C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Pracownia Papy Świąt to miejsce, w którym od setek lat spełniane są marzenia dzieci!
Prawdziwie magiczna konstrukcja zawiera w sobie tyle sekretów, ile pokojów i działów, a każdy z nich funkcjonuje na najwyższych obrotach, by zapewnić wszystkim najpiękniejsze prezenty! Od ozdób po instrumenty, przez księgi aż do zabawek, magiczny budynek ma w sobie każdą możliwą wytwórnię, w której w pocie czoła liski i elfiki pracują ramię w ramię, kozy ochroniarze pilnują porządku, a Muppet...
Stary Muppet panuje nad księgowością, udowadniając każdemu, że to tak naprawdę nie Papa Świąt, a właśnie on - 500 letni lis - tu rządzi.
Autor
Wiadomość
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Tryb: kooperacja + kolęda + @Yuri Sikorsky Etap I: opcja 3 Rzut kostką: Etap II: Rzut kostką: Etap III: Rzut kostką: Zebrane do tej pory punkty: Wykorzystane do tej pory modyfikatory:
Aneczka znów usłyszała tajemniczą pieśń i poczuła, że coś w tym wszystkim jest mocno nie tak. Mable znów wykazywała opiekuńcze instynkty, ale puchonka mimo wszystko chciała zrozumieć, z czym właściwie przyszło im się mierzyć. Niespodziewanie natknęła się na swojego wybawiciela i westchnęła z ulgą. Sama trochę się bała mierzyć z tajemniczym przeciwnikiem, ale u boku kogoś takiego jak Yuri żaden przeciwnik nie był jej straszny. - Yuri! Szalenie miło cię widzieć. - ucieszyła się, patrząc na czarodzieja z życzliwością. - Podobno mamy uratować święta! Jestem gotowa, by zmierzyć sie z tym wyzwaniem, ale niepokoi mnie bardzo to zawodzenie. Coś jak dziwna pieśń, słyszałeś może? Podeszła razem z Rosjaninem do Muppeta, czekając, aż odpowie jej towarzyszowi. Ostatecznie nie należało go zasypywać pytaniami, skoro im obojgu chodziło właściwie o to samo.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Tryb: cooperation + Lisiołak z @Victoria Brandon Etap I: Opcja 3 - Dzień dobry, Papa Świąt powiedział, że macie kłopoty z… Elge? Rzut kostką: link księżyc +1 oczko za kuferek -> słońce (+1pkt zwycięstwa); kapłan (+1pkt zwycięstwa); słońce (+1pkt zwycięstwa), moc (0pkt), +3pkt zwycięstwa za krytyczny sukces Etap II: scenariusz na 4 i więcej pkt zwycięstwa Rzut kostką: C, H, B; 3, 6, 2 -> staję na polach C, J, A (2 ustawione stożki) Etap III: 2 ustawione stożki Rzut kostką: link (pojebawszy się, ale to 4 będzie na k6) -> finalne pary: 83 vs 67+15=82 | 87 (po przerzutach) vs 58 | 62 vs 76 +15-40=51 trzy razy wygrana Zebrane do tej pory punkty: +x punktów uratowania świąt Wykorzystane do tej pory modyfikatory: dwa przerzuty za kuferek z zaklęć
Przytaknęła jedynie na kolejne pytanie Victorii. Właśnie przed chwilą powiedziała, że była przekonana, co do podobnego scenariusza. Nie od dzisiaj wiadomo było, że praca księgowego była niezwykle poważna, a do tego wiązała się z niezwykłą presją. Ta najwyraźniej musiała odcisnąć swoje piętno na Muppecie. - Jestem o tym przekonana. Nie chcę nawet myśleć jaka ja byłabym marudna na jego miejscu - odparła z prawdziwą powagą, bo naprawdę nie sądziła, aby nadawała się do podobnej pracy. Naprawdę żałowała tego, że nie miała częstszej okazji do tego, aby współpracować z Brandon, która jakby nie patrzeć jednak w jakiś ciekawy sposób stanowiły dosyć dobrany duet. Chyba po prostu uzupełniały się wzajemnie. Zwłaszcza pod względem charakterów. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że były zbyt różne, by odnaleźć wspólny język, a mimo wszystko dogadywały się świetnie. Uniesienie w górę kciuków było jednoznacznym sygnałem do działania. Po ustawieniu stożków nie zostało im już nic innego niż aktywowanie ich poprzez uderzenie w nie różdżką. Efekt faktycznie przyszedł dosyć szybko, a stożki aktywowały zaklętą w nich pułapkę, wystrzeliwując magiczne sieci, które zgarnęły w swoje objęcia zdezorientowane chochliki. - Tak, kurwa! - wykrzyknęła Gryfonka, podskakując i wyciągając w górę pięść w geście zwycięstwa. Niestety jej taniec radości nie mógł trwać zbyt długo. Głównie przez to, że przez niego nie zwracała wystarczającej uwagi na chochliki, które wykorzystały ten mały moment dekoncentracji, aby przewrócić ustawiony stożek i uwolnić się z zastawionej pułapki. To mogłoby się naprawdę kiepsko skończyć dla obu studentek, gdyby nie nagłe pojawienie się specjalnego oddziału chochlików z kozim komando. Naprawdę nie sądziła, że kiedykolwiek trafi na takich sprzymierzeńców. Nie miały innego wyboru niż stanąć do walki i postarać się spacyfikować chochliki razem z nowo przybyłymi. Mulan rzecz jasna starała się używać przy tym zaklęć, które nie wyrządziłyby stworzeniom krzywdy, ale jednocześnie zneutralizowałyby zagrożenie jakie stwarzały. Musiała przyznać, że szło jej to naprawdę nieźle. Zresztą podobnie jak Victorii. Widać było, że nauka w Hogwarcie musiała je przygotować na podobne starcia. W końcu jakby nie patrzeć to musiały kiedyś uporać się z plagą magicznych stworzeń nawiedzającą szkołę. Po ponownym uwięzieniu chochlików w przygotowanych do tego celu pułapkach i zabezpieczeniu stożków, mogły obie odebrać gratulacje od dowódcy oddziału zmechanizowanych kóz, który obiecał im wręczenie pamiątkowej plakietki dla uczczenia tej wielkiej bitwy, w której brały udział. Huang rzecz jasna podziękowała mu serdecznie i szczerze, dając uściskać sobie palec po czym spojrzała na znajdującą się obok niej Krukonkę. - Jak czujesz się z tytułem honorowej kozy? - zapytała ze swego rodzaju ciekawością. Brandon zawsze wydawała jej się być o wiele poważniejsza niż powinna dlatego z pewnością podobny tytuł w jej przypadku brzmiał o wiele bardziej osobliwie i bawił bardziej niż powinien przez kontrast ze sposobem w jaki nosiła się Victoria oraz respekt, który wzbudzała w innych jako prefekta.
