Nielegalny – niezlecony przez nauczyciela – pobyt tutaj może być karany szlabanem i minusowymi punktami dla Domu (automatycznie wyrażasz w tym temacie zgodę na ingerencję Mistrza Gry).
Autor
Wiadomość
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Choć ostatnio więcej siedziała przy eliksirach (ze względu na pracę, ma się rozumieć), to zielarstwo i tak pozostawało jednym z jej ulubionych przedmiotów. Gdy tylko usłyszała, że jest ono organizowane, a do tego ma dotyczyć GRZYBKÓW, nie było opcji, by sobie je odpuściła. Nawet jeśli ów grzybki nie będą mieć interesujących ją właściwości. Dnie może nie były jeszcze zbyt zimne czy deszczowe, ale i tak ubrała się cieplej. Jak zwykle było jej chłodniej niż innym. Tuptała w stronę miejsca spotkania, żując zawzięcie żelki. Rano znów odezwała się jej klątwa, więc musiała zająć sobie czymś usta, żeby się przypadkiem nie rozgadać i nie odgryźć sobie języka. Zbliżając się na miejsce nie zobaczyła szalonych tłumów, ale za to dostrzegła jedną znajomą postać. - Cześć - przywitała się z Russellem, wymawiając powoli słowo. Oby tylko znów nie ciachnąć się w jęzor. Przyjaciel wyglądał na pogrążonego w myślach, ale Kryśka nie bardzo się tym przejmowała. W końcu czy było coś piękniejszego, niż uprzykrzanie życia przyjaciołom?
Może i zielarstwo nie stało się odrazu jej ulubionym przedmiotem, ale kiedy usłyszała, że idą do zakazanego lasu - odrazu podeksytowała się na samą myśl o zajęciach. Po pierwsze, rośliny, jak nudne by nie były, na pewno miały w swoich szeregach kilka ciekawszych gatunków i gdzie mogliby je odnaleźć, jak nie w zakazanym lesie. Po drugie, samo przebywanie w tym miejscu, do którego normalnie nie mieli wstępu wydawało jej się ekscytujące i mogła mieć nadzieje, że miną jakieś ciekawe zwierzęta, nawet jeśli nie były głównym powodem ich wizyty. Przyszła na miejsce o czasie, a nawet z lekkim wyprzedzeniem, w pełni gotowa na obiecaną wycieczkę. Rozejrzała się, póki co nie widząc w okolicy żadnych pierwszaków. Miała tylko nadzieje, że zjawi się Oliver, natomiast jeśli chodziło o resztę, było jej w zasadzie obojętnie, mogła być otoczona starszymi uczniami, nawet jeśli było to trochę onieśmielające. Stanęła w bezpiecznym dystansie od reszty, wypatrując nauczycielki.
Oliver F. Fox
Wiek : 14
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 135
C. szczególne : Nadmierna dbałość o dykcję, więc gdy się podekscytuje jego "r" może brzmieć nieco zabawnie; specyficzny, nieco niezręczny uśmiech, który prezentuje niemal cały czas; zapach jabłkowej gumy balonowej; okulary z grubymi szkłami
Nie lubił tego uczucia, które towarzyszyło mu w Hogwarcie, gdy szedł gdziekolwiek sam, bo choć minął już pełny miesiąc od rozpoczęcia szkoły, wciąż nie czuł się tutaj zbyt pewny, gubiąc się co chwilę w mnogości podobnych do siebie korytarzy. Gdy tylko zorientował się, że jego wzrok znów zaczyna się pogarszać bez wahania zagadał pierwszą lepszą osobę w szacie @Hufflepuffu (jeśli ktoś ma ochotę, to może założyć, że o nim mowa), by dopytać się czy przypadkiem nie może dołączyć do niej w drodze na Zielarstwo, całą trasę rozgadując się chętnie o owadzich ciekawostkach, nie przerywając nawet wtedy, gdy przez swoją klątwową ślepotę potykał się o każdy kamień po drodze. - I okazało się, że to nie jest prawda, że mrówki w ogóle nie sypiają. Po prostu sypiają jakieś kilkaset razy dziennie, ale to takie... dosypianie, po minutkę maksymalnie - przystanął, bo dokończyć myśl, robiąc już jednak krok w stronę innych uczniów, by puchoński przewodnik nie pomyślał sobie, że zamierza uczepić się go na całe zajęcia. - I jakie to by było super, jakbyśmy też tak mogli, bo wtedy byśmy sobie przysypiali w jakichś momentach, gdy i tak się niczego nie robi i mielibyśmy mnóstwo czasu więcej - dokończył, uśmiechając się szeroko, zanim nie wyrzucił z siebie jeszcze najszczerszych podziękowań i nie uciekł prosto do @Baby O. Macha, którą rozpoznałby przecież niemal na ślepo. - Jesteś! - przywitał się z nią entuzjastycznie krótkim przytuleniem, jednak odsuwając się zatrzymał dłoń na jej przedramieniu, by nieco nieobecnym wzrokiem spróbować odszukać jej oczy. - Znowu się pogorszyło. Możemy iść blisko siebie?
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Zielarstwo. Całkiem przedmiot który łączył przyjemne z pożytecznym i jednocześnie nie był tak stresujący jak na przykład eliksiry, gdzie coś mogło wybuchnąć komuś w twarz albo usypiające jak połowa tematów na historii magii. Zwłaszcza że sama nauczycielka posiadała dosyć przyjemną osobowość. Przyszedł więc ubrany w szkolny mundurek na skraj zakazanego lasu, gdzie mieli czekać na nauczycielkę. Nie martwił się pobytem w lesie, bo nawet dyrektorka w liście wspomniała że spora jego część została zabezpieczona. Poza tym z oczywistych przyczyn ma pewność że na żadnego wilkołaka z krążących po szkole plotek się nie natkną. Stanął sobie i obserwował jak uczniowie się zbierają. Wyszukiwał wzrokiem znajome osoby z jego domu ale jakoś nie najlepiej mu to wychodziło. No ale udało mu się dostrzec @Mulan Huang, do której podszedł żeby się przywitać. - Cześć Mulan. Gotowa na grzybobranie?
Murphy M. Murray
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 173
C. szczególne : często chodzi po szkole z rogami lub ogonem, a w chwilach wzmożonych emocji włosy zawsze informują o tym otoczenie swoim kolorem; blizna po ranie ciętej na lewym boku na wysokości pępka
– No kurwa, proste, że idę – odpiwedziałem na pytanie @Marla O'Donnell z pełnymi ustami. Tym bardziej, jeśli to miało się odbywać w zakazanym lesie – tego nie powiedziałem już głośno, dając sobie chwilę na eleganckie przełknięcie śniadania. – Ale masz zajebiste kalosze! – wykrzyknąłem, bo za każdym razem, kiedy Gryfonka niecierpliwie przebierała nogami, rozlegało się ciche porykiwanie, które w końcu zwróciło moją uwagę. – Gdzie mogę takie dostać? – rzadko ekscytowały mnie ubrania, ale takie eleganckie gumowce bym przywitał w swojej kolekcji z otwartymi ramionami. Nie zdołałem dokończyć owsianki, bo i tak nie dało się zjeść w spokoju z O'Donnell u boku. – Nie zdołałem wejść za głęboko, gajowy dojebał mi takim szlabanem, że więcej nie próbowałem. Do dzisiaj czasami śnią mi się nocniki ze skrzydła szpitalnego – niechętnie wracałem do tego myślami. Ale jeśli Marla miałaby nalegać, to, oczywiście, zaryzykowałbym ponowną tygodniową torturę. – Marla też jest czarownicą, czy po prostu jest zajebistą mugolką? – zapytałem, słysząc o jej barwnych historyjkach. Lubiłem takich ludzi. Pokręciłem za to głową w odpowiedzi na jej pytanie. – Niee... moja rodzina raczej nie spędzała ze sobą czasu, a nawet gdyby już moi rodzice stwierdzili, że nas gdzieś zabiorą, to na pewno nie na grzyby – stwierdziłem ze skrywanym żalem. Chciałbym zobaczyć kiedyś Bernarda i Imogen w gumiakach, pochylonych nisko nad runem leśnym. To było tak abstrakcyjne, że na samą myśl parsknąłem cichym, lekko ponurym śmiechem.
