Na szóstym pietrze znajduje się sala wielkości klasy i kawałek więcej. Nie ma określonego koloru,gdyż każdy uczeń który do niej wejdzie może zmienić kolor miękkiego dywanu i ścian na jakikolwiek sobie wymarzy.Na północnej i południowej ścianie znajdują się dwa wielkie okna, na których parapecie spokojnie mieszczą się dwie osoby. Na czas imprez które często odbywają się w tym miejscu okna można zasłonić wielkimi zasłonami,przez co w pokoju zapada przyjemny półmrok. W jednym z rogów mieści się gigantyczna narożna kanapa,a po podłodze w niewielkich kupkach są porozrzucane kolorowe poduszki. Na pięknej drewnianej szafce stoi różowy gramofon,a w szufladzie można znaleźć całą kolekcje płyt gramofonowych poczynając od klasyki a kończąc na ciężkich brzmieniach. Uczniowie uwielbiają spędzać tu czas,i organizować imprezy.
Autor
Wiadomość
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
To pytanie było po prostu idiotyczne. Niby dlaczego miałbym jej dać spokój. Była najpiękniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widziałem, nie wyobrażałem sobie by teraz odpuścić. – Nie bądź głupia, miałbym to zrobić żeby ktokolwiek inny mi cię zabrał? – zapytałem. Nie potrafiłem sobie przypomnieć po co tutaj przyszedłem, kiedy patrzyłem na Lottę cały świat przestawał istnieć, liczyła się tylko ona. Powoli do niej podszedłem i ukucnąłem przy jej siedzącej sylwetce. – Może ty mi wyjaśnisz dlaczego taka dziewczyna jak ty miała zamiar siedzieć tu całkiem sama? Przygryzłem wargę, dawno nie czułem się tak zamroczony. Naprawdę nie wiedziałem co się ze mną działo. Poczułem wielką potrzebę chronienia tej dziewczyny, chciałem by przy mnie czuła się bezpieczna, by to mi zwierzała się ze swych problemów i trosk. – Hej, spokojnie, nieważne co się dzieje, będzie okej. – powiedziałem i niewiele się zastanawiając wziąłem ją w objęcia. Gdy ona była smutna czułem się tak jakby walił mi się cały świat. Jedyne czego pragnąłem to jej szczęścia, a w tej chwili przede wszystkim chciałem, by łzy, które kreśliły mokre ścieżki na jej policzkach zniknęły. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem jej w oczy mając nadzieję cokolwiek z nich wyczytać.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Coś poszło nie tak? Dobrze wiedziałam jak powinno zadziałać veritaserum, więc jego zachowanie zwyczajnie mnie zaskoczyło. Cooo? Czy on serio mówił, że nie chce, żeby ktokolwiek inny mu mnie zabrał? William ukucnął obok mnie i patrzył na mnie w sposób dotąd mi nieznany - trochę pożądliwie, trochę wyczekująco, a trochę...czule? Przeraziłam się nie na żarty. Dopiero po kilku chwilach dotarło do mnie co się stało. Czy ja pomyliłam fiolkę? Kurwa, Lotta Hudson, ty pieprzona idiotko. Zamiast dolać do herbaty Krukona odrobinę veritaserum, dodałam amortencji - w tym półmroku musiałam zwyczajnie pomylić fiolki. Miałam niemal stuprocentową pewność, że nie mam przy sobie antidotum na ten eliksir, więc miałam dwa wyjścia - albo uciec przed Willem i gdzieś się schować dopóki substancja nie straci działania albo zostać tu i liczyć się z konsekwencjami mojej pomyłki. Sposób, w który wypowiedział te słowa sprawił, że z trudem powstrzymałam łzy - uczucia, które tak skrzętnie odpychałam zaczęły docierać do mnie ze zdwojoną siłą. Wiedziałam, że to iluzja, a mimo to jakaś totalnie pieprznięta idiotka zapytałam cicho: - Kto miałby Ci mnie zabrać? Ponownie się rozpłakałam. Po cholerę to mówiłam? Miałam świadomość, że w tym stanie William nie wie co się dzieje, że pewnie wydaje mu się, że jestem centrum wszechświata. Wiedziałam, że muszę pohamować moją nieodpowiedzialność, więc na następne pytanie odpowiedziałam mu przez łzy: - Nie chciałam płakać przy ludziach. Nagle objął mnie, a ja poczułam mieszankę rozpaczy i ulgi. Poczucie iluzoryczności tej chwili dotykało mnie bezlitośnie, ale mimo to jego ramiona dawały mi nieznane dotąd poczucie bezpieczeństwa. Powinnam uciec, ale byłam głupia i słaba - zabrakło mi siły by podjąć taką decyzję. Zamiast tego płakałam Krukonowi w ramię - trochę z rozpaczy, a trochę ze zwykłej, ludzkiej bezsilności, a on szeptał mi słowa pocieszenia. Po chwili nasze spojrzenia się spotkały. Zupełnie go nie poznawałam - czy gdyby nie ukrył siebie za zimną otoczką bólu byłby właśnie taki? Kochający, dobry, czuły? Dotknęłam palcami jego twarzy. Wiedziałam już, że nie ma żadnych szans, żebym stąd wyszła. Pomyłka jaka się dokonała była bardzo nieszczęśliwa, ale postanowiłam wziąć na klatę zarówno korzyści, jak i konsekwencje zaistniałej sytuacji. Z jednej strony troszkę odgrywałam się na Calumie - za to, że był puszczalską szmatą (przynajmniej w moim mniemaniu) przespał się z Devi, z drugiej jednak korzystałam z okazji by chociaż chwilę poczuć ze strony Williama odrobinę czułości, bo wiedziałam, że nie mam co liczyć na to, że taka sytuacja jeszcze kiedyś się powtórzy. Jasne, wykorzystywałam go teraz w podły sposób, ale starałam się zagłuszyć wyrzuty sumienia powtarzając sobie, że on nie był wcale lepszy. Chwyciłam jego twarz w obie dłonie i szepnęłam: - Przepraszam. Wiedziałam, że nic z tego nie zrozumie. On czuł do mnie silną iluzję miłości, a ja zabeczana przepraszałam go za coś o czym nie miał pojęcia. Musiałam to jednak powiedzieć by chociaż minimalnie zagłuszyć sumienie. Spojrzałam mu w oczy gotowa na wszystko.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Hudson sprawiała, że moje serce pragnęło wyskoczyć z piersi. Chciałem je sobie wyrwać i jej podarować. Zrobić wszystko, by poczuła się lepiej, by poczuła, że jest dla mnie najważniejsza. To było nienormalne, nienaturalne, ale tego właśnie pragnąłem. – Chociażby ten idiota od Dearów, który się wiecznie przy tobie kręci. – odparłem i spojrzałem jej w oczy z nietypową dla mnie tkliwością. Uczucie, którym ją darzyłem było tak intensywne, że nawet nie próbowałem z nim walczyć. Nie widziałem takiej potrzeby. Zresztą doskonale zdawałem sobie sprawę, że tę walkę bym przegrał. Nie było sensu walczyć z czymś z czym nie miało się szans. Istne szaleństwo, nie pojmowałem swoich odczuć, ale tylko one się liczyły. Przestałem zwracać uwagę na cokolwiek innego. Gdy tylko spojrzałem na dziewczynę czułem się tak jakbym upadł, a siła upadku spowodowała utratę tchu. To było jak jazda na rollercoasterze bez trzymanki. Nie wiedziałem gdzie to mnie zaprowadzi, dokąd zmierzam, ale to się nie miało znaczenia. Ważna była tylko i wyłącznie dziewczyna w moich objęciach. – Kochanie... Łzy mają moc oczyszczania, powinnaś w to wierzyć. – odparłem pragnąc jakkolwiek ją pocieszyć. Moje serce pękało z na milion kawałków z każdą jej łzą. Gdy kolejna zaczęła spływać po policzku Lotty, otarłem ją kciukiem zanim zdążyła spaść na ziemię. Widziałem ból w oczach Krukonki, ból którego nie pojmowałem. Nie wiedziałem czym jest spowodowany, ale paradoksalnie miałem ochotę zniszczyć wszystko co go wywołało. Patrzyłem w jej piękne oczy z taką namiętnością, nawet sam nie sądziłem, że jestem do tego zdolny. Zmarszczyłem brwi gdy usłyszałem słowo, które błagało o moje wybaczenie. Nie miałem czego jej wybaczać. Była idealna, bez żadnej skazy, czysta. Założyłem jej za ucho kosmyk opadających na twarz włosów wciąż patrząc w jej oczy. – Nie przepraszaj mnie. Kocham cię całym sercem, będę kochał aż do śmierci, a jeśli potem jest jakieś życie, w nim również będę darzył cię miłością. – powiedziałem. Oddałem jej się na tacy. Mogła zrobić ze mną co tylko chciała, byłem na każde jej słowo. Pragnąłem być dla niej wszystkim, całym światem tak jak ona była dla mnie. Nieważne było to czy czuła to samo. Moje uczucie kompletnie mnie zaślepiło. Złożyłem na jej wargach czuły pocałunek. Nie był nachalny, zbyt mocny. Jej usta były miękkie, delikatne jak cała jej postać. Lekko się uśmiechnąłem. Usiadłem na kanapie jednocześnie przyciągając do siebie dziewczynę tak, że siedziała mi na kolanach. Schowałem jej dłonie w swoich. Emocje były zniewalające, byłem niewolnikiem miłości i troski o Lottę. Moim punktem honoru było ją chronić. Bronić przed całym złem świata. Wiedziałem, że pozwolę sobie przejąć na siebie cały jej ból. Nie liczyło się bowiem to co ja będę czuł, to ona powinna być zupełnie wolna od całej udręki otaczającego nas świata.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Gdy wspomniał o Calumie moje sumienie znów się obudziło - zastanawiało mnie na ile robię to co robię z powodu złości na mojego przyjaciela, a na ile z powodu realnych odczuć względem Williama czy chociaż czegoś tak banalnego jak ludzkie pożądanie. Krukon patrzył na mnie jak nikt dotąd - potwornie cierpiałam wiedząc, że to spojrzenie jest fałszywe, bo trudno ukryć, że całe życie marzyłam by ktoś spojrzał na mnie w taki sposób. Każda otarta przez Krukona łza stawała się powodem następnej. Jego wyznanie bolało mnie jeszcze bardziej niż dotyk i spojrzenie. Co ja najlepszego zrobiłam? Wsłuchiwałam się w wypowiadane przez niego kłamstwa, w które on w tym momencie wierzył i czułam się jak ktoś potwornie zły. W końcu odpuściłam - nie miałam zamiaru mu nic mówić, bo wciąż nie byłam pewna co takiego do niego czuję, po za tym wiedziałam, że większość wspomnień z tego wieczoru będzie nienaruszona dlatego nie chciałam by zapamiętał, że coś takiego mu powiedziałam. Miałam świadomość, że jutro obudzi się i będzie znowu oschłym, zimnym Williamem, więc nie chciałam dawać mu przewagi - jeśli zorientuje się do czego doszło będzie chciał się za wszelką cenę zemścić. Gdybym myślała logicznie to już dawno bym stąd uciekła, ale byłam zbyt roztrzęsiona - zarówno sytuacją z Calumem, jak i tym do czego tutaj doszło, więc siedziałam bezczynnie oddając się Willowi. Trudno, będę żałować. Uciszyłam go - zwyczajnie nie byłam w stanie słuchać tych fałszywych wyznań. Wziął mnie na swoje kolana, a w jego objęciach czułam się tak bezpiecznie. Pocałował mnie z czułością na jaką pewnie nigdy by się nie zdobył gdybym nie eliksir. Zawiesiłam ręce na jego szyi i wpiłam się w niego dużo mocniej - tak jakby to był nasz ostatni pocałunek. W gruncie rzeczy wszystko na to wskazywało - byłam niemalże pewna, że gdy jutro się obudzi i eliksir przestanie działać chłopak momentalnie mnie znienawidzi za to co tutaj się stało. Na moment się od niego odsunęłam by szepnąć: - Zostań ze mną jeszcze chwilę. Nie zamierzałam prosić go o wiele, chociaż wiedziałam, że w tym konkretnym momencie zgodziłby się na wszystko - chciałam tylko jeszcze jedną chwilę nacieszyć się jego obecnością. Moje usta znów do niego przylgnęły, a ja wyrzuciłam na moment z głowy wszystkie wyrzuty sumienia. Pomyślę o tym potem.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Czułem się tak jakby jej smutek był moim smutkiem. Pocałunek był słony, tak samo jak słone były jej łzy. Nie rozumiałem jej rozpaczy i słów które do mnie kierowała. Straciłem poczucie czasu, mógłbym siedzieć z dziewczyną w ramionach w nieskończoność. Głaskałem ją delikatnie po głowie i szeptałem słowa pocieszenia. Nieważne dlaczego płakała, bolał mnie sam fakt, że to w ogóle miało miejsce. Chciałem jej ulżyć, sprawić, by poczuła się lepiej. Wiedziałem, że istnieje tylko jedno wyjście żeby tak się stało. Położyłem na jej policzki swoje dłonie, a na usta złożyłem długi pocałunek. Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej do siebie. Odległość między nami praktycznie nie istniała. Włożyłem w czynność wszystkie swoje uczucia. Jako że oprócz dziewczyny nie interesowało mnie nic innego, każda moja emocja była jej oddana. - Zostanę z tobą na zawsze. Zacząłem kreślić mokrą drogę pocałunków od jej ust, przez szczękę, aż do obojczyka. Tylko po to, by zaraz potem wrócić do jej ust i namiętnie pocałować. Mimo, że było to już niemożliwe, przyciągnąłem ją jeszcze mocniej do siebie. Nie dzielił nas nawet milimetr. Moje chłodne dłonie błądziły po jej plecach, wsunąłem je pod ubranie dziewczyny. Była moim ósmym cudem świata, chciałem, by ta chwila trwała w nieskończoność. Nasze pocałunki były intensywne, każdy kolejny coraz mocniej. Chciałem sprawić, że zapomni o całym bożym świecie. Spojrzałem jej po chwili w oczy, a kiedy wciąż widziałem w nich smutek, zmarszczyłem brwi. Złożyłem delikatny pocałunek na jej czole. - Skarbie nie bądź smutna. Zrobię wszystko byś poczuła się lepiej. Naprawdę tego chciałem. Wystarczy jej jedno słowo, a ja uczynię o cokolwiek poprosi.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Mój instynkt samozachowawczy przestał walczyć o moje przetrwanie - wyrzuciłam myśli dotyczące tego, że to co się dzieje nigdy nie powinno zaistnieć, starałam się tak samo postąpić z myślami dotyczącymi zemsty na Calumie, jednakże odrobina gniewu wciąż we mnie pozostawała i podtrzymywała moje postanowienie o tym, żeby stąd nie uciekać. Mimo wszystko najbardziej dominującym uczuciem był ból spowodowany świadomością, że cała ta sytuacja w gruncie rzeczy była zwykłą iluzją. - Nie musisz na zawsze, chcę Cię chociaż dzisiaj. - szepnęłam zgodnie z prawdą. Byliśmy spleceni w niemożliwie bliskim uścisku, nie dzieliła nas niemal żadna przestrzeń, a mimo to instynktownie pragnęłam być jeszcze bliżej. William błądził po mojej twarzy i szyi ustami, a ja oddychałam coraz szybciej. Czułam się głupio z tym, że nie odwzajemniałam jego pieszczot z takim zaangażowaniem co on, ale zwyczajnie nie miałam tyle odwagi co on. Pewnie gdybym była tak otumaniona byłabym zupełnie inną osobą, ale obecnie mimo silnych emocji nie byłam w stanie być tak rozluźniona jak Will. Hamulce trochę puściły, gdy Krukon wsadził mi ręce pod koszulkę. Jego zimne i delikatnie palce gładzące moje plecy wywołały dreszcze na całym ciele. Nasze pocałunki były pełne niesamowitej pasji. Po chwili przerwał pocałunek by spojrzeć mi w oczy. Zmusiłam się do uśmiechu i otarłam łzę z policzka. - Nic nie możesz zrobić - szepnęłam - Ale bądź dzisiaj cały mój, proszę Głaskałam jego włosy patrząc w zaszczepioną w jego oczach iluzję uczucia.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Patrzyłem w jej oczy z nieskrywanym uczuciem. To było niesamowite, czułem się jak w niebie, niczym w Edenie. Wiedziałem, że przeżywam najpiękniejsze chwile w moim życiu. Gdy tylko pomyślałem, że kiedyś będę musiał zostawić Lottę chociaż na minutę, zadrżałem. Nie chciałem, by ten moment nadchodził, nigdy. Położyłem dłonie na policzkach dziewczyny i spojrzałem jej głęboko w oczy. – Jestem twój, słońce. – powiedziałem i wpiłem się w jej usta. Wplotłem dłonie w jej długie, blond włosy. Całowałem łapczywie, zachłannie i namiętnie. Uczucie mnie wypełniało, nie czułem niczego więcej niż miłość do Hudson. Tylko ta emocja się liczyła, nic innego. Zszedłem ustami na jej szyję i lekko się przyssałem, a gdy się odsunąłem na jej skórze widniał czerwony ślad, który lekko pocałowałem. – Teraz wszyscy będą wiedzieli, że jesteś moja. – powiedziałem, a moje usta rozciągnął zadziorny uśmiech. Ponownie złożyłem pocałunek na jej pełnych, malinowych wargach. Tym razem jednak zrobiłem to czule. Włożyłem w czynność całą moc uczucia. Zjechałem rękoma niżej. Zatrzymałem się na pośladkach dziewczyny i je lekko ścisnąłem. Odsunąłem się lekko i przygryzłem wargę patrząc na Hudson. Nie mogłem uwierzyć, że jest całkiem moja. Była najpiękniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widziałem. – Kocham cię. – wyszeptałem.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Całowaliśmy się zachłannie, a ja wciąż nie miałam go dosyć. Dotykał mnie, bawił się moimi włosami, całował, ale przede wszystkim był przy mnie. Oplotłam go nogami by być jeszcze bliżej, ale na niewiele to się zdawało, bo mimo to czułam jakąś dziwną tęsknotę. Byłam pewna, że William mimo swojego stanu był subtelniejszą osobą niż Devi i nie sprawił mi malinki na pół szyi, tak jak to się stało w przypadku Caluma. Pewnie gdybym była w lepszym stanie emocjonalnym byłoby mi troszkę głupio, ale już dałam się ponieść emocjom, więc nie przejmowałam się za bardzo tym co ludzie pomyślą, gdy zobaczą ten ślad. - Skarbie- zaśmiałam się nieśmiało i z lekką ironią dorzuciłam - Chyba nikt nie rozpozna tego po kształcie malinki. Ścisnął moje pośladki, a moje ciało przeszedł dziwny, rozkoszny dreszcz - dawno czegoś takiego nie czułam. Syknęłam z przyjemności. Jego kolejne wyznanie odrobinę mnie przestraszyło. Wiedziałam, że było nieprawdziwe, jednakże mimo to bałam się tak poważnych słów. - Ciii - szepnęłam - Nie mów tego zbyt pochopnie, dobrze? Delikatnie wsunęłam ręce pod jego koszulkę głaszcząc jego brzuch i umięśniony tors. Z czułością ucałowałam jego linię szczęki przymykając oczy. Niech to szlag, co się ze mną działo?
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Spokojnie popatrzyłem na dziewczynę, no mojej twarzy błądził uśmiech. Byłem tak cholernie szczęśliwy! Naprawdę dawno się tak nie czułem. – Ależ to bez znaczenia. Każdy będzie wiedział, że do kogoś na leżysz. To, że do mnie może być naszą słodką tajemnicą, niemal tak słodką jak twoje usta. – powiedziałem, byłem zaledwie milimetr od jej twarzy. Mimo swoich słów miałem ochotę wykrzyczeć całemu światu jak bardzo kocham tę dziewczynę. Z całego serca, które było jej oddane, pragnąłem, by każdy na Ziemi wiedział, że darzę ją miłością, która nigdy się nie skończy. Wierzyłem w to, że już na zawsze będziemy razem, po wieki i nawet śmierć nas nie rozłączy. Wiedziałem to i nikt nie byłby w stanie wybić mi tego z głowy. Moje słowa były pełne pewności, którą miałem. – Ale to prawda, kocham cię i już zawsze będę cię kochał. Podczas kolejnego pocałunku przeniosłem ręce pod jej bluzkę. Delikatnie przygryzłem jej wargę pogłębiając pieszczotę. Nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Wiedziałem, że każdy by mi zazdrościł tego co mnie spotkało. Myślom o dziewczynie towarzyszyła prawdziwa euforia, która nie miała końca. Zmieniłem pozycję tak, że Lotta znajdowała się pode mną. Położyłem ją na kanapie. Ułożyłem dłonie po obu stronach Hudson i zawisłem nad nią. Spojrzałem w jej piękne oczy. Słowa były zbędne, a cisza nie była niezręczna. Atmosfera robiła się coraz bardziej gęsta, a ja w głębi duszy skakałem z radości.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Przemilczałam jego uwagi - naprawdę czułam się zbyt zagubiona by odpowiedzieć cokolwiek sensownego, po za tym piekielnie obawiałam się, że każde wypowiedziane przeze mnie dzisiaj słowo może nieść za sobą wielkie konsekwencje, gdy tylko eliksir przestanie działać. Gdybym w tamtym momencie znała jego myśli najprawdopodobniej pękło by mi serce, już i tak nie czułam się z tym najlepiej - miałam niemalże dwadzieścia lat i żaden z moich związków nie miał nic wspólnego z bardziej znaczącym uczuciem, nie przypuszczałam też, że kiedykolwiek później ktoś potraktuje mnie z taką miłością i oddaniem jak dzisiaj William. Jasne, to było złudzenie i w gruncie rzeczy nie miało żadnego znaczenia, ale w tej jednej chwili czułam się szczęśliwa. Nie potrafiłam i nie chciałam tego przerwać. Poddawałam się jego dotykowi i pocałunkom - nie zamierzałam dominować, bo potrzebowałam jego opieki i doświadczenia. Mimo, że był pod wpływem uroku wciąż miał zdecydowanie więcej doświadczenia w materii kontaktów damsko - męskich. Nie chciałam nawet sobie wyobrażać ile ust całowały jego wargi i ile ciał pieściły te palce. Z jednej strony ta świadomość strasznie mnie bolała, z drugiej jednak czułam się bezpiecznie w jego ramionach. Wiedział co robi. Gdy patrzył na mnie z góry uśmiechał się tak rozkosznie - zupełnie wypadło mi z głowy jak traktował mnie ostatnim razem. W tym konkretnym momencie myślałam tylko o tonięciu w jego pięknych oczach. Po chwili wahania przymknęłam oczy i chwyciłam jedną z jego dłoni delikatnie kładąc ją na moim dekolcie. Uśmiechnęłam się do chłopaka nieznacznie.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Wiedziałem, że Lotta była delikatna, dlatego sam niczego nie sugerowałem. No powiedzmy, że nie. Jednak gest, który wykonała był dla mnie jednoznaczny. Nie sądziłem, że mogę być jeszcze szczęśliwszy, jednak tak się właśnie stało. O nic więcej nie pytałem tylko wpiłem się w jej usta z taką zachłannością, że nie pozostawiałem żadnych wątpliwości. Nie chciałem być jednak za szybki. Zszedłem pocałunkami na szyję dziewczyny, na której zostawiłem jeszcze jeden malinowy ślad. Nie czekając dłużej pozbyłem się koszulki dziewczyny. Po tej czynności zszedłem mokrymi pocałunkami jeszcze niżej, na płaski brzuch dziewczyny. Wróciłem do ust dziewczyny, a jej tułów gładziłem dłońmi. Była idealna. Chłonąłem jej ciało wzrokiem. Nachyliłem się do jej ucha. – Nawet nie wiesz jak bardzo cię pragnę. – szepnąłem zachrypniętym od emocji głosem. Czułem się rozpalony, jej dotyk sprawiał, że odczuwałem dreszcze, przyjemne prądy. Założyłem delikatnie kosmyk jej blond włosów za ucho i spojrzałem na nią z głębokim uczuciem. Miałem na swoim koncie wiele podobnych chwil, jednak nigdy wcześniej nie czułem się tak jak teraz. To było dla mnie coś innego, nowego, coś z czym nigdy przedtem się nie spotkałem. Delikatnie się uśmiechnąłem, myśląc o tym jak wielkim szczęściarzem byłem. Ta chwila była doskonała w każdym calu. – Jesteś najlepszym co mi się w życiu przytrafiło. – wyszeptałem, a następnie złożyłem na jej ustach bardzo czuły i delikatny pocałunek, podczas którego pozbyłem się spodni dziewczyny. Została przede mną w samej bieliźnie, a mi zaparło dech w piersi.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
William niemal od razu zrozumiał sygnał. Gdy tylko pozbawił mnie koszulki niemalże od razu odwdzięczyłam mu się tym samym. Pod wpływem jego pocałunków totalnie zwariowałam, resztki hamulców, które jeszcze mnie powstrzymywały zupełnie puściły. Wodziłam palcami po jego klatce piersiowej i plecach zachwycając się doskonałą budową chłopaka. Chociaż jego dłonie były lodowate, to z ciała biło przyjemne, na swój sposób bezpieczne ciepło. - Obawiam się, że wiem. - szepnęłam mając na myśli swoje emocje. Zemsta na Calumie już dawno poszła niepamięć, teraz naprawdę pragnęłam Willa i czułam coś niepokojącego. Nie umiałam tego wyjaśnić, ale zaczęło mi się wydawać, że to dziwne poczucie przyciągania i pragnienia przebywania w towarzystwie Krukona było czymś więcej niż moją głupotą. Pogładziłam jego policzek wsłuchując się w kolejne kłamstwo. Słowa, które płynęły z jego ust były wypowiadane z takim przekonaniem, że niemal mogłabym w nie uwierzyć. Przed chwilą Will pozbawił mnie spodni, a teraz patrzył na mnie w nieznany mi dotąd sposób - Co tak patrzysz?- zapytałam z uśmiechem - Przecież wiesz co jest dalej. Owszem, już raz widział mnie całkiem nagą, ale okoliczności tamtego spotkania były zgoła odmienne, co nie zmienia faktu, że za każdym razem Will był odurzony jakąś substancją. Szczerze wątpiłam, że jeszcze kiedyś dojdzie między nami do takiej sytuacji - owszem, chciałabym, jednak byłam niemalże pewna, że Krukon nie wybaczy mi dzisiejszej nocy. Mimo to zaczęłam odpinać jego pasek od spodni delikatnie przegryzając wargę.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Może i widziałem już Lottę całkiem nagą, ale byłem zbyt odurzony alkoholem, by na cokolwiek zwracać uwagę. Mimo, że świeciła wówczas przede mną tyłkiem, niewiele pamiętam z tamtej nocy, a to co zostało mi w głowie widziałem jak przez mgłę. Wspomnienia z kuchni były niemal nienaruszone, ale łazienka prefektów pod wieloma względami pozostawała dla mnie zagadką. Nie chciałem jednak teraz o tym myśleć. Gdy Lotta przygryzła wargę poczułem jak zalewa mnie fala gorąca. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułem. Byłem rozpalony jak podczas wysokiej gorączki. Stwierdziłem jednak, że to sprawka podniecenia, więc nie przejąłem się tym za bardzo. Patrzyłem jak dziewczyna sprawnie odpina mój pasek, a po chwili stałem przy niej w samych bokserkach. Coraz zachłanniej ją całowałem. Zapomniałem o wszystkim. Byłem tylko ja i ona. Tylko my. Przejechałem językiem między jej piersiami, które nadal były utkwione w biustonoszu. Moje ciepłe usta muskały jej skórę na brzuchu, upajałem się jej ciałem. Traktowałem ją jak skarb. Patrzyłem jej w oczy gdy moje długie palce znalazły się przy zapięciu stanika. Minimalnie się się zawahałem, ale po chwili jej biustonosz wylądował na podłodze gdzieś za mną. Zanim jednak dotknąłem jej piersi zawisłem nad dziewczyną. Uśmiechnąłem się stykając nasze czoła. – Czekam tylko na jeszcze jedno magiczne słowo. – powiedziałem. Chciałem mieć stuprocentową pewność, że nie będzie tego żałowała, a wspomnienia z tego wieczoru będą jej ulubionymi. Musiałem to usłyszeć.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
O dziwo ja pamiętałam zdarzenia z łazienki prefektów aż za dobrze - jasne, że miałam pewne luki w pamięci, ale niektóre momenty z tamtej nocy rysowały się w mojej głowie tak jasno, że na samą myśl o nich dostawałam rumieńców. Straciłam zdolność logicznego myślenia i po prostu zaczęłam podążać za emocjami. Podniecenie i uczucie gorąca opanowały moje ciało zupełnie - każdy kolejny dotyk i pocałunek Krukona doprowadzał mnie do szaleństwa. Wodziłam rękoma po jego szyi, plecach i torsie oddychając prędko. Gdy pozbył się mojego stanika poczułam jakąś namiastkę wstydu, jednakże szybko wypchnęłam to uczucie z mojej głowie - było już za późno na tego typu emocje, po za tym rozkosz, którą mną zawładnęła była tak silna, że nie byłam w stanie skupić się na niczym negatywnym dłużej niż na sekundę. Całowałam go tak jakbym miała zaraz umrzeć, jakby to był ostatni raz - bo w moim mniemaniu to był ostatni raz. - Proszę - szepnęłam wpatrując się w jego twarz od której dzieliły mnie zaledwie milimetry - Zróbmy to. Uśmiechnęłam się delikatnie, a jedną z jego dłoni położyłam na mojej nagiej piersi, a swoje palce wsunęłam w jego bokserki i zaczęłam delikatnie masować jego pośladki. Czy się bałam? Jak cholera. Czy będę tego żałować? Na sto procent. A mimo to chciałam tego, chciałam oddać się Williamowi, niezależnie od konsekwencji - byłam gotowa przyjąć je na klatę i zmierzyć się z nimi.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
To było niesamowite, niespotykane, ale czułem się jakbym dostał największą nagrodę. Mógłbym się porównać do małego dziecka, które marzy o lizaku, a po chwili go dostaje. O to mi chodziło, o słowa pewności, potwierdzenia, że naprawdę tego chce. Gdy położyła moją dłoń na swojej piersi nie czekałem już dłużej. Najpierw złożyłem namiętny pocałunek na jej ustach, a potem przeniosłem się na jej piersi. Gdy całowałem jedną, drugą masowałem swoją dłonią. Przyssałem się i zostawiłem kolejny czerwony ślad, tym razem jednak niżej niż poprzednio. Wodziłem ustami po jej brzuchu schodząc coraz niżej. Gdy dotarłem do linii jej majtek znów spojrzałem jej w oczy. Po chwili materiał bielizny wylądował na ziemi. Lotta pokazała mi się od najwrażliwszej strony. Była moim skarbem, którego nigdy nie zamierzałem nikomu oddać. Zacząłem ją czule całować, jednak siła naszego pocałunku była z każdą chwilą większa. Nasze nagie ciała paliły żywym ogniem. Chciałem ją nieco przygotować i tym samym przedłużyć pieszczotę. Nie przerywając pocałunku włożyłem do niej jeden palec i zacząłem nim rytmicznie poruszać. Po chwili dołożyłem drugi palec wciąż utrzymując ten sam rytm. - Moja piękna. - szepnąłem w jej usta i pogłębiłem pieszczotę. Pożądanie przejęło nade mną kontrolę, było czymś co kierowało każdym moim kolejnym ruchem. Niewiele myślałem, bardziej liczyły się emocje, które zdecydowanie wzięły nade mną górę. Wyciągnąłem z niej palce po czym je oblizałem i cwaniacko się uśmiechnąłem patrząc dziewczynie w oczy. Byłem lekko otumaniony, ale nie bardzo zwracałem na to uwagę. Do mojej głowy wkradło się lekkie zdezorientowanie, ale reszta uczuć była tak silna, że przyćmiła to jedno.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Jego dotyk doprowadzał mnie do szaleństwa - każdy kolejny pocałunek i muśnięcie jego palców sprawiały, że stawałam się coraz bardziej rozpalona i wilgotniejsza. Z trudem powstrzymywałam się przed rzuceniem się na niego. Wraz z pozbyciem się majtek poczułam przypływ wstydu - wprawdzie Will widział mnie już nagą, ale wtedy byliśmy pod wpływem, a dzisiaj... nie czułam się na tyle pewna siebie i swojego ciała by przyjąć te sytuację zupełnie na luzie. Mimo, że cała się trzęsłam ze strachu, z drugiej strony owładnęły mną takie emocje, że strach stał się rzeczą drugoplanową. Gdy wsunął we mnie palec cicho jęknęłam, delikatnie poruszając biodrami, a mój oddech momentalnie przyśpieszył. Drugi palec zaprowadził mnie na granicę rozkoszy - zacisnęłam nogi i tak jak on delikatnie przyśpieszyłam ruchy. Jęknęłam głośniej przymykając oczy. - Will - wyjąkałam między oddechami wbijając paznokcie w jego nagie plecy. To nie był odpowiedni moment na rozmowy, ale czy jest coś lepszego dla faceta niż usłyszeć, że kobieta wykrzykuje jego imię w rozkoszy? Rozkosz rozchodziła się po moim ciele, a gdy już niemal szczytowałam chłopak nagle przerwał pieszczotę. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego z lekkim niedowierzaniem. Nie udało mi się zapanować nad przyśpieszonym oddechem, dyszałam jak lokomotywa zupełnie nie mając kontroli nad moim pożądaniem. Zsunęłam z niego bokserki i z lekkim przerażeniem spojrzałam na jego nabrzmiałą męskość - przy moim drobnym ciele odrobinę obawiałam się tego spotkania. Mimo to uniosłam wzrok by spojrzeć Williamowi w oczy i delikatnie pogładziłam jego męskość, po czym trochę rozszerzyłam nogi. Piekielnie się bałam, że będzie bolało, ale chciałam zrobić to właśnie teraz i koniecznie z nim.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Była najpiękniejszą dziewczyną jaką w życiu spotkałem, a ta chwila była najcudowniejszą chwilą jaka mi się przydarzyła. Gdy usłyszałem swoje imię w jej jęku jeszcze bardziej ją zapragnąłem. To był dopiero początek, miałem zamiar sprawić jej najlepsze chwile życia. Jej paznokcie, które wbijały się w moje plecy tylko sprawiały, że moje pożądanie rosło z każdą kolejną sekundą. Czułem pewien dyskomfort w głowie, ale nie zwracałem na niego uwagi. Miałem przed sobą Lottę, która w pełni mi się oddała. Namiętnie ją pocałowałem i w trakcie pocałunku, bez ostrzeżenia w nią wszedłem. Połączyłem nasze ciała w jedność. Z początku poruszałem się delikatnie powoli. Chciałem, by się przyzwyczaiła, ale zbyt długo to nie trwało i znacznie przyśpieszyłem. Pożądanie nie pozwalało mi na głupie gierki i tak już zbyt długo czekałem. Rytmicznie się w niej poruszałem, a jęki Lotty były niczym muzyka dla moich uszu. Nasze ciała były idealnie do siebie dopasowane. Nic się nie liczyło, istniał tylko wir westchnień i emocji, które przejęły kontrolę. Trzymałem nadgarstki dziewczyny nad jej głową i zachłannie ją całowałem. Z każdym pchnięciem zwiększałem tempo. Nasze języki ocierały się o siebie w niekontrolowanym tańcu. Czułem się fantastycznie, chciałem, by było jej dobrze. Czułem jak zaciska się na mojej męskości, a to tylko zwiększało moje podniecenie. Była moja, cała moja. Chwyciłem jej biodra i je do siebie przyciągałem, poruszałem swoimi biodrami coraz szybciej i szybciej, wchodząc już w nią tak głęboko, że nie wiedziałem, że jestem w stanie to zrobić. Ruchami kciuka zacząłem pieścić jej łechtaczkę, w celu spotęgowania przyjemności, którą odczuwała.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Stało się. Tak jak się spodziewałam - pierwszy ruch był dość bolesny, więc syknęłam z bólu, dopiero po chwili zaczęłam się przyzwyczajać do tej sytuacji. Nasze ciała złączyły się - osiągnęliśmy największą możliwą bliskość, a mimo to nie przestawałam go pragnąć. Już po chwili zaznałam obcej mi dotąd rozkoszy - przestało się liczyć cokolwiek wokół mnie. Rytmicznie poruszałam biodrami starając się nadążyć za ruchami Willa. Jęczałam, nie byłam w stanie zapanować nad sobą - dobrze, że pokój był dość oddalony od innych miejsc, bo w innym wypadku niewątpliwie już ktoś by nas usłyszał i przyłapałby nas w tej niedwuznacznej sytuacji. Trzymał moje dłonie tak mocno, że niemal nie byłam w stanie nimi ruszać, więc wbijałam paznokcie w kanapę z trudem powstrzymując krzyk. Całowałam jego wargi, a gdy na moment się ode mnie odrywał z moich ust płynęło głównie jego imię - nie miałam w głowie żadnej innej myśli niż te dotyczące jego. Jego osoba przysłoniła mi cały świat - w tej jednej chwili istniał dla mnie tylko on. Wszedł we mnie tak głęboko i mocno, że zaczęło mnie to boleć. Syknęłam, co William na szczęście od razu zrozumiał - odrobinę zwolnił. Delikatniejsze ruchy w połączeniu z pieszczeniem mojej łechtaczki błyskawicznie doprowadziły mnie do szczytu. Nigdy nie czułam czegoś tak niesamowitego - to było dla mnie coś zupełnie nowego, coś czego nie byłam w stanie porównać do niczego innego. Z trudem łapałam oddech totalnie nie wiedząc co się ze mną dzieje. Przymknęłam oczy i zagryzłam wargę.
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Gdy krzyczała moje imię pożądanie się zwiększało. Chciałem być jeszcze bliżej niej, mimo że to już nie było możliwe. Pogłębiałem swoje ruchy i wsłuchiwałem się w jęki Lotty. Byłem w ekstazie, liczyły się tylko doznania. Wszystko inne odeszło w niepamięć. Nie myślałem, nie zastanawiałem się, po prostu działałem. Moje ruchy były instynktowne. Byłem zadowolony ze swojej dominacji. Widok dziewczyny pode mną sprawiał, że nigdy nie chciałem jej opuszczać. Byłem tak cholernie szczęśliwy, że jest moja, tylko moja. Gdy tylko usłyszałem jęk bólu z ust dziewczyny, od razu zwolniłem. Nie chciałem sprawiać jej bólu, miało być cudownie, rozkosznie. Mimo to gdy byłem coraz bliżej szczytu mimowolnie przyśpieszyłem. Po chwili jej krzyk wypełnił pokój, co oznaczało jej orgazm. Dokonałem jeszcze kilka głębokich pchnięć, które zbliżały mnie do uniesienia i sam w niej szczytowałem. Oddychałem szybko, czułem jak krople potu pływają mi po skroniach i po plechach. Pocałowałem ją, a gdy po długim pocałunku lekko się odsunąłem, na moją twarz wypełzł szczery i szeroki uśmiech. - Jesteś taka piękna. - wyszeptałem i wpiłem się w jej usta. Postanowiłem wyjść z niej podczas czynności. Wiedziałem, że nie będzie to przyjemne, dlatego chciałem ją czymś zająć. Powoli wysunąłem z jej wnętrza swoją męskość i dopiero potem przerwałem pocałunek. Po tym wszystkim zakręciło mi się w głowie.