C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Pracownia Papy Świąt to miejsce, w którym od setek lat spełniane są marzenia dzieci!
Prawdziwie magiczna konstrukcja zawiera w sobie tyle sekretów, ile pokojów i działów, a każdy z nich funkcjonuje na najwyższych obrotach, by zapewnić wszystkim najpiękniejsze prezenty! Od ozdób po instrumenty, przez księgi aż do zabawek, magiczny budynek ma w sobie każdą możliwą wytwórnię, w której w pocie czoła liski i elfiki pracują ramię w ramię, kozy ochroniarze pilnują porządku, a Muppet...
Stary Muppet panuje nad księgowością, udowadniając każdemu, że to tak naprawdę nie Papa Świąt, a właśnie on - 500 letni lis - tu rządzi.
Świąteczna atmosfera otacza każdy zakątek zamku. Liski radośnie przebierają łapkami po posadzce, biegając z miejsca na miejsce w poszukiwaniu nowych zadać. Przez zdobione festywymi witrażami okna słychać melodię kozich dzwoneczków i śnieg rozbijający się o szyby. Zimno w środku zamku nie jest ci straszne, magia zapewnia przyjemne ciepło, a i nie da się zignorować komfortu płynącego od licznych, strojnych kominków. Girlandy i bombki zwisające z wysokich sklepień nadają temu miejscu niezwykłej aury, może to właśnie ona, pewnego rodzaju zapomnienie w przypływie ducha świąt, sprawiło, że poszedłeś wyznaczoną przez nie drogą? Można by powiedzieć, że szedłeś na oślep i pewnie słowo to nie było tak dalekie od prawdy, biorąc pod uwagę, ile kolorowych światełek zostało tu zawieszonych. Zdawać by się mogło, że z każdym krokiem rosła nie tylko ich intensywność, ale i dźwięki wokół ciebie zdawały się wyraźniejsze. Z początku przytłumiona melodia przybierała kształtów i radosności tych ciepłych kolęd, a wraz z nią dało się dosłyszeć i harmider. Znalazłeś się przed drzwiami. Wielkie, drewniane wrota zostały w całości obwieszone girlandą, a czerwona, kraciasta kokarda w każdej innej sytuacji mogłaby zostać uznana za przesadę, gdyby nie to, że ozdabiała wejście do pracowni Papy Świąt. - A cóż to za ciekawski podróżnik z ciebie? – usłyszałeś za sobą głos, równie ciepły co mury zamku, taki, od którego aż chciało ci się uśmiechnąć. Taki, do którego zapraszającego, przyjemnego tembru brakowało już tylko roześmianego „ho ho ho”. – Skoro już tu zawędrowałeś, chciałbyś nam pomóc? Mamy chyba za mało łapek, choć liski mają ich przecież aż cztery! – starszy mężczyzna wyszedł przed ciebie i złapał za klamkę wielkich drzwi, teraz miałeś już pewność, skąd takie skojarzenia. Przyszedł tutaj sam Papa Świąt. – W tym roku Elge nieźle daje nam w kość… – przez chwilę zdawał się być zmartwionym, zaraz jednak pokręcił głową, wracając do wesołego uśmiechu. – Ale przecież to nie twoje zmartwienie! Wybacz taki wywód, to z mojej strony bardzo nieświąteczne! – zaśmiał się głęboko, w tak typowy dla siebie, znany przez wszystkie dzieci sposób. – No nic, no nic, liski na pewno chętnie przyjmą twoją pomoc!
Zasady pracowni
Witajcie w pracowni Papy Świąt! Czeka tu na Was prawdziwa przygoda! By jednak do niej przystąpić, należy...
Poznać zasady!
1. Scenariusze, które tu na Was czekają zostały ukryte w komendzie "hide". By je odkryć, musicie napisać pierwszy post, w którym deklarujecie swoją opcję dialogową! Po wybraniu opcji nie ma możliwości jej zmiany. Podążacie dalej obraną ścieżką.
2. Każdy etap oferuje swoje rozgałęzienia historii, do których możecie podejść tylko jeden raz. Wasz ostateczny wynik wraz z modyfikatorami poprowadzi Was do przypadającej Wam ścieżki.
3. W trakcie przygody towarzyszyć Wam będą liski! Małe, psotne liski polarne przynoszą ze sobą mechanikę krytycznych sukcesów i niepowodzeń. Na każdym etapie gry istnieje szansa na rozegranie krytycznego sukcesu i krytycznego niepowodzenia, w zależności od cech lisków. W przypadku, gdy cechy twojego liska pasują do opisu zadania, rzucasz kością k100 a następnie, przed napisaniem posta z etapem, wysyłasz wynik rzutu na prywatną wiadomość Mistrza Gry z podpisem, czy rzut dotyczył krytycznego sukces, czy krytycznego niepowodzenia. Mistrz Gry rozpatruje wynik kości i odsyła konsekwencje twojego rzutu - mogą one dać ci bonus bądź też utrudnienie w trakcie przejścia do następnego etapu! Jeżeli cecha pozytywna i negatywna twojego liska występuje na raz w tym samym zadaniu, rzucasz dwa razy k100 (raz na sukces i raz na porażkę) i rozpatrujesz wyższy wynik - to znaczy w zależności od tego, co wygrało w rzucie k100, tę cechę wysyłasz Mistrzowi Gry wraz z zadaniem, które wykonujesz!
4. Przygodę w pracowni można przejść w dwóch wariantach! Sami decydujecie się, w jakim wariancie chcecie przejść historię. Pamiętajcie, że możecie ale nie musicie przejść ją jeden raz w single player i jeden raz w cooperation. W przypadku podwójnego przechodzenia przygody należy pamiętać, że nie możecie wejść do pracowni dwa raz z tej samej opcji! Oznacza to, że jeżeli w single player wybrałeś opcję 1, a twój partner opcję 2, zostaje wam tylko opcja trzecia. Jeżeli przechodziliście tę samą ścieżkę, możecie wspólnie wybrać kolejną!
Single player - Samodzielne przechodzenie historii! To w tym trybie zbieracie punkty uratowania świąt! Możecie w ten sposób zagrać jeden raz!
Cooperation - Jeżeli nie chcecie samodzielnie przechodzić pracowni, możecie dobrać się w parę z drugim graczem! W takim układzie wspólnie wybieracie ścieżkę wejścia do pracowni! W tym trybie nie zbieracie punktów uratowania świąt, jednakże! Jeżeli przejdziecie z drugim graczem pracownię w trybie kooperacji, każde z Was zostanie nagrodzone +30 punktami do uratowania świąt! Możecie w ten sposób zagrać jeden raz!
Przechodząc przygodę w trybie kooperacji, możecie wybrać poziom trudności, z jaką chcecie ją przebyć: Kolęda - Najprostszy poziom. Tryb ten służy do spokojnego poznania historii i zwiedzania pracowni. W rzutach sumujecie swoje wyniki, dzielicie przez dwa i zaokrąglacie w górę. W przypadku zbierania pojedynczych punktów z kostek (poszukiwania przedmiotów, walki itp.) zawsze dodajecie +1 do wyniku. Możecie dowolnie korzystać z cech lisków. Jeżeli w jednym momencie pokrywają wam się krytyczny sukces i krytyczne niepowodzenie, zawsze wybieracie krytyczny sukces. Elfi parobek - Poziom średniej trudności. W rzutach sumujecie swoje wyniki, dzielicie przez dwa i zaokrąglacie w górę. Możecie dowolnie korzystać z cech lisków. Jeżeli w jednym momencie pokrywają wam się krytyczny sukces i krytyczne niepowodzenie, rzucacie kością k100 na oba, wyższy wynik oznacza, którą opcję rozpatrujecie. Lisołak - Poziom najwyższej trudności. W rzutach sumujecie swoje wyniki, dzielicie przez dwa i zaokrąglacie w dół. Możecie korzystać z krytycznego sukcesu tylko jednego liska. Rozpatrujecie krytyczne niepowodzenia u obu lisków.
5. W trakcie przygody w trybie single player zbieracie punkty uratowania świąt! W każdym etapie macie szanse na ich skompletowanie, jednak dopiero jak ukończycie całą przygodę, zgłaszacie liczbę zebranych punktów we właściwym poście!
6. W trakcie przygody wypatrujcie świątecznych kartek! Skrywają one sekrety ukrytej historii... Ale cii! Nie mówcie Muppetowi, że Wam o tym powiedziałam!
7. Przygoda jest podzielona na posty, gdyż kod nie wytrzymał
8. W każdym etapie należy wstawić następujący kod:
Kod:
<zgss>Tryb: </zgss>wpisz + ew. poziom + ew. @drugigracz <zgss>Etap I: </zgss>Wpisz wybraną opcję <zgss>Rzut kostką: </zgss>[url=link]link[/url] <zgss>Etap II: </zgss>Wpisz wynik <zgss>Rzut kostką: </zgss>[url=link]link[/url] <zgss>Etap III: </zgss>Wpisz wynik <zgss>Rzut kostką: </zgss>[url=link]link[/url] <zgss>Zebrane do tej pory punkty: </zgss>+x punktów uratowania świąt <zgss>Wykorzystane do tej pory modyfikatory: </zgss>Wpisz modyfikatory
Etap I - wejście do pracowni
Wchodząc do środka dostrzegasz ogromne, magiczne konstrukcje, przenoszące części zabawek z miejsca, na miejsce, przenikając przez ściany, sufit i podłogę. Jedna z paczka leci tak szybko, że zdaje się, iż zaraz wpadnie w lisiego duszka! Ten jednak wygląda na wyjątkowo nieprzejętego i gdy skrzynia oznaczona różnymi, bardziej i mniej udanymi stempelkami, wjeżdża prosto w niego, lisi pomocnik zmienia się w chmurkę, by zaraz znów zmaterializować się w swoją białą, puszystą, zwierzęcą formę, tak samo niewzruszony. - To Muppet! – słyszysz bardzo wysoki głosik, rozglądasz się dookoła, ale nikogo nie dostrzegasz. – Hej! Tu jestem! – piskliwy dźwięk narósł i dopiero teraz spojrzałeś pod swoje nogi. Malutki, elfi pomocnik sięgał ci ledwo do połowy łydki. – Ci turyści… – pokręcił głową z niezadowoleniem, jednak urazy nie chował długo. Wskazał palcem na liska, przeglądającego i kartkującego olbrzymią księgę. Za pomocą magii unosił pióro i pieczątki w powietrzu, raz za razem to coś zapisując, to podstemplowując. – Nie warto mu podpaść, mógł przejść na emeryturę już 500 lat temu! Ale jako jedyny rozumie świąteczne prawo podatkowe, straszny z niego pracoholik! – możliwe, że to właśnie dlatego jako jedyny lisek Muppet potrafi mówić, tak bardzo zbrzydły mu księgi, że aż zaczął na nie narzekać. - I stary zgred! – dodał ze śmiechem drugi elfik, który zeskoczył z jednej z pędzących skrzyń dostaw. – Zupełnie nie ma poczucia humoru! – prychnął i klepnął cię na zachętę w łydkę. – No leć do niego! Zanim się… ZACHMURZY! – pisnął dzwoneczkowym śmiechem, na który brew Muppeta drgnęła i zdawać by się mogło, że nawet przez chwilę warknął. Chyba faktycznie czas było skończyć to przedłużanie i wziąć się do roboty. Podchodzisz do Muppeta i:
Opcja 1 - Dzień dobry, przyprowadziła mnie tu muzyka. Opcja 2 - Dzień dobry, znalazłem szlak z girland i tu przyszedłem. Opcja 3 - Dzień dobry, Papa Świąt powiedział, że macie kłopoty z… Elge?
