C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Pięciotrzcina to bardzo cenny materiał o potężnych właściwościach magicznych, niestety jest też silnie trująca. Ze względu na wysokie niebezpieczeństwo jakie niesie ze sobą zbieranie pięciotrzciny, została ona usunięta z całego terenu Venetii z dopuszczeniem tylko na jedno, ogrodzone, kontrolowane, a przede wszystkim stale pilnowane miejsce uprawy. Nikt poza pracownikami nie może dostać się na uprawę, bramy pilnowane są przez ochroniarzy sprawdzających dokumenty pozwalające na dostęp do pięciotrzciny... Nikt jednak nie zauważył jednego przejścia w murze, które powstało po ostatniej burzy. Nie jest łatwo go znaleźć, ukryte pod roślinnością umknęło uwadze nawet strażnikom uprawy.
Ta lokacja jest trudnodostępna, żeby się tutaj dostać rzuć kością k6. Wynik 2 i 6 oznaczają, że udało ci się znaleźć przejście. Wszystkie inne wyniki oznaczają niepowodzenie. Rzut na znalezienie przejścia można wykonać raz dziennie, a samo istnienie przejścia można zdradzić maksymalnie dwóm osobom.
Po wejściu na pole uprawy możecie zobaczyć ciągnące się kilometrami połacie pięciotrzciny od pierwszego stopnia dorosłości aż do piątego, rosnące na głębokości od 50 cm do nawet 150 cm. Dno jest nierówne i porośnięte grubymi korzeniami - przy każdym przejściu pomiędzy pięciotrzciną rzuć literką, gdzie samogłoska oznacza, że się potykasz i wpadasz do wody. Nierówne podłoże, to jednak nie jedyna przeszkoda. Pamiętajcie, że ta roślina jest trująca! Lepiej uważajcie by się nie poparzyć, szczególnie przy ich zbieraniu! Mechanika zbierania pięciotrzciny dostępna jest w spisie wyjazdowym! Zastosuj się do jej kostek!
Pól cały czas pilnują ochroniarze. Przy pisaniu każdego odpisu w tym miejscu rzuć kartą tarota. Jeżeli wypadnie głupiec, śmierć lub diabeł - ochroniarze was przyłapują! Przygotuj się do ucieczki...!
Ucieczka przed ochroniarzami:
Rzuć kością k100! <35 - ochroniarze doganiają cię, łapią i wyprowadzają, wcześniej pobierając od ciebie karę grzywny w wysokości 70 galeonów. W dodatku w trakcie ucieczki poparzyłeś się o pięciotrzcinę! Lepiej odwiedź szpital! 35-75 - z trudem ale udaje ci się uciec, niestety ochroniarze zobaczyli twoją twarz! Przez następne dwa wątki możesz zostać rozpoznany na ulicy! Na początku każdego wątku rzuć kością litery, jeżeli wypadnie samogłoska, milicja cię rozpoznaje i nakazuje zapłacić 70 galeonów. 75^ - z łatwością udaje ci się uciec! W dodatku nawet nie zauważyli twojej twarzy! Umykasz bezpiecznie!
Jeżeli masz cechę gibki jak lunaballa szybkość lub silna psycha wszystkie progi spadają o 20 punktów.
... Lub się schowaj!
Ukrycie się przed ochroniarzami:
Rzuć dwa razy kością k100! Pierwsza kość jest twoim wynikiem ze schowania się. Druga kość to wynik na szukanie ochroniarza. Kość, która ma wyższy wynik wygrywa.
Jeżeli masz cechę gibki jak lunaballa zwinność lub silna psycha dodajesz do swojego wyniku 20 punktów.
Tu możesz spotkać ducha kota Murano.
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam miał podobną ilość pytań dotyczących tej dziwnej rośliny. Wiedział jednak, że najlepsze odpowiedzi dostanie, gdy sam się jej dobrze przyjrzy, a na to w tym miejscu nie miał czasu. Musiał na spokojnie przysiąść w laboratorium i zabrać się za pracę. I taki też był plan, nawet jeszcze na ten wieczór, jeśli nic go nie zaskoczy. -I to, moja droga, są słowa, których wielu już w życiu pożałowało. - Prychnął rozbawiony. Tak, generalnie dbał o innych dużo bardziej niż o siebie, ale nie było tajemnicą, że przyciągał nieszczęścia jak jakiś pierdolony magnes. Dlatego żył dewizą, że lepiej nic nikomu nie obiecywać. Tak było zdecydowanie bