Pośród niewielkich budowli w Hogsmeade na ich tle zawsze wyróżniała się stara wieża będąca w niewielkim lasku nieopodal. Budynek ten od wieków był opuszczony, a wejście do niego było zagrodzone. Jednakże na potrzeby turnieju, a raczej na wyznaczenie wieży, jako idealnego miejsca dla widowni, budowla ta została ponownie otwarta. Mówi się, że grasował po niej przez te wszystkie lata wyjątkowo złośliwy duch, jednakże w obecnej chwili, wyglądało na to, iż dyrektor znalazł mu dogodniejsze lokum. Całość została nieco wysprzątana, tak by uczniowie mogli skorzystać z tego miejsca. Na samym szczycie zostały postawione drewniane ławki wewnątrz całej wieży, ponownie z ozdobami w kolorach pięciu szkół. Każdy kto chciał obserwować reprezentantów mógł wejść na szczyt wieży i zając wybrane miejsce.
Czemu szczyt wieży? Zwykle bywało tu spokojnie i nikt tu nie przychodził. Nie mówiła tutaj o czasie, w którym odbywały się turnieje czy inne tego typu wydarzenia. Nawet było tu fajnie, jeszcze przed ponownym uruchomieniem tej wieży. Przynajmniej miejsce posiadało swój urok. Usiadła na końcu ławy, tak aby mieć widok z wieży, oraz, aby wiedzieć czy ktokolwiek tutaj nie zmierza. Oparła głowę o zimny mur i wyciągnęła z papierośnicy fajkę. Postukała nią o wieczko tegoż przedmiotu i cicho westchnęła. Pogoda była wyjątkowo paskudna, nie przepadała za ciepłem, a szczególnie jeżeli do słońca dochodziła duchota. Inaczej tego nazwać nie potrafiła. Powietrze było tak gęste, a lekki powiew wiatru wcale nie dawał choć chwilowego wytchnienia. Tutaj przynajmniej było chłodno, ciemno... Troszkę wilgotno ale i to jej nie przeszkadzało. Odpaliła papierosa czarną zapalniczką, od razu zaciągając się nim. Chwilowe przetrzymanie dymu i wolne wypuszczenie go, przez uchylone wargi. Przegryzła ją a palcami przewracała kolejne strony książki. Była to pierwsze lepsza książka, którą wzięła z swojego zbioru w gabinecie. Tak naprawdę, większość z tych książek należała jeszcze do poprzedniego nauczyciela... Ale nikt się po nie nie zgłosił. A w końcu to jej gabinet, tak?
Bastian Mantez
Rok Nauki : II
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
On zawsze ma to szczęście, że ląduje w miejscach, które są mało uczęszczane. Można to nazwać zrządzeniem losu, przypadkiem, albo specjalnymi poczynaniami naszego młodego studenta. Bastian, wbrew pozorom, lubił takie miejsca. Czasami ma chwile, kiedy woli usiąść gdzieś, nawet na zimnym, kamiennym schodku i porozmyślać o wszystkim i o niczym, zatapiając się w najczarniejsze zakamarki swojego umysłu. Ten typ tak ma. Tym razem wybrał opuszczoną wieżę. Miejsce jak każde inne, spokojne, ciche, mało uczęszczane. Westchnął cicho i pogrzebał w kieszeniach, szukając papierosów. Owszem, lubił sobie czasami zapalić, ale za nałogowego palacza się nie uważa. Odpalił ogień w swojej zielonej zapalniczce i przypalił koniuszek papierosa. Zaciągnął się głęboko dymem, po czym wypuścił go z płuc z cichym świstem. Poprawił sobie dłonią włosy. Matko, on czasami na nawet napady rozmyślania o swoim życiu, o wcieleniach, reinkarnacjach i takich tam bzdetach, aż czasami sam zaczyna się siebie bać. Uśmiechnął się sam do siebie, po czym powoli zaczął wspinać się na sam szczyt. Wolno, bez pośpiechu. Wszedł na sam szczyt, a tuż przed nim zamajaczyła jakaś sylwetka. No cóż, widocznie nie będzie tutaj sam. - Chęć bycia samemu, czy po prostu nadmiar wolnego czasu, pani profesor? - powiedział, unosząc delikatnie kąciki ust i strząsając popiół z papierosa na posadzkę. O tak, ten to nigdy nie pozbędzie się tej swojej arogancji, dumy i pychy. Takim go już Pan Bóg stworzył, to teraz się z nim użerajcie.
Ona po prostu była częścią tych miejsc. Ceniła sobie spokój, ciszę, wyobcowanie. Czasem wydawało jej się, że nie nadaje się do tłumów. Naprawdę. Podobno w tłumie można poczuć się bardziej samotnym, prawda? Potwierdzała to. Jednak, to zapewne wynikało z tego jaka jest. A bywała trudnym człowiekiem, trudnym dla samej siebie. Zamknęła oczy i pozwoliła aby to, co zwykle stara się zrzucić gdzieś w najdalsze zakamarki umysłu, wróciło i rozbrzmiało w jej głowie. Nie wracała do przeszłości, nie próbowała się nią zadręczać, bo wiedziała, że to nic nie da. Niczego nie zwróci ani nie naprawi. Zaciągnęła się dymem i przegryzła wargę. Nienawidziła tych momentów. Powinna skupić się na czymś innym, nad książką, którą miała zamiar czytać lub chociaż przejrzeć. Może nawet wymyśliłaby, co zrobi w te nieszczęsne wakacje. Zostanie w szkole to niezbyt dobry pomysł, nawet przez miesiąc. W końcu był jakiś wyjazd organizowany przez szkołę. Zacisnęła lekko pięść, a do jej uszu doszedł odgłos kroków. No tak, nawet nie zwróciła uwagi na to, czy ktokolwiek tu zmierza. Może sam straci ochotę przebywanie tutaj, jak zobaczy osobę drugą? Podniosła wzrok i zmrużyła lekko oczy. Student? Cóż. Nie była dobra w tym całym, "zgadnij kto to, pani profesor". -Można powiedzieć, że oba. -Mruknęła cicho i zamknęła książkę, której nawet nie raczyła przejrzeć. Utkwiła swoje spojrzenie w chłopaku. I ponownie rozbawiło ją to "pani". Była zaledwie kilka lat starsza. Wydawało się to komiczne, naprawdę. Uniosła lekko lewy kącik ust do góry, arogancja i pewność siebie? Jeszcze lepiej. Przynajmniej powinno być ciekawie. Cierpiała na brak jakiejkolwiek rozrywki.
Bastian Mantez
Rok Nauki : II
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
Chce rozrywki? Bastian ostatnio dostarcza jej innym nawet aż za nadto i to w takim stopniu, że często ludzie szukają wymówek, byleby tylko nie zostać z nim sam na sam. Ach, jak on to lubił. Wręcz czuł swoistego rodzaju satysfakcję, że tak reagują na jego zachowanie inni. Znowu się uśmiechnął, jednak już po chwili zaciągnął się ponownie papierosem, bacznie lustrując wzrokiem obecną tutaj niewiastę. - A to ciekawe? Przecież można znaleźć sobie jakieś zajęcie, jeśli tylko wykaże się chociażby odrobinę chęci i zainteresowania poszukiwaniami. - odparł, a w jego oczach, dotąd niewzruszonych, pojawił się błysk godny szaleńca. Nie należał do łatwych w obyciu ludzi, nigdy nawet nie chciał takim być. Wolał, gdy ludzie czuli w stosunku do jego osoby respekt, gdy darzyli go szacunkiem. Nigdy nie był przez nikogo pomiatany, chociaż sam pomiata wieloma. Jak to mawiają, kto się gołębiem urodził, kanarkiem nie umrze. - Nie spodziewałem się tutaj nikogo. Ba! Nawet chciałbym być tutaj sam. Jednak byłaś pierwsza, więc możesz sobie tutaj jeszcze posiedzieć. Koniec zwrotów per "pani" i koniec grzecznego i niewinnego chłopaczka, teraz zaczynamy odkrywać Mantez'a, który jak chce, potrafi być paskudny. Chociaż nie, paskudny to chyba za mało powiedziane. Potrafi być zepsuty aż do szpiku kości. Oparł się o ścianę i to tak, by mieć na uwadze nauczycielkę. Spokojnie palił sobie papierosa.
Bardzo rzadko, ba! Jest to wręcz niemożliwe aby ktoś zaintrygował ją na tyle, aby chciała utrzymywać z nim dłuższe kontakty. Nie była osobą, która ma wielu znajomych czy przyjaciół. Nie szukała znajomości. Jeżeli ktoś chce, sam do niej przyjdzie. Postukała palcem po okładce książki. -Niekiedy coś usilnie nas odciąga od danego zajęcia...-Wzruszyła lekko ramionami i spojrzała w bok, na widok, który się rozpościerał za oknem. Uniosła delikatnie brwi i zaciągnęła się powoli papierosem, lubiła się rozkoszować nawet tak małymi rzeczami. Podobno tej najmniejsze, potrafią najbardziej cieszyć. Mhm.-A co sprowadza w te strony studenta, który powinien się cieszyć nadchodzącymi wakacjami? -Uniosła delikatnie brwi, nawet na niego nie spojrzała. W sumie, nie musiała. Niewiele osób zagląda w te rejony, nie był więc osobą, która całkowicie oddana jest towarzystwu. Przynajmniej tak można było wnioskować. A czy to była prawda? Z pewnością nie był to dla niej jakiś priorytet aby to odkryć. A obdarzyć Go szacunkiem mogła jedynie wtedy, gdy na niego zapracuje. Nie obdarowywała jakimikolwiek uczuciami nikogo, od tak. Jego słowa wywołały na jej ustach szerszy, nieco leniwy uśmiech. -Mam dziękować, tak?-Uniosła lekko brwi, rozbawiona tą sytuacją. Zaciągnęła się papierosem i wypuściła dym, lekko unosząc głowę, tak aby nad jej włosami ułożył się obłok jasnego dymu. -To chyba ja powinnam powiedzieć to, Tobie. - Powiedziała spokojnie. Mało kiedy coś ją ruszało, więc jeżeli chciał widzieć jakąś reakcje, musiał się bardziej postarać. Przegryzła dolną wargę, troszkę mocniej niż zawsze. Cholerny tik. Zrzuciła peta na ziemię i przygasiła go butem. To chyba na tyle.
Bastian Mantez
Rok Nauki : II
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
Jeśli zaś chodzi o utrzymywanie kontaktów, to Bastian posiadał dosłownie garstkę ludzi, którym ufał, z którymi rozmawiał i do których miał pełne zaufanie i szacunek. Mało ich, bo sam Mantez woli najpierw wybadać grunt pod stopami, niż ślepo zawierzyć losowi. Nie. On nie działa instynktownie, no może czasami. Jednak zwykle woli pomyśleć, zanim coś zrobi. - Znam to uczucie, dosyć często tak mam. - uśmiechnął się. Bardzo delikatnie. Gestem strząsnął popiół na ziemię. Małe jest piękne, no ale takie komentarze nie są tutaj wskazane, więc brnijmy w naszą rozmowę, mając jedynie nadzieję, że zaprowadzi nas do ciekawego finału. - Otóż student, woli pobyć w miejscu odosobnionym, by nie patrzeć na te całe roześmiane twarze, od których robi mu się niedobrze. - skrzywił się nieco i ponownie władował w siebie obłoczek dymu. Nie, na pewno nie jest taki, jak większość studentów. Chociaż, jest o nim głośno. Bo to w końcu Bastian Mantez, rozrabiaka, żartowniś, skurczybyk, arogant, dupek, kobieciarz i łamacz damskich serc. No tak, ma wyrobioną opinię. Nawet zbytnio sobie na nią nie pracował, po prostu to się stało z dnia na dzień. - Owszem, dziękuj. - mimo, iż nie uznawał się za arystokratę, czasami po prostu stawał się typowym zepsutym paniczykiem z dobrego domu - Jak widać, wypadki chodzą po ludziach, moja droga, należy się z tym pogodzić. Zacmokał cicho i zgasił papierosa. Czas przejść do konkretów. Podszedł do miejsca, gdzie siedziała i bez oporów, przysiadł obok. - A tak bez ściemy, co ty tutaj robisz? - spytał, patrząc na nią. Może nie uważnie, jednak z wrodzoną ciekawością.
Ona ich po prostu nie posiadała. Własny wybór? Owszem. Zwykle świadomie podejmowała decyzje. Cicho westchnęła i spojrzała na chłopaka. Nie rozpoznawała go z lekcji, a czy słyszała o nim jakieś informacje? Plotki? Nie interesowała się życiem uczniów. Choć tak naprawdę, nie interesowała się również życiem nauczycieli. Opinia osób drugich na dany temat jej nie obchodziła, tak samo podchodziła do oceny osób. Sama musiała to sprawdzić, zanim mogła potwierdzić dane informacje. Uniosła lekko kącik ust, nie był to uśmiech. Był to raczej grymas... Z domieszką czegoś, czego sama dokładnie by nie określiła. Nie mogła nic dodać do jego wypowiedzi, była taka, jakiej oczekiwała, co aż ją zdziwiło. Przeczesała chudymi palcami włosy i oparła głowę o zimny mur, automatycznie zamykając oczy. Lubiła ten chłód, który bił od ściany. -Dwoje ludzi znalazło się w tym samym miejscu o tym samym czasie...-Mruknęła cicho, wzruszając przy tym ramionami. Czasem rozmowa nie prowadziła do niczego złego Af, powinnaś się przyzwyczaić obcować z ludźmi. W końcu po to też tutaj wróciłaś, aby jakoś ponownie egzystować wśród żywych. Wyczuła to, wyczuła tę pewność siebie, która bije od Niego. I dobrze. Bez tego, nie przeżyjesz w tym świecie. Przesunęła na niego swoje spojrzenie, takie chłodne i obojętne. Wyprostowała się. -A co taki ciekawski?-Wymsknęło jej się, cicho ale jednak. -Różnie mnie nazywali, jednak "Ty" zdecydowanie nie pasuje...-Przekrzywiła lekko głowę w prawo.- Afra.-Powiedziała. Nie oczekiwała, że zna jej osobę z posady nauczyciela. Sama jakoś większej wagi do tego nie przywiązywała. -Możesz uznać to jako nieprawdę ale mam podobnie... Jakoś nie bawi mnie specjalnie, użeranie się z tymi wszystkimi ludźmi...-Powiedziała spokojnie. Wiele rzeczy dzieje się bez naszej wiedzy. Nim się obejrzymy, wiele ludzi posiada już o nas jakieś zdanie, wcale nie znając prawdy. Nieco to okrutne ale tak właśnie jest. Nie musimy robić zbyt wiele. W końcu, inni przecież wiedzą lepiej kim jesteśmy.
Bastian Mantez
Rok Nauki : II
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
Bastian należał do osób mało impulsywnych, jak już podejmować decyzje, to po jej dogłębnym zgłębieniu, a nie działając praktycznie na ślepo. Nie raz się na tym spalił, nie raz oberwał przez to po łbie, dlatego nauczył się myśleć, zanim podejmie jakiekolwiek działania. Owszem, dbał o opinię i reputację swojej osoby, jednak nie zagłębiał się w życie prywatne innych ludzi. Najzwyczajniej w świecie go to nie interesowało. Kojarzył ją z twarzy, jednak jakoś nie zapadła mu w pamięci. Możliwe, że mu po prostu powodu nie dała. Przekrzywił na bok głowę, w jego oczach pojawiły się iskierki zaciekawienia. Czasami tak miał, że stawał się zupełnie innym człowiekiem. A czasami był zwyczajnym dupkiem. - No popatrz, ale się złożyło. - nutka ironii w jego głosie musiała być obecna, w końcu nie jest słodziutkim chłopaczkiem, który będzie się cały czas uśmiechał. On otaczał się wianuszkiem ludzi, dlatego nie można go nazwać samotnikiem, chociaż czasami ma potrzebę, by pobyć samemu. Może to przez to, co się stało, gdy miał dwanaście lat, a o czym przypomina mu blizna na piersi. Może jednak jest to najzwyczajniejsza potrzeba samotności. Tego nikt do końca nie będzie wiedział, to wszystko znajduje się głęboko w psychice Manteza i jak na razie tam pozostanie, bo nikt jeszcze nie odkrył tego co się tam kryje. - Ciekawski? Nie, tak bym siebie nie nazwał. Po prostu nieco znudzony. - powiedział, lustrując ją swoim spojrzeniem. - Tak, zdecydowanie, ale wymsknęło mi się.Albo i nie. - skomplikowany typ z niego. - Bastian. - skinął jej głową. Owszem, nie znał jej zbytnio, no ale jednak, posiadając odrobinę kultury, należałoby się przedstawić. Nazwisko zobowiązuje do czegoś. - Ja mam czasami po prostu nagłą potrzebę pobycia samemu, a nie denerwowania się widokiem tych wszystkich znienawidzonych twarzy. Owszem, umiem o siebie zadbać, potrafię pokazać, na co mnie stać, ale czasami po prostu muszę uciec od tłumu. - powiedział, wbijając na chwilę wzrok w ścianę. - Wnioskuję, Afro, że też nie przepadasz za zbytnimi tłumami?