Uwaga! Jeżeli twój lisek ma cechę złotousty Gilderoy możesz wykonać akcję krytycznego sukcesu i spróbować pochwalić się znajomością świątecznego prawa podatkowego! Jeżeli twój lisek ma cechę nieogarnięty chochlik czeka cię rzut na krytyczne niepowodzenie. Ktoś tu chyba chce spróbować rozjaśnić atmosferę i opowiedzieć żart!
Informacja o twoim przydziale pojawi się po tym, jak opublikujesz post z decyzją!
Żeby z pracowni wyjść, trzeba najpierw do niej wejść...
Tu znajdziesz scenariusze opcji trzeciej!
______________________
Wilkie Marrok
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182.5
C. szczególne : Blizny po pełniach, tatuaże, gdy może i jest ciepło - chodzi boso, zapach mięty, lekko warczący sposób mówienia, śmiech podobny do szczeknięć
Tryb: Kolęda w coopie z @Romeo O. A. Rosa Etap I: 3 Rzut kostką: Etap II: Rzut kostką: Etap III: Rzut kostką: Zebrane do tej pory punkty: + 5pkt Wykorzystane do tej pory modyfikatory:
Zdecydowanie zbyt mocno przywiązał się do swojego lisiego towarzysza, bo i nigdy wcześniej nie miał wcale okazji przebywać z żadnym zwierzęciem na tyle długo, by faktycznie dostrzec jego indywidualne cechy charakteru. Dziwnie rozczulił się już w momencie, gdy na obróżce śpiącego liska rozczytał wybite w metalu "Nappo", wpierw zakładając, że biedne stworzenie musi być przemęczone, by dopiero z czasem zdać sobie sprawę, że jego ilość snu podpadać już powinna pod sen zimowy. Od razu obiecał sobie jednak, że dołoży wszelkich starań, by zwierzęcy pomocnik Papy Świąt mógł sobie drzemać w najlepsze jak najwięcej - jakby i od tego zależało powodzenie tegorocznych świąt - więc i nawet w momencie, gdy w oddali dostrzegł znajomy wybiegowy krok, wstrzymał się od głośnego przywołania Romkowej uwagi. Po raz ostatni pogłaskał uspokajająco śpiącego na jego kolanach Nappo, upewniając się, że ten śpi twardo jak w śpiączce*, po czym łagodnie ułożył go w swoich ramionach, by w ten sposób potruchtać za półwilem, do którego wyszczerzył się wesoło, gdy tylko ten w końcu go dostrzegł. - Nie mogę powiedzieć, że się Ciebie tutaj spodziewałem, ale bardzo liczyłem, że Cię tutaj znajdę - przyznał, poprawiając chwyt, by utrzymać liska jedną ręką, drugą musząc wykorzystać, do przyciągnięcia sobie Romeo bliżej, przytrzymując go przy powitalnym pocałunku. - Jak zawsze wyglądasz bosko - mruknął ciszej, od randki w kinie pilnując się, by za każdym razem pochwalić się, że naprawdę poważnie traktuje dawany mu feedback. - Też masz lisa? - zapytał nieco tępo na widok pomocnika Romeo, od razu więc ciągnąc dalej "Chcesz iść razem do zamku?", gdy kucnął już, by dać Loli obwąchać swoją dłoń - tę samą, którą podał zaraz Gryfonowi, by mogli wspólnie zawędrować aż pod ogromną kokardę zdobiącą wejście do pracowni. - Ciszej - warknął na jednego z elfów, ściągając gniewnie brwi, gdy tylko Nappo poruszył się wybudzony ze snu przez głośne śmiechy pomocników. Nim jednak jego złość zdążyła eskalować do drastyczniejszych reakcji - lisek zdążył już zasnąć z powrotem mimo panującego wokół harmidru, częściowo zwisając bezwładnie z jego ręki.** - Emmm, dzień dobry! - podjął więc zaraz w próbie odciągnięcia uwagi od swojego chwilowego uniesienia, uznając, że do ponad 500 letniego stworzenia trzeba mówić nieco głośniej - pozwalając sobie na to, gdy już wiedział, że jego liskowi nijak to nie przeszkadza. - Papa Świąt powiedział, że macie kłopoty z, em, Edge? Elijahem? Elge?
Tryb: Kolęda z @Wilkie Marrok Etap I: 3 Rzut kostką: Etap II: Rzut kostką: Etap III: Rzut kostką: Zebrane do tej pory punkty: +5 (lisia cecha: bez czepka urodzony) Wykorzystane do tej pory modyfikatory:
- Na litość merlinowską... albo na lisowatość merlinowską - westchnął ciężko, bo naprawdę miał w planach tylko szybki spacer po Merfox Village, ale z Lolą jako lisią towarzyszką wcale nie było to takie proste - co chwilę musiał robić przystanek, by jakoś pomóc małej fajtłapie. Nie obejrzał się w stronę skrzypiących na śniegu kroków, zbyt skupiony na tym, by wyplątać choinkowe gałązki z białego futra Loli, która jakimś cudem znowu się potknęła i wylądowała w prawdziwie świątecznych drzewkach. - Oho, toż to świąteczny Wilk - ucieszył się, prostując od razu i odwracając do Ślizgona. Uniósł brew w mimowolnym zaskoczeniu na widok śpiącego w jego ramionach zwierzaka, ale poza krótkim "mmm, zazdroszczę" nijak tego nie skwitował, koncentrując się na powitalnym pocałunku. - Staram się jak mogę... nigdy nie wiadomo kiedy spotkam mojego pięknego Wilka - odbił od razu, mrugając do niego wesoło. - A tak, to jest- LOLA! - Fuknął w szczerym oburzeniu, bo przecież spuścił lisiczkę z oka na jakieś dwie minuty, a ta już tonęła w zaspie śniegu, która chyba spadła na nią z pobliskiego drzewa. - Zdecydowanie wolę wilki. Lisy są dla mnie zbyt chaotyczne, Lola ma jakiegoś największego pecha na świecie - poskarżył się, przerywając im to zapoznawanie, bo chciał już złapać chłopaka za rękę, od razu też wciągając jego dłoń pod gruby materiał czerwonej peleryny. Rozgadał się entuzjastycznie na temat jakiejś pracowni, o której podsłuchał wcześniej rozmowę, a zanim się zorientował - już dawali się wprowadzić do środka i powitać. - A ty co? - Zagadnął cicho Lolę, która ewidentnie nie wydawała się przekonana co do rozmowy ze starym lisem. - No, postaw mi tarota* i zobaczymy wtedy czy idziemy z Wilkiem i Nappo - zaproponował jej, mając wrażenie, że nic nie ukoi tych zwierzęcych nerwów tak, jak wyczarowywana ogonem talia. Przestąpił niecierpliwie z nogi na nogę, gdy Lola wpatrywała się w wyniki, by zaraz podbiec do Wilka i zakręcić mu się dookoła nóg. - Elge, tak - przytaknął swojemu towarzyszowi. - Mamy pomóc... w bibliotece? - Zdążył się zdziwić, wyjątkowo zawiedziony mało zaszczytnym zadaniem - nie było jednak czasu na dyskusję, bo tutejsza magia już teleportowała ich w nieznane. - Co do- jakim cudem ten twój lis wszystko przesypia?
* Lisie marzenie: 1/3
Wilkie Marrok
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182.5
C. szczególne : Blizny po pełniach, tatuaże, gdy może i jest ciepło - chodzi boso, zapach mięty, lekko warczący sposób mówienia, śmiech podobny do szczeknięć
Tryb: Kolęda w coopie z @Romeo O. A. Rosa Etap I: 3 Rzut kostką: 12, 6, 17, 16 = najniższy próg jakkolwiek licząc XD Etap II: Rzut kostką: Etap III: Rzut kostką: Zebrane do tej pory punkty: + 5pkt Wykorzystane do tej pory modyfikatory:
- Jest zmęczony - wyrzucił z siebie usprawiedliwiająco, choć nieco niewyraźne od łapiących go po nagłej teleportacji mdłościach, od razu zarzucając sobie przysypiającego liska na ramię, by tym wygodniej sięgnąć dłonią do Romeo, instynktownie odsuwając go nieco za siebie przy nagle narastającym hałasie. - Co do chuja... - mruknął cicho, ściągając brwi w próbie zrozumienia, nie wiedząc jak powinien zareagować na tę masową lisią panikę, aż nie otworzył szerzej oczu na wprowadzony przez chochliki chaos. - Budzicie mi lisa! - krzyknął oskarżycielsko w górę, wyciągając już różdżkę, więc i musząc odbić lecącą w stronę Romeo książkę lewą ręką, nie będąc przez to w stanie zgrabnie jej złapać, a jedynie odbić ją w bok. - I jeszcze próbujecie uszkodzić mi chłopaka? - warknął, zapominając chyba, że cała ta wyprawa tyczyć się miała ratowania świąt, bo i nie wydawało mu się to teraz zbyt ważne. Sytuacja była przecież na tyle poważna, że i sam Nappo przebudził się nagle, gdy łóżko rozbujało mu się rzucanymi na chochliki zaklęciami. I Wilkie mógł wmawiać sobie, że naprawdę sobie poradził, a jednak to lisek uratował go mocą swojego ogona przed gromadką rzucających się na niego chochlików i to Nappo podsunął mu książkę-pułapkę, przy której pomocy udało mu się schwytać jednego ze szkodników, bo gdy ten dął rozproszyć się trafioną zaklęciem Lolą, to i w końcu chochliki dobrały się też do wilczych kostek. - Jesteś cały-y? - podjął, nie zdążając nawet w pełni odwrócić się do Romeo, zaczynając tracić wiarę w to, że ta chochlicza lawina jest w ogóle możliwa do powstrzymania, bo i gwałtownie zostali porwani przez elfy, by zostać wrzuconym w kolejne tryby tej biurowo-korporacyjnej machiny świątecznej.
