Szukasz miejsca, w którym możesz zgarnąć najważniejszą pamiątkę z pobytu w Venetii? Trafiłeś odpowiednio! Weneckie cuda tattoo wiodą prym w czarodziejskich tatuażach w tym mieście, a na wizzbooku mają aż 4.8 gwiazdek, choć ponoć złe opinie ukrywają. Nie zmienia to faktu, że właśnie tutaj możesz zdobyć pamiątkę na całe życie!
Ceny tatuażu: - Tatuaż zwykły 25g - Tatuaż zmieniający kolor (trzy kolory) 40g - Tatuaż poruszający się w miejscu (jak zdjęcie) 50g - Tatuaż poruszający się po całym ciele 70g - Tatuaż zmieniający kolor w zależności od nastroju 100g - Usuwanie tatuażu 150g
Jeśli chcesz np. tatuaż zmieniający kolor i poruszający się w miejscu płacisz 90g, czyli sumujesz odpowiednie kwoty.
Tatuatorzy nie mówią za dobrze po angielsku. Z tego względu obowiązuje rzut kostką k6 na to jak się dogadaliście:
1, 2 – wcale nie możecie się zrozumieć i zaczynasz pokazywać na migi, a może rysować na kartce? Twój tatuaż jednak zawiera znaczący błąd, może w samym wzorze, a może wędruje na Twoje czoło? 3, 4 – nie jest lekko, ale coś tam się dogadujecie. Dorzuć kostkę k6, w przypadku nieparzystej rozpatrujesz wynik jakbyś wyrzucił wcześniej 1 i 2, w przypadku parzystej rozpatrujesz kostkę jakbyś wyrzucił wcześniej 5 i 6. 5, 6 – wszystko super, tatuator rozumie Cię doskonale, nie masz czym się martwić, nie popełnia żadnego błędu.
Uwaga! Jeśli posiadasz tłumaczki lub potrafisz język włoski (jest to napisane w karcie postaci lub gdzieś indziej), nie musisz rzucać kostką.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
— Chodź Tomek, mówię ci, że to świetny pomysł — powiedziała z takim przekonaniem, że każdy by za nią poszedł. No może każdy, bo Tomasz chyba nie wyglądał na przekonanego, ale nie mogła się mu dziwić, w końcu znał ją całe życie i doskonale wiedział, że w jej przypadku świetny pomysł mógł okazać się kompletną katastrofą. Nie przejmowała się tym jednak i prowadziła w swoje niedawno odkryte miejsce w centrum Venetii. Nie powiedziała mu dokładnie gdzie idą, chciała rzecz jasna, żeby miał niespodziankę. Może był też w tym jakiś plan, obawiała się trochę, że jeśli nie postawi go pod ścianą – jak już tam wejdą – to nigdzie nie pójdzie. — Mówię ci, zaraz zapomnisz, że oblałeś rok — mówiła sobie wesoło, prowadząc przez kręte ścieżki miasteczka. Była pobudzona jak nigdy i wiedziała, że to sprawka tego niesprawdzonego wina, które wypiła na karnawale i które sprawiało, że czuła się jakby wypiła z dziesięć magicznych energetyków. Co więcej, nie mogła spać. Oka nie zmrużyła ostatniej nocy, czując potrzebę zrobienia czegoś i może to nieco zaburzało jej ocenę czegokolwiek, ale tatuaż brzmiał jak plan doskonały. Niemal podskakiwała w miejscu, zazwyczaj miała szalenie dużo energii, ale teraz nie zdziwiłaby się gdyby ktoś ją posądził o wzięcie niezbyt legalnych substancji. — Tata coś ci mówił? Chociaż pewnie nie, prędzej Petera bym o jakieś kazania posądzała, no ale jebać Petera, dobrze, że go tu nie ma, bo byśmy w pokojach pewnie musieli siedzieć, a trzeba korzystać z wakacji! No, widzę, że nie jesteś jakiś smutny, to dobrze, bo mój plan by nie wypalił i jeszcze byś płakać zaczął i mi siarę narobił. Wiesz, że ostatnio maska mnie w ciebie zamieniła? To znaczy w chłopaka, ale byłabym łudząco podobna do ciebie, dramat, jakbyś usłyszał coś dziwnego na swój temat, to nic o tym nie wiem. — paplała jak najęta, kiedy w końcu wchodzili po schodach na drugie piętro niewielkiej kamienicy, a ona już otwierała drzwi i przepuszczała brata w progu — Ta daam! Możesz sobie wytatuować „kocham Ruby”, żeby każdy o tym wiedział, a w ogóle jako starszy brat, to mógłbyś mi postawić dziarkę, wiesz? — to, że ona nie miała wiele oszczędności nie było niczym dziwnym. Nie umiała oszczędzać i już zwątpiła, że kiedyś się nauczy. To znaczy coś tam miała zaoszczędzone, bo po powrocie planowała zrobić kurs na asystentkę zwierzęcej uzdrowicielki. Jak nie teraz to kiedy? To znaczy teraz czas zrobić tatuaż, tak właśnie.
Za każdym razem jak moja siostra mówi, że ma świetny pomysł to wiem, że mam przejebane. Nie wątpię w kreatywność Ruby i umiejętność zorganizowania nam doskich atrakcji, ale najczęściej bywa tak, że ubaw mamy moim kosztem. A ze mnie los już wystarczająco zadrwił w ostatnich miesiącach. Nie muszę czekać zbyt długo na przypomnienie o tym; momentalnie z ust znika mi uśmiech i tylko fakt, że zależy mi na jak najszybszym zapomnieniu o mojej porażce (co – mam nadzieję – plan Rubsona uwzględnia) sprawia, że wlokę się za nią dalej. – Zapomniałbym szybciej, gdybyś mi o tym nie gadała co chwilę – zwracam jej uwagę i przewracam oczami. To nie tak, że jestem debilem i ujebałem egzamin z jakiegoś przedmiotu – po prostu nie oddałem pracy dyplomowej na czas, zbyt zajęty chorym ojcem i pracowaniem, aby móc się utrzymać samodzielnie i dołożyć coś do rehabilitacji Ewana. – Czy ty jesteś nafurana?? – dopytuję jeszcze, bo dziewczyna zawsze była nadpobudliwa, ale dzisiaj wyjątkowo przechodziła samą siebie i tylko czekałem aż z nadmiaru energii zacznie chodzić po ścianach. Utwierdza mnie w tym jej słowotok, za którym ciężko mi nadążyć, a jako osoba która sama dużo gada, nie mam żadnego problemu ze zrozumieniem innych. – Tata? – patrzę na nią zdziwiony i macham ręką. – No zachwycony nie był, ale znał okoliczności, powiedział tylko, że przynajmniej postudiuje rok dłużej i przedłużę dzieciństwo i tyle. Za to Peter… O na Merlina, nie wiedziałem, że on taki gadatliwy potrafi być. Coś ziapał, że teraz na każdej sprawie w Wizengamocie ktoś będzie w ramach kontry mówił, że skoro oblałem rok to jestem chujowym prawnikiem i przegram każdą rozprawę. A, i mówił, że się nie spodziewał, bo to ciebie spisał na straty, ale kazałem mu się od nas odpierdolić, bo wciąż to on jest największym frajerem z całego rodzeństwa. Jego mina była bezcenna – chichoczę i poprawia mi się humor. Jebanie Petera to zawsze świetna opcja. Już mam się oburzać na to, że niszczy mi reputację, kiedy uświadamiam sobie gdzie wchodzimy. Otwieram oczy ze zdumienia i patrzę na cały przybytek, w którym Ruby chce zrobić nam dziarki. – Mógłbym, ale byłaby to nieprawda – droczę się z siostrą. – Mam złą wiadomość – zapłaciłem za powtarzanie roku 250 galeonów, także to ty dziś stawiasz. Swoją drogą straszne zdzierstwo… Co oni myślą, że studenci srają pieniędzmi? Masz już jakiś pomysł na swój tatuaż? Proponuję TOMASZ KRÓL, najlepiej na czole – szczerzę się i jednocześnie zastanawiam co takiego mógłbym wytatuować, chociaż jeszcze udaję, że jestem sceptycznie nastawiony do tego pomysłu.
______________________
i read the rules
before i break them
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Może miał trochę racji i może, ale tylko może, powinna była już odpuścić, ale jakoś nie mogła po prostu mu tego nie wypominać. Wiedziała, że to była sprawka ich rodzinnych kłopotów i ona pewnie na jego miejscu by wszystko totalnie olała, no ale była jego młodszą siostrą i do jej głównych obowiązków należało się trochę ponaśmiewać. Poklepała go więc po ramieniu, nie przyznając się do tego, że trochę się cieszyła, że to znowu nie ona była na świeczniku, a taka zmiana okazała się całkiem miła. — Wypiłam jakieś dziwne wino wczoraj na karnawale — powiedziała konspiracyjnym szeptem, nachyliwszy się do niego, ale zaraz potem już machnęła ręką, całkiem zbywając temat. Mogła być nieco bardziej uważna, chociaż to zdanie powtarzała sobie niemal codziennie, to niewiele się w tym temacie zmieniało. Żałowała tylko, że nie spytała jak długo taki efekt miał się utrzymywać, bo coś czuła, że jak wino przestanie działać, to ją dosłownie poskłada ze zmęczenia. Miała tylko nadzieję, że nie będzie wtedy na przykład chodziła po brzegu rzeki, czy coś w tym rodzaju. — No i bardzo dobrze, tak żem czuła, że to Peter będzie się poczuwał do kazań, ale mógłby se już darować naprawdę, jak będziemy chcieli to i pod mostem zamieszkamy, a jemu nic do tego. No ale dobrze, że tata jakoś to zniósł. Straszna szkoda, już miałam nadzieję, że się od ciebie uwolnię, a tu taka draka. Po prostu przyznaj, że z tęsknoty za mną byś umarł i dlatego ujebałeś. — nie zwalniała tempa i szczerzyła się do swojego brata. Miała wrażenie, że to była taka ich gra. Przekomarzali się na każdym kroku, zaprzeczali wszystkiemu, ale Ruby by za Tomkiem w ogień skoczyła i nawet się nie zastanawiała. Może powinni sobie zrobić jakieś matching dziarki? To była myśl, musiała mu podsunąć ten pomysł, zaraz po tym najlepszym, mówiącym, że ją kocha. — A tam pierdolisz kocopoły straszne, jestem jedyną kobieta w twoim życiu — powiedziała, wchodząc do pomieszczenia i już marszczyła brwi, kiedy przyznał, że jest spłukany. No nie do końca taki był plan. — ILE? — zapytała jednak najpierw o to, bo ponad d w i e ś c i e galeonów trochę ją zmroziło. — Nic dziwnego, że ta Wang wygląda tak bogato — powiedziała z krzywą miną, bo żeby tak się wzbogacać na biednych studentach, to trochę była przesada. Weszła do środka, ciągnąc za sobą brata i rozejrzała się po wnętrzu studia. Wyglądało całkiem przyjemnie, a na wizbooku jak ich sprawdzała, to mieli bardzo spoko opinie, więc uznała, że na pewno nic złego się nie stanie. — Buongiorno! — i na tym właśnie kończyła się jej znajomość angielskiego — Razem z moim bratem chcemy zrobić jakieś fajne dziarki, Tomasz wytatuuje sobie „Ruby to moja guru” — mówiła już po angielsku z nadzieją, że ją zrozumieją. Facet, który do niej podszedł okazał się jednak mówić bardzo dobrze po angielsku, więc trochę spadł jej kamień z serca.
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Znalezienie zwoju z przepisem na lek, na jeden z sekretów Venetii, było jedną z jej największych przygód! I to zupełnie samodzielną! Nawet do teraz gdy tylko o tym pomyślała, aż dłonie trzęsły jej się z ekscytacji i serce przyspieszało tak, że brakowało jej oddechu. Dosłownie żyła wspomnieniami z tamtych dni, odtwarzając je w głowie jak najwspanialszą historię. Zobaczenie dziwnych znaków, odkrywanie płaskorzeźb, poznanie Domiego! No i ta zagadka! Tańce przez most ze swoim strachem i wreszcie przemowa… Była godna noszenia tego sekretu. Była Seaverem, któremu został przekazany na ręce lek. A wraz z nim i odpowiedzialność, by użyć go właściwie. Nigdy nie chciałaby wykorzystać go do niewłaściwych celów, to było zbyt cenne, zbyt piękne, zbyt… Po prostu zbyt jej! Wszystko co przeszła, żeby go odnaleźć było tak cudowne, że nawet nie ośmieliłaby się zabrudzić tych wszystkich odczuć, emocji i wspomnień wykorzystaniem go do czegoś, co złamałoby daną obietnicę. Niestety takie podejście nie gwarantowało też, że od razu będzie umiała użyć go dobrze. Dokładniej mówiąc, cały piękny obowiązek i plan rozbijał się na słowie użyć. Była tą osobą, która z eliksirami radziła sobie lepiej mając zamknięte oczy, bo na chybił trafił i tak było tą bezpieczniejszą opcją, niż gdy próbowała swoje kombinować. Musiała się nauczyć radzić sobie z warzeniem mikstur albo przynajmniej tej jednej. Skoro przyjęła na siebie tę misję, musiała dociągnąć ją do końca. I nie znała lepszej osoby, od której mogłaby się dowiedzieć jak w ogóle zacząć, niż właśnie Max. Było w tym trochę utrudnień, jak choćby fakt, że samego przepisu zdradzić mu nie mogła, ale dopytać się jak się mogła za to zabrać? Trytoni powinni docenić jej chęci w nauce czegoś, co przez ostatnie sześć lat życia było jej najgorszą zmorą obok transmutacji. - Max! – wykrzyknęła, widząc chłopaka na horyzoncie i od razu do niego podbiegła, żeby przytulić się na przywitanie. – Dzięki, że przyszedłeś! Sama bym sobie nie poradziła! – zaśmiała się trochę sama z siebie, trochę z sytuacji, grunt, że z niekończącą się pozytywnością. – Ile masz czasu? Dostosuję historię do tego – zapewniła z szerokim uśmiechem.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Był pewien, że Remka korzysta z wakacji na całego i choć ta kwestia z chorobą weneryczną była tylko żartem, to jednak nieco niepokoił się, z czym takim mogła potrzebować jego pomocy? Brzmiało to dziwnie niebezpiecznie, a zarazem Seaver wydawała się mocno podekscytowana. Musiał więc przekonać się, co wprowadziło ją w taki stan. Jak powiedział, tak zrobił i prosto po napchaniu sobie żołądka, udał się do centrum, gdzie bardzo szybko wypatrzył jej roześmianą buzię. -Remy! - Przywitał się z nią wesoło, nieco gasnąc, gdy się do niego przytuliła. Cholerne blizny.... -Wiesz, że dla Ciebie wszystko. Więc? O co chodzi? - Zapytał bez ogródek, powoli przestępując z nóżki na nóżkę, bo wolał jednak jakoś pogadać w ruchu niż tak stać na środku i się na siebie gapić. Szczególnie, że musiał jakoś zrzucić napięcie związane z tym bliskim kontaktem ich ciał. -Mam czasu ile tylko trzeba. - Zapewnił ją, bo jak już obiecał swoją uwagę to w pełni, a nie po to, by zaraz oświadczyć, że w sumie to on musi już iść i fajna historia, ale nie do końca chce mu się jej słuchać. -Wziąłem nawet przekąski, jakbyś miała mnie trzymać do rana! - Otworzył torbę, pokazując jej pełno żarcia, które oczywiście zwinął ze spiżarni.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Nie wątpiła w to, że Max przyjdzie, ale i tak ucieszyła się, że mogła go zobaczyć. Trochę tak, jakby już sama jego obecność zdjęła jej trochę ciężaru z ramion pod tytułem „no w życiu tego sekretu nie udźwigniesz”. I choć była na tym skupiona wszystkimi swoimi myślami i całą ekscytacją, że pójdzie z sekretem w dobrą stronę, wyczuła jego lekkie spięcie, gdy go przytuliła. Coś go bolało? Miała tylko nadzieję, że nie zrobił sobie niczego na tym wyjeździe… - Ano ja! – zaśmiała się wesoło, a zaraz podłapała to dreptanie i po prostu ruszyła przed siebie z energią jej godną i przy okazji potrzebną komuś, kto za tymi szczudłami Maxa nadążać jakoś musiał. – Zapamiętam – puściła mu oczko z łobuzerską miną. Oczywiście, że wykorzystywać tych słów nie zamierzała, ale pożartować sobie mogła. – O coś… Dużego? Zaraz ci wszystko opowiem, nie przemyślałam tego dokładnie jak powiedzieć, to… Sporo się wydarzyło – wyrzuciła na jednym dechu, patrząc się na niego błagalnie, bo ubranie w słowa czegoś, co wiązało się z takimi emocjami proste dla niej nie było. Szczególnie, jak miała ochotę skakać, śpiewać i tańczyć, rozpływając się nad tym, co się w tej podróży wydarzyło. A na to czasu przyjaciela marnować jednak nie chciała. - To dobrze, bo będziemy go potrzebować – aż odetchnęła, uśmiechając się jeszcze radośniej i tylko na chwilę przygasła na wspomnienie o jedzeniu. – Póki co, kawa! Też chcesz? – spytała, kiwając głową w stronę wózka. Zamówiła standardowe już dla siebie podwójne smocze espresso, czymś musiała sobie radzić z utrzymaniem energii i dopiero gdy odeszli kawałek, zaczęła historię. - No więc nie mogę wszystkiego powiedzieć, trochę tak jakby związałam się paktem z trytonami, że sekretu nie zdradzę – zaczęła i miała ochotę sama walnąć się w głowę. Brawo Remka, brzmiało to równie wiarygodnie jak ożywiony-nieożywiony Domi. – Bo wiesz, w purpurowym sadzie były takie znaczki, dziwne runy i je przetłumaczyłam i… O RANY MAX! – wystarczyło jednak jedno zdanie z początku przygody, by nie mogła powstrzymać ani szerokiego wyszczerzu, ani pasji do tego, co robiła. Do odkrywania. – To była cała przygoda! Taka… Taka Seaverowa! Ale byłam na niej sama! No dobra, był Domi! No i pan, który mi go dał! No i trochę też policji… Ale… ALE NIE WAŻNE! – zreflektowała się tak szybko, jak tylko zauważyła, jak bardzo się zakręciła. – To co ważne to to, że znalazłam przepis na eliksir. Bardzo ważny eliksir, tylko ja się kompletnie na tym temacie nie znam – aż teatralnie załamała ręce. – Ale obiecałam, że będę go dobrze używać! Tylko że kompletnie nie umiem i nie wiem jak za to się zabrać, więęęc… Panie profesorze? – spojrzała na niego szczenięcymi wręcz oczkami, unosząc brwi z tym łobuzerskim uśmiechem na ustach. Miała nadzieję, że temu połączeniu się nie oprze i choć trochę wprowadzi ją w temat.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Na wyjeździe o dziwo jeszcze niczego sobie raczej nie zrobił. Podejmował kilka ryzykownych decyzji, owszem, ale jak na Solberga wykazywał się rozsądkiem, o który w życiu by siebie nie podejrzewał. To przeszłość bolała go, choć głównie metaforycznie, bo blizny same w sobie nie miały prawa go boleć bo ilości leczenia, jakie otrzymał w różnych ośrodkach. -Czuję, że zostanę wykorzystany. - Prychnął, bo to "zapamiętam" wybrzmiało jakoś wyjątkowo groźnie w jego umyśle. -Dużego? Zabijasz mnie tym czekaniem. - Pokręcił rozbawiony głową. Widział, że dziewczyna jest pełna emocji i to pozytywnych, a to sprawiało, że tylko bardziej chciał posłuchać jej historii. Sam miał nieco szczęścia do podziału, ale nie o niego tu chodziło i nie chciał przerywać jej swoimi przechwałkami w żaden sposób. Szczególnie, że nie do końca wiedział, czy było mu wolno. Przynajmniej w kwestii pracy Anafesto, bo drugą nowinę miał ochotę wykrzyczeć całemu światu. Zauważył ten chwilowy spadek nastroju, ale nie chciał o niego pytać. Nie miał podstaw, by twierdzić, że coś jest nie tak, choć zdecydowanie postanowił zwracać większą uwagę na niewerbalny przekaz jej ciała. -Wiesz, że kawy nie odmawiam. - Zgodził się, samemu optując raczej za latte macchiatto. Potrzebował czegoś lżejszego, a jednocześnie z kofeiną. No i wtedy historia się rozpoczęła. Początkowo nie miał kompletnie pojęcia, o czym Remka mówi, ale z każdym jej kolejnym słowem, wydawało się, że ich doświadczenia były bardzo podobne. Notował wszystko, do czego chciał się odnieść, by mogła rozwinąć swoje myśli, aż w końcu, gdy nazwała go profesorem, wyszczerzył się okropnie szeroko. -Powoli, powoli. - Uspokoił ją, bo musiał sobie to wszystko poukładać. -Po pierwsze wiesz, że jeśli chodzi o eliksiry, nauczę Cię wszystkiego co umiem, jeśli będziesz chciała. - Zaczął od najmniej emocjonującej części, zanurzając usta w spienionym mleku. -Czy ten...hmmm... przepis... Czy nie jest on przypadkiem pewnego rodzaju... Kuracją? - Zapytał dość jednoznacznie nawiązując do nazwy eliksiru. Jeśli obydwoje byli w posiadaniu dzieła Anafesto, to coś chyba nad nimi czuwało. Remka zdecydowanie była godna tak wielkiej nagrody i Max wiedział, jak ta przygoda musiała się jej podobać. -No i jak to policja? Coś Ty nabroiła szukając szczęścia, co, Seaver? - Musiał o to zapytać, bo akurat jemu się podobne spotkanie nie trafiło. Nie wiedział też czym lub kim był Domi, ale to były pytania na później. Teraz musiał wiedzieć, za co zjechali ją mundurowi.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Oczywiście, że było to coś pozytywnego! Nawet bardzo pozytywnego! Zrzucającego duży ciężar na jej ramiona, ale taki to ona mogła nosić z największą przyjemnością i szerokim uśmiechem. Gdyby tylko ten sekret umiała jeszcze dobrze wykorzystać. Cóż, może trytony dali takiemu debilowi z eliksirów ten artefakt dlatego, że przynajmniej wiedzieli, że nie da rady w żaden sposób także i do złych celów go użyć? Brzmiało nawet prawdopodobnie i dlatego tym bardziej zamierzała udowodnić, że dałaby radę skorzystać z przepisu. - Bardzo dobrze, kawa to świętość – pokiwała z udawaną powagą głową, by zaraz roześmiać się na głos. Humor jej dopisywał i ze względu na dzień, i wieści no i przede wszystkim to towarzystwo! Nie do końca wiedziała na ile ta umowa z trytonami zezwalała jej na zdradzenie. Z jednej strony miała trzymać sekret bezpieczny, no ale z drugiej jak potrzebujący by się dowiedzieli, że mogli u niej znaleźć pomoc, gdyby o tym nie informowała? Jakaś granica pomiędzy dopuszczalną informacją a bezmyślnym paplaniem być musiała i trzeba było tylko ją znaleźć. A z każdym kolejnym zdaniem, z którym okazywało się, że nie traciła pamięci o przepisie, nabierała pewności, że robiła dobrze i mogła mu wyjaśnić jak najwięcej. - Max! Jak powoli! – podskoczyła z ekscytacji tuż obok, łapiąc go za rękę i zaraz puściła, by zarzucić dłońmi w górę, nim sama się zreflektowała. To mogła powiedzieć? – To są… To są ważne rzeczy! Tak! – wyszczerzyła się z lekkim westchnięciem ulgi. Wciąż pamiętała o istnieniu przepisu. Było dobrze. I zrobiło się jeszcze lepiej, gdy Max użył bardzo konkretnego słowa. Chwilę wpatrywała się w niego wielkimi oczami, nim ta zieleń znowu nie rozbłysła absolutnym zachwytem. - Ty też… Ty… No wiesz! O Merlinie Max! No oczywiście, że ty też! – uśmiechnęła się do niego ciepło i znów wskoczyła mu na szyję, przytulając go z całym „gratulacje”, jakie tylko chciała mu przekazać. – No oczywiście, że jeżeli ktoś miałby móc dostać ten sekret, to ty! – znów wylądowała na ziemi i mówiąc to, patrzyła się na niego bez cienia wątpliwości, tylko szczerząc się debilnie. Była tak podekscytowana! Nie znała nikogo, kto lepiej znałby się na eliksirach, trytoni przekazali przepis w najwłaściwsze ręce. - Ach, policja – wymamrotała, by zaraz prychnąć wesoło. – To długa historia o bardzo zboczonym Domim, który lubi rozbierać czarodziejów, policjancie, który nie lubi rozebranych czarodziejów i pewnym mężczyźnie, który musiał się srogo tłumaczyć żonie. Jesteś gotowy na tę podróż?
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max z kolei zastanawiał się, dlaczego powierzono mu dbanie o ludzi. Czy był to jakiś ironiczny gest? A może pewnego rodzaju kara, za to, jak wiele osób w swoim życiu już zranił (w jego mniemaniu). Oczywiście wiedział, że ma coś ogromnie cennego w posiadaniu i popłakałby się, jakby musiał jednak odmówić przyjęcia tej odpowiedzialności, ale jednak czuł pewien niepokój, że nie uda mu się sprostać temu zadaniu. -Jedna z niewielu, jakie uznaję. - Puścił jej oczko, bo Remy dobrze wiedziała, jak zresztą większość ludzi, że prawa i świętości to on raczej nie szanował. Jeśli ludzie chcieli żyć wobec jakiś narzuconych zasad, proszę bardzo, on wolał sam sobie ustalać granice. A był w tym cholernie do dupy. Zdecydowanie jej humor powoli mu się udzielał, a z każdym kolejnym dotykiem dziewczyny, czuł się mniej niekomfortowo. Owszem, nie było to nadal dla niego łatwe do zniesienia, ale jej uśmiech wynagradzał mu ten ból. -Jak ważne rzeczy, to tym bardziej jestem dla Ciebie do usług. - Pokłonił się żartobliwie, choć mówił całkiem poważnie. Jeszcze nie był nawet pewien, czy faktycznie spotkało ich to samo, ale dla Harmony wskoczyłby nawet w ogień, nie pytając o powód takiej prośby. Początkowo myślał, że może podszedł do wskazówki zbyt delikatnie, ale rozświetlone oczy Remki powiedziały mu, że dziewczyna jednak zrozumiała wszystko. W ułamku sekundy zdążył przygotować się na jej kolejny wybuch radości, bo nie spodziewał się innej reakcji po tej chodzącej trampolinie. Objął ją w pasie, przytulając się do niej początkowo w milczeniu. Potrzebował tej bliskości, tego ciepła i wszystkiego, co ono reprezentowało. Po przeprawie przez most doskonale zrozumiał to, co Remka powiedziała mu w "Syrenim śpiewie" - nie był sam. -Ja to się dziwię, że go dostałem, ale znasz mnie, nie odmawiam dobrej receptury. - Postanowił podejść do tematu z humorem, żeby nie zrobiło się zbyt sentymentalnie. I tak już wypłakał wystarczająco dużo łez w świątyni trytonów. Chwilowo zdecydowanie wolał postawić na uśmiech. -Zboczony Domi? Teraz to muszę wiedzieć wszystko bo nie wiem czy mam komuś przyjebać, czy jednak pogratulować. - Jego też rozebrało jakieś wiadro, czy tam studnia, ale w życiu by nie powiedział, że chodziło im o to samo. W końcu Max raczej mniej entuzjastycznie podchodził do tego drewnianego towarzysza.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Ty już tak nie rozdawaj tych usług za darmo, bo na kolczyk w dupie nie będzie – puściła mu oczko, lekko go szturchając. Dla niej samej łączyło się to także z tak wieloma odczuciami, wspomnieniami, nadziejami i całym ładunkiem emocjonalnym bycia nią, bycia Seaverem, córką swojego ojca i częścią tego rodu, że chyba zwyczajnie musiała podejść do tego żartobliwie, inaczej zmieniłaby mu się tu w całkiem dosłowną fontannę emocji. Już nie mówiąc o tym, że chodziłby z nią przewieszoną przez szyję, bo nie dałaby inaczej okazać radości, niż właśnie przytuleniem. Tak jak teraz, kiedy była tak bardzo dumna z nich. Nie miała pojęcia przez co i w jaki sposób musiał przejść Max, wiedziała tylko, że to nie było łatwe, wymagało tak wiele samozaparcia, silnej woli i zmierzenia się z własnymi słabościami, że to wystarczyło do tej absolutnej dumy. Byli godni. Jak można było na to reagować inaczej niż przytuleniem? - Wiesz ty co?! – zdzieliła go przez ramię na ten komentarz. – Powiedz tak jeszcze raz o moim przyjacielu to cię kopnę w dupe – zagroziła, zakładając ręce na biodra i patrząc się na niego wyzywająco, w rozbawieniu. Zdecydowanie nie mogli pozwolić sobie teraz na rozklejanie, jeszcze by policja miała jakieś pytania, a tej w Venetii to jej wystarczyło. - Przyjebanie chyba nie będzie konieczne, chyba że chcesz bić w wiadro… Tylko nie mów na Domiego wiadro, to niegrzeczne, zdecydowanie woli określenie „podręczny przyjaciel” – wytłumaczyła, bo najwyraźniej chłopak musiał sobie radzić bez ożywionego-nieożywionego kompana, skoro tego nie wiedział. – Wyrzucił mnie w jakiś dziki zaułek! Bez ubrań! A tam policja! – gestykulowała przy tym jak prawdziwa włoszka, śmiejąc się w głos. – No to żeby jakoś to wytłumaczyć, to zgarnęłam pranie z balkonu jakiegoś gościa i zaczęłam krzyczeć do niego, że tesoro uciekam przed twoją matką! Ale później napisałam wyjaśnienie żonie w liście! I wyprałam ciuchy, więc chyba nie tak źle, co? – prychnęła i przyjrzała mu się uważniej z tylko rosnącym zaciekawieniem. – A ty? Co po drodze wykręciłeś?! – bo nie uwierzyłaby, że niczego godnego zapamiętania nie zrobił.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Prychnął, bo kolczyk w dupie miał być już chyba niezapomnianym tekstem w ich relacji. Wystarczyło jedno zaklęcie i to jeszcze nie mające z tą dwójką nic wspólnego, żeby przekuli to w naprawdę cudne i zabawne wspomnienia. Tak, cała przeprawa była faktycznie ciężka. Wymagała nie tylko wytrwałości fizycznej, ale przede wszystkim mentalnej przeprawy. Walki ze swoimi słabościami i pokusami. Stawienia czoła temu, co gryzło ich dusze od dawna. Max był poniekąd z siebie dumny, że dał radę całkowicie sam to przetrwać, a jednocześnie syndrom oszusta był w nim wciąż silny. -Auć, nie w szczepionkę. - Rozmasował się po miejscu, gdzie go uderzyła. -Ten przyjaciel to ma srogą obstawę. Szczęściarz z niego. - Uśmiechnął się do dziewczyny cieplutko. Gdyby nie gryfonka, niektóre rzeczy zdecydowanie zbyt długo by do niego dochodziły. Całe szczęście nie był aż tak toporny, by obrywać od niej łyżwami. -Czekaj, czekaj, czekaj, czekaj! - Zatrzymał się, patrząc na nią z niedowierzaniem. -Czy Ty dostałaś od jakiegoś menela takie wiadro z drewna? I czy Ty nazwałaś to wiadro? - Ledwo stał, tak pokładał się ze śmiechu. No tego to jeszcze nie grali. Na pewno ci, którzy widzieli Remkę w tamtym momencie, musieli mieć ją za niespełna rozumu. -Remka, kochanie, ja nie mogę.... - Już był na granicy posiku, gdy tak słuchał jak ona z tego wybrnęła. Potrzebował chwili, by się uspokoić i wytrzeć te łezki, które z rozbawienia pojawiły się w kącikach jego oczu. -Nie powiem, mnie też rozebrało, ale o dziwo nie spotkałem niebieskich. I zdecydowanie nie kradłem nikomu ubrań. - Wyjaśnił, bo miał równie podobne doświadczenia. Nie mając jednak wstydu, ani rozumu po prostu wrócił nago do Koloseum i tam się ponownie ubrał. -Chciałbym zobaczyć reakcję tej kobiety na Twój list. - Przyznał jeszcze, wyobrażając sobie, jak skonfundowana musiała być przypadkowa ofiara Remkowej kradzieży. -Ja? A niewiele. - Zastanawiał się przez chwilę, co może jej ciekawego odpowiedzieć. -Wchodziłem w gaciach do wiadra, to po tym mnie rozebrało i wrzuciło gdzieś, chuj wie gdzie, a potem wiesz.... Podszedłem do zadania z ciekawością. Rozłożyłem przy studni polowe laboratorium, a że kociołka nie miałem, uznałem, że wykorzystam metodę Anafesto i postawię na ogień to wiadro... - Podrapał się po brodzie myśląc, czy może jest jeszcze coś, co powinien jej powiedzieć. Zupełnie nie zwrócił uwagi na to, że właśnie opowiadał jak torturował przedmiot, który ona uważała za jakiegoś przyjaciela.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Pon 28 Sie 2023 - 1:51, w całości zmieniany 1 raz
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- No ba, że szczęściarz! – uśmiechnęła się zawadiacko. – Ale zasłużył sobie na najlepszą ochronę pod słońcem, więc nie można mu tego wypominać! Uniosła brwi wysoko, tylko po to, żeby je zaraz na niego zmarszczyć. Menela? Wiadra? - Domiego! Tak! Od pana z gondoli! – i oczywiście groziła mu palcem. – Uważaj jak mówisz na pana Domenico, wiadrem go nazywać, ciekawe jak ty byś się czuł, gdyby cię zamknęli w przedmiocie! Od razu byłoby ci głupio! O! – oczywiście nie była faktycznie za to zła, tylko się droczyła, przy okazji broniąc honoru swojego podręcznego przyjaciela, który tak dzielnie jej towarzyszył. Przecież pomógł jej nawet przejść przez most! – Farciarzu, weź się tłumacz przed policją jak po włosku znasz tylko tesoro i wszystkie możliwe przekleństwa. Chociaż w sumie to chyba i tak nie byłby bardziej zaskoczony niż teleportowaniem się nagiej małolaty – prychnęła, samej śmiejąc się coraz bardziej z każdym zdaniem tej historii, a nawet nie opowiedziała mu jak pracownicy apteki wyławiali ją ze studni trzy razy pod rząd! – Ja to bym tylko chciała wiedzieć, czy ten pan wytłumaczył sobie wszystko z żoną. Chciałam przeżyć wielkie, szalone, włoskie wakacje, ale niekoniecznie z rozwodem w małżeństwie – wykrzyknęła, nie mogąc przestać się chichrać. Może powinna im za rok wysłać pocztówkę z dopiskiem „mam nadzieję, że wciąż jesteście razem”, czy to w ogóle było na miejscu? Na pewno było zabawne… Pytanie czy mogło bawić panią żonę. - Wszedłeś do Domiego? – spytała z przerażeniem, zaraz jednak zastanowiła się nad tym trochę głębiej. – Tak, to w sumie mądrzejsze niż skakanie do studni… – przyznała mu z prychnięciem. – Ty no zaraz, poczekaj! Chwila! Czy ty chcesz właśnie powiedzieć, że PODPALIŁEŚ największego alchemika naszych czasów?!
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Poczochrał ją delikatnie po głowie za te wszystkie kochane słowa, ale nie było co ciągnąć tego tematu, skoro mieli do omówienia wielką przygodę z jeszcze większym finałem, a zapowiadało się na to, że każde z nich przeżyło ją w nieco inny sposób. -Remka, skarbie, czy z Tobą wszystko dobrze? - Aż przyłożył jej rękę do czoła, choć jednocześnie się chichrał, więc ciężko było powiedzieć, na ile poważne było to pytanie. -Jaki, kurwa, Domenico? Czy Ty sugerujesz, że oni zamknęli Anafesto w wiadrze?! - W końcu doszedł do tej konkluzji, która wcześniej za grosz sama nie wpadłaby mu do głowy, a przecież to nie tak, że nie miał chorych pomysłów. Po prostu wyobraźni gryfonki przerastała chyba wszystko inne. -Gdyby mnie zamienili w wiadro, to tylko bym się modlił, żeby nikt do mnie nie rzygał. - Teraz już na pewno mówił żartem, chociaż nie byłby to najbardziej szczęśliwy scenariusz. Czy jednak najgorszy? Był prawie pewien, że przeżył mniej przyjemne rzeczy. -Wyobrażam sobie, że aż tak to nie narzekali. - Spojrzał na nią zaczepnie, dobrze wiedząc, że zrozumie jego sugestie. Może się przyjaźnili, ale głupi, a przynajmniej ślepy, to przecież nie był. -Pewnie tak. Komu nigdy szalona baba ubrań nie kradła i nie twierdziła, że przeżyła z Tobą szalony romans, niech pierwszy rzuci kamieniem. - Prychnął, samemu robiąc się ciekawym, jak musiała wyglądać rozmowa tamtej dwójki. Oj problemy małżeńskie widać czyhały na każdym kroku nawet, jeśli nic złego się nie zrobiło. -Wszedłem do Domiego. - Ledwo powstrzymał się od śmiechu, choć jego mina zdradzała, że wyhaczył w tej wypowiedzi dużo mniej przyzwoite dno. -CZY TY SKAKAŁAŚ DO STUDNI?! - Teraz to sam chwycił się za głowę, bo było to głupie i odważne jak na gryfonkę przystało, a jednocześnie na tyle szalone, że ten pomysł szanował. Zmartwił się jednak trochę, bo jak się nie znało dziury, to mimo wszystko można było sobie parę kręgów połamać. -A tam od razu podpaliłem. Zaczął się wiercić i wylewać wodę to go zdjąłem pod chwili z ognia. Jak taki z niego alchemik, to powinien docenić takie podejście do pracy. - Prychnął, udając wielce oburzonego, choć tak naprawdę sam zaczynał widzieć, jak absurdalnie to wszystko musiało wyglądać z boku.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- No bo Max! No słuchaj! – zamachnęła rękami, bo przecież to było tak oczywiste! Kto inny mógłby ocenić, czy było się godnym, czy też nie niż sam Domenico towarzyszący w podróży! Z drugiej strony to w takim razie był to pierwszy raz, gdy „zdanie” załatwiła sobie rozbieraniem przy profesorze… Cóż, kto inny mógł się pochwalić, że największy alchemik ich czasów go oglądał bez ubrań? No właśnie! – Ja tego nie sugeruję, ja to wiem! Czemu inaczej mógłby podpowiadać! I pokazywać wizje i nawet do pracowni zaprowadzić? To na pewno jest duch Domenico! A już w ogóle po Dniu Moździerza to nie miała żadnych wątpliwości, że poznała Anafesto samego w nie-sobie. Dla przyjaciół Domi. Omal nie popluła się kawą na jego słowa i nawet lekko zbladła, przypominając sobie poranek po najgłupszej imprezie jej życia. - Ty, ale to chyba aż tak złe, co? Domenico by to wybaczył, prawda? Nie no, na pewno nie jest tak małostkowy, żeby obrażać się za czyjeś poranne rewolucje… – i uśmiechnęła się głupkowato, próbując potwierdzić, że na pewno nie miał jej za złe. Wolała nie mieć w zaświatach przerąbane u Anafesto. – Mówisz? – poruszyła sugestywnie brwiami, zaraz wesoło prychając. – W takim razie skoro Domi oglądał mnie trzy razy, to też powinien mi tę zniewagę wybaczyć. Myślała, że zaraz naprawdę popłacze się ze śmiechu na przygodę Maxa, no naprawdę byli siebie warci. Kąpiący się w alchemikach i szalona casanova polująca na zamężnych. We dwójkę tworzyli istny zespół spierdolenia, w tym wychodzi na to, że moralnego. - Wszedłeś do Domenico Anafesto – starała się zachować największą powagę, kiedy położyła mu rękę na ramieniu z najwyższym uznaniem. – Niewielu czarodziei może pochwalić się takim osiągnięciem, mój drogi – i nie była w stanie wytrzymać dłużej niż dwóch sekund sugestywnego spojrzenia, bo znów zaczęła się chichrać jak głupia, a zaraz i jeszcze tłumaczyć, no bo jak miała nie skakać do studni?! – Mówili zanurzyć się, tak? No to się zanurzałam! Ale spokojnie, to nie było tak głupie, miałam trytoni amulet! – wyszczerzyła się z zadowoleniem, jakby to poprawiało jej sytuację z wrodzonym debilizmem i proszeniem się o kłopoty. – Obskoczyłam chyba wszystkie studnie w Venetii! W aptece to chyba wisi dalej moje zdjęcie, że tej pani nie wpuszczamy… Czaisz, że trzy razy wyławiali mnie ze studni? TRZY?! Nawet człowiekowi w spokoju nurkować nie pozwolą! Ja rozumiem, że jeden raz tak, jakby to był wypadek, no ale trzy? Nie widzieli, że chciałam tam wylądować?! – i już nie wiedziała, czy była bardziej oburzona czy jednak rozbawiona swoim oburzeniem, ale nie potrafiła przestać się śmiać. - Dziwisz się mu? Ratujesz społeczność czarodziejską po to, żeby ci ktoś po latach tyłek podpalił! Ty byś się nie wiercił nad ogniem? – spapugowała jego ton, dźgając go lekko palcem. – Na twoim miejscu już bym mu stawiała przeprosinową herbatę. Ach! Bo kawy nie lubi! – bo tak, owszem, Remy zabrała Domiego na kawę.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max z kolei uznałby, że niepotrzebnie się męczył, bo pokazanie tyłka było jednym z jego ulubionych metod załatwiania spraw. A skoro i tak ostatecznie skończył w Domim.... -Podpowiadać? Pokazywać wizje? No nie wiem, ja to bym bardziej uznał, że ta woda była czymś naszprycowana. - Nadal powątpiewał w tę jej teorię. Był pewien, że jeśli sam Anafesto był pod postacią tego wiadra, to Max w życiu by nie dotarł ani do tej świątyni, ani nawet do pracowni alchemika, bo kto chciałby wpuszczać do siebie takiego pojeba. -Z tym zaprowadzeniem to też średnio. Wręcz sam się tam zaprowadziłem, jak go wyjebałem przez okno, żeby huk zwabił pracowników i żeby nie patrzyli się gdzie im grzebię. - Wyznał, już czując w kościach, jak Remka zareaguje na te rewelacje. Nie spodziewał się natomiast jej żywego plucia na wspomnienie o rzygach. Spojrzał na nią pytająco, a gdy się odezwała, sam o mało nie skończył na ziemi ze śmiechu. -No ładnie, mnie wyzywa a sama na niego rzyga. - Pokręcił głową, wyobrażając sobie tę sytuację. Dobrze wiedział, jak ludzie reagują, gdy im się zafajda koszulę, bo był w tym mistrzem. Pozostawało jednak pytanie, jak na to reagują wiadra, czy też ludzie, którzy są wiadrami. -Pewnie to był klucz. Rozbierał nas i patrzył, która dupa warta skarbu. - Poruszył sugestywnie brwiami. Cóż, obydwoje byli dobrze zbudowani i z ryja niebrzydcy, więc jeśli takie naprawdę były kryteria, to nawet potrafił zrozumieć, dlaczego pergamin ostatecznie otrzymał. -Tylko nie mów Paco. - Pogroził jej żartobliwie, choć jego oczy na chwilę nieco przygasły, ale nie pozwolił sobie na drastyczną zmianę nastroju. Nie, związkowe problemy były zdecydowanie tematem na inny dzień. Wysłuchał jej argumentów i musiał przyznać, że były dużo bardziej logiczne niż to, co pojawiało się w jego głowie. Choć jak widać równie nieskuteczne. -Trytoni amulet chyba nie chroni przed rozbryzgiem mózgu, ale co ja tam wiem. - Machnął ręką, jakby to był niewielki szczególik, malutka przeszkoda, którą można było pominąć. -No ale powiem Ci, że ja też zaglądałem do wielu. Chociaż do żadnej nie pomyślałem żeby wejść. Coś czuję, że tubylcy długo nie zapomną tego lata. - Zdecydowanie venetianie musieli mieć ubaw. Ciekawe, czy takie jazdy odwalały się co roku, czy tylko oni byli na tyle nienormalni, by psuć majestat tego miejsca. -A może myśleli, że usilnie próbujesz skończyć ze sobą i chcieli pomóc? - Zasugerował, bo faktycznie lądująca w studniach panna musiała jakoś wzbudzać nie tylko ciekawość, ale i pewnie niepokój. -A ja lubię jak mnie pali i co? - Nie mógł odpuścić podobnych żartów, gdy ona sama się mu podkładała. -Remy.....? - Spojrzał na nią podejrzanie, po czym musiał wywalić z siebie resztę słów. -Czy Ty chcesz mi powiedzieć, że piłaś kawę z wiadrem?- Nie mógł, naprawdę nie mógł z tego wszystkiego. Obydwoje byli warci co najwyżej błazeńskiej czapki, a nie mistycznego przepisu na życiodajny eliksir.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Naszprycowana duchem wielkiego Domenico Anafesto! – zawtórowała mu z absolutną pewnością siebie i dumnie uniosła głowę, uśmiechając się brawurowo, bo przecież nie było innego wyjaśnienia! Max mógł mówić co chciał, a ona i tak wiedziała swoje! Domenico czuwał nad nimi przez całą te podróż… A co do jego wytycznych kto był godzien to się już nie czepiała. Jeżeli oceniał kandydatów pod względem tego, jakimi byli dupami na dziesięć, to mogła tylko powiedzieć, że nie dość, że Anafesto mądry to miał jeszcze dobry gust i wprawne oko, ot co. – WYRZUCIŁEŚ DOMIEGO PRZEZ OKNO?! – powtórzyła z przerażeniem, a zaraz wybuchła kolejną salwą śmiechu, wyobrażając sobie rzucającego się na boki ze złości w locie podręcznego przyjaciela. – Max! Ty się Merlina nie boisz! Rzucać alchemikiem! Może jesteś śliski, ale odwagę to ty masz Gryfa! – wyszczerzyła się do niego wesoło, szturchając go w bok z rozbawieniem. No naprawdę, już nie wiedziała, które z nich było lepszym aparatkiem. - Oj no co miałam zrobić?! Już lepiej do niego niż naokoło! Przynajmniej widział, że bałaganu nie robię i koloseum szanuję! – prychnęła z udawanym oburzeniem, ale sama ledwo powstrzymywała się od zwijania się ze śmiechu. Jedno do Domiego wchodzi, drugie do niego rzyga, Merlin jeden wiedział, jak zostali nazwani godnymi. – Wiesz co, jak tak patrzę na to teraz, to chyba faktycznie tylko dlatego dostałam ten przepis – pokiwała głową, wycierając łezki śmiechu z kącików. – Przecież on się musiał w tym drewnie przewracać, jak widział jak mu figury fajczę jedna za drugą… Kot też nie był zachwycony! – nie wiedziała, czy Max też musiał przejść przez podobne ceregiele, ale jeżeli tak, to koniecznie musiała się dowiedzieć ile mu to zajęło. - Twój sekret jest ze mną bezpieczny – zapewniła. Widziała tę chwilową zmianę nastroju, było to zaledwie kilka spokojniejszych sekund, jakby na chwilę coś w nim przygasło i zaraz wróciło do normy. – Jak każdy inny – uśmiechnęła się słodko i krótkim złapaniem za ramię pokazała, że nie przecież tu była, nawet jeżeli teraz nie mieliby o tym rozmawiać. Zresztą to „teraz” chyba i tak było zbyt pochłonięte przez ich debilizmy związane z całą zagadką. - Przynajmniej bym się w nim nie utopiła! – odparła od razu, wręcz z dumą, że wpadła na taki żart, choć był on równie debilny co skakanie do studni. – Żeby się nie okazało, ze za rok zobaczymy tabliczki „hogwartczyków nie przyjmujemy” – choć była pewno, że coś takiego już wisiało w aptece. – To mogli chociaż zapytać a nie tak od razu krzyżować piękne plany! Bo co, blondynka to wiadomo, że nie wie co robi? Skandal! – żartowała wesoło, nakręcając tę atmosferę wraz z Maxem coraz bardziej. Jeżeli nie zapamiętaliby jej ze skakania do studni, to teraz na pewno Venetianie nie wymazaliby sobie z pamięci ich śmiechów. - To mogę ci obiecać, że dostaniesz ognisty prezent powitalny? – poruszyła sugestywnie brwiami i mrugnęła do niego. – Ja? – zdziwiła się lekko tą nagłą zmianą i prychnęła razem z nim. – Oczywiście, że tak! Wszyscy pytają się co Domi, a nikt nie zapyta się „jak się masz Domi”! – ryła już tak ostro, że musiała złapać się za brzuch, bo aż ją przepona bolała. – Uratował całą Venetię, tak? Chyba należy mu się choć jedna kawa w podziękowaniu! No a chyba nie zaprzeczysz, że towarzystwo to mu zapewniłam doborowe – uśmiechnęła się szelmowsko i uniosła kubeczek z kawą jak do toastu. – Szkoda tylko, że Domi to jednak nie wiadro kultury, zaczął skakać na boki, że mu nie smakuje… Zapraszasz kolesia na randkę w kawiarni, a ten jeszcze narzeka!
