C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Na skraju lasu, w pobliżu pól, drzewa rosną tak gęsto, że chylą się ku sobie, tworząc tajemniczy tunel. Zdają się trzymać wzajemnie swoje korony, przedstawiając niecodzienny, czarowny widok, który może urzec niejednego człowieka. Tunel wychodzi wprost na pastwiska, a dalej widać gród, który zdaje się dziwnie malutki, ukryty gdzieś na horyzoncie.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max wybrał się na samotny spacer, odnosząc wrażenie, że naprawdę tego potrzebował. Również po to, żeby nie mówić rzeczy, jakich mógłby później żałować, bo jednym było obiecywanie, że czegoś się nie zrobi, a drugim było faktycznie trzymanie języka za zębami. Miał ochotę sprawdzić w jakiś sposób, czy Huang poszedł faktycznie po rozum do głowy, ale nie mógł z tej okazji idiotycznie go prowokować, chociaż obawiał się tego, co się wydarzy, kiedy skończą się wakacje, kiedy obaj wrócą do pracy, kiedy będą musieli się na niej w pełni skupić. Gdzieś podskórnie Max przeczuwał, że Wei nie był w stanie porzucić smoków, że nie był w stanie spojrzeć na nie, jak na coś, co nie było aż tak istotne, jak jego własne życie i to powodowało, że jego żołądek ciągle się skręcał. Najbardziej jednak drażniła go myśl, że jego partner nadal będzie tak dobry dla innych, że ci zwyczajnie będą wchodzić mu na głowę, będą się nim rządzić, jednocześnie zrzucając na niego wszystkie winy świata, oddalając od siebie błędy. Nie wiedział, czy Wei zdołał wyciągnąć z ich rozmów to, co było najważniejsze, nie wiedział, czy wszystko poskładało się tak, jak powinno i naprawdę czuł lęk i niepokój na myśl, co czeka ich dalej. Z bezgłośnym westchnieniem wszedł pomiędzy nisko zwieszone drzewa, zamykając na moment oczy i zatrzymując się w przyjemnym cieniu, żeby ochłonąć. Nie wiedział jednak, czy musiał bardziej odpocząć od otaczającego go upału, czy może od myśli, jakie go nawiedzały, od tego zwyczajnego niepokoju, który w jego myślach przybierał obraz pełnej kontroli. I zapewne właśnie tego również Max się bał, że jednak w swoich chęciach pomocy pójdzie zbyt daleko, nawet jeśli próbował nie przekraczać pewnych granic, jeśli zostawiał je Weiowi, by on sam podejmował decyzje, jak choćby w związku z tym, czy aby na pewno chciał wracać do ich wspólnego mieszkania. Chciał dać mu swobodę, a jednocześnie zmusić do działania i zaplątał się w tym, tak samo, jak w świadomości, że teraz Huang wcale nie musiał chcieć z nim przebywać, gdy Whietlightowie zaczęli toczyć jakieś swoje wojenki.
