsca, podczas gdy oni mogli swobodnie przejść przez całą szerokość wykrotu. — To mój czy twój urok? - zapytał, gdy udobruchali stworzenie i bezproblemowo przeszli dalej, mogąc jeszcze poobserwować nieco pozostawionego w tyle olbrzyma. W głębi duszy znał odpowiedź na to pytanie — to Holly i jej dzika aura, która zdobywa zaufanie zwierząt, a z drugiej strony też jej delikatność oraz wyczucie, jakim Santo nie mógłby się poszczycić. A może to po prostu żołędzie.
Poprzednia lokacja:ukryta rzeka Podjęte działanie: oswajam Efekt: przechodzimy dalej Zdobycze i straty: GRABIE, +1 ONMS
Trudno było stwierdzić czy bardziej swoimi słowami uspokajała siebie, czy Drake’a, w każdym razie nie od dziś było wiadomo, że mówienie Ruby po prostu pomagało uporać się ze stresem. Ten, który aktualnie czuła był mieszanką strachu i adrenaliny, bo zwierzę przed nimi było ogromne. Nie chciała urazić chłopaka, po prostu nie była pewna jak zwierzęta – w tym wielkie odyńce, takie jak ten przed nimi – reagowały na wilkołaki. Coś tam niby czytała, ale nie pytała przyjaciela czy dzisiaj podrapał go już jakiś kuguchar… Grabie leżały na ziemi, a Rubs powoli stawiała krok za krokiem. Nie podchodziła do dzika zbyt blisko, nie chciała go przecież głaskać. Cóż, to było absolutne kłamstwo, bo właściwie to go chciała zabrać ze sobą, ponieważ nie miała za grosz instynktu samozachowawczego i najwyraźniej wielki dzik był dla niej jak psidwak. Powstrzymała się jednak przed tymi wszystkimi chęciami i dopiero kiedy upewniła się, że odyniec zaraz nie zacznie na nich szarżować – podniosła grabie i sprawnie obeszła zwierzę dookoła. Pokazała Drake’owi, żeby zrobił to samo i za nią podążył, a dzik wciąż nie wyglądał jakby miał ich zaatakować. Czyżby strach miał jedynie wielkie oczy? To chyba nie najlepiej zrobi Maguire, jeśli upewni się tylko w swoim przekonaniu, że nie było czegoś takiego jak agresywne zwierzę „z natury”, zawsze przecież był powód! Nawet przygoda ze smokiem nie dała jej do zrozumienia, że może wcale nie miała racji. Była przekonana, że jakoś wtedy go rozzłościła i nie przyjmowała do siebie, że może nie każde stworzenie było dobre. Gdyby tak myślała, nie mogłaby teraz iść ramię w ramię z wilkołakiem, a przecież Drake za nic w świecie by jej nie skrzywdził. Nie mogła słuchać innych, swoje wiedziała, niezależnie od tego jakie konsekwencje jej decyzje miały. — Nazwę go Maniek — powiedziała do chłopaka, kiedy szli już dalej, zostawiając za sobą odyńca. Obiecała sobie, że po niego wróci.
Poprzednia lokacja:https://www.czarodzieje.org/t23094-ukryta-rzeka#786949 Podjęte działanie: Oswojenie Efekt: lecim dalej i dostaję punkt Zdobycze i straty: STRATY: Różdżka Avalońska jabłoń i łuska Oilipheista (+4CM), Owijka na różdżkę ze smoczej łuski (+3pkt zaklęcia), 2x eliksir wiggenowy ZYSK: Wosk , +1 ONMS,
No... Ze zwierzętami w jego pobliżu było różnie. Zazwyczaj były w miarę spokojnie i potrafił się nimi zająć. Nieliczne dopiero ze względu na jego problemy futerkowe potrafiły być w jego kierunku nadzwyczaj agresywne. Cieszył się więc że dzik okazał się być naprawdę przyjazny, gdy gryfońska głupota odwaga pozwoliła im na próbę oswojenia go. Oczywiście nie od razu, ALE najbardziej liczył się efekt końcowy. Prawda? - Uroczo. - Szkoda że nie zadeklarowała chęci wrócenia po niego na głos. Bo tak jak było to bardzo kuszące, to wątpił żeby udało się jej nie do końca legalnie przenieść tego zwierzaka z Podlasia do Wielkiej Brytanii. Zwłaszcza że zwierzę było dzikie. Dzikie dzikie, bo to dzik. No i mimo wszystko cieszył się że nie musieli z tym iść na gołe klaty, bo mogłoby się to skończyć... Boleśnie.
