Kiedy czas przeznaczony na pierwszą część sprawdzianu minęła, Ursulla głośno klasnęła w dłonie. Co prawda niektórzy delikatnie się spóźnili, ale miała nadzieję że te parę minut brakującego czasu nie stanowiło dla nikogo zbyt dużego problemu. W końcu starsi uczniowie powinni móc to zaklęcie rzucić z zawiązanymi oczami i zakneblowanymi ustami bez najmniejszego problemu. - Koniec czasu na pierwszą część zadania. Proszę opuścić różdżki! - Powiedziała głośno i zaczęła robić ponowny obchód po sali oceniając pracę każdego tak dokładnie jak się tylko dało. Zdecydowana część uczniów i studentów rzuciła zaklęcie rewelacyjnie co sprawiło jej nie lada przyjemność. Pozostało więc teraz ogłosić im kolejną i jednocześnie ostatnią część sprawdzianu. - Przechodzimy więc do drugiego etapu. Każdy z was przy regale posiada wyjątkowo mocno poplamioną chustę. Proszę ją odpowiednim zaklęciem wyczyścić. Macie czas do końca lekcji. Osoby które skończą wcześniej niech podniosą rękę, a podejdę i wystawię im ocenę na miejscu. - No i to by było na tyle. Z Chłoszczyścią sobie poradzili. Z tym zaklęciem też nie powinni mieć kłopotów.
Obowiązują was te same modyfikatory i zasady co w poprzednim etapie, za wyjątkiem modyfikatora spóźnienia, który już was nie obowiązuje. Z tą różnicą że tym razem musicie pozbyć się plam i brudu z chust za pomocą Tergeo. Czas macie do 27.03
Oceny:
W- 17 pkt - 20 pkt PO- 13 pkt - 16 pkt Z - 9 pkt - 12 pkt N - 5 pkt - 8 pkt O - 1 pkt - 4 pkt T - 0 pkt
k100:
WARTOŚĆ UJEMNA - Nie stało się zupełnie nic. Nie zniknęła nawet najmniejsza plamka. Nie dostajecie żadnych punktów za tę część sprawdzianu.
0-20 - Plamy stały się nieznacznie jaśniejsze, ale poza tym tak naprawdę nic się nie stało. Otrzymujesz 2 pkt za tę część zadania.
21-40 - Na pewno dało się to zrobić lepiej. Parę mniejszych plam zniknęło, ale te największe pozostały niewzruszone wobec zaklęcia. Urszula przyznaje Ci 4 pkt.
41-60 - Nie najgorzej. Większość plam zniknęła, a na chuście pozostały tylko te najciemniejsze i najcięższe do usunięcia. Profesorka wyglądała na nawet zadowoloną z efektów zaklęcia i przyznała Ci 6 pkt do oceny końcowej.
61-80 - Efekt zaklęcia z pewnością był znakomity i cieszył oko. Na chuście pozostały w losowych miejscach ciężkie do zauważenia, niemalże zlewające się z barwą chusty, malutkie plamki. Urszulka daje wam za ten etap 8 pkt.
81-100+ - RE-WE-LAC-JA. Nic dodać, nic ująć. Chusta została doszczętnie wyczyszczona do tego stopnia że zdezintegrowany został nawet kurz który został przez ten czas na niej wylądować, sam materiał wydawał się być jakby jaśniejszy. Dostajecie od Psorki 10 pkt za to zadanie.
Kodzik:
Wklejcie to na początku posta:
Kod:
<zgss>Ilość punktów w kuferku:</zgss> [url=LINK]ilość[/url] <zgss>Wynik Etapu II:</zgss> [url=LINK]k100[/url] + modyfikatory = <zgss>Punkty oceny:</zgss> zdobyte pkt za etap I + zdobyte pkt za etap II = <zgss>Zdobyta Ocena:</zgss> W/PO/Z/N/O/T
Etap 1:6 Etap 2:4 +2 (kuferek, lekcja Etap 3:6 Test:10 Wynik końcowy: 18 + 10 = 28 PO
Stawił się na egzaminie z zaklęć, czując pewną ulgę, że to już koniec terroru. Koniec roku był męczarnią fizyczną i psychiczną, a on naprawdę nie miał czym szastać. Widząc w klasie ciemność, nie wiedział, że to już początek egzaminu, po prostu rzucił lumos i rozejrzał się, w poszukiwaniu jakichś wskazówek co jest jego rzeczywistym zadaniem. jego spojrzenie wylądowało na basenie pełnym wody, na co uniósł brwi. Dokładnie to samo robili niedawno na lekcji w Zakazanym Lesie. To jakaś powtórka? Machnął różdżką, zamrażając sobie ścieżkę i ruszył na drugi brzeg, choć po drodze poślizgnął się i nieomal wpadł do wody, co mogło kosztować go zaliczenie. Głupi to ma jednak szczęście. Dotarłszy do biurka, zmarszczył brwi, bo instrukcja była tak prosta, że zaczynał podejrzewać, czy to nie jest podchwytliwe zadanie. Wingardium pozwoliło mu sprowadzić skrzynkę na dół, ale rozejrzał się jeszcze, czy nie ma tu jakiejś magikamery i nikt nie wyskoczy z "Mamy Cię!" spod mebla. Rzucił alohomora i otworzył puzderko. Odetchnął, widząc w środku arkusz z pytaniami testowymi, czując, że chyba dopiero teraz zaczyna się egzamin, bo to niemożliwe, żeby ocena końcoworoczna bazowała na umiejętności rzucenia lumosa czy alohomory. Usiadł do testu i zaczął go rozwiązywać, niestety, nie na wszystkie pytania znał odpowiedzi, mimo że przygotował się bardzo skrupulatnie i zależało mu na dobrej ocenie z tego przedmiotu. Z ulgą jedynie przyjął to, że przynajmniej więcej niż połowę pytań rozwiązał, bo połowa to zazwyczaj już dobry wynik. Oddał swój test nauczycielce i opuścił klasę.
zt
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Etap 1:4 Etap 2:5 Etap 3:4 Test:15 Wynik końcowy: 28 Powyżej oczekiwań
Egzamin z obrony przed czarną magią sprawił, że nie czuła się zbyt pewnie ze swoimi umiejętnościami. Nie oblała, w sumie zaliczyła przedmioty pozytywnie, ale zdecydowanie za słabo jak na swoje oczekiwania. Z zaklęciami miała nadzieję, że pójdzie jej nieco lepiej, ale z profesor Papadakis nigdy nie było wiadomo. W ostatnich miesiącach szczególnie przykładała się do tego, by jej zajęcia nie były standardowymi lekcjami i dość często uczniowie lądowali w skrzydle. Stojąc w ciemności zastanawiała się, co tak naprawdę miała zrobić i czego się spodziewać. Dopiero głos nauczycielki sprawił, że ocknęła się z tych rozważań i dostrzegła, że ich zadanie było... Absurdalnie proste. Rzuciła głupi lumos, czym zaliczyła ten etap i z zaskoczeniem przeszła do kolejnego. Przejście suchą nogą po wodzie było proste, bo po prostu zamroziła ścieżkę przed sobą, a rzucenie accio też nie sprawiło jej problemu. Jedynie może siła zaklęcia była mało wyważona, bo skrzynka śmignęła z zabójczą prędkością niemal w jej własne czoło. Ostatecznie nauczycielka nie kazała jej niczego powtarzać i Kate mogła przejść spokojnie do pisania części teoretycznej. Test o prawach magicznych i innych zagadnieniach z zakresu zaklęć nie sprawił jej większych problemów. Ostatecznie skończyła z wynikiem Powyżej oczekiwań, czym spełniła swoje oczekiwania w pełni.
