C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Pośród wysokich, strzelistych drzew, pośród powalonych pni, wysokich traw i gęstych paproci, kryje się rzeka. Jej cichy szum tonie gdzieś pośród treli i nawoływania ptaków, pośród trzeszczących gałązek, szmeru wiatru, pośród życia lasu, które zdaje się tutaj niewyobrażalnie wręcz spotęgowane. Zupełnie, jakby każdy zakamarek prastarego boru miał w sobie coś, czego nie sposób znaleźć gdzieś indziej. Nawet brzęczenie owadów wydaje się tutaj głośniejsze i intensywniejsze, jakby potęgowało się wśród tej zieleni. Rzeka nie jest nazbyt głęboka, ani nazbyt rwąca. Jej wody zdają się toczyć całkiem spokojnie po urwistym brzegu, po kamieniach, które piętrzą się to tu, to tam. Jej szum jest jednostajny, a chłód panujący dookoła osiada niczym delikatny całun na wszystkich roślinach, wyciągających się ku życiodajnym wodom. Nad rzeką nie jest przewieszony żaden most, ani kładka, a powalone drzewa nie pozwalają na dostanie się na jej drugi brzeg. Musisz więc wędrować jej brzegiem, tak długo, aż nie natkniesz się na niewielki kamienny krąg, w którym znajdują się różne przedmioty. Zostały ułożone na drewnianych tacach i nie sprawiają wrażenia, jakby imał się ich czas. Każdy z nich jest w idealnym stanie, zupełnie, jakby zostały tutaj zostawione ledwie chwilę wcześniej. Kto wie, być może to faktycznie dzieło wyszymor - duchów opiekuńczych lasu - które obserwują cię uważnie od chwili, w której postawiłeś stopę za ogrodzeniem Zielonego Gaju.
Ofiary Przed tobą znajduje się sześć różnych ofiar, z których możesz wybrać tylko jedną. Decyzja należy do ciebie, nie musisz dokonywać żadnego rzutu kością. Informację o tym, co się wydarzyło, uzyskasz dopiero po napisaniu pierwszego posta w tym temacie - wyjaśnienia są bowiem ukryte. Ofiary, jak łatwo możesz się domyślić, należy złożyć rzece, która dopiero wtedy pozwoli ci przejść dalej.
1. Zboże
2. Monety
3. Mięso
4. Ceramika
5. Ludzki włos
6. Drewniany krzyż
Posty w tym temacie muszą zostać opatrzone poniższym kodem. Podkreślamy, że efekt złożonej ofiary poznasz dopiero po napisaniu pierwszego postu, co oznacza, że w tej lokacji musisz napisać przynajmniej dwa posty.
Kod:
<zgss>Poprzednia lokacja:</zgss> podlinkuj <zgss>Ofiara:</zgss> wpisz, jakiego wyboru dokonałeś <zgss>Efekt:</zgss> podaj w kolejnym poście <zgss>Zdobycze i straty:</zgss> podaj wszystkie, ze wszystkich lokacji Zielonego Gaju</zgss>
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Poprzednia lokacja:Mgliste Przejście Ofiara: monety Efekt: podaj w kolejnym poście Zdobycze i straty: podaj wszystkie, ze wszystkich lokacji Zielonego Gaju
Choć błąkał się, nie czuł, by się błąkał. Było mu dobrze. W tej mgle. W tym zagajniku. W tej charakterystycznej melodii głębokiego lasu, gdzie wysokie drzewa cicho trzeszczą, gdy wiatr kiwa ich czubkami, trawy i paprocie szeleszczą, zdradzając mnogość życia, jakim tętni leśne runo. Kiedy wyszedł z mglistych alejek, słońce złotymi promieniami oblało widok, jaki się przed nim rozciągnął. Strumień, nie, rzeka, spokojna, niepowstrzymana, żywioł cierpliwości, kropla drąży skałę. Usiadł na jej brzegu, czując, jak drżą mu mięśnie nóg. Nie czuł ich bólu, a jednak dawały mu się we znaki na swój zupełnie rozbieżny od tradycyjnego sposób. Ale to dobrze, myślał, to chwila dla siebie. Wpatrywał się w błyskające po powierzchni wody promienie światła, słoneczne iskry, odbijające się od delikatnych zmarszczek, zdradzających spokojny, choć nieubłagany nurt. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, bowiem woda wciąż płynie, zmienia się, rzeka, do której wchodzimy drugi raz, nie jest już tą samą rzeką. Pochłonięty rozmyślaniami podniósł się i ruszył wraz z jej biegiem, szukając sposobu na przeprawę. Kiedy dostrzegł kamienny krąg, jego serce uderzyło mocniej kilka razy, niczym gong anonsujący spotkanie z nieznanym. Adrenalina wślizgnęła się pod skórę dłoni, barków, a analityczny umysł natychmiast oszacował, z czym ma do czynienia. Ofiara. Czy mógł złożyć w ofierze siebie? To by było najwygodniejsze rozwiązanie, a zniknąć w puszczy podlaskiej wydawało się niemal legendarne, baśniowe. Zatrzymał się przed tymi darami, przyglądając się z uwagą złotym kłosom, lśniącym monetom, zaskakująco świeżemu mięsu, ludowej ceramice, puklom włosów i religijnemu symbolowi, który kojarzył z lekcji mugoloznawstwa. Czy miał sam zdecydować, czym zapłacić rzece za swoją przeprawę? Co mogło być ceną, którą niepowstrzymana woda mogłaby przyjąć w swoją głęboką toń. Czy mógłby czymś urazić duchy tego miejsca? Nie byłby sobą, gdyby jego natura nie kusiła go, by wybrać pieniądze. Złote błyski słońca na tafli, kojarzyły mu się z tymi monetami, które błyskały równie pięknie. Nie lubił rozstawać się z gotówką, ale to miejsce wydawało mu się specjalne, jakby zapraszając go do tego, by robił rzeczy inne swojej naturze, eksplorował możliwości, których w żadnych innych warunkach by nie podjął.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Poprzednia lokacja:Mgliste Przejście Ofiara: monety Efekt: obrażona rzeka Zdobycze i straty: nyc
Wziął w garść błyszczące monety i podszedł do brzegu wody, czując się prawie jak romantyczna nastolatka, wrzucająca pieniążek do studni z życzeniem spełnienia swoich marzeń. Pewien, że wybrał dobrze, że wybrał monety, coś, co sam uważał, za najcenniejsze, coś, czego sam nie miał, czego mu zawsze brakowało, wsypał je do wody szerokim gestem, spodziewając się plusku metalu wpadającego w jej głębiny. Nic takiego się nie wydarzyło. Monety zniknęły bez śladu wywołując w nim konsternację. Czy źle wybrał? Czy powinien złożyć jeszcze jeden dar? Zdawało mu się, że woda szemrze o przyzwoleniu na przekroczenie jej, choć nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to nie był dobry wybór. Jego mieszczuchowy mózg podjął decyzję, która nie pasowała do tego zaklętego miejsca. Prowadził się przez życie zmartwieniami dni powszednich, przetrwania w nieuchronnych okolicznościach świata, a Zielony Gaj wymagał rozumienia i czucia magii, głębszej analizy duchów tego miejsca, przewidywań czego mogłyby oczekiwać prastare i dzikie pokłady magicznej energii. Przekroczył wodę i ruszył dalej.