Od momentu ich totalnie przypadkowego spotkania w bibliotece, które skutkowało dość nieprzyjemnymi doznaniami miał z Moirą całkiem niezły kontakt. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko wpadli na siebie w Hogwarcie oboje szukając informacji, gdzie są dzisiejsze zajęcia z Zielarstwa postanowili razem się na nie udać. Oboje w sumie pragnęli rozwijać swoje dary, a ich wspólne ćwiczenia jakoś tak działały na krukona uspokajająco. Dzięki temu był spokojniejszy o to, że nie zaniedbuje swoich zdolności na rzecz czegokolwiek innego, tylko trwale i konsekwentnie brnie w trenowanie ich. - Dziwne miejsce na zajęcia... Zwłaszcza biorąc pod uwagę brak rozróżnienia na roczniki. - Skomentował chłopak patrząc w bezkres Zakazanego Lasu. Studenci i starsi uczniowie z pewnością poradziliby sobie z większością zagrożeń, które za dnia mogły na nich tutaj czekać. Pierwszoroczniacy? Musieliby mieć szczęście. Niemniej jednak już od dawna przyzwyczajony był do tego, że kadra Hogwartu często traktuje większość uczniów całościowo wierząc, że jakoś to będzie... Jakoś to dobre słowo. Pogoda im nie dopisywała ostatnim czasem, a na całych wyspach jesień jakoś samoistnie przemieniała się w zimową pluchę. Tym bardziej spędzenie kilku godzin w lesie mogło bardzo szybko poskutkować falą przeziębień. Nie chcąc czekać zatem na łut szczęścia od razu skierował się w stronę Moiry. - Zdecydowanie potem trzeba będzie skoczyć na jakąś herbatę. - Rylan miał kilka symboli, o które chciał zapytać dziewczyny bowiem czytanie ich było złożone, a co diw głowy to nie jedna. Kiedy finalnie stanęli w miejscu zbiórki rozejrzał się uważniej. Nie widział Vicario, ale czas wyznaczony przez nią zbliżał się coraz bardziej, a co za tym idzie, było to już kwestią czasu.
Nie podobał mu się ten dzień. Nie podobała mu się pobudka z dzikim pufkiem fundującym mu mały zawał przez wciskanie długiego języczka do jego nozdrzy, nie podobała mu się ta pogoda ani ślady na mundurku, świadczące że któreś z puchatych stworzonek gościły się w nocy na jego ubraniach. A już przede wszystkim nie podobało mu się, że lekcja zielarstwa ma być prowadzona w Zakazanym Lesie; choć pani Profesor Vicario bez wątpienia była kompetentną nauczycielką, jeżeli chodziło o same rośliny, to Emrys nie miał do niej tak dużo zaufania odnośnie kwestii bezpieczeństwa. W końcu w Zakazanym Lesie były centaury i akromantule, i pustniki jedzące potężne Gryfońskie ręce na przystawkę. Dla bezpieczeństwa wcisnął się więc gdzieś pośrodku grupy, wierząc, że właśnie w ten sposób zwiększy swoje szanse na przeżycie. - Przepraszam - odezwał się do @Violetta Strauss, patrząc na starszą Krukonkę oceniająco. - Znasz dużo zaklęć defensywnych? - dopytał, chcąc mieć pewność, że wybrał dobrą osobę do trzymania się blisko.
Moira Morgana Blake
Rok Nauki : V
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 151 cm
C. szczególne : Bladość, kolorowe włosy, jasne oczy. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości.
Pogoda z każdym dniem stawała się coraz mniej przyjemna, ale mi to jakoś szczególnie nie przeszkadzało. Na zewnątrz i tak czułam się lepiej niż w zatłoczonej Wielkiej Sali czy Pokoju Wspólnym. Nie było więc opcji, bym nie poszła na zajęcia zielarstwa, które zazwyczaj odbywały się gdzieś poza budynkiem szkoły. Gdy szukałam informacji o tym, gdzie dokładnie jest miejsce zbiórki przed zajęciami, spotkałam Rylana. Odkąd podjęliśmy wspólnie próby pracowania nad darem jasnowidzenia, spotykaliśmy się dosyć często. Podejrzewałam, że chłopak był tak samo jak ja zadowolony z faktu poznania drugiej osoby z takim samym darem. A skoro wpadliśmy na siebie pod tablica ogłoszeń, postanowiliśmy także razem wybrać się na zajęcia. W końcu i tak szliśmy w tym samym kierunku. - Może trochę. Ale podejrzewam, że w jakiś sposób zabezpieczyli ten nasz szlak czy cokolwiek - odpowiedziałam po chwili, również spoglądając spod zmarszczonych brwi na Zakazany Las. Dla mnie on zawsze prezentował się niepokojąco. Sama nie odważyłabym się tam chyba wejść. Nie byłam zbyt dobra w zaklęciach, więc pewnie poradziłabym sobie z potencjalnym zagrożeniem nie lepiej od pierwszaka, a pozostawałoby mi jedynie ratowanie się ucieczką. No chyba, że ów zagrożenie uciekłoby pierwsze, uznając mnie za jakąś marę. Biorąc pod uwagę moją bladość i niemalże białe włosy, nie byłoby to takie niemożliwe. - O tak, herbata ziołowa zawsze jest dobrym pomysłem - stwierdziłam z delikatnym uśmiechem. W końcu moja babcia była nie tylko jasnowidzem, ale i zielarką, więc herbatki ziołowe były dla mnie czymś normlanym. Zawsze też stwarzało to możliwość kolejnej rozmowy o jasnowidztwie. Miło było móc w końcu z kimś otwarcie o tym rozmawiać w szkole.
Klątwa: nieaktywna Były takie momenty, że bardzo go irytowało, że Jenna mieszka w osobnej części wieży. Nie mógł po prostu iść do niej i zapukać jak to robił u wujostwa. To był jeden z tych momentów. Nie pojawiła się na śniadaniu, co samo w sobie było dziwne. Ktoś przy stole powiedział, gdzie odbędą się DZISIEJSZE zajęcia z zielarstwa. Zabrał więc jedzenie i pognał do dormitorium krukonów. Czekał, siedząc jak na szpilkach, aż zejdzie. Wysłał jej wiadomość na Wizzengereze, no dobra, kilka wiadomości, bo wydawało mu się, że strasznie długo nie odpowiada. Może zaspała. Kiedy w końcu się pojawiła, natychmiast do niej podbiegł ze świecącymi z emocji oczami. -Jenn! Wiesz, gdzie będziemy mieli następną lekcję zielarstwa? W ZAKAZANYM LESIE! Super, co nie? Tylko musimy się zaraz zbierać, bo się spóźnimy. Przyniosłem Ci śniadanie, ale nie wiem, czy zdążysz zjeść teraz, może po drodze? Chłopak był bardzo podekscytowany wizja legalnego wejścia do miejsca, które było ZAKAZANE. Jak każdy, chyba nastolatek czuł pociąg do miejsc, do których ktoś mu zabraniał wchodzić.
