Nielegalny – niezlecony przez nauczyciela – pobyt tutaj może być karany szlabanem i minusowymi punktami dla Domu (automatycznie wyrażasz w tym temacie zgodę na ingerencję Mistrza Gry).
Autor
Wiadomość
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Litera:1 spółgłoska/1 samogłoska Rzut k6:4 grzyby znalezione + 20 galeonów za nieznalezionego Zdarzenie:3/3 | Oj, ostrożnie! Nie zauważyłeś wystającego korzenia i niestety potknąłeś się o niego, lądując na czworaka i brudząc ubranie trawą. Kiedy jesteś na ziemi, widzisz przed sobą grzyba i czujesz nieodpartą ochotę, aby go polizać. Rzuć k6: 1,2,3,4 – nic się nie dzieje; 5,6 – zaczyna kręcić Ci się w głowie, świat faluje, a dźwięki są wyostrzone. To chyba nie był dobry pomysł. W następnym etapie masz -1 do znalezienia grzybów. Ilość grzybów:4 Zyski/straty: 4 grzyby + 20galeonów
Nie miałem dziś największego apetytu, na moim talerzu widniał żałośnie dziabnięty kawałek naleśnika z dżemem. Mój humor jednak oddawał braki w mojej diecie, byłem dziś w naaaaaaprawdę dobrym humorze, a tym bardziej gdy Hope wyskoczyła jak królik z kapelusza, podekscytowana o wycieczce do zakazanego lasu. - Jak to nie będzie lepszej okazji, jak chcesz to mogę ci ją stworzyć i w ten weekend się tam wybierzemy. – Zaproponowałem z dzikim uśmieszkiem, bardzo charakterystycznym gdy miałem coś zaraz odjebać. Parsknąłem na jej kolejne słowa, wzruszając przy tym ramionami. - Nie chciałabyś mieć strzały w tyłku, a właśnie to by się stało, gdyby Irv wyrwała sobie jakiegoś centaura. Niech wróci, ale przy okazji upadnie i sobie ten głupi ryj rozwaliła. – Odpowiedziałem, przeżuwając kawałek naleśnika, dość powoli bo naprawdę nie chciałem go jeść. Byłem pod wrażeniem energii, jaką miała w sobie Hope, wydawało mi się, że ma jej zdecydowanie więcej niż ja i Ruby razem wzięci. Zrobiłem trzy szybsze kroki, kiedy rudzielec zaczął nas pospieszać, by po nich wrócić do swojego stałego tempa. W drodze zapaliłem jeszcze papierosa, taki poranny zawsze należał do jednych z moich ulubionych. - To ja będę nas bronić przed wilkołakami i centaurami, ty przed magicznymi grzybami, zgoda? – Wyszczerzyłem się po żarciku, skończył się jednak czas na więcej żarcików bo pani profesor wzięła głos. Ruszyliśmy w grzybobranie, ja starałem się być raczej w pobliżu Hope i Ruby, ale wiadomo – chodząc razem grzybów się nie znajdzie. Musieliśmy się więc rozdzielić. Pierwszym moim grzybem nie był sam grzyb, a pieniądz w postaci dwudziestu galeonów. A mówili, że pieniądze nie rosną na drzewach i mieli racje! One rosną na galeonowej grzybni! Później znalazłem trzy, chwile nie mogłem nic znaleźć, aż tu nagle, idąc w kierunku Hope, potknąłem się o korzeń, chcąc właśnie coś powiedzieć, więc buzię miałem otwartą. Upadłem i przypadkowo polizałem jakiegoś grzyba, który rósł sobie bezpośrednio przede mną – był całkiem dostojny. - Ładny grzyb, mordo. Diffindo. – Odciąłem go od swojej siatki rodziny i dałem do reszty rodzinki grzybów z ptsd. - Hej i jak wam poszło? – Zapytałem, masując sobie brzuch, bo najwidoczniej coś wystawało przy upadku i ugodziło mnie w tą część ciała bardziej niż w inne.
Idąc tutaj i przede wszystkim zabierając ze sobą uczniów, Estella liczyła na ogromny wysyp dorodnych grzybów, które wynagrodzą ryzyko zabierania ich w takie miejsce. Zakazany las został dokładnie przeczesany przez panią dyrektor, owszem, ale pozostawał lasem – przestrzenią, w którą starali się nie ingerować, jeśli nie było to konieczne. W takich miejscach zawsze mogło przydarzyć się coś niedobrego. W każdym razie to, co zastali w gęstwinie zdecydowanie odbiegało od oczekiwań nauczycielki zielarstwa i choć za wszelką cenę starała się nie pokazywać, że jest zawiedziona, to dość szybko zarządziła koniec poszukiwań. Zebrała wszystkich grzybiarzy wokół siebie, dokładnie ich przeliczyła i poprowadziła ich aż do szkoły, ciągle uważając, by nikt się od nich nie odłączył. Kochani, bardzo Was przepraszam, ale drugiego etapu nie będzie oczywiście każdy, kto napisał w pierwszym, otrzyma punkt kuferkowy. Zaraz wszystko porozliczam
Opady śniegu jeszcze nie były zbyt mocne, więc Estella zupełnie nie spodziewała się usłyszeć od profesora Swanna, że podczas karmienia testrali w Zakazanym Lesie dostrzegł sporo kwiatów śnieżnej bawełny. I chociaż początkowo myślała, że to żart, to krótki spacer pomiędzy drzewami udowodnił jej, że faktycznie pierwsze grudniowe przymrozki wywołały trochę przedwczesnego kwitnienia cennych roślin. Jedno doprowadziło do drugiego i zaraz lekcja Zielarstwa została przeniesiona z cieplarni prosto na obrzeża Zakazanego Lasu, gdzie Vicario przytupywała niecierpliwie z całą masą wiklinowych koszy, raz za razem poprawiając długaśny szalik, którym nadrabiała za cieniutki płaszczyk. - Kochani! - Zawołała, kiedy już upewniła się, że raczej nikt nie biegnie przez błonia, a wszyscy są na miejscu. - Waszym dzisiejszym zadaniem jest zebranie jak największej ilości kwiatów śnieżnej bawełny, która przedwcześnie zakwitła w Zakazanym Lesie - te kwiaty są bardzo cenne, więc nie chciałabym, żeby zaraz zwiędły, a do tego może doprowadzić nasza mało stabilna pogoda. Ostrożnie odcinajcie od łodygi kwiat razem z osłoną - wyjaśniła, spisując listę obecnych i przy okazji tworząc pary, z których każda dostała po jednym koszyku. - Nie wątpię, że wszyscy doskonale wiecie jak wygląda śnieżna bawełna, ale na wszelki wypadek w każdym koszyku znajduje się jej zdjęcie poglądowe. Dodatkowo dostaliście też rękawice ochronne, małe nożyczki do ucinania kwiatów i zaczarowane gwizdki, dzięki którym możecie szybko wezwać pomoc, w razie gdyby coś się zadziało - kontynuowała, gestem zachęcając swoich podopiecznych, żeby ruszyli razem z nią dalej w Zakazany Las. - Podczas mojego ostatniego spaceru zarysowałam eliksirem neonowym czerwoną linię, której nie wolno wam przekraczać - w przeciwnym wypadku, zostanę o tym natychmiast poinformowana! Co z tego wynika, nie zapuszczajcie się zbyt daleko i uważajcie na siebie. A teraz szybciutko, poszukiwania czas zacząć!
❅ ❅ ❅
Waszym zadaniem jest znalezienie jak największej ilości kwiatów śnieżnej bawełny, które przedwcześnie zakwitły w Zakazanym Lesie. Dla bezpieczeństwa, musicie pracować w parach (jeśli ktoś został solo, niech do mnie jak najszybciej pisze, preferowany kontakt podam niżej!). Wszyscy dostają też zaczarowany gwizdek - jeśli w niego dmuchniecie, dźwięk usłyszą tylko osoby, które również mają w posiadaniu taki gadżet.
1. Zdarzenia losowe - każda postać jednorazowo rzuca jedną literką, dzięki której dowiaduje się o zdarzeniach losowych, jakie spotykają ją w lesie.
”Zdarzenia losowe”:
A - jak akromantula! Oczywiście, nie spotykasz tego gigantycznego pająka, bo w tej części lasu raczej zbytnio nie przesiadują… Ale udaje ci się znaleźć kłębek sieci akromantuli, który być może przyniósł tutaj wiatr. Nieważne, czy podnosisz go z ciekawości, czy może mylisz go z kwiatem śnieżnej bawełny, czy może spada ci w ręce z jakiegoś drzewa - szybko okazuje się, że nie tak łatwo się tej lepkiej sieci pozbyć. Potrzebujesz pomocy swojego partnera lub dowolnej innej osoby… Jeśli macie łącznie 20 punktów z ONMS, udaje wam się pozbyć kłębka i teraz trochę się kleicie, ale poza tym wszystko jest w porządku. Jeśli nie macie łącznie 20 punktów, to idzie wam dużo gorzej i w pewnym momencie okazuje się, że zostajecie ze sobą złączeni jakoś tak… na stałe? Czeka was bardzo niewygodna wycieczka do łazienki, bo tylko długa, wspólna kąpiel (lub prysznic) pomoże wam nabrać dystansu!
B - jak brak dobrych ubrań, bo chyba jednak trochę przemarzłeś. Już teraz czujesz, że nos zatyka ci uporczywy katar, a pierwsze kichnięcia wyrzucają z twoich uszu białą parę. Lebetius nie jest groźny, ale do najprzyjemniejszych nie należy, więc pewnie najlepiej udać się po lekcji na jednopostówkę w Skrzydle Szpitalnym lub samodzielnie zdobyć eliksir pieprzowy.
C - jak… Cupid? Podczas swoich poszukiwań znajdujesz w krzakach strzałę, która na całej swojej długości ma wyryte malutkie symbole serduszek. Czyżby po Zakazanym Lesie biegał jakiś Kupidyn? Tak czy inaczej, twój humor ulega poprawie już po samym kontakcie fizycznym z tą strzałą, którą możesz zachować na pamiątkę. Oprócz tego, że masz ochotę na duużo większą spoufałość ze wszystkimi dookoła, to po chwili zaczynasz też widzieć świat w odcieniach różu!
D - jak diabelskie sidła! Wpadasz w pułapkę potężnych pnączy, które oplatają cię od góry do dołu i ciągną w jakimś bliżej nieokreślonym kierunku. Możesz krzyczeć, możesz żegnać się ze swoim życiem, możesz na szybko podawać znajomym zmiany do testamentu… ale wszystko to zupełnie niepotrzebnie, bo przecież jest dzień, jest jasno, a tobie tak właściwie nic złego się nie dzieje. Okazuje się, że twój okrutny przeciwnik to w rzeczywistości przerośnięte fruwosidła, które są bardzo stęsknione czułości. Trochę je pokiziasz i zaraz cię puszczą!