Kilkukrotnie przesunęła dłonią po własnej talii, jakby chcąc zatrzeć nieistniejący ślad po niechcianym dotyku i omal nie przewróciła oczami. Przecież przeprosiła. Fakt, nie zrobił jej awantury i nie ciągnął tematu w żaden sposób, ba, nie wydawał się nawet przejęty, ale to jak dosadnie podkreślił, że został nadepnięty, omal nie doprowadziło do wybuchu dziewczęcego śmiechu. Byłoby tak, gdyby jej uwagi nie odciągnęła różdżka. Brak różdżki, gwoli ścisłości. Dziwny był ten jego spokój. Zdawał się niczemu nie dziwić, ani że na niego wpadła, ani mgle, ani nawet temu, że zginęła różdżka. Tak jakby wiedział coś więcej niż ona, ale z jakiegoś powodu nie chciał się tą wiedzą dzielić. Samą postawą budził w niej czujność i podejrzliwość, nic więc dziwnego, że dokładnie przyglądała się każdemu jego ruchowi, w duchu już gotowa do ucieczki, bo w końcu sięgał, zdawało się, po różdżkę i wcale nie wiedziała, że jej tam nie znajdzie. Cofnęła się nawet o pół kroku, gdy tak perfidnie sięgał do paska, nie wiedząc, czy nie jest jednym z tych wariatów, którzy zechcieliby go przed nią rozpiąć. I choć znikające różdżki nigdy i nigdzie nie mogły być dobrą wiadomością, to Wood paradoksalnie właśnie na nią rozluźniła się i odetchnęła z ulgą, ciesząc się, że to właśnie różdżki szukał przy swoich spodniach. Przekrzywiła głowę, wyglądając przy tym tak, jakby miała problem ze zrozumieniem jego akcentu, ale tak naprawdę zastanawiała się nad odpowiedzią. Czy wolała kroczyć przez mgłę sama, czy jednak mieć u boku kogoś, kogo mogła w razie potrzeby złożyć w ofierze słowiańskim bogom poprosić o pomoc? Gdyby wiedziała, co kierowało jego propozycją, nie rozważałaby jej nawet przez moment. Pozostawała jednak nieświadoma tego, jak została właśnie oceniona i przystała na nią, idealnie wpasowując się tym samym w szufladkę, do której próbował ją upchnąć. — To dobry pomysł, tak. Wolałabym ją odzyskać, nie czuję się tutaj pewnie. — To mówiąc, zrobiła śmiały krok naprzód, pakując się przed niego i z ulgą wychodząc z gęstej mgły. — Nie jest Pan stąd, prawda? To znaczy z Wielkiej Brytanii… chociaż stąd chyba też nie? Hiszpania? Strzeliła, bo nie bardzo rozróżniała te dwa języki. Nie wyprowadził jej z błędu, toteż została przy tym „panu”, coraz mocniej utwierdzając się w tym, że jest od niej starszy i wyżej postawiony, w każdym razie rangą. Reszta niezbyt ją interesowała. Nad rzeką było chłodno, ale za to po mgle nie było już ani śladu. Przyroda wokół mogła być przytłaczająca, ale jej dodała pewności siebie – z jakiegoś powodu poczuła się nie jak intruz, a jak u swoich. — Będzie Pan asystentem? — zagadnęła, żeby nie iść w ciszy, wszystko bowiem wskazywało na to, że nie będzie to krótka wędrówka. Nie wiedziała, w co się wpakowała, ale intuicja podpowiadała jej, że na zwrócenie różdżek będą sobie musieli zasłużyć. Pytanie tylko na czym miała polegać próba. Widząc krąg kamieni, przyspieszyła; miała nadzieję, że różdżki będą leżeć tam sobie i na nich czekać, odłożone przez jakieś psotne stworzenie. Różdżek nie było, były za to inne rzeczy – dziwne rzeczy. — Rozumiesz coś z tego? — zmieniła formę może pod wpływem zdziwienia, a może wcześniej wyprowadzona z błędu. Kucnęła przy kamieniach i po chwili obserwacji wzięła w ręce pukiel włosów. Było w tym coś trochę paskudnego, ale z drugiej strony wiedziała, że włosy mają w sobie ogromną moc. W jej przypadku była to na przykład moc powstrzymywania innych przed tym, żeby za dużo sobie nie wyobrażali.
Poprzednia lokacja:klik Ofiara: drewniany krzyż Efekt: - Zdobycze i straty: -
Byli zabawnie podobni w tym, że nie chcieli się nawzajem dotknąć. Ironiczne więc, że właśnie od tego zaczęło się ich pierwsze spotkanie. Nie przejął się tym, jak czujnie obserwuje ruch jego ręki. Trochę ją analizował, ale ostrożność dziewczyny nie wydawała się Santo ani odrobinę przesadzona. Tak naprawdę nie dało się nijak ocenić czy to dobrze, że wpadła na akurat niego. — Italia - podsunął odpowiedź, skoro rozpoznała nietypowy akcent. Jakkolwiek arogancko to zabrzmi, Notte nawykł do tego, że ludzie się nim interesowali i dopytywali o różne informacje ze zwykłej ciekawości. Czasami kłamał, czasami mówił prawdę, a czasami zbywał to milczeniem. Pomimo utraty ich własności, Santo nie stracił również tego odprężenia, jakie podarował mu bór. Jakiekolwiek zagrożenie nadchodziło - Notte był w stanie przyjąć je na klatę. Nie poświęcał jej wiele uwagi podczas wędrówki, koncentrując się na próbach dostrzeżenia zagubionych różdżek. Do uszu czarnowłosego dotarł cichy szmer, jaki powiązał z obecnością strumienia. Kiedy wyłonili się ze zdradzieckiej mgły zobaczyli przeszkodę nie do przejścia na swojej drodze. Włoch odsunął ramieniem wysoką paproć podczas przechadzki brzegiem rzeki. Powinien uważać na buty przy mokrym terenie i kamieniach, ale z jakiegoś powodu zupełnie nie zwracał na to uwagi. Rozważał skłamanie i wprowadzenie jej w błąd. Może tylko po to, aby dalej słyszeć, jak nazywa go panem. Ostatecznie zrezygnował z podobnych zabaw. — Dopiero zapisałem się na studia do Hogwartu. Santo Notte. - odpowiedział na kolejne pytanie, nie odwracając twarzy w jej stronę. Cechowała go małomówność i zdecydowanie nie nawykł do przejmowania inicjatywy w rozmowie, więc prędzej czy później pozwoliłby, aby zapadła między nimi cisza. Zapewne wypadałoby odwzajemnić się pytaniem albo dwoma w jej stronę. Nie wymyślił ich jeszcze, gdy dostrzegli specyficzny kręg kamieni. Pokręcił przecząco głową, bo dla niego to wyglądało, jakby przedmioty pozostawili kultyści. Być może po jakiejś czarnomagicznej orgii. Santo niekoniecznie czuł potrzebę dotykania tych pozostawionych w konkretnym ułożeniu rzeczy. Jeśli to był jakiś krąg ochronny przed tutejszymi demonami to... Jego towarzyszka już sięgnęła po pukiel włosów i naruszyła strukturę. Ciekawska i śmiała. Notte po chwili również ukucnął naprzeciwko jasnowłosej. — Interesujące, że wzięłaś włos. - skomentował, instynktownie sięgając do swoich własnych czarnych kosmyków i wplatając w nie na moment palce. Coś tak prostego, a mogło wiele symbolizować dla tej tajemniczej czarownicy obok niego. Ścinała swoje włosy znacznie krócej niż on własne, a teraz wybrała ten przedmiot do użycia jako ofiara. Domyślał się, kim jest. Santo prawie położył dłoń na monetach. To był tak bardzo oczywisty wybór, że ostatecznie się zawahał i zastygł w bezruchu. Pieniądze rządziły jego życiem od zawsze - najpierw ich bolesny brak, później ich zdecydowany przesyt. Pragnął ich, ale jednocześnie też do szpiku kości nienawidził. Po chwili przemyśleń podniósł drewniany krzyżyk, bliźniaczo podobny do tego, który nosił na szyi, z tym, że jego wykonany został z metalu. Nim porzucił go w wodach strumienia dotknął nim po kolei swojego czoła, środka klatki piersiowej i obu ramion.
Widząc, że nie jest zbyt rozmowny, i ona nie zamęczała go gadaniem. Po pierwsze dlatego, że nie lubiła być natrętna i nie miała nic przeciwko ciszy. Z Cedem potrafiła milczeć godzinami, miała w tym więc niejaką wprawę. Po drugie - z dumy; tej miała w sobie dużo i nie pozwalała jej produkować się, kiedy ewidentnie rozmowa z nią nie była dla niego czymś interesującym. — Hollywood. Będziemy w takim razie na jednym roku. Jestem z Gryffindoru — uśmiechnęła się, choć przecież nawet tego nie widział. Mimo wszystko nie widziała powodu, żeby być dla niego niemiłą, nawet jeśli on nie miał w sobie na tyle taktu, by choć spojrzeć w jej stronę, kiedy się przedstawiał. Właściwie tym bardziej chciała dobrze wypaść, dla własnej satysfakcji i chęci udowodnienia sobie czegoś. Wrzuciła włos do wody i niewiele się stało. Zaczęła wątpić, czy cały ten krąg nie był zwykłym żartem miejscowych, ale mimo to przyglądała się z zainteresowaniem co wybierze jej kompan z przypadku, i czy coś to zdziała. — I to włos jest interesujący? — zadrwiła tuż po tym jak wykonał znak krzyża. Była zaskoczona, ale nie śmiała się z niego. Zaczęła się za to zastanawiać, czy był wierzący. Pytania zadać nie zdążyła, choć i tak nie planowała tego robić. Krzyż wpadł do wody, a chwilę później woda wpadła w Santo. — Bez jaj… — tyle zdążyła powiedzieć. Miała szansę się odsunąć, uciec, przecież rzeka i tak nie wkurwiła się właśnie na nią… ale głupia gryfońska odwaga wygrała i w ostatniej chwili złapała go za obleczoną w rękawiczkę rękę. Czy to jej udało się go teleportować, czy zadziałała jakaś inna moc - nie wiedziała.
