Egzamin teoretyczny Egzaminator:4 - Xan Pytania wstępne:1 -> 4 (przerzut za labmed, np. tu) - 1 (cecha nieogarnięty chochlik) = 3 Wylosowany eliksir:veritaserum Omówienie eliksiru:4 Wynik egzaminu teoretycznego:3+4 = 7 Egzamin praktyczny Eliksir:pieprzowy Wynik egzaminu praktycznego:8 Wynik egzaminu: 7 + 8 = [15] (Zadowalający)
Eliksiry nie były jej ulubionym przedmiotem i prawdę powiedziawszy więcej wynosiła z organizowanych przez Solberga zajęć LabMedu, niż z faktycznych lekcji. Profesor Gray jeszcze nie była taka straszna jak O'Malley, ale tak czy siak gdy Kate trafiła do niej na odpytkę, prawie zawaliła sprawę. Coś w spojrzeniu młodej asystentki sprawiło, że zupełnie straciła rezon i uległa swojemu roztrzepaniu kompletnie mieszając informacje, o które została zapytana. Dopiero po wzięciu głębszego oddechu, przeproszeniu i odpowiedzeniu na pytania ponownie okazało się, że coś tam jednak wiedziała z teorii eliksirów. Rozpoznawanie veritaserum można było porównać do rozpoznawania wody z kranu, ale jako że nie przychodził jej żaden inny eliksir do głowy, który był równie bezbarwny, bezwonny (i prawdopodobnie bezsmakowy, ale na szczęście nie pozwolili jej go spróbować w celach identyfikacyjnych - i bardzo dobrze, bo powiedziałaby jeszcze o jedno słowo za dużo, co przy jej ostatnich problemach z nagłą utratą empatii mogło być tragiczne w skutkach), a powątpiewała, by wlali zwykłą wodę do fiolki dla zmyłki, udało jej się odpowiedzieć dość wyczerpująco. Warzenie eliksiru było z kolei zadaniem, które o dziwo jej nie przerosło, ale też nie wyszło jej idealnie. Jej mikstura prawdopodobnie mogłaby się poprawić, gdyby się nieco bardziej przyłożyła, ale ogólny efekt i jej działanie prawdopodobnie nie pozostawiał dla egzaminatorów wątpliwości, że coś tam umiała. Kolejny zadowalający do kolekcji z tego przedmiotu akurat ją cieszył.
zt
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Egzamin teoretyczny Egzaminator:5 Alexa Sanford (+1 pkt) Pytania wstępne:5 + 1 pkt za kuferek = 6 Wylosowany eliksir:eliksir spokoju Omówienie eliksiru:5 + 1 pkt za kuferek) = 6 Wynik egzaminu teoretycznego: 13 Egzamin praktyczny Eliksir:neonu (1) Wynik egzaminu praktycznego:9 + 6 za lekcję = 15 Wynik egzaminu: 13 + 15 = 28 (Wybitny)
Przyszła pora na egzamin z eliksirów, a ona miała wrażenie, że nie jest do końca pewna tego, co może ją tam spotkać. To nie było dobre i mogło rodzić trudności, jakich wcześniej nie przewidywała. Trzymała się jednak dzielnie i doznała głębokiego poczucia ulgi, kiedy okazało się, że egzaminować będzie ją promotorka jej pracy. Przypadło jej to do gustu, a może nawet lekko wzruszyło, ale tak naprawdę nie było sensu jakoś załamywać nad tym rąk. Tym bardziej że przyszła pora na pytania wstępne i Carly popłynęła, nie mając z nimi najmniejszych problemów, chociaż czuła lekkie drżenie ciała, jakie właściwie nigdy wcześniej u niej nie występowało. Równie prosto poszło jej później, gdy trafił się jej eliksir spokoju, a ona omówiła go wręcz śpiewająco i może była bliska tego, żeby faktycznie coś zaśpiewać, bo stres mimo wszystko wyciągał po nią ręce. Nie wiedziała, skąd się brał, ale jednocześnie czuła dziwne wzruszenie tym, że tak pięknie płynęła, jakby nic nie było w stanie jej zatrzymać. I nie zatrzymała jej również część praktyczna, kiedy zmierzyła się z eliksirem neonu. To nie było coś niesamowicie trudnego, właściwie to można było powiedzieć, że to było coś, co miała w jednym paluszku i zdaje się, że właśnie to ją niesamowicie poruszyło. Świadomość, że chociaż się potykała, w ostatnim czasie dość często, to jednak wciąż miała to, czego potrzebowała, to co kochała. I nic zatem dziwnego, że egzamin skończyła ze łzami w oczach, gdy tylko dowiedziała się, że otrzymała ocenę Wybitną. To był sukces, jakiego potrzebowała! Ale płakać i tak musiała.
Eliksiry były dość nową dziedziną, w której rozwijała w tym roku swoje zainteresowania. Ciężko powiedzieć, czy przypadkiem to nie one wybrały ją samą, ale należało przyznać, że w stosunku do poprzednich lat wykonała w ich kwestii ogromne postępy. Dotychczas bała się kociołka i eksperymentowania przy nim, ale im bardziej otwierała się na rzucane jej wyzwania, tym lepsze efekty osiągała. Kto wie, może zamiast astronomką powinna zostać eliksirowarem? Egzamin oczywiście stresował ją, bo znała swoje szczęście i niestety pod jego względem się nie zawiodła. Wylosowała zdawanie u profesora O'Malley, który słynął ze swojego zimnego i opryskliwego stosunku do uczniów. Należało mieć naprawdę silną psychikę, by nie dać mu się stłamsić - albo naprawdę obszerną wiedzę, by nie dać się zaskoczyć i chyba tylko to uratowało ją od ogromnej porażki podczas ustnego przepytywania. No, i szczęście w postaci wylosowania pytań o eliksir szczęścia, który, choć trudny w uwarzeniu i na pewno nieosiągalny dla niej na ten moment, był tak spopularyzowanym konceptem, że bez trudu odpowiedziała na związane z nim zagadnienia. Przy egzaminie praktycznym również jej się poszczęściło, bo wylosowała eliksir, który przygotowywali na jednej z ostatnich lekcji tuż przed egzaminami. Będąc na świeżo z materiałem i mając dodatkowe doświadczenie w postaci uwarzenia go w przeszłości, nie sprawił jej w ogóle żadnych problemów. Z wielkim zadowoleniem opuściła salę z wynikiem wybitnym.
Egzamin teoretyczny Egzaminator:6 - Sanford (+1) Pytania wstępne:1 Wylosowany eliksir:Ridiskus Omówienie eliksiru:1 Wynik egzaminu teoretycznego:3 Wynik egzaminu: z racji niedopuszczenia do praktyki, czekam na poprawkę xd
Powiedzmy sobie szczerze - mimo miłości do mieszania w garach, Honeycottówna niespecjalnie sprawdzała się w eliksirach. Może to kwestia braku sympatii do nauki teorii, a może wrodzone roztrzepanie, które nie współgrało z tak subtelną sztuką jak eliksirowarstwo. No ale cóż, trzeba było zdać, to trzeba było zdać. Niestety, nawet wyrozumiała Alexa Sanford nie pozwoliła Adeli poradzić sobie ze swoimi brakami z zakresu wiedzy teoretycznej o eliksirach. Honeycottówna totalnie zawaliła temat i musiała podejść do egzaminu ponownie.
Egzamin teoretyczny Egzaminator:Casey (-2) Pytania wstępne:4 Wylosowany eliksir:Ridikuskus Omówienie eliksiru:2 Wynik egzaminu teoretycznego: 4 - 2 (za Caseya) + 1 (za kuferek) + 2 + 3 (za przyrządzenie eliksiru w fabule)=8 Egzamin praktyczny Eliksir: neonu Wynik egzaminu praktycznego:4 Wynik egzaminu: 8+4=12, Nędzny
Gdy Adela pojawiła się na poprawce była przekonana, że pech jej nie opuszcza - zamiast przyjaznej Sanford, czekał na nią O'Malley, więc mało brakowało, a posiusiałaby się ze strachu, co znacząco wpłynęło na jej odpowiedź ustną. Na szczęście udało jej się zaliczyć teorię, dzięki temu, że wylosowała ten sam eliksir, co ostatnio i przygotowując się do poprawki zdążyła go przećwiczyć. Z tego powodu bez problemu go rozpoznała, co ułatwiło jej prześlizgnięcie się przez egzamin teoretyczny. Podczas praktyki miała za to przygotować eliksir neonu. Mimo, że się starała to niespecjalnie powtarzała te pozycję, dlatego poszło jej poniżej przeciętnej. W finalnym rozrachunku udało jej się zaliczyć eliksiry na nędzny - na całe szczęście nie miała większych ambicji, więc odetchnęła z ulgą, że ma to już za sobą i może cieszyć się zdaną klasą.
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
Przebywał w lochach Hogwartu, nie nazwałby ich swoim ulubionym pomieszczeniem. Były nieco stęchłe, w zimnych murach nie czuł powiązania z naturą, do której jego wila natura czasem lgnęła. Mimo wszystko cenił je za mrok, pół-cienie, które padały na twarz i których grę na policzkach mógł kontrolować. Skupiał się na sobie i swojej pracy, z dala od spojrzeń innych, chociaż efekty jego pracy wręcz krzyczały o docenienie i zapisanie się na językach ludzi. Dziś, później, za kilka godzin, miał przeprowadzić zajęcia dla młodszych uczniów. Przygotowywał eliksir wielosokowy – jeden z najbardziej skomplikowanych i imponujących dla tych szczyli, w całym programie nauczania. Nie zgadzał się z tą teorią, jakby od niego to zależało, zacząłby zajęcia od Felix Felicis, na szczęście dla uczniów – nie miał na to wpływu. Pochylał się nad fiolkami, jego w tym świetle ciemne blond włosy, zawsze idealnie ułożone w “naturalnym nieładzie”, spływały falą na czoło, gdy nachylał się nad kociołkiem. Obserwował, jak powierzchnia wywaru zaczyna się pienić, aż w końcu odpad z eliksiru – bąbelki – zaczynają unosić się nad taflą mikstury. Jego jasne oczy, przepełnione znużeniem i pewnością siebie, skupiły swoją uwagę na efektach warzenia. Był w swoim świecie i w swoim żywiole, wtedy sobie przypomniał, że nie jest w klasie sam. Oprócz niego znajdowali się tu uczniowie, którym powinien zacząć coś tłumaczyć. Przestrach w oczach młodych uczestniczących w zajęciach, a wśród nielicznych tylko podziw dla jego biegłości z jaką zajmował się eliksirami, sprawił, że nie przewrócił oczami, a z typowym dla siebie lekceważeniem i brakiem przejęcia tym, że na chwilę zapomniał im cokolwiek wykładać, rzucił. — Eliksir pozwala nam przybrać postać innej osoby, ale wymaga precyzji i cierpliwości, więc nie zakładam, że będzie przeznaczony dla kogokolwiek z Was. Rozkoszował się spojrzeniami niewiedzy i niezrozumienia, czerpiąc z nich satysfakcję i ukojenie dla własnej goryczy. Bez pośpiechu dodał do kociołka spopielone pióro feniksa, dla odmiany śledząc, jak ciecz zmienia kolor na głęboki, szmaragdowy odcień. — Zwróćcie uwagę, jak zmienia się barwa – odgarnął włosy i spojrzał na nich zbielałym okiem, nie ułatwiając im skoncentrowania uwagi na eliksirze. — Wtedy dodajecie korzeń asfodelusa, o ile czegoś już wcześniej nie popsuliście. Przelotem objął spojrzeniem kociołki pozostalych uczniów, stwierdzając, że przynajmniej połowa z nich właśnie tak zrobiła. Ta połowa mogła liczyć o propocjonalnie cięższy finał. Nie ukrywał nawet swojego rozdrażnienia, kiedy przechodził się wzdłuż ławek, korygując błędy. Niektórych już nie dało się naprawić, za takie potknięcia hojnie obdarowywał ich ujemnymi punktami dla domu. Po tym wrócił do eliksirów. Jego dłonie poruszały się zręcznie, kiedy dodawał kolejne składniki, a mikstura bulgotała coraz bardziej intensywnie. Pławił się tą chwilą trwania w centrum uwagi. Na tym jednak musieli zakończyć lekcję. Do następnego spotkania. Patrzył, jak uczniowie opuszczają lochy, wciąż pod wrażeniem albo nieskalanego żadnym błędem sposobu warzenia profesora, albo stopniem jego rozdrażnienia. Jaki nie byłby powód, wiedział, że jeszcze długo będą mówić o tej lekcji – dobra czy zła sława, nie miało to dla niego żadnego znaczenia, tak długo, jak długo mógł być pewien, że w szkole nie było drugiego takiego samego nauczyciela jak on. Jego egocentryzm nie miał żadnych ram, w których można go było zamknąć. A litość dla uczniów nie wchodziła w grę nawet na kilka dni przed zakończeniem roku szkolnego.