Gdy dotarli na miejsce, było już trochę osób w różnym wieku. Przywitał się z @Drake Lilac i z @Oliver F. Fox, ten ostatni był z dziewczyną, której Chris właściwie nie znał. Ale wydawało się, że jest dla niego tak samo ważna, jak Jenna dla krukona. Po chwili zauważył jeszcze @Emrys A. R. Landevale do którego machnął ręką na przywitanie. Wyglądał na zaniepokojonego, ale to w końcu Zakazany Las, różne straszne rzeczy można było o nim usłyszeć. Ale nie zmniejszało to entuzjazmu Christiana. Znajdowali się pod opieką profesor Vicario i byli starsi uczniowie, w razie kłopotów poradzą sobie na pewno.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Dawno nie pochłaniała śniadania z taką werwą jak dzisiaj, zwykle zaspana popijała leniwie kawę z mlekiem i koniec końców wychodziła z Wielkiej Sali o porze, która groziła spóźnieniem na zajęcia. Dziś wpadła tam jak bomba i od razu nałożyła sobie jedzenie, wpychając tyłek na miejsce między @Percival d'Este i @Ruby Maguire. — Wiecie, grzyby grzybami, ale będziemy w ZAKAZANYM LESIE no to przecież nigdy już nie będzie lepszej okazji. — Zaczęła trajkotać zaraz po radosnym „dzieńdoberek”, smarując jednocześnie tosta masłem. Nalała kawy i sobie, i im, ani na moment nie przerywając paplaniny. — Słyszałam, że kiedyś ktoś na lekcji z Cromwellem się zgubił w tym lesie i go szukali, a potem sam Cromwell zniknął, podejrzane. Wcale bym się nie obraziła, gdybyśmy na przykład zostawili tam Irvette i zapomnieli po nią wrócić. Może odnalazłaby szczęście u boku jakiegoś centaura. — Zaśmiała się ze swojego górnolotnego żartu i chyba cudem powstrzymała się przed odwróceniem w stronę ślizgońskiego stołu. Zamiast tego wcisnęła do buzi ostatni kęs śniadania, przepiła go szybko kawą i otrzepała dłonie z okruszków, zaraz wstając energicznie. — No, no, chodźcie — pospieszyła resztę swojego trio, gotowa zabrać ich ze sobą zaklęciem, gdyby postanowili się ociągać. I nic ją nie obchodziło to, że nie zdążyli czegoś tam dokończyć, przecież dała im wystarczająco dużo czasu. Ubrana w przeciwdeszczowy płaszczyk i glany, czuła się w pełni gotowa na łażenie po lesie, niestraszne jej wilgoć, czepliwe gałęzie i kleszcze. Pędziła przez błonia jakby miała motorek w tyłku. — Siema, Marphy, Murla — zawołała do @Marla O'Donnell i @Murphy M. Murray, szczerząc się do nich wesoło. Miała wybitnie dobry humor.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Siedziała przy stole tak samo jak zawsze – z opartą głową o dłoń i z przymkniętymi powiekami, przeklinając wszystko co możliwe, za to, że musiała wstać przed dziesiątą, jedynie pomrukując na słowa Percivala, choć zupełnie nie kodując w głowie co i kto do niej mówił. W końcu ni stąd ni zowąd pojawiło się rude tornado w postaci Hope, co spotkało się z jęknięciem ze strony Ruby, kiedy nagle została wyrwana ze swojego półsnu. Zmrużyła oczy na przyjaciółkę, zastanawiając się czy ta na pewno nie wzięła w dormitorium jakiegoś raptuśnika, bo nikt normalny nie był tak energiczny rano. Położyła jej palec na ustach, kiedy ta rozgadała się na dobre. — Csiii, nie można mówić tylu słów naraz przed wschodem słońca. — bo dla Ruby słońce jeszcze nie wzeszło i nie akceptowała tego, że już powinna być całkiem rozbudzona, a w dodatku iść na zielarstwo. Wiedziała, że ten przedmiot jest przydatny – nie to co historia magii – ale jakoś rośliny ją zwyczajnie nie interesowały, a grzyby właściwie nieco przerażały. Podniosła się jednak z miejsca, kiedy Grifiin ją paskudnie zaczęła poganiać i zarzuciła kurtkę na ramiona. Cieszyła się tylko, że jedna klątwa dała jej tego dnia spokój i nie zamarzała na kość. Te odciski dłoni niewiele jej robiły, nawet nie zawsze zauważała, że jakaś się pojawiła. W porównaniu z drugą klątwą – ta była totalnie nieszkodliwa. — Wiecie, że istnieją drapieżne grzyby? Mają takie strzępki, to znaczy takie grzybowe korzenie, i wnikają nimi do organizmów małych zwierzątek, i nie tylko, i wysysają składniki odżywcze. — rzuciła wspaniałą ciekawostką, żeby uświadomić swoim przyjaciołom, że grzyby były paskudne i kiedyś opanują świat. Uśmiechnęła się też szeroko do Marli i Murphy’ego, kiedy tylko Gryfoni znaleźli się w jej polu widzenia. — Gotowi zostać zamordowanym przez magiczne grzyby?
Jenna była ostatnio coraz bardziej zmęczona. Klątwa jej dokuczała okrutnie, bo przez liczne krwawienia ciało dziewczynki z każdym dniem słabło. Spała dłużej, czuła się gorzej, a tego dnia zaspała na śniadanie. Nie słyszała, jak wychodzą koleżanki, nie poczuła też pierwszej karteczki wizzengera, ani drugiej, ani dziesiątej. Wreszcie jednak nawał wiadomości od Christiana buchnął jej w twarz, otwierając zeszyt, co ostatecznie wyciągnęło Krukonkę z objęć Morfeusza. Kiedy wyszła z dormitorium dziewcząt, już ubrana i uczesana, kuzyn mógł zobaczyć, że Jenna nie wyglądała najlepiej. Miała podkrążone oczy i ogólnie była dość blada. W dodatku jej oczy były jakby nieobecne, a do nosa przyciskała zakrwawioną chusteczkę. - Zakazany Las...? - spytała, nie do końca rozumiejąc. - To dzisiaj? Już po śniadaniu...? Ale... Zaspała. Chyba pierwszy raz od przyjazdu do Hogwartu zaspała. Na szczęście Christian o nią zadbał bardziej, niż ona sama, więc przynajmniej miała co jeść. Podziękowała mu szczerze, choć niemrawo, a potem ruszyła z nim na miejsce zbiórki. Prawie wszyscy byli już na miejscu. Jenna po drodze zjadła kanapkę od Chrisa, a potem rozejrzała się po osobach, do których chłopak machał. Zauważyła Olivera i zawahała się lekko. Czuła dziwną potrzebę, żeby się przywitać, choć przecież nie byli przyjaciółmi. Wytarła nos, który na szczęście kończył już krwawy cyrk, a potem z braku lepszego pomysłu wsadziła nasiąkniętą posoką chustkę do kieszeni. - Hej - bąknęła nieśmiało, podchodząc do @Oliver F. Fox i @Baby O. Macha. Nie bardzo wiedziała, co chce powiedzieć, ale czuła potrzebę nawiązania kontaktu. - Może pójdziemy razem? W grupie jest bezpieczniej... na ogół.
Bardzo lubiła jesienne wyprawy na grzyby, nic więc dziwnego w tym, że nie potrafiła sobie (i uczniom) odmówić tej przyjemności. Wszyscy mieli zresztą na pewno dość klątw, a w lesie nie byli przez nie bardziej zagrożeni niż w zamu, uważała, że może to być naprawdę dobra odskocznia dla utrapionych uczniów. — Dzień dobry, moi mili, ustawcie się w szeregu, muszę Was przeliczyć! — oprócz tych słów powitała ich uśmiechem, energicznie zbliżając się do zgromadzonych przy lesie uczniów. Poczekała, aż wypełnią jej polecenie, bardzo dokładnie ich przeliczyła i spisała listę obecności. Potem powieliła zaklęciem koszyk, który ze sobą przyniosła i rozdała je wszystkim, którzy tego potrzebowali. — Zaraz wejdziemy do lasu i przypominam, że to nie jest zwykłe miejsce. Nie bez powodu jest zakazany, jeśli ktoś będzie się zanadto oddalał, będę wyjątkowo surowa. Pierwszoroczni muszą trzymać się blisko mnie, tak samo osoby, którym zdarza się samozapłon – nie chcielibyśmy przecież uszkodzić lasu, muszę móc szybko was ugasić. Jeśli komuś stałoby się coś niedobrego, natychmiast puśćcie iskry różdżką i oczywiście nawołujcie. — Miała bardzo poważną minę kiedy przkazywała im instrukcję, zupełnie jak nie ona! Powtórzyła jeszcze kilka razy, że najlepiej jest poruszać się w dwójkach i pilnować siebie nawzajem, a prefektom przypomniała, że powinni pomagać jej zapanować nad zgrają grzybiarzy. — Zbieramy wszystkie grzyby, te, które są niejadalne, posłużą szkole za składniki. Grzyby należy ucinać, nie urywać, w tym cleu używamy zaklęcia diffindo! Osoby, które przez klątwy mają problemy z rzucaniem zaklęć muszą się do mnie zgłosić, dostaną ode mnie nożyki. Koszyki w dłoń, moi drodzy, owocnego grzybobrania!