Poprzednia lokacja:Ukryta Rzeka Podjęte działanie: oswojenie Efekt: - Zdobycze i straty: -
Robi się gęsto. Grubie pnie, strzelistych, prastarych drzew wydają się obserwować czujnie Marcelle. Ledwo przebija się tu światło dnia, co niepokoi Hudson, jednak szybko to uczucie mija, gdy widzi, jak blask słońca pada na rośliny, jakimś cudem przedzierając się przez zasłonę drzew. Wszystko mieni się blaskiem. W dole znajduje się przewrócone drzewo, gdzieś w oddali szumi cicho rzeka. Jest tu pięknie, ale cała ta sceneria wydaje się niknąć, kiedy oczy krukonki napotykają ślepia czarnego dzika. Wyleguje się on pośród błota i mchu. Ogromny zwierz, w którego małych świńskich oczkach kryją się płomienie, podsycane przez słoneczny blask. Marcella wie, że nie ma różdżki, Zielony Gaj zabrał na początku tej wędrówki jej wszystko, a magiczny patyk był z tego najważniejszą rzeczą. Hudson podejrzewa, że dzik wcale nie musi być taki straszny. Może po prostu potrzebuje przyjaciela, tak jak Krzysio miał Kubusia w stumilowym lesie i wiele, wiele innych koleżeńskich zwierzątek? Dziewczyna postanawia zejść do dzika i wyciągnąć do niego rękę. Zna się na zwierzętach, wie, jak należy do nich podejść, dlatego powoli, ze spokojem, a także ostrożnością postanawia go oswoić. Bestie, w których oczach wydaje się płonąć wojna!
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
Poprzednia lokacja:Ukryta Rzeka Podjęte działanie: oswojenie Efekt: + 1 ONMS Zdobycze i straty: + 1 ONMS
To dobry pomysł przekonuje się o tym, gdy tylko schodzi do dzika. Zwierz nie atakuje jej, ale też z początku wcale nie jest chętne do współpracy. Początkowy brak zaufania jest normalny. Dlatego Marcella nie zniechęca się i cierpliwie daje czarnej dzikiej śwince czas. Nie musi długo czekać na rezultaty, kiedy bestia podchodzi, pozwalając Hudson swobodnie krążyć wokół siebie. Może dzik nie wygląda jak słodki kociak, ale tak naprawdę jest łagodny i jego aparycja o niczym nie świadczy, nawet jeśli z początku Marcella czuła lekki strach czy też niepewność co zrobić; to teraz wszystkie te uczucia uleciały gdzieś daleko. - Jesteś takim słodziakiem. - Chwali Marcelka dzika, głaszcząc go po czarnej jak smoła szczecinie, dumna ze swojego podejścia, jakby duszki tego lasu szeptały jej do ucha, że uczyniła dobrą decyzję, najlepszą!
| zt
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Poprzednia lokacja:ukryta rzeka Podjęte działanie: oszukanie Efekt: ? Zdobycze i straty: -różdżka +grabie
Słowa Freda dosyć szybko okazały się poniekąd prorocze, bo Ryan rzeczywiście poszedł na dno, może nie dosłownie (na szczęście), ale zdecydowanie nie można było stwierdzić że wrzucając do wody krzyż osiągnął cokolwiek innego niż okrutną porażkę. Przyjaciel oczywiście nie omieszkał mu tego wytknąć gdy tylko ponownie stanęli twarzą w twarz nad brzegiem rzeki. - Dobra, dobra, oboje wiemy że masz więcej szczęścia niż rozumu i rzeka cię nie zaatakowała bo pomyliła cię z błotoryjem - odgryzł się, a po udobruchaniu wody zbożem mogli ruszyć dalej. Słysząc komentarz rozmówcy, aż parsknął pod nosem śmiechem na tę wzmiankę o niesamowitej wycieczce. - Teleportowało mnie do chaty szeptunki - wyjaśnił - Powiem ci, wizyta na jej tapczani była fenomenalną przygodą! - stwierdził jednak zaraz znacznie mniej poważnie, machając znacząco brwiami, uznawszy że ostatecznie wyśmianie tej sytuacji to jedyna możliwość; w końcu nic strasznego się nie stało, poza tym że prawie wypluł płuca kiedy sprintował z powrotem. - Długo mnie w ogóle nie było? - zagadnął, bo czuł się tak jakby od chwili w której składali ofiarę nie minęła wcale cała wieczność, a raptem chwila; a może rzeczywiście tak było? Z przejęcia zapomniał zapytać szeptunki ile czasu właściwie pozostał nieprzytomny; zakładał jednak że niedługo, skoro Fred wiernie