C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Ogród z tyłu domu jest całkiem duży i umiarkowanie zadbany. Trawnik jest równie ostrzyżony, pod czujnym okiem Augusta. Nie ma tu jednak wiele kwiatków czy interesujących roślin, a krzaki też żyją swoim życiem, więc można się w kilku zgubić! Oczywiście największą uwagę przyciągają światełka, które swojego czasu rozwiesiła na wszystkich drzewach Zosia. Trzeba też być czasem uważnym, by nie wdepnąć w jakąś ukrytą kupę Whisky - psiaka o rasy Anubilis.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Jedyna taka impreza w roku - urodziny Marleny i Ryszarda! Ekskluzywne pidżama party odbywa się w ogrodzie Poziomki w eleganckim, klimatycznym i wyczarowanym oczywiście przez Marlę namiocie. W środku na gości czeka masa atrakcji, a przy wejściu czekają już solenizanci, którzy witają każdego i rozdają: dla pań szlafroczki frotte, a dla panów eleganckie bonżurki oraz dla wszystkich szykowne kapcie dla gości, które są obowiązkowe, bo chodzenie komuś po domu w butach to straszne faux pas, a to jest kulturalna impreza i takież towarzystwo. Rzuć kością k6, by dowiedzieć się, jaki kolorek ci się trafił. Efekt działa tak długo, jak masz je na sobie.
Kapcie dla gości:
1 - Królewska czerwień zdobiąca twe stopy sprawia, że czujesz się bardziej pewny siebie i ochoczo bierzesz udział w atrakcjach. 2 - Ponętne bordo rozgrzewa nie tylko pięty, ale i zmysły. Czujesz się bardziej skłonny do flirtów i harców. 3 - Niewinna biel dodaje krokom subtelności, a tobie osłabia głowę na tyle, że upajasz się alkoholem w ekspresowym tempie. 4 - Modny granat jest nowoczesny i nonszalancki, a ty razem z nim. Tej nocy wpadasz na szalone pomysły i nie boisz się ich realizować. 5 - Klasyczna czerń może wygląda ponuro na stopach, ale dodaje koloru osobowości. Robisz się bardziej otwarty i czujesz jakbyś przyjaźnił się ze wszystkimi - a oni z tobą. 6 - Wybierz dowolny kolor kapcia i ciesz się stylowym wyglądem buta połączonego z magicznym efektem :))
SZWEDZKI STÓŁ
Proszę śmiało się częstować, czym chata bogata. Oprócz niżej wymienionych trunków są dostępne nudziarskie piwka i winka oraz fit napój czaro-cola zero.
Jedzenie Dziesięciopiętrowy tort - Nie byle jaki, bo wirujący, a piętra co chwilę zmieniają swoje położenie, jakby to tort decydował, który jego kawałek dziś ukroisz i spróbujesz, a nie Ty. Przygotowany przez @Gwen Honeycott!!!! Rzuć kością litery, by dowiedzieć się, jaki trafiłeś smak!
Torcik:
A - Truskawkowy raj Delikatne ciasto waniliowe z warstwami świeżych truskawek i kremu truskawkowego. Efekt: Wyrasta Ci bujna broda i wąsy! B - Czekoladowa rozkosz Czekoladowe ciasto z gęstym nadzieniem czekoladowym i polewą czekoladową. Efekt: Tracisz na chwilę słuch, ale za to widzisz ulatujące z ust innych osób litery, musisz szybko czytać! C - Limonkowy sen Lekkie i cytrynowe ciasto z nadzieniem z kremu limonkowego. Efekt: Zaczynasz lewitować kilka cali nad ziemią D - Red Velvet Charakteryzujący się głębokim, czerwonym kolorem ciasto z kremowym serem. Efekt: Kiedy mówisz, z ust wypadają Ci latające serduszka z podobiznami jubilatów E - Orzechowe marzenie Ciasto orzechowe z kremem mascarpone i warstwami karmelizowanych orzechów. Efekt: Nie możesz tego powstrzymać, zaczynasz gadać rymami F - Malinowa pasja Malinowe ciasto z nadzieniem z malin i kremem śmietankowym, doskonałe dla miłośników owocowych smaków. Efekt: Czy to drzewo coś powiedziało? Masz wrażenie, że rozumiesz mowę roślin! G - Kawowa ekstaza Ciasto kawowe nasączone espresso z nadzieniem z kawowego masła orzechowego. Efekt: Masz doskonały nastrój i wszystko Cię okropnie bawi, ale jak zaczynasz się śmiać, robisz to w zwooolnioooonyymm teeeemmmpieee H - Kokosowa odyseja Delikatne ciasto kokosowe z warstwami kremu kokosowego i wiórkami kokosowymi. Efekt: Znienacka na chwilę pojawia Ci się druga głowa i mówi rzeczy zupełnie sprzeczne z tym, co powiedziała pierwsza! I - Migdałowy sen Migdałowe ciasto z nadzieniem z amaretto i kremem migdałowym. Efekt: Pułapka, masz ochotę się migdalić, lepiej, byś tu był ze swoją drugą połówką... J - Jabłkowa harmonia Ciasto z kawałkami jabłek, cynamonem i nadzieniem z karmelu. Efekt: Wszystko, czego dotkniesz, pokrywa się pięknym, złotym pyłem!
Popcorn - dostępny w trzech wersjach: solony, maślany i karmelowy. Idealny do chrupania w trakcie zabiegów spa lub podczas obserwowania zażartej bitwy na poduszki. Pizza z pizzerii Czaropizza - klasyczna capriciosa, wegetariańska z warzywami oraz hawajska, zamówiona przez pomyłkę, ale jest zapłacone więc ktoś będzie musiał ją zjeść. Śledzik na raz - świetnie sprawdza się w duecie z bimbrem. Pyszny, swojski afrodyzjak, który pobudza wszystkie zmysły. Co najważniejsze, nie musisz martwić się o oddech i śmiało możesz po nich całować ponętne panie i/lub pięknych panów! Wykwintne koreczki - misternie nadziany na wykałaczkę kawałek żółtego sera, kabanosa + oliwka. Klasyczna przystawka, która świetnie sprawdza się jako zagryzka do wódki. Dostępna również wersja wege: kulka mozzarelli, pomidor koktajlowy i listek bazylii. Całość podana w fantazyjnej formie.
Picie Kakao z piankami - rozgrzewający napój dla amatorów mniej intensywnych wrażeń, nieletnich oraz wszelkiego rodzaju abstynentów i nudziarzy. Dobre, chociaż słodkie. Poprawia nastrój, rozluźnia i pozostawia pijącemu urocze wąsy z pianki, które dodają +10 do atrakcyjności. Bimber Ryśka - wykonany z użyciem sekretnej czeskiej receptury, którą zdradził mu sam Hynek Bozik podczas wymiany z Souhvězdí. Gwarantuje dobry humor i pyszną zabawę. Pozbawia hamulców, rozwiązuje języki, a jakby tego było mało w magiczny sposób wprowadza do głowy tekst każdego imprezowego hitu! Idealny trunek do gry w prawdę czy wyzwanie i karaoke. Szoty wóda+RedGhull - zapewnia energię na cały wieczór (i poranek, żeby zdążyć dobiec do łazienki). Finezyjna mikstura smakuje jak marzenie, a do tego ma moc Incendio. Lepiej nie pić ich przed wizytą w kąciku spa - nie da się po niej usiedzieć w miejscu, nogi same rwą się do tańca i gry w twistczar!
KĄCIK SPA
Czym byłoby piżama party bez miejsca, w którym można zadbać o siebie i w spokoju poplotkować? Zasiądź w ustronnym kąciku i oddaj się relaksacyjnym zabiegom, a potem ruszaj w tango piękny jak półwila!
Maseczki Spraw sobie odrobinę luksusu i rzuć k6, by sprawdzić na jaką trafiłeś:
Maseczki:
1 - Truskawkowa rozkosz - gdy tylko nakładasz maseczkę na twarz, czujesz się wyluzowany jak nigdy, nie masz żadnych trosk i beztrosko korzystasz ze wszystkich atrakcji. 2 - Melonowa rozpusta - niespodziewanie maseczka działa nie tylko na twarz, której upiększa rysy, ale i na sylwetkę - na jakiś czas masz wyjątkowo ponętne kształty! 3 - Brzoskwiniowy blask - twoja skóra zaczyna błyszczeć, a każdy w twoim otoczeniu jest tobą o wiele bardziej zainteresowany. 4 - Malinowy zawrót głowy - nazwa jest dosyć dosłowna, bo oprócz malinowych pąsów na policzkach zauważasz, że jak tylko wstajesz, to kręci ci się w głowie a świat wiruje tysiącem barw… lepiej żeby ktoś cię przytrzymał, a najlepiej nosił na rękach. 5 - Arbuzowy twist - twoje nogi same rwą się do tańca!! nie możesz się powstrzymać i bierzesz swoją ukochaną/ego lub kogoś, kto ci się podoba i wywijasz z nim bioderkami na środku tipi. Brawo, zyskujesz tytuł DANCING MORGANA. 6 - Cytrynowe szaleństwo - jesteś o wiele bardziej energiczny i żwawy, mówisz znacznie głośniej i wyrywasz się, aby zostać wodzirejem tej imprezy!!
Manikir Zasiadasz w przyjemnym kąciku, a zaczarowany sprzęt do manikiru sam zajmuje się twoimi paznokciami, podczas gdy ty możesz się zrelaksować! Rzuć k6, by dowiedzieć się, jaki lakier ozdobi twoje dłonie:
Manikir:
1 - Seksowna czerwień - możesz być pewien, że z takimi paznokciami nikt ci się nie oprze i uwiódłbyś nawet Patola (ale nie rób tego, bo to ukochany solenizantki…) 2 - Energetyczna pomarańcz - na pewno bardziej stylowa niż uniformy w Azkabanie!! Z tym kolorem bez wątpienia będziesz miał więcej animuszu, a świrowanie w doborowym towarzystwie przychodzi ci z łatwością. 3 - Nostalgiczny błękit - czujesz przemożną ochotę wspominania starych, dobrych czasów… nie krępuj się i śmiało podziel się z solenizantami ulubionym wspomnieniem z nimi w roli głównej. Nie zapomnij dodać, że kiedyś to było… 4 - Klasyczny frencz - nadal bawisz się świetnie, ale nieco poważniejesz i nabierasz ochoty na intymne zwierzenia i wyznania. 5 - Złocisty brokat - mieni się w świetle świec jak płomień rogogona i tak samo rozgrzewa! Musisz koniecznie zdjąć jakąś część garderoby, inaczej strasznie się spocisz, a w namiocie jest kiepska wentylacja. 6 - Mroczna czerń - dopełnia twój outfit i dodaje +50 do respektu. Możesz być pewny, że nikt ci tu teraz nie będzie fikał.
GRY & ZABAWY
Gospodarze przygotowali całą masę rozrywek (oprócz picia), tak by każdy mógł znaleźć coś dla siebie i świetnie się bawić.
Prawda czy wyzwanie Zakręć zaczarowaną butelkę i dowiedz się, co musisz wyznać lub zrobić. Pamiętaj, że za każdym razem kiedy kłamiesz lub migasz się od wykonania zadania, Pan Merlin zabija małego jednorożca. Rzuć literkę!
Prawda czy wyzwanie:
A - Prawda: Gdybyś miał/a mieć trójkąt z ludźmi w tym namiocie, z kim byś to zrobił/a? B - Wyzwanie: Wymyśl i zaprezentuj wierszyk chwalący zalety solenizantów. C - Prawda: Jaka była twoja najbardziej żenująca sytuacja intymna w życiu? D - Wyzwanie: Pocałuj dowolną osobę, ale nie swojego partnera, bo co to za frajda. Możesz uznać, że nie wybierasz tej osoby sam, tylko butelka wskazuje. E - Prawda: Kogo z obecnych tutaj widziałeś/aś nago i w jakich okolicznościach? F - Wyzwanie: Zamień się ubraniami z kimś płci przeciwnej, bo wiadomo, że nie ma niczego śmieszniejszego niż chłop przebrany za babę!!! G - Prawda: Z kim przeżyłeś/aś najgorszy, a z kim najlepszy pocałunek? H - Wyzwanie: Zrób striptiz. I - Prawda: Wolał(a)byś: uprawiać seks z Patolem w sekrecie, który zabierasz do grobu czy nie zrobić tego nigdy, ale żeby wszyscy myśleli że tak? J - Wyzwanie: Skonsumuj każdy dostępny trunek po kolei. Zrób dorzut: parzysta - wychodzisz z tego cało, nieparzysta - robi ci się niedobrze i rzygasz. od dorzutu zwalnia cecha metabolizm eliksirowara.
Twistczar Czarodziejski odpowiednik mugolskiego Twistera, gra w której różdżka wskazuje pole kolorowej planszy, na którym należy oprzeć rękę lub nogę. Największą atrakcją podczas gry jest oczywiście możliwość splątania się z kimś lub przypadkowego, lubieżnego otarcia się o współgracza. Teoretycznie odpada ten kto upadnie, ale w praktyce to nikt tutaj tego nie pilnuje. Miłej zabawy! Wylosuj pole, a potem rzuć k6 na perypetie:
Twistczar:
1 - Plączesz się tak, że zawijasz się z osobą obok jak precel, jesteście związani razem już na wieki. 2 - Upadasz tyłkiem na twarz osoby obok. Niezbyt fajnie. 3 - Upadasz twarzą na tyłek osoby obok i jest to jeszcze gorsze niż odwrotna opcja. 4 - Zdzielasz kogoś stopą prosto w nos. Dorzuć k6, przy parzystej leje się krew i potrzebny jest uzdrowiciel-hobbysta albo drink na znieczulenie. 5 - Wykonujesz taki szalony wygibas, że rozdzierasz sobie spodnie prosto w kroku. Mamy nadzieję, że włożyłeś wyjściową bieliznę!! 6 - Szokujące i nieprawdopodobne, ale upadasz ustami na usta osoby obok! To dopiero scena jak z komedii romantycznej.