Ona nie dbała o swoją opinię, była jaka była i jakoś specjalnie tego nie chciała zmieniać, czy uważać aby nie wyjść źle na tle innych. Podejrzewała, że gdyby dbała o opinię tak jak, poniektórzy, prędzej czy później zatraciłaby się w tym, co inni woleliby w niej widzieć. Dlatego nigdy niczego nie ukrywa, mówi prosto z mostu co o tym myśli i to tyle. Czy komuś się to spodoba czy nie, to już nie jej sprawa. -Mhm.-Mruknęła cicho na jego słowa, w których oczywiście dało się wyczuć ironię. Było ją czuć z daleka. W końcu nikt od niego nie oczekiwał, że będzie tym pobłażliwym chłopcem, których tak rzadko ostatnio spotyka. Co się dzieje z tym światem? Choć jakoś szczególnie jej to nie przeszkadzało. Poprawiła się na miejscu i cicho chrząknęła. Bycie samotnikiem nie było złe, jej przynajmniej odpowiadało. Tak było od zawsze, odkąd tylko pamięta. Kiedyś... Miała jedną osobę, która zawsze była u jej boku. Ale i to trwało zbyt krótko. Zmarszczyła delikatnie brwi, jakby jakaś niepożądana myśl krążyła po jej głowie. Z papierośnicy wyjęła drugiego papierosa, odpaliła go po chwili i wsadziła między wargi. Nie warto wspominać czegoś, co już było, prawda? -Jeżeli szukasz czegoś naprawdę interesujące, co jakoś przyćmi tę nudę... Nie znajdziesz tego w mojej osobie.-Wzruszyła lekko ramionami. Nie była towarzyską osobą, co innego jak chodzi o wspólne picie... Ale to pomińmy. Powiedzmy, że za ciekawa z niej osoba nie była. Zawsze mógł po prostu wstać i zapomnieć o tym spotkaniu. Bastian, Bastian... Spróbowała sobie cokolwiek na jego temat przypomnieć, może jakaś lekcja? Skargi ze strony innych nauczycieli? Nic. Mniejsza. Oparła się o zimny mur i skierowała w jego kierunku spojrzenie, coś było w tym co mówił. Zaciągnęła się papierosem, chwilę przetrzymała dym w płucach, aby zajrzał do każdego wolnego zakamarka. Uchyliła wargi i wypuściła wolno dym, który ułożył si chmurą nad jej głową. -Nie jestem ich wielką fanką. Nigdy nie odpowiadało mi chodzenie wraz z tłumem.-Uniosła jeden kącik ust do góry, jakby coś ją rozbawiło.-Powiedz mi, czy jest w tym jakiś sens?-Spytała, delikatnie marszcząc brwi. Mógł w sumie zignorować to pytanie. Sens chodzenie wraz z tłumem? Nie widziała tutaj żadnego.
Bastian Mantez
Rok Nauki : II
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
O nie, on stanowczo dbał o swoją opinię. Nie, nie pochodził z jakiegoś arystokratycznego rodu, jednak czystość krwi w przypadku jego rodziny była niezwykle ceniona, od małego wpajano mu tajemnice rodowe, uczono, jak stać się silniejszym, jak zyskać potęgę, której tak bardzo pragnął. Wtedy był jeszcze mały, do tego wszystkiego doszedł dopiero na studiach. Nic nie odpowiedział na jej mruknięcie, chociaż wyczuł nutkę ironii i odruchowo zmrużył oczy. Odruch bezwarunkowy, tak by się to nazywało, jak każdy, on też ma swoje dziwactwa i rzeczy, które robi automatycznie, w ogóle o nich nie myśląc. Poprawił kołnierz kurtki, by jak najdokładniej zakryć pierś, na której znajdowała się nieszczęsna blizna, która codziennie przypominała mu, dlaczego stał się tym, kim jest teraz; zdystansowanym do świata, aroganckim, zepsutym i tajemniczym facetem. Wydarzenia z dzieciństwa zwykle mają wpływ na późniejsze życie młodego człowieka, to one nas kształtują. Zlustrował ją spojrzeniem i uśmiechnął się dosyć tajemniczo. - A skąd możesz to wiedzieć? - zaczął, poprawiając sobie odruchowo włosy. - Może jednak znajdzie się coś takiego, co mnie bardzo zainteresuje? Nigdy nic nie wiadomo. Nie ma co, ten chłopak jest jak zwykle pewny siebie i za wszelką cenę chce dostać to, co sobie upatrzy, albo wyśni, co gorsza. Wytrwały w swych poczynaniach jest, to mu trzeba przyznać, jednak czasami po prostu przegina. A jemu coś świtało, skądś kojarzył jej twarz. Tak, tak, na pewno mijał ją na korytarzu i wnioskując ze swoich dogłębnych obserwacji, była niewiele starsza od niego. No ale mniejsza o to. - Ja przeważnie ten tłum tworzyłem. Do pewnego momentu. - nikły uśmiech zagościł na jego twarzy. - Sensu w chodzeniu za tłumem nie widzę, ale bycie tym, który tworzy ten tłum, sens już jakiś ma. Przeważnie są to osoby, które myślą, że są lepsze od innych. No i coś w tym jest. Pokiwał sam do siebie głową. Kurczę, on czasami potrafi rozmawiać na błahe tematy.
Nie trzeba pochodzić z arystokratycznych rodów, aby dbać o zdanie innych na swój temat... Czy też, jak sam do tego nawiązał, do czystości krwi. Wpajanie ideałów od maleńkości przerobiła, czy się w to wciągnęła? Poszła za śladami ojca, w które miała podążyć? Nie. Nikt nie będzie jej mówił, jak ma myśleć i co powinna w życiu robić. Bardzo często zdarzało się tak, że z góry zostają nam narzucone pewne poglądy. A potem dochodzi do tego, że sami nie mamy pojęcia o czym dokładnie mówimy. W końcu tak nam kazano myśleć. Tak właśnie odbierała wpajanie już od najmłodszych lat, znaczenia czystości krwi, która tak za nawiasem, była jej całkowicie obojętna. Kto nam w końcu dał prawo aby mówić, kto jest lepszy? A siła? Siła to nie wszystko. Ale to zostawmy. Nie musiał się przejmować, że zauważyła ów bliznę. Zdążyła jedynie zaobserwować, usilne starania, jakie wkładał w tę czynność. Ale co zamierzał ukryć? Nie wiedziała. Nawet... Nie była to jej sprawa, jak mówiła, nie miesza się w sprawy innych. -Życie jest pełne niespodzianek, mhm? W takim razie, osobiście Ci pogratuluje i uścisnę dłoń...-Powiedziała spokojnie, przy okazji przegryzając dolną wargę. I bardzo dobrze, że był pewny siebie... Czasem nie prowadzi to, do niczego dobrego ale kto wie, co przyniesie to akurat jemu. Nie powie, że nie lubi takich osób. Według niej, byli o wiele ciekawsi. A przeginanie to rzecz normalna, w końcu jakoś trzeba znajdować te granice, prawda? To bardzo możliwe, że ją spotkał na korytarzu, choć i tam nieczęsto bywa. Upatrzyła sobie o wiele mniej zaludnione miejsca. I o wiele przytulniejsze, o ile ktoś lubi stare i zimne pomieszczenia. Oczywiście jest jeszcze jej gabinet, niczym nie różniący się od ponurych i ciemnych miejsc, do jakich uczęszcza. -Tak? A cóż to się stało, że zaprzestałeś kto tworzyć?-Uniosła delikatnie brwi. To akurat ją zaciekawiło, w małym stopniu ale zawsze jakimś. -Po prostu umieją przebić się na tle innych... Nie powiedziałabym, że od razu lepsi, choć zapewne z niektórymi tak jest... Tu chodzi o posiadanie charyzmy...-Wzruszyła delikatnie ramionami. Pamięta doskonale jak to było, gdy ona chodziła tutaj do szkoły. Zawsze odwracała się od tego tłumu, który gdzieś tam się zbierał. Nie była owcą, która nie poradzi sobie bez stada. Czy jak to się tam mówi, nieważne. Trzeba również, umieć rozmawiać na takie tematy.