tu na niego czekał. Wkrótce się okazało, że nie tylko on - bo gdy dotarli w okolice wykrotu, odkryli że nie są w nim sami, a na środku wyleguje się potężny dzik. Udało im się dostrzec zwierzę wcześniej niż on zauważył ich dwójkę, dlatego zatrzymali się jak na komendę w bezpiecznej odległości i... no właśnie, co dalej? Ryan może nie miał wielkiego doświadczenia z magicznymi stworzeniami, ale wiedział tyle, że nie należy do nich podchodzić jeśli nie jest się pewnym ich zamiarów. - Nie jest taki jak ty i niesprowokowany nie powinien zaatakować, prawda? - mruknął do Freda i rozejrzał się po okolicy w poszukiwaniu inspiracji do ominięcia dzika z wykorzystaniem tzw. sposobu. Skoro razem mieli gryfońską odwagę i ślizgoński spryt, to powinni sobie poradzić... Jakoś. - Myślę, że moglibyśmy jakoś zakamuflować się w krzaki i przejść o, tamtędy... Nie powinien nas zauważyć, a jakby co, to będzie można wejść na drzewo - kombinował na głos, znaczy szeptem, żeby knur go nie dosłyszał. To znaczy tamten leżący w wykrocie, nie ten do którego mówił. - Chyba że jako ekspert i przedstawiciel tego samego gatunku co ta świnia masz lepszy pomysł...? - rzucił, bo był świadomy że z ich dwójki to Fred będzie wiedział więcej na temat ucieczki przed dzikiem, chociaż nie zamierzał mu tego mówić. Jeszcze by się zrobiło zbyt miło!
Poprzednia lokacja:Rzeka Podjęte działanie: oszustwo Efekt: podaj w kolejnym poście Zdobycze i straty: straty: różdżka, zyski: grabie
- Nie pomyliła, ona doskonale wiedziała, że nim jestem - odpowiedział, w ten sposób odbijając uwagę Ryana, który jak zawsze próbował być niesamowicie uprzejmy. Skoro zaś niezmiennie twierdził, że jego przyjaciel jest nie mniej, nie więcej, a Fryderykiem Fekalnym, to rzeka z całą pewnością nie miała ochoty przyjmować takiego czegoś, uznając, że odchodów nie łyka. Idąc tym tokiem rozumowania, Shercliffe był tutaj jak najbardziej bezpieczny, w przeciwieństwie do Ryana, który jak zawsze miał zbyt wiele energii, pomysłów i możliwości, o jakich nie mógł zapomnieć. Dlatego też, kiedy wspomniał o szeptunce, Frederick uśmiechnął się lekko, ze zrozumieniem, a następnie zapytał go, czy babcia przygotowała mu rosół, bo doskonale wiedział, że uzdrowicielka była co najmniej wiekowa i przyjaciel nie mógł tak łatwo wyłgać się z niektórych rzeczy. - Nie wiem, czas zdaje się tutaj nie płynąć, zupełnie, jakby nic się nie zmieniło. Wydawało mi się, że będę wędrował w twoim poszukiwaniu w nieskończoność, ale słońce wciąż było w tym samym miejscu - wyjaśnił, chociaż nie wiedział, jak miałby to tak naprawdę opisać. To było szaleństwo, jakiego nie dało się określić i domyślał się, że to była magia, od jakiej nie mógł się opędzić, magia, jakiej nie dało się w żaden sposób zmienić, magia, jaka rządziła się własnymi prawami. Dokładnie tak samo, jak te grabie, które właśnie trzymał w dłoni, starając się zrozumieć, do czego miały mu służyć. Być może, jako podpora w rzece, może jako kostur, dzięki któremu wspiął się na skarpę, a może po to, by zepchnąć Ryana wprost do legowiska dzika, który leżał sobie w wykrocie, mocząc się z zadowoleniem w błocie. - To knur, czyli twój kuzyn, sądzę, że o wiele lepiej się z nim dogadasz, zwłaszcza, jak nie będziesz biegał po krzakach. Chociaż z błotem na twarzy i liśćmi w głowie będziesz prezentował się w końcu odpowiednio szykowanie - stwierdził, ale wiedział doskonale, że próba oswojenia takiego stworzenia nie była mądra. Nie prowadziłaby do niczego właściwego, więc skinął na Ryana, by szedł za nim i faktycznie wędrując z dala od spojrzenia dzika, przypadł do ziemi w krzakach, by stamtąd go obserwować, wiedząc, że mogli odwrócić jego uwagę. Rzucić kamień w przeciwnym kierunku, a później pobiec, o czym wspomniał, dodając, że dzik powinien wkrótce zapaść w sen, o ile tylko, odpowiednio się ustawią. Upewnił się, jak wieje wiatr, przesunął się jeszcze nieco i milcząc, przypadł niemalże do samej ziemi.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Poprzednia lokacja:ukryta rzeka Podjęte działanie: oszukanie Efekt: zdobywam złotego żołędzia Zdobycze i straty: -różdżka +grabie +żołądź