Tryb: @Mulan Huang Lisiołak Etap I: Wpisz wybraną opcję Rzut kostką: tarot - moc, kapłanka (-2 za kuferek: głupiec), moc, gwiazda (-1 za kuferek: wieża) = +2 punkty zwycięstwa; z Mulan mamy wspólnie: 8 punktów zwycięstwa, na pół to 4 punkty zwycięstwa Etap II: 4 lub większe zwycięstwo Rzut kostką: J, F, I, 6, 6, 6 + 2 stożki oraz dodatkowo za cechę gibki jak lunaballa: C, 3 - przesuwam się na A +1 stożek; czyli w sumie mamy ustawione 5 stożków; po podzieleniu zgodnie z zasadami mamy 2 stożki Etap III: 4 lub większe zwycięstwo, 2 lub więcej stożków Rzut kostką: 84 - 23 + 10 dla chochlików 15 - 13 - 20 dla chochlików 51 - 44 - 40 dla chochlików 2 modyfikatory chochlików Zebrane do tej pory punkty: 30 Wykorzystane do tej pory modyfikatory: za kuferek z zaklęć; za cechę gibki jak lunaballa
- Cóż, śmiem podejrzewać, że nie dałoby się ze mną wytrzymać, gdybym zrobiła się jeszcze choć odrobinę bardziej marudna. Zapewne nie powinnam zostawać księgowym - stwierdziła, wystosowawszy pod własnym adresem krytykę, jednocześnie uśmiechając się kącikiem ust. Wiedziała, że różniły się od siebie tak bardzo, że naprawdę dziw brał, że potrafiły się ze sobą dogadać, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Kilka jej znajomości było właśnie takich dziwnych, całkowicie niespodziewanych, zupełnie do siebie niepasujących. Nikt nie spodziewał się, że będzie w stanie dogadać się z Solbergiem, trudno było również zakładać, że będzie w stanie porozumiewać się z Irvette, która jak i ona, była niesamowicie surowa. A jednak Victoria świetnie się między nimi odnajdywała, równie dobrze bawiąc się w obecności Mulan, która, jak widać było na załączonym obrazku, przeklinała z radości nie zachowywała się ani trochę, jak dama. I to wcale Brandon nie wadziło, już nie, więc jedynie pokręciła w rozbawieniu głową, nim wszystko się zepsuło. - Uważaj! - krzyknęła, gdy pułapki się otworzyły, natychmiast szykując się do walki. Była na nią przygotowana w każdej możliwej chwili, nic nie mogło jej zatrzymać, była gotowa do tego, żeby biec przed siebie i nie oglądać się na boki. Nie była jednak przygotowana na pojawienie się jakiegoś niesamowitego komanda kóz, które ruszyły do ataku. Najwyraźniej były wyspecjalizowane w walce z chochlikami, bo pod dowództwem elfów, natychmiast skoczyły do zwalczania szkodników, co zrobiła również Victoria. Jej zaklęcia śmigały po okolicy jak wściekłe, wyrzucane w sposób niewerbalny, pełny precyzji, jaka cechowała ją nawet w takim zamęcie. Zdawała się zwyczajnie przez wszystko to, co się działo, mknąć bez zastanowienia, sięgając tam, gdzie chciała. Widać było, że obie z Mulan faktycznie doskonale wiedziały, co robić i nic, ale to nic, nie było w stanie ich zatrzymać. Nic zatem dziwnego, że zwyciężyły bezkompromisowo. Nie było szans na to, żeby chochliki dały im radę i musiały się teraz z tym pogodzić. Najnormalniej w świecie musiały. Victoria z pewnym zdziwieniem odebrała gratulacje od elfa, a zostanie uhonorowaną zdziwiło ją chyba jeszcze bardziej, więc spojrzała na Mulan, jakby chciała ją zapytać, o co właściwie chodzi. - Głupio - stwierdziła prosto, całkowicie szczerze, bo nie wiedziała, jak miałaby to inaczej opisać, mając świadomość, że było to jakieś istne szaleństwo, nad którym nie dało się w żaden sposób zapanować. - Chodź, sprawdzimy, czy bycie honorową kozą w czymś tutaj pomaga - dodała, kiedy wychodziły z pracowni, by rozejrzeć się po okolicy.
z.t z Mulan
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Tryb: co + kolęda + @Anna Brandon Etap I: opcja 3 Rzut kostką: 13-śmierć, 11-sprawiedliwość,21-świat, 12-wisielec 13 zmieniam na 11 - sprawiedliwość, 21 zmieniam na 19-słońce, 12 zmieniam na 14-umiarkowanie Etap II: Rzut kostką: Etap III: Rzut kostką: Zebrane do tej pory punkty: Wykorzystane do tej pory modyfikatory: zmiany kostek tarona w pierwszym etapie
-Już myślałem, że tylko ja słyszę te dźwięki. Zaczynałem myśleć czy czas nie zwariowałem - odpowiedziałem Ani zanim pięćset letni lis zebrał się do odpowiedzi. Odpowiedź lisa nie była za miła ale jeszcze mniej miłe było zaklęcie którym nas potraktował. Sam byłem przyzwyczajony do zbierania ciosów we wszelakie części ciała (co jednak NIE znaczy, że sprawiało mi to przyjemność) więc wylądowałem pewnie na nogach i podtrzymałem Anię. -Wszystko w porządku? Nic ci się nie stało? - zapytałem dziewczynę. Rozejrzałem się zdezorientowany. Po chwili gdy już udało mi się zebrać myśli ujrzałem niecodzienne zjawisko - uciekające stado lisów i dosiadające je wierzchem elfy. Z ich wypowiedzi wywnioskowałem, że zostały zaatakowane przez chochliki i trzeba będzie pomachać trochę różdżką. Ponieważ nie było dostatecznie dużego lisa żebym mógł go dosiąść pobiegłem w stronę, z której uciekły. -Za mną! - krzyknąłem machając na elfy i lisy. Gdy dobiegłem na miejsce zastałem tam istne pandemonium. Chochliki demolowały całą salę. Kiedy tylko mnie zobaczyły ruszyły w moją stronę i starały się wyrwać mi różdżkę ale odparłem atak rzucając zaklęcie Immobilus. Po chwili ponownie przypuściły taki sam atak i cała akcja została powtórzona. Nauczone doświadczeniem chochliki zmieniły taktykę i ruszyły w moją stronę całą chmarą jednak w odpowiednim momencie rzuciłem barierę kilka z nich odbiło się od niej i upadło na ziemię gdzie dopadły je lisy. Następnie posłałem pierwszym lepszym przedmiotem w jeszcze jednego chochlika w zasięgu wzroku. Okazało się, że jest ona trując, gdyż już po chwili chochlik spuchnięty i niezdolny do ruchu bardziej przypominał piłkę niż siebie samego. Poradziwszy sobie z chochlikami w zasięgu mojego wzroku spojrzałem za siebie żeby zobaczyć czy Ania przybiegła tu również i czy nie potrzebuje czasem mojej pomocy.