Czas we wsi Raj mijał sielsko i prawie bezproblemowo - nie licząc wszystkich tych czających się na uczniów utopców, po których spotkaniu jak jeden mąż złazili się do chaty Wojmiry. Noreen spędziła tam nieco czasu, przyglądając się jej praktykom i podłapując niektóre z bardziej swojskich sposobów radzenia sobie z prozaicznymi problemami zdrowotnymi, aczkolwiek nie mogła przyznać, by zdobyta tam wiedza zważyła na jej obecnych przyzwyczajeniach i wypracowanych procedurach. Wciąż wolała używać swojej różdżki, niż ucierać w moździerzu - ale kto wie? Spacerując po okolicy, właściwie nie szukała niczego poza spokojem - choć może jednak przygodą? Czy nie odpoczęła już wystarczająco? Cały poprzedni rok był niezwykle stresujący, w dużej mierze dołujący, a dopiero od niedawna zaczynała godzić się z tym, jak obecnie wyglądał jej los. Ryan przyjechał wraz z nią, lecz nie zagościł w Polsce zbyt długo z uwagi na kolejną delegację, która spadła na niego jak grom z jasnego nieba. I na Noreen przy okazji. Została "sama", więc musiała sobie jakoś radzić. Zauważyła chylące się ku sobie drzewa, tworzące piękny, roślinny tunel, który urzekł ją swoim wyglądem na tyle, że postanowiła sprawdzić, dokąd prowadził. I dość szybko dowiedziała się, że nie była jedyną osobą skuszoną tymi widokami. - Cześć - zwróciła się do stojącego do niej tyłem, znajomo wyglądającego mężczyzny. Max. Nie miała okazji porozmawiać z nim od czasów spotkania z Weiem i nie do końca wiedziała, na czym stali. Oni ze sobą, ona z nimi.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max drgnął lekko na dźwięk głosu Noreen, nie spodziewał się bowiem nikogo tutaj spotkać, co było z jego strony pewnie kompletną ignorancją. Musiał jednak przyznać, że działo się zdecydowanie zbyt wiele i ciągle czuł się tym zmęczony, odnosząc wrażenie, że jego życie było jakimś jednym, wielkim jebanym roller coasterem, bo jeśli coś szło tak, jak powinno, to za chwilę okazywało się, że zwalał się na mordę i to, co do tej pory było dobre, było wręcz idealne, okazywało się gówniane. Miał wrażenie, że przeprowadził dostatecznie wiele rozmów z Weiem, by doszli do porozumienia, ale gdzieś na dnie jego serca wciąż pozostawały wątpliwości, wciąż nie był pewien, czy ten będzie w stanie zastosować to, o czym sam mówił, czy dostrzegł, że zachowywał się co najmniej ryzykowanie. To była zupełnie inna sprawa i potrzebowali czasu, żeby się o tym przekonać. Wciąż jeszcze istniały problemy z jego własną rodziną, a po rozmowie z Nakirem i Camaelem miał coraz więcej pewności, że faktycznie nie wszystko okaże się takie łatwe, proste i przyjemne, jakby sobie tego życzył. Właściwie, gdyby być szczerym, to już sam nie wiedział, czego sobie życzył, bo w tej sytuacji czuł się całkowicie pogubiony. - Noreen - rzucił w formie powitania, odwracając się do niej i uśmiechnął się krzywo, bo mimo wszystko nie był w stanie wykrzesać z siebie zbyt wielkiej radości. Trudno było o coś podobnego, kiedy stało się w bagnie i gównie, próbując jakoś żyć i przejść do porządku dziennego nad niektórymi sprawami. Znajdował się w ogólnej dupie, domyślając się również, że w Mungu już teraz mogły wędrować ciekawe plotki, jeśli Nakir miał rację i jego ojciec faktycznie opowiadał o Maxie, jako o zagubionym krewnym, z którego był dumny. - Nie wiedziałem, że wybrałaś się na ten wyjazd. Wyrwałaś się, czy uznałaś, że banda dzieciaków potrzebuje jednak fachowej opieki, żeby nie połamać nóg na pierwszym kroku? - zapytał dość swobodnie, chociaż przebijało przez niego wyraźne zmęczenie i cień napięcia, jakiego nie umiał się ostatecznie pozbyć, wiedząc, że to były ostatnie dni, kiedy mógł czuć się, powiedzmy, w pełni wolny.