zt
Danielle Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
Zaklęcia - niby niepozorny przedmiot, ale jak przyszło co do czego, prawie go oblała. Nie rozumiała, co miała zrobić w ciemnym pomieszczeniu, dopóki nie usłyszała, że została jej minuta na podjęcie działania. Instynktownie rzuciła lumos, chcąc zobaczyć w ciemności jakąś poszlakę, która mogła naprowadzić ją na dalsze kroki - ale okazało się, że chodziło tylko o to. Tylko o lumos. Załamała się samą sobą, przez co w drugim etapie bardzo wolno szło jej osuszanie basenu. Porwała się nieco z motyką na słońce, ale przynajmniej przeszła na drugą stronę. Lewitacja skrzynki poszła jej jeszcze gorzej, aż zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem ktoś jej nie podmienił różdżki przez noc. Z bardzo kiepskim humorem podeszła do części teoretycznej, która na szczęście nie sprawiła jej aż tylu problemów. Dzięki sprawnie udzielonym odpowiedziom w teście udało jej się zaliczyć przedmiot pozytywnie.
Etap 1:6 Etap 2:4 Etap 3:3 Test:8 Wynik końcowy:21, Zadowalający (nie stosuje modyfikatorów, lepszy wynik nie pasuje do postaci)
Gdy nadeszła pora zdawania zaklęć, Adela miała już większość egzaminów za sobą, więc w sumie miała w sobie coraz więcej luzu i przejmowała się testami tak jak na samym początku. Może to był błąd - w końcu troll z ostatniego egzaminu mógł zrujnować dotychczasowe, podejrzanie świetne wyniki (nie liczac jednej poprawki), ale pozytywne nastawienie to zawsze dobre wyjście! Egzamin zaczął się dziwnie - weszła do sali, która była zupełnie zaciemniona. Jak się okazało, był to celowy zabieg, a bezbłędne rzucenie Lumosa okazało się pierwszym krokiem do zdania egzaminu. Później zaczęło być jednak trudniej - miała basen do pokonania i choć bez problemu wiedziała, jak to zrobić, to rzucenie Carpe Retractum okazało się zaskakująco trudne. Z jakiegoś powodu nie mogła wycelować wystarczająco daleko, by mieć pewność, że to wystarczy, by nie wpaść do wody. Finalnie jej się udało, ale zjadło to masę czasu i miała problem z wyrobieniem się. Następnie przyszedł czas na banał - Adela miała ściągnąć skrzynkę z półki. Zwykłe Accio wydawało się stosowne, ale niedbałość sprawiła, że ledwo uskoczyła od skrzynki. Udało jej się zaliczyć, ale nauczycielka nie była zadowolona ze stylu. Honeycott wyciągnęła test ze skrzynki - jak to u niej, teoria szła znacznie gorzej niż praktyka, ale za całokształt dostała Zetkę, co uznała za wynik satysfakcjonujący.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Egzamin z zaklęć był czymś, co wydawało jej się być praktycznie oczywistym. Jakby nie patrzeć to był jeden z podstawowych przedmiotów w Hogwarcie także oczywiście musiała do niego przystąpić. Chociaż skłamałaby, gdyby przyznała, że jednak początek egzaminu nieco nie wytrącił jej z rytmu. Nie wiedziała, co się dzieje i czego powinna się spodziewać, gdy tylko stanęła w pogrążonej w ciemności sali. Czekała na coś konkretnego i jakiś sygnał. No, ale nigdy nie była najostrzejszym szpadlem w szopie i powinna otrzymywać konkretne instrukcje. Dopiero słysząc głos nauczycielki rzuciła Lumos i ruszyła dalej, bo zauważyła przed sobą basen, przez który musiała się przedostać. Nic trudnego, prawda? Tylko, że jednak wpadła na pomysł, który zajął jej nieco czasu, bo stwierdziła, że najlepiej będzie zamrozić powierzchnię basenu i przejść przez nią, co jednak było dosyć niebezpieczne i stwarzało ryzyko wpadnięcia do niego. No, ale znalazła się w końcu na drugiej stronie, a tam… Pudełko. Dostać je w swoje łapki? Proste. Szybkie Accio i po sprawie. Szkoda tylko, że przy okazji wyrżnęła tą skrzyneczką niemalże we własną głowę, co na pewno nie było ciekawym widokiem. Otworzyła swoją zdobycz, a tam… czekał na nią test pisemny. W dodatku ten z rodzaju trudnych. Wypełniła go jak mogła i chociaż miała wrażenie, że poszło nie najgorzej to wiedziała, że pewnie mogła popisać się o wiele bardziej. Właśnie z takim przeczuciem opuściła salę.
z|t
Barnaby Bazory
Wiek : 32
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : czarna mitenka na prawej dłoni niezależnie od okoliczności, pospieszny chód, intensywny kolor oczu;
Profesor czekał już w klasie. Witał każdego po imieniu i uśmiechał się uprzejmie, sącząc przy tym parującą kawę. Gdy wybiła godzina ósma rano, wstał i zapisał na tablicy temat lekcji: Wspomaganie rozwoju magicznego reagowania. - Proszę odłożyć książki i wspólnymi siłami rozsunąć wszystkie ławki i krzesła na tyły klasy. Potrzebujemy dzisiaj jedynie różdżek i odrobiny wiary we własne możliwości. - zamiast zrobić to osobiście, angażował uczniów w zadanie. Ósma rano bywała godziną trudną dla niektórych części młodzieży więc zaplanował nieco ruchu dla umysłu i ciała. Tym razem jednak w sali lekcyjnej. - Stańcie proszę w półokręgu, blisko ścian i okien. Dzisiaj ćwiczycie czar prosty “Cento onis”. Nie będzie to jednak nudne ćwiczenie inkantacji a nauka poprzez zadanie. Waszym zadaniem będzie wyczulenie się na pojawiający się w losowym miejscu czar Niebieskiego Płomienia i ugaszenie go zanim zniknie. Zapraszam pierwszą osobę. - lekcja będzie prosta, niezbyt skomplikowana. Z racji, że za oknem szalała burza, było dosyć ciemno… nauczyciel klasnął w dłonie i spotęgował półmrok aby pojawiające się płomienie były dobrze widoczne. - Proszę nie rozmawiać. Pozwólmy się skupić i wyczulić swojemu koledze i koleżance.- powiódł stanowczym spojrzeniem po twarzach, gotów wyciągać konsekwencje za zagłuszanie zajęć.
ŚCIĄGA.
Waszym zadaniem należy wykazać się refleksem i szybkością zsynchronizowaną z celnością rzucania czaru “Cento onis”!
1. Do zadania podchodzicie pojedynczo. 2. Profesor Bazory wytwarza przed Wami serię wirujących w powietrzu Niebieskich Płomieni, nie bazując przy tym na żadnym schemacie. Płomienie pojawiają się z różnych stron i wysokości, w losowym odstępie czasowym i wokół Waszej sylwetki. 3. W klasie panuje półmrok i cisza przerywana jedynie burzą szalejącą za oknem. 4. Wokół Was pojawi się sześć płomieni i Waszym zadaniem jest zdążyć je ugasić czarem. 5. W trakcie tej lekcji nie uwzględniam cech eventowych.
[Rzuć 6xk100.