Marcus Deverill
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.85 m
C. szczególne : czarna kredka pod oczami, magiczne sygnety na palcach, pomalowane paznokcie i niewielka blizna na policzku, którą maskuje zaklęciami, niestety czasami bywa, że czar szwankuje, smród alkoholu i papierosów
Tryb: single player Etap I: opcja 3 Rzut kostką: Sprawiedliwość, Kapłan, Cesarzowa, Rydwan, a więc tak... Cesarzową zmieniam na Cesarza, a Rydwan na Kapłana, bo mam w kuferku 40 pkt z zaklęć i mogę. Etap II: 4 pkt Rzut kostką: A, G, J | 6, 2, 3 Etap III: 3 stożki postawione Rzut kostką: 36:94; 97:56; 99:94; k6 - 1 - modyfikator za k6 - 1 używam do pierwszej kości. Czyli zamiast 36:94 jest 86:74, chochliki nie miały szans! Kaboom! Zebrane do tej pory punkty: + 30 pkt (etap I), + 30 pkt (etap II) + 45 pkt (etap III) = 105 pkt i plakietka kozich sił specjalnych, Wykorzystane do tej pory modyfikatory: kuferek w etapie I,
Alkoholizm. Alkoholizm często doprowadzał go do nietrzeźwości, a jeszcze częściej do działań nieodpowiedzialnych, pochopnych, prowadzących do dziwnych sytuacji lub jak teraz braku pamięci. Nie wiedział, jak się ponownie tu znalazł, ale widocznie musiał być nieźle najebany, albo zamierzał nawrzeszczeć na Papę Świąt za to, że kiedy był lisem, to on go odrzucił, a to zmusiło Marcusa do zabicia kozy. Na gacie Merlina tak to mu się jeszcze w głowie nie jebało, może za długo pił i powinien zrobić sobie przerwę? Obserwował przez chwile wielkie magiczne konstrukcje przenoszące zabawki. Jedna paczka oddzieliła się od reszty i sunęła prosta w lisiego duszka. Ten jednak nic sobie z tego nie robił, bo gdy pakunek wpadł w niego, on zamienił się w chmurkę, aby następnie zmaterializować się z powrotem w swoją zwierzęcą formę. Picie w świecie czarodziejów powinno być zabronione, czasami nie wiadomo było, co jest ułudą, a co rzeczywistością. Po tym, jak wszedł do legowiska Egle i wyszedł z niego w stanie psychicznego załamania, musiał się napić. Butelka likieru zrobiła swoje, nie wiedział tylko jakim cudem się do niej dobrał. Miał przy sobie igliwia, węgiel, irgę i ostrokrzew, wszystko to chyba mogło się tu przydać. Zostawił fanty, aby po chwili znaleźć się w ogniu walki z chochlikami. Rzucał różdżką, jakby w ogóle nie był na procentach, tylko wysokiej klasy likierze, którym raczyła się rodzina królewska w święta bożego narodzenia. Co to dla łamacza klątw kilka niesfornych istot. Najpierw w ruch poszło Immobilus! Stworki upadły, unieruchomione na ziemię to dało Marcusowi dużo czasu na przygotowanie kolejnego asa w rękawie, chwycił za świeczkę, robiąc spektakularny miotacz płomieni, tak sprawdziło się Incendio. Podkręcenie magicznej lampy zaklęciem, sprowadziło jasne oślepiające światło, na co nieznośne stworzenia, zareagowały chaotycznie, rozbiegając się w różnych kierunkach. Kolejne Incendio przyczyniło się do Deverillowego zwycięstwa. Oczywiście, że nie dostał za to żadnej nagrody, a na dodatek wręczono mu torbę z jakimiś stożkami i świąteczną kartką. Miał je jeszcze zwabić w pułapkę, bo okazało się, że chochliki zrobiły sobie portal, przez który przedostały się do biblioteki, przyczyniając się do tego zamieszania. Wspiął się po regałach, dotarł do ich dziupli, zdając sobie sprawę, że jeden nieodpowiedni ruch i biblioteka zostanie puszczona z dymem. Robota prawie idealna dla Łamacza Klątw. Po cichu, w morkach zaczął ustawiać pułapkę, w którą wyposażyli go pomocnicy Papy. Nie miał z tym większego problemu, można powiedzieć, że posiadał odpowiednie doświadczenie zawodowe i wyczucie w takich sprawach. — I jak kopytem w kozi zad! Kto tu jest zwycięzcą!? - Wykrzyknął, okazując swój triumf, patrząc, jak pułapka chwyta stado chochlików, chcąc zaraz to wzbić alkoholowy toast, ale jak na dżentelmena powstrzymał się, kiedy zjawiła się inspekcja i kozia policja. Nie zapowiadało się dobrze, zwłaszcza że więźniowie pragnęli zemsty. — Tragiczne macie te pułapki. - Wyciągnął różdżkę, bo czekało ich tylko jedno - ostra napierdalanka. Bitwa nie trwała zbyt długo kozie siły specjalne, razem z Marcusem poradziły sobie na tip-top. W głowie mu się nie mieściło, że nazwano go młodzikiem, a jeszcze bardziej, że dostał coś w rodzaju medalu za zasługi. Merlinie co to był za dzień!
zt
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Tryb: singleplayer Etap I: opcja 2 Rzut kostką: [url=link]link[/url] Etap II: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Etap III: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Zebrane do tej pory punkty: +x punktów uratowania świąt Wykorzystane do tej pory modyfikatory: Wpisz modyfikatory
Jenna rozglądała się po wiosce lisków jak urzeczona, przez jakiś czas nie pamiętając nawet o obecności lisiego towarzysza, jakim był Meatball. Lisek twardo stąpał po śniegu, zostawiając w nim ślady łapek, ale krukonka patrzyła w górę, oczarowana magią świątecznej aury i wszechobecnych ozdób. Było tu pięknie, magicznie, świątecznie. Dziewczynka dała się uwieść tej atmosferze i widząc girlandy z iglastych gałęzi podążyła prosto do miejsca, w które prowadziły. - Dzień dobry, wesołych świąt! Takie piękne są te girlandy! - przywitała się pogodnie, ten jeden raz decydując się na pogodę ducha i otwartość. W końcu to była świąteczna wioska, musiały być w niej same dobre, ciepłe i pozytywne istotki. Zupełnie nie była przygotowana na starcie ze złośliwym, pięćsetletnim zgredem, który w kilku słowach starł z twarzy dziewczynki promienny uśmiech.