Egzamin teoretyczny Egzaminator:4 - Xanthea Pytania wstępne: 5 (ale dodaję 1 za kuferek) = 6 Wylosowany eliksir: bełkoczący napój Omówienie eliksiru: 2 (ale dodaję 1 za kuferek) = 3 Wynik egzaminu teoretycznego: 9 Egzamin praktyczny Eliksir:1neonu Wynik egzaminu praktycznego: 5 + 6 (za udział w lekcji, oba etapy) = 11 Wynik egzaminu: 9 + 11 = 20 (Powyżej oczekiwań)
Z jednej strony cieszył się na zbliżający się egzamin z eliksirów, a z drugiej strony czuł mimowolny stres. Jakkolwiek na to nie spojrzeć, na egzaminach zawsze było inaczej, niż na lekcji, a i ocena bywała surowsza. Miał tylko nadzieję, że nie trafi na profesora, do którego nie miał za grosz szacunku, ale szczęśliwie odpytywała go Xanthea. Z łatwością odpowiedział na wszystkie sześć pytań. Wylosował następnie eliksir, którego nie był największym fanem i z tego powodu omówił go raczej miernie, ale wystarczająco, aby zdać część teoretyczną. Był pewien, że odbije się to na końcowej ocenie z egzaminu, ale nie zamierzał w tej chwili się tym przejmować. Mimo wszystko czekała go jeszcze część praktyczna, a tu mogło wydarzyć się dosłownie wszystko. A jednak, ku jego zdziwieniu, praktyczna część egzaminu była o wiele przyjemniejsza. Wylosował eliksir neonu, który przygotowywali na lekcjach, więc mógł z ręką na sercu uznać, że był przygotowany do tej części egzaminu. Nic więc dziwnego, że właściwie bez większych problemów przystąpił do tworzenia eliksiru. Nie potrzebował więcej czasu, niż było to zwykle przewidziane, szczególnie że eliksir neonu był dość prosty do uwarzenia. Kiedy skończył, spojrzał na Xantheę. Wiedział, że z części teoretycznej nie poszło mu najlepiej, więc był pewien, że nie dostanie najwyższej oceny. Z tego powodu z lekkim uśmiechem przyjął Powyżej Oczekiwań, obiecując sobie, że w przyszłym roku pójdzie mu lepiej.
z.t.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Egzamin teoretyczny Egzaminator: Casey (brak bo silna psycha) Pytania wstępne:6 Wylosowany eliksir: ridiskuskus Omówienie eliksiru: 4 Wynik egzaminu teoretycznego: 6 + 4 = 10 Egzamin praktyczny Eliksir: menstruacyjny Wynik egzaminu praktycznego:3 + 2 = 5 (przerzut za labmed) Wynik egzaminu: 10 + 5 = [15] (Zadowalający)
Naturalnym wydawało jej się to, że przystąpi do egzaminu z eliksirów. To było w końcu coś, co ją interesowało w sporym stopniu. Można było to zauważyć chociażby po tym jak zaciekle starała się z Jamiem przeprowadzać własne eksperymenty. Teraz jednak musiała skupić się na tradycyjnych miksturach oraz czekającym ją teście. Na części teoretycznej rzecz jasna trafiła na O'Malleya. Nie przejmowała się tym jednak w żaden sposób. Głównie dlatego, że mężczyzna nie robił na niej takiego wrażenia jak na innych. Nie czuła obaw w jego obecności. Wiedziała, że ma trudny charakter, ale sama również była twarda i mrukliwa. Może dzięki temu właśnie uzyskała tak wysoki wynik. Przechodziła do meritum rzeczy, mówiąc nauczycielowi jedynie to, co było istotne i go interesowało. Nie schodziła z tematu, odpowiadała precyzyjnie na pytania i wykazała się przy tym wiedzą. Rozpoznawanie i opisanie eliksiru, który jej przypadł oczywiście było nieco trudniejsze od ogólnych pytań, ale także się z tym uporała. Potrzebowała do tego jednak chwili, bo raczej nie miała dużej styczności z tym konkretnym eliksirem i dlatego musiała zastanowić się, by na pewno nie wybrać czegoś, co jedynie go przypominało na pierwszy rzut oka. Niemniej na pewno mogła uznać tę część za sukces i zostać dopuszczoną do praktyki, która wymagała od niej czegoś więcej niż zapamiętanych ustępów z podręcznika. No i wylosowała eliksir menstruacyjny. Nie cierpiała go. Musiała jednak jakoś się zmobilizować i przystąpić do warzenia go. Wpierw rzecz jasna przygotowała składniki, ale chyba nie do końca dobrze pamiętała cały przepis. Coś było zdecydowanie nie tak. Może i nie było tragedii, ale wyraźnie widziała jak jej twór odbiega od podręcznikowego przykładu wywaru swoją konsystencją oraz kolorem. Niemniej wiedziała też, że mimo wszystko nie było to coś za co mogłaby oblać egzamin. Finalnie otrzymała wynik Zadowalający, a to już było coś choć do końca nie satysfakcjonowało to jej.
z|t
Casey O'Malley
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
W pomieszczeniu panował, jak zawsze półmrok, ale także przyjemny chłód, kontrastujący z gorącem na zewnątrz. Światła pochodni rzucały cień tylko po jednej stronie sali. W bardziej zacienionym jej kącie, siedząc na krawędzi katedry nauczycielskiej, Casey różdżką przeniósł polecenia z kartki na tablicę. Napisy pojawiły się na niej słowo po słowie. Nawet skoncentrowany na tym zajęciu nie przegapił ani jednej osoby, która weszła do pomieszczenia, chociaż większości z nich nie przywitał. Godzina w końcu wybiła start lekcji i punktualnie, co do sekundy, kiedy tak się stało, drzwi zatrzasnęły się z wyraźnym hukiem a zamek przekręcił się w drzwiach, za sprawą magicznego wpływu nauczyciela. Spóźnialscy musieli liczyć na łaskę profesora, który mógł chcieć, a mógł nie mieć ochoty im otworzyć lub wlepić minusowe punkty każdemu, kto się spóźni. Ruszył się z miejsca zaraz po trzasku zamka i stanął przodem do uczniów. Wydawał się nieco znużony i zmęczony, chociaż rok szkolny dopiero się zaczął. Szczególnie wyraźne zażenowanie dało się odczuć przy początkowym przywitaniu profesora. — Witam wszystkich, mam nadzieję, że spędzicie ten czas równie przyjemnie, co ja w Waszym towarzystwie – czyli w gruncie rzeczy nienajlepiej, czego nie dodał, ale co było jasne i bez określenia szczegółów tego komentarza – Barnabas Badmington rozda Wam składniki, których użyjecie do uwarzenia trzech eliksirów. wiggenowy, pieprzowy, po-zatruciowy. Szczęśliwi Ci, co zjedli śniadanie, bo szybko stąd nie wyjdziemy. Jak uwiniecie się szybciej, skończymy zajęcia przed czasem, ale raczej Wam tego nie wróżę, chyba, że wcześniej dokonacie masowego mordu na przyjaciołach. Wtedy spotkamy się u dyrektor Wang szybciej niż przekosi Was bludger. Tu spojrzał po uczniach, którzy najgorzej radzili sobie z eliksirami i ostatecznie jego głos ożył dopiero w momencie, w którym pokrótce przypomniał im definicję wszystkich trzech eliksirów. Jego gardłowy głos wydawał się wtedy nawet bardziej piaskowy, nie przypominał już tonu człowieka, który doskonalił chrypę tarciem strun głosowych na tarce. — Resztę wyjaśnię w trakcie. Wiecie, co robić. “Przynajmniej niektórzy” – dodał już raczej do siebie, chociaż mimo wszystko, jak tylko praca nad eliksirami się zaczeła, rozpoczął wędrówkę wzdłuż stolików, indywidualnie pomagając tym, którzy tej pomocy potrzebowali, albo obserwując tych, którzy radzili sobie nieźle i bez jego udziału.
Etap I
Waszym zadaniem jest warzenie (3 lub 4) eliksirów, których w II etapie lekcji będziecie używać w miksologii.
UWAGA: Jeśli nie masz 21 pkt z eliksirów, uwzględnij w poście, że Casey co jakiś czas podpowiada Ci jak uwarzyć eliksir wiggenowy.
PIERWSZA KOŚĆ
Rzucasz kość k6, aby zobaczyć jaki zestaw eliksirów losujesz.
1, 2 – zestaw I:
3, 4 – zestaw II:
5, 6 – Zestaw III:
UWAGA: Wskazane na kartach składniki mają charakter poglądowy, oprócz nich są też inne składniki, jakie wrzucasz do kociołka (ze spisu Eliksirów.
KOLEJNE KOŚCI
Rzucasz kostkami w liczbie równej: suma składników znajdujących się w zestawie + 1
wynik:
Każda kostka wskazuje wylosowany składnik, gdzie: 1 - kora wiggen 2 - asfodelus 3 - dyptam 4 - mięta pieprzowa 5 - pokrzywa lekarska 6 - nic
I. Możesz usunąć bezpowrotnie jedną kość z puli, aby przerzucić dowolną ilość kostek. Wskaż w opisie przerzutu, jaką kość usuwasz z puli i jakie kostki przerzucasz, inaczej rzut będzie nieważny.
W skrócie: jedna bezpowrotnie usunięta kość = przerzut dowolną ilością pozostałych kostek.
II. Możesz przerzucać dowolną ilość razy, ale za każdym razem usuwając bezpowrotnie jedną kostkę z puli.
Przykład:
Wyrzuciłam kostki 1, 3, 4, 1, 3, 2, 2, 6 Mam 21 pkt z eliksirów, więc mogę przerzucić 6 (przerzucone na 5)
Teraz mam 1, 3, 4, 1, 3, 2, 2, 5. Mogę usunąć jedną kość z puli. Usuwam 1 i w zamian przerzucam kości 2, 2, 5 (przerzucone na 1, 1, 2)
Teraz mam 3, 4, 1, 3, 1, 1, 2
Tak wylosowane składniki musisz dopasować do składników opisanych na karcie w zestawie. Jeśli uda Ci się dopasować wszystkie składniki na wybranej karcie, to znaczy, że uwarzyłeś z powodzeniem eliksir.
NIEUDANE UWARZENIE ELIKSIRU
Jeśli nie udało Ci się uwarzyć eliksiru wiggenowego:
Zabrakło Ci 1 składnika – eliksir przybiera złą barwę i paruje Ci w twarz, co powoduje, że robisz się lekko senny i rozproszony
Zabrakło Ci 2 składników – opary z eliksiru bardzo boleśnie wżerają się w skórę, dostajesz naganę od profesora i zostajesz przepytany z losowego materiału z eliksirów. Rzuć kością litery. Każda samogłoska to Troll, B i J to Wybitny (+10 pkt dla domu), a pozostałe litery to wybrana przez Ciebie ocena od Okropnego do Zadowalającego.
Zabrakło Ci 3 składników – eliksir bulgocze niebezpiecznie, aż w końcu bucha Ci w twarz, a także prawie cała jego zawartość ląduje na Twoich szatach i wywołuje czyraki, nie na całej skórze, a punktowo w wybranych przez Ciebie miejscach na Twoim ciele (przynajmniej jedno skupisko kilku), dostajesz od profesora dawkę eliksiru na zwalczenie czyraków i –5 punktów dla domu.