Kostki:
1-13 - czy Ty w ogóle zorientowałeś się, że za Tobą pojawił się płomień? A może rzuciłeś czar w zupełnie przypadkowym kierunku? Może się zagapiłeś, potknąłeś, zaspałeś? To było spektakularne pudło!
14-48- zdążyłeś ugasić płomień w dosłownie ostatnim momencie zanim zniknął. A może był to czysty przypadek, bo czar rzucałeś na oślep? Równie dobrze może się okazać, że czar wyszedł Ci dosyć słabo i ledwie co musnął Płomień, tłumiąc go na tyle aby z przymknięciem jednego oka został “zaliczony”.
49-89- chyba złapałeś rytm albo po prostu dobrze się przygotowałeś do zadania. Nic dodać, nic ująć! Tak trzymaj!
90-100 - proszę państwa, co za refleks! Ledwie płomień zaistniał a zniknął w odstępie kilku sekund, czym uzyskałeś uznanie w oczach nauczyciela i zostałeś nagrodzony dodatkowymi 2pkt dla domu.
Modyfikatory:
Przerzut kości (kumulują się, wybierasz drugi wynik) przysługuje Ci: -> masz postać na forum krócej niż 3 miesiące; -> za każde 15 pkt z Zaklęć i Uroków (max dwa!) -> jeśli masz z Miotlarstwa minimum 5 pkt; -> Twoja postać ma 15 lub mniej lat; -> jeśli przysługuje Ci stypendium z dziedziny Zaklęć i Uroków; -> Jeśli posiadasz przy sobie przedmiot kuferkowy punktowany, który w jakikolwiek sposób pomaga Ci w 1 etapie lekcji; -> za odrobioną pracę domową z Zaklęć i Uroków z października;
Dodatkowo: -> jeśli masz minimum 20 pkt z Zaklęć i Uroków Twój wynik k100 nie może być niższy niż 14. Nawet jeśli wyrzucisz mniej, rozpatrujesz wynik kategorii 14-48. -> posiadanie specjalizacji kuferkowej związanej z Zaklęciami daje Ci stałe prawo do wyboru wyniku z tytułu przerzutu kości. -> osoba, która ugasi minimum pięć płomieni w kategorii 90-100 otrzyma ocenę Wybitny i dodatkowe 10 pkt dla domu.
Kod:
<zgss>Rzuty kostką:</zgss> wpisz wynik <zgss>Ugaszone płomienie:</zgss> wpisz ilość <zgss>Przerzuty:</zgss> które Ci przysługują i których użyłeś; <zgss>Inne:</zgss> czy przysługuje Ci jakiś punkt dla domu a może masz jakiś własny komentarz lub ładny obrazek ;)
Etap trwa do 14 listopada. Nie ma możliwości spóźnień. Jeśli są pytania, zapraszam na PW lub discord)
Nykos Lush
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 187
C. szczególne : jest małomówny, nosi dużo biżuterii, w tym kłódkę z grawerunkiem A zapiętą na szyi, zapach: balsam jodłowy, czarna cykuta, mech, kadzidło, gorzka mirra
Rzuty kostką:12, 4, 61, 39, 88, 21 Ugaszone płomienie: 4 Przerzuty: postać młodsza niż 3 miesiące, ale nie rozumiem co to znaczy, że sie kumuluje i wybieram drugi wynik, więc nie używam Inne: -
Przyszli niemal spóźnieni. Niemal. On się musiał zwlec bladym świtem i wypełznąć z podziemi, do swojej księżniczki z wysokiej wieży. Ziewając na potęgę, ni to Adelę obejmując, ni to się jej trzymając, dotarli na trzecie piętro, gdzie nauczyciel już w najlepsze popijał poranną kawę i uśmiechał się niemal jak Patol przed egzaminem: - Ile bym dał za kawę... - mruknął we włosy gryfonki, przyciągając ją do siebie z drogi komuś, kto tam pchał już ławkę, po czym sam dołączył się do rozstawiania mebli pod ścianami. Uśmiechnął się do niej zaczepnie, kiedy zrobiło się jeszcze ciemniej, aa profesor odesłał ich pod ściany, muskając palcami jej biodro i czekając na dalsze instrukcje. Nierozmawianie akurat było doskonałym planem i niewątpliwie gdyby częściej praktykowali taką ciszę, to by wszystkim wyszło na dobre. Kiedy przyszła jego kolej, trudno powiedzieć, co poszło nie tak, może był zaspany, może jednak trzeba było tę kawę z rana zorganizować, żeby bystrzejszym umysłem podejść do zadania. Trafił tylko kilka ze wszystkich zapalonych płomyczków i wrócił na swoje miejsce pod ścianę.
Rzuty kostką:29, 93, 74, 76, 43, 44 Ugaszone płomienie: wpisz ilość Przerzuty: 29 -> 61 - za zrobioną prace domową Inne: +2 pkt dla Ravy, rysunek =)
Poranna, jesienna aura za oknem nie sprzyjała chętnemu wstaniu na wczesne zajęcia. Deszcz uderzał zacięcie o szyby, przy którym lekko sennym krokiem przekraczał próg sali. Wesołe powitanie nauczyciela odwzajemnił jedynie lekkim ruchem głowy, od razu kierując się do jednej z ostatnich ławek, by kilka pozostałych do rozpoczęcia zajęć minut spędzić we względnym spokoju. Przymknął powieki, zanurzając się w dźwięki kroków i głosów uczniów wchodzących do sali. Część z nich z pewnością rozpoznawał po tych kilku miesiącach nauki, choć miał wrażenie, że wciąż na tyle niewiele by ten czas spędzić we względnym spokoju. Dopiero głos nauczyciela, rozpoczynającego oficjalnie zajęcia, skłonił go do względnego wybudzenia się. Wzmianka o aktywności większej niż przerzucanie stron podręcznika nie napawała go entuzjazmem, a nie gotowe do tego zadania mięśnie, ociężale reagowały podczas pomocy przy przesuwaniu ławek w kąty sali. Nie minęło wiele czasu, zanim sala była gotowa do zajęć, a sam Benjamin przeciągnął się nieśpiesznie, obserwując jak pierwsza osoba podchodzi do zadania gaszenia ogników. Gdy nadeszła jego kolej, był już nieco bardziej przytomny niż na początku lekcji. Zrobił kilka kroków by znaleźć się na środku sali, po czym obserwował jak ogniki pojawiając się na około niego. Każdy po chwili udawało mu się zgasić. Jeden nawet, który pojawił się prawie na czubku jego nosa, zgasił zręcznie, zanim zdążył się w pełni uformować. Może nie był to wyczyn na miarę studenta domu Roweny Ravenclaw, mimo tego otrzymał od nauczyciela pochwałę. Zakończywszy swoje zadanie, po prostu cofnął się pod ścianę, którą wcześniej podpierał.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Wacław, wciąż nie do końca obudzony, z lekkim opóźnieniem doszedł do klasy i wślizgnął się na miejsce, tuż przed rozpoczęciem lekcji. Profesor, jak zwykle z ciepłym uśmiechem, powitał go przy wejściu, a Wacław odpowiedział delikatnym kiwnięciem głowy, choć z początku bez większego entuzjazmu. Gdy jednak usłyszał polecenie rozstawienia ławek i przygotowania się do czegoś bardziej dynamicznego niż zwykłe machanie różdżką, ożywił się odrobinę. Wspólnie z resztą uczniów przepchnął swoje krzesło na tył klasy, myśląc przy tym, że to może być okazja, by naprawdę sprawdzić swoje umiejętności. W końcu czarowanie pod presją nigdy nie należało do jego mocnych stron, ale tym razem nie zamierzał odpuścić. Chociaż to były zaklęcia, jego zapał opadł równie szybko, co się pojawił. W końcu nadeszła jego kolej. Wyszedł na środek i uniósł różdżkę, skupiając wzrok na przestrzeni wokół. Oddychając głęboko, próbował wyczuć miejsce, gdzie pojawi się płomień. W powietrzu unosił się zapach magii – ciężki, elektryzujący, z delikatną nutą przypalonego drewna. Nagle, kątem oka dostrzegł migoczący błysk po swojej lewej stronie. Obrócił się błyskawicznie, rzucając zaklęcie „Cento onis” niemal instynktownie. Poczuł, jak energia płynie przez jego różdżkę, a ogień zaczyna gasnąć, nim zdążył całkiem się rozprzestrzenić. Z nieco drżącymi dłońmi, ale z dumą w oczach, wycofał się na miejsce, gotów, by obserwować kolejne osoby.
