Na szóstym pietrze znajduje się sala wielkości klasy i kawałek więcej. Nie ma określonego koloru,gdyż każdy uczeń który do niej wejdzie może zmienić kolor miękkiego dywanu i ścian na jakikolwiek sobie wymarzy.Na północnej i południowej ścianie znajdują się dwa wielkie okna, na których parapecie spokojnie mieszczą się dwie osoby. Na czas imprez które często odbywają się w tym miejscu okna można zasłonić wielkimi zasłonami,przez co w pokoju zapada przyjemny półmrok. W jednym z rogów mieści się gigantyczna narożna kanapa,a po podłodze w niewielkich kupkach są porozrzucane kolorowe poduszki. Na pięknej drewnianej szafce stoi różowy gramofon,a w szufladzie można znaleźć całą kolekcje płyt gramofonowych poczynając od klasyki a kończąc na ciężkich brzmieniach. Uczniowie uwielbiają spędzać tu czas,i organizować imprezy.
Czego on szukał? Zawsze pragnął kobiety, która ma kasztanowe loki oraz błękitne jak ocean oczy. Która będzie podporządkowała mu się we wszystkim, uważała, że zawsze ma racje i która będzie pragnęła Draco bardziej od czegokolwiek innego, bo będzie jej bogiem. Będzie się cieszyła z jego zazdrości, kochała dotykać jego bliznę. I nie będzie miała problemu z tym, że Draco mógłby się z nią kochać niemalże codziennie. A trafił na? Abigail. Dziewczyna była dla niego nie do końca zrozumiała, nie potrafił jej jednoznacznie opisać. Ale była dobra, piękna i go akceptowała. To najważniejsze. Dlatego będzie przy niej trwał i mordował egoistycznych dupków, którzy chcieliby położyć na niej obleśne łapki. Miał tajny plan. Już jakiś czas temu pogadał na ten temat z Cornelią. Był pewien, że to zadziała. Może nie za pierwszym razem, ale na pewno w końcu uda się. I Jared zostawi w spokoju zarówno jego jak i Abigail. Dracon będzie mógł kiedyś się z nią ożenić, a tamten będzie sam i będzie cierpiał. To byłoby najwspanialsze. I bójmy się tego, jak bardzo niektóre osoby mają nieczyste intencje... Ha! Nie wyobrażał sobie tego. Ale podzieli się kiedy indziej wątpliwościami. Bo w końcu. Abigail będzie z Jaredem, będą musieli mieć dzieci. A co z Draconem? On też musi się ożenić. Przecież nie zostanie starym kawalerem do końca życia. Albo musiałby ranić jakąś kobietę, albo wyszłaby za niego Cornelia i odebrałby przyjaciółce szczęście. Ta zdradzałaby go z Finnem, czy kimś tam innym. I to wszystko się pląta i miesza do końca świata. O ile łatwiej będzie, jeśli w końcu ślizgon zrezgnuje. Kasy ma chyba dość swojej. Niech się odwali. - Taa – Takaż była jego odpowiedź na „Kocham cię”. Czułe, przesycone uczuciami „Taa” zdecydowanie piękniejsze niż wymuszone dwa słowa. Zresztą, teraz słowa są już nie potrzebne. Na ścianę nie musiała długo czekać. Zaraz, jak koszula uderzyła o ziemię on przybił ją z mniejszą siłą niż wcześniej do kamienia i wpił się w jej wargi. Nie bawił się. Złapał za jej bluzkę i jednym krótkim ruchem sprawił, że pękła na szwach i wylądowała na podłodze. Zamierzał oczywiście być górą. Zszedł na jej dekolt. Obsypywał go cmoknięciami, nawilżał językiem. Ale omijał stanik tak, jakby wcale nie zamierzał tam dotrzeć.
Czuła się zagubiona, w ogromie pędzących myśli i zdarzeń. Nic nie szło tak, jak było od dawna zaplanowane. Nie mówiła, że jest źle, było lepiej. W końcu w jej życiu zaczęły pojawiać się inne kolory wśród wszechobecnej czerni. I nawet jeśli wizja małżeństwa cały czas nad nią wisiała, to nie była już tak przerażająca jak wcześnie. Bo wiedziała, że Dracon mimo wszystko przy niej będzie. Nawet jeśli tak często się kłócili i tak często mieli odmienne zdania. Nie podobało jej się, że był aż tak zazdrosny, nie podobało jej się, że aż tak duży wpływ chciał na nią wywierać, nie podobało jej się, że liczy na to, że będzie uważać, że chłopak ma zawszę rację. Pragnie go bardziej od czegokolwiek innego, kocha go całego, ze wszystkimi bliznami i nie mam zupełnie nic przeciwko kochania się z nim codziennie. Już nie. Oby ten jego tajny plan zadziałał. Oby ich zaręczyny dało radę zerwać bez jakiś nieprzyjemności. Pomyśleć, że kiedyś naprawdę chciała wyjść za Jareda, kiedy jeszcze był czarującym mężczyzną, jej własnym bohaterem zupełnie pozbawionym wad. Teraz śmiać jej się chciało z tego, jakim naiwnym dzieckiem kiedyś była i jaką katastrofę na siebie i przy okazji na Dracona sprowadziła. Bo wszystko przecież byłoby wtedy takie łatwe. Ona już też sobie tego nie wyobrażała. Wszystko miało być tak pięknie. Z Draconem miała mieć dzieci, mieli mieszkać w uroczym dworku na przedmieściach miasta. Marzyła, żeby Jared zakochał się w Cornelii, stracił dla niej głowę, oszalał na jej punkcie i dla własnego dobra zerwał zaręczyny. Przecież nie ucieknie mu sprzed ołtarza! Nie narazi na wstyd rodziny i przede wszystkim siebie. Poza tym, chyba byłoby jej trochę żal Jareda. Gesty niekiedy wyrażają więcej niż tysiące słów. W tym momencie milczenie było bardziej na miejscu, a cisza powinna być przerywana jedynie ich ciężkimi oddechami i jękami rozkoszy. Jęknęła cicho, kiedy jej plecy zderzyły się z twardą ścianą. Więcej! Mocniej! Abigail naprawdę chcę to poczuć i zapamiętać na całe życie. Kiedy on obsypywał jej ciało pocałunkami, ona majstrowała przy pasku, a potem przy zamku jego jeansów, by móc jak najszybciej się ich pozbyć. Położyła dłoń na jego bokserkach, ściskając lekko nabrzmiałą męskość. Mówiłam już, że Abigail lubi naprawdę ostrą zabawę? Uniosła jego głowę i wpiła się w jego usta, całując zapamiętale. Przygryzła jego dolną wargę lekko ją ssąc, jedną dłoń nadal trzymając na jego bokserkach, drugą opierając na jego ramieniu.
Dlaczego miałoby się nie dać zerwać zaręczyny od tak? Abigail jak wiadomo zrobić tego nie może, ale skoro Jared ją do tego przymusił, to przecież może to wszystko przerwać ot tak nagle, po prostu. I na to liczył Dracon przede wszystkim. Że pewnego dnia puchonka dostanie od niego list, w którym napisane będzie, że to koniec, znudziło mu się i inne bzdety, żeby zamaskować prawdę o tym, że się zakochał w kimś innym. Wtedy mogłoby być zdecydowanie lepiej. Kto wie, może nawet on by jej się wtedy oświadczył? I zamieszkaliby w uroczym domku, oglądali trójkę maluszków bawiących się w ogrodzie razem z ogromnym psidwakiem. Jednakże jeśli to wszystko się nie uda będzie trzeba wymyślić plan B. Ale na razie jest na dobrej drodze. Chyba, że ślub zostanie przyśpieszony. Wtedy skończyłoby się to niezłymi kłopotami. Nie spodziewał się po dziewczynie, że i ona nie będzie się patyczkowała z długą, namiętną grą wstępną na rozluźnienie i inne takie niepotrzebne głupoty jakie trzeba było przy dziewicach rozpoczynać. Zdjął z niej stanik dość szybko, miał już wprawę w odszukiwaniu zapięć. Jego usta w końcu dobrały się do jej piersi. Jedną zamknął w swojej dłoni bawiąc się nią, kciukiem podrażniając sutek. Druga dostąpiła większej rozkoszy ponieważ w ty momencie Dracon przygryzał i ssał jej sutek starając się sprawić, by był nabrzmiały i bardziej wrażliwy. Odsunął się lekko chcąc spojrzeć na swoją pikantną dziewczynę. W tym samym momencie poczuł jej dłoń na swoim kroczu. Zamruczał, a kiedy delikatnie nacisnęła jego przyjaciela z ust chłopaka wydobył się nieopanowany, cichy jęk. Odchrząknął jakby się wstydząc, że tak łatwo mu sprawić przyjemność i jakby chciał zamaskować ów wydźwięk. Zaraz jednak zainteresowanie się jego wargami pozbawiło go jakichkolwiek myśli. Podniósł dziewczynę i tym razem uderzyła o miękki dywan. Przecież nie zrobią tego na ścianie. Odsunął się od jej słodkich warg i zjeżdżał w dół pieszcząc ciepłym powietrzem jej skórę. Kiedy w końcu dopadł ciemnych spodni bardzo szybko zniknęły gdzieś w przeciwległym kącie. Dłońmi gładził jej uda, całował podbrzusze. Później lekko polizał materiał majtek, by po chwili w ich wilgotnej części położyć dwa palce i zacząć masować nimi jej najwspanialszy punkt.
Bo gdyby to było tak po prostu możliwe, to już dawno by je zerwała. Oddałaby mu piękny pierścionek z diamentem, który zdobił jej serdeczny palec. Jared tego nie zrobi, ot tak, po prostu. Może wychodzę teraz na pesymistkę, a Abigail razem ze mną, ale znamy go naprawdę dobrze i wiemy, że jest on ostatnią osobą, która zrobić coś tak po prostu, bez konkretnej przyczyny, a być może nawet ona by nie wystarczyła. Wrodzona złośliwość by mu nie pozwoliła pójść im na rękę. Chyba, żeby jakimś dziwnym trafem znalazł się w tej samej sytuacji co oni i sam potrzebowałby szybkiego zerwania zaręczyn. Miała nadzieję, że zarówno jej, jak i rodzicom Jareda nic nie odbije i nie zmienią po raz kolejny daty ślubu na bliższą. Wtedy to by była katastrofa. A Abigail chyba zupełnie by się załamała. Nadal była nabuzowana po ich kłótni, do tego jeszcze wyznanie chłopaka, poza tym, już dawno marzyła o tej chwili i nawet jeśli w jej marzeniach mieli chociaż łóżko, nie mówiąc już o przereklamowanych świecach. Poza tym, nie była dziewicą, a swój pierwszy raz miała w pustej klasie piętro niżej, to tak na marginesie. Jęknęła cicho kiedy zaczął jedną dłonią pieścić jej sutek, a potem głośniej, kiedy drugi był naprzemiennie ssany i przygryzany. Nie potrzeba było dużo pieszczot, żeby stwardniał, skoro już teraz Abigail czuła się mile podniecona, a pragnęła wciąż więcej i więcej. Gdyby mieli łóżko, to Draco mógłby zrobić z nią wszystko, na co tylko miał ochotę. Związać, potem gryźć, doprowadzać prawie do orgazmu, by po chwili przerwać, poczekać aż nieco ostygnie i zacząć od nowa swoją słodką torturę. Odchyliła gumkę jego bokserek i wsunęła w nie dłoń. Zaczęła delikatnie pocierać jego męskość, drażniąc najwrażliwsze miejsca. Na jej ustach pojawił się nieco drapieżny uśmiech, kiedy jej spodnie wylądowały w kącie, a dłonie i usta zaczęły pieścić jej najwrażliwsze miejsce. Z jej ust wydobył się niekontrolowany jęk, kiedy Draco zaczął swój masaż.