Bastian Mantez
Rok Nauki : II
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
Też zależy, jak na to spojrzeć. Niektórzy nie szczycą się tym, że pochodzą z arystokratycznych rodów, inni przeciwnie - duma i pycha z tego powodu przesłania im cały świat. W przypadku Bastiana może tak nie jest, ale dla niego czystość rodowa jest na pierwszym miejscu. Wina rodziców i tego, że od małego mówili mu, że czystość krwi jest najważniejsza. Może da się to z niego wyplenić, jednak potrzeba bardzo dużych pokładów cierpliwości, jak i jego silnej woli, by zmienić jego nastawienie, chociaż jest to bardzo wątpliwe. A on chciał po prostu ukryć "pamiątkę" która usilnie przypominała mu o tych wszystkich rzeczach, których doświadczył w trakcie swojego życia. O wypadku, o rodzinie, o smutku, żalu, wściekłości i rozpaczy, które wtedy przysłaniały mu cały świat, które rządziły jego umysłem, aż do czasu, gdy ukończył szkołę. Wtedy przestał już żyć przeszłością, chociaż teraz nadal ma ona duży wpływ na jego teraźniejsze poczynania. - A co, nie uważasz, że tak jest? - prychnął, uśmiechając się nikło. - Błagam, życie dostarcza nam zabawy, jak i czasami potrafi nas zmieszać z błotem. Ale nigdy bym nie powiedział, że życie jest nudne. Owszem, nie wliczając tego wypadku, jego dotychczasowa egzystencja na tej ziemi była barwna, można powiedzieć, że nawet bardzo. Nie narzekał, zawsze dostarczało mu ono rozrywki, swoje w życiu przeszedł, jednak jak się tak bardziej zagłębić w jego wspomnienia, byłoby na pewno na co popatrzeć. Pewność siebie nie raz go zgubiła, jak i nie raz doprowadziła prawie na sam szczyt. Jest to dosyć dobra cecha, a ludzie ją posiadający są niezwykle ciekawi, jak i mogą też się okazać bardzo skomplikowanymi ludźmi. Takim przykładem jest młody Mantez. - Powiedzmy, że dorosłem. - powiedział, krzywiąc usteczka niczym rodowita panienka. - Charyzma, charyzma... Ciężka sprawa. Jednak takie były czasy, to było normalne i popularne. Naśladowanie innych stawiano sobie jako punkt honoru. Ja już przestałem się w to bawić. No, jak widać.
Trzeba jednak przyznać, że pycha i duma coraz częściej przysłaniają ludziom oczy. Przynajmniej z tego, co zaobserwowała, mogła tak powiedzieć. Ale po co zmieniać coś, co nas tworzy? Skoro właśnie taki ktoś jest... Niech tego nie zmienia. Po co? Aby inni mieli o nas lepsze zdanie? Aby przypodobać się tym ludziom? Nie każdy musi za nami przepadać. Nawet tolerować. Jesteś jaki jesteś i nie warto tego zmieniać, bo komuś się to nie podoba. Inna sprawa, jeżeli sam tego chcesz... Dla siebie. Choć i takiego zachowania nie rozumiała. Ale to była ona, posiadająca inny pogląd na świat od większości ludzi. I wcale nie mówiła, że jest lepsza od innych... Po prostu się innymi nie interesowała. Nie zaprzątała sobie głowy problemami innych. Ukrywanie chyba i tak nie ma większego sensu, skoro ta "pamiątka" wciąż tam jest, prawda? Z takimi rzeczami najlepiej pogodzić się do razu... I wcale nie jest jej łatwo mówić to, z perspektywy osoby drugiej. Doskonale wiedziała o czym mówiła. Wspomnienia były, są i będą z nami. Zawsze. Nieważne jak doskonale uda nam się je zepchnąć na dalszy plan, aby pozostały niewidoczne. Wciąż są. Zawsze mówiła, że nie żyje przeszłością... Ale czemu tak często wraca do niej? -Uważam, że jest to całkiem trafne określenie...-Wzruszyła delikatnie ramionami. Miał rację, nie widziała więc sensu w dopowiedzeniu czegokolwiek. Po co miała mówić coś, co sam przed chwilą powiedział i wiedział?-Czasem jednak, niektóre rzeczy się po prostu wie... Nieważne, co przyniesie nam życie...-Powiedziała cicho. Jak zawsze opanowana i spokojna. Czy mogłaby swoje życie określić jako "barwne"? Z pewnością ciekawe. Żyła dniem... Odkąd tylko pamięta. Czerpała z życia wszystko, co tylko mogła, co było warte. Nie wszystko jednak było takie kolorowe, jakie wydawać się mogło. Co z czasem doprowadziła do tego... Gdzie jest teraz. Do Hogwartu? Pewnie do tego również. Nie będzie tutaj wracała do swojego życia, to co działo się sprzed jej zniknięcia nie musiało ujrzeć światła dziennego. Ciekawy czy też skomplikowany? Z pewnością interesujące będzie przyglądanie się temu. -Punkt honoru? -Uniosła lekko brwi a usta wykrzywiły się w lekko kpiącym uśmiechu.-Wybacz ale naśladowanie kogoś, uznając to za punkt honoru, dla mnie jest idiotyzmem. Ktoś po prostu nie potrafi znaleźć swojego miejsca i robi to co inni...-Powiedziała spokojnie i zaczesała kosmyk włosów za ucho. Przekrzywiła lekko głowę i spojrzała na mężczyznę.-Co Twoim zdaniem, jest w tym honorowego?-Spytała.
Bastian Mantez
Rok Nauki : II
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
Pycha i duma zgubią człowieka, nawet takiego, który uważa, że nie ma takiej opcji. w końcu kiedyś się złamie, stoczy na dno, będzie przeklinał los i to, że nie pomyślał, jakie mogą być konsekwencje jego wyboru. Takim człowiekiem był Bastian. Młody, bo młody, jednak dna sięgnął. Nie, nie dotknął go tylko palcami. Upadł w nie całym ciałem. Leżał tam długo, płacząc i klnąc na los, czekając, aż ktoś przyjdzie mu z pomocą, aż ktoś wyciągnie do niego rękę. Jednak żadna pomoc nie nadeszła, wszyscy widzieli w nim tylko śmiecia. Musiał sam się z tego wygrzebać. Zrobił to. Wrócił do dawnego życia, jednak mając w pamięci to całe piekło i dno, stał się kimś zupełnie innym. Nie był tym samym człowiekiem, który zawsze pomoże. Teraz wszyscy jego przyjaciele byli zdani na siebie. Bo nikt mu nie pomógł, gdy ich pomoc była potrzebna. Może i nie ma sensu ukrywania "pamiątki", jednak on to robi bardziej podświadomie, mimo, iż i tak jej do końca nie zakryje, nie ukryje jej. Pogodził się z przeszłością, mając nadzieję, że ona do niego nie powróci. Jednak, jak zauważyła, wspomnienia były, są i będą z nami. Jego wspomnienia, krwawe i pozbawione jakiegokolwiek szczęścia, mogłyby w końcu dać mu spokój. Ale, jak widać, on jest głupi, że w to wierzy. - Racja. - powiedział. - Możemy tylko czekać na to, co nam to życie przyniesie. Nic innego im nie pozostaje. Mogą tylko patrzeć na to wszystko, razem, albo osobno, jako poszczególne jednostki, albo jako grupa zaufanych przyjaciół. Lepiej nie być wtedy samemu, lepiej mieć obok siebie kogoś, do kogo zawsze możesz wyciągnąć rękę i wiesz, że nigdy nie odmówią ci pomocy. Miał barwne życie. Gdy jeszcze uczył się jako zwykły uczeń w Hogwarcie był popularny. Wszyscy go znali, szanowali, kochali. Dziewczyny za nim się uganiały. Może był wtedy typem zadufanego w sobie paniczyka, może jego arogancja i duma czasami niektórych wkurzały, jednak był sobą. Wszystko potem się zmieniło. Dorósł. Poszedł na studia. Zmienił się. - Teraz też mi się wydaje to idiotyzmem. - zaśmiał się i popatrzył na nią. - Słuchaj, miałem wtedy raptem czternaście lat, byłem młody i głupi. Mówię ci, dorosłem, teraz tak nie uważam. Ale pamiętam, że wtedy, przynajmniej w tym gronie, w którym się obracałem, liczyła się popularność.
