Na szóstym pietrze znajduje się sala wielkości klasy i kawałek więcej. Nie ma określonego koloru,gdyż każdy uczeń który do niej wejdzie może zmienić kolor miękkiego dywanu i ścian na jakikolwiek sobie wymarzy.Na północnej i południowej ścianie znajdują się dwa wielkie okna, na których parapecie spokojnie mieszczą się dwie osoby. Na czas imprez które często odbywają się w tym miejscu okna można zasłonić wielkimi zasłonami,przez co w pokoju zapada przyjemny półmrok. W jednym z rogów mieści się gigantyczna narożna kanapa,a po podłodze w niewielkich kupkach są porozrzucane kolorowe poduszki. Na pięknej drewnianej szafce stoi różowy gramofon,a w szufladzie można znaleźć całą kolekcje płyt gramofonowych poczynając od klasyki a kończąc na ciężkich brzmieniach. Uczniowie uwielbiają spędzać tu czas,i organizować imprezy.
Autor
Wiadomość
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Jej ciekawość była naprawdę użyteczna przeciwko komuś tak zamkniętemu jak ja. Stopniowo i bezlitośnie otwierała mnie na siebie, a ja niczym bezbronny chłopiec pozwalałem jej na to. Ba, nawet w głowie mi nie postało, aby chociażby spróbować buntować się przeciwko temu. Nawet, gdy między nami pojawiały się jakieś zgrzyty, sytuacja rozwiązywała się tak szybko, że nieomal ciężko było tutaj mówić o jakichkolwiek poważnych problemach. No, może dopiero dzisiaj, gdy swoim zachowaniem ewidentnie ją zraniłem. Musiałem jakoś jej to wynagrodzić. Może właśnie tym szkicem? Kto wie, może to akurat będzie to czego będzie jej trzeba? Widziałem jak niepewnie pytała mnie o zdanie i aż wstyd mi było, że mogła aż tak lękać się mojej odpowiedzi. Z drugiej strony, rozumiałem to doskonale. Czasami na stosunkowo proste i normalne rzeczy reagowałem dość… emocjonalnie (o ironio). - Nie boję się. - Odpowiedziałem po jej słowach, uśmiechając się lekko, nieomal ociupinkę wyzywająco. Prawdę mówiąc, trochę na to liczyłem. Bez jej uporu w dążeniu do prawdy, miałbym nie lada problem, aby otworzyć się przed nią i chociażby ujawnić ze swoimi licznymi niedoskonałościami. Tak wielu ludzi nie zdawało sobie sprawy z tego kim byłem w głębi… okłamywanie kolejnej z nich wcale nie byłoby trudniejsze, niż poprzednio. Cieszyłem się jednak, że wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Zacmokałem cicho po jej kolejnych słowach, nie potrafiąc sobie odmówić delikatnego pogłaskania jej po włosach. - Miałem twardą musztrę w domu. - Odpowiedziałem, a mój ton głosu i wyraz twarzy nieszczególnie dobrze zdradzały czy mówię poważnie czy tylko sobie żartuję. Właściwie… chyba po trochu wszystkiego. Z jednej strony mama nałożyła naprawdę duży nacisk na moje umiejętności samodzielnej transmutacji, gdy byłem dzieckiem, a z drugiej to ja sam nałożyłem na siebie te żelazne ograniczenia tuż po wypadku. - W zeszłym roku to było dopiero wesoło. Pamiętasz zakłócenia magii? - Podpytałem ją trochę retorycznie, bo byłem pewien, że pamięta! Ja sam spędzałem wtedy w łazience całe pół godziny dłużej, kiedy nie mogłem wcisnąć na siebie tego metamorfomagicznego płaszcza. Czułem się wtedy tak, jakby moja własna skóra była na mnie zdecydowanie za ciasna i uwierała mnie w co najmniej kilku miejscach. - Szkoda, że moje metody relaksacyjne na ciebie nie działają, ale z drugiej strony możesz być dla mnie idealnym kamuflażem, gdyby przydarzyła mi się wpadka. - Zażartowałem bezlitośnie, czerpiąc ogromną przyjemność z takiego łagodnego przekomarzania się z nią. Nieczęsto się na to decydowałem. Jedynie moi najbliżsi poznawali mnie od tej nieco zadziorniejszej strony, a Elaine z pewnością należała już do tego grona od dawna. Zmrużyłem lekko oczy, kiedy musnęła mój zaczerwieniony policzek. Zrobiłoby mi się jeszcze bardziej głupio, gdyby tylko było to możliwe. - Wszystko w swoim czasie. - Odpowiedziałem nieco ostrożnie, przesuwając twarz w bok, aby pocałować wnętrze jej dłoni. - Tylko obiecaj mi, że zachowasz spokój. Nie zniósłbym, gdybyś uciekła z krzykiem. - W tych słowach kryło się sporo autoironii oraz rozbawienia. Zarazem można było przez to wyczuć w nich jakiś wewnętrzny lęk przed tym, że może któregoś dnia pozna o jeden sekret za dużo i to ją złamie. Obawiałem się, że jeśli zobaczy, że moje ciało nie jest pokryte jedynie smoczymi poparzeniami, może za szybko zrozumieć jaki jestem naprawdę, gdy tak lekkomyślnie pcham się w paszcze śmierci za każdym razem, gdy wyruszam na polowanie. Dzielnie trwałem w tej pozycji, pozwalając nie tylko łaskotać się włosami, ale również dotykać. Zamyśliłem się po jej słowach, dzięki czemu odpowiedziałem z kilkusekundowym opóźnieniem. - Chyba dam sobie radę z twoimi wnikliwymi spojrzeniami… chyba, że będziesz mnie nimi bombardować z mniej, niż trzydziestu centymetrów. Wtedy mógłbym mieć problem z koncentracją na lekturze. - Odpowiedziałem, uśmiechając się nieznacznie. Jej propozycja budziła we mnie dwojakie emocje. Jednocześnie pewność, że byłbym w stanie zasnąć u jej boku jak najbardziej, ale i pewien lęk co wtedy mogłaby we mnie dostrzec. - Zasnąłbym, nie mam żadnych wątpliwości, a jednak… może to spanie nieco odłożymy w czasie? Jak już zobaczysz mnie całego? Kiedy śpię, nie potrafię tego podtrzymać. - Zasugerowałem delikatnie, zamachnąwszy lekko ręką przed lewą stroną mojej twarzy. Czy ona też tak miała czy to moja szczególna, wyjątkowo upierdliwa wada, że metamorfomagia zawodziła mnie właśnie wtedy, gdy byłaby najbardziej przydatna?
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Mogła spodziewać się, że odpowie zdawkowo na wzmiankę o jego zdolnościach metamorfomagicznych. Docenianie jej nie było łatwe zważywszy, że używał jej do kamuflowania cielesnego uszkodzenia. - Pamiętam. - prawie żadne zaklęcie jej nie wychodziło, a jej dar zachowywał się bardziej dziko niż zazwyczaj. - Gdy wróciliśmy z tej wycieczki z krasnoludzkich podziemi metamorfomagia nie działa ani mi ani Elijahowi. - pierwszy raz sama z siebie wspomniała o traumatycznych wydarzeniach zeszłego roku. - Oczywiście on pierwszy ją odzyskał w przypływie szczęścia. Ja jakieś trzy tygodnie później, gdy pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna się z nim pokłóciłam. Intensywne emocje odblokowały nas, choć sam widzisz, dalej nie panuję nad nią w pełni. - streściła krótko całą historię, starając się nie myśleć o tym jak na siebie krzyczeli w jego pokoju. Nie było to miłe wspomnienie, ale wbrew wszystkiemu jeszcze się bardziej do siebie zbliżyli, bowiem znali wzajemnie swoje myśli i uczucia nawet, jeśli ich nie akceptowali. Z natury była osobą skrajnie bezkonfliktową, jednak w istocie zdarzały się jej przykre epizody, które następnie odchorowywała przez dobry tydzień. - Ty dałeś radę z anomaliami, bo dalej Hogwart o tobie nie wie. - to było stwierdzenie. Ukrywał się iście po mistrzowsku. Dłuższy czas wychodziła z szoku, gdy wtedy, w restauracji, zdradził swoje dwie tajemnice naraz. Z jednej strony była przerażona zaś z drugiej zachwycona iż spotkała metamorfomaga, który nie był z nią spokrewniony. Popatrzyła z uwagą w niebieską toń jego tęczówek. - Obiecuję. Nie ucieknę z krzykiem na widok twoich blizn. - bo cię kocham, uparciuchu, ale niech ci będzie, zapewnię cię enty raz, dodała w myślach, a co przy uważniejszej obserwacji można było wyczytać z jej oczu. Przesunęła palcami po jego dłoni, na której miał inne ślady, dowody swej nietypowej pracy. Cierpliwie zaznaczała, że akceptuje je wszystkie - i zapewne zrobi to jeszcze nie raz - bowiem miała świadomość jakie to dla niego ważne. Ukrywał się, nie spoglądał w lustro, więc bez zająknięcia powtarzała swoje słowa. - Odległość powyżej trzydziestu centymetrów? Chyba dam radę. - odwzajemniła uśmiech, ale bardziej szczodrze. Z drugiej strony miło było od czasu do czasu go dekoncentrować i rozpraszać... to takie satysfakcjonujące i udowadniające, że mu się podoba. - Jeśli to dla ciebie ważne to okej. Naprawdę nie ucieknę nawet, jeśli przez sen puścisz wodze mety. - zapewniła, skradając buziaka na jego gładkim poliku - lewym, co ważne - i wygramoliła się z jego kolan, ale po to, by sięgnąć do swojej torebki. Usiadła obok, krzyżując nogi na sofie, by wygodnie zanurzyć rękę w otchłani wszechświata. - Mam pewne pytanie. - przerwała nagle grzebanie w torebce, by popatrzeć niepewnie na niego. - Znaczy może to nie pytanie. Sama nie wiem. Rozmawiałam z Cassiusem czy mógłby mnie podszkolić w zaklęciach defensywnych tylko sęk w tym, że on woli od razu atakować, a nie bawić się w obronę. Elijah ma urwanie głowy i... no i trochę mniej czasu. - przy tym ostatnim zdaniu w jej głosie zabrzmiała smutna nuta. - Chcę się trochę poduczyć, ale nie tak gwałtownie. Tylko nie wiem kogo poprosić. Myślałam już nawet o Leonelu... ale uznałam, że najpierw zapytam ciebie, bo przecież skoro zbierasz składniki to musisz znać wiele zaklęć. - nie chciała powtórki z ostatniego dnia września, kiedy to nie potrafiła się skutecznie obronić. Od tamtej pory zwyczajnie bała się samotnie wychodzić tuż po zmroku. Wiedziała, że jeśli zrobi się ciemno to nie wyjdzie z pracy dopóki Cassius nie skończy swojej zmiany.