Zawsze trzeba mieć jakąś minimalną nadzieję na to, że wszystko zmieni się i nie będzie to takie trudne. Że pojawi się ktoś, kto wpłynie na tego dupka i pozwoli im wreszcie być razem bez widma ślubu z kimś innym. Na pewno się znajdzie jakaś przyczyna. Koniecznie, teraz zaraz. Jak najszybciej. Zanim zmienią datę tego cholernego ślubu... Już raz zmienili, prawda? O ile wtedy został przesunięty? Myślisz, że mogliby im wyznaczyć termin... Powiedzmy za miesiąc? To naprawdę byłaby katastrofa. Po co komu przereklamowane świece? Raz to Dracon zrobi. Dziewczyna kopnęła nogą, przewróciła się i dywan poszedł z dymem. Dobrze, że to było akurat w jej domu. Rodzice panienki zadowoleni nie byli, a on się więcej z nią nie zobaczył bo i tak była fatalna... Ludzie, wyszedł na człowieka bez serca. Ale jakieś tam malutkie miał, ponieważ jakimś cudem musiało poko... polubić Abigail. On naprawdę tego drugi raz nie powie. Starał się zainteresować dokładnie całym jej ciałem. Najmniejszy fragment nie mógł nie zostać niedopieszczony. Pewnie nie miałby najmniejszych problemów z dalszym bawieniem się jej ciałem, gdyby nie poczuł jej dłoni na swoim przyrodzeniu. Mimowolnie jęknął czując wzrastającą w nim rozkosz i sztywnienie narządu, bez którego nie umiałby żyć. Jego oddech nagle stał się płytki, nierównomierny. Aż musiał przerwać pieszczenie swojej dziewczyny. Nie był wstanie myśleć. Dlatego postanowił w końcu jak najszybciej dojść do głównego punkty programu. Złapał za ostatnią część jej bielizny i szybkim ruchem pozbawił jej Abigail. Włożył w nią naraz dwa palce, by począć szybko nimi poruszać i przygotować na to, co zaraz w nią wejdzie. Bo muszę przyznać, że miał się czym pochwalić.
Nie bez powodu mówi się, że nadzieja jest matką głupich. Co z tego, że będzie wierzyć do samego końca, skoro dzień przed ślubem zorientuje się, ze jutro jest jej „wielki dzień”, wychodzi za mąż, szkoda tylko, że za niewłaściwego mężczyznę. Jak wielkie będzie wtedy jej rozczarowanie? Płacząca panna młoda. Doprawdy nie może się doczekać tego dnia, kiedy włoży bajecznie piękną i drogą suknię, stanie przed Jaredem, a jej jedyną myślą będzie chęć ucieczki z kościoła. Już dwa razy była zmieniana data ich ślubu. Raz o rok, potem jeszcze o pół. Zarówno jej, jak i rodzice Jareda bywają nieprzewidywalni, więc spodziewać się po nich wszystkiego. Jak tak cofnąć się myślami do przeszłości, to Abigail nigdy nie kochała się przy świecach. Zawsze były to trochę dziwne i nietypowe miejsca. Po prostu tam, gdzie było bliżej i gdzie ludzie ich nie widzieli, chociaż tego ostatniego nie jestem pewna. Mimo iż dziewczyna naprawdę nie była romantyczką, to nie miałaby nic przeciwko wannie pełnej wody, tych przereklamowanych świecach stojących na podłodze, butelki zimnego szampana i Dracona czekającego na nią w wodzie. Może było to nieco samolubne myślenie, ale Abigail naprawdę lubiła, kiedy mężczyzna zajmował się tylko nią. Kochała leżeć i być pieszczoną. Potem oczywiście następowała zamiana ról, przy następnym razie to Abigail robiła wszystko, żeby zadowolić swojego partnera. W końcu zdjęła bokserki Dracona, a z jej ust wydobyło się ciche westchnienie zachwytu. Faktycznie jej mężczyzna miał się czym pochwalić. To będzie długi wieczór. Chwilę później przestała myśleć o czymkolwiek. Jęknęła cicho, bezgłośnie wymawiając jego imię. Zacisnęła palce na dywanie, by nie wpić się nimi zbyt wcześnie w ramiona chłopaka. Miała wrażenie, że zaraz nie wytrzyma, a to dopiero przedsmak tego wszystkiego. Spojrzała prosząco w jego oczy, żeby już w nią wszedł i naprawdę nie był zbytnio delikatny.
Jeśli już kiedykolwiek Abigal będzie miała stanąć w sukni ślubnej, to przed nim. On będzie się gapił po ludziach niezadowolony. Fukał co chwila, irytował się, że tak dużo ludzi na niego patrzy. Odpierał zaloty druhny, która bardzo chciałaby mu się oddać, skoro lada chwila będzie usidlony. Będzie oglądał każde zdjęcie od fotografa pilnując, żeby nie wyglądał na nim głupio. A i będzie stale nadzorował Abigail, żeby nie śmiała się zbyt blisko zapoznawać ze świadkiem. Aż w końcu podczas nocy poślubnej dziewczyna uderzy z taką siłą o łóżko, że deski się złamią i będą się zabawiać ostro i intensywnie na materacu. Ale do podróży poślubnej jeszcze daleko, a teraz tak czy siak może się pobawić jej ciałem. Wanna i szampan? (Trudne sprawy mam przed oczami : D ) Załatwione. I pływające w niej płatki róż, co ty na to? Unoszące się bąbelki w kształcie serduszek. I oczywiście świecie – wody ma nadzieję nie spalą. On przede wszystkim chciał zawsze sprawić kobiecie przyjemność. Jeśli jej było dobrze, to jemu też. Wystarczało mu kilka pchnięć i to dawało podobny efekt. Ale trzeba przyznać, że Abi troszkę wywróciła jego światopogląd do góry nogami. Choć to było nawet dobre. Co nie znaczy oczywiście, że przestanie być dupkiem. Nie czekał nawet na jej spojrzenie. Wyjął z niej palce, by chwile pozostawić ją tak, jak leżała. Obejrzeć ją. Męczył ją chyba minutę, ale to pewnie i tak dość dużo w takiej sytuacji. W tym czasie zabezpieczył się, bo oczywiście dziecko mu się nie widziało. I kiedy był już w pełni gotowy wszedł w nią szybko, mocno, gwałtownie. Musiało chociaż trochę zaboleć. Potem ruchy były na przemian łagodne i ostre. Kiedy była w pełni zachwycona on nagle zaczynał traktować ją jak piórko. Przeciągał zarówno jej reakcję, jak i swoje, chociaż czuł, że z każdą chwilą jest bliżej końca. I wiedział, że lada chwila przestanie się trzymać.
Tylko przed nim by chciała stanąć w sukni ślubnej. Z całkowitym spokojem na twarzy, lekkim podnieceniem, że w końcu będą już na całe życie razem. Potem będą bawić się do rana, by na końcu wsiąść w cabrioletem i wyjechać gdzieś daleko, na szalony miesiąc miodowy podczas którego będą zwiedzać świat? Robić rzeczy o których zawszę marzyli, które będą podnosiły im adrenalinę, bo Abigail nie pozwoli się zamknąć na jakiejś bezludnej wyspie. Przecież muszą razem skoczyć na bungie, ze spadochronem, latać szybowcem, ścigać się motorami, zwiedzić tyle miejsc na ziemi! Abigail nie spocznie dopóki nie zrobi wszystkiego, co zaplanowała, w tym posiadania trójki dzieci, psa i leniwego kota, który na widok ich pociech będzie uciekał ile sił w tłustych łapkach. I zrobi sobie jeszcze jeden tatuaż i pofarbuje włosy na turkusowo w wakacje i właściwie będzie żyła pełnią życia. Jakby jutra miało nigdy nie być. Trudnymi sprawami się inspirowałam. W sumie Abigail naoglądała się mugolskiej telewizji, kiedy była na wakacjach z Jaredem w Hiszpanii i czekała, aż wyjdzie spod prysznica i akurat trafiła na ten odcinek. Z miejsca Dariusz podbił jej serce i postanowiła, że się nie zakocha, dopóki chłopak nie zrobi jej takiej niespodzianki. A tak na serio to może to było przereklamowane i obrzydliwie romantyczne, ale seks w wannie albo pod prysznicem. Czemu nie? Rozpalił ją niemalże do granic możliwości, a potem tak po prostu zostawił? No co za bezczelność! Gdyby nie fakt, że Abigail nie była w tym stanie myśleć, to pewnie wyrzuciłaby Draconowi co myśli o takim zachowaniu, nawet jeśli bardzo jej się takie dręczenie podoba. A potem poczuła, jak gwałtownie w nią wchodzi, nie przejmując się tym, czy ją to zaboli, czy nie. Jęknęła cicho, przygryzając wargę, żeby nie wydać z siebie krzyku. Prawdziwa z niej masochistka. Doprowadzał ją niemalże do ekstazy, by nagle zwolnić, ostudzić ją nieco i znów zacząć. . Za każdym razem prosiła, żeby nie przestawał, żeby wchodził w nią mocniej i szybciej. Żeby go czuła cały czas, całą sobą. Do czasu aż jej plecy nie wygięły się w łuk, a ciałem nie wstrząsnął spazmatyczny dreszcz orgazmu. Zacisnęła mocno palce na jego plecach, boleśnie go drapiąc.