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Tryb: kooperacja + kolęda + @Yuri Sikorsky Etap I: opcja 3 Rzut kostką: kapłan, rydwan, moc, pustelnik - równe 0 punktów zwycięstwa Etap II: Ania 0, Yuri 4, średnio 2, plus 1 za kolędę = 3 punkty zwycięstwa Rzut kostką: 74, 24; 2; 1, 5, 4 Etap III: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Zebrane do tej pory punkty: 20 Wykorzystane do tej pory modyfikatory: Wpisz modyfikatory
Aneczka poczuła szczere oburzenie, słysząc ton Muppeta. To było wyjątkowo nieuprzejme z jego strony, ale nietaktem byłoby to głośno komentować. Za to teleportowanie bez pozwolenia było wprost skandalicznym naruszaniem nietykalności magicznej. - Cóż za brak poszanowania. I to u kogoś, od kogo oczekiwać należy szczególnie świątecznego ducha! - panienka Brandon nie mogła powstrzymać niezadowolenia. - Yuri, mam nadzieję, że... Nie dane jej było dokończyć, bo zaczęły się dziać te wszystkie hece z chochlikami. Aneczka była damą, nie zamierzała toczyć dzikich batalii. Od tego miała swojego rycerza, który już raz wybawił ją z opresji, a teraz po prostu wypadało, by zrobił to ponownie. Oczywiście puchonka nie stała z założonymi rękami, ale i tak trzymała się z tyłu, pozwalając, by główną walkę toczyła osoba bardziej do tego powołana. Niestety, chociaż Yuri spisał się najlepiej, jak to było możliwe, sam nie mógł zdzialać cudów. Z tegoż powodu oboje z Aneczką wyszli ze starcia odrobinę pogryzieni i pokaleczeni kartkami papieru.
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Tryb: Single player Etap I: opcja 3 Rzut kostką: [url=link]link[/url] Etap II: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Etap III: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Zebrane do tej pory punkty: +x punktów uratowania świąt Wykorzystane do tej pory modyfikatory: Wpisz modyfikatory
Papa Świąt nawet w połowie nie wydawał się Ifci tak interesujący, jak temat Elge, tym bardziej, że to nie z nim miała problem. To tamten lis kilkukrotnie na choinkobraniu usiłował zrobić ją w balona, a ona nie zamierzała się dać ot tak. Właśnie dlatego gdy zobaczyła pociesznego staruszka, odbębniła z nim rozmowę najszybciej jak się dało, a potem wyhaczyła Muppeta, który robił wrażenie najbardziej ogarniętego ze wszystkich. - Słuchaj no, lisie. Podobno macie problemy z Elge. Ja też mam, więc chcę się dowiedzieć o nim jak najwięcej. Co to za jeden? To stąd dochodziła muzyka, to tutaj prowadziły girlandy. A jednak ją najbardziej interesował temat Elge, tym bardziej, że po raz wtóry usłyszała tajemnicze wycie, które rozpalało jej ciekawość do czerwoności. Chciała pójść za tym głosem od samego początku, ale nie zamierzała tego robić, nie mając absolutnie żadnych informacji na temat tego, z czym przyjdzie jej się mierzyć.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Tryb: singleplayer Etap I: opcja 2 Rzut kostką: 62, 78, 32, 81, 3, 1 Etap II: "RZUTY PONIŻEJ I POWYŻEJ 50 SĄ RÓWNE" -> 20pkt Rzut kostką: H, A, I, J +1, -1, +1, -1, czyli sumarycznie 0 Etap III: "≤1 NAPRAWĘ" Rzut kostką: Jenna: 6-10-30-30+10= -54 i tsunami 97-20=77 Zebrane do tej pory punkty: 20+10+15=45 Wykorzystane do tej pory modyfikatory: krytyczny pech
Od tej chwili Jenna czuła się tak, jakby zupełnie nie panowała nad swoim losem. Skierowano ją gdzieś, została obsypana świeciącym pyłkiem, a potem z niewyjaśnialnych dla siebie przyczyn zaczęła na czyjeś polecenie szukać kontrolera, wspinając się po drabinie, której wąskie stopnie na szczęście nie przeszkadzały dziecięcym stopom i łapkom. Prowadziła ona jednak bardzo, bardzo wysoko i krukonka w połowie drogi po prostu musiała się zatrzymać i odpocząć. Wczołgała się na piętro, żeby nie ryzykować upadku z dużej wysokości, ale kiedy się położyła, okazało się, że coś kapie jej na nos. Otworzyła oczy i zobaczyła rurę z wyciekającym czarodziejskim płynem. Czymkolwiek tak właściwie on był. Chciała się zabrać za naprawę, ale powiedzieć, że jej nie wyszło, to nic nie powiedzieć. Zepsuła zawór, powiększyła dziurę, a wszelkie jej próby załatania problemu spełzły na niczym. Ostatecznie wywołało to kataklizm i z rur wystrzeliło takie tsunami, że Jennę aż zmiotło z półpiętra. A raczej prawie zmiotło, bo elfik magią przyciągnął ją do siebie i uratował sytuację na tyle, że krukonka przeżyła.Wciąż jednak musiała wyławiać ozdoby, więc skończyła totalnie mokra, ociekająca nie wiadomo czym, nieszczęśliwa i przerażona. I kiedy tylko miała taką możliwość, wyprysnęła z pracowni, starając się wyprzeć z umysłu fakt, że w świątecznej wiosce zaproponowano jej plażing i tequilę sunrise.
ZT
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Tryb: Single player Etap I: opcja 3 Rzut kostką: 20, 15->14, 2, 11 Etap II: 2 punkty zwycięstwa Rzut kostką: Ifka: 69+30=99; Liski: 17+50+10+30=107 Etap III: czujność lisków wyższa Rzut kostką: H, H, F, J Zebrane do tej pory punkty: 20+10+15=45 Wykorzystane do tej pory modyfikatory: w pierwszym etapie przerzut za 10 z zaklęć
Nie dość, że od Muppeta niczego się nie dowiedziała, to jeszcze wylądowała w ogniu jakiejś szalonej walki z chochlikami. Rzucanie zaklęć trochę pomagało, zwłaszcza Immobilus, ale ostatecznie nawet rzucenie roślinką nie było wystarczające. Owszem, wygrała, ale skończyła pokiereszowana i wcale jej się to nie podobało. A w dodatku kiedy już się uporała z całym tym zajściem, została praktycznie zmuszona do zdobycia jakiś książek. A ona miała naprawdę gdzieś te książki, bo nic nie wskazywało na to, że dowie się tego, po co właściwie tu przyszła. Elge. Pytała o Elge, a nie o braki w stanie bibliotecznym. Może właśnie przez to nie przyłożyła się aż tak bardzo do kolejnego zadania, którym było przedostanie się niepostrzeżenie przez tę całą drukarnię. Problem w tym, że nie spodziewała się takiej wrogości i tego, że lisy zaczną na nią szczerzyć kły, gotowe do ataku. Nie ma co gadać, trzeba było zwiewać. Nie zamierzała nabawić się jakiejś wścieklizny, czy czegoś jeszcze gorszego. Na swoje nieszczęście zamiast do wyjścia, trafiła do składu makulatury. Nie udało jej się jednak znaleźć kompletnie niczego sensownego. Postawiła więc na kreatywność i powybierała z podobnych książek te same strony. Tyle wystarczy, nie potrzebowała niczego więcej. Podsumowując, guzik jej się udało, niczego nie zdobyła i nie dowiedziała się o Elge zupełnie niczego nowego. Trudno. Najwyraźniej musiała pójść na żywioł i bez żadnego przygotowania.
