Nielegalny – niezlecony przez nauczyciela – pobyt tutaj może być karany szlabanem i minusowymi punktami dla Domu (automatycznie wyrażasz w tym temacie zgodę na ingerencję Mistrza Gry).
Autor
Wiadomość
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Sytuacja wydawała się dosyć niepewna jednak starał się myśleć optymistycznie. Złamana ręka brzmi znacznie lepiej niż złamany kark a różnorodność lasu wyglądała całkiem przyjemnie za dnia niż na przykład w nocy. Czy to nie dziś było Halloween? Co jak co ale świetnie mu szło świętowanie tego dnia… szkoda, że samotnie. Z drugiej strony wolałby nie spotykać nikogo chętnego pobawić się w nim w ganianego. W trakcie pełni chętnie przyklasnąłby temu pomysłowi lecz dziś z jego strony nie było takiej chęci. Musiał wydostać się chociażby na jakiś otwarty teren, z dala od gęstwiny. Dostrzegł trzy potencjalne drogi - za patronusem, który zapewne wybrał najkrótszą drogę, a widział, że nie będzie ona zbyt łatwa do przejścia. Być może był zaprawionym biwakowiczem ale nie miał na sobie odpowiedniego obuwia i złamana ręka jednak ciążyła. Zatrzymał krok i westchnął. Z początku ucieszył się widząc drogowskaz lecz im dłużej mu się przyglądał tym mniej chętnie myślał o wkroczeniu na nią. Nie potrafił stwierdzić dlaczego, instynkt zalecał ostrożność. Zmrużył oczy i dostrzegł możliwość w przejściu wzdłuż strumyka. Decyzja była trudna a pulsowanie złamanej i puchnącej ręki skłaniało do pośpiechu. Rozejrzał się za względnie osłoniętym miejscem - powalonym urwanym pniem, głazem, szerokim drzewem, czymkolwiek co mogłoby go choć trochę osłonić. Usiadł tam, mieląc w ustach przekleństwo bo jednak wiedział, że wypada zachować względną ciszę aby nie zwabić do siebie gospodarzy Zakazanego Lasu. Wziął kilka głębszych wdechów i narzucił na siebie czar ochronny “Accenure”, który miał go tymczasowo osłonić przed potencjalnym zainteresowaniem kogoś zbyt wścibskiego jak na ludzkie standardy. Dopiero upewniwszy się, że powietrze odpowiednio wokół niego zafalowało i istotnie jest trochę chroniony, przeszedł do drugiego czaru. W innych okolicznościach samodzielnie wdrapałby się na drzewo i sprawdził z której strony widzi zamek. Nie leciał przecież długo jako kruk, nie mógł trafić na drugi koniec lasu, prawda? Sytuacja wymagała jednak rozwiązań magicznych. Korzystał z nich, póki mógł. Inkantował czar złożony “Aviatores”, który miał wyczarować przed nim hologram ptaka. Prychnął, widząc kształt kruka. Własna różdżka się z niego nabijała, super. Skinął jej krańcem, aż się zajarzyła i wysłał kruka wysoko ponad drzewa, byle był w stanie zawisnąć na najwyższym czubku i rozejrzeć się wokół własnej osi. Wiedział, że dzięki niemu będzie mógł ustalić lokalizację Hogwartu. Póki co nie wybierał ścieżki. Musiał się upewnić. Nie był Gryfonem, nie działał pod wpływem chwili. Musi znaleźć wyjście i liczyć, że wyjdzie naprzeciw Benjamina i Astrid.
Miałeś różne opcje - w końcu zwalonych pni i głazów w lesie było pod dostatkiem. Z tych otaczających Cię naturalnych osłon najbardziej zachęcające okazało się zejście do podnóża wodospadu, by tam w skalnej szczelinie i za bezkształtnym głazem ukryć się przed wzrokiem nieznanych stworzeń. Accenure podziałało, choć nie mogłeś mieć pewności, czy na długo. Byłeś zmęczony, obolały, no i mimo wszystko okoliczności nie należały do sprzyjających. A Ty rzucałeś do tego wszystkiego kolejny, dość złożony czar, który angażował dużo Twojego skupienia. Zaklęcie się udało, choć kruk był migotliwy i nie do końca stabilny. Udało Ci się jednak w niego wcielić, a że w byciu krukiem już jakieś doświadczenie miałeś, poszło to nawet całkiem sprawnie. No, w każdym razie dużo sprawniej niż lot tutaj z zamku. I właśnie ten zamek udało Ci się dostrzec, gdy Twój ptasi awatar wzbił się ponad korony drzew. Teraz mogłeś ocenić z niezachwianą pewnością, że Patronus pobiegł linią prostą w stronę szkoły. Pytanie