Głęboko w lesie, tuż przy rwącej rzece - która nie tylko oczyszcza ziemię, ale i stanowi swoistą granicę pomiędzy życiem a śmiercią - znajduje się prastare cmentarzysko, na którym można znaleźć wiele grobów zarośniętych zarówno bluszczem, jak i mchem. Nieliczni zmarli pochowani są w kurhanach, podczas gdy inni mają swoje nagrobki lub kamienne pomniki. Miejscowi nie radzą jednak, aby zapuszczać się tu po zmroku… podobno w tym miejscu grasuje cmentarna baba - słowiański demon, który rozkopuje groby i sprawia sporo problemów żywym.
Niezależnie od tego o której porze tu przyszedłeś. Rzuć literką!
Przygody:
A - Oprócz całej wycieczki, wpadacie do jakiegoś świeżo wykopanego grobu... fu... Potrzebujecie pomocy od kogoś, bo różdżka gdzieś wam wyleciała z kieszeni. B - Macie wrażenie, że odczuwacie tu jakiś niebywały spokój... Może cmentarz to odrobinę creeperskie miejsce, ale tutaj jest inaczej - jakoś mistycznie. Wchodzicie do jednego z niewielkich grobowców i odkrywacie, że cały sufit jest w gwiazdach! Jeśli chwilę nad tym posiedzisz ( na 2000 znaków w jednym lub dwóch postach), dostaniesz +1 punkt z astronomii. C, D, E, F - Oczywiście, że natknąłeś się na babę cmentarną, która tu się czai po zmroku! Rzuć jeszcze raz literką! W przypadku wylosowania spółgłoski spotykasz (w dowolnym momencie wątku) cmentarną babę. Jest potworna - mlaszcze długim jęzorem, ostrzy na ciebie zęby i próbuje cię chwycić swoimi długimi, ostrymi pazurami. Dorzuć k6. W przypadku kostki parzystej udaje ci się ją pokonać, spłoszyć - umyka w głąb i możesz kontynuować eksplorację. Jeśli wylosowałeś liczbę nieparzystą zostajesz ranny i musisz napisać post na min. 2 tysiące znaków u lokalnej szeptuchy lub z kimś kto ma co najmniej 20 punktów w uzdrawianiu. Szczęśliwie, udało ci się czmychnąć przed wciągnięciem do grobu, ale jesteś cały podrapany i obity. G - Przy tej całej cmentarnej wycieczce, widzisz, że jakiś skrawek papieru wystaje z ziemi. Zanurzasz dłoń i znajdujesz... Przepisy siostry Anastazji (+2 magiczne gotowanie)! Wydanie z 1997, co za rarytas, nikt takiego nie ma! Koniecznie upomnij się o przedmiot w upomnieniach! H - Trafiłeś w miejsce cmentarza gdzie nie powinieneś był NIC dotykać. Czujesz dziwną magią i jeśli masz co najmniej 20 punktów z uzdrawiania ogarnąłeś, że coś jest nie tak i usunąłeś się z miejsca. Jeśli tyle nie masz - nie zwróciłeś na nią uwagi i dostajesz Syczuchozy za 3 posty będziesz miał pierwsze objawy. W kolejnym wątku zaś podkreśl, że się na nią leczysz czy leczyłeś. I - Z jednego z grobowców zaczynasz słyszeć starą, melancholijną melodię graną na skrzypcach. Idąc za dźwiękiem, odnajdujesz starą, opuszczoną kryptę. Melodia jest hipnotyzująca i zaczyna wciągać cię w trans. Ktoś musi Ci pomóc się z tego otrząsnąć! Bo zaczynasz walcować po całym cmentarzu jakby jutra nie było! J - W jednym z grobowców znajduje się zaklęty witraż, który zaczyna świecić w momencie, gdy do niego podchodzisz. Kiedy próbujesz go dotknąć, zostajesz przeniesiony do alternatywnej wersji cmentarza, gdzie wszystko jest odwrócone. Przez dwa posty wydaje Ci się, że chodzisz do góry nogami, chociaż wcale tak nie jest...
Zagadki Podlasia:
Szukanie wskazówek w tym miejscu jest zależne od tego jakie macie po dwie najwyższe wartości w kuferku. To po nich sprawdzacie co udało wam się znaleźć. Rzućcie literką na przygodę, a potem zobaczcie co znajdziecie. Jeśli wasze dwie najwyższe statystki się w jakiś sposób wykluczają przy kostkach (jak np. ONMS i zaklęcia) możecie zmienić ją na swoją trzecią statystykę.
Astronomia/Wróżbiarstwo:
Wyczuwacie, że coś tutaj nie gra. A kiedy zapuszczacie się w głąb, wręcz otaczają was duchy. Możecie spróbować się z nimi połączyć. Jeśli jesteście jasnowidzami, wasza bariera między teraźniejszością, a innymi liniami czasu jest na tyle prosta, że od razu udaje wam się z nimi porozmawiać. Duchy najwyraźniej nie mogą odejść z tego miejsca, ale równocześnie nie potrafią być prawdziwymi duchami - takimi które mogą normalnie rozmawiać. Dostajesz wskazówkę Poświęcenie. Jeśli nie jesteś jasnowidzem - rzuć kostką literkową. Spółgłoska - bez problemu kontaktujesz się z duchami i rozumiesz ich mowę, dostajesz wskazówkę Poświecenie dusz. Samogłoska - niestety nie rozumiesz nic co mówią do Ciebie duchy. Masz przerzut za każde 5 punktów z astronomii.
Eliksiry:
Jedyne co może przykuć Twoją uwagę to drzewo, w które podobno był transmutowany czarodziej. By zdobyć wskazówkę musisz mieć co najmniej 30 punktów w eliksirach, mieć cechę spostrzegawczość, bądź wyrzucić kostkę k100 w przedziale 21-37 (masz jej przerzut za każde 5 punktów w kuferku). Jeśli Ci się udaje - przejdź do spoilera transmuacja, bo taką wskazówkę zauważasz.
Gry miotlarskie:
Twoje zdolności trochę są na nic w takim miejscu... Rzuć ponownie literką na przygodę, co takiego cię spotkało, bo śledztwo poszło niespecjalnie.
Transmutacja:
Na cmentarzu rośnie ogromne, starożytne drzewo, które według legendy pochłania dusze zmarłych. Podobno transmutowano w niego jakiegoś słowiańskiego czarnoksiężnika wieku temu. Jakie zaklęcie mogłoby przetrwać tak długi czas? Cóż to za gratka dla każdego wielbiciela transmutacji! Doczuć k6; nieparzysta - Kiedy zbliżasz się do niego, korzenie zaczynają się poruszać i oplatać ci nogi. Musisz użyć swojej magicznej mocy, aby się uwolnić i uciec, zanim drzewo pochłonie cię całkowicie. Rzuć k6 na to jakie masz obrażenia po tym spotkaniu 6 - bardzo bolesne, 1 - niewielkie itp. parzysta - sprawdzasz pilnie drzewo, rzucasz każde możliwe zaklęcie transmutacyjne. Zdajesz sobie w końcu sprawę, że to nikt nie jest zaklęty w drzewo. To bardzo czarna magia i ktoś musiał połączyć w drzewie krew innych czarodziejów, by stworzyć korę, składnik do eliksiru, jakiego do tej pory nie widziałeś. Wskazówka: Krwawa kora. Masz przerzut za każde 10 punktów z transmutacji w kuferku.