Tryb: single Etap I: Opcja 2 - Dzień dobry, znalazłem szlak z girland i tu przyszedłem. Rzut kostką: [url=link]link[/url] Etap II: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Etap III: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Zebrane do tej pory punkty: +x punktów uratowania świąt Wykorzystane do tej pory modyfikatory: Wpisz modyfikatory
Frederick właściwie musiał przyznać, że tego wszystkiego, co się tutaj działo, było mu już dość. Jakieś przygotowywanie bombek z materiału, rzucanie śnieżkami, lepienie bałwanów, śpiewanie kolęd, co uszczęśliwiło wyjącego u jego boku Jazgota i wszystko, dosłownie wszystko, co kojarzyło mu się tak słodko i cukierkowo, że robiło mu się niemalże niedobrze. A jednak ciągnęło go to tu, to tam, nie umiał usiedzieć na miejscu, jakby chciał się przekonać, na co trafi w tej zwariowanej krainie i czy okaże się bardziej pomylona, niż do tej pory. Bo wszystko, dosłownie wszystko, było tutaj nie takie, jak być powinno. Przynajmniej dla niego, ale dla niego święta nie były niczym dobrym, nie kojarzyły mu się z niczym wspaniałym i przypominały raczej prawdziwą męczarnię, niż cokolwiek innego. Kiedy więc Jazgot znalazł jakiś szlak z girland i zwyczajnie postanowił, że za nim pobiegną, nie zatrzymywał go. Zwyzywał, każąc się chociaż na chwilę przymknąć, ale kiedy kończył to mówić, trafili właśnie przed wielkie drzwi, a tam weszli prosto na Papę Świąt. Tego Frederickowi było już naprawdę chyba zbyt wiele, bo aż się uszczypnął, zastanawiając się, skąd właściwie wziął się tutaj ten czarodziej. I kiedy myślał, że już naprawdę przerobił wszystko, wysłano go przed oblicze Mupeta, na którego spojrzał, jakby chciał mu powiedzieć, że chyba go rozumie. - Jazgot znalazł girlandy i tutaj przyszliśmy, aczkolwiek nie wiem zupełnie, czy jesteśmy tutaj potrzebni - powiedział cicho, rozglądając się dookoła, odnosząc wrażenie, że trafił do jakiegoś szalonego miejsca, którego nie był w stanie w ogóle zrozumieć. Pracownia, ale co właściwie się działo tej pracowni? Tego nie był pewien, bo wszystko, dosłownie wszystko dookoła niego działo się tak szybko, że jedyne, co mógł zrobić, to skoncentrować się na jękach Jazgota i niezadowoleniu Mupeta.
Tryb: single Etap I: Opcja 2 - Dzień dobry, znalazłem szlak z girland i tu przyszedłem. Rzut kostką: 72, 52, 71, 85, 66, 78 Etap II: Więcej rzutów powyżej 50 Rzut kostką: 4 i 4, 5 i 4, 3 i 4 Etap III: Różnica wynosi mniej niż 7 Rzut kostką: I, B, D, C Zebrane do tej pory punkty: 30 + 30 + 15 = 75 Wykorzystane do tej pory modyfikatory: -
Frederick uśmiechnął się lekko, gdy zdał sobie sprawę z tego, że Mupet był najwyraźniej ulepiony z tej samej gliny, co i on i być może w innych okolicznościach byliby nawet w stanie ze sobą jakoś porozmawiać. Teraz jednak lis był najwyraźniej zdecydowanie zbyt zajęty swoimi obliczeniami, żeby w ogóle na kimkolwiek się koncentrować, toteż po prostu wymienili się jakimiś uwagami, nim ostatecznie Shercliffe skierował się do sekcji ozdób, zastanawiając się, co on tutaj na Merlina w ogóle robił. I nagle wylądował w brokacie, co spowodowało, że ciśnienie niewątpliwie mu się podniosło, powodując, że aż cały zadrżał z irytacji. Dlatego też słuchał elfa w sposób, który wskazywał na to, że zdecydowanie wolałby spędzić czas z Mupetem. Na kartkę rzucił pospieszne spojrzenie, nim ją schował, po czym uśmiechnął się ironicznie, gdy cały mechanizm stanął. - Och, oczywiście, w końcu po to tutaj jestem - stwierdził kąśliwie, gdy poproszono go o pomoc, jednak domyślał się, że nie wyjdzie stąd tak długo, jak długo naprawdę czegoś nie zrobi. Dlatego też westchnął i zerknął we wskazanym kierunku, by później najnormalniej w świecie zacząć wspinać się do maszynerii. Był przyzwyczajony do pracy, tak więc piął się w górę zadziwiająco szybko, by właściwie natychmiast znaleźć się we wnętrzu maszyny, jakiej ani trochę nie pojmował. Nie miał pojęcia, na co patrzył, co to przedstawiało, ani o co tutaj chodziło. Miał przed sobą jakieś koła zębate, Merlin raczy wiedzieć co jeszcze, oraz, jak uznał, coś na kształt pieca. I właśnie w tym piecu znajdował się zastygły brokat, który zapewne miał się sprawnie produkować, ale zamiast tego wychodziło jedno wielkie nic. Frederick potarł czoło palcami, zastanawiając się, co się tutaj właściwie działo, a potem drgnął, bo do jego uszu doleciało jakieś wściekłe, a może zadowolone zawodzenie. Wycie lisa, szczekanie, śpiew, zawodzenie, wszystko to, co składało się na jakąś kolędę, czy coś podobnego i nawet spojrzał wściekle na Jazgota, ale ten wąchał jakąś książkę. Wycie zaś dobiegało, cóż, zewsząd, więc było niewątpliwie czymś zupełnie innym. Shercliffe parsknął, sięgnął po książkę, jaką znalazł jego lisi towarzysz, otworzył ją w miejscu założonym kartką, którą dołączył do poprzedniej i spróbował cokolwiek odcyfrować z tego, co miał przed nosem. Właściwe roztwory we właściwej kolejności, tak mu wychodziło, ale z eliksirów to on nigdy orłem jakoś nie był. Nie pozostawało mu jednak nic innego, jak spróbować i jakimś cudem, razem z Jazgotem, zdołali stworzyć coś, co rozpoczęło na nowo pompowanie i maszyna z brokatem najnormalniej w świecie ruszyła. Frederick uniósł brwi, jakby chciał powiedzieć, że to było głupsze, niż ustawa przewidywała, ale nie marudził dalej, tylko zszedł z wieży. I, jak mógł się spodziewać, został znowu zatrudniony do pracy, bo jakżeby inaczej. Miał odkręcić jakieś zawory, stare jak świat i nawet nie zdziwiło go specjalnie, że elf, który żądał od niego pomocy, nadal nic nie wiedział. Tak był już ten świat zbudowany. Zerknął gdzieś w bok, dostrzegając lisa huśtającego się na wiadrze przewozowym i zaraz też ochlapał go brokatem, bo zwyczajnie wybrał nie ten zawór, który powinien. Frederick parsknął i spróbował z kolejnym, tym razem wybierając zdecydowanie właściwą opcję, robiąc to, co zrobić powinien. Niestety, nie mógł więcej tutaj pomóc, a może już miał dość, w każdym razie przyjął wszystko, co dawali, zastanawiając się, czym były świąteczne kartki, jakie dostał i znalazł. A kiedy mógł, zwyczajnie uciekł z pracowni.