Bitwa na poduszki Czym byłoby piżama party bez starej, dobrej bitwy na poduszki? No właśnie - porażką!! Podwiń rękawy szlafroczka, złap za poduszkę i stań do walki. To idealna okazja, żeby zemścić się na dawnym wrogu lub zalotnie smyrnąć jaśkiem swojego krasza… Rzuć k100 na siłę uderzenia (im więcej tym lepiej) oraz k6 na wydarzenie towarzyszące:
Bitwa:
1 - Fikuśna poszewka rozdziera się i wszędzie lata jej wypełnienie. Rozpoczyna się PIERZE PARTY! 2 - Potykasz się o własny kapeć i wpadasz dramatycznie w ramiona wybranej osoby. 3 - Bierzesz tak nieudolny zamach, że zamiast przeciwnika uderzasz sam siebie w mordę. 4 - Dostajesz przypływu mocy w bicku, że podwajasz swój wynik k100 i nokautujesz uderzaną osobę. 5 - Od tych dzikich harców robi ci się niedobrze, biegnij do łazienki albo w krzaki… 6 - Nabijasz drugiej osobie tak solidnego siniaka, że musisz złagodzić ból całuskiem w tym miejscu!
KARAOKE
McDonnellowie przygotowali wybitną plejlistę pełną przeróżnych hitów - od nostalgicznych ballad po typowo melanżowe nutki, przy których noga aż sama porywa się do tańca!! Piosenki można wykonywać solo, w duecie albo w większej grupie. Na jednej ścianie namiotu wyświetla się tekst, więc nie musisz się martwić, że wypadniesz jako totalna rzepa. Rzuć k100, aby dowiedzieć się jaką piosenkę z plejlisty wylosowałeś do śpiewania, a potem k6, żeby zobaczyć jak ci poszło:
Karaoke:
1 - początki bywają trudne i twój z pewnością też do takich należy. Po chwili jednak rozkręcasz się i nabierasz odwagi. Oczami wyobraźni stoisz na wielkiej estradzie, a stado fanów wyje dziko i skanduje twoje imię (tak naprawdę to Marlena i Rysiek cię dopingują z drugiego końca tipi). Na twoje szczęście nikt nie pamięta tego niefortunnego startu, w pamięci i sercach wszystkich zapisałeś się jako DEMON SCENY. 2 - wczuwasz się niesamowicie, kiedy nagle robi ci się niedobrze. Być może przesadziłeś z szotami, a może to ten śledzik, którego Ryszard wsadził ci do buzi przed występem nie do końca zgrał się z twoim feng shui.. Musisz przerwać swój występ, bo chyba nie chcesz zrzygać się na środku estrady?? 3 - jedno jest pewne - Arczi Darling ma w tobie konkurencję. Rozważałeś karierę wokalisty? Idzie ci rewelacyjnie, znasz każde słowo, a wyższe rejestry wyciągasz perfekcyjnie. B r a w o!! 4 - to, co robisz, jest gorsze niż skrobanie widelcem po talerzu. Może zbyt dużo wypiłeś i już nie kontrolujesz swojego głosu, a może wybrałeś nie tę piosenkę co trzeba. Towarzystwo jest jednak na tyle kulturalne, że i tak dostajesz owacje na stojąco - dla podbicia morali. 5 - muzyka to twoje drugie imię. Może i w śpiewie nie jesteś najlepszy, ale za to choreografię masz powalającą (Marlena z ochotą zapisze cię do kolejnej edycji tańca z czarodziejami). Rzuć k6: parzysta - źle wymierzasz kroki i upadasz na ten głupi ryj, nieparzysta - w ostatniej chwili chwytasz się czyjegoś silnego ramienia i wychodzisz cało z tej drastycznej sytuacji. 6 - może i nie śpiewasz czysto, może i mylisz tekst co chwilę, ale robisz to z taką pasją, że nikt dookoła nie zauważa tych pomyłek. Wszyscy dookoła bawią się dosko, a to wszystko dzięki tobie.
Piniata
Zaczarowana w ten sposób, by przybierała kształt nielubianej osoby lub czegokolwiek, co budzi niechęć uderzającego ją imprezowicza. Rzuć k100, żeby określić siłę uderzenia, a swój wynik dodaj do wyniku osoby cię poprzedzającej. Gdy suma przekroczy 500, piniata w końcu pęka i wylatuje z niej… n i e s p o d z i a n k a. Skontaktuj się z organizatorami imprezki, żeby dowiedzieć się, co wygrałeś!!
Kody
Kod:
<zgss>Stylówka:</zgss> opisz se lub podlinkuj fit <zgss>Atrakcja:</zgss> wpisz se co tam robisz <zgss>Efekty:</zgss> wpisz se co tam się z tobą dzieje
Pytanka proszę kierować do: @Marla O'Donnell lub @Ricky McGill. Życzymy miłej zabawy I prosimy nie rozchodzić się po całej Poziomce, piszemy tylko w ogródku!!
______________________
Ostatnio zmieniony przez Marla O'Donnell dnia Pią Wrz 22 2023, 08:00, w całości zmieniany 1 raz
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów
Nadszedł w końcu tak przez nich wyczekiwany, odwleczony o dobry miesiąc dzień w którym mogli świętować wraz z Marleną wspólne urodziny, bo jak wszyscy wiedzą, byli bliźniętami z innej matki i innego ojca. Głupie wytyczne głupiego Ministerstwa i trwające nadal zagrożenie atakiem smoka (nawet jeśli jakiegoś wypierdkowatego szczyla - to wciąż smoka) sprawiły, że ostatecznie musieli zmienić plany i zorganizować imprezę w ogrodzie. A dzięki uprzejmości jednego z lokatorów, który im to zaproponował, mogli to zrobić w ogrodzie Poziomki. Gdy byli już gotowi, wystrojeni w piżamki i wypachnieni (Magiem niepokornym oczywiście) i dopinali wszystko na ostatni guzik przed przybyciem gości, Rysiek wzruszony piał z zachwytu, poprawiając wyłożone na stół zakąski: - Ja nie mogę, ten August to jest złoty człowiek po prostu, jeszcze się nie spotkałem żeby ktoś był i tak mądry i o tak dobrym sercu, i taki przystojny, no po prostu chłopak marzenie, ja nie wiem jak ta Julka sobie radzi, jakby mnie taki bolec rzucił to bym umarł z rozpaczy, a jeśli to ona go zostawiła to znaczy że jest srogo pier…d..eee… - zabłądził tą wypowiedzią zdecydowanie zbyt daleko, niechcący zupełnie szkalując Marlenę, która sama parę lat temu Augusta porzuciła, więc zatkał sobie mordę koreczkiem żeby przestać gadać. - Żajebisztewyszły - wymamrotał z pełną gębą, a jak już przełknął tego kabanosa, to przypomniał sobie o jednej zajebiście ważnej rzeczy, o której oczywiście zapomniał, a która była tu kluczowa. Zaaferowany, wymacał w kieszeni eleganckiego szlafroczka w panterkę niewielki pakunek i odchrząknął znacząco, jakby przygotowywał się do wielkiej przemowy. - Marla. Bo bym, kurwa, zapomniał, że prezent dla ciebie mam. Chodź no tu - wyciągnął rękę i uściskał ją z całej siły - Wszystkiego najlepszego, jesteś najbardziej zajebistą siostrą jaką mam i zasługujesz na jebaną g w i a z d k ę z nieba. No, ale udało mi się zdobyć tylko to. Sorry że dopiero teraz, ale wiesz że miałem krucho z kasą… - powiedział, odsuwając się w końcu i wręczył jej prezent: płytę Salazar Deluxe, zawierającą zarówno największe klasyki jak i premierowe, nowe przeboje, z a u t o g r a f e m i jego dedykacją artysty: dla Marleny, co ma farbowane rzęsy, piegi i policzki blade. Ryszard zdawał sobie sprawę, że to niewiele, ale tylko tyle mógł jej dać, bo przejebał na tę płytę całą wrześniową wypłatę oraz dziesięć godzin czatowania na podpis po koncercie na dożynkach na jakimś szkockim zadupiu. Miał nadzieję, że siostra będzie zadowolona, a w razie gdyby nie, to podsunął jej jeszcze prędko pod nos szocik wódka+RedGhull z irlandzkim toasem na ustach, by mogli wypić zdrowie solenizantki.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Myślała, że nie dożyją dnia, kiedy w końcu zorganizują wspólne urodziny, bo co rusz coś stało na ich drodze. A kiedy stracili nadzieję, że kiedykolwiek ministerstwo zrobi coś ze smokami panoszącymi się po okolicznych łąkach, z odsieczą przyszedł August, wyrażając zgodę, aby impreza miała miejsce w jego ogrodzie. Krzątała się po dojebanym namiocie, który w pocie czoła wyczarowali i ulepszyli, aby upewnić się, że wszystko jest przygotowane na tip top. Podzielała entuzjazm Ryszarda, który dosłownie fruwał z zachwytu i ekscytacji, że doczekali się swojej wspólnej celebracji. Z uniesionymi brwiami wysłuchiwała komplementów, jakimi obdarzał jej przyjaciela i oczywiście się z nimi zgadzała w stu procentach, bo przecież w istocie August był po prostu złotym człowiekiem, ale kiedy Ricky zgrabnie zaczął znów poruszać temat jego rozstania, nie do końca wiedziała jak na to zareagować. Bo, jak w końcu bystrze zauważył jej brat, sama go kiedyś rzuciła. – O, no, zjedz se coś, sprawdź czy smakują tak wykwintnie jak wyglądają – poradziła uprzejmie i po chwili rozpłynęła się z dumy na pochwały Ryśka. Sama była w zbyt dużym stresie, żeby cokolwiek przekąsić, bo cały czas z tyłu głowy miała obawy, że nikt nie przyjdzie i okaże się, że będą imprezować sami (co ofc nie byłoby niczym złym!!). Uśmiechnęła się, gdy tylko usłyszała o prezencie i zerknęła ciekawsko na pakunek, uprzednio słuchając absolutnie wzruszających życzeń i ściskając brata z wdzięcznością. – Żadnej gwiazdki nie potrzebuje, wiesz, że to ty i Cillian okazaliście się najlepszym prezentem, jaki w życiu dostałam – odpowiedziała szczerze, niemalże zalewając się łzami, bo był to tak poruszający moment. A kiedy zorientowała się co jest w środku, aż musiała przytrzymać się Ryszarda, żeby nie zemdleć z wrażenia. – O NA GODRYKA, OSZALAŁEŚ!!!!! – wydarła się, obracając w dłoniach płytę, która była szczytem jej marzeń i kiedy tylko uzmysłowiła sobie ile go to kosztowało galeonów i zachodu, ponownie zamknęła go w uścisku. – Rysiek, nie wiem co powiedzieć, jestem wzruszona i to jest warte więcej niż ten mój order, przysięgam, zaraz zemdleję i całą imprezę poprowadzisz sam. CO ZA DZIEŃ, d z i ę k u j ę – emocjonowała się, z czcią oglądając płytę i czytając treść dedykacji kilkanaście razy, bo dalej nie wierzyła, że sam Salazar napisał tak piękne słowa o niej. Wypiła szota i zapiła go RedGhullem, gotowa na świętowanie.
______________________
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Stylówka: prezentacja wieczorowa Loka to podkradziona jakiejś koleżance ślizgonce, ładna koszula nocna bo sam sypiał w majtach to i nie miał nic lepszego Atrakcja: będę robić wszystko jak leci, zaczynam od szotów z marletto obvi Efekty: pewnie się najebie
Pojawił się na impresce, bo wiadomo, że musiał. Trochę dlatego, że chciał najebać się z Panią Prefekt Naczelną, a troche dlatego, że mu w sumie brakowało w chuj okazji do hulańców. Odstawił się jak należało, bo wiedział, że to jest proszę państwa impreza tematyczcna i zgarnąwszy @Saskia Larson ruszyli na wyprawę do Doliny skrótem, czyli teleportacją łączną spod bramy do lokalizacji Poziomki, czymżekolwiek Poziomka była. - Jak wyglądam. - upewnił się zanim weszli na teren posesji, robiąc przed krukonką mały piruet w nocnej sukience, zauważając, że to bardzo wygodne te sukienki jednak. I takie dość przewiewne. Kiedy wszedł do ogrodu, no, był pod niemałym wrażeniem to mało powiedziane. Marla przeszła samą siebie, ale po transmutacyjnej prymusce Whitelighta nie spodziewał się niczego mniej, więc widząc gospodarzy juz z daleka wyszczerzył gębę w paskudnym uśmiechu uradowania. - Moi mili, no co za okazja, ile to już, osiemnaście? Nie dałbym wam więcej niiż szesnaście. - zaczął swoje cudowne życzenia- Ażebyście zawsze mieli gdzie, z kim i za co. - jedyne słuszne życzenia połączył z wręczeniem przygotowanego przez siebie pudła z darami*, które zapewne pofrunęło na stos wszystkich innych, jakie się dzisiejszego wieczora zbiorą. Fakt, część z tych cudeniek kolekcjonerskich byłą kradziona, a za część zapłacił mniej niż powinien, stosując swoje szachrajskie metody, ale biedny był jak mysz kościelna, co nie współgrało z tym, że chciał zawsze pokazać się z gestem. Serdecznie chciał ucałować zarówno jubilatkę jak i jubilata, ale umawiali się, że wieczór ma być miły a sexual assault nie należał do listy rzeczy miłych, więc się powstrzymał. - Słyszałem, że nie mogę iść na manikur dopóki nie pierdolniesz ze mną pięć ghullbomb. - uniósł brwi zaczepnie w kierunku @Marla O'Donnell.
* - what's in the box?!:
Dwie pary rybich klapek dla jubilatów Zapas urodzinowej srajtaśmy Nietucząca czekolada dla Marlenki Czekoladowa ośmiornica dla Ryszarda Zestaw chłopców do wzięcia do rozsądnego podziału między jubilatów
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Stylówka: opaska na głowie, czarny dresik, biała żonobijka Atrakcja: wybieram se paznokcie Efekty: -
Nie wiem co mnie podkusiło by zgodzić się na udostępnienie swojego ogrodu, ale faktycznie tak robię. Sam proponuję Ryszardowi i Marlenie, że mogą zrobić uro u mnie, jeśli ich poprzednie miejsce nie wypaliło ze względu na smoki. I nawet pomagałem im kiedy krzątali się żywo po poziomkowym ogrodzie, rzucali zaklęcia, a ja pomagałem w transmutacji różnych rzeczy. Poszedłem do domu właśnie by sprawdzić czy moja piwnica jest aby na pewno zamknięta i zastanawiałem się czy może jednak otworzyć drzwi salonu, ale rezygnuje z tego pomysłu, kieruję się ku dwójce solenizantów. - O czym gadacie? - zadaję jakieś tam pytanie w eter, kiedy Ryszard z nagłą zapalczywością pożera koreczka. Potem kieruję się ku różnym lakierom do paznokci i nie mogąc wybrać biorę sobie kilka i przynoszę do dwójki Gryfonów, gdzie Marla cieszy się na swój super prezent od brata. - Marlena, wybierz za mnie. I polejcie i mi - mówię i już sam sobie biorę shota, poganiając dłonią Ryszarda i Marlenę by się dołączyli. Obok mnie usiadła od razu Whisky. Mój pies wyglądał praktycznie już jak dorosły chart i łaził za mną przez większość przygotowań, czasem wymuszając zabawę na dwójce Gryfonów. Wyglądała równie przystępnie co jej właściciel. - Jeśli komuś uda się wejść do piwnicy, pozamieniam ich w karaluchy - oznajmiam jeszcze poważnym tonem, ale kto wie czy w tej kwestii akurat żartowałem. - Też mam dla was prezenty - oznajmiam i przywołuję różdżką dłonią dwa prezenty które zostawiłem gdzieś na werandzie. Jeden znacznie większy dla Ryśka - w nim była bombonierka oraz flaszka. Drugi niewielki - dla Marli. - Można było wybrać sobie jej zapach, wybrałem ci najfajniejszy na świecie - oznajmiam rzeczowo. Chociaż granatowa apaszka w kwiatki, którą jej kupiłem pachnie niebieskim czarodidasem. Podobno zapach miał nie zniknąć nigdy, a chustka niby sama się fikuśnie zawiązywała jak chciała właścicielka. Odkręcam lakier wybrany przez Marlę i pozwalam malować sobie paznokietki, a ludzie zaczynają się powoli schodzić. Jako jeden z pierwszych przychodzi Swansea razem ze swoją dupeczką. Co nie przeszkadzam mu w obcałowywaniu Marleny, złożeniu mniej przyzwoitych życzeń i prób jej upicia już na wstępie. Ale miał spoko piżamę. Nadal siedzę sobie obok Marleny i teraz podnoszę głowę na @Lockie I. Swansea. - Z Marleną masz jedną bombę, to ze mną masz resztę - oznajmiam z animuszem pomarańczy na moich paznokciach, bo jak każdy będzie zapraszał Marlę na 5 szotów na początek, jubilatka nie dotrwa nawet godziny. Przymykam oczy, skupiam się przez dłuższą chwilę i moje azjatyckie rysy twarzy zamieniają się na blade piegi Marli, a włosy zaczynają rosną do ramion. Uśmiecham się szeroko jak zwykle Marlena i podaję mu shota. Oprócz stylówki nie ma prawie różnicy! Po chwili jednak wracam do swojego stałego wyglądu i orientuję się, że jeszcze czegoś mi brakuje. - Gdzie kapcie dla mnie? - pytam Marli jakby to ona była ich strażnikiem i sam rozglądam się dookoła.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Stylówka: Czarna madonna Atrakcja:Na razie tylko papucie na stopach! Efekty: 1 - Królewska czerwień zdobiąca twe stopy sprawia, że czujesz się bardziej pewny siebie i ochoczo bierzesz udział w atrakcjach.
Takich wydarzeń się nie omija, tym bardziej, że to Marlenka i Ryszard obchodzili okrągłą rocznice urodzin i zapowiadało się bombastyczny wieczór, co pewnie żadne z nich nie będzie tego pamiętać. Jedyne co, to następnego dnia będą próbować poukładać chronologię wydarzeń po jakichś mglistych urywkach, rozmazanych fotkach i cudzych majtkach znalezionych po kieszeniach - ale, nie uprzedzając zdarzeń! Założyła najbardziej wyjściową piżamę z piórami, co by się jej żaden fan piórek nie powstydził, upewniła się, że prezenty są zapakowane na tip-top i była gotowa do wyjścia. Jakoś tak wyszło, że to z Lokim się wybierała - i wszyscy jej świadkiem, że nie przestała się śmiać, nawet gdy byli w trakcie teleportacji do Doliny. Za każdym razem, kiedy saskowy wzrok padał na różową podomkę chłopaka, to ta ponownie wpadała w jakąś dziką spiralę śmiechu. — Wyglądasz znakomicie — zapewniła, klaszcząc w dłonie na widok jego piruetu, kiedy to sukienka kręciła mu się wokół owłosionych łydek — tylko się nie ubrudź, bo babcia Cię zabije, że jej koszulę nocną zniszczyłeś. Poziomka wyglądała oszałamiająco - wszędzie błyszczało od świateł, muzyka grała, gdzie się człowiek nie obejrzał, to coś przyciągało wzrok i kusiło, by podejść. Już sobie w głowie nawet poukładała małą ścieżkę urodzinowych doświadczeń, ale zacząć trzeba było od najważniejszego - złożenia życzeń tym dwóm najlepszym ancymonom! Sasanka, jednak jak na wychowaną pannę z dobrego domu, przed wejściem do namiotu zamieniła swoje ciężkie buty na bordowe, miękkie kapciochy. Pierwszą dopadła @Marla O'Donnell, pochwytując ją w ramiona i zapraszając w taneczne kółko, co by się mogła kwiatuszkowi przyjrzeć. — Marlenko, której blask widać nawet o tam, mile stąd — machnęła gdzieś ręką, co by wskazać, że bardzo, bardzo daleko — obyś zawsze świeciła jak najjaśniejsza z gwiazd! Pocałowała ją w oba policzki, po czym wręczyła małe pudełeczko z czarną kokardą, w którym znajdowały się ręcznie robione kolczyki i bon na masaż stóp, bo wiadomym jest, że Marla niejednemu typowi ze szkoły chodziła po głowie i na pewno była zmęczona tymi przechadzkami. Miała szczerą nadzieję, że kolczyki jej się spodobają, ale jeśli nie - to z chęcią stworzy jej coś innego. Dopowiedziała jeszcze, by Marla się bawiła najlepiej na świecie, a jeśli będzie chciało jej się rzygać, to niech ją zawoła, to Sasia jej włosy potrzyma. Dopadła stojącego obok @Ricky McGill, z uznaniem obczajając jego outfit: — Nie no, pantera to totalnie Twój wzór, kolego — pokazała mu język i jego zamknęła w saskowym uścisku. — Co by dzisiaj było tak, że jutro prorok będzie pisał o tym, jak wykurwiście się tutaj działo. Pamiętaj, że jesteś kozak chłop i zawsze, ale to zawsze możesz na mnie liczyć, tak? I dla niego miała coś specjalnego, oczywiście, jak to zwykle bywa, gdy się klepie biedę, tak zwany handmade. W różowej torebce z latającymi wróżkami znajdowała się popielniczka zrobiona na podobiznę solenizanta, wielkie opakowanie czekoladowych zniczy, jak i pół tuzina porządnie zwiniętych skrętów peruwiańskiego zioła - część z truskawką, część o smaku budyniu waniliowego. Chwyciła stojącego na stole szota, wołając: — Oi, oi, oi, toast za solenizantów! — i łyknęła, do dna.
Fitzroy Baxter
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : kolczyki w uszach, skóry i dresiki, platynowe, czasem różowe włosy
Stylówka: hop Atrakcja: kapcie Efekty: jestem chętny do zabawy i jeszcze bardziej pewny siebie
Sytuacja wyglądała tak, ja musiałem chodzić na IKE, a ponieważ tam znałem bardzo ograniczoną liczbę osób, głównie spędzałem czas z Ver. A ponieważ ja to zwykle dużo gadam jakoś tak się wydarzyło, że podniecałem się imprezą Ryśka i Marleny i rzuciłem gdzieś pomysłem że powinna iść ze mną. Szybko też się zreflektowałem, że to brzmi durnie takie zaproszenie byłej, jakbym nie wiadomo co planował i dodałem że oczywiście niech bierze ziomków, ja wszystkich wprowadzę. Wcale mnie nie zdziwiło, że pod stwierdzeniem ziomków Veronica od po prostu wzięła kuzynkę. Każdy Seaver tak pewnie robił. Plan wyglądał niesamowicie wpadłem do @Ruby Maguire, napiłem się z nią parę szotów na biforka, powiedziałem że muszę kogoś wprowadzić najpierw i zgarnąć ludzi, więc się zgadamy, a potem rozeszliśmy się ogarnąć w piżamy. A teraz już witałem się po kolei z @Veronica H. Seaver, @Cleopatra I. Seaver oraz @Daniil Egorov. Wszystkich serdecznie wytuliłem, opatulając ich swoim lampardzim futrem, wcale nie dlatego że już byłem trochę zrobiony po biforku. - O patrzcie jak to imprezy łączą ludzi - zauważam nie wiadomo czy chodzi mi o tu tak międzynarodowo w naszej ekipie czy może zabawny fakt, że każdy jest z innego domu. - Mam nadzieję, że będzie w pizdę zimno, bo nie chcę zdejmować swojego super futra! - mówię do Very i wsadzam jej na chwilę do dłoni moje paczki z prezentami, bo próbuję w kieszeniach poszukać pomniejszonej flaszki whisky. Którą oczywiście częstuję wszystkich którzy są chętni. Po drodze zagaduję bardzo wesoło do Daniela czy przypadkiem nie jest zaginionym synem Antoszy, rzucam super żartem że mój dziadek określiłby Kleopatrę jako żonę idealną (może niezbyt grzeczny żarcik, ale jaki prawdziwy), aż w końcu docieramy na imprezkę. Gdzie okazuje się, że jubilat @Ricky McGill ubrał się bardzo podobnie do mnie. - RYSZARD umawialiśmy się na maczing outfity i czegoś nie pamiętam?? Przyprowadziłem ludzi! - krzyczę do ziomków już z drugiego końca ogrodu, idę do nich prędko, przedstawiam wszystkim, składam serdeczne życzenia i wręczam super prezenty (które dopiero sobie przypomniałem, trzymała Vera)- flaszki i bombonierki. - Marlena wygląda to wykurwiście, brawo! - Rysiek pewnie różdżką tu nie machnął, inaczej nie wyglądałoby to tak spektakularnie. - Najlepszego mordy. Zdrowia, szczęścia i ruchania. No a teraz dajecie, shoty! A potem coś porobimy - zachęcam wszystkich do picia i wciskam ludziom w dłonie Redgulle oraz wódę. Kiedy opuszczamy na pewno zajętych jubilatów, wyjmuję z kieszeni futra wizza. Piszę tam na prędce wiadomość i zerkam w stronę wejścia. - A kapcie! - przypominam sobie jeszcze i wskazuję głową na bambosze do Ver i kto tam ze mną został. Wybieram sobie piękne czerwone, na pewno pasujące do mojego outfitu. - Zaraz znajdziemy dla ciebie jakies w kolorze kupska - oznajmiam miło Veronice i już szukam jakiegoś takiego wariantu papciowego.