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Nie docierały do mnie jego komplementy - może dlatego, że byłam całą spocona i miałam głupią minę, więc czułam jak bardzo są nieadekwatne. Gdy się skończyło zamknęłam oczy i westchnęłam - było cudownie, ale martwiłam się tym co będzie dalej. Chciałam przy nim zostać, chciałam spojrzeć mu w oczy, całować, zasnąć koło niego i obudzić się z nim. Ale nie mogłam - nie wiedziałam ile czasu nam zostało, za ile Will wróci do swojej zwykłej postaci. Zmęczony Will położył się koło mnie - przez kilka minut leżeliśmy niemal bez ruchu szybko dysząc. Nie byłam w stanie się do niego odezwać, więc jedynie ścisnęłam jego dłoń. W końcu otworzyłam oczy i otarłam pot z czoła, po czym musnęłam jego policzek i podniosłam się. Chciałam tu zostać, ale nie miałam za bardzo możliwości - trudno było powiedzieć ile czasu mi zostało, więc niemal od razu wciągnęłam na siebie bieliznę i spodnie. Chwilę później dostrzegłam plamy krwi na kanapie. Odrobinę się przestraszyłam - nie wiedziałam, że tak się stanie. Uświadomiłam sobie, że sama też jestem brudna od krwi, ale jako, że byłam już ubrana postanowiłam załatwić to po przyjściu do dormitorium. Wyciągnęłam rękę po różdżkę i wykierowałam ją w plamę na tapczanie. - Venez sanguis - szepnęłam Plama krwi zniknęła. Mimo, że byłam już niemal ubrana wciąż nie opanowałam mojego oddechu, a ciało wciąż przechodziło echo niedawnych dreszczy podniecenia. - Pora na nas - szepnęłam z żalem sięgając po moją koszulkę
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Nie bardzo wiedziałem co się dzieje. Dawne lekkie zdezorientowanie przeszło w niepokój i kompletne zagubienie. Leżałem przy dziewczynie, co się stało, dlaczego byłem nagi? Stwierdziłem po chwili, że przecież właśnie skończyłem się kochać, a tą dziewczyną była Lotta. Dlaczego nie pamiętałem jak właściwie się tutaj znalazłem i dlaczego nie bardzo ją musiałem oczarować. Wspomnienia były niby to jasne, ale czułem się jakbym patrzył na siebie z oddali. Trochę tak jakbym oglądał to wszystko z góry. Bolała mnie głowa. Cholera, co się ze mną działo. Byłem spocony, ale to było jasne, przecież przed chwilą skończyłem gorący seks z dziewczyną, która nie była mi całkiem obojętna. Nie była? Chwila, naprawdę byłem oszołomiony. Śledziłem wzrokiem Lottę. Przełknąłem ślinę, to było dziwne, cholernie dziwne. Zamrugałem kilka razy i stwierdziłem, że coś jest ze mną nie tak. Próbowałem uspokoić oddech. Nie chciałem wyjść na jakiegoś niezrównoważonego, więc poszedłem w ślady dziewczyny i zacząłem się ubierać. Zakodowałem sobie w głowie, że koniecznie przyda mi się kąpiel, ale nie to było moim priorytetem. Przede wszystkim muszę się dowiedzieć co się ze mną stało. Jednak w tej chwili musiały zejść ze mnie wszystkie emocje. Musiałem przyznać, że seks był nieziemski, ale w jaki sposób w ogóle do tego doszło? Lekko pomasowałem swoje skronie, głowa mi pękała. Od podniecenia, pożądania, nadmiaru uczuć i emocji i od tego pieprzonego ogłupienia. Chwyciłem dziewczynę za rękę i intensywnie spojrzałem jej w oczy. - Lotta co tu się wydarzyło? Nie palę Magii 69, żeby mieć taki odlot... - musiałem mieć wzrok szaleńca, ale nie bardzo się tym przejmowałem. Musiałem dowiedzieć się co się stało, nigdy wcześniej nic takiego mi się nie przydarzyło. - Merlinie, moja głowa. - mruknąłem i usiadłem na kanapie, którą dziewczyna wyczyściła.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Will zaczął się ubierać tak jak ja i na moment spuściłam go z oczy, a on w międzyczasie niemalże momentalnie ocknął się z letargu. Nie za bardzo wiedziałam jak się zachować. - Nie pamiętasz? - szepnęłam, a moje oczy zaszły łzami. Jasne, spodziewałam się, że może dziwić się tej całej sytuacji, ale nie spodziewałam się, że będzie się zachowywał jakby niczego nie pamiętał. Wyrwałam mu swoją rękę i poderwałam się z kanapy. Spojrzałam mu w oczy i wyszeptałam: - Przed chwilą mnie rozdzie... - nie skończyłam, gdyż rozpłakałam się na dobre. Co ja najlepszego zrobiłam? Wykorzystałam seksualnie kogoś, na dodatek osobę, na której mi zależało. Zarzuciłam na siebie pośpiesznie koszulkę i wybiegłam z pokoju trzaskając drzwiami. Nie zastanawiałam się czy Will na mnie doniesie i wywalą mnie ze szkoły - jedyne co miałam w głowie to żal, że zrobiłam mu krzywdę. Ukryłam się w dormitorium i płakałam całą noc.
Destiny tę salę odkryła dość dawno. Za swoich czasów lubiła tutaj przychodzić. Czasami zdarzało się, że jakiś starszy uczeń ją stąd wyganiał bo chciał coś z kimś porobić. Mogła się założyć, że na pewno nie organizowali tutaj tańców! Było tutaj za przyjemnie na to. Teraz Deska dorosła i nie da się wygonić stąd tak łatwo. Dlaczego by miała? Zwłaszcza, że dzisiaj był taki ponury dzień. Rodzeństwo zajęło się bratem, który po dwóch tygodniach wrócił do zamku. Wszyscy byli z nim zżyci, ale ileż to można było słuchać w kółko tego samego. To było oczywiste, że tęskniła i ona, ale to wcale nie był powód by ją nacierać śniegiem już na wstępie. Zwłaszcza kiedy tak ładnie się przyszykowała! I to tuż przed samymi walentynkami! No nic. Otrząsnęła się szybko po tamtym wydarzeniu i wzięła gitarę i przyszła w to miejsce bardzo spokojne. Nie zmieniała za bardzo wystroju miejsca. Zasłoniła zasłony by było przyjemniej i położyła poduszki pod ścianą o które się oparła. Wolała nie myśleć kto i co mógł robić na tych poduszkach. Same jej wyobrażenia nie były przyjemne, ale chociaż tutaj były, jeszcze nikt ich nie zajebał. Nie chciałoby jej się przynosić własnych z sypialni. Pewnie by były wygodniejsze, ale była zbyt leniwym człowiekiem. Nabrała powietrza i zaczęła przesuwać ręką po gitarze. Dawno jej nie dotykała. nie miała pojęcia czy jeszcze znajduje się w jej sypialni, ale była. Roztrojona, ale miała świadomość, że nikt jej nie ruszał. Nie wiedziała czy aby na pewno powinna kontynuować ten talent. Wyszła z wprawy. wkrótce gitara wylądowała w kącie, a ona wpatrzyła się z nadzieją na drzwi oczekując pewnej osoby.
Benjamin Ash Benoui
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : Tatuaże na rękach, oraz orzeł na piersiach.