Oczywiście nie dał się zbić z tropu faktem że jego kłamstwo zostało prędko zdemaskowane i zapewnił Fryderyka Fekalnego że owszem, rosołek szeptunki był wyśmienity i dodał mu sił witalnych oraz krzepy, o których rozmówca zaraz się przekona na własnej skórze jak nie przestanie go irytować; wszystko to naturalnie było podszyte nie szczerym gniewem, a braterską miłością, jak wszystkie sympatyczne uwagi wymieniane przez tę dwójkę maszerujących przez knieje pajaców. - Awww, szukałeś mnie? Jestem wzruszony, szkoda że nie wpadłeś na to żeby ruszać na ratunek jak się t o p i ł e m - odparł gdy dowiedział się że Fred faktycznie miał zamiar go odnaleźć, nie mogąc się powstrzymać by nie wytknąć mu tego skandalicznego niedopatrzenia, chociaż doskonale wiedział że jeśli to miejsce było tak zaczarowane na jakie wyglądało, znikały w nim różdżki i nie istniał czas, to nawet sam Albus Dumbledore pewnie nie pomógłby mu się wykaraskać z gniewu rzeki. A w jaki sposób miały im w tych wszystkich perypetiach pomóc otrzymane przez wodę grabie...? Nie miał pojęcia, chociaż użycie ich jako broni (w starciu z Fredem, oczywiście, bo nie z dzikiem!) nie brzmiało jak zła opcja. Całe szczęście nie było to konieczne, bo po tym jak już powyzywali się od knurów, dosyć szybko doszli do porozumienia w kwestii podjętej taktyki. - Z liśćmi na głowie i tak bym wyglądał lepiej niż ty w koronie - oznajmił w ramach zaaprobowania planu zapropowanego przez Freda i bez większego gadania posłusznie ruszył za przyjacielem, przypadając do gleby w tych samych momentach i przemykając tą samą trasą, z dala od wzroku dzika. Szkalował Shercliffe'a gdy tylko mógł, ale w tej kwestii akurat ufał mu całkowicie i wiedział że nie wyprowadzi ich prosto w paszczę stworzenia - i rzeczywiście tak było, a kiedy już wydostali się w bezpieczną odległość, coś w pobliżu pięknie błysnęło w ściółce. Ryan zerkął ciekawsko w to miejsce i dostrzegł imponującego, złotego żołędzia. - O zobacz, kolejny fant. Może zwieńczeniem tej podróży będzie zaoranie pola i zasadzenie złotego dębu?
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Poprzednia lokacja:tu Podjęte działanie: oswojenie Efekt: podaj w kolejnym poście Zdobycze i straty:różdżka, wisiorek z osą, okulary przeciwsłoneczne, worek żołędzi
Kiedy Julka przekroczyła rzekę, teren przed nią zaczął się unosić, formując stromy wał, zza którego wychylały się pnie grubych, strzelistych, prastarych drzew. Przez gęstwinę gałęzi słońce z trudem przebijało się, tworząc migoczące wzory na ziemi. W dole, w otoczeniu korzeni powalonego drzewa, leżał potężny dzik o niemalże smoliście czarnej szczecinie. Jego ogromne kły wyglądały jak śmiercionośna broń, a małe oczy zdawały się płonąć w blasku słońca, budząc obraz równie przerażający, co sama wojna. Gdy tylko zobaczyła dzika, zdała sobie sprawę, że sytuacja nie jest zbyt korzystna. Dzik również ją dostrzegł i teraz oboje wpatrywali się w siebie. Julka wiedziała, że nie ma żadnej bezpiecznej ścieżki do ucieczki. Za jej plecami była skarpa prowadząca wprost do rzeki, a przed nią dzik, który najwyraźniej był gotów do skoku. Przypomniała sobie o worku żołędzi, który dostała od rzeki. Może to było rozwiązanie? Być może te żołędzie miały jakieś znaczenie dla dzika? Julka poczuła, że jej zamiłowanie do ryzyka i odwaga znów wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem. Zdecydowała, że spróbuje podejść do dzika z workiem żołędzi, mając nadzieję, że to pomoże jej wyjść z tej sytuacji.