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Kurwa, Rems... Wiele brałem, ale takiej jazdy to ja w życiu nie miałem. - Nie mógł odpuścić sobie ciągnięcia tego zjebania umysłowego. Śmiał się, jakby jutra miało nie być, a raczej jakby Beltane znowu przyszło. Z nią to zawsze można było liczyć na odpowiedni nastrój i wspomnienia na całe życie. -WYRZUCIŁEM DOMIEGO PRZEZ OKNO. - Odkrzyknął, kisnąc z tego wszystkiego, co się tu działo. Z drugiej strony, może tak było lepiej, bo gdyby przeszło mu przez myśl, że wiadro może posiadać duszę Anafesto, to pewnie nigdy nie dostałby przepisu, zamykając się z naczyniem w Koloseum i męcząc je milionem pytań. Tak, Domi zdecydowanie powinien się cieszyć, że Max tylko się na nim wyżywał. -A co mi Merlin może zrobić? Typ pewnie wystraszyłby się flesza od telefonu. - Mało czego się w życiu bał, a jakiejkolwiek opatrzności to już w ogóle. Poczuł się jednak mile połechtany, gdy nazwała go odważnym, a nie głupim czy bezmyślnym, bo sam raczej optowałby za takimi przymiotnikami. -Wiesz co, promyczku? Czasem to ja się zastanawiam ile razy to Ty oberwałaś łyżwą w głowę. - Inaczej nie potrafił skomentować tego wszystkiego. Nie żeby sam był lepszy, no ale.... Siebie dissował na co dzień, jej tak często to nawet nie widział. -Zabrzmię jak niewdzięczna kurwa, ale mnie te figury to tam najmniej interesowały. - Znów wybuchnął śmiechem, po czym rozwinął myśl. -Dobre trzy godziny dokumentowałem wszystko w tej pracowni. Ba, nawet byłem o krok od rozpalenia pieca, ale no w końcu usiadłem do tej zagadki. Te metale mnie wykończyły... - Przyznał szczerze, bo to chyba te elementy sprawiły mu najwięcej problemu. Owszem, jego figury też kilka razy uległy zniszczeniu, ale dzięki warsztatom z Alchemikami, Max dobrą podkładkę, żeby wiedzieć, jak to wszystko może działać. A działało niekoniecznie logicznie dla kogoś, kto nigdy z Alchemią nie miał do czynienia. -Wiem, Remy. W końcu to do mnie na prawdę dotarło, choć nie było łatwo zostawić was na tym moście... - W jego oczach widać było miłość i wdzięczność, jaką darzył dziewczynę. Nawet ujął jej dłoń, by odpłacić się poniekąd za te wszystkie gesty. Przejście do świątyni trytonów było cholernie ciężkie, ale i zdecydowanie warte podjętego trudu. -Po raz kolejny - logiki Ci odmówić nie mogę. - Zgodził się, rozbawiony do granic. Wykminiła to całkiem całkiem. -Ja myślę, że jak tylko wyjedziemy, zamkną się na cztery spusty i nikogo nie wpuszczą. Założę się, że przy nas to zatęsknili za smokiem. - Wcale by go to nie zdziwiło, gdyby potrzebowali odpoczynku od jakichkolwiek turystów. Łatwo nie mieli, a wyspa zdawała się być raczej miejscem dość spokojnym. -Mmmm... Brzmi obiecująco. - Brnął w te ogniste skojarzenia, chociaż pierwsze o czym pomyślał to butelka jego ulubionego trunku. Jezu, jak mu się smutno zrobiło, że nie może nawet umoczyć dzióbka w whisky. Choćby tylko dla smaczku.... -Wypraszam sobie, ja pytałem o chuj mu chodzi! - Co jak co, ale przecież nie mógł pozwolić sobie wmówić, że był niesympatyczny. Co prawda te pytania miały raczej mało kulturalny wydźwięk, ale to się nie liczyło. Na pewno nie teraz, gdy karuzela śmiechu wirowała do porzygu. -Towarzystwo to miał wyborowe! - Zgodził się, bo akurat tu nie mógł znaleźć żadnej obiekcji. Zraz jednak obruszył się, gdy usłyszał, że wiadro nie do końca poszanowało ten skarb, jakim była randka z Remcią. -Chyba muszę go nauczyć, jak traktować kobiety. Totalny brak kultury. - Prychnął, kręcąc z niezadowoleniem głową.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Nie winię Rubsona za te dogryzki. W zasadzie to wolę już to niż żeby się nade mną użalała albo nie daj Merlinie mi współczuła. Nie mam do siebie żalu i nie traktuję poprawki roku jako porażki, bo z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że zrobiłem wszystko, aby zdać. A rodzina zawsze, niezależnie od sytuacji, była, jest i będzie dla mnie najważniejsza i jestem gotowy dla niej na największe poświęcenia. Aż sam nie wierzę w to co słyszę. Wiem, że Ruby nie ma za knuta wyobraźni i rozumu, ale sądziłem, że biorąc szemrane wino z bazaru dowie się chociaż co to i jakie będą skutki. A są, jak widać, opłakane, jednak nie drążę tematu, bo od prawienia morałów i kazań w naszym domu jest Pioter, a nie ja. O czym właśnie żywo dyskutujemy na przykładzie mojego kiblowania. – Prędzej osiodłam smoka niż Peter sobie odpuści. Choćbyśmy mieli po pięćdziesiąt lat, on nam będzie matkował – stwierdzam fakty, bo przecież oboje doskonale znamy brata. Możemy się z niego wyśmiewać i traktować go jak wroga, narzekać na jego troskę, ale gdyby nie on to nie dalibyśmy rady po śmierci mamy. – Masz mnie, dokładnie dlatego ujebałem, nie wytrzymałbym bez ciebie ani sekundy, bo przecież w szkole t y l e czasu spędzamy razem – ironizuję. – Przynajmniej utrwalę sobie materiał, a i podręczników nie muszę kupować – znajduję oczywiste plusy tej sytuacji, do których w myślach dopisuję możliwość spędzania wolnych chwil z moimi przyjaciółmi i dokładne przygotowanie się do prawniczej kariery, którą za rok zacznę z Zosią u boku. A to sprawia, że uśmiecham się szeroko i nie przejmuję się tym, co mi się przytrafiło. Prycham, gdy stwierdza, że jest jedyną kobietą w moim życiu. – C h c i a ł a b y ś – krzyżuję ręce na piersi; może i nie mam bujnego życia towarzyskiego, ale nie jestem frajerem, który podpiera ściany i nie ma do kogo gęby otworzyć (co byłoby naprawdę najbardziej okrutnym scenariuszem, jaki jestem w stanie sobie wyobrazić). – No daj spokój, to się w głowie nie mieści, zastanawiałem się czy gdzieś pisma nie napisać, ale stwierdziłem, że nie ma co sobie problemów robić, Wang mnie przeraża – wzdrygam się, jednak szybko wraca mi dobry humor, bo czeka nas ekscytująca rzecz, a mianowicie DZIARANIE SIĘ. – Doberek – witam się uprzejmie po angielsku, bo w przeciwieństwie do siostry jedyne włoskie słowo jakie znam to ariwederczi, które jest mocno nie na miejscu w momencie, gdy dopiero co przekroczyłem próg tego przybytku. Unoszę brew na propozycję Ruby, która jak widzę wszystko już skrupulatnie zaplanowała. – Może macie w ofercie jakieś meczingowe tatuaże, ale takie dla rodzeństwa, żeby krindżu nie było – zagaduję sprzedawcę z nadzieją, że zaraz nam coś zaprezentuje, co wywali nas z butów z wrażenia.