Rzuć 2x kością litery, która określa, czy udało Ci się znaleźć grzyby. Spółgłoska oznacza powodzenie, natomiast samogłoska – jego brak.
Jeśli udało Ci się znaleźć grzyby, rzuć kością k6. Jej wynik oznacza ilość grzybów, jaką udało Ci się znaleźć w tym etapie. Każdy rzut literą na szukanie = k6 (czyli jak 2x znajdujecie to 2x rzucacie na to ile grzybów, a jak 2x nie znajdujecie to 2x rzucacie na zdarzenie dla nieznajdujących [w razie powtórki możecie przerzucić za darmoszkę]). Na wydarzenie dla wszystkich rzucacie jeszcze raz.
Jeśli nie udało Ci się znaleźć grzybów:
1. Och nie! Zebrałbyś bardzo dorodnego prawdziwka gdybyś chodził trochę ostrożniej. Niestety zdeptałeś go i bezpowrotnie zabiłeś. 2. Coś obiecująco błyska w trawie, ale okazuje się, że to nie grzybowy kapelusz, a 20 galeonów, które ktoś musiał tutaj zgubić. Dobre i to! 3. Już z daleka widzisz na mchu coś kolorowego. Nie wygląda jak grzyb, ale zdecydowanie przyciąga wzrok. Kiedy podchodzisz, okazuje się, że jest to pióro memortka, które najwyraźniej zgubił. Warto je zachować, jest cennym składnikiem eliksirów! 4. Może lepiej szło by Ci zbieranie grzybów, gdybyś częściej patrzył pod nogi. No a z pewnością uniknąłbyś tego przykrego doświadczenia, jakim jest wejście prosto w centaurzą kupę. 5. Tak naprawdę znalazłeś grzyby, po prostu one nie do końca tego chciały… kiedy tylko się po nie pochylasz, odskakują i uciekają, a na domiar złego szybkie z nich skurczybyki, a na dodatek okropnie śliskie. Rękoma nie dasz rady ich złapać, ale na pewno warto spróbować zaklęciem. Dorzuć kością litery: samogłoska – udaje ci się unieruchomić/przyciągnąć grzyba i wsadzić go do koszyka, gdzie w końcu się uspokaja (dostajesz jednego grzyba). Spółgłoska – niestety grzyb jest sprytniejszy, zaklęcie chybia, uderza w drzewo i sprawia, że spadają na Ciebie kasztany. 6. Na jednym z drzew udało Ci się dostrzec całkiem rzadki widok – to nieśmiałek siedzi na drzewie. Omal go nie przeoczyłeś, ale na szczęście masz okazję popodziwiać owada w jego naturalnym środowisku.
Oprócz tego każdy z Was rzuca kością k6 na zdarzenie:
zdarzenie:
1, 2. Pomimo zaawansowanej jesieni zaplątał się tu żądlibąk. Usiadł na Twojej dłoni, a kiedy chciałeś go strzepnąć, wbił żądło w twoją skórę. Od teraz (i w następnym etapie) lewitujesz! Unosisz się maksymalnie metr nad ziemią. 3, 4. Oj, ostrożnie! Nie zauważyłeś wystającego korzenia i niestety potknąłeś się o niego, lądując na czworaka i brudząc ubranie trawą. Kiedy jesteś na ziemi, widzisz przed sobą grzyba i czujesz nieodpartą ochotę, aby go polizać. Rzuć k6: 1,2,3,4 – nic się nie dzieje; 5,6 – zaczyna kręcić Ci się w głowie, świat faluje, a dźwięki są wyostrzone. To chyba nie był dobry pomysł. W następnym etapie masz -1 do znalezienia grzybów. 5, 6. W czasie swojego spaceru słyszysz nagle dźwięk, którego raczej nie wydał żaden z uczniów/studentów. Coś jakby… parsknięcie? Odwracasz się w tę stronę w samą porę, aby zobaczyć, jak znikąd w powietrzu pojawiają się zwierzęce odchody. Jeśli widziałeś kiedyś czyjąś śmierć, przez cały ten czas widzisz testrala. Jeśli prześladuje Cię klątwa „słońce”, niczego nie zauważasz, bo zwierzę ucieka.
Aktywne klątwy na lekcji: Osoby z klątwą „moc” korzystają z nożyków (ceramicznych!) Osoby z klątwą „śmierć” tracą jednego grzyba przez szkodniki, które się z nimi przyplątały Osoby z klątwą „diabeł” muszą trzymać się blisko Estelli Osoby z klątwą „słońce” muszą patrzeć w kości :D
Kod:
<zg>Litera:</zg> [url=x]spółgłoska/samogłoska[/url] <zg>Rzut k6:</zg> [url=x]wynik i efekt (jeśli nie znajdujesz grzybów)[/url] <zg>Zdarzenie:</zg> [url=x]wynik[/url] <zg>Ilość grzybów:</zg> [url=x]ile udało ci się znaleźć[/url] <zg>Zyski/straty:</zg> wpisz wszystkie składniki/galeony/przedmioty, które zyskałeś/straciłeś
Czas na odpis: 18.10 godz. 22
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Litera:spółgłoska x2 Rzut k6:3 i 6 Zdarzenie:1 - lewituję Ilość grzybów:9 Zyski/straty: Tylko zebrane grzybki Klątwa: aktywna
Chwilę jeszcze postali przed lasem, gdzie Kryśka jednym okiem obserwowała przybywających na zajęcia uczniów. Potem przyszła nauczycielka wprowadzając ich w temat lekcji. Kryśce właściwie zdarzyło się kiedyś chodzić na grzyby z ojcem, wiec coś tam wiedziała. Jedynie aspekt tego, że mieli chodzić po Zakazanym Lesie, był w pewnym sensie niepokojący. Nie zamierzała jednak rezygnować. Może akurat uda jej się znaleźć coś więcej niż zwykłe grzyby? - Chodź A-alvaro - powiedziała, dźgając Russella łokciem w żebra i ruszając za resztą uczniów i nauczycielką. Skrzywiła się, bo znów ugryzła się w język, ale cóż. Była już do tego w pewnym stopniu przyzwyczajona. No i miała nadzieję, że niedługo to się już skończy. Gdy tak szli przez chaszcze i krzaki, Kryśce udało się znaleźć kilka ładnych okazów grzybów. Pewnie to dlatego, ze była niska i blisko ziemi, dzięki czemu lepiej widziała ukrywające się pod liśćmi i w ściółce kapelusze grzybów. - M-masz co-oś? - zapytała towarzysza po jakimś czasie. Albo jej się wydawało, albo Alvarez stał się jakoś dziwnie małomówny. Chyba będzie musiała przy najbliższej okazji wydusić z niego, co mu na wątrobie siedzi. Tak się zajęła szukaniem u Russellla oznak depresji, że nie zauważyła owada, który przysiadł na jej dłoni. Poczuła łaskotanie, więc automatycznie chciała się podrapać drugą dłonią. Wtedy poczuła ukłucie. Zdziwiona przeniosła wzrok na swoją rękę, ale zdziwienie szybko przerodziło się w dezorientację podszytą przerażeniem, gdy zaczęła unosić się w powietrzu. Co jak co, ale wysokość i brak gruntu pod nogami potrafiło szybko wyprowadzić ją z równowagi. - Ja pier-rnicze. C-co to m-m-ma być?! - zapytała zdławionym głosem, łapiąc za fraki najbliższą osobę - Russella. Niby przestała się już unosić, ale brak kontaktu z ziemią nie był ani trochę przyjemny.