tylko, czy trasa Patronusa była jednocześnie dobrą trasą dla połamanego studenta? Więcej nie udało Ci się obejrzeć, bo hologram się zachwiał i już po chwili patrzyłeś na świat własnymi oczami. I całe szczęście, bo w tamtym momencie wilkołaczy instynkt się zjeżył, alarmująco sygnalizując, że coś jest na rzeczy. Wtedy też dostrzegłeś, że wodospad nie jest tylko wodospadem, ale skrywa coś w zagłębieniu skalnym. Coś, co dostrzegłeś wyłącznie dlatego, że znalazłeś się tak blisko niego, niemal w tej samej płaszczyźnie, co spadająca woda, przez co mogłeś spojrzeć za wodną kurtynę. Tylko co to było? Coś małego, błyszczącego. Coś, co nie było naturalnego pochodzenia, ewidentnie stanowiąc dzieło ludzkich rąk. Ale czym było? Medalion? Klamra? To mogła być nawet zwyczajna łyżka, dla której nie warto było ryzykować. A jednak w jakiś sposób się tam dostała, prawda? Czy potrafiłeś dostatecznie panować nad ciekawością, by nie spróbować sprawdzić cóż to takiego? Jeśli chcesz dostać się do jaskini i sprawdzić, czym jest tajemniczy przedmiot, rzuć kostką k6. 1, 2 - nic z tego. Pośliznąłeś się na kamieniach i skręciłeś kostkę. Piękne zestawienie z połamaną ręką! Możesz próbować dalej, jeśli jesteś bardzo zdeterminowany, ale możesz mieć problem z drogą powrotną. 3, 4 - jeden krok, drugi, trzeci i CHLUP! Nic Ci nie jest, ale skąpałeś się w lodowatej wodzie. Lepiej się szybko rozgrzej, inaczej bez wątpienia się rozchorujesz. 5, 6 - chwiejnie, bo chwiejnie, ale udało Ci się dotrzeć do jaskini. Jednak o tym, co tu znalazłeś, dowiesz się w następnym poście MG!
Możesz również próbować użyć czarów, żeby sobie pomóc. Jesteś jednak na tyle zmęczony, że sukces wcale nie jest pewny. Od tej chwili na każde zaklęcie, które próbujesz użyć, musisz rzucić kością k100. Zaklęcie jest skuteczne przy wyniku powyżej 30, ALE za każdą próbę rzucenia zaklęcia (niezależnie od jej końcowego efektu), musisz odjąć 5 od wyniku następnej kostki na skuteczność czaru.
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Westchnął dowiedziawszy się, że droga wiedzie przez trudny teren. Wahał się. Miał złamaną rękę, nie umiał nawet jej zabezpieczyć. Niewiele mu to dało. I tak musiał podjąć decyzję bo Benjamin będzie wszak wyglądać czerwonych rac. Nie może tkwić w tym miejscu a skoro było tu gęsto od drzew, potrzebował jakiejś łąki lub czegoś o mniej bogatym listowiu. Wstał z miejsca i gdy wyczuł, że coś jest nie tak bo włosy zjeżyły mu się na karku. Znów nie wiedział o co chodzi ale zamierzał posłuchać instynktu. Przestał kląć w myślach i pod nosem. Czas się ruszyć, nie może tu tkwić i czekać na ratunek. Trzeba sobie jakoś poradzić. Drgnął, widząc przez taflę wodospadu, że coś leży w ukrytej jaskini. Nie sądził aby było to przypadkowo ukryte a więc ktoś tu był i to schował po to, aby nie było odnalezione. A niestety, Trevor Collins był wścibski, z czego wiele osób niekiedy cierpiało, więc cóż, musiał spróbować przyjrzeć się bliżej aby móc o czym opowiadać Imogen lub braciakom. Nie planował brać tego czegoś do ręki dopóki nie dowie się co to dokładnie jest. Przechylił się aby podejść bliżej i oczywiście jak nie poleciała mu na kark woda, tak jednak przekleństwo wydostało się spomiędzy jego ust. Czym prędzej, gdy tylko schował się w jaskini, skierował na mokre ubranie różdżkę i rzucił na siebie “Silverto” bo jednak chodzenie ze złamaną ręką w mokrych ubraniach na początku listopada… nie tylko Astrid go zabije ale też Pani Finch, gdy kolejny raz w tym semestrze będzie jej pacjentem… i może uzyska oschły komentarz Benjamina na temat własnego stanu zdrowia. Tak, przejmował się ich opinią a nie własnym potencjalnym choróbskiem. - Lepiej bądź czymś ciekawym.- wymamrotał sam do siebie. Przyciskał bolącą rękę do tułowia i starał się nie patrzeć jak niefajnie wygląda. Póki jednak nie zgubił jej nigdzie po drodze, planował się cieszyć z jej obecności. Jeszcze mu się przyda.