E - jak elf! Ciągle słyszysz jakieś dziwne brzęczenie za uchem, ale kompletnie nie możesz znaleźć jego źródła. Ty nic nie widzisz, twój towarzysz nic nie widzi, wszystko wydaje się w porządku. Dopiero po jakimś czasie okazuje się, że wcale nie wariujesz, tylko robisz za podwózkę wyjątkowo rozgadanemu elfowi, który schował się gdzieś w twoim szaliku, we włosach, za kołnierzem kurtki czy gdziekolwiek indziej, gdzie dał radę zamaskować się swoją magią. Elf jest bardzo przyjazny i trochę nie chce się od ciebie odczepić, prawdopodobnie z powodu brzydkiej ranki, którą ma na poszarzałym skrzydełku. Jeśli posiadasz licencję na posiadanie magicznych zwierząt, wystarczającą ilość punktów z ONMS na kolejnego pupila i jesteś gotów zapłacić 170 galeonów za leczenie, możesz elfa zabrać ze sobą i zgłosić się po niego w odpowiednim temacie! Jeśli nie spełniasz wymienionych warunków, musisz się z nim wreszcie pożegnać... ale nie zapominaj o swoim przyjacielu z Zakazanego Lasu i dorzuć mu kiedyś na skraj jakieś pyszności, co?
F - jak fruwanie, bo zupełnie nagle zaczynasz się unosić w powietrzu! Obok siebie dostrzegasz małego żądlibąka, który musiał uciec z jakiejś hodowli - jego użądlenie wyjaśniałoby zarówno twoje zawroty głowy, jak i lewitację. Nie jest źle, bo nie lecisz do nieba i unosisz się tylko trochę nad ziemią, ale jednak pewnie jest ci trudniej manewrować pomiędzy drzewami i gałęziami.
G - jak grzyby! Podczas poszukiwań nagle czujesz, jak ziemia zaczyna uciekać spod twoich stóp. Lądujesz twardo na tyłku, twarzy czy czymkolwiek sobie tylko wymarzysz - grunt, że z tej perspektywy bez problemu rozpoznajesz skaczące muchomory, które uciekają, zostawiając cię w obłokach mało przyjemnego zapachu, chętnie uczepiającego się twoich ubrań i włosów. Zaklęcia tutaj nie pomogą, po powrocie z zajęć czeka cię dłuuuga kąpiel i kilkukrotna wizyta w szkolnej pralni!
H - jak hałas, bo to właśnie jego cały czas wywołuje twój zaczarowany gwizdek. Nieustanne gwizdanie jest bardzo uciążliwe, więc profesor Vicario czym prędzej oferuje ci możliwość wymiany… dokładnie tak samo, jak ja oferuję ci możliwość przerzucenia literki ze zdarzeniem losowym, aż do momentu trafienia innej niż H!
I - jak Iactus, bo przechodząc obok jednego z drzew zahaczasz o jakąś wystającą gałąź, która okazuje się być właśnie tym chwastem, w dziwnie schorowanym stanie. Iactus przyczepia się do twojego ciała! Jeśli ty i twój partner macie samodzielnie lub łącznie 15 punktów z Zielarstwa, natychmiast rozpoznajecie tę roślinę i możecie ostrożnie odczepić ją od twojej nogi, co nie jest przyjemne, ale za to dość szybkie. Jeśli nie macie 15 punktów, Iactus uznaje ciebie za swojego nowego żywiciela i z każdą chwilą czujesz się coraz słabiej. Musisz gwizdnąć po pomoc ze strony dowolnej osoby z innej pary, która posiada chociaż 1 punkt z Zielarstwa, albo po profesor Vicario. Do końca zajęć czujesz się dość słabo, a ranka po oderwanym Iactusie będzie goiła się bardzo wolno i boleśnie, pomimo wszelkich magicznych specyfików.
J - jak jackalope, bo to jego wołanie słyszysz dziwnymi głosami z jakiejś zawalonej połamanymi gałązkami nory. Jeśli zdecydujesz się pomóc rogatemu zajączkowi, to nieźle ci się poszczęści - Vicario zobaczy całą sytuację i nagrodzi cię dodatkowymi 10 punktami dla domów!
2. Zbieranie śnieżnej bawełny: W każdym poście należy rzucić jedną kostką k6, której wynik następnie sumuje się z kostką swojego partnera. Każde 5 punktów oznacza odnalezienie jednego kwiatu.
”Bonusy”:
• Za każde 5 punktów z Zielarstwa można jednorazowo dodać +1 do puli punktów swojej pary; • Jeśli Zielarstwo jest jedną z dwóch najwyżej punktowanych statystyk w twoim kuferku, możesz jednorazowo dodać +2 do puli punktów swojej pary; • Jeśli masz cechę eventową “Świetne zewnętrzne oko (wyczulenie/empatia)” to możesz jednorazowo dodać +1 do puli punktów swojej pary | jeśli masz cechę eventową “Świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość)” to możesz jednorazowo dodać +2 do puli punktów swojej pary; • Jeśli masz cechę eventową “Magik żywiołów (woda)” to możesz jednorazowo dodać +1 do puli punktów swojej pary | jeśli masz cechę eventową “Magik żywiołów (ziemia)” to możesz jednorazowo dodać +2 do puli punktów swojej pary
”Obowiązkowy kod do każdego posta”:
Kod:
<zgss>Jestem w parze z:</zgss> @"nick" <zgss>Moje zdarzenie losowe to:</zgss> [url=LINK]literka[/url] <zgss>Moja aktualna k6 to:</zgss> [url=LINK]k6[/url] <zgss>Używam bonusów:</zgss> wszystkie użyte bonusy <zgss>Razem mamy punktów:</zgss> suma wszystkich k6 twoich i twojego partnera <zgss>Kwiatów zebraliśmy aż:</zgss> wszystkie zebrane przez was kwiaty
Informacje na sam koniec: • Kontaktować się proszę z @Mefistofeles E. A. Nox poprzez wiadomość prywatną, discorda (Mean Love#0847) lub gg (1807569); • Żeby dostać 2 punkty kuferkowe za uczestnictwo w lekcji, należy napisać minimum 2 posty; • Duża ilość postów lub zebranych kwiatów pewnie zostanie nagrodzona punktami dla domu; • Jeśli komuś będzie potrzebna pomoc Vicario, to proszę wołać, ja też bardzo chętnie się komuś wtrącę, jeśli zobaczę coś podejrzanego; • Kostki można sobie dowolnie zaniżać, tj. jeśli ktoś wylosuje zdarzenie losowe A i ma 20 punktów z ONMS, ale bardzo chce efekt trwałego przylepca, to niech się nie krępuje i dobrze bawi; jeśli komuś wypadały świetne k6 i ma mnóstwo kwiatów, a wolałby wrócić z pojedynczymi sztukami, to też nie widzę problemu; • Nieważne kiedy zaczniecie tutaj pisać, NIE WOLNO UZNAWAĆ, ŻE POSTAĆ SIĘ SPÓŹNIŁA. Wszyscy musieli pojawić się na skraju lasu o ustalonej godzinie i przejść dalej razem z Vicario. Można być na styk, można biec za Vicario, ale nie można wejść do lasu samemu; • Jeśli baaardzo podoba wam się jakaś kostka ze zdarzeń losowych, ale niestety wam nie wypadła - możecie sobie ją i tak rozpisać, ALE nie dostaniecie bonusów, które z niej wynikają (punktów dla domu, opcji przygarnięcia elfa); • Lekcję zamykam 19 grudnia o godzinie 23:59.
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Jestem w parze z:@Drake Lilac Moje zdarzenie losowe to:I Moja aktualna k6 to:3 Używam bonusów: - Razem mamy punktów: czekam Kwiatów zebraliśmy aż: zero
Jednym ze zdecydowanych powodów, dla których decyduję się na udział w lekcji, jest... możliwość wejścia do Zakazanego Lasu. Liczę przede wszystkim na to, że uda mi się spotkać magiczne stworzenia, choć mam jednocześnie nadzieję, iż nie będą to takie, które zechcą mnie pożreć żywcem. Ryzyko nie jest moim drugim imieniem i nie zamierzam w jakikolwiek sposób łamać szkolnego regulaminu, mimo że kiedyś miałem ku temu dość widoczne predyspozycje. Zielarstwo nie jest ani mocnym konikiem w moim przypadku, ani czymś, za czym bardzo przepadam - prędzej pozostaje mi w większej części obojętne. Problemów z rozpoznawaniem roślin raczej nie posiadam, w związku z czym nie powinienem mieć problemów z podejmowaniem się czynności zbierania danego gatunku. Sama śnieżna bawełna niespecjalnie mnie interesuje, a też - liczę na możliwość odrobienia utraconych przez własną głupotę punktów. I że pod wpływem inwersji charakteru przemieszczałem się przez te tereny bez najmniejszego poczucia, że coś może pójść nie tak... Ubrany jestem tym razem w nieco cieplejsze rzeczy. Co prawda grudzień nie jest aż nadto zimowy - nie teraz, nie w pierwszych dniach miesiąca - niemniej pozostaje nieco bardziej wymagający pod względem dbania o samego siebie. Decyduję się na coś, czego nie będzie mi żal - nieco już znoszony płaszcz nie będzie tym elementem własnej garderoby, za którym zatęsknię. Pod względem obuwia stawiam oczywiście na te najwygodniejsze, by nie musieć martwić się ewentualnymi problemami w postaci odcisków po ciągłej wędrówce przez ścieżki mniej lub bardziej wydeptane. Nie mam problemów z orientacją w terenie, gdy policzki stają się czerwone od buchającego w nie zimnego powiewu wiatru, a struktury ludzkiego ciała stają się niczym w porównaniu z ogromnym lasem i istotami go zamieszkującymi. Jak się okazuje, po wysłuchaniu tłumaczeń ze strony Vicario, kiedy część słów odbija się echem w strukturach mojej głowy, należy działać w parach. Rozglądam się po kimkolwiek, kogo znam i, jak się okazuje, tuż nieopodal stoi nieco znany mi wychowanek domu Godryka Gryffindora. To znaczy się, niespecjalnie miałem z nim okazję wcześniej porozmawiać, ale wydaje mi się, że jest odpowiednim wyborem. A przynajmniej znam go pod tym względem lepiej niż jakiegokolwiek innego uczestnika, jakiego posiadam przed swoimi oczami. Pewnie część się poukrywała, a może mój stres coraz to bardziej odbierał mi świadomość i logiczne myślenie, zawężając działanie. Może inni tego nie widzą, ale od dłuższego czasu czuję się coraz gorzej przez fakt ciągle wędrującego mi nad głową Irytkiem, ucieczkami przed Eskilem i ogólnym stresem. - D-Drake, chcesz być ze m-mną w parze? - pytam się, bo wygląda na to, że nie mam innego wyboru. - T-To znaczy się, nie zmuszam... jak c-chcesz być z kimś innym, to nic się n-nie dzieje... - dopowiadam jeszcze, nie chcąc, by ten czuł jakąkolwiek litość czy coś. Jeżeli mam być sam, jakoś dam sobie rady, a przynajmniej tak uważam. Moja samoocena ostatnio osłabła i czuję, że większość osób się ze mną zadaje z czystej litości. Wkładam dłonie do własnych kieszeni, nie patrząc Lilacowi w oczy - zawsze ich unikam i już wiem, że tak łatwo ponownie na żadne nie spojrzę. Odgarniam jakieś kosmyki, które zaplątały mi się na czoło, a gdy praca się rozpoczyna, chwytam za odpowiednie przyrządy i ruszam w dzicz, by odnaleźć nie tylko kwiaty śnieżnej bawełny, ale także i może wejść w interakcję z jakimś dzikim zwierzęciem. - T-Tam jest... - wskazuję podbródkiem, zauważając już pierwsze elementy, które mogłyby nieco się przydać. Podczas podróży do kwiatów okazuje się, że zahaczam o jakąś dziwną gałązkę, która wygląda niespecjalnie prawidłowo, ale w sumie... tutaj wiele rzeczy wygląda nieprawidłowo. Nie uważam to za coś złego, a też - liczy się to, by niczego nie uszkodzić. Mam nadzieję zatem, że wspólnym wysiłkiem coś uda nam się zebrać; szkoda tylko, że nie zauważam, jak pasożyt postanawia zrobić ze mnie swojego żywiciela. Szkoda tylko, że ze mnie nie ma czego tak naprawdę zabierać. - Z-Zbierałeś kiedykolwiek śnieżną b-bawełnę? - pytam się, kucając ostrożnie nad jednym z okazów. Iactus w międzyczasie żeruje na moim organizmie, powoli kradnąc z niego składniki, a sam wyglądam nieco bladziej, na bardziej zmęczonego. Też, umysł nieco staje się mniej klarowny, ale na obecną chwilę uznaję to za wynik ponownego bólu głowy i nadmiaru sytuacji, które na mnie zdecydowanie wpływają. Przecieram palcami wskazującymi przestrzeń pod oczami, biorąc głębszy wdech.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Jestem w parze z:@Hawk A. Keaton Moje zdarzenie losowe to:J Moja aktualna k6 to:6 Używam bonusów: +1 pkt za 5 w ziele Razem mamy punktów: 10 Kwiatów zebraliśmy aż: 2
Na miejscu zbiórki czekał troszkę przed czasem i nieco nie mógł się doczekać rozpoczęcia lekcji. Część lasu znał nawet dobrze, co wiązało się z tym że raz na jakiś czas spędzał pełnię w tym miejscu. Był już początek zimy, ale na szczęście jeszcze nie sypało na nich śniegiem, a Drake nie musiał nosić na sobie grubych ubrań, za którymi nie do końca przepadał. Za gorąco mu w nich było. Nie należał do osób które szybko marzły, więc plus dla niego. Byle zimny wiaterek go nie pokona. Stał tak więc sobie czekając, aż do momentu w którym przyszła nauczycielka i poinstruowała ich co właściwie będą dziś robić. Zbieranie bawełny mu nie przeszkadzało. Właściwie to czuł że mogła być z tego całkiem niezła zabawa. Zerknął na Hawka który do niego przyszedł z pytaniem i lekko się uśmiechnął. - Pewnie, czemu nie. Nie musisz się tak krępować - Do tego delikatnie się wyszczerzył. Chwilę później ruszył zaraz za kumplem w głąb lasu wypatrywać roślinek. Nie zauważył jak pasożyt się przyczepił do krukona. Inaczej raczej by zareagował że jakiś rzep mu się przyczepił i spróbowałby się do pozbyć. -Faktycznie. Mamy już dwie bawełny przy sobie. - Idąc dalej usłyszał jakby znajomy króliczy pisk. Słyszał już kiedyś Jackalope, dlatego domyślił się że to jego wołanie. Zbliżył się do zawalonej norki i machnięciem różdżki uniósł patyki żeby maluch mógł się wydostać i pokicać gdzieś dalej.-Maluch miał pecha... - Powiedział nadal patrząc na magicznego króliczka który już się oddalał. - Widzisz bawełnę gdzieś jeszcze?
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Jestem w parze z:@Drake Lilac Moje zdarzenie losowe to:I Moja aktualna k6 to:2 Używam bonusów: a w sumie mam za niewpisaną jeszcze cechę eventową Magik żywiołów (ziemia)! +2 Razem mamy punktów: 14 Kwiatów zebraliśmy aż: 2
Nie jest jakoś bardzo chłodno, ale wiem, że nie powinienem się przesilać - a przynajmniej nie teraz, gdy świadomość tego, iż przeziębienia się mnie lubią chwytać, zdaje się być jeszcze silniejsza. Pytanie, jakie zadaję Drake'owi, nie powoduje u mnie wstydu wewnętrznego, a bardziej wynika ze słabej samooceny i problemów z komunikacją. Rzadko kiedy obcuję z ludźmi i preferuję zdolność wykonania pracy samodzielnie. Nie jestem dobrym kompanem do rozmowy, tudzież współpracy i pozostaję świadom tej słabości, która jawi się pod kopułą mojej czaszki ze zaskakującą precyzją. To coś w stylu świadomości własnych wad, ale bez jakichkolwiek form naprawiania ich. - N-Nie krępuję się. Po prostu tak... reaguję. - odpowiadam szczerze, jasnoniebieskimi tęczówkami wędrując na czubki własnych butów. Jeżeli Estella wymaga działania w parach, nie pozostaje mi nic innego, jak się właśnie na tym skupić - a Gryfon znajduje się najbliżej i go w jakimś stopniu znam. Mogę zatem odetchnąć z ulgą, gdy ten się zgadza, bo inaczej pozostałoby mi samodzielne chodzenie po strukturach lasu, który nie bez powodu nazywa się zakazanym. Nie chcę sprowadzać na siebie nieszczęścia, w związku z czym czuję się nieco bezpieczniej, gdy wiem, że nie muszę chodzić samemu i bez jakiejkolwiek nadziei - nawet jeżeli gwizdek jest przeze mnie posiadany. Kucnięcie przy bawełnie nie ujawnia w moim przypadku żerującego na organizmie pasożyta. Dopiero podczas zbierania bawełny, poprzez wykorzystanie odpowiednich przyborów i narzędzi udostępnionych przez nauczycielkę, zaczynam się czuć nieco dziwniej. Jakby... przytłumiony? Mrużę na krótki moment oczy i się zastanawiam, czy aby na pewno się nie mylę z czymkolwiek, niemniej nadal - uznaję to za stres i ogólny problem z odpoczynkiem ostatnimi czasy. Sprawa z Irytkiem może nieco ucichła, ale codziennie mam z nim do czynienia, co wcale nie powoduje, że czuję się o niebo lepiej. Jakby było to chodzące za mną widmo, które nie zamierza tak łatwo odpuścić. - T-To całkiem nieźle jak na p-początek. Ciekawe, czy znajdziemy więcej... - długo się nad tym nie zastanawiam, kiedy dociera do mnie zajęczy pisk - choć nie wiem, czy to objaw zmęczenia. Odwracam się w kierunku źródła dźwięku, a jak się okazuje, Drake również podejmuje tego typu działanie. Jackalope, choć dziki, wymagał pomocy. Mimo to moje zdolności korzystania z magii nie są na zadowalającym poziomie, dlatego nawet nie chwytam za drewniany patyczek, w którym drzemie lojalny, acz zwyczajny rdzeń. Nie wierzę we własne możliwości i nie zamierzam tak łatwo uwierzyć. Przecieram skroń, która mnie boli nieco bardziej, a z minuty na minutę czuję się coraz gorzej. - J-Jackalope... ale kto zawalił m-mu norę? - pytam się, zerkając do góry, co powoduje ponowny uścisk w głowie. - Przecież... nie... n-nie powinno być tutaj tak wiele gałęzi... Ktoś...? - mówię w kierunku Gryfona, już nieco mniej przytomny. Decyduję się udawać, że wszystko jest w porządku, ale złośliwość losu postanawia się odezwać; robię jeden krok, drugi krok, może zauważam nawet kolejne skupisko śnieżnej bawełny, ale w tym momencie świat kompletnie mi ciemnieje przed oczami. Staję się o wiele bardziej blady, na twarzy pojawia się natomiast zaskakująco niezdrowy kolor białej kredy. Nie mam pojęcia, co się dzieje, ale mi się to nie podoba; choć czy mam teraz jakąkolwiek zdolność przekazania własnej opinii? Zamykam oczy, zmęczony i pozbawiony świadomości tego, co się dzieje; zasłona z rzęs pojawia się na dobre. Krok w stronę Drake'a kończy się upadkiem, tracę na krótki moment przytomność, gdy ciało staje się zaskakująco lekkie, praktycznie niczym pióro - i najwidoczniej nie pozostaje mi nic innego, jak się temu uczuciu poddać.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Jestem w parze z:@Hawk A. Keaton Moje zdarzenie losowe to: J - Już odegrane Moja aktualna k6 to:1 Używam bonusów: Skończyły mi się już Razem mamy punktów: 15 Kwiatów zebraliśmy aż: 3
Chyba rozumiał co Hawk ma na myśli. Drake sam miał przez dosyć spory czas malutkie kłopoty z interakcjami międzyludzkimi. Dopiero w trakcie wakacji stał się nieco bardziej śmiały. Przy okazji pomoc Jackalope przyniosła dodatkowy nieoczekiwany rezultat. Dwie bawełny obok norki. Dlatego ratowanie niewinnych stworzeń jest opłacalne, bo karma za to często wraca. Prędzej czy później. Szkoda że tylko jedna rzecz była bawełną, a druga pajęczyną akromantuli. Niezbyt mu się to podobało, ale jego wina że się pośpieszył prawda? Teraz jego lewa ręka niesamowicie się kleiła. Niby pajęczynę dało się spalić, ale przy tym mógłby się poparzyć. Odwrócił się chcąc poprosić Hawka o pomoc z tym pajęczym badziewiem, ale zobaczył coś co wywołało u niego natychmiastową reakcję napędzaną wilkołaczymi zmysłami, długoletnim graniu w quidditcha i gryfońskim odruchem "Rzuć się na pałę, a pomyśl potem". Złapał Krukona zapewniając jego głowie miękkie lądowanie na klacie Lilaca. I dopiero wtedy dostrzegł pasożytniczą roślinę, która upodobała sobie Keatona. Zagwizdał mocno chcąc wezwać nauczycielkę albo jakąkolwiek inną pomoc. Wolał się nie motać samemu z tym czymś, bo mógłby jeszcze przez przypadek uszkodzić kolegę. Póki co wyjął swój magiczny patyk i rzucił Rennervate, żeby przywrócić przytomność osobie która aktualnie się do niego kleiła. Dosłownie bo ręka Drake'a przykleiła się mu do pleców i kawałka karku, kiedy ten go łapał. Fakt, że tego nie przemyślał, ale było to lepsze niż pozwolić mu trzasnąć twarzą o ziemię.