Stylówka: pyk Atrakcja:szalone kapcie Efekty: wpadam na szalone pomysły i nie boję się ich realizować
To był taki durny i idiotyczny pomysł, że nie mogła nie spróbować. Od słowa do słowa zamienionego na IKE wyszło tak, że w sumie to została zaproszona na urodziny. Ryśka i Marlenę znała raczej z widzenia, opowieści, może co po niektórych imprez. Nie sposób więc powiedzieć, co przekonało ją do tego, by dać się porwać przez Fitza w samej pidżamie w przysłowiowe tango. Ale słowo się rzekło, jak powiedziała, że pójdzie to nie było odwrotu. Tylko na odchodne wzięła pod pachę Cleopatrę, bo jak coś to przecież się jakoś się wykpią. Przywitała się z Fitzem, od którego już na wstępie czuć było gorzki alkohol. Uśmiechnęła się do niego promiennie wcale tym faktem niezrażona, bo swoją drogą ona też obaliła pół butelki wina podczas przygotowań, żeby ukoić zszargane nerwy. Na pierwszym ze spotkań IKE ktoś zrobił psikusa i dowalił amortencją. Zrobiła z siebie niemałego debila przez Baxterem i choć upłynęło już trochę wody w rzece odrobinkę denerwowała się, że dzisiaj sytuacja się powtórzy. Ubrana jedynie w pidżamę w biedroneczki w przeciwieństwie do Gryfona marzła. Trzymała w ręku torebkę z prezentami dla jubilatów - dwoma butelkami dwunastoletniej Ognistej Whisky, biżuterią dla Marleny i gustownym zegarkiem dla Ryśka. Miała niemały problem, bo nie znała ich za dobrze, ergo nie do końca wiedziała, co też takiego im kupić. Mogła mieć tylko nadzieję, że nie strzeli jakieś gafy. W odpowiedzi na komentarz Fitza, przewróciła jedynie teatralnie oczami i pacnęła go delikatnie w ten pusty łeb. Co za brak taktu, przecież ona była w cieniutkiej piżamce. Fakt, że to Vera nie przemyślała praktyczności outfitu nie zwalniał Baxetra od… no tak, czasy gdy oddawał jej swoją kurtkę chyba minęły bezpowrotnie, co? Wzięła od niego paczkę z prezentami, burcząc coś pewnie pod nosem, ale jej złość minęła w momencie, gdy wyjął flaszkę. Poczęstowawszy się podała dalej, rozluźniając się coraz to bardziej. Nawet nie spięła się na tekst Fitza o swojej kuzynce, bo przecież większośc uwagi poświęcała tajemniczemu uczniowi o wdzięcznym, egzotycznym imieniu Daniil. Gdy dotarli na miejsce, powstrzymała się od niewdzięcznego śmiechu, widząc, że mają praktycznie takie same stroje. Nie krzyczała jak Baxter, podeszła do jubilatów jak człowiek i złożyła im serdeczne, szczere życzenia. Zdrowia, szczęścia, braku kaca i takie tam. Nie była w tym zbyt dobra, toteż jej uwaga szybko przeniosła się na Marlenę. - Wyglądasz cudnie! Sto lat, sto lat! - uśmiechnęła, wciskając jej do ręki flaszkę i małe pudełeczko. Teraz jej uwaga zwróciła się na Ricky’ego, którego szczery uśmiech od zawsze ją rozbrajał. - Tobie o wiele lepiej w ten panterce, bez dwóch zdań - szepnęła mu na ucho i puściła oczko. Jemu również przekazała swój skromny upominek, po czym odeszła na bok. Minęła Fitza zajętego wizzem, pewnie wypisywał do jakiejś swojej nowej laski, bez dwóch zdań. Zdusiła w sobie niemiłe uczucie, że mimo wszystko ta myśl uwiera i zerknęła w kierunku bamboszy. Nawet nie zdążyła ich sobie wybrać, gdy obok niej pojawił się już Baxter i proponował jej takie o kolorze gówna. - Nie, dzięki, wolę te - rzuciła, wzruszając ramionami. W dłoni dzierżyła śliczne granatowe papcie, co nie powinno go zdziwić. Dobrze wiedział, że wszelakie odcienie niebieskiego to jej ulubiony kolor. - Zajebiście tu jest - mruknęła do niego jeszcze, rozglądając się po namiocie. Maseczki, mani, karaoke, piniata… Zawahała się, patrząc na niewinną szklaną butelkę, a do głowy wpadł jej pomysł tak głupi i śmiały, że aż szkoda to olać. - Chodźcie, zbierzemy ekipę i pójdziemy sobie pograć - zwróciła się do osób, z którymi przyszła ale czy oprócz Fitzroya ktoś jeszcze przy niej stał?
Stylówka: seksi szlafroczek i opaska w panterkę Atrakcja: przyjmuję prezenty Efekty: tylko ekscytacja na razie
- O tobie - odpowiedział Augustowi i choć mówił prawdę, to pewnie zabrzmiał jakby gadał coś na odczepkę; kiedy Marlena zaczęła dziękować mu za prezent, oczy mu się zaszkliły i przy wznoszonym później toaście pociągał nosem. Zapewnił siostrę, że to ona i Fiadh były prezentem na jaki Ryszard i Cillian nie zasłużyli, a po tych wzruszających wyznaniach rzucił się z uściskiem na Edgcumbe'a, by podziękować mu wylewnie za doskonale trafiony prezent, a potem zaglądał z ciekawością na podarunek dla Marli. Wtedy zaczęło się schodzić więcej gości. - O c h u j, jakie wybitne, dzięki, powiedz mi koniecznie gdzie je sprzedają, kupię staremu na święta! - ekscytował się prezentem od @Lockie I. Swansea i natychmiast założył klapki-ryby, zachęcając jednocześnie ziomka żeby poczęstował się kapciami dla gości. - Zgarniam tych kawalerów dla siebie, Marlena nie potrzebuje ma mnóstwo absztyfikantów w szkole - oświadczył, chichocząc na widok armii chłopców do wzięcia, a potem wycałował w oba policzki @Saskia Larson i prawie umarł z wrażenia widząc popielniczkę. - Co nie? Od dziś wszędzie popierdalam w panterce. Ale bliźniak!!! - przyłożył sobie rzeźbę do twarzy - Identyczny. D z i ę k u j ę, ten prezent jest idealny, znasz mnie lepiej niż ja siebie - mówił wzruszony, przyciskając do serca drogocenny pakunek ze skrętami i najchętniej już by je odpalał, gdyby nie wbiła kolejna ekipa. Wyszczerzył się do @Fitzroy Baxter. - Jedyny słuszny styl dla prawdziwych samców alfa - skomentował dobór ich outfitów i spojrzał z promiennym uśmiechem na wprowadzonych przez ziomka gości. - No Fitz, jaka DELEGACJA!! Super, dosko, chodźcie, siema, Ryszard jestem i bardzo mi miło, bierzcie kapcie i rozgośćcie się - zachęcał nieznanych mu jeszcze @Daniil Egorov, @Cleopatra I. Seaver oraz tylko znaną z widzenia @Veronica H. Seaver do wejścia i poczucia się swojsko. - Dzięki mordo, dzięki Verka - przyjmował kolejne życzenia i prezenty, znaczy jeszcze więcej wódy i czekolady oraz elegancki zegarek. Zachichotał na słowa dziewczyny, komplementującej panterkę i odwzajemnił zalotne oczko, a potem zgodnie z przykazaniem Fitza walnął szota z ekipą i zatarł rączki, gotowy do dalszej zabawy i witania kolejnych gości. Liczył na to, że lada moment zjawi się ich tu jeszcze więcej.
Cleopatra I. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Egipska uroda | tatuaże | krótkie włosy | złote oczy | biżuteria - naszyjnik ze złotym zniczem
Stylówka: koszulka, białe dresy, białe kapcie Atrakcja: kurczowo trzymam się Verki Efekty: 3 - Niewinna biel dodaje krokom subtelności, a tobie osłabia głowę na tyle, że upajasz się alkoholem w ekspresowym tempie.
W teorii - impreza na sam początek roku w zupełnie obcym kraju w kompletnie nowej szkole to idealna wręcz okazja, aby się ze wszystkimi zapoznać! Zbieranina uczniów, studentów i być może nawet jeszcze starszych osób sprawiała jednak, że dostawałam palpitacji serca, gdy tylko krok za krokiem zbliżaliśmy się w stronę wielkiego namiotu. Znajdowałam się w doborowym towarzystwie: znałam jedną osobę, a więc lepiej niż nic. Chociaż może "znałam" to dużo powiedziane, skoro całe życie widywałyśmy się może tylko w wakacje i święta, jak na parę dni razem z rodziną pojawiałam się u reszty Seaverów. Trzymałam się więc kurczowo towarzystwa @Veronica H. Seaver, upatrując w kuzynce ratunku dzisiejszej nocy, a jednocześnie nie chciałam jej wcale ciążyć ani odciągać ją od towarzystwa dużo ciekawszych duszyczek. Czy ja w ogóle wytrzymam do rana? Muszę, bo przecież sama nie wrócę do Hogwartu! A jak mnie nikt nie polubi? Bez wątpienia zdobędę tytuł największej nudziary i tak już mnie będą postrzegać w Hogwarcie... Takie czarne scenariusze same pisały się w mojej głowie ze stresu, który nakazywał mi zaczesywać równie czarne włosy tak, aby jak najbardziej przysłaniały moją twarz. Z krępacją przyjęłam tulaski od @Fitzroy Baxter, nieśmiało się do chłopaka uśmiechając, żeby jakoś zrekompensować zauważalny fakt, że mówienie do mnie to, jak mówienie do ściany. Nie umiałam określić czy lubię jego ekspresyjny styl bycia, czy może jeszcze bardziej sprawia, że czuję się niedopasowana. Szkoda, że nie wiedziałam, że to Baxter, bo pewnie bym nieźle fangirlowała. Ubrał się w taki sposób, że ja bym spaliła się ze wstydu niż postawiła nogę poza dormitorium, a do tego już czuć było od niego alkohol. Zaraz, od Very chyba właściwie też...? No właśnie, alkohol. Wciąż nie mogłam się zdecydować czy pić, dlatego na razie odmówiłam poczęstunku whisky. Na żart o byciu żoną tylko przełknęłam niepewnie ślinę, próbując nie myśleć o tym, że właściwie to nikt nie wie, że nie jestem hetero. I nikt się nie dowie. Póki żyję. Odruchowo popatrzyłam na @Daniil Egorov, który chyba też czuł się obco. W końcu byliśmy w podobnej sytuacji. Jednak na tym krótkim spojrzeniu zakończyłam swoje interakcje. Zacisnęłam mocniej ręce na dwóch książkach, jakie zabrałam jako prezenty dla dwójki solenizantów, których nie miałam okazji poznać ze względu na dołączenie do Hogwartu ledwo dwa tygodnie temu. Były całkiem mugolskimi dziełami o historii Egiptu, więc nic wielkiego, ale może ich to zaciekawi... Nie było mnie stać na żadne fancy podarunki. Niebawem dotarliśmy do rzeczonych osób, gdzie zdecydowanie dłuższe spojrzenie posłałam ku @Marla O'Donnell, bo okazała się piękną dziewczyną. Zebrałam się w sobie i niepewnie podeszłam do niej oraz @Ricky McGill tytułującego się Ryszardem. Wcześniej myślałam, aby poprosić Veronicę o wyrażenie życzeń za mnie, ale nie chciałam jej przeszkadzać ani tak ciągle wykorzystywać. Wpadłam więc na pomysł napisania przed wyjściem kartki, którą teraz wetknęłam im w ręce wraz z książkami i na wszelki wypadek, gdyby nadal dziwili się czemu kompletnie milczę, wskazałam im na nią palcem. Głosiła napisanymi bardzo starannie literami "Wszystkiego najlepszego! Jestem Cleopatra i nie mówię, dlatego składam życzenia w ten sposób." Na twarz zaś przykleiłam bardzo uprzejmy i ciepły uśmiech, którym również obdarowałam tę dwójkę. Zrzedł mi dopiero, gdy usłyszałam słowa kuzynki. Nie wiedziałam, że z niej taka imprezowa bestia. Ja zdecydowanie wolałam uniknąć gry w butelkę, więc zaczęłam wycofywać się rakiem gdzieś indziej. W międzyczasie zgarnęłam też proste, śnieżnobiałe kapcie.
Stylówka: koszula i spodnie, czekam aż Marlenka coś mi wyczaruje , granatowe kapciuchy Atrakcja: jeszcze nic, ale zamierzam spróbować wszystkiego Efekty: szalone pomysły (kapcie)
Wciąż prawie nikogo nie znam w tej szkole, więc możliwość przyjścia na imprezę urodzinową po pierwsze bardzo mnie zaskakuje, a po drugie cieszy. Sam miałem urodziny dosłownie wczoraj i uznaję, że jeśli będę się dobrze bawił, to będzie to tak, jakbym świętował i je. Jest też drugi powód – nigdy nie byłem na żadnej imprezie. Obłożony treningami, nie miewałem czasu na podobne ekscesy, ani znajomych, którzy mógłby mnie zaprosić, albo których mógłbym zaprosić ja. Nie wiem jak do końca się zachować, ale staram się za dużo o tym nie myśleć. Okazuje się jednak, że gafę popełniłem jeszcze będąc w dormitorium, bo zupełnie nie potraktowałem „piżama party” poważnie i ubrałem się zupełnie zwyczajnie, w białą koszulę i spodnie. Teraz, kiedy stoję tu pośród tych wszystkich osób w fancy piżamkach, czuję się trochę niezręcznie, ale jest już za późno, żeby coś z tym zrobić. Cicho liczę, że ktoś będzie tu znał transmutację Myślę sobie, że to bardzo miło ze strony @Fitzroy Baxter, że tak o nas pomyślał i pomógł nam wbić się na imprezkę, a na głos komplementuję jego futro, bo panterka wygląda na nim doskonale. Alkoholu nie biorę, nigdy jeszcze nie piłem i trochę boję się wyjść na głupca, a trochę, że natychmiast się upiję i tyle będzie ze świetnej zabawy, odpowiadam za to, że jeśli ma na myśli Avgusta, to na całe szczęście nie, bo wtedy z pewnością musiałbym grać w Quidditcha, albo uprawiać inny magiczny sport, w każdym razie z pewnością nie to, co lubię. Oczywiście, że to nazwisko jest mi znane, nie dało się go nie słyszeć, wychowując się w Rosji. Nie mam przy tym pojęcia, że i Baxterowie są związani ze światem sportu i może mój komentarz nie należał do najzgrabniejszych... — Poziomka to dom? — mówię sam do siebie, gdy jesteśmy już na miejscu. Różowe ściany wiktoriańskiego budynku w istocie nasuwają takie skojarzenie, ale do tej pory byłem przekonany, że zmierzamy do jakiegoś pubu albo klubu, lokalu w każdym razie. Teraz to już w ogóle nie wiem czego się spodziewać, ale jakie by nie były moje wyobrażenia, to zostały totalnie spełnione, bo ogród wyglądał WSPANIALE. Uśmiecham się do @Cleopatra I. Seaver bo od lekcji eliksirów lubię myśleć, że to moja koleżanka a świadomość, że też jest tutaj nowa – dowiedziałem się tego po czasie – dodaje mi otuchy i sporo pewności siebie. Zerkam na małe paczuszki, które przez cały ten czas trzymam w rękach i postanawiam od razu podejść do @Ricky McGill oraz @Marla O'Donnell. Na początek się przedstawiam, bo pewnie nie wiedzą nawet jak mam na imię i wcale nie mam im tego za złe. Ja też bym nie znał ich, gdyby nie organizowali przyjęcia. — Spełnienia marzeń! Ja nic nie kupił, bo my się właściwie nie znamy i nie wiedział co, ale dam Wam chociaż coś słodkiego, może jeszcze nie próbowali takich. Dzięki, że ja mógł wpaść — staram się panować nad moim akcentem, ale nie idzie mi to za dobrze. Wręczam po jednej paczuszce każdemu jubilatowi, w środku są rosyjskie zefiry, tradycyjne pianki, które ciocia na moją prośbę przesłała mi dziś rano. Białe mają w sobie po odrobinie eliksiru rozweselającego, a różowe dodają energii. — Przepraszam, że nie w piżamie, myślał, że to taki żart — dodaję jeszcze, bo nie chcę, żeby pomyśleli sobie, że nie przebrałem się, bo jestem na to za sztywny. Trzeba być zdolnym, by zrobić z siebie głupca, chcąc za wszelką cenę tego uniknąć. — Może mogę coś pożyczyć? — dodaję z lekką nadzieją w głosie. Na transmutację wcale nie wpadam.