- No dobrze, Brooks. Czas spróbować czegoś szalonego – szepnęła do siebie, podnosząc wór żołędzi. Z trudem zrobiła kilka kroków w stronę dzika, wyciągając worek przed siebie jako znak pokoju.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Poprzednia lokacja:tu Podjęte działanie: oswojenie Efekt: +1 ONMS Zdobycze i straty:różdżka, wisiorek z osą, okulary przeciwsłoneczne, worek żołędzi,
Julka czuła, jak serce bije jej szybciej, gdy zbliżała się do dzika, trzymając przed sobą worek żołędzi. Jej umysł był pełen mieszanki strachu i determinacji. Wiedziała, że musi zaufać swojej intuicji i wierzyć, że dzik nie ma złych intencji.
Z jakiegoś powodu, dzik był jej patronusem. Ten fakt dodawał jej odwagi. Wierzyła, że to nie jest przypadek i że dzik może w jakiś sposób zrozumieć jej zamiary. Gdy stanęła przed potężnym zwierzęciem, wyciągnęła rękę, w której trzymała kilka żołędzi.
- Proszę, mam coś dla ciebie, przystojniaku – powiedziała spokojnie, starając się, by jej głos brzmiał tak łagodnie i przyjaźnie, jak to tylko możliwe.
Dzik spojrzał na nią, a potem na żołędzie w jej dłoni. Przez chwilę trwało napięcie, jakby czas się zatrzymał. Julka czuła, jak pot spływa jej po plecach, ale nie cofnęła się ani o krok. Nagle dzik zaczął węszyć powietrze, a jego spojrzenie złagodniało. Powoli podszedł bliżej, wciąż z ostrożnością, jakby testując jej intencje.
Julka wyciągnęła do niego rękę jeszcze bardziej, a dzik ostrożnie wziął żołędzie z jej dłoni. Zjadł je szybko, a potem podniósł głowę, patrząc na nią z wdzięcznością. W tym momencie poczuła, że nawiązała z nim nić porozumienia. To było niemal mistyczne doświadczenie, jakby duchy lasu naprawdę czuwały nad nią i dzikiem, prowadząc ich do tego momentu. Ex-Krukonka powoli, bez gwałtownych ruchów, położyła dłoń na głowie zwierzęcia i delikatnie pogładziła po szczecinie, kiedy to dzik wsuwał kolejne żołędzie z wora.
Gdy dzik skończył jeść, odsunął się nieco i zaczął ryć ziemię w pobliżu wykrotu. Julka patrzyła z zaciekawieniem, zastanawiając się, co robi zwierzę. Dzik wykopał nieco błota i mchu, a potem spokojnie odsunął się, dając jej miejsce do przejścia. Wyglądał na zadowolonego, jakby uznał ją za przyjaciela, a nie wroga.
- Wygląda na to, że jesteś bardziej przyjazny, niż się wydawało – powiedziała do dzika z uśmiechem. - Chyba już rozumiem. - Dodała do siebie, zdając sobie powoli sprawę, czemu to właśnie ten majestatyczny król borów, był jej patronusem, magiczną manifestacją jej charakteru.
Choć dzik początkowo wydawał się przerażający, okazał się o wiele łagodniejszy, niż się spodziewała. Widziała w nim teraz majestatyczne stworzenie, które miało swoje miejsce w tym prastarym lesie. Jej serce wypełniła duma, że potrafiła nawiązać z nim kontakt, wykorzystując żołędzie. Czuła, że wyszymory – duchy lasu – były zadowolone z jej decyzji. To uczucie rozpierało ją od środka, dając jej dodatkową motywację do dalszej wędrówki.