Zdawało jej się, że świetnie poradziła sobie z sytuacją, tj. udaniem obojętności… prawda była jednak taka, że została wzięta z zaskoczenia, a nawet w normalnych warunkach nie miała w tym dużego doświadczenia. To jej się nie zdarzało, po prostu. Od przeszło trzech lat nie pomyślała w taki sposób o żadnym chłopaku. To było na swój sposób odświeżające, ale, na Merlina, naprawdę był to najgorszy możliwy moment. Przez myśl przemknęło jej nawet, że mogłaby puścić trochę wilego uroku na wodzy, nie skierowanego przeciwko niemu, a takiego który po prostu wyrównałby rachunki. Nie było to jednak w jej stylu i zgodne z jej zasadami – po co miałaby to robić? Bez względu na urodę pozostawał mężczyzną i wcale nie chciała, żeby zaczął sobie coś wyobrażać. Mogła na niego patrzeć, ale z dystansu. A energiczny spacer uświadomił jej, że nie powinna dać się zwieść tej diablej urodzie, która nie świadczyła o niczym innym poza tym, że większości ludzi miło patrzyło się w jego stronę. Mruknęła jakieś podziękowanie, gdy uchronił ją przed gałęzią, ale poza tym nie bardzo się odzywała. Miała mieszane uczucia - z jednej strony była zła, że dała się złapać w pułapkę tak banalną jak wygląd, z drugiej miała chęć pozadawać mu parę pytań, żeby wyczuć z kim ma do czynienia. Póki co pierwsza strona brała jednak górę. — Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że masz poczucie humoru — odpowiedziała, zerkając stronę. Uśmiechnęła się jednak łobuzersko, nie wiadomo czy do słów, które padły, czy tych, które miały paść za chwilę, czy może tego, co miało po nich nastąpić — Zaklepuję zboże. Wypaliła i poniosła się przed siebie biegiem, korzystając z tego, że znała już tę ścieżkę. Z gracją sarny ruszyła sprintem przez gęstwinę rzecznego brzegu i zatrzymała się dopiero przy kręgu, ze śmiechem na ustach przerywanym lekką zadyszką od razu łapiąc za dojrzały kłos. Minę miała taką, jakby wygrała właśnie puchar Quidditcha. Ta zrzedła jej, gdy zamiast pucharu dostała grabie. No cóż, przynajmniej tym razem jej ofiara została przyjęta.
Poprzednia lokacja:mgliste przejście Ofiara: zboże Efekt: - Zdobycze i straty: -
— No co chciałeś powiedzieć? Że swój łeb i zgubię co?? Teraz ci łyso pewnie — mówiła, kiedy szli dalej, no bo jaki niby mieli teraz wybór? Zostali oskubani z wszystkiego co mieli i tylko cieszyła się, że nie skończyli bez ubrań – co jej się zdarzyło rok temu w Venetii – bo na srające pegazy, byłoby jej bardzo niezręcznie paradować nago obok nagiego Drejka. Aż się wzdrygnęła na tę wizję. — Dobra, ale bierzemy Tomka ze sobą, na wypadek jakby mi znowu rękę upierdoliło, Tomasz będzie zachwycony na pewno — zachichotała jeszcze, gdy pojawili się w kolejnym dziwnym miejscu. Czuła się nieswojo. Było za głośno, Ruby kochała las, kochała góry i przyrodę i jeszcze nigdy na spacerach z Duchem nie słyszała, by natura była tak głośna. Zerknęła na przyjaciela, zastanawiając się, czy nie miał przypadkiem wyczulonych zmysłów. Wysokie drzewa, wysoka trawa, spotęgowane odgłosy sprawiły, że czuła się mała, a przecież każdy wiedział, że Rubs swoją pewnością siebie – lub głupotą – nadrabiała swój niewysoki wzrost. Szli wzdłuż rzeki w rytm jej jednostajnego szumu, aż nie natknęli się na kamienny stół. Przedmioty na drewnianych czasach wyglądały tak, jakby należały do tego miejsca. — Dziwnie tu — rzuciła, bo mówienie jej pomagało. Zawsze gdy czuła się nieswojo czy coś ją niepokoiła – gadała. Zupełnie tak, jakby to miało jej w czymś pomóc, ale było jej lepiej, więc i teraz mówiła po to, by mówić. — Chyba musimy coś oddać rzece? — nie była pewna, ale na to wyglądało. Mieli przed sobą sześć różnych przedmiotów i najwidoczniej miały stanowić ofiarę dla rzeki, by ta ich puściła dalej. Już tyle razy uczestniczyła w przedziwnych wyprawach, że nie zamierzała teraz próbować wchodzić do rzeki bez ofiarowania jej czegoś. Niewiele więcej myśląc, bo w takich miejscach myślenie nie było jej wielkim przyjacielem – a przecież nie chciała się wycofać i chyba nawet nie mogła – wybrała tacę ze zbożem. Wydawało jej się bezpieczne, choć do zbiorów jeszcze trochę czasu. — No to co, raz się żyje, co nie — powiedziała jeszcze i wrzuciła zboże do rzeki.
Poprzednia lokacja:https://www.czarodzieje.org/t23092-mgliste-przejscie#786728 Ofiara: Ceramika, bo tak kostka co irl rzuciłem kazała XD Efekt: podaj w kolejnym poście Zdobycze i straty: STRATY:Różdżka Avalońska jabłoń i łuska Oilipheista (+4CM), Owijka na różdżkę ze smoczej łuski (+3pkt zaklęcia), 2x eliksir wiggenowy
-No, łyso i nie tylko. - To było natychmiastowe oddanie karmy. Szczerze niebolałoby go to aż tak, gdyby nie fakt w jakich okolicznościach je zdobył. To nie tylko fanty które radowały jego rzeczoznawcowe serducho, ale też pamiątki z przygód które mogły ich zabić bądź/i brutalnie uszkodzić. Chciałby powiedzieć że takie nie trafiają się często, ale w rzeczywistości te trafiały się zdecydowanie za często. Nie żeby mu to przeszkadzało. -O, zdecydowanie będzie zachwycony. Ciekawe czy zejdzie za zawał jak się przed nim przemienię na pierwszej wyspie. - A potem i tak czekałaby na nich ta z największym lękiem w postaci Bogina. Miejsce w które dotarli miało dość nieprzyjemną aurę, ale wierzył że nie będzie aż tak źle. Ok, nie mieli magicznych patyczków, ale się nie bał. I tylko częściowo dlatego że miał pewne genetyczne usprawnienia fizyczne. - Mhm. Zdecydowanie coś jest nie tak. - Stanął przed przedmiotami które były przed nimi wystawione i... Nie miał absolutnie pojęcia co powinien wybrać. - Pytanie tylko co. - Ruby poszła na żywioł, a jemu odpalał się ten wewnętrzny myśliciel. Ostatecznie zwrócił się ku mało szanowanej gałęzi magii. - Dobra. Pora otworzyć wewnętrzne oko. - Jasnowidzem nie był. Dlatego liczył na intuicję. Złapał kawałek ceramiki, który następnie złożył w ofierze. -Może nie pierdolnie
Poprzednia lokacja:klik Ofiara: mięso Efekt: - Zdobycze i straty: żołędzie