Jeśli nie udało Ci się uwarzyć eliksiru pieprzowego:
Zabrakło Ci 1 składnika – opary z eliksiru są tak silne, że szczypią w oczy i powodują łzawienie, ale poza tym wszystko jest w porządku, ale nie jest idealnie, Casey musi coś dorzucić, żeby eliksir się uwarzył
Zabrakło Ci 2 składników – dostajesz -5 punktów dla domu bez wyjaśnienia dlaczego, profesor pyta Cię co popsułeś, napisz w kolejnym poście (może być post z II etapu) w dialogu co Twoim zdaniem mogło być nie w porządku.
Zabrakło Ci 3 składników – Casey patrzy na Twój eliksir i każe Ci go spróbować, eliksir powoduje, że masz ochotę cały czas kichać, co utrudnia pracę; w kolejnym etapie nie przysługują Ci bonusy z modyfikatorów
Jeśli nie udało Ci się uwarzyć eliksiru po-zatruciowego:
Zabrakło Ci 1 składnika – eliksir za mocno Ci bulgocze, rozbryzguje się i kilka kropel wpada Ci do buzi, czujesz się, jakbyś był lekko wstawiony
zabrakło Ci 2 składników – dostajesz trolla i -10 punktów dla domu, bo to eliksir z poziomu podstawówkowego, od samych oparów masz nudności (walcz z tym, bo groźna mina Caseya sugeruje, że jak wyśle Cię do pielęgniarki to już nie wrócisz).
MODYFIKATORY
Spoiler:
– Jeśli eliksiry to I lub II najwyższa statystyka w Twoim kuferku, możesz przerzucić PIERWSZĄ KOŚĆ (zestaw) i wybrać ten zestaw eliksirów, który Ci bardziej odpowiada (chyba, że wylosowałeś znów ten sam). — Za min. 21 pkt z eliksirów możesz przerzucić każdą pustą kostkę (6) — Jeśli jesteś nową postacią na forum (3 miesiące lub młodsza), a eliksiry są Twoją najwyższą statystyką, możesz przerzucić za darmo każdą pustą kostkę (6).
WZÓR Usuń linijki, które cię nie dotyczą
Kod:
<zgss>Zestaw:</zgss> I / II / III <zgss>Składniki – na start:</zgss> [url=LINK] wypisz wszystkie początkowe kostki [/url] <zgss>Przerzuty:</zgss> [url=LINK] I [/url], [url=LINK] II [/url] itd. <zgss>Składniki – na koniec:</zgss> wypisz wszystkie kostki, jakie Ci zostały na koniec <zgss>Karta I:</zgss> wypisz kostki, które dopasowałeś do tego eliksiru | udany/nieudany <zgss>Karta II:</zgss> wypisz kostki, które dopasowałeś do tego eliksiru | udany/nieudany <zgss>Karta III:</zgss> wypisz kostki, które dopasowałeś do tego eliksiru | udany/nieudany <zgss>Karta IV:</zgss> wypisz kostki, które dopasowałeś do tego eliksiru | udany/nieudany <zgss>Kary/nagrody:</zgss> wypisz
Termin: do 13.09
Ostatnio zmieniony przez Casey O'Malley dnia Sob Wrz 07 2024, 18:29, w całości zmieniany 1 raz
Zestaw:I Składniki – na start: 6, 6, 6, 3, 5, 6, 5, 1, 3 Przerzuty: I , II Składniki – na koniec: 1, 1, 2, 4, 5, 3, 2 Karta I: 1, 1, 2 - udany Karta II: 4, 5, 3 - udany Karta III: 2 - nieudany Kary/nagrody: lekkie wstawienie / wiggenowy, pieprzowy
To nie był jego najszczęśliwszy dzień, ale wiedział, że zajęcia z profesorem O'Malleyem mają się odbyć, więc przyszedł na nie jeszcze pięć minut zanim się rozpoczęły. Pamiętał sprzed lat zasady panujące na tych zajęciach, dlatego zajął ławkę po jasnej stronie sali, bo już nie jednemu za pochopny wybór zostały odjęte punkty. Nie chciał podpaść prowadzącemu na pierwszych zajęciach, choć miał wrażenie, że już na wakacjach dał się zapamiętać jako jedno, wielkie, chodzące nieszczęście. W dodatku mógł bez wyrzutów sumienia nazwać się "Legion", bo według opowiadań Sierry, imiona dostawał od profesora osób wielu. To mu najmniej przeszkadzało. Nie potrzebował być rozpoznawalny i jeśli taki był kaprys mówiącego, to niech sobie mówi. Gdy nastała odpowiednia godzina, drzwi zamknęły się na cztery spusty, jak to miały w zwyczaju, a prowadzący zaczął mówić, witając ich, tak samo serdecznie jak większość chciałaby powitać jego. Mówił lakonicznie, przydzielając im odpowiednie zadanie. Słysząc nowe określenie na siebie, bez komentarza wstał i rozdał potrzebne składniki wszystkim na sali, po czym wrócił na swoje miejsce, by samem z zestawu ziół, zacząć przygotowywać odpowiednie elikiry. Zajął się pracą, choć już i tak był w niedoczasie przez przydzielony dodatkowy obowiązek. Większość z tych eliksirów warzył już w wakacje, więc ponowienie ich, uznał za niespecjalnie szczególny wyczyn. Zaczął od wiggenowego, którego przez swoje perypetie, w ostatnie wakacje wręcz nadużywał. Dodawał do kociołka odpowiednie ingrediencje i nic nie zapowiadało, że eliksir się nie uda. Po dłuższej chwili miał go już gotowego i mógł zająć się pozostałymi. Prace nad drugim eliksirem również poszły mu bez większych problemów i dopiero trzeci miał postawić przed nim niewielkie wyzwanie. W zasadzie ostatni raz warzył go w sierpniu, gdy dostał list od Trevora i jego skupienie przez to uciekło do wspomnień, które zdecydowanie nie powinny się pojawić na tej sali. Eliksir delikatnie podgrzewany, mimo starań, przegotował się i "odbiło mu się czkwaką", przez co opary eliksiru powędrowały do nozdrzy Bazorego. W głowie czuł lekki ciężar, ale nic po za tym. Ostatnia zawartość kociołka nie wyglądała najlepiej, dlatego postanowił dokładniej przyjrzeć się parametrom fizycznym procesu warzenia by określić, który moment spieprzył, bo przecież nie powie prowadzącemu "ten w którym się zamyśliłem".
Lyssa Heartling
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : burza loków, anorektyczna budowa ciała
Zestaw:III Składniki – na start: 1,1,1,1,3,4,4,4,5,6, Przerzuty: I , II Składniki – na koniec: 1,1,1,3,3,4,5,6 Karta I: 1 | nieudany Karta II: 1,1 | udany Karta III: 5, 3 | udany Karta IV: 4, 3 | udany Kary/nagrody:Troll
Dziwnie było wrócić do szkoły po ponad rocznej przerwie. Przez ostatnie paręnaście miesięcy odzwyczaiła się od konieczności wstawania o konkretnej godzinie, nie mówiąc już o obowiązku uczęszczania na zajęcia czy odrabiania zadań domowych. Niby sama sobie taki los wybrała, niemniej przestawienie się z chaotycznego, spontanicznego trybu życia, na z góry narzucony rozkład dnia okazało się trudniejsze, niż to sobie wyobrażała. Skoro jednak podjęła taką a nie inną decyzję, to wszyscy święci jej świadkiem, że prędzej z własnej woli wsiądzie na miotłę niż zrezygnuje z dyplomu. Nastawiła więc budzik i w mękach, lecz bez słowa zarzutu stawiła się o wyznaczonej godzinie w klasie eliksirów. Z ulgą stwierdziła, że pomieszczenie przez ostatni rok nie uległo żadnym drastycznym zmianom – i dobrze, spędziwszy tu setki godzin, dziewczyna zdążyła przywyknąć do jego posępnego uroku. Nie przeszkadzał jej panujący w klasie półmrok, a panującą na zajęciach atmosferę skupienia i koncentracji wręcz uwielbiała. Cisza przerywana wyłącznie bulgotaniem gotowanych wywarów, kartkowaniem podręczników czy krojeniem składników była niemalże kojąca po całym tygodniu spędzonym wśród drących się niemiłosiernie uczniaków. Eliksiry miały też jeszcze jedną, ukrytą zaletę – wymagały od studentów tyle uwagi, że nie starczało jej na docinki czy szerzenie plotek, dlatego odkąd tylko pamiętała, Lyssa zawsze po cichu wyczekiwała tych kilku godzin oddechu.
Zajęła miejsce przed stojącym pod ścianą kociołkiem i podwinęła rękawy, odsłaniając okropnie chude przedramiona. Skóra i kości. Zdążyła już zauważyć ukradkowe spojrzenia rzucane w jej stronę w ciągu minionych kilku dni. Bez wątpienia za niedługo po szkole zaczną krążyć nowe pogłoski na jej temat, jednak dziewczyna była już do tego przyzwyczajona. Kiedy jeszcze była uczennicą średnio co semestr wypływały na temat jej rodziny coraz to nowe pomówienia, w pewnym momencie Lyssa po prostu przestała więc zwracać na nie uwagę. Tak jak wtedy, tak i teraz zamiast marnować energię na bezcelowe dyskusje i spory dziewczyna wolała przeznaczyć ją na naukę, nic bowiem nie dawało młodej Heartlingównie takiej satysfakcji, jak widok min wykrzywionych zazdrością, kiedy udało jej się zdobyć najwyższy wynik w klasie podczas testu czy egzaminu.
Zmarszczyła nos na widok otrzymanych od Krukona składników. Pewności nie miała, ale wydawało jej, że nie służyły one do przygotowania wymienionych przez profesora eliksirów. To on się pomylił, czy ona zdążyła zapomnieć szczegóły receptury? Przygryzła policzek, układając w głowie plan działania. Jeżeli zgłosi zastrzeżenia, a nie będzie miała racji wyjdzie na idiotkę. Jeśli uwarzy niepoprawną miksturę też nie wyjdzie na tym najlepiej, ale może uda jej się jakoś odratować wywar. Zostawiając więc eliksir wiggenowy na sam koniec, dziewczyna zabrała się za pozostałe kociołki. Czas płynął, a od panującej w pomieszczeniu wilgoci włosy zaczęły jej się puszyć niczym u niezbyt ładnego barana, nim więc udało im się skończyć przygotowywanie eliksirów, Lyssa wyglądała jakby raził ją piorun. Mogło jej się wydawać, ale miała wrażenie, że nauczyciel pochodził do niej częściej niż do innych, szczególną uwagą zaszczycając przygotowywany przez nią wiggenowy. Za grosz jej się to nie podobało, miała bowiem wrażenie, że ktoś cały czas patrzy jej przez ramię. Czyżby profesor zakładał, że po roku przerwy dziewczyna wymagała szczególnej opieki? Litości, przecież nie zapomniała siedmiu lat nauki w przeciągu kilkunastu miesięcy. Rozproszona, zupełnie zawaliła ostatnią miksturę, w efekcie czego nie dość, że poparzyła sobie całe lewe przedramię, to na dodatek zebrała burę i zmuszona była odpowiadać przed całą klasą z jakiegoś absurdalnego tematu. Guzik się znała na teorii wpływu faz księżycowych na pozyskiwanie składników eliksirów, nic więc dziwnego, że zarobiła pierwszego po powrocie Trolla. Fantastycznie.
Dyskomfort. Chyba to słowo najlepiej opisywało to, co czyła Lily względem lekcji z O'Malleyem. Nie dość, że jej półwili urok zwyczajnie nie miał przy nim racji bytu, to jeszcze miała wrażenie, że przez swoje pochodzenie budzi w profesorze złość przez samo swoje istnienie. Czy mógł mieć na to wpływ fakt, że raz zagapiła się na jego blizny odrobinę za długo? Nawet nie wiedziała, czy to zauważył. I nie wiedziała, czy może zrobić cokolwiek, żeby poprawić swoją relację z nauczycielem. Temat zajęć był powalający, a ona nieprzygotowana. Tak jej się przynajmniej zdawało, bo rzeczy, które warzyli, totalnie przekraczały jej obecne umiejętności. Nie wiedziała jak uwarzyć wiggen, przez co nauczyciel Casey musiał niemal dyktować jej po kolei, co powinna robić. Do tego wszystkiego w dwóch pozostałych eliksirach coś nagrzebała ze składnikami, no i nie wszystko poszło tak, jak powinni. Wiggen musiał się udać, bo profesor robił go praktycznie za nią. Do pieprzowego musiał coś tam dorzucić, żeby zadziałało. Zdaje się, że mięte pieprzową. Wtedy było już w porządku. Za to po-zatruciowy prysnął tak, że się go nałykała i świat odrobinę zaczął jej się chwiać. Nie była pewna, co ma się dziać dalej. Niby była mowa o miksowaniu, ale ona niezupełnie chwytała, co to wszystko znaczyło. Może powinna zatrzymać się przy zajęciach ze Stanford, zamiast pchać się do O'Malleya jak świnia na rzeź?