______________________
i read the rules
before i break them
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Czyli chcesz powiedzieć, że też miałam jazdę lepszą od samego Solberga? – wyszczerzyła się łobuzersko, zdecydowanie zbyt dumna jak na takie określenie. Ale jak miała się nie uśmiechać i nie żartować, kiedy humor aż tak jej dopisywał? Mogłaby się tu zaraz spłakać z tego chichrania przy chłopaku. Zdecydowanie mieli zadatki na rozniesienie w swoim humorze każdego miejsca, w którym byli. - WYRZUCIŁEŚ DOMIEGO! – powtórzyła za nim z równym oburzeniem, niedowierzaniem i głupawką, załamując teatralnie ręce. Odwagi to naprawdę jej zdaniem mu nie brakowało i wcale nie ze względu na te żart, choć z drugiej strony takie nazwanie przez Gryffona też nie było jakiś wybitnym wyznacznikiem, że w tym wszystkim nie było jednak dużej głupoty. - Tyle razy, żeby wiedzieć jak właściwie nią walnąć – zmarszczyła złośliwie nosek, patrząc na niego wyzywająco… Chociaż z jej wzrostem i całym tym roześmianiem (i wcale nie tak dobrze ukrywanym rozczuleniem na nazwanie promyczkiem) jej zdolności zastraszania były raczej równe lunaballi. Prędzej zabiłaby cukrzycą niż wzrokiem. Aż jej spojrzenie zabłyszczało, gdy przyłożyła mocniej dłoń do torby. Też miała masę notatek na temat wszystkiego, co tam znalazła. Świetlikowe tłumaczenia. Obserwacje. Zdjęcia. Nie umiałaby tylko z tego skorzystać, bo mistrzem alchemii to ona nie była, ale Max… Złapała go za nadgarstek, jakby już, teraz, od razu chciała go gdzieś zaciągnąć i przyjrzała mu się wielkimi, rozgwieżdżonymi oczami. - A co jeżeli byśmy go odpalili? – zaproponowała równie poważnie, co z podekscytowaniem, więc nie dało się tego pomylić z żartami. Uśmiechnęła się, jakby właśnie stali na krok od kolejnej, wielkiej przygody. – Gdybyśmy tam wrócili i rozgryźli cały sprzęt? – niemal szeptała z przejęcia, gdy to proponowała, a cała buźka jej się śmiała. – Moglibyśmy spróbować zrobić ten eliksir! Jak Anafesto! – „pisnęła” szeptem, czekając na jego reakcję. Wystarczyłoby jedno słowo, a pobiegłaby tam bez zastanowienia. – Rozgryźlibyśmy to razem! Na przygodzie! Jej Seaverowe serduszko gnało za doznaniami tak bardzo, że wypatrywała przeżyć i nowych doświadczeń za każdym rogiem, lecz kiedy Max powiedział o tym, że zdawał sobie sprawę, że miał wiernych przyjaciół obok siebie, z takim wzrokiem, aż przystanęła w miejscu, ścisnęła mocniej jego dłoń i oddała mu takie samo spojrzenie. A jej uśmiech z łobuzerskiego zmienił się w ten czuły i pełen troski. Tak dobrze było to słyszeć. Nie wiedziała, co stało się na moście i nie wiedziała nawet, czy powinna pytać, ale widziała w nim zmianę i nie mogła być dla niego szczęśliwsza. - Jestem z ciebie dumna – powiedziała słodko, z całą miłością jaką kierowała do tego ślizgońskiego szaleńca. Może i dla kogoś z boku brzmiało to głupio, ale nie obchodziło jej to, zależało jej na Maxie i usłyszenie, że coś sobie w głowie ułożył, że pod tym względem zaakceptował siebie jako kogoś wartego oddania od innych, to było coś ogromnego. – Naprawdę. Po tej jednak chwili znów wpadli w swój pęd śmiechu, karuzeli szaleństw, którą nawet zasady Venetii czy zmartwieni aptekarze nie potrafili zatrzymać! - No nie?! NO NIE?! JA! MAX JA MU POSTAWIŁAM KAWĘ! – żaliła się teatralnie, tak naprawdę tak bardzo kisnąć ze śmiechu, że omal się w pół nie złożyła i na ziemię przy nim nie wyłożyła. – A ten chciał ją WYPLUĆ! Dobrze, że tego nie zrobił tylko zabulgotał, bo już w ogóle brak kultury! Ja nie wiem, niby największy alchemik, ale wcale się zachować nie umiał… Zresztą czego się spodziewać po kolesiu, który cię rozbiera i wrzuca do ślepej uliczki po pierwszym spotkaniu! Takie coś to CHOCIAŻ po drugiej! – do samego końca dała radę zachować wykładowy ton i nawet pomachała palcem, ale kiedy skończyła, prychnęła tak ciężko, że musiała się podeprzeć o jego ramię.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-To chyba nie tak powinno działać. - Zaśmiał się w temacie obrywania łyżwą. But to jeszcze chuj, ale tak dostać z płozy to już raczej nie każdy by chciał. Zdecydowanie nie rozmyślał jednak nad tym zbyt długo, bo to jej wkurwione rozbawienie tylko bardziej pogłębiło jego własny śmiech. Błysk w jej oku, przyciszony głos i słowa, jakie wypowiedziała sprawiły, że był już całkowicie kupiony. Odpalić piec Anafesto? Nie ma na co czekać, może iść i teraz, zaraz od ręki! -Remcia, jak Ty wiesz, co mnie kręci. - Żartobliwie poruszył sugestywnie brwiami, choć poczuł pewne podniecenie na samą myśl o takiej przygodzie. -Jakbym się tam rozłożył, jakbym wypróbował każdy ten sprzęt... Nawet uwarzył głupi wiggenowy.... Musimy tam pójść. Obowiązkowo! - Rozmarzył się, nawet tego nie ukrywając, choć gryfonka miała rację. Wytworzenie Tritone Curatio w pracowni Domenico byłoby jeszcze bardziej wiekopomną chwilą niż ktokolwiek z nich był w stanie sobie to wyobrazić. Dobry humor nie opuścił go, gdy usłyszał, że Remka jest z niego dumna. Wiedział, że mówi to całkiem poważnie i sam też był zadowolony z własnej zmiany nastawienia w tym temacie. Pochylił się i dał jej ciepłego buziaka w policzek, bo ten gest zdecydowanie wyrażał więcej niż jakiekolwiek słowa, jakie teraz mogły opuścić jego usta. -Jakby ją wypluł, to by do końca życia był używany przez tą starą babę do dłubania w zębach, już ja się bym o to postarał. Taki brak szacunku dla mojej żonki! - Prychnął teatralnie wzburzony, bo cała ta sytuacja była wręcz absurdalna. -Za grosz kultury, po prostu. Ja nie wiem, jakie tu były zwyczaje randkowe te kilka wieków temu, ale na miłość Morgany! - Pokręcił nawet głową i złapał się pod boki, tak był oburzony tym wszystkim. -Chyba musisz sobie te zasady wytatuować na czole, żeby następny mądry wiedział, jak się zachować. - Zaproponował bystrze, po czym prychnął, bo los im chyba sprzyjał. -Patrz, akurat mamy jakieś studio. Panowie na pewno wcisną Cię bez kolejki. - I po prostu wziął i pociągnął Remy w stronę wejścia do "Weneckie Cuda Tatoo" gotów dokładnie wyjaśnić pracownikom, czego szukali.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Jako dobra żona chyba muszę wiedzieć, jak rozpalić męża? – spapugowała jego minę, dodając do niej własnego, diabełkowego wyrazu. I chociaż były to wygłupy, rany! Jak ona naprawdę chciała to zrobić! Przekonać się, jak wszystko w jego pracowni działało, na jakiej zasadzie, jak mógł pracować te wieki temu! Obydwoje byli tym zafascynowani, nawet jeżeli pod różnym kątem, czemu więc z tego nie skorzystać? – Jak dla mnie, to możemy tam nawet rosół uwarzyć! – prychnęła, podskakując w miejscu na samą myśl o nauce tych wszystkich sprzętów. – Koniecznie tam pójdziemy! Mówię ci! Pierwsza wolna chwila i cię tam zaciągam! – i wcale nie żartowała, chociaż cieszyła się jak dzieciak, była zupełnie, absolutnie i co najważniejsze przygodowo gotowa, żeby ruszyć we właściwym momencie. Co prawda dla niej każdy moment był właściwy, no ale, czasami trzeba było się dostosować do Ślizgońskich grafików. Buziaka przyjęła z równie mocnym rozczuleniem co uśmiechem, a ten drugi tylko narastał w miarę spędzania razem czasu. Ona sama chyba nie miała więcej słów, wyrażających całe ciepło, więc po prostu przełożyła je w akcję, dalszą zabawę, wygłupy i śmiech, którym miała zamiar chłopaka zarażać, nie dając ani pół nieprzyjemnej myśli dojść do jego głowy. Nie na jej warcie. - No nie? Co kraj to obyczaj, ale takie zachowanie to już przerasta wszelkie pojęcie! – pokręciła głową z prychnięciem. - Na czole?! No to chyba ty ze mną! – pstryknęła go jeszcze w nos, zanim porwał ją do środka. Musieli wyglądać jak debile, gdy dosłownie wciągnął ją, kiedy ona sama nie miała się siły opierać i po prostu chichrając się w głos omal nie wywaliła się na najbliższe krzesło samym impetem szarpnięcia. – To nie łóżko, żebyś mną tak miotał, mężu – prychnęła rozbawiona, podtrzymując się jego ręki. Tak, zdecydowanie była w szampańskim nastroju. Czego nie można chyba było powiedzieć o skonsternowanych pracownikach, których szybko spróbowała udobruchać uśmiechem i minką szczeniaczka-niewiniątka, którą miała opanowaną do perfekcji. A zaraz podobny wzrok przeniosła na Maxa. – Ej, ale tak serio serio. Robimy sobie jakiś tatuaż? Wiesz… Żeby ten, kto z jakiegoś powodu ma wiedzieć będzie też wiedział, że może do nas podejść? – spytała półszeptem, wpatrując się w niego zachwycona tym nowym pomysłem tatuażu.