Ciekawiło go, czy jasnowłosa spróbuje zagrać jakąś bardziej nieczystą kartą. Wręcz na to w pewnym sensie liczył, aby mieć okazję sprawdzić również samego siebie. Swoją wytrwałość, jak i umiejętności zamknięcia umysłu na obcy wpływ. Santo daleki był na razie od bezpośredniego prowokowania nowej znajomej, na razie jedynie subtelnie badał teren i okazjonalnie przyglądał się reakcjom. Wyczuwał jakieś zawzięcie. Spojrzał w stronę rzeki, dokładnie przypominając sobie moment, w którym fale uderzyły w jego ciało z impetem, a oddech został błyskawicznie zdławiony wodą. Nie zagłębiał się w przeżywaniu na nowo tego momentu. — Nawet mnie o coś takiego nie posądzaj - odgryzł się przesadnie poważnym tonem, kładąc chwilowo otwartą dłoń na swojej klatce piersiowej w geście oburzenia. Pozornie mógł wychodzić na niebywałego sztywniaka przez nikłą ekspresyjność oraz bierność, ale z chwili na chwilę w towarzystwie Holly odzyskiwał utraconą swobodę. Santo pozwolił swojemu spojrzeniu opaść na ładnie skrojone usta dziewczyny, kiedy wygięły się w szelmowskim wyrazie. Przypominała mu istotę wyjętą wprost z legend i bajań, która wyłaniała się z gęstego listowia, aby psocić i zaczepiać zagubionych młodych mężczyzn. Powinna do tego jeszcze spróbować zwieść go na pokuszenie. Domyślał się, że Hollywood zrobi coś nieprzewidywalnego przez te diabelskie iskierki tańczące w oczach, więc jak tylko ruszyła biegiem to i on puścił się w pogoń. Niewiele myślał o tym, jaki jest tego wszystkiego sens, czy w ogóle warto uganiać się za jakąś młodą i postrzeloną dziewczyną. Liczyło się to, że mknęli teraz jako dwie wolne dusze wśród starożytnego zielonego gaju i czerpali z tego wspólnie radość. Holly z niezwykłą gracją oraz zwinnością pokonywała powalone gałęzie, dołki, wzniesienia i skały, jakby zjednoczyła się z którymś ze zwierzęcych totemów. Mimowolnie wzbudziła tym podziw oraz uznanie w sercu Santo, który z kolei podążał uparcie jej śladem, wcale nie dając się zostawić daleko w tyle. Niczym sarna oraz ścigający ją wilk. Dopadli delikatnie zziajani do tego samego kręgu kamienia, gdzie magicznie wszystkie przedmioty się odnowiły. Zgodnie ze swoimi słowami Holly sięgnęła po zboże, a Włoch na razie przezornie obserwował rozwój biegu wydarzeń. Wolał być w pogotowiu na wypadek, gdyby i tym podarunkiem rzeka postanowiła wzgardzić w podobny sposób. Ale nic złego się nie wydarzyło. Pojawienia się grabi zupełnie nie rozumiał. — W takim razie niech będzie to. - wyciągnął ochłap mięsa bliżej nieokreślonego zwierzęcia, wrzucając go do wody. Jeśli wcześniej dobrze przemyślał swój wybór i otrzymał taką odpowiedź od rzeki to teraz wolał wybrać coś zupełnie na chybił trafił, ponieważ najwyraźniej nie miało to większego znaczenia. Istotnie, obmywające kamienie oraz liście wody zabarwiły się szkarłatem, a potem w ręce chłopaka trafił wór. Otworzył go i zmarszczył brwi w zaskoczeniu, aby potem pokazać wnętrze wypełnione żołędziami również Holly. — Nie puszczaj się tak biegiem. Mam wtedy trudną do powstrzymania ochotę, aby cię złapać. - wyznał niespodziewanie, zarzucając sobie zdobyty wór przez ramię. Może jakimś cudem jeszcze się przyda. Gdy to powiedział znów nie patrzył wprost na swoją towarzyszkę, a już odwrócił głowę w stronę przejścia przez rzekę, którym mieli się udać dalej.
Poprzednia lokacja:mgliste przejście Ofiara: zboże Efekt: na mnie żaden Zdobycze i straty: dostaję grabie, różdżkę wierzę odzyskam!
Zachichotała na myśl o reakcji swojego brata na Drake’a w wilczej postaci. Jeśli faktycznie się zdecydują tam wrócić, to musiała pamiętać, by zabrać aparat fotograficzny, że móc uwiecznić minę Tomasza i móc go tym szantażować do końca ich marnego życia. Zaraz jednak się skupiła na miejscu, w którym się znaleźli, bo czuła jak jej się z jakiegoś powodu jeżą włoki na rękach, a skóra pokrywa się gęsią skórką. Prawda była taka, że jedynym powodem, dla którego nie spierdalała stąd jeszcze gdzie pieprz rośnie, był wielkolud, który szedł obok niej. W dodatku potrafił zamienić się w człekokształtnego wilka jeśli zajdzie potrzeba – albo coś na nim to wymusi – więc w razie czego nie zginą. Chyba, bo pewności nie miała, ale skoro Drake nie zjadł jej ostatnim razem, to tym też nie zje. Wrzuciła zboże do wody i czekała. Przez chwilę nic się nie działo, a ona zaczęła podejrzewać, że po prostu są wielkimi kretynami i trzeba było po prostu wleźć do wody, kiedy ta nagle zaczęła się przed nią burzyć. Odruchowo zrobiła krok w tył, wpatrując się w pieniącą wodę. U jej stóp nagle pojawiły się… kurwa grabie. Patrzyła oniemiała na przedmiot, jakby właśnie zobaczył bazyliszka i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Ta tu srała pod siebie, bo otoczenia było dziwne, a teraz pod nogami miała grabie z innej epoki. — NA CHUJ MI KURWA GRABIE — podniosła je jednak i skoro nie miała różdżki, ani w ogóle już niczego, to zamierzała resztę przygody tachać za sobą g r a b i e. Ten kraj zadziwiał ją coraz bardziej. Zerknęła na to co dostał Drake i zmarszczyła twarz w jakimś bliżej niezidentyfikowanym grymasie. — Super, a ty masz fajne pudełko — była trochę oburzona, no bo wtf?
Poprzednia lokacja:Tu Ofiara: zboże Efekt: - Zdobycze i straty: -
Nogi zaprowadziły ją na skraj rzeki. Naturalna bariera, której powalone drzewa nie pozwoliły przepłynąć. Lily ruszyła w górę rzeki, wierząc, że Święty Gaj nie sprowadził jej tu w złym czy niegodnym celu. Miała do niego pełne zaufanie i nie zawiodła się, bo po jakimś czasie dotarła do miejsca ofiary. Co miała tu złożyć? Przyjrzała się im po kolei. Zielony Gaj był świątynią natury. Z miejsca więc odrzuciła monetę, ceramikę i krzyż jako elementy zbyt ludzkie, zbyt zmienione względem pierwotnych surowców, z których powstały. Pozostało zboże, mięso i włos. Co wybrać? Zboże było odruchowym wyborem, ale przecież uprawiali je przede wszystkim ludzie. Czy złoty kłos miał być tym, czego żądała rzeka? Ludzki włos... Po co? Gdyby rzeka chciała ludzką ofiarę, wybrałaby coś innego. Mięso? Lily przeszły ciarki. Wszystko tu było na swój sposób związane z ludźmi, zatem z czego lub z kogo było to mięso? Spróbowała je rozpoznać po kolorze i wielkości, porównując z tym, co widziała u ojca odprawiającego zwierzynę. A zatem czy to właśnie to...? Nie. Złotowłosa Lily zdecydowała się zaufać instynktowi i wrzucić do rzeki to, co sama chciałaby otrzymać z tych wszystkich rzeczy. Zboże. Rośliny symbolizowały życie i odrodzenie. Posiłek i schronienie. Rzuciła i czekała patrząc na to, co miało za chwilę nadejść.
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
Poprzednia lokacja:Mgliste Przejście Ofiara: ludzki włos Efekt: - Zdobycze i straty: -
Nie łatwo jest usłyszeć szum rzeki w trelach ptaków, w szmerze wiatru, w trzeszczących gałązkach, po których stąpa ładna, urocza dziewczyna w niebieskich trampkach. Jest tu głośno, ale w ten taki przyjemny sposób. Jakaś taka Intensywność wylewa się z tego miejsca, ale nie ma w tym nic złego, wręcz przeciwnie. Rzeka nie jest głęboka ani rwąca. Nie wygląda na niebezpieczną wręcz przeciwnie. Wydaje się całkiem przyjemna, zasilająca pobliskie rośliny rosnące na nabrzeżu. Nie ma tu nic, aby przedostać się na drugi brzeg, żadnej kładki, mostu czy powalonego drzewa. Trzeba iść dalej. Marcella wędruje wzdłuż brzegu, ciesząc się przygodą, widokami i naturą, bo lubi takie rzeczy. Przed nią dosyć szybko pojawia się niewielki kamienny krąg. Ułożone są w nim różne przedmioty, na drewnianych tacach. Wyglądają na nowe, jakby ktoś przed chwilą je zostawił i odszedł tylko w znanym dla siebie kierunku. Marcella szybko dochodzi do wniosku, że musi wybrać jedną rzecz, składając tym samym ofiarę. Jej uwagę przykuwa ładna ceramika i krzyż, ale tylko na chwile, bo Hudson dokonała już wyboru, którym jest ludzki włos.