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Stylówka: zielona panterka szlaforczek pod spodem super złote gacie Atrakcja: riki Efekty: intymnie sie zwierzam
Tak naprawdę to nie przygotowania zajęły mi dłużej niż zwykle, raczej spakowanie i znalezienie wszystkich prezentów. Co prawda Sir dzielnie mi przy tym pomagał, ale jak zwykle nastąpił przerost formy nad treścią i wyszło na to, że Sir musiał razem ze mną iść z tymi wszystkimi paczkami. Wchodzę do ogrodu w swoim szlafroczku w panterkę, który kazał mi założyć Ryszard poprzedniego dnia. Mam na sobie złote oksy, mnóstwo biżuterii na sobie, by jakoś umilić sobie fakt, że tak mało ubrań mam na sobie. - Rysiek! - krzyczę kiedy wpadam do środka obładowany torbami i jeszcze ze skrzatem, który niósł ich jeszcze więcej. Podbiegam do Ryśka, bo po drodze łapię jakieś bordowe kapcie, które zakładam w pośpiechu zanim nie pobiegnę do chłopaka. - Jestem! - oznajmiam radośnie kiedy mój skrzat zaczyna kłaść prezenty obok innych prezentów, tworząc praktycznie kolejną, nową górkę. - Chciałem kupić ci kilka ładnych ubrań, ale potem nie mogłem przestać i zacząłem szaleć i tak to się skończyło. Sir jak chcesz zostać, idź się czegoś napij! - krzyczę do skrzata, który tylko popatrzył na mnie ze zgrozą i poszedł układać wszystkie paczki w idealne budowle. - No, ale patrz znalazłem ci też tiarę - oznajmiam i wyszarpuję jedyny prezent, który nie dorzuciłem do kupy prezentów i zakładam na głowę Rysiek mały diademik. - Pięknie - oznajmiam i nagle nie wiem dlaczego odczuwam niesamowitą chęć wycałowania Ryśka, więc całkowicie się nie krępując całuję go urodzinowo, bardzo czule, ręką nawet gdzieś tam błądzę pod szlafroczek Ryszarda. Taka była to moc czerwonych papci. - Ach, Marlena - odrywam się nagle od Ryśka i pokazuję jej jakąś wypierdziałą paczkę obok prezentów Ryśka. - Tam jest twoja bombonierka i flaszka. Najlepszego! - mówię jej jakże serdecznie i wychylam się z objęć Ryszarda, by pocałować ją w policzek. Mam ochotę olać wszystkich, dalej się ogarniać z Gryfonem przez te kapcie, ale przychodzą inni by złożyć mu życzenia czy tam coś dać, więc trochę głupio. Dlatego staję sobie obok niego i przygarniam kilka lakierów do paznokci i pokazuję mu każdy kolor, by sam wybrał co chce. No na pewno się wynudził tak stercząc jak widły w gnoju i witając każdego. - Polej nam coś - mówię przelotnie zerkając na stół. W międzyczasie przychodzi @Daniil Egorov, który nie miał pojęcia, że przebranie się to nie żart. Biorę paczkę, którą dał Ryśkowi by sprawdzić co dostał Gryfon. Wzdycham z żalem nad losem blondyna, który nie wiedział że wszystko jest na poważnie. - Och, biedaku, może chcesz mój szlafrok? - proponuję przejęty sytuacją, zsuwam z siebie szlafrok i wyciągam do chłopaka, by kilka chwil stać w namiocie tylko w złotych stringach.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Stylówka: szkarłatny szlafrok Atrakcja: kapcie i szociki Efekty: chęć flirtów i harców
Fire średnio podobał się pomysł piżama party. Trochę zdziadziała w ostatnich latach i nie wyobrażała sobie siedzieć w jednym łóżku z innymi ludźmi, do tego ubrana w jakiś szlafroczek w pandy. Ale może nie będzie tak źle. Z taką myślą wyszukała w miarę znośny ubiór, w którym nie czuła się jak głupi gówniarz, po czym ruszyła do Poziomki. Już z daleka zauważyła tłumy znajomych O'Donnell i McGilla. O Merlinie, aż się przypominały wszystkie huczne gryfońskie imprezy, gdzie chlała na potęgę, grała w butelkę, potem tymi butelkami rzucała w ludzi, kłóciła się, tańczyła, darła japę z Leonardo, ukrywała alkohol i papierosy przed nauczycielami... Piękne czasy młodości. Czy to możliwe, aby wróciły? Trochę się tak poczuła, wchodząc w grono studenciaków, gdzie niektórych całkiem dobrze pamiętała, a innych kompletnie już nie. Ostatnio ciągle miała do czynienia z o wiele starszymi ludźmi przy biznesach, więc trochę odwykła od towarzystwa rówieśników. Bo przecież sama niedawno kończyła edukację. A wydawało się, jakby minęła co najmniej dekada. Jako że Fire nigdy nie cierpiała na przypadłość zwaną nieśmiałością, podeszła z buta do Marleny oraz Ryśka, którego dopiero co wylizał Hariel Whitelight. Widać, że lubią zaczynać imprezę z grubej rury. Odpuściła jakiekolwiek przytulanie czy wymienianie nawet i bardziej niewinnych niż ten Hariela całusów, bo była jednak całkowicie trzeźwa oraz w pełni władz umysłowych, a w związku z tym każdy dotyk przyprawiłby ją o odruch wymiotny. Może trochę mniej dotyk Marli niż Ryszarda. - W samej piżamie można zmarznąć, więc przybyłam, aby rozgrzać atmosferę - powitała tę dwójkę kulturalnie, żartując oczywiście ze swojego ognistego przezwiska. Nigdy nie potrafiła być emocjonalnie wylewną, ale uśmiechnęła się, a to już dużo jak na Dear. - Mam nadzieję, że Gryfoni dalej roznoszą Hogwart pod moją nieobecność? - zapytała, całkowicie nieświadoma, że dwójka z domu Lwa już w pierwszy dzień szkoły odjebała taką manianę, że zostali zawieszeni. Wyśmiałaby ich, ale również podziwiała. Taki to właśnie był z niej niegdyś prefekt tego najlepszego domu. - To dla Ciebie, a to dla Ciebie. - podała obojgu bardzo podobne pudełka oklejone papierem prezentowym w gwiazdki. Były to wielkie pudła i z ulgą pozbyła się ich ze swoich wątłych ramion. Blaithin nie skąpiła na podarunkach dla swoich znajomych, zazwyczaj przeginając i wyrzucając masę galeonów na różne głupotki. Teraz trochę wstrzymała konie, ale i tak wygrzebała różne ciekawe itemki. W międzyczasie przyjęła także bordowe kapcie, na razie trzymając je w ręce. - I wiadomo, tutaj wklejcie jakieś generyczne, nudne życzenia urodzi-WHITELIGHT. - jak wrzasnęła na @Hariel Whitelight, który nagle postanowił zaświecić wszem i wobec swoimi pośladkami odzianymi w kuse stringi. Ostentacyjnie odwróciła głowę, mieląc gdzieś w ustach przekleństwo. Co za pajac ślizgoński. Zdążył już obalić kilka butelek? W momencie pomyślenia o alkoholu, także i Fire zdecydowanie opuściła solenizantów, aby walnąć sobie porządnego shota wódki z RedGhullem. Tak, żeby dało się jakoś funkcjonować. Wsunęła też na nóżki kapcie, odczuwając dziwny przypływ chęci na miłosne zabawy. Może gdyby założyła je wcześniej to nie wydarłaby ryja na Hariela tylko uśmiechnęła do niego filuternie.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Stylówka: Taki szlafroczek z gatkami pod spodem Atrakcja: wchodzę więc granatowe kapciochy Efekty: Mam szalone pomysły, które chcę realizować!
Co jak co, ale imprezy urodzinowej Marleny to nie mógł przecież przegapić! No i Rickiego też. Jak on dawno tej mordy nie widział! Dobrze, że wracali do Hogwartu i szanse na spotkania zdecydowanie wzrastały. -Jakby zaklęcia przestały działać daj mi znać. - Poprosił @Maximilian Brewer, mając na myśli transmutację, która obecnie przykrywała jego szkaradne blizny na całym ciele. Nie chciał przecież straszyć biednych imprezowiczów swoim wyglądem. Co jak co, ale nie spodziewał się też, że zarówno on sam jak i Brewer, wbiją na tę fiestę sami. -Co im dajesz? - Zapytał, samemu dzierżąc pakunek zarówno dla Marleny jak i dla Rickiego. Nie było to może nic specjalnie wyszukanego, ale na pewno wpasowywało się w tematykę imprezy. -To moja pierwsza impreza od wyjścia ze szpitala. Poza Luxem, ale tam jestem w robocie, więc jakoś łatwiej mi nie myśleć o chlaniu. - Przyznał jeszcze, gdy powoli wchodzili do ogrodu Poziomki. Zauważył kapciochy dla gości i od razu chwycił granatową parę, wkładając je sobie na stopy. Zdecydowanie od razu zrobiło mu się milej i wygodniej. Wzrokiem szukał już dwójki solenizantów, których w końcu dostrzegł gdzieś w tłumie. -Tam są! - Wskazał palcem małe zgromadzenie, do którego od razu ruszył. -Marla! Ricky! Wszystkiego najlepszego moje mordy! - Uniósł Gryfonkę i zakręcił nią kilka razy w powietrzu, po czym bez najmniejszego zawahania, to sam uczynił z Rickim. -Żebyście nie wyrośli na dziadów pokroju Patola. I pieniędzy oczywiście! - Dokończył wielce szczodre życzenia, wręczając im prezenty, a do każdego dołączył flaszeczkę i trochę dobrego, mugolskiego zielska.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Stylówka: piękny szlafroczek w czerwoną kratkę Atrakcja: wchodzę i wybieram czarne kapcie Efekty: większa pewność siebie
Skinął głową na prośbę kumpla, czy może raczej swojego telepatycznego bliźniaka, przeciągając się przy tej okazji, mając wrażenie, że ostatnimi czasy nie miał za bardzo czasu na życie, albo raczej praca przeszkadzała mu w życiu. Znalazł jednak czas, żeby wybrać się na tę imprezę urodzinową, nie mogąc jej odpuścić, biorąc pod uwagę, że Marlena zajmowała całkiem istotne miejsce w jego życiu i skoro łaził z nią po domu jakiegoś powalonego świętego mikołaja, czy innego zgreda, raczej z pewnością wypadało stawić się tutaj z prezentem, który miał nawet całkiem nieźle zapakowany. O dziwo, bo w końcu nie był jakimś mistrzem sztuki, chociaż znowu zajęcia na karnawale twierdziły coś innego. - Grę logiczną. Kto lepiej poradzi sobie z pijacką jengą - powiedział, wzruszając lekko ramionami, wiedząc, że to nie było zbyt mądre, ale jednocześnie wydawało mu się, że solenizantom jak najbardziej pasowało. - Nie sraj się, też nie zamierzam pić, od rana mam dyżur, więc muszę wiedzieć, komu wlać do gardła wiggenowy, a kogo wysłać na lewatywę - przyznał, mając wrażenie, że chlanie jakoś coraz mniej go bawiło i w sumie nie miał pojęcia czemu, ale to nie miało dla niego zbyt wielkiego znaczenia. Nie musiał pić, mógł, ale w tej chwili akurat nie było to możliwe, bo Fairwyn zapewne wyjebałby go z Munga na zbity ryj, gdyby tylko przyszedł do roboty choćby lekko wstawiony. Skoro tak, to nie zamierzał ryzykować i zamiast tego zamierzał się bawić całkiem grzecznie, leżąc w jakimś kącie, czy robiąc coś podobnego. Zerknął na kapcie, wybierając czarne, a potem skierował się za imiennikiem do gospodarzy tej imprezy, mając wrażenie, że @Maximilian Felix Solberg ostatnimi czasy był jakiś żywszy, chociaż chuj wie, jak się sprawy miały. Pamiętał, jak ten wyglądał w szpitalu, ale chwilowo nie było o czym gadać, skoro zabrali się za składanie życzeń. Bo to one były tutaj najważniejsze, razem z prezentami, czy czymś podobnym, Max w sumie nie wiedział, bo tak na serio w urodziny nie umiał, własnych nie obchodził, więc najczęściej w podobnych sytuacjach odnajdywał się jak słoń w składzie porcelany. - I czego się tam jeszcze życzy, jakiegoś spełnienia marzeń i żebyście byli trzeźwi aż do rana - dorzucił swoje trzy grosze, uśmiechając się przy tej okazji, nim wręczył im pakunek z grą, jaką specjalnie dla nich przywlókł, którą, notabene, mogli od razy wykorzystać, jeśli tylko mieli taką fantazję.