Cóż, Zakazany Las to Zakazany Las, ale Estella zakładała, że jednak nic złego się nie wydarzy podczas tej jednej lekcji. Była z siebie też bardzo dumna, że pomyślała o gwizdkach, które może nie były idealnym wynalazkiem i dość często się psuły, ale jednak na krótki okres czasu stanowiły niezłe zabezpieczenie. Wiedziała, że mają teraz marną szansę na spotkanie tutaj wściekłych bestii, a jednak kiedy do jej uszu dotarł potężny gwizd, to natychmiast rzuciła się pędem w stronę jego źródła. Jeszcze tego było mało, żeby znowu trzeba było bawić się w jakieś bariery! - Aj, panowie, trzeba trochę uważać przy chodzeniu po lesie - zganiła ich łagodnie, niby mając na myśli Krukona, a jednak podejrzewając, że jej słowa najwięcej sensu będą miały dla bardziej przytomnego Gryfona. Bez problemu rozpoznała Iactusa - miała wrażenie, że jest ich tutaj ostatnio coraz więcej i prawdopodobnie przez to zaczynały testować swoje możliwości na nowych ofiarach, nieco mniej otoczonych korą. - W porządku, to nie będzie zbyt przyjemne, ale zapewniam - nic panu nie będzie! - Dodała jeszcze, a później poprosiła Lilaca, żeby przytrzymał Keatona wygodniej, gdy ona pewnym ruchem różdżki odczepiała Iactusa, szybko się go pozbywając. Oczyściła rankę, nałożyła na nią czyściutki opatrunek i otrzepała dłonie, prostując się z dumnym uśmiechem, bo też wychodząc z założenia, że wszyscy doskonale sobie poradzili. - Panie Lilac, plus pięć punktów dla Gryffindoru za takie wierne wspieranie, łapanie i trzymanie swojego partnera! No nie może pan go teraz puścić, co? - Zaśmiała się wesoło, absolutnie nie biorąc pod uwagę, że coś innego mogło zmuszać do tego Drake'a, niż jego lojalność. - Panie Keaton, proszę uważać, ta ranka może się kiepsko goić, ale to nic groźnego. Jeszcze będzie panu trochę słabo, ale taki króciutki kontakt z Iactusem do tragedii nie doprowadzi. Mogę panów poprowadzić bliżej skraju lasu, jeśli chcą panowie już zabrać się jednak z powrotem do zamku? - Zaproponowała, kontrolnym zerknięciem sprawdzając, czy udało im się wcześniej zebrać jakąś śnieżną bawełnę - a później, w zależności od ich decyzji, podprowadziła ich bliżej błoni lub też ruszyła dalej na swoje własne poszukiwania mięciutkich kwiatów.
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Jestem w parze z:@Drake Lilac Moje zdarzenie losowe to:I Moja aktualna k6 to:6 Używam bonusów: a w sumie mam za niewpisaną jeszcze cechę eventową Magik żywiołów (ziemia)! +2 Razem mamy punktów: 21 Kwiatów zebraliśmy aż: 4
Niespecjalnie wiem, co się dalej dzieje - koniec końców moja przygoda zakończyła się na tym, że po prostu sobie zemdlałem. Nie cieszy mnie to w ogóle, ale również moja opinia nie ma wielkiego znaczenia, gdy jestem na tyle osłabiony i na tyle mało przytomny, by móc cokolwiek więcej na to poradzić. Nie zdołałem dostrzec wcześniej nawet tego, że Drake ma z czymś problem. Dopiero po tym, jak otrzymuję zaklęciem Rennervate i się budzę, nieco nadal stłumiony i pozbawiony możliwości pełnej komunikacji, docierają do mnie słowa profesor i ogólnie to, że coś będzie bolało, nie będzie to przyjemne; krzywię się na tyle mocno, na ile jest to możliwe. - P-p-proszę? - pytam się, zanim cokolwiek ma miejsce podczas tego osobliwego spotkania z cudem pasożytniczej natury. Coś zostaje wyrwane z mojej łydki, ja syczę pod nosem nadal oparty o wychowanka Gryffindoru, a potem, jak się okazuje, rana jest dezynfekowana. Całe szczęście, że moje odwrócenie się w tej pozycji jest niewygodne, bo pewnie bym ponownie zemdlał, ale tym razem z powodu widoku krwi. Zaciskam mocniej wargi w wąską linię, nic nie mówiąc; nie cierpię bycia leczonym i się z tym wyjątkowo trudno kryję. Też, moja mała, wewnętrzna panika narasta z chwili na chwilę, z sekundy na sekundę - ponownie dziwna sytuacja postanawia chwycić mnie we własne szpony i... no cóż, najwidoczniej z trudem puścić. Nieważne od tego, jak bym się poruszył, to wygląda na to, iż ktoś postanowił chyba zastosować na mój kark i plecy zaklęcie Trwałego Przylepca. Merlinie, mniej mnie w opiece, jeżeli jest to możliwe... W sumie, jakby nie było - w ogóle nie jest to możliwe. Kolejne słowa ze strony nauczycielki powodują, że chętnie bym posłał jakieś pytanie, bo partnerami nie jesteśmy, ale ostatecznie siedzę cicho, już wystarczająco zmęczony tym wszystkim. Jedno wiem - że kolejnych plotek nie ominę, a życie pokaże mi ponownie, iż nie tak łatwo jest się ukryć w czeluściach średniowiecznego zamku. - P-Poradzimy sobie... - chyba lepiej postawić na taką opcję, choć kątem oka zauważam jeszcze jedną śnieżną bawełnę. Zmęczony, ale nadal nieco bardziej spostrzegawczy; spoglądam jeszcze raz w tamtym kierunku, by się upewnić, czy aby na pewno nie mam omamów. - D-Drake, za nami jest jeszcze jedna ś-śnieżna bawełna... - mówię, bo szkoda odpuścić taką okazję, choć to, że jesteśmy do siebie przyklejeni w tak widoczny sposób, wcale mi nie pomaga. Kiedy zbieramy ostatni kwiat i zwracamy w pełni zebrane okazy, udajemy się w dość frasobliwym stylu do zamku, by poradzić sobie jakkolwiek z sytuacją w postaci wyglądania specyficznie. Mam tylko nadzieję, że Irytek nie postanowi jakkolwiek nas w międzyczasie zaczepić. - N-Na Merlina... - mówię tylko pod nosem, zastanawiając się nad tym, czy w moim przypadku to cały budynek nie postanowił się na mnie zawalić...
Jestem w parze z:@Ruby Maguire Moje zdarzenie losowe to:A Moja aktualna k6 to:3 Używam bonusów: +1 do puli punktów swojej pary (za empatie) Razem mamy punktów: moje 4 póki co Kwiatów zebraliśmy aż: 0
Na zielarstwo idę razem z Ruby oraz @Hope U. Griffin. Wspólnie wytaczamy się na lekcję, plotkując mniej lub bardziej. Sama z werwą zagaduję Maguire na temat tego jakie są szanse na znalezienie tam jakichkolwiek magicznych zwierząt. W końcu był to zdecydowanie nasz konik. Złote loki mam ukryte pod czerwoną, gryfońską czapką. Założyłam też wielką, różową kurtkę, żeby przypadkiem nie zmarznąć. Do tego jak zwykle pociągnęłam usta czerwoną szminką - nawet na wypad do lasu. Kiedy docieramy na umówione miejsce słucham naszego zadania, ale nadal jestem bardzie podekscytowana jakąkolwiek możliwością spotkania magicznych stworzeń niż samym zadaniem. Na dodatek zostałam przydzielona do pary z Ruby, więc łapię ją za rękę z bardzo szerokim uśmiechem. Pochylam się też w kierunku Hope, by sprawdzić czy nie czuje się samotnie z tym podziałem. Ale uznaję, że kto jak kto, ale prefektka Gryffindoru tyle ostatnio przeszła i jest nadal taka dzielna, że co tam ktoś inny do pary niż jej najlepsza przyjaciółka. Zakładam gwizdek na szyję swojej pary i łapię ją pod rękę. Machając wesoło koszykiem zmierzamy na kolejną przygodę. - Patrz, naprawdę jesteśmy jakimiś leśnymi partnerkami... Zimno mi w nos - oznajmiam mądrze kiedy idziemy w głąb lasu i drapię się po czerwonym nosie. - Ech, wszystko wygląda jak ta wełna, czy o to tam jest - mówię i na chwilę odrywam się od ramienia przyjaciółki, by podejść do jakiejś marnej kupki (śniegu) i po raz kolejny się rozczarować. W pewnym momencie widzę naprawdę dużo tej bawełny. To musiał być jakiś krzak! - O Rubs, zobacz! - mówię i hasam do kłębów śnieżnych kwiatów, biorąc je do rąk. Jednak kiedy znajdują się w moich dłoniach (naprawdę pokaźna ilość, aż przytrzymywałam sobie klatką piersiową) i chcę wrzucić wszystko do koszyka, okazuje się że... strasznie to wszystko się klei. - Rubs... - zaczepiam ostrożnie przyjaciółkę i powoli ciągnę ręką, a za mną ciągnie się ta bawełna i coś coraz bardziej mi się wydaje, że to wcale nie jest to czego szukamy.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Jestem w parze z:@Delilah Douvre Moje zdarzenie losowe to:h->d Moja aktualna k6 to:3 Używam bonusów: za żywioł +1 i zielarstwo+1 Razem mamy punktów: moje 3 +2 bonusy Kwiatów zebraliśmy aż: 1
Rudzielec ubrał się i to w zasadzie tyle. Po krótkim spacerze wokół jeziora Wiktor udał się na zielarstwo chłopak był wyjątkowo mocno skupiony. Jdąc za resztą uczniów miał co do każdych lekcji poważne wątpliwości zawsze są. Jednak u Krawczyka chyba popsuł się albo coś sie w gwizdku popsuło bo cały czas nieustanne gwizdanie jest bardzo uciążliwe, Tak więc profesor Vicario czym prędzej daje chłopakowi nowy gwizdek a Puchon wraca dalej na poszukiwania lecz daleko nie uszedł z racji tego że na drodze spotkał diabelskie sidła. Po chwili wpadł w pułapkę owych pnączy, które oplatają już Wiktora całego od góry do dołu i ciągnąc go w jakimś bliżej nieokreślonym kierunku. Niepokoił się tą całą sytuacją. Już chciał krzyczeć i żegnać się ze swoim życiem, nawet był skłonny podać znajomym zmiany do testamentu… Ale się okazało ze niepotrzebnie Wiktor panikował , jest dzień, jest jasno, w sumie chłopakowi nic złego się nie dzieje. Rudzielca przeciwnik i nie taki straszny jak go malują to w rzeczywistości przerośnięte fruwosidła, którym brak czułości. Trochę je pogłaskał coś tam im szepnął i zaraz puszczą! -Gdyby cos tutaj było... najdziemy.dodał do krukona czekając na odpowiedź.@Delilah Douvre
Caesar U. Badcock
Rok Nauki : I
Wiek : 15
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Kilka pieprzyków na lewym policzku, randomowe blizny/obtarcia/zadrapania
Jestem w parze z:@Ruth Callahan Moje zdarzenie losowe to:F Moja aktualna k6 to:1 Używam bonusów: - Razem mamy punktów: 1 Kwiatów zebraliśmy aż: 0
Nie ciągnęło go jakoś mega do zajęć z Zielarstwa, ale w sumie już na początku roku ogarnął, że nie idzie mu z tego przedmiotu tak źle, więc zawsze warto było pogrzebać w kwiatkach, jeśli miało mu to przynieść jedynie pozytywne korzyści. Kiedy już postanowił się wygrzebać z gryfońskiego dormitorium, to zupełnie przypadkiem się dowiedział, że najwyraźniej zajęcia mają odbywać się jednak nie w cieplarni, a w Zakazanym Lesie... ...i wtedy wiedział już, że absolutnie musi na nie pójść, żeby pobuszować po tym tajemniczym, tak cudownie niebezpiecznym miejscu, w dodatku z nauczycielskim przyzwoleniem. Miał lecieć po wizbooka i pytać na wizzengerze, czy ktoś nie ma teraz chwili na podjęcie z nim przygody, ale wtedy też dostrzegł rudą kitę Ruty, do której zaraz już się wydzierał i leciał. - CHODŹ, CHODŹ, BĘDZIE SUPER, IDZIEMY DO ZAKAZANEGO LASU, A TAM JEST NAJSUPER! - Namawiał ją, kompletnie nie biorąc pod uwagę protestów. Złapał ją za rękę i puścił się biegiem do przodu, by zwolnić dopiero na Wielkich Schodach, które trochę musiały pohamować gryfoński entuzjazm. Podobnie zrobiła zresztą profesor Vicario, która gadała o jakimś uważaniu, nie wychodzeniu za linię i gwizdaniu w gwizdki... a przecież wiadomo było, że najważniejsza była zabawa. - Widzisz coś, widzisz? Ej... - Zdziwił się, machając nie tylko rękoma, ale też nogami, bo... zaczął fruwać? Jeszcze chwilę temu suche gałązki przyjemnie chrupały mu pod stopami, a teraz czuł się jak balonik. - ...JA LATAM - gaspnął z niedowierzaniem, jeszcze nie zastanawiając się nad tym, czy przypadkiem chłodny wiatr nie wyniesie go zaraz pod chmury.