Ale na bezludnej wyspie mogą być krwiożercze węże i pająki. Chociaż tam raczej ich piękny, czerwony kabriolet nie dojedzie. Chyba, że będzie latał, wtedy to już co innego. I gdy znajdą się na piasku też będą mogli przeżyć jakąś przygodę. Surfing na wielkich falach? Wystarczy jedno słowo. Dracon nie lubi kotów, ale jeśli będzie mógł nauczyć syna, by palił mu futro na ogonie, to na pewno się zgodzi. Będą się drapali i prychali na siebie. Idealne życie idealnej dwójki osób... Które wiecznie się kłócą, ale o to już mniejsza. Jakoś sobie nie wyobrażam jak można porównać obleśnego starucha z głupimi pomysłami do miłości jej życia, którą jest Dracon oczywiście. No, ale jak już musi to krzywiąc się ( ze śmiechu na myśl o tej sytuacji – on też naoglądał się mugolskich seriali niegdyś) to jej załatwi najdroższego szampana... I może nawet wejdzie balkonem? Byle by tylko mieć okazje do zabaw w takiej scenerii. Wchodził w niej. Mocno, stale, ciągle, boleśnie, agresywnie, stanowczo, po swojemu, tak jak tylko on potrafi. Czasem przerywał męcząc ją i siebie jednocześnie. Wydaje się, że wyżywał na niej całą złość. Całą nienawiść do Jareda angażował w tym momencie w to, by dać jej przyjemność. I sobie przede wszystkim. Zapominał o bożym świecie. Zapominał o tym, że właściwie to kobieta i powinno się ją traktować delikatnie. Zresztą, to chyba dobrze. Doszedł dosłownie parę sekund przed nią. Zdawało się więc, że idealnie się zgrali, skoro udało im się osiągnąć szczyt spełnienia razem. Dysząc ciężko jęknął czując jej pazurki na swoim ciele. Miał niewielkie wrażenie, że jego dziewczyna jest sadystką. Opadł powoli na nią kładąc głowę na piersiach dziewczyny. Wtulił się w jej klatkę piersiową policzkiem i zamknął oczy. Starał się uspokoić oddech, uspokoić szalejący organizm. Nie miał siły nawet, żeby na nią spojrzeć, chociaż bardzo chciał zobaczyć jej twarz. Jednakże skoro czuł jej radość, to znaczy, że dobrze spełnił swoją rolę. I na tym mu zależało.
Oddychała płytko i głośno. Czuła się wyczerpana, szczęśliwie zmęczona. Głaskała Dracona po włosach, wplatając w nie palce, kręcąc loczki. Miała lekko przymknięte oczy i rozchylone usta. Czuła, jak chwila błogiego uniesienia mija. Oszalały rytm serca zwalnia, szum krwi w uszach maleje. Abigail czuje, że zaczyna jej się robić zimno i nawet ciepłe ciało Dracona nie jest w stanie jej ogrzać na tyle, żeby zniknęły dreszcze. Teraz jestem stuprocentowo pewna, że jutrzejszy dzień spędzi zakopana w łóżku chyba, że jej urocza mała sówka nie przyniesie wiadomości z prośbą pilnego spotkania. Pod warunkiem, że będzie to jakiś mężczyzna, przystojny i mniej więcej w jej wieku. Dobrze, że Draco nie czyta w jej myślach. Przejechała kciukiem po bliźnie ciągnącej się przez jego policzek, pocałowała w miękkie włosy. Dzień zbliżał się ku końcowi, a tyle jeszcze było do zrobienia. Musiała wybrać jakąś sukienkę, znaleźć pasujące buty, poszukać Corin i przede wszystkim wyspać się nieco i podkurować. Przez moment całkowicie zapomniała o balu, a kiedy dotarła do niej ta myśl, postanowiła faktycznie iść do skrzydła po coś na przeziębienie. W końcu swoim zwyczajem ma zamiar przyćmić wszystkich oprócz Corin oczywiście. Uwolniła się z jego uścisku, ignorując lekko zdziwione spojrzenie Dracona. Zaczęła zbierać swoje rzeczy i wkładać je na siebie. Podartą bluzkę zostawiła na podłodze, ubierając samą tylko marynarkę. Zapięła ją na trzy guziki, które akurat zakryły to, co powinno być zakryte. Może pokazywała nieco więcej niż zwykle, ale to raczej Dracona wina, prawda? Było już dawno po siódmej. Miała nadzieje, że zdąży przed dwudziestą dobiec do ślepego korytarza na trzecim piętrze, o którego istnieniu nikt już prawie nie pamiętał. Tam miała się spotkać z Jaredem. Od początku wiedziała, że to zrobi. Poprawiła zmierzchwione włosy, wyprostowała niewidzialne zagięcie. Podeszła do Dracona, który zdążył się już ubrać. -Zobaczymy się jutro na balu u Corin?-Zapytała, doskonale znając jego odpowiedź. Chciała jakoś nawiązać do tematu, a zresztą…-Muszę iść tam z Jaredem.
Jedno zdanie: Czy on ją ma do łóżka przywiązać? Więcej komentować nie będę, bo Draco znowu będzie piane toczył. On w ogóle jeszcze nie pomyślał o tym balu. Szczerze mówiąc nie miał ochoty tam iść, Głupie stroje, wystawni ludzie. Kraby, czy inny kawior do jedzenia. Co w tym wszystkim mogło być ciekawego? Nawet jeszcze nie myślał o tym, w czym pójdzie. Ale chciał pasować do Abigail, więc pewnie coś uniwersalnego, czarno-biały. Widząc, że dziewczyna się zbiera sam postanowił to zrobić. Na szczęście wszystkie jego ubrania były w dobrym stanie. Kiedy był już w całości ubrany pożałował, że nie ma tu lustra. Pewnie nadal ma wilgotne włosy stojące we wszystkie strony i ogólnie wygląda tragicznie. Powinien się chować, bo jeszcze jego dziewczyna ucieknie widząc takiego potwora. Prosił ją, żeby się z nim nie spotykała. W dość subtelny sposób jak na niego. No cóż. Kiedy się o tym dowie będzie wściekły. Teraz nie ma powodu nie licząc tego, w którym go właśnie uświadomiła. Skąd on wiedział, że to usłyszy z jej ust? Chociaż nie koniecznie podejrzewał, że dzisiaj. - Fajnie – Rzucił krótko. Jeśli on jest obojętny, to to musi być naprawdę zły znak. Ale najwyraźniej nie chciał już nic więcej mówić o tym gnoju – Ja z Desiree – Dodał jeszcze w ciszy. Potem złapał jej nadgarstek i wyciągnął na korytarz. Miał zamiar odprowadzić ją pod skrzydło szpitalne, a potem pod samo dormitorium. Oczywiście ominie każdą osobę w Hogwarcie, żeby nikt nie widział jej w takim stanie, bo jak zwykle tylko on może. Dopilnuje, żeby wzięła sobie coś na wykurowanie. I na pewno pójdzie do pokoju wspólnego pogadać z Jaredem. Jak mu złamie nogę, to przecież nie pójdzie z nią na bal, prawda? Plan idealny! Może troszkę ryzykowny, może Ab znowu się wścieknie. Ale trudno. W końcu nie ma nad nim władzy i pewnie już zauważyła, że on raczej nikogo nie słucha. Może poprosi Ikuto, żeby od razu zamordował Jareda. Jakiś tam punkt witalny między oczami też i kaput. Idealny plan! Tylko jeszcze trzeba go dopracować. Jak wspomniałam, zniknęli gdzieś w korytarzu pozostawiając w Pokoju Marzeń atmosferę namiętności, gorąca, złości, smutku, zakochania, radości. Wszystkie uczucia leżały tam, na dywanie z białą plamką... Ups!
Dzień wcześniej wysłała mu list. Chciała się za wszelką cenę z nim spotkać. Nie mogła uwierzyć w to wszystko, co usłyszała od zbyt wygadanej Lilly. Z jednej strony napawało ją to odraza, z drugiej jednak nie mogła zmierzyć swojej radości. Na reszcie jest wolna. Naprawdę wolna i to dzięki niemu. Nie spodziewała się nigdy w życiu, że jest skory do aż takiego poświęcenia. Nie mogła mu nie podziękować – chociaż tyle chciała zrobić. Nawet, jeśli ostatnim razem, przy ostatniej rozmowie dotkliwie go zraniła, to jednak miała ogromną nadzieję na to, że pojawi się tutaj. Nawet, jeśli jej tego nie wybaczy, to jednak się tutaj pojawi. Ubrała na siebie jeden ze swoich ulubionych zestawów, a więc czarne rurki a do tego czerwono czarny gorset, od którego odchodził łańcuszek kończący się obróżką z czaszką na szyi. Jak u pieska, którym przecież była podczas przemiany w animaga. Nie widziała czego, ale zabiegała bardzo dokładnie o to, żeby zawsze pokazywać się przed nim z najlepszej strony – nawet teraz. Dlatego delikatny makijaż, proste włoski i zapraszam na wycieczkę po korytarzu. Oczywiście w białych stopkach, bo jakże by inaczej. Zawsze trzeba wzbudzać we wszystkich zaskoczeniem albo chęć powiedzenia „Idź po buty, bo się przeziębisz”. Doszła do umówionego miejsca spotkania. Nie wiele myślała o tym, co tu będzie robić przez cały dzień, dopóki on nie przyjdzie o takiej porze, jaka będzie dla niego odpowiednia. Jak zwykle cały pokój zajaśniał zielenią – taką zgniłą, martwą. Uwielbiała ten kolor, naprawdę kochała. Może to kolejny argument na temat dyskusji o tym, że jednak powinna być ślzigonką? Mniejsza jednakże o to wszystko. Dokładnie każda ta głupia myśl była w tym momencie nic nie znacząca, kiedy to czekała właśnie na tą osobą, a jej serce uderzało o żebra tak mocno, że zdawało się, że rozwali jej klatkę piersiową. Z tego wszystkiego – ogólnego znudzenia i oczekiwania oparła się o okno, które chwile wcześniej otworzyła. Przymknęła oczy słuchając piosenki lecącej z magicznego gramofonu, która była już włączona, kiedy tu przyszła. Mimowolnie zaczęła ją nucić.