Stylówka: hop Atrakcja: wyzwanie - robie striptiz Efekty: jestem chętny do zabawy i jeszcze bardziej pewny siebie
Okazało się, że moja nowa ekipa była bardzo przyjemna! @Veronica H. Seaver nie była spięta tylko nawet czułem, że też coś sobie wypiła i luzacko podeszła do imprezy. Oczywiście, że nie pomyślałem o ewentualnym przekazaniu jej futra, nie byłem taki domyślny, ale pewnie gdyby poprosiła - użyczyłbym jej mojego outfitu. Mi wcale nie przeszkadzało, że jej kuzynka nie mogła za dużo powiedzieć, bo sam wypełniałem ewentualną ciszę najliczniejszymi pierdołami. Za to @Daniil Egorov okazuje się być przednim kompanem i jego tekst o quidditchu kwituję gromkim śmiechem. - Jakbyś powiedział to przy mojej siostrze, dałaby ci w ryj. Dobrze że jesteś tu z najfajniejszym Baxterem - odpowiadam już przed domem i kiwam głową kiedy ten dziwi się z tego jak wygląda Poziomka. - No, a co, owoc? A potem już jest nasze wielkie wejście. Zgadzam się żwawo ze stwierdzeniem, że oczywiście samce alfa noszą panterkę, dodaję że oczywiście, Riki i Marla zawsze mogą liczyć że przyniosę ze sobą jakiś tłum osób, których nawet ja nie do końca znam. Szybko znikam napisać coś na wizzie, bez odpowiedzi, więc wracam szukać sobie jakiś kapci razem z Verą. - Oczywiście - mruczę na jej wybór kapci. - No! Wykruwiście. Wiadomo, w końcu ja was tu zabrałem - zbieram pochwały kompletnie nie za swoją zasługę i chichoczę się wesoło. - Boże w końcu mówisz z sensem Vera! Gramy! E, gramy! - ostatnie słowa kieruję do @Cleopatra I. Seaver, która próbuje się wycofać z tego wystrzałowego pomysłu i łapię ją prędko za ramię, pozwalając jej tylko założyć sobie kapcie. - Jak eee... skończysz, gramy w butelkę! - oznajmiam jeszcze Daniilowi, który uwikłał się w jakąś nietypową sytuację. Jako pierwszy podrywam butelkę, która wypada na mnie. Okazuje się, że mam zrobić striptiz i ponieważ czuję się dziś niesamowicie pewny siebie, robię to bez żadnego zawahania, nagle przekonany o swoim ciele adonisa, wyćwiczonym treningami. Wykonuję jakieś boskie ruchy. Zrzucam z siebie futro które ląduje na ziemi, potem ściągam mniej lub bardziej zalotnie górę piżamy i zarzucam ją na Verę, bo co tam. A na końcu spadają mi portki, ale tylko do kostek. Chwilę świecę gaciami w panerkę, ale po chwili podciągam je z powrotem, wraz z końcem piosenki (sexbomb ofc) i mojego szałowego striptizu. Podnoszę z ziemi futro, które na siebie zakładam, na razie zostawiając górę od piżamy Verce. - No i super, to dalej - oznajmiam i kręcę magiczną butelką.
______________________
flying isn’t dangerous; crashing is
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Stylówka: jak na załączonym obrazku na górze imprezy widać Atrakcja: odbieram prezenty, witam się z ludźmi i zaczynam jarać zielsko Efekty: pieję z zachwytu
Odpowiedź Rikiego była tak prosta i szczera, że nie pozostało jej nic innego jak pokiwać z zapałem głową, a następnie piać z zachwytu nad prezentem od brata. A kiedy August wrócił prosto na szota, z zapałem przejrzała lakiery, wybierając ten, który najlepiej skomponuje się z żonobijką Krukona. – Bierz pomarańczowy – zarządziła, a potem parsknęła na jego doski żart o karaluchach. – Ale jakbym gdzieś zaległa to mam nadzieję, że jakieś łóżko mi udostępnisz – uśmiechnęła się, chociaż i tak była pewna, że tej nocy, niezależnie od ilości wypitego alkoholu, po prostu nie zaśnie. Z ekscytacją spojrzała na prezent, jaki przygotował dla niej przyjaciel i aż podskoczyła z wrażenia na widok gustownej apaszki, którą od razu wplątała we włosy, bo faktycznie zapach był najfajniejszy na świecie. – P I Ę K N A, dziękuję!! – przytuliła Augusta z wdzięcznością, bo i tak zrobił im prezent lepszy niż ktokolwiek inny byłby w stanie – zaoferował swój ogród, aby mogli się tu dziś bawić. I wtem zaczęli schodzić się pierwsi goście, do których szczerzyła się już z daleka. – To nasze trzynaste urodziny, więc o 22 spadamy spać, bo mama po nas przyjedzie – oznajmiła ubawiona i zlustrowała @Lockie I. Swansea z góry na dół, bo przywdział naprawdę stylową koszulę nocną. – Outfit piękny, będzie ci się w niej dobrze tańczyło! A życzenia naprawdę piękne, niczego innego od życia nie chcę – zaśmiała się, po raz kolejny wzruszona idealnie dobranymi słowami. A wzruszenie tylko się pogłębiło, gdy zobaczyła zawartość prezentu. – No to bierz ich wszystkich, Ryszard i baw się dziś jakby nie było jutra – szturchnęła brata, który postanowił przywłaszczyć sobie wszystkich panów do wzięcia, a następnie wpadła w objęcia @Saskia Larson. – Kochana, jak będę świecić chociaż w połowie tak jak ty to będę ukontentowana – odpowiedziała komplementem na komplement i zajrzała do pudełka, w którym było małe dzieło sztuki. – OMG, ale piękne!! Sama je zrobiłaś? Są idealne, dziękuję! – ucałowała Sasię w ramach podziękowania, a jej uwagę odwrócił jasny komunikat – s z o t y. Nie zdążyła jednak ochoczo się zgodzić, bo August wyszedł przed szereg i wziął na siebie tę nieludzką ilość alkoholu. A kiedy już dostrzegła jak ten używa metamorfomagii i na krótką chwilę zmienia się w nią, aż przytrzymała się Sasanki z wrażenia, bo od zawsze uważała to za najlepszą umiejętność i trik na świecie. – No gdyby nie ta żonobijka to nikt by się nie połapał, że to nie ja – powiedziała do Krukonki i dziarsko zabrała się za obiecane picie. I wtem August zagaił o najważniejsze itemy tego wieczoru. – Słuchajcie, tu macie kapcie i szlafroczki – wskazała na wejście do namiotu, gdzie czekały fanty dla gości. – Rozgośćcie się i bawcie dobrze i koniecznie spróbujcie śledzika!! – zaproponowała im i odwróciła się do Edgcumbe’a, któremu postanowiła wybrać kapcie osobiście. – No dla ciebie to koniecznie.. niewinna biel! – wyciągnęła piękne bielutkie papucie i uroczyście wręczyła przyjacielowi, sekundę później słysząc wrzask @Fitzroy Baxter, który przyszedł z całą ekipą ziomków. Odstawiła bardzo uniwersalny prezent na bok i ukłoniła się przed Fitzem, który pochwalił jej zdolności transmutatorskie. – Upociłam się przy tym niemiłosiernie, także korzystajcie – uśmiechnęła się do Gryfona i parsknęła na jego elokwentne życzonka i prędko zawiesiła spojrzenie na @Veronica H. Seaver, którą wyściskała jakby były najlepszymi psiapsi. – Dziękuję ci, ty też masz dojebaną piżamkę, gdzie kupiłaś?? – dopytała jeszcze, w międzyczasie waląc szota. Zwróciła też uwagę na wpatrzoną w nią @Cleopatra I. Seaver, która stała nieco na uboczu, a potem podała im tajemniczą karteczkę, w którą wczytała się niezwykle skrupulatnie. – Dziękuję ci bardzo, jestem Marla, czuj się jak u siebie – odwzajemniła ciepły uśmiech Puchonki i zerknęła na @Daniil Egorov, który zaczął się przedstawiać i łamanym angielskim tłumaczył skąd się tu w ogóle wziął i wręczył im jakiś rosyjski smakołyk. – No i zajebiście, że przyszedłeś, a pianki opierdolę po torcie – oznajmiła i obróciła głowę w stronę kolejnego gościa, czyli obładowanego torbami @Hariel Whitelight, który najpierw rzucił się wylewnie na Ryszarda, a potem zrzucił swój szlafrok, aby podać go Danielowi. Czy była zdziwiona Haroldem świecącym tyłkiem ku uciesze lub zgorszeniu innych? Nieszczególnie. – Ty się nic nie martw, pożyczać ci nie będę może, co? Ale pomogę ci się wtopić w tłum – oznajmiła uprzejmie i raz dwa transmutowała mu jego wdzianko w stylową piżamę dopełnioną szlafmycą, chichocząc pod nosem ze swojego żarciku. – No i teraz jesteś super elegancki!! – klasnęła w dłonie i przeniosła wzrok na @Blaithin 'Fire' A. Dear, którą kojarzyła jak przez mgłę, gdy była małolatą, ale nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek ze sobą zamieniły jakieś słowo. Zerknęła na Ryszarda, próbując wybadać sytuację czy on zna jednooką dziewczynę, ale twarz brata nie wyrażała nic innego poza zwyczajnym co do chuja. Uśmiechnęła się jednak do nieznajomej. – Tak, robimy co możemy – odpowiedziała na jej pytanie o roznoszenie Hogwartu i przeniosła prezenty na bok. – Eee, dzięki wielkie! To tam się rozgość, kimkolwiek jesteś – poradziła, życzyła dobrej zabawy i wrzasnęła na widok @Maximilian Felix Solberg w towarzystwie @Maximilian Brewer. – M A X!! – pisnęła, kiedy Solbi zaczął ją okręcać i zaśmiała się na jego życzenia. – No nigdy w życiu, za kogo ty nas masz!! – oburzyła się, że kiedykolwiek mogliby zamienić się w Patola. – A ty, Brewer, naprawdę naiwnie sądzisz, że w swoje urodziny będę trzeźwa? – aż pokręciła głową, bo to nie godziło się w ogóle z jej irlandzkimi korzeniami. – Super, że jesteście, dziękujemy za itemy, zaraz w tę jengę zagramy – oświadczyła, wciąż chichocząc na prezent od Solberga. – To co, palimy?? – szturchnęła Augusta i spojrzała znacząco na Ryśka, obracając w dłoni skręta, którego również, co za niespodzianka, dostała od Maxiofelka.