Tuilelaith Brennan
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : wysoki wzrost, lekko wystające przednie zęby, zamiłowanie do błyskotek, zapach kwiatowych perfum, głęboka blizna na łydce po wycięciu obscero
Wstając na zajęcia o ósmej rano, czuła się jak zamroczona stara baba, którą pewnie zresztą w oczach niektórych młodszych uczniaków była. No, ale jak już wstała, to po co marnować ten wysiłek na kolejne godziny snu? Już chyba lepiej pojawić się na tych nieszczęsnych zaklęciach (chociaż może i nie takich nieszczęsnych, w ostatnich latach raczej się poprawiła). Zdążyła wypić tylko kilka łyczków kawy, toteż w sali objawiła się reszcie jako lekko trzęsąca się z głodu i niewyspania. Nie takie próby się przetrwało. Jej ciało zinterpretowało dynamiczny początek lekcji jako moment na wydzielenie adrenaliny i wywołanie lekkiego napięcia. Z każdym kolejnym rokiem nauki posługiwanie się różdżką było coraz mniejszym kłopotem ani nie powodowało u niej wstydu, dlatego w wir zadania wplątała się właściwie jako jedna z pierwszych. Trochę po to, by mieć to z głowy, trochę z ekscytacji, trochę z faktycznej chęci nauki, może popisania się, jeśli byłoby czym. Przez zapatrzenie się rozpoczęła faktycznie w tempie starczym. Pierwszy płomień zupełnie umknął jej uwadze, a rzucone zaklęcie kompletnie nie trafiło tam, gdzie trzeba. Świetnie, rozpoczynamy z klasą, tak trzymać... Wkurw na samą siebie wyostrzył jej zmysły do tego stopnia, że następny płomień został przez nią ugaszony niemal perfekcyjnie i nikt nie mógł się do tego przyczepić. Z każdą kolejną próbą było raz lepiej, raz gorzej, właściwie tylko raz udało jej się osiągnąć efekt podobny do tego, który zaprezentowała przy drugim podejściu. Nieźle musiała się nagimnastykować wokół własnej osi, żeby nadrobić straty, aż jej różdżka zdawała się parować z wysiłku, ale było warto. Czyli zamiast porannej kawki warto było stosować metodę pod tytułem "przyjście na zajęcia". Zanotowała to sobie w głowie na przyszłość, żeby przypadkiem ochoczo się nie spóźniać lub też nie omijać lekcji w ogóle. Zawsze mogła z łatwością przecież wynaleźć powód.
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Rzuty kostką:68, 42, 23, 26, 52, 4 Ugaszone płomienie: 6 Przerzuty: nie udały się przerzuty, najniższy wynik uznaje za 14 za duża ilość pkt z zaklęcia 1przerzut za 20 pkt zaklęć; 1 przerzut za stypendium Inne: -
O tej godzinie to lubił przewracać się na drugi bok i spać dalej. Oczywiście gnał na łeb na szyję na lekcję więc prezentował się adekwatnie do pośpiechu - luźno zarzucony krawat, nieuczesane włosy, trochę pognieciona koszula a szkolny sweter zawinięty nad biodrem w denerwujący dla oka sposób. Wparował do klasy, mamrocząc “dzińdbry” co mogło zdradzać, że wczoraj wieczorem “piwo z braćmi” skończyło się później niż planował. Nie dane było mu ulokować swych szanownych czterech liter obok Benjamina, którego obecność dostrzegł szybciej niż zapach kawy nauczyciela. Przepchnął się na sam koniec aby odłożyć plecak i poszukać różdżki. Gdy nadeszła jego kolej to miał problem z powstrzymaniem ziewania. Adekwatnie jego refleks był godny pożałowania. O ile za pierwszym razem Niebieski Płomień został zmieciony całkiem ładnie, tak pozostałe wyszły… na odpierdol. Jeden był gaszony w ostatniej chwili a kolejny znowuż przypadkiem. Czując, że nawet ta prosta czynność dziś go przerosła, odszedł na swoje miejsce, to znaczy przy Benjaminie. Przymknął jedno oko i ciesząc się, że chłopak jest wyższy, mógł oprzeć policzek o sam kant jego barku. Nie było to wygodne lecz w chwili obecnej lepsze niż poduszka. Musiało to wystarczyć za powitanie.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Rzuty kostką: 81, 67, 27, 69, 88, 72 Ugaszone płomienie: 6 Przerzuty: Przysługują: 2 za punkty, 1 za GM, 1 za przedmiot punktowany, Użyte: 27 -> 13 -> 99 67 -> 88 69 -> 84 Inne: Zaklęcia! || +2pkt dla domu
Szczerze mówiąc troszeczkę go muliło biorąc pod uwagę porę o której zaczynały się zajęcia. Ziewnął potężnie jeszcze zanim w ogóle wszedł do klasy. O tyle dobrze że do pełni miał tydzień i jeszcze trochę, przez co nie był aż tak zmęczony. Nie zmieniało to faktu że czuł się jak jakiś zaspany pies. Miał nadzieję że sobie usiądzie i wyłączy mózg chociaż na sekundę. W końcu zaklęcia to dziedzina w której nadrobienie materiału zajęłoby mu mniej niż cokolwiek inne. Ale, nie . Mieli pomóc rozstawić stoły. Czyli głównie praktyka. Cudownie. Może chociaż dzięki temu nieco się rozbudzi. Chociaż panujący w klasie mrok niezbyt mu w tym pomagał. Obserwował jak osoby przed nim wykonują swoje zadanie. Nawet Wacuś zgasił wszystkie, przez co Drake niemal odruchowo chciał mu przyklasnąć. Na szczęście jednak się przed tym powstrzymał. Nie było po co robić szumu. Kiedy nadeszła w jego kolej, a pierwszy płomyk się pojawił, rzucił niewerbalne Cento Onis. Po czym wpadł w rytm rzucając je raz za razem. Raz wyszło na tyle sprawnie, by trafić płomyk który ledwie zdążył się uformować. No, całkiem nieźle mu to poszło... Kiedy skończył poszedł gdzieś pod ścianę nieopodal Benjiego i Trevora będąc gotów by obserwować popisy innych uczniów i studentów.