Przeklinał los? Los w tym przypadku nie ma nic do rzeczy... To nie los kieruje naszym życiem. To my podejmujemy decyzje, sami jesteśmy kowalami swojego losu. Tchórz. Zwala winę na coś, czego nawet sam nie jest wstanie zrozumieć. Sama kierowała się założeniem, nie nie robi czegoś, czego mogłaby w przyszłości żałować. Było to najprostsze, choć pod pewnymi względami trudne rozwiązanie. Trudne pod tym względem, ponieważ nie każdy widzi pewne granice. Granice, do których jest zdolny coś zrobić. Każdy człowiek posiada takowe, jednak każda jest inna. Zależna od osoby. W końcu... Nikt nie jest taki sam. Sami tworzymy naszą historię... Dany krok, prowadzi do kolejnego a następny, do kolejnego. Tak to działa. Oczywiście, często są niespodziewane zwroty, jednak czy sami przed chwilą nie stwierdzili, że życie jest pełne niespodzianek? Pamiątki, blizny. Nieważne jak bardzo bolą... Jakie wspomnienia się z nimi wiążą. Przypominają. Tworzą nas. Dosyć logiczne. I wcale nie był głupi, po prostu chciał się od tego uwolnić. Kto by nie chciał? Kto normalny lubi, gdy coś wyżera go od środka. Wszystko to, co starannie próbujemy ukryć? Af była taką osobą. Masochistka. Lubiła ból. Lubiła dręczyć siebie... W wewnątrz. Nie było tego po niej widać. Ale była zepsuta. Ten typ tak ma. Była jaka była i gdyby miała inne opcje, nie wybrałaby innej. -Stać bezczynnie i się przyglądać?-Spytała spokojnie. Papierosa dawno zdążył się wypalić. Spojrzała na tę marną resztę i lekko zmarszczyła brwi. W sumie, nie musiał nawet odpowiadać na pytanie, powiedziała to, co pierwsze przyszło jej do głowy gdy skończył. Zaufani przyjaciele? Kogo można nazwać przyjacielem? Co to w ogóle oznacza? Ktoś kto nigdy nie odmówi Ci pomocy?... Nie wnikała w tego typu dylematy. Zawsze liczyła na siebie. No dobrze, jest to kłamstwa... Choć po części. O ile kłamstwo może być tylko częściowe. Spojrzała na Bastian'a. Szczerze? Zaintrygował ją. Punkt dla pana, panie Mantez. Ciekawe jak będzie dalej. Wiedziała, że nie może być od niej starszy ale i również niewiele młodszy. Ale nie robiło to większej różnicy. Zwykle się mówi, że gdy dorastamy, zmieniamy swoje priorytety i gdy w naszym życiu wiele się dzieje... Zmieniamy się pod każdym względem. Tylko z imienia można powiedzieć, że jesteśmy tymi osobami co dawniej. To czemu ona tego nie odczuwała? Jakby urodziła się z wiekiem takim, w jakim jest teraz... Choć nie czuła się na te dwadzieścia ileś lat... Kącik jej ust drgnął. Jakby była czymś rozbawiona. Odwróciła się w jego stronę, twarzą do twarzy. Uniosła delikatnie brwi a jej różnobarwne oczy zaczęły lustrować jego osobę. Tak jak to robiła zawsze. Standard. -Młodość i głupota... Bardzo często idą w parze, nie uważasz?-Mruknęła spokojnie a jej papierośnica otworzyła się z charakterystycznym metalicznym brzękiem.-Dramatyczne przeżycie? Co wpłynęło to tę zmianę?... Nie musisz odpowiadać.-Wzruszyła lekko ramionami. Coś zawsze się za tym kryło. I jej oczy chyba to właśnie mówiły. Tak, nigdy nie ukrywała tego, co miała na myśli. -Popularność.-Przegryzła lekko wargę, jakby trawiło to słowo. -Przynajmniej z tego wyrosłeś. Nie wszystkim się to udaje.
Bastian Mantez
Rok Nauki : II
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
Tak, przeklinał los, los, który tak go doświadczył, który sprawił, że był teraz tym, kim jest. Ale nie mógł nic na to poradzić. To los sprawił, że nie ma nikogo na tym świecie. Najwidoczniej los tak sobie stworzył plan, że pozbawi go wszystkiego, co kocha. Może chciał go uczynić silniejszym? Jednak efekt był chyba zupełnie inny. Chociaż nie. On stał się silniejszy. Ale tego po sobie nie da poznać, bo mało jest osób, które pamiętają go sprzed wypadku; uśmiechniętego, małego chłopca, który nie wiedział co to troski i ból. Wszyscy znają go jako tajemniczego, aroganckiego i skrytego w sobie młodego mężczyznę, który doświadczył już wielu rzeczy w swoim życiu i nie dopuszcza do siebie nikogo bliżej, niż jest to wymagane. A co do wspomnień. Nie, od nich nie da się uciec. Nawet, gdyby nie miał tej zakichanej blizny na piersi, to i tak by do niego powracały. Zabierałyby go w przeszłość i musiałby na to wszystko patrzeć jeszcze raz. Mogłoby się też zdarzyć, że nie chciałyby go wypuścić i pozwolić wrócić do teraźniejszości. Byłby zawieszony w dwóch światach: śnie i jawie. - A co innego nam pozostało? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Widząc, że nie ma już co palić, sięgnął do kieszeni po tekturowe pudełko. Kim są dla niego zaufani przyjaciele? To osoby, które jako nieliczne wiedzą o tym, co się stało. Które widziały bliznę i do których ma pełne zaufanie, że nie wygadają nikomu. Ma ich zaledwie trójkę. Tylko im ufa. Reszta to są naśladowcy, ci wszyscy, którzy poza naśladowaniem i budowaniem popularności świata nie widzą. Na takich patrzy z pogardą, ma ich za śmieci, chociaż sam zachowywał się nie lepiej, gdy był młodszy. Popatrzył najpierw na nią, potem na paczkę fajek. - Te dwie rzeczy są ze sobą powiązane. - odpowiedział z uśmiechem. - Pewien wypadek. - powiedział, kręcąc głową. Nawet blizna go zapiekła. - Owszem. Nie wszystkim. Wyjął jednego papierosa, wsadził go sobie do ust i podpalił ogniem z zapalniczki. Zaciągnął się dymem i popatrzył gdzieś w dal. Zapadła cisza. - Kojarzysz artykuł z Proroka Codziennego, o wypadku z Rumunii? Było to jakieś osiem lat temu. - wypuścił dym, formując go w kółka.