O dzisiaj robił nasz wilczek? Ano wstał sobie około trzeciej w nocy. Nie, nie miał koszmarów. Czuł się tak jak by całe wieki nie miał spokojnego snu! Prawdę mówiąc po pierwsze tak było zaś po drugie przespał całą dobę. Nie ważne! Oczywiście, że wstał w wyśmienitym humorze jak by inaczej! Był wolny. Nie był skuty nieszczęśliwą miłością, której nawet nie pamiętał. Mógł zacząć od początku całe życie, chociaż o tym nie wiedział. Mam nadzieje, że wykorzysta tą szansę, bo drugiej może już nie być… Wstał sobie z łóżka i wziął gorącą kąpiel. Ale jego odbicie w lustrze go przeraziło! Oczywiście wyglądał szczęśliwie i wszystko było w jak najlepszym porządku. Tyle, że schudł! Może nie idzie tego zauważyć, jeżeli widzi się go tylko, gdy ma doła a w ostatnim czasie cały czas tak właśnie było. Ale dla niego było to nie dopuszczalne! Zachodził w głowę, co on robił przez ostatnie miesiące? Czemu nie pamięta? I ponownie instynkt kazał mu się nad tym zastanowić a on jak grzeczny piesek posłuchał swego pana. Przebrał się w czarne spodnie dresowe, buty do biegania i czarną koszulkę na ramiączka i wybiegł. Musiał zacząć z powrotem o siebie dbać! Na rękach miał taśmy bokserskie. No, bo przecież on uprawiał także dyscypliny sportowe takie jak między innymi boks. Nie wspominałem? Cóż wyleciało mi z głowy, ale tyle się działo… Tak, więc Ramiro biegał i ćwiczył ten swój boks. Robił pompki podciągał się na gałęziach drzewa robił brzuszki i znowu biegał. Trwało to dosyć długo aż wyczerpany zaczął wracać do zamku. W sumie cztery godziny ćwiczeń! Kiedy wszedł do zamku został brutalnie zaatakowany przez sowę. Wziął od niej list i przeczytał uważnie. Uwaga….. Nie! Nie zrozumiał ani za pierwszym ani za drugim ani za dwudziestym razem. Więc nie pozostawało mu nic innego jak pójść i to wyjaśnić. „Twoja Cornelia” No przepraszam on nie znał żadnej Corneli! Pewnie sowa przez pomyłkę mu dostarczyła ową wiadomość. Szkoda, że teraz, bo był naprawę zmęczony a w tym zamku było gorąco jak cholera! Zdjął z siebie koszulkę i powiesił ją na ramieniu. Trzeba powiedzieć, że już naprawdę ładnie się opalił. Jego skóra, gdy świeciło na nią słońce wydawała się być brązowo-złocista. Przywołał prostym zaklęciem butelkę z wodą i wchodził na kolejne piętra. Po pierwsze, dlaczego ta nieznajoma musiała się z kimś umawiać tak wysoko? Po drugie, dlaczego ON musi mieszkać tak wysoko? Niedorzeczność. Jednak nic nie było w stanie popsuć jego wyśmienitego humoru. Wszedł nie pewnie do pokoju gdzie zastał dziewczynę. - Cześć ty musisz być… - Zerknął na list, bo zapomniał imienia. – Cornelia tak? – Zapytał z promiennym uśmiechem. Podszedł do niej bez wahania. Uwierzycie? Zero bólu, zero czegokolwiek. Tak jak by jej wcale nie znał. Jak by stracił pamięć! Chwila przecież ją stracił… - Jestem Ramiro. – Powiedział wyciągając dłoń na przywitanie. - Twoja sowa pomyliła mnie z kimś. Chyba już jest stara, więc wypadałoby ją wymienić. – Powiedział nie przestając się uśmiechać i puścił do niej perskie oko. Był teraz naprawdę innym człowiekiem. Znowu miał ten stary uśmiech, o którym zapomniałem, że istnieje. Uśmiech szczęścia, który zaraża inne osoby,. W oczach życie, miłość do świata i zaufanie. Jak by to, co złe jego omijało szerokim łukiem. Jak by samym swym spojrzeniem był w stanie przegonić dementora! - No nic na mnie już czas. – Powiedział kładąc list na parapecie i odwrócił się. Lecz na chwilę przystanął. Mogłoby się wydawać, że właśnie teraz przestanie udawać i się zgrywać. Ale niestety. On nie udaje i się nie zgrywa. Zresztą po pierwsze nie przyszło by mu to do głowy. Po drugie nie umiałby przy niej udawać. - Ładna piosenka. – Powiedział wesoło. Faktycznie piosenka niczego sobie…
Gdyby Cornelia wiedziała co się szykuje, gdyby ktoś ją ostrzegł to nigdy w życiu by tu nie przyszła. Nawet nie wysłałaby do niego tego listu. Patrzę na nią i żal mi jej jak cholera. Bo wiem, jak skończy się dla niej ten dzień. Stoi przy oknie uśmiechając się jak mała dziewczynka, która chwilę temu dostała lizaka, którego upatrzyła sobie w sklepie. Takiego wielkiego, bardzo słodkiego cukierka na patyku. Tyle myśli chodziło po jej głowie sprawiając, że miała gęsią skórkę, a jednocześnie chciało jej się skakać ze szczęścia. Ramiro zrobił dla niej naprawdę coś wyjątkowego. Coś, do czego tylko on mógł być dla niej zdolny. I chociaż w pierwszej chwili chwycił ją za serce strach, to w drugiej zrozumiała jedno: Taka była jego natura jako wilkołaka, a on świadomie wykorzystał to nie dla siebie i egoistycznych celów, a dla niej. I mogłabym niejednokrotnie jeszcze powtarzać te same słowa, ale jaki jest tego sens? Sama lada chwila je wypowie, kiedy w końcu przyjdzie. Kiedy usłyszała, że drzwi się otwierają od razy odwróciła się do niego. Oczywiście miała od razu wykonać swój odruch, którym witała najlepszych przyjaciół. Mianowicie zamierzała skoczyć na Ramiego krzycząc jego imię i miał dwie możliwości: Albo ją złapać, a ona by się do niego przytulała albo przewrócić się, a ona siedziałaby na nim merdając tyłkiem jak gdyby miała ogon. Jednakże zaczął coś mówić. Więc sama nie odzywała się chcąc go wysłuchać, a dopiero potem się na niego rzucić z ogromnymi podziękowaniami. Z każdym jego słowem ten ogromny uśmiech na jej twarzy powoli się zmniejszał. W końcu całkiem zniknął. Stała tak. Oparta plecami o ścianę obok okna. Wpatrywała się w niego tępo. Nie rozumiała... Nie rozumiała tej sytuacji. Uśmiechał się tak wspaniale, nigdy nie widziała go jeszcze w takim stanie. Nigdy jeszcze nie widziała, żeby był tak przystojny. Ale dlaczego sobie z niej żartował. Dlatego w taki sposób... Wiedziała, że zrobiła źle. Ale... Nie musi się na nią mścić w ten sposób. Nie musi udawać, że jej nie pamięta. Chyba, że... Spojrzała w jego oczy. Przyglądała im się dokładnie. On naprawdę nie pamięta. Zrobiła krok do tyłu mocniej wciskając się w ścianę. Dlaczego? Czy Daniel zrobił mu krzywdę, przez co stracił pamięć? Ale nie wydawał się być zagubiony, albo zatracony w „nowym” świecie. To wszystko poskładało się w jednoznaczną całość. On zapomniał... Tylko ją. Tylko i wyłącznie ja... Odwróciła twarz w bok. Zacisnęła pięści. W jej gardle powstała ogromna gula. Nie mogła nic z siebie wykrztusić. Nie mogła się nawet ruszyć. Jej źrenice się trzęsły. Obraz zaszedł jej mgłą by po chwili z jej oczu wypłynęły łzy. Krystaliczne kropelki jedna po drugiej spływając potokiem i kapiąc z brody na ziemię. Pozostawiając czarne smużki na jej policzkach. Ramiro jej nie pamięta. On jej nie chciał pamiętać. On jej nie chce znać. Bez niej znów jest wesoły... Bez niej jest szczęśliwy, uśmiecha się. Bez niej jego życie na reszcie zdawało się być wspaniałe. Zniszczyła jego życie, teraz to do niej dotarło. Już pierwszego dnia, kiedy się spotkali było pewne, że ona zrobi mu krzywdę wyraźnie większą niż on jej. Odszedł, wrócił, zapomniał... Odwróciła się do niego tyłem. Ponownie spojrzała na błonia. Objęła się rękami i spoglądała na skraj zakazanego lasu. Ciężko jej się oddychało, dlatego też już po chwili otworzyła ów wrota do wolności. Oparła dłonie o parapet starając się uspokoić. Nie wychodziło jej to. Więc tak po prostu stała. Dygocząc. Wspominałam, że ma nerwicę? No, ale mniejsza o to. Od tego się nie umiera. Najwyżej ma się bóle głowy i klatki piersiowej. Starała się być obojętna. Chciała zachować się zimno wobec niego, no cokolwiek. Ale nie potrafiła. Czuła się tak, jak taka wygasła świeczka. To trochę tak, jakby straciła tlen, który podtrzymuje palący się obok. Została zamknięta w szklanym naczyniu i chociaż świat widzi tak samo, to jednak nie może dotknąć niczego poza swoim otoczeniem. W tym momencie nic już nie miało dla niej sensu. Naprawdę... Raniono ją we wszystkie sposoby. Naprawdę, na wszystkie ale... To było najgorsze ze wszystkiego. Ramiro, gratulacje. Tą jedną prośbą do Jasmine przebiłeś Dracona, który zostawił ją zaraz po tym, jak jego rodzina pozbawiła ją dostatniego życia. Davida, który ją uderzył i okazał się mieć dziecko z inną. Daniela, który ją zgwałcił – Tak, nawet jego. Każdego kto kiedykolwiek ją zdradzał. Wszystkich tych razem wziętych. Przewyższyłeś ich wilkołaku...Stokrotnie.
Zawsze będę pamiętała, To było późne popołudnie Było ostatnie na zawsze I skończyło się tak prędko Byłeś sam ze sobą Wpatrzony na ciemne,szare niebo, I zmieniłam to...
No nie! Nie, nie, nie i nie! I jeszcze raz nie! A dla zasady jeszcze raz! Jako ksiądz proboszcz i sługa zielonych macherów ja się na to nie zgadzam! Toż to zwykły osioł… Jedna sekunda. Może dwie. I było by po sprawię. On nadal w swym wyśmienitym humorze poszedłby się wykąpać. Przebrałby się i gdzieś się udał. Żył by pełną piersią. Ale nie! Cholerny los chciał zemsty tak? A co ząbki odrosły? I co teraz? Znowu chcesz zeswatać go z Cornin? Znowu ma przeżywać to samo piekło? Ale to już było i nie wróci więcej… WIĘC SPADAJ! Tak, bo przecież wyczyn Ramiego toż to jego wina. Toż to jego wina, że tak obłędnie się zakochał a ona go nie chciała. Porzuciła jak psa. Podeptała jego uczucia. I teraz, co? Mam uwierzyć, że od tak nagle się w nim zakochała? Jasne. Wyobrażałaś sobie, jakie on piekło przeżywał? Gdy widział ciebie w objęciach Finna? Potrafisz to sobie wyobrazić? Jasne, że nie! Ty tylko manipulujesz. Chcesz zdobyć każdego faceta. Chcesz by się o ciebie starali a ty swobodnie będziesz ich zmieniać w zależności od dnia tygodnia. Och proszę nawet nie zaprzeczaj! Najpierw Ramiro potem Finn a następnie Jared. W między czasie będziesz sobie sypiała z Draconem i kto wie, z kim jeszcze! Nie rozumiesz jak to boli? Wszystkie węwnszności ci się palą od środka. Świat sypia ci się na podłogę a z oczu lecą łzy. Może gdybyś go zaakceptowała. Jego i jego miłość. Przy tobie też mógł być taki wiesz? Ba! Mógłby być kimś znacznie więcej. Ale ty zamiast nauczyć go latać podcinałaś mu skrzydła. O to ci chodzi prawda? Tylko to cię rajcuje. Ranienie i patrzenie jak ofiara tonie we własnym uczuciu. Ale coś gdzieś poszło nie tak. Ramiro okazał się zbyt inteligentny by popełnić zbyt prostackie samobójstwo. Wpadł na coś lepszego. Wymazał ciebie ze swej pamięci. Dla niego nigdy nie istniałaś. Nigdy cię nie kochał. Jesteś dla niego nie znajomą, którą pomyliła go z kimś innym. Przykre aczkolwiek prawdziwe. Wesz, dlaczego to zrobił? Z miłości, która go wykańczała. Z miłości do ciebie z tej samej, którą chciał ci ofiarować. A którą tak brutalnie podeptałaś. Nawet nie próbuj zrzucić za to na niego, jaką kol wiek winę. Zrobił dla ciebie naprawdę dużo. Coś naprawdę ohydnego. Nawet nie potrafisz sobie wyobrazić, co to takiego było…, Ale to było za mało czyż nie? Zresztą nie ważne ty myślisz swoje prawda jest inna. Jak już wspominałem brakowało sekundy może dwóch? Niestety w tym czasie usłyszał szloch dziewczyny. Nigdy Ramiro nie był draniem. Zawsze miał miękkie serce i chęć pomocy innym. Zawsze stawiał kogoś na pierwszy planie. Dla tego właśnie się zatrzymał. Odchylił do tyłu głowę patrząc pod dziwnym kątem na dziewczynę. Szkoda, że go teraz nie widziała, bo miał naprawdę zabawny wyraz twarzy. Jednak to nie był czas, kiedy można się powygłupiać. Trzeba być cholernie poważnym. Założyć czarny garnitur i… I schować się. (….) Zgadniesz, w której kropce ukrył się Rami? Odwrócił się jakimś dziwnym pirutetem czy czymś w tym rodzaju. Podszedł spokojnie i oparł się o parapet. - Chcesz o tym porozmawiać? Wiesz ja jestem jak zaczarowana księga. Piszesz, piszesz, ale nikt nie zdoła tego przeczytać. – Powiedział ciepło. Nie był to ton głosu przeznaczony tylko dla niej. Do każdego tak się odnosił. Taki już był. A to, że nie pamiętał kilku ostatnich miesięcy. Dokładnie ilu? Czterech może nawet pięciu. No cóż. Albo w te albo we tamte. To samo się tyczyło Corin. Ona wybrała Finna. Więc dlaczego miałaby mieć do niego jakieś pretensje? Każdy zasługuję na szczęście. Nawet, jeśli szczęście daje niepamięć. To mała cena. Chociaż wiem, że Corin wolałaby patrzeć jak wilczek cierpi. Jak go ta miłość wyniszcza. Niestety nie dzisiaj nie jutro i już nigdy. Chociaż kto wie? Może zdoła go ponownie rozkochać w sobie? To by było naprawdę istne przegięcie i chyba bym poprosił o przeniesienie do działu sportowego. - Nie mam zielonego pojęcia, co cię tak nagle przygnębiło. Już wiem! Ja z tą sową to żartowałem… - Powiedział pół żartem. Chyba mu się to niezbyt dało, ale oj tam. No, bo co niby innego miał zrobić? Obca dziewczyna rozpłakuje się na jego widok. Co on jakieś monstrum czy godziła? A przecież zmuszać ją do rozmowy nie będzie. Lecz zostawić jej teraz samej też tak nie potrafił. Po prostu był, jaki był i to wszystko.