Poprzednia lokacja:Ukryta rzeka Podjęte działania: oswajanie Efekt: - Zdobycze i straty: grabie
Im dalej szła, tym bardziej teren podnosił się ku górze. Drzewa pięły się coraz bardziej ku niebu, było coraz mnie słońca. Dziewczyna szła jednak niestrudzenie przed siebie, pewna, że kiedyś musi w końcu być lepiej, prawda? I kiedy tylko ta myśl ją uderzyła, uznała, że musiała się bardzo mylić. Szlag by to trafił… Niedaleko przed nią wylegiwał się ogromny dzik. Tak wielkiego drania Imogen jeszcze w życiu nie widziała. Kiedy ten skierował na nią swój ryj, miała wrażenie, że serce stanęło jej na chwilę, a krew zamarzła w żyłach. Co prawda znajdował się on nieco niżej niż ona, ale i tak, budził strach. Adrenalina buzowała w jej żyłach, a im dłużej tak na siebie patrzyli, tym bardziej miała wrażenie, że nie ma innego wyjścia. Nie miała jak uciec przed tą bestią, bo za nią nie chroniło jej kompletnie nic. A nieposiadanie różdżki było w tym wszystkim najgorsze. Wprawdzie miała drewniane grabie, ale przecież na co się one jej zdadzą w tej sytuacji?! Wiedziała, że nie ma szans uciec, jeśli się na to zdecyduje. Nie była wystarczająco szybka. Oszustwo też nie wchodziło w grę, dlatego prawdopodobnie zdecydowała się na najgorszą z możliwych opcji, jaką było spokojne podejście do odyńca, próba oswojenia go. Może nie był taki straszny? A może zaraz pożegna się ze swoją ręką. Z drugiej strony, raz matka rodziła, raz będzie się umierać, prawda?
Poprzednia lokacja:Ukryta rzeka Podjęte działania: oswajanie Efekt: +1 ONMS Zdobycze i straty: grabie, +1ONMS
Z bijącym sercem ruszyła w stronę dzika, gotowa w każdym momencie rzucić się do ucieczki, jeśli tylko by zauważyła, że ta jest wymagana w danym momencie. Tyle że każdy kolejny krok, jaki stawiała w jego stronę był... zdecydowanie przyjemniejszy. Imogen uspokajała się, bo widziała że dzik bynajmniej nie był zainteresowany wyrządzeniem jej jakiejkolwiek krzywdy. Uspokojona tym faktem podeszła do niego nawet na tyle blisko, aby dokładniej mu się przyjrzeć. Nie chciała jednak go dotykać, aby nie rozzłościć zwierzęta i ostatecznie nie stać się jego przekąską. Ten jednak wydawał się naprawdę spokojny i zrelaksowany a gryfonka miała wrażenie, że to jej wybujała wyobraźnia podpowiedziała cuda na temat tego stworzenia i co też może jej zrobić. Zadowolona ze swojego odkrycia w końcu ruszyła dalej. Musiała przyznać, że to spotkanie podniosło ją na duchu. Powoli rozluźniała się coraz bardziej w tym gaju. Może jednak nie był tak straszny, jak pierwotnie sądziła. Już nie mogła się doczekać kolejnej przygody, która zapewne stanie na jej drodze niedługo.
Poprzednia lokacja:Tu Podjęte działanie: oswajanie Efekt: - Zdobycze i straty: stare grabie
Lily szła przez Zielony Gaj, szczęśliwa jak chyba nigdy dotąd. Wszystko tu jej się podobało i tak naprawdę wcale nie miała ochoty stąd wychodzić, nawet za cenę różdżki. Żałowała, że nie przyszło jej spotkać jeszcze żadnych swoich krewniaczek, bo przecież linia jej matki pochodziła właśnie z wił słowiańskich. Zamiast pląsających piękności znalazła dzika i to nie byle jakiego! Okazałe szable zdawały się zdolne roznieść prastare dęby, a oczy ciskały płomienie. Nawet czarna szczecina przywodziła na myśl czeluście piekielne, ale to nie zbiło Lily z tropu. Lily była półwilą. - Jesteś piękny - uśmiechnęła się do stworzenia, posyłając ku niemu silny urok, zdolny skruszyć serce kamienia, a co dopiero żywego stworzenia. Wyciągnęła rękę przed siebie i po prostu ruszyła w jego stronę, szepcząc cichutko swe półwile czary.