Rozpromieniła się, słysząc komplement o kaloszach. - Nie wiem, dostałam je w prezencie, ale mogę spytać i ci takie załatwić. Albo pożyczyć, pod warunkiem, że nie masz żadnej grzybicy - pokiwała @Murphy M. Murray przed nosem palcem grożąco, tupiąc jednocześnie nogą, celowo przymuszając lwa na bucie do ryknięcia. - Czarownicą - kiwnęła głową. - Wciąż zajebistą! Tyle że, no... Wychowywałam się w mugolskiej wiosce, zresztą sam wiesz, ja też nie wiedziałam kim jestem, więc musiała to ukrywać. Co wcale nie przeszkadzało jej w przemycaniu magii do naszej codzienności - samo mówienie o Marli wywołało u dziewczyny przyjemne ciepło, bo traktowała kobietę jak członka rodziny. Której Murphy, w przeciwieństwie do niej, nigdy nie miał tak naprawdę. - Przykro mi - stwierdziła szczerze, próbując pozbyć się ze spojrzenia współczucia, którego sama nienawidziła. - O, to masz teraz okazję i to w jakim doborowym towarzystwie - wskazała na siebie, żeby tylko odwrócić jego uwagę od nieprzyjemnych wspomnień. - Możesz zrobić listę rzeczy, jakie chciałeś robić jako gówniak, ale nie było ci dane, podejrzewam, że wszystkie możemy ogarnąć teraz - zaproponowała z uśmiechem, nie widząc nic złego w tym, że mieliby spełniać dziecięce zachcianki mając osiemnaście lat. Głos @Hope U. Griffin oderwał ją od porywającej rozmowy z Gryfonem. - Siema, Mope! - krzyknęła do niej, machając zawzięcie ręką w ramach powitania. Zaraz potem pokiwała głową @Ruby Maguire, szczerząc się wesoło. - O tak! Chociaż jeszcze bardziej jestem gotowa na odkrywanie zakazanego lasu - majtnęła brwiami dwa razy, nie ukrywając podekscytowania miejscem grzybobrania. Wiedziała, że Ruby podzieli jej zachwyt. Niestety przerwała im Estella, dziarsko się ze wszystkimi witając i tłumacząc nudne zasady grzybobrania. Posłusznie ustawiła się jednak w szeregu, a następnie wzięła koszyk. Nachyliła się do Murphy'ego, aby wyszeptać mu na ucho plan: - Jak niewiele uzbieramy to transmutujemy jakieś owady w grzyby i dzięki temu dostaniemy order grzybiarza roku - puściła mu oczko, bo kto jak kto, ale on doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że byli mistrzami w przemienianiu czegoś w grzyby. I ruszyli. Uważnie rozglądała się po ziemi, żeby w nic nie wdepnąć i im dalej szli, tym bardziej sfrustrowana się czuła. W jej koszyku leżał j e d e n marny grzyb, co nie napawało jej entuzjazmem. Była już na skraju rozpaczy, gotowa faktycznie transmutować wszystko dookoła w te zasrane grzyby, kiedy dostrzegła na drzewie nieśmiałka. - Murphy! Murphy, spójrz! - wskazała palcem na gałązkę, na której ukrywał się prześliczny maluch, oglądając się za przyjacielem. Nie spodziewała się, że ujrzy go lewitującego nad ziemią. - Co ty odpierdalasz? - spytała uprzejmie, marszcząc brwi. - Mamy zbierać grzyby, a nie zrywać liście z drzew - przypomniała mu zasady grzybobrania, bo skoro nigdy nie był to mógł biedak nie wiedzieć na czym to polega. I wtem usłyszała niepokojące parsknięcie, niemalże pewna, że to Murray właśnie płata jej jakiegoś wyrafinowanego psikusa. I miała rację, bo tuż obok niej spadło gówno. - Naprawdę? Naprawdę postanowiłeś mnie obsrać z góry? - spytała zrezygnowana - ale tylko przez chwilę, bo od razu wybuchła śmiechem. Musiała przyznać, że zaimponował jej tym dowcipem.
______________________
Murphy M. Murray
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 173
C. szczególne : często chodzi po szkole z rogami lub ogonem, a w chwilach wzmożonych emocji włosy zawsze informują o tym otoczenie swoim kolorem; blizna po ranie ciętej na lewym boku na wysokości pępka
Litera:J i D Rzut k6: - Zdarzenie:1 – lewituję Ilość grzybów:4 + 2 Zyski/straty: -
– Załatw mi takie – poprosiłem podekscytowany. – Nie mam grzybicy – sprostowałem, unosząc palec w stronę Marli, prawie pewien, że podłapałaby to i męczyła tym przez następny tydzień, gdybym to przemilczał – ale wyobraź sobie jaki odjebiemy koncert, jak oboje je przywdziejemy. Jesień jeszcze nigdy nie wyglądała tak zachęcająco – stwierdziłem z cwanym uśmieszkiem. Oczami wyobraźni już sobie wyobrażałem ten pokaz stepowania na szkolnych korytarzach w naszym wykonaniu. – Dlaczego to ukrywały? Ona i twoja mama? – zapytałem. Nigdy wcześniej nie miałem okazji, a to jednak wydawało się dość dziwne – rozumiałem ukrywanie magii przed mugolami, ale nie przed Marlą, która przecież sama posiadała magiczny dar. Przecież musiała wykazywać swoje zdolności przed pójściem do szkoły – sam widziałem. Dlatego nie rozumiałem za bardzo, jak to działało. Na jej słowa wzruszyłem tylko obojętnie ramionami – a przynajmniej tak mi się wydawało, że obojętnie. Na wszelki wypadek rozejrzałem się przy tym po okolicy, trochę ignorując temat. Nie sądziłem zresztą, żebym zasługiwał na współczucie. No to ominęło mnie grzybobranie, i trudno. Niektórzy mieli znacznie gorzej. Na jej propozycję odwróciłem jednak na nią czujne spojrzenie, natychmiast ożywiony. Co prawda w dzieciństwie i tak robiłem co mi się podobało i w większości przypadków znajdowałem sposób, żeby bez pozwolenia i towarzystwa rodziców robić, co mi się wymarzyło – ale skoro już Marla proponowała, to nie mogłem przegapić takiej okazji. – Dobra. Tylko ostrzegam, że byłem bardzo kreatywnym dzieciakiem, nie wszystko damy radę zrobić. Ale zawsze można próbować. – Uniosłem z uśmiechem brwi, już teraz w myślach układając nam plan dnia. Oderwał mnie od tego przywitanie @Hope U. Griffin, której pomachałem. – Siema, Gope! – wykrzyknąłem w duecie z Marlą, parskając zaraz śmiechem. Pomachałem też na przywitanie @Ruby Maguire. – Ona na pewno nie – powiedziałem, wskazując kciukiem na Marlę. – Pewnie próbowałaby go zamienić w grzyba, a potem zorganizowała mu kąpiel – parsknąłem, przypominając sobie jej taktykę walki z akromantulą. Za chwilę moją uwagę odciągnęła od koleżanek Estella, na której widok uśmiechnąłem się automatycznie. – Dzień dobry pani profesor! – zawołałem, kiedy tylko pojawiła się na horyzoncie, chłonąc każde wypowiedziane słowo. Aż miałem ochotę za bardzo się oddalić, żeby zobaczyć, jak wyglądało w jej wykonaniu surowe traktowanie. Pewnie zjawiskowo. Przyjąłem koszyk, gotowy do zbierania. Parsknąłem śmiechem na słowa Marli, wbijając wzrok w leśne runo, ostrożnie stawiając kroki. Wydałem z siebie triumfalny okrzyk, kiedy już po kilku minutach trafiłem na dość dorodną rodzinkę grzybów, którą zgrabnym diffindo i wingardium leviosa zgarnąłem do koszyka (jak dobrze, że miałem okazję ostatnio oba zaklęcia przećwiczyć!), po czym kontynuowałem poszukiwania. Gdy coś zaczęło latać mi koło ręki, po prostu machnąłem nią kilka razy, zbyt zajęty wbijaniem wzroku w podłoże, żeby nawet spojrzeć, co mnie atakuje. I za chwilę moje nogi oderwały się od ziemi. Po początkowym zdziwieniu zaśmiałem się z ekscytacją. Hej, może to nie latanie, ale lewitacja też dobra! – Co tam? – zapytałem, gdy Marla próbowała zwrócić na coś moją uwagę, odbijając się stopą od drzewa, żeby popłynąć w powietrzu w jej kierunku. Nie zdążyłem jednak nic dostrzec, bo O'Donnell zaczęła dziwić się moim stanem, na co wzruszyłem tylko ramieniem, drugim przytrzymując koszyk w odpowiedniej pozycji, żeby nie wyleciały mi z niego grzyby. – Na drzewach też pewnie jakieś rosną – stwierdziłem, odbijając się od kolejnego drzewa, żeby zrobić w powietrzu fikołka. Parsknąłem zaraz śmiechem na jej oskarżenie. – Żałuję, że na to nie wpadłem, ale to nie ja! – aż się zwinąłem w pół w powietrzu, łapiąc się za brzuch ze śmiechu. – Zapamiętaj to miejsce, bo pewnie coś tam teraz wyrośnie – poradziłem. Tak się w to gówno wpatrywałem, aż tuż obok niego zobaczyłem kolejne dwa grzybki. – O, super, już zadziałało! – wykrzyknąłem, wskazując to miejsce palcem i wyciągając różdżkę, żeby przetransportować znalezisko do swojego koszyka.