Zakochałeś się właśnie w takiej Corin. Która obwinia o swoje błędy całe otoczenie, ma żal do wszystkich i uważa, że zmówili się przeciwko niej by tylko przysporzyć jej cierpienia. Wobec niektórych spraw, czy sfer życia była pesymistką w każdym procencie. Dlatego nie rozumiała teraz jego postępowania. Choć nie, może rozumiała. Ale to nie znaczy, że nie zabolało jej to aż tak bardzo. Po prostu... Nigdy nie myślała, że jest aż takim potworem. Że ktoś może aż tak bardzo marzyć i utraceniu wszelkich oznak jej istnienia w swojej świadomości, że użyje ku temu zaklęcia Obliviate. Dobrze wie, że w gruncie rzeczy jest okropna. Ona bardzo dobrze o tym wie. Jest w tym jakaś racja. Corin tylko manipuluje ludźmi. Powinna natomiast zacząć manipulować swoimi uczuciami. Może gdyby właśnie to starała się zrobić, to nigdy nie zakochałaby się w Ramiro... Nigdy nie poczułaby przyjemności ze spędzania czasu z Jaredem... Dracon nigdy nie stałby się dla niej idealnym w każdym calu człowiekiem, a Finn... Najlepszy przyjaciel nie musiałby teraz znosić tego wszystkiego. Ale czasu nie jest w stanie cofnąć. Choć bardzo by chciała wyjść z Pokoju Muzycznego tego dnia, kiedy przyszedł do niej taki wycieńczony, wcisnął się jej na fortepian i wystraszył ją tak, że spadając z krzesła obiła sobie pośladek. Nigdy by się nie poznali. A nawet jeśli, to może spotkaliby się, kiedy Lilly przedstawiłaby go jako swojego chłopaka. Wtedy wszystko byłoby inaczej. Każde uderzenie serca dziewczyny, które teraz dawało jej kolejną dawkę bólu, w tym momencie oznaczałoby coś radosnego... Nie zakochała się w nim nagle. Zakochała się w nim już dawno temu. Oboje popełnili błąd. Oboje zepsuli to, co między nimi mogło zaistnieć. Dziewczyna miała wrażenie, że ona zrobiła o wiele więcej złego. Dlatego Ramiro musiał ją aż tak nienawidzić, że aż pozbył jej się ze swojej świadomość. Źle trafiłeś swoimi uczuciami. Dobrze, że w końcu to zrozumiałeś. Autroka to rozumie, Cornelia nie. I nie rozumie jak mógł tak po prostu... Dobra, nie będę się już powtarzać. To nie ma dalszego sensu. Naprawdę... Nic już nie ma sensu... - Ja... Wierz mi, ale nie chcesz ze mną rozmawiać Rami... Przepraszam cię za tą sowę... Musiałam się przejęzyczyć, czy coś... To koleżanki ptaszysko, pewnie dlatego się pomyliła. Jeszcze raz przepraszam... Za kłopoty – Wyszeptała cicho nie chcąc już nic więcej mówić na ten temat. Nie będzie mu przypominać. Nie ma potrzeby tego robić. Nie ma zamiaru spędzać z nim czasu. Już nigdy więcej nie będzie się do niego zbliżać, nie będzie z nim rozmawiać. Bo skoro raz się w niej zakochał tak szybko, to przecież może się to stać znowu. Zresztą... Jak wymazując pamięć można wymazać uczucia? Zawsze... Zawsze pozostaną. I zawsze będą wracać. Przynajmniej ona tak to pojmowała. A skoro choćby jej dotyk mógłby cokolwiek ponownie zrodzić, to musi postarać się o to, żeby każdą cząstka tego, co była między nimi ostatecznie umarła. Żeby tylko nie przysparzać mu cierpień. Jest mu to winna, skoro nie może z nim być. Jest mu to winna za tą całą miłość, która z jej strony nie była na tyle silna, żeby czekać. I choć śmiało mogłaby na głos powiedzieć „Kocham cię Ramiro”, to jednak nigdy tego nie zrobi. Uniosła dłoń by począć ocierać łzy. Nie chciały przestać płynąć i nie dziwię się, skoro autorka znowu ryczy (bo nie umie znaleźć Ramiego w kropkach xD). Spojrzała na niego dokładnie oglądając jego wesołą twarz. Taki powinien zostać. Taki jest naprawdę doskonały. Chciała wystawić dłoń i ponownie pogłaskać go po policzku. Pocałować tak, jak przy drzewie zapomnienia i spleść palce ich dłoni. Ale nie... Cofnęła się. Skłoniła lekko głowę, by potem ruszyć jak najszybciej w stronę drzwi wyraźnie uciekając.
Wszystko potoczyłoby się inaczej gdyby po prostu przyjęła to, co chciał jej ofiarować. Gdyby przejęła jego miłość to jak chciał się o nią zatroszczyć. Ale wybrała inną drogę a on po prostu sobie nie poradził. Lepiej jest nie zaznać miłości niż tonąć w oceanie żyletek z właśnie powodu owej miłości. Ona biegałaby szczęśliwa od jednego do drugiego a on? Patrzył by się bierne czekając i błagając by kiedyś zechciała w końcu docenić jego miłość i na zawsze być przy nim. Niestety był Krukonem, więc co za tym idzie nie był głupi. Wiedział, że to nigdy by się nie stało. Tak to prawda, że właśnie w takiej się zakochał. Chociaż nie miał w tedy bladego pojęcia o tym, jaka jest naprawdę. Cóż było minęło. Jest jak jest i nie jest źle. Ba! Jest nawet lepiej niż dobrze. Słuchał jej uważnie. I miałby w to wszystko uwierzyć? Nie był przecież idiotą, lecz nie zamierzał o tym dyskutować. Kiedy zechciała odejść instyktownie złapał ja za nadgarstek i obrócił ku sobie. Stali zdecydowanie zbyt blisko siebie, co Ramiro szybko zauważył i odsunął się o krok. - Nie rozpłakałaś się bez powodu. Nie chce cię zmuszać do mówienie, ale zostawienie cię w takiej sytuacji nie leży w mojej naturze. Przecież widzę, że coś się stało. I to coś związanego z zemną. To na mój widok się rozpłakałaś a ja nie rozumiem, o co chodzi. – Powiedział patrząc jej w oczy. Nie zorientował się, że nadal lekko jak pustynny wiatr wciąż trzymał ją za rękę. To było nie istotne. - Słuchaj wiem, że się nie znamy i mi nie zaufasz. Ja po prostu nie lubię patrzeć na łzy innych osób. Nie chcesz mi powiedzieć to nie musisz. Ale nie musisz z stąd odchodzić. To ja tu wtargnąłem, więc jeżeli chcesz to ja wyjdę. – Powiedział spokojnym głosem przypatrując się jej. Osunął się jeszcze o krok i dopiero w tedy spostrzegł, że cały czas trzymał ją za rękę. - Przepraszam.. – Szepnął nieco skrępowany. On nigdy nie podrywał dziewczyn. Przecież każdy wie, jaki miał stosunek do dziewczyn. Częściej stawały się jego przyjaciółkami lub taki siostrzyczkami, ale nigdy żadnej nie podrywał. Doskonale pamiętam jak uciekł przed Abi. Dokładnie w tedy, kiedy zrozumiał, co do niej czuję. Teraz tego żałował, ale czasu nie można było cofnąć. Chociaż można wymazać pamięć a co za tym idzie przeszłość, o czym już wiemy. W sumie Ramiro zrobił chyba najlepsze, co mógł. Kompletnie wymazał ją z pamięci. Ją a co za tym idzie także uczucie. Nawet teraz nie czuł przyśpieszonego bicia serca. Jak by tym jednym prostym zaklęciem uodpornił się na nią. Ale to akurat nie była sprawka zaklęcia. To było coś w nim samym. Jakiś instynkt a może bodziec. Nie wiem za bardzo. Jednak było coś w nim, co kazało mu nie zbliżać się do niej bardziej niż to konieczne. Nie wiem czy taka „tama” długo potrafi wytrzymać. Na chwilę obecną w jego ciele nie działają żadne hormony, ale kto wie ile czasu to wszystko wytrzyma? Kiedyś ją kochał tak bardzo, że oddałby za nią życie. Zrobił dla niej wszystko. Czy istnieje szansa by to uczucie powróciło? Jeśli tak to czy…. Warto?