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Jesteś w tym najlepsza! - Porwał ją z ziemi i zakręcił wokół aż sam o mało co się nie zrzygał z tej karuzeli. Musiał jednak oddać Rems, że pomysł to miała zacny. Idealny wręcz! -Typowa kobieta. Będzie mi pracownie gotowaniem profanować. - Prychnął zdegustowany, bo marnować coś tak niezwykłego i magicznego na głupi rosół, to akurat była już przesada. Nawet Solberg posiadał swoje granice i to była jedna z nich. Dość ważna nawet. -Nie musi być nawet wolna. Dla Ciebie rzucę wszystko! - Odpowiedział ochoczo, bo co jak co, ale takie okazje raczej nie trafiały się zbyt często i trzeba było z nich korzystać, póki jeszcze mogli. Przy Remy ciężko było myśleć o poważnych rzeczach. Choć wiedział, że może jej zaufać, wolał czerpać z tego promyczka szczęścia i nadziei, jakim dla niego była. Dlatego też blokował każdą natrętną myśl, co nie było trudne, gdy skupiał się na roześmianych oczach gryfonki. -Na czole! Chciałem na dupie, ale wiesz... To byś się musiała od razu rozbierać, przed pierwszą randka nawet. A chyba nie taki jest cel, nie? - Wszedł w głębszą rozkminę, ciągnąc ją za sobą do studia tatuażu. -Wybacz, tak mnie rozpaliłaś tym piecem... - Odpowiedział, starając się zachować pełną powagę w czasie, gdy pracownicy patrzyli na nich jak na ostatnich debili. Całe szczęście, że Max miał ze sobą tłumaczki i był w stanie przekazać im plan dzisiejszego wieczoru. Plan, który w mgnieniu oka uległ zmianie. -Myślisz, że są w stanie taki ogarnąć? - Zapytał, powątpiewająco. Nie miał nic przeciwko tatuażom, choć akurat w tej chwili jego ciało było średnio na nie przygotowane.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- I lepiej, żebyś o tym nie zapominał! Drugiej takiej nie znajdziesz! – pogroziła mu, marszcząc złośliwie nosek, a zaraz zaczęła się chichrać jeszcze głośniej, gdy obrócił nią w powietrzu. No i to się nazywało godne przyjęcie jeszcze zajebistrzego pomysłu! Naprawdę, w tym tempie samonakręcającego się przypału to albo Hogwart mógł nie wytrzymać ich dwójki, albo ich dwójka Hogwartu, w każdym z tych przypadków coś musiało pierdolnąć i grunt, żeby to nie ich dwójka na ziemię przy tej karuzeli. – Wspaniale! W takim razie mam pierwszą atrakcję na powrót do Londynu. Brzmi bocentaur i prowadzi prosto tutaj – uśmiechnęła się łobuzersko, mając przynajmniej ze sto pomysłów w jakiej sytuacji mogli chrzanić to wszystko i wybić pobawić się trochę zabawkami Anafesto. Jej samej przy Maxie mordka nie mogła się przestać śmiać. Przypałowością rezonowali i nadawali na tych samych falach, a gdy chłopak już rozbujał się w zabawie, porywał w nią tak skutecznie, że nie dało mu odmówić. Kto chciałby przerywać ten beztroski śmiech? Ona na pewno nie miała do tego serca, po prostu dając mu wybrzmiewać dwa razy głośniej, w końcu w akompaniamencie swojego własnego. - Czy dadzą? Mój drogi, oni muszą dać radę – oznajmiła dziarsko i sama zabrała się z tłumaczką za opisywanie wzoru. Miał być podobny do tego Maxa, choć w drobnych różnicach w szczegółach jak ułożenie pewnych elementów. – Myślisz, żeby zrobić taki ruchomy? – pochyliła się nad proponowanymi designami, zerkając co chwilę na chłopaka, żeby zobaczyć jego minę. Czasu tatuażyści mieli mało na zaprojektowanie, żeby nie powiedzieć tyle ile z marszu, ale niektóre wzory były bardzo obiecujące.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Sprawdzić zawsze warto. - Wystawił język w jej kierunku, w typowym dla siebie, żartobliwym stylu. Faktycznie, nie pomyślał nawet o tym, że teraz obydwoje będą znów razem w Hogwarcie. Co prawda po różnych stronach, ale nadal... Zapowiadał się niezapomniany rok szkolny, zdecydowanie! -Świetnie! Tylko jak nie chcesz być orzygana, przypomnij mi o lekach na lokomocyjną. - Pstryknął ją w nosek, bo sam często zapominał, jak świstoklik na niego działał. A działał w kurwę mocno, co zawsze kończyło się spontanicznym wyrzutem zawartości Maxiowego żołądka. Grzechem było pozbawianie ich tego nastroju. Gdy trzeba było, potrafili rozmawiać jak dorośli, poważni ludzie, ale w chwilach jak ta, czerpali radość z życia, beztrosko dając się porwać swoim głupim pomysłom. A jeden z nich miał zaraz przerodzić się w coś pięknego. -Chyba tak. Ale lekko ruchomy. Nie chcę żeby mi popierdalał po całym ciele. - Wyznał, nakreślając pracownikom dokładnie, jak tatuaż ma wyglądać. Fiolka, syrena, sroka.... Wszystko łączyło się w piękną pamiątkę jego największych osiągnięć. No i oczywiście miało pomóc ewentualnym klientom, którzy potrzebowaliby jego pomocy. Gdy jednak padło pytanie, gdzie tatuaż ma być umiejscowiony, dobry humor Maxa prysł. Ciało dwudziestolatka wyglądało wciąż, jak przepuszczone przez maszynkę do mięsa. Ukrycie blizn nie było teraz dobrym pomysłem, więc musiał znaleźć miejsce, które jakkolwiek nadawałoby się do ozdobienia. Nie było to łatwe, bo takich miejsc praktycznie nie miał. -Lewe przedramię. - Odpowiedział w końcu, wskazując na zakryty bluzą kawałek ciała tuż pod zgięciem łokcia. Te okolice miał najmniej poranione, bo po prostu nie był w stanie aż tak wygiąć dłoni, by się tam zranić, a prawą ręką, zaklęcia wychodziły mu praktycznie wcale. -Widzimy się na gotowe? Żeby nie psuć sobie niespodzianki? - Zaproponował, licząc na to, że Remka nie będzie chciała siedzieć obok, a przez to nie zobaczy blizn, które musiał odsłonić, by dać się wytatuować.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Kurwa, ty to wiesz, jak kobietę rozkochać, groźba zdrady i orzygania, aż nie wiem co wybrać! Wszystko takie dobre! Jedyne grzechy jakie mogły im zagrozić, to te dobrej zabawy, bo gdy Remy już się rozpędziła, to nie zamierzała zwalniać, oglądać się za siebie czy czegokolwiek żałować. Po prostu nie miała tego w zwyczaju i nie pozwalała, by coś podobnego doszło do głosu u kogoś, kto jej towarzyszył. Teraz więc szczęśliwym zwycięzcą nieposkromionej energii był Max. Śmiała się, biegała i łapała życie za rogi jakby zaraz oddechu miało jej zabraknąć na cieszenie się tym w pełni, nie mając ani pół czasu do stracenia na przeżywanie, odkrywanie i doznawanie świata w tylu barwach i dźwiękach, ile tylko miał do zaoferowania i więcej. A chłopaka zamierzała pociągnąć w to szaleństwo ze sobą, szczególnie, że jak komuś do twarzy było w uśmiechu, to nie można było tak tego marnować! I ten rozpęd, to prowokowanie po więcej, skakanie po następną rzecz i ściganie się z samym życiem doprowadziło ją do pierwszego tatuażu. Nie żeby żałowała czy miała jakieś wątpliwości, o nie, przeglądała wzory, dopowiadając coraz więcej sugestii od siebie, sama też miała mieć fiolkę i syrenkę, znak rozpoznawczy, że chodziło właśnie o TEN eliksir. Zamiast kruka były jednak fale, z kolei samą butelkę zamykał nie korek, a zwój – w którym to zresztą miała się czasami ta syrenka chować i z niego wypływać. - Lewe przedramię? – zawtórowała mu, szturchając go lekko i wyciągając swoją rękę i oglądając ją jeszcze bez tatuażu, jakby oceniała, czy to na pewno idealne miejsce, po czym pokiwała na chłopaka z entuzjazmem głową. – Będzie idealne! – Nie wiedziała, czemu ten humor, który mógłby wyjebać sufit samej Veneckiej świątyni nagle tak mu opadł, ale całą sobą pokazywała mu, że jak coś, to była obok. I swoim znacznie spokojniejszym uśmiechem i tym, że kilka razy zaczepnie się od niego odbiła ramieniem, posyłając mu zapraszające do zabawy spojrzenie. – Przyznaj się, odjebiesz sobie tam coś takiego, że po wyjściu mnie po prostu przebijesz? – zmrużyła na niego oczy, może i gadała głupotki, ale liczyła, że tym trochę odciągnie jego uwagę od czegokolwiek, co go teraz trapiło. – Jak ma być niespodzianka, to lepiej wyjdź z fajerwerkami – zaśmiała się w końcu, wyrzucając ręce do góry i popchnęła go w stronę jednego z pomieszczeń, chwilę dłużej przytrzymując mu dłoń na ramieniu, w najprostszym geście wsparcia.