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Słuchałem jej uważnie, kiedy wspomniała o wycieczce w jakieś przedziwne, krasnoludzkie jaskinie. Nie miałem pojęcia gdzie wtedy byłem, że o tym nie słyszałem, ale jej wyraz twarzy mówił mi wystarczająco wiele, abym nie chciał ciągnąć tego tematu nawet z własnej, nieposkromionej przecież ciekawości. Przyglądałem jej się ostrożnie, jakby była piękną, porcelanową lalką, a każde moje nieostrożne spojrzenie mogłoby naruszyć jej powłokę. Dotknąłem jej, tym bardziej teraz nie czując się na siłach, aby streszczać swoje własne doświadczenia z metamorfomagią. Jej przeżycia były o wiele bardziej traumatyczne. Ja swoje emocje dusiłem w sobie od tak dawna, że naprawdę niewiele z nich było w stanie rozstroić we mnie ten mechanizm podtrzymywania czaru. Kiedy pojawiły się zakłócenia, zawsze całą energię wkładałem najpierw w transmutację, a dopiero później w magię różdżkową. Co wyjaśniało mnóstwo prób i błędów, które przytrafiały się po drodze. - Miałem szczęście. - Odpowiedziałem tylko, nie ważąc się nawet musnąć słowem jej bolesnych wspomnień. Zamiast tego przytuliłem się do niej, chcąc podzielić się z nią swoim ciepłem i otuchą, którą zwykle przynosił mi ten gest. - Uff to mogę spać spokojnie. - Wyszeptałem, uśmiechając się lekko, gdy wypowiedziałem te słowa. Czy zawarty w nich suchar miał zostać doceniony? Chwilę później rozluźniłem objęcia pod wpływem jej pocałunku i pozwoliłem jej uciec celem sięgnięcia po torebkę. Sam poprawiłem własną pozycję, siadając trochę wygodniej i przyglądałem się w milczeniu jak w niej gmera. Kompletnie bezmyślnie, bo nawet nie zwracałem uwagi na to co tam przy okazji przerzuca. Czułem się zbyt zmęczony na analizowanie tego i ciepło panujące w pomieszczeniu dobitnie przypominało mi o moim stanie. Zerknąłem na nią z sekundowym opóźnieniem, kiedy jej palce na moment zesztywniały. Orientując się, że na mnie patrzy, uniosłem wzrok, aby skrzyżować z nią spojrzenia i unieść nieznacznie brwi w pytającym geście. Słuchając jej prośby, stopniowo zaciskałem palce na podłokietniku. Kompletnie nieświadomie, ale gdy zorientowałem się, że to robię, natychmiast przestałem. Zdenerwowałem się nie na nią, a na wspomnienie, które przywołało jej pytanie. Pamiętałem jak szalałem, gdy zobaczyłem ją w takim stanie, a następnie jak się czułem, gdy wraz z nią wchodziłem do kominka, aby w płomieniach sieci fiuu szybko przetransportować ją do domu. Wolałbym za nią umrzeć, niż drugi raz się z tym mierzyć. Kiedy jednak przyjrzałem się jej twarzy, uśmiechnąłem się łagodnie. - Na początku tak… na sucho? - Spytałem, kompletnie nie kwestionując jej potrzeby. Uznałem ją za całkowicie naturalną i ba, niezbędną do tego, abyśmy oboje mogli być spokojni o jej zdrowie. - Kiedy zaczynamy? - Dodałem kolejne pytanie, gotów poświęcić jej każdą swoją wolną chwilę, gdyby tego potrzebowała. Fakt, że nie zażartowałem z tego, że niczego innego po Cassiusie się nie spodziewałem zdradzał z jak wielką powagą potraktowałem jej potrzebę.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Lekki uśmiech rozpłynął się na jej jasnej twarzy, kiedy to mogła uznać, że umówili się na kolejne spotkanie. Gdzieś w tle myśli była pod wrażeniem, że udało się jej wynegocjować naszkicowanie go. Szło to stosunkowo chaotycznie, raz chciała, raz wątpiła, a jednak doszli do kompromisu mimo burzliwego początku dzisiejszego popołudniowo-wieczornego spotkania. Odkryła przy okazji coś nowego w Riley - stronił od spoglądania w lustro nawet z powłoką metamorfomagiczną. Co prawda gdyby zastanowiła się nad tym nieco dłużej to nie musiałaby dowiadywać się o tym w tak nieprzyjemny sposób, jednak postanowiła przytrzymać się efektu rozmowy. Potrafili ją przeprowadzić nawet wtedy, gdy oboje byli zirytowani, sfrustrowani i zmęczeni. Wbrew pozorom to poniekąd umacniało ich relację. Nie zanegował jej prośby o pomoc. Nie pytał czemu, bowiem doskonale wiedział skąd wzięła się ta myśl. Nie próbował skłonić jej do zmiany zdania i w absolutnie żaden sposób nie pozwolił jej na zwątpienie we własną prośbę. Zaproponował ćwiczenie najpierw bez magii, a później stopniowe wdrażania w tryb zaawansowany. Wzruszenie ścisnęło ją za gardło, bowiem zrozumiał ją bez zbędnych słów. Sięgnęła dłonią do jego policzka, pogłaskała go z czułością. - Tak. Dziękuję, kochanie. - odparła z ogromem wdzięczności w głosie, a też i ulgą jaka opadła na jej barki po uzyskaniu jego potwierdzenia. - Najlepiej w któryś weekend, byśmy nie byli zmarnowani pracą i studiami. Dostosuję się też do ciebie w razie czego. - rozluźniła się, gdy cichy problem znalazł sposób na rozwiązanie. Ona mogła ofiarować mu wszystko, zaczynając od obecności i wsparcia przy pokonywaniu jego lęku. A on zaś mógł sprawić, że jej pewność siebie wróci na poprzednie tory i na powrót ściskanie różdżki będzie kojarzyć się z ogromem mocy, a nie wątpliwą myślą "za którym razem mi się uda". Po paru chwilach deszcz za oknem sprawił, że mogli się zebrać, by zdążyć wyjść poza teren Hogwartu przed oficjalnym zamknięciem bramy.
|zt x2
Procrastination McGregor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
C. szczególne : rude włosy, sporo piegów, szeroki uśmiech
Ferie spędzone w domu były zdecydowanie dobrym pomysłem. Oczywiście ominął przez to ferie organizowane przez szkołę, a także nie widział się ze swoimi przyjaciółmi. Teraz jednak miał okazję to zmienić, z czego zdecydowanie zamierzał skorzystać. Kilka początkowych dni ciszy i spokoju było nawet przyjemnych, ale zdecydowanie nie nawykł do takiego trybu życia. Przesiadywał sporo z rodzicami, ale rozmowy te szybko się wyczerpywały. Wiek dojrzewania zdecydowanie nie pomógł w jego relacjach z najbliższymi. Wcale tego nie chciał, ale czuł, że mimowolnie się od nich oddala, jak gdyby była pomiędzy nimi jakaś niewidzialna granica, czy skaza, która wszystko utrudniała. Czasem zdawało mu się, że coś przed nim ukrywają, ale nie traktował tego poważnie. Gdyby jednak zechciał nieco drążyć ten temat, to kto wie, może udałoby mu się dowiedzieć nieco więcej o własnej przeszłości i pochodzeniu. Państwo McGregorowie co prawda nigdy nie powiedzieli mu, że został adoptowany, ale po prostu nie czuli ku temu potrzeby, gdyż traktowali go całkowicie jako własne dziecko, krew z krwi. Bo czemu miałoby to mieć jakiekolwiek znaczenie? Gdyby sam Pro się o tym dowiedział, zapewne miałby nieco inne podejście. Na ten moment był jednak daleki od odkrycia swej przeszłości oraz faktu, iż miał inną siostrę, która również się tutaj uczyła. Wciąż miewał sny, w których była główną bohaterką, ale, pomimo szczerej niepewności co do ich pochodzenia, nie posiadał informacji, z pomocą których mógłby coś z tym zrobić. Co prawda wspomniał o nich kiedyś swojej przyjaciółce Moe, ale jak na razie nie zrobił nic więcej. Dzisiejszego dnia jego myśli były całkowicie oddzielone od tej niepewności. Myśli miał zbyt mocno zaabsorbowane semestrem, który właśnie się zaczynał. Z jednej strony ciekawiły go czekające ich lekcje, ale z drugiej myślał o przyjaciołach, których mógł w końcu spotkać. Zresztą, w tej właśnie chwili czekał na jedną z tych osób, leżąc na gigantycznej kanapie w Pokoju Marzeń, słuchając lecącej z gramofonu muzyki, którą sam puścił ledwo kilka minut temu. Wystukując palcami rytm, przymknął oczy, śpiewając niezrozumiale pod nosem kolejne zwrotki piosenek. Co prawda melodia brzmiała względnie rytmicznie, pasując do tego, czego słuchał, ale i tak cieszył się, że nikt nie ma okazji tego słuchać. Mimo wszystko jego broszką była zdolność posługiwania się różnorakimi instrumentami, a nie śpiew. Chociaż, w przypadku tej konkretnej osoby chyba nawet nie czułby się mocno skrępowany, przynajmniej nie tym faktem. Od pewnego czasu jakiekolwiek rozmowy z nią wprowadzały go w stan lekkiego... poddenerwowania, co jednocześnie było dla niego irytujące i intrygujące. Wciąż nie potrafił określić, skąd konkretnie się to brało, w końcu w ich stosunkach nie było niczego nienormalnego. No, może czasem się spierali, ale usytuowanie tego jako powodu nie do końca mu pasowało. Gdzieś z tyłu jego głowy znajdowała się odpowiedź na to pytanie, ale bardzo skutecznie udawał, że tego nie wie. Przynajmniej na ten moment. Cóż, miał nadzieję, że chociaż tym razem obejdzie się bez żadnej gafy z jego strony.