Romeo O. A. Rosa
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Urok wili all the time; bardzo jasne oczy; szeroki uśmiech; zwykle nosi ze sobą jakiś napój; niemiecki akcent
Tryb: Kolęda z @Wilkie Marrok Etap I: 3 Rzut kostką: Kochankowie, kapłanka, świat, wisielec Etap II: Rzut kostką: Etap III: Rzut kostką: Zebrane do tej pory punkty: +5 (lisia cecha: bez czepka urodzony) Wykorzystane do tej pory modyfikatory:
- Ale czemu- tak jest, Lola, do ataku! - Przytaknął lisiczce, która na widok całej tej rozróby natychmiast rzuciła się do walki - nie było to szczególnie przemyślane, bo jedno zaklęcie jej lisiego ogonka wystarczyło, by coś poszło nie tak i Confundus trafił prosto w nią. W całym tym zamieszaniu, jakie stanowił chaos chichoczących i wirujących wszędzie chochlików, jedno z zaklęć odbiło również w Romeo, przez co i jemu zaczęły się mylić strony... - Jestem skonfudnowany, to na pewno - prychnął z rozbawieniem, bo elfy wreszcie postanowiły im pomóc, co prawda nie w walce, a ucieczce. Odruchowo złapał Lolę i przytulił ją do siebie mocno, nie martwiąc się teraz nawet białym futrem, które obłaziło jego pelerynę; grunt, żeby lisiczka nie sprowadziła na nich więcej nieszczęść. Miał wrażenie, że w jedną sekundę działo się tu więcej, niż gdziekolwiek indziej przez godzinę - a może po prostu był przebodźcowany tyloma stworzeniami, dekoracjami, dźwiękami... i zbyt małą ilością zdobywanej tylko dla siebie atencji? - No niby wiem, że jesteśmy tu w ramach pomocy i tak dalej, ale coś mam poczucie, że strasznie się nami tu wysługują - wyznał Wilkowi, gdy dostali już względnie konkretne instrukcje od jednego z kozłów obronnych, dzięki czemu mogli ruszyć w stronę magazynu. - To pewnie jakaś kara za to, że nie zabrałem się jeszcze za świąteczne zakupy...
Wilkie Marrok
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182.5
C. szczególne : Blizny po pełniach, tatuaże, gdy może i jest ciepło - chodzi boso, zapach mięty, lekko warczący sposób mówienia, śmiech podobny do szczeknięć
Tryb: Kolęda w coopie z @Romeo O. A. Rosa Etap I: 3 Rzut kostką: 12, 6, 17, 16 Etap II: Najniższy próg Rzut kostką: G, D, B, A Etap III: Rzut kostką: Zebrane do tej pory punkty: + 5pkt (Nappo, silna psycha) Wykorzystane do tej pory modyfikatory:
Był całkiem pewien, że cała ta akcja ze świąteczną pomocą była tylko wymyśloną zabawą, by rozruszać i rozerwać nieco zesztywniałych zimą czarodziei, a jednak teraz, gdy przerzucano ich z sali do sali, zaczynał wątpić, że ktokolwiek byłby w stanie zorganizować taki chaos. Powolne uświadamianie sobie, że wszystko to mogło być prawdziwe nijak jednak nie wpływało na jego chęć pomocy, bo i dużo bardziej przejmował się wystawionym na niebezpieczeństwo Romeo, niż czymś tak mało znaczącym jak prezenty dla dzieci. Te, które miały kochający dom z pewnością sobie z tym poradzą, a te, których rodzice nie zapewnią im komfortu, i tak wcale w magię świąt nie wierzą. - Myślałem, że ta pelerynka to już świąteczne zakupy - wytknął mu z rozbawieniem, wykorzystując to jako pretekst do podwinięcia czerwonego materiału, potrzebując upewnić się, że i pod nią Romeo nie doznał żadnych obrażeń. - Co powiesz na to, żeby... - podjął nieco ciszej, przysuwając się bliżej z Nappo bezwładnie zarzucanym sobie na ramię, by wygodniej zerknąć w jasne oczy pół-wila - ...jednak na chwilę zgubić się przed dostarczeniem tego papierka ochronie? - podsunął, nachylając się do granicy pocałunku, by w nim było łatwiej im obu zbagatelizować ten narzucany im pośpiech, a jednak, gdy zaczynał mamrotać już coś o tym, że wszyscy na pewno sobie w tym czasie poradzą i bez posiłków, nagle do rzeczywistości szarpnęło go fuknięcie umundurowanego elfa. - A wyglądam jakbym chciał się bić?! - warknął w odpowiedzi, od razu spinając się z zera do stu, by jednak zaraz unieść ściągnięte w złości brwi, gdy szukając wzrokiem przeciwnika musiał spojrzeć w dół. - Ja tu nawet nie chcę być... - mruknął ciszej dla doprecyzowania, wyciągając wcześniej wręczony im świstek papieru z odręczną notatką, by pokazać go ochroniarzowi na dowód, że sami się tutaj nie przypałętali. W końcu jakby wiedzieli jak stąd wyjść, to pewnie już by to zrobili. - No oczywiście, że nie mają - prychnął, wywracając z irytacją oczami, bo już zaczynał domyślać się, że zaraz zostaną posłani jeszcze dalej. - Kurwa, nie. Nie pasuje! - zaprotestował, bo i przecież już teraz gotów był olania całego problemu, zdecydowanie nie zamierzając czuć jego ciężaru na barkach przez kolejna dwa dni. - Takie, kurwa, wszystko pilne, ale nic się od ręki nie da załatwić, ja pierdolę ale bajzel, ochujeć można, różeczniki się szybciej uwijają z robotą od nich, gnomy z nich jebane, a nie elfy - klął zawzięcie podczas drogi do magazunku, gdy jedną dłonią trzymał klucz, a drugą dla uspokojenia wkradł się już pod czerwoną pelerynkę, mocnymi w złości zaciśnięciam obłapując Romeo. - Dobra, mam sprej i... - podjął po chwili przegrzebywania szuflad w magazynie, ale gdy dla pewności wstrząsnął puszką, ta wydała mu się pusta, czym zaraz upewnił się próbą testowego rozpylenia farby. - Okej, nie mam spreju, ale mam klatkę. Ty coś znalazłeś? - podpytał, odstawiając klatkę na jedną z półek, gdy przy pierwszej próbie szuflada stawiła mu zbyt duży opór przed otwarciem. Szarpnął ją raz, drugi, przesuwając przy tym całą szafkę, więc i w końcu nogą przytrzymał zbuntowany mebel w miejscu, kolejnym szarpnięciem otwierając szufladę z nagrodą w postaci sideł na chochliki.
Romeo O. A. Rosa
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Urok wili all the time; bardzo jasne oczy; szeroki uśmiech; zwykle nosi ze sobą jakiś napój; niemiecki akcent
Tryb: Kolęda z @Wilkie Marrok Etap I: 3 Rzut kostką: Kochankowie, kapłanka, świat, wisielec Etap II: Najniższy próg ofc Rzut kostką: C, I, F, I CZYLI +2, ale za krytyczne niepowodzenie Loli -2... Ja mam 0, Wilk ma 1, razem mamy 1, ale kolęda zawsze dodaje nam +1 czyli mamy wynik 2 Etap III: Rzut kostką: Zebrane do tej pory punkty: +5 (lisia cecha: bez czepka urodzony) Wykorzystane do tej pory modyfikatory:
- Ta pelerynka to dopiero opakowanie na twój prezent - parsknął, niby przysuwając się z uśmiechem, ale jednak pozerkując jak nie na jednego lisa, to na drugiego, bo Loli spodobało się kręcenie kółek między ich nogami. Ostatecznie i tak nie wyszła im ta próba złapania oddechu, bo zostali wciągnięci w świąteczny bałagan i chociaż Romeo większość czasu przewracał oczami, to nie mógł nie zauważyć wilczej złości. - Hot. Zdecydowanie zabieram cię na zakupy świąteczne, rozgromisz wszystkie tłumy - stwierdził, nie mogąc powstrzymać śmiechu, gdy niemal potykał się w drodze do magazynku, gdy próbował przysunąć się jak najbliżej Ślizgona, zachęcany jego entuzjastyczną rączką. - Dobra, czego my tam szukamy... - westchnął, rozglądając się po magazynkowym bałaganie z pewną dozą rezygnacji. Udało mu się znaleźć jakieś tajemnicze zapiski, które nawet wyglądały dość przydatnie, ale zanim Romeo choćby odezwał się w tej sprawie do swojego towarzysza, już rozproszyły go radosne poczynania Loli. - O, pięknie! - Pochwalił lisiczkę - zdecydowanie zbyt szybko, bo ta zamiast Leviosy rzuciła na znalezione przedmioty zaklęcie, które zupełnie je zmroziło. - Było pięknie - poprawił się, potrząsając puszką spreju, którą udało mu się znaleźć. Kartki z zapiskami też zamarzły, więc tyle z jego sukcesu. - Wiesz co Wilku, ja-... - zaczął, chcąc wyjaśnić mu co zaszło, ale w tym momencie spanikowana Lola strzeliła z ogona śnieżką, która wylądowała prosto na gryfońskiej twarzy. - ...-mam trochę dość, chodź tu i mnie pocałuj porządnie. I lepiej żebyś chociaż przez chwilę nie miał na sobie futra z lisa.