Noreen była kompletnie nieświadoma większości rzeczy, które działy się teraz w życiu Maxa. Patrzyła na jego osobę wyjątkowo wąskotorowo, bo została wprowadzona jedynie w skomplikowaną historię związaną z wypadkiem Weia, który sam z siebie wyciągnął do niej rękę o pomoc. Wciąż była nieco zbulwersowana wszystkim tym, co powiedział jej Huang i w myślach wielokrotnie układała zdania, które miała do powiedzenia Brewerowi, który doskonale powinien wiedzieć, że darcie kotów z osobą poszkodowaną i w trakcie ciężkiej i długiej rekonwalescencji, wcale nie przyspieszało jej powrotu do zdrowia, a jemu samemu nie służyło, w żadnym wypadku. Teraz jednak, gdy stanęli naprzeciw siebie, otoczeni piękną naturą, jakoś tak straciła nieco swojego animuszu. Dostrzegła też w jego twarzy pewne zacięcie, którego nigdy wcześniej tam nie widziała. Trapił się czymś - czyżby Weiem? Miała nadzieję, że od czasu jej pogawędki z byłym Puchonem w kawiarni rozwiązali swoje sprawy, ale może myliła się w tym osądzie? - Max - powiedziała, choć już wcześniej przywitała się z nim, zaznaczając swoją obecność. Teraz jednak wypowiedziała jego imię, by wiedział, że widziała go, a tym samym ten krzywy uśmiech i jakąś dziwną, czającą się w jego oczach ciemność. Nie był sobą. - Trochę jedno i trochę drugie - powiedziała, wzruszając lekko ramionami. - Całkiem niedawno musiałam poskładać kilka zwichniętych barków i kostek. Dzieciaki urządziły sobie konkurs nielegalnych wyścigów na poddaszu starej szopy i zrobił się nie zły karambol - wyjaśniła jeszcze, nieco się uśmiechając pod nosem na wspomnienie tego dnia. Nie było zabawne, że wielu uczniów doznało w związku z własną głupotą obrażeń, ale wymyśliły wtedy wspaniały sposób na ich postraszenie i wraz z Berthą groziły im nacieraniem ran zjełczałym mlekiem. Wtedy też zdała sobie sprawę, że nie do końca wiedziała, że Max był we wsi Raj razem z nimi. - A Ciebie co skłoniło do przyjazdu? - zapytała, badawczo patrząc na jego oblicze, szukając w nim choć jednej podpowiedzi, dlaczego miał tak paskudny humor.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Wiedział, że nie był sobą, a jednocześnie był sobą, tylko Noreen nie mogła tego wiedzieć, nie znała go wcześniej, nie była w stanie cofnąć się w czasie, by przekonać się, jaki był dawniej, przed paroma laty. Ta ciemność nie była mu obca, była właściwie czymś, co dobrze znał, chociaż jednocześnie nie dało się powiedzieć, żeby ją oswoił. Znał ją, przywykł do niej, posmakował jej, wiedział, czym była i wiedział, jak się z nią żyje, ale po takim czasie nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Wolał się jej pozbyć, zrzucić z siebie, przestać się dusić, tylko to wcale nie było takie łatwe, by nie powiedzieć, że z wielu względów było w chuj skomplikowane i powodowało, że wyglądał, jak wyglądał, nie będąc w stanie do końca stanąć na nogach, zachowując się, jak skończony kretyn, którym zapewne w dużej mierze był. - To podobno jakaś lokalna niesamowita atrakcja, od której nie da się uciec. Aż dziw, że nie rozwalili sobie dosłownie wszystkiego - mruknął i normalnie mogłoby brzmieć to w jego wydaniu, jak zaczepka albo żart, ale teraz było jakieś dziwne poważne i ponure, i zdawał sobie z tego sprawę, chociaż jednocześnie nie wiedział, co miałby z tym, ze sobą, zrobić. Niby rozmówili się z Weiem, niby wiele spraw przedyskutowali, ale wciąż jeszcze istniały takie rzeczy, jakich nie umiał i chyba nie chciał ruszyć, a on nie potrafił zwyczajnie złożyć się cały w kupę. Bo tej kupy już nie było, gdyby być dokładnym, tak normalnie, a może nienormalnie. - Potrzebowaliśmy odpoczynku - wyjaśnił, wzruszając lekko ramionami. - Ale nie wiem, czy to jest naprawdę odpoczynek. Może? W końcu nie wiem, co się dzieje w Anglii, a to na pewno dobrze - dodał, patrząc na nią i zwyczajnie pytając, co ją tutaj sprowadziło i czy była zadowolona z tego wyjazdu, ale można było uznać, że brzmiał naprawdę sztywno, co nie powinno dziwić, skoro tak się we wszystkim pogubił, że za chuja nie wiedział, gdzie ryj a gdzie dupa.