Wiera R. Krawczyk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 176 cm
C. szczególne : rude włosy, piegi, wyzywające stroje
Nie tylko Pro nie pojechał na szkolne ferie zimowe. Tak naprawdę to Wiera rzadko się na nie wybierała. Z jakiego wyboru? Może dlatego, że miała siedmioro rodzeństwa i rodziców, z którymi zawsze chciała spędzać czas? Tym razem wybrała się do rodziny do Rosji. Była to rodzina od strony matki, którą co niedawno poznała. Kiedy tylko dowiedzieli się, że zakochała się w polaku półkrwi, wpadli w szał i tak oto między jej matką a nimi kontakt się urwał. Niedawno go odzyskali, a Wiera nadal się dziwnie czuła przy nich. Zupełnie jakby rozmawiała z obcymi ludźmi. Nie ma co jej się dziwić. Poznać babcię i dziadka w wieku nastoletnim to dla niejednego człowieka mógłby być szok. To, że dziewczyna była biologiczną córką swoich rodziców, nie było wątpliwości. Natury się nie oszuka. Kolor włosów oraz liczne piegi nie brały się znikąd. To można było zauważyć u całego rodzeństwa krawczyków. Różne natężenie radości, różna ilość piegów. Jednak ten element urody zawsze się pojawiał. Nie wiedziała nawet jak to możliwe, że wszyscy odziedziczyli ten sam gen ojca. To było naprawdę coś cudownego. Nie mogła się czasami nadziwić, patrząc na rodzinne zdjęcia. Nie mogła uwierzyć, że mimo trudności, jaka ich spotkała to nadal byli razem i się wszyscy kochali i wspierali. Rodzina ponad wszystko, czyż nie? Czy tęskniła za szkołą w dni wolne? Ani trochę. Może i lubiła się uczyć, przebywać na terenie szkoły i spotykać się z przyjaciółmi, ale w zupełności nie oszalała. Każdemu człowiekowi by się przydała chwila wolnego, by umysł mógł odpocząć. No może poza jej braciszkiem, który całe ferie przesiedział z książką. Dziwiła się, że był jej bliźniakiem. Był taki sztywny! Nie dał się ponieść chwili. Kiedy ona była wszędzie, ten nie mógł się oderwać nawet na chwilę, by zwrócić na nią uwagę. Jednak kiedy tylko wróciła do szkoły, od razu pobiegła spotkać się z przyjaciółmi. Jakby nie było, tęskniła za nimi jak wtedy kiedy to zrobiła sobie rok wolnego w nauce. Tutaj nic się nie zmienia. Nie ważne ile się nie widzą, a tęsknota była taka sama. Kiedy tylko dostała wiadomość od przyjaciela z innego domu, nie czekała długo, tylko pobiegła szybko się ogarnąć i przyszła na spotkanie. Chłopak już był na miejscu i nawet włączył muzykę. Jakby tylko chciał, to by mógł ją poprosić o grę. Niezbyt dużo osób wiedziało o tym, że potrafi nieźle grać, ale Pro był jednym z tych nielicznych. Nie znali się całych lat tak jak z rodzeństwem, ale szybko załapali wspólny język. Weszła cicho do środka, tak by jej nie zauważył i rzuciła się na kanapę obok gryfona i zaśmiała się, zerkając na niego. - Kto by pomyślał, że będę tęsknić za tym miejscem! Za tobą też- dodała szybko, widząc jego niewyraźną minę.
Procrastination McGregor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
C. szczególne : rude włosy, sporo piegów, szeroki uśmiech
Co prawda przyszedł tutaj z zamiarem spotkania ze znajomą, ale starczyła krótka chwila na kanapie, wsłuchując się w muzykę i całkowicie odpłynął, zapominając o całym świecie, niemal przysypiając. Wygodne siedzenie zadziałało na niego szczególnie mocno z racji tego, iż słabo sypiał, budząc się co chwilę, męczony psychicznie powracającym snem z tajemniczą siostrą. Wymysł, bujda? Zdecydowanie, w końcu doskonale znał Irony, a tamta dziewczyna nią nie była. Znał swoich rodziców, miejsce urodzenia i pochodzenia. Chociaż... ostatnimi czasy zaczynał mieć obawy, lekkie, ledwo zauważalne. Były niczym cichy głosik, który ulokował się gdzieś na tyłach jego umysłu i nieustannie szeptał. Jego słowa były niezrozumiałe, ale samo ich brzmienie, rytm. Wszystko to wprawiało go w stan wiecznego poddenerwowania, który łagodniał jedynie, gdy słuchał muzyki, czyli tak jak teraz. Nie było mu jednak długo dane cieszyć się tym faktem, czy żałował? W sumie niekoniecznie. W końcu przyszedł tutaj z konkretnego powodu, a spanie mogło poczekać do wieczora. Zresztą, jego plany nie zakładały, że na tej rozmowie zatrzyma się jego dzienny licznik. W szkole było zdecydowanie więcej znajomych twarzy, które chciał tutaj ujrzeć. Musiał też przyznać, że lekko go wystraszyła, gdy tak nagle się pojawiła, co zresztą mogła zauważyć, gdyż lekko się spiął i gwałtownie uniósł z kanapy, patrząc na nią nieco zestresowanym wzrokiem. - No dobra, wystraszyłaś mnie. To Ci przyznaję. - rzucił nieco niemrawo, siadając tak, aby móc utrzymywać z nią kontakt wzrokowy. No dobra, z tym mógł być problem, ale w tej pozycji łatwiej byłoby to osiągnąć. Mimowolnie zlustrował ją wzrokiem, głównie ciekaw tego, czy zmieniła się od czasu, gdy się widzieli. Niby były to tylko dwa tygodnie, ale z drugiej strony aż 14 dni! No, może trochę pociągała go jej fizjonomia, ale gdy tylko o tym pomyślał poczuł, jak przyspiesza mu puls. Chcą uniknąć zaczerwienionych uszu czy policzków szybko odwrócił wzrok, wpatrując się w gramofon, jak gdyby czegoś tam szukał. - Hmmm, chyba niedługo skończy się nam muzyka. Zaraz będę musiał zmienić. - rzucił na szybko, zadowalając się tym ochłapem, który udało mu się wymyślić. - Tęsknić? No proszę, nie spodziewałem się takich wyznań! Schlebia mi to, ale może lepiej opowiedz, co tam u Ciebie? Jak spędziłaś ferie? Ja, jak nietrudno się domyślić, siedziałem w domu, ale w sumie było fajnie! Odpocząłem trochę, więcej energii do nauki w nowym semestrze! - rzucił wesoło, posyłając jej pogodny uśmiech. Tak, zmiana tematu zdecydowanie była dobrym pomysłem. Pomogła mu się skupić i zająć jakieś konkretne stanowisko w rozmowie.
Wiera R. Krawczyk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 176 cm
C. szczególne : rude włosy, piegi, wyzywające stroje
Każdemu zdarzało się przysnąć zwłaszcza w takim miejscu przy takiej muzyce. Gdyby nie to, że dziewczyna była bardzo energiczna i niezbyt potrafiła usiedzieć w miejscu, to sama pewnie by usnęła. Zwłaszcza gdyby była sama w pokoju marzeń. To było niesamowite miejsce. Uwielbiała je tak jak większość osób, którym zdarzało się tutaj przybywać. Tu było tak magicznie, że aż dziewczyna wyczuła pomiędzy nimi magię! To było dziwne uczucie, ale jednocześnie poczuła dziwną ekscytację. - Nie pierwszy raz przecież. Jestem tak straszne, że niemal codziennie cię straszę - prychnęła. Oboje wiedzieli, że to nie prawda. Nie widzieli się przecież codziennie. A nawet gdyby tak było, to nie przestraszyłaby go. Nie była brzydką dziewczyną. Bardzo dbała o swój wygląd i starała się, by każdego dnia wyglądać tak samo zniewalająco. Chłopak powinien to docenić, bo nie dla siebie tak się stroiła i dbała. Nigdy nie przyznałaby się, że dla niego. Przecież ona i Pro tylko się przyjaźnili. Byli naprawdę bliskimi przyjaciółmi, a swoją przyjaźń starali się pielęgnować każdego dnia. Czy byłaby kiepską przyjaciółką, gdyby stwierdziłaby, że jej najlepszy przyjaciel jej się podoba? Zniszczyłaby wszystko, a tego to na pewno nie chciała. Może to dlatego nie chciała do siebie dopuszczać tej myśli? Mama by wiedziała co robić, ale nie rozmawiały na takie tematy. Ogółem ostatnio jakoś mało gadały. Dziewczyna również spojrzała na gramofon. Czuła się tak, jakby chłopak nie mówił jej wszystkiego, ale możliwe, że tylko jej się zdawało. Czyżby unikał jej spojrzenia? Na bank jej się to tylko zdawało. Odgarnęła niesforny kosmyk włosów za ucho i uśmiechnęła się do niego ze smutkiem. Ucieszyła się, kiedy zmienił temat. Może nie było co opowiadać, ale za to był jakiś temat. Nie musieli teraz siedzieć w niezręcznej ciszy. - Ja też nie pojechałam na te szkolne ferie - przyznała się, a w jej oczach aż zapłonęły iskierki podniecenia. - Wyjechaliśmy z rodziną na domek letniskowy. No wiesz, góry, śnieg, rodzina, lepsze powietrze. Już dawno to planowaliśmy - zaczęła swoją opowieść, wciąż błądząc w swoich wspomnieniach. - Dawno nie spędziliśmy tego czasu razem. Zawsze u mnie był pełny dom, dużo śmiechów i magii. Teraz mogliśmy trochę pojeździć na nartach a wieczorami zagrać w durnia - w te gierki była całkiem niezła. W odróżnieniu od brata bliźniaka. Ten to całe ferie spędził z książką od historii magii. Ileż to można się uczyć? Może i ona też lubiła naukę, ale był czas na naukę i czas na zabawę, prawda? Jej braciszek nie znał umiaru. - jeśli chodzi o energię, to u mnie zawsze jest energia, ale niekoniecznie do nauki. Przydałoby się jeszcze trochę wolnego. Tylko nie mów, że jestem leniwa - zaśmiała się. Tak, była leniwa. Wolała biegać i skakać, pić alkohol i tańczyć niż uczyć się do jakiegoś nudnego testu.