Litera:samogłoska Rzut k6:1 Zdarzenie:3,5 Ilość grzybów: 0 Zyski/straty: -1 w następnym etapie
Słyszała sporą część wypowiedzi Olivera i nie mogłaby sie bardziej nie zgodzić. Gdyby naprawdę nie mogła porządnie iść spać i spędzić tak kilku godzin, wziąć przerwy od rzeczywistości i przede wszystkim od otaczających ją ludzi, zwariowałaby. Powrót do łóżka to zawsze była jej chwila wytchnienia, nieważne czy było wygodne czy nie, nie ważne czy w domu było głośno, czy nie, nieważne co działo się za dnia - z zasypianiem wiązała się pewnego rodzaju ulga, nieporównywalna do niczego innego. Takie bezpieczne miejsce, nawet jeśli nie do końca takie było. - Obawiam się, że wtedy twoja bateria mogłaby się w końcu rozładować - zauważyła rozbawiona, nie wiedząc, że Oliver nie zdaje sobie sprawy, jak blisko jej się znalazł. Dopiero po chwili uświadomił ją, że z jego wzrokiem robi się coraz gorzej i odrazu się zmartwiła. Natychmiast złapała go za rękę, żeby poczuł się trochę penwiej. - Może nie powinniśmy iść? Próbowałeś zgłosić się z tym do pielegniarki? - dopytała, ale zaraz musieli ruszyć razem z grupą, jeśli nie chcieli zostać w tyle. Nie odchodziła od niego ani na kawałek i niestety nie wpadli na żadne grzyby, co przyjęła z dużym niezadowoleniem, zwłaszcza, że kątem oka zauważyla obecność Emrysa na zajeciach. Jakby tego mało, w pewnym momencie runęła na ziemie, w ostatniej chwili puszczając rękę Olivera, licząc, że nie pociągnie go za sobą. Nie dość, że skończyła cała w błocie, to jeszcze nie wiedząc co w nią wstąpiła, polizała podejrzanego liścia. Nagle zrobiło się głośno i nie była już tak pewna swojej równowagi. Trudno było powiedzieć kto był teraz gorszym przewodnikiem - ona, czy Oliver. - Lepiej żebyśmy teraz nie zgubili grupy - przyznała, bo to naprawdę mogłoby skończyć się tragicznie. Nie byłą w stanie tego ocenić, mogła jedynie liczyć, że niewiele osób zauważyło jej upadek i dziwne zachowanie.
Oliver F. Fox
Wiek : 14
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 135
C. szczególne : Nadmierna dbałość o dykcję, więc gdy się podekscytuje jego "r" może brzmieć nieco zabawnie; specyficzny, nieco niezręczny uśmiech, który prezentuje niemal cały czas; zapach jabłkowej gumy balonowej; okulary z grubymi szkłami
- Nie, nie, nie jest tak źle - zaprotestował, przysuwając się bliżej Baby, nie chcąc wciągać w swój problem dorosłych, bo i gdy wiedział już, że ciążące nad nim problemy nie są winą psujących się okularów jakoś dużo łatwiej było mu przejść z tym do porządku dziennego i zwyczajnie zaakceptować gwałtowne pogorszenie się swojego wzroku, co przecież nie trwało też bez przerwy, a więc było zdecydowanie mniej groźne od jakiejś choroby. - Po prostu trzymajmy się blisko, zaraz mi się polepszy. Bardzo chcę zobaczyć Zakazany Las- poprosił, uśmiechając się do niej z nadzieją, że siostra nie zarządzi teraz odwrotu, bo i wcale nie czuł się na siłach na większe protesty, całkiem pewny tego, że nie starczy mu już uporu, by przeciwstawić się jej woli. - Hm? - mruknął zdezorientowany, wykręcając głowę w nieco nieobecnym spojrzeniem odnaleźć plamę, która swoją wielkością zdradziła mu, że musieli podejść do nich jacyś inni pierwszoroczni, jednak dopiero słysząc dalszą wypowiedź dziewczyny rozpoznał ją z pogodnym "Jenna, cześć!, zaraz też witając się z jej - jak założył - kuzynem, który zawsze wydaje się być gdzieś obok. Ochoczo przytaknął na złożoną im propozycję, niemal już dzieląc się informacją o swoim własnym problemie, a jednak wycofał się z tego pod myślą, że przecież Baby całą ich znajomość uczy go, by nie zdradzał swoich słabości. Wzrok zresztą zdawał poprawiać się paradoksalnie im głębiej (a więc i ciemniej) wchodzili w las, aż w pewnym momencie trzymał rękę Baby jedynie z samej przyjemności bycia blisko siostry, bez problemu odnajdując kilka różnorodnych grzybków - bo nawet jeśli tracił czasem ostrość obrazu, to wciąż czuł się całkiem pewny siebie, nie pierwszy raz w swoim życiu szukając składników w lesie. - Ej! - zareagował odruchowo, całkiem pewny, że ktoś z tyłu musiał dźgnąć go jakimś patyczkiem z kolcem, a jednak gdy instynktownie machnął dłonią poczuł jak uderzył nią w odlatującego z jego nogi robaczka. - Och... Uważajcie, gdzieś obok nas lata jakiś żuk - speszył się momentalnie, czując się źle z myślą, że mógł biednej drobnicy zrobić krzywdę i rozproszony piekącym delikatnie bólem w miejscu użądlenia nie zauważył nawet, że zaczyna unosić się nad ziemią. - Baby, co Ty...? Dobrze się czujesz? - urwał nie tyle zdezorientowany, co wręcz zmartwiony tym, co wyprawia jego siostra, głupiejąc już zupełnie przy polizaniu przez nią nieznanego sobie grzyba. - Chcesz może kilka moich grzybów? - podpytał, pozerkując z góry w jej pusty koszyk, zaraz też wykręcić się w powietrzu do Jenny i Christiana, by zerknąć jak im idzie. - A Wy coś macie? Bo w razie czego mogę Wam oddać chociaż po jednym.
