C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Najstarsza apteka w Venetii, która korzeniami sięga jeszcze czasów starożytnych. Budynek, w którym się znajduje, był wielokrotnie przebudowywany i dostosowywany do panującej akurat mody, rozwijając się i udoskonalając z każdym kolejnym stuleciem. Trzeba jednak przyznać, że Kociołek Eskulapa zachował swój dawny, niepowtarzalny kształt, pełen ciemnych mebli i roślinności, która zdaje się wkradać w to miejsce z każdej możliwej strony. Na dziedzińcu kamienicy, w której znajduje się apteka, wzniesiono również studnię, z której podobno czerpie się wodę do przygotowywanych tutaj eliksirów. Otaczają ją przeróżne rośliny, z których część zasadzona została w obszernych donicach. Pełno tutaj również skrzyń i worków z magiczną zawartością.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Roślinność, uzdrawianie, drzewa, które rosną naokoło ludzi i woda. Woda, woda, woda. Trytoni ją trochę poganiali, zdecydowanie niezadowoleni jej przesiadywaniem w ich miejscu. Jeszcze kilka chwil tam spędziła, w końcu jednak podziękowała jak najgrzeczniej za ich cierpliwość i nawet zostawiła jedno ze zdjęć, na którym ich uchwyciła! Fotka była całkiem urocza, więc stwierdziła, że może im się ten prezent spodobać. Chodząc uliczkami Venetii zastanawiała się nad kolejnym miejscem, patrząc przy tym na znaki na ulicach, czy żaden nie zawiera podobnych symboli co te, które udało jej się sfotografować i przetłumaczyć. Cóż, może i żadnego nie wypatrzyła od razu, co za to zobaczyła to najstarsza apteka… Życiodajna woda. Szybko otworzyła książkę, przeglądając zdjęcia i notatki ojca. Były tam drzewa! Całkiem sporo roślinności! W drogę! Niemal puściła się biegiem, a gdy była już na miejscu… No tak. Jakoś trzeba było dostać się do wody. Do studni. Nie dała jednak przemówić zwątpieniu. Nie, kiedy najpierw przemawiał przez nią duch gryfoński! Nic jej nie powstrzyma! Wyjęła z plecaka trytoni amulet w razie, gdyby woda w studni była głęboka. Tak. W studni. I czekan południa. I czym prędzej wskoczyła do środka, wbijając czekan w ścianę i zaczynając swoją powlną wędrówkę w dół. Do samego źródełka życiodajnej wody.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- NO CHYBA PAN ŻARTUJE, ŻE STUDNI! – westchnęła ciężko, zarzuciła rękami i, po daniu mu kolejnych 10 galeonów, wróciła się swoimi śladami. – Trzeba było zejść do końca! Taki błąd nowicjusza! – wyzywała na siebie, zaraz jednak, jadąc kanałami na swoich butach, zaczęła nucić sobie piosenkę. Jej tekstu nie pamiętała – zapisała go sobie jednak na bieżąco, kiedy mężczyzna śpiewał. Na razie powtarzała melodię. Wyszła przy jednych z najbliższych aptece schodków, zmieniła buty do jazdy na normalne i, w pełni zdeterminowana i nie zatrzymując się ani na chwilę, z wiadrem przewieszonym przez ramię i czekanem w ręce – wskoczyła do studni. Tym razem nie zatrzymała się przy płaskorzeźbie, szła aż na samo dno.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Drzemka była jej zdecydowanie potrzebna, nałaziła się tyle, że potrzebowała odpocząć. Niestety odpoczynek ten wcale nie był tak odprężający, jakby mogła tego chcieć. Cholerna studnia ją prześladowała. Do trzech razy sztuka, prawda? Nie zamierzała się poddawać od tak, wiedziała, że była na tropie, musiała być! Nawet piosenka mówiła o życiodajnej wodzie i studni i choć słuchanie się przygrywki ulicznego żebraka można było uznać za wariactwo… Koniec końców była debilem, który uparcie po raz trzeci schodził na samo dno studni. Tym razem jednak nie rozglądała się bez sensu. Miała plan. Wiadro w jednej ręce. Różdżka w drugiej. Świetlik w zębach, żeby rozjaśnić sobie studnię. Przecież skoro mężczyzna dał jej wiadro, musiało ono do czegoś służyć, czyż nie? Napełniła więc je wodą jedną ręką, a drugą rzuciła Alohomorę w bliżej nieokreślone miejsce, po prostu żeby sprawdzić, co tym razem się zadzieje.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Aranżacji wnętrz? – zapytała trytona, ale ten zaraz rozpłynął się w powietrzu. – Czy ty mi coś dosypałeś do tej wody? – spojrzała podejrzliwie na wiadro, ale zaraz zaśmiała cię ciepło, usiadła na pobliskiej ławeczce z wiadrem na kolanie i, kładąc na nim łokieć, wyjęła książkę i zaczęła ją przeglądać. – Pani Doża mówiła o Anafesto, a teraz tryton. Ty pewnie też mówiłbyś o Anafesto, gdybyś umiał mówić… Zaraz się jeszcze okaże, że to ty jesteś Domenico, co? – zapytała trochę wesoło, trochę jednak na serio, unosząc na nie brew. – W sumie pasuje ci, Domi dla skrótu, co ty na to? – zaproponowała. – Nie chcę na ciebie mówić wiadro, w sensie… W myślach, no nie? To trochę nieuprzejme – paplała do wiadra, przeglądając strony, aż wreszcie wpadła na tą właścią! – O patrz! Jest! Tyyy… Jeżeli się okaże, że to ty byłeś tym alchemikiem, to dopiero będę się miała czym chwalić! Trzymała samego Domenico na kolanach! Niesamowite, że wymyślił to lekarstwo, co? – zapytała Domiego podekscytowana. – Chyba mam pomysł, gdzie teraz możemy iść! Miała wrażenie, że proporcjonalnie do tego jak jej się w głowie rzeczy klarowały, to przybywało jej pytań. Bez i trytoni, świątynia i życiodajna woda – to wszystko miało sens w odniesieniu do TEJ choroby! Tylko jak to się dalej łączyło? Gdzie prowadziło? Póki co prowadziło ich do apteki. - Dzień dobry! – przywitała się ze sprzedawcą. – Czy wie pan może, czy Domenico Anafesto coś… Samodzielnie wybudował? Albo gdzie w Venetii mieszkał? Czy takie miejsce otwarte jest dla zwiedzających?
Zasady uczestnictwa w Karnawale znajdziecie TUTAJ.
Apteka, która znajduje się przy jednym z niewielkich placów Venetii, nie rzuca się w oczy. Gdyby nie wyraźnie zniszczony szyld, z którego miejscami odchodzi farba, i stare drewniane półki ustawione tuż przy równie starych drzwiach, zapewne nikt nie zwróciłby uwagi na to miejsce. Owszem, niektóre spojrzenia przyciąga niewątpliwie liczna kolekcja słoi wystawiona w witrynie, niektórych może również ciekawić, dlaczego apteka zdaje się wręcz przepełniona kanaloplumami. Gdzieniegdzie widać pnącą się po ścianie glicynię, miejscami można dostrzec również inne roślinne formy, które po prostu pożerają to miejsce. Wnętrze starej apteki jest zadziwiająco spore i przyjemnie chłodne, pełno tutaj regałów zastawionych najróżniejszymi specyfikami, ziołami, składnikami i lekami, które są trudne do opisania na pierwszy rzut oka. Pomimo strzelistych okien wychodzących na wewnętrzny dziedziniec kamienicy, w pomieszczeniu panuje półmrok, skrywający w sobie wiele sekretów, zakamarków i tajnych przejść, które wręcz kuszą, by się do nich dostać. Drzwi prowadzące na wewnętrzny dziedziniec są otwarte. W podcieniach rozstawiono nie tylko skrzynie i worki pełne przydatnych utensyliów, ale również stoły, na których można znaleźć same zdrowe i pożywne pokarmy. W pobliżu studni znajdują się zaś beczki i stągwie z winem, które rozsiewa dookoła całkiem przyjemną woń.
Dębowe wiadro i miętusy
Na jednej z wielkich skrzyń ustawionych w rogu pomieszczenia siedział młody człowiek, który najpewniej nie przekroczył jeszcze trzydziestki. Jego gęste, kręcone loki opadały swobodnie na jego ramiona, a broda dodawała mu nieco powagi, którą z całą pewnością odbierał mu zawadiacki uśmiech i błysk w ciemnych oczach. Enrico Candiano był głową rodziny od niedawna, po tym, jak jego ojciec zaczął niedomagać i uznał, że to najwyższa pora przekazać ster w zdecydowanie młodsze ręce, pomagając jedynie gdzieś z tylnego fotela. Enrico Candiano sprawiał wrażenie, jakby nie zamierzał pozwolić na to, żeby zebrani w aptece ludzie za długo się nudzili, kiedy więc dostrzegł, jak ci zaczynają zaglądać do każdego słoju, zaklaskał, wstając. Zaraz też wskoczył na skrzynię, by radosnymi okrzykami zachęcić zebranych do tego, żeby podeszli do niego bliżej, obiecując im przy okazji, że opowie im historie mrożące krew w żyłach. Biorąc pod uwagę wygląd apteki, niektórzy byli w stanie uwierzyć, że głowa rodu szklarzy w istocie będzie w stanie opowiedzieć im o truciznach, jakie potajemnie szykowano w tutejszych piwnicach. - To właśnie tutaj schroniła się większość uzdrowicieli, kiedy Morbus Mortus rozlał się po całej Venetii, żeby z poświęceniem własnego życia przygotowywać kolejne lekarstwa. To stąd wybierali się na Zielną Łąkę, żeby zbierać kolejne rośliny i korzenie. Część z nich podobno rozmawiała z trytonami, ktoś nawet spotkał ducha samego Eskulapa, przynosząc tutaj wiedzę, o której innym nawet się nie śniło – zaczął mężczyzna, roztaczając przed zebranymi wizje ciasnoty i napięcia, jakie panowały w aptece, gdy uzdrowiciele pracowali wytrwale w pocie czoła. Z rozbawieniem wspominał o piwnicach pełnych niebezpiecznych składników, do których trudno było się dostać, zniżając głos, by wspomnieć o veneratach, które podstępnie zakradały się w okolice apteki, nie dając nikomu wytchnienia. Trzeba było przyznać, że Enrico Candiano miał dar opowiadania, który pozwalał zebranym poczuć się, jak dawniej, poczuć się, jak przed wiekami, kołysząc się na niebezpiecznych wodach, kiedy uzdrowiciele przekazywali dalej kolejne leki, kolejne zioła, próbując pokonać to, co ich spotkało. - Aż pewnego dnia ktoś odważył się sprawdzić, czy Święte Drzewo Eskulapa wciąż, pomimo jego śmierci, ma w sobie dar pierwszego uzdrowiciela – powiedział mężczyzna, zniżając wyraźnie głos, opowiadając o tym, jak Domenico Anafesto faktycznie zaryzykował wszystko i udał się do Purpurowego Sadu, by tam szukać wyjaśnień, by tam szukać mądrości, która ocaliłaby ich wszystkich. Mówiło się, że widząc wyspę, z której nadeszły veneraty, zasłabł i zbudził się cały pokryty roślinnością i płatkami purpurowego bzu, w którego cieniu leżał. - I właśnie wtedy stworzył recepturę lekarstwa, które powstrzymało Morbus Mortus – dodał Enrico Candiano, opowiadając, jak lekarstwo zostało stworzone w zapomnianej już pracowni wielkiego alchemika, który w tamtych czasach nie mógł pochwalić się niczym więcej, niż marną, niemalże pustą piwnicą i dębowym wiadrem, które służyło mu za kociołek. I za wszystko inne, gdyż Domenico Anafesto był po prostu biedny. To jednak wyjaśniało, skąd właściwie w Venetii tak ważne były dębowe wiadra, dlaczego alchemicy nadal się nimi posługiwali, dlaczego, jak wspomniał Enrico Candiano, niektórzy nawet tańczyli z wiadrami, tym samym oddając cześć zmarłemu przed wiekami Anafesto.
Niespodzianka:
Każdy, kto w swoim poście uwzględni, że wysłuchał historii opowiedzianej przez Enrico Candiano – proszę o podkreślenie tego w tekście - oraz nie wysłuchał wykładu na poprzednich dniach karnawału może zgłosić się po 1 pkt z Historii Magii. Enrico Candiano wręcza z uśmiechem każdemu słuchaczowi niewielki upominek. Po Nietłukącą Złocistą Fiolkę należy zgłosić się w odpowiednim temacie.
Zdrowotne Miętusy:
Nim zebrani rozejdą się do różnych atrakcji, które tutaj dla nich przygotowano Enrico Candiano stawia przed nimi kosz pełen pięknie zapakowanych cukierków. Przypominają nieco miętówki, które w torbie nosi właściwie każda babcia, mają również niesamowicie intensywny zapach, który wcale nie kojarzy się z ziołami i lekami. Jest w nim coś słodkiego, coś zachęcającego, może jakaś nuta owoców, może coś z posmaku kakao albo czekolady. Trudno to tak naprawdę uchwycić, wszystko bowiem zdaje mieszać się ze sobą i wręcz zachęca do tego, żeby spróbować każdego z cukierków. Każdy może jednak sięgnąć tylko po jeden z nich, zjeść od razu albo zachować go na później, jeśli taką ma fantazję.
Jeśli postanawiasz sięgnąć po cukierka, musisz ustawić się w kolejce, a następnie rzucić jedną kość k6, która pokaże ci, co dokładnie cię spotka. Cukierka możesz zachować na później, a jeśli tak zdecydujesz, zgłoś się po niego w odpowiednim temacie.
1 Typowa mięta, chociaż masz wrażenie, że wyczuwasz tam również subtelne nuty cytrusów lub czegoś podobnego, co niesamowicie cię pociąga. Kiedy zjadasz cukierek, okazuję się, że to prawdziwa ochrona przeciwsłoneczna! Przez trzy kolejne wątki nie możesz doznać oparzeń słonecznych. 2 Trudno powiedzieć, co tu dokładnie tak pięknie pachnie, jakieś słodkie owoce, a może to jednak jakaś lawenda, a może coś zupełnie innego? Wanilia? Nie jesteś pewien, ale okazuje się, że ten cukierek na trzy kolejne wątki powoduje, że cały zdajesz się lśnić wewnętrznym blaskiem i pięknem godnym samej Wenus. 3 Wydaje ci się, że ten cukierek ma w sobie coś, co kojarzy ci się z morzem, chociaż nie jest w żadnym stopniu niedobry. Wydaje się lekki, niesamowicie wręcz orzeźwiający i wszystko wskazuje na to, że cię wycisza. Przez trzy kolejne wątki nie można cię rozgniewać, a wszystkie problemy zdają się po prostu koło ciebie przepływać. 4 Czy to w ogóle możliwe, by po zjedzeniu cukierka smakującego niczym soczyste wiśnie, mieć tak sprężystą i gładką skórę? Masz dziwne wrażenie, jakby całe twoje ciało pokryła delikatna, przyjemna powłoka, która w żaden sposób nie przeszkadza ci w normalnym funkcjonowaniu. Przez trzy kolejne wątki twoja skóra nie może ulec przesuszeniu, ani zostać podrażniona, nawet jeśli spędzisz większość dnia w wodzie. 5 Marchewki też potrafią być niesamowicie słodkie, a w połączeniu z dynią, kakao i cukrem tworzą jakąś niezapomnianą kompozycję, która powoduje, że czujesz się wręcz nieziemsko. Masz również nieziemsko doskonały wzrok i odnosisz wrażenie, że jesteś w stanie dostrzec najmniejszy nawet pyłek. Przez trzy kolejne wątki masz idealny wzrok, tak doskonale wyostrzony, że pewnie nic nie umknie twojej uwadze. 6 Masz uczucie, jakbyś jadł lody śmietankowe. Pomieszane z najbardziej soczystym sorbetem, jaki w ogóle istnieje, cytrusowym, a jednocześnie słodkim niczym mango. To prawdziwe doznanie smakowe, którego się nie spodziewasz. Przez kolejne trzy wątki żadna twoja kość nie może ulec złamaniu, wygląda na to, że masz teraz tytanowy kościec.
Słoneczne Stragany
Stragany, które znajdują się na wewnętrznym dziedzińcu kamienicy, pełne są najróżniejszych rzeczy, który każdy wzięty uzdrowiciel chciałby mieć w swojej kolekcji. Wszystko zdaje się mienić pięknie w popołudniowym słońcu, zachęcając do tego, by po to sięgnąć, by obejrzeć uważnie proponowane przedmioty. Całe to miejsce ma w sobie jakąś niepowtarzalną magię, coś, co niemalże zdaje się podsuwać myśli o tym, że Venetia zatopiona jest w pradawnych czarach, które gdzieniegdzie już całkowicie przepadły. Roślinność okalająca kolumny i przysłaniająca miejscami niebo, nadaje całej okolicy dodatkowego blasku, dodatkowego, całkowicie niepowtarzalnego czaru, który sprawia, że większość zebranych odpływa w senne marzenia. Słońce igra na płytach dziedzińca, złoci się w szybach strzelistych okien, drżąc delikatnie na powierzchni wody w studni, która zajmuje centralne miejsce na dziedzińcu.
Ocieniony Stragan:
Pozłacana maska Burano (+2 uzdrawianie) – wykonana z delikatnego materiału z Burano, pozbawiona jednak ozdobnej koronki, prosa i delikatna, pozłacana na brzegach. Przylega bezpośrednio do twarzy noszącego, osłaniając jego nos i usta, pozwalając mu na bezproblemową komunikację. Jest niewidoczna dla innych osób, a dla noszącego niemalże niewyczuwalna, zbyt delikatna, by wywoływać jakieś podrażnienia, czy inne problemy. Pozwala jednak na uniknięcie zarażenia, czy kontaktu z krwią oraz śliną drugiego człowieka. Porcelanowa rączka (+2 zaklęcia) – wykonana z najdelikatniejszej porcelany, pokryta wzorami, które zdają się dostosowywać do używającej jej czarodzieja. Występuje w różnych kolorach, więc każdy może dobrać taką, która będzie pasowała do dzierżonej przez niego różdżki. Rączka została tak wyprofilowana, by nie ślizgała się pod palcami, nie można znaleźć na niej również żadnych zgrubień, odprysków, czy czegokolwiek podobnego. Samotransportująca skrzynia – wykonana z solidnego, dębowego drewna, wykończona pozłacanymi okuciami i taką samą kłódką, która zawiera w sobie wszelkie znane zaklęcia zamykające. Jest zdolna do przemieszczania się na niewielkie odległości, w miejsce wskazane jej przez czarodzieja, bez konieczności stosowania do tego bardziej skomplikowanych zaklęć. Rękawice z Burano – wykonane z delikatnego materiału, który zdaje się niemalże przezroczysty i nie ogranicza ruchów noszącego ich czarodzieja, pozwalając mu na wykonywanie wszystkich czynności bez żadnych komplikacji. Użyteczne przy siekaniu i mieszaniu składników, dają dłoniom pełną ochronę przed zabrudzeniami. (40g) Kołatka w kształcie maski – niewielka, łatwa do przegapienia, służąca bardziej za ozdobę, niż za prawdziwą kołatkę. Ma zdolność informowania, czy gospodarz znajduje się w domu, potrafi jednak krzyczeć i wszczynać alarm, kiedy gość próbuje nieproszony dostać się do budynku. Woreczek ze skóry serpalato – wykonany ze skóry węża zamieszkującego opuszczoną wyspę Venetii, ma właściwości ochronne. Przechowywane w nim lekarstwa, czy zioła nie ulegają zniszczeniu. Jest jednak niewielki, więc można zmieścić w nim jedynie niewielkie porcje potrzebnego specyfiku.
Nonna Giulia:
Incantare Parola - kolorowe kuleczki z sera z dodatkiem suszonych ziół i przypraw, które powodują tymczasową utratę kontroli nad językiem. Po ich spożyciu osoby zaczynają mówić w rytmiczny sposób lub zaczynają wypowiadać słowa w odwróconej kolejności. To danie dostarcza humorystycznych i magicznych efektów podczas posiłku. - zaproponuj lepszą nazwę niż magia głosu Bussolai Buranei Magico - weneckie maślane ciasteczka, znane w magicznych stronach ze składników niespodzianek, dodawanych do ich wnętrza. W mieszance można znaleźć zarówno te, doprawione nutką amortencji jak i te z eliksirem rozweselającym. Gianduia mniamo - czekolada z pastą z orzechów, nazywana starszą ciotką nutelli, magiczne batoniki rozgrzewają i dodają energii, szczególnie w te chłodne, weneckie wieczory. Venetiańska pizza - Jak w każdym zakątku Włoch, także i Venetia może poszczycić się całą gamą lokalnych, wymyślnych składników pizzy. Magiczne lody włoskie - Przepyszne produkty lokalnych mistrzów gelato. Dostępne są dwa różne rodzaje lodów, zwykłe, znane i z niemagicznego świata, oraz takie, doprawione odrobiną czegoś specjalnego.
Tylko tego wyjątkowe dnia tak limitowane, nietuzinkowe wina można spróbować za jedyne 20g od kieliszka! Z kolei każdą z butelek specjalnego, eventowego wina można kupić za 100g!
Każda butelka zawiera pięć kieliszków wina! Przy zakupie wina o specjalnych właściwościach należy w kuferku odliczyć jego zużycie! Tak jak Nazwa wina 5/5.
Wina Barbarigo:
Farmacista ubriaco - Czerwone wino znane ze swojego ciężkiego, mocnego smaku. Wykonane z corvin tectus szczepu viola al buio, charakteryzującego się tym, że rośnie tylko na głębokich wodach z brakiem dostępu do słońca. Dojrzałe owoce zbierane są nocą, w specjalnych torbach, by ani na chwilę nie padło na nie światło słoneczne. Bardzo wytrawny trunek, który dzięki dodatkowi szczepu nebbiolo oprócz przeważających nut umami ma też posmak głębokiej trufli. Ze względu na swoją siłę już jeden kieliszek jest w stanie upić niedoświadczonego smakosza, a mimo to po wypiciu tego wina nie da się usnąć. Jego nazwa - pijany aptekarz - jest nieprzypadkowa. Przepis jest bardzo stary, w dawnych czasach aptekarze, mający bardzo długie zmiany pili go na ogrzanie i utrzymanie pełnej przytomności przez cały czas swojej pracy (a efekt uboczny w postaci wyśmienitego humoru wcale nie był taki zły). Osoba pijąca to wino nie jest w stanie poczuć zmęczenia! Od teraz aż do następnego wątku osoba nie tylko nie czuje potrzeby spania, ale i nie jest w stanie zasnąć! Wraz z zakończeniem następnego wątku jednak od razu mdleje, zbyt zmęczona na dojście do pokoju. Resisti per sempre - Białe, półwytrawne wino zostało wykonane z corvin tectus szczepu zwanego galleggiante, którego owoce unoszą się na powierzchni wody. Zazwyczaj szczep ten znany jest ze swojej słodyczy, jednak przy tym konkretnym winie jego owoce zbierane są, zanim w pełni dojrzeją, a następnie łączy się je z rieslingiem. Fermentacja i dojrzewanie w stalowych kadziach przez 8-10 miesięcy na osadzie. Błyszcząca, słomkowa barwa. W aromacie mocno mineralne z akcentem świeżych owoców. W smaku: wytrawny z pięknie zaznaczoną kwasowością i bardzo długim finiszem. Znakomicie się rozwija dojrzewając w butelce. Po jego wypiciu osoba przez ten i następny wątek jest bardzo podatna na działanie eliksirów. Jeżeli zmiesza ona to wino z eliksirem, jego działanie będzie dwa razy mocniejsze, a efekt trwania dwa razy dłuższy. Samo wino może zostać wykorzystane jako wzmacniacz do eliksirów. Forze vitali - Wyjątkowe, różowe wino o suchym, świeżym i wręcz pikantnym smaku. Wykonuje się je z corvin tectus szczepu simbioghe, charakteryzującego się tym, że żyje on w zgodzie z algami, a nawet mutuje w jeden organizm. Algi obrastają grona, zapewniając im dodatkowe ciepło i zamykając je w bardzo wysokiej temperaturze, dzięki czemu już dojrzewające owoce fermentują. Proces zbierania odbywa się bardzo delikatnie i ręcznie, by nie zniszczyć nagazowania owocu poprzez przekłucie algowej powłoki. Dopiero po zamknięciu go w beczce dla zbalansowania kwaśnej słodyczy dodaje się fermentujące wino z corviny i rondinelli. Okolice uprawy tych gron mają starożytne tradycje, tereny upraw są pagórkowate, położone na wschód od Jeziora Garda, gdzie panuje znamienny mikroklimat morenowego jeziora. W procesie produkcji różowe winogrona poddawane są krótkiej maceracji. Po jego wypiciu osoba przez ten i następny wątek zyskuje bardzo szybką regenerację. Rany płytkie i głębsze oraz urazy do niedużych złamań są leczone niemal od razu dzięki zawartości tego wina w organizmie. Wino wchłania się wraz z wyleczeniem rany/złamania i jego efekt się kończy.
Podróż w medyczną przeszłość
Drzwi, które znajdują się za głównym kontuarem apteki, prowadzą do pomieszczenia pełnego suszonych ziół, zwisających z sufitu. Mieszczą się tutaj słoje z najróżniejszymi składnikami, skrzynie pełne kości, pyłków i Merlin raczy wiedzieć czego, worki ze skrzydłami, kosze z kwiatami, pudła, w których nie tylko hula wiatr, ale również pradawna magia i wiedza uzdrowicieli, którzy od wieków przemierzają inny świat. Całe pomieszczenie pełne jest notatek sporządzanych przez stulecia przez najwybitniejszych medyków, mnóstwo tutaj plansz i zapisków, które zdradzają największe tajemnice, które opowiadają historie, o których nie śniło się współczesnym magimedykom. Gdyby tego było mało, każdy z odwiedzających ma możliwość poczuć się, jak medyk z dawnej Venetii, medyk wciągnięty w wir wydarzeń, w te wszystkie szaleństwa, które związane były z Morbus Mortus. Trzeba przyznać, że to podróż niezwykle szalona, która nie każdemu może się spodobać, a jednocześnie podróż niesamowicie kusząca, tym bardziej że potrzeba do niej specjalnych gogli wykonanych z tutejszego szkła i złota, jak również specjalnego eliksiru. Niektórzy szepczą, że to jakiś niebezpieczny, halucynogenny specyfik, ale z całą pewnością nikt nie proponowałby do wypicia czegoś podobnego w aptece. Przede wszystkim zaś nikt czegoś podobnego nie dopuściłby do użytku.
Mechanika:
Każdy uczestnik Podróży w medyczną przeszłość rzuca jedną kość k6, która określa możliwości i ograniczenia, jakim zostaje się poddanym w czasie symulacji. Dodatkowo każdy rzuca jedną kość tarota, która opisuje scenariusz, z którym trzeba się zmierzyć, nim powróci się do rzeczywistości oraz jedną kość literową, która opisuje stopień powodzenia podjętego leczenia, gdzie A – 10%, B – 20%, etc.
Kod:
<zg>Nazwa</zg> <zgss>Wynik kości k6:</zgss> <zgss>Wynik kości tarota:</zgss> <zgss>Wynik kości literowej:</zgss> <zgss>Powodzenie leczenia:</zgss>
Wynik kości sześciennej:
1 Po wypiciu eliksiru odnosisz wrażenie, jakby wstąpiły w ciebie nadludzkie siły, jakbyś był jakimś półbogiem, może nawet samym Eskulapem albo jednym z jego najwierniejszych uczniów. Dzięki temu efekty twoich działań są o 20% lepsze. 2 Mikstura smakuje całkiem dobrze, więc zapewne jesteś co najmniej zdziwiony, kiedy nagle okazuje się, że twoje ciało już takie dobre nie jest. Właściwie trzeba powiedzieć, że jest fatalne, a ty nie do końca wiesz, co się dzieje, dopóki nie orientujesz się, że jesteś starcem i twoje myśli płyną jakoś niesamowicie wolno. Przez to efekty twoich działań są o 10% gorsze. 3 Wypiłeś co ci podali, przełknąłeś cały płyn, co do ostatniej kropli i chociaż faktycznie wszystko dookoła ciebie jest jakiś inne, to ciebie nie imają się absolutnie żadne efekty. Jesteś, jaki jesteś, jak to się pięknie mówi i musisz sobie z tym niestety poradzić, nic innego ci nie pozostaje. 4 Eliksir niewątpliwie cię osłabił. Chociaż musisz przyznać, że dotyczy to jedynie twojego ciała, które jest jakby ociężałe, jakby starsze, jakby o wiele bardziej zmęczone. Twoje ruchy są spowolnione, nie do końca takie, jak być powinny, nie do końca takie, o jakich człowiek marzy. Niemniej umysł masz o wiele żywszy, a twoja wiedza jest lepsza, niż jeszcze minutę wcześniej, więc efekty twoich działań są o 10% lepsze. 5 Chyba nie wypiłeś wszystkiego, co ci podano, a może z jakiegoś powodu wcale nie masz ochoty pochłaniać tego, co dla ciebie naszykowano. W każdym razie sam sobie tym szkodzisz, bo niczego nie zyskujesz i trafiasz w sam środek zarazy we własnej osobie, i musisz polegać jedynie na zdolnościach, jakie masz na co dzień. 6 Zostałeś półgłówkiem albo wiedza z jakiegoś powodu nie wchodziła do twojej głowy. Może jesteś jednym z tych medyków, którzy wszystko zostawiali na ostatnią chwilę i ta chwila właśnie nadeszła. Przez tę ignorancję efekty twoich działań są o 20% gorsze.
Wynik kości tarota:
0 - Głupiec Trudno powiedzieć, kto nim tak naprawdę jest. Pacjent? A może ty? Człowiek, który do ciebie przychodzi wydaje się zdrów, a jeśli złapała go choroba, to jest dopiero w jakimś początkowym stadium. Traktujesz go chyba jako kogoś niegroźnego, a ten nagle… po prostu cię gryzie. Powodzenie twoich działań spada o 20%. 1 - Mag Jak czarodziej z czarodziejem. Oboje wiecie, że siedzącego przed tobą maga trawi choroba i niewiele można na to poradzić, trzeba zacząć od łagodzenia skutków, a później zabrać się za całą resztę leczniczego procesu. Wszystko, dosłownie wszystko, ma w końcu swój czas. Twój pacjent w podzięce wręcza ci rękawice z burano. 2 - Kapłanka Kobieta, która do ciebie przychodzi, wydaje się być pogodzona z losem, jaki ją spotkał, a przynajmniej takie masz wrażenie. Płacze jedynie cicho, roniąc łzy, które spływają po jej policzkach, powodując, że wygląda na jeszcze bardziej umartwioną. Być może właśnie to powoduje, że jesteś bardziej zdeterminowany do działania i twoje decyzje są o 10% trafniejsze. Może nie bez względu na to pozostaje również fakt, że kobieta obdarowuje cię pozłacanymi bukłakami. 3 - Cesarzowa Wiesz, co to znaczy spotkać się z roszczeniowym klientem? Teraz już tak. Kobieta, która zjawia się w aptece, za nic ma to, że czekali tam inni ludzie, że lekarstwa nie jest zbyt wiele i postanawia po prostu wykorzystać swoją pozycję, nie robiąc z tego żadnej tajemnicy. Uważa, że wszystko jej wolno, a skoro wszystko jej wolno, to ostatecznie wdaje się z tobą w szarpaninę, a ty nie jesteś w stanie poprawnie jej leczyć. To koniec. 4 - Cesarz Wiesz, co to znaczy spotkać się z roszczeniowym klientem? Teraz już tak. Mężczyzna, który zjawia się w aptece, za nic ma to, że czekali tam inni ludzie, że lekarstwa nie jest zbyt wiele i postanawia po prostu wykorzystać swoją pozycję, nie robiąc z tego żadnej tajemnicy. Uważa, że wszystko mu wolno, a skoro wszystko mu wolno, to ostatecznie wdaje się z tobą w szarpaninę, a ty nie jesteś w stanie poprawnie go leczyć. To koniec. 5 - Kapłan Mężczyzna jest całkowicie pogodzony ze swoim losem i przypomina nieco kamienny posąg, który po prostu poddaje się twojej woli. Jest spokojny, chociaż na jego policzkach dostrzegasz łzy, które przełyka w niemym szlochu. Być może właśnie to powoduje, że starasz się jeszcze bardziej i twoje działania są o 10% efektywniejsze. Nawet nie wiesz, kiedy wsuwa do twojej kieszeni samonapełniający kubek. 6 - Kochankowie Stoisz przed nie lada wyzwaniem. Trafiasz przed oblicze pary, która lamentując, każe ci wpierw zająć się tą drugą osobą, jakby to cokolwiek zmieniało w ich sytuacji. Kochankowie wprowadzają prawdziwy chaos, nie są w stanie dojść do porozumienia, złoszczą się na siebie wzajemnie i chcą wykazać się wielką miłością, wierząc, że to to drugie powinno żyć. Dorzuć kość k6, gdzie wynik parzysty oznacza, że sobie nie radzisz i lecząc jedno, obrażasz drugie, przez co twoje działania są o 20% mniej efektywne, a nieparzysty oznacza, że radzisz sobie z obojgiem czarodziejów, a twoje działania są o 20% efektywniejsze. 7 - Rydwan Hałas, bałagan i nie wiadomo, co jeszcze! Wszystko wskazuje na to, że aptekę zaatakowała jakaś banda rabusiów, która żąda wydania eliksirów i nic nie wskazuje na to, żeby zamierzali odstąpić od tego pomysłu. Musisz zadecydować, czy leczyć ludzi, którzy już tutaj siedzą, czy może jednak wdać się w przepychankę i ostatecznie paść zamroczonym, nie uzyskując niczego. 8 - Moc Wydaje ci się, że masz w sobie niesamowicie wiele sił, z którymi nie wiesz, co zrobić. Później jednak dociera do ciebie, że przecież nie musisz koncentrować się na jednym pacjencie, który właśnie od ciebie odszedł, ale możesz leczyć również inne osoby. Niemalże podbiegasz do kolejnej z nich, a twoje działania są o 30% efektywniejsze. 9 - Pustelnik Gdzie ty się chowałeś, pod jakimś głazem? Zachowujesz się, jakbyś nie był w stanie wykorzystać posiadanej wiedzy, co z całą pewnością mierzi twojego pacjenta, a wasza interakcja jest o wiele trudniejsza, niż można byłoby przypuszczać. Nic zatem dziwnego, że twoja efektywność spada o 10%. 10 - Koło Fortuny Fortuna kołem się toczy i ty zdecydowanie zdajesz sobie z tego sprawę, kiedy do apteki wchodzi rodzina. Wszyscy są chorzy, tego jesteś pewien, tylko każdy w innym stopniu zaawansowania. Zakręć więc kołem fortuny - rzucając jedną kość k6 - gdzie wynik 1 i 5 oznacza, że leczysz kogoś w pierwszym stadium choroby i możesz sobie dodać 10% do efektywności; wynik 2 i 4 oznacza, że leczysz kogoś w kolejnym stadium choroby i musisz opierać się na swojej wiedzy, a wynik 3 i 6 oznacza, że leczysz kogoś w ostatnim stadium choroby i twoja efektywność spada o 10%. 11 - Sprawiedliwość Czarodziej, którego leczysz, jest w ciężkim stanie i wszystko wskazuje na to, że mimo twoich najszczerszych chęci, nie będziesz w stanie go uratować. Dwoisz się i troisz, próbujesz ze wszystkich sił osiągnąć sukces, ale nie jesteś w stanie zapanować nad tym człowiekiem. Wygląda jednak na to, że istnieje pewna sprawiedliwość, bo gdy ty się załamujesz, w aptece zjawiają się ludzie, którzy informują cię, że masz w swoich rękach głupca parającego się czarną magią. I śmierć się o niego upomina. A o ciebie upominają się wirujące pierścienie, które trafiają do twojej kieszeni. 12 - Wisielec Humor masz wisielczy i nie ma co się dziwić, bo wygląda na to, że ktoś próbuje cię tutaj oszukać, twierdząc, że jest niezwykle chory. Ty jednak tego nie widzisz, ba, jesteś przekonany, że tak naprawdę masz przed sobą symulanta, więc działasz bardzo skrupulatnie. Dzięki temu twoja skuteczność wzrasta o 20%. 13 - Śmierć Przyglądasz się pacjentowi, którego do ciebie przyniesiono i niemalże jesteś pewien, że czujesz na swoim karku oddech śmierci. Nie ma w tym niczego przyjemnego, to raczej tragiczne doświadczenie, ale ciebie tak bardzo mobilizuje, że twoja efektywność wzrasta o 30%. 14 - Umiarkowanie Czasami nie ma sensu pędzić przed siebie w jakimś dzikim szale, nie ma sensu rzucać się przed siebie, jakby tylko natychmiastowe działanie mogło przynieść zamierzony efekt. Lepiej się zatrzymać i dobrze przyjrzeć się pacjentowi, czyż nie? Czasami jednak to wcale nie jest dobre. Tym razem pomyliłeś się i chociaż wydawało ci się, że masz więcej czasu, problemy zaczęły narastać. Twoja efektywność spada o 10%. 15 - Diabeł Szczegóły są z reguły tym, co może zmienić całe wydarzenie. Dokładnie tak samo jest w tej chwili, kiedy skupiając się na ogólnym stanie pacjenta, przegapiasz drobny element, który rzutuje na całość wydarzeń. Przez to twoje działania są o 20% mniej efektywne. 16 - Wieża Kobieta, która przychodzi do ciebie po pomoc, wydaje się zbyt dumna, by móc przyznać się do tego, co się z nią dzieje. Jedynie kiwa lekko głową, gdy pytasz, czy dosięgnęła jej zaraza, ale w żaden sposób nie reaguje na twoje dopytywania. Jest cicha i wygląda, jakby była pogodzona z tym, co się dzieje. Zauważa jedynie, że zjawiła się tutaj z uwagi na swoją rodzinę, a kiedy przyglądasz się jej nieco sceptycznie, pogania cię i wręcza ci woreczek ze skóry serpalato, który chyba ma stanowić jakąś łapówkę. 17 - Gwiazda Niektórzy pacjenci muszą skupiać na sobie uwagę wszystkich w okolicy i dokładnie tak jest z chłopakiem, nad którym próbujesz zapanować, kiedy ten potwornie głośno lamentuje, kiedy zawodzi, że umiera. Nie jest to nic wspaniałego! Jeśli posiadasz cechę złotousty Gilderoy jesteś w stanie przekonać go, by się uspokoił, a twoja efektywność wzrasta o 30%. W innym wypadku musisz radzić sobie z własną wiedzą i siłami. 18 - Księżyc Lunatycy bywają prawdziwymi szaleńcami, a ty dokładnie tak się dzisiaj czujesz. Zupełnie, jakbyś w ogóle nie spał, twoje ciało jest osłabione, a ty marzysz o tym, żeby zapaść w sen. Każdy pacjent, jaki do ciebie trafia, jest po prostu kolejnym pacjentem z tą samą przypadłością, nad którą musisz zapanować. Niestety, przez to twoja efektywność spada o 10%. 19 - Słońce Doznajesz olśnienia, a przynajmniej tak ci się wydaje, kiedy badasz dziecko, wiercące się na niewielkim krześle. Nie umie usiedzieć w miejscu i pewnie bardzo by cię to denerwowało, gdyby nie to, że właśnie odkryłeś, jak łatwiej zaaplikować mu lekarstwo, nie martwiąc się, że za chwilę skończysz nim oblany. Dlatego twoja efektywność wzrasta o 10%. Matka dziecka wręcza ci w podzięce drewnianą beczułkę. 20 - Sąd Ostateczny Na każdego kiedyś przychodzi pora. Lecząc kolejnego mężczyznę, który nie okazuje ci żadnej wdzięczności, który spogląda na ciebie z niezadowoleniem, jakby jego choroba była twoją winą, orientujesz się, że sam również padłeś ofiarą zarazy. Oto nadszedł dzień sądu. 21 - Świat Wiedza, jaką posiadasz, jest wystarczająca do tego, żeby zajmować się kolejnymi chorymi, a ty jesteś pewien, że będziesz w stanie zapanować nad zarazą. Nie czujesz się z tym źle, więc po prostu z uśmiechem przyjmujesz kolejnych chorych, nie zważając na to, jak ci się do ciebie odnoszą. Zapewne właśnie dlatego zostajesz w którymś momencie obdarowany samotnącym sekatorem.
Modyfikatory:
1. +40% za specjalizację z uzdrawiania - choroby zakaźne; 2. +30% za jakąkolwiek specjalizację z uzdrawiania; uwaga, nie łączy się z punktem wyżej, trzeba dokonać wyboru; 3. +10% za każde 10 punktów z uzdrawiania (maksymalnie 50%); 4. +20% za cechę eventową: świetne zewnętrzne oko - wyczulenie lub spostrzegawczość; 5. +10 za cechę silna psycha (opanowanie); 6. -20% za cechę dwie lewe różdżki (zaklęcia); 7. -10% za cechę słaba psycha.
Niezależnie od wyniku działań w tej małej symulacji, za udział w zabawie każdemu przysługuje 1 punkt z uzdrawiania, po który należy zgłosić się w odpowiednim temacie.
Materiałowe Czary
W obszernej piwnicy apteki znajdują się półki zastawione różnej wielkości skrzynkami, pudłami, workami, a także innymi przedmiotami, które można uznać za służące do przechowywania innych rzeczy. Wszystkie, niezależnie od rozmiaru, prezentują się jednak niesamowicie elegancko, trudno powiedzieć, żeby któryś z przedmiotów był zwyczajnie brzydki. Część z nich połyskuje delikatnie, zupełnie, jakby w materiale, z którego zostały wykonane, zatopiono drobinki złota, inne wykonane są z cienkiego jedwabiu, który zdaje się zdradzać tajemnice zawartości. Są też takie, które wyglądają, jakby zostały wyciosane z bloków marmuru najprzedniejszej jakości. Na środku pomieszczenia, przy wysokim kontuarze, na którym rozłożono niezliczoną liczbę kawałków drewna, kamienia i materiałów innej maści - masz nawet wrażenie, że widzisz tam źdźbła trawy i wiklinę - stoi kobieta w średnim wieku. Machnąwszy ręką, zachęca kolejnych odwiedzających do tego by weszli w głąb pomieszczenia, by na chwilę skoncentrowali się na tym, co miała do powiedzenia. Wszystko wskazywało na to, że właśnie tutaj miała miejsce kolejna przygoda. Podróż w świat zaklinania i ochraniania przedmiotów zbyt cennych, by po prostu mogły zostać zniszczone.
Mechanika:
Każdy z uczestników Materiałowych Czarów rzuca trzema kośćmi k6, których działanie zostanie opisane poniżej. Odpowiadają one za materiał, zaklinanie oraz scenariusz, z jakim przyjdzie zmierzyć się każdemu, kto zapragnie wziąć udział w tej zabawie. Jeśli wylosowany materiał i zaklkinanie będą miały taki sam efekt, można przerzucić jedną z kości - albo na materiał, albo na zaklinanie.