z.t
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Tryb: co + kolęda + @Anna Brandon Etap I: opcja 3 Rzut kostką: 13-śmierć, 11-sprawiedliwość,21-świat, 12-wisielec 13 zmieniam na 11 - sprawiedliwość, 21 zmieniam na 19-słońce, 12 zmieniam na 14-umiarkowanie Etap II: Ania 0, Yuri 4, średnio 2, plus 1 za kolędę = 3 punkty zwycięstwa Rzut kostką: 91, 95, 6, 6, 5, 4 Etap III: Rzut kostką: Zebrane do tej pory punkty: Wykorzystane do tej pory modyfikatory: zmiany kostek tarona w pierwszym etapie
Udało nam się zwyciężyć a szybki rzut oka na Anię upewnił mnie, że jest bezpieczna oraz nie odniosła żadnych poważniejszych obrażeń. Kiedy elf stwierdził, że potrzebuje dodrukować więcej ksiąg ciężko westchnąłem ale zgodziłem się pomóc małej istocie. Kiedy stanąłem z Anią pod drzwiami do nowej drukarni nachyliłem się do jej ucha i wyszeptałem: -Jeśli będziemy szli razem łatwiej będzie nas złapać. Ja obejdę drukarnię z lewej strony a ty idź z prawej. Wtedy nawet jeśli lisy złapią jedno z nas to drugie będzie mogło wykonać zadanie. Jeśli byłabyś w niebezpieczeństwie to wołaj a ja od razu wkroczę do akcji - dodałem na koniec żeby dziewczyna wiedziała, że w razie czego ją ubezpieczam a na koniec wkroczyłem do drukarni. Przejście jej nie było łatwe. Na samym początku narobiłem zamieszania potrącając drukarkę co zwróciło uwagę na wariujące urządzenie odwracając je jednocześnie ode mnie a następnie powtarzając ten trick z puszką wywoływacza. Na koniec jednak jeden z lisów najwidoczniej coś zauważył i zaczął iść w kierunku mojej kryjówki. Szybko udało mi się przemknąć do starej drukarki i wsunąć się za jej drzwi. Rozejrzałem się szukając wzrokiem Aneczki.
Tryb: kooperacja + kolęda + @Yuri Sikorsky Etap I: opcja 3 Rzut kostką: kapłan, rydwan, moc, pustelnik - równe 0 punktów zwycięstwa Etap II: Ania 0, Yuri 4, średnio 2, plus 1 za kolędę = 3 punkty zwycięstwa Rzut kostką: 74, 24; 2; 1, 5, 4 czyli Ania:74+10+30+20=134, Liski: 24+50+30=104 Etap III: Nasza uważność: [134 (Ania) + 131 (Yuri)]/2 = 132,5 czyli 133; Czujność lisków: [104 (Ania) + 155 (Yuri)]/2 = 129,5; nasza uważność wyższa niż uważność lisków Rzut kostką: I, H, G, C minus 1 butelka tuszu = 0 buteleczek tuszu Zebrane do tej pory punkty: 30 za kooperację Wykorzystane do tej pory modyfikatory: +20 do czujności Ani w drugim etapie za krytyczny sukces, minus jedna buteleczka tuszu za cechę nieogarnięty chochlik
Aneczka nie była zadowolona z tego, jakie zadanie przed nimi stało. Ostatecznie skoro należało uratować święta, to każdy mieszkaniec wioski powinien współpracować, a tymczasem okazało się, że problem jest zdecydowanie wewnętrzy. Cóż. Najwyraźniej zostali wezwani tu przez Papę Świąt nie bez powodu. Panienka Brandon przystała na plan Yuriego, zdecydowanie uznając, że miał większe od niej doświadczenie w aktywnościach zakrawających o interesy szemrane. Po pierwsze ze względu na swój niemal sędziwy już wiek, a po drugie przez to, że Ania nie miała zbyt szerokiego doświadczenia w aktywnościach nielegalnych. No, może z wyjątkiem zażywania nie całkiem dozwolonych substancji uspokajających, ale to nie miało miejsca od czasu, gdy została prefektem. Samo przejście przez pomieszczenie przysporzyło jej sporo trudności, ale ostatecznie wyszli z tego zwycięsko. Głównie ze względu na Yuriego, który w kluczowych momentach odwracał uwage patrolujących lisków. Ania nie była pewna, czy pochwala takie umiejętności, ale ostatecznie uznała, że wszystko to miało miejsce dla dobra świąt.