Delilah Douvre
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.82m
C. szczególne : Ma kolczyk w języku, znamie w kształcie półksiężyca na wewnętrznej stronie uda podobnie jak jego brat bliźniak. Wie, że ma specyficzne imię, które często jest obiektem żartów znajomych.
Jestem w parze z: @Wiktor Krawczyk Moje zdarzenie losowe to:I Moja aktualna k6 to:3 Używam bonusów: - Razem mamy punktów: 8 Kwiatów zebraliśmy aż: 1
Lekcje zielarstwa zawsze wydawały mu się przyjemne, choć szczerze mówiąc nigdy nie był wybitny z tego przedmiotu - jednak wyprawa po śnieżną bawełnę brzmiała naprawdę miło i swojsko. No bo, co się mogło stać, prawda? Choć wkraczali na teren Zakazanego Lasu mieli przy sobie profesorkę, która obdarzyła ich magicznymi gwizdkami co dawało poczucie potencjalnego bezpieczeństwa a także pracowali w parach. No właśnie, pary! Na początku zajęć udało mu się zgadać z jednym Puchonem, by pracowali wspólnie ale.. Pomimo jego wyrazistej, rudej czupryny udało mu się go zgubić. Cholera, nie mógł mu przecież odejść zbyt daleko! Odetchnął z ulgą, kiedy namierzył chłopaka, który wydał mu się dosyć zestresowany ale przynajmniej trzymał w dłoniach uroczy kłębuszek śnieżnej bawełny. - No proszę! Udało Ci się już jedną znaleźć, ale.. Wszystko w porządku? Wyglądasz na nieco zmachanego? - Zagadnął go, poprawiając mu ostrożnie wierzchnią szatę, która nieco się wytarmosiła, jak się później okazało po spotkaniu z fruwosidłami. - Hmm, wydaje mi się, że tam coś widzę! Chodźmy to sprawdzić. - Brunet pewnym krokiem ruszył w stronę zbioru drzew. Jednak musiał przyznać, że nie był przy tym zbyt uważny, szczególnie że prowadził dialog ze swoim towarzyszem, który opowiedział mu o wcześniejszym zdarzeniu z wytęsknioną rośliną. - Haha, nieźle cię sobie owinęła wokół palca. Cieszmy się, że tylko potrzebowała małego mizianka i.. Auć. - Syknął cicho, kiedy poczuł dosyć mocne ukłucie na swojej nodze. Zerknął jednak na dziwnie wystającą gałąź. To chyba to, nie? Pewnie tylko lekko się skaleczył i to wszystko, nie nosił okularów a chyba był totalnie ślepy. Jednak noga zaczęła mu dokuczać bardziej a im dłużej tam stali, rozglądając się za śnieżnymi bawełnami, tym czuł się gorzej i z każdą chwilą coraz słabiej. Zaczęło mu się też robić duszno i miał wrażenie jakby powoli tracił kontakt z rzeczywistością w ten specyficzny dla omdleń sposób. - Wiktor.. Ja chyba muszę sobie tutaj usiąść.. - Powiedział nagle, a zanim chłopak zdążył zareagować po prostu opadł tyłkiem na liście, chowając głowę między kolanami. No właśnie, z Zielarstwa był bardzo przeciętny, podejrzewał, że jego partner był lepszy jednak chyba potrzebowali pomocy od kogoś innego. Czując jak mieni mu się powoli przed oczyma, ostatkiem sił zaczął obmacywać swoje spodnie na oślep, mając nadzieję że natrafi na ten głupi gwizdek. Natomiast w jego obecnym stanie mógł już raczej liczyć tylko na to, że Wiktor wezwie pomoc.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Jestem w parze z:@Delilah Douvre Moje zdarzenie losowe to:literka A Moja aktualna k6 to:5 Używam bonusów: zuzyte w poprzednim poście Razem mamy punktów: 8 poprzednie posty razem + 5 moje Kwiatów zebraliśmy aż: 2
Wiktor widąc zły stan krukona szybko wezwał pomoc nauczycielke.@Estella Vicario Czekając na profesor Vicario aż ta udzieli koledze pomocy rozglądał się jak uczniowie dają sobie rade. No tak tak...ależ oczywiście co można nie spotkać w lesie gigantycznego pająka, raczej w tej części lasu nie zby przesiaduje chyba że, maja jakieś powody. Idąc dalej Puchon znajduje kłębek sieci akromantuli, ej co go tu przywiało no cóż i tak nie wazne Wiktor podnosi go z ciekawości, myląc go z kwiatem śnieżnej bawełny, ub spadła z jakiegoś drzewa wprost do rąk rudzielca. Nie tak szybko i nie tak łatwo pozbyc lepkiej sieci,trzeba wezawac pomoc kolegi jak tylko mu się poprawi. Wyszło jak wyszło ale idzie dużo gorzej niz przypuszczał Puchon. Takiej sytuacji nie przewidział Wiktor że, po pół godzienie zostali ze sobą złączeni jakoś tak… na stałe? -wycieczka do łazienki i wspólna kąpiel. zaśmiał się rudzielec to bedą plotki na całą szkołe a nie dystans.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Jestem w parze z:@Wacław Wodzirej Moje zdarzenie losowe to:C Moja aktualna k6 to:5 Używam bonusów: Na razie nie c: Razem mamy punktów: 5 + ? Kwiatów zebraliśmy aż: mamy jeden!
. Doireann miała swoje marzenia. Niektóre z nich były wielkie i mówiła o nich chętnie - bo każdy, kto był z nią chociaż odrobinę bliżej, mógł wiedzieć, że zobaczenie na własne oczy Wielkiego Zderzacza Hadronów było priorytetem w życiu młodej Puchonki. Zaraz niżej znajdowały się możliwie najlepsze studia inżynierskie, bycie wybitną w swojej dziedzinie i wylądowanie w Szwajcarii na stałe, gdzie mogłaby już dowoli, z sercem przepełnionym radością, doglądać sobie najwspanialszej maszyny, która kiedykolwiek powstała. Myślała jednocześnie, że w sumie mogłaby do tego żyć w domu, którego drewniana boazeria byłaby pomalowana na zielono i piec chleb - tym jednak nie chwaliła się już tak chętnie. Nikt, absolutnie nikt zaś nie wiedział, że jej najbardziej dziewczęca strona, które lubiło koronki, kolor różowy i brokat, chciała zobaczyć jednorożca. I o ile Sheenani nie miała za grosz odwagi, by poszukać go samej, bo błąkać się bez opieki po dziwnych, magicznych lasach nie zamierzała, tak teraz nadarzyła się ta jedyna okazja, by coś z owym marzeniem zrobić, nawet jeśli wiedziała, że szanse były - delikatnie mówiąc - marne. Stawiła się więc na zbiórkę, bezproblemowo zaakceptowała przydzielonego jej partnera (którego nie dość, że kojarzyła z dormitorium, to jeszcze widywała w Szpitalnym Skrzydle, kiedy to odbierała od Perpetuy cotygodniowe dawki eliksiru spokoju), by następnie ruszyć ku przygodzie. - Potrzymasz go na chwilę? - zagaiła Wacława, jedną ręką poprawiając gruby szalik, który omiotła wokół szyi dobre cztery razy, w drugiej wyciągając w stronę chłopaka wiklinowy koszyk, w którym znajdowało się jedynie poglądowe zdjęcie, dwie pary rękawiczek i nożyki. - Muszę zmienić rękawiczki na… Och! - raz jeszcze, kierowana niekoniecznie dobrze uświadomionym przekonaniem, że jeśli coś podekscytuje ją wystarczająco, to wcale nie musi kończyć poprzedniej myśli, postanowiła nie tłumaczyć się dalej, dlaczego to próbowała wymusić na nim trzymanie koszyczka. Zamiast tego bezpardonowo mu go wepchnęła, chwytając jedno z ostrzy, po czym umiarkowanie powoli - bo z brzytwopodobnymi rzeczami się przecież nie biega - podeszła do jakiegoś krzaczka. Pochyliła się nad nim i odcięła bawełnianą główkę. Nie wyprostowała się jednak momentalnie. Przez parę sekund wpatrywała się w coś, co najwyraźniej utknęło pomiędzy łysymi gałęziami chaszczy, by ostatecznie pochylić się do przodu, wyciągając po owy przedmiot rękę. - Wiesz, co to jest? - spytała, kiedy po wielu ciężkich zmaganiach (bo strzała leżała daleko, a ona posiada raczej krótkie ramiona) dumnie dzierżyła kupidynowy pocisk. I naprawdę wyglądała przy tym na dość zadowoloną; bo kojarzyć mogła się z ojcem, który złowił taaaaką rybę i właśnie miał zamiar pozować z nią do zdjęcia.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Jestem w parze z:@Doireann Sheenani Moje zdarzenie losowe to:E Moja aktualna k6 to:1 Używam bonusów: nie posiadam Razem mamy punktów: 6! Kwiatów zebraliśmy aż: szalony jeden!