Procrastination McGregor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
C. szczególne : rude włosy, sporo piegów, szeroki uśmiech
Jej słowa wywołały w nim lekkie zamieszanie. Może i były to tylko żarty, a przynajmniej taką miał nadzieję, ale nieszczególnie chciał iść nimi w tę stronę. Wizja, w której faktycznie uważałaby, iż ma o niej takie zdanie była zaskakująco mocno nieprzyjemna. Zaczął nawet snuć wizje takiego obrotu sytuacji, ale na całe szczęście udało mu się z tego wyrwać. Ostatnim, czego teraz pragnął, była nieuzasadniona i irracjonalna panika. Nie lubił, gdy tracił kontrolę nad swoimi emocjami, szczególnie w jej obecności. Obawiał się wtedy cokolwiek powiedzieć, aby przypadkiem jej nie urazić, czy też rzucić czegoś niestosownego. Lubił ją, nawet mocno, aczkolwiek nie miał tyle odwagi, aby spróbować zdziałać coś więcej. Co prawda to nie tak, że nie miał nigdy dziewczyny i nie wiedziałby, co zrobić, ale jednak nie był w tym też jakoś bardziej doświadczony. Sama myśl, że miałoby go z nią połączyć coś więcej, była paraliżująca. Gdyby tylko wiedział, co ona myślała o nim, sytuacja byłaby o niebo lepsza i łatwiejsza. Chociaż, czy na pewno? Znając życie, przestraszyłby się tym tak bardzo, że zaszyłby się w najdalszym kątku Hogwartu, byle tylko jej nie spotkać. Uwielbiał spędzać z nią czasu, rozmawiać na różne tematy, wywoływać uśmiech na jej twarzy, ale zdawało się, iż nie potrafił zdobyć się na więcej. Przynajmniej na ten moment. Po prawdzie to już teraz, gdy leżeli tak blisko siebie, czuł pewien dyskomfort, któremu towarzyszyło uczucie ekscytacji. Obie te emocje, nieszczególnie do siebie pasujące, wprawiały go w jeszcze większy dyskomfort. Finalnie jednak był dzięki temu w stanie leżeć bez zaczerwienionych policzków, czy przyśpieszonego oddechu, a więc zdawałoby się, iż nie jest tak źle. Co prawda całości towarzyszył spory chaos, który znajdował się teraz w jego głowie, ale coś za coś. Ucieszyło go, gdy przyjęła zmianę tematu. Co prawda nie rozwiązywało to problemu, ale chociaż na chwilę mógł się skupić na czymś innym, co zdecydowanie przyjął z ulgą. Zresztą, był szczerze ciekaw, jak spędziła ferie, szczególnie iż nie pojechała na ferie organizowane przez Hogwart, czego w sumie się po niej spodziewał. Jej opowieść szybko wyprowadziła go z tego stanu. Tak, wizja tego, jak spędzała czas zdecydowanie przypadła mu do gustu. Zasadniczo miał bardzo podobnie, aczkolwiek tegoroczny, tymczasowy brak Irony dał mu się nieco we znaki. Uwielbiał spędzać czas z rodzicami, ale mimo wszystko brakowało mu obecności siostry. - Muszę przyznać, że brzmi to świetnie! W sumie miałem podobnie, ale u Was było zdecydowanie więcej osób. Kocham moich rodziców, ale mimo wszystko czułem się tam trochę samotny... i cieszę się, że już wróciłem do szkoły. W końcu możemy normalnie porozmawiać! Listy są fajne, ale to jednak nie to samo. - dokończył, chociaż zaraz po tym lekko się zaciął, uświadamiając sobie w pełni, co tak właściwie powiedział. Niby nic, ale gdyby zechciałaby się nad tym zastanawiać, mogłaby zacząć doszukiwać się w tym jakiejś sugestii. Szybko jednak odrzucił tę myśl, nie chcąc popadać w niepotrzebną panikę. Jej dalsze słowa wywołały u niego lekki, niekontrolowany śmiech, który pomógł mu się nieco wyluzować, przynajmniej na chwilę. - Hmm, a jeśli nazwę Cię uroczym i niezwykle ładnym leniwcem? Wtedy mógłbym Cię tak nazywać? - rzucił spokojniejszym i bardziej wyluzowanym tonem głosu, co zresztą można było zapewne zauważyć. - W sumie. Jaki mamy plan na dzisiejsze popołudnie? Osobiście nie jestem z nikim umówiony, więc mogę tutaj siedzieć i do wieczora. - dodał jeszcze, posyłając jej pogodne, przyjazne spojrzenie. Przy okazji, mimowolnie, przesunął wzrokiem po jej figurze, aczkolwiek nie trwało to długo, gdyż nagle poczuł, jak lekko czerwienieją mu uszy. Pozostawało mieć jedynie nadzieję, że nie dostrzeże tej zmiany koloru w gąszczu włosów, które przysłaniały mu część głowy.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Pomysł, żeby spotkać się z nim na ważenie eliksiru był bardzo dobry - szkoda tylko, że gdy zeszła do lochów (jak zwykle z duszą na ramieniu ze względu na silną fobię przed ciemnością) okazało się, że w sali odbywają się jakieś zajęcia. I miały potrwać jeszcze długo z tego, co podsłuchała. Pożałowała wówczas, że nie zrobiła tego co naprawdę planowała - nie zaproponowała mu prosto z mostu randki. Zazwyczaj stawiała na pełną szczerość, ale tym razem przeczucie mówiło jej, że chłopak może nie chcieć tak po prostu umówić się z niemal obcą sobie dziewczyną. Najpierw niech ją trochę pozna, a jeśli nie ucieknie - wtedy spróbuje. No nic, powiedziała A, trzeba było powiedzieć B, czyli szybko znaleźć im jakieś nadające się do pracy miejsce. Padło na Południową komnatę - szczerze mówiąc nie ze względu na łatwość dostosowania jej do ich potrzeb, ale na gramofon. Dziewczyna uwielbiała muzykę i w Hogwarcie bardzo brakowało jej telefonu komórkowego, z której mogła ją puszczać. Niby jest zaklęcie... Ale Tori rzadko kiedy posługiwała się magią. Wychowywała się jak mugolka i to właśnie niemagiczne pomysły wpadały jej do głowy jako pierwsze. Miała już przy sobie wszystkie niezbędne rzeczy, to też wystarczyło jedynie odesłać mu sowę z wyznaczeniem czasu i miejsca (zastanawiając się jak zareaguje na "za 15 minut"). Korzystając z chwili oczekiwania na chłopaka rozłożyła wszystko na pokaźnych rozmiarów parapecie i poprawiła swój nienaganny strój żeby prezentować się jak najlepiej - czyli oczywiście znoszone trampki, dżinsy i koszulkę z napisem "Kiedyś się ogarnę, ale jeszcze nie czas na takie wybryki". Obserwowała intensywnie drzwi oczekując Krukona z blizną na policzku, który miał przez nie niebawem przejść.
Silas Clark
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Długie dredy często wiązane na czubku głowy
Silas miał inne plany tego dnia,a mianowicie miał zająć się dalszym studiowaniem kolejnym etapów podręcznika eliksirów, który wpadł mu ostatnio w ręce, ale skoro już go ta dziewczyna tak ślicznie poprosiła to postanowił, że etyka nie pozwala mu odmówić. Ubrał się wyjątkowo w czarny t-shirt bez dziwnych nadruków i tekstów, których tak nie lubił, oraz sportowe czarne spodnie, zwane przez mugoli dresami. Nie szedł na randkę tylko pomóc przy nauce, więc nie musiał zakładać do tego spotkania eleganckiej koszuli i prasować spodni wyjściowych. Podczas całej drogi towarzyszył mu jego kuguar o wdzięcznej nazwie Einstein. Chłopak po drodze rozmawiał z nim nabijając się odrobinę z niego. Miał wrażenie, że ten go doskonale czasami rozumie. -Einstein, po co ty za mną idziesz? To będzie nudne zajęcie - zapytał go, jednak usłyszał tylko mruknięcie. Po chwili wkroczył do pomieszczenia zwanego Popołudniową Komnatą. Jeszcze jakiś czas temu trafienie tutaj zajęło by mu dobrą godzinę, nawet z mapą, ponieważ zamek był dla niego ogromny, a połowa pomieszczeń całkowicie nieznana. Był przyjezdnym i uczniowie Hogwartu niezbyt chcieli pomagać nowym dotrzeć w odpowiednie miejsce i często błędnie podawali informacje na temat dotarcia do konkretnego celu. To nie było uprzejme z ich strony. Różnił się bardzo od innych i przez to przyzwyczaił się, że niewielu ciemnoskórych chodziło do tej szkoły. Widząc dziewczynę pomachał do niej by zwrócić jej uwagę na siebie, po czym podszedł bliżej, aby się przywitać. -Ty jesteś Tori? - zapytał z delikatnym uśmiechem na twarzy, ponieważ tak też się przedstawiła pisząc do niego list. Kuguar chłopaka właśnie zaczął się ocierać o jej nogi, miał nadzieję, że nie miała uczulenia na duże koty. Dostrzegł na parapecie leżące ingrediencje i niewielkich rozmiarów kociołek. -Przyniosłaś ze sobą wszystkie składniki? - zapytał, mając nadzieję, że o niczym nie zapomniała. Wyliczył sobie zanim tutaj przyszedł, że poświęci jej równo tyle czasu ile było potrzeba na wykonanie eliksiru po czym wróci do czytania swojej książki.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Ups! Zatem jej śmieszne koszulki, które zwykła nosić - codziennie z innym hasłem, będą pierwszą dzisiejszą wtopą. Coś czuła, że może być ich sporo, skoro nawet kwestia miejsca spotkania była już na wstępie problemem. Czyżby dzisiejszy dzień miał podkładać jej kłody pod nogi sprawiając, że dogadanie się z Silasem będzie niezłym wyzwaniem? Nie, stop. To źle brzmiało. Jakby chodziło tylko i wyłącznie o odhaczenie jakiegoś punktu na liście zadań - a zdecydowanie nie to miała na myśli. Owszem, słynęła z randkowania co chwilę z innym kolesiem, ale to nie miało nic wspólnego z udziałem w zawodach "Kto zaliczy więcej facetów w miesiąc". Działo się tak dlatego, że jakoś nikt nie wydał jej się na tyle ciekawy, by po pierwszej randce miała być druga. Nie zmienia to jednak faktu, że różne można było mieć o niej zdanie i miała tego pełną świadomość. Tym bardziej, że po Celtyckiej robiła jeszcze za szkolnego pedofila... Dobrze, że ledwo wiedział kim dziewczyna jest. Ominęło go przynajmniej kilka plotek. Gdy drzwi się otworzyły i Krukon wszedł do środka natychmiast na jej twarzy wykwitł uśmiech i uniosła dłoń do góry w geście powitania. Gdy podszedł zdała sobie sprawę, że dość interesująco muszą wyglądać stojąc obok siebie. On śniady, ciemne włosy i oczy. Ona nieopalona, jasne włosy i błękitne oczy. Dwa kompletnie różne światy. Może warto przetestować hipotezę, że przeciwieństwa się przyciągają? - Tak, choć mogę mieć wątpliwości co do swojej tożsamości jak już ogarniemy ten eliksir - Zażartowała pokazując przy tym rząd białych ząbków. Jej pełne imię bardzo rzadko padało - chyba nawet jeszcze rzadziej niż Hiszpańskie nazwisko. Wiele osób miało problem żeby je wypowiedzieć, przekręcali "tt" na "c", więc ostatecznie przerzuciła się na skrót i to nim posługiwała się w sytuacjach nieoficjalnych. Założyła kilka pofalowanych kosmyków za ucho i z ciekawością zerknęła na kugchara. Czy to na pewno bezpieczne, zabierać ze sobą kotopodobnego stworka do warzenia eliksirów? Choć musiała przyznać, był przeuroczy. Nic dziwnego, że mężczyzna nie chciał się z nim rozstawać. Zachęcona śmiałością futrzaka, kucnęła przy nim na chwilę odlepiając wzrok od twarzy Silasa i całą swoją uwagę poświęcając mizianiu jego pupilka, z charakterystycznym "A kto to był taki uroczy? Takim byłem słodziakiem, co? Tak, takim byłem". Potem jednak podniosła wzrok na studenta i z lekkim zastanowieniem w głosie odpowiedziała mu na zadane pytanie. - Wydaje mi się, że tak. Wszystko położyłam na parapecie, możesz sprawdzać. Szczerze mówiąc nie radzę sobie z eliksirami zbyt dobrze - Podrapała się po głowie z lekkim zakłopotaniem przygryzając przy tym wargę i przymykając oczy. Następnie zostawiła w spokoju biednego kota, zanim ten padnie z nadmiaru czułości i podniosła się z ziemi. - Nie udało mi się na szybko zorganizować obiecanej kawy i ciastek, ale w ramach rewanżu zapraszam później do kawiarni w Hogsmeade - Zaproponowała dźgając kijkiem jego czasowe plany i mówiąc im "Hola hola, nie tak szybko! Co to jest za plan ucieczki?!".