Poprzednia lokacja:Tu Podjęte działanie: oswajanie Efekt: udało się Zdobycze i straty: stare grabie, +1 ONMS
Miała rację. Dziczy potwór był piękny. I nie był zły, po prostu zajmował swoje miejsce w tym przedziwnym gaju. Sama Lily też miała nadzieję, że znajdzie tu swoje miejsce, że zamieszka tu na zawsze i stanie się częścią niesamowitości, które z pewnością się tu działy. Przytuliła dzika i pogłaskała go czule po nosie, a potem pożegnała się i ruszyła dalej przez wykrot. Mijała wyszymory, czując ich aprobatę, choć tak naprawdę nie wiedziała kim są i jakie mają intencje. Wiedziała jednak, że to jeszcze nie koniec, że musi iść dalej, aż znajdzie finał tej przedziwnej przygody.
Poprzednia lokacja:Tu Podjęte działanie: oswajanie Efekt: udało się Zdobycze i straty: stare grabie, +1 ONMS
Tak jak przez rzekę i las przeszła w pewnym pośpiechu, tak z zaprzyjaźnionym dzikiem postanowiła spędzić nieco więcej czasu. Już poprzednio sądziła, że nie ma czego się bać, ale obecnie zyskała absolutną pewność. Kiedy dotarła do wykrotu, usiadła sobie obok i głaszcząc czarną szczecinę stworzenia zaczęła opowiadać mu o wszystkim, co ją spotkało. O mgle, o rzece, o słonecznym ugorze, o polewniku, aż wreszcie o tym, jak skończyła się jej ciężka praca. Opowiedziała też o tym, jaka dobra była dla niej szeptucha Wojmira, choć jej kostur był na swój sposób niepokojący. Trwało to długo i Lilka wstawała z ociąganiem, ale wreszcie podniosła się i ruszyła w stronę słonecznego ugoru. Pomachała dzikowi na pożegnanie, życzyła mu wszystkiego dobrego, a potem z postanowieniem osiągnięcia sukcesu poszła na spotkanie z polewnikiem.
Poprzednia lokacja:Ukryta rzeka Podjęte działanie: oszustwo Efekt: podaj w kolejnym poście Zdobycze i straty: podaj wszystkie, ze wszystkich lokacji Zielonego Gaju
Droga przez rzekę doprowadziła go do jeszcze większej dziczy niż wcześniej. Choć może to mgła, która ustąpiła i pokazała co tak na prawdę ten gaj ma do zaoferowania? Trudno powiedzieć. Na tym etapie zastanawiał się czy słowo "gaj" w języku słowian oznacza coś innego niż w Londynie. Skąd takie przemyślenia? Bo zawsze, wszędzie widział, że gaje są małymi zbiorowiskami dziko rosnących drzew. Zawsze w jego głowie klasyfikowało się to tak, że jeśli gaj miał więcej niż dwie przecznice to już był lasem. Pradawnym, czasem nawet ktoś brał takowy pod ochronę, jednakże ciągle był to las. Gdyby miał gdzie sobie zanotować pewnie zapisałby by w przyszłości przyjrzeć się tym pojęciom, ale nie miał więc mógł mieć tylko nadzieje, że jakimś cudem zapamięta. Idąc tak rozmyślając nie zauważył kiedy na jego drodze pojawił się knur tak wielki, że mógłby spokojnie mógłby wykarmić całe podgrodzie. Wyglądał jakby miał zaraz "skoczyć" na przyszłego krukona, choć w głowie chłopaka wyglądało to bardziej jakby miał go staranować. Myśl o skaczących dzikach w innych warunkach mogłaby go nawet rozbawić. Nie mając dużo czasu na przemyślenia rolę przewodnika działań przejął instynkt. Las naokoło był ogromy, Benjamin postanowił to wykorzystać. Wolnym krokiem cofnął się do najbliższego drzewa, nie spuszczając wzroku ze zwierzęcia. Nie uśmiechała mu się opcja wspinania się na drzewo, a w pobliżu zauważył krzewy dzikich malin, które jako schronienie przed zwierzęciem też mogłyby się przydać. Postanowił poczekać w miejscu, zobaczyć jak na jego delikatne cofnięcie się zareaguje zwierzę. Może nie będzie aż tak źle?
