Nieduży gabinet, do którego Finleyówna dostała się awansem po przejściu na emeryturę swojego poprzednika. Zmieniła w nim głównie mapy i literaturę, bo większość wystroju pozostała tak jak było, zachowując retro klimat. To tutaj Louise rozmawia w cztery oczy z podwładnymi, interesantami, ale także zaszywa się, gdy potrzebuje ciszy do dalszej pracy. Zazwyczaj panuje tutaj porządek.
Autor
Wiadomość
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Gdyby tu nie siedział, pewnie po raz enty tego miesiąca biłby się z ghulem z piwnicy, tłumacząc debilowi, by nie zakręcał ciepłej wody w bojlerze. Albo remontował strych. Odmalowywał salon. Czyścił kominki. Nie zdarzało mu się ostatnio nudzić, a już tym bardziej mieć czas na lekturki, więc poniekąd rozumiał stan zapracowania, nawet jeśli jego własny mógł wydawać się calkowicie nieprofesjonalny. Uśmiechnął się do niej. Jego matka mówiła, że pisanie listów do ludzi, których się podziwia, bądź ludzi, w których odpowiedź się wierzy, jest cechą osób o wielkiej empatii. Nigdy nie uważał siebie, za szczególnie empatycznego, ale było to przeklętą cechą artystów, a jakby sie nie wypierał i nie udawał głupiego osiłka - był artystą. - Po samobroniących się pętlach będą już tylko samozwalające się konie. - podsumował, erudyta pełen kultury- Ale w bludgera jeszcze jestem w stanie wygrywać o własnych siłach. - wyszczerzył zęby, jakby to był jakiś powód do dumy. Nie mówiąc już o tym, jak żenujący był to bludger z piłkami pełnymi farby, a nie konkretny, łamiący kości i zęby. Po złożonej przez niego propozycji poczuł chwilowe napięcie. Było to całkowicie spontaniczne z jego strony i zupełnie niepodszyte niczym konkretnym. Była fajna, dobrze im się rozmawiało, dlaczego nie miałby jej podwieźć? Ale chwila zawahania na jej twarzy zawahała też rytmem bicia jego serca, jak mu przeszło przez durny czerep, że może to nie był najlepszy pomysł. Swoim promienistym uśmiechem jednak sukcesywnie wytarła z jego podświadomości jakiekolwiek resztki samozachowania, a to nie za dobrze, bo Swansea bez resztek samozachowania nie wróżył niczego rozsądnego. - To po drodze. - przyznał, nawet nie kłamiąc. Mijał Dolinę w drodze na Hebrydy. Gorzej, jakby chciała do Edynburga, ale przecież tam też by ją odwiózł. Albo cóż, zaproponował jednak, żeby została u niego. Ostatecznie zebrali się, Swansea zaklęciem pozbył się resztek po jedzeniu na wynos, zgarnął kurtkę i puszczając Louise przodem, wyszedł za nią z banku, by - jak zapowiedział - odstawić ją do domu.
Czy Louise byłaby sobą, gdyby po godzinach pracy nie przesiadywała w biurze i nie zajmowała się jakimiś śmiesznymi, starymi literkami, które dla większości ludzi nie oznaczyły absolutnie nic, a z jej perspektywy były uosobieniem ciekawego i twórczego wieczoru? Za oknem zrobiło się już ciemno, a stojąca na biurku świeca oświetlała jedynie pergamin i książki. Nie liczyło się to, że Finleyówna była już piekielnie zmęczona, bo fascynacja runami jak zwykle wygrywała nad fizjologią kobiety. Tekst nad którym się pochyliła otrzymała od znajomego, który odnalazł go w notatkach swojej babci. Było to o tyle dziwne, że babka nigdy nie mieszkała w regionach, w których runy byłyby stosowane, nie miała też nic wspólnego z tą dziedziną magii. Kolega, choć znał podstawy z run, to nie był w nich szczególnie biegły, dlatego zdecydował się powierzyć to zadanie właśnie Louise – choć w teorii rzadko pracowała akurat z runami, to nie dało się ukryć, że te leżały w kręgu jej zainteresowań i miała naprawdę sporą wiedzę na ich temat. Zgodnie z umową miała przetłumaczyć tekst na język angielski. Nie robiła jednak tego za pieniądze, a z czystej pasji i wymiany przysług z dobrym znajomym. Choć leżący przed Louise tekst nie był przesadnie długi, a runy pozostawały naprawdę czytelne, to kobieta nie mogła pozbyć się wrażenia, że jest tu coś tak. Być może wynikało to z tego, że runy pochodziły z klasycznego futharku młodszego, a większość czarodziejów znacznie lepiej znała starszy. Niezależnie od zastosowanego alfabetu, kobieta musiała mocno się skupić – wiele run miało więcej niż jedno znaczenie. Poza funkcją literową często były magicznymi symbolami i nośnikami zaklęć. Takie tłumaczenie musiało być naprawdę ostrożne, tak by nie pominąć niuansów, ale także nie ściągnąć na siebie żadnej klątwy. Chcąc odrobinę ułatwić sobie pracę, Louise zaczęła tłumaczyć na głos, wczuwając się w rytm tekstu. - Eiwaz, Mannaz, Raidho… - wyszeptała, powoli wymieniając poszczególne znaki. Ich rytm i ułożenie sprawiały wrażenie, że tekst układa się w coś w rodzaju modlitwy albo