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
Poprzednia lokacja:Mgliste Przejście Ofiara: ludzki włos Efekt: - Zdobycze i straty: -
Wrzucenie do rzeki ludzkiego włosa, chyba nie jest najlepszym pomysłem, ale Marcella nie kwestionuje swojego wyboru. Może wodzie taka ofiara się nie podoba, chociaż krukonka obserwuje, jak włos unosi się i unosi się, a następnie znika ot tak po prostu w wodzie. Hudson nie wie, czy to tak ma być, czy powinna wrzucić coś innego, ale rzeka chyba nie jest zła, bo przecież nic się nie stało. Wydaje się, jakby wręcz to, co zrobiła dziewczyna, było czymś śmiesznym, jakby się wygłupiła. Nawet jeśli to zauważa, to postanawia zignorować kpiny, jakie sobie z niej tu robiono. Czas po prostu ruszyć dalej, przejść przez rzekę i zmierzyć się z dalszą drogą prowadzącą przez Zielony Gaj.
Poprzednia lokacja:Tu Ofiara: zboże Efekt: dziwny prezencik od rzeki Zdobycze i straty: przedpotopowe grabie
Kiedy wrzuciła zboże w nurt rzeki, woda zawirowała i wypluła dar tak odbiegający od wyobrażeń Lily, że aż ją zatkało. Co miały symbolizować grabie? Może to znak, że tyle pozostało tutaj z poprzednich zwiedzających? Trudno! Ona miała w sobie dziką krew, ona była częścią tego lasu, tego naturalnego świata i jego prawideł. Miała ochotę zostawić grabie, ale niemądrym byłoby porzucenie daru, który zesłał jej gaj. Przewiesiła na rzemieniu sandałki przez trzonek grabi, a potem ruszyła przed siebie. Przemierzyła rzekę i podążyła dalszą drogą którą wskazywał jej las. Wsłuchiwała się w dźwięki otoczenia, chłonęła zapachy, obserwowała w skupieniu to, co było przed nią, ciekawa tego, co będzie dalej.
ZT
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Poprzednia lokacja:https://www.czarodzieje.org/t23092-mgliste-przejscie#786728 Ofiara: Ceramika Efekt: No wosk dostałem. Zdobycze i straty: STRATY: Różdżka Avalońska jabłoń i łuska Oilipheista (+4CM), Owijka na różdżkę ze smoczej łuski (+3pkt zaklęcia), 2x eliksir wiggenowy
Cóż. Rzeka nie wybuchła, nie ożywiła się żeby utopić ich żywcem, więc było dobrze. Chyba. Ku jego zaskoczeniu Rubs wyciągnęła z rzeki Grabie, na co też zareagowała adekwatnie. - Może potem będziemy musieli orać pole? Ewentualnie to zawsze lepsza broń niż byle patyk. - A i grabie dało się wykorzystać to zastawienia niecnej pułapki powszechnie znanej w mugolskich kreskówkach z dawnych lat. Zwłaszcza że nie wiadomo co zaplanował dla nich gaj, który dość brutalnie pozbawił ich ważnych przedmiotów. On zamiast zboża wrzucił kawałek ceramiki, a woda wypluła mu... Ceramiczne pudełeczko. Inne niż to co wrzucił. Było cudownie ozdobione. Ostrożnie wziął je do rąk. Mina Ruby mimo wszystko była niezastąpiona. Z ciekawości niemal odrazu zajrzał do środka. -Mhm. A w środku wosk. Nie wiem. Świeczki będę lepić. - Może nie przodował w DA, ale co nieco potrafił. Zwłaszcza jeśli było to rękodzieło, a nie śpiew bądź co gorsza taniec. - Dobra, chodźmy dalej. - Zarządził, po czym ruszył dalej w gaj. Może przynajmniej w Polsce nie rzuci się na nich smok.
Poprzednia lokacja: mgliste przejście Ofiara: krzyż Efekt: ? Zdobycze i straty: strata różdżki
Słysząc odpowiedź Freda na pytanie o współlokatorów aż przystanął w miejscu, ze zdziwieniem przyjmując do wiadomości informację o tym że organizatorzy ulokowali mężczyznę w stodole razem z uczniami Hogwartu, a ten przecież już dawno nie należał do tego grona; chyba że... Zaskoczenie wymalowane na twarzy przeobraziło się w szeroki wyszczerz, gdy mądry Ryan dodał dwa do dwóch i uświadomił sobie co Frederick właśnie mu oznajmiał. - Wróciłeś do szkoły? Fenomenalnie! Jestem z ciebie dumny, może w końcu nauczysz się pisać - skomentował, oczywiście jak to obaj mieli w zwyczaju, złośliwie, chociaż faktycznie szczerze uważał że każda decyzja poszerzająca horyzonty i dodająca kwalifikacji jest dobra; co prawda nie umiał sobie kompletnie wyobrazić akurat tego konkretnego osobnika podporządkującego się pokornie małoletnim hogwarckim profesorom, ale to inna kwestia. Na pewno będzie ciekawie, tyle wiedział. - Skąd taka decyzja, szykuje się zmiana ścieżki kariery? - podpytał i ani trochę się nie zdziwił gdy usłyszał opinię Shercliffe'a o swoich współlokatorach. - Współczuję. Im, oczywiście - skwitował, a ja kolejne pytanie odpowiedział nieco wymijająco, proponując by ten temat poruszyli jak już wrócą do grodu i przypieczętują tę wycieczkę kuflem polskiego piwa albo innego wykwintnego trunku, bo na trzeźwo to on sam nie ogarnia co się dokładnie dzieje z Irvette i Noreen. Dosyć rozsądnie uznał, że teraz warto będzie się skupić na drodze i odkrywaniu gaju; wysłuchał z uwagą wyjaśnień Freda, który wreszcie wypowiedział więcej niż trzy półsłówka, a dzięki ważnej wzmiance o aspekcie pierwotności doszli ostatecznie do wniosku, że zgubione różdżki muszą być celowym efektem tego miejsca i nie ma sensu ich szukać, bo i nie da się iść w inną stronę niż naprzód. Ruszyli więc, docierając po chwili nad brzeg rzeki, którą zdecydowanie należało przekroczyć, by kierować się dalej, pytanie tylko brzmiało: jak, skoro nie było żadnego mostu ani nawet kładki? - Może chcesz robić za moją tratwę? - mruknął, gdy po dosyć długim marszu wzdłuż wody przystanęli by zastanowić się co dalej; Fred zatrzymał się pierwszy i to chyba nieprzypadkowo w tym miejscu, bo Ryan dostrzegł w pobliżu tajemnicze przedmioty ułożone na drewnianym okręgu. - Wygląda na jakiś rytuał, nie? - zastanowił się, przyglądając się pozostawionym nad rzeką fantom, które zdawały się wręcz czekać aż zostaną złożone rzece w ofierze. To była jedyna sensowna opcja, jaka przyszła mu do głowy; zastanowił się chwilę, aż wreszie sięgnął po krzyż. Sam nie był szczególne uduchowiony, ale skoro według Freda zielony gaj to jakieś święte miejsce, to taki atrybut powinien się nadać. Wrzucił go do wody i...