To fakt, miała przyjemność poznać wyłącznie jedno jego wydanie - to tuż przed obecnym, które teraz wydawało jej się tak dziwnie obce. Znała go takiego, jakim widywała go na towarzyskich spotkaniach, z jakim miała okazję współpracować w przeszłości przy potrzebujących tego pacjentach w Hogsmeade. Znała go może trochę z opowieści szkolnych, gdy był urwisem i nieustannie wpadał w tarapaty, a właściwie pamiętała go trochę jako tego młodego, butnego Gryfona, którego było pełno tam, gdzie nie powinno. Nie miała pojęcia o czającej się na niego ciemności, o żyjącym w jego wnętrzu cieniu, podgryzającym nieustannie te podatne na niego skrawki duszy, budzącym demony, z którymi walczył. Zarówno wtedy, jak i teraz. - Atrakcja jest zdecydowanie niesamowita jeśli chodzi o ilość poszkodowanych - przyznała mu, niespecjalnie siląc się na żarty, bo nie było jej do śmiechu, gdy składała wszystkie te zwichnięcia i złamania, nie mówiąc już o tym, że ton Maxa nie wskazywał na bycie chętnym do śmieszkowania. Bardzo to dziwne, naprawdę. Podchwyciła jednak z jego wypowiedzi rzecz, którą chciała od samego początku poruszyć, ale dopiero teraz poczuła otwierającą się przed nią furtkę. Poruszenie tematu Longweia siedziało jej w głowie w zasadzie aż od rozmowy z nim w herbaciarni, życie jednak pisało różne scenariusze i po dziś dzień nie udało jej się złapać Brewera sam na sam, by go zdrowo opieprzyć. Oczywiście nie zamierzała od razu przechodzić do meritum, to byłoby niegrzeczne. - Z Weiem, tak? - sprecyzowała, chcąc wyciągnąć od niego więcej w tej sprawie. - Wyjaśniliście już sobie... Pewne kwestie? - dodała, krzyżując lekko ręce na piersi.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max rzadko kiedy pokazywał innym swoje inne twarze, nie dopuszczał ich blisko siebie, nie pozwalał, by wiedzieli, że coś go bolało, wszystko zbywał śmiechem albo głupimi żartami, więc to, że tak się odsłaniał, jasno pokazywało, że miał do Noreen mimo wszystko zaufanie. Cenił ją, dostrzegał w niej więcej sił i samozaparcia, niż sama podejrzewała, był prawie pewien, że gdyby tylko nieco nią potrząsnąć, to również stanęłaby na nogi, dokładnie tak, jak miało to miejsce z nim. Poza tym przyjaźniła się z Weiem, znała go, rozumiała, więc była kimś bliskim, a na dokładkę doświadczonym i odpowiedzialnym. Max nie umiał sobie wyobrazić, że ta nagle zaczęłaby biegać nie wiadomo gdzie i opowiadać wszystkim o tym, jakie miał problemy i z czym się borykał, i jaki tak naprawdę był zjebany. To do niej nie pasowało i jakoś łatwo potrafił przy niej ujawnić tę ciemność, jaka w nim zalegała. - Brzmi jak idealne miejsce do praktyki - zauważył, ale faktycznie daleko było mu do śmiechu, a już odsunął się od niego o eony świetlne, kiedy Noreen wspomniała o Weiu, jednocześnie ujawniając, że doskonale wiedziała, o co chodziło. I chociaż Max miał ochotę się skrzywić, nie mógł się tak zachować i nie mógł pierdolić po kątach, że to nieodpowiednie, że ona coś wiedziała. Sam w końcu rozmawiał o tym z Olą i zachowałby się jak skończony hipokryta, gdyby teraz nagle zaczął się z tego powodu pieklić. Zresztą, nie chciał się tak naprawdę dalej wkurwiać, chciał coś zmienić i naprawić, ale to oczywiście nie było proste, to nie było coś, nad czym łatwo mu się pracowało i nie do końca wiedział, w jaką powinien udać się stronę, więc jedynie skinął głową na jej pytanie. - Prawie - mruknął. - Nie ma już o czym więcej rozmawiać, bo gadanie to tylko woda na młyn, to nigdy nic nie zmieniło tak naprawdę - dodał, dając jej do zrozumienia, że owszem, przedyskutowali wiele spraw i kwestii, ale nie był w stanie zmienić wszystkiego, co ich spotkało, nie był w stanie powiedzieć, że teraz już wszystko było w jak najlepszym porządku.