______________________
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów
Stylówka: seksi szlafroczek i opaska w panterkę Atrakcja: przyjmuję prezenty i czułości harolda Efekty: -
Tak zwane obowiązki gospodarza, czyli witanie gości i dziękowanie co dwie sekundy przerwało mu wielkie wejście Harolda oraz Sira, którzy w dodatku nieśli tyle prezentów, że prawdopodobnie było ich więcej niż tych, które Dudley Dursley został na jedenaste urodziny. Ryszard aż złapał się za głowę na ten widok, zapominając na moment o reszcie imprezowiczów, których zgrabnie olał, by zacząć się wydzierać do nowoprzybyłych: - Harold, oczadziałeś, mówiłem ci że wystarczy bombonierka, Sir czemu mu pozwoliłeś tyle hajsu przejebać!!! - ale tak naprawdę był zachwycony, zwłaszcza kiedy został jeszcze udekorowany koroną, dzięki czemu w końcu chociaż raz to on poczuł się jak gwiazda wieczoru, którą zwykle była Marla, co zresztą osobiście totalnie rozumiał, bo siostra była półwilą oraz dżagą. - Dziękuję - i nie zdążył już powiedzieć nic więcej, bo ukryty w kapciach romantyzm zdążył powędrować Haroldowi ze stóp do mózgu i zanim Ryszard zarejestrował, to zaczęli się całować, a że jego to raczej długo nie trzeba namawiać na takie harce, to nie protestował i nic go nie interesowało, że się obściskują w miejscu publicznym, a goście czekają. W końcu Harry przypomniał sobie o Marlenie, a Riki o @Cleopatra I. Seaver i @Daniil Egorov. Poprawił rozchełstany szlafroczek i zerknął na kartkę od milczącej Puchonki, co sporo mu wyjaśniło. - O, ojej, okej, dzięki - trochę nie wiedział jak się reaguje na to że ktoś nie mówi, więc po prostu wyszczerzył się do niej i uścisnął przyjacielsko, a potem to samo zrobił z chłopakiem z wyraźnie zagranicznym akcentem, który O ZGROZO nie był przebrany. - E tam, spoko, jak przyszedłeś z Fitzem to wiesz, przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi i takie tam. Dzięki wielkie, pokaż no Harold co to za... o proszę, jakie f r y k a s y! Skąd jesteś kolego, Rosja, Polska?? - podekscytował się prezentem i nowym znajomym, którego pochodzenie tak śmiało obstawił bo w Czechach się nasłuchał sporo podobnego zaciągania. Jednocześnie oglądał każdy z lakierów podsuwanych mu pod nos i zaaferowany tym wszystkim, spektakularną szlafmycą wyczarowaną przez Marlę oraz nadejściem kolejnych gości trochę nie ogarnął następującego po chwili momentu, w którym Harry postanowił poratować swojego ziomka szlafrokiem i w efekcie świecił pośladami w stringach. Skupił się na jednookiej dziewczynie składającej mu życzonka. - Dzięki dzięki, eee... mordo - wybrnął zgrabnie z faktu że za nic nie mógł sobie przypomnieć imienia rudowłosej (@Blaithin 'Fire' A. Dear), ale ta wpadła na imprezę z taką pewnością siebie, że uznał że albo ją znał i zapomniał albo była jakąś psiapsi Marleny. Zerkał na siostrę pytająco i wtedy usłyszał ten wrzask okrutny, gdy nieznana mu typiarka wydzierała się na jego osobę towarzyszącą i jeszcze okraszała to szpetnymi słowami. No jak się zdenerwował i pognał za nią, bo już zmykała w stronę szotów. - ALE DO HAROLDA TO GRZECZNIEJ, KURWA - upomniał ją stanowczo i bardzo uprzejmie, wymachując bojowo paluchem - Z szacunkiem, bo to gość honorowy i może se tu robić co chce, a jak będziesz mi tu wszczynać burdy to cię wyp...roszę stąd - uprzedził i może nie wyglądał zbyt poważnie w tym panterkowym szlafroczku i z tiarą na głowie, ale brzmiał tak, jakby był gotów ją zaraz wykopać na Nokturn. Wyrwał Harry'emu szlafrok z rąk zanim złapał go Daniel i zaczął mu go z powrotem nakładać, tłumacząc: - Ale Harold, słońce, załóż to bo ci nerki przewieje - a był to niepodważalny niczym argument stosowany często przez Jacka, gdy ten upominał Ryszarda że za lekko się ubiera. Nastrój jego uległ diametralnej zmianie z chwilą gdy podeszli do niego @Maximilian Felix Solberg i @Maximilian Brewer, do których biegł z wyciągniętymi ramionami i ściskał jakby się sto lat nie widzieli. - DZIĘKI KOCHANI, masz szczęście że przyszedłeś Solbi, bo już myślałem, gnoju, że się obraziłeś na mnie na zaklęciach. A do ciebie jeszcze można mówić Brewer, czy już PANIE DOKTORZE?? - pozagadywał, popodziwiał prezenty i wreszcie rozejrzał się za jakimś trunkiem, o którego dawno temu prosił go Harry. Polał hojnie wódy w cztery szklaneczki, przyozdobił fancy palemkami i podał mu, Marli, Augustowi no i sobie. - P y t a n i e - odparł na propozycję skonsumowania prezentu od Maxa, bo była to kolejna z rzeczy których nigdy nie odmawiał. - Szocik, skręt i lecimy na manikir. O ten tu chcę - rzucił wesoło do Harolda, wybierając wreszcie jakiś fancy kolor lakieru i jednocześnie podsuwał już Marlenie zapalniczkę pod nos.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zaspokoił swoją ciekawość Brewerowym prezentem. Był pewien, że długo nie posiedzi w opakowaniu. Zainteresował się jednak dużo bardziej inną kwestią. -Dyżur? Kurwa, stary. Czy oni kiedykolwiek dają Ci odpocząć? - Zapytał z niedowierzaniem. Były gryfon, jak to na Maximiliana przystało, wyrywał sobie ręce, pracując od rana do nocy. Solberg wiedział, że niedługo jego imiennik na pewno przestanie być zwykłym asystentem z takim podejściem do roboty. Nie spodziewał się aż takiego pisku ze strony Marleny, której zaraz to pokazał język, naznaczony charakterystycznym kolorem od trzymanej w ustach mandragory. Następnie przeszedł do Ryszarda, który zdecydowanie miał słuszną uwagę. -Wybacz, ta młoda puchonka mnie nieco rozproszyła. Wiecie o niej coś więcej? - Zapytał, a gdy już formalności dobiegły końca, zrobił miejsce innym nowoprzybyłym, by mogli złożyć solenizantom życzenia. -To w którym kącie rozkładamy kącik emeryta? - Zapytał imiennika, lustrując wzrokiem wnętrze namiotu. No trzeba było przyznać, że gryfoni wiedzieli, co oznaczała chillera. -Trochę mnie zdziwiłeś, że nie zabrałeś Longweia ze sobą. - Przyznał, odpalając szluga i wyciągając paczkę w stronę kumpla, machinalnie częstując go używką. Zerkał na kącik spa, który zdecydowanie mocno kusił spokojem i relaksem, jaki zdawało się, że oferował.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Stylówka: opaska na głowie, czarny dresik, biała żonobijka Atrakcja: wybieram se paznokcie Efekty: szybko się upijam, mam więcej animuszu
Biorę lakier który wybrała mi Marla i daję sobie magicznie malować paznokcie. Na jej słowa o tym, że przydałoby się ewentualne miejsce do spania unoszę do góry brwi ze wzruszeniem ramion. - Znajdę ci coś w jakiejś piwnicy - oznajmiam poważenie, jakbym miał dla niej przygotowaną klitkę na rupiecie. Przyjmuję dość niezręcznie objęcie Marli, po czym rozsiadam się za nią, by po prostu prawilnie kontrolować całą resztę gości, jak na pół-gospodarza przystało. Nawet na chwilę zamieniam się w męską wersję Marli, by wypić kilka szotów z Lokim. - Ktoś by się połapał - stwierdzam i znacząco kładę rękę na swoim torsie. - Po głosie - dodaję jakże żartobliwie i uśmiecham się krzywo na mój jakże przedni dowcip. W całym tym rozgardiaszu dostaję od Marleny jakieś kapcie, nie mając oczywiście pojęcia na co one wpływają, bo aż tak głęboko nie drążyłem całej tematyki imprezy by skupić się na ewentualnych magicznych zdolnościach kapci. Gdybym wiedział, nie oferowałbym się do picia za Marlenę. Daję sobie robić magiczny manikur, kiedy para jubilatów dostaje mnóstwo prezentów i życzeń. Ignoruję resztę ludzi, bo większość nie znam lub nie chce mi się odzywać, uznając ekscesy niektórych za niegroźne głupoty. W końcu Marlenie i Ryśkowi udaje się pozbyć większości gości i zostajemy z najlepszym prezentem - od Solberga. Kiwam głową na propozycję Gryfonów i po tym jak Marla zaciąga się zielskiem, biorę skręta od niej i również robię to samo. Podaję dalej do Ryszarda i stwierdzam, że nie ma co tu z nimi siedzieć i trzeba zobaczyć inne imprezowe możliwości. - Chodź, zagramy w coś - zarządzam nagle i wstaję, kierując swoją propozycję tylko do Marleny, by opuścić grono dwóch lubieżników obok. Robię kilka kroków i orientuję się, że jakimś cudem alkohol już mnie lekko trzepnął. Aż zatrzymuję się i marszczę brwi z zastanowieniem, ale skąd mam wiedzieć że to te magiczne papcie. - Nie wypiłem aż tak dużo - mruczę do Marli zdziwiony. Przekonany, że to tylko chwilowe zabieram drinka z palemką od Ryszarda, rzucając mu podziękowania po drodze. Jakże nonszalancko jak na mnie kładę dłoń na plecach Marlenki i kieruję ją w jakąś tam stronę, po drodze wolną ręką zakrywam jej bardzo roznegliżowaną piżamkę. W końcu wskazuję głową na twistczar obok nas. - Może być? - proponuję pochylając się lekko ku Gryfonce. Za obopólną zgodą zaczynamy wygibańce, a że plansza zmniejszała się magicznie z tylko dwójką osób na nią, coraz gorzej nam to szło. W międzyczasie nawet parskam melodyjnym śmiechem kiedy już jesteśmy w bardzo nieudolnej pozycji do utrzymania. Na tyle że mój rzadki chichot przerywa noga Marli wcelowana w mój nos. - Co do chuja - kurwię pod nosem i momentalnie upadam na dziewczynę... dupskiem. Zapominam o tym że chyba coś mi się stało i zrywam się z miejsca (a raczej pośpiesznie siadam obok twarzy dziewczyny, a nie na niej). - Kurwa, nic się nie stało? - pytam uprzejmie, podciągając ją do pozycji siedzącej i ukrywając uśmiech za zakrwawioną ręką przez przytrzymywanie nosa. Może bym był bardziej przejęty, gdyby nie fakt że czuję się znacznie bardziej pijany niż zwykle, a do tego te moje magiczne paznokietki i jeszcze skręt. - Co ty za strój wybrałaś - dodaję jeszcze i drugą dłonią ponownie poprawiam jej różowy szlafrok by jakoś zasłonić to co na co wszyscy mogą zbyt frywolnie patrzeć.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Stylówka: zielona panterka szlaforczek pod spodem super złote gacie Atrakcja: riki i paznokcie Efekty: intymnie sie zwierzam, jestem skory do niecnot przez kapcie, zaraz tancze przez maske
Sir mamrocze coś pod nosem, że wcale nie pozwalał na nic mi przejebać hajsu i po skrupulatny układaniu prezentów idzie coś sprzątać, a ja nawet nie próbuję go zatrzymywać, bo tylko bym mu sprawił tym przykrość. Zaś na słowa Rikiego mówię coś och, cicho, chicho i przez moc magicznych kapci zaczynam obcałowywać chłopaka jakby jutro i innych osób nie było. Gdyby nie fakt, że był dopiero początek imprezy, a Rysiek miał pełnić tu rolę gospodarza już bym szukał jakiegoś wolnego pokoju. A tak grzecznie stanąłem obok, by przyjmować prezenty za Ryszarda i towarzyszyć mu w witaniu się z gośćmi. I oczywiście pomagać ile mogę! Stąd moje nagłe ściągnięcie szlafroczka, by zapodać go nieznanemu mi typowi z nonszalancją, zapominając o tym, że może nie wszyscy chcą mnie oglądać w prawie całej swej okazałości (dlaczego niby? nie wiem). Więc aż podskakuję do góry na okrzyk @Blaithin 'Fire' A. Dear, zszokowany jej reakcją bardziej niż jakby ktoś rozebrał się obok mnie. - Dear! Co na mnie krzyczysz! - zaczynam zdziwiony, ale moje słowa szybko zanikają przy nagłym oburzeniu Ryszarda. Na całą scenę patrzę niesamowicie zdumiony i nawet nie wiem co powiedzieć kiedy ten wygraża mojej koleżance wyrzuceniem za zwracaniem mi uwagi. - Och, nie planowałem żeby tak to wyszło - mówię tylko do Marli stojącej obok i z melodramatyzmem kładę rękę na sercu. Uśmiecham się też miło do Daniela, jakby cała ta sytuacja była niczym. Niestety ten nie zdąża przyjąć mojego prezentu, bo przecież nie dość że Marla mu coś wyczarowuje, to na dodatek tuż obok pojawia się Ryszard, który prędko ubiera mnie, żebym się nie przeziębił, albo nie świecił już pośladami, kto wie. - Wybacz, nie przemyślałem tego- mówię lekko przejęty, ale prędko mi to mija, bo właśnie podchodzi do jubilatów dwóch Maxów z prezentami. - Mój brat też tak miał - mówię do @Maximilian Felix Solberg kiedy ten znienacka pokazuje otwartą mordę Marlenie. Może nie znam się na wielu rzeczach, jak na przykład stonowaniu, ale coś tam ogarniam. - Jaka Puchonka? - pytam jeszcze zdumiony i rozglądam się jakby ktoś tu był w mundurku, żebym ogarniał o czym mowa. Po chwili jednak już zostajemy z prezentem od Maxiofelka. Każdy łapie bucha, a ja i Rysiek zostajemy sam przy manikurze. - Biorę to samo - stwierdzam ze wzruszeniem ramion. Popijam błogo drineczka w trakcie naszego mini SPA. - Wiesz, nie powinieneś tak reagować, nie jestem gościem specjalnym. To ty jesteś gwiazdą wieczoru - mówię nagle jakoś, bo mnie natchnęła chwila nie wiem dlaczego. - Powiem ci w prezentach masz ukryte też inne rzeczy, które normalnie powiedziałbym są dla żartów. Ale wcale nie są dla żartów - dodaję jeszcze nadal w przypływie nagłej chęci wypowiedzenia wszystkiego o czym myślę.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Stylówka: jak na załączonym obrazku na górze imprezy widać Atrakcja: twistczar Efekty: jestem zjarana
– RYSZARD! Ale po co te nerwy – zawołała w stronę brata, który ruszył bojowo za @Blaithin 'Fire' A. Dear. Miał słuszność w swoim upominaniu jej, jednak nie bez powodu określali się jako pacyfiści, dlatego postanowiła zainterweniować. Podeszła jeszcze do jednookiej piratki, aby ostudzić emocje wszystkich. – Słuchaj, jak widzisz, niektórzy są już rozgrzani, a to miejsce to ostoja tolerancji – sparafrazowała jej wcześniejsze słowa i wskazała palcem na roznegliżowane outfity wszystkich zgromadzonych. – To też kulturalna imprezka, także po prostu baw się i szalej i nie myśl co dalej – zacytowała klasyka, czyli właśnie Ryszarda, poklepała Fire po ramieniu i poradziła jej jeszcze, aby na pewno skorzystała z kącika spa i chlapnęła sobie bimberku na rozluźnienie, a potem wróciła do Maxów, których obecność cieszyła ją wyjątkowo. – Widzę trzymasz się naszych ustaleń – uśmiechnęła się do @Maximilian Felix Solberg, a sama upewniła się, że ma mandragorę przyklejoną do policzka. – Która Puchonka?? – dopytała, zwietrzając sensację i okazję do plotek, a kiedy skończyli już obgadywanie innych, uniosła uroczyście skręta i pozwoliła, aby Rysiek czynił honory i odpalił blanta. Po kilku buchach podała go Augustowi, czując coraz większe rozluźnienie i mając jeszcze większą werwę do zabawy. I gdy już upalili się w najlepsze, nie protestowała na propozycję, aby pójść i pokorzystać z atrakcji, jakie tak dokładnie przygotowała z bratem. – Ryszard weź no czasem odklej się od Harolda i witaj gości, ja idę zrobić rekonesans w namiocie – poinformowała Ryszarda i wbiła do epicentrum wszelakich rozrywek, wcześniej zgarniając bordowe kapcie w dłonie. Krok miała radosny i dziarski, w przeciwieństwie do Krukona, który delikatnym slalomem wlókł się obok. Ale to nie przeszkadzało mu w złapaniu drinka. – No specyfik od Ryszarda na pewno ci pomoże w tym stanie – zauważyła ze śmiechem, a gdy poczuła jego dłoń na plecach, bezpardonowo zabrała mu drina, aby zapić poczucie, że August jest zaskakująco odważny w swoich działaniach, nawet po dużej ilości alkoholu. – Twistczar będzie idealny – stwierdziła z werwą, aby ukryć swoją głęboką zadumę na temat śmiałych gestów Edgcumbe’a. Zrzuciła wszystko na szoty, które przyjął w jej imieniu i z gracją godną nie półwili a półgumochłona, wgramoliła się na planszę, co raz zmieniając pozycję, z losowania na losowanie coraz trudniejszą i niewygodną. Przed upadkiem nie powstrzymała jej malejąca mata, a szczery śmiech Augusta, który rozproszył ją na tyle, że wyjebała się, uprzednio waląc mu stopą prosto w nos. Zanim była w stanie się jakkolwiek pozbierać, poczuła jak chłopak upada na jej twarz i gdy w końcu udało im się z tego wszystkiego wyplątać, dostrzegła krew na buzi przyjaciela. – A u g u s t – zaczęła dramatycznie i automatycznie przyłożyła dłoń do jego policzka, ocierając go z rubinowej mazi. I gdy się tak uśmiechał, nawet z zakrwawioną mordą, przypomniała sobie jak dawno nie widziała go tak beztroskiego i wyluzowanego. – Jezu, przepraszam, nie chciałam, bardzo cię boli?? – dopytała i przytrzymała palce chłopaka, którymi powstrzymywał krwotok z nosa. I pewnie zaśmiałaby się na jego uwagę, godną największego strażnika cnoty, gdyby nie to, że jednocześnie poczuła przypadkowy dotyk na swojej skórze, gdy poprawiał jej szlafrok. – A co jest z nim nie tak? – zdziwiła się, zaalarmowana dziwną troską i nadgorliwością Augusta odnośnie jej odważnego stroju i ponownie skupiła się na obrażeniu, który mu nieświadomie zadała. – Poczekaj, nie ruszaj się – poprosiła, a potem bardzo delikatnie wytarła mu twarz z krwi i wciąż trzymając dłoń na policzku przyjaciela zapytała: – Może chodźmy znieczulić ten ból na ławkę? Z winkiem jakimś.