Poprzednia lokacja:Mgliste przejście Ofiara: zboże Efekt: podaj w kolejnym poście Zdobycze i straty:
Wiedział, że Ryan miał początkowo problem, żeby zrozumieć, co właściwie mu powiedział, ale czekał spokojnie na jego reakcję, po prostu idąc przed siebie. Musiał przyznać, że gaj robił niesamowite wrażenie, pozwalając mu w końcu dostrzec świat, w który człowiek nie ingerował, świat niezwykle wręcz pierwotny, który potrafił człowieka powalić na kolana. Czuł się tutaj doskonale, jego lisia natura zdawała się wychodzić z niego, wypływać, stawać się jego częścią, kołysząc się wraz z nim i może to właśnie było to oczyszczenie, jakiego dostąpił. Coś niesamowitego, coś głębokiego, co powodowało, że miał ochotę przekonać się, co kryje się dalej, za jeszcze jednym krokiem. Ryan mógł być pewien, że nie wyjdą stąd tak szybko, bo Frederick naprawdę zdawał się stapiać z otoczeniem, zapadając się w nim. - Być może nawet nauczą mnie podstaw rachowania i będę wtedy lepiej wiedzieć, że zero zawsze jest zerem – odgryzł się, a później zmarszczył lekko brwi. Ryan wiedział o jego rodzicach, ich wymaganiach, zaręczynach, znał wszystko, tylko nie wiedział, co Shercliffe chciał z tym zrobić i zapewne, jak większość ludzi, podejrzewał, że dosłownie nic. Dlatego udzielenie mu odpowiedzi było trudne, aczkolwiek o tyle łatwiejsze, że drugi mężczyzna miał świadomość spraw, o jakich Frederick nie mówił. - Nie. Ślub mam wziąć po studiach, ale nikt nie powiedział, czyich – wyjaśnił z lekkim naciskiem, nie mając na razie ochoty zdradzać pozostałych zamiarów, uznając, że powinny pozostać ukryte, przed wszystkimi, bo Merlin raczył wiedzieć, co wydarzy się w innym wypadku. Dlatego też nie skomentował kolejnej uwagi, wiedząc doskonale, że Ryan miał rację, bo należało współczuć zawsze ludziom, którzy znajdowali się w obecności opiekuna zwierząt, a nie jemu. Ostatecznie był lisem, który doskonale wiedział, jak lawirować między ludźmi, chwytając w zęby kury. I to odnosiło się najwyraźniej również do kobiet, o których rozmawiali, bo najwyraźniej Ryan znajdował się tutaj w jakimś konflikcie interesów, jakiego nie dało się dobrze opisać. Cóż, Frederick mógł jedynie pogratulować mu wdepnięcia w odchody hipogryfa. Ich wędrówka zdawała się bezowocna, kiedy tak spacerowali wzdłuż rzeki, nie widząc możliwości dostania się na drugi brzeg. Rzeka nie chciała ich przepuścić, co do tego byli pewni, że nic się nie wydarzy, że nie zdołają tak po prostu wkroczyć w jej nurt, co było dziwne samo w sobie, ale podejrzewał, że coś się za tym kryło. Jakieś wymagania, jakieś zadanie, jakiego jeszcze nie rozumieli. Nic zatem dziwnego, że kiedy Ryan zadał mu kolejne pytanie, Frederick zmierzył go takim spojrzeniem, jakby chciał go zapytać, z czym dokładnie zamienił się na rozumy. - Mogę być twoim kamieniem u szyi – stwierdził prosto, kiedy dotarli do miejsca, w którym znajdowały się różnego rodzaju przedmioty. Nie mogły leżeć tutaj tak po prostu, musiały coś oznaczać i z czymś się wiązać, tak więc spojrzał na nie uważnie, a później na rzekę, rozważając, co miał z tym zrobić. Rzucić ofiarę, tylko jaką? Nie zdążył nawet zareagować, kiedy Ryan chwycił drewniany krzyż i rzucił go w wodną toń. Frederick westchnął, samemu ofiarowując rzece zboże, uznając, że to wiązało się z rzeką, z rozwojem i wzrostem, a jego zdaniem coś takiego było zdolne do tego, żeby ich przepuścić. Woda przyjęła ich podarki, choć jednocześnie, zachowała się w stosunku do nich całkowicie odmiennie.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Poprzednia lokacja: mgliste przejście + leczenie Ofiara: w drugim podejściu zboże Efekt: najpierw teleport do szeptunki, potem grabie Zdobycze i straty: - różdżka - godność + grabie
Riposty Freda na rajanowe zaczepki były jak zwykle dosadne i trafiające w punkt, a tą ostatnią Ryan skwitował już tylko krótkim parsknięciem śmiechem, doszedłszy do wniosku że na obecny moment nieco bardziej niż wzajemne obrażanie się jednak interesuje wysłuchanie tego, co kompan miał do powiedzenia o niespodziewanej dosyć decyzji o podjęciu studiów. Zdawał sobie sprawę z jego sytuacji życiowej, niezbyt ciekawej swoją drogą, i z niektórych rzeczy przed którymi tak usilnie próbował się bronić - ale prędzej spodziewałby się, że Shercliffe ucieknie w Bieszczady i zaszyje się w dziczy by opóźnić zbliżający się moment tak uporczywie wciskanego mu w ręce aranżowanego małżeństwa. Musiał jednak przyznać, że wykorzystanie w tym celu własnej interpretacji warunków mówiących o terminie "po studiach" było naprawdę sensowne. - Sprytnie... może jednak nie jesteś aż tak głupi na jakiego wyglądasz - skwitował z aprobatą, nie mogąc się jednak powstrzymać przed małą uszczypliwością. Kusiło go, by na poważnie spytać, co w takim razie ma zamiar zrobić za te trzy lata i czy posiada jakiś poważny plan na to, by cały ten ślub poszedł w diabły, ale ostatecznie tego nie zrobił, zakładając że Fred raczej nie będzie chciał teraz o tym rozmawiać, a przynajmniej nie w tych okolicznościach. Po co psuć przyjacielowi takie piękne okoliczności przyrody, którymi ewidentnie był zachwycony (nawet jeśli jego zachowanie nijak tego nie wyrażało)? Uznał, że należy mu się odrobina relaksu czy czegoś w tym stylu, dlatego odezwał się ponownie dopiero gdy należało zmierzyć się z rzeką. - A, tym to już jesteś. A ja twoją kulą u nogi - odparł beztrosko, nieszczególnie przejęty tym że Fryderyk nie przyjął jedynej logicznej propozycji zostania tratwą, a potem podjął decyzję o ofiarowaniu wodzie krzyża. No i się zaczęło. Rzeka wezbrała się niczym tsunami i rzuciła się na Ryana znienacka jak drapieżne zwierze na swoją ofiarę; ewidentne coś poszło nie tak, a religijny przedmiot nie był tym, co należało jej dać. Było jednak za późno, by cokolwiek zrobić, szybko zabrakło mu oddechu, a potem nastała ciemność.
*
Po tym jak ocknął się w chacie szeptunki wrócił nad rzekę tak szybko jak mógł (czyli niezbyt), pokonując całą drogę biegiem, na który normalnie nie miałby siły, ale teraz napędzała go chęć odnalezienia Freda z którym Merlin wie co mogło się wydarzyć w Zielonym Gaju; podejrzewał, że gdyby rzeczywiście zagrażało mu tam jakieś niebezpieczeństwo, to sam i tak nie byłby w stanie mu pomóc, ale będzie mógł chociaż potrzymać go za rękę w agonii albo pomachać na pożegnanie. Tymczasem po dotarciu na miejsce okazało się, że Fred jest w dużo lepszym stanie niż sam Ryan będący ledwo żywy po tym szalonym sprincie. Niebywałe! - No... pewnie... złego... diabli... nie... ruszą... - wysapał, jednocześnie uradowany widokiem tej stoicko spokojnej twarzy jak i nieco oburzony faktem, że tylko jemu się oberwało, chociaż obiektywnie był lepszym człowiekiem niż Fred i los powinien go za to wynagrodzić. I gdzie tu sprawiedliwość? Tym razem postanowił pójść w ślady obdarzonego większym szczęściem niż on sam towarzysza i również wrzucił do wody odrobinę zboża, a woda zawirowała tajemniczo i... wypłynęły z niej grabie. No, okej. Chyba lepsze to niż utonięcie, pomyślał, zerkając pytająco na Freda by zobaczyć co on na to.