Jak mogłaby w takiej sytuacji myśleć obiektywnie? Jak mogła tak po prostu wybierać między dwoma tak ważnymi dla siebie osobami? Może Rami tego nie rozumiał, ale po prostu nie mógł wiedzieć ile Finn dla niej zrobił. Odkąd krukon zniknął jej najlepszy przyjaciel zawsze był przy niej. Kiedy Rami był bóg wie gdzie, a ona potrzebowała chociażby słownego wsparcia, to właśnie on pojawił się. Jeden i drugi... Ich utrata byłaby dla niej zabójcza. Tak bardzo ich potrzebowała i była potrzebna im obu. Oboje ją kochali, a ona musiała dokonać jasnego wyboru. I nie potrafiła tego zrobić. Po prostu nie potrafiła patrzeć jak albo jeden, albo drugi opuszcza ją. Rami znowu zdecydował za nią. Za pierwszym razem skończyło się to zdecydowanie źle i dobrze o tym wesz. Tym razem jestem pewna, że może być całkiem podobnie... Dla niego jest doskonale. Ona nie poradzi sobie jeszcze wiele dni z tą świadomością, że skrzywdziła kogoś do tego stopnia i nawet nie może mu tego wynagrodzić. Bo on nie pamięta. I dlatego też chciała się stąd wydostać. Chciała koniecznie stąd wyjść i nigdy już nie musieć oglądać go nieszczęśliwym ze swojego powodu, lub chociaż zatroskanym. Niestety nie pozwolił jej na to. Pozwoliła pociągnąć się w swoją stronę. Ten moment, kiedy byli tak blisko... Zdawało jej się, że czas się cofnął. Że są razem w Pokoju Życzeń i ona właśnie ma zamiar niespodziewanie go pocałować budząc tym samym dosłownie... Chwilkę. Może to nie ich spotkanie było początkiem, tylko właśnie ten pocałunek? Te pierwsze, krótkie muśnięcie ust... - Jestem osobą, która zawsze płacze z byle powodu – Kiedy ją poznał było wręcz przeciwnie. Teraz wszystko się zmieniło. A skoro tak, to machinalnie to zdanie jest obdarzone szczerością. Ostatnio łatwo ją było doprowadzić do rozstrojenia nerwowego. Zwykła kłótnia i od razu łzy jej ciekły. Przeżywała też wszystko zdecydowanie mocniej. Opuściła wzrok wpatrując się w jego rękę. Więc nie dotyk... Więc on naprawdę już zatracił jakiekolwiek uczucie miłości do niej. Kto by pomyślał, że to jest aż tak proste. Jedno zaklęcie i momentalnie wszystko znika. Może sama powinna tego spróbować? Tylko może innego zaklęcia... - T...Tak... Nie znamy się... Dlatego daj mi po prostu wyjść... - Szepnęła odwracając twarz w stronę drzwi. Żal jaki przechodził przez jej serce doprowadzał ją do szału. Żal, że gdy ona czując ciepło jego dłoni chce się do niego przytulić on zachowuje się jak wesoły kamyczek. Odsunęła się od niego zabierając rękę oczywiście. Nie znają się, dlatego... Ona musi znaleźć Lilly. Porozmawiać z nią, poprosić o jakąkolwiek pociechę. Cokolwiek. Chociażby ochrzan od niej. Byle by tylko z nią pogadać... Boże, miała ogromną nadzieję, że chociaż Lil też nie kojarzy. Gdyby to naprawdę tylko ona wyciekła z jego świadomości, to nie wiem co ta dziewczyna by zrobiła.
Mogli mieć wszystko. Być jedną z tych idealnych par. Mógł jej dać to, czego nikt inny nie potrafił dać. Smak jutro i szczęście wczorajszego dnia. Nie zapomnienie chwile dzisiejszego… Mógł i chciał… Każda kobieta pragnie miłości. Lecz są kobiety pokroju Corin. One także pragną miłości a jednak chcą mieć wszystkich innych tylko dla siebie. Osoby wiecznie pokrzywdzone i przez nikogo niekochane. Ale jak długo można znosić romanse na boku? Wieczne zabieganie o jedno jej spojrzenie. Czasami trzeba zejść ze sceny nim będzie za późno. W powiewie białych haniebnych flag i przestać sypać solą ból. Miłość Ramiro do Corneli była inna niż wszystkie. Nie wystarczy powiedzieć „Kocham cię” By stało się to prawdą. Wiele osób mówi te magiczne słowa, ale tak naprawdę nie poznali w pełni, co one znaczą. To tak samo jak twierdzić, że ludzie są dobrzy. Samo twierdzenie nie sprawi, że ludzie takimi są. Samo powiedzenie „Kocham cię” Nie sprawi, że kogoś pokochasz. Nie wystarczy szybsze bicie serca i chaos w głowię się. To za mało. Równie dobrze po prostu chcesz ją/jego zaciągnąć do łózka tylko jeszcze tego nie wiesz. A kiedy już się znudzisz zmieniasz swą zabawkę na kogoś ciekawszego. Czasami wracasz do tej poprzedniej osoby. Akurat w chwili, kiedy ta zaczęła układać sobie życie bez ciebie ty wracasz otwierając starą ranę na nową. Przynosząc chaos i cierpienie tłumacząc sobie „Przecież ja ją/jego kocham!” Tylko na jak długo? Do rana? Ta miłość była innego pokroju. Już nie raz mówiłem, co Ramiro mógł zrobić dla niej i jak wiele robił, więc nie będę się powtarzał. Może zamiast tego powiem wam jak się czuł. Bo to było tak, że kiedy była przy nim niczego więcej mu nie było trzeba. Czas się zatrzymywał a jego dusza płonęła w niebie. Szczęście to taki skurcz serca, który sprawia, że inaczej patrzysz na swe życie. Że dostrzegasz to, co wcześniej nie potrafiłeś dostrzec. Najczęściej sprawką takiego szczęścia jest inna osoba. Jednakże szczęście nie jest przedmiotem. Nie możesz go schować do kieszeni i wyjąć, kiedy uznasz to za stosowne. Inni mówią, że na szczęście trzeba sobie zasłużyć. Nie zgadzam się. Szczęście to jedynie punkt widzenia. Na siebie na innych i na świat. Jeśli nie akceptujesz samego siebie. Swojej przeszłości i tego, co cię kiedyś spotkało. To jak chcesz być szczęśliwy? Akceptacja i przebaczenie to jedyna droga do szczęścia. Ale… Czasami to nie wystarcza. Możesz zaakceptować. Możesz zrozumieć i przebaczyć. Ale nadal nie możesz patrzeć na czyjeś szczęście myśląc sobie „Przecież mogłem to być ja” Tak mogłeś. Więc czemu nie jesteś to ty? Bo coś poszło nie tak. Możesz obarczyć o to wszystkich. Boga, ludzi lub zły los. A zamiast tego może prościej było by obarczyć tym samego siebie? Przestać popełniać na nowe te same błędy a wyciągnąć z nich konsekwencje. Nauczyć się żyć, bo przeszłości nie można zmienić. Nikt nie może cofnąć czasu i nadpisać nowy początek. Ale przecież każdy może od dzisiaj napisać nowe zakończenie. Bo przecież nigdy nie jest za późno by naprawić stary błąd. Nie ważne jak wielki by wam się wydawał. Jeśli chociaż nie próbujesz go naprawiać to nie obarczaj nikogo za to, co ci się przytrafiło. Bo to ty sam pogrążasz się w chaosie nie chcąc zrozumieć tego, co się stało. Przecież zawsze można żyć inaczej. Zawsze można pójść inną drogą. Nie ma drogi bez powrotu. To słabe wytłumaczenie dla ludzi, którym się po prostu nie chcę. Którzy wolą użalać się nad sobą zamiast spróbować zrobić coś innego. Zacząć żyć. Bo niektórzy tak w letargu do końca swych dni będą żyć. Ramiro się nacierpiał. Nie idź w jego ślady tylko zacznij żyć. Jego miłość była czysta. Nieskazitelna. Możliwe nawet, że jedyna taka na ziemi. Była jego królową a on pławił się w jej chwalę. Czyż nie było tak? Ale w któryś momencie jego dusza stała się żywą pulsującą raną. I zamiast się goić otwierała się ona wciąż na nowo. Czas nie goi ran tylko przyzwyczaja do bólu. Ale czasami trzeba za dużo czasu do tego. Ile byś dał żeby zapomnieć? Są rzeczy, o których czasami warto nie pamiętać. A czasami trzeba pamiętać by wiedzieć, kim się jest. Kim się było. Trzeba odnaleźć granicę. Nauczyć się balansować na granicy i zrozumieć, że są tylko dwa wyjść. Wygrywasz lub przegrywasz trzeciego wyjścia nie ma. Może i rzeczywistość to suka i widzimy się z nią o świcie. Ale Ramiro wywołuję ciszę. Ciszę przed burzą. Cisze po burzy. Na koniec nie pozostaję kamień na kamieniu. A jednak… Tak rozumiał i nie miał pretensji. Nigdy się nie gniewał za wybór, jaki dokonała. Finn był przy niej od zawsze. Po prostu był i czekał. Być może nigdy by sobie nie wybaczył gdyby wybrała jego. Czasami ktoś porzuca kogoś dla starej miłości. Uważam to za głupotę. Jeśli w aktualnym związku jest, co dobrze i naprawdę kochasz a przynajmniej zbliżasz się do tego, Kiedy wystarcza ci sama obecność a myśli wciąż krążą wokół tej osoby to nie marnuj to dla kogoś, kto cię kiedyś porzucił. A ni dla kogoś, kogo ty kiedyś porzuciłaś. Jeśli to zrobiłaś oznacza, że miałaś powody. Ludzie się nie zmieniają. Ja na przykład zawsze będę powtarzać, że ludzie się nie zmieniają. Jednak miłość, która okazać się miała lekarstwem była jego trucizną. Miał tylko dwa wyjścia. Zabić się lub zapomnieć. Ale wiedział, że zbyt wielu ludzi ucierpiałoby na jego śmierci. Nie mógł ich zostawić. Tak po prostu odejść bez podania ręki i zostawić wszystkich, co będą za nim tęsknić. Wybrał drugą opcję. Zdecydował się o niej zapomnieć. Wykasować ją ze swego umysłu. Zaklęcie jednak coś mu uszkodziło, bo emocjonalnie stał się tak szczęśliwy jak za czasów, kiedy nie był jeszcze wilkołakiem. Dostał więcej niż prosił. Czy teraz krzywdził Cornelie? Możliwe…, Ale… Oni nie byli sobie pisani. Nigdy nie byli by razem. Nie zdołałby ją przemienić. Zawsze uciekałaby do innych. Raniąc