/Przed wizytą na Skrzydle Gdyby Wacław miał dostać przypadkową pracę kiedykolwiek to zapewne skończyłoby się tak, iż Wielki Zderzacza Hadronów zostałby zatrzymany, ponieważ w środku znalazł się kawałek bułki. Tak, to brzmi totalnie jak Wodzirej w jakiekolwiek robocie. Dlatego póki był studentem to korzystał z beztroski i na dzisiejszych zajęciach planował również nacieszyć się towarzystwem. Przed Zakazanym Lasem, na zbiórce czuł się jak w przedszkolu z taką różnicą, że zamiast długiego sznurka, gdzie wiązało się ręce, oni dostali magiczną linię, której nie należało opuszczać. Bo jak się puszczać w Zakazanym Lesie to ino na obrzeżach, bo nie ma co wchodzić głęboko w las. Najwyżej w kogoś. Tak czy tak, zmartwieniem Wacława aktualnie było, co innego - nie zamarznąć i nie zgubić swojej znajomej z pary. - Ja to mogę go, wiesz - powiedział, wpatrując się tempo Sheenani. Nieco też pytająco, a koszyk jakoś nieśmiało chwycił w łapkę. Po czym dziewczyna mu gdzieś uciekła, uzbrajając się w szalik. On był po jakiejś rozgrzewającej pyszności, powiedźmy, czegoś na kształt nalewki, co jednak oficjalnie alkoholem być nie mogło. - Nosić - powiedział, odprowadzając ją wzrokiem, kiedy już sobie nagle przypomniał jakiego słowa wcześniej mu zabrakło. Leniwym krokiem poszedł w stronę krzaczka z dziwnym wrażeniem, że ktoś mu ciągle gada na uchem. Czy miał już jakieś schizy? Zapewne nie. Może to sumienie? Raczej nie, do tego potrzebny byłby kompas moralny. - Możliw - powiedział, przypatrując się zdobyczy Doireann i momentalnie rubaszny uśmieszek wymalował się na jego twarzy. - To typowy atrybut anakreontyków. Powiedźmy, że panowie w Antycznej Gracji sobie chodzili nieodziani w szatach i tym miłym czymś strzelano w nich, aby rozbudzić chuć. Przynieś wodę, przynieś wino/przynieś, chłopcze, nam tu wieńce/Kwiatów pełne, bym z Erosem/ stoczył bój na pięści. - Ruszył sugestywnie brwiami, cytując mugolskiego klasyka. Zaś samego narzędzia nie dotykać nie chciał, bo jeszcze nie wiadomo kto się tym bawił.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Jestem w parze z:@Wacław Wodzirej Moje zdarzenie losowe to:C Moja aktualna k6 to:4 Używam bonusów: Na razie nie c: Razem mamy punktów: 10! Kwiatów zebraliśmy aż: hur dur, dwa kwiatki!
. Doireann skrycie doceniała każdego, kto sprawiał, że nie była skazana na noszenie czegokolwiek, zapisując sobie w pamięci nazwiska osób, do których zamierzała pałać niewysławioną wdzięcznością. Gdzieś tam Wacław zyskał sobie swoją własną rubryczkę, w której dostał ten punkt, czy dwa - i od chwili obecnej Puchonka miała zamiar myśleć sobie o nim, jako o człowieku dobrym. Albo chociaż miłym, bo złoczyńca i zbereźnik - nie, żeby dziewczyna miała jakiekolwiek powody, by tak o nim myśleć - wciąż mógł odznaczać się dobrymi manierami. A przynajmniej nie myślała o nim w kontekście "zbereźnika" przez te dwie minuty, które dzieliły ich od heroicznego przejęcia koszyczka, do zdobycia cukierkowo-różowej strzały przyozdobione serduszkami. Bogowie, była obrzydliwie kiczowata - ale Merlin jej świadkiem, całą sobą kochała wszystko, co było brzydkie i tandetne. Teoretycznie na widok chłopaka, który cytowałby jej poezję w lesie powinny zmięknąć jej kolana, skoro była rasową romantyczką. Nie mdlała jednak, ani też nie zalewała się rumieńcem, co było niesprawiedliwością świata samą w sobie - bo pewnie, gdyby Eskil wyrecytował jej tutaj cokolwiek, umarłaby ze szczęścia. Zamiast tego… wzięła i zaśmiała się głośno, zaraz to przykrywając usta wierzchem dłoni, w której wciąż trzymała bawełnę. - O bogowie, po samym doborze poezji widać, że jesteś hedonistą. - podeszła te parę kroków bliżej, by wrzucić zarówno bawełniany kwiatek, jak i strzałę do koszyczka. Niekoniecznie chciała zatrzymywać ją na pamiątkę, ale dbajmy o ogrody. Nie zamierzała zostawiać znalezionych w lesie śmieci. - Często chodzisz po lasach i cytujesz klasyków? - pokręciła rozbawiona głową i ręką, w której nie dzierżyła nożyka, poklepała Wacława po ramieniu, patrząc na niego pełna nieprzemijającej wesołości. Nie skupiała się na niej na tyle, by bezpośrednio powiązać ją ze znalezioną strzałą. Ot, raz jej się zdarzyło mieć fenomenalny humor, no zastrzelcie! - Bo wiesz, to dość niecodzienne hobby. Okrążyła chłopaka z zamiarem zerwania kolejnego kwiatka, który wyglądał zza kolejnych poskręcanych łodyg czegoś, co uznało, że na czas zimy wyglądać będzie tak martwo, jak tylko mogło. Raz jeszcze ciachnęła główkę, by - bez zbędnego ociągania się - złożyć ją na dnie koszyka. I kiedy tak spojrzała na wodzirejowską łepetynę pod trochę innym kątem, westchnęła głośno i z przejęciem. - Och. Ojej. Ale weź się nie ruszaj chwilę, dobrze? Chyba… coś się w ciebie zaplątało. - odrzuciła nożyk, po czym wyciągnęła obie dłonie ku ciemnej czuprynie. Właściwie to mało obchodziło ją, że dotyka bardzo obcą osobę - można by nawet stwierdzić, że wyciąganie elfa z włosów chłopaka było na swój sposób miłe, ale tego przed sobą nigdy by nie przyznała.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Jestem w parze z:@Doireann Sheenani Moje zdarzenie losowe to:E Moja aktualna k6 to:4 Używam bonusów: nie posiadam Razem mamy punktów: 14! Kwiatów zebraliśmy aż: dalej dwa, ale idziemy w dobrą stronę
Uśmiechnął się, uwidaczniając nieśmiałe zmarszczki w okolicy oczu, które zaczęły się drążyć w jego skórze od częstego uśmiechania się. Poświęcił kilka sekund prędkiej refleksji wobec swojej życiowej filozofii i niekoniecznie chciał się zgodzić z ideą hedonizmu. Uważał, że bliżej było mu do horacjanizmu, ale równie dobrze mogło być to kłamstwo. Nie znał się na takich doktrynach i nie zamierzał nadrabiać swoich braków. Jednak jeśli ktoś ci mówi: pij winko, chilluj z ziomkami to jak nie lubić takiego wielkiego myśliciela? Zatem w enigmatycznej odpowiedzi skinął lekko głową, unosząc ramiona subtelnie w górę. Poza tym irytował się dziwnymi szeptami nad głową. Straszliwości. - To byłoby bardzo sielankowe - musiał jej to przyznać, że jest to jakaś wizja. Jednak częściej chodził po imprezach, śpiewając szanty czy inne przyśpiewki. Zaś w czasie tego edukacyjnego spacerku jakoś nie umiał w ogóle znaleźć żadnych kwiatów. Wyjął z koszyka obrazek poglądowy, przyrównał go do zdobyczy Doireann i mlasnął w jakimś rozczarowaniu nad samym sobą. - Boje się chodzić samemu po lasach, a co do klasyków. Kilku uwielbiam, ale samych tekstów na pamięć znam zaledwie kilka. - Chciał tutaj jeszcze troszkę się pochwalić znajomością liryków Pawlikowskiej-Jasnoszewskiej, ale cytowanie tlenu zrobiłoby jeszcze z niego jakiegoś nihilistę. - To teraz musisz się przyznać jakie jest twoje hobby - skoro już wyszedł na jakiegoś cygana, który męczy poezją niewinne istotki przy lesie to czuł się w obowiązku zainteresować młodszą Puchonką. - Niech Jaryło ma mnie w opiece - stanął nagle sztywno, klnąc w myślach, że siadło na niego jakieś straszliwe robactwo. Oblazły go pająki lub dzieje się coś jeszcze gorszego. Zamknął nienaturalnie silnie oczy, aby przypadkiem nie zobaczyć żadnego okropieństwa, które zaanektowało jego ciało. Sheenani wyciągnęła coś z jego włosów, gdzie bez jęków ze strony Wacka się nie obyło, ale chyba się opłacało. Wziął pociechę na ręce. - A co ci się stało, mało słodziaku? - Zapytał się, zastanawiając gdzie Świat chował swoją sprawiedliwość. - Jak to robisz, że znajdujesz mały elfy i kwiaty?
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Jestem w parze z:@Wacław Wodzirej Moje zdarzenie losowe to:C Moja aktualna k6 to:6 Używam bonusów: Na razie nie c: Razem mamy punktów: 20! Kwiatów zebraliśmy aż: OESU CZTERY, zaraz je pościnamy.
. Sheenani chciałaby wierzyć, że miała w sobie od groma cech, które pozwoliłyby jej identyfikować się ze stoicyzmem. Chciała wierzyć w opanowanie, inteligencję i istnienie cnót, bo nadawało to odrobinę więcej sensu wszelkim zakazom, których uporczywie się trzymała - nawet jeśli bolały. I może łapałaby się jakoś w ramy najlepszej filozofii świata, gdyby tylko względnego opanowania i lotnego rozumu miałaby się trzymać, ale było w niej zbyt wiele samobiczowania, postaw wręcz męczeńskich i emocjonalnej chwiejności. Szła więc przez życie kompletnie nieokreślona, starając się zbyt mocno nie zagłębiać w szkoły filozoficzne - bo jeszcze odkryłaby, że przez ten wewnętrzny smutek, poczucie beznadziei i niezadowolenie z życia kwalifikowałaby się na nihilistę. Za każdym razem, gdy ktoś otwarcie mówił o swoim lęku, nawet najmniejszym, w Doireann pojawiał się swego rodzaju podziw. Zadawała się ze zbyt dużą ilością Gryfonów (całą… dwójką?) i Ślizgonów, by mieć okazję słuchać podobnych wyznań. Czasami sprawiało to, że czuła się, jakby faktycznie była najsłabsza i trzeba było ją zawsze przed wszystkich chronić. A tu proszę; Wacław boi się być samotnie w lesie, a ona sama nie lubiła się z ciemnością. I krzykiem. I paroma innymi rzeczami. - Och, i nie pochwalisz się resztą? - trudno było stwierdzić, czy faktycznie była zawiedziona tym niedoborem leśnej poezji, czy stawiała na uprzejme zainteresowanie. Zapytana o własne hobby, uśmiechnęła się lekko i na moment spojrzała gdzieś w bok, zastanawiając się od czego tak właściwie zacząć. Wolała pominąć tę puchońsko-stereotypową miłość do tworzenia zabójczo słodkich wypieków i przedstawić się od tej nieco lepszej strony. - Matematyka. - oznajmiła po sekundzie, czy dwóch. - I fizyka teoretyczna, zwłaszcza wszystko, co zahacza o mechanikę kwantową, ale nie pogardzę też astrofizyką. Chociaż to wina Hawkinga, nie tego, że chciałoby mi się patrzeć w niebo i dumać nad gwiazdami. Och, jeszcze elektrotechnika. - uśmiechnęła się szeroko, bo w końcu to ostatnie zagadnienie było nieodłącznie powiązane z Teslą; a tego człowieka kochała równie gorliwą miłością, co nastolatki wzdychające do tych ładnych chłopaczków z popularnych zespołów. Postanowiła jednak nie wspominać, że posiada też nieprzyzwoicie wielką kolekcję porcelany o której też wiedziała zbyt dużo, a jej pokój tonie w angielskich klasykach i tanich romansach. Wydobywanie elfa z włosów chłopaka było łatwe - głównie przez to, że kiedy mówiło mu się, że ma stać i się nie ruszać, to faktycznie ani nie narzekał, ani też się nie wiercił. W mgnieniu oka umieściła malutkie stworzenie w dłoniach Wodzireja. - Mam naprawdę dobry wzrok. - oznajmiła, wzruszając przy tym ramionami. - Tylko wiesz, to nie ja znajduję elfy, tylko elfy znajdują ciebie.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Jestem w parze z:@Doireann Sheenani Moje zdarzenie losowe to:E Moja aktualna k6 to:1 Używam bonusów: nie posiadam Razem mamy punktów: 21 Kwiatów zebraliśmy aż: cztery!