To nie był los, to były te wydarzenia, które zaszły w jego życiu. To go zmieniło i wykreowało taką osobę, jaką się stał. Ale czy nie był to również, podświadomy wybór? W tym wypadku, idiotycznie brzmi "najwidoczniej tak musiało być". Nigdy nie przepadała za tym określeniem, bo tak właśnie określało się i jej sytuację. Nie obwiniała losu za to, że nikogo nie ma w jej życiu. Za to, że jest samotna. Sama wybrała takie życie. Powinno obwiniać się ludzi, za to, co się dzieje. Los... Fatum... Różnie to nazywają, znamy ogólne znaczenie tych słów. Ale czy zdajemy sobie sprawę, czym to jest, tak naprawdę? Uniosła kącik ust do góry. -Nie chcesz ingerować w swoje życie? Pozwolisz aby bieg przypadkowych zdarzeń, zmienił stan rzeczy? Gdyby każdy tylko stał i przyglądał się, jak jego życie się toczy... Jakby to teraz wszystko wyglądało? Nie moglibyśmy nawet powiedzieć, że jest to nasze życie, że jesteśmy z niego zadowoleni... Choć tu nasuwa się kolejna rzecz... Z jakiego życie bylibyśmy zadowoleni?-Wzruszyła delikatnie ramionami. Oh, zmarszczyła lekko brwi i wsadziła papierosa między wargi, który po chwili zaczął się palić a z końcówki unosiła się strużka dymu. W życiu... Miała jednego przyjaciela. Szybko zniknął z jej życie, tak samo jak szybko się pojawił. Nie uciekł... Wtedy raczej tak by go nie nazwała... Zniknął. A ona nie mogła nic z tym zrobić, mogła tylko patrzeć jak odchodzi. Nikt nawet nie jest wstanie zrozumieć jej tak, jak przyjaciel może powiedzieć o przyjacielu. Tego było za wiele. I tu miał racje, były. Jej brwi zmarszczyły się jeszcze bardziej a spojrzenie utkwiło w jego. Wypadek? Cóż, nie sądziła, że odpowie na to pytanie... Nawet nie musiał, co zaznaczyła. Artykuł z proroka? Osiem lat temu... Gdyby jeszcze pamiętała, co się wtedy działo. Powoli się zaciągnęła, jakby zdając sobie sprawę do czego mężczyzna może zmierzać. -Niestety... Czy powinno mi to coś mówić?-Spytała spokojnie.
Bastian Mantez
Rok Nauki : II
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
Pokręcił głową. - Ja mam już po prostu serdecznie dosyć kształtowania własnego losu. - zaczął, zaciągając się dymem. - Co bym nie zrobił i tak wychodzi zupełnie inaczej. Wolę stać z boku. Obserwować. Czekać na to, co i tak ma się stać. A co ma robić? Skoro nie ważne, jak bardzo by się starał, jak bardzo by chciał wszystko zmienić i tak los mu płata figla i robi wszystko na opak. Przestał się już starać. Pusty stał się jego świat, nic go tu już nie trzyma. Żyje z dnia na dzień, już nie walczy o lepsze jutro. Poddał się? Najwidoczniej. Albo po prostu nie ma już sił z tym wszystkim walczyć. Jest sam. Gdyby miał kogoś u swego boku, na pewno miałby inne podejście. Ale jest sam. Już nic na to nie poradzi. Owszem, może to było głupie rozumowanie, może powinien ruszyć tyłek i coś z tym losem zrobić, ale Bastian, jak widać, nie należy do ludzi, którzy chcą walczyć o lepsze jutro, gdy zostali mocno skrzywdzeni przez los. Nie. On ma tego po prostu najserdeczniej dosyć i chce żyć spokojnie, godząc się na wszystko, pozwalając, by los nim pomiatał. Może na samym końcu, da mu spokój i chłopak zazna odrobiny szczęścia. Może. Kolejna niewiadoma. Uśmiechnął się. Bardzo delikatnie. - Powiedzmy, że to dotyczy mnie. I mojej zmiany. - powiedział, zaciągając się ponownie. Pogrzebał w kieszeni i wyjął złożony fragment Proroka Codziennego, zżółkły ze starości, jednak nadal tusz jest widoczny. Podał go jej, ponownie zajmując się papierosem. - Przeczytaj to, a zrozumiesz, dlaczego się zmieniłem. - powiedział, patrząc na nią oczami pustymi, jak studnia. Był to artykuł sprzed ośmiu lat. Tytuł głosił: "Tragedia w Rumunii. Dwoje dorosłych czarodziei i dziesięcioletnia dziewczynka zginęli stratowani przez smoka. Dwunastoletni chłopiec walczy o życie."
Pokręciła głową, jakby to co mówił kompletnie do niej nie docierało i nie miało większego sensu. Bo nie miało. Choć... Czy sama nie robi podobnie? Jakoś nie szczególnie przejmuje się tym, co się wokół niej dzieje. Więc po części powinna się z tym zgadzać, tak? Jednak to nie jest istotne. -Tak jest prościej.-Powiedziała spokojnie i przegryzła lekko wargę, jakby się nad czymś zastanawiała. Nigdy jakoś specjalnie się nie przejmowała, niczym. Może jeszcze w dzieciństwie, kiedy była mała... Zupełnie inaczej odbierała otoczenie, starała się, być tą "córeczką tatusia". Mieli być z niej dumni, mała i dzielna. Tak. A potem? Nic prócz płaczu i pustki, której nic nie zdoła wypełnić. Lepiej jest patrzeć, jak ludzie się staczają... Praktycznie przestają istnieć. Bo co, bo nic nie można z tym zrobić? Przyjmowała wszystko takie, jakie było. Tyle. Nie mówiła o walczenie o lepsze jutro. Sama się tym nawet nie kierowała, więc nie zmierzała nikomu tego wpajać. Nie miewała wpajać komuś czegokolwiek. Chyba, że była to lekcja. To inna sprawa. Ale przynajmniej nie pozwoli aby coś, lub ktoś nią pomiatał. To troszkę poniżej godności, kogokolwiek. Nie tylko jej. Uniosła delikatnie brwi. -Domyśliłam się...-Mruknęła spokojnie. Przyglądała się jak wyjmował z kieszeni skrawek papieru, dosyć starego zważając na to iż skrawek był koloru żółtego. Wsadziła papierosa między wargi i ostrożnie przejęła papier. Podniosła spojrzenie na chłopaka, potem znów utkwiła je w Proroku. A więc o to chodziło... Czyli było tak, jak się domyśliła. Złożyła papier i podała mu go. Nie zamierzała mówić, jak jest jej przykro z tego powodu. A może, że mu współczuje? Nie. Nic z tych rzeczy. Doskonale wiedział, w jakiej jest sytuacji i nie musiała mu tego przypominać. Poza tym, nie było mu potrzebne jej współczuje, które nawet nie potrafiłaby szczerze okazać. -I wszystko jasne.-Mruknęła i spojrzała na Bastian'a.-Uważasz, że jesteś silny... Czy może jesteś słaby, bo to wydarzenia zgasiło w Tobie wszystko? Przygniotło Cię siłą i bólem?-Przekrzywiła lekko głowę. Skoro uważał siebie za osobę silną... To czemu tak naprawdę brzmiał jak złamany, słaby człowiek? Doskonale wiedzący, że się poddał. Pogodził się z losem... Czemu zadałaś tak dziwne pytanie? Ale przecież mógł w każdej chwili stąd odejść. Uznając, że to za wiele. Mówił jej to, bo chciał aby to zrozumiała? Ale czemu? Skoro tak usilnie zakrywał bliznę, cierpiał z powodu wspomnień... Tak wiele sprzeczności. I tak bardzo jej się to podobna. Skomplikowany z niej człek.