Silas Clark
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Długie dredy często wiązane na czubku głowy
Dogadanie się z chłopakiem nie było żadnym wyzwaniem, jeśli Vittoria lubiła naukę. Silas nie znosił pustych, wiecznie rozchichotanych dziewczyn, które poza swoją urodą i uśmiechem nie były w stanie niczego zaproponować mężczyźnie. Rozmowa była dla nich trudna, a zakres słownictwa strasznie ubogi. Dobrze, że nie był w stanie czytać myśli dziewczyny, bo pewnie już na starcie zgarnąłby kota pod pachę i opuścił to pomieszczenie. Faktycznie tutaj połączenie było wręcz kosmiczne, on ciemny niczym gorzka czekolada, ona z kolei niczym biała wedel. Wybuchowe połączenie, jednakże Silas w tym momencie nawet przez moment nie skupił się na urodzie dziewczyny. Nie przywykł do tego by prawić komplementy, to było takie upodlające jego zdaniem, stosować się do cytatów, które stosował każdy, by zdobyć dziewczynę, a potem zaciągnąć ją do łóżka. Przede wszystkim zamydlić jej oczy, a potem porzucić. Ojciec porzucił matkę i Silas uznał, że nigdy nie zrobi tego co znienawidzony ojciec. Jedynie dostarczył nasienie, a nic poza tym dla niego nie znaczył. Może był jego stwórcą, ale to nie on go ukształtował na taką postać jaką był obecnie. Obserwował uważnie jak dziewczyna bawi się z jego kotem. Podobno ci co lubili zwierzęta, a one je tolerowały, nie byli wcale złymi ludźmi i warto było im poświęcić odrobinę więcej uwagi niż to przewidziane. -Nazywa się Einstein, cud, że ci nie ogryzł jeszcze ręki, nie toleruje zbytnio obcych- powiedział, przy tym obserwując reakcję dziewczyny, wszak jego kocisko było najłagodniejszym stworzeniem na świecie i nader inteligentnym. W przypadku Hiszpańskiego, chłopak dosyć dobrze znał ten język, więc pewnie byłby nielicznym, który powtórzył by je poprawnie w momencie, gdyby się mu przedstawiła. Jeżeli chciał zgłębiać pewną wiedzę, to nie mógł liczyć na to, że przetłumaczą mu książkę na inny język, albo czekać latami aż w końcu to wykonają. Nauczył się języka, tym samym czytając konkretne woluminy. Był strasznie upartym i pewnym siebie uczniem. Zawsze dążył do osiągania celów. Zerknął na parapet i zaczął wyliczać - woda z rzeki Lete,2 gałązki waleriany, 2 porcje składniku standardowego,czyli mieszanki ziół i przypraw o magicznych właściwościach i 4 jagody z jemioły. Dobra, myślę że wszystko mamy- Zerknął na kociołek stojący na ziemi. Ruszył w kierunku miejsca, gdzie leżały poduszki i przyniósł dwie, które rzucił na podłogę. Będzie im się chociaż wygodnie siedziało podczas ważenia eliksiru. Podczas tego wszystkiego poza krótkimi spojrzeniami i miłym wyrazem twarzy, nie zachowywał się przy niej jakby patrzył na wyjątkowo śliczny okaz w zoo. Nowy, seksowny nabytek Vittorian Sorrentorius. Cóż, w tym przypadku, gdyby nie eliksiry to raczej by go nie zaciekawiło spotkanie z zupełnie obcą mu osobą. -Wybacz, ale niestety nie kojarzę cię z zajęć, może dlatego, że głownie skupiam się na zajęciach i siedzę z nosem w książce- powiedział ,po czym zaśmiał się sam ze swoich słów. -Po zrobieniu naparu będziemy musieli odczekać około 40-60 minut, potem reszta pójdzie już w około 5-10 minut- powiedział, tym samym zerkając na magiczny zegarek na swojej prawej ręce. To on często pomagał mu przy pilnowaniu czasu podczas ważenia eliksirów, był bezbłędny. -Na początek dodaj do kociołka 2 krople wody z Lete , a ja podrzeję ją by wszystko się udało. Będziemy to podgrzewać przez 20 minut- powiedział przy czym tak się skupiał na eliksirze, że zapomniał o tym co mówiła o kawie i ciastkach i po chwili dodał. -Gdybyś nie wspomniała o tym, to bym zapomniał. Przyniosłem wodę do picia - powiedział podając jej mała buteleczkę z wodą - Nie wypada by to dziewczyna proponowała kawę chłopakowi, więc pozwól że ja się odwdzięczę i spędzimy miło czas rozmawiając przy kawie i kawałku szarlotki- oznajmił z lekkim uśmiechem.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Lubiła dowiadywać się nowych rzeczy i na prawdę dobrze radziła sobie w trakcie testów czy większych egzaminów, choć okupione to było godzinami nauki i chwilowym pozostawieniem w spokoju swojego życia towarzyskiego. Jednak gdyby miała do wyboru czytanie powieści swojej ulubionej pisarki lub naukę nowego zaklęcia - zdecydowanie wybrała by to pierwsze. Książki uspokajały jej codzienne ADHD, pozwalały znaleźć się w zupełnie nowym świecie który ograniczała tylko wyobraźnia. Wciągała wszystko. Historię. Literaturę popularną. Fantastykę. Wszystko, co wpadło jej w ręce. Więc nawet jeśli jej oceny nie świadczyły o byciu kimś wybitnym, to nie można było jej też nazwać głupią blondynką. Dziewczyna nie pogardziła by komplementem, ale nie wymagała tego od niego. Tym bardziej, że ten nawet nie miał pojęcia jakie miała względem niego plany. Zresztą miała na prawdę dużą dozę pewności siebie i nikt nie musiał jej mówić, że jest ładna - doskonale o tym wiedziała. Z drugiej jednak strony była na tyle skromna, by nie obwieszczać tego wszem i wobec. Jedynie w żartach, gdy nazywała samą siebie Blond Aniołem, choć to bardziej nawiązywało do jej usposobienia i tego, że jej aureolka była przytwierdzona na różki. No proszę, czaiła się za nimi podobna przeszłość. Jej matka wyjechała z Argentyny będąc w ciąży, gdy dowiedziała się, że ojciec ma kochankę - również ciężarną. Nigdy nie poznała ani jego, ani swojego brata. Wiedziała jedynie, że gdzieś istnieją i nie była zainteresowana ich osobami. Matka już nigdy z nikim się nie związała, ale na szczęście nie wpłynęło to na Vittorię jakoś szczególnie. Nie była wielką feministką nienawidzącą mężczyzn. Jakby się tak zastanowić, to w sumie wręcz przeciwnie. Kurcze, może dziewczyna nawet nie zdaje sobie sprawy, że to może mieć jakiś związek z jej wiecznym poszukiwaniem ideału. Tylko, że nikt jej nie mógł uświadomić, bo raczej nie zdarzało jej się rozmawiać na temat rodziny. - Mówisz, że hodujesz prawdziwą bestię? - Spytała nie przestając bawić się z kotem, nawet jeśli na prawdę miała by jej grozić utrata ręki. Eisten. To imię. Po chwili zamyślenia olśniło ją. - Eistein? Jak mugolski fizyk, prawda? Podobno fatalnie się uczył w szkole, a okazał się być geniuszem - I to było chyba wszystko, co na ten temat wiedziała. Coś jej się też kojarzyło, że dostał jakąś ważną nagrodę - To pocieszające dla takich naukowych szaraczków jak ja - Dodała śmiejąc się cicho. Dużo większą wiedzę miała na temat osobistości ze świata magii, ale trudno nie wiedzieć tego i owego mając w domu rodzinnym komputer i telewizor. -To świetnie. Gdybym musiała zaś zejść do lochów, to zobaczylibyśmy się za godzinę. Schody to mój najgorszy wróg - Dwa piętra szybkim krokiem wystarczyły, żeby dostała zadyszkę, a co dopiero ganianie z szóstego piętra na sam dół i z powrotem. Podziękowała mu uśmiechem za to, że pomyślał też o poduszce dla niej. -Ranisz moje delikatne uczucia - Odpowiedziała gdy ten stwierdził, że wcześniej nie zwrócił na nią uwagi. Oczywiście był to żart, nie można było mieć wątpliwości, bo doskonale dało się to wyczuć w tonie jej głosu - Pasjonuje Cię to, prawda? Eliksiry. Magia - Spytała dając mu możliwość uzewnętrznienia się trochę, porozmawiania o czymś co chyba było dla niego nie tylko hobby, ale i całym życiem. Ludzie zazwyczaj lubią mówić swoich zainteresowaniach, a ona lubiła słuchać. To też dała im obojgu ku temu okazję. -Czym ta woda właściwie różni się od normalnej? - Spytała robiąc to, o co ją poprosił. Odmierzyła dokładnie dwie krople. Kap. Kap. Do kociołka. Miała więc godzinę by miał okazję ją trochę poznać i cóż - może sam wpadnie na to, żeby się z nią umówić? Byłoby miło dla odmiany nie ganiać samemu za facetem, choć widząc jego ogromne zaangażowanie warzeniem i niewielkie nią, coś czuła że nie ma na to szans. - Czekaj... Planujesz odwdzięczyć mi się za to, że odciągnęłam Cię od Twoich zajęć żebyś warzył ze mną eliksir? To chyba nie tak powinno działać - Zaśmiała się widząc kompletny brak logiki w tej sytuacji. Dostała jednak jedną, ważną informacją. Nie wypada, żeby kobieta proponowała kawę. Kurcze... Czyli może też nie wypada, żeby zaprosiła faceta na randkę. To zdecydowanie wszystko utrudnia, jeśli nie chciała popełnić kolejnej gafy.