Zielarstwo:
Część z roślin tutaj to zwykłe chwasty, ale część nadawałaby się do użycia. Jedne z grzybów wyglądają dokładnie jak gatunek, z którymi masz do tej pory do czynienia na co dzień, ale kiedy pochylasz się nad nimi okazuje się że... to kompletnie nie te grzyby. Wystarczy, że je lekko dotkniesz, a już masz okropne halucynacje przez kolejne 2 posty! Rzuć kostką jakie. 1,4 - Masz wrażenie, że wszystko jest jedzeniem i próbujesz to co wpadnie Ci w ręce... 2,5 - Wydaje Ci się, że jesteś w kurorcie na Mazurach, a nie na cmentarzu w Podlasiu, więc zaczynasz się opalać, pływać i szukasz piwerka. 3,6 - Osoba z którą jesteś to na pewno twój mąż/żoną, a to wasze piękne domostwo! Żyć nie umierać, czas na obiad... a może na jakieś baraszkowanie?
Magiczne Gotowanie/DA:
Stawiasz na kreatywne podejście do tego całego szukania zagadek! Ponieważ Twoje zdolności raczej nie przydadzą się w takim miejscu próbujesz... cóż, wszystkie co możesz. Możesz wybrać dwie inne dowolne statystki zamiast tej i próbować znaleźć wskazówkę!
Uzdrawianie:
Tutaj choruje wszystko. Rośliny, duszy, demony, które są wokół. Nie wiesz od czego zacząć swoje badania. Ale dzięki tobie jeśli ktokolwiek z was będzie w sytuacji gdzie musi pisać posta u szeptuchy lub szukać uzdrowiciela, nie musi tego robić - w końcu ty jesteś na miejscu!
Czarna Magia:
Masz wrażenie, że całe to miejsce jest czarnomagiczne do szpiku kości. Same napisy z nagrobków emanują czarną magią. Wystarczy chwila, żebyś zorientował się, że one oraz drzewo są w dziwny sposób połączone. Widzisz też, że nagrobki mają tak naprawdę wyrysowane prawie te samy daty śmierci - jeden rok kiedy wszyscy ginęli, tylko jakaś czarnomagiczna iluzja zmieniła prawdziwą datę. Dostajesz wskazówki Masowe śmierci, a do tego możesz wybrać jedną dodatkową ścieżkę, którą możesz próbować zbadać.
ONMS:
Ewidentnie widać, że zamieszkują tu najróżniejsze potwory. Pierwszy trop jaki możesz tu napotkać to do baby cmentarnej - jeśli masz co najmniej 45 punktów z ONMS, mogłeś uznać, że zauważyłeś, że to baba wodna i źle idziesz. Jeśli nie masz - sprawdź literki z przygodą z babą cmentarną i najwyraźniej znowu musisz się z nią mierzyć (lub po raz pierwszy, jeśli wcześniej tego nie wylosowałeś), a dopiero później możesz przejść dalej. Jednak jeśli twoja wiedza z ONMS jest odpowiednia - idziesz od razu w stronę rozkopanego grobu. Jesteś też odpowiednio cicho, by zorientować się czym to jest i dobrze wiesz co zrobić, by go nie budzić oraz, że należy go odpowiednio pochować, by miał spokój ducha. Dostajesz wskazówkę Poroniec.
Zaklęcia/OPCM:
Wszystko tutaj ma jakieś bardzo wyraźne ślady magii... Jakby ktoś regularnie zaburzał atmosferę tego miejsca. Podczas swoich przeszukiwań szukasz jakiś miejsc gdzie magia emanuje jakoś inaczej... Jesteś jednak zbyt nieostrożny! Zaburzasz tutaj spokój i nagle wyskakuje na Ciebie Poroniec! To mityczna wręcz postać, ale ten jest bardzo duży i natychmiast Cię atakuje. Rzuć kostką k6 na obrażenia od porońca, 1 - nie ma nic, 2 - kilka siników, bo potykałeś się o grób, 3 - jeszcze więcej siniaków, 4 - poroniec rzucił się na ciebie i ugryzł, zaczął pić twoją krew, 5 - poroniec rzucił się i pokąsał Cię bardzo dotkliwie, 6 - poroniec dosłownie zaczyna cię pożerać, a ty nie możesz sobie z nim poradzić! Potrzebujesz natychmiastowej pomocy, a potem musisz udać się do pobliskiej szeptuchy lub do osoby, która ma co najmniej 20 punktów w uzdrawianiu i napisać z nią lub szeptuchą posta na 2000 znaków. Kiedy w końcu zaprzestajecie tej bitki - widzicie rozkopany grób i orientujecie się, że nie było to zwykłe dziecko. Ma nazwiska Kazika i Karoliny, ktoś musiał z jakiegoś powodu zakopać tu ich nienarodzone dziecko! Wskazówka - Poroniec.
Histria Magii/Runy:
Odkrywasz, że na niektórych grobach są dziwne znaki, które można przenosić zaklęciem. Zauważasz, że wszystkie są na grobach młodszych dzieci, które umarły mniej więcej w tym samym roku. Rzuć k100 na to, czy udaje Ci się ułożyć z nich odpowiedni znak; 55 i więcej to powodzenie. Możesz dodać wszystkie swoje punkty z tej statystyki. Jeśli Ci się udaje - tworzysz znak Welsa, a znaki tworzą aurę, która emituje dziwne, magiczne światło. I to wcale nie takie pozytywne - to oznaki krwawych rytuałów. Otrzymujesz wskazówkę Poświęcenie dusz oraz Masowe śmierci.
Przygoda:A Zagadki Podlasia statystyki: ONMS, Zaklęcia i OPCM ➤ zmiana na Czarna Magia
Wyruszyli na wyprawę w poszukiwaniu cmentarzyska, które wydawało się być lokacją bardzo typową każdej wsi, nawet najbardziej rajskiej. Ludzie umierają niezależnie od tego, jak strapieni są życiem, przepracowani, czy upojeni wódką. Wciąż borykał się z posmakiem mocnego, lokalnego trunku i przeglądał przewodnik, który podebrał jednemu z lepiej przygotowanych nauczycieli podczas podróży (chyba był to Morris, on zawsze podróżował z książkami). W przewodniku pisali, że na staropolskie obyczaje witają chlebem i soląm - chleb oznaczał bogactwo, a sól stosowano jako środek konserwujący - gospodarz, witając w ten sposób przybyłych gości, wyrażał nadzieję na ich długie życie w ciągłym dostatku. Najwyraźniej jednak Raj stawiał na alkohole wysokoprocentowe i banię od samego rana. Kimż był on, mierny Austriak z daleka od domu, by oceniać? - Zgodnie z jego wskazówką, cmentarz powinien być... gdzieś tutaj... - powiedział do gryfonki, marszcząc brwi, nim jak rączy nastolatek nie przerzucił nóg przez pobliski płotek i rozejrzał się po jego drugiej stronie. Cmentarze z reguły nie były najprzyjemniejszymi miejscami. Nie przychodziło się tu na romantyczne schadzki ani miłe posiadówki, wiedziały o tym też magiczne stworzenia, a Rosa potrafił dobrze wyczuć, że te okolice są tak napęczniałe magią, że z pewnością jakieś magiczne istoty prędzej czy później się tu pojawią. - Miej różdżkę w pogotowiu. - zachęcił Adelę, uśmiechając się do niej ciepło - Pamiętasz, czemu mieliśmy wlaściwie na ten cmentarz przyjść? - zapytał, bo początku rozmowy dziewczyny z Magikiem Mateuszem niestety nie złapał, dołączając do rozmowy nieco głębiej w historię.