Clementine Bardot
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173
C. szczególne : Ubrania umorusane farbą olejną; włosy w artystycznym nieładzie i uśmiech - naprawdę zachwycający
Od kilku dni chodziła w niebywale dobrym humorze, który przekładał się nie tylko na jej samopoczucie, ale także postrzeganie życia w Hogwarcie. Po raz pierwszy od kilku tygodni umiała odetchnąć z ulgą, nie przejmując się już zdaniem Olivera, ani jego wyobrażeniem o tym, że za kilka miesięcy znowu ulegnie i razem z nim przeprowadzi się na inny kontynent. Tym razem zamierzała posłuchać rady Barnaby'ego, bo przecież musiał mieć rację, że edukację - szczególnie te uniwersytecką - należało kończyć w jednym miejscu, choć... Może chodziło o coś innego, a ona jako młodziutka czarownica jeszcze tego nie rozumiała? Do klasy weszła o czasie, od razu dostrzegając, że pozostali uczniowie zajmują się rozsuwaniem ławek. Podjęła się próby pomocy trzem puchonom, po czym stanęła w odpowiedniej odległości od profesora, by dać mu przestrzeń i czas na wyjaśnienie tematyki dzisiejszych zajęć. W pierwszej jednak chwili poczuła dziwne ukłucie niepewności, bowiem jeśli celność miała analogiczną do tej na miotle, to miej Merlinie w opiece wszystkich uczniów i studentów w tej sali. Gdy przyszła jej kolej, podeszła do odpowiedniego miejsca, starając się skupić na tym, co działo się przed nią. Wypowiedziała odpowiednie zaklęcie, o którym wspominał Bazory i chyba musiała liczyć już tylko na cud. Ku zaskoczeniu ciemnowłosej Francuzki, dwie inkantacje nie były zbyt perfekcyjne, jednak pozostałe zdawały się wyjść jej niemal idealnie. Zaskoczona tym faktem uniosła wymownie brwi, bowiem nie sądziła, że uda jej się aż tak popłynąć w kwestii dzisiejszych zajęć, ale dzięki temu mogła odetchnąć z ulgą. Ani ona - ani nikt inny - nie zginął.
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Rzuty kostką:53, 66, 8, 27, 56, 65, przerzucam 8 i 27, czyli wynik to 53, 66, 35, 30, 56, 65 Ugaszone płomienie: wszystkie Przerzuty: -> jeśli masz z Miotlarstwa minimum 5 pkt; -> za odrobioną pracę domową z Zaklęć i Uroków z października; Inne: -
Nie przyjść na lekcje zaklęć nie wchodziło w grę, zwłaszcza że profesor Bazory uczył w sposób kreatywny. Nie dawał nudnych wykładów, ani nawet zwykłych pojedynków. Na jego lekcjach Fern nigdy się nie nudziła. Zresztą chciała być dobra w czarach i nie odstawać od swoich rówieśników. Magia niewerbalna była trudna, ale prywatna nauka, która umożliwiła jej powrót do szkoły, dała spore efekty. Young jednak nie zamierzała odpuścić, kierowały nią z pewnością ślizgońskie ambicje i pewna myśl, że może kiedyś będzie miała możliwość sięgnąć po magie bezróżdżkową. Nie zdziwiła się, kiedy profesor kazał odłożyć książki i rozsunąć ławki. Pomogła w tym procederze. Przygotowała różdżkę, jak zalecił nauczyciel, a kątem oka śledziła samopiszące pióro. Za oknem szalała burza, klimat w sali stał się idealny do gaszenia płomieni. Było to ciekawe widowisko, zwłaszcza gdy stało się z boku i obserwowało, ale przyszła i jej kolej. Za nim jednak do tego doszło w myślach powtarzała inkantacje zaklęcia cento onis. Nie słyszała, tak więc żadne rozmowy nie mogły jej rozpraszać. Może głuchota wcale nie była takim kalectwem, jak mogłoby się wydawać. Na pewno słowa nie miały żadnej mocy i nie uderzały w Fern, nie rozpraszały, a wszystkie kierowane do niej uszczypliwości w listach, mogła spalić z uśmiechem na ustach, zwłaszcza te od Aoife. Pierwszy niebieski płomień zamigał naprzeciwko niej, dlatego zgasiła go bez problemu. Obserwowała czujnie otoczenie. Spostrzegawczość z pewnością jej w tym pomagała, gdy kątem oka dostrzegła kolejny niebieski błysk i rzuciła cento onis. Na pewno Fern złapała ten ryt, tak jej się przez chwile wydawało, bo kolejne dwa płomienie prawie znikły, gdy dosięgło je jej zaklęcie. Na koniec jednak wróciła do wcześniejszego rytmu gaszenia płomyków, a kiedy skończyła zadanie, spojrzała tylko na profesora, chcąc upewnić się, czy dobrze jej poszło, czy może skrzywi się jak Patton, ale tego ostatniego nigdy w życiu by się po nim nie spodziewała.
Rzuty kostką:76, 73,56,3,67,77, 3 przerzuciłam na 17 i potem na 20 Ugaszone płomienie: 6 Przerzuty: przerzut za 15 z zaklęć i przerzut za 5 z gier miotlarskich Inne: -
Skoro @Nykos Lush miał problem się zwlec, to Adela tym bardziej. Jej zaspane oczka z trudem rejestrowały obrazy znajdujące się przednią – i szczerze powiedziawszy: gdyby nie etap szaleńczego zakochania, który sprawiał, że nie chciała odstępować swojego chłopaka na krok, najpewniej nie zwlekłaby się na tę lekcję, nie widząc sensu w nadmiernie wczesnym wstawaniu. Z zaspania nie wybudziło jej ani zamieszanie w klasie, ani przesuwanie ławek, ani nawet gadka nauczyciela. Rozbudziła się dopiero, gdy chłopak dotknął jej biodra – hormony buzowały i nie dało się ukryć, że Honeycott wolałaby teraz eksplorować inny aspekt ich relacji niż wspólne chodzenie na lekcje. Skoro jednak była już obudzona, to warto było dać z siebie choćby minimum, dlatego, gdy nadeszła jej kolej, zabrała się za swoje płomyczki z zaangażowaniem. W finalnym rozrachunku poszło jej całkiem dobrze – pięć płomieni wygasiła bez zarzutu, zaś jeden feralny, udało jej się unicestwić w ostatniej chwili.
Rzuty kostką:87, 80, 53, 73, 80, 27 Ugaszone płomienie: z przymknięciem oka 6 Przerzuty: za 15 punktów zaklęć, ale nie został użyty Inne: -
Ian upewnił się, że zabrał ze sobą różdżkę, po czym skierował się do właściwej klasy, trzymając się gdzieś z daleka, nie mając ochoty pchać się przed szereg. To był ten dzień, kiedy wolał trzymać się z tyłu i nie dało się w nim dostrzec nawet cienia odwagi, czy czegoś podobnego, zwyczajnie wolał zniknąć z oczu dosłownie wszystkich. Liczył na to, że czeka ich tego dnia wykład, czy coś podobnego, ale pomylił się całkowicie i nagle znalazł się w samym środku ćwiczeń, jakie spowodowały, że żołądek nieznacznie mu się uniósł. Nie znosił, kiedy inni na niego patrzyli, kiedy się uczył, nie znosił tego oceniania, śmiechu i nie wiadomo czego jeszcze, a ponieważ doświadczał różnego rodzaju dyskryminacji, choć nie tak jasnej i oczywistej, to zwyczajnie nie przepadał za byciem na świeczniku. Wolał swój półmrok, chociaż nie ulegało wątpliwości, że kiedy posiadał wiedzę na jakiś temat, to zwyczajnie chciał się nią popisać, nie raz i nie dwa wychodząc przy tej okazji na skończonego idiotę. A ten dzień na pewno nie był jego dniem, co oznaczało, że zdecydowanie preferował ciemność i nawet podobał mu się ten półmrok, jaki ich otaczał, przynajmniej do momentu, kiedy okazało się, że każdy z nich miał czas na własną próbę. Więc i on musiał wyjść na środek sali, musiał zacząć walczyć z płomieniami, rzucając odpowiednie zaklęcie i o dziwo robił to całkiem poprawnie, jakby doskonale wiedział, jak to robić. A z nim to nigdy nie było wiadomo, bo jednak jedenaście lat życia spędził jako mugol, z dala od tego świata i nie wszystko było dla niego tak proste. Nawet kiedy było. I pewnie właśnie myśl o tym spowodowała, że ostatni płomień dosięgnął z prawdziwym trudem, właściwie tylko jakąś ostatnią kością szczęścia, co spowodowało, że cały się spłonił ze wstydu.