Silas Clark
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Długie dredy często wiązane na czubku głowy
Dziewczyna a w dodatku Gryfonka, była naprawdę przezabawna, aczkolwiek Silas był z pozoru mało rozrywkowym człowiekiem. Typowy umysł ścisły, któremu ciężko było się otworzyć. Praktycznie jedyną osobą, którą kochał była jego siostra i matka, tak to nigdy nie wyznał nawet żadnej dziewczynie miłości. Nieważne w jakim był wieku, choćby miał nawet zostać naukowcem i mieszkać sam ze swoim kotem to niech się tak stanie. Uważał, że miłość przyjdzie sama i nie musi się spieszyć ani na siłę o nią starać. Gdy wiedziała, co oznacza imię Einstein, uśmiechnął się mimo woli. -Tak, jeden z największych fizyków w całej historii, obok Newtona, Maxwella czy Galileusza - powiedział ochoczo. Jeśli chodziło o naukę to praktycznie od razu się otwierał i od razu rozmowa zaczyna się mu kleić jakoś bardziej. Gdy chodziło o sprawy damsko-męskie od razu się zamykał w sobie. Zaśmiał się, gdy nazwała siebie szarakiem. -W Salem przeskoczyłem dwie klasy w edukacji, dlatego wylądowałem w Złotym Sfinksie w Hogwarcie. Rywalizacja była naprawdę zacięta w rozgrywkach- powiedział po czym zapytany o to czy nie mogłaby być najzwyklejsza woda z kranu, ponownie się zaśmiał. Teoretycznie w większości przypadków to nie miało znaczenia, ale tutaj miało i to sporo. -Chodzi o zakres pH w wodze, dlatego musi być koniecznie ta woda- wyjaśnił pewnym siebie tonem z jakże poważną miną edukatora. Jego kocisko gdzieś tam skakało między poduszkami i bawiło się frędzlami, który były na ich brzegach. Wiedział, że apropo odwdzięczenia się to powstał w jego ustach drobny słowotok, ale nie o to chodziło. Podrapał się prawą ręką z tyłu głowy jakby myślał nad tym co powiedzieć i odrobinę się odstresować. - Szczerze to nie miałem żadnych zajęć. Nauka własna nie jest czymś na tyle ważnym, by przedkładać je na spotkania z kimś realnym. Powinienem więcej czasu spędzać między ludźmi. Możesz mnie zaprosić, albo ja ciebie, ale na pewno wypijemy razem kawę i zjemy coś słodkiego, zgoda?- zapytał siląc się na drobne wyznania w tym kierunku. Jednocześnie cały czas monitorował czas, by na pewno wszystko z eliksirem poprawnie się udało. Kiedy minęło równo dwadzieścia minut dodał do kociołka dwie gałązki waleriany. Zamieszał trzy razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, machnął różdżką nad kociołkiem i zostawił by wywar zaparzył się dalej . -Mamy teraz jakieś pięćdziesiąt minut wolnego. Masz jakiś pomysł jak ten czas spożytkować? - zapytał patrząc jej uważnie w oczy. Ciekaw był co też dobrego teraz wymyśli to słodkie, rozkoszne dziewczę.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Zatem był zupełnym przeciwieństwem do niej, choć w tym momencie Tori była jeszcze raczej dziewczyną bez większych trosk, to jej życie powoli szło w stronę przepaści, w którą prawdopodobnie niedługo wpadnie. Na razie jednak jej życie kręciło się wokół zabawy, podrywania facetów (tym bardziej tych, którzy mają bliznę!) i oczywiście przyjaciół. Których było na prawdę sporo ostatnimi czasy i musiała dzielić swój czas między nimi. Teraz jednak Silas miał ją tylko dla siebie - a nawet się o to nie starał. Gdyby rozmowa zeszła na ten temat, pewnie żartobliwie rzuciła by, że go "zaszczyt w dupę kopnął". - Mocno jesteś związany z mugolskim światem nauki, co? - Zagaiła chcąc wiedzieć, czy chodzi tylko o fizykę, czy interesuje go również chemia, biologia. Może matematyka? Wiele mugolskich dziedzin zasługiwało na zgłębienie, rozpoznanie. Jednak cóż, czarodziej w którymś momencie po prostu trafiał do Hogwartu i na tym kończyła się jego znajomość świata mugolskiego. Wszystko trzeba było nadrabiać samemu. Dobrze, że sporo czytała, bo dzięki temu miała jako takie obycie w świecie niemagicznej literatury. Jednak wiele innych spraw były dla niej zupełnie obce. - No tak, zapomniałam że jesteś z wymiany. Tęsknisz za Salem? - Zagaiła zupełnie zapominając, że jeszcze jakiś czas temu kręciło się po szkole mnóstwo uczniów w innych szkół. Część wróciła do siebie, część tu została. Część już nawet skończyła szkołę i teraz pracowali w różnych miejscach. Z roku na rok było jednak coraz mniej uczniów spoza stref przynależących do Hogwartu. Poza nim chyba nie poznała nikogo, albo nie wiedziała, że poznała. - Aaa, faktycznie. Nie pomyślałam o tym - Stwierdziła odnośnie wody, przyglądając się temu co dzieje się w kociołku z zaciekawieniem. Przeniosła wzrok na niego dopiero wtedy, gdy zaczął mówić. I mówić. I mówić. A ona poczuła się dzięki temu dużo swobodniej, bo skoro i on potrafił popaść w słowotok, to nie musiała się wstydzić tego, że i jej się to zdarza. - Zgoda - Odpowiedziała z cichym śmiechem przekrzywiając przy tym głowę. Założyła kosmyk włosów za ucho - Trzymaj się mnie, to będziesz miał lada chwila dość ludzi - Dodała jeszcze chwilę potem, obserwując jak chłopak dodaje do kociołka kolejne rzeczy, zerkając z zaciekawieniem co to jest. Starał się zapamiętać składniki i czynności. Dobrze byłoby umieć kiedyś powtórzyć ten eliksir. Może się przydać. - Rzucimy wszystko i pójdziemy się całować? - Wypaliła szczerząc się do niego, pokazując przez chwilę typową Tori z charakterystycznym dla niej humorem. Natychmiast jednak zerknęła w stronę gramofonu. Hm... Żaróweczka nad jej głową się zapaliła. - Tańczysz? - To był chyba najlepszy pomysł jaki wpadł jej do głowy. Skoro mieli tu przede wszystkim muzykę, to czemu by z tego nie skorzystać?
Silas Clark
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Długie dredy często wiązane na czubku głowy
Podobno przeciwieństwa się przyciągają, ale Silas raczej by się nie czuł w doborowym towarzystwie Vittorii odpowiednio dobrze. Raczej byłby onieśmielony, albo speszony. Bycie rozrywkowym, by dopasować się do otoczenia często było dla niego bardzo trudne i skomplikowane, a także wymuszało na nim ogromne poświęcenie. -Tak, nie do końca pochodzę z rodziny czystokrwistych czarodziejów, jest we mnie tylko pięćdziesiąt procent czystej krwi czarodzieja- oznajmił jakby z dumą nie wstydząc się tego co powiedział. Faktycznie znał sporo faktów z mugolskiego świata, jednakże nie przy każdym w świecie magicznym i w zamku mógł o tym mówić albo też się chwalić. Zapytany o Salem pokręcił przecząco głową. -Tam było dobrze, ale zamknąłem pewien rozdział w życiu, tutaj zaczął się nowy etap. Jednakże ciężko jest jak nie chodzisz z ludźmi od początku do jednej klasy. Długo byłem traktowany jako obcy i odludek, ale teraz już jest lepiej- wyjaśnił cicho, jednakże nie do końca wiedział czy powinien się jej żalić, albo zwierzać ze wszystkich swoich przemyśleń i wspomnień. Może nie była odpowiednią osobą, by słuchać. Nie chciał jednak by jego słowa zostały przekazane dalej. Gdy tylko wspomniał o całowaniu tak jakby odwrócił się na pięcie i po prostu ruszył bez słowa w kierunku poduszek. Nie odpowiedział jej na te słowa, bo też nie wiedział co ma odpowiedzieć. Nie planował nigdy całować się z obcą mu osobą, którą zna może dopiero od około pół godziny. Może powiedziała w żartach i taką miał nadzieję. Matula zawsze mu mówiła, żeby się nie spieszył i że dziewczyna, która chce całować się na pierwszym spotkaniu jest zbyt łatwa w obejściu i szybko się znudzi. Słowa matuli nawet po śmierci były dla niego niczym świętość. Gdy jednak wspomniał o tańcu, uśmiechnął się tylko i skinął głową. -Tak, tango, walc wiedeński, walc angielski... - zaczął po czym zamilkł na moment i pokręcił głową, śmiejąc się - tobie chyba chodziło bardziej o tańce towarzyskie i młodzieżowe tak? - błysnął rzędem białych jak śnieg zębów.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Vitt miała bardzo różne towarzystwo. Bardzo. Były takie wariaty i łobuzy jak Soph, ale też wyjątkowo uroczy i spokojny Adrian - ten zapewne bardziej przypadłby Silasowi do gustu. Nie miała większego problemu w łapaniu kontaktu ani z osobami nieśmiałymi i introwertycznymi, ani z ich wielkimi przeciwieństwami. To też w zależności od swojego dnia mogła równie dobrze napisać do Darrena "chodź, idziemy pić", jak i do Soph "chodź, idziemy coś odwalić" czy do Adriana "chodź, muszę się do kogoś przytulić i pomilczeć". - Moja mama jest półkrwi, ale dużo mocniej związana ze światem mugoli niż magicznym - Odpowiedziała dając mu do zrozumienia, że nie tylko akceptuje taki stan rzeczy, ale też jest jej bardzo bliski. W jej przypadku zabawne było to, że jako niemal czystokrwista czarownica nie mogła być gnębiona za swoje pochodzenie, a z drugiej strony wraz z matką niemal się wyrzekły rodzinie Sorrento, która w Argentynie była poważana w świeci magii i każdy z nich mógł się pochwalić 100% czystością. Może dlatego nie chciała nigdy ich poznać? Dobrze było jej tak, jak jest teraz. - Nie jestem pewna, czy to dlatego, że byłeś nowy. Wiesz... Jesteś bardzo opanowany - a przynajmniej taki się wydajesz. Myślę, że czasem ludzie boją się tych spokojnych, tym bardziej gdy tak jak ja mają w sobie nadmiar energii. Nie chcą, żeby patrzono na nich źle. No a introwertycy do introwertyków raczej nie ciągną sami z siebie - Zaryzykowała i wyraziła mu swoją opinię na temat powodów, dla których mógł być odludkiem. Mógł spokojnie przekazywać jej swoje myśli. Różne plotki chodziły o niej, ale ona sama nie rozsiewała przekazanych jej informacji dalej. Rozumiała, że są rzeczy, które ludzie chcą zachować tylko dla siebie. Sama miała takich mnóstwo, a skoro była przewrażliwiona na punkcie swojej prywatności, to naturalnie szanowała prywatność innych. Gdy się odwrócił miała przez chwilę problem ogarnąć, czy i z jego strony to jest teraz żart, czy na prawdę ma ochotę zwiać wystraszony jej poczuciem humoru. Jednak ten podszedł jedynie do poduszek. To też poczuła jakąś ulgę. Dobrze. Trzymamy humor na krótkiej smyczy, Tori. Natomiast ona nie była kimś, kto na pierwszej randce leci z kimś w ślinę, a to nawet nie była randka. Był w jej życiu może jeden wyjątek, a poza tym? Flirt, droczenie się - nic ponad to. Dużo randkowała, ale na randkach się kończyło. - Jeśli znajdziesz tam gdzieś płytę z utworami nadającymi się do walca, możesz mi pokazać kroki - Zaproponowała zerkając jeszcze raz w stronę gramofonu. To mogło by być ciekawe doświadczenie zważając na to, że dama to z niej nie była, to też nigdy nie czuła potrzeby się takich spraw uczyć. A czemu akurat walc? Bo tango kojarzyło jej się z tańcem pożądania i namiętności, a Silas zdecydowanie nie pasował jej do tego obrazka.