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Zestaw:I Składniki – na start: 2 4 4 6 6 4 4 4 3 Przerzuty: I , II Składniki – na koniec: 1 2 4 5 3 4 2 Karta I: 1 2 | nieudany (brak jednego składnika) Karta II: 4 5 3 | udany Karta III: 4 2 | udany Kary/nagrody: robię się lekko senna i rozproszona
Nie chciała tam iść. Za nic w świecie nie chciała tam iść i było jej aż niedobrze z tej niechęci. Problem w tym, że naprawdę musiała trochę się dokształcić przy ostatnim roku, choć prawdę mówiąc, już naprawdę sobie nieźle radziła. Inna rzecz to taka, że po prostu eliksirów nie znosiła, a nauczyciela darzyła taką nienawiścią, jaką nie wiedziała, że była w stanie w ogóle odczuwać. Szła jednak do lochów, z miną jakby jej kot na buty narobił, ale i tak nie dorównywała w tym wykrzywieniu mordzie O’Malley’a – ten był prawdziwym mistrzem w krzywieniu twarzy na wszelkie sposoby. Była pewna, że po prostu w powiedzeniu „nie rób tak, bo ci tak zostanie” była sama prawda i Casey’owi tak właśnie zostało. Nie chciała tam iść. Stanęła przed drzwiami, przepuszczając w progu innych uczniów i studentów, czując jak opuszczają ją wszelkie chęci do życia, a przecież była pełną werwy i radości osobą. Wzięła głęboki uspokajający oddech, próbując nie myśleć o tym, że dwa lata temu lekcja eliksirów z Casey’em ją całkiem straumatyzowała i przepisała się na zajęcia do Sanford. Weszła do klasy i nie zaszczyciła nauczyciela spojrzeniem, nie mówiąc o przywitaniu. Dzień nie był dobry, bo musiała przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Wypatrzyła jednak kolegę Ryana i szybko do niego podeszła, bo choć nie znała go za dobrze, to fakt, że trzymał się z jej starszym bratem zdecydowanie wystarczał, żeby czuła się bezpieczniej. Wylądowała więc obok Freda i Lockiego, którego kojarzyła. Była w tej szkole już tak długo, że wszystkich – oprócz pierwszoklasistów, ale tych było łatwo rozpoznać – już kojrzyła. — Widzę tę mordę i od razu chce mi się rzygać — powiedziała tak cicho, że tylko ci najbliżej niej mogli ją usłyszeć (@Frederick Shercliffe i @Lockie I. Swansea). Wyjęła podręcznik ze swojej torby, która widziała lepsze czasy i położyła go obok kociołka. Zaraz potem zaczęło się piekło. Niby słuchała nauczyciela, ale bardziej skupiała się na tym, jak bardzo nie chciała tutaj być i jak bardzo życzyła mu niekontrolowanej sraczki i żeby jej dostał właśnie teraz. Co on w ogóle pieprzył? Odetchnęła z ulgą, kiedy wylosowała trzy a nie cztery eliksiry i wzięła się do pracy. Szło jej opornie i prawdę mówiąc nigdy wcześniej chyba samodzielnie nie warzyła eliksiru wiggenowego, więc nic dziwnego, że poszedł jej najgorzej. Przecież nie należał do najłatwiejszych. Z pieprzowym i po-zatruciowym poradziła sobie śpiewająco, bo regularnie warzyli je w pracy – wiggenowe zamawiali, zajmował w lecznicy za dużo czasu i używali go tyle, że nikt by nie nadążył z warzeniem. Krytycznie przyjrzała się wiggenowemu, który zmienił kolor na śliwkowy. — Ej on chyba tak nie powinien, nie? — zapytała chłopaków, kiedy opary buchnęły jej w twarz, a ona poczuła się trochę senna i rozproszona.
Zestaw: I Składniki – na start:3, 2, 6, 2, 4, 2, 4, 3, 5 Przerzuty:6, 1, 5 (za 2, 2, 3, wyrzucone 6) Składniki – na koniec:3, 2, 1, 4, 5, 4, 6, 5 Karta I: 1, 5, 6 | nieudany Karta II: 4, 5, 3 | udany Karta III: 2, 4 | udany Kary/nagrody:Zadowalający z odpowiedzi karnej, przeżarta skóra
Wiedział, kto prowadził zajęcia z eliksirów. Wiedział, co ten zrobił i jaki mniej więcej był, więc wcale nie był zachwycony, że miał się tam udać. Tym bardziej że na dokładkę ten człowiek był opiekunem ich domu, co w ogóle brzmiało, jak skończony absurd. Spojrzał na @Ruby Maguire, kiedy znalazła się przy nim i @Lockie I. Swansea, by zaraz skinąć jej lekko głową. Nie znali się za dobrze, to prawda, ale wiedział, co nieco o tym, co się wydarzyło, wiedział również, że skoro chciała przy nim siedzieć, musiała uważać to za coś ważnego, skoro nie poszła do swoich znajomych. Skinął jej zatem głową, a potem spojrzał na profesora, kiedy ten się odezwał, dochodząc do wniosku, że opowiadał bzdury jakby go matka nie kochała. Zachowywał się, jakby chciał siać postrach, a jedyne, co na razie siał, to skrajne zażenowanie. Frederick nie wiedział, że ten ma w sobie krew wili, gdyby było inaczej, zapewne uśmiechnąłby się jedynie ironicznie do tego stworzenia, wiedząc doskonale, że jego miejsce nie było w tej sali. - To tak zawsze? - zapytał cicho, kiedy kazano im wybierać jakieś zestawy eliksirów, mając wrażenie, że ktoś tutaj bawił się w przedszkole. Casey był ledwie od niego starszy, ale Frederick czuł się przy nim, jakby przerastał go o eony świetlne, jeśli mowa o dojrzałości. Nie komentował tego jednak na głos, bo zwyczajnie nie lubił strzępić języka po próżnicy, woląc robić to, co powinien robić, nawet jeśli nie był biegły w eliksirach. Miał jednak podręcznik, skupienie i wytrwałość, jakich nauczył się w ciągu dziesięciu lat pracy, a teraz się nimi wykazywał, starannie przygotowując eliksir po-zatruciowy i pieprzowy. Gorzej było z wiggenowym, bo miał zdecydowanie zbyt mało kory, i kiedy dodał ją do kociołka, zorientował się, że nie zdoła już naprawić tego błędu. - Nie. Tak też nie powinno być - zauważył, chcąc szybko pozbyć się zawartości kociołka, ale niestety opary zdążyły go dosięgnąć i zacisnął z całej siły zęby, czując dojmujący ból, jaki rozszedł się po jego ciele. W to zaś wdarły się słowa profesora, który postanowił zacząć go karnie odpytywać. Shercliffe spojrzał na niego obojętnie, uznając jednak, że opowieści Ryana nie były ani trochę na wyrost i przez zaciśnięte zęby odpowiedział na pytania Casey'a, wiedząc, że choćby wyśpiewał mu podręcznik, ten nie byłby zadowolony. - Sądzę jednak, że powinniśmy coś zrobić z moimi rękami, profesorze - zauważył tak samo spokojnie i obojętnie, jak zawsze, gdy okazało się, że nie jest aż tak głupi, by nie umieć udzielić odpowiedzi na temat podstawowych eliksirów leczniczych.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zestaw:II (wiggenowy, pieprzowy x2 i po-zatruciowy) Składniki – na start: 6,6,5,4,4,3,3,1 Przerzuty: 6,2 , 6, 3 (przerzut pustych za kuferek), 3, 3, 6, 3 (usuwanie kostek za przerzut) Składniki – na koniec: 2,3,3,4,5 Karta I: żadna, nieudany Karta II:żadna, nieudany Karta III: 5, udany Karta IV: 4,3,1 udany Kary/nagrody: Troll (literka)
Eliksiry były zajęciami, na których nie mogło Solberga zabraknąć, choć wizja dnia z O`Malleyem była równie przyjemna co rzyganie sobie samemu do mordy. Zresztą nie musiał wiele czekać, bo profesor na wstępie już otoczył ich swoim wątpliwym urokiem i sympatią. -Ja pierdolę. - Mruknął pod nosem, do nikogo szczególnego, choć obok stali @Lockie I. Swansea , @Frederick Shercliffe , @Ruby Maguire i @Scarlett Norwood . Jako że zazwyczaj jednak robił swoje i opuszczał zajęcia, postanowił też tak podejść i do dzisiejszej lekcji. Może Casey się jeszcze nie rozgrzał, albo jakiś utopiec odgryzł mu jaja na Podlasiu i musiał się wyżyć, czy coś. Solberg jednak długo nie pozostał w takim podejściu, gdy zobaczył, że ma uwarzyć wiggenowy, o mało co się nie zrzygał. -Trzymajcie mnie, bo zaraz wyjdę i to serio. - Jego relacje z tym eliksirem były bardzo chłodne, a fakt, że nie dostał odpowiedniej ilości składników, by uwarzyć cały zestaw jeszcze tylko podjudzał jego irytację. Zamierzał wybrnąć z tego po swojemu, stosując odpowiednie zamienniki. Wiedział dobrze jak to zrobić, miał opracowane receptury i radził sobie dobrze, więc przystał do pracy, żeby być w stanie wyjść stąd jak najszybciej. Jeden z pieprzowych i po-zatruciowych wyszły mu dobrze i właśnie pracował nad porcją eliksiruktóregoimienianiewolnowymawiać, gdy usłyszał jakieś zamieszanie. Odwrócił się w stronę Ruby i Freda i już wiedział, że coś jest mocno nie tak. -Shercliffe powinien iść do szpitalnego, jak Pan nie ma zamiaru mu pomóc. - Odpowiedział bez ogródek, bo jego irytacja z każdą chwilą rosła. Wiele potrafił znieść, ale nie mógł zrozumieć, że O`Malley wolał przepytać Freda ignorując jego obrażenia. Nawet Craine miał więcej rozumu, o dziwo. Niestety przez tę chwilę nieuwagi, eliksir Maxa się zjebał. O`Malley coś tam wrzucił mu do kociołka, by to naprawić, ale w tym samym czasie pieprzowy zaczął ślizgonowi dymić, a opary boleśnie wżynały się w skórę chłopaka i Solberg również stanął przed przepytywaniem przez profesora. Tego było już dla ślizgona za wiele. Owszem, miał nóż na gardle, bo patrzono na jego każdy ruch, jakby był jakimś pierdolonym mordercą i gwałcicielem dzieci, bo lubił sobie wypić, zapalić i zaruchać na terenie szkoły, ale niesprawiedliwości nie mógł zdzierżyć, co zresztą zawsze jasno dawał do zrozumienia. -Czy Pan sobie kurwa żartuje? Serio to są teraz priorytety, którymi powinniśmy się zająć? To kurwa? A może, zamiast tego zainteresujemy się PAŃSKIMI UCZNIAMI, którym ciężko się skupić na materiale? Bo wygląda mi to na o wiele, kurwa, ważniejszy problem niż jakieś pierdolone zależności między składnikami. Chyba, że chcemy zająć się kwestią tego, dlaczego nie dostarczył Pan odpowiedniej ilości składników dla wszystkich, skazując nas na podobne konsekwencje w ten czy inny sposób. Do tego zamiast zachować chociażby pozory bycia pedagogiem, szukasz powodów do ujebania nas i pokazania, jak to nic nie potrafimy, podczas, gdy poparzenia na JEGO JEBANEJ SKÓRZE, mogą doprowadzić do nieodwracalnych skutków. Mam dalej powiedzieć, jakie błędy zauważyłem, czy już Ci wystarczy? - Twardo wpatrywał się w prowadzącego zajęcia, podnosząc głos i używając swobodnie przekleństw, po drodze porzucając też zwroty grzecznościowe, względem jego postaci, bo po prostu uznał, że ten na to nie zasługuje. Jakkolwiek Sanford nie szanował, tak musiał przyznać, że w tej chwili za nią zatęsknił. -A teraz wybacz, ale zamiast odpowiadać na kolejne DURNE pytania, opatrzę kolegę i siebie, bo nie mam zamiaru stracić czucia w rękach przez PIERDOLONY KURWA WIGGENOWY. - Nie bacząc na nic chwycił różdżkę i zaczął zajmować się obrażeniami Fredericka. Nie baczył na to, czy zostanie wyjebany z klasy, czy Cas odejmie mu osiem milionów punktów, albo trafi na dywanik do niego, czy samej, w pizdę jebanej Wang. Jeśli miał wylecieć za coś takiego, to tylko potwierdzałoby, że nie warto było wracać.