Marcus Deverill
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.85 m
C. szczególne : czarna kredka pod oczami, magiczne sygnety na palcach, pomalowane paznokcie i niewielka blizna na policzku, którą maskuje zaklęciami, niestety czasami bywa, że czar szwankuje, smród alkoholu i papierosów
Tryb: Cooperation + Lisołak + @Nicholas Seaver Etap I: Opcja 1 Rzut kostką: [url=link]link[/url] Etap II: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Etap III: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Zebrane do tej pory punkty: — Wykorzystane do tej pory modyfikatory: —
Ciekawość. Ciekawość kierowała ręką Marcusa niczym marionetką, ale wiedział, że dziwnych, a zwłaszcza podejrzanych rzeczy się nie dotyka, nawet jeśli są tak ślicznie zapakowane. List, prezencik i lis. W pierwszej chwili budząc się w jakimś podskórnym hotelu, miał ochotę krzyknąć. Oczywiście za każdym razem, kiedy przychlał kwestionował swoją poczytalność, ale to, co właśnie widział, było bardzo nie na miejscu, chociaż jeśli się głębiej zastanowić szły święta i miało to sens. Nie przepadał za świętami, zwłaszcza w swoim rodzinnym domu, ale postanowił sięgnąć po list, w końcu widocznie był kierowany do niego. Patrzył tylko czy zwierze go nie ugryzie, a kiedy zabrał szybko kartkę i otworzył ją dłońmi pełnymi pierścieni czy też sygnetów, których nie zdejmował; zastanawiał się przez moment czy święty Mikołaj się nie pomylił. Oczywiście, że Marcus pracował przez cały rok, ale chyba na rózgę z zaleceniem skierowania na porządną terapię szokową. — Mam kaca. Poczekaj, ogarnę się i lecimy ratować święta, mam nadzieje, że twój Papa Świąt nie pomylił adresata. - Za nim jednak Deverill postanowił wykąpać się, przygotować, ogarnąć makijaż, spojrzał na łóżko, które jak zwykle było puste. Nigdy za wiele nie rozmyślał o przeszłości, bo była zbyt bolesna, ale teraz przez moment zastanawiał się nad tą nocą w klubie. Właściwe nie pamiętał, jak znalazł się w hotelu pod kocem. Nie byłoby mu wcale przykro, gdyby wykorzystał go ten przystojny mężczyzna, niestety w którymś momencie urwał mu się film. Gotowy do drogi, ubrany niczym prawdziwy książę, z ciepłymi rękawiczkami na dłoniach, szatą, której nie powstydziłby się sam Raziel Whitelight. Butami, a raczej męskimi, eleganckimi, sznurowanymi butkami wyciągnął dłoń po prezent. Niestety jego lisi opiekun nie chciał oddać świstoklika. — Taki jesteś? Nie chcesz uwalić się likierem, to znaczy uratować świąt i wypić ciepłe kakao? - Poprawił się zaraz, myśląc tylko o świątecznym likieru z dużą zawartością spirytusu. — Swoją drogą jak ja mam cię nazywać? - Patrzył na psotne zwierze, chcące grać w nim z kalambury. — No nie no żartujesz? - Wywrócił oczami, chcąc odzyskać prezent. — Mówisz, że oddasz mi świstoklik, jak zgadnę twoje imię, ale wiesz, że to może potrwać do świąt i jeszcze dalej, a święta pójdą się w dupę reniferską jebać? - Postanowił użyć swojej perswazji, jak również manipulacji, ale to nie zadziałało. Tak naprawdę był dobry w tego typu rzeczach, jeśliby nie był, nie mógłby przecież pełnić swojego wybitnego zawodu Łamacza Klątw. Po chwili stał na nogach, a raczej czworakach rzygając, jak kot na śnieg w wiosce Merfox; i to totalnie nie chodziło o świstoklikową teleportacje, a jednak tego kaca. — Niepotrzebnie jadłem te jajka z bekonem...- Opóźniając szybko swój żołądek, w końcu na nowo mógł spojrzeć przed siebie. Zaczął się rozglądać po miejscu, w którym się znalazł, od razu dostrzegając znajomą twarz. Totalnie go to zaskoczyło. — Na siwego pedofila w czerwonym wdzianku, ty tutaj!? - Skierował te słowa w stronę Nicholasa, podchodząc do niego, nadal co chwile przecierając chusteczką usta. — Masz jakieś miętówki? - Nie chciał się przyznawać do tego, że ta plama za nim na śniegu to jego dzisiejszy poranny posiłek. Miał czy nie miał, na pewno wszystko mieli gdzieś tutaj... podążając za muzyką, oślepiającymi światełkami, girlandami i bombkami musieli dotrzeć do pracowni Papy Świąt. — Nie mówiłeś, że jesteś magikiem. - Rzucił w międzyczasie do Seavera, kiedy szli jak te lamy, zatrzymali się przed wejściem, a Marcus starał się odpalić wizz-wizza, ale różdżka nie chciała go słuchać, z resztą nie miało to znaczenia, kiedy usłyszał przyjemny głos Papy, upuszczając ostatniego fajka w śnieg. — Na mantykore w piwnicy z winiaczami przestraszyłem się! - Za dramatyzował przed dziadkiem i Nicholasem, chcąc pogrzebać w zaspie za ostatnim papierosem, ale Mikołaj miał dla nich inne plany. — No dobra możemy pomóc, ale mam nadzieję, że dostaniemy coś na rozgrzanie. Zimno jest. - Uśmiechnął się do Seavera, zastanawiając się, jak on ma na imię. Kiedy tylko przeszli przez okazałe drzwi do pracowni, trzeba było uważać pod nogi na elfy, które skierowały ich do Muppeta. — Zawsze tak zaczynasz rozmowę o pracę? - Szepnął do Nico, kiedy to on podjął się rozmowy z księgowym Papy.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Tryb: Lisołak z @Marcus Deverill Etap I: 1 Rzut kostką: Etap II: Rzut kostką: Etap III: Rzut kostką: Zebrane do tej pory punkty: Wykorzystane do tej pory modyfikatory:
Nicholas nie spał dobrze tej nocy. Właściwie to w ogóle nie kładł się do łóżka, a trawiony mrocznymi myślami siedział do późna w fotelu w swoim gabinecie, aż wreszcie ze znużenia odpłynął do krainy koszmarów, która nie przyniosła mu zbyt wiele ukojenia. Dlatego właśnie kiedy Sissy rzuciła z niego pakunkiem, Nicholas poderwał się jak oparzony, ciężko dysząc i wyciągając przed siebie różdżdżkę zaczął się miotać na lewo i prawo, szukając zagrożenia. I nie znalazł go. Zobaczył za to myjącą pyszczek duszkową lisiczkę, która najwyraźniej niewiele sobie robiła z tego, jak go wystraszyła. - Coś ty za jedna? - spytał, a kulka białego futra wywróciła tylko oczętami. Nico przetarł twarz i sięgnął wolną ręką po prezent. A potem już stał na śniegu, nie wyłapując co się właściwie wydarzyło pomiędzy tymi dwoma czynnościami. Aha. Szybko transmutował swoje ubrania na takie, jak zawsze, a potem poprawił rękawiczki i rozejrzał się wkoło. I wtedy zobaczył osobę, której spodziewał się tutaj najmniej. - To ty? - spytał może mało inteligentnie Marcusa, ale zaskoczenie nie pozwalało mu na wiele więcej. Miętówki? Czemu miętówki? Spojrzał na plamę na śniegu, a potem na mężczyznę i w jego oczach pojawiło się zrozumienie. Przetransmutował jakiś kamyk w duży kubek i napełnił go wyczarowaną wodą. - Proszę. Miętówek nie mam, ale to powinno trochę poprawić sytuację. Nie bardzo wiedział jak się przy Marcusie zachowywać. Szalona noc pełna płomiennych pocałunków skończyła się tak, że mężczyzna po prostu zasnął w jego ramionach, stawiając Nicholasa przed dylematem, co dalej. Wtedy Seaver potraktował to jak znak od losu. Teraz sam już nie wiedział, a choć wtedy otulił Marcusa i wyszedł, wracał do niego myślami jeszcze parę razy, zastanawiając się, czy na pewno dobrze zrobił wychodząc, nim też się obudził. A teraz stali tu naprzeciwko siebie i Nico czuł, jak instynkt opiekuńczy się w nim odzywa, każąc mu zatroszczyć się o stan niedoszłego kochanka. - To muzyka? - zdziwił się, ruszając w stronę Pracowni. Kiedy Marcus zadał pytanie, Nicholas się zmieszał. Odpowiedział wymijająco. - Nie było okazji. No bo kiedy miał to zrobić? Kiedy w grę wchodziły dużo prymitywniejsze instynkty? Czy wtedy, gdy mężczyzna już spał, niepomny na bliskość Seavera? Aż podskoczył, kiedy usłyszał głos Papy i gwałtowną reakcję Marcusa. Sam fakt wylądowania w tej wiosce był wystarczająco stresujący, a dramatyzowanie wcale Nico nie odprężało. Wręcz przeciwnie, młodzieniec miał coraz większe poczucie zagrożenia. W końcu nadal nie przeczytał listu, który nieotwarty czekał w jego kieszeni. Za to kiedy usłyszał "pomożemy" z ust towarzysza, poczuł mieszaninę ciepła i zmieszania. "My". Skinął tylko głową i wszedł do środka, dopiero tam podejmując inicjatywę. - Dzień dobry. - zagadnął Muppeta, rozglądając się wokół ze zmieszaniem. - Przyprowadziła nas... muzyka. Nie wiedział co dodać więcej. Tym bardziej, że zbiło go z tropu pytanie Marcusa. - Myślałem, że przyszliśmy tu pomóc, nie na rozmowę kwalifikacyjną. - powiedział cicho, a po lekkim wahaniu dodał. - Wszystko w porządku? Wybacz, że wyszedłem wtedy bez pożegnania. Może... Może co? Może zaczną od początku? Może zapomną o tamtym? A może właśnie nie? Nicholas był ciekaw tego mężczyzny, zwłaszcza teraz, gdy już miał pewność, że oboje byli czarodziejami. Już wtedy to podejrzawał, przez te sygnety. Ale teraz miał gwarancję. I naprawdę nie wiedział co z tą informacją zrobić. To otwierało dużo nowych możliwości. Ale też część zamykało. Na przykład opcję niezobowiązującego, jednorazowego, miłego wieczoru. Bo teraz to już było drugie spotkanie.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Tryb: tryb cooperation, poziom lisi parobek + @Scarlett Norwood Etap I: 3 Rzut kostką: - Etap II: - Rzut kostką: - Etap III: - Rzut kostką: - Zebrane do tej pory punkty: - Wykorzystane do tej pory modyfikatory: -