Przygoda:A Zagadki Podlasia statystyki: Zaklęcia i OPCM, Magiczne gotowanie ➤ Uzdrawianie i Transmutacja
Nie dało się ukryć, że Adela nie wyruszyła na wakacje w celu leżenia do góry tyłkiem, więc cieszyła się, że zamiast kolejnego, letniego kurortu, ich wycieczka trafiła do miejsca bardziej złożonego i tajemniczego. Dlatego, gdy w wiejskim, pozornie spokojnym krajobrazie, nadarzyła się okazja, by posłuchać o podlaskich problemach od jakiegoś wcale-ani-troche-podejrzanego-typa, zwanego Magikiem Mateuszem. Opowiadane przez mężczyznę historie, niemal natychmiast poniosły jej nogi w stronę cmentarzyska. Miała jednak towarzystwo – profesor Rosa, najwyraźniej zaniepokojony tym, że zamierza sama się oddalić, dołączył do niej. Wbrew pozorom Honeycott nie miała nic przeciwko. Po pierwsze – darzyła sympatią profesora, po drugie – już raz uratował jej dupę w Inverness. Po trzecie i chyba w gruncie rzeczy najważniejsze - zdecydowanie wolała nauczyciela otwartego na uczestnictwo w jej durnych pomysłach niż kogoś kto planowałby ją za nie ukarać. Całkiem grzecznie podążała ze przewodnictwem profesora i może słusznie, bo cmentarz, na który trafili, wydawał jej się dziwnie niepokojący, choć absolutnie nie należała do osób strachliwych. Ciepły uśmiech nauczyciela był jednak dość krzepiący, więc Honeycott odwzajemniła go, uznając, że może jej się coś wydaje z tym całym niepokojem. Wskazała nauczycielowi, że cały czas trzyma różdżkę, a następnie udzieliła odpowiedzi na zadane pytanie. - Według tego magika, skoro historia Karoliny i…. – zawiesiła głos, bo od tych imion plątał się jej język - … i tej całej reszty jest tak tragiczna, to musi być związana z duchami. Szczerze powiedziawszy, Adela bardziej od cmentarzy i duchów bała się wypowiedzenia słowa Kazimierz, które w jej brytyjskiej i niespecjalnie rozgarniętej głowie brzmiał jak przeciętny stęk szyszymory.
Rozejrzał się początkowo po okolicy, rozważając ich następne kroki. Nie był to Zakazany Las, którego po tych kilku latach doglądania zdążył się nauczyć na pamięć, ale pewne rzeczy nie zależały od miejsca występowania, a od stworzeń je prezentujących. Szukał więc śladów, tropów, czegokolwiek, co mogłoby podpowiedzieć mu, czy nieszczęścia wsi Raj miały związek z magicznymi stworzeniami, czy może te tragedie związane były po prostu (i jak zwykle) z czynnikiem ludzkim. - Gdyby tylko duchy zostawiały ślady. - uśmiechnął się do Adeli, bo Magik Mateusz chyba nieszczególnie ogarniał tropienie, myśląc, że wypatrzą jakiekolwiek ślady "duchów" odpowiedzialnych za wiejskie strachy. Niespodziewanie zachwiał się, za wysokimi trawami nie dostrzegając świeżo rozkopanego grobu i wpadł tam jak kłoda, zupełnie bez gracji, czyli wcale nie podobnie do siebie. - Ojjojoo... - zajęczał stękając i gramoląc się na zewnątrz. Wyciągnął rękę w stronę Honeycott, licząc, że chociaż trochę mu to pomoże, nie mógł się jednak spodziewać, że nastolatka go wyrwie stamtąd swoimi siłami, a dopiero wylazłszy z dołu, odnalazł swoją zgubioną podczas upadku różdżkę. Zaklął po niemiecku pod nosem, stękając, bo zaczynał powoli odczuwać zbliżającą się trzydziestkę tym, że takie wypadki sprawiały potem długotrwałe bóle kręgosłupa i rozejrzał się. - Czekaj... - rozkopany grób był bardzo rzeczowym śladem. Pochylił się - tym razem ostrożniej, by nie wpaść znowu - i zmarszczył brwi. - Baba cmentarna? - rozejrzał się- Nie... - podążając śladami, pozostawionymi przez upiorną istotę przeszedł pomiędzy kolejnymi nagrobkami. Ostatecznie przykucnął przy dziurze w ziemi i westchnął. Tragedie bywały bardzo ludzkie, bardzo drastyczne, szczególnie, kiedy niewinne ofiary ludzkich decyzji porzucano w ziemi jak śmieci. - Nie podchodź. - zasugerował dziewczynie, chcąc oszczędzić jej widoku małego, sponiewieranego ciałka, zawiniętego w byle szmatę, wrzuconego bezdusznie w piach. Powielił swoją haftowaną w migoczące gwiazdy koszule, z nadzieją, że niespokojny duch porońca nie uzna bawełny za obraźliwą i przykrył nią zwłoki, zastanawiając się z trudem, co trzeba było z nimi począć. Pamiętał wykłady ze słowiańskich istot i potworów, ale studiował już parę dobrych lat temu. Spalić, albo pochować pod progiem. Tylko czyim?
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Robił w swoim życiu wiele rzeczy głupich i nieodpowiedzialnych, jednak wycieczka nocą na cmentarz, na którym na dodatek straszyło jakieś miejscowe dziwadło zdecydowanie plasowała się w pierwszej piątce najgłupszych pomysłów na jakie wpadł. Trudno powiedzieć, co go podkusiło na taką wyprawę – może przegrany zakład, może chciał coś udowodnić, a może zwyczajnie potrzebował zastrzyku adrenaliny, w każdym razie już w pierwszym tygodniu po przybyciu na Podlasie chłopak zaplanował nocną eskapadę na pobliskie cmentarzysko, ukryte wśród leśnych gąszczy. Nie miał pojęcia, na co właściwie się porywał, czuł jednak zew przygody, a to, jak wiadomo, stanowi lepsze przygotowanie niż cokolwiek innego. Około jedenastej wymknął się z pokoju i uzbrojony wyłącznie w różdżkę wyruszył na swoją wielką przygodę… a przynajmniej tak to się malowało w jego wyobraźni. Nasłuchawszy się w dzieciństwie wielu bajek i legend, Terry chciał dotrzeć na cmentarz przed północą (w końcu wszystkie dziwy zawsze mają miejsce o północy), nie przewidział jednak, że zgubi się po drodze. Wypominając sobie w duchu, że mógł chociaż raz przejść się tędy za dnia, żeby zapamiętać trasę, szesnastolatek przedzierał się przez chaszcze, brnąć coraz głębiej i głębiej w las, mając nadzieję, że przynajmniej zmierzał nadal w dobrym kierunku. Odetchnął z ulgą, kiedy po kolejnej bitwie z pokrzywami wypadł spomiędzy drzew wprost na cmentarną bramę. - No to zaczynamy. Początkowo kroczył przed siebie ostrożnie, rozglądając się czujnie dookoła, jakby spodziewał się, że w każdej chwili może na niego wyskoczyć jakiś trup lub inne widmo. Nic takiego jednak nie nastąpiło, wszystko pozostawało ciche i nieruchome, nie licząc szumu rzeki dobiegającego z drugiego końca cmentarza. Z każdą mijającą minutą Puchon czuł się coraz pewniej, aż wreszcie kroczył przed siebie zupełnie bez strachu. Bez względu na to, co opowiadano o tym miejscu, chłopak był tu zupełnie sam i nie zapowiadało się, by jakakolwiek zmora miała go w najbliższym czasie nawiedzić. Klucząc pomiędzy płytami nagrobnymi stracił czujność, nie zauważył więc kilkumetrowej dziury, która wyzierała z ziemi tuż przed nim. Jeden fałszywy krok wystarczył, by chłopak stracił równowagę i wpadł do świeżo wykopanego grobu, wrzeszcząc przy tym tak, jakby wpadał do samego Tartaru. Oby tylko zmarli nie usłyszeli tych wrzasków…