Zestaw: I Składniki – na start: 1, 1, 2, 2, 2, 4, 4, 5, 6 (wklejam po kolei uporządkowane, bo mi prościej tak) Przerzuty: kasuję kostkę 6, żeby przerzucić jedną z 2 Składniki – na koniec: 1, 1, 2, 2, 4, 4, 5, 6 :') Karta I: 1, 1, 2 | udany Karta II: 4, 5 | nieudany (brak jednego składnika) Karta III: 4, 2 | udany Kary/nagrody: łzawią mi oczy, jeśli to jakakolwiek "kara"
Nadszedł dzień sądny, a przynajmniej tak się czuła Dee zmierzając do lochów na pierwszą w nowym roku szkolnym lekcję pod okiem profesora O'Malley. Wciąż nie dowierzała samej sobie, że końcem zeszłego semestru osobiście wybrała się do jego gabinetu z pytaniem o przyjęcie na przedmiot rozszerzany na studiach, ale najwyraźniej doznała wtedy jakiegoś przypływu odwagi, który mógłby powtórzyć swoje objawienie teraz, gdy przekraczała próg sali, rzucając ciche "dzień dobry", choć doskonale wiedziała, że dla niego chyba żaden taki nie był. I dla niej niestety też bardzo szybko mógłby okazać się najgorszym. Należała do szczęśliwców, którzy opanowali organizację własnego czasu na tyle, by nie zapomnieć o zjedzeniu pożywnego śniadania, choć prawdę powiedziawszy na myśl o nauczycielu i tym, co dla nich przyszykował, przeżute tosty zbliżały się niebezpiecznie blisko jej gardła. Stanęła przy jednym z wolnych miejsc, wyciągnęła wszystko, co miała na tę lekcję przygotowane (podręcznik, notatki, pióro, notes, różdżkę), bo już poprzedniego wieczoru pakowała torbę specjalnie na tę wycieczkę do szkolnych podziemi. Nie wiedziała, czy dreszcz przebiegający po jej plecach wynikał z różnicy temperatur, czy z tego, jakim spojrzeniem O'Malley obrzucił ich wszystkich, zaczynając odbiegającą od miłych pochwał przemowę. Milczała, słuchając. Wylosowała zestaw trzech eliksirów, co dało jej nadzieję, że przynajmniej w przeciągu przeznaczonego czasu miała szansę uwarzyć wszystkie z nich prawidłowo. Przejrzała składniki, porządkując je w kupkach obok siebie, w myślach wertując stronice książki z przepisami, wspominając również tę przypadkową prywatną lekcję, której jej udzielił w czerwcu - akurat z eliksiru wiggenowego. Od niego zaczęła, teraz mając okazję uwarzyć go od początku do końca samodzielnie, z pomocą podpowiedzi profesora, aczkolwiek patrząc na ilość udzielanych innym wskazówek, jej samej nie dawał forów. Prawdopodobnie oczekiwał, że po popisie w jego gabinecie będzie umiała zrobić wszystko samodzielnie. I na jej szczęście chyba właśnie tak było. Buzująca w jej żyłach adrenalina i presja mijającego czasu sprawiła, że przeniosła całe swoje skupienie na kociołek i bulgoczący w nim wywar. Obserwowała zmiany zabarwienia, w myślach wyliczając, ile razy poprawnie zmienił kolor i przypominając sobie, jaki powinien być kolejny. I udało się, Merlinie, UDAŁO SIĘ. Opadające emocje sprawiły, że przy drugim eliksirze nieco się potknęła. Nie zrobiła niczego z zasady źle, wywar był do uratowania, ale potrzeba było O'Malley'a i bezpardonowo dorzuconej przez niego mięty do kociołka, by przestał buchać oparami prosto w oczy DeeDee, zmuszając je do silnego łzawienia. Jeszcze tego jej brakowało, żeby pomyślał, że przyszła na eliksiry popłakać nad kociołkiem. Trzeci z eliksirów, pozatruciowy, nie był dla niej problematyczny, choć stanie kolejną godzinę nad kociołkiem było już męczące. Włosy napuszyły jej się nieco od wilgoci w powietrzu, a nadgarstek zaczynał niebezpiecznie boleć przy kolejnym obrocie mieszadłem, niemniej nie zamierzała się poddawać i odpuszczać, szczególnie tak blisko mety. Wierzyła, że będzie w stanie wytrwać do samego końca bez większych potknięć. Ostatecznie wywar zrobił się mętny, a ona odetchnęła z ulgą. Ulga jednak nie trwała wiecznie, bo w klasie zawrzało i bynajmniej nie w kociołkach. Przeniosła wzrok na Maxa i z zapartym tchem słuchała wszystkiego, co miał do powiedzenia profesorowi...
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Zestaw: I Składniki – na start:6, 2, 1, 6, 6, 3, 2, 6, 1, ale nie mogę mieć 6, mam 45 pkt z eliksirów, więc szóstki przerzucone na 5, 4, 3, 4 Składniki – na koniec: 5, 2, 1, 4, 3, 3, 2, 4, 1 Karta I: 1, 1, 2 | udany Karta II: 4, 5, 3 | udany Karta III: 4, 2 | udany Kary/nagrody: wszystkie eliksiry dobrze
Wiedziała, że te zajęcia będą koszmarne, ale nie dlatego, że okażą się trudne, tylko znowu zostanie na nie wymyślone coś, czego nie dało się spełnić. Bo tak. Carly była przeświadczona, że O'Maley miał jakiś kompleks, że próbował sobie coś rekompensować, tylko nie do końca wiedziała, co. Mogła się, oczywiście, domyślać, ale nawet nie chciała, bo coś podobnego uznałaby za zwyczajnie obrzydliwe. Nie przepadała za profesorem, a ponieważ nie zwykła powstrzymywać się, gdy kogoś nie lubiła, nie zamierzała siedzieć teraz całkowicie cicho. Podzielała poglądy @Maximilian Felix Solberg i @Ruby Maguire, wiedziała, że czekała ich obrzydliwa katorga, ale musiała przyznać, że nawet dla niej przemówienie o mordowaniu i o tym, że nie wyjdą z tej sali przez kilka godzin było śmieszne. Mieli też inne zajęcia i inne potrzeby, jakie musieli spełniać, a uwarzenie, jak w jej przypadku, trzech eliksirów, nie było pracą na trzy minuty, nawet jeśli, tak jak ona, znało się naprawdę dobrze zasady miksologii. - Interesujące jest to, że te składniki nie do końca odpowiadają temu, co mam zrobić - zauważyła w stronę Maxa, obok którego siedziała, analizując pracę, jaka została przed nią postawiona na ten dzień, dochodząc do wniosku, że to było jakieś wyzwanie. Podzieliła to, co otrzymała, marszcząc brwi, bo coś zdecydowanie nie chciało jej się tutaj zgodzić, mając poczucie, że to pułapka. Pułapka, jakiej nie mogli ominąć. Albo mogli. Przeliczyła jeszcze raz składniki, upewniła się, że ma wszystko i zabrała się do pracy, czując satysfakcję z powodu tego, że w ten sposób mogła pokazać profesorowi, że jego zabiegi były warte tyle, co funt kłaków. Gorzej, że później zaczęło robić się tragicznie, podczas gdy ona radziła sobie naprawdę dobrze. Opary, czyraki, senność, ból. Wiedziała, że zaczyna być tragicznie, ale zanim zdołała się odezwać, głos zabrał Max, tym samym skupiając na sobie zapewne uwagę wszystkich zebranych. Chciała pomóc z jego kociołkiem, ale było już za późno i jedynie spróbowała oczyścić to, co się dało, żeby przypadkiem kolejni uczniowie nie padli ofiarą zdradzieckich oparów. - Panie profesorze, pozwoli pan, że zapytam, do czego właściwie zmierza ta lekcja? Powinniśmy od razu zorientować się, że nie jesteśmy w stanie przygotować wszystkich eliksirów, czy może mieliśmy w bolesny sposób przekonać się, jak tragiczne w skutkach mogą być pomyłki przy pracy z eliksirami? Mieliśmy zaprotestować, mówiąc, że coś jest niewykonalne, czy to jednak nie jest wskazane? - zapytała, przeciągając lekko słowa, siedząc przy trzech wykonanych eliksirach, które akurat jej się udały i w ten sposób z przyjemnością pokazała O'Maleyowi środkowy palec, chwilowo dając mu do zrozumienia, że nie z nią takie numery.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Zestaw:III Składniki – na start:1 1 1 1 1 2 3 5 5 6 Przerzuty: I , II , III Składniki – na koniec: 1 1 1 2 2 3 5 Karta I: 1 2 3 | udany Karta II: 1 1 | udany Karta III: 2 5 | nieudany Karta IV: zabrakło składników | nieudany Kary/nagrody: łzawienie oczu, troll, -10 pkt dla Slytherinu, bede rzygoł
W dupsku miał eliksiry. Nigdy nie skłaniał się ku temu przedmiotowi i cała wiedza, jaką posiadał, była wiedzą, któej nauczył go @Maximilian Felix Solberg bo niestety, na stanowisku nauczyciela eliksirów chyba wisiała jakaś klątwa, bo żaden z nauczających nie był dotychczas pedagogiem, tylko dzbanem, a teraz, kiedy jeszcze okazało się, że O'Malley jest ich opiekunem, Swansea na myśl o wejściu do sali eliksirów, czuł zmęczenie, jak na myśl o spędzaniu czasu z szóstką kuzynek od strony matki. Wszystkie były poniżej dwunastego roku życia i były irytujące. Wszedł do sali, czując, że to nie był najlepszy pomysł, ale to wrzesień. Złudne nadzieje, że świat się zmienił. Poza tym uzdrawianie było w zakresie jego zainteresowań, a miały byyć eliksiry uzdrawiające. Ustawił się przy kociołku koło @Frederick Shercliffe nawet nie siląc się na uprzejmości. Wyraz jego mordy był wystarczającym wyjaśnieniem i przywitaniem. Kiedy dołączyła do nich @Ruby Maguire, Swansea ocknął się na tyle, by nie wpatrywać w kociołek jak mleczucha w drzwi stodoły. Kapitan gryfonów i on to bywały różne historie, ale nic nie jednoczy tak, jak wspólne cierpienie. - Weź mnie nawet nie uruchamiaj. - mruknął do gryfonki - On jest teraz jeszcze opiekunem mojego domu. - westchnął - Tęsknie za Camem... Kiedy nauczyciel zdawkowo nakreślił im, o czym będą zajęcia, westchnął ciężko, przewracając oczami tak, że zabolały go gałki oczne i poszedł zobaczyć, jakie są dostępne składniki. Pamiętał, jak uwarzyć wiggenowy, bo nauczył go tego Max, pieprzowy tez wydawał się względnie znajomy, ale po-zatruciowy, to on głównie konsumował, a nie gotował, więc te dostępne składniki to kolekcjonował tak na oko. Okazało się niestety, że nie wszystkie były mu dostępne, bo nigdzie nie znalazł ani mięty pieprzowej, ani drugiej porcji dyptamu i już czuł w dupie, że będzie zesrańsko ze strony O'Malley'a. Starając się mieć w pamięci nauki Solberga, zaczął mieszać w kociołku, tworząc nawet znośne mikstury, ale na pytanie Freda uniósł wzrok z miną "daj mi śmierć" co byłoby nawet zabawne, gdyby nie okoliczności, bo to zwyczajowa mina Shercliffe'a. - Weź mnie ze sobą. - powiedział błagalnym tonem, do Maxa, zapowiadającego wyjście z siebie i sali i może z tej rzeczywistości. Zerknął pobieżnie na eliksir Ruby i pokręcił głową na ni to tak ni to nie, bo przecież kurwa nie był eliksirowarem. - Wygląda słabo, ale przynajmniej ma ładny kolor. - pocieszył Ruby, unosząc brwi. W tym samym czasie jego pieprzowy zaczął się strasznie dymić, podrażniając mu oczy, przez co kiedy usłyszał Freda i spojrzał na jego poparzone dłonie, płakał nad nim i jego ranami, jak i nad swoją i wszystkich innych uczniów niedolą konieczności bycia w tej sali. - Człowiek by sie spodziewał, że nauczyciel, który ma pół mordy spalone niewypałem eliksirowym, coś by zrobił, żeby zapewnić uczniom bezpieczeństwo przed poparzeniem eliksirami. - uniósł brwi - Zamiast tego bierze ucznia na przepytkę. Ma to sens, ma to sens. - pokiwał głową. Kiedy O'Malley zaczął Fredericka przepytywać, zamiast zwrócić uwagę, na stan jego rąk, Swansea prychnął, bo to już był kurwa cyrk. Nie dość, że palant to jeszcze debil no. I on jest opiekunem ślizgonów? Z takim podejściem do własnych wychowanków? Li Wang w tym roku chyba ostro się zćpała rozdając stanowiska w szkole. Wyciągnął różdżkę: - Czekaj Fred... - mruknął, wskazując, żeby ten położył dłonie na blacie -Fringere. - powoli poruszał różdżką nad jego dłońmi, ostrożnie wyczarowując powłokę chłodzącą. Parsknął pod nosem, słysząc, jak Max się uruchomił. - Daj spokój Max, przecież wszyscy wiedzą, że profesor O'Malley nienawidzi uczniów tak samo bardzo, jak swojej pracy. - prychnął - Może go nawet cieszy, że się tu podusimy, a te ujemne punkty to za to, żeśmy nie pomarli szybciej. - skrzywił się. Było mu wszystko jedno, bo O'Malley mógł go odesłać do siebie samego na dywanik i wychodziło na jeden chuj. Spojrzał na swoją piękną wróżkę @Scarlett Norwood i poczuł ukłucie żalu, że nawet jej obecność nie była w stanie poprawić mu teraz nastroju. - Mi całkiem zabrakło składników do po-zatruciowego, ale profesor uznał, że to moja wina i że to znaczy, że nie umiem go zrobić. Dostałem w nagrodę trolla. - uniósł brwi, słysząc, że i ona ma problemy ze składnikami. Nie był uzdrowicielem, więc kiedy Max przejął sprawę leczenia dłoni Fredericka, sam spróbował jeszcze coś zdziałać z po-zatruciowym, żeby nie dawać nauczycielowi więcej argumentów do dopierdalania mu, ale zapach, jaki wydobywał się z kociołka, aż rwał go na torsje, więc się trochę odsunął, by się na nikogo nie zbełtać.