jakiegoś wezwania wobec starożytnych bogów. Było to o tyle dziwne, że babcia jego znajomego żyła całkiem niedawno, a tekst znaleziono w jej dzienniku, nie pochodził więc on na pewno z czasów, gdy czczono nordyckich bogów. Pierwsza część tekstu, który tłumaczyła opisywała człowieka w podróży. Najpewniej był to wojownik, który przygotowując się do wyprawy prosił bóstwa o wsparcie i pomoc w dążeniu do celu. Podmiot tekstu skupiał swoją uwagę na odwadze, sile i wytrwałości, czyli przymiotach charakterystycznych dla nordyckich wojowników i koniecznych, by przetrwać surowe warunki północy. Dalsza część tekstu była jednak mniej przyjemna, żeby nie powiedzieć – lekko przerażająca. Uwagę Louise zwróciła runa algiz, która z jednej strony mogła być symbolem ochrony, z drugiej także znakiem swego rodzaju poświęcenia. Umieszczając symbolikę runy w opisanym szerzej kontekście kobieta doszła do wniosku, że ta historia nie była jedynie prośbą o obdarzenie wojownika nadaną przez bogów siłą i innymi przymiotami, ale czymś w rodzaju „dokumentacji” ofiary. Problem w tym, że kobieta nie była do końca przekonana, czy podmiot tekstu planował złożyć w ofierze coś, czy może raczej kogoś? Towarzyszący jej niepokój po odczytaniu tego fragmentu był na tyle silny, że zdecydowała się odłożyć dalsze tłumaczenie na kolejne dni. Zamknęła księgi, zgasiła świecę i opuściłą gabinet.
Po kilku dniach Louise zdecydowała się powrócić do tekstu, który podrzucił jej kolega. Runiczne zapiski jego babci zdawały się nie tyle intrygujące, co wręcz unikatowe i lekko dziwaczne. Z jednej strony Finleyówna chciała do nich wracać, zgłębiać je i dowiedzieć się więcej na ich temat. Z drugiej – to co przeczytała dotąd było niepokojące, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że to pismo sporządziła niepozorna starowinka. Po skończonym dniu w biurze, Louise zrobiła chwilę przerwy, którą wykorzystała na rozciągniecie sztywnych od siedzenia pleców i zrobienie sobie kawy. Chciała powrócić do tłumaczenia, ale zdawała sobie sprawę, że wymaga to od niej masy ostrożności i dbałości o każdy szczegół. W każdym zapisie runicznym warstwy dosłowna i symboliczna były równie ważne, jednak tutaj symbole przebijały się na pierwszy plan, a pozorna opowieść o podróży miała znacznie głębsze, mistyczno-sadystyczne znaczenie. Nim jednak zaczęła tłumaczyć dalej, sięgnęła po księgę dotyczącą rytuałów religijnych wśród wikingów. Kojarzyła, że może tam odnaleźć wzmiankę, która rozwieje jej dotychczasowe wątpliwości. Po chwili kartkowania księgi tak też się stało – w rozdziale siedemnastych odnalazła wzmiankę o ofiarach składanych bogom przez podróżników, szczególnie tych przemierzających morską toń. Niepewność warunków atmosferycznych na morzu była tak dużym problemem, że podróż bez opieki bóstwa zdawała się być prośbą o przedwczesną śmierć. Niemniej, opis rytuału zawarty w księdze zdawał się korespondować z tłumaczonym tekstem. Tu jednak pojawiało się pytanie: co starsza, prosta kobiecina miała wspólnego z podobnymi tekstami? Louise odłożyła tę refleksję na później, siadając do tłumaczenia. Zdecydowała, że w tym momencie skupi się na dosłownym przetłumaczeniu zapisu, a dopiero później przejdzie do bardziej szczegółowych interpretacji. Zdawało się to dużo łatwiejsze w obliczu pełnego obrazu tekstu. Tym sposobem Finley kontynuowała pracę, przepisując runę jedną po drugiej. Na końcu tekstu odnalazła coś na kształt prośby i wezwania wobec boga Tyra. Oczywiście znała to nordyckie bóstwo – był bogiem wojny, siły i sprawiedliwości. Rozstrzygał też bitwy, a przed Odynem był naczelnym z bóstw. Finley zaczęła się zastanawiać, czy w tym zapisie na pewno chodzi o podróż. Po co autor tych słów miał się zwracać akurat do bóstwa poruszającego się w temacie wojny? A może nie chodziło o dosłowną podróż? Może runiczny zapis traktował o podróży duchowej, do wnętrza swojej duszy, w celu odnalezienia odwagi i wewnętrznej siły do walki? Przez moment te rozważania wydawały się Louise genialne, po chwili doszła jednak do wniosku, że chyba odrobinę za bardzo odleciała. Nie miała wątpliwości, że tajemniczy tekst miał jeszcze wiele tajemnic do odkrycia i zinterpretowania, ale chyba zmęczenie po tylu godzinach pracy nie dawało tłumaczce w pełni zadbać o odpowiednią jakość translacji. Po chwili zastanowienia, Louise zdecydowała, że wróci do tekstu później – interpretacja tekstu z świeżą, wyspaną głową była przecież zdecydowanie łatwiejsza niż po tylu godzinach pracy i tłumaczenia. Tym sposobem tłumaczka posprzątała swoje stanowisko pracy i zdecydowała o powrocie do domu.