Poprzednia lokacja:Mgliste przejście Ofiara: zboże Efekt: dostaję grabie Zdobycze i straty: grabie
Frederick skinął głową na komentarz Ryana, dodając, że dzięki temu miał również możliwość rozwinąć własne zdolności, żeby znaleźć sposób na to, żeby pracować lepiej, niż do tej pory. Wzruszył zaraz wdzięcznie ramionami, bo to była również swoista bzdura, jaką powtarzał, chociaż wcale tak na to nie spoglądał, na razie zamierzając wyrwać się z domu i po prostu mieć czas na to, żeby zerwać zaręczyny. To jednak musiał zrobić z dyplomem w zębach, z wiedzą, jaka nie pozwalałby nikomu z niego kpić i miał tego pełną, dość bolesną, świadomość. I z całą pewnością nie zamierzał rozmawiać o tym w czasie tej wyprawy, może nawet nie w czasie tych wakacji, zwyczajnie układając dopiero niektóre plany. - W takim razie efektywnie pójdziemy na dno - stwierdził bez wahania, nim ostatecznie dotarli do miejsca, w którym znajdowały się różnego rodzaju przedmioty i postanowili coś z nimi zrobić. Wszystko, a jakże, wydarzyło się bardzo szybko. Zdaniem Fredericka zdecydowanie za szybko, bo nawet nie do końca wiedział, co się wydarzyło. Ryan stał obok niego, wrzucał do wody drewniany krzyż - swoją drogą, zdaniem Shercliffe'a był to kiepski wybór, bo mimo wszystko znajdowali się w świecie, który był zdecydowanie dzikszy i pierwotniejszy, niż podobne symbole - a chwilę później woda bulgotała. Rzeka przyjęła ich ofiary, ale podczas gdy na niego wypluła grabie, rzucając w niego tym przedmiotem, jego towarzysza porwała. Woda po prostu go chwyciła i nim opiekun zwierząt był w stanie zareagować, w lesie znajdował się sam, rozglądając się niepewnie, będąc pewnym, że Ryan nie mógł tak zwyczajnie przepaść. Rzeka nie była wcale taka głęboka, a przynajmniej tak teraz wydawało się Frederickowi, który spróbował ruszy wraz z jej biegiem, ale właściwie jak daleko by nie próbował iść, tak wciąż i wciąż znajdował się w tym samym miejscu. Grabie spoglądały na niego z wyczekiwaniem, a on próbował zrozumieć, co tutaj się działo, bo wszystko wskazywało na to, że magia tego miejsca nie pozwalała mu na wybranie jakiejś innej drogi. Musiał iść naprzód, ale żeby to zrobić, musiał poczekać na Ryana. Wierzył w to, że ten do niego dołączy, że bawił się teraz w głupie dowcipy i w końcu jego przyjaciel zjawił się, biegnąc, jakby goniło go stado małp. - Diabli nie biorą tych, którzy myślą, zanim coś robią - stwierdził, unosząc grabie, na których na chwilę się wsparł, czekając na to, co właściwie zrobi Ryan. - Ciebie jednak najwyraźniej zabrali na jakąś wspaniałą wycieczkę, myślałem, że już nie wrócisz, gdziekolwiek właściwie byłeś - dodał, kiedy przyjaciel powtórzył jego wybór, by móc przejść przez rzekę, a ta ostatecznie utworzyła coś, co przypominało bród, pozwalając im iść dalej.
Poprzednia lokacja:Klik Ofiara: zboże Efekt: podaj w kolejnym poście Zdobycze i straty: podaj wszystkie, ze wszystkich lokacji Zielonego Gaju
Im dalej Imogen zagłębiała się w Zielony Gaj, tym więcej widziała. Mgła powoli ustępowała i stawała się coraz mniejsza, aż w końcu nie było jej wcale. W końcu dziewczyna dostrzegła rzekę i bez większego skrępowania ruszyła w jej stronę, prowadzona podświadomym przekonaniem, że to tam właśnie powinna się udać. Wydawała się ona bardzo spokojna, zresztą jak całe to miejsce. Im bliżej Imogen się niej znajdowała, tym bardziej rozumiała, że nie przekroczy jej wpław. Nie widziała też nigdzie żadnego mostu, który mogłaby w tym celu wykorzystać, dlatego powoli ruszyła brzegiem, próbując dostrzec cokolwiek, co pozwoli jej się przedostać na drugą stronę. Nie wiedziała, czy to dobry pomysł, jednak nie miała innej opcji, a zawracać nie zamierzała. W końcu Gryfonka dostrzegła niewielki, kamienny krąg. Zaintrygowana tym odkryciem podeszła więc bliżej. W tym kręgu znajdowały się różne przedmioty, a były one tak nieprawdopodobnie zróżnicowane, że dziewczyna aż zmarszczyła brwi. Nie bardzo wiedziała, co powinna tutaj zrobić. Były ułożone na drewnianych tacach, a każdy z przedmiotów wyglądał tak, jakby nigdy nie naruszył go ząb czasu, co wprawiło ją w jeszcze większą konsternację. Potrzebowała chwili, aby zrozumieć, że prawdopodobnie są to dary. Nie była aż tak głupia, jakby się mogło wydawać. Skoro nie miała jak przedostać się na drugi brzeg rzeki, a tutaj znajdowały się różne przedmioty, prawdopodobnie należało użyć jednego z nich, aby dzięki temu móc ruszyć dalej. Zaintrygowana przyglądała się każdemu z nich przez dłuższą chwilę. Nie wiedzieć czemu, drewniany krzyż w ogóle jej nie pasował do tego miejsca, dlatego od razu go odrzuciła. Pamiętała, że Słowianie niewiele mieli wspólnego z takimi rzeczami. Czcili pierwotne kulty i wszystko, co się z tym wiązało. Może właśnie dlatego po chwili namysłu wzięła w dłoń kilka kłosów zboża i nie wiedząc kompletnie dlaczego to robi, wrzuciła je do wody.
Poprzednia lokacja:Klik Ofiara: wpisz, jakiego wyboru dokonałeś Efekt: - Zdobycze i straty: grabie
Zanim jeszcze zboże dotknęło powierzchni wody, Imogen zastanawiała się, co też może się stać. Kilka razy myślała, czy aby nie popełniła błędu w swoim wyborze, ale ostatecznie nie mogła już się cofnąć, bo źdźbła zboża dotknęły wody. Ta najpierw cichutko zaszemrała i Imogen była przekonana, że... no to tyle jeśli chodzi o efekty specjalne. Tyle że chwilę później niemalże się przewróciła, kiedy nurt wezbrał. Zaklęła pod nosem przestraszona tym, co się właśnie stało, aż w końcu dostrzegła... grabie?! Imogen zamrugała kilkukrotnie niepewna, czy jej się nie przewidziało. Ale z pewnością to były grabie. Może niewiele przypominały swoim wyglądem jeden z tych współczesnych, które można było spotkać wcześnie, ale zasada działania na pewno była taka sama. Skonsternowana pochyliła się i chwyciła je w dłoń. Były solidne i drewniane. Wyglądały jakby nigdy nic im się nie stało, choć ociekały wodą na wskroś. Przerzuciła je z ręki do ręki zastanawiając się nad tym, co zrobić dalej. W końcu uznała, że nie może tutaj zostać w nieskończoność, a ewidentnie kolejnym możliwym kierunkiem był ten przez wodę. Dlatego weszła do niej, zaskoczona tym, że mogła ją przekroczyć bez najmniejszego problemu. Zerknęła jeszcze na dzierżone w lewej dłoni grabie, zastanawiając się nad tym, czy aby nie były one w jakikolwiek sposób zaczarowane. W końcu doszła do wniosku, że musiały być, bo jak inaczej mogła wytłumaczyć fakt, że były w nienaruszonym stanie pomimo tego, że znajdowały się w wodzie. Nie zamierzała jednak dłużej się nad tym zastanawiać i po prostu ruszyła dalej.
Zt.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Poprzednia lokacja:o tu Ofiara: Mięso Efekt: podaj w kolejnym poście Zdobycze i straty:różdżka, wisiorek z osą, okulary przeciwsłoneczne
Kiedy Julka wędrowała pośród wysokich, strzelistych drzew, otoczona powalonymi pniami, wysokimi trawami i gęstymi paprociami, poczuła, jak las wokół niej tętni życiem. Każdy krok, który stawiała, wydawał się budzić nowe dźwięki i ruchy, jakby prastary bór żył swoim własnym, intensywnym życiem. Szum rzeki, który początkowo był ledwie słyszalny, teraz stawał się coraz bardziej wyraźny, mieszając się z trelami ptaków, trzaskiem gałązek i szmerem wiatru. Wydawało się, że całe otoczenie wibruje energią, która przenikała ją na wskroś, sprawiając, że czuła się częścią tego miejsca. To miejsce wydawało się wyjątkowe, jakby każdy zakamarek prastarego boru skrywał coś, czego nie sposób znaleźć gdzieś indziej. Nawet brzęczenie owadów zdawało się intensywniejsze, potęgując atmosferę tajemnicy. Mrużyła oczy, starając się dostrzec w mgle więcej szczegółów, ale wszystko wokół wydawało się owiane tajemnicą, gotowe do odkrycia.
Rzeka, do której dotarła, nie była nazbyt głęboka ani rwąca. Jej wody płynęły spokojnie, tocząc się po urwistym brzegu i omijając kamienie, które piętrzyły się to tu, to tam. Jednostajny szum rzeki i chłód panujący dookoła wprowadzały Julkę w stan spokojnej kontemplacji. Każdy odgłos wydawał się harmonizować z jej wewnętrznymi myślami, tworząc idealne tło dla jej rozważań. Rośliny wokół rzeki, wyciągające się ku życiodajnym wodom, wydawały się otulone delikatnym całunem wilgoci. Wszystko to sprawiało, że Julka poczuła się jak w innym świecie, miejscu, gdzie czas płynie inaczej, a wszystko ma swoje własne, ukryte znaczenie.