Clementine Bardot
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173
C. szczególne : Ubrania umorusane farbą olejną; włosy w artystycznym nieładzie i uśmiech - naprawdę zachwycający
Zestaw:II Składniki – na start:2, 5, 6, 3, 1, 2, 4, 2 Przerzuty:I Składniki – na koniec: 2, 5, 6, 3, 2, 4, 2 Karta I: 2, 2, 2 | udany Karta II: 5, 4 | udany Karta III: nieudany Karta IV:3 | udany Kary/nagrody: nagrody: wiggenowy, pieprzowy, po-zatruciowy; kara: łzawienie
To były jedne z pierwszych zajęć, dlatego Clementine zdawała się być zestresowana tym, co miało nadejść. W Salem lekcje były przewidywalne, a nauczyciele całkiem przyjemni - oczywiście, z kilkoma wyjątkami. Teraz nie znała nikogo, a choć ta sytuacja była taka jak wiele wcześniejszych, dzisiaj pewne rzeczy zdawały się być zupełnie inne. Pojawiła się w klasie, a jej oczom ukazało się kilka znajomych twarzy. Mogła podejść, przywitać się, ale dzisiaj introwertyczna natura zagrała pierwszoplanową rolę, dlatego stanęła gdzieś na uboczu, obserwując profesora eliksirów. Słuchała instrukcji, skupiając się na każdym poleceniu, bo to dzięki temu mogła jakkolwiek nie wybuchnąć kociołka, a już tym bardziej - uszkodzić siebie. Miała do tego wrodzony talent, dlatego jej dłonie drżały od nadmiaru adrenaliny, która w tym momencie pulsowała w tunelach żył i zmuszała do ugaszenia absurdu emocji. Podjęła się pierwszej próby, a wylosowane eliksiry nie wydawały się być kompletnie trudne. Oczywistym był jednak fakt, że Bardot nie była wybitna z tej konkretnej dziedziny, bardziej preferując transmutację, ale zamierzała zdać egzaminy. W tym roku - nie odwleczone w czasie o kilka miesięcy. Skinęła głową bratu, gdy podał jej składniki, które okazały się niemal idealnie dopasowane. Starała się ze wszystkich sił uwarzyć odpowiednią miksturę, co osiągnęła nawet trzykrotnie. Nie wydawały się skomplikowane, nie na tyle by zareagować na zamieszanie, które powstało. Uniosła jedynie leniwe spojrzenie na moment na pozostałych uczniów, od razu wracając do swoich obowiązków i weryfikacji własnego wytwórstwa. Odetchnęła z ulgą. To czwarty eliksir niósł za sobą jednak bielmo porażki, dlatego gdy jej oczy zaczęły szczypać, a potem łzawić, odsunęła się od lady wysokiego biurka, na którym stał kociołek. Przetarła nerwowo szatą twarz, jakby chcąc ukrócić ten okropny efekt. Clementine Bardot zapomniała jednak, że w uzdrowicielstwo również nie była najlepsza.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Zestaw: I Składniki – na start:2 6 1 5 5 4 6 3 4 Przerzuty: I , II Składniki – na koniec: 1 4 2 5 4 3 4 Karta I: 1 (brak dwóch składników) | nieudany Karta II: 4 5 3 | udany Karta III: 4 2 | udany Kary/nagrody:zadowalający z odpowiedzi | wyżarta skóra (przedramię)
O’Malley wzbudzał w niej obrzydzenie, co z resztą otwarcie podkreśliła w zeszłym roku, kiedy to kazał im wybrać miejsce w klasie, dzieląc salę na tych, którzy w jego metodach nauczania widzieli jakiś niedostrzegany przez nią sens, a tych, dla których czas spędzony w jego towarzystwie skutkował w najlepszym przypadku chęcią na wypalenie papierosa, by ukoić nerwy. Nie odmawiała mu pasji ani wiedzy — czasem nawet uznawała, że to właśnie było czymś co sprawiało, że eliksiry wciąż widniały na liście jej zajęć — chociaż w kontraście do wszystkich cech, które składały się na jego jestestwo, ciężko było przemówić im na ogólną korzyść nauczyciela. Jedyne pocieszenie w tym, że widywała go raz w tygodniu. Kilka godzin, podczas których musiała przełknąć jego towarzystwo, nie było zbyt wygórowaną ceną za wiedzę, którą się dzielił. A przynajmniej zwykle wykaz zysków był wyższy, niż start. Zajmując stanowisko obok @Lily Blackwood, nie wiedziała, że kilka kwadransów później jej opinia w tym temacie tak diametralnie się zmieni. Po krótkim, wielce ciepłym przywitaniu, @Benjamin O. Bazory z naręczem składników zrobił rundkę po sali, zostawiając na stanowiskach to, co niezbędne było do stworzenia eliksirów. A przynajmniej taki chyba miał zamiar, bo kory wiggenu podrzucił jej tyle, co kuguchar napłakał. — Ej, Benji, chyba… — rzuciła przez ramię do krukońskiego obrończy, który popędził już dalej, jakby ktoś zagroził mu rozpaleniem szatańskiej pożogi pod tyłkiem. Kurwa. Szybka inspekcja składników, które sortowała już Lily wystarczyła by stwierdzić, że i ta nie ma ich więcej, niż potrzebne było na jedną fiolkę wiggenowego. Zapowiadało się świetnie. Chwilowo uznała, że zignoruje fakt tego, że na starcie skazana została na rozczarowanie Casey’a — i skupiła się na pozostałych eliksirach. Podciągnęła rękawy koszuli aż do łokci, nastawiając pod kociołkiem płomień. Szło jej na tyle sprawnie, na ile pozwalała praca w przestrzeni, która wypełniała się pomrukami, jękami bólu i torsji. Co jakiś czas odrywała wzrok od składników, zaprzestając ich siekanie, miażdżenie, szarpanie czy mieszanie, wbijając spojrzenie w to, co działo się dookoła. Niekiedy zawieszała je też na Lily, chwilowo rozpraszana jej urokiem, którego wcale nie musiała rozsiewać, by serce artystki zmieniało rytm, gdy uwagą ślizgała po krzywiźnie jej nosa i łuku nad górną wargą. O’Malley jakby to wyczuwał, zachęcany jej rozkojarzeniem. Pojawiał się i monotonnym, nieco podszytym drwiną głosem, jakby każda podpowiedź kończyła się niewypowiedzianym pytaniem o to, co one tu właściwie robią, rzucał wskazówkami. Wskazówkami, z których niewiele mogła sobie zrobić, bo niby co jej dawał fakt, jak w efektywniejszy sposób wycisnąć sok z kory wiggenu, skoro miała jej zbyt mało. Postanowiła jednak improwizować, licząc, że ktoś, komu Bazory szczodrze porozdawał, podzieli się tym, czego jej brakowało. — Jak ci idzie? Ten napar według ciebie wygląda bardziej na morski czy… — rzuciła półszeptem znad kociołka, radząc się Blackwood, ale zanim miała szansę dokończyć, rozległy się krzyki. W grupie ślizgonów panowało poruszenie, jeden z nich wydawał się śmiertelnie blady, nawet w ciepłym blasku świec, gdy spomiędzy zaciśniętych zębów syczał odpowiedź na pytanie, którego nie dosłyszała (@Frederick Shercliffe). Dopiero gdy jego język zawibrował na ostatnim słowie, uświadomiła sobie, że ton podszyty ma bólem. Wszystko, co nastąpiło po tym, wydarzyło się raczej szybko. Tyrada Solberga, całkowicie z resztą na miejscu, wtórująca mu Norwood i Lockie, który w międzyczasie rzucił zaklęcie chłodzące na towarzyszącego im ślizgona. Zaaferowana tym wszystkim w niedoczasie zauważyła, jak dym nad jej kociołkiem zmienił kolor na brunatny, adekwatnie do jego zawartości. Wyrwała ręką do przodu, sięgając po różdżkę, która leżała za kociołkiem, wprost przez opary — chcąc zredukować zaklęciem ogień. Dopiero stłumione westchnienie Lily, jej uniesione brwi i brzdęk uderzającego o blat metalowego trzonka różdżki, uświadomił jej, że coś jest nie tak. Skóra na jej przedramieniu i dłoni punktowo marszczyła się, czerwieniąc i pokrywając obrzękiem. — Co? — Warknęła bezmyślnie, gdy przez zasłonę szoku przebiło się pytanie O’Malleya (@Casey O'Malley). On ją przepytywał. Właśnie w tej chwili, gdy swąd podrażnionej żrącym efektem oparów skóry kąsał jej nozdrza, niczym rozwścieczona żmija, wyrósł przed jej stanowiskiem, machnięciem dłoni usuwając zawartość kociołka i oczekiwał na odpowiedź. Fakt, że jej psychika nie rejestrowała bólu, nie wpływał na spazmatyczne drżenie ręki, gdy porażenie nerwów skutecznie obejmowało coraz to większy obszar. Pewne błogosławieństwo zapisane było w jej kalectwie, kiedy wyprostowała plecy, zaciskając wargi w cienką linie. Asfodelus. Chciał znać jego właściwości, pochodzenie i problematykę związaną z naturalnym występowaniem. Książkowa wiedza, nic, czego nie przekazała jej matka, ograniczając jej styczność z eliksirowarstwem do konwersacji i opasłych tomów, po tym jak przez nieudany eksperyment Saskia straciła czucie w ręce. — Czy to już wystarczająca nauczka, by nie spuszczać eliksiru z oczu, profesorze? — Gdyby mogła, splunęłaby mu tym słowem w twarz. Zamiast tego, przeniosła spojrzenie na swoją rękę, drżącą nieprzerwanie, pokrytą oślizgłymi rankami, które to osocze próbowało pozasklepiać. Ułożyła wargi w paskudny, wymuszony uśmiech. — Prawa dłoń jest moją dominującą, nie jestem w stanie samodzielnie się uzdrowić. Powinnam kłopotać pannę Finch? Niestety jestem pewna, że musiałaby ten wypadek zaraportować do dyrektor Wang, ale przecież… Rzuciła spojrzeniem za siebie, na ślizgońsko-puchoński kwartet, zatrzymując się na krótką chwilę na blondynie (@Frederick Shercliffe), którego skóra jeszcze chwilę temu wyglądała podobnie, jak teraz jej. Oboje wydawali się być zbyt dojrzali na to, by domniemany autorytet Casey'a wpływał na dobór słów i bierną akceptację tego, na co (świadomie lub z przypadku) ich narażał. — Nie mógł pan zrobić nic, by temu zapobiec, prawda?