W jakimś stopniu dostrzegała te fakty i domyślała się, że z jakiegoś powodu chłopak nie krył się z tym swoim marsowym obliczem. Mógłby to spokojnie ograć, ba, w sytuacji, w której nie chciałby z nią kategorycznie rozmawiać mógł obrócić się na pięcie z cichym pyknięciem i zniknąć, uciec od problemu. Noreen nie miała zamiaru rozpowiadać nikomu o tym, jak ciemność tkwiła w Maxie, bo nawet jej nic do tego nie było. Zdążyła jednak zapałać do młodszego byłego Gryfona sympatią na tyle silną, że jego los przestał być jej obojętnym, szczególnie jeśli wzięło się też pod uwagę jego bliskie konotacje z Weiem, który dla Noreen, przynajmniej w przeszłości, stanowił duże, przyjacielskie oparcie. - Dokładnie tak, bo przyjechałam na wakacje, by zatonąć w pracy - dodała z lekką autoironią, bo wiedziała, że nawet jeśli dzieciaki nie podejmowałyby się tych ryzykownych zabaw, dostarczyłaby sobie zawodowych atrakcji w inny sposób. W byciu uzdrowicielem chyba jednak już tak było, nieustannie było się na służbie bliźniemu, podwójnie jeśli miało się zerową asertywność i maksymalną potrzebę niesienia pomocy. Ta ostatnia pchnęła ją do powiedzenia rzeczy, których może Max nie chciał słyszeć i których może jej, jako osobie postronnej, nie wypadało mówić. Przeszkadzał jej jednak taki stan rzeczy i przeczuwała najgorsza, gdy patrzyła w nieustępliwy wyraz jego oczu. - Jak to nigdy nic nie zmieniło? - powtórzyła po nim pytająco, może nieco zbyt ostro niż w pierwszej chwili chciała, by to wybrzmiało. - Komunikacja jest podstawą do budowania związku. Z doświadczenia wiem, jak kończy się jej brak - dodała z przekąsem, samą siebie stawiając jako przykład tego, czego nie należało robić. - Dobrze wiecie oboje, ile dla siebie znaczycie i jak silne uczucia dzielicie. Zastanów się nad tym, Max, zanim powiesz, że nie ma o czym rozmawiać - powiedziała jeszcze, z nagła czując przypływ odwagi, by w końcu nazwać rzeczy po imieniu. - Powiedziałeś mu już, że go kochasz?