Przeszła brzegiem rzeki, zdając sobie sprawę, że nie ma mostu ani kładki, która pozwoliłaby jej przejść na drugi brzeg. Powalone drzewa skutecznie blokowały drogę, tworząc naturalne bariery, które zmuszały ją do poszukiwania innej ścieżki. Musiała iść dalej, wzdłuż brzegu, szukając sposobu na kontynuowanie swojej wędrówki. Czuła, jak każdy krok po nierównym terenie wzmacnia jej determinację i ciekawość. Mgła zdawała się gęstnieć, a las wokół niej stawał się coraz bardziej tajemniczy.
Po dłuższej chwili wędrówki natknęła się na niewielki kamienny krąg. W jego centrum znajdowały się różne przedmioty, ułożone na drewnianych tacach. Każdy z nich był w idealnym stanie, jakby czas ich nie dotknął. Przyglądała się im z ciekawością, zastanawiając się, jaką rolę mogą odegrać w jej podróży. Zastanawiała się, czy to dzieło wyszymor – duchów opiekuńczych lasu, które mogły ją obserwować od chwili, gdy postawiła stopę za ogrodzeniem Zielonego Gaju. Myśl o byciu obserwowaną przez niewidzialne istoty była zarówno ekscytująca, jak i nieco przerażająca.
Przed nią znajdowało się sześć różnych ofiar. Każda z nich wydawała się emanować własną, unikalną aurą. Wiedziała, że musi wybrać tylko jedną, by złożyć ją rzece i móc przejść dalej. Jej serce biło szybciej z podekscytowania i niepewności. Stojąc przed tacami, czuła, jak w powietrzu unosi się coś niezwykłego, jakby duchy lasu szeptały jej do ucha, próbując nakierować na właściwy wybór.
- Zajebiście, Brooks. Powodzenia. - szepnęła do siebie kąśliwie, spoglądając na przedmioty. Jej dłoń drżała lekko, gdy wybierała jeden z nich - mięso. Ostrożnie podniosła je z tacy, czując dziwną więź z tym wyborem. Złożyła wybrany przedmiot rzece, obserwując, jak wody przyjmują ofiarę. Jej serce przyspieszyło, a adrenalina wypełniła jej ciało.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Poprzednia lokacja:o tu Ofiara: Mięso Efekt:dostaję worek żołędzi od rzeki Zdobycze i straty:różdżka, wisiorek z osą, okulary przeciwsłoneczne, worek żołędzi
Julka wzięła głęboki oddech i ostrożnie złożyła mięso w ofierze rzece. Woda natychmiast zareagowała, zabarwiając się na czerwono, jakby wciągnęła krew z ofiary w swoje spokojne nurty. Przez chwilę stała nieruchomo, obserwując tę przemianę z mieszaniną fascynacji i niepokoju. Coś takiego nigdy wcześniej jej się nie zdarzyło, a widok krwi w wodzie wydawał się niepokojąco surrealistyczny.
Nagle, z głębi wód, coś zaczęło się wynurzać. Woda zaczęła burzyć się i pienić, aż w końcu na powierzchni pojawił się worek. Właściwie to wór – duży, ciężki i wyglądający na dość stary. Rzeka zdawała się go wypluwać z taką siłą, że Julka musiała zrobić krok w tył, aby uniknąć uderzenia.
- To dopiero nowość! – mruknęła pod nosem, patrząc na wór z zaciekawieniem i lekkim lękiem.
Z trudem podniosła go z brzegu, czując jego ciężar. Zastanawiała się, co może znajdować się w środku. Kiedy otworzyła wór, jej nozdrza natychmiast wypełnił przyjemny, świeży zapach. W środku znajdowały się żołędzie – cała masa pięknie pachnących, świeżych, wręcz idealnych, zupełnie jakby dopiero co spadły z drzewa.
- Żołędzie? – powiedziała, unosząc jedną brew w geście zdziwienia. - Serio?
Przyglądając się bliżej, zauważyła, że żołędzie były w idealnym stanie. Każdy z nich wyglądał, jakby został starannie wyselekcjonowany, bez żadnych śladów uszkodzeń czy zepsucia. Ich zapach był intensywny, przywodząc na myśl najpiękniejsze dni jesieni. Poczuła, jak jej serce bije szybciej z podekscytowania i zaskoczenia.
- Muszą mieć jakieś znaczenie – pomyślała, wrzucając kilka żołędzi do kieszeni na wszelki wypadek.
Rozejrzała się dookoła, jakby oczekując, że wyszymory – duchy lasu – mogą pojawić się i wyjaśnić jej tę zagadkę. Jednak las wokół niej pozostał spokojny, a jedynymi dźwiękami były szum rzeki i trele ptaków.
Podniosła wór, zamykając go starannie, i ruszyła dalej wzdłuż brzegu rzeki. Każdy krok zdawał się wprowadzać ją głębiej w tajemnice Zielonego Gaju. Przygoda trwała, a Julka była gotowa stawić czoła kolejnym wyzwaniom, z workiem pełnym żołędzi jako nowym, tajemniczym towarzyszem.
Poprzednia lokacja:Leczenie u Szeptuchy Ofiara: zboże Efekt: dziwny prezencik od rzeki Zdobycze i straty: przedpotopowe grabie
Lily była tu po raz drugi i tak jak poprzednio, tak i teraz oczarowało ją piekno zielonego gaju. Tym razem znalezienie miejsca do skladania ofiary zajęło jej mniej czasu, bo też wiedziała dokąd ma iść i jak dysponować siłami uszczuplonymi przez udar. Sprawnie dotarła do rozłożonych przedmiotów i postąpiła tak samo jak ostatnio. Chwyciła złoty kłos i wrzuciła go do rzeki, która tak samo jak wcześniej przyjęła dar, odwzajemniając się w osobliwy sposób. Lily westchnęła cicho i z rozmarzonym uśmiechem przeprawiła się na drugą stronę, nie mogąc się doczekać spotkania ze swoim przyjacielem dzikiem. W końcu dzieliło go od niego zaledwie parę kroków, a półwila była zbyt niecierpliwa, by i tym razem rozglądać się wkoło i chłonąć aurę lasu jak poprzednio.
Poprzednia lokacja:Mgliste przejście Ofiara: Monety Efekt: podaj w kolejnym poście Zdobycze i straty: podaj wszystkie, ze wszystkich lokacji Zielonego Gaju
Droga wgłąb wysokich, starych drzew zaprowadziła go do rzeki, która zdawała się niczym nie odbiegać od tajemniczości tego miejsca. Miejscowa fauna najwyraźniej traktowała to miejsce jak ludzie karczmy, gdyż jej obecność była wyczuwalna na każdym kroku. Rzeka nie była głęboka ani rwiąca, mimo to postanowił nie przekraczać jej na własną rękę. Wiedział, że gdyby poślizgnął się na kamieniach mogłaby to być ostatnia wycieczka w jego dość krótkim życiu. Nie chciał na to pozwolić w końcu obiecał sobie nowy start, którego na dobre jeszcze nie zaczął. Słodkie objęcia śmierci będą musiały poczekać. Ostrożnie podążał wzdłuż rzeki, uważając na wszystko na co mógłby przypadkiem nadepnąć. Pierwszym powodem był szacunek, który żywił do tak odludnionego i starego miejsca jak to. Drugim była już wcześniej wymieniona ostrożność. Nie chciał sprawdzać czy potrafi wyciągać żądła lub szczęki z podeszw stóp po nadepnięciu na coś w co ewidentnie nie powinien wchodzić. Droga przez ten powolny spacer dłużyła mu się niemiłosiernie. Nie to, że był niecierpliwy, po prostu na co dzień stawiał dłuższe kroki, które nadawały pewne tempo przebywania określonych odległości. Żmudna wędrówka zaprowadziła go do miejsca, które ewidentnie wyglądało na ingerencje człowieka. Wcześniejszą pustkę w jego głowie zastąpiły myśli o złożeniu ofiary pierwotnym siłą, rzece, naturze i wszystkiemu co właśnie go otaczało. Chwile popatrzył na przedmioty znajdujące się przed nim. Wszystkie wyglądały jak świeżo pozostawione tutaj przez człowieka. Najwięcej jego uwagi przykuły monety o nieznanym dla niego nominale. Przez myśl przemknęły mu myśli o styksie i zapłaceniu za przepłynięcie na drugą stronę krainy umarłych. Och ta śmierć dzisiaj wyjątkowo mocno zaprzątała mu głowę. Wziął do ręki monety z drewnianego talerzyka w kamiennym kręgu, uklęknął na jedno kolano, po czym ostrożnie włożył je do wody. Wilgoć płynąca od rzeki otuliła jego twarz, co wydało mu się niezwykle przyjemne. Nie wiedział jeszcze czy podjął właściwą decyzje czy nie.