To nie był pierwszy zapis runiczny w życiu Louise, najpewniej nie był to nawet setny zapis, bo przez jej zgrabne palce i sprawny umysł przeszły tysiące, jeśli nie miliony wersów w różnych językach. Mimo to tajemnica, która się za nim skrywała i wyjątkowość tego znaleziska sprawiały, że nie mogła powstrzymać się, by ponownie wyruszyć w tę podróż. Choć miała już przetłumaczony cały zapis runiczny w dosłownym znaczeniu, to nie wszystko było jeszcze jasne. Louise postanowiła, że wieczór przy kominku spędzi na rozwikływaniu tej zagadki splecionej nie tylko z run, ale też kultury, języka i wierzeń, ludzi, których nie było wśród żywych od setek lat. Skoro miała zacząć szukać symboliki, zależności i podwójnych znaczeń, z dużą dokładnością przyjrzała się tekstowi. Zaskakująco często pojawiała się w nim runa tiwaz, która tworzyła w tekście pewien magiczny wzór, niedający się pomylić z przypadkowym układem znaków. Runa ta była znakiem charakterystycznym dla wspomnianego wcześniej boga Tyra. Wedle wiedzy Louise, ten symbol był też używany podczas rytuałów i ofiar. Znów wróciła do punktu wyjścia – choć wiedziała jaki jest cel ofiary, to wciąż zastanawiało ją kto lub co stało się ofiarą godną tak istotnego bóstwa? Lustrowała tekst dziesiątki razy, starając się dostrzec zagubione słowo, ukryty między linijkami sens lub przegapioną interpretację. Bezskutecznie. Zaczęła chodzić nerwowo po pomieszczeniu, starając się w ruchu odnaleźć przestrzeń dla wyciszenia umysłu. Cholernie żałowała, że nie ma tutaj myśloodsiewni, która odciążyłaby jej przepełnioną głowę. Wtedy coś ją tknęło – pomyślała o dawnej modlitwie, którą tłumaczyła dekadę wcześniej. Tam imię osoby błagającej bóstwo o dary było zaszyfrowane za pomocą run. Wróciła więc do stolika i rzuciła okiem na tekst, starając się dokopać do podobnej zależności. Tak też się stało. Nagle dostrzegła, że nad każdą runą tiwaz, określającą boga Tyra, znajduje się runa mannaz, symbolizująca człowieka. - Na gacie Morgany – westchnęła cicho, przetwarzając informację, które miała przed oczami. Serce biło jej szybko i dopiero po chwili dotarło do niej, że tekst opisywał ofiarę z człowieka. Jeden z wojowników miał zostać poświęcony bogowi wojny w zamian za powodzenie w najbliższej batalii. Finley aż wytrzeszczyła oczy. Opisana podróż miała oznaczać tę ostatnią. Czy aby na pewno? Choć niektórzy badacze twierdzili, że część wikingów składała ofiary z mężczyzn, to nie było w tej materii konsensusu. Louise nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć – gdyby jej interpretacja okazała się trafna, to najpewniej miałabym przed sobą jakiś dowód w tej kwestii. Z drugiej strony, tekst był własnością osoby, która zmarła niedawno. Może był to jej wymysł albo zapis snu? Kolega twierdził wprawdzie, że babka nie była biegła w runach, ale nie musiał znać o niej całej prawdy. Zresztą, niektóre runy miały dziwnie zniekształcony kształt… Louise była już zmęczona, postanowiła więc zapisać wszystkie wnioski, tak by wrócić do nich następnym razem. Wiedziała, że musi wiele uwagi przyłożyć do tekstu i upewnić się, czy dobrze go rozumie, ale także porozmawiać ze znajomym. Może wiedział coś jeszcze o babci, co mogłoby pomóc Finley rozwikłać tę dziwną sprawę?