Rzuty kostką:74, 91, 27, 95, 7, 35, ale nie mogę mieć mniej niż próg 14-48 Ugaszone płomienie: 6 Przerzuty: 15 punktów z zaklęć, ale nie zostało użyte Inne: +4 pkt dla Slytherinu
Nie paliło mu się wcale do tych zajęć, ale też nie mógł jedynie figurować na liście studentów, choć z pewnością byłoby to bardzo wygodne. Przywitał się z profesorem, kiedy wszedł do pomieszczenia, nieco zdziwiony przyjmując do wiadomości, że ten również się przywitał, a później przystąpił do sprzątania Sali zgodnie z poleceniami, by ostatecznie wylądować gdzieś w kącie, czekając na to, co miało się wydarzyć. Nie miał możliwości ukryć się całkowicie, domyślał się również, że ostatecznie będzie się tutaj wymagało więcej, niż tylko jego obecności. Miał jednak wrażenie, że mógł wtopić się w otoczenie, że mógł zapaść się w ciemność, w ten przyjemny szmer, jaki dawał deszcz, w to, jak mógł zwyczajnie w to wsiąknąć, szukając tej ciszy, jaką tak sobie ukochał, trzymając się z daleka od wszystkiego. Niemniej jednak nawet na niego przyszła w końcu pora, by spróbować swoich sił i musiał przyznać, że początkowo nie wyglądało to najlepiej. Zwyczajnie nie umiał nadążyć za tym, co się działo, choć gdyby przymknąć oczy, na pewno byłoby lepiej. W końcu jednak złapał odpowiedni rytm, trafiając zaklęciem dokładnie tak, jak powinien, by ostatecznie zacząć niemalże wyprzedzać pojawiające się płomienie. Zupełnie, jakby wybudził się ze snu, w jaki zapadł, jakby odkrył, że zwyczajnie może podążać odpowiednią drogą, jak lis. Wróciła jego czujność, a on chyba ostatecznie się obudził, choć nastąpiło to niemalże na sam koniec jego prób.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Carly wybrała się na zajęcia z zadowoleniem, choć musiała przyznać, że czuła się dość nijako. Zupełnie, jakby sama rozpływała się w tej burzy, jakby się z nią stapiała, ale znajdowała w niej coś przyjemnego. Nie umiała tego dobrze określić, jednak jak zawsze z zadowoleniem wskoczyła do klasy, by przywitać profesora i przeciągając się, nie brać udziału w przesuwaniu wszystkiego na boki, bo to nie miało dla niej zbyt wielkiego znaczenia. Nie chciała się za bardzo wyróżniać i kłopotać, więc skoncentrowała się na przywitaniu się ze wszystkimi, z tego wszystkiego lądując w zupełnie przypadkowym miejscu pośród zebranych, nie do końca wiedząc, co miała teraz ze sobą zrobić. Spróbowała stłumić rozbawienie wynikające z tej sytuacji, jednocześnie zerkając na profesora, śmiejąc się cicho, że teraz to dopiero mieli tutaj cudowny nastrój, jaki należało wykorzystać. Rozejrzała się w poszukiwaniu Maxa, licząc na to, że będzie mogła z nim pożartować, ale nigdzie go nie dostrzegła. Zmarszczyła lekko brwi, ale zaraz przyszła jej pora na wykazanie się zdolnościami, jakie posiadała. Nie planowała wychodzić przed szereg, bo to nie było w jej stylu, tym bardziej że dość skrzętnie ukrywała swoje prawdziwe umiejętności, jednak okazało się, że reagowała automatycznie, dokładnie tak, jak była tego nauczona przez tatę. Trafiała w każdy płomień, zdarzało jej się nawet, że ten ledwie zdołał zajaśnieć, a już go dosięgała, zupełnie, jakby ten nie był niczym niesamowitym. Stała czujność popłacała, chociaż jednocześnie nie była do końca pewna, czy to, co właśnie zrobiła, było właściwe, więc jedynie uśmiechając się lekko wróciła na swoje miejsce, zupełnie, jakby nic się nie wydarzyło.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Nykos Lush
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 187
C. szczególne : jest małomówny, nosi dużo biżuterii, w tym kłódkę z grawerunkiem A zapiętą na szyi, zapach: balsam jodłowy, czarna cykuta, mech, kadzidło, gorzka mirra
Niechętnie się od niej odrywał, faktycznie, a już szczególnie z rana, w burzowy dzień, z sali spowitej półmrokiem. Kiedy wrócił z wykonywania zadania i przysiadł dupskiem na ławce, mógł przyciągnąć Adele znów bliżej, znów za biodro, nieznacznie i bardzo dyskretnie szukając palcami szczeliny, między linią jej spodni a krawędzią bluzy gryffindoru. Oczywiście zanim zdążył podetektywować poszła wykonywać swoje zadanie, które poszło jej pięknie, na co uśmiechnął się do niej, kiedy wracała do jego ramion. - Nawet zaspana masz taki talent. - powiedział cicho, zakładając jej za ucho kosmyk włosów, które przy tym całym łapaniu ogników znienacka roztańczyły się wokół jej twarzy. Przyciągnął ją plecami do siebie i oparł głowę na jej ramieniu, by obserwować w tym zakamarku ciemności, jak idzie innym uczniom. Zadanie sprawdzało nie tylko umiejętność rzucenia zaklęcia, ale też refleks i umiejętność skupienia się, co w jego opinii o tej porze i przy tak niskim ciśnieniu nie było wcale łatwe, ale może Bazory lubił pastwić się nad uczniami - nie zdziwiłoby go to. Wielu nauczycieli w tej placówce lubiło popatrzeć, jak dzieci cierpią i Lush nie był nikim szczególnie zaangażowanym, by się tym mocniej przejąć. Tak już działał ten świat, trzeba było to akceptować.