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Ciemność, jaka w nim tkwiła, była o wiele gęstsza i głębsza od tego, co widziała. Była jak smoła, jaka potrafiła oblepić i w najmniej sprzyjających momentach, po prostu wylewała, pochłaniając go, jak wielka fala, jak coś, czego nie dało się w żaden sposób zatrzymać. Niewiele osób zdawało sobie sprawę z istnienia tej jego strony, bo naprawdę świetnie radził sobie z udawaniem, był pierwszy do grania, pierwszy do udawania, że nie dzieje się nic złego, pierwszy do tego, by zawsze się śmiać. Dlatego też to, że teraz pozwalał na to, by złość, gniew i zrezygnowanie go pożerały, było czymś wyjątkowym, a jednocześnie niesamowicie ważnym. Uśmiechnął się krzywo na jej uwagę, wiedząc doskonale, że gdyby nie to, że sam właściwie przechodził przez proces leczenia, towarzysząc przy tej okazji Weiowi, starając się znaleźć z nim wspólny język, starając się dostrzec to, co przegapił, pewnie siedziałby w chacie szeptuchy i pomagał innym. Przy okazji ucząc się, jakie papki działały najlepiej na niektóre schorzenia. I to nie było tak, że go to nie fascynowało, ale zwyczajnie nie umiał odnaleźć się w sytuacji, w jakiej obecnie się znajdował, obijając się o ściany, wiedząc, że wciąż musiał iść naprzód, bo tylko to mogło mu pomóc. - Słowa to tylko słowa, nie zmieniają tego, co się dzieje, prawda? Mogę ci obiecać, że przyniosę ci gwiazdkę z nieba, ale czy ja naprawdę mogę to zrobić, Noreen? Mogę? Bo to nie zawsze tak działa i takie gadanie po próżnicy po prostu nigdzie nie... - zaczął, właściwie wpadając jej w słowo, mając wrażenie, że skronie zaczęły pulsować mu tępym bólem, kiedy wyrzucał z siebie tę irytację, jaką czuł i trudno było powiedzieć, czy kierował ją do siebie, czy może jednak w stronę Weia. A może wszechświata, bo to właśnie on był tak popierdolony, że nie można było sobie z nim zwyczajnie, po ludzku, kurwa, poradzić. Tylko, że wtedy właśnie Noreen zadała pytanie, które spowodowało, że Max przerwał w połowie zdania swoją tyradę i mocno zmarszczył brwi. - Wie o tym - stwierdził sztywno.
Wydawał się jej właśnie osobą, która robiła zazwyczaj dobrą minę do złej gry, przywdziewając dogodną dla sytuacji maskę, by nie odsłaniać zbyt wiele z tego, co realnie kryło się za nową, aktorską kreacją. I wcale w związku z tym jego persona nie traciła na autentyczności w jej odbiorze. Robił to, co robił każdy z nich - walczył, by przetrwać, a czasem nie było innej opcji, niż zakopać to, co stanowiło skazę, głęboko w sobie. Podstawowy instynkt przetrwania głosił, że nie należało ukazywać słabości, bo zostanie się zjedzonym. W jego przypadku jednak pozostawienie własnego ja na pastwę pochłaniającej go wewnątrz ciemności też nie było dobre. Rozumiała jego defensywną postawę i przez moment zastanowiła się, czy nie powinna wycofać się z tej dyskusji i dać mu przestrzeń, której ewidentnie potrzebował. Prawdopodobnie przekraczała już granicę, którą wyznaczał jej srogim spojrzeniem, poczuła jednak, że w jakiś sposób była to winna Weiowi. Dlatego też, gdy Max uderzył w nią irytacją, nie cofnęła się od odpowiedzi, ale zmiękła przy tym, oddając mu w