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Umówiła się na spotkanie z @Maximilian Felix Solberg, bo od ich ostatniej rozmowy w cztery oczy trochę czasu minęło, a w jego życiu najwidoczniej dość sporo się działo. Nie mówiąc już o tym, że dowiadywała się o wszystkim z plotek krążących po zamkowych korytarzach, a akurat tego sposobu przekazywania informacji bardzo nie lubiła. Puszczała je mimo uszu, chcąc sama dowiedzieć się co i jak z pierwszej ręki, ale jednak coś zostawało w głowie, jeśli usłyszało się jedną rzecz naście razy. Istniało tylko jedno wyjście z tej sytuacji i dlatego też przekroczyła próg popołudniowej komnaty chwilę przed dogadanym czasem. Wolała być wcześniej, niż później. Rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu chłopaka, którego zresztą zaraz dostrzegła i skierowała się w jego kierunku, po drodze z zadowoleniem stwierdzając, że wcale nie było tu tak tłoczno, jak czasem potrafiło być, a poza tym i tak każdy był czymś zajęty. - Dzień dobry kochanie w pokoju - przywitała się z uśmiechem na ustach, który zgasł momentalnie, kiedy zdała sobie sprawę z sensu swoich słów. Na chwilę zamarła i poczuła, jak zaczyna jej się robić gorąco, bo to ewidentnie nie było to, co chciała powiedzieć. Okay, nie było jeszcze tragicznie i pewnie zaraz obrócą to w żart, jak to mieli w zwyczaju. - Niechaj to nic nie znaczy, daj sobie wytłumaczyć - odezwała się znowu, zanim w ogóle Max zdążył jakkolwiek zareagować i otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Co to miało znaczyć? Doskonale znała te słowa i wiedziała, że pochodzą one z piosenek Marleigh Hazelton, ale dlaczego wychodziły teraz z jej ust i nie mogła nic normalnie powiedzieć? Przecież jeszcze godzinę temu wszystko było w jak najlepszym porządku. Czy to jakiś czas rzucony na tę komnatę? Dobrze, że przynajmniej nie zaczęła śpiewać, bo tego by była chyba za dużo. - Bierz mnie, zanim mi to minie - powiedziała, jakby chciała zobaczyć, czy tym razem będzie to coś normalnego. No tak, zaiste tak właśnie było - przecież przyjaciółka wyskakująca do przyjaciela z takim tekstem to codzienność. Zaczęła się śmiać z całej sytuacji, bo nie miała zielonego pojęcia co lub kto za tym stoi i tym samym nie potrafiła pozbyć się tego efektu, jeśli mogła tak to określić. Zresztą niech zostanie, zaczynało się robić coraz ciekawiej, a śmiech na pewno im nie zaszkodzi. Pytanie tylko, na jak długo tak zostanie, bo jakoś nie widziało jej się odpowiadać nauczycielom tekstami piosenek Marleigh.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Dla nikogo nie powinien być zaskoczeniem fakt, że panna Yuuko Kanoe oprócz szlifowania swoich umiejętności gry na instrumentach stale rozwijała także swoje zdolności wokalne. Tym razem jednak zamiast skupiać się na czystym wokalu i ćwiczeniach gamy oraz tego jak najlepiej wyciągać wysokie tony postanowiła postawić na coś zupełnie innego. Rap. Dotychczas nie miała zbytnio kontaktu z tą formą wokalną, ale stwierdziła, że powinna sobie jakoś z nią poradzić. Przede wszystkim skupiła się na przeprowadzeniu ćwiczeń oddechowych oraz ćwiczeniach dykcji. Część z nich była dosyć nietypowa bo obejmowała chociażby próby jak najwyraźniejszego wymawiania słów z korkiem od wina między zębami. Póki jednak działało nie było na co narzekać. Tekst, na którym miała pracować przygotowany był w jej ojczystym języku, który według niej o wiele lepiej nadawał się do pracy nad rapem. Krótkie i regularne sylaby w japońskim były o wiele łatwiejsze do wymówienia i zachowania odpowiedniego rytmu niż sylaby o różnych długościach, które można było napotkać w angielskim. Przez długi czas studiowała linijki tekstu zapisanego na kawałkach pergaminu, starając się go jak najlepiej zapamiętać i dopasować jakoś do melodii, która miałaby mu towarzyszyć. W głowie już nawet dokonywała odpowiedniego podziału, starając się nadać swoim słowom odpowiednie tempo i dbając o to, by każda z sylab dopasowana była do odpowiedniego taktu. Nie mogła jednak sprawiać wrażenia jakby to wszystko było wymawiane mechanicznie i sztucznie. W końcu jednak znalazła nieco czasu, by móc przećwiczyć cały utwór w całości, a nie jedynie we fragmentach. I to przy asyście muzyki. W tym celu znalazła sobie przyjemne i odosobnione miejsce w szkole, w którym mogła się rozsiąść i prowadzić swoje ćwiczenia. Wpierw musiała wczuć się w rytm muzyki, która popłynęła z przenośnego gramofonu. Wystarczyła krótka chwila, by mogła dostosować się do podkładu. Wyraźny beat dawał jej wskazówki, co do tego w jakim tempie powinna rapować kolejne słowa i jak je akcentować. Musiała jedynie dobrze się wpasować w niezwykle rytmiczny podkład, który okazał się niezwykle pomocny. Nie wiedziała jednak, co byłoby w momencie, gdyby nie miała do dyspozycji słów, które składały się z prostych i krótkich sylab, które sprawiały, że o wiele łatwiej było jej utrzymać odpowiedni rytm ze względu na czas, który był potrzebny na wypowiedzenie ich. Zdecydowanie tutaj musiała się pilnować o wiele bardziej, by się nie pogubić i niepotrzebnie nie przedłużyć dźwięku, gdy nie było to konieczne. Odpowiednia kontrola oddechu również była kluczowa w tym wszystkim, bo dzięki niemu mogła bez przeszkód kontynuować swoje zadanie i nie robić niepotrzebnej pauzy. Musiała pozostać ponadto w jednym tonie. Nie miała większego pola manewru jeśli chodziło o wykazanie się wokalne. Niemniej wcale nie ułatwiało jej to tego wszystkiego. Była naprawdę pod wrażeniem osób, które potrafiły rapować w szybszym tempie i wypowiadać wszystko niezwykle wyraźnie, nie gubiąc tempa oraz nie dopuszczając do tego, by poplątał im się język. Dopiero, gdy utwór dobiegł końca podniosła się z zajmowanego miejscai zebrawszy swoje rzeczy, skierowała się do wyjścia.
Przygotowuję sobie wszystko do warzenia eliksiru a potem największe rzeczy zmniejszam zaklęciem i po kolei umieszczam w torbie. Powoduje to, że może i jestem w stanie się z tym zabrać, ale ledwo to niosę, nawet jeśli na pierwszy rzut oka mój bagaż wcale nie wygląda na ciężki. Ale kociołek, palnik czy różne przyrządy do rozgniatania i krojenia najróżniejszych składników swoje ważą. Jakieś mroczne siły podpowiedziały mi, żeby umówić się z @Christina Grim aż na szóstym piętrze i dopiero gdzieś na pierwszym przypominam sobie, że skoro jestem czarownicą i mogłam część przedmiotów zmniejszyć, to teraz za pomogą różdżki jestem też w stanie je lewitować. Dalszą drogę pokonuję więc całkiem sprawnie a na pewno mniej się denerwując, chociaż tyle schodków samych w sobie to i tak niezły trening. - Nie wiem czy to jest takie znowu najlepsze miejsce... - Zaczynam wyjaśniać Christinie jeszcze trochę zdyszana, więc co trzecie słowo muszę nabrać powietrze w płuca, żeby nie paść z wyczerpania. - Ale nie mogłam znaleźć żadnej dostatecznie przytulnej, nieużywanej sali lekcyjnej. Jestem przekonana, że musiały się gdzieś przede mną poukrywać. - Wzdycham niby to bardzo przejęta, bo kto powiedział, że drzwi nie mogą w Hogwarcie zmieniać miejsc podobnie jak robią to bez przerwy schody? - Jak coś nabrudzimy to najwyżej trzeba będzie użyć trochę magii, żeby posprzątać. Wchodzimy do komnaty i wedle mojego życzenia, kolor ścian i dywanu natychmiast zmienia się na butelkową zieleń. To bardzo sprzyjający kolor do robienia eliksirów, a przede wszystkim ślizgoński - chyba mój ulubiony. Zaczynam rozstawianie swoich sprzętów na jakimś stoliku z boku pomieszczenia, prosząc Christi o pomoc w przywróceniu wszystkiego do naturalnego rozmiaru. - Jak tam w ogóle plany na święta? - zagaduję, wyjmując przy tym ostrożnie składniki i sprawdzając czy wszystkiego jest tyle ile nam potrzeba.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Kryśka w sumie orłem z eliksirów nie była, ale lubiła ten przedmiot, więc pomysł uwarzenia eliksiru z Sophie przypadł jej do gustu. W końcu podszlifowanie zdolności jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło. Gdy zbliżała się umówiona godzina, Grimowa wypełzła z dormitorium i ruszyła do odpowiedniej sali. Ślizgonka miała zająć się przygotowaniem wszystkiego, co było do uwarzenia tego eliksiru potrzebne, więc Christi właściwie nie musiała się przejmować tym, że czegoś zapomni. Nawet drogi długiej nie miała, bo umówiły się w sali na szóstym piętrze, gdzie miała dosyć blisko z gryfońskiej przystani. - W sumie to się nie znam na tych wszystkich salach, więc zaufałam twojemu wyborowi - odpowiedziała Kryśka z lekkim uśmiechem, gdy spotkały się na korytarzu. Ona sama była przyzwyczajona do codziennego łażenia po schodach, ale rozumiała, że Ślizgonka mogła po tej wspinaczce czuć się nieco zmęczona. - W tej szkole nie takie rzeczy się działy, więc wszystko możliwe. Ukrywające się drzwi wcale nie brzmią niedorzecznie - zauważyła Christina, uśmiechając się szerzej i kiwając głową. Nie było co zaprzeczać - Hogwart zwykłą szkołą nie był. Już same poruszające się schody były niecodzienną atrakcją. - Damy radę. Zaklęcie czyszczące mi wychodzi raczej bez problemów - powiedziała z zadowoleniem. Zielony wystrój sali nie przeszkadzał jej wcale. Kryśka należała do tych osób, dla których podział na Domy czy krążące stereotypy nie miały większego znaczenia. Podeszła do Ślizgonki i zaczęła jej pomagać w wyjmowaniu sprzętów i przywracaniu im normalnych rozmiarów. Na szczęście zaklęcie powiększające również znała całkiem dobrze. - Pewnie spędzimy je w domu. Właściwie to nie wiem jeszcze - odpowiedziała po chwili. - A ty co planujesz? - zapytała, uśmiechając się do Sophie. Gdy zobaczyła składniki, przypomniała sobie i zrzutce na nie. - O właśnie - mruknęła i wyjęła z kieszeni umówione 10 galeonów, podając je dziewczynie.