Cała sytuacja była dla Kate doświadczeniem porównywalnym do jakiegoś mocnego fever dream, który aż się prosił, by coś poszło nie tak. Magiczny lisek, który zachowywał się jak świstoklik i przenosił do jakiejś krainy lodu? Dzwonki, girlandy, światła, świeczki i więcej lisków? Dziewczyna była święcie przekonana, że to po prostu bardzo, ale to bardzo realistyczny sen. Może ktoś naszprycował czymś ciasteczka, które pojawiły się na półmiskach w Wielkiej Sali poprzedniego wieczoru? Coś tu nie grało... Nie dała rady jednak oprzeć się ciekawości, która pchała ją dalej i dalej. Merlinie, jak dobrze, że była ubrana w piżamę... Mieszkanie w dormitorium miało to do siebie, że niestety ciężko o prywatność, toteż unikała spania w rzeczach skąpych, czy też bez jakichkolwiek ubrań. Wylądowała w środku jakiejś wioski w długich spodniach od piżamy i zmiętym t-shircie. Chwała, że spała w skarpetach, bo mało brakowało, a wylądowałaby w śniegu na bosaka. Poszukała szybko schronienia, wchodząc do pracowni, a dalej, wiedziona korytarzem pełnym światła i ozdób pod wielkie, ciężkie drzwi. W pierwszej chwili nie zwróciła uwagi, że przy drzwiach stał ktoś jeszcze. Zbyt była zajęta oglądaniem girland i dzwoneczków, delikatnie podzwaniających przy najmniejszym ruchu powietrza. Dopiero gdy była już całkiem blisko, poznała w odwróconej plecami postaci koleżankę z Hufflepuffu. - Carly! - zawołała, choć wcale nie musiała, bo nie dzieliła ich jakaś zawrotna odległość. Podeszła żwawszym krokiem, by czym prędzej znaleźć się bliżej dziewczyny. - Cholera, też tu jesteś! Czy to jakiś zbiorowy sen? O co w tym wszystkim chodzi? - wyrzucała z siebie pytanie za pytaniem, chyba po prostu jeszcze zbyt zaspana, by przetworzyć faktyczne wydarzenia tego wieczoru. Zza drzwi dobiegał ich jakiś głośny harmider. Kate spojrzała na Carly z pytaniem czającym się w zielonych tęczówkach, ale ostatecznie wzruszyła ramionami i już miała sama pchnąć drzwi, gdy zza ich pleców dobiegł głos starszego mężczyzny. Gryfonka obróciła się na pięcie i kopara jej opadła, gdy zobaczyła samego Papcia Świąt! Chwyciła mocno Puchonkę za przegub dłoni, wyrażając tym całą gamę emocji, od chwilowego strachu, przez podekscytowanie, do sygnału błagającego, by wymieniła z nią znaczące spojrzenie, jakie wymieniały między sobą przyjaciółki, gdy bardzo chciały się z czegoś nie zaśmiać i kiepsko im szło. Starzec mówił coś o pomocy, lisich łapkach i jakimś Elge, a potem sięgnął przez nie, by pchnąć drzwi i cały korytarz zalały odgłosy istnego rozgardiaszu. Lekko pchnięte ku środkowi, zaczęły iść przez pracownię. A gdy doszły do wskazanego lisa, Kate odchrząknęła i powiedziała: - Dzień dobry, Papa Świąt powiedział, że macie kłopoty z… Elge? - spojrzała niepewnie na Carly, bo nie wiedziała, czy dobrze wymówiła nazwę tego... czegoś? kogoś? - Wiesz co to elge? - szepnęła półgębkiem.
Marcus Deverill
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.85 m
C. szczególne : czarna kredka pod oczami, magiczne sygnety na palcach, pomalowane paznokcie i niewielka blizna na policzku, którą maskuje zaklęciami, niestety czasami bywa, że czar szwankuje, smród alkoholu i papierosów
Tryb: Cooperation + Lisołak + @Nicholas Seaver Etap I: Opcja 1 Rzut kostką: 99 Etap II: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Etap III: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Zebrane do tej pory punkty: — Wykorzystane do tej pory modyfikatory: —
Miętówki. Miętówek nie miał. Oczywiście, że nie miał miętówek, a skoro nie miał miętówek to pewnie żadnych dropsów czy cukierków. Tylko Marcus byłby w stanie teraz pójść w ciemną uliczkę za dziadem w czerwonej kurcie, aby wydębić garść czegoś odświeżającego, nawet jeśli to nie najlepszy pomysł. — Dzięki. - Przyjął transmutowany kamyczek w kielich, do którego została nalana woda przez Nicholasa. Trzymał go iście książęco, chociaż totalnie się tak nie czuł. — No to chlup w dziub. - Wzniósł toast nadal z miną krzywą, jakby na ten kamień nasikała polarna koza. Wypłukał usta i upił łyczka. Jeśli Seaver nie wiedział, jak się zachowywać przy Marcusie to no cóż, Marcus w ogóle nie wiedział co się tamtej nocy, tak właściwe stało, ale nie chciał psuć pięknych wspomnień Nicholasa, bo zapewne takie były. Dlatego nie pytał, chociaż sądząc po przywitaniu, chyba nawet się sobie nie przedstawili, ale nie mógł być tego pewien na sto procent. — Ta jakieś wiejskie kolędy. - Skomentował, ruszając razem z Nicholasem za melodią świąt i resztą tego badziewia. Właściwie te wszystkie piosenki były takie, że rzygać się chciało. Ewidentnie Deverill nie czuł żadnego ducha świąt no może tego z procentami, ale obecnie się na to nie zapowiadało. Spojrzał tylko na niego wymownie, kiedy Nico odpowiedział na stwierdzony przez niego fakt. O! Skoro okazji nie było na gadanie o pierdołach, to musieli się nieźle zabawić! Coś mu świtało, wyciągnął do niego rękę... Były pocałunki? No, ale nie pamiętał gorącej nocy w jego ramionach, a takie atrakcje przecież były niezapomniane. Słuchał, jak Seaver mówi dozorcy tego miejsca, że przyszli tu za muzyką. Zabrzmiało to zabawnie, a wtedy zaczęło robić się poważnie, kiedy Nico skierował słowa przeprosin do Marcusa, mężczyzna poczuł, że robi się dziwnie. Każde zdanie zaczynające się od "Wszystko w porządku?" powodowało budzenie się w nim autodestrukcyjnych instynktów. Miał ochotę tego nie usłyszeć. Dlatego z ulgą przyjął, że Muppet po prostu zaczął się przypierdzielać o to, jak Seaver, rozpoczął ich kwalifikacyjną rozmowę. Zaśmiał się trochę głośniej, niż zamierzał, zbyt teatralnie. Właściwe to myślał podobnie. Zaczepianie w niemagicznych miejscach przystojnych mężczyzn wiązało się z niezobowiązującym jednym spotkaniem. Nie miał pojęcia, że Nicholasa pojawi się w jakieś magicznej wiosce. Nie chciał rozmawiać o uczuciach, przeprosinach w końcu coś tam się między nimi stało i tak powinno zostać. Nic dalej, wiedział, że nie może przekroczyć tej granicy i uwikłać się w coś, czego nie chce, ale czy naprawdę nie chciał? Przeszli właściwe bez słowa przez ścianę pokoju muzycznego, bo księgowy przydzielił ich do pozytywek czy czegoś takiego. W sali panował wielki chaos. Rozmowa tutaj była mało możliwa, ale nie niemożliwa, jednak Marcus nie zamierzał krzyczeć. Wykorzystał moment, aby zbliżyć się do Nicholasa, powoli przesuwając się bliżej niego, aby szeptać mu do ucha. — Znalazłem kartkę. - Ciepły oddech musnął ucho Seavera, a po chwili ten wysunął dłoń przed oczami swojego towarzysza, aby zobaczył świąteczne bazgroły z życzeniami czy czymś takim. Nie czytał tego. – Była w fortepianie, weź. - Wręczył mu papierek. Nic dziwnego, że grano tu jak na koncercie Diabłów z Yorku, skoro instrumenty zawalone były śmieciami i brzmiały, jakby się dławiły. Następnie zrobił trochę przestrzeni Nico, za nim się zorientował, miał lisie uszy i ogon. — Ale że co proszę! Mamy tańczyć?! Ogonem?! - Wydarł się do elfki, zaraz to jednak spoglądając na Seavera w iście lisowym przebraniu. — Dawaj... - Nie wiedział, jak jego kumpel od kielicha ma na imię, więc postanowił pominąć ten wstęp. — Jak skończymy dyrygować tyłkami, dasz mi dotknąć swojej kity? - Zerknął jeszcze z ukosa na tyłeczek Nicholasa, tam też był lisi ogon.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Tryb: tryb cooperation, poziom lisi parobek, @Kate Milburn Etap I: 3 Rzut kostką: Etap II: Rzut kostką: Etap III: Rzut kostką: Zebrane do tej pory punkty: Wykorzystane do tej pory modyfikatory:
Carly najnormalniej w świecie przepadła. Była zafascynowana tym, co się tutaj działo, ratowaniem świąt, bieganiem ze świątecznym lisem, który był jakimś nieśmiałym duchem, walką na śnieżki, śpiewaniem kolęd, szukaniem odpowiednich choinek. Prawdę powiedziawszy, ani trochę nie obchodziło ją to, czy to, co się działo, było prawdą, czy snem, czy jakąś zbiorową halucynacją, ale jeśli to ostatnie, to widziała tutaj zdecydowanie zbyt wiele znajomych twarzy, żeby móc w coś podobnego uwierzyć. Może gdyby to było kilka jednostek, to i owszem, ale sprawy miały się zupełnie inaczej i teraz to doskonale widziała, ganiając to tu, to tam, zabierając ze sobą Toto wszędzie, gdzie to było możliwe. Lis chyba nie był z tego powodu zachwycony, ale skoro już do niej przyszedł i przyniósł jej paczkę, to nie mógł oczekiwać, że teraz go gdzieś zostawi, na pastwę losu, czy coś podobnego. Dlatego też wylądował wraz z nią pod drzwiami pracowni, by zmierzyć się już po chwili z Kate. - E tam, sen! Słuchaj, widziałam nawet profesorów, więc mówię ci, to się dzieje naprawdę. No zresztą, uszczypnij się, to zobaczysz! Wychodzi na to, że magia świąt naprawdę, naprawdę istnieje - zaszczebiotała w odpowiedzi, na dokładkę w formie powitania, wyraźnie zachwycona tym, gdzie była oraz faktem, że towarzyszyła jej przyjaciółka. A skoro ostatnio dręczyły ją problemy z chłopakiem, to miała super, niepowtarzalną okazję, żeby ostatecznie wywalić go ze swojej pięknej głowy. I nim Carly powiedziała coś na ten temat, pojawił się sam Papa Świąt, na którego patrzyła jak na najlepszy prezent na święta, mając wrażenie, że oczy jej zwyczajnie świecą jak znicze. I tak oto znalazły się w pracowni i wylądowały przed Muppetem, o którym przed chwilą usłyszały, nie do końca wiedząc, co się tutaj działo. Przynajmniej wyglądało na to, że Puchonka wiedziała nieco więcej, ale może dlatego, że już od pewnego czasu ganiała po wiosce, robiąc to to, a to znowu tamto i wcale się z tego powodu nie wstydziła, ani nie męczyła. Wręcz przeciwnie, była pełna niesamowitego wręcz zapału, jakiego nie mogła powstrzymać nawet na chwilę. - To jest jakiś taki wariat, co nie chce, żeby się odbyły święta - wyszeptała do Kate, bo już wiedziała, o co tutaj chodziło, ale nie zdążyła powiedzieć nic więcej.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Tryb: Coop + Lisołak + @Lockie I. Swansea Etap I: 3- muzyka Rzut kostką: [url=link]link[/url] Etap II: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Etap III: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Zebrane do tej pory punkty: +x punktów uratowania świąt Wykorzystane do tej pory modyfikatory: Wpisz modyfikatory Lisek: Meatball
Skoro już się tu bawił, to postanowił zrobić to w prawdziwie świątecznym klimacie, a odwiedzenie Daddyego, czy tam jego pracowni, było w tym wypadku punktem obowiązkowym na liście. -Jak myślisz, zwiniemy mu jakieś prezenty? - Zapytał @Lockie I. Swansea, który towarzyszył mu w tej przygodzie. Jak coś się miało dziać, to tylko w doborowym towarzystwie, a z drugim ślizgonem to i do szklanki i do wpierdolu. -A co to za jęki? - Uszu Maxa dobiegła jakaś muzyka, która poprowadziła ich wprost do celu. Wnętrze zrobiło na chłopaku niemałe wrażenie. Czuł się jak pięciolatek, którego wszystkie marzenia właśnie się spełniały. Przez chwilę podziwiał ten widok, chcąc zapamiętać każdy szczegół tego magicznego miejsca, gdy na ziemię sprowadził go jakiś głosik, dochodzący z okolic stóp Solberga. -Sorry, muzyka nas tu przyprowadziła. Chyba. Nieważne. Mówisz, żeby na niego uważać? - Ostatnie pytanie dodał konspiracyjnym szeptem, zniżając się bliżej elfa.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Sro 20 Gru 2023 - 19:41, w całości zmieniany 1 raz
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Tryb: coop + lisołak + @Maximilian Felix Solberg Etap I: opcja 1 - muzyka Rzut kostką: [url=link]link[/url] Etap II: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Etap III: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Zebrane do tej pory punkty: +x punktów uratowania świąt Wykorzystane do tej pory modyfikatory: Wpisz modyfikatory Lisek: Sisi
Lockie kręcił się nieporadnie po Merfox Village, bo mu Sisi kazała kupić lisi szampon, a on nie widział tu nic, co przypominało sklep. Co gorsza, cały czas słyszał jak coś i ktoś stęka i zawodzi, od czego zaczynała go boleć głowa. Na szczęście z tej niedoli wyratował go Solberg, przybywający na odsiecz niczym rycerz na reniferze. - Ja potrzebuje... - zerknął na swojego liska - Lisi szampon... - w jego głosie dało się wyczuć niepokój, zupełnie, jakby dumna lisiczka całkowicie go sterroryzowała w swoich domaganiach lisiego spa. - Tak jak kolega powiedział. - bąknął do elfa, potwierdzając wersję Maxa, bo nie miał pojęcia co tu robi i niekoniecznie rozumiał co się dzieje. Przykucnął obok chłopaków, bo jakoś założył, że elfi pomocnik jest teraz ich ziomkiem, skoro dzielą się konspirą. Odchrząknął jednakże, kiedy mu wskzano który maruda to Muppet i skierował do niego słowa: - Uszanowanie przyprowadziła mnie tu muzyka. - uznał za stosowne podkreślić.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Tryb: Coop + Lisołak + @Lockie I. Swansea Etap I: 3- muzyka Rzut kostką: 40 --> 4 --> 94 +87 Lockiego/2 = 90 Etap II: 90 Rzut kostką: Etap III: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Zebrane do tej pory punkty: +x punktów uratowania świąt Wykorzystane do tej pory modyfikatory: Przerzut z tytułu kuferka Lisek: Meatball
-Lisi szampon? - Spojrzał na kumpla jak na ostatniego pojeba, po czym przeniósł wzrok na jego lisa. Ci to się kurwa dobrali, nie ma co. -Ja to wolę nowego PSa, czy coś. - Dodał jeszcze, ignorując swojego zwierzaka, bo choć ten był kochany, to jednak Max nie był największym fanem niechcianych zwierząt-niespodzianek. -Nazwijmy to kolędą, jak musimy. - Westchnął, nie do końca chcąc tak nazwać ten jazgot, ale niech im będzie. Elf wziął i zaprowadził ich do jakiegoś pokoju, gdzie było pełno muzycznych zabawek i Max już wiedział, że wyjdzie stąd z okropną migreną. -Stary, jak następnym razem wpadnę na durny pomysł odwiedzania fabryki zabawek, weź mi przypierdol. Tylko tym razem tak, żeby Vicario nie widziała, co? - Wyszczerzył się, na wspomnienie tamtego dnia. Gorsze rzeczy robił, z których faktycznie mógł nie być dumny, ale ta klepanka była czymś, co uratowało jego kruchą psychikę i nie miał zamiaru za nią przepraszać. -Czekaj, co? - Dotarły do niego jakieś głosy, po czym zamrugał oczami, bo nie wierzył w to, co mieli zrobić. -Dyrygowanie? Oni naprawdę nienawidzą tych dzieci. A może to kara dla nas, za wylądowanie na liście tych mniej przyzwoitych? Myślisz, że mają tu sekcję z dildosami? - Nie przejmował się, czy pracownicy go słyszą, czy nie. Był z kumplem i to z nim rozmawiał, a raczej nie liczył na specjalne względy u elfów, lisów czy innych Mikołajów. Max wziął patyczek i zaczął machać nim, wczuwając się w tę całą dyrygenturę. -We mi pomóż, co? - Szturchnął Lockiego licząc na udaną kooperację.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Tryb: Lisołak z @Marcus Deverill Etap I: 1 Rzut kostką: 63 +15 za krytyczne powodzenie Etap II: 99+78=177, 177/2=88,5 -> 88 = najwyższy próg Rzut kostką: Nico:97-30 (kapłanka)+20 (rydwan) ; skrzynia: 20 + 50 (5 na k6) Etap III: Rzut kostką: Zebrane do tej pory punkty: Wykorzystane do tej pory modyfikatory:
Marcus odnalazł się w tej sytuacji ewidentnie dużo lepiej niż Nicholas, albo przynajmniej doskonale udawał. Seaver, mimo początkowego dystansu, nie mógł się wyzbyć uczucia podziwu dla nonszalancji mężczyzny i swobody w praktycznie każdych dotychczasowych okolicznościach. Uwodziła go niepowtarzalna dynamika ruchów i teatralność gestów czarodzieja, jego spojrzenie, w którym w pierwszej chwili Nicholasowi zdawało się, że może czytać jak w otwartej księdze, by zaraz potem odkryć drugie dno, którego nie sposób zgłębić. Nico przyglądał się jak Marcus rusza do akcji, myśląc o tym, jakie to niesamowite zrządzenie losu zesłało na jego drogę kolejną tak fascynującą i niepowtarzalną osobę. To chyba był właśnie wspólny czynnik, który się pokrywał u całej trójki, która zaprzątała jego myśli. Wyjątkowi, nieszablonowi, intrygujący. I każde z nich pragnął coraz mocniej, choć na różne sposoby. Nicholasa przeszyły przyjemne ciarki, kiedy poczuł na uchu ciepło oddechu Marcusa. Źle zrobili, ze tu przyszli. Powinni być teraz w jakimś odosobnionym, cichym miejscu, by móc porozmawiać, przyjrzeć się sobie, a może nadrobić niedokończony scenariusz po wyjściu z klubu? Seaver otworzył usta, by coś odpowiedzieć, ale wtedy czarodziej podał mu kartkę i się odsunął. Zdecydowanie więcej uwagi poświęcił temu drugiemu, czując mieszaninę irytacji i fascynacji. Wcale nie chciał tej przestrzeni. Chciał stać tuż obok nieznajomego, czuć ciepło jego oddechu i o wiele, wiele więcej. Jego ogon poruszył się niespokojnie na boki, puchatą kitą wyrażając niezadowolenie. - Już drugi raz uciekasz. - rzucił Nicholas z jakąś ulotną agresją w spojrzeniu. - Najpierw w sen, teraz w taniec? Zamierzał zrobić krok w jego stronę, ale wtedy do sali wparadowała Sissy, jednym spojrzeniem zaprowadzając porządek. Nico z jednej strony był jej wdzięczny za ciszę, z drugiej zaś zdając sobie sprawę, że wybiła go z rytmu i udaremniła coś bardzo głupiego. Seaver ochłonął, ale i tak rzucił w kierunku Marcusa spojrzenie, które trudno było zakwalifikować jednoznacznie do jakiejkolwiek emocji, choć z pewnością nie brakowało w nim intensywności. - Nie pamiętam żadnej świątecznej melodii. Ale z przyjemnością popatrzę, maestro. Brakowało mu procentów. Bardzo mu brakowało. W klubie było o wiele łatwiej, gdy czuł ten przyjemny szum w głowie, który znieczulał jego opory i myśli o konsekwencjach. Rozkoszne ciepło rozlewające się po ciele, odpychając lęk przed odtrąceniem na widok blizn. Teraz było w nim to wszystko, a jednak mimo to chciał spróbować. - Nie wiem. - odpowiedział na ostatnie pytanie, przekrzywiając głowę. - Nie lubię, gdy się mnie zachodzi od tyłu. Musiałbyś być bardzo przekonujący. Czy rzeczywiście chodziło o ogon? Czy trzeba było czytać między wierszami? A może Nicholas po prostu bardzo chciał być przekonywanym?