Ucieszył się kiedy zauważył, że Kryśka również dołączyła na zajęcia. Jednak co w tym dziwnego? Dziewczyna bardzo lubiła te zajęcia. Zresztą jak on zam. Serdecznie przywitał się z dziewczyną ciepłym uściskiem. Grzybobranie. To chyba był właśnie ten czas. Rzadko kiedy miał okazję chodzić do lasu w poszukiwaniu tych roślin. Bo niby z kim? Matka umarła dawno temu a ojciec? Jego tylko interesowała rodzinna kawiarnia i robienie fotek na weselach. Każdy miał jakieś pasje. Kiedy dostał znak od przyjaciółki, ruszył za nią. Kątem oka zauważył, że dziewczynie bardzo dobrze idzie. Jemu? Niekoniecznie. Zamiast tego na jednym z drzew zauważył nieśmiałka. Może dlatego niewiele znalazł? Zamiast patrzeć pod nogi, to obserwował drzewa. - Jednego- odpowiedział ponuro dziewczynie. Miał tylko nadzieję, że żadnych konsekwencji z tego nie będzie. Głupio by było gdyby dostał beznadziejną ocenę, bo jest ślepy na grzyby. Po pewnym czasie nawet usłyszał ciche parsknięcie. Zdawało mu się, że nikt tego nie dostrzegł, więc skierował głowę w tamtym kierunku i… jedyne co dostrzegł to odchody. Już miał je pokazać przyjaciółce (tak, to coś, co musiał jej koniecznie pokazać!) kiedy zauważył, że ta zaczyna się unosić w powietrzu. - Niech mi ktoś pomoże- powiedział, ale nie krzyknął. Nie chciał spłoszyć czegoś, co było w lesie. - Nie chcę wiedzieć jakich grzybków właśnie spróbowałaś- zażartował, ale z drugiej strony nie wiedział, dlaczego dziewczyna zaczęła lewitować.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Litera:dwie spółgłoski Zdarzenie:testral Ilość grzybów: siedem. jak dla krasnoludków Zyski/straty: -
Wyszczerzyła się jedynie, gdy tylko zagadał do niej @Drake Lilac. Czy była gotowa na grzybobranie? Absolutnie nie, ale czy to ją powstrzymywało przed tym by przyjść na lekcję i się dobrze bawić? Tutaj odpowiedź też brzmiała: absolutnie nie. I tak trzeba było żyć. - Za chuja, ale jakoś to będzie - odpowiedziała, pokazując jeszcze chłopakowi kciuk w górę. - A ty już sobie przygotowałeś zestaw niedzielnego grzybiarza czy coś? Jak to wszystko w ogóle działało? Pojęcia nie miała. Niemniej może on się jakoś przygotował na lekcję i będzie mogła w razie czego podglądać to, co on robił. I ewentualnie spytać czy przypadkiem nie zerwała trujaka. Byłoby kiepsko jakby starała się go wcisnąć Vicario. O dziwo nie szło jej jednak tak źle, bo gdy tylko otrzymali sygnał do rozpoczęcia zbieractwa, mogła namierzyć kilka całkiem dorodnych grzybów. Zbierając jednego prawdziwka czy innego maślaka, usłyszała jednak niedaleko siebie charakterystyczny dźwięk, który z pewnością nie należał do żadnego z uczniów. Na jej ustach zagościł niemal od razu uśmiech, gdy tylko zorientowała się, że ma przed sobą testrala. I oto właśnie jej dzień stał się o wiele lepszy. Szkoda tylko, że nie miała przy sobie żadnego kawałka mięcha, żeby rzucić go skórzastemu w ramach gestu przyjaźni testralo-czarodziejskiej. Ostrożnie zrobiła kilka kroków w jego kierunku, wyciągając przed siebie rękę, by sprawdzić czy ten da się pogłaskać. Chuj z grzybami. Właśnie znalazła sobie o wiele lepsze zajęcie.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Litera:jedna spółgłoska Rzut k6: 2 Zdarzenie:6 Ilość grzybów: 5 Zyski/straty: 20G do przodu
Pomimo zmęczenia widok profesor Vicario jak zwykle sprawiał, że na jej ustach zawitał nieśmiały uśmiech. No nie mogła nic poradzić na to, że nauczycielka zielarstwa była niezwykle czarująca i zdecydowanie zdawała sobie z tego sprawę. Dodatkowo musiała jeszcze się do niej zgłosić w związku z nękającą ją klątwą. Naprawdę nie chciała tracić kolejnej różdżki. Poszukiwania grzybów nie były aż tak męczące i dosyć szybko udało jej się odnaleźć kilka z nich, które tuż przy mchu ucięła ceramicznym nożykiem. Akurat ściąwszy jednego z nich, zauważyła, że niedaleko niej pojawiła się nagle spadające z pewnej wysokości odchody, którym towarzyszył dźwięk... rżenia? Chyba właśnie udało jej się natrafić na testrala. Niestety te były dla niej niewidoczne i nie miała pojęcia jak powinna się zachować. Chwilowo postanowiła pozostać w miejscu, aby umożliwić zwierzęciu odejście, a następnie zaczęła zataczać łuk wokół miejsca, w którym powinno się wcześniej znajdować, aby kontynuować swoją wędrówkę w poszukiwaniu grzybów ostrożnym krokiem.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Spojrzała jedynie na pierwszoroczniaka, który zdecydował się do niej podbić i spytać o to czy zna się na zaklęciach defensywnych. Przez chwilę jedynie spoglądała na niego ze ściągniętymi w zamyśleniu brwiami, zastanawiając się czy ten właśnie prosił ją o opiekę w czasie lekcji, bo przecież znajdowali się w Zakazanym czy może chciał podpytać o korki z zaklęć. - Bardziej sobie radzę w ofensywnych, a co? Potrzebujesz pomocy? - zagadnęła go jeszcze nim na miejscu zjawiła się Vicario, która szybko opowiedziała na czym dokładnie miałaby polegać ich rola i jak należy ścinać grzyby. No to chyba wszystko jasne. Chociaż akurat celów zbieractwa to ona zbyt wiele nie widziała. Pewnikiem inni już te grzyby nazbierali. Chociaż jednego borowika czy innego szlachetnego grzyba zdeptała przez swoją nieuwagę. Ups? Chociaż szczerze bardziej interesowało ją to czy w pobliżu aby na pewno nie kręci się jakiś wiwern. Niestety nie. Zamiast tego natrafiła na małego i natrętnego żądlibąka, który przysiadł na jej dłoni i użądlił ją, gdy tylko starała się go odgonić. Okay... no to teraz będzie ciekawie, bo poczuła nagle jak jej nogi odrywają się od ziemi, by zawisnąć jakieś kilkanaście centymetrów ponad nią. Przynajmniej teraz nie musiała się martwić, że w coś wdepnie.
Litera:spółgłoska i samogłoska Rzut k6:3 - Już z daleka widzisz na mchu coś kolorowego. Nie wygląda jak grzyb, ale zdecydowanie przyciąga wzrok. Kiedy podchodzisz, okazuje się, że jest to pióro memortka, które najwyraźniej zgubił. Warto je zachować, jest cennym składnikiem eliksirów! 6 - Pierwotnie tyle Rylan ma grzybów Zdarzenie:5 - W czasie swojego spaceru słyszysz nagle dźwięk, którego raczej nie wydał żaden z uczniów/studentów. Coś jakby… parsknięcie? Odwracasz się w tę stronę w samą porę, aby zobaczyć, jak znikąd w powietrzu pojawiają się zwierzęce odchody. Jeśli widziałeś kiedyś czyjąś śmierć, przez cały ten czas widzisz testrala. Jeśli prześladuje Cię klątwa „słońce”, niczego nie zauważasz, bo zwierzę ucieka. Ilość grzybów:6 - 1 = 5 (Szabrownicze szczury mnie okradły) Zyski/straty: Pióro memrotka
Rylan kątem oka spoglądał w kierunku chmary szczurów, która jakby za nim podążała. Nie spodziewał się jednak, aby ich obecność wpłynęła jakoś bardziej na zajęcia niż zazwyczaj. Powoli się przyzwyczajał do tego, że były jego stałą częścią krajobrazu. Niechętnie przyznawał im również swego rodzaju zasługi, bowiem sprawnie potrafiły utorować mu drogę pośród szkolnej gryzoniofobicznej gawiedzi. Niemniej jednak dość mocno przeszkadzały mu w śnie, bo o tyle o ile był w stanie znieść ich notoryczne dźwięki, które nijak kojarzono z czymś przyjemny, o tyle walki między nimi za bardzo wpływały na jego odpoczynek, by finalnie wybudzać go regularnie w nocy. Wsłuchiwał się w spokojny ton nauczycielki zielarstwa tylko w sumie po to by jak najszybciej przystąpić do powierzonego mu zadania. Jak się okazało to, nie było w sumie takie trudne. Szybko, podróżując nadal z @Moira Morgana Blake okazało się, że jakoś to szło. - Merlinie... Naprawdę lubię zielarstwo, ale temperatury ostatnio mnie wykańczają. A pochodzę znad oceanu. - Powiedział półżartem półserio zagadując do dziewczyny. Nie przepadał za rozbrzmiewającą w uszach ciszą. Pociągnął również nosem podkreślając doznane przez siebie obrażenia. - Moglibyśmy być masochistami i zwolnić się z tych zajęć, nie chcesz złapać mnie za nadgarstek? - Obcując w ostatnim czasie z Moirą coraz więcej Rylan wykształcił w sobie nowe poczucie humoru, które decydowanie odpowiadało jego jasnowidzczej duszy. Kiedy tak się przechadzali natknął się na naprawdę piękny okaz grzyba, który pod jednym z dorodniejszych drzew w Zakazanym Lesie zdawał się być skryty pośród jego opadłych gałęzi i liści. Radość jednak z tak dużego okazu nie była zbyt długa bowiem cholerne szczurzyska szybko zorientowały się, że jest to jakkolwiek jadalne. Nie minęła chwila nim szczury absolutnie w pętli opędzlowały znaleziony przez Coultera okaz. - Paskudne cholerstwa... - Mruknął jedynie niepocieszony marszcząc przy tym brwi. Nie miał już ani ochoty, ani siły. Jego wzrok przykuło również dziwne, kolorowe pióro, które z wolna opadło na jedną z gałęzi jakiegoś niższego drzewa. - Em... - Kontynuował niezidentyfikowane pomruki analizując nieznane pióro. Niewiele jednak myśląc schował je do torby zajmując się dalszym poszukiwaniem grzybów. - Moira... MOIRA?! - Wrzasnął w pewnym momencie widząc materializujące się przed nim odchody. - Czy ty to widzisz? Coulter nigdy nie widział niczyjej śmierci, a co za tym idzie widok testrala był dla niego... Kompletnie obcym. Wzdrygnął się mocno schylając się jednocześnie do przodu w poszukiwaniu grzybów. Liczył na interwencję puchonki.