Dzień jak co dzień. Ostatnia lekcja z eliksirów była bardzo przydatna. Postanowił sam uwarzyć eliksir wielosokowy, ale niestety nie udało mu się tego. Cholera. Myślał, że jest dobry w te klocki, ale chyba przecenił swoje możliwości. Siedział w Pokoju Wspólnym, ale nic specjalnego się tam nie działo, do czasu gdy dostał list od Destiny. Chciała się spotkać. Ash był bardzo ciekawy co dziewczyna od niego chciała, ale można powiedzieć, że byli ostatnio ze sobą bardzo blisko i nie mógł sobie pozwolić, żeby w danym miejscu się nie pojawić. Dlaczego akurat PokójMarzeń? Szóste piętro? Serio. Rzadko kiedy zapuszcza się w te tereny szkoły chyba, że musi udać się na jakieś lekcje. Jednakże o wiele bardziej odpowiadało mu przebywanie w okolicach lochów. Tam czuł się najlepiej. Gdy tylko znalazł się pod drzwiami nacisnął klamkę zaglądając do środka. Gryfonka siedziała pod ścianą z gitarą. Lubił dźwięki gitary i w ogóle wszelakich instrumentów. Miał słuch i nawet potrafił dobrze zaśpiewać, dlatego wcale nie jest mu obce. Jednakże sam nie potrafił grać na żadnych instrumencie, chociaż nie ukrywał, że bardzo by chciał się nauczyć. - Jestem jak wspominałaś. - spojrzał na nią nieco podejrzliwie. Stanął w progu sali dopiero po chwili wchodząc dalej i zamykając za sobą drzwi. - Czy coś się stało? - zapytał jednakże szczerze powiedziawszy wątpił w to.
Ona na eliksirach również jakoś nie radziła sobie wybitnie. Miała wiele ciekawszych rzeczy do roboty niż siedzenie nad kociołkiem, ale trzeba przyznać, że to był jeden z jej ulubionych przedmiotów jakie tutaj nauczali. Nie była kompletną ślamazarą, nie była orłem. Była całkiem przeciętna. Niestety. I tutaj się z niczym nie wyróżniała, ale przedmiotu nikt jej nie zabroni lubić. Siedząc tutaj samotnie zaczęła się nudzić po około pół godziny. Zaczęła chodzić po sali, włączyła sprzęt do muzyki, który się tutaj znajdował (jakim cudem on jeszcze działał?), leżała na podłodze robiąc fikołki, tańcząc do siebie. zaczęła gadać nawet do siebie! Nigdy nie potrafiła usiedzieć w miejscu. W przeciwieństwie do jej siostry bliźniaczki, która ją nieco denerwowała ostatnimi czasy. Potrzebowała kogoś, potrzebowała czegoś. To nie była potrzeba wygadania się siostrze czy dokuczanie biednemu Benowi. Dziś potrzebowała kogoś z kimś ją cą łączyło, ale nigdy nie będą razem. Pierwsza myśl to nie był Thomas ani Nolan, którzy swoją drogą nie mogli tutaj być. Pomyślała o Ashu, kolejnym ślizgonie z którym ją coś połączyło choć nie powinno było. Napisała do niego list i ponownie wzięła gitarę by zagrać kawałek, który uczyła się od najmłodszych lat, a o którym nigdy nie zapomni. Zawsze będzie o nim pamiętać, lubiła go. Trzeba przyznać, że nie czekała długo. Kiedy drzwi się otworzyły uniosła głowę i dostrzegła tego, którego się spodziewała. Uśmiechnęła się do niego smutno i odłożyła gitarę na bok. Na razie nie była jej potrzebna. Nie przy nim. On tego by nawet nie docenił. nie interesowały go takie rzeczy. Czy pojawił się tu tak szybko bo liczył na coś więcej? Na pewno. Inaczej pewnie nie chciałoby mu się ruszyć dupy z kanapy, na której pewnie się wylegiwał. - czy zawsze musi się coś stać byś przyszedł kiedy o to poproszę?- zapytała nie podnosząc się nawet z miejsca. Patrzyła na niego z dołu. Wydawał się... duży. - spokojnie, nie gryzę. Różdżki też nie mam pod ręką. Wejdź śmiało- rozkazała.
Benjamin Ash Benoui
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : Tatuaże na rękach, oraz orzeł na piersiach.
Patrząc na to, że jego matka była byłą nauczycielką w Hogwarcie, a teraz aktualną w innej szkole Historii Magii to Ben powinien doskonale znać ten przedmiot. Jednak było zupełnie inaczej. Może robił matce na złość? Szczerze powiedziawszy matka zawsze robiła im jakieś korepetycje z tego przedmiotu jeszcze zanim poszli do szkoły z bratem, ale Ash zawsze lekceważył te zajęcia i zwyczajnie matki nie słuchał. Nie raz kończyło się to kłótnią czy też nawet szlabanem, ale nie przejmował się tym zbytnio. Już taki miał charakter i nic na to nie mógł poradzić. Ale Eliksiry bardzo lubił i uczęszczał na te zajęcia. Może i nie był również orlem z tego przedmiotu, ale był na pewno jednym z jego ulubionych. No na pewno tę parę łączyło to, że mieli bliźniaków. Ben wcale się z tego nie cieszył i na całe szczęście brata tutaj nie było. Obawiał się tego, że jak przyjdzie kolejny rok ten przyjedzie na studia do Hogwartu. Kto wie co im z matką przyjdzie do głów. Okażę się. Ale na pewno nie będzie tutaj mile widziany. Może nie pałał do niego ogromną nienawiścią, czasami nawet zatęsknił, ale jednak było dobrze jak jest teraz. Zazwyczaj się kłócili. Był ofermą w jego oczach i tak pewnie całe życie pozostanie. Nie wiedziałby co by się musiało stać, albo co by musiał zrobić, żeby to się zmieniło w ich relacji. Destiny była jedną z gryfonek, którą lubił i to bardzo. Nie liczył na coś mocniejszego w ich relacji, ale przecież przelotny romans nikomu nie zaszkodzi? A może jednak panna Rogers tak mu odpowie, że zmieni całkowicie zdanie na ten temat. Na razie to były początki ich romansu i niech tak pozostanie z czasem na pewno się przekonają czy są siebie warci czy też nie. Owszem, że liczył na coś więcej, na jakieś odważniejsze kroki ze strony Des. Ale sam również nie miał zamiaru stać bezczynnie. Był w tych sprawach wręcz chamski i wulgarny. Jeżeli czegoś chce nie obawia się tego co może się stać, a po prostu to robi. Nie liczy się z konsekwencjami. - No niby nie. - mruknął i podszedł bliżej dziewczyny. Pocałował ją nawet w policzek. Coś się działo między nimi, że Ben zachowywał się nieco inaczej. Mięknął przy niej. Ciekawiło go czy to jest tylko taki tymczasowy objaw czy jednak ślizgon myśli nieco o niej poważniej. Okażę się z czasem. - Wiesz jesteś gryfonką, a gryfoni potrafią być nie fair. - powiedział i westchnął. Oczywiście można było to traktować jako żart, ale jak to Des odbierze to tylko i wyłącznie jej sprawa.