Poprzednia lokacja:Ukryta rzeka Podjęte działanie: oszustwo Efekt: powodzenie, Benji ominął zwierze Zdobycze i straty: złoty żołądź
Knur najwyraźniej nie był aż tak bardzo zainteresowany Bejaminem jak mu się wydawało. Zwierzę zajęło się starannym przekopywaniem terenu, pewnie w poszukiwaniu potencjalnej żywności. Chłopak nigdy nie rozumiał jak to się działo, że te zwierzęta jednocześnie ryły pyskiem i miały doskonały węch, ale też ONMS nie była jego największą pasją by analizować każde zachowanie każdego zwierzaka osobno. Obiecał sobie, że z większym szacunkiem zacznie traktować ten przedmiot jak wróci już do stałej nauki, bo najwyraźniej do czegoś może się on przydać w życiu czarodzieja. Stawiał ostrożnie kroki, nie chcąc nadepnąć nawet najmniejszej gałązki. Bał się, że właśnie to będzie zapalnikiem szału zwierzęcia, które nie wyglądało jakby chciało by mu teraz ktoś przeszkadzał. Chód przez to był bardzo powolny, ale przy okazji uważny. Nic więc dziwnego, że dostrzegł w ściółce niewielki błysk czegoś złotego. Schylił się po to, a w jego dłoniach znalazł się złoty żołądź. Nie wiedział co to może oznaczać, ale uznał go za wyjątkowo cennego i wartego zatrzymania. Jeśli po powrocie do kwater uczniów nie znajdzie jego zastosowania to przynajmniej zostanie mu jako pamiątka z tej dziwnej wędrówki po słowiańskim lesie. Dopiero po ominięciu zwierzęcia zdał sobie sprawę jak wiele stresu wywołało w nim to spotkanie. Twarz stała się czerwona jak burak od przyśpieszonego bicia serca, a kropelki potu już dawno przemoczyły mu ubiór. Nie zamierzał jednak zostawać tam chwili dłużej by doprowadzić się do porządku. Opuścił jak najszybciej pagórkowaty teren za rzeką licząc, że kolejne miejsca nie będą już oferować tak ogromnych wrażeń.
Poprzednia lokacja:Rzeka Podjęte działanie: oszustwo Efekt: uciekliśmy i mamy złotego żołędzia Zdobycze i straty: straty: różdżka, zyski: grabie, złoty żołądź
- Gwoli ścisłości, to się nie topiłeś, rzeka po prostu cię porwała, jakbyś był listkiem, chociaż niewątpliwie ci daleko do tak wspaniałej wagi – odpowiedział spokojnie na uwagę Ryana, jednocześnie przekrzywiając lekko głowę, wiedząc doskonale, że nie było ani trochę powagi w tym, o czym mówili. Chociaż, rzecz jasna, naprawdę chciał go uratować, tylko tak się składało, że świat w tym miejscu miał jakieś inne plany. Najwyraźniej wychodził z założenia, że może rządzić się własnymi prawami, a jakiś tam człowiek nie ma prawa tego w żaden sposób zmieniać. - Po prostu jej nie potrzebuję, a ty musisz szukać sposobu na to, żeby cokolwiek udowodnić – skwitował jego uwagę ze stoickim spokojem, wiedząc doskonale, że Ryan będzie próbował odgryźć mu się w każdy możliwy sposób, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Dokładnie tak rozmawiali od lat i z tym już zdołał się pogodzić, znajdując w tym również coś przyjemnego, co pozwalało mu na chwilę wytchnienia i zabawy. Chociaż dla większości ludzi nie byłoby w tym absolutnie niczego śmiesznego, jednak jego wyraźnie to bawiło. Tak samo, jak pełzanie w błocie i liściach, tym bardziej że jego przyjaciel wyglądał wspaniale idiotycznie, kiedy próbował przemknąć niezauważony. Nic zatem dziwnego, że kiedy już znaleźli się na pewno poza spojrzeniem dzika, Frederick szturchnął lekko Ryana, jakby chciał się przekonać, co zrobi, tym bardziej że toczyli się z grabiami w rękach, wyglądając zapewne jak siedem nieszczęść. A jednak coś udało im się znaleźć, bo Shercliffe również dostrzegł złotego żołędzia, którego zabrał. - Przynajmniej będzie z tego większy pożytek niż z ciebie – stwierdził spokojnie, kiedy już otrzepał się z liści i przeciągnął, wiedząc, że będą musieli iść dalej przed siebie, bo pozostawanie w jednym miejscu mijało się całkowicie z celem. Nadal nie mieli różdżek, nadal byli pozbawieni możliwości obrony, a to miejsce wyraźnie czegoś od nich chciało, być może zupełnie, jakby zamierzało ich czegoś nauczyć, choć na razie nie wiedział, czego.