Moira Morgana Blake
Rok Nauki : V
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 151 cm
C. szczególne : Bladość, kolorowe włosy, jasne oczy. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości.
Tematyka zajęć, a dokładniej to, co mieliśmy na nich robić, trochę mnie zaskoczyło. Jeszcze chyba nie byłam na zajęciach zielarstwa, które polegały na zbieraniu grzybów. Choć oczywiście na grzybach trochę się znałam. Mieszkałyśmy z babcią praktycznie w lesie, więc nawet przypadkiem, spacerując wokół domu, natykałam się na pewne okazy. Niektóre z nich były cennymi składnikami eliksirów, lub babcinych eksperymentalnych naparów. Przez las przedzierałam się z Rylanem. A dokładniej z Rylanem i jego wesołą gromadką - całym stadkiem szczurów, które nie odstępowały chłopaka od jakiegoś czasu. Nie wątpiłam, że ich ciągłe towarzystwo było irytujące, ale nie mogłam odmówić stworzonkom swoistego uroku. - O tak, temperatury stają się ostatnio bardzo nieprzyjemne - zgodziłam się z Krukonem. Ciepłe, grube skarpety, które sama kiedyś robiłam na drutach, były ostatnio nieodłącznym elementem moich stylizacji. Choć, oczywiście, nie odmawiałam jesieni uroku. - O, to myśl. Choć nie wiem, czy by to zadziałało, jeśli żadne z nas nie odczuwa nadchodzącej wizji - powiedziałam, zamyślając się. Po chwili tknęła mnie myśl. - Myślisz, że mógłby to być bodziec wywołujący wizję? - zapytałam cicho, by nikt poza chłopakiem mnie nie usłyszał. Nigdy wcześniej tak na to nie patrzyłam. Zdecydowanie, nie był to mój dzień. Znalazłam niewiele grzybów. Do tego w pewnym momencie potknęłam się o jakiś korzeń i niemalże wylądowałam twarzą w liściach i mchu. I prawie wpadłam nosem w jakiegoś grzyba. Nie wiem, co mną powodowało, ale w jakimś dziwnym odruchu go polizałam. Nie zadziało się nic ciekawego, więc po prostu wpakowałam go do koszyka. Wstałam z ziemi, otrzepując ubranie. Niestety, na pelerynie miałam plamy od trawy, które zapewne niełatwo będzie wywabić. Westchnęłam. I właśnie wtedy usłyszałam wołanie Rylana. Ruszyłam w kierunku chłopaka, po drodze jednak dostrzegając coś dziwnie kolorowego przy stosie gałęzi. Pióro. Z tego, co kojarzyłam, było ono składnikiem niektórych eliksirów. Podniosłam je z ziemi i również włożyłam do koszyka. Na pewno się przyda. - Tak? Co jest? - zapytałam, podchodząc do Krukona. I wtedy rzuciły mi się w oczy odchody. Końskie. Skąd w Zakazanym Lesie koń?
Mimo że zakazany las był jak to zresztą nazwa, zakazany to o tym przekonać się można było dopiero w tej głębszej części lasu, do której na szczęście nie zmierzali. W końcu kto jak kto, ale Vicaro nie naraziłaby ich na AŻ takie niebezpieczeństwo, które skutkowało odgryzieniem kończyny górnej albo czegoś innego. Na spokojnie więc Drake wypatrywał grzybków i starał się je ścinać za pomocą zaklęcia. Musi przyznać że to dosyć odstresowujące zajęcie. Szkoda że nie robią tego częściej, bo łażenie po lesie jest zabronione bez nadzoru albo skierowania. No chyba że postanowi zrywać je podczas pełni. Ścinać może pazurami, ale będzie musiał sobie skołować jakiś koszyczek. W pewnym momencie zobaczył dosyć piękne stworzenie, które było niewidoczne dla wielu osób. Chodziło oczywiście o testrala. Ciekawiło go jaka magia sprawia że tylko Ci którzy widzieli czyjąś śmierć potrafili je zobaczyć. Mimo wszystko odpowiedział Mulan, która szła obok niego. - Szczerze to nic poza różdżką. Koszyk załatwiłem jakiś od biedy
Ostatnio zmieniony przez Drake Lilac dnia Sro 20 Paź 2021 - 23:00, w całości zmieniany 1 raz
Emrys A. R. Landevale
Rok Nauki : I
Wiek : 14
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 145
C. szczególne : Rzadko się uśmiecha, jeszcze rzadziej śmieje; ma na nadgarstku małą bliznę ugryzieniu gnoma
Odwzorował postawę starszej Krukonki, marszcząc brwi oceniająco i dodatkowo zaplatając ręce na klatce piersiowej, żeby wyglądać nieco pewniej. Nie chciał sprawiać wrażenia, że się czegoś obawiał, więc potrząsnął głową na pytanie; brakowało jeszcze tylko, aby Baby usłyszała takie domniemanie. - Nie potrzebuję pomocy - zaprzeczył więc szybko, krzywiąc się na samo to słowo, co najmniej jakby dostał do przełknięcia cytrynę. - Uważam, że to rozsądne trzymać się blisko osoby, która zna zaklęcia defensywne. Ale ofensywne to też wystarczająco dobrze - stwierdził, kiwając głową aprobująco, jakby to Krukonka miała do niego interes, a nie odwrotnie. Ostatecznie jednak okazało się, że jako pierwszoroczniak musiał trzymać się blisko nauczycielki - a to znaczyło też trzymanie się blisko Baby. Nie uważał grzybobrania za szczególnie fascynujące zajęcie i nie mógł długo odżałować, że wyszedł z zamku. Przed ścięciem któregokolwiek grzyba sprawdzał dokładnie, czy nie jest zajęty przez jakieś robaczki i starał się dreptać ścieżką za wyższą osobą - na wszelki wypadek, gdyby na drodze była jakaś pajęczyna do wpadnięcia. Wydawało mu się, że szło mu całkiem znośnie, bo zapełnił koszyk aż pięcioma grzybkami, znalazł połyskujące galeony, a potem nawet zauważył, jak Baby potyka i upada prosto w błoto. Parsknięcie śmiechu musiało ściągnąć na niego karmę, bo chwilę potem sam leżał już na ziemi, mniej zadowolony. Z tego musiał skorzystać jeden ze szkodników, który przypałętał się razem z nim z Hogwartu. - A sio! - prychnął, odganiając pufka, który już próbował dobrać się do kolejnego z grzybów, niemal niszcząc wszystkie emrysowe starania.