______________________
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Stylówka: opaska na głowie, czarny dresik, biała żonobijka Atrakcja: - Efekty: szybko się upijam, mam więcej animuszu, zjarany
Bardzo sprytnie wybiliśmy od jakichkolwiek innych gości, by przejść do jakichś innych atrakcji. Na komentarz Marli kręcę głową, jakbym odganiał się od alkoholowego zaćmienia. - Nie wiem o co chodzi, zwykle piję więcej - rzucam swoje usprawiedliwienie na fakt, że biorę sobie tego ryśkowego drineczka i jakby nic idę dalej w imprezowe tango. Przez wszystkie czynniki zewnętrzne nie zauważam zadumania Marli. I swoją drogą na pewno wygrałbym tego twistczara, bo czasem sprytnie zmieniałem sobie długość nóg czy rąk, by lepiej dosięgnąć niektóre rzeczy. Ale na drodze mojej pewnej wygranej stały: po pierwsze magiczne papcie, inne używki i oczywiście stopa Marli wcelowana w mój nos. I tak całe szczęście, że nie zmiażdżyłem jej buzi kompletnie przy tym niefortunnym tańcu kończyn. Pozwalam sobie wytrzeć krew z mordy, a zauważam że cokolwiek na niej mam, tylko dlatego że łapię się mechanicznie za nos od razu po zetknięciu z nogą Marleny. Na szczęście wydaje się, że nic więcej mi się nie stało i olewam dramatyczne wypowiedzenie mojego imienia przez przyjaciółkę, bardziej skupiony na tym czy mój kościsty tyłek nic jej nie zrobił. - Bardzo - oznajmiam poważnym tonem na jej troskę, chociaż wcale teraz nic nie czuję. Zabieram też lekko zakrwawioną rękę ze swojej twarzy, by pokazać tylko umazaną buzię, bez żadnych poważniejszych szkód. - Masz wielką stopę - oznajmiam jej uprzejmie kiedy ta próbuje wytrzeć czerwień z moich policzków. Ja zaś w międzyczasie jestem rycerzem cnoty Marleny, na co ona jest z niezrozumiałych dla mnie powodów bardzo zdziwiona. - Nic - oznajmiam na jej pytanie czy coś z nim nie tak, pozwalam sobie wytrzeć twarz, a kiedy ta zostawia dłoń na moim policzku w przypływie tego legendarnego animuszu, kładę też swoją rękę na jej. - Ok, wino to na pewno świetny pomysł - oznajmiam patrząc na dziewczynę i po krótkiej chwili opuszczam swoją dłoń. Wstaję z miejsca i wyciągam rękę, by pomóc wstać Marlenie. Idziemy gdzieś do ławki, na której błogo siadam z głośnym westchnięciem. Zerkam na przyjaciółkę, która po raz kolejny nic nie robiła sobie z moich rad na temat roznegliżowania, a moje nic na pewno nie pomogło w tej sprawie. - Wszyscy się na ciebie gapią. To niedopuszczalne - oznajmiam z pewnością, chociaż nie wiem czy to prawda, w mojej głowie na pewno tak to wyglądało. Nagle siadam jakbym był całkiem trzeźwy i przewiązuję szlafroczek Marleny, by chociaż trochę ją zasłaniał. - No, trochę lepiej - stwierdzam i rozwalam się na ławeczce. Jakby nigdy nic kładę rękę za swoją towarzyszką, obejmując ją i po chwili pukam ją delikatnie w ramię. - Już nie mam krwi na mordzie? - pytam jeszcze dotykając delikatnie nosa. Niby nic nie czułem, ale kto wie co mi naprawdę było, może dopiero dowiem się rano.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max wzruszył ramionami na pytanie Marli, uśmiechając się przy tej okazji w sposób, który świadczył, że zdecydowanie nie wierzył w takie cuda i nie było mocnych na to, żeby odciągnąć ją od pomysłu picia do białego rana. Zaraz mrugnął do Rickyego, stwierdzając, że mógł do niego mówić nawet Panie Ordynatorze, ale po tym wycofał się ze swoim imiennikiem, nie zamierzając zabierać solenizantom czasu, skoro już czymś się wcześniej zajmowali. A skoro ani on, ani Solberg nie mogli pić, to lepiej byłoby po prostu, żeby nikt ich nie wodził na pokuszenie, bo mogło się to źle skończyć. - Zdarza się – stwierdził nieco rozbawiony. – Wiesz, jestem młody, mam siłę, żeby tam siedzieć i czas, żeby się uczyć, więc nikt nie myśli o tym, żeby odsyłać mnie na długi urlop. Tym bardziej że dopiero co wróciliśmy z Venetii. I staż swoje kosztuje, muszę siedzieć tam na całodziennych dyżurach, żeby Fairwyn nie uznał, że ze mnie gówno, a nie uzdrowiciel – dodał jeszcze w formie wyjaśnienia, wiedząc doskonale, że część jego znajomych uważała, że pracował zdecydowanie za dużo. Prawda była jednak taka, że w zawodzie, który wybrał, nie było za dużo miejsca na to, żeby odpoczywać i rzucić wszystko o piątej po południu. Dla niego właśnie wtedy często zaczynały się najgorsze przypadki. To nie tak, że siedział non stop w szpitalu, ale jako praktykant, czy może już raczej, jako stażysta, był poniewierany w każdą stronę, żeby mógł udowodnić, że się do czegoś nadaje. - Bo ja wiem? Tam? – zapytał, wskazując faktycznie na kącik spa, mając wrażenie, że to było dobre miejsce dla dwóch abstynentów, którzy musieli zająć się czymś, żeby nie wyglądać, jak dwa zgredy, w całej tej zabawie. Uniósł zaraz brwi na uwagę imiennika, biorąc od niego szluga, żeby również go odpalić i zaciągnąć się, pocierając przy okazji skronie knykciami. - Nie jesteśmy ze sobą sklejeni – rzucił, uśmiechając się kątem ust. – Poza tym nie dość, że nie przepada za imprezami, to jeszcze musi zajmować się młodymi smokami. Po tym, jak reszta wybrała się za morze, często siedzi w rezerwacie, żeby je odkarmić – wyjaśnił, wzruszając lekko ramionami, po chwili dopytując kumpla, dlaczego właściwie zwrócił na to uwagę. Owszem, wiedział, jak sam mówił o Weiu, ale jednocześnie ciągle nie wkładał tego w żadne ramy, mimo tego, co się działo.
Stylówka: pyk Atrakcja:butelka Efekty: wpadam na szalone pomysły i nie boję się ich realizować
Przytuliła się do Marleny, jakby od lat się przyjaźniły, chociaż tak naprawdę Vera nie miała zbyt wiele takich osób. W tym geście nie było nic nieszczerego, w końcu Gryfonka była bardzo sympatyczna, a i Seaverówna do niej nic a nic nie miała. Po prostu tym cechowało się większość jej relacji - były bezpieczne, bo powierzchowne. Trudno powiedzieć czy znajdzie się ktoś, komu w pełni jeszcze zaufa. Ale gdzie kupiła swoją seksowną piżamkę w biedroneczki zdradzić jej mogła. Tylko i wyłącznie na ucho! Uśmiechnęła się, widząc filuterne oczko Ricky’ego i już odwróciła się na pięcie, aby pomknąć dalej. Nie wyobrażając sobie za wiele, choć w głowie miala przecież tak wiele głupich pomysłów, W końcu mówię z sensem? Ja zawsze mówię z sensem, pomyślała jeszcze, zanim ruszyła w kierunku butelki. Rzuciła jeszcze pocieszający uśmiech Cleo, jakby chcąc ją przeprosić za to, że musi tolerować zachowanie Baxtera. W sumie to przykre, że nie miały okazji się trochę lepiej poznać. Może i powinna uprzedzić ją, że ten przystojny debil jest jej byłym, ale tak się złożyło, że tego nie zrobiła. Podeszła do stanowiska z grami, rzucając jeszcze tylko może jedno małe spojrzenie na Harry’ego w złotych stringach. Fajny tyłek, przemknęło jej przez myśl, ale potem stwierdziła, że to dziwne się tak bardzo gapić i oderwała od niego wzrok. Toteż nie widziała wcale zamieszania, które już po chwili miało tam miejsce. Zanim się obejrzała szyjka butelki wskazała na Fitza, który wziął swoje wyzwanie bardzo na poważnie. Striptiz? No cóż, przy ludziach jeszcze tego nie grali. Uśmiechała się głupkowato mniej więcej do czasu, gdy wylądowała na niej góra od pidżamy. Gdy poczuła ten zapach, przymknęła odruchowo, oczy grymasząc się do tych dobrych wspomnień. Nie pozwoliła sobie jednak na to, by trwało to dłużej niż zaledwie kilka sekund. Złapała za bluzę w panterkę i zsunęła ją z twarzy, nie chcąc, aby cokolwiek zasłaniało jej ten wspaniały widok. Akurat zdążyła na to, żeby podziwiać gacie w panterkę. Nie takie rzeczy już w życiu widziała, ale na to, by widzieć je po raz kolejny sobie już nie pozwalała. Toteż nie naruszając kółeczka, w którym siedzieli sięgnęła po jakiś alkohol i łyknęła sobie na… no cóż, poprawę humoru. Och, na Merlina! Toż to nie jest wóda. No cóż, ale kopie, pomyślała biorąc kolejnego łyka bimbru Ryśka. Ile dałbym by zapomnieć cię, czy coś. Ale butelka dalej była w grze i wskazała na nią. Od razu spojrzała na Baxtera, chcąc mu mentalnie przekazać, że go zabije jeśli rzuci jej wyzwanie. Chyba zakumał, więc poprosił ją o coś, czego abso-kurwa-lutnie robić nie lubiła. Powiedzieć coś o sobie. Jak dobrze, że przed chwilą załyczyła bimberek, bo to dodało jej odwagi i animuszu. Uparcie wierząc, że za każde kłamstwo pan Merlin zabija na świecie jednorożca, odpowiedziała zgodne z prawdą. - Jak nas przyłapali na błoniach, to było dosyć krępujące, nie sądzisz? - posłała w jego stronę przekorne spojrzenie, tym samym rzuciła mu na mordeczkę bluzę. Tak, żeby w razie gdyby się zarumienił nic nie było widać. Chociaż nie sądziła, aby ktoś taki jak on miał w sobie chociaż kapkę wstydu.