C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Kiedy zbliżasz się do ogrodzenia okalającego Zielony Gaj, zdajesz sobie sprawę z tego, że miejscowi nie kłamali, wspominając o mgle, która nieustannie otacza to miejsce. Zdaje się unosić dosłownie wszędzie, niczym gęsty całun, oblepiając każdy kawałek ziemi. Promienie słońca przebijają się tutaj z pewnym trudem, tworząc tym samym naprawdę tajemniczą, niepewną aurę, o tyle przyciągającą, że trudno powiedzieć, co się za tym wszystkim kryje. Poza wiekowymi, strzelistymi drzewami, które zdają się sięgać samego nieba, zupełnie, jakby ich korony nurzały się w chmurach. Kiedy tylko wkraczasz w mgłę, ta cię w pełni otacza, pochłania, jakbyś był kruszyną, jakbyś był jedynie marnym paprochem, niczym więcej. Czujesz jednak, że to ma jakieś znaczenie, o wiele głębsze, niż mógłbyś przypuszczać i zaczyna do ciebie docierać, że coś się zmienia. Jakby twój umysł był oczyszczony, jakby twoje ciało było takie, jak być powinno - nie czujesz chwilowo bólu, ani zmartwień, po prostu jesteś i jest w tym coś zachwycającego. To jednak zmienia się, choć nieznacznie, gdy przekraczasz ogrodzenie otaczające Zielony Gaj i stawiasz pierwszy krok w tym prastarym lesie, pełnym tajemnic, zagadek i duchów, o jakich nawet nie słyszałeś. Dociera do ciebie, że oczyszczenie było całkowite i jeśli zabrałeś ze sobą amulety, bransolety, czy jakiekolwiek inne przedmioty, nie masz ich przy sobie. Tak samo, jak różdżki, która wyparowała. Oto ty, taki, jakim jesteś, bez niczego, jedynie z własną wiedzą i własną osobą. Jeśli przyszłoby ci do głowy, żeby zawrócić, niezależnie ile razy spróbujesz, zawsze będziesz błądził we mgle tak długo, aż nie staniesz ponownie w Zielonym Gaju. Możesz iść tylko przed siebie, między stare, wysokie drzewa.
Wszystkie przedmioty, z jakimi tutaj przybyliście, również wasze różdżki znikają, pozostawiając was bez niczego.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Autor
Wiadomość
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Czuł się już dostatecznie dobrze, żeby poruszać się bez laski, choć wciąż nie można było powiedzieć, żeby odzyskał kondycję. Do tego jeszcze wiele brakowało, ale w tej chwili Longwei tym się nie przejmował. Cieszył się, że mógł chodzić już całkowicie o własnych siłach, nie podpierając się nawet laską. Dzięki temu miał możliwość zobaczyć więcej, zobaczyć wszystko to, czego nie był w stanie, kiedy jeszcze potrzebował pomocy. W tym czasie wiele czytał o Podlasiu, słuchał z rozbawieniem, jak Max mówi po polsku i uczył się o nowych potrawach. Wciąż jednak czuł chęć sprawdzenia, czy naprawdę gdzieś w okolicy był Święty Gaj. W końcu spróbował pomówić o tym z Maxem, mówiąc mu, że naprawdę chciał spróbować odnaleźć świętą część lasu, tak owianą legendą, tak kuszącą. Słyszał, że można było odnaleźć tam wiele ciekawych miejsc, że być może to tam mieszkał słowiański smok, ale nie sądził, aby szukanie akurat takich stworzeń było w tej chwili najlepszym pomysłem. Dlatego z radością, której nie ukrywał w swoim spojrzeniu, przyjął towarzystwo Maxa. - Wiesz… Ludzie śmieją się z mandaryńskiego, ale polski brzmi równie zabawnie - powiedział, kiedy szli przez las, w stronę nie do końca jasno wskazaną, licząc na to, że po prostu znajdą wejście, lub że wejscie odnajdzie ich. Nie był pewien, czy złość Maxa minęła, czy wciąż jeszcze czuł gorycz. Był przekonany, że druga odpowiedź była właściwa, ale nie chciał niczego zakładać odgórnie. Nie wracali już do tematu, rozumiał o wiele lepiej, co kryło się za wcześniejszymi reakcjami Maxa, za jego złością i rozumiał, co musiał zmienić w swoim zachowaniu. Póki co mógł jedynie zastanawiać się nad swoimi decyzjami, spoglądając na swoje dotychczasowe życie, odszukując momenty, w których kierował się zdecydowanie nie tym, czym powinien. Był pewien, że nie dopuści już do sytuacji, w której Max znowu w niego zwątpi, ale wolał już nic nie mówić i w milczeniu udowadniać, że wszystko się zmieniło na lepsze. - Z ciekawości, zastanawiałeś się kiedyś, żeby przyjechać w te strony i zobaczyć, czy żyłoby ci się tu dobrze, czy jednak nigdy nie ciągnęło cię do tego kraju? - zapytał z wyraźnym zaciekawieniem, obserwując partnera, nim zorientował się, że wokół nich zaczyna gęstnieć mgła, jakiej jeszcze chwilę wcześniej nie było.