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
Jak od początku lekcji, chodził między stolikami, przypatrując się pracy wszystkich uczniów. Widząc, że opary z eliksiru Freddericka nie pozostawiły zaczerwienienia na jego skórze, jak powinny, a wywołały inną reakcję, być może alergiczną jego ciała, przed przepytką zasugerował uczniowi. — Przemyj Aquamenti, pozbędziesz się oparów ze skóry. Sytuacja jednak szybko ewoluowała od zwrócenia uwagi do paniki wśród uczniów. Casey nie ulegał tej atmosferze, wiedząc, że opary eliksiru w żaden sposób nie zagrażają zdrowiu żadnego ucznia, ani nie powinny wyżerać im skóry w sposób działający "kwasowo", a jedynie wywołać zaczerwienienie czy podrażnienie. Zaalarmowany jednak lękiem niektórych uczniów, wrócił się do Freddericka z wyraźnym, niezmiennym dla siebie spokojem przyznając po prostu: — Szczęście, że jesteśmy w sali eliksirów, nie? – zironizował, z szafeczki wyciągając eliksir wiggenowy, kładąc go na ławce Freddericka, a także innych osób, które wykazywały przestrach i pierwsze oznaki hipohondryzmu. — Fredderick, jeśli potrzebujesz jeszcze drugiej opinii, zapraszam do gabinetu pielęgniarki. Max może Cię tam eskortować, ponieważ dla niego lekcja już się skończyła. Absolutnie spłynęły po nim wszystkie komentarze Maxa, który wyraźnie przekroczył granicę już dawno temu. Wysłuchał go w milczeniu, jednocześnie próbując nie gubić zaangażowania w obserwację pracy innych uczniów, która w tym momencie została zakłócona przez kilku innych studentów. Jakby nie wyraził się jednak jasno, skierował się przodem do Maximiliana i Lockiego: — Opuść klasę, Solberg. Dla Ciebie i pana Swansea -10 punktów dla domu za obrazę nauczyciela i zakłócanie toku zajęć. Panie Swansea, jeszcze jedno słowo nie na temat zajęć, a opuści pan salę razem z panem Solbergiem. Nikogo nie zmuszam do udziału w tych zajęciach, można przepisać się do profesor Grey czy Sanford, są jeszcze wolne miejsca. Ja chętnie nauczę czegoś tych, którzy chcą się uczyć. Jeśli ktoś chciałby omówić swój problem, zapraszam do mojego gabinetu po lekcjach. Na pytanie Scarlett nie zareagował, bo w tym całym rozgardiaszu i krzyku Maxa zwyczajnie jej nie usłyszał. Każdy z uczniów otrzymał jednak komplet składników, więc przynajmniej pytanie nie wymagało komentarza. —Nienajgorzej – skomentował za to odpowiedzi Shercliffe’a i Larson – ale mogło być lepiej. Mimo to, dało się wyczytać w jednym “nienajgorzej” trochę uznania dla ich wiedzy, szczególnie tak wyrywkowej ledwie po rozpoczęciu roku, kiedy żadne z nich się odpytki zapewne nie spodziewało. Jedynie Lyssie posłał milczące, niewiele zdradzające sobą spojrzenie. Na chwilę zatrzymał się jeszcze przy Clementine, mrużąc oczy. Nie znał jej. A poszło jej zaskakująco dobrze. — Jak się nazywasz? Warto było pamiętać imiona uczniów, którzy wykazywali sobą potencjał. — Pani Larson, proszę skorzystać z wiggenowego lub jeśli potrzebuje pani opinii Pani Finch, która zapewne nie będzie różnić się od mojej, to ma pani pełną zgodę na opuszczenie zajęć. Obawiam się jednak, że nie zdąży pani na drugi etap lekcji. Było to bardzo grzecznościowo rzucone obawiam się, chyba mocno przesiąknięte sarkazmem.
Dla sprostowania:
– Wszyscy z Was otrzymali komplet składników, nikomu żadnego nie brakuje. Jest to podkreślone w poście. Kostki odnoszą się do składników na kartach, czyli także odnoszą się do tego samego zapisu.
UWAGA: Wskazane na kartach składniki mają charakter poglądowy, oprócz nich są też inne składniki, jakie wrzucasz do kociołka (ze spisu Eliksirów).
— Widzę, że dużo kontrowersji wywołał zapis:
opary z eliksiru bardzo boleśnie wżerają się w skórę
Boleśnie ŻRĄCY (bo chyba to słówko wywołało najwięcej wątpliwości) w moim rozumieniu dotyczy definicji z języka polskiego PWN "wywołujący pieczenie» / «bardzo złośliwy lub przykry»", a nie "«mający właściwość przeżerania»". Nie wzięłam pod uwagę, że ktoś mógłby zinterpretować tą kostkę inaczej. Według innej definicji niż użyta nauczyciel na pewno nie zareagowałby na sytuację przepytką.
Na pewno w przyszłości zdarzy mi się jeszcze użyć słówek o różnej definicji, ale w razie wątpliwości zapraszam do mnie na PW lub DC. Ale jak coś wydaje się niejasne – bezpieczniej zawsze założyć, że nauczyciel dba o Wasze bezpieczeństwo.
______
1. Lekcja nie zagraża życiu ani zdrowiu uczniów i studentów, może wywołać niegroźne niedogodności. 2. Nauczyciel w sytuacjach tych niedogodności reaguje pomocą i radą. 3. Prowadzenie dyskusji z nauczycielem i/lub zaburzanie lekcji innym graczom lub nauczycielowi może skończyć się ujemnymi punktami dla domu i/lub wyproszeniem z lekcji i niemożliwością wzięcia udziału w kolejnych etapach.
Zestaw:I Składniki – na start:2, 2, 2, 5, 3, 3, 5, 5, 5 Przerzuty: I , II (nic to nie dało) Składniki – na koniec: 2, 2, 5, 3, 4, 4, 5 Karta I: 2 | nieudany (brak dwóch składników) Karta II: 4, 5, 3 | udany Karta III: 4, 2 | udany Kary/nagrody: nagana za eliksir wiggenowy i zostaje przepytana z losowego materiału z eliksirów G (Zadowalający! XD)
Odkąd wakacje spędzała na zabawach z kociołkiem, eliksiry stały się jej ulubionym zajęciem tak jak po części magiczne gotowanie, ale to już inna historia. Nadal wolała eksperymenty przy kociołku, pomimo tego, że jej ojciec wyleciał sobie właśnie w taki sposób w powietrze, ale w gruncie rzeczy gdy coś szło nie tak, zastanawiała się, czy tak właśnie musiał się czuć Richard, a może nic nie zauważył, gdy wysadził razem ze sobą cały ich dom w kosmos. Nie przywitała się z nauczycielem, bo nie mogła, a nawet jeśliby skierowała do niego powitalny gest, wiedziała, że nie odpowie. Caseya O'Malleya, nie obchodziło z pewnością "dzień dobry", a witał się tylko z wybrańcami, bo sam wyglądał na takiego Merlinowego oblubieńca. Obserwowała, jak mówi, wyłapywała po części słowa, w które układały się jego usta, ale miała to gdzieś, bardziej przyglądała się temu jak wygląda, jak bardzo jest zmęczony, bo w ciszy zauważała więcej, a jego głos nie mógł jej rozpraszać, bo szybko zablokowała swoje wyobrażenia, nie pozwalając, aby gardłowy głos profesora już na starcie skaził jej myśli. Wszystko miała zapisane na tablicy, dlatego nie musiał poświęcać jej za wiele czasu, chociaż i tak postanowił to robić bo przecież była w piątej klasie, a na dodatek po części kaleką. Zajęła miejsce przy swoim stanowisku, a kiedy Barnabas Badmington zaczął rozdawać im składniki, mogłaby sobie dać rękę poparzyć, że nie nazywał się Barnabas Badmington, a jakoś inaczej. Nie wiedziała, dlaczego chłopak zwrócił, aż taką nauczycielską uwagę, aby nazywać się Barnabas Badmington. Nie zamierzała jednak za bardzo o tym rozmyślać i gdy zabrała się za uwarzenie eliksiru, zaczęła od skupienia się w jej mniemaniu na tych łatwiejszych. Miała wszystkie potrzebne składniki do pieprzowego i po-zatruciowego, dlatego przygotowanie ich szło jej całkiem dobrze. Postanowiła, że zrobi dwie mikstury naraz, dla oszczędzenia czasu. Wymagało to jednak dobrego skupienia. Musiała pilnować dwóch małych kociołków, co jakiś czas w nich mieszając i wrzucając odpowiednie składniki. Moździerzem zmieliła mięte pieprzową, wrzucając je do obu kociołków, ponieważ obie receptury były w tym zgodne. Gdy eliksir pieprzowy wymagał większej temperatury i podgotowania, przeszła do kociołka, w którym bulgotał po-zatruciowy. Przygotowała odpowiednio czystek, a za nim go dodała, wrzuciła jeszcze rdest ptasi. Zamieszała chochlą trzy razy, aby następnie doprawić pieprzowy, hibiskusem ognistym i pokrzywą lekarską. Kiedy oba eliksiry dochodziły do siebie na zmniejszonym ogniu, Fern przygotowała sobie trzeci kociołek i tak zajęła się eliksirem wiggenowym. Wiedziała, że to nie będzie łatwe nawet ze wskazówkami profesora O'Malleya. Może jej coś źle tłumaczył, albo ona źle zrozumiała, bo gdy dodała tojadu i asfodelusa, nie wiedziała, co zrobić z dziwnie zmieniającym się kolorem, nie miała pojęcia czy dodała czegoś za dużo czy za mało. Mieszanie nie pomagało, a opary z eliksiru sprawiły, że ręce zaczęły ją szczypać i robić się czerwone. Na jej nieszczęście zauważył to nauczyciel, który przekazał jej naganę w formie pisemnej, a gdy ją odczytała i na niego spojrzała, zdała sobie sprawę, że to jego krzywe spojrzenie jest gorsze niż to, co jej przekazał za pomocą bezgłośnych zdań. Może całe to zamieszanie w klasie spowodowało, że nie zamierzał odpytywać ją z trudnego materiału za karę, albo po prostu nie chciało mu się czytać długiego referatu, bo przecież nie mogła nic mu powiedzieć. Dlatego nie miała problemu z udzieleniem mu odpowiedzi na temat podziału eliksirów. Może jej wiedza nie była wybitna, ale widocznie zadowalająca dla profesora O"Malleya.