spojrzeniu ogrom współczucia i ciepła, którego zdecydowanie potrzebował. - Nie przyniesiesz mi gwiazdki z nieba, wiem to. Ale cholernie dobrze brzmi obietnica jej dostania - powiedziała, kręcąc delikatnie głową. - Słowa to medium emocji, plastyczny język i klucz do wzajemnego zrozumienia - dodała, choć nie czuła potrzeby dalej brnąć w metafory i tłumaczenia. On to wszystko wiedział, był dorosły, nie rozmawiała z dzieciakiem. Był też jednak zamknięty w sobie, zraniony i pełny nieustannie walczących sprzeczności. Noreen, patrząc na związek tej dwójki, chciałaby, by chociaż w tej jednej sferze nie musiał staczać kolejnej batalii. - Nie tak brzmiało moje pytanie - skomentowała jego odpowiedź, dobrze wiedząc, jak brzmiałaby, gdyby odpowiedział konkretnie. @Maximilian Brewer
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Ukrywanie się było tym, co pozwalało mu żyć, co dawało mu siłę na to, żeby dalej trwać, chociaż jednocześnie prowadziło do sytuacji, od jakich powinien i chciał uciekać. Ciemność, jaka istniała, jaka nadal w nim żyła, jaka nadal się tam kłębiła, nie była niczym dobrym, nie była czymś, z czym powinien się oswajać, do czego powinien się przyzwyczajać, była raczej czymś, z czym musiał walczyć, ale czasami, zwłaszcza kiedy sytuacja zaczynała go przerastać, zamiast brać się z życiem za rogi, zaczynał zachowywać się, jakby go coś popierdoliło. Bardzo, ale to bardzo mocno, jakby ktoś go jebnął i spowodował, że stał się na nowo tym samym przerażonym dzieckiem, jakim kiedyś był i próbował to ukryć, przyjmując postawę co najmniej buntowniczą w stosunku do całego świata, który nie miał mu nic dobrego do zaoferowania. Dokładnie tak na to spoglądał, dokładnie tak się czuł i to, co nietrudno zgadnąć, powodowało, że teraz również zachowywał się, jak wprawiony w ruch dziecięcy bączek, kręcąc się, dopóki był w stanie, ale gdy tracił impet, zaczynał się chwiać. Rozchylił usta, żeby odpowiedzieć Noreen, pokazać jej, jak idiotyczne było to, co mówiła, wskazać jej, że słowa były wodą na młyn, a jeśli nie spełniało się swoich obietnic, daleko się nie zachodziło, ale zmilczał. Przesunął językiem po zębach, wbijając spojrzenie w ścieżkę pomiędzy nimi, zastanawiając się, co takiego wspaniałego i dobrego było w usłyszeniu, że można dostać gwiazdkę z nieba, skoro się jej nie otrzymywało. Być może był zmęczony obietnicami, może uważał, że kiedy coś chciało się zmienić, to trzeba było to po prostu zrobić, a nie czekać, sam nie wiedział, ale jednocześnie podświadomie czuł, że Noreen miała rację. Ludzie lubili słuchać tego typu rzeczy, tylko jego wprawiało to w ruch, nadawało mu pęd, szukał zakończenia i rozwiązań pewnych spraw, a te nie zawsze przychodziły, co go nieprawdopodobnie mocno frustrowało. - Nie - mruknął w końcu w stronę ziemi. - Ostatnio kiedy to zrobiłem, wszystko się spierdoliło, a ja do dzisiaj nie mam pojęcia, jak postępować w niektórych sprawach - przyznał, bo wiedział, że przeszłość związana z Finnem wciąż mocno w nim tkwiła i nie chciała go za nic w świecie puścić, chociaż wydawało mu się, że była daleko za nim. Jak jednak było widać, odbijała się na nim nadal.