Na stole, przy którym wszyscy będą pracować, znajduje się niesamowicie wiele materiałów. Widać tutaj drewniane pudełka, marmurowe bloczki, które przy bliższym zapoznaniu okazują się skrzynkami, jest kilka wiklinowych koszyków i pudeł, znajdą się tutaj również worki tak dobrej jakości, że sprawiają wrażenie, jakby były zupełnie płaskie albo wykonane z lejącego jedwabiu. Każdy z uczestników Materiałowych Czarów losuje na początku przedmiot, nad którym będzie pracował:
Materiał:
1 Niewielkie pudełko z pięknego marmuru, bardzo chłodnego w dotyku. Wydaje się nawet, że powierzchnia pojemnika jest dodatkowo chłodzona za pomocą czarów. 2 Delikatny koszyk z jasnej wikliny, tak ściśle spleciony, że nie widać, co się w nim znajduje. Pod nieznacznie chropowatą, bieloną powierzchnią witek widać jednak wyraźnie cienkie, złote łączenia, niewielką siateczkę, która utrzymuje tę konstrukcję w całości. 3 Wąski, bardzo cienki woreczek wykonany z krwistoczerwonego jedwabiu. Bardzo delikatny w dotyku, niesamowicie miękki i nieco śliski. Pod wpływem zmian temperatury wyraźnie kurczy się i poszerza, zupełnie, jakby dostosowywał się do panujących dookoła warunków pogodowych. 4 Niewielkie kamienne pudełeczka, wykonane z czegoś, co przybiera delikatną, niebieską barwę. Przystawione do ciała zaczynają się delikatnie nagrzewać, a po bliższym przyjrzeniu się, dostrzegasz, że znajduje się w nich miejsce na zaaplikowanie maści albo eliksiru, jaki najwyraźniej później zostaje naniesiony na skórę chorego. 5 Złocone pudełeczka z dębowego drewna, których nie da się zamknąć, dopóki są puste. Jest ich siedem i ustawione zostały na specjalnym stelażu, u dołu którego znajduje się miejsce na opisanie zawartości każdego z nich. Tuż pod napisami oznaczającymi dni tygodnia. 6 Słoiczek wykonany z bladoróżowego przydymionego szkła, który nie wykazuje żadnych szczególnych właściwości. Dopiero kiedy coś się w nim zamknie, zaczynają działać czary, które nie pozwalają na zniszczenie zawartej w nim substancji.
Materiały zostały zdobyte, teraz przyszła pora na naukę czarów. Jak widać, z pojemnikami, których używa się w aptekach, można zrobić naprawdę wiele, można dać im nie tylko życie, ale również spowodować, że będą spełniały dodatkowe funkcje, od razu pomagając chorym na swoje własne sposoby. Teraz więc każdy uczestnik tej zabawy ma okazję dowiedzieć się, jak dokonać materiałowych cudów, żeby wykorzystać to w przyszłości:
Zaklinanie:
1 Materiał całkiem łatwo absorbuje substancje, jakie są do niego podawane, przekazując je dalej. Emituje przy tym przyjemne ciepło, więc zaczynasz się zastanawiać, czy dałoby się wykorzystać to również do stosowania olejków. 2 Nie spodziewałeś się, że można coś tak zaczarować, żeby faktycznie otwierało się jedynie we właściwe dni, we właściwej kolejności, żeby nie można było dostać się do pojemnika wtedy, kiedy czarodziejowi się to podoba. To ułatwia wiele spraw! 3 Świat można bardzo łatwo zmienić. Na ten przykład, informując czarodzieja, jakich zaklęć powinien użyć, żeby pojemnik po pierwszym zamknięciu nie dopuścił do zepsucia zawartej w niej substancji. 4 To dopiero jest powiew świeżości i chłodu! Wszystkie znane ci do tej pory zaklęcia nie dawały takiego słodkiego orzeźwienia, jak to, czego właśnie się uczysz. Wygląda na to, że niektóre leki muszą być właściwie wiecznie zmrożone, żeby przetrwały. 5 Zawsze wydawało ci się, że materiał trzeba zahartować, żeby się nie zniszczył, ale okazuje się, że ten sam efekt można osiągnąć dzięki procesowi zaklinania przedmiotu. Cienka, delikatna siateczka, po prostu wtapia się w powierzchnię pojemnika. 6 Materiał na twoich oczach rozkurcza się i kurczy, stopniowo dostosowując się do temperatury, jaka panuje w pomieszczeniu. Kiedy podstawiasz go nad płomień, dostrzegasz, jak ponownie zmienia swój kształt, by na pewno nie eksplodować.
Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że ostatecznie dzieją się tutaj rzeczy, jakich nie przewidział nawet sam organizator. Chociaż, kto wie, może dokładnie tak miało być i to wszystko jest jedynie elementem inscenizacji. Tak czy inaczej, spotyka cię coś, co na pewno miłe nie będzie!
Próba:
1 Ktoś chyba zwariował, tylko nie wiesz kto. Lekarstwo, które do tej pory było chłodzone w specjalnie dostosowanym do tego pojemniku, zostało postawione tuż obok kociołka, pod którym bucha ogień. Tylko właściwości rozkurczające szkła mogą ocalić cię przed prawdziwą katastrofą - oby twój przedmiot je posiadał! 2 Zmiany pogody, upływ czasu, coś się dzieje, coś mocno wpływa na specyfik, który przed chwilą wlałeś do przygotowanego przez ciebie pojemnika. Jeśli więc nie jest on zaklęty w taki sposób, by nigdy nie tracił świeżości, skończysz ze sfermentowaną maścią. 3 Upał! Cóż za nieznośny upał! Leki po prostu się w nich topią i nie można nic na to poradzić, jeśli nie są dostatecznie mocno schłodzone albo szczelnie zamknięte. Tylko te dwie możliwości ratują twój specyfik. 4 Kto właściwie zostawił te pojemniki na pastwę losu? Konkretniej, na pastwę niesamowicie ciekawskich, młodych dłoni, które są w stanie otworzyć i zniszczyć dosłownie wszystko, czego się dotkną. Nie zdążysz zareagować, więc pomoże ci jedynie to, jeśli pojemniki zostały zaklęte i dostosowały się do konieczności otwierania tylko w konkretne dni tygodnia. 5 Próbowałeś kiedyś wlewać coś, co było właściwie zmrożone, do pojemnika, który nie był dostosowany do czegoś podobnego? Nie? Cóż, teoretycznie nic wielkiego się nie dzieje, ale na pewno bardzo to przeszkadza. I o ile twój pojemnik nie jest dostosowany do emitowania ciepła albo rozkurczania, to wygląda na to, że masz problem. 6 Wiesz, jak głośno rozbija się przedmiot, kiedy spada z prawdziwej wysokości? Odgłos ten jest doskonale słyszalny z prawdziwych odległości, a ty możesz coś na to poradzić jedynie wtedy, gdy wykorzystywany przez ciebie materiał jest odpowiednio wzmocniony.
Modyfikatory:
1. Za 10 punktów z zaklęć można dodać przedmiotowi jeszcze jeden efekt zaklinania, na który dodatkowo trzeba rzucić kością k6 i zastosować się do opisu z części zaklinanie (efekty nie mogą się powtarzać); 2. Za specjalizację kuferkową z zaklęć można dodać przedmiotowi jeszcze jeden efekt zaklinania, na który dodatkowo trzeba rzucić kością k6 i zastosować się do opisu z części zaklinanie (efekty nie mogą się powtarzać); 3. Przy cechach eventowych [u]dwie lewe różdżki (zaklęcia) i bez czepka urodzony[/b] nie można zastosować powyższych modyfikatorów.
Niezależnie od tego, jak pójdzie wam zaklinanie materiałów, za udział w zabawie każdemu przysługuje 1 punkt z zaklęć, po który należy zgłosić się w odpowiednim temacie.
Specjalne zadanie Enrico Candiano
Zadanie, które mogą wykonać jedynie nieliczni! Można do niego przystąpić dopiero po spełnieniu wskazanych poniżej warunków, a żeby się z nim zapoznać, trzeba po prostu wziąć udział w Dniu Moździerza.
Kod festiwalu
Poniżej zamieszczony zostaje kod, który obowiązuje w czasie uczestnictwa w karnawale. Przy wskazaniu atrakcji dodatkowo należy wykorzystać kody, które zostały do nich wcześniej przypisane. Prosimy o umieszczenie tych informacji na górze każdego postu, żeby łatwiej było zorientować się w działaniach postaci.
Kod:
<zg>Atrakcja:</zg> Wpisz rozgrywaną atrakcję i wykorzystaj właściwy dla niej kod <zgss>Zdobyte i zakupione przedmioty:</zgss> wpisz wszystkie
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kurwa. Mać. Nie miał pojęcia, o chuj chodziło, ale te studnie kompletnie pozbawiały go energii życiowej. Znowu obudził się jak jakiś menel w krzakach, a w snach prześladowała go ta pierdolona studnia. I woda. I inne dziwne wizje, których ni chuja nie rozumiał. Boże, nie był przecież jasnowidzem, jak miał to zinterpretować? Nie wiedział, ale był pewien jednego, jeszcze raz przyśni mu się pierdolona dziura z wodą, to sam się w jakąś rzuci. Opuścił wyspę i wrócił na główną Venetię, choć nim udał się do kolejnej studni, zajrzał do swojego pokoju w Koloseum i porwał znad łóżka łapacz snów, który od teraz miał zamiar nosić ze sobą, kurwa wszędzie. Zero snów, zero koszmarów, zero pierdolonej studni. W końcu, po porządnym posiłku, ruszył dalej. Tym razem zawędrował do apteki, od razu uderzając do właściciela i mówiąc mu, że koniecznie musi dostać się na zaplecze, by zajrzeć do ich studni. Jakoś mu się to udało, choć na chwilę sam rozproszył się asortymentem apteki. Wiedział, że na pewno wróci tu na jakieś większe zakupy, choć najpierw musiał dokładnie sprawdzić, jakich składników mu brakuje. Wrócił więc myślami do wody, a że tutaj czuł się bezpieczniej, wyjął wiadro i nabrał do niego ciecz ze studni. -I co ja mam z Tobą zrobić, co? - Zapytał w stronę tafli wody, nie wiedząc, co powinien począć dalej. Chwilę łaził po dziedzińcu, aż w końcu postanowił popróbować po kolei. Na pierwszy ogień poszło obmycie twarzy. Zanurzył dłonie w chłodnej wodzie i ochlapał sobie skórę czekając, czy cokolwiek się wydarzy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Remy czuła, że to jej szczęśliwy dzień! Od kiedy tylko założyła maskę była tego absolutnie pewna! I co, jeżeli znów nie udało jej się teleportować między miejscami? Nie czuła żadnego zawodu, wiedziała, była absolutnie pewna, że jej się jeszcze uda! Musiało się jej jeszcze udać i nie było innej opcji. - Czy ciebie maska przeniosła już w jakieś miejsce? – zapytała się Ruby, z którą to właśnie wesoło szło na trzeci dzień karnawału. Uwielbiała towarzystwo starszej Gryfonki, nawet jeżeli w większości miała okazję się z nią widzieć na boisku. Dziewczyna zawsze była taka uśmiechnięta i gotowa do działania! Remy nakręcała się i jej pozytywnością i swoją własną, podskakując co krok jak ta energiczna kulka szczęścia. – Na ostatnim dniu wyteleportowało mnie do jakiegoś giga skarbca! I nawet nie mów, że mi nie wierzysz! Mam zdjęcia! – uniosła nosek dumnie do góry, zanosząc się śmiechem spełnionego podróżnika. – Jeszcze nie rozgryzłam jak zrobić, żeby znów tak zadziałała, ale będę próbować! Gdy doszły na miejsce, Harmony aż się zatrzymała. Wszędzie. Były. Debowe. Wia-Podręczni Przyjaciele. - Ruby uważaj – szepnęła do niej na ucho, patrząc podejrzliwie na wszystkich podręcznych przyjaciół. – Może wyglądają jak zwyczajne przedmioty, ale one też umieją teleportować… I to ubrania z ciebie! – „krzyknęła” szeptem z oburzeniem. Może i z Domim wyjaśniła sobie kwestię tak niepoprawnego zachowania (przynajmniej w jej mniemaniu), ale kto tych wszystkich innych dębowych cwaniaków?
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Dębowe wiadro i miętusy:5 Zdobyte i zakupione przedmioty: Nietłukąca Złocista Fiolka, marchewkowy cukierek odłożony na później
Zapach apteki może i nie był tym najlepiej kojarzącym się Xanthei, ale z całą pewnością należał do tych, które znała i w których czuła się komfortowo. Całe jej życie przesiąknięte było miksturami i składnikami eliksirów, w szczególności zaś tych roślinnych. Kociołek Eskulapa był zatem dla niej czymś przyjemnym, w czym mogła się odnaleźć i co jej najzwyczajniej w świecie odpowiadało. Tutaj też czekał na nią wykład i Xanthea jego również wysłuchała z prawdziwą przyjemnością. Kiedy Enrico Candiano zaczął snuć opowieść o pradawnej wiedzy, kobieta zastrzygła uszami z zainteresowaniem. Skoro w szpitalu magipsychiatrycznym natknęła się na tego nieszczęśnego geniusa, który zabrał ją w przeszłość, może i tutaj krył się takowy? Może tu też mogłaby przenieść się w przeszłość, akurat do tego momentu gdy wyjawiana została wiedza przekazana od ducha samego Eskulapa! Kobieta westchnęła i pokręciła głową. Oczywiście, że nic takiego się nie wydarzy. A tak daleko w przeszłość nie mogła sięgnąć nawet swoim darem... Westchnęła ze smutkiem i wróciła do słuchania. A potem padła wiadomość o dębowym wiadrze i Xanthea poczuła, że robi jej się słabo. Przypomniała sobie od razu wiadro z warsztatów alchemicznych i to, jak prowadzący te warsztaty niefrasobliwie pozwolili siedzieć w jego obecności swoim prelegentom. Ona sama przecież marzyła o tym, żeby zajrzeć w to cholerne wiadro, a jeden z nauczycieli nawet zaczął grzebać w nim ręką! A to była rtęć! Poważnie przynieśli wiadro rtęci i niefrasobliwie narazili wszystkich uczestników na wdychanie tych cholernych oparów. Niby wiedziała, że czarodzieje są odporniejsi na takie sprawy od mugoli, ale na litość matki natury, po co tak narażać płuca?! Znów pokręciła głową z dezaprobatą, a potem dosłuchała wykładu do końca i z przyjemnością odebrała kolejny upominek. Nietłukąca Złocista Fiolka była czymś, co zdecydowanie stanowiło wysoką wartość w jej pracy. W jej obydwu pracach! Bo przecież teraz zostawała również nauczycielką! Doskonale się to wszystko składało. Na sam koniec każdy słuchacz otrzymał dodatkowo jeszcze cukierka, co stanowiło naprawdę miły akcent. Xanthea nie miała w tym momencie ochoty na słodkości, ale miała w co zapakować upominek, więc po prostu odłożyła go sobie na później, zdecydowana by rozejrzeć się za tutejszymi atrakcjami.