Bastian Mantez
Rok Nauki : II
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
Sam pokiwał głową. - Bo naprawdę jest prościej. - zaciągnął się dymem z papierosa. W życiu nie warto jest iść na skróty, jednak on czasami nie widział innego wyjścia z sytuacji, niż zboczyć z raz obranej ścieżki i ruszyć tą drugą. Łatwiejszą. Zwykle szedł tą,którą obrał sobie dawno temu. Ostatnio jak tchórz unika konfrontacji z przeznaczeniem i losem. Jak tchórz. Od małego był przez ojca wychowywany zgodnie z zasadami moralnymi i etycznymi, jakie stary Septimus Mantez wyznawał. Przez matkę rozpieszczany. Jedno gryzło się z drugim. Ojciec dbał o jego edukację, matka starała się rozpieszczać swojego jedynego synka. Czasami bywał za miękki, wina matki, jednak kiedy indziej był twardy jak skała, jak ojciec. Był specyficzny, to widać. Nie, nie był zwykłym chłopakiem. - To wszystko wpłynęło na mnie. - powiedział, strząsając popiół na ziemię. - Z dnia na dzień zmieniłem się. Bylem kimś zupełnie obcym. Ci, co mnie znali sprzed wypadku, z miejsca zauważyli tą zmianę. Nie spodobała im się. Ale zyskałem popularność, grono zaufanych mi ludzi. Może jednak wyszło mi to na dobre? Pytał sam siebie. Gówno prawda, Mantez. Stałeś się dupkiem. Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Owszem, zdawał. Jednak bycie dupkiem czasami ma swoje zalety. Nikt nie chce do ciebie podskakiwać. Jednak nie jesteś do końca szczęśliwy. Wiesz, że czegoś ci brakuje. Nie wiesz, dokładnie czego, ale jednak ci brakuje. Uśmiechnął się smutno. - Zgrywam silnego, jednak tak naprawdę jestem słaby. - chwila cichy. Zaciągnął się dymem i po sekundzie wypuścił go. - Potrafię się do tego przyznać, że jestem słaby i nie przeszkadza mi to. W głębi duszy, nadal jestem tym zagubionym dwunastolatkiem, który w parę sekund stracił rodzinę. Oparł się o ścianę. Ano taka prawda.
-Mówisz, jakbyś doskonale wiedział, jak to jest.-Powiedziała spokojnie, wzruszając przy tym lekko ramionami. Cóż za spostrzegawczość, pięć punktów dla Ciebie. Oczywiście, było to stwierdzenie. W końcu kto mówi coś, z taką pewnością nie doświadczając tego ani razu na własnej skórze? Ale to, że wybiera taką a nie inną drogę, to chyba jego własny wybór, tak? Podświadomie ją wybiera, wiedząc jaka jest. I raczej wie, co go tam czeka. A co ty byś zrobiła, Af? Nigdy nie stała przed takim dylematem, zawsze wiedziała czego chce, do czego ma dążyć. I wszystko inne nie miało większego znaczenia. Tu chyba nawet nie chodzi o to, która jest prostsza... Tylko, która nam bardziej pasuje. A co do wychowania... Na temat rodziny i tego, jak jest a jak powinno być, nie powinna się wypowiadać. Była naprawdę mało doświadczona w tym temacie, a jedyne co pamięta to zamazane wspomnienia. Choć niektóre, są całkiem widocznie... I to właśnie te, których wcale nie powinno być. Kryła w swoje wiele żalu. Aż dziw, że tylko można znieść. -Takie wydarzenia bardzo mocno na nas wpływają...-Wzruszyła delikatnie ramionami. Cóż, to prawda. Co tutaj ukrywać. - Od nas jednak zależy, jak.-Podniosła na Niego wzrok. -Nie mnie jest oceniać. Ale skoro im się nie spodobała... To już chyba ich problem, tak?-Uniosła lekko brwi. Nie znała się na sprawach, ty-przyjaciel. Nawet nie chciała. Nie było jej to do szczęścia potrzebne, gdyby coś nie grało. Szybko by to zmieniła, tyle.-Jeżeli właśnie na tym Ci zależy... Popularność... Nie wiem czy mając to, możesz zyskać kogoś zaufanego.-Powiedziała.-Prędzej czy później, takie pijawki będą żerować na kimś innym, który zastąpi twoje miejsce na tym "szczycie" popularności.-Mruknęła. Mówiła tak, bo umiała patrzeć. Wiele się naoglądała, nie uczestnicząc w tym. Czasem to wystarczy. Oparła podbródek na policzku i przegryzła lekko wargę, po chwili ponownie się zaciągnęła. Jakby to pozwalało jej trzeźwo myśleć. Cóż, zastanawiała się, co jest z tym chłopakiem. Otwarcie mówił o tym co się stało, przynajmniej w jej przypadku. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie jest to łatwe... Więc cholera, czemu? Może po prostu chciał otworzyć do kogoś usta. I proszę, trafiło na nią. -Przynajmniej umiesz się do tego przyznasz...-Mruknęła cicho, a jej wargi ułożyły się na wzór leniwego uśmiechu. Tak by to nazwała.- A to wcale nie oznaka słabości... Myślisz, że kiedyś ten ból choć odrobinę minię? Będzie Ci łatwiej?-Spytała spokojnie a swoje spojrzenie utkwiła w punkcie gdzieś za jego postacią.
Bastian Mantez
Rok Nauki : II
Wiek : 31
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, legilimencja & oklumencja
- Bo wiem, jak to jest, moja droga. - powiedział, patrząc się w dal. Ile tor razy się na tym sparzył, że chciał zmienić swój los. Ile razy już przegrał wszystko, co miał, byleby tylko coś zmienić, z pozoru nic ważnego, ale jednak nawet tej małej rzeczy nie dane mu było zmienić na lepsze. Dlatego jest taki, jak jest, dlatego postępuje tak, jak mówi. Inaczej nie poradziłby sobie na tym świecie. Owy świat nie był dla niego łaskawy. Kiedyś był nawet szczęśliwy, śmiał się, bawił, ganiał z innymi dzieciakami. Ale najwidoczniej los chciał pozbawić szczęścia Bogu ducha winnemu dwunastolatka, który przeżył solidne załamanie nerwowe, przez rok zmieniał się nie do poznania. Stawał się wspomnieniem dawnego chłopaka. Tamten zginął wtedy w Rumunii, narodził się nowy Bastian, którego szanowano i kochano. Ale nie był już taki sam, jak wtedy. Nigdy nim nie będzie. Czy chciałby cofnąć czas? Do momentu, w którym zaczął się zmieniać? Nie. Bo tamten Mantez był słaby. Ten jest silniejszy. Z pozoru. Bo w głębi serca, nadal płacze i krzyczy. Jak dziecko. - Popełniłem w życiu wiele błędów. - zaciągnął się papierosem i wypuścił dym. - Próbowałem je naprawić, jednak z mizernym skutkiem. Co mi pozostało? Brnąć dalej, starać się nie myśleć o tym wszystkim. I być teraz tym, kim jestem. - dokończył. Strząsnął popiół na ziemię i popatrzył na ścianę. Czy to aby na pewno dobre rozwiązanie, Bastian? Czy aby na pewno, tak właśnie chcesz żyć? Miał w sercu tyle wątpliwości, że powoli zaczynał się naprawdę zastanawiać nad sensem swojej egzystencji na tym świecie. Nie o samobójstwie nie myślał, broń Boże, to nawet mu w głowie się nie mieściło. Po prostu się nad tym wszystkim zastanawiał. I tyle. - Ale co mogę innego zrobić. Poza tym, odpowiada mi to. I potrafię wyczuć takie przysłowiowe pijawki. - delikatnie się uśmiechnął. Tacy są najgorsi, ale on potrafi sobie radzić z takimi osobistościami. Nie, nie jest idiotą, potrafi ich rozpoznać. Nadal wpatrywał się w ścianę. - Nigdy nie było mi łatwiej i nigdy nie będzie. Ból nie minie, czasami będzie narastał, innym razem malał. Najwidoczniej los ma mnie w dupie i każe mi cierpieć całe moje zasrane życie. - nie spojrzał na nią.