Marcus Deverill
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.85 m
C. szczególne : czarna kredka pod oczami, magiczne sygnety na palcach, pomalowane paznokcie i niewielka blizna na policzku, którą maskuje zaklęciami, niestety czasami bywa, że czar szwankuje, smród alkoholu i papierosów
Tryb: Cooperation + Lisołak + @Nicholas Seaver Etap I: Opcja 1 Rzut kostką: 99 Etap II: 88 Rzut kostką: 73, 98 | 5 (+ 50 prędkość)| Słońce (- 10 prędkości), Wieża (- 30 prędkość), Sąd Ostateczny, tak więc Marcus speed 73 - 10 - 30 = 33, skrzynia 98 + 50 = 148, czyli sumując razem z wynikiem Nico to będzie 120/2=60; skrzynia 218/2=109, czyli nic z tego, nie dogonimy Etap III: Wpisz wynik Rzut kostką: [url=link]link[/url] Zebrane do tej pory punkty: — Wykorzystane do tej pory modyfikatory: —
Zaskoczenie. Zaskoczenie malowało się na jego twarzy, kiedy Nicholas stwierdził, że nic takiego się nie stało, a ich noc zakończyła się snem? Poważnie. Coś mu świtało, że chyba przegiął z alkoholem, ale zawsze miał to pod kontrolą, jak na prawdziwego alkoholika przystało. — Oh. - Wyrwało mu się, kiedy zakrył usta dłonią z wymalowanymi paznokciami, w geście teatralnego niedowierzania. Na poważnie jednak nie mógł uwierzyć, że odpuścił takiemu ślicznemu chłoptasiowi. Cisza, do której się przyczynił, tylko sprawiła, że miał ochotę podejść do Nicholasa, szepnąć mu przepraszam i zaciągnąć go do składzika z jakimiś trąbkami, aby naprawić ten karygodny błąd. — Potrafię być przekonujący, jeśli tylko chce.- Z jego ust naznaczonych błyszczykiem o smaku wiśniowym nie wybrzmiało, jednak przepraszam. — Zawsze możemy powtórzyć scenariusz, dodając jednak do tego inne zakończenie. - Zbliżył się do Seavera, udając, że łapie go za kitę, aby następnie mrugnąć prowokacyjnie w jego stronę. — Żadne patrzeć powtarzaj za mną. - Nie był muzykiem, ale kto nie znał kolęd, albo ich nie pamiętał! Na pewno Nico coś świtało w głowie, a jak nie to i tak razem mogli dać tu wybitny koncert. — No to teraz bym się napił. - Jego kondycja wołała o pomstę do nieba, dlatego nie spodobało mu się, że musiał jeszcze gonić za skrzyniami z nutami. – Jeśli dostane zapaści, przyjmę iście mugolską resuscytację tylko z twoich ust. - Powiedział to, jakby miał zaraz wyzionąć ducha. Nie wiedział, kiedy zostali wrzuceni do jakiegoś hangaru, a podłoga pod nimi zaczęła się chwiać. — O kurwa. - Nie pamiętał, swojego ostatniego testu z trzeźwości, ale utrzymanie się na ruchomej skrzyni wymagało niezłych umiejętności akrobatycznych, jeśli chodziło o Marcusa. - Bandit jak spadnę, to obarczę cię odszkodowaniem, nawet dziadek z siwą brodą cię nie uratuje. - Rzucił do swojego lisiego kompana, który właśnie słodko hasał sobie z jakąś lisiczkom pewnie Nicholasa, wyciągając jemiołę przed siebie - kawalarz. Jego skrzynia od początku potrzebowała chyba paliwa, bo zwolniła. Nie czekając chwili dłużej, Deverill przeskoczył na kolejną, która pędziła na zderzenie czołowe z inną... Jedynie co mogło uratować mężczyznę to wykonanie ślizgu pod nie - udało mu się, ale tak zaczęło bujać, że skrzynia straciła swoją prędkość. Marcusowi nie zależało na podmianie nut, chciał tylko jakoś to przeżyć, dlatego będąc w pobliżu skrzyni Nicholasa, wskoczył na nią, chcąc złapać się go w pasie. Z pewnością było to niespodziewane i istniało ryzyko, że spadną. — Aaaaaa... - Bujnęło go, wyciągnął rękę w stronę ostatniego swojego ratunku, czyli Seavera. Jego zachowanie jak nic przyczyniło się do zniweczenia ich celu, ale to go nie obchodziło, bo otchłań zaglądała mu przez ramie.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Tryb: Lisołak z @Marcus Deverill Etap I: 1 Rzut kostką: 63 +15 za krytyczne powodzenie Etap II: 99+78=177, 177/2=88,5 -> 88 = najwyższy próg Rzut kostką: Nico:97-30 (kapłanka)+20 (rydwan) ; skrzynia: 20 + 50 (5 na k6) Etap III: Nie doganiamy skrzyni Rzut kostką: minus 1 wskazówka Zebrane do tej pory punkty: 30, bo kooperacja Wykorzystane do tej pory modyfikatory: rzut na krytyczny sukces za cechę powab wili Sissi
A zatem nie pamiętał? Właściwie to Nico nie powinien być zdziwiony. I chociaż śpiący tak bezbronnie w jego ramionach mężczyzna nie był tym, czego szukał wówczas Seaver, to jednak tamta sytuacja trąciła w nim bardzo niebezpieczne struny i wracała w bardzo ciepłych wspomnieniach. Beztroski sen przy drugiej osobie był czymś, czego Nico nie miał okazji doświadczać zbyt często. Powtórzyć scenariusz? - Możemy też napisać nowy. Z pominięciem klubu, przechodząc do sedna, nie wykluczając butelki, ale może zmieniając trochę jej zawartość. Może Dom Perignon byłby odpowiedni? Mam jedną butelkę w swojej rezydencji. Czy to było zaproszenie? Możliwe. Chwilę później Nico dał się zaciągnąć do zabawy w lisiego dyrygenta, a że naprawdę niewiele melodii kołatało się w jego pamięci, dodał od siebie całkiem sporo improwizacji, która okazała się nieoczekiwanym strzałem w dziesiątkę. Nawet dorobili się z Marcusem elfiego wielbiciela! No ale to nie na elfa spoglądał wciąż Nicholas. Wolałby pozbawiać tego mężczyznę tchu w zupełnie inny sposób, niż wspólne machanie lisim ogonem przed stadem trąbek. Nim jednak zdążył cokolwiek w tym temacie powiedzieć, wylądował na skrzyni unoszącej się nad niemal bezdenną przepaścią. Co tu dużo mówić, w Nico odezwała się dusza Gryfona i umiłowanie dużych prędkości. Ha! Wczuł się od początku, przeskakując na szybszą skrzynię, kątem oka spoglądając na stemplujące skrzynie liski. Gonił za skrzynią w doskonałym tempie, ale jego dusza sportowca-amatora wciąż była niezaspokojona. Rzucił zaklęcie przyspieszające, ale coś poszło nie tak i prawie zleciał, utrzymując się na skrzyni wyłącznie dzięki łyżwiarskim treningom równowagi. Dopiero wtedy też zobaczył, że Marcus został w tyle, radząc sobie wyraźnie gorzej. Nicholas momentalnie stracił zainteresowanie pościgiem. Wrócił do swojego towarzysza tak szybko, jak mógł, idealnie w czas, by ocalić go przed upadkiem w świąteczną otchłań. - Mam cię. - powiedział, przyciągając Marcusa do siebie, obejmując go mocno w pasie. Stali już obaj pewnie na lekko kołyszącej się skrzyni, ale Nico i tak nie zamierzał wypuszczać mężczyzny, skoro miał tak doskonałą wymówkę. Ich twarze były bardzo blisko, więc Devrill bez trudu mógł dostrzec troskę w oczach Seavera, która po chwili zmieniła się w zadziorne błyski. Aż się prosiło o upewnienie się, czy usta nieznajomego wciąż miały ten słodki, wiśniowy smak.