Choć Adela z zasady nie miała żadnego problemu z przemierzaniem nieznanych terenów, to w towarzystwie profesora czuła się trochę bezpieczniej i pewniej – co mogło mieć rzecz jasna swoje minusy, bo odbijało się na ostrożności młodej Gryfonki. Otrzeźwiała odrobinę, gdy Rosa wpadł do dołu, co było dla niej świadectwem tego, że nawet towarzystwo nauczyciela nie zapewnia bezpieczeństwa. Mimo iż nie była w stanie wyciągnąć nauczyciela z tamtej mogiły, to nie panikowała – zrobiła wszystko, co mogła by nie być dla niego ciężarem, a faktycznie choć trochę mu pomóc. Jej drobna dłoń nie mogła dźwignąć niemal dwumetrowego mężczyzny, jednak była całkiem przyzwoitym oparciem, by ten podczas swojej wspinaczki na powierzchnię, nie stracił równowagi. Trzeba było przyznać, że Honeycott nie brakowało odwagi, a w takim sytuacjach potrafiła trzymać nerwy na wodzy, co zresztą miało się przydać chwilę później. Adela podążała za Atlasem i jego obserwacjami, a następnie, gdy dotarli do rozkopanej mogiły, posłusznie posłuchała nauczyciela, rezygnując z podejścia do stworzenia. Ba, chcąc wypaść na posłuszną i odpowiedzialną, zrobiła wręcz krok w tył, co okazało się sporym błędem. Dziewczyna potknęła się o kamień i upadła – hałas ten najwyraźniej zdenerwował porońca, który wyrwał się z bawełnianej koszuli Atlasa i natychmiast ją zaatakował. Na całe szczęście, Adela szybko zareagowała, niemalże odruchowo rzucając na istotę Petrificus totalus , więc stwór zdążył ją uderzyć, ale obyło się bez większych obrażeń. - Przepraszam – mruknęła w stronę nauczyciela, starając się uspokoić oddech. Było jej głupio, że zakłóciła spokój dziecka, a raczej, że wpakowała ich w tarapaty. Uspokajając oddech zawiesiła wzrok na nagrobku dziecka, na którym prezentowało się dziwnie znajome nazwisko. - Panie profesorze, to dziecko… - zawiesiła głos, czując się lekko skonfundowana -…ono ma to samo nazwisko co Kazik i Karolina.
Noc, cmentarz, czy coś mogłoby pójść nie tak? Z pewnością, ale to nie sprawiało, żeby Jamie choć przez chwilę zastanowił się, nim ruszył z fogsem na spacer. Tym razem nie miał szczeniaka na smyczy, skoro trenowali powrót na zawołanie i cóż, szło małemu całkiem dobrze. Norwood chciał go sprawdzić także w innym otoczeniu, o innej porze i noc była do tego najlepsza. Tak jak cmentarz, gdzie przecież musiało być pełno ciekawych zapachów i nawet jeśli cały pomysł wydawał się szalony, Jamie widział, że Roy naprawdę się cieszył na ten spacer. Przystawał, węszył, oddalał się na kilka kroków, ale zawsze wracał przywołany. Sprawiało mu również wyraźną przyjemność przeciskanie się między pokrzywami i innymi roślinami, w czym Ślizgon mu nie przeszkadzał. Przywoływał go jedynie, gdy przymierzał się do rozkopywania starych grobów. Dość duchów krążyło po Hogwarcie, żeby Jamie wiedział, że nie należy ich rozwścieczać rozkopując miejsca pochówku, albo domy, w których straszyli. Wyglądało jednak na to, że byli całkowicie sami na cmentarzu i to było w jakiś sposób satysfakcjonujące. Żadnych biesów i żadnych ludzi… Ledwie ta myśl przemknęła przez głowę Jamiego, usłyszał czyjś wrzask. Zatrzymał się natychmiast, wbijając spojrzenie w ciemność, a Roy zrobił to samo, stawiając uszy, próbując wychwycić skąd dobiegł ich krzyk. - No dobra… Szukaj, Roy. Szukaj i daj głos, gdy znajdziesz, biegnij – powiedział do szczeniaka, dotykając go lekko, dając sygnał do startu. Obserwował, jak ten węszył w powietrzu, jak ruszył niepewnie do przodu, aż w końcu złapał jakiś trop. Zaraz też Jamie zaczął iść szybkim krokiem za szczeniakiem, wpatrując się w znikającą białą plamkę, aż usłyszał radosne szczekanie fogsa, które cichło, im bliżej niego był. Zauważył, że Roy uderza łapą w ziemię przed… dziurą? Czy to był świeżo wykopany grób? - Lumos… Kto przymierza się do nowego grobu? – rzucił zaklęcie, od razu próbując nawiązać rozmowę z osobą, która była w grobie, zastanawiając się, czy to członek wyjazdu, czy pechowy miejscowy.
To mogłoby Rosie schlebiać, że stanowił pewne poczucie bezpieczeństwa młodej gryfonce, jednak zawsze też sam powtarzał, by szczególnie w takich miejscach swoją różdżkę trzymać na podorędziu i podobnie jak poruszając się po Zakazanym Lesie, mieć się po prostu na baczności, zachowując przynajmniej odrobinę rozsądku. Niestety, zdradliwa cmentarna ziemia nie uznaje autorytetów i tak, jak wielki chłop mógł złożyć się w mogile, tak i umarli tej ziemi mogli podstawić dziewczynie pod piętę kamień, by igrać z ich naruszania świętego, wiecznego spokoju. Kiedy poroniec wyrwał się ze skrupulatnie zawijanego materiału, zdążył wyciągnąć różdżkę, jednak Honeycott już poradziła sobie bezbłędnie z unieruchomieniem porońca. Westchnął, wiedząc, że nie mają wyboru i należy go spalić. Zawinął spetryfikowanego potwora w koszulę ponownie, po czym złożył w mogliłce i zaklęciem podpalił materiał. - Ma? - obejrzał się tam, gdzie dziewczyna wskazała zauważone nazwisko i zmarszczył brwi- Rzeczywiście... ale... - zmrużył oczy- Poczekaj. - drzewo i nagrobki wydawały się tlić mętną, czarnomagiczną poświatą, jakby były ze sobą połączone pajęczą siecią. Rosa machnął różdżką, zdejmując czarnomagiczne iluzje, które ukrywały w datach zgonów każdego z tych nagrobków fakt, że wszyscy ginęli jeden po drugim w tym samym roku. - Ktoś tu popełnił straszną zbrodnię. - powiedział cicho, wyczarowując kilka kul światła i posyłając je między mogiły. Wprawdzie był dzień, ale zdawało się, że cmentarz obejmowała jakaś ponura aura czarnej magii. Gdy truchło porońca spopieliło się, Atlas dołożył starań, by zakopać ciało. Nie znał lokalnych wierzeń, nie znał słów, które należało wypowiedzieć nad czyimś grobem, więc jedynie chwilą milczenia upamiętnił śmierć bezimiennego dziecka. - Poroniec, dziecko Karoliny i Kazika, masowe śmierci... - wymruczał, podsumowując ich dotychczasowe odkrycia.