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Od kilku dni Max miał wrażenie, że jest spokojniejszy. Nie chciał się dalej kłócić, nie chciał zachowywać się, jakby pozjadał wszystkie rozumy, bo to do niczego nie prowadziło. Wierzył w to, że zdołali już pomówić dosłownie o wszystkim, że wszystko sobie wyjaśnili, a to, że Wei mimo wszystko zaczął się z nim dzielić swoimi planami na ten wyjazd, poczytywał za plus. Skinął jedynie głową, gdy ten wspomniał, że chciałby znaleźć ten legendarny święty gaj i zwyczajnie za nim podążył, wierząc, że idąc razem mają naprawdę szansę na to, żeby jakoś z tego wybrnąć. Nie sądził zresztą, by było to aż tak straszne miejsce, by było to coś, z czym nie dałby rady sobie poradzić, ostatecznie bowiem słyszał, że ludzie wybierali się tam w celu odnalezienia samych siebie. Przynajmniej tak rozumiał to, o czym tubylcy między sobą szeptali, zachowując się, jakby ten święty gaj miał coś w nich zmienić, przywrócić albo coś im uświadomić. Skoro jednak ludzie z niego wracali, oznaczało to, że nie był miejscem zabójczym, choć jednocześnie Max miał wrażenie, że czeka ich tam coś, co może okazać się niezłym pierdolnięciem. - Śmiesznie brzmię przede wszystkim ja, kiedy próbuję tak mówić. Nigdy nie załapałem poprawnej wymowy, chociaż dziadkowie robili wszystko, przynajmniej początkowo, żebym wiedział, jak się posługiwać ich językiem. Nie wyszło, widzę, jak tutejsi uśmiechają się z rozbawieniem, kiedy z nimi rozmawiam. Ale w sumie to są w jakiś pieprznięty sposób dumni z tego, że to robię. Na stołówce wciskają mi nawet dodatkowe jedzenie, jakby uważały, że powinienem jeść dużo więcej, żeby być dużym chłopcem - rzucił, wywracając oczami, bo było to całkowicie idiotyczne, a jednocześnie pamiętał, jak jego babcia zachowywała się w stosunku do jego rodzeństwa, jak próbowała ich skarmiać, zapewniając, że powinni rosnąć duzi i silni. Może to była jakaś taka tutejsza mentalność, której do końca nie rozumiał, ale nawet nie wiedział, czy czuł związek z tą ziemią, tym miejscem i pytanie Weia spowodowało, że uniósł lekko brwi, bezwiednie wchodząc we mgłę, jaka pojawiła się znikąd. Odruchowo złapał go za rękę, żeby go nie zgubić, ale nie czuł wcale lęku. - Nie… Za bardzo kojarzy mi się z ojcem - przyznał gorzko, a później przymknął powieki, gdy nagle poczuł się jakoś lżej, inaczej, niż wcześniej. Podobnie, jak wtedy, gdy zasnął pod starą lipą, gdy ogarniał go nieskończony spokój, gdy świat kazał mu zapomnieć o wszystkim, co do tej pory było. I może było to dobre, sam nie wiedział, ale musiał przyznać, że nie było w tym nic złego. Zupełnie, jakby się od czegoś uwolnił, jakby ostatnie ciężary po prostu spadły z jego ramion, zmieniając go całkowicie i stawiając ponownie na nogi. To było coś, co było zadziwiająco dobre, ale jednocześnie Max poczuł, jakby czegoś mu brakowało i w chwilę później zorientował się, że jego różdżka wyparowała. Parsknął, zawracając, by ją znaleźć, ale po chwili znaleźli się w tym samym miejscu, a on dostrzegł w końcu płot, jaki odgradzał ich od reszty lasu i rozejrzawszy się, dostrzegł, że znaleźli się w dzikim borze. W czymś, co sprawiało wrażenie, jakby nigdy nie było zmieniane, jakby po prostu było takie, a nie inne. - To chyba znaleźliśmy tę twoją świętą ziemię i nas stąd nie wypuści. Masz odpowiedź, będziemy musieli tu mieszkać - stwierdził Max, ale o dziwo nie brzmiał na zdenerwowanego, bardziej rozbawionego, jak dawniej, kiedy nie czepiały się go wszystkie możliwe problemy i inne tragedie, które naprawdę zaczęły go wkurwiać. - Mam nadzieję, że rozróżniasz korzonki, bo inaczej nie przetrwamy nawet do końca lata.