Z przygodami, ale jednak dostałeś się za wodospad. Ubrania wysuszyłeś w jednej chwili, a choć nie sprawiło to, że było Ci ciepło, to przynajmniej nie przeszywał Cię chłód. Niestety przygodna kąpiel przypomniała Ci, że jest chłodna jesień, a Ty z lekcji wcale nie wyleciałeś ubrany w ciepłą kurtkę. Całe szczęście, że wilkołactwo dawało Ci nieco większą odporność i wytrzymałość na trudne warunki. Może wcale nie tak źle jest być wilkołakiem? Jaskinia była nieduża i nieprzyjemnie wilgotna, a choć latem musiała stanowić cudowne schronienie przed upałem, teraz nie zachęcała do długich posiadówek. Było tu jednak dość miejsca, by wygodnie usiąść, a kilka zaklęć mogłoby zamienić to miejsce w cudowną kryjówkę. I cóż, najwyraźniej dla kogoś właśnie nią była, choć zapewne dość dawno temu. Świadczył o tym mały kuferek zamknięty na skobel, który stanowił jedyny metalowy element nietknięty jeszcze przez rdzę. Wokół skrzyni nie było czuć żadnej szczególnej magii, można ją było otworzyć bez obaw, a jako krukon po chwili wpadłeś na sensowny pomysł, w jaki sposób to zrobić. W środku nie było wiele. Ot, zeszyt, a chociaż pożółkły, to w całkiem niezłym stanie, jak na wszechobecną wilgoć. Nie było na nim śladów pleśni, ale na szczegółowe oględziny potrzeba było więcej czasu. Tym, co rzucało się w oczy przy kartkowaniu był fakt, że stronice były puste, zupełnie tak, jakby nigdy nie postawiono w nim ani jednej literki, czy chociażby kleksa. Pustka. A prócz notatnika w skrzyni znajdowało się kilka zakurzonych fiolek eliksirów, dość skrupulatnie opisanych. Wiggen, regenerujący, spokoju. I jeszcze jedna fiolka, chociaż pusta, na której widniała jedynie literka T. Ostatnim, co znalazłeś w skrzyneczce, były pióro i kałamarz z burym, częściowo zaschniętych atramentem, a także dość mocno zużyta resztka rysowniczego węgielka.
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Kartkował zeszyt i od razu wyczaił, że musiał zostać magicznie zakamuflowany zapewne po to, aby niepowołane oczy nie poznały treści. Cóż. Tak się jednak stanie bo planował się tym zająć gdy będzie już w bardziej cywilizowanym miejscu. Delikatnie zwinął zeszyt, skoro był w dobrym stanie, i wcisnął do tylnej kieszeni spodni. Górną, wystającą część zeszytu zasłonił swetrem. Trzy opisane fiołki uznał za całkiem dobry zbieg okoliczności. Oczywiście nie planował ich pić ale warto mieć przy sobie jeśli sytuacja wymknie się spod kontroli. Schował wszystkie cztery do kieszeni, w zależności czy były duże, może wielkości dłoni czy palca. Według niego powinny się zmieścić bo upchnął kiedyś w tych kieszeniach energetyka Alcatraz. Och, teraz by mu się przydał. Chętnie by taki wypił. Tak czy siak, sprawdził jeszcze czy kuferek ma może drugie dno lub gdzieś wyryte inicjały. Cokolwiek by nie znalazł, zbierał się do wyjścia. Rozejrzał się po tej ciasnocie i już miał znów używać czarów gdy w porę dostrzegł boczne wyjście, gdzie powinien się zmieścić jeśli wciągnie brzuch. Wizja wyjścia stąd suchym była bardzo kusząca więc nie zwlekał. Ostrożnie, aby się nie wyjebać, wyszedł suchy na zewnątrz i odetchnął. Rozejrzał się czy nic nie chce go zjeść, obiecując sobie w myślach, że jeśli nic go tutaj nie ugryzie to będzie bardzo rozważnym wilkołakiem i przestanie zmniejszać populację czerwonych kapturków. Na ile była to obietnica wiarygodna, to czas pokaże. Ruszył wzdłuż strumyka, nie planując do niego wchodzić nawet na chwilę. Szukał wśród koron drzew prześwitu na tyle dużego aby mógł wypuścić pierwszą czerwoną racę. To był ten moment kiedy drugi raz w życiu chciałby przeobrazić się tu i teraz, a nie za osiemnaście dni. Wbrew wszystkiemu czuł się pewniej jako dwunożna bestia odstraszająca wszelką zwierzynę niż jako czarodziej z różdżką, choć znał przecież mnóstwo fajnych zaklęć. Nie pozostało nic innego jak człapać przed siebie bo siedzenie w miejscu wydawało mu się zaproszeniem dla jakiegoś potworka. Raz na jakiś czas sprawdzał czy na jego drodze nie znajdują się świeże ślady jakichś stworów. Pewnym było, że nie pójdzie tam gdzie są pajęczyny większe od kciuka ani tam, gdzie ciemność przesłania światło dnia. Ból ręki stał się miarowy, systematyczny co w jego przypadku było odczuwalne jako korzyść. To mu się lekcja transmutacji udała… powinien być wściekły na Nicholasa ale był zbyt skupiony na wyjściu z Zakazanego Lasu aniżeli na zastanawianiu się czy ma być na kogoś zły czy jednak się martwić, że zostanie udupiony przez kogoś za ten… wypadek. Powstawało pytanie czy Astrid mu uwierzy, że naprawdę nie chciał być krukiem ani tym bardziej wylatywać przez okno.