Wystawił lekko język, co było dlań charakterystyczne, gdy w główce zachodziły mu procesy myślowe. Szybko go jednak schował, czując zimne powietrze i jego wpływ na wargi. Zaraz zaczną mu pękać, będzie to wyglądać równie źle, co opryszczka i zaczną się domniemania. Przerażająca wizja, do której urealnienia Wacław nie zamierzał przykładać ręki. - I tak nie zrozumiesz - żachnął się bezrefleksyjnie, po czym oprzytomniał i spojrzał na Doireann cielęcym wzrokiem. - Przepraszam, przepraszam, przepraszam - wolną rękę nawet uniósł w górę, aby okazać pewien poddańczy gest lub złapać te resztki sympatii, które mogły właśnie uciec. On jedynie wystosował skrót myślowy, który mógł zostać opacznie zrozumiały. Za to własnie przepraszał. - Większość znam po polsku. Nie chciałbym ich kaleczyć nieudolnym tłumaczeniem. - Wyjaśnił pobieżnie, masując niezręcznie kark przymarznięta ręką. Zapewne spaliłby buraka, gdyby chłodnawy klimat lasu o tej porze roku uprzednio nie szczypałby Wodzireja w policzki, nurzając je w lekko czerwonym odcieniu. - Wow. - Aż słów podziwu brak. Zapewne powtórzył wow jeszcze kilka razy zanim w ogóle wiedział jak mówi się inne słowa. Możliwe, że psotny duszek nad uchem też rozpraszał jego procesy myślowe, ale już mniejsza z tym. - Ja w tym czasie szukam harlequinów, a czym gorsza okładka tym lepsza - bo kochał kicz. Jak można nie kochać kiczu?! Wracając zaś do tematu: Wacław nie chciał się chwalić, iż jego związki z matką nauk są równie piękne, co ujemna delta, więc improwizował. - Bardzo podziwiam, że traktujesz czystą naukę jako własne zainteresowanie. Totalnie bym tak nie umiał, więc totalnie cieszę się, że to sprawia ci radość. - Mógłby też pociągnąć umiejętnie temat, ale jedyna strona, w jaką mógłby pójść z tą rozmową to pytanie względnie obcesowe. Postanowił je jednak zadać. - Czyli umiesz rozkminić czy dom wiewióry ze SpongeBob'a?miałby możliwość istnieć naprawdę? - I kolejne pytanie: czemu jeszcze nie ma o tym badań? Albo były, wystarczy się tym interesować, a Puchon cóż... Tego nie robił. - Racja, on znalazł mnie a teraz ja nie mam serce go porzucić, ale mam na tyle rozsądku, aby go nie zabierać do zamku. - Co Wacek wiedział o magicznych stworzeniach? Że istniały i miały jakieś swoje klasy. Zaprawdę wiedza zacna, ale aktualnie jakże nieużyteczna. - Na Swaroga, co ja mam z nim zrobić? - Czuł się tak żałośnie, zadając to pytanie, ale trudno. Proszenie o pomoc to nie wstyd.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Jestem w parze z:@Wacław Wodzirej Moje zdarzenie losowe to:C Moja aktualna k6 to:2 Używam bonusów: Cechy: “Magik żywiołów (ziemia)” +2, “Świetne zewnętrzne oko (wyczulenie/empatia)” +1 i za każde 5 punktów; +1 Razem mamy punktów: 27! Kwiatów zebraliśmy aż:Pięć. Pięć, kurna, kwiatków.
. Zamrugała parokrotnie, przechylając przy tym głowę odrobinę bliżej prawego ramienia, co jednoznacznie mówiło, że oto spotkała się z odpowiedzią niespodziewaną i teraz próbowała jakoś ją przetrawić. Pierwsze, co wpadło jej do głowy, to myśl jakoby Wacław miał być artystą i w swoim dziwacznym zachowaniu uznał, że ona, jako zwykły konsument poezji, nigdy nie będzie w stanie pojąć jej piękna. I właściwie była w stanie owy stan rzeczy zaakceptować i nie dopytywać, chociaż tak trochę zrobiło jej się przykro, jednak salwa przepraszania… no, zbiła ją z tropu. - Och. Och, ojej, nic się nie stało. - zaczęła zapewniać równie gorliwie, jeszcze na chwilę przez momentem, w którym tak właściwie dowiedziała się, za co jest przepraszana. W jej towarzystwie… cóż, nad wszelkimi krzywdami przechodziło się zazwyczaj do porządku dziennego dość szybko, nie kłopocząc się przepraszaniem - i bogowie, kłóciło się to z jej charakterem do tego stopnia, że zaczęła przepraszać książki, którymi nieostrożnie rzuciła o stół. - Och, tak, to wiele wyjaśnia. - pokiwała głową, starając się wyglądać przy tym najmilej, jak tylko mogła. Jeśli Wodzirej jeszcze sobie pomyśli, że ma do niego żal, to skończy pisząc listy do całej jego rodziny, zapewniając o tym, że zło nie zostało jej wyrządzone i oto błaga o wybaczenie za niepoprawne reakcje. I tym razem to ona się zawstydziła, uginając się pod ogromem zachwytu. Jej wzrok powędrował w bok, wzruszyła przy tym ramionami i uśmiechnęła się w sposób bardzo zmieszany. Merlinie, no niby wiedziała, że ma ten talent do nauki, bo jednak nie każdy potrafił wykonywać skomplikowane obliczenia naukowe w pamięci, a sama wiedza z zagadnień, które ją interesowały zostawały w jej mózgu po wsze czasy, ale… trudno było znaleźć w Hogwarcie kogoś, kto uznałby, że jest to wow. Do tej pory jedynie Cassandra miała ją za najmądrzejszego człowieka na świecie - chociaż jej, bardziej niż matematyka, imponowały umiejętności kulinarne Sheenani. - Harlequinów? - powtórzyła za nim tonem bardzo zdziwionym. I już wyobraziła sobie, jak rzuca w chłopaka stosem książek, a on odwdzięcza się tym samym. Morgano, była ciekawa, czy zna Jaspera Fallata i jego okrutnie źle napisane erotyki. Była pewna, że za swoją awersję do namiętnych zbliżeń mogła spokojnie winić tego właśnie autora. - To… nic takiego. - dodała zaraz, bo podziwiana też była nieczęsto. Czuła jednak, że z następnym zdaniem trochę tego podziwu uleci. - Nie mam najmniejszego pojęcia, o czym mówisz. - przyznała bez ogródek. W swoim życiu nieczęsto miała okazję oglądać telewizję - a zwłaszcza kreskówki. Problem elfa był jednak obecnie na tyle palącym, by wszystkie procesy myślowe Doireann objęły właśnie jego. Nie musiała być ekspertem w dziedzinie opieki nad magicznymi stworzeniami, by wiedzieć, że malutkie stworzonko zaliczało się do grona biednych ojojoj kruszynek i należało coś w związku z tym zrobić. - No i mamy problem. - westchnęła, pochylając się nad dłonią chłopaka. - Może chociaż ktoś w skrzydle szpitalnym by mu pomógł? - mruknęła, by po chwili otworzyć oczy odrobinę szerzej. Pomimo tego, że mocno zacisnęła usta, na jej twarzy i tak pojawił się uśmiech. - Hawk. Znaczy, znasz Hawka? Słyszałam, że jego rodzina opiekuje się magicznymi stworzeniami. - w końcu obsesja Eskila na punkcie biednego Krukona na coś się jej przydała. - Wydaje mi się, że byłby w stanie się nim zaopiekować.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Jestem w parze z:@Doireann Sheenani Moje zdarzenie losowe to:E Moja aktualna k6 to:2 (czyli kostkowy progres!) Używam bonusów: nie posiadam Razem mamy punktów: 29 Kwiatów zebraliśmy aż:5 (prawie 6!)
Ulga wynikająca z wyjaśnienie szybkiego nieporozumienie prędko zrelaksowała jego twarz, a dłoń subtelnie wylądowała na piersi, aby sprawdzić czy serce mu jeszcze krew pompuje, czy też może postanowiło się zbuntować przez nadmiar stresu a jawny bojkot zostałby zwieńczony stanem przedzawałowym. Zaś towarzyszom zapewne wystarczało posiadanie jednego, pokrzywdzonego stworzonka. Czarodziej, który umiera był względnie zbędny. Bardziej niż względnie nawet. Niepożądany, a jeśli Wacław już czegoś nie pożądał - sprawa musiała mieć wielką wagę. Nieposzlakowana pewność siebie nagle uleciała z Wacława, chociaż o pewności w jego przypadku nie należy mówić, głównie ze względu na jej brak. Mu bliżej było do nieodczuwania zawstydzenia lub nierozumienia czegoś takiego jak cudza opinia. On był wartością dla samego siebie, a na szali "odwagi i głupoty" zawsze dociążał stronę z głupotą. Zaś Puchonka wybiła go nagle z pantałyku w dziwny sposób, a Wodzirej poczuł się przy tym nieco zagubiony. Jeśli ona nie wiedziała czym jest harlequin to zapewne żyła w miłym i niewinnym świecie, a Wacek nie miał serca jej stamtąd wyrywać. Wystarczy mu, iż jego matka ostatnimi czasy stwierdziła, że nie wie kim jest K. Godek i dzięki temu może wieść słodkie życie bez zmartwień o zmarszczki. Student przejechał językiem wewnętrzną stronę zębów, zastanowił się ostatni raz czy odpowiadać na pytanie, czy sobie darować i finalnie zdecydował się jakoś odpowiedzieć. Zważywszy, że jego zajęciowa partnerka sprawiała wrażenie, jakby nie chciała kontynuować tematu o cyferkach. Może nie było to słuszne, ale wyraźnie tej dwójce potrzebne. - Harlequinów - powtórzył, ważąc każde kolejne słowo - bardzo luźne opowiastki o płomiennych romansach, które potrafią wypalić oczy albo dziurę w sercu. Najczęściej w różowych okładkach, okey, ja najbardziej lubię te w różowych. Trafiają w moją estetykę. - Wacław nie czytał takich książek, bo były złe. Czytał je dlatego, że okrucieństwo autorów opierało się na chęci powrotu do każdej historii. - To taka kreskówka - machnął ręką w powietrzu jakby miało rozmyć to wypowiedziane przezeń słowa. Tak to nie działało, szkoda, bo mogłoby. - Nieważne, ale uznał, że odpowiedź to prawdopodobne może. - Uśmiechnął się niezręcznie, a wzrokiem zaczął poszukiwać kolejnych kwiatów. Owszem, udało mu się zebrać okrąglutkie zero jak do tej pory, ale się nie przejmował. Wiedział, że są białe i w nazwie mają coś o wełnie. -Hawk to Krukon, tak. - Czy go znał? Niby tak, niby nie. Czy znał jego przyrodzenie? Owszem: znał, kojarzył i pamiętał. - Chyba wchodził z nami do lasu, ale bezsensu teraz do niego gwizdać. - Tak się kończy olewanie zajęć, znakomicie. - Ja nie wiem czy możemy wynieść od tak elfa z lasu. Gdyby mnie ktoś wyniósł z łóżka to byłoby mi bardzo przykro. - Spojrzał na zwierzątko i widok był to łamiący serce. Wacek umiał go tak teraz trzymać we własnych łapkach i oddać tyle czasu, ile tylko mógł. Pytanie brzmiało: czy przyniosłoby to jakikolwiek skutek?