Po założeniu maski przepełnia Cię chęć zrobienia najgorszych rzeczy i powiedzenia największych złośliwości. Byleby komuś dogryźć. Nawet jeśli na kimś Ci zależy dziś chcesz powiedzieć co Ci leży na sercu. Najgorsze jest to, ze nie możesz kłamać - wytykasz komuś błędy czy wady, o których pewnie w normalnych okolicznościach nigdy byś nie powiedział
Czy to w ogóle możliwe, by po zjedzeniu cukierka smakującego niczym soczyste wiśnie, mieć tak sprężystą i gładką skórę? Masz dziwne wrażenie, jakby całe twoje ciało pokryła delikatna, przyjemna powłoka, która w żaden sposób nie przeszkadza ci w normalnym funkcjonowaniu. Przez trzy kolejne wątki twoja skóra nie może ulec przesuszeniu, ani zostać podrażniona, nawet jeśli spędzisz większość dnia w wodzie.
Imgur - sukienka
Atrakcja: Dębowe wiadro i miętusy Zdobyte i zakupione przedmioty: 1 pkt z Historii Magii, Nietłukąca Złocista Fiolka
Kolejny dzień karnawału zaczynał się ciekawie, Anabell zdecydowała się na niego pójść sama, być może w międzyczasie Cass spędzi go miło z Yurim, kto wie, lecz wątpiła w to niemiłosiernie. Z pewnością będą tu atrakcje, które ją zainteresują dlatego też tutaj przyszła. Zainteresował ją człowiek siedzący człowiek oraz słoje wystawione zapewne na sprzedaż, zaciekawiona podeszła bliżej zastanawiając się, co jest w środku. Stara apteka wyglądała faktycznie staro ciekawe czy deski też już tam skrzypiały ze starości. A w dodatku ktoś siedział na jednej z beczek, po wyglądzie mogła stwierdzić, że zapewne jest koło trzydziestki, ale może dlatego, że zarost zawsze dodawał facetom parę lat ekstra. Enrico, bo tak się przedstawił, zaczął zapraszać ludzi bliżej niego, obiecując straszne historie. Trochę przewróciła oczami gdy to usłyszała, a mimo to poczuła się zachęcona więc zaczęła słuchać historii opowiedzianej przez Enrico. Historii Venetii nie znała albo znała, jednak potrzebowała co rok sobie ją przypominać na nowo. Stała sobie lekko z boczku obserwując jego gestykulacje oraz mimikę widząc, iż jest to dla niego ważna część historii. Wiedza przekazywana przez wieki była imponująca, w końcu tylko tak mogli jakoś się komunikować między sobą. Dlatego też podziwiała uzdrowicieli, którzy mieli dryg do tego zawodu. Gdy historia się zakończyła, Enrico przygotował dla nich kosz pełen słodkości, a przypominały swego rodzaju miętuski, z zaciekawieniem i Ana zdecydowała się skosztować jednego. Smakowała zadziwiająco dziwnie, bo smakiem przypominało bardziej wiśnie niż smak miętowy, co ją przez chwilę zastanowiło, a nawet lekka powłoczka, która pojawiła się na jej ciele. Choć wyglądało na to, iż powłoczka nie przeszkadza jej w codziennym funkcjonowaniu, także nie przejęła się nią za bardzo i ruszyła przed siebie pewnym krokiem.
Być może nawet aż za bardzo pewnym krokiem, było tu sporo czarodziei, którzy przepychali się jeden przed drugiego. A Ana w porównaniu do niektórych była niziutka, a może nawet niektórzy nazwali by ją krasnalem, kto wie. Lecz idąc z impetem przed siebie nie zauważyła kogoś na kogo właśnie wpadła. Po uderzeniu jedynie mogła stwierdzić, że był to bardziej plecy niż klatka piersiowa. Przez chwilę straciła równowagę i jedną ręką machała nerwowo przed siebie chcąc złapać równowagę albo ktoś po prostu złapie ją za rękę co by nie upadła na tyłek. - Uważaj jak leziesz - syknęła mimichodem zdziwiona swoim własnym zachowaniem. - P-przepraszam! To przez maskę! Nie chciałam pana urazić - odrzekła pospiesznie speszona swoim dziwnym zachowaniem. Bycie wredną nie było jej naturalnym zachowaniem nawet pomimo bycia ślizgonką, czyżby kolejne czary mary przez jej maskę? Ola Boga...
Atrakcja: miętusy – 1 Zdobyte i zakupione przedmioty: — MASKA:cesarz
Byłoby jej szalenie szkoda, gdyby nie pojawiła się na tutejszym – owianym sławą – karnawale, tak więc super się cieszyła na ten dzień. Doszły do niej plotki, że w Kociołku Eskulapa można było dowiedzieć się conieco o uzdrawianiu, więc Ruby była gotowa na wszystko. No prawie na wszystko, bo kiedy tylko założyła maskę – poczuła się jakoś inaczej. Z początku nie wiedziała co jest tego przyczyną, ale kiedy tylko spojrzała w lustro doznała takiego szoku, że się zakrztusiła kawą, którą aktualnie piła i prawie umarła. Nie żeby dramatyzowała, ale wyglądała tak podobnie do swoich braci, że prawie zemdlała. Doprawdy, jej największy koszmar, wyglądała prawie jak Tomasz!! Próbowała rzecz jasna zdjąć maskę, ale ta ani drgnęła, a Ruby była zmuszona pokazać się tak na mieście. Dopadła do Remki i nie zwracając uwagi na to co do niej mówi gryfonka, chwyciła ją za ramiona, zmuszając by na nią spojrzała, a w oczach Maguire gościła prawdziwa zgroza. — ZOBACZ CO TA MASKA MI ZROBIŁA, WYGLĄDAM JAK TOMASZ, KATASTROFA — powiedziała trochę głośniej niż jej wypadało i zwróciła tym uwagę kilku przechodniów, ale niespecjalnie się tym przejęła. Była pewna, że w swoim największym koszmarze właśnie to zobaczy, była przekonana, że w tym momencie jej bogin się zmienił i od dzisiaj będzie przyjmował postać tego, co zobaczyła rano w lustrze. Tomasza. — Harmony o czym ty bredzisz? — zapytała skonsternowana, na Merlina nawet głos miała jak Tomek. Może powinna była wrócić do pokoju i przeczekać ten efekt? Wtedy jednak naraziłaby Marlę i Fitza na śmierć ze śmiechu, więc może jednak lepiej, że sobie poszła. Weszły do apteki i od razu w jej nozdrza uderzył zapach starych pomieszczeń, na co się skrzywiła i zmarszczyła nos. Stęchlizna nie była jej ulubionym zapachem. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zarejestrowała, że jakiś facet coś opowiada – ją jednak przyciągnęło coś innego i nie można było jej winić, skoro oferowali darmowe cukierki. — O patrz! Żarcie! — Ruby była jak pies, wyczuła jedzenie i całą jej uwagę szlag trafiał. Wsadziła jednak rękę do kosza i wyjęła jednego miętusa, którego bezceremonialnie wsadziła do gęby, nawet przez sekundę się nie zastanawiając. Cóż, instynkt samozachowawczy niespecjalnie ją cechował. — O miętowe, może dadzą mi tego więcej, to nie będzie trzeba marnować czasu na mycie zębów — wzruszyła ramionami i zachęciła koleżanką, by też się poczęstowała. W końcu Ruby nadal stała na nogach, więc nie były zatrute. Chyba.
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Atrakcja: Miętusy i wykład; 2 Zdobyte i zakupione przedmioty: Nietłukąca Złocista Fiolka, jestem zjawiskową Wenus
- O KUŹWA RUBY! – wykrzyknęła w zupełnym szoku, tak była zajęta radosnym paplaniem, że dopiero teraz zauważyła, co się stało. Rubson wyglądała jak Tomasz! No, tylko że niższa, wciąż należała do tej magicznej kategorii czilali. Doskonale rozumiała zgrozę dziewczyny, gdy ją wykręciła w chłopaka też była nieźle przerażona. Pewnie dlatego że przeszła już to (i to dwa razy!) po pierwszym szoku szybko położyła ręce na jej ramionach, żeby ją jakoś uspokoić. – Ty się nic nie martw! Po pierwsze to jesteś przystojniejsza, taki Tomasz to ci może pozazdrościć! O! – zapewniła ją płynnie i z uśmiechem, chociaż naprawdę byli teraz niemal jak bliźniacy. – Po drugie to zaraz zobaczysz jakie to wygodne! Dzieczy… BRO! – prychnęła śmiechem, zaraz robiąc minkę niewiniątka. – Sorry, sorry, za wcześnie? W każdym razie, za niedługo zatęsknisz za tą postacią! – poklepała ją po plecach na zachętę, no bo przecież taki mały szczegół jak cosplay brata nie mógł popsuć tak dobrego dnia! – Plus możesz mu narobić gdzieś siary, udając Tomka! To niepowtarzalna okazja! – zaśmiała się. Oczywiście, że nie dałaby się Ruby wycofać, więc z zamkniętą jej ręką pod ramię szła dalej, wesoło opowiadając o swoich przygodach w magicznym skarbcu. - Żadne brednie! Serio! Spróbuj się oblać wodą z takiego wiadra, zaraz cię nago przeniesie gdzieś w Venecki zakątek… To by dopiero Tomkowi kłopotów narobiło! – zażartowała, ale na wszelki wypadek unikała wiader jak ognia. Raczej żadne nie było jej podręcznym przyjacielem Domim i wolała nie sprawdzać, jak bardzo te egzemplarze miały wypaczone pojęcie o zabawie. Kątem oka widziała, że jeden z czarodziei szykował się chyba do dania wykładu i już miała zaproponować posłuchanie go, kiedy dziewczyna pociągnęła ją do… Cukierków. Przez chwilę była tak przerażona jak Ruby, która zauważyła, że stała się Tomkiem. Szybko jednak przełknęła ślinę, wracając do swojego standardowego SeaverSmiler. Przy wielu osobach mogła sobie odmawiać jedzenia i zawsze wiedziała, że coś wykombinuje, ale przy kapitan drużyny wolała nie ryzykować i zachować sobie kartę „jestem pełna” na ryzyko większego posiłku, a nie małego cukierka. Najwyżej później wszystko wybiega. - Jak mówisz, że dobre – wzruszyła ramionami, próbując udawać sama przed sobą, że zupełnie obojętne jest jej, czy zje tego cukierka czy nie. Wcale takie nie było. Na całe szczęście ten którego złapała pachniał na tyle ładnie i smakował tak dobrze, że nie miała od razu ochoty go wypluć. I w dodatku wszystko naokoło zaczęło ładnie pachnieć! – Pffff i prysznica – zażartowała, szczerząc się ze zdecydowanie zbyt dużą dumą z tego żartu. W tym czasie młody mężczyzna zaczął swoją opowieść o zarazie i leku, więc Remy zaciągnęła panią kapitan bliżej prowizorycznej mównicy, po drodze jeszcze upominając ją, żeby nie kopnęła żadnego wiadra z cieszą w środku, bo ona jej ciuchów szukać po ulicach nie będzie. Jak się okazało tajemniczym mężczyzną był Enrico, jeden z przedstawicieli wielkich rodów, choć to co dziewczynę interesowało bardziej to… - Masz lepsze loczki – szepnęła do Ruby, śmiejąc się cichutko. No, a oprócz włosów do przede wszystkim interesowała ją historia Domenico i Domiego. Omal szczeny z podłogi nie zbierała, gdy się jednak okazało, że MOGŁA MIEĆ RACJĘ! Wiadro, to znaczy podręczny przyjaciel, faktycznie miało w sobie moc Domenico Anafesto! A to znaczy, że… Paradowała dwukrotnie nago przed największym alchemikiem Venetii! To się nazywa flex. Oczywiście, jakkolwiek chciałaby się tą rewelacją pochwalić i dopowiedzieć swoje trzy grosze, trzymała buzię na kłódkę przed Enrico, który wręczył im drobny upominek. Wolała nie zostać wepchnięta do wariatkowa przez przedstawiciela wielkiego, Veneckiego rodu, choć i to byłaby historia do pochwalenia się. - No dobra, czyli dębowe wiadra są święte, widzisz! Mówiłam ci, żeby na nie uważać. Nikt ci tego nie powie, ale niektóre są nawet ożywione! – zapewniła absolutnie przekonana o swojej racji. – Toooo co? Zaczynamy od wina? – uniosła na nią zaczepnie brew, kiwając w kierunku straganów.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Maska:Cesarzowa, czyli jestem dziewczyną Atrakcja: Stragany i miętusy Miętus2 Zdobyte i zakupione przedmioty: nietłukąca złocista fiolka
To nie do końca tak miało wyglądać. Właściwie to w ogóle nie tak miało wyglądać, ale wszystko wskazywało na to, że maska miała własne plany na to, czym powinien się zająć i jak wyglądać, kiedy tylko się obudzi. To było na swój sposób komiczne, bo Max już doskonale wiedział, jak to jest być dziewczyną, ostatecznie kiedyś przeżył coś podobnego. Dlatego też nie zdziwił się aż tak bardzo, gdy odkrył, jak prezentuje się jego odbicie. W o wiele większym szoku był Wei, któremu musiał wszystko wyjaśnić, przy tej okazji śmiejąc się w głos, przypominając sobie te chore na głowę zbroje oraz duchy, jakie spotkał w Luizjanie, które również za nic w świecie nie chciały dać mu spokoju. Bawiąc się tym wszystkim, wyciągnął po prostu ubrania Huanga, by wcisnąć się w jego spodnie i koszulę, której rękawy podwinął, zastanawiając się, czy to na pewno był dobry pomysł. Nie próbował nawet niczego transmutować, bo doskonale wiedział, jakby to się skończyło, będąc pewnym, że po prostu wysadziłby wszystko w powietrze. - Co to za mina? – zapytał, kiedy znaleźli się już blisko apteki, wciąż śmiejąc się, kiedy tylko słyszał własny głos, zarzucając jednocześnie długie włosy na ramię i niemalże podskakując w miejscu, mając świadomość, że za chwilę po prostu wsiąknie w tym, co miało się dziać, bez większego zastanowienia, czym miał się zajmować. Zerknął przelotnie na te dziwaczne stworzenia, które chyba roznosiły tutaj pocztę, czy coś podobnego, przesunął roziskrzonym spojrzeniem po słojach z różnymi składnikami eliksirów i zniknął we wnętrzu apteki, niemalże rozdziawiając gębę, gdy tylko zorientował się, co tutaj jest. Dlatego pewnie średnio szło mu słuchanie opowiadanej właśnie historii, bo sprawiał wrażenie, jakby zamierzał wskoczyć za kontuar i zacząć odmierzać odpowiednią dawkę skrzydeł nietoperza, czy czegoś podobnego. Choroba, którą uleczono, wiadro, alchemik, lekarze, którzy ukryli się w tym właśnie miejscu, to powodowało, że Maxowi właściwie kręciło się w głowie i uśmiechnął się szeroko, kiedy prowadzący ten cały wykład mężczyzna wręczył mu jakąś pokręconą, niesamowitą fiolkę. To było na pewno coś, czego potrzebował, chociaż nie wiedział jeszcze do czego. Albo wiedział. - Będziesz w tym nosił wiggenowy i zawieszę ci to na szyi – powiedział pochylając się do Weia, a jego oczy znowu zabłyszczały, chociaż było widać w nich również cień powagi, ostatecznie nie chciał, żeby opiekun smoków coś sobie zrobił. Zaraz sięgnął po cukierki, wręczając jeden z nich Huangowi, a drugi zjadając w formie śniadania albo obiadu. I zaraz złapał Weia za rękę, gdy dostrzegł jakieś zamieszanie w sąsiednim pomieszczeniu, do którego niemalże go zawlókł. – O nie ma mowy, idę wypić ten eliksir – powiedział podekscytowany, gdy tylko dowiedział się, o co tutaj chodziło i okazało się, że mógł przeżyć przygodę z dawnych lat.