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Tryb: co + kolęda + @Anna Brandon Etap I: opcja 3 Rzut kostką: 13-śmierć, 11-sprawiedliwość,21-świat, 12-wisielec 13 zmieniam na 11 - sprawiedliwość, 21 zmieniam na 19-słońce, 12 zmieniam na 14-umiarkowanie Etap II: Ania 0, Yuri 4, średnio 2, plus 1 za kolędę = 3 punkty zwycięstwa Rzut kostką: 91, 95, 6, 6, 5, 4 Etap III: Nasza uważność: [134 (Ania) + 131 (Yuri)]/2 = 132,5 czyli 133; Czujność lisków: [104 (Ania) + 155 (Yuri)]/2 = 129,5; nasza uważność wyższa niż uważność lisków Rzut kostką: H, H, F, C (0+0-1+1=0) Zebrane do tej pory punkty: Wykorzystane do tej pory modyfikatory: zmiany kostek tarota w pierwszym etapie
Udało nam się dotrzeć do starej drukarni. Tutaj jednak zaczęły się problemy. Okazało się, że tuszu jest zdecydowanie za mało jak na wydrukowanie tylu egzemplarzy, które przekazał nam elf. Poszukiwania butelek z tuszem również nic nie dały. Z ciężkim westchnieniem wydrukowałem na drukarce tyle ile się dało a następnie przekazałem kilka pozostałych dzieł Ani i kilka rozłożyłem przed sobą. -Chyba nie zostaje nam nic innego jak dopisać całą resztę ręcznie - westchnąłem i wziąłem się do pracy. Kiedy po ukończonej robocie i ponownej dywersji dotarliśmy do elfa mimo wszystko wydawał się uradowany naszym powrotem wraz z książkami. Zadanie to było bardziej męczące niż na początku mi się wydawało. -Dziękuję Aniu, że mi towarzyszyłaś. Bez ciebie nie dałbym sobie rady. Mam nadzieję, że niebawem znowu się zobaczymy tylko w milszych okolicznościach - podziękowałem z uśmiechem dziewczynie i udałem się w inne miejsce niż ta pracownia zanim zdążę się wpakować w następną rozróbę...
Tryb: Single Player Etap I: 3 Rzut kostką: Etap II: Rzut kostką: Etap III: Rzut kostką: Zebrane do tej pory punkty: Wykorzystane do tej pory modyfikatory:
Christian nadal stał z niedomkniętą buzią, bo to co się działo dookoła było niesamowite, a do tego ciągle jeszcze był pod wrażeniem przygody i tych światełek na koniec. Te wszytskie latające paczki, liski i elfy na chwile odebrały mu koncentrację. upewnił się tylko, że Jenn ciągle jest z nim. Była, co go uspokoiło. Dosyć się już o nią dzisiaj namartwił. - Chyba powinniśmy... - zaczął, ale nie dokończył, bo przerwał mu piskliwy głosik małego elfa, który mu mniej więcej objaśnił sytuacje. Czyli trzeba było iść do tego niesympatycznego liska tam dalej. Poszedł więc w to miejsce i grzecznie się przywitał. - Dzień dobry, Papa Świąt powiedział, że macie kłopoty z… Elge?
Ostatnio zmieniony przez Christian Hastings dnia Sob 20 Sty 2024 - 20:37, w całości zmieniany 1 raz
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Tryb: kooperacja + kolęda + @Yuri Sikorsky Etap I: opcja 3 Rzut kostką: kapłan, rydwan, moc, pustelnik - równe 0 punktów zwycięstwa Etap II: Ania 0, Yuri 4, średnio 2, plus 1 za kolędę = 3 punkty zwycięstwa Rzut kostką: 74, 24; 2; 1, 5, 4 czyli Ania:74+10+30+20=134, Liski: 24+50+30=104 Etap III: Nasza uważność: [134 (Ania) + 131 (Yuri)]/2 = 132,5 czyli 133; Czujność lisków: [104 (Ania) + 155 (Yuri)]/2 = 129,5; nasza uważność wyższa niż uważność lisków Rzut kostką: I, H, G, C minus 1 butelka tuszu = 0 buteleczek tuszu Zebrane do tej pory punkty: 30 za kooperację Wykorzystane do tej pory modyfikatory: +20 do czujności Ani w drugim etapie za krytyczny sukces, minus jedna buteleczka tuszu za cechę nieogarnięty chochlik
Buteleczek z tuszem nie znaleźli, a to oznaczało tylko jedno. Czekało ich bardzo długie przepisywanie wszystkiego ręcznie. No cóż! Trudno. Aneczka jako dama miała swego czasu zajęcia z kaligrafii, więc nie wątpiła, że napisane jej ręką egzemplarze wyłącznie zyskają na wartości. A że zajęło to sporo czasu? Trudno! Dla świąt warto było odżałować tę godzinę, czy dwie. Z reszta miała wrażenie, że w tej wiosce czas płynął zupełnie innym tempem, że wydarzenia przeplatały się i zlewały w całość. A może po prostu przesadziła wczoraj z jakimś eliksirem i teraz to wszystko jej się śniło? Kiedy ukończyli swoje zadanie, podziękowała Yuriemu oraz jego liskowi, a potem ruszyła w stronę świątecznego placu. Ostatecznie to tam najbardziej czuła magię świąt.
Tryb: single player Etap I: opcja 1 Rzut kostką: [url=link]link[/url] Etap II: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Etap III: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Zebrane do tej pory punkty: +x punktów uratowania świąt Wykorzystane do tej pory modyfikatory: Wpisz modyfikatory
Po wyjściu z wytwórni razem z Rocky'm zaczęła przechadzać się po okolicy. Hex dopiero teraz wyrażała zainteresowanie tym miejscem. Wydawało się, że ta tajemnicza muzyka gdzieś zniknęła, ale chciała ją odnaleźć, dlatego kluczyła pomiędzy zasypanymi śniegiem drogami. Zimno nie było dziewczynie straszne. W końcu razem z lisem stanęli przed kolejnym z budynków. Dziewczyna niepewnie przekroczyła próg i aż podskoczyła z wrażenia, gdy tuż za nią ktoś się odezwał. Jakiś stary, brodaty koleś. - Serio, to Ty? - zapytała sceptycznie, mając ochotę się gorzko zaśmiać. No tak, prawdziwy "Papa Świąt". Nic więcej nie mówiła, kiwając tylko głową, gdy nieznajomy poprosił o pomoc. Niech będzie, może popakować jakieś prezenty czy cokolwiek oni tutaj robią całymi dniami. Przeszła dalej, słuchając z miną pełną konsternacji o świątecznym prawie podatkowym. Wyjaśniła Muppetowi, dlaczego tu jest - mianowicie, że słyszała muzykę, bo taka była prawda. Potem czekała czego niby się tu dowie, rzucając spojrzenie Rocky'emu, który zamachał puszystym, białym ogonem.