Iris Skylight
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 163,5 cm
C. szczególne : filigranowa postura, pieprzyki rozsiane po ciele, kilka piegów na twarzy, skromna biżuteria; zapach fiołków;
Rzuty kostką: 66, 55, 42, 48, 88, 99 Ugaszone płomienie: 6 Przerzuty: nie używam Inne: +2 pkt dla Hufflepuffu
Przyszła w ostatniej salwie Puchonów wkraczających na lekcję zaklęć. Przemknęła na ubocze, zabierając ze sobą dwa krzesła i odstawiając je cicho pod ścianą. Próbowała poradzić sobie też z ławką lecz ktoś ją uprzedził i po prostu wyręczył. Zdjęła plecak i przyglądała się uczniom i studentom całkiem sprawnie gaszącym Niebieskie Płomienie. Osobiście nie miała ochoty likwidować działania tak pięknego czaru lecz skoro mus to mus. Podciągnęła rękawy mundurka, odsłaniając przy tym siedem bransoletek brzęczących na lewym nadgarstku. Stanęła na środku klasy, gdy nadeszła jej kolej i w myślach powtórzyła kilkakrotnie inkarnację. Pierwsze dwa Niebieskie Płomienie zgasiła w ostatniej chwili i to dlatego, że zmaterializowały się jednej po drugim na skrajnych wysokościach. Z każdym kolejnym szło jej coraz lepiej. Nie przeszkadzała jej szalejącą burza. Nie miałam problemu z koncentracją na czarze więc ostatnie dwa płomienie zgasiła z niezwykłą szybkością. Ucieszyła się słysząc, że dostanie za to dodatkowe punkty. Nie było ich dużo… więc chciała je uzbierać przez czas trwania lekcji. Uśmiechnęła się do nauczyciela i czmychnęła blisko parapetu. Nie patrzyła już na resztę uczniów a na drzwi klasy… zastanawiała się czy wyłoni się zza nich Gael.
Lilian Eldridge
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : unikatowy styl ubioru, artystyczny makijaż, wymyślne fryzury, przekłute septum, unoszący się za nią zapach Błękitnych Gryfów
Rzuty kostką:93, 87, 35, 60, 32, 73 Ugaszone płomienie: 6 Przerzuty: nie wykorzystuję Inne: +2 dla Ravenclawu
Co tu dużo mówić, na zaklęciach Lilian objawiła się otoczeniu jako zombie. Znowu siedziała nad jakimś wróżbiarskim gównem do trzeciej w nocy, a sen zajął jej o wiele mniej, niż powinien. Zjawiła się na zajęciach po konsultacji z profesorem Bazory, który mimo wszystko zmotywował jej do popracowania nad swoimi umiejętnościami. Nie chciała już też unikać lekcji i zadań domowych z tego przedmiotu, tak jak notorycznie zdarzało się jej wcześniej. Czuła się wręcz zobligowana do tego, by poćwiczyć jakieś zaklęcia codziennego użytku i mimo okropnego humoru oraz niewyspania przekroczyła próg kasy jako chyba jedna z ostatnich. Sama obserwacja innych uczniów zdawała jej się być nużąca, a jej świadomość preferowała odpłynięcie w odmęty nagromadzonego przez kilka tygodni zmęczenia niż przytomność. Wkrótce jednak musiało przyjść brutalne ocknięcie. W akcji okazało się, że sukcesu przysparzała jej chyba jakaś bliżej niezidentyfikowana siła wyższa. Rozprawiła się właściwie ze wszystkimi płomieniami, a jedynie dwa razy zdarzyło jej się rozproszenie czy potknięcie, nieco osłabiając rezultat czaru, który jednak nadal był skuteczny. Z dumą rozejrzała się po sali i posłała uśmiech profesorowi, bez którego motywacji przecież nawet by się na lekcji nie zjawiła. Stanęła z powrotem gdzieś w kącie i tym razem o wiele bardziej żywa obserwowała kolejnych śmiałków.
Tristan Collins
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188
C. szczególne : Mnóstwo tatuaży, rozmierzwione włosy, czarne ciuchy - raczej typ oldschoolowy, aniżeli ten "na czasie"; umówmy się, moda lat 90 jest niepowtarzalna
Rzuty kostką:11, 13, 88, 35, 93, 84 + przerzut 13 na 41 Ugaszone płomienie: 5 Przerzuty: postać krócej niż 3 miesiące Inne: -
Ostatnie dni były dla niego zdecydowanie lżejsze, dlatego też nie zwracał uwagi na otaczającą go jesienną aurę, która wielu osobom doskwierała bardziej niż jemu. Rozumiał to. Chandra nadchodzącej pluchy wydawała się być przytłaczająca, choć dla krukona jawiła się bardziej w kategoriach pełnych ironii, bowiem najchętniej nie wychylałby nosa spoza melinę, dając sobie przestrzeń na zachłyśnięcie się bezgranicznie spokojem. W szkole pojawił się wyjątkowo wcześniej, chcąc zaskarbić sobie kilka dodatkowych chwil na przełączanie trybu pełnego introwertycznej nuty na te, które zmuszały do interakcji z innymi. Do klasy wszedł niemal na ostatnią chwilę, od razu odnajdując spojrzeniem brata i Benjamina, a także pozostałych. Odwaga nie pozwoliła mu jednak zbliżyć się do kogokolwiek bardziej, bo bywał rozdrażniony, jakby kompletnie nie panując nad tym, co działo się w jego umyśle. Cóż, nie zachował się po dżentelmeńsku, bo nie pomógł również w rozsuwaniu ław, ale skoro wszystko było już prawie gotowe, to nie zamierzał pchać się na jedenastego, byle dostać jakieś punkty dla domu. Wolał obserwować, przy tym analizując każdy z możliwych scenariuszy, jakie dawała perspektywa dzisiejszej lekcji. Gdy przyszła więc jego kolej - nie był zbyt skupiony. Pierwsze wypowiedziane zaklęcie chybiło, na co zareagował tylko cichym sarknięciem, po czym otrząsnął się z cudacznego marazmu. Pochwycił w palce jeszcze mocniej różdżkę, niedługo po tym celując nią w kolejne obiekty i choć nie wszystkie inkantacje były perfekcyjnie, to nie czuł się tak rozczarowany, jak na transmutacji u Vodder.
Rzuty kostką:73, 10, 49, 16, 29, 39 Ugaszone płomienie: 6, bo nie mniej niż 14 na kościach. Przerzuty: - 23pkt, 1 przerzut, - 13pkt miotlarstwo, 1 przerzut - Broszka Peruna, 1 przerzut Wykorzystane 3/3 ale wszystkie gówno dały :) Inne: -
Oczywiście, że biegła na złamanie karku. Akurat lekcja zaklęć to była jedna z tych, których to Imogen nie lubiła opuszczać, ale pech chciał, że zwyczajnie zaspała... Poprzedniego wieczoru siedziała bardzo długo nad pracą domową dotyczącą opieki nad magicznymi stworzeniami i zwyczajnie zaspała na zajęcia. Dlatego biegła teraz, w nie do końca kompletnej szacie czarodzieja, z przypiętą broszką w kształcie pioruna Peruna i z jęzorem wywalonym do pasa, byle tylko zdążyć. Profesor już zamykał drzwi do klasy, kiedy Imogen wepchnęła swoją stopę. Uśmiechnęła się do niego przepraszająco. - Zaspałam - wydyszała, modląc się o to, aby nauczyciel jednak wpuścił ją do klasy. Na szczęście ten się ulitował, więc Imogen weszła do klasy i stanęła gdzieś z tyłu, byle tylko się nie wyróżniać i odsapnąć po tym szaleńczym biegu. Zaskoczona uniosła brew ku górze, kiedy profesor obwieścił im, że mają bawić się w gaszenie płomieni. Imogen ziewnęła potężnie i prawie nie usnęła na stojąco. Dopiero kiedy ktoś ją szturchnął łokciem w bok, to zorientowała się, że to teraz jej pora na rzucanie zaklęć. Wystąpiła na środek, kompletnie niegotowa do działania. I faktycznie okazało się, że gotowa nie była, bo większość rzucanych przez nią zaklęć trafiała albo na oślep, albo dostrzegała płomień w ostatnim momencie i tylko jej refleks szukającej ratował ją od tego, że faktycznie była w stanie ugasić płomienie. Niemniej, ostatecznie udało się z każdym z nich, co było dla niej niesamowicie niemożliwym wyczynem.