We dwójkę przywracanie przedmiotów do oryginalnych rozmiarów idzie nam sprawnie, więc już po paru minutach wszystko jest gotowe do działania. - Jedno z najbardziej przydatnych. - Dodaję z uśmiechem, co prawda nie pamiętając już czasów kiedy byłam tak młoda, żeby nie umieć tego zaklęcia (w rodzinnym domu, z racji na ciągłe rzucanie czarów przez rodziców, mi używanie różdżki uchodziło na sucho), ale mając spore doświadczenie ze szkolnymi szlabanami, a co za tym idzie, doskonale wiedząc jak ciężko jest czyścić puchary w Izbie Pamięci i albo podłogę w łazience jedynie przy użyciu niemagicznych środków czystości... bardzo trudno. Biedni mugole. - Właściwie to piłaś kiedyś eliksir euforii? Mam wrażenie, że robi się go na lekcji ale nigdy nie próbuje - mówię, oburzona trochę tym, że tyle moich lekcyjnych wywarów... właściwie co? Nawet nie wiem co się z nimi dzieje, ale na pewno ich po poprawnym uwarzeniu nie dostaję. - Więc co ty na to, że po jego zrobieniu sprawdzimy czy na pewno działa jak trzeba? - Jestem bardzo pewna swego i przecież musi działać odpowiednio, ale wmawiam sama sobie, że to wszystko będzie w ramach nauki. Kiedy już przybory są gotowe, a składniki tylko czekają na pokrojenie, ustawiam kociołek, nalewam do niego wody Aguamenti i zapalam palnik pod spodem, żeby powolutku jego zawartość mogła się podgrzewać. Wrzucam też od razu glicynę, żeby zagotowała się w wodzie, po czym biorę figę i mały nożyk, żeby móc ją obrać i pokroić na odpowiednie kawałeczki. - Częstuj się - wskazuję Christinie wszystko co przyniosłam a teraz już jest przygotowane. - Ja jak się okazało jadę do mojego nowo poznanego kuzyna. Dopiero się dowiedziałam, że go mam i zaprosił nas z Lucasem do siebie - opowiadam, nie wdając się jakoś bardzo w harpie szczegóły tego poznania. - I w sumie bardzo się cieszę, u mnie w domu nie było najprzyjemniej. A ty lubisz święta? - dopytuję, biorąc od gryfonki galeony i chowając do kieszeni.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Przywracając wszystkim przedmiotom i składnikom normlane rozmiary, Kryśka przyglądała się uważnie każdemu z nich. Zamierzała zacząć przykładać się do eliksirów, więc dokładniejsze zapoznanie ze składnikami na pewno by jej nie zaszkodziło. - Fakt. Choć Accio jest chyba najprzydatniejsze - skomentowała jeszcze ich rozmowę na temat zaklęć, uśmiechając się pod nosem. Mówiła to z pełnym przekonaniem - w końcu każdy leń, a już na pewno ona sama, doceniał dobrodziejstwo tego zaklęcia, dzięki któremu nie trzeba było się wysilać i podnosić z łóżka, żeby mieć pod ręką coś do jedzenie czy coś równie przydatnego. Doceniała je również dlatego, że przez niski wzrost nie dosięgała do wielu półek, ale dzięki Accio mogła sobie w większości sytuacji z tym problemem poradzić samodzielnie. - Nie, nie przypominam sobie, żebym go piła - odpowiedziała Christi po krótkim zastanowieniu. Właściwie nigdy jakoś szczególnie nie zastanawiała się, co dzieje się z próbkami uwarzonych przez nich na lekcjach eliksirów. A kwestia właściwie była dosyć interesująca... - Czemu nie. To może być ciekawe - przystała z entuzjazmem na propozycję, jakoś nie przejmując się chwilowo tym, że może im coś nie wyjść, przez co magiczny wywar może mieć jakieś inne skutki uboczne. Trochę zaślepiała ją ciekawość, jakie odczucia towarzyszą człowiekowi po spożyciu tego właśnie eliksiru. Gdy zaczęły przygotowywać miksturę, Kryśka ponownie zaczęła przyglądać się składnikom. Wzięła do rąk kolejny. Tego eliksiru jeszcze nie znała, wiec wolała nie robić samowolki, żeby czegoś nie zepsuć. - To żądło żądlibąka, nie? - zapytała, przyglądając się składnikowi. - Trzeba je wrzucić od razu czy później? - O, to chyba będziesz miała ciekawe święta - powiedziała, gdy usłyszała o kuzynie dziewczyny. - Tak, w sumie są okay. Choć wolałam je spędzać w starym domu - odpowiedziała, marszcząc brwi. Święta bez ojca już nie były takie same jak dawniej.
- Na pewno będzie super! - Klaszczę, kiedy Christi przystaje na moją propozycję. Chcę już jak najszybciej zrobić eliksir, żebyśmy tylko mogły go zaraz spróbować. - Założę się, że Dear potem zbiera te eliksiry i sama ich używa... Albo wiem! Sprzedaje je w swoim sklepie. Przecież oni, Dearowie, mają sklep w Dolinie Godryka, nie? Okropne tak wykorzystywać utalentowanych uczniów... - Ostatnie zdanie mruczę pod nosem, mając na myśli oczywiście samą siebie, bo nie wątpię, że moje eliksiry (w większości przypadków) nadają się do sprzedania, bo są tak idealnie przyrządzone. Może zamiast sprzedawać miotły w Scopie powinnam zabrać się za sprzedaż eliksirów? - Hmmm tu masz przepis. Chwila... gdzieś tu był. - Kartkuję notes z przepisami, które są powypisywane przeze mnie własnoręcznie. Są to eliksiry, które już umiem przyrządzić, albo ewentualnie chcę się nauczyć w niedalekiej przyszłości, więc na razie zbieram niezbędną teorię. Wszystko jest tam ładnie rozpisane, czasem dodaję jakieś mądre wskazówki. Rysunków raczej nie ma, bo nie mam takich zdolności, ale zdarzają się wklejone z Proroka ruszające się obrazki kociołków albo czegoś tego typu. 1. Uzupełnić kociołek wodą i wsypać glicynę błyskawiczną. 2. Kiedy woda się zagotuje, dodać drobno pokrojoną i obraną ze skórki figę. 3. Wrzucić poszatkowany lubczyk i zamieszać 2 razy w prawo. 4. Po 10 minutach gotowania zamieszać 3 razy w ledwo i raz w prawo i od razu dodać sproszkowane żądło żądlibąka. 5. Kiedy eliksir przybierze różową barwę, dodać 5 łyżeczek miodu trzminorka. 6. Po kolejnych 15 minutach gotowania, eliksir powinien zmienić barwę na pomarańczową. Należ wtedy wyłączyć ogień pod kociołkiem i kiedy temperatura spanie do 70 stopni - dodać 10 kropel olejku migdałowego. - No. Czyli najpierw jeszcze lubczyk. - Przelatuję tylko szybko wzrokiem po literkach, żeby przekonać się, że wszystko dobrze pamiętam i podaję go gryfonce, bo jej bardziej jest potrzebny. Zajmuję się do końca figą i kiedy widzę, że już woda się gotuję to dodaję ją do kociołka. - Chcesz ogarnąć ten lubczyk? A ja bym już się zajęła żądlibąkiem bo zdaje się, że trzeba go jeszcze rozgnieść... - I szukam moździerza w tym całym swoim bałaganie. - Myślę, że bardzo. Eskil jest taki podekscytowany i ja w sumie też. To będzie coś zupełnie innego. - Uśmiecham się radośnie na myśl o nadchodzących świętach. - A u ciebie kto będzie? - pytam, nie chcąc poruszać smutnych tematów, zapewne wiem coś na temat tego co się stało z domem gryfonki, w końcu ciężko było nie zauważyć jej nieobecności w zeszłym roku.
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
- Tak, mają tam sklep - potwierdziła informację, bo jakoś niedawno usłyszała rozmowę dwóch uczniów o tym właśnie lokalu. - Serio myślisz, że je tam sprzedaje? Moim zdaniem to ryzykowne, bo te eliksiry mogą być trefne. W końcu nie wszystkim uczniom wychodzą one dobrze. Ja myślę, że jakoś dziwnie je testuje - podzieliła się swoimi przemyśleniami. W końcu nauczycielka jakoś musi sprawdzić, który eliksir jest wykonany w miarę poprawnie, a który tylko dobrze wygląda, a działa bardzo odmiennie od założeń. Bo chyba nie zawsze da się to określić gołym okiem, nie? - O, chyba też powinnam pomyśleć o takim notesie - powiedziała, przyglądając się notatnikowi Ślizgonki. W końcu zamierzała trochę bardziej przyłożyć się do eliksirów, więc takie własnoręczne przepisywanie receptur na pewno wbiłoby jej do głowy trochę wiedzy. Niestety, Kryśka jeszcze nie zdołała się zmotywować do takich poczynań, ale kto wie? Może po tym spotkaniu z Sophie coś się w końcu zmieni? Przeczytała przepis, notując sobie w pamięci najistotniejsze informacje. Teoretycznie przepis nie był aż tak skomplikowany, ale dla Kryśka, która jeszcze nie miała styczności z tą recepturą, wolała nie zakładać niczego z góry. W eliksirach wystarczyło naprawdę niewiele, by całkowicie zepsuć warzoną właśnie miksturę, a już zwłaszcza wtedy, gdy po raz pierwszy się ją sporządzało. Glicyna, figa, lubczyk, żądło, miód, olejek migdałowy. Całkiem przyjemny skład. Nic dziwnego, że ten eliksir wywoływał euforię. - No pewnie, zajmę się nim - odpowiedziała z uśmiechem, biorąc od dziewczyny lubczyk, a podając jej żądło. Wzięła nóż i zaczęła kroić roślinę najlepiej jak umiała. Nie chciała, żeby przez jej nieudolność eliksir im nie wyszedł. Gdy już pokroiła lubczyk, podała go Ślizgonce. - Mama, Severinus, ja. Nie wiem, czy będzie ktoś z dalszej rodziny. Choć i tak będzie lepiej niż w zeszłym roku - dodała z cichym westchnieniem. Poprzednie święta były… kiepskie. Mamuśka była całkiem rozbita po śmierci ojca i w ogóle ciężko było nazwać ten czas świętami. - Eskil? Taki blondyn? - zapytała, gdy po chwili skojarzyła znajome imię. Do tej pory wzdrygała się na wspomnienie tego, jak chłopak wpada do wody.