Zestaw:I Składniki – na start:2, 3, 2, 6, 2, 1, 1, 5, 5 Przerzuty:I Składniki – na koniec: 2, 3, 2, 1, 1, 5, 4, 3 Karta I: 1, 1, 2 | Udany Karta II: 4, 5, 3 | Udany Karta III: 2 | Nieudany Kary/nagrody: Lekkie wstawienie
Na lekcję eliksirów przybyła z typową dla niej ekscytacją. Tryskała wręcz pozytywną energią i gotowością do nauki. Przynajmniej do czasu, aż nie ujrzała min pozostałych uczniów. Panująca w klasie atmosfera, skutecznie przegnała optymistyczne nastawienie pierwszoroczniaczki. Zamiast tego, ogarnęło ją silne uczucie niepokoju i niepewności. Z przestrachem w oczach, błądziła wzrokiem po sali, w poszukiwaniu znajomych twarzy. Niestety, nawet to nie pomogło, a jedynie spotęgowało negatywne emocje. Podskoczyła lekko, gdy drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Efektowne działanie nauczyciela utrudniło dziewczynce próbę uspokojenia nerwów, a był to zaledwie początek. Nie wiedziała, czego powinna spodziewać się po tej lekcji. Mogła jedynie przeklinać swoją dziecięcą kreatywność, gdyż napędzana strachem wyobraźnia, tworzyła naprawdę potworne scenariusze. Nie chciała stracić punktów dla swojego domu, przez nieprzygotowanie się do lekcji. Zajęcia nie zaczęły się zbyt dobrze. Nauczyciel wyglądał jak ktoś, kto siedział z nimi za karę. Nie wychwyciła w jego głosie niczego, co mogłoby sugerować o jakiejkolwiek pasji nauczania. Było wręcz przeciwnie. Swym nastawieniem nie zachęcał także do zgłębiania wiedzy z prowadzonego przedmiotu. Doszło nawet do tego, że jedenastolatka zaczęła zastanawiać się nad tym, dlaczego wybrał taką, a nie inną karierę zawodową. Choć to dopiero ostatnie słowa nauczyciela sprawiły, iż zaczynała mieć pewne wątpliwości dotyczące tego, czy aby na pewno chciała znaleźć się na tych zajęciach. – Dziękuję – zwróciła się do „Barnabasa”, kiedy ten podał jej potrzebne składniki. Nie wiedziała, jak zabrać się za warzenie eliksirów. Nie znała żadnego z nich, co jedynie potęgowało uczucie towarzyszącego pierwszoroczniaczce, niepokoju. Była spięta. Z jednej strony cieszyła się z pomocy otrzymywanej od nauczyciela, z drugiej – czuła nieprzyjemną presję. Jak gdyby już za pierwszym razem miała wykonać wszystko perfekcyjnie. Ręce jej drżały przy przygotowywaniu składników, a czujny wzrok O'Malleya wywoływał mieszane odczucia. Na całe szczęście wykazał się on na tyle dużą dozą cierpliwości, że z jego pomocą, młoda Puchonka ukończyła swoje pierwsze dwa eliksiry. Niestety, gdy brała się za trzeci, w pomieszczeniu wybuchnęła istna panika. Pozostawiona sama sobie dziewczynka, wszak inni uczniowie wymagali w tej chwili nieco większej uwagi, dała się ponieść panującej wokół atmosferze. Składniki do kociołka wrzucała na bezpieczny dystans, obawiając się zbliżyć do gotującego się eliksiru. W wyniku przyjęcia takiego nastawienia, źle wymieszana, nagrzewająca się substancja, zaczęła zbyt mocno bulgotać. Doskoczyła do kociołka, próbując odratować sytuację. Niestety, trochę eliksiru postanowiło uciec z naczynia nie tylko na podłogę, ale także prosto do jej ust. Niemal natychmiast poczuła się dziwnie. Jedenastolatce zrobiło się cieplej, lekko zaczęło szumieć w głowie, ale – co chyba najważniejsze, poczuła się znacznie pewniej. Nie potrafiła jednak stwierdzić, czy miało to związek z działaniem niegotowego jeszcze eliksiru, czy ogarnięciem zamieszania przez nauczyciela. Niemniej jednak, przez chwilę wahała się ze zgłoszeniem swojego obecnego stanu. Lęk przed potencjalnym przepytywaniem jej z tematu, którego za nic nie rozumiała, zniechęcał ją do poinformowania mężczyzny. Z drugiej strony, jeśli efekt się nasili, mogłaby wpaść w jeszcze większe kłopoty. Podniosła rękę, aby @Casey O'Malley zwrócił na nią uwagę. - Panie profesorze, dziwnie się czuję... Za słabo mieszałam i mój Eliskir Po-Zatruciowy zaczął pryskać i trochę dostało mi się do ust, zanim zdążyłam dodać ostatni składnik - wyjaśniła, podnosząc już przygotowaną Miętę Pieprzową. Miała nadzieję, że jeśli zgłosi, co najprawdopodobniej zrobiła źle, uniknie niechcianego przepytywania. Strasznie bała się rozpoczęcia swojego pierwszego roku, w dość paskudny sposób.
Casey O'Malley
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
W gruncie rzeczy rzadko się zdarzało, żeby jakiś pierwszoroczny decydował się na zaawansowaną lekcję eliksirów ze starszymi rocznikami, dlatego kiedy mógł, poświęcał Aiyanie dużo uwagi. Mimo wszystko był to jeszcze dzieciak, nie student, a mimo to, Aiyana na tle wszystkich innych w tej sali wydawała się aż nad wyrost dojrzała, kiedy podniosła rękę żeby wyrazić swoje obawy. Jeśli widział, jak na niego reagowała z przestrachem, to nie dał tego po sobie poznać. Kiedy pierwszy szum został zażegnany, przysiadł się do niej na róg ławki, w ciszy przez chwillę najpierw obserwując bulgoczący w kociołku eliksir, a później pochylił się do niego, wzrokiem analizując także jego barwę i sprawdzając zapach. Nie mógł być stuprocentowo pewien błędu, jaki zrobiła, ale miał swoje podejrzenia. Przechylił głowę na bok, dla pierwszoklasistki, która pierwszy raz ma styczność z eliksirami będąc bardziej łaskawym. — Nie odstajesz poziomem od starszych – przyznał, a chociaż mogła tego jeszcze nie wiedzieć, to był bardzo duży komplement z jego ust, mimo, że brzmiał tak samo surowo jak zawsze, ale nie mógłby nawet zmiękczyć tego głosu, gdyby chciał, bo jego chrapliwa, gardłowa nuta wyraźnie przebijała się przez to zdanie. — Zawartość kociołka weszła ze sobą w reakcję, a dodatkowo podgrzałaś za mocno eliksir przez co wydzielił się alkohol w oparach. Dwie rzeczy, nie pochylaj się nad kociołkiem, nie próbuj eliksiru, dopóki nie powiem inaczej. Poza tym dobra robota. Rozejrzał się po klasie, wystukując krótki rytm ręką o kant biurka w zastanowieniu. — Dosiądź się do Norwood, to ta blond puchonka, która wcale nie jest taka straszna, jak się przed chwilą wydawała albo Bazory’ego, to ten wysoki krukon, co podawał Ci składniki. inaczej “Barnabas Badmington”. Materiał dzisiejszych zajęć może być dla Ciebie wyzwaniem, bo jeszcze nie zapoznałaś się z całością podstaw eliksirów, ale widzę, że nadążasz. Gdybym ja nie mógł Ci wyjaśnić zagadnień, albo nie zrozumiesz poleceń z tablicy, a będę zajęty innym uczniem, zadawaj pytania im. Im więcej tym lepiej. Pomogą Ci też z tym, jak się czujesz. Skończyli już swoją część pracy, a ja muszę jeszcze przyjrzeć się pozostałym uczniom. Może tłumacząc dziecku materiał sami się czegoś więcej nauczą, czy utrwalą wiedzę, w momentach, kiedy Casey akurat będzie zajęty innymi uczniami.
Adnotacja:
@Aiyana Mitchelson z racji tego, że jesteś pierwszorocznym i dopiero uczysz się eliksirów, Ciebie nie dotyczą ewentualne kości minusowe na tym etapie lekcji i następnym. Możesz też założyć, że Casey ma do Ciebie wyraźnie łagodniejsze podejście niż do pozostałych uczniów, chociaż oczywiście od Ciebie zależy, jak go odbierzesz. Dalej wygląda dość posępnie i groźnie. xD
Proszę, ustalcie między sobą, do kogo Aiyana może się dosiąść. Dałam możliwość wyboru, żeby dać Wam swobodę gry – wybrałam osoby z największą obecnie ilością punktów w kuferku z Eliksirów.
Szedł na eliksiry z przyzwyczajenia, zapominając, kto miał prowadzić lekcję. Z ostatniej pamiętał podział na rzędy i wciskanie w usta uczniów, że nazwali go gnojem. Cóż, był i tamta lekcja też to pokazała. Prawdę mówiąc, Jamie wciąż nie rozumiał, dlaczego O’Malley został opiekunem ślizgonów, skoro nie wykazywał się opiekuńczym nastawieniem do kogokolwiek poza sobą, ale nie rozumiał również, dlaczego jego wybrano na naczelnego. Widać ktoś miał w tym temacie jakiś plan i trzeba było czekać na jego efekty… Z kolei efekty lekcji pokazały się dość szybko. Norwood siedział z boku, ciągle zastanawiając się, czy wyjść, czy jednak zostać, a gdy usłyszał temat zajęć niewiele się zmieniło. Ostatecznie zabrał się za przygotowywanie eliksirów, po chwili przerywając, kiedy wybuchnęło zamieszanie. Spojrzał w stronę Shercliffe’a, któremu opary wyraźnie zaczęły wżerać się w skórę, a którego ręce zaczął opatrywać Solberg, dając się ponieść emocjom. O’Malley oczywiście podszedł do wszystkiego z takim spokojem, jakiego można było się spodziewać po kimś, kto najpierw sam siebie nazywa gnojem, aby potem odjąć uczniom punkty, a teraz sugeruje mordowanie się, siedzenie do upadłego, aż nie przygotuje się eliksirów, choć sam wie, jak wiele czasu potrzeba na to, aby każdy z nich był odpowiednio przygotowany. Z czasem, który mówi, że nic nie jest ważniejsze od niego. Norwood przewrócił oczami, po czym spojrzał na swoją siostrę i Swansea, którzy wytykali błędy profesorowi, aby zaraz też unieść brwi w zdumieniu, kiedy dostrzegł, że profesor postanowił dodatkowo leczyć ramiona Shercliffe’a, które już były wyleczone. Jednak wszystko zostało już powiedziane, więc jedynie naskrobał na kartce pospieszną wiadomość do Solberga i posłał do niego, gdy wychodził z sali w formie małego smoka, że zaprasza na piwo. W końcu jakoś musiał omówić z nim jego zachowanie, jako - ugh - naczelny. Ostatecznie wrócił do kończenia eliksirów, a kiedy miał po jednym z każdego rodzaju, co było wymagane, zabrał się za sprzątanie swojego stanowiska pracy. W międzyczasie widział, jak pierwszoroczna Puchonka, którą kojarzył z lekcji zielarstwa, wykonuje poprawnie eliksiry i mimowolnie zaczął się zastanawiać, czy w domu pomagała komuś z rodziny przygotowywać lecznicze wywary, czy może miała talent, jaki przyjdzie jej w kolejnych latach rozwijać. Kiedy padło hasło, aby dosiadła się do kogoś, mimowolnie uniósł nieznacznie rękę, chcąc dać znać, że także może jej pomóc.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Obojętność nauczyciela jedynie utwierdziła go w przekonaniu, że O'Malley nigdy nie powinien był zostać pedagogiem. Niezależnie od tego jak dramatycznie nie reagowaliby uczniowie, zasadniczo rolą opiekuna jest wykazać się odrobiną chęci zrozumienia, by problemy rozwiązywać. Ale czy on się spodziewał po nim czegokolwiek? Wiedział, że błędem było przyjście na tę lekcję. Zrobił to w jakimś łudzie nadziei, że skoro się został opiekunem Slytherinu, to może wyhodował sobie serce, albo chociaż rozum i godność człowieka. Cóż, ludzka rzecz się mylić. Uniósł brwi, słysząc słowa nauczyciela: - A minus ile dostanę za to? - zapytał równie spokojnie, co Casey mówił do nich, powoli i w ostentacyjny sposób podnosząc środkowy palec wyraźnie do góry - Ja sam wyjdę. Dziękuję za pouczającą lekcję profesorze. Zgarnął swoje rzeczy do torby i zarzucił ją na ramię. Mijając @Jamie Norwood wzruszył ramionami, mówiąc ciche 'sorry' i skierował się do wyjścia. Na chwilę tylko złapał spojrzenie @Saskia Larson, kontrolnie badając, która to ręka padła ofiarą żrącego - ale tylko troszeczkę - oparu. Uniósł kącik ust i skinął jej głową, po czym jak zapowiedział - wyszedł.