Słyszała, że w tym lesie można odnaleźć siebie. Prastare drzewa skrywały w sobie tajemnice, których nie mogła pojąć i tak naprawdę wcale nie chciała. Przyszła tu, żeby wejrzeć wgłąb własnego umysłu, serca i duszy. Cisza, samotność. Upatrywała w nich środka do celu i zrozumienia. Czy była egoistką? Czy to, co robiła, było dobre? I czy te pytania w ogóle były istotne? Walczyła o przetrwanie i o swoje miejsce w tym dzikim świecie, który tylko z pozoru był cywilizowany. W zielonym gaju rzeczywistość była odarta z tych pozorów. Była prawdziwa, pierwotna, brutalna i nieprzyjazna w zupełnie otwarty sposób. Yekaterina wciągnęła w płuca wilgotne powietrze i podjęła decyzję. Czas najwyższy, by zmierzyć się z własną słabością i zobaczyć, czy była tak twarda i nieugięta, jak jej się zawsze zdawało.
Zt
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
To nie było przyjemne doświadczenie. Las miał go oczyścić, a odarł go z tego, co było dla niego najcenniejsze - z różdżki. Bez niej czuł się bezradny jak dziecko, zagrożony, bezbronny, nijaki. Magia stanowiła sens jego życia, cel istnienia, fundament bezpieczeństwa, bez którego balansował niebezpiecznie na granicy, za którą była już tylko ciemność. Wiedział jednak i tym, że ludzie tu przychodzili i stąd wracali. Opowiadali dziwne rzeczy, albo nie mówili nic. Nie zdradzali swoich przygód, ale różdżki posiadali, więc prawdopodobnie i on miał swoją odzyskać, jeśli las uzna go za godnego czarodziejskich mocy. Tylko... No właśnie. Czy on był godzien? Wziął głęboki oddech i postąpił krok naprzód, by zagłębić się w tajemniczej mgle, która niczego nie obiecywała, osnuwając rzeczywistość jednolitą bielą.
zt
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Czy to było miejsce dla panienki Anny Luny Brandon? Z pewnością nie. Jej delikatne nerwy nie były gotowe na to, co szykował dla niej las. Wysiłek fizyczny był dla niej groźny, bo podnosił ciśnienie do niebezpiecznego poziomu. Ale Aneczka potrzebowała zmiany, potrzebowała przygody. Chciała się dowiedzieć, czy jest zdolna, by porwać się na coś szalonego. Bo czy bez tego mogła dzielić życie i całą przyszłość z Seaverem? Zamierzała to sprawdzić. Pozwoliła białej mgle otulić swoje ciało i wniknęła w tajemnicę zielonego gaju, chcąc zrozumieć, co kryje przed nią najstarsza z podlaskich kniei. Była tu zdana na siebie, ale w jakiś dziwny sposób nie potrafiła się lękać. Czuła, że po prostu jest. I to przynosiło jej sercu upragniony spokój.
zt
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Nie wiedziała dokładnie na co się pisze, postanawiając wybrać się do Zielonego Gaju i to w dodatku w pojedynkę, ale czy nie o to właśnie chodziło, żeby eskplorować miejsca na własną rękę? Miejscowi co prawda odradzali jej taką podróż, w ogóle starali się jej wyperswadować pomysł, żeby tam iść, ale z jakiegoś powodu ona była nieugięta w swoim postanowieniu. Nie szukała na siłę kompana, stwierdziła, że zmierzy się z tajemnicą tego miejsca sama, zawsze przecież można się wycofać. Prawda? Zastanawiała się, co powinna ze sobą zabrać, ale poza różdżką i prowiantem (bo nie wiedziała przecież, ile jej wycieczka potrwa) nie zdecydowała się na nic konkretnego - nie spodziewała się przed wyjazdem, że będzie brała w czymś takim udział, więc przedmioty, które mogłyby się okazać potrzebne, zostały w mieszkaniu. Nie targała bowiem ze sobą wszędzie całego ekwipunku. Nawet nie zdziwiło jej to, że przy wejścu do Zielonego Gaju unosiła się mgła, o której za każdym razem wspominali lokalsi. To akurat było dość typowe dla tych wszystkich tajemniczych miejsc, ale oczywiście już od początku miała oczy dokoła głowy. Nie była głupia, wiedziała, że skoro jest to święte miejsce i mieszańcy odradzają zapuszczanie się na spacery w te rejony, to coś musiało się za tym kryć. Szła dalej w stronę ogrodzenia i w pewnej chwili poczuła, jak mgła zaczęła ją oblepiać, zupełnie jakby chciała przez nią przeniknąć i oczyścić... właściwie nie wiedziała, z czego, ale dokładnie tak się czuła - oczyszczona. Zero zmartwień, zero myśli, zero obaw. Zero ekwipunku. To dotarło do niej jakby z opóźnieniem, gdy nagle zdała sobie sprawę, że nie czuje na swoich plecach niewielkiego ciężaru worka, w którym wszystko miała. Automatycznie sięgnęła po ródżdżkę, której, o zgrozo, również nie było. Rewelacja. Odwróciła się w stronę, z której przyszła, ale zobaczyła jedynie mgłę i to jeszcze gęstszą, niż wcześniej, co uznała za oczywisty znak, że ma iść dalej. Tak więc zrobiła. Z duszą na ramieniu stawiała kolejne kroki, niepewna, co na nią czeka w Zielonym Gaju.