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Jestem w parze z:@Wacław Wodzirej Moje zdarzenie losowe to:C Moja aktualna k6 to:6 Używam bonusów: Wykorzystałam :c Razem mamy punktów: 35! Kwiatów zebraliśmy aż: Ojamamo, siedem.
. Matematycznie bardzo mądra Sheenani nie spodziewała się, że któregoś dnia jej w pięćdziesięciu procentach zdziwiona twarz sprawi, że ktoś zacznie tłumaczyć jej, czym tak właściwie były taśmowo produkowane harlequiny. Przecież, gdyby tylko miała odwagę przyznać się do swojej niezmordowanje miłości do owych pisadełek, uchodziłaby pewnie za największą znawczynię taniej mugolskiej rozrywki. Teraz jednak, zdecydowanie zbita z tropu, wpatrywała się z Puchona z coraz szerzej otwartymi oczyma, kiedy to jednocześnie na jej twarz wstępował rumieniec zażenowania. Po sekundzie, czy dwóch rozejrzała się na boki, wykonując jakiś nieokreślony ruch rękoma, który - w jej głowie - jasno oznaczał, że na ten temat nie powinno mówić się głośno. - B-Bogowie. - w jednej chwili doskoczyła do chłopaka na tyle blisko, by można było uznać, że szanowanie przestrzeni osobistej nie leżało w jej naturze. - A-Ale nie tak głośno. - sama momentalnie przeszła do konspiracyjnego szeptu. - J-Ja doskonale wiem, czym to jest. - pisnęła, raz jeszcze oglądając się w za siebie, zupełnie jakby spodziewała się, że zaraz znajdzie tam Irytka, czy inną kreaturę, która ochoczo rozniesie wieść o cnotliwej Doireann czytającej grzeszne powieści - i nie ważnym było to, że nikogo to by nie interesowało. - Mam w domu kufer pełen starych wydań. - z jakiegoś powodu czuła, że teraz to musi zapewnić go, że naprawdę nie potrzebuje tłumaczeń. - Wiesz, tych z serii historycznych romansów. Ona mają tyle błędów. - w ostatnim zdaniu przebijał się słyszalny zachwyt. - Wiesz, autorzy mylą daty, nie ogarniają tam niczego, nawet tego, jak działało społeczeństwo i… I to się czyta tak pięknie, że... - umilkła, zaciskając usta. Przez parę uderzeń serca spoglądała badawczo na Wacława, z jednoczesną mieszanką ekscytacji i strachu w oczach. Wygadała się i nie bardzo wiedziała, czy mogła liczyć na dochowanie owej tajemnicy. Jednocześnie… Merlinie, jakaś część jej cieszyła się przeokrutnie z takiego obrotu sprawy. - Nie mów nikomu, dobrze? Doireann znała Hawka nieco lepiej, niż Hawk mógłby znać ją (chociaż o stanie jego przyrodzenia wiedziała mniej, niż by wypadało) - wszystko za sprawą historii o porwaniu, związaniu, pobiciu i zamknięciu w pewnym schowku. Stale walczyła z silną potrzebą, by jakoś wynagrodzić Krukonowi to, jak został wtedy potraktowany przez jej chłopaka. Jednocześnie… czuła, że gdyby poszła przepraszać go w imieniu Ślizgona, ten pewnie raz jeszcze obraziłby się na nią i powiedział coś, co mogłoby ją zaboleć. Stawiała więc na komfort ignorowania eslikowych zbrodni, nawet jeśli niezmiennie siedziało jej to z tyłu głowy. Westchnęła głośno, spychając swoje czytelnicze problemy na jeszcze dalszy plan. - Gdybyś był w pełni sił, to mogłoby być ci przykro. Ale zobacz... - dziewczyna wystawiła mały palec i najdelikatniej, jak tylko potrafiła, wsadziła go pod elfie skrzydełko, unosząc je nieznacznie do góry. Zaraz potem znacząco spojrzała na Wodzireja. - Niedługo napada więcej śniegu. Ja... naprawdę nie wiem, jak elfy żyją ze sobą, ale wiele gatunków nie opiekuje się rannymi osobnikami, kiedy warunki nie są sprzyjające. - Morgano, miała szczerą nadzieję, że stworzonko jej nie rozumiało. - Wydaje mi się, że nikt nie będzie zły, jeśli poszukamy dla niego jakiejś pomocy. W najgorszym wypadku odniesiemy ją na brzeg lasu.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Jestem w parze z:@Doireann Sheenani Moje zdarzenie losowe to:E Moja aktualna k6 to:5 Używam bonusów: nie posiadam Razem mamy punktów: 40! Kwiatów zebraliśmy AŻ: 8, bo czemu nie?
Gdyby twarz umiała zmieniać się w emotikony, Wacław najpewniej miałby teraz wymalowane "? XD", bo zupełnie nie rozumiał, co się właśnie wydarzyło. Czy ktoś może palił jakieś magiczne zioło w lesie, a jego procesy myślowe nie ogarniały i zostały jakoś otumanione. Z jednej strony Doireann, która podpytuje o mugolskie czytadła. A z drugiej ta sama, słodka Puchonka go ucisza jakby co najmniej przypalał lumosem mrówki przez lupę. Very dziwne, jak to mówią Polacy na Wyspach. - Nah, książki spełniają cele rozrywkowe. Nie należy się wstydzić swoich potrzeb. To tak jakby nie przyznawać się do czytania Akademii Wampirów - a to już było CO NAJMNIEJ oburzające. Kolejno Wacław zasłuchał się w tym szepcie, odpowiadającym o tym jak fatalnie zostały wydane historyczne perełki Sheenani. Po drodze nawet zerwał jeden z kwiatów! Co chyba dlań rozmyło najgorsze gorszości tych zajęć. - Nikomu nie powiem, ale ty powinnaś - tak ją podsumował. Może zachęcająco, może wręcz przeciwnie, ale przede wszystkim tak, aby jej do niczego nie zmuszać. - Słodka Marzanno - skoro już zaklinali bogów, a emocje wobec elfika się udzielały. - Niech tak się stanie, poproszę Hawka o pomoc, a maleństwo najwyżej trafi znów pod las - zgodził się z nią, a zwierzaka odłożył ostrożnie do koszyka. Oczywiście, że się przejmował nim cały czas, ale byli też na zajęciach. Więc po tym ekscesie skupili się na luźniej rozmowie zapewne o tematach powiązanych z tymi wcześniejszymi. Ano i znaleźli jakieś dzikie miejsce, gdzie śnieżna bawełna rosła jak opętana.
Ze względu na tak niedużą grupę uczestników zajęć, Estella była nieco zaskoczona kolejnym dźwiękiem gwizdka - oczywiście, natychmiast ruszyła na pomoc i zaraz już @Delilah Douvre mógł poczuć się lepiej, z kolei @Wiktor Krawczyk został nagrodzony pięcioma punktami dla Hufflepuffu za szybkie działanie i rozsądek, podobnie jak było w przypadku wcześniej równie odpowiedzialnego Gryfona. Później pozostało tylko zaczekanie na wszystkich, zebranie kwiatów i podliczenie ich, a także nagrodzenie niezaprzeczalnych zwycięzców. - Nie martwcie się, to nie jest taka prosta sprawa - zagadała głównie do Gryfonów, którym poszło najsłabiej, ale którzy jednak się starali, więc w jej oczach wcale nie trafili. - Całościowo wyszło cudownie, możecie być z siebie dumni! No, a teraz uciekajmy z tego mrozu, praca domowa nie jest taka pilna - zadecydowała, nie chcąc ich już tutaj trzymać, więc chętnie zaganiając ich do zamku.
Dzięki wszystkim za uczestnictwo! Zaraz rozdam punkty kuferkowe i punkty domów. Pewnie pojawi się jakaś praca domowa - zostanie wtedy ogłoszona w powiadomieniach o lekcjach.
/zt dla wszystkich
River A. Coon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Sen nigdy nie był dla niego zbyt ważny, a jednak wczesne wstawanie nie należało do najłatwiejszych nawet wtedy, gdy wcale nie chciało się spać. Zmotywowany obietnicą poznania Zakazanego Lasu zwlókł się jednak z łóżka mimo atakującego go wciąż krępującego bólu, który powracał do niego raz na jakiś czas, skoro jego źródło nie zostało jeszcze w pełni doleczone. Poradził sobie ze złośliwością Wielkich schodów i labiryntami korytarzy, a jednak nieco dał pokonać się jesiennemu chłodowi, przez który zaczął trząść się jeszcze w połowie drogi do miejsca zbiórki, nawet jeśli dłonie nieustannie grzał mu trzymany w nich termos śniadaniowego cappuccino. Szedł właściwie automatycznie, ze wzrokiem wbitym w ziemię, więc i zatrzymał się dopiero wtedy, gdy znalazł się na miejscu, nagle zaczynając rozglądać się wokół, by zdać sobie sprawę, że jest tutaj zupełnie sam. Zaklął po włosku pod nosem, szybko odrzucając od siebie myśl, że ogłoszenie o lekcji w plenerze mogło być tylko żartem, by potem pewnością siebie zapewnić się, że na pewno nie pomylił żadnych informacji, zamiast tego koncentrując się na wewnętrznym lamencie o tym, jak żałosne jest bycie pierwszym na lekcji i to o tak frajerskiej godzinie. By zwyczajnie zająć się czymkolwiek poza tępym wgapianiem się w niebo podczas siorbania swojej kawy zabrał się więc za rzucanie na siebie ogrzewających zaklęć, mając cichą nadzieję, że uda mu się przestać pociągać zaczerwienionym od zimna nosem jeszcze zanim pojawiają się obok pierwsi warci jego uwagi uczniowie.