______________________
Never love
a wild thing
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Atrakcja: Wykład i winko Zdobyte i zakupione przedmioty: 1pkt (HM); nie mogę spać
Katastrofa, dramat, tragedia (a może komedia?), nic jej nie pocieszało w tym losie, który na nią tak znienacka spadł. Dawno temu oddałaby wszystko, by być kolejnym bratem, ale tak samo dawno nauczyła się, że bycie dziewczyną też było spoko i teraz za nic w świecie nie wyobrażała sobie odwrotnej sytuacji. Cóż, nie musiała sobie przecież wyobrażać, bo oto była – wyglądając jak Tomek. Nawet słowa Harmony jej nie pocieszały, a na twarzy wciąż miała grymas nie z tej ziemi, kiedy ciężko wzdychała na swoją niedolę. Racja, mogła narobić Tomaszowi siary, ale była całkiem przekonana, że sam sobie świetnie radził. Choć ostatnio było jej żal swojego brata, bo to przecież ona była tą, co wszystko zawalała, to była jej rola. Jego oblanie roku było niczym błąd w Matrixie – jakby to ujął Percy. Próbowała go pocieszać, ale byłą w tym tak paskudna jak w byciu chłopakiem, choć zawsze jej się wydawało, że dziewczyną też była średnią, mało dziewczęcą. Nie było co się jednak dziwić, chciałaby zobaczyć jak któraś inna przetrwałaby wychowanie z czwórką nieokiełznanych i dzikich braci. Jej życiowy sukces, doprawdy. Nie zauważyła wahania młodszej koleżanki nad cukierkiem, albo tak świetnie to ukrywała – na jej szczęście – albo Ruby była zbyt zajęta użalaniem się nad sobą i wyklinaniem tej cholernej maski, którą raz po raz próbowała zdjąć, a ta nadal tkwiła na jej mordzie jak przyklejona zaklęciem trwałego przylepca. Ciągle próbując przysłuchała się opowieści czarodzieja, który wciskał tez te cukierki, żując swojego zadowolona. Słuchała o tym jak uzdrowiciele tutaj się kryli podczas epidemii i wytwarzali eliksiry, choć uznała, że wzmianka o jakimś bogu była trochę naciągana. Czasem sama ledwo w Merlina wierzyła, co dopiero w jakiegoś Eskulapa. Wspomniał też coś o wiadrach i Ruby zerknęła na Remkę, która coś o nich ględziła, ale zbyła to wzruszeniem ramion, kiedy gryfonka rzuciła fantastycznym pomysłem. — Pytasz centaura, czy sra w lesie — odparła na propozycję z typową dla siebie elokwencją i już kierowała się w stronę winek, by ze zmarszczonym nosem wybrać któreś z nich — DWADZIEŚCIA GALEONÓW ZA KIELISZEK? — zapytała oburzona, bo to prawdziwe zdzierstwo było — No oby było warte takiej kasy — rzuciła galeony na stoisko i chwyciła pierwsze lepsze, bo nie było co udawać, że na winach jakkolwiek się znała. Ruby była jednak prostą dziewczyną – prostym Tomaszem? – ktoś proponował alkohol, to nie odmawiała. Łyknęła sobie z kieliszka i nagle poczuła się tak, jakby wypiła z dziesięć alakazamów. — O w dupę, co to jest? Farmacista ubriaco, trzeba było mi to przed egzaminami dać — powiedziała i była całkiem pewna, że ma oczy szerokie jak galeon. Ciekawe czy od tego dało się umrzeć, jakieś migotanie przedsionków, czy coś. Przy okazji wzięła też oczywiście pizzę, bo nie mogła przejść obojętnie obok prawdziwej włoskiej pizzy. — Chcesz kawałek? Myślisz, że teraz będę wpierdalać takie ilości żarcia jak chłop? W sumie, nie żeby to była jakaś różnica...
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Wykład i miętusy:5 Zdobyte i zakupione przedmioty: nietłukąca fiolka, miętus marchewkowy
Nicholas jak zwykle na karnawał przyszedł zupełnie sam, ale nauczony doświadczeniem spodziewał się, że i tym razem spotka kogoś, z kim zakończy mniej lub bardziej miło ten dzień. Raczej bardziej. I istniało duże prawdopodobieństwo, że będzie to ta ruda istotka, z którą tak dobrze mu się rozmawiało. Teraz jednak cechowała go niczym nie skrępowana swoboda, więc zaczął przechadzać się i szukać co ciekawszych wydarzeń. I tak jak ostatnio, tym razem również trafił prosto na wykład. Teraz jednak dotyczył on odnajdywania receptury na chorobę oraz... Wiadra? Nicholas nie do końca potrafił wyjaśnić dlaczego, ale zaczął odczuwać dość abstrakcyjny lęk. Nie pamiętał tego, jako że magiczna przygoda rozpoczęta w purpurowym sadzie została całkowicie wymazana z jego umysłu, serce jednak pamiętało strach, którego doświadczył w jakiś bliżej nieokreślonych okolicznościach i który to strach aktywowały różne drobiazgi, takie właśnie jak to nieszczęsne, dębowe wiadro. Seaver szybko się jednak otrząsnął i zabrał za słuchanie wykładu, który był nawet dość porywający, jako że wygłosił go ktoś iście złotousty. Opowieść o kryjących się tu medykach zainteresowała go w dość umiarkowanym stopniu. To była nie do końca jego bajka, choć kiedy pojawił się temat trytonów, motywy wodne wzbudziły w mężczyźnie jako takie zainteresowanie. Istnienie Eskulapa stanowiło dla niego pewne zaskoczenie, a wiedza, którą przekazał niewątpliwie dała początek rzeczom pięknym i owocnym. Kiedy wyklad dobiegł końca, Nicholas mimo wszystko było nim nieco znużony. Nie podobało mu się w dniu dzisiejszym, całość robiła jak dla niego zbyt mroczne i przytłaczające wrażenie. Apteka była z pewnością bardzo interesująca, ale nie aż tak, by uzasadniać rozłąkę z widokiem otwartego, błękitnego nieba. Na całe szczęście Nicholas pozostał tutaj do końca wykładu i nawet zalapał się na rozdawane z tej okazji prezenty! Chociaż nietłukąca fiolka stanowiła miły akcent, dużo większą przyjemność Nicholasowi sprawił najzwyklejszy miętusek. No, może nie aż tak zwyczajny, jak mu się zdawało?
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Dębowe wiadro i miętusy:2 Zdobyte i zakupione przedmioty: nietłukąca złota fiolka, cukierek odłożony na później
Od samego urodzenia Aneczce towarzyszyła aura szpitala. Jako osoba przewlekle chora była częstym gościem szpitali, a apteczny zapach był jej aż nadto znajomy. Nie sprawiło to jednak, że okoliczności tego rodzaju wzbudzały w niej niechęć. Wręcz przeciwnie. Panienka Brandon szczyciła się tym, że zarówno rośliny, jak i eliksiry, stanowiły tak zwany przedmiot szczególnych jej zainteresowań. Właśnie dlatego kiedy usłyszała na czym właściwie polega dzień moździerza, Puchonka w płonącymi z ciekawości policzkami ruszyła wprost do Kociołka Eskulapa, gotowa na zdobywanie wiedzy i chłonięcie nowych historii. Od historii dzień się właściwie zaczął, bo tak jak w dniu poprzednim uroczystości otwierał wykład na temat wydarzeń z minionych czasów. Aneczka pozwoliła sobie usiąść w wygodny miejscu, zamiast stać, jak większość, bo jako osoba słabego zdrowia czuła się upoważniona do korzystania z takich luksusów jak krzesło. Dopiero wtedy mogła się z przyjemnością oddać słuchaniu, bo i po prawdzie rzeczywiście było na czym. Enrico Candiano z natchnieniem urodzonego mówcy opowiadał o wypadkach z minionych lat, o zaznanym tu lęku i niepewności, aż wreszcie o nadziei i nowych możliwościach zesłanych czarodziejom przez bogów. Domenico Anafesto jawił się teraz dziewczynie jako postać niezwykle romantyczna, uzdolniona, choć biedna, a wiadro, o którym była mowa, zdało się jej szczególnie interesującym nawiązaniem do alchemicznych warsztatów. Kiedy przemówienie Enrico dobiegło końca, panienka z miną udzielnej księżnej przyjęła łaskawie podarunek w postaci pozłacanej fiolki i skrupulatnie ukryła ją w swojej torebce. Prócz tego, tak jak wszyscy obecni, obdarowana została mietuskiem, którego jednak nie mogła teraz zjeść. Niestety chorując na pressurę miała szereg rozmaitych utrudnień, w tym właśnie zakaz spożywania nadmiaru cukru. O tym, czy będzie mogła zjeść tego cukierka, powinien zadecydować lekarz. Na szczęście ten rodzaj słodyczy nie należał do szybko się psujących. Z tego powodu Aneczka mogła go zawinąć bezpiecznie w chusteczkę i przechować na przyszłość, do następnego razu, kiedy będzie mogła skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Atrakcja: Stragany i miętusy Miętus 5 - marchewkowy, wyostrza wzrok Zdobyte i zakupione przedmioty: +1 historia magii, nietłukąca złocista fiolka, porcelanowa rączka - 150g (+2 zaklęcia), kołatka w kształcie maski - 30g
Żałował, że nie poszedł na pierwszy dzień karnawału z Chrisem, ale od drugiego dnia nie zamierzał odpuszczać. Tym bardziej, kiedy usłyszał, że Dzień Moździerza miał być związany z uzdrawianiem. Jakkolwiek początkowo interesował się nim tylko z uwagi na konieczność leczenia obrażeń związanych z wypadkami na miotłach, od dłuższego czasu był ciekaw niemal wszystkiego z tej dziedziny. Nie zamierzał zostawać uzdrowicielem, ale dostrzegał zależności między przyjmowaniem niektórych eliksirów a stanem psychicznym osób. Próbował więc dowiadywać się, ile mógł o chorobach, ich leczeniu, aby wiedzieć, jak rozmawiać później z dzieciakami, które nie zawsze mierzyły się z problemami sercowymi. Obchody tego dnia rozpoczynała historia opowiadana przez Enrico Candiano, której Josh słuchał z zaciekawieniem. Nie spodziewał się, żeby apteka, w której organizowano kolejny dzień karnawału miała tak bogata historię, ale w miarę opowieści zaczynał rozumieć, dlaczego to miejsce było tak ważne. Co prawda niemal zaśmiał się, słysząc powód, dla którego tak ważne były dębowe wiadra, ale wyraźnie był przejęty historią. Podziękował również za prezent, który nagle otrzymał od samego Candiano, orientując się, że miał w dłoni nietłukącą się złotą fiolkę. - Już nigdy nie zwątpię w ważność drewnianych wiader - szepnął do Chrisa, chowając fiolkę do kieszeni, przyznając cicho, że była naprawdę pięknie wykonana. Nie wiedział jeszcze, co w niej będzie trzymał, ale podejrzewał, że eliksir spokoju może być odpowiedni, gdy wrócą do Hogwartu. - Dobrze… Zaczniemy od straganów? O, zobacz, miętusy - zaproponował, sięgając zaraz po jeden z cukierków. Kolor pomarańczowy był wyraźnie zachęcający a smak przypominał jedne z ulubionych ciast - marchewkowe z dodatkiem przypraw. Josh uśmiechnął się szeroko, zachęcając od razu męża, aby też skosztował, mając wrażenie, że już dawno nie jadł czegoś tak dobrego. Czuł się wręcz nieziemsko, a po chwili zorientował się, że jego wzrok wyostrzył się, jak nigdy do tej pory. W końcu marchewki miały odpowiednie witaminy, prawda? Na straganach ilość przedmiotów możliwych do kupienia znów przechodziła wszelkie pojęcie i Josh potrzebował chwili, aby opanować swoje pragnienie kupienia wszystkiego, nawet jeśli miało nie być mu potrzebne. Ostatecznie zdecydował się na porcelanową rączkę do różdżki oraz kołatkę w kształcie maski. - Jak już kupimy nowy dom, będzie pięknym wykończeniem drzwi i ciekawym dodatkiem - powiedział do Chrisa, uśmiechając się szeroko, wyraźnie ciesząc się z samego planowania i dokupowania przedmiotów do wykończenia czegoś, co wciąż jeszcze istniało tylko w ich myślach. Zaraz jednak jego uwagę przykuło niewielkie zamieszanie w pobliżu kontuaru apteki i drzwi za nim. - Sprawdzimy, co tam się dzieje? - zapytał, chwytając Chrisa za dłoń, gestem wskazując interesujący go kierunek.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Podróż w medyczną przeszłość Wynik kości k6:3 Wynik kości tarota:Głupiec Wynik kości literowej:B Powodzenie leczenia: 0%
Nicholas naprawdę przyszedł tu z zamiarem tworzenia wspomnień. Naprawdę miał ich deficyt i naprawdę miał w planach dostarczanie sobie absolutnie każdej możliwej okazji do sięgania po nowe rzeczy. Tak się jednak składało, że dla Seavera dzień moździerza był jedną wielką serią niewypałów. Nie podobało mu się w aptece, nie czuł tego klimatu, nie miał ochoty siedzieć tu dłużej, niż to było absolutnie i nieodwołalnie konieczne. Tylko że postanowienie, to postanowienie, prawda? I chcąc nie chcąc Nicholas musiał dotrzymać tego, co sobie założył. Ale kosztowało go to naprawdę ogrom nerwów. Kiedy dowiedział się, że kolejna atrakcja polega na jakiejś symulacji, bardzo mocno się zawahał. Grzebanie w umyśle naprawdę mocno go odrzucało po tym, co przechodził na wyspie wiedźmy. Niby minęło trochę czasu, niby już sobie powoli zaczął układać to wszystko w głowie, ale naprawdę, no naprawdę nie mógł się przełamać w tym temacie. Do tego wszystkiego dochodził fakt, ze Nicholas niespecjalnie interesował się uzdrawianiem. Owszem, wiedział, że uzdrowiciele są potrzebni i że to wszystko ma swój cel, ale on nie musiał należeć do tej branży, prawda? On chciał tworzyć przedmioty, zostawić po sobie coś dobrego, pięknego i przydatnego. Chciał być twórcą, nawet już zaczął tworzyć. Ale nie. Musiał się wpakować w sytuację, w której musiał wcielić się w przedwiecznego medyka. Zdecydowanie nie jego bajka. Eliksir, który kazano mu wypić, kompletnie na niego nie zadziałał. Ani nie poprawił jego możliwości, ani nie pogorszył. Nicholas czuł się po prostu sobą. Kiedy jednak już się znalazł w projekcji, po prostu nie zamierzał się ruszyć. Niby to rozważał, ale kiedy został dziabnięty przez jednego z pacjentów, całkowicie mu się odechciało. Pal sześć zdobywanie wspomnień, niektóre po prostu nie były tego warte. Wycofał się z wizji i uprzejmie, acz szybko ulotnił się, szukając innych atrakcji. A tak poza tym, to miał ogromną ochotę, by się umyć. Takie grzebanie w umyśle zawsze budziło w nim poczucie brudu i bycia skalanym.