Marcus Deverill
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.85 m
C. szczególne : czarna kredka pod oczami, magiczne sygnety na palcach, pomalowane paznokcie i niewielka blizna na policzku, którą maskuje zaklęciami, niestety czasami bywa, że czar szwankuje, smród alkoholu i papierosów
Pamięć. Pamięć była krucha, zwłaszcza kiedy w żyłach płynęły procenty. Nadmierne picie powodowało, że z początku mgła amnezji, zmieniała się w wielką czarną dziurę zapomnienia, ale czy tego właśnie nie chciał? Sądził, że jego życie bez Logana nie jest warte, żadnych nowych wspomnień. Nie sądził, aby mógł zmienić zdanie, w końcu jego miłość życia umarła, a on został tu, zalewając się w trupa, chcąc lawirować jedną nogą w zaświatach a drugą nogą na skrzyni, w objęciach przystojnego Nicholasa. Od początku w tym mężczyźnie było coś, co go pociągało, nie tylko cudowna twarz i gęste, acz nie do końca czarne włosy. Niemniej uważał, że to będzie znajomość na jedną noc, dlatego gdzieś w jego głowie rozległ się głosik ostrzegający, wywołujący pierwsze porażenia strachu, z drugiej strony ryzyka - hazardu życia, który na swój sposób tak kochał. — Tak. - Nutka pauzy zawisła między nimi, jakby właśnie przyjmował oświadczyny od Seavera. - Przyjmuje twoje zaproszenie. - Wyszeptał, nachylając się w jego stronę, aby wykorzystać ten moment i złożyć na jego ustach namiętny pocałunek, wciąż taki sam niezmienny - wiśniowy. Stali niczym para kochanków na skrzyni, a podmiana nut poszła w zapomnienie. Nikt nie miał im tego za złe, zwłaszcza jakiś elf, który postanowił użyczyć im pomocy, przy okazji wręczając świąteczną kartkę, kolejną do kolekcji. Marcus nie zamierzał tego czytać, zresztą teraz mu to nie było w głowie. Miał ochotę porwać stąd Nicholasa, ale musieli skupić się na szukaniu przewoźnika, widocznie dało się jeszcze coś zrobić. — Znajdziemy tego lisa i uciekamy stąd. - Skierował te słowa do Nicholasa, mając ochotę rzucić to wszystko w pizdu, zabierając się tu za niego na środku hangaru, ale przecież obiecali pomóc, no i coś mu się wydawało, że dom Perignon byłby lepszy oczywiście z butelką czegoś mocniejszego w smaku. Trzeba przyznać, że poszukiwania szły im topornie. Pewnie dlatego, że Deverill myślał zupełnie o czymś innym niż skrzyniach i nutach. Nie dość, że Fully-Tully pomyliło im się z jakąś Lolli-Polli! To elf, który chciał udzielić im pomocy, skierował ich w błędne miejsce. Wychodziło na to, że nie warto tu nikogo pytać o pomoc, a jeszcze to im trzeba pomagać! Jakiś lis trzymał mapę do góry nogami. — Zaraz wyjdę z siebie. - Przewrócił oczami do góry, sięgając po papierosa, ale niestety z tego, co pamiętał, to ostatni wylądował mu w śniegu przed pracownią. Może to magia świat albo mieli szczęście, bo przewoźnik się nagle odnalazł, jakby przeczuwał, że nastrój Marcusa popsuje całą świąteczną atmosferę; pewnie nie było w tym żadnego przypadku, że Deverill przydzielono Bandita za pomocnika. Oboje na swój sposób byli tacy podobni.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Tryb: tryb cooperation, poziom lisi parobek + @Scarlett Norwood Etap I: 3 Rzut kostką: klik -> 0 pkt zwycięstwa Etap II: - Rzut kostką: - Etap III: - Rzut kostką: - Zebrane do tej pory punkty: Wykorzystane do tej pory modyfikatory: krytyczny sukces - silna psycha lisek broni przed jednym z ataków
Muppet nie był zbyt przyjazny, przynajmniej w odczuciu Kate. Hej, ona sama nie do końca wiedziała, co tu robiła i dlaczego wszyscy tu byli. Cały ten Elge był jakimś szemranym typem i chciał zniszczyć święta - okej, mogła to przyjąć do wiadomości, ale przez wzgląd na fakt, iż została przez to wyrwana z łóżka i przeniesiona do tej krainy W ŚRODKU NOCY miała prawo nie trybić. Scarlett zdawała się wędrować między liskami już dłuższy okres czasu, ale w sumie czas też był już pojęciem względnym, bo nie wiedziała, czy godzina tutaj odpowiadała godzinie w rzeczywistości. No i wciąż brała pod uwagę, że to może być po prostu kiepski żart i zbiorowa halucynacja, może to jakiś wyjątkowo wysublimowany bunt skrzatów domowych i do kolacji zostały dodane jakieś świąteczne grzybki? Żachnęła się nieco, gdy zasugerował im wścibskość, ale nie miała zbyt dużo czasu na reakcję, bo w jednej chwili stała przed Muppetem, a w drugiej poczuła, jakby ktoś zdzielił ją pięścią w brzuch. Na szczęście od ostatniego posiłku minęło na tyle dużo czasu, że nie zwróciła, choć miała na to ochotę. Była to zdecydowanie najbardziej brutalna "teleportacja", jaką przeżyła w swoim życiu. Stały teraz z Carly w jakiejś wielkiej bibliotece, z ogromnymi regałami sięgającymi do sufitu. Spojrzała na koleżankę z bólem wymalowanym na twarzy: - Ciebie też tak poturbowało? - Kate wciąż stała zgięta w pół, obejmując brzuch, mimo że nie czuła już bólu. Rozejrzała się dookoła, będąc naprawdę pod wrażeniem wielkości pomieszczenia i ogromnych zasobów literackich. Cóż miała powiedzieć, nie siedziała zbyt często w bibliotekach, ale w tej to by nawet chciała spędzić kilka kolejnych godzin. Nic jednak nie zapowiadało się na to, by było jej to dane. Krzątające się liski nagle zamarły, a z oddali było słychać dudnienie i wzrastające odgłosy popłochu. Zza winkla wyłoniła się całą chmara lisków i elfów. Kate w pierwszej chwili miała zamiar biec tak jak i one, zgodnie z instynktem przetrwania - jeśli widzisz, że coś ucieka, uciekaj razem z nim. Elfy zaczęły jednak krzyczeć i błagać o pomoc z chochlikami - więc zamiast brać nogi za pas, zebrała całą swoją gryfońską odwagę, by ruszyć we wskazanym kierunku na spotkanie chochlików. - Carly, ja nie wiem co to za fever dream, ale robi się coraz bardziej interesujący - stwierdziła, ale nie miały zbyt dużo czasu na pogaduszki, bo oto ich oczom ukazała się cała chmara chochlików, bezwzględnie zrzucająca i targająca książki z działu dziecięcego. - Och shit - rzuciła, zanim uwaga przekierowała się na ich postacie. Zadziałała instynktownie. Przy jednej z półek leżała magiczna lampka - podkręciła jej blask zaklęciem i skierowała jaskrawe światło w kierunku małych stworzeń, by je na moment chociaż oślepić. Na chwilę podziałało, bo rozpierzchły się i nie wycelowały w nie żadnego ataku, lecz efekt ten był zgoła krótki. Nagle wokół zerwał się wiatr, który zaczął unosić książki i inne okoliczne przedmioty. Kate była na tyle zdezorientowana powstałym wokół niej małym tornadem, że omal nie zauważyła lecącej na nią gromady chochlików z zaostrzonymi pazurami, gotowe dotkliwie ją podrapać. Na szczęście Nappo, dotychczas przysypiający na siedząco, rzucił się jej na pomoc i rozgonił nie. Gryfonka pospiesznie chciała wycofać się z tej sytuacji, ale wpadła w jedną ze stert książek, która wywołała lawinę. Coraz więcej tomów zaczęło spadać, a hałas, jaki robiły, był naprawdę spory. W całym tym chaosie chochliki zdążyły przegrupować się i zaplanować kolejny atak. Kate była wystarczająco zdezorientowana sama z siebie, a na dodatek otrzymała w prezencie zaklęcie oszałamiające. Prawo zrobiło się lewe, a lewe było prawym, przez chwilę nie wiedziała, czy stoi na posadzce, czy może na suficie (a labirynt sięgających wszędzie regałów wcale nie pomagał w przestrzennej orientacji). - Carly! - krzyknęła do koleżanki, niepewna jej położenia, bo świat wirował jej przed oczami. - Ja nie chcę tak zginąć! - dodała jeszcze. Miała tyle życia przed sobą!
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Tryb: tryb cooperation, poziom lisi parobek, @Kate Milburn Etap I: 3 Rzut kostką: tarot, z modyfikatorami za pkt z zaklęć: 1 pkt zwycięstwa Etap II: Rzut kostką: Etap III: Rzut kostką: Zebrane do tej pory punkty: Wykorzystane do tej pory modyfikatory: za 10 i 25 pkt z zaklęć
- Może trochę grzeczniej, co? Przyszłyśmy tutaj, żeby pomóc, a skoro macie problem z Elge, to znaczy, że wcale nie jest tak łatwo, prawda? - rzuciła, już biorąc oddech, żeby kontynuować swoją tyradę, gdy poczuła potężne uderzenie w brzuch i zaraz ją gdzieś pociągnęło, jak przy teleportacji, czy czymś podobnym i znalazła się w bibliotece. Nomen omen, bardzo pięknej, co musiała przyznać, takiej, która mogła zachwycać, gdyby nie to, że Carly zastanawiała się właśnie, czy za moment nie zwymiotuje. Nie spodziewała się, że ten przebrzydły lis zachowa się w taki, a nie inny sposób, nie spodziewała się, że zostanie potraktowana, jak natręt, a jednak do tego doszło. Co za wstrętna jednostka! - A jakże, daj spokój, wszystko mnie boli - stwierdziła, zastanawiając się, co tu się właściwie wydarzyło, a potem stęknęła i pisnęła, kiedy nagle dookoła nich zaroiło się od elfów, z jakimi nie była w stanie sobie zupełnie poradzić. Czuła się co najmniej oszołomiona, gapiła się dookoła, jakby cokolwiek mogła z tego zrozumieć, ale okrzyki właściwie nic jej nie wyjaśniały. Poza tym, że miała jedno wielkie o nie, nic z tego, dziękuję! Ona również zamierzała wziąć nogi za pas, bo przecież nie będą tutaj stały z Kate, jak dwie idiotki, ale wszystko wskazywało na to, że powinna to była potraktować jako pobożne życzenie. - No chyba jednak nie? - rzuciła w stronę chochlików, nim rozpętało się piekło. Zamiast jednak od razu się poddać, Carly z dzikim wrzaskiem skoczyła do lampy, by zaraz zaklęciem podkręcić jej jasność i w ten sposób oślepiła chochliki, co skwitowała radosnym uśmieszkiem, będąc pewną, że to dopiero początek. I, jak można było się spodziewać, dokładnie tak było. Jakieś skończone szaleństwo, w którym Toto szczekał, jakby to miało w czymś pomóc. Zamiast tego jednak Carly dorwała jakąś świeczkę, by zaraz rzucić w nią zaklęciem, a płomienie, jakie udało jej się rozbudzić, wypłoszyły kolejnego chochlika, co skomentowała radosnym parsknięciem i entuzjastycznym piskiem. Bariera, jaką zamierzała cisnąć w przeciwników, w niczym jednak jej nie pomogła, bo oto sama się od niej odbiła, a Toto musiał ją zbierać z podłogi, przy tej okazji sprawiając, jakby miał zaraz gdzieś uciec. To jednak wystarczyło, żeby chochliki zdołały jakoś zmanipulować obrazem w jej głowie i nie wiedziała zupełnie, co się dzieje i dokąd ma się udać, żeby przetrwać, wpadła więc na półkę z książkami i tym sposobem trafiła na kartkę świąteczną, czy coś podobnego, nie zdając sobie do końca sprawy z tego, co działo się z walką. - Kate! - krzyknęła, gdy wtem Toto zaszczekał, oznajmiając, że zbliżało się do nich wybawienie.