jego i tych pozostałych. Zawsze były by intrygi i kłamstwa. To nie był jego świat. Nie ważne jak kochał. Ból i cierpienie są znacznie większymi uczuciami niż miłość. To jest właśnie w tym chłopaku takie dziwne. Potrafi pomóc komuś wstać, pomimo że sam leży. Ramiro uśmiechnął się i delikatnie wzruszył ramionami. Nie będzie nalegał ani jej zatrzymywał. Podszedł do magicznego gramofonu i puścił sobie muzykę. Upił łyk wody, bo aż mu w gardle zaschło od tego wszystkiego. Postawił ją na parapecie. Tuż obok listu. Stał tak wyprostowany z rękami w kieszeni. Jego czarna koszulka była na jego lewym barku. Słońce, które odbijało się od chłopaka sprawiało ze jego skóra zdawała się być niczym złoty piasek. Wyglądał… Majestatycznie. Taki poważny jak gdyby obcy temu światu. Wyprostowany i dumny niczym arystokrata, którym przecież nigdy nie był. Z nie przeniknionym spojrzeniem, który wnikał daleko za horyzonty. A jednak biła od niego ta dobroć. Zaufanie i coś, czego nie umiem określić. Te uczucia stawały się wręcz namacalne. - Nie mogę płakać... Łzy to porażka ciała pokonanego przez serce. Albowiem dla nas to, co określane jest „sercem”, może stać się, co najmniej dowodem, że nasze istnienie jest zbyteczne. – Szepnął w czystym Hiszpańskim języku. Nie wiedział, że dziewczyna stoi jeszcze za nim. Że jeszcze nie wyszła. Ale za pewne zaraz wyjdzie. To, co mnie zastanawia to, to, o czym lub o kim pomyślał? Co zobaczył tam daleko? Naprawdę tego nie wiem. Czasami Ramiro zmienia swe nastroje szybciej niż striptizerka gacie. Najdziwniejsze było to, że nie wydawał się być smutny. Zamyślony i owszem. Ale nie smutny. Tylko ktoś, kto zna na wylot mógłby zobaczyć w jego oczach ten nieokreślony smutek. Który nie ma żadnego konkretnego podłoża. A może ma tylko go ukrywa? Kto wie, kto wie…
Miłość... Znowu powoli do niej dociera. Wolnymi kroczkami skrada się opanowując jej świadomość. Przechodzi przez jej ciało zaczynając kontrolować wszystkie zmysły. Jedno stwierdzenie, na którym utrzymywała się przez tyle czasu, a które nagle się wykruszyło przez tą całą sytuację. Może to dzięki temu przekonaniu była w stanie pozbyć się przez całe życie coraz to nowszych wyrzutów sumienia, które były naturalne przy jej stylu życia. Dzięki temu skakanie z kwiatka na kwiatek było takie łatwe – można powiedzieć, że wręcz lekkie i przyjemne jak letni wiaterek. Przez to zdrada wydaje się być dużo łatwiejsza do wyjaśnienia niż jest naprawdę. Każdy, nawet bzdurny powód nagle staje się idealny wytłumaczenie. Trzy jakże znaczące w życiu Corin słowa. Miłość nie istnieje. Jest tylko coś takiego jak uzależnienie. Ramiro był – do czasu – uzależniony od Corneli i od tego, co mu dawała mimo iż tego było naprawdę niewiele. Przecież od malutkiej dawki amfetaminy również można się uzależnić i od niej również można umrzeć, lub mieć taki zamiar. Ona natomiast pożądała chłopaków tylko po to, by zatańczyć na ich uczuciach, zabawić się w czystej pościeli i potem zostawić szukając następnego. A to, że do jakiegoś czuła troszkę większą mięte niż do innych to nic nadzwyczajnego. To wcale nie musi być coś, co doprowadza do słów „Kocham cię”. Corin przyrzekła sobie, że już nigdy nikomu tego nie powie. Dotrzymała swojej duchowej obietnicy mimo iż w każdej chwili mogłaby ją złamać na rzecz Ramiro Ismaela Puente. Był tego wart jak nikt inny. Ale co z tego? Co z tego, że śmiało mogłaby ukraść dla niego księżyc i pozostawić tylko okruszki, skoro on nie pamięta? Jak mówiłam – oboje popełnili niewybaczalne błędy przeszłości czy teraźniejszości. Dlatego nie powinni mieć do siebie żalu. Zresztą, on nie ma możliwości, bo tego nie pamięta. Bo teraz ta dziewczyna jest mu całkiem obojętna dlatego nie przejmuje się jej łzami i zdaje się ją ignorować. Choć nie. Przez Lillyanne zapewne ma ją za puszczalską. Właśnie o tym marzyła. Żeby ktoś tak kochany miał o niej takie zdanie, bo ktoś mu je wmówił. Egoistyczna... Zresztą, nie jest to wątek, w którym miałabym obrażać Lilyanne mimo iż Corin w tym momencie nie czuje do niej nic innego poza wściekłością i zalążkiem nienawiści. Ale to pewnie tylko rozemocjonowanie. Kiedyś jej przejdzie. Kiedyś. Ona jak wspomniałam nie czuła też do niego żalu. Ba, nawet go rozumiała, chociaż z drugiej strony sama nigdy by tak nie postąpiłą – nawet, jeśli powoli się zastanawia, czy nie powinna zrobić tego samego. Teraz wszystko miało być inaczej. Będzie przemierzała korytarze Hogwartu przytulając do siebie książkę Starożytnych Run. Wejdzie do klasy i rozejrzy się po niej, by zauważyć Ramiro i Lillyanne, którzy siedzą razem i śmieją się głośno na temat jakiś głupot. I sama nie będzie mogła podejść, bo on jej nie pamięta i już nic do niej nie czuje. Bycie neutralnym to najgorsze co mógł jej zrobić. Wolałaby, gdyby powiedział jej prosto z mostu, że ją nienawidzi. Naprawdę skrzywdził ją bardziej niż ktokolwiek. Ale nie ma co się dziwić. Jak bóg Kubie, tak Kuba bogu. I dlatego nie będzie się mściła. Mogłaby zniszczyć mu życie informując go o wszystkim, uświadamiając mu, że jest padalcem. Mogłaby wszystkich przeciw niemu nastawić. Ale jaki jest tego sens? Nie widziała żadnego. Nie wierzę w coś takiego, jak bycie sobie przeznaczonym. Boga nie ma, więc to ludzie decydują z kim chcą być. Czasem można jednoznacznie zadecydować, czasem nie. Mimo wszystko TYLKO oni mogą dokonać wyboru. Na temat ich związku, a raczej imitacji tego mógł się wypowiedzieć i wtrącać do niego tylko Ramiro, albo ona. Nie Lilly – ona była tylko przyjaciółką i to jeszcze przypadkowo poznała Ramiro! Corin nigdy już nie pokaże Lil nikogo, kto będzie dla niej naprawdę ważny. Przysięgam, że będzie trzymała tą wywłokę – bo tak w tej chwili o niej myślała – z daleka od Finna. No, mniejsza o to. Spoglądała na niego jeszcze przez chwilę. Słychać było, jak robi w jego kierunku kilka kroków. Doszła do niego. Stała zaraz za nim. Taka niska, taka mała i delikatna przy jego posturze. Wystawiła rękę ku niemu. Nie był idealny – taki wesoły i pogodny tym bardziej. Jej ideał nigdy by o niej nie zapomniał, nigdy by jej nie zostawił w tym szar... Jej dłoń się zatrzęsła. Spojrzała na jego plecy nagle sparaliżowana.
Będę zawsze przy tobie nawet, jeśli tego nie chcesz. Będę czekał gdzieś w cieniu i zawsze będę służył ci pomocą.
Pamiętasz Ramiro? Pamiętasz? Obiecałeś jej to. Nie znienawidziłaby cie, gdybyś odszedł ale to... Złamałeś obietnice Ramiro. Nie składa się obietnic, których się nie dotrzymuje. - Teme... - Wypowiedziała pod nosem w ojczystym w języku Lilly. Dupek. Mógł to dokładnie usłyszeć. Emocje wzięły górę. Zacisnęła dłoń na jego bluzce. Zmusiła go, by się do niej odwrócił. Może nie będzie rozumiał dlaczego. Może ją znienawidzi, ale co to za różnica? Przynajmniej sam będzie jej unikał tak, jak ona to miała zamiar zrobić. Strzeliła mu jeden siarczysty policzek. Mocny, a schowane w nim były wszystkie emocje, jakie targały w niej przez ostatni czas. Wyżyła się na nim ale... Zrozumiałaby... Gdybyś nie obiecał. Wszyscy kłamią. Wszyscy kłamią, oszukują i łamią obietnice. Ale nie ty Rami. Ty byłeś tym niezwykłym, który tego nie robi. Ludzie się zmieniają. Ty się zmieniłeś, ona się zmieniła. Może faktycznie lepiej, że jest jak jest... Odwróciła się do niego plecami. Wyszła. Nie wybiegła, wyszła. By szybko zniknąć za rogiem. I znaleźć swojego szczurka. Ma jeden cel. Chce zostać sama. Wszyscy kłamią, wszyscy zostawiają. Robi z siebie niewiniątko i świętoszkę – to racja. Ale nikt nie będzie musiał tego znosić. Najpierw Lilly...
Kurczę. Od dwóch tygodni Tim nie wiedział co ze sobą zrobić. Finn się do niego nie odzywał. Rozumiał go z jednej strony, a z drugiej...No co będę owijać w bawełnę, tęsknił jak cholera. I bał się. Bał się, że Puchon uzna, że nie może się z nim już w takim wypadku przyjaźnić.A to by było najgorszym co mogło się mu przytrafić. Śmiało mogę powiedzieć, że bez swojego przyjaciela by nie przeżył. I to była jego wina. Jego i niewyparzonego jęzora. Jednym "wciąż" zniszczył całą ich przyjaźń. Przynajmniej tak mu się wydawało. Nawet nie wiecie jak ucieszył się gdy zobaczył znajomą sowę. Aż życie w niego wstąpiło. I wierzył, że wszystko sobie wyjaśnią. Nie mogło być inaczej! Z tą oto optymistyczną myślą udał się do Pokoju Marzeń gdzie umówił się z Finnem. Marzenia...o czym marzył Krukon? Chyba wszyscy wiemy. Wszedł do pomieszczenia i zabarwił ściany na szafirowo, a dywan na jasny niebieski. Miał melancholijny nastrój, stąd te kolory. Usiadł na kanapie i czekał wpatrzony w drzwi. Gdzie on jest, no gdzie, gdzie on jest, niech już przyjdzie, za długo go nie ma, może nie przyjdzie? Gdzie on jest? Finn...