Xanthea Grey
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Podróż w medyczną przeszłość Wynik kości k6:5 Wynik kości tarota:Rydwan Wynik kości literowej:G Powodzenie leczenia: 70+20(cecha eventowa)=90%
Xanthea nigdy nie zastanawiała się nad tym, by zostać uzdrowicielką. Zawsze patrzyła na świat przez pryzmat roślin i eliksirów, przygotowując substancje, które można było używać leczniczo, ale które nie dawały jej bezpośredniej styczności z klientami. O właśnie, z klientami. Nigdy nie myślała o innych jako o swoich pacjentach, chociaż czasami niewątpliwie pasowałaby do nich ta nazwa. Nie po to jednak zdecydowała się na powrót do Hogwartu i podjęcie nowego życia w bliskości z córką, by teraz jej się odmieniło po raz kolejny, prawda? Chciała być nauczycielką, spróbować swoich sił i dać sobie szansę na rozwój relacji z Xion. Jej małe Słoneczko liczyło na nią, a ona liczyła na to, że sprosta tak późno odkrywanej i zupełnie nowej dla niej roli matki. Tak się jednak złożyło, że dzisiejsza symulacja z podróży w czasie pozwoliła jej wcielić się w rolę, o którą nigdy by siebie nie posądzała. Uzdrowicielka, magimedyczka, czarownica sprzed setek lat niosąca ukojenie i zdrowie tym, którzy byli w potrzebie. Miało to w sobie coś satysfakcjonującego, pozwalającego jej poczuć, że robiła rzeczy potrzebne i naprawdę ważne. Co prawda sam eliksir chyba średnio na nią zadziałał, bo czuła się dokładnie tak samo, jak przed jego wypiciem, nie zyskała też jakiś szczególnych nowych umiejętności, jednak pozostawała sobą i to najwyraźniej było dokładnie tym, czego potrzebowała, by sprostać zadaniu. Nie mogła powiedzieć, że poradziła sobie idealnie. W jej projekcji apteka została zaatakowana i wszystko wskazywało na to, że nie obejdzie się bez walki, na szczęście jednak Xanthei udało się podjąć słuszną decyzję i zahamować dalszą eskalację problemów lecząc tych nieszczęsnych ludzi. Kto wie? Może to była taka wprawka przed wydarzeniami czekającymi ją w najbliższym roku w szkole? Xanthea pomyślała, że powinna spróbować w najbliższym czasie skupić się nieco bardziej na zaglądaniu w przyszłość. Jej dar nieco się przykurzył, a skoro czekała ją praca z dorastającą młodzieżą buzującą od hormonów, należało podjąć się jakiś środków przygotowawczych.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Zniesmaczony i zdegustowany Nicholas szedł przed siebie po aptece świecie przekonany, że w tym miejscu nie ma szans, by znalazł coś dla siebie. Był bardzo niezadowolony i zatracał się w myślach o tym, jak bardzo organizatorzy schrzanili sprawę (bo oczywiście to oni byli winni, nie trauma i odmienne upodobania Nicholasa), kiedy niespodziewanie jego oczom ukazało się coś wprost idealnie trafiajacego w jego obecne gusta! Czarodziej aż sapnął z zaskoczenia i czym prędzej podbiegł do miejsca, w którym jedna z organizatorek zapraszała do wzięcia udziału w kolejnych warsztatach. I to w takich, w których musiał zaklinać przedmioty i nadawać im nowe możliwości! Po prostu niesamowite! Nicholas poczuł, że jego młode serce świeżo odkrytego twórców pali się aż do czarowania! I w tym momencie nawet nie przeszkadzało mu aż tak, że musiał do tego korzystać z różdżki. Oczywiście, marzył o tym, by uwolnić się od tego badyla, ale nic nie mógł poradzić na to, że aż tak bardzo zachwycił się nowymi możliwościami doskonalenia swych umiejętności. Całość była według niego naprawdę dobrze zrobiona. Miał możliwość wypróbowania zabezpieczenia pojemników na okoliczności różnych warunków zewnętrznych. Przede wszystkim jego zaklęcia przygotowały magiczny, wiklinowy koszyk na okoliczności zachowania świeżości. Nie znał się na eliksirach ani na leczeniu, ale świeżość produktów wydała mu się kluczowa, nawet w kontekście samych produktów spożywczych. To bywała problematyczna kwestia chociażby na pełnym morzu, gdy dostęp do świeżego jedzenia bywał bardzo utrudniony. Ponadto po zastosowaniu Seaver nadał koszykowi funkcję schładzającą, a wręcz zamrażającą, jaki że doszły go słuchy, że niektóre lekarstwa właśnie w takich warunkach musiały przebywać. Kiedy sprawdzano jego działo, okazało się, że jego przewidywania początkowe były niemal prorocze! Zabezpieczył koszyk dokładnie tak, jak potrzebowano w scenariuszu, który mu przypadł! Nicholas poczuł się naprawdę dumny. Może i na dzisiaj miał dość tego całego karnawału. Ale końcówka sprawiła mu naprawdę dużą przyjemność, pozwoliła odzyskać humor i przywróciła wiarę we własne twórcze możliwości. Z/T
Xanthea Grey
Wiek : 36
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Specjalne zadanie Enrico Candiano:I Zdobyte i zakupione przedmioty: Pozłacana Maska Burano oraz drewniana beczułka
Xanthea nie do końca mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało. Dopiero co rozmyślała o swojej nieistniejącej karierze medycznej, dopiero co rozważała swoje umiejętności w przyszłym roku szkolnym, mało tego! Dopiero co rozważała swoje kompetencje jako na swój sposób świeżo upieczonej matki, kiedy niespodziewanie los zaczął wysyłać jej znaki. Dokładnie całe stado bardzo nieszczęśliwych i obolałych znaków z bardzo niekompetentnym stadem opiekunek. Bogowie, żadna Grey nigdy nie straciłaby głowy w takiej sytuacji. Żadna nawet by się szczególnie nie przejęła. Owszem, dzieciaków było pełno, ale zasady działania były proste i naprawdę nawet podstawowe nauczanie dostarczało wystarczającej wiedzy na to, by wiedzieć, jak się zachować na okoliczności zatrucia. Xanthea Grey emanując spokojem stanęła za ladą, tak jak wielokrotnie w czasach pracy w innej aptece i zaczęła dystrybuować stosowne leki, dobierać dawki i instruować spanikowane opiekunki o tym, jak należało zachowywać się w podobnych okolicznościach. Skrupulatnie wypytała wszystkie dzieciaki o ich uczulenia i nietolerancje, świadoma że nawet najlepsze lekarstwo mogło bardzo zaszkodzić, jeśli podawane było osobie z silną alergią na którykolwiek ze składników. Kataklizm w spokojnych rekach opanowanej Xanthei szybko został zażegnany, a stado dzieciaków dostalo wreszcie pomoc, której potrzebowało. Enrico Candiano okazał swoją wdzięczność w dosyć materialnej formie, ale Xanthea wcale nie miała mu tego za złe. Zawsze przyjemnie było przywozić z wakacji coś okraszonego ciekawą historią, prawda? Kobieta miała jedynie wątpliwości, co rzeczywiście chciał jej przekazać los. Czy to miało być potwierdzenie, że doskonale poradzi sobie z dzieciarnią? Że minęła się z powołaniem i powinna zmienić karierę w kierunku medycznym? A może to było tylko sentymentalne uderzenie do dawnej pracy w aptece? Naprawdę kobiecie trudno było to ocenić. Wiedziała za to, że sytuacja ta poruszyła w niej struny, których nie spodziewała się jeszcze kiedykolwiek poczuć. Chciała być matką. Chciała mieć dzieci. Nie tylko swoją ukochaną Xion. Chciała mieć w swych rękach nowe życie, ktorego dorastania bedzie mogła dzień po dniu doświadczać.
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Podróż w medyczną przeszłość Wynik kości k6:3 Wynik kości tarota:Słońce Wynik kości literowej:I Powodzenie leczenia: 100% Zdobyte przedmioty: drewniana beczułka, +1 (uzdrawianie)
Aneczka poczuła wzruszenie na myśl o tym, że naprawdę może odbyć podróż w przeszłość i zaznać cudowności i romantyzmu przeszłych wydarzeń. Z jakiegoś powodu czasy minione wydawały jej się dużo bardziej romantyczne niż zaglądanie w przyszłość. Swoją przyszłość znała, szczęśliwą u boku Atlasa, z gromadką dzieci bawiących się z dziećmi Charlotte. Wszystko jasne, szczęśliwe, radosne, wszystko dające błogość, pewność i bezpieczeństwo. Ale tak będzie. A co było w przeszłości? Tam historia zdawała się dużo mroczniejsza, pełna wzlotów i upadków, pełna śmierci czającej się za każdym progiem. Właśnie dlatego podjęła decyzję, by wziąć udział w projekcji tego niesamowitego pomysłu, by zaczerpnąć inspiracji i ducha dawnej świetności ówczesnych czarodziejów. Kiedy kazano jej się napić eliksiru, odbyła najpierw dłuższą, poważną rozmowę z organizatorami karnawału i całego tego przedsięwzięcia, upewniając się, czy mikstura aby na pewno nie zawiera cukru. Opisała również pokrótce stan swojej choroby i oceniła ze specjalistą, czy wolno w jej przypadku korzystać z owego specyfiku. Na szczęście okazało się, że wszystko jest w porządku, dlatego uspokojona zdecydowała się podjąć to wyzwanie. Tak się złożyło, że mikstura nie wpłynęła na nią w absolutnie żaden sposób. Ot, smaczna to ona nie była, no i tragiczna też nie. Kluczowym było to, że nie miała na nią właściwie żadnego wpływu. No cóż. Najwyraźniej doskonałości nie dało się jeszcze bardziej udoskonalić, oanienka Brandon potrafiła to w pełni zrozumieć i zaakceptować. Jako medyczka z przeszłości Aneczka mówiła językiem wzniosłym i górnolotnym, sądząc, że wszyscy tak wtedy robili. Niestety wijący się na krześle i drący wniebogłosy dzieciak miał o tym zupełnie inne zdanie. Aneczka wojowała z nim, nie wychodząc z wystudiowanej roli damy jeszcze przez jakiś czas, a potem dała sobie spokój i zaczęła pakować malcowi miksturę na siłę, nie przejmując się tym, jak bardzo się przy tym uwali medykamentem. Ostatecznie próbowała sobie tłumaczyć, że tak trzeba i że z dziećmi po prostu czasami inaczej się nie da. Matka malucha chyba miała podobne zdanie, bo wydawała się zachwycona i nawet obdarowała Aneczkę jakimś prezentem, który magicznym zrządzeniem losu naprawdę pojawił się obok niej. No cóż. Misja zakończona pełnym sukcesem. Ale czego innego można się spodziewać po Brandonach? Kiedy zadanie zostało ukończone, Aneczka zaczęła przyglądać się podarunkowi od kobieciny z projekcji. Była to drewniana beczułka, ale Aneczka w pierwszej chwili nie miała pojęcia, do czego ów przedmiot właściwie mogłaby wykorzystać i jakie są jego magiczne właściwości. Musiała o to zapytać organizatorów wydarzenia, którzy udzielili jej należytej odpowiedzi. Przede wszystkim była to beczułka, która mogła pomieścić do pięciu litrów płynu, i której zawartość nigdy nie ulegała zepsuciu. Aneczka się ucieszyła, bo choć jeszcze nie wiedziała, co dokładnie tam umieści, sam przedmiot zdawał się bardzo użyteczny. Dodatkowo posiadał kranik, a to stanowiło niespodziewany atut i znaczne ułatwienie. Zadowolona mogła ruszyć w dalszą wędrówkę po aptece, by zapoznać się z innymi atrakcjami.