Tryb: single player Etap I: opcja 1 Rzut kostką: 5 Etap II: +1 figurka, -1, -1 = -1 figurek XD Rzut kostką: C, A, F, G Etap III: 2 figurki powyżej 50 Rzut kostką: 15, 29, 80 | 49 + 6 z kuferka, 93,12 Zebrane do tej pory punkty: +35 punktów uratowania świąt Wykorzystane do tej pory modyfikatory: pkt z transmutacji
Hex wybałuszyła oczy na niemiłego lisa, ale zaraz potem się uśmiechnęła. Matko kochana, jaki ostry język! A więc może to nie będzie kompletna nuda. Z wesołym błyskiem w oczach przeszła do wskazanych pozytywek. W pomieszczeniu panował niezwykły hałas i dziewczyna zasłoniła sobie uszy dłońmi. Zwłaszcza jakaś banda trąbek robiła taki harmider, że Gryfonka miała ochotę miotnąć w nie kilkoma zaklęciami, aby zamilkły na wieki. Niestety, listy wolały, aby coś z tym zrobiła innego niż "zniszczyła je wszystkie". Z lekko skrzywioną miną pozwoliła sobie wyczarować ogon i lisie uszy. Wolałaby wilcze... Helen musiała spróbować podyrygować rozwrzeszczanym trąbkom i można powiedzieć, że wyszła z tego totalna katastrofa. Machała tym ogonem tak badziewnie, że trąbki prawie ją zaatakowały. Musiała złapać innego lisa i razem ze swoim stamtąd uciekać w podskokach. Ta Shila miała wybitnie miękkie futro - ciekawe jak ciepłą byłaby czapką? Hex pozwoliła się polizać po twarzy, gdy już przeniosły się do innego pomieszczenia, tym razem pełnego figurek do pozytywek. Tu też się dużo działo. Eastwood dostała kartkę, zauważyła jakiegoś zasmarkanego lisa, usłyszała, że był tu Elge i wszystko pochował. No to się wzięła do roboty, aby to jakoś poznajdować. Pierwszą wyniuchała gdzieś pod rozwalonymi skrzyniami, bo lekko świeciła. Drugą od razu później też znalazła przy baletnicach, ale wtedy wyskoczył na nią jakiś durny elf i sypnął w oczy pyłkiem. Helen zdążyła tylko krzyknąć "Co do chuja?!" i już złodziej zmył się z tą figurką. Potem już tylko nieszczęścia czekały na dziewczynę. Najpierw się pomyliła i myślała, że coś znalazła, ale nie, a potem jakiś lis jej przebiegł pod nogami i wszystko się potrąciło. Roztrzaskana figurka nie dała się naprawić Reparo, a Hex wyglądała na co najmniej niezadowoloną. Wysłuchała narzekań elfów i lisów. Chyba tutaj nie pasowała. Sprawę z trąbkami całkowicie zrujnowała, figurki też popsuła zamiast naprawić. Spodziewała się, że już ją po prostu wygonią z pracowni. Głaskała delikatnie Rocky'ego, gdy reszta próbowała wymyślić, jak tutaj cokolwiek uratować. Padła propozycja, aby kilka figurek zrobiła sama, na co Hex się ożywiła. W gruncie rzeczy to się na tym znała! Robiła różnego rodzaju rzeczy z drewna. Dlatego podążyła za wskazówkami, przeszła przez magiczną podłogę i przysiadła do robienia baletnic. Pierwsza figurka nadawała się tylko do kosza, w ogóle nie przypominała niczego sensownego. Druga też była beznadziejna, ale już trochę mniej, przynajmniej wyglądało to jak człowiek. Dopiero trzecią zrobiła fantastyczną, dodając do niej rogi małej diablicy. Następnie przyszła część na transmutację, magię całkiem lubianą przez Hex. Najlepszą figurkę zaczarowała najlepiej - poruszała się wdzięcznie oraz tańczyła różnego rodzaju tańce. Druga była zgodna z instrukcją, ale bez szału, no a tę najbrzydszą... na nią nie poświęciła za wiele czasu, bo naprawdę żal patrzeć. Dwie były w porządku i to lepiej niż zero. Oddała je, po czym zmyła się stąd razem z Rocky'm. Zmęczyła ją ta praca, dodatkowo w sumie cała ta wycieczka okazała się niewypałem. Planowała chwilę posiedzieć na ławce na zewnątrz, ale wtedy zarówno ona jak i lis usłyszeli dziwną muzykę. Na pewno nie zwykłe kolędy. Drugi raz już je słyszeli... - Skąd to dochodzi? No bo chyba Elge sobie nie śpiewa? - dopytała Rocky'ego.
Bardzo poważnie podszedł do tematu, ale jednak z taką ilością chochlików miał niewielkie szanse, zwłaszcza, żeby były złośliwe dla niego. Nawet w pewnym momencie miał nad nimi przewagę, ale szybko ją stracił. Brudny od atramentu i mokry od potu, musiał dać za wygraną i salwował się ucieczką dzięki pomocy elfika na lisku, który pomógł mu w ewakuacji. Ale z chochlikami nadal coś trzeba było zrobić, ale jego wybawca już miał odpowiedź i na to. Chris dostał świstek ze zgłoszeniem dla ochrony i został do nich odesłany w dość zaskakujący sposób, bo przeleciał przez ścianę. Chłopak nadal nie mógł się przyzwyczaić, że tutaj wszystko działa inaczej. Ochroniarz, chociaż to słowo było dość duże jak na niewielkiego elfa, który pomimo kamizelki taktycznej i reszty oporządzenia, nadal był malutkim elfem. I do tego okazało się, że nawet w takiej sytuacji biurokracja stanowiła bardzo trudną przeszkodę, nawet to, że znalazło się nieco szybsze rozwiązanie, nie bardzo pomogło, bo wysłany do magazynu krukon nie był w stanie znaleźć w nim potrzebnych skrzynek na chochliki, nawet pomimo pomocy Loli, która obwąchała i sprawdziła każdy zakamarek. Christian był już nieco podłamany tą sytuacją, w końcu zobowiązał się pomóc, a tu taka porażka. Na szczęście ochroniarz był jednak wart swojego miana, bo znalazł właściwy przepis, który pozwalał jednak młodym kozom wziąć udział w interwencji. Okazało się też, że elfy potrzebują jednej osoby, ale to akurat Chrisowi pasowało, bo po poprzedniej sromotnej klęsce, czuł potrzebę wyrównania rachunków. Tym razem było ich więcej, co powinno dać im większe szanse w starciu z małymi terrorystami, jednakże pierwsze starcie nie poszło im zbyt dobrze, ale tylko ich to zmotywowało do większego zaangażowania. Christian wykorzystywał wszystkie swoje umiejętności sztuk walki, jakich się nauczył, a do tego był już tak zdeterminowany, żeby dołożyć tym małym skubańcom, że razem z resztą ekipy pogonili w końcu chochliki, gdzie pieprz rośnie. Wszyscy włącznie z kozami i Lolą byli bardzo zmęczenie, ale nabuzowani zwycięstwem. A propozycja pójścia na manipedi (czymkolwiek to było) brzmiała bardzo dobrze. Wszystko brzmiało dobrze w porównaniu z inwazją chochlików.