Przez cały ten czas myślał. Myślał i myślał. Nie mógł skupić się na niczym, co strasznie go irytowało. Książki poszły w kąt i zaraz po zajęciach wracał do Dormitorium, chcąc pobyć sam. Od dawna nie widział się ze znajomymi, brakowało mu ich. Tak samo jak Tima. Go chyba najbardziej. Przez to wszystko jego wściekłość na Corin nieco przygasła i nie śnił o niej już tak często. Gdy widział ją na korytarzach jego serce tak nie bolało... Nie płakał po nocach i zaczął jeść normalnie. Mimo, że powinno być w porządku tak wcale nie było. Miał wrażenie, że przejął się tym wszystkim bardziej, niż powinien. W końcu, prawie po dwóch tygodniach napisał do Tima. Były to krótkie listy, ale Finn drżał za każdym razem, gdy przychodziła odpowiedź. Unikał Tima jak ognia, nie widział go nawet na szkolnych korytarzach. Ale to i nawet lepiej. Nie mieli okazji porozmawiać, mogli wszystko na spokojnie przemyśleć. Gdzieś w głębi duszy Holender miał nadzieje, że Tim żartuje, że to tylko głupie zauroczenie i mu przejdzie. Ale w tym samym momencie, gdy o tym pomyślał serce dziwnie go ukłuło, a żołądek ścisnął się. Czyżby chciał, by to okazało się prawdą? Wybierając ciuchy przyłapał się na tym, że myśli o ulubionym kolorze Tima. Czy spodoba mu się ta niebieska koszulka? Ale chyba lepiej mi w czerwonym... Hm... a tą bluzę bardzo lubi, sam tak mówił- myślał, wygrzebując z szafy kolejne zestawy. W końcu na chybił trafił wybrał czerwony podkoszulek i szare szorty. Do tego trampki i był gotowy. Droga do Pokoju Marzeń strasznie mu się dłużyła i miał wrażenie, że idzie jak na ścięcie. Wziął kilka głębokich wdechów, zamknął oczy i pchnął drzwi. A gdy je otworzył pierwsze co się przed nim ukazało to właśnie Krukon. Posłał mu niepewny uśmiech i uniósł do góry dłoń w geście powitania. -Cześć- rzucił, zamykając za sobą drzwi i robiąc kilka kroków w jego stronę. Ładnie się zaczyna, nie ma co.
Nie widywał się z nikim. Ani z Angelique, ani z Quentiną, ani z Marianem, z Finnem tym bardziej nie. Brakowało mu go strasznie. Ale rozumiał, że przyjaciel chciał sobie przemyśleć parę spraw. I akceptował to, choć bał się. Ale o tym już pisałam, nie będę się powtarzać. Przez tęsknotę zdawałoby się, że jego miłość stała się jeszcze silniejsza, o ile to możliwe. Chciałby żartować. Chciałby żeby ich relacje były...takie jak kiedyś. A jednocześnie nie mógł sobie wyobrazić swojego życia bez kochania przyjaciela. To trwalo już za długo by myśleć o przerwaniu tego. Miał tylko wyrzuty sumienia, że wyznał wszystko Finnowi. Jakby Puchon nie miał wystarczająco dużo zmartwień. No ale cóż. Stało się. I się nie odstanie, więc jakoś sobie muszą z tym poradzić. Czekał na Finna od dłuższego czasu, no gdzie on się podziewał. Aż w końcu przyszedł. I jak zwykle wyglądał świetnie. Ten facet wyglądał zajebiście dobrze we wszystkim, nawet jakby ubrał na siebie worek na śmieci to Timowi i tak by stanął (proszę bardzo xD). Krukon odwzajemnił lekki uśmiech. -Hej. Siadaj. - wskazał przyjacielowi miejsce obok siebie/poduszki/fotel i wszystko na czym można było siedzieć. Przecież od stania nogi go mogą rozboleć! -Co słychać?- spytał lekkim tonem jakby absolutnie nic się nie stało i nie mieli absolutnie niczego poważnego do obgadania. Unikanie/odwlekanie tematu to bardzo mądry sposób kochany Krukonie, naprawdę.
Nogi miał jak z waty, więc chętnie klapnął na najbliższy fotel. Ściany były w kolorze błękitnym, tak samo jak dywan i Finn uśmiechnął się lekko. To jego ulubiony kolor, uspokajał go. A teraz to mu się przyda. Nerwowo to zaciskał, to rozluźniał uścisk na materiale spodni i ani na chwilę nie oderwał wzroku od swojego przyjaciela. Nie będzie tchórzem! Choć raz chciał spojrzeć mu w oczy i wyrzucić z siebie wszystko. A trzeba było mu przyznać, że było tego naprawdę dużo. -Po staremu- powiedział sztywno, głośno przełykając ślinę. Kuźwa! Co miał powiedzieć? Od czego zacząć? Nie cierpiał takich sytuacji, ale zawsze jakoś sobie z nimi radził. Jeśli zaś chodziło o Tima... wydawało mu się to jakieś trudniejsze. Przy Corin po prostu wyznałby wszystko, tak samo przy Jimmym trema by go nie zżerała. A tutaj? Tutaj dochodziła obawa, że utraci najlepszego przyjaciela, ogrom uczuć, pogmatwane sprawy. -Przemyślałem to i owo...- zaczął, zaczynając się bawić malutką nitką, która wystawała z fotela. -Ja nie chcę cię stracić. Nie zniósłbym dnia, wiedząc, że Cię już nie ma. Musisz być gdzieś blisko, bo inaczej szaleję. Ale... Nie spieszmy się- podniósł na niego wzrok i uśmiechnął się lekko, acz szczerze. -W sumie to mi nawet imponuje- dodał, śmiejąc się cicho. -Zawsze cię podziwiałem, więc teraz to jak spełnienie snów. Muszę się z tym... po prostu... hm... oswoić?- wzruszył delikatnie ramionami, po czym wyciągnął nogi przed siebie, a ręce założył za głowę.
Timowi przed spotkaniem serce biło jak dzwon. A siedząc tu i czekając na przyjaciela wydawało mu się iż jest tak zdenerwowany, że zaraz padnie na zawał. Dlatego dobrze, że wybrał taki a nie inny kolor ścian. Lubił go. Miał nadzieję, że to jakoś pozwoli mu być spokojnym podczas spotkania na które bardzo się stresował. Jak dzieciak, który idzie na pierwszą randkę, ale o milion razy bardziej. Co powie Finnn, nie uzna go za głupka, będzie chciał się z nim dalej przyjaźnić? Tyle pytań, a na żadne nie znał odpowiedzi. Teraz nikt nie miałby szans się niczego od niego dowiedzieć, a Angelique, gdyby nagle miała się tu pojawić, od razu wygrałaby ich kłótnię na temat "Kto logiczniej myśli?". Bo Krukon teraz ani w ząb nie myślał. Stresował się. Strasznie. Rany, i to jest dorosły facet? Siedzący i pocący się jak niebieskie stworzenie ze zdenerwowania, bo boi się, że jego Puchon nie będzie chciał się z nim dłużej przyjaźnić, bo uzna, że nie może się z nim spotykać z myślą, że ten go kocha? Rety. Obserwował z uwagą młodszego Holendra, który raz za razem zaciskał dłoń na materiale spodni. Wyglądał na równie zestresowanego. Gdzie te czasy kiedy nie mieli przed sobą żadnych tajemnic, mogli powiedzieć sobie wszystko nie bojąc się, że przyjaciel źle to odbierze, gdzie te czasy bez uczucia ukrytego w każdej ich rozmoweie? Ano poszły...spać chyba. Słysząc sztywny głos Finna zadrżał mimowolnie. Nie lubił takiego tonu u chłopaka. Holender używał go jak był zdenerwowany. To było trudne, ich rozmowa była trudna, nie wiadomo z jakim końcem...przy najmniej dla niego nie był on wiadomy. Bał się, że Finn go odepchnie, odrzuci od siebie w każdym znaczeniu tego słowa. A tego by nie zniósł. Wytrzymałby jakby odwrócił się od niego każdy. Ale nie jego brat. Nie człowiek z którym spędził w świetnej zabawie tyle lat. Nie Puchon. W końcu towarzysz zaczął mówić. Tim podniósł na niego wzrok i słuchał z uwagą, po każdym słowie uśmiechając się coraz radośniej, coraz szczerzej! A więc Finn nie chce go odrzucić! Też nie chce go stracić! Naszemu surferowi aż kamień spadł z serca, na którym to zrobiło mu się ciepło po słowach przyjaciela. Usłyszał dosłownie to, co sam o nim myślał. Odchrząknął starając się przywrócić sobie zmysł mowy, który chyba gdzieś sobie poszedł i uchylił lekko usta oddychając płytko. Potem wziął głęboki wdech i wydech i w końcu odważył się spojrzeć na chłopaka. Nie pomogło mu to się uspokoić, a jeszcze bardziej go rozproszyło (no bo kurczę, jak on ma się skupić na mówieniu jak Finn wygląda tak świetnie?) - Wiesz...też nie chciałbym cię stracić. To byłoby straszne, też bym chyba zwariował...I...Nie będę ci...w żaden sposób utrudniał oswajania się z tym. Ani cię pospieszał. W końcu nie o to tu chodzi, prawda?- wzruszył lekko ramionami. - Nie chciałbym też, żebyś czuł się przeze mnie do czegoś zmuszony. Bo wiedz, że do niczego cię nie zmuszam. - uśmiechnął się lekko do przyjaciela rozluźniając mięśnie i opadając wygodniej na kanapę. Finn nie chciał przerwać przyjaźni. Jest dobrze, Tim.
Nigdy nie podejrzewałby Tima o coś takiego. To on był zawsze tym opanowanym, spokojnym, a Finn rozrabiał i dostawał bury. To go trzeba było uspokajać, bo trudno było mu wysiedzieć w miejscu. Krukon często musiał sprowadzać go na ziemie i uspokajać. A teraz to on, ten sam Tim, tak strasznie się denerwował! Młodszy Holender śledził każdy jego najmniejszy ruch, nie chcąc by ominęło go cokolwiek. Uśmiechnął się pod nosem, gdy pomyślał, że musi być tak zdenerwowany jak on. Z jednej strony go to bawiło, ale to wcale nie znaczyło, że przestał się martwić. Wciąż mieli przecież tyle do obgadania... A może tak naprawdę wcale nie warto było o tym rozmawiać? Niech sprawy potoczą się własnym biegiem, dajmy im iść po swojemu, powoli, jak będą chciały. -Nie spieszmy się. Chciałbym spróbować- powiedział szybko, jakby licząc na to, że Tim go nie zrozumie. Tym samym jakby... zaakceptował jego uczucia. I był tego całkowicie świadom. Co więcej, chciał je odwzajemnić! Tylko czy same chęci wystarczą? -Ostatnio po prostu trochę trudno mi komukolwiek zaufać. Ale to ty- dodał, uśmiechając się lekko. Splótł dłonie na płaskim brzuchu i wyciągnął się jeszcze bardziej, trącając trampkiem nogę Krukona. Wyszczerzył się do niego niewinnie, trwając tak przez chwilę, po czym spoważniał. -Sam wiesz, jak jest. Nie muszę ci nic tłumaczyć, wszystko zrozumiesz. Więc zrozum i teraz. Zabierz mnie na randkę, ale żeby to nie był jakiś tani burger!- ostatnie zdanie rzucił ze śmiechem. Nie chciał drogich prezentów, z Timem nawet zwykły burger smakowałby dobrze. Ale de Jonh jak zwykle weźmie sobie jego słowa do serca i Finn wcale się nie zdziwi, gdy naprawdę zabierze go na randkę; jakąś wystawną kolację, czy coś w tym stylu. Finn nigdy nie przepadał za takimi rzeczami, bo wolał na przykład piknik w parku, czy lot spadochronem. Coś niebanalnego i oryginalnego. Nigdy jeszcze nie był na takiej klasycznej, typowej randce i może dlatego tak się stresował?