Ostatnio zmieniony przez Anna Brandon dnia Wto Sty 16 2024, 14:40, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Atrakcja: Miętusy 1 Zdobyte i zakupione przedmioty:nietłukąca się złota fiolka, przez trzy wątki nie mogę doznać poparzeń słonecznych
Kolejny dzień karnawału planował spędzić z Paco, ale że atmosfera między nimi wciąż była napięta, postanowił zaprosić ze sobą Mulan. Nie miał zamiaru odmawiać sobie zabawy tylko dlatego, że Morales postanowił zachowywać się jak trzylatek, którego ciało obecnie posiadał. -Ciekawe, co tym razem dla nas mają. Powiem Ci, że ten karnawał podoba mi się dużo bardziej niż przypuszczałem. - Wiedział, że ten dzień musi być wyjątkowy, a że miał w nazwie moździerz liczył na zdobycie nieco wiedzy alchemicznej. -Chodź, muszę posłuchać, co ma do powiedzenia. - Zaciągnął dziewczynę za sobą w miejsce, gdzie ktoś znów przemawiał. Oczywiście początkowo historia brzmiała dokładnie tak samo, jak każdego innego dnia zabawy, ale gdy doszło do szczegółów na temat Anafesto, oczy Maxa nie tylko się zaświeciły, ale też chłopak parsknął śmiechem, zwracając na siebie uwage tłumu. -A więc o to chodzi im wszystkim z tym wiadrem. - Powiedział ni to do siebie, in to do towarzyszki. W końcu, zagadka, która męczyła go od pierwszego dnia wakacji została rozwiązana, a on poczuł jeszcze większy szacunek do alchemika, który zmienił oblicze Venetii, prawdopodobnie już na zawsze. Jeszcze bardziej Max ucieszył się, gdy dostał w swoje łapy złotą fiolkę. -To już trzecia, jaką stąd wywiozę. Może powinienem tu zamieszkać i zacząć jakąś kolekcję. - Zwrócił się do Mulan, opowiadając jej o przedmiocie, który stworzył w pracowni szkła oraz o prezencie, jaki otrzymał od Dolly. Tak, Venetia zdecydowanie mu sprzyjała nie tylko pod kątem pamiątek, ale i samorozwoju, co chłopak wręcz uwielbiał i widać było, jak to wszystko wręcz go uskrzydla. -O, żarcie! - Jeszcze bardziej ożywił się, widząc jakieś miętusy. Wziął pierwszy lepszy z brzegu, na pałę, nie myśląc tyle o korzyściach zdrowotnych, co o zaspokojeniu głodu, który zaczął mu doskwierać mimo ogromnego śniadania, jakie w siebie wcisnął. -Orzeźwiające, nie powiem, ale czy czuję się jakoś... zdrowszy? - Poddał pod wątpliwość magiczne działanie cukierka, nie będąc świadomym, że ten chroni go przed szkodliwymi promieniami słońca, które w tym miejscu grzało mocniej niż w ciemniej i deszczowej Wielkiej Brytanii, do której przywykł. -No więc? Od czego zaczynamy? - Spytał, rozglądając się po mnogości atrakcji, jakie karnawał im oferował. Stragany jakoś niespecjalnie go interesowały, w przeciwieństwie do pewnych zbiorowisk ludzi, które dostrzegał z daleka. To musiał być wyznacznik zajebistej zabawy, a tej Maximilian Felix Solberg nigdy nie odmawiał. Szczególnie w tak doborowym towarzystwie, jakim była Mulan. Wiedział już przecież, że razem mogą wszystko, nawet przekraczać pilnie strzeżone miejsca i kraść silnie trujące rośliny, których zastosowania do końca nie znali. Sam nie miał jeszcze czasu przysiąść dobrze nad pięciotrzciną, co nie oznaczało wcale, że zapomniał o składniku, który w pocie czoła udało się im uzyskać, uciekając przed tamtejszą ochroną.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
W zasadzie nie miała jakiś faktycznych planów na spędzenie karnawału także równie dobrze mogła poszlajać się z Maxem po terenie Venetii i popatrzeć na to, co jeszcze mogło się tam odwalić. Nie spodziewała się nawet, że będzie takie święto jak dzień moździerza, który będą mogli wspólnie świętować. - Zgadując po nazwie to pewnie coś związanego z eliksirami czy innymi ziołami - wspomniała, gdy tylko Solberg zaczął na głos się zastanawiać, co właściwie za atrakcje mogłyby na nich czekać tego dnia w tym miejscu. Tym razem dała się grzecznie zaciągnąć w miejsce, gdzie jakiś typiarz przemawiał do ludu i faktycznie postanowiła wysłuchać tego, co miał do powiedzenia. Na co dzień raczej nie bardzo interesowały ją podobne historie, ale musiała przyznać, że na pewno umiał on przemawiać i przykuwać uwagę do tego stopnia, że słuchała uważnie tego, co mówił na temat lokalnej apteki i jej znaczenia. Chociaż na pewno nie reagowała na wszystkie informacje tak silnie jak stojący obok Max. - W końcu się tego dowiedziałeś, co? - rzuciła jeszcze, odbierając od mężczyzny małą fiolkę, którą wręczał wszystkim słuchaczom w upominku. - Widzę, że wycieczka w takim razie ci się podoba. Jeszcze wrócisz obłowiony w eliksiry i składniki. Już i tak szaleli po polu pięciotrzciny także naprawdę nie byłaby zdziwiona tym, gdyby Solberg po prostu łaził sobie wszędzie i starał się wytrzasnąć jakoś ewentualne składniki do nowych eliksirów, które mógłby na spokojnie warzyć w Brytanii. Poza tym cała wycieczka na pewno dostarczała licznych wrażeń osobom o różnych zainteresowaniach Strefa z żarciem chyba zawsze była jedną z najbardziej interesujących jeśli chodziło o różne imprezy. W końcu zabawy to jedno, ale darmowe żarcie i napitek? Dlatego chociażby warto było wbijać na różnego rodzaju domówki. Tutaj jednak z pewnością mogli liczyć na coś bardziej wyjątkowego. - Na pewno smakują zajebiście. U, mają różne warianty? - dopytała jeszcze, zerkając na ofertę miętusków. Mulan krótko mówiąc była dziwką na miętę także z pewnością przypadły jej one do gustu. Miała wręcz wrażenie, że dzięki skosztowaniu tego przysmaku jej skóra odżyła i odmłodniała, plony się nawodniły, a wszelkie problemy odeszły w niepamięć. To był chyba jednak bardziej efekt tego, że po prostu zjadła coś, co niesamowicie jej smakowało. - Może po prostu będziemy iść po kolei? Zakupy jednak zostawiłabym na sam koniec, żeby nie łazić obładowanym. To co? Idziemy zobaczyć co jest za głównym kontuarem? Była jakaś zaskakująca logika w tym, co mówiła i temu nie dało się zaprzeczyć. Nie miała jakiś specjalnych wymagań czy zastrzeżeń i będąc na kolejnym dniu karnawału chciała po prostu nacieszyć się nim i spróbować wszystkiego, co tylko mogła.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Podróż w medyczną przeszłość Wynik kości k6:6 = -20% Wynik kości tarota:Pustelnik = -10% Wynik kości literowej:E Powodzenie leczenia: 20% + 40% (kuferek) =60% Zdobyte przedmioty: nietłukąca się złota fiolka, przez trzy wątki nie mogę doznać poparzeń słonecznych, +1 z uzdrawiania
-Mam nadzieję. Tutejsza alchemia jest niesamowita. Chciałbym się dowiedzieć o niej jak najwięcej poza tym, że lepszy jestem w uczestnictwie w trójkątach niż w ich rysowaniu. - Prychnął, przypominając sobie warsztaty, w których brał udział z Brewerem. Tak, to była porażka, jakie kompletnie się nie spodziewał. Tam też po raz pierwszy spotkał się z tajemniczym wiadrem, którego zagadkę za chwilę miał rozwiązać przy pomocy historii życia Dominico Anafesto. -Nawet nie wiesz, jak długo zastanawiałem się, co oni mają za drewniany fetysz na tej wyspie. - Wyszczerzył się jeszcze mocniej, przyglądając się fiolce. Tak, coś co się nie tłukło zdecydowanie brzmiało jak przydatny dodatek to jego i tak pokaźnej już kolekcji. -Taki jest plan, skoro mam wrócić labmed na pełnej kurwie. Potrzebuję dobrej inspiracji. - Wcale a wcale nie było mu smutno, że pewnie będzie musiał kupić nową torbę, by to wszystko ze sobą pomieścić w drodze powrotnej do Wielkiej Brytanii. Miał już plany, które skrzętnie notował z zamiarem sprawdzenia ich sensowności we własnym, Luxowym laboratorium. Dobrze, że nie byłaby zdziwiona, bo rzeczywistość po krótce tak wyglądała. Oczywiście szlajał się też po to, by poznać nieco kultury tego miejsca, ale nie oszukujmy się, Solberg nie przeżyłby dwóch miesięcy bez wtykania nosa w cudzy kociołek. Widać nie tylko jego ciągnęło do żarcia jak niuchacza do błyskotek. Mulan z wyraźną chęcią rzuciła się na miętuski, wybierając jednak inny cukierek niż Max. Wyglądało na to, że jej wybór był dobry, bo od razu jej cera zajaśniała zdrowiem. -Takiego glow-upu to życzę chyba każdemu. - Zaśmiał się, jednocześnie prawiąc jej drobny komplement. Początkowo był ostrożny co do venetiańskiej magii, ale z każdym dniem przekonywał się, że jest ona raczej zabawna i przydatna niż szkodliwa, co bardzo dobrze działało w tym momencie na jego psychikę, w której wciąż widniał uraz do magicznej sztuki. -Brzmi jak spoko plan. - Zgodził się, ruszając za nim do miejsca, gdzie poili czymś każdego chętnego. -Oho! Czeka nas coś ciekawego, już to widzę. - Wysłuchał instrukcji, po czym przyjął eliksir, transportując się w przeszłość poprzez wejście do kolejnego pomieszczenia. To, co tam zastał kompletnie odrzuciło na bok cel tego przedsięwzięcia. Wiszące wszędzie zioła, fiolki z miksturami spoczywające na półkach i ogólna atmosfera tego miejsca tak zahipnotyzowały Maxa, że ten zapomniał, jakie miał zadanie. Łaził wokół, rozglądając się za czymś przydatnym, dopiero po chwili orientując się, że ma tu coś do roboty. Momentalnie zakasał rękawy i choć wiedzy mu nie brakowało, myśli chłopaka wciąż krążyły wokół tego, co znajdowało się w aptece. Jego skupienie spadło do zera, jakby dopiero co zaczął Hogwart i uczył się bandażować drobne rany. Nic dziwnego, że w ostateczności jego pacjenci raczej nie byli zadowoleni z leczenia, jakie otrzymali, choć Solberg uznał, że jak na taki poziom ziemniactwa, mogło mu pójść dużo gorzej. -Wiesz co, może dobrze, że nożem posługujemy się lepiej, bo wątpię, czy bym nas wyciągnął z tej pięciotrzciny. - Pozwolił sobie na żart, gdy już spotkał się z Mulan w teraźniejszości. Tak, jeśli wtedy byłby skupiony tak jak teraz, prawdopodobnie umarliby tam obydwoje. -Szkoda, że nie można zostać w tej aptece na dłużej, chętnie bym pobuszował wśród tego wszystkiego. - Wyraził jeszcze swoje pragnienia i marzenia, choć niestety, musiał obejść się smakiem, jako że kolejni chętni już przepychali się, by wziąć udział w tej atrakcji.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Podróż w medyczną przeszłość Wynik kości k6:1 (+20%) Wynik kości tarota: Mag Wynik kości literowej: C (30%) Powodzenie leczenia: 30%+20%+10%(cechy)+10%(kuferek)=70% Zdobyte i zakupione przedmioty: rękawice z burano
Mruknęła coś potakująco, gdy tylko Solberg rozgadał jej się na temat alchemii. Mulan nie miała na jej temat żadnego pojęcia także nie mogła okazać się dobrą partnerką do dyskusji w tej gestii, ale dopiero po chwili jej zainteresowanie przykuło coś zupełnie innego z wypowiedzi Maxa. - Udział w trójkątach, co? Opowiedz mi więcej - bo o tym to jeszcze mogła mieć jakieś pojęcia i faktycznie coś od siebie dodać w tej jakże interesującej kwestii. Czy to coś dziwnego, że chciała coś wiedzieć o jakiś bardziej prywatnych, ale zapewne szalenie interesujących szczegółach z życia kumpla? Byłaby zdania, że jak najbardziej było to naturalne i nie można byłoby się dziwić właśnie takiej, a nie innej reakcji. - Wiesz, wiadro ma wiele zastosowań także albo fetysz albo jakieś powody praktyczne. Trudno ocenić - wzruszyła ramionami na to wspomnienie. Biorąc pod uwagę powszechną kulturę picia wina nie byłaby zaskoczona, gdyby wiadra były przeznaczone dla ludzi zgonujących, aby mieli gdzie wymiotować. - W takim razie skoro będziesz obejmował stanowisko na labmedzie to pewnie będę przychodziła na spotkania. Ciekawi mnie, co też takiego tam możesz odjebać - stwierdziła, bo jakoś wcześniej nie czuła szczególnie silnej potrzeby, aby przychodzić na te zajęcia, ale jeśli miałyby być prowadzone przez jej dobrego znajomego to z pewnością mogła zacząć się nimi interesować. Przez brak jakichkolwiek luster w pobliżu nawet nie była świadoma tego jak naprawdę wyglądał owy glow-up, który zapewniły jej miętuski, ale czuła się po prostu świetnie. Może to była zasługa tej miętowej świeżości, albo po prostu zwyczajnej magii. Trudno byłoby to ocenić w przypadku takiej miłośniczki mięty. - Jakby wszystkie miętusy zapewniały taki glow-up to laski kupowałyby je kilogramami - zapewniła go jeszcze, bo jednak znała dosyć dobrze płeć piękną i jej umiłowanie do własnej urody. Cóż, sama w końcu się też takowym charakteryzowała jeśli wziąć pod uwagę jej wszelkie eksperymenty z wyglądem. To, że czekało ich coś niesamowitego było niemalże pewne, bo wszystkie atrakcje wydawały jej się być cholernie ciekawe. Dlatego też żwawo podeszła do zadania, które przed nią zostało postawione. Wypiła bez zająknięcia podany eliksir, nawet nie zastanawiając się nad tym, co właściwie to mogło być. Dali to piła. Nie wnikała w to w jaki sposób dokładnie miałaby się znaleźć w przeszłości. Niemniej chyba był to dobry wybór skoro poczuła nagły przypływ sił i jakby inspiracji do podejmowania działań leczniczych. Szkoda tylko, że jej pacjent był z gatunku takich, przy których potrzeba było zdecydowanie czasu, aby wyleczyć jego dolegliwości. No, ale dzięki cierpliwości, którą się wykazała dostała śliczny prezent. Ogólnie rzecz biorąc na pewno nie poszło jej źle. Wiedziała, że akurat nie mogła liczyć na tytuł eksperta w uzdrawianiu, więc z pewnością gdzieś tam popełniła jakieś błędy, ale ogólnie rzecz biorąc spisała się dosyć dobrze. - Jak dla mnie to nie było tak źle - przyznała w końcu, kiedy powrót do historycznej przeszłości dobiegł już końca i mogła po raz kolejny spotkać się z Maxem. - Może po całym karnawale będzie jeszcze okazja do tego, aby zwiedzić to miejsce? Chciała w jakiś sposób pocieszyć przyjaciela, bo wiedziała jak chętnie zostałby na dłużej w tym otoczeniu pełnym najrozmaitszych eliksirów i składników do nich, ale niestety nieubłaganie zbliżało się do nich wyjście z sekcji, gdzie zabawa miała miejsce.