Uniosła kącik ust do góry, wiedział? Niech spojrzy na to, że niektórzy mają jeszcze gorzej, choć jego sytuacja... Tak, była do dupy za przeproszeniem. Nikt nie chciałby się w takiej znaleźć. Ale jeżeli zamierzał cały czas tylko stać i mówić, jak to ma źle w życiu... Cóż, życzyła powodzenia, choć bez większego przekonania. Skoro właśnie takie życie mu odpowiadało? Nie może cały czas jedynie narzekać... To nie miało sensu! Nawet jeżeli wszystko się pieprzy, cokolwiek za co się weźmie... Ukh, za dużo o tym myślisz moja droga. Nie rób tego. Zmarszczyła lekko brwi, jakby coś jej się nie zgadzało. Po chwili wzruszyła ramionami. To chyba oczywiste, że nigdy nie będzie taki, jak kiedyś. Sprzed wypadku. Coś takiego... Cóż, wiedziała jedynie co to znaczy posiadać uraz. Ale zaakceptowała to, bo co innego mogłaby zrobić? Nic. Może przyjęła to zbyt szybko i zbyt to po niej spłynęło... Jakby to wcale jej nie ruszyło. Jakby tak właśnie miało być. -Nie wiesz, że błędów się nie naprawia? Nawet gdyby udało Ci się coś zdziałać... Ślad po nich i tak zostanie-Wzruszyła delikatnie ramionami a jej brwi uniosły się nieznacznie do góry, jakby coś ją zastanawiało. Czyżby udawał kogoś? Podniosła wzrok i przyjrzała mu się, tak z dystansu. To normalne, że o tym myślał... Było to całkiem normalne, a według niej świadczyło o jego świadomości. Wiele osób wcale nie zastanawia się nad tym, co tak naprawdę tutaj robi. "Tutaj" czyli "teraz, dziś". I to błąd. Tak, to nie był wcale głupie. -Powiem jedynie, że zabawnie się ich obserwuje... Lizanie komuś tyłka musi być trudną pracą. -Powiedziała, a jej kąciki ust uniosły się delikatnie do góry. -Każe Ci cierpieć? Nie przesadzasz?... -Oparła się o zimną ścianę i przymknęła powieki-Pocałuj los w dupę i pokaż, że tak łatwo się nie dasz.-Mruknęła jakoś bez entuzjazmu i spojrzała na Niego.-Poza tym... Widzę, że całkiem dobrze się trzymasz... Choć to tylko pierwsze wrażenie.-Dodała.
Czasami każdy z nas ma takie wrażenie, że świat wokół nas, świat, który tak dobrze znaliśmy, do którego się tak przyzwyczajaliśmy, rozpada się jak domek z kart. Jakby był tylko czyjąś zabawą, która się komuś zaczyna nudzić. W tym momencie puchonka miała takie wrażenie. Stała oparta o murek i wpatrywała się w otaczający ją krajobraz. Wszystko wydawało się być tak odległe, tak nierealne, nie wiedziała dlaczego. Patrząc na dziewczynę, można było pomyśleć, że życie z niej wypłynęło, uciekło gdzieś daleko i zapomniało, że ciało zostało właśnie w tym miejscu. Nikola nie miała dzisiaj humoru, zresztą jak przez większość ostatnich dni. Dowiedzieć się, że jest się chorym psychicznie i zostać zmuszonym do dzieleniem się swoim życiem… nie… swoim ciałem, było dosyć dołujące. Nie ważne, z której strony na to patrzała, zawsze widziała same negatywy. W pewnym momencie puchonka poruszyła się i wyprostowała. Jej palce u dłoni splotły się i powędrowały ponad jej głowę, a ona po prostu się rozciągnęła niczym zmęczona kotka. Po tym krótkim geście wróciła do poprzedniej pozycji ponownie zamierając niczym kamienny pomnik.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel wybrał się na poranny… Trening! Ha! Dziwieniem? No ja też.. Chłopak postanowił trochę pobiegać i poćwiczyć dla utrzymania formy, więc założył dres i zaczął biegać. Ćwiczył już którąś godzinne, gdy wbiegł na szczyt opuszczonej wieży, gdzie zastał.. Tak to musiała być ona! Jego ulubiona zabawka! Marionetka w jego dłoniach. Na jego ustach wykwitł okrutny uśmiech, który natychmiast zamaskował swym jakże wszystkim znanym delikatnym kpiącym uśmieszkiem. - No proszę a, gdzie to się ukrywamy przed swoim panem? – Zapytał niby to karcącym tonem. Wiedział jak z nią rozmawiać i na, ile może sobie pozwolić. Ha! Nie wiedział na, ile sobie może NIE pozwolić! Wiedział też o jej chorobie wiedział już dawno, gdy tylko przeglądał jej wspomnienie i szczerze mówiąc zdecydowanie wolał ją w tej drugiej odsłonie, ale przecież nie można mieć wszystkiego! Gabriel położył się obok i wsparł głowę na dłonie przyglądając jej się z ukosa. - A cóż to za zbita mina? – Zapytał udając przejecie, co nie za bardzo mu wyszło bardziej to brzmiało jak kpina a na potwierdzenie słów zaraz wybuchnął śmiechem. Chłopak wstał i ręką przeczesał jej włosy burząc jej fryzurę o coś takiego w ogóle miała. Podszedł do krawędzi i spojrzał w dół. - Chodź skoczymy sobie. – Zaproponował i uwierzcie mi, że byłby do tego zdolny. A co tam kilka połamanych kości! Mo, o ile, by to przeżył, chociaż to już inna kwestia. Patrzył się na nią i nie mógł się powstrzymać, by nie zajrzeć do jej umysłu i zobaczyć, co ją męczy, a gdy się dowiedział wybuchnął śmiechem. – Naprawdę? I tym się tak przejmujesz? Pieprz to! Jak nie zaakceptujesz samej siebie i tego, że jesteś popieprzona do kwadratu to, jak zamierzasz żyć? – Gabriel usiadł na krawędzi i nie bezpiecznie się przechylił. - Naprawdę wole jak jesteś tą druuuuuuuuu – Niestety, nie dokończył, bo nagły podmuch wiatru sprawił, że chłopak spadał na łeb na szyje… Boże, chyba się nie zabije, co? Czy jest na Sali lekarz?
Wybrała to miejsce ponieważ miała nadzieję, że nie będzie musiała znosić nikogo. Będzie mogła pomyśleć w ciszy i spokoju. Odpłynąć podziwiając widoki, które ją otaczały. No cóż życie było okrutne i nic z tym nie dało się poradzić. Usłyszała znajomy głos i odwróciła się zerkając na Gabriela. Westchnęła pod nosem i jej wzrok wrócił znudzony na otaczające ją krajobrazy. - Nie mam ochoty na wygłupy – wydukała niezadowolona słysząc jego słowa. Westchnęła pod nosem. Nie była zła słysząc jego stwierdzenie: „ukrywamy się przed swoim panem”. Przyzwyczaiła się już i miała to gdzieś. Jemu nie przegadasz, nie ma szans. Słysząc jego kolejne pytanie naburmuszyła się pod nosem jak niezadowolone dziecko i spojrzała na niego pretensjonalnie. - Nie mam żadnej miny – odburknęła niewyraźnie. Jednak chłopak podszedł do niej i przeczesał jej włosy zamieniając ład i porządek w totalny chaos. Westchnęła pod nosem i zamknęła oczy. No cóż, takie mierzwienie jej włosów przypominało głaskanie, a ona uwielbiała jak ktoś ją głaskał. - Nie ma problemu, skaczesz pierwszy, ja Cię będę asekurować – zaśmiała się pod nosem. Nikola nie wiedziała o jego zdolnościach, jakoś to ją niezbyt interesowało, tak więc kiedy ni z tego ni owego odpowiedział na jej wszystkie zmartwienia spojrzała na niego jak na wariata. Okey… a teraz skąd on wie… na pewno zgadywał… dobry jest. Pomyślała. A później stało się coś czego się nie spodziewała. Cieszmy się, że panienka Nightmare potrafi tak szybko reagować. Kiedy zobaczyła, że ślizgon przechyla się niebezpiecznie w stronę, w którą nie powinien złapała go za kostkę. Jednak był za ciężki. Pociągnął ją na dół za sobą. Zamknęła oczy i przed samą ziemią aportowała się z powrotem na wieżę. Chłopak leżał na ziemi, a dziewczyna leżała wygodnie na nim, a raczej siedziała rozkrokiem na jego torsie. Dobrze, że akurat dzisiaj ubrała spodnie. Podniosła głowę i spojrzała na niego wściekła. - Zwariowałeś?! – wrzasnęła i oczekiwała jakichś wyjaśnień.