Gael Camilton
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : mieszanka irlandzko-hiszpańskiego akcentu
Jest coś kojącego w deszczu, co sprawia, że łatwiej jest pozwolić sobie na pewne zwolnienie. Brak słońca, które by pobudzało do działania i ten zagłuszający cały świat stukot kropel rozbijanych o każdy możliwy materiał wokół. Idealna harmonia dźwięków, której wcale nie ma ochoty się opuszczać - co choć miłe, bywa problematyczne, jeśli akurat miejsce, w którym powinno się być, znajduje się z dala od tego, w którym zostało się zahipnotyzowanym przez taką deszczową piosenkę. Taki właśnie mały (bo i nieznaczący nic w perspektywie całego wszechświata) problem przydarzył się właśnie - i to nie po raz pierwszy w tym miesiącu - Gaelowi, którego nauka zaklęć nie obchodziła choćby w połowie tak, jak obchodziła go próba uchwycenia w jaki sposób przełożyć melodię deszczu na melodię wygrywaną na harmonijce. Wszystkie gwiazdy na niebie musiały jednak ułożyć się tak, że dzisiejsze zajęcia zaklęć były mu zwyczajnie pisane, bo i wpierw z rytmu wybiła go ewakuacja z dziecińca, gdzie nieomal dał przyłapać się nauczycielowi podczas zaciągania się wysępionym od Lockiego papierosem, by później na jednym z balkonów zostać zaczepionym przez wyjątkowo gadatliwego drugoklasistę, który kompletnie przegonił z jego głowy tworzącą się nieśmiało melodię. Westchnął ciężko, uciął rozmowę wymówką, że musi pospieszyć się na zajęcia i ściśnięty poczuciem winy za początkowe kłamstwo - faktycznie wślizgnął się do sali zaklęć. Tym razem nie musiał nawet przemykać uwagą po pomieszczeniu, bo i spojrzenie od razu znalazło dla niego Iris, do której uśmiechnął się jednym z tych uśmiechów, które mimo ciepła i ogromu sympatii kryją w sobie wciąż odrobinę smutku. Może to kwestia trwającego od rana do wieczora półmroku, a może naprawdę ostatnio wszystko było jakoś zwyczajnie trudniejsze. Zanim zdążył podejść do dziewczyny już został wyłapany do wykonania ćwiczenia, potrzebując odrobiny wsparcia nauczyciela, by w ogóle połapać się w tym, co było od niego oczekiwane. Zaklęcia nigdy nie były jego mocną stroną, ale gdy tylko złapał lepszy rytm powtarzanego czaru całą resztę zrobił już za niego refleks, dzięki czemu zaliczył ćwiczenie z jedynie jednym poważnym potknięciem, który zresztą przydarzył mu się głównie dlatego, że i po tym jednym razie, który wyszedł mu bezbłędnie, mimowolnie zerknął w stronę Iris, by sprawdzić czy jego ulubiona Puchonka też to widziała. I to właśnie do niej uciekł od razu z centrum uwagi, podpierając się o parapet, by ochłodzić się nieco bliskością okna, mając wrażenie, że uszy płoną mu po tym wystąpieniu, na które większość osób w klasie zapewne nie zwróciła nawet uwagi. - Twoja ulubiona pogoda na biegi - zagaił ją, uśmiechając się już lżej, czując się tak, jakby nagle zza chmur wyłoniło się słońce. - Jak się czujesz?
Rzuty kostką:link 13 (przerzut za odrobioną pracę domową -> 8 ), 46, 17, 41, 46, 8 (przerzut za postać będącą na forum krócej niż 3 miesiące -> 45) Ugaszone płomienie: 5/6 Przerzuty: jak wyżej Inne: -
Głowę miał nadal ciężką od jeszcze niedawnych wspomnień, od tlących się jeszcze rozedrganych obrazów tańczących na scenie podrażnionej ostatnio świadomości. Wcześniejsza lekcja z profesorem Bazorym wprowadziła w nim niesmak, nie z powodu samego nauczyciela którego darzył szacunkiem, nie z powodu powierzonych im zdań czy charakteru przedmiotu - nie, gorycz którą odczuwał czerpała wyłącznie z jego winy, jego bardzo wielkiej winy. Był zły sam na siebie z powodu sytuacji jaka miała miejsce przy Imogen, przez nią zaczynał bać się że straci później kontrolę, przy kimś innym, na oczach uczniów którzy rozniosą plotkę dociążając go szemrzącymi szeptami. Bał się, że utraci kontrolę tak samo jak każdy bał się głębokiej studni szaleństwa z której nie było wyjścia, jej śliskie ściany zaciskały się nieśmiertelnym potrzaskiem trzymając swoją ofiarę w odcieniach lepkiej rozpaczy. Pewnie dlatego miał duży problem się skupić. Poziom koncentracji który reprezentował był godny pożałowania. Cudem udawało mu się zgasić płomienie, wszystkie poza jednym wymykającym się dzięki karygodnym pokładom nieuwagi. Nie dość, że nigdy nie był przesadnie biegły w zaklęciach i urokach, na domiar złego nie pomagał swoim umiejętnościom obecnym nastawieniem. Powinien wziąć się w garść, wiedział o tym, wiedza jest jednak tylko początkiem drogi do osiągnięcia celu.
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Rzuty kostką:54, 27, 45, 59, 26, 46 -> 66 Ugaszone płomienie: 6, z czego połowa z przymrużeniem oka Przerzuty: za miotlarstwo Inne: -
Aoife lubiła burzę. W dodatku pozytywnie ładowała ją myśl o tym, że jej ukochana zima wreszcie wraca. Może i w Szkocji zima była śmieszną parodią tego, co znała z mroźnej Skandynawii, ale z pewnością było to lepsze od karykaturalnie przegrzewającego lata. Temperatury na zewnątrz zaczynały oscylować w okolicach zera, a Norweżka codziennie budziła się z myślą, że może to dziś wreszcie spadnie upragniony biały puch. W sali od razu jej wzrok powędrował do @Fern A. Young, z którą dokładnie wczoraj miała drobną przygodę w Zakazanym Lesie. Tym razem nie zamierzała zbyć jej milczeniem czy ignorować. O nie, zamierzała na wszelkie sposoby dawać znać, że zauważa jej obecność. Tym razem zrobiła to pakując się z koleżankę i przywalając jej z bara tak, by zepchnąć ją ze swojej drogi. Odwróciła się i posłała jej złośliwy uśmiech, bo przecież zrobiła to tak z sympatii. I w sumie Fern musiała się zorientować po tym wszystkim, co zaszło, że to już rzeczywiście było takim niemal życzliwym kuksańcem, a nie formą odwetu. Kiedy nadeszła jej kolej gaszenia płomyków, poradziła sobie znośnie. Niby ugasiła je wszystkie, ale przynajmniej połowa była dość naciągana. Nie mniej jednak zadanie wykonała jak należy, więc rzuciła profesorowi @Barnaby Bazory dość aroganckie spojrzenie pod tytułem "widzisz? zrobiłam to twoje banalne zadanie. Kiedy dasz nam jakieś prawdziwe wyzwanie?". Nie odezwała się jednak ani słowem, wracając do Fern, z którą trzymała sztamę, nawet jeśli okraszoną wzajemnymi kolcami.