Wiedziała, że zdecydowanie przeciągała strunę, ale starała się jeszcze balansować po tej bezpiecznej stronie granicy, by nie wychylić się za nią zbyt daleko i nie pozwolić, by struna ta pękła, nie tylko jeszcze bardziej zagęszczając atmosferę między nimi, ale także zawieszając dalsze ich kontakty na włosku. Nie znała Brewera na tyle dobrze, by móc w pełni osądzić, jak skory byłby do chowania urazy w przypadku, w którym przesadziłaby i naruszyła albo jego zaufanie, albo jego dumę. Bo że był dumny, widziała od razu. Może to jedna z cech, która pchnęła Tiarę Przydziału do podjęcia decyzji o jego przynależności do domu Gryffindora? Obietnice bez pokrycia nie były czymś, co napawało ją szczególną radością, ale chciała mu przekazać coś zgoła innego niż to, że miał Weiowi kłamać. Rzeczą, która miała wybrzmieć, było to, że ludzie lubią czuć się ważni. Nie tylko być ważni, ale także czuć się w ten sposób. Idealnie byłoby, gdyby sam czyn świadczył o tej wartości, ale człowiek był stworzeniem próżnym, a w dodatku niepewnym, w głębi duszy pragnącym słownych deklaracji. Na przypieczętowanie. Uwikłany w całą masę silnych emocji Max mógł nie być w pełni zdolny do ukazania Huangowi tego, co wobec niego czuł. Werbalizacja tych uczuć może pomogłaby mu się szybciej w nich odnaleźć? Odpuściła jednak dalszy nacisk widząc, że wpędziła go w walkę z którymś z dręczących go demonów przeszłości. - Przekładanie przeszłych doświadczeń na obecną relację niestety nie musi się jej przysłużyć - powiedziała łagodnie, ale widać było, że nie chciała już głębiej drążyć. Otworzył się wystarczająco, by dostrzegła, w czym miał problem. I niestety w tej kwestii nie mogła mu już bardziej pomóc. - Ja w was wierzę - dodała tylko, bo ostatecznie nie rugała go w ten dziwny, zawoalowany sposób tylko po to, by go zrugać. Naprawdę chciała, by udało im się zażegnać kryzys.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Naciskała. Coraz mocniej i mocniej, a tego Max nie tolerował, nie czuł się z tym dobrze, by nie powiedzieć, że zawsze go to irytowało, prowadząc w miejsca, w jakie dotrzeć nie powinien. Nie był już tym porywczym szczeniakiem, który zacząłby się szarpać z Noreen, dawno temu wyrósł z rozwiązywania wszystkiego za pomocą pięści, ale musiał przyznać, że nie było to zbyt komfortowe. Czuł, że z przyjemnością rozładowałby jakoś nagromadzone emocje, ale nie do końca był pewien, jak miał temu podołać, jednocześnie odnosząc wrażenie, że pyskowanie, skakanie komuś do gardła, czy robienie czegoś podobnego, nie miało najmniejszego sensu. Zupełnie, jakby ten gniew, jaki się w nim gromadził, nie był tego wszystkiego warty, jakby nie było powodu do tego, by za nim podążać w tę, czy inną stronę. Nie do końca wiedział, jak się zachować, ale uśmiechnął się krzywo na słowa kobiety, zdając sobie sprawę z tego, że była kolejną osobą, jaka mu to powtarzała, a on popełniał kolejny błąd, przez który znajdował się w matni, z jakiej nie umiał tak naprawdę wyjść. Odetchnął nieco głębiej, po czym skinął głową, ale zrobił to tak sztywno, że trudno było powiedzieć, czy w ogóle wykonał ten ruch. - Ktoś mi już o tym mówił, ale widać jestem na tyle spierdolony, że nie potrafię tego przejść - powiedział ironicznie, dając jej tym samym znać, że nie ma ochoty dalej w tym grzebać, chociaż jej słowa na pewno odbiły się poważnym echem w jego ciele, w jego głowie, w jego sercu, przywołując go do porządku. Tak samo, jak ból, jaki gwałtownie pojawił się w jego piersi, gdy znamię z Venetii dało o sobie znać, jakby nagle zaczął schodzić z drogi szczęścia, jaką obiecał Joshowi. Nie zamierzał tego robić, ale jednocześnie zdawał się nie widzieć teraz dobrego wyjścia z sytuacji, w jakiej się znajdowali i to wszystko było pojebanym, błędnym kołem. - Musisz w takim razie bardzo mocno trzymać kciuki - dodał, nadal brzmiąc prześmiewczo, ale nie chcąc jakoś się o to szarpać, ponownie skinął jej głową, kierując się tym razem gdzieś dalej, na spacer, byle zniknąć jej z oczu i zwyczajnie zapaść się w półmroku okolicznych lasów.