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Lubił przygody, nie miał też nic przeciwko zdrowemu zastrzykowi adrenaliny, jednak nigdy, nawet w najgorszych koszmarach nie wyobrażał sobie, że któregoś dnia wyląduje w świeżo wykopanym grobie. Nocą. Na jakimś dziwnym opuszczonym cmentarzu pośrodku niczego. Kiedy dotarło do niego, gdzie się znalazł, oblał go zimny pot. Nie był może człowiekiem bardzo zabobonnym, ale spędził wystarczająco dużo czasu na zajęciach z wróżbiarstwa, żeby wiedzieć, że znalezienie się w cudzym grobie to zły omen. Wolał nawet nie myśleć, jakie egzorcyzmy wyprawiłaby mu babka, gdyby dowiedziała się o tym incydencie. Starając się zapanować nad przyspieszonym ze strachu oddechem, Terry rozeznał się w sytuacji. Dziura była wąska i głęboka może na trzy jego długości, mógł więc spróbować wspiąć się na górę o własnych siłach, wydawało się to jednak wyjściem mało prawdopodobnym. Może gdyby wyczarował jakąś linę… Sięgnął do kieszeni, w której zazwyczaj trzymał różdżkę i ze zgrozą przypomniał sobie, że przecież miał ją w ręku, kiedy wpadł do grobu. W panice rozejrzał się dookoła, jednak na dole nie było po niej ani śladu. Cholera. Kiedy myślał, że gorzej już być nie może, tuż nad nim coś zaczęło głośno ujadać. Terry o mało nie zszedł na zawał, w jednej chwili przypominając sobie wszystkie podania o psach szczekających na duchy i wyjących, kiedy ktoś miał umrzeć. Już praktycznie żegnał się z tym światem, kiedy ktoś w górze zapalił różdżkę i jasne światło oświetliło białą jak kreda twarz szesnastolatka. Zamrugał, zastanawiając się, czy właśnie widzi to słynne światełko na końcu tunelu, gdy jednak jego oczy przywykły do nagłej zmiany oświetlenia, rozpoznał spoglądającą na niego postać. Odetchnął z ulgą. Może zostało mu jeszcze trochę czasu na tym łez padole. - Bardzo śmieszne. – rzucił śmiertelnie poważnie, bo nie dostrzegał humoru ani w żarcie Ślizgona ani w całej tej sytuacji. – Pomożesz mi stąd wyjść, czy przyszedłeś mnie zakopać? I co na miłość boską tak ujada?
Oświetlał twarz Puchona, orientując się, że kogokolwiek tu się spodziewał, nie był to na pewno Anderson. W jakiś sposób wałęsanie się po cmentarzu nocą nie pasowało do wychowanka domu Helgi, ale co mógł wiedzieć zwykły Ślizgon. Uśmiechnął się kącikiem ust, walcząc z chęcią wybuchnięcia śmiechem, zaraz też wyciągnął dłoń w stronę szczeniaka, aby pochwalić go. Wyjął z kieszeni smaczki i dał fogsowi w nagrodę za znalezienie tego, kto jeszcze chwilę temu krzyczał i dopiero po tym wrócił swoją uwagą do Terry’ego. - Wabi się Roy, to szczeniak fogsa i dzięki niemu przynajmniej zostałeś znaleziony – odpowiedział na pytanie o ujadanie, przykucając nad brzegiem grobu. – Nie masz różdżki, żeby samemu wyjść? – dopytał, wciąż jednak dobrze się bawiąc sytuacją. Trzeba było naprawdę mieć pecha, żeby wpaść do świeżo wykopanego grobu, choć z drugiej strony… Na cmentarzu było tak ciemno, że prawdopodobieństwo podobnego zdarzenia zdecydowanie wzrastało. Norwood rozejrzał się wokół, w bladym świetle zaklęcia, dostrzegając po chwili różdżkę, która mogła należeć do Andersona. Zrzucanie jej do grobu było jednak durnym pomysłem, grożącym uszkodzeniem kawałka drewna, a tego nie chciał żaden czarodziej. - Co tak właściwie tutaj robisz? – zapytał, pochylając się nad grobem, aby w końcu wyciągnąć w stronę chłopaka rękę. – Zobacz czy się złapiesz, czy muszę cię wyciągać zaklęciami – powiedział poważniejąc. Miał wrażenie, że nie byli sami i najwyraźniej tak samo uważał Roy, który nagle postawił uszy i cały spięty obserwował okolicę. Jamie nie miał pojęcia, czy Terry był strachliwy, czy nie, wolał więc póki co nie mówić za wiele, ale wyciągnięcie go z grobu zdecydowanie stało się priorytetem w tej chwili.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Całe szczęście Adeli udało się jakoś wybrnąć z sytuacji zagrożenia, jednak była ona na tyle niepokojąca, że od tego momentu dziewczyna trzymała się na baczności, z nadzieją, że uda jej się uniknąć kolejnych, podobnych tarapatów, szczególnie biorąc pod uwagę, że kolejne obserwacje, które poczynili z profesorem, wskazywały na to, że są w wyjątkowo mrocznym miejscu. Gdy Honeycottówna wstała, jej wzrok podążył za zaklęciami Atlasa. Ściągane z nagrobków iluzje, odkryły straszliwą prawdę o tym miejscu. I choć w normalnych warunkach można by było zrzucić to na karb epidemii, to jednak poroniec i to dziwne poczucie niepokoju, sprawiały, że Adela czuła, że za tym wszystkim kryje się jednak coś więcej. Zresztą, chwilę później potwierdziły to słowa nauczyciela. Gdy Rosa powiedział słowa o straszliwej zbrodni, Gryfonka wzdrygnęła się – choć nie brakowało jej odwagi, to coś tak makabrycznego wywołało strach i silny dyskomfort nawet w niej. Choć sprawa była już bardzo stara, to w tym miejscu było wciąż coś, co zdecydowanie nie pozwalało zapomnieć o tamtych okolicznościach. Nie było jednak przestrzeni na dalsze pogrążanie się w strachu – w końcu oboje mieli zadanie, które było priorytetem. Rozwiązanie zagadki zdawało się być tuż za zakrętem, choć dotychczasowa makabryczność odkryć sprawiała, że Adela nie wydawała się przekonana, czy naprawdę chcę odkryć tę mroczną tajemnicę. Skoro już tu była, nie było przestrzeni, by zrobić krok w tył – parła więc w przód, poszukując rozwiązania. Podeszła do wielkiego drzewa, które wedle opowiedzianej wcześniej historii miało pochłaniać dusze zmarłych. Choć sama Honeycottówna nie wierzyła w podobne opowieści, to mimo wszystko nie dało się nie zauważyć, że to drzewo wprost zionęło czarną magią. Adela mimo bycia skorą do przekraczania granic, nigdy nie zrobiła kroku w stronę zła, więc złowieszcza, epatująca z tego miejsca energia wprowadzała ją w duży dyskomfort. Mimo to próbowała odkryć o co tu chodzi, rzucając na drzewo zaklęcia transmutacyjne – nie przynosiło to zbyt wiele skutku, aż do momentu, gdy do dziewczyny dotarło, dlaczego to drzewo jest aż tak złowieszcze. - Profesorze – jęknęła cicho, bo nawet jej odważna dusza była stłamszona przez mrok kolejnego znaleziska – Ta kora jest z krwi ludzi. Bardzo wielu ludzi. Przetarła twarz, jakby miało jej to pomóc nie wpaść w panikę. Faktycznie, odrobinę się uspokoiła, ale na jej twarzy gościł wybitnie poważny wyraz, absolutnie nieprzystający do jej codziennej mimiki. - Poroniec. Masowe śmierci. Krwawa kora – podsumowała ledwie słyszalnym szeptem.
Dotarł do drzewa, będącego centrum tego okropnego miejsca. Było w nim coś intrygującego, co Rosa zauważał na tych terenach od czasu ich przyjazdu na Podlasie. Magia słowiańska nie była uregulowana w żaden sposób, nie było norm, według których jej efekty można było lekko podzielić na czyste i mroczne, dobre czy złe. Miał wrażenie, że nic w okolicy nie było podobne do prawideł, opisujących magię w książkach, z którymi miał do czynienia. Niewątpliwie drzewo było nasączone krwią, którą zapewne wypiło z tych dziesiątek grobów, tych wszystkich ofiar masowych mordów. - Ludobójstwo, masowa mogiła, poroniec. - westchnął - Ta wieś, choć czaruje urokiem i sielskością, wydaje się ukrywać bardzo brudną i krwawą historię. - zmarszczył brwi. Czuł lekki posmak goryczy, że zarząd Hogwartu nie upewnił się, gdzie wysyła dzieci na wczasy i wybrał miejsce, którego ziemia przeklęta jest krzywdą i zbrukana krwią dzieci, bo choć nigdy nie miał szczególnie wysokiej opinii o dyrektorce, to takie niedopatrzenie sprawiło, że na chwilę przymknął oczy, szukając w sobie cierpliwości i spokoju, by nie przekląć szpetnie na głos. - Nie jestem pewien, czy powinniśmy tu dalej się kręcić, Adela. - zauważył - Ta okolica jest podszyta tragedią i ludzkim dramatem. Jeśli lokalsi próbują udawać, że jest inaczej, to nie są tak ciepłymi i przyjemnymi ludźmi, jak zakładaliśmy. - cofnął się kilka kroków, podnosząc wzrok wyżej, żeby objąć spojrzeniem całe drzewo.
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Wałęsanie się nocą po cmentarzu było czymś co zdecydowanie pasowało do natury szesnastoletniego Puchona - dreszczyk adrenaliny, zew przygody, może odrobinę za bardzo wybujała fantazja, która podpowiadała mu, że jest jak Indiana Jones czy Sherlock Holmes i zaraz natrafi na wiekową zagadkę… Taki właśnie był Terry zanim trafił do Hogwartu, gdzie niemal do reszty stracił tak typową dla niego beztroskę. Oddzielony od przyjaciół, którzy dotychczas dawali mu poczucie bezpieczeństwa i przynależności, młody Anderson stał się wycofany i nieśmiały, nieustannie zdjęty paranoicznym strachem, że zrobi coś nie tak, narażając się w ten sposób na kpiny i docinki. Jednak nawet Hogwart nie zdołał zdusić jego dziecięcej ciekawości świata, która od czasu do czasu zapędzała go w najróżniejsze dziwne miejsca. Dziś najwidoczniej padło na dno świeżo wykopanego grobu. - Szczeniak? - było zbyt ciemno, by to dostrzec, niemniej oczy puchona zalśniły z podekscytowania. Uwielbiał psy, darzył więc szczególną sympatią także wszelkie psopodobne stworzenia i nie mógł przeboleć, że dyrekcja nie zezwalała uczniom na ich posiadanie. Z kotami jakoś nie było problemu, Terry podejrzewał więc, że profesor Wang w sercu była zapaloną kociarą. - Słuchaj, gdybym miał różdżkę, to bym tu nie siedział. - rzucił niezbyt uprzejmie, ale przemawiał przez niego przede wszystkim szok i strach, że Ślizgon postanowi zostawić go w tej dziurze i pójdzie dalej. - Musiała mi wypaść, kiedy tu wpadłem. Nie leży tam gdzieś obok ciebie? - dodał już z większą pokorą w głosie. Nie chciał spędzać w grobie więcej czasu niż to konieczne, nie podobało mu się więc, że Ślizgon przeciągał wyciągnięcie go z powrotem na górę. Terry miał nieodparte wrażenie, że coś się święci, a w takim miejscu to nie mógł być dobry znak. - Chciałem pobawić się w nekromantę. - rzucił z pozoru beznamiętnie, bo prawdę mówiąc głupio byłoby mu się przyznać, że zwyczajnie ubzdurał sobie jakąś przygodę o bliżej niesprecyzowanym celu. Z widoczną gołym okiem ulgą stwierdził, że Jamie’mu najwidoczniej znudziło się ciśnięcie beki z młodego Puchona, bo po chwili wyciągnął w jego stronę rękę, najwidoczniej gotów pomóc chłopakowi wygramolić się na powierzchnię. Ale ale, nie tak prędko! Nie mogło przecież być tak łatwo. - Nie dosięgam. - wysapał po kilku nieudanych próbach złapania Ślizgona za dłoń, czując jak ze wstydu oblewa go szkarłatny rumieniec. - Możesz wyczarować jakąś linę albo coś? Myślę, że dam radę się wdrapać.
Słuchała słów nauczyciela z uwagą, co chwila się lekko wzdrygając, bo nie dało się ukryć, że ten poziom krwawej masakry był daleko poza głową blondynki, której myśli, choć dość mocno osadzone w ziemskich realiach, należały zazwyczaj do bardzo pogodnych i nieskażonych niczym przykrym. Nie chciała wierzyć też, że lokalsi ukrywają tę historię ze złych intencji. - A może… udają, że zapomnieli? – zaczęła gdybać – Na pewno nie jest łatwo żyć z takim brzemieniem. Ale ma pan rację, nic tu po nas. Dziewczyna nie chciała dłużej tkwić w tym mrocznym miejscu, szczególnie, że wszystko wskazywało na to, że odnaleźli większość odpowiedzi. Niestety, gdy Adela rozglądała się za wyjściem z cmentarza, popełniła ten sam błąd, co nauczyciel na początku wędrówki. Nie dojrzawszy świeżo wykopanego dołu, wpadła do niego upuszczając przy tym różdżkę. Spotkanie z ziemią zakończyło się dość bolesnym obiciem. - Panie profesorze, przepraszam – jęknęła zawstydzona, bo choć odrobinę się obiła i nie czuła się zbyt dobrze, to w gruncie rzeczy ponad wszystko było jej wstyd, że w tych makabrycznych okolicznościach, sprawiła nauczycielowi dodatkowy kłopot. Zazwyczaj nie miała z tym problemu, co innego jednak gdy wywołuje się kłopoty celowo, a co innego – gdy wpada się w nie nieumyślnie, szczególnie w takich okolicznościach.
Nie miał najlepszego przeczucia, a przez to jego mniemanie o mieszkańcach jak i o całej wsi Gaj zaczynało się sypać. Atlas był nie tylko dumnym człowiekiem, któremu nie w smak było ukrywanie odrażających tajemnic - był też pedagogiem i na tych wakacjach gościli jego podopieczni. W innych okolicznościach być może gdyby był tu sam, pozwoliłby ponieść się intrydze - w takiej sytuacji? Czuł się niemal obrażony, a czy jest coś gorszego, co można zrobić dumnemu, pamiętliwemu wilowi, jak go obrazić? Obecność Honeycott w jakiś sposób łagodziła jego urazę, ale w pamięci już powstała zadra do lokalnej społeczności. Uśmiechnął się łagodnie do gryfonki: - Być może. - było naturalnym spróbować znaleźć inne, niż najgorsze wyjaśnienie sytuacji- Chodźmy. - skinął głową i ruszyli alejką ku wyjściu z cmentarza. Może to dlatego, że taki był zaabsorbowany swoimi negatywnymi uczuciami do miejsca i do jego historii, ale nie zauważył przewracającej się dziewczyny. Dopiero raban i jej słowa zwróciły jego uwagę. Szybko odwrócił się i podał jej rękę, by miękkim ruchem wyciągnąć ją z dziury. - Daj spokój, Adela, nic się nie dzieje. - zapewnił, oglądając ją jeszcze, by się upewnić, czy nic jej nie dolega, niczego sobie nie skręciła ani nie rozbiła poważniej. - Może to jednak zła ścieżka. - uśmiechnął się ciepło i rozejrzał nad nagrobkami, w poszukiwaniu jakiejś dróżki, która w bardziej rozsądny sposób wskazywałaby im drogę do wyjścia.
Honeycott była z natury dość ufną osobą, starała się szukać w innych ludziach wszystkiego, co najlepsze, więc mimo wątpliwości ze strony nauczyciela, nie zamierzała zakładać, że mieszkańcy Raju ich oszukiwali, skrywając ciemną stronę własnej osobowości. Gdyby Adela podążyła za myśleniem profesora Rosy najpewniej popsułaby sobie całe wakacje, zadręczając się pytaniami, a już dzisiejsze popołudnie nie należało do najprzyjemniejszych. Na całe szczęście, w przeciwieństwie do niego nie była opiekunem, więc musiała dbać jedynie o własne bezpieczeństwo. W całym tarapatach, w które wpadła, bardzo doceniała spokój Atlasa, który nie tylko jej pomógł, ale również nie spanikował, co działało na nią dziwnie kojąco. Z jego pomocą wykaraskała się z dołu i choć była odrobinę obolała, na całe szczęście nie stało się nic poważnego. Można było zmierzać do wyjścia. Problem w tym, że w szale przemierzania cmentarza i odkrywania kolejnych mrocznych zagadek, trudno było odnaleźć dobrą drogę. - Może tak… - odparła, rozglądając się za odpowiednią ścieżką, tym razem jednak nie robiąc pochopnych kroków, bo wszystko wskazywało, że na tym cmentarzu jest jeszcze sporo dołów, do których mogła wpaść. W końcu dostrzegła w oddali kawałek płotu. Najpewniej przy nim była brama wejściową. Wskazała na tamten płot palcem – Chyba tam.
Niewątpliwie cmentarz nie był miejscem, od którego warto było zaczynać swoje przygody na wakacjach. Szczególnie jeśli okazywało się, że był on miejscem, które ukrywało jakąś mroczną przeszłość lokalnej społeczności. Gdyby wiedział, zawróciłby ją w połowie drogi, zachęcił, by poszła z nim do mleczuch, które go intrygowały jako zoologa, a które zaciekawiłyby i ją, skoro dawały wielosmakowe mleko. Zostali jednak w jakiś sposób napiętnowani wiedzą, której trudno powiedzieć, czy którekolwiek z nich chciało posiadać. Gdyby Rosa miał w sobie odrobinę więcej autorefleksji, pewnie poczułby się w jakimś stopniu winnym. Obejrzał dobrze odsłonięte skrawki jej skóry, by się upewnić, że nie było na nich żadnych zadrapań. Różne trupie bakterie mogły się znajdować w tej ziemi i żadna otwarta rana nie powinna zostać przeoczona, ale na szczęście zdawało się, że wszystko było w porządku. Korzystając z przewagi wzrostowej, ocenił trajektorie poruszania się, obserwując jamy i wyrwy w ziemi pomiędzy nagrobkami nieco z góry i skinął głową. - Chodź za mną. - zaproponował i ruszył przodem, sprawdzając teren. Chciał bardzo ją stąd wyprowadzić i wrócić na ucztę. Zjeść coś dobrego i być może gryfonka zapomni o nieprzyjemnościach tego miejsca.
Pokręcił głową na ekscytację Puchona, ale zaraz potwierdził, że tak, obok niego był szczeniak. Widział, że Roy również był podekscytowany spotkaniem z kimś nowym, kogo zdołał wywęszyć, więc podejrzewał, że gdy tylko Terry wyjdzie z grobu, obaj będą chcieli się poznać. Wpierw jednak trzeba było pomóc chłopakowi wyjść, a to jak się okazało nie było takie proste. - Jest twoja różdżka, ale zrzucanie jej nie jest raczej dobrym pomysłem, bo jak nie złapiesz, może się złamać – odpowiedział, ignorując komentarz o chęci zabawy w nekromantę. Na usta cisnęły mu się same uszczypliwości jak wzmianka, że powinien popracować nad świeżością odnajdywanych grobów, aby znajdować jednak te z ciałem i już zakopane, a nie czekające na trumnę, ale postanowił milczeć. Atmosfera cmentarza nie zachęcała do podobnej zabawy, a wrażenie, że byli obserwowani zdawało się nasilać. - Głęboki ten grób – mruknął, stając ponownie nad krawędzią, rozglądając się na boki w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby zostać użyte do wyciągnięcia Puchona. – Wiesz, ja nie jestem dobry z transmutacji… Mogę spróbować, ale będziesz musiał szybko się wspinać – dodał po chwili, kręcąc głową, po czym wycelował różdżką w dół grobu, rzucając niewerbalnie zaklęcie cupla chorda. Należało do prostych zwykłych zaklęć, a tym łatwiejsze było, im lepiej znało się transmutację, więc nie należało do często używanych przez Jamiego. Teraz jednak przyglądał się, jak lina powoli wychodzi z końca różdżki, odpowiednio długa, aby mógł zawiązać ją w pasie, będąc gotowym do asekurowania Puchona przy wychodzeniu z grobu. - Pospiesz się, bo nie wiem, czy jesteśmy tutaj sami, czy może poznasz kolegów nekromantów – powiedział jeszcze do chłopaka z lekkim uśmiechem na twarzy, po czym dał znać, że jest gotów. Roy zaczął obserwować teren za nimi, wyraźnie spięty i Jamie był pewien, że nie mieli wiele czasu, a ostatnim czego potrzebował to walki z jakimś biesem, kiedy pomagał drugiej osobie wyjść z grobu. Nie miał świadomości, że stał się celem baby cmentarnej, która powoli zbliżała się w jego stronę, nie robiąc sobie nic z warczącego fogsa.
Nie dało się ukryć – Adela miała już dość wrażeń na ten dzień, dlatego jej buntownicza natura skryła się za delikatną urodą, a Gryfonka niczym grzeczne, potulne dziewczątko słuchała nauczyciela – bynajmniej nie dlatego, że przygoda ją czegoś nauczyła. Chciała po prostu wydostać się z tej pułapki i nie myśleć już o masowym mordzie i ziemi spływającej krwią. To były jej wakacje – w których była przestrzeń na zadrapania, wypadki, czy nawet niebezpieczne przygody. Nie czuła jednak, że powinny być one przestrzenią na tego rodzaju odkrycia. Chcąc nie chcąc, grzecznie podążała za Atlasem, raz po raz rozmasowując swoje potłuczenia, byleby tylko możliwie najszybciej opuścić to przeklęte miejsce.
/zt x2 +
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Gdyby nie był tak okropnie przerażony wizją spędzenia nocy na cmentarzu, mając za towarzystwo jedynie biesy i duchy zmarłych Słowian, chłopak zapewne dostrzegłby absurd całej tej sytuacji. Tkwił na dnie świeżo wykopanego grobu, bez różdżki, a zamiast próbować wyczołgać się na powierzchnię, Terry zastanawiał się, jak też może wyglądać szczeniak, który - jak sobie wyobrażał - merdał ogonem kilka metrów nad nim. Może naoglądał się w życiu za wiele horrorów, ale coś mu podpowiadało, że gdyby całe zdarzenie miało miejsce w środku dnia, to zareagowałby na nie zupełnie inaczej. Okoliczności nie były jednak sprzyjające, toteż z każdą mijającą chwilą szesnastolatek był coraz bardziej poddenerwowany. Odetchnął z ulgą dowiedziawszy się, że Ślizgon znalazł jego różdżkę, nie uśmiechała mu się bowiem przedwczesna wizyta w Londynie celem zakupu kolejnej. Jego entuzjazm jednak prędko osłabł, musiał bowiem przyznać rację Jamie’mu - wrzucanie różdżki do grobu nie było najlepszym pomysłem, w końcu nie chcieli jej złamać teraz, kiedy dopiero co się odnalazła. - Uwierz, nie marzy mi się zostać tu dłużej niż to konieczne. - rzucił w odpowiedzi, potakując jednocześnie, że zrozumiał - Damy radę. Czekał cierpliwie, aż Ślizgon rzuci zaklęcie, a gdy koniec wyczarowywanej przez niego liny opadł wreszcie na dno grobu, czym prędzej obwiązał się nią w pasie i dał znak, że jest gotowy. - Lepiej cofnij się trochę i mocno zaprzyj, żebyś nie wpadł tu razem ze mną. - doradził jeszcze i pociągnął na próbę za linę, nim rozpoczął wspinaczkę na powierzchnię, Ziemia była sucha jak wiór od palącego przez dzień słońca, toteż w kilku miejscach osuwała mu się spod butów, ale całe szczęście nie trafiło na amatora. W duchu dziękując losowi, że pół dzieciństwa spędził wdrapując się na drzewa, skałki i otaczające Edynburg wzgórza, Puchon zacięcie piął się w górę, aż wreszcie wyczołgał się i padł na ziemię obok Jamie’go. - Dzięki stary. - mruknął otrzepując ubranie z resztek cmentarnej gleby - Sorry za tych nekromantów, głupio wyszło.
Po ostatnich zagadkach Podlasia, Louise była zniechęcona, a jednak mimo to nie zamierzałą się poddać. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że jest o krok od okrycia wielkiej tajemnicy, dlatego po raz kolejny ruszyła w towarzystwie @Yekaterina Korolevskaya na poszukiwanie wskazówek. Choć cmentarz nie wydawał jej się szczególnie stosownym miejscem na tego typu poszukiwania, to wiedziała, że żadne miejsce nie skrywa tak wielu historii i tajemnic, dlatego bez cienia wahania podjęła się poszukiwań, mimo iż mężczyzna, który wskazał im to miejsce wydawał jej się naprawdę dziwny. - Jest tu lekko dziwnie - powiedziała do Yekateriny, ale mimo to wciąż się rozglądała. Zapomniała nawet, że w tym miejscu nie powinna niczego dotykać, więc zahaczyła dłonią o jedną z płyt. Od razu poczuła dziwny przypływ magii, ale zignorowała go. - Rozejrzymy się? - zapytała.
- Rozejrzymy - potwierdziła krótko Yekaterina, która była już po prostu ciekawa, o co w tym wszystkim chodziło. Może nie było to mądre, ale czuła potrzebę, by przetrzeć kamienną płytę, na której litery już dawno się zatarły, uniemożliwiając odczytanie imienia i nazwiska, nie mówiąc już o datach. - Dziwne, to prawda. Ale na swój sposób fascynujące. Nie wiedziała, za co się zabrać najpierw. Miały chodzić i nawoływać duchy? Nie, raczej byty z zaświatów, które nie zdecydowały się na to, by przejść na drugą stronę, same pojawiały się przy tych, z którymi chciały rozmawiać. Rosjanka uznała, że należy być cierpliwym. Jeśli zbyt aktywnie będą szukały przygód, te mogą je znaleźć nawet wbrew ich woli, albo w większej liczbie, niż kobiety mogłyby udźwignąć.
Zagadka: Historia magii Wynik: 47 + 43 z kuferka = 90 (udane)
Chodząc między grobami, Louise dostrzegła na niektórych grobach dziwne znaki. Przyglądając się im bliżej i analizując, dostrzegła pewną zależność. - Są tylko na grobach dzieci. I to zmarłych w tym jednym roku – wyszeptała do towarzyszki, jak gdyby obawiała się, że zbyt głośna mowa może urazić tutejsze duchy. Louise nie pierwszy raz spotkała się z takimi znakami – wcześniej spotkała je podczas badań w Rosji. Posługując się różdżką, stworzyła więc znak Welsa, a znaki utworzyły dziwną, świetlną aurę. Była już pewna, że jest to ślad po brutalnym, krwawym rytuale. - Poświęcono tu wiele dusz. Masowe śmierci dzieci nie biorą się znikąd – powiedziała do Rosjanki, w gruncie rzeczy żałując, że z taką łatwością odkryła te dwie, jakże mroczne wskazówki.
Yekaterina nie była typem wrażliwej kobietki, czy emocjonalnego dziewczątka, które płakało przez smutne opowieści, ale masowa śmierć dzieci mocno nią wstrząsnęła. Nie na tyle, by dała to po sobie znać, ale jednak przeszły ją ciarki. Kiedy tak chodziła po cmentarzu, zauważyła nagle postać, jakby starej kobiety odzianej w łachmany. Była poruszona, więc dała się nabrać, a przez to baba cmentarną zyskała nad nią przewagę. Złapała Yekaterinę i zaczęła ją ciągnąć w stronę grobu, ale na szczęście Rosjanka szybko się otrząsnęła i odzyskała zimną krew. Miotnęła w nią zaklęcie, przeganiając stwora, a potem zdenerwowana podniosła się, opanowując oddech. Rozejrzała się, szukając wzrokiem Lou. Miała nadzieję, że towarzyszka nie dała się wpakować do grobu.
W gruncie rzeczy Louise była naprawdę mocno zaskoczona, tym jak szybko udało im się odnaleźć wskazówki. Dotychczasowe poszukiwania pokazywały, że może to potrwać wiele godzin, a nawet dni. Tymczasem tutaj, kobieta odnalazła dwa ważne punkty po mniej niż dwóch kwadransach. Może tak szybkie tempo było jednak złym omenem? Męczyła ją tutejsza magia, aż do momentu, gdy jej towarzyszkę zaatakowała baba cmentarna. Louise była gotowa pomóc kobiecie, ale akurat jej się nie poszczęściło – znajdowały się blisko rozkopanego grobu, z którego wyskoczył poroniec, najwyraźniej obudzony od tego hałasu. Louise nie pierwszy raz spotkała się z porońcem, żaden jednak nie był tak duży i groźny jak ten. Mimo to, gdy nagle na nią skoczył, poczuła się niezmiernie zaskoczona – na tyle, że robiąc trzy kroki do przodu, potknęła się o jeden z grobów i dość mocno się obiła. No cóż, było to lepsze niż kąsanie porońca, którego natychmiast dała radę odepchnąć zaklęciem. Próbując uspokoić oddech, Louise dostrzegła nagrobek – poroniec nie był zwykłym demonem. Widniejące na płycie nazwisko wskazywało, że został on zrodzony z dziecka Kazika i Karoliny. Louise wzdrygnęła się, czując silny psychiczny dyskomfort.
Wszystko działo się za szybko jak na jej gust. Po dwóch tygodniach łażenia dzień w dzień pod to samo drzewo naprawdę spodziewała się, że przyjdzie im kwitnąć na cmentarzu do końca wakacji. Tymczasem już na samym początku okryły zbiorową masakrę dziecięcą, zaatakowała ich baba cmentarna, a potem poroniec. Cudownie. Dąb przynajmniej dawkował im emocje i podsyłał potwory stopniowo. - Jesteś cała? - spytała Louise, kiedy poroniec uciekł, przegoniony zaklęciem Finley. - Nie wiem jak ty, ale ja się dowiedziałam wystarczająco dużo. Zmywajmy się stąd. Co prawda typową uzdrowicielką nie była, ale praktyka magiweterynaryjna robiła swoje. Szybko rozpoznała u siebie i u Louise objawy choroby odzwierzęcej typowej przy podlaskich syczuchach, a potem zaordynowała im obu napar z lipy. Ale to już z daleka od cmentarza, który wcale nie był dla nich łaskawy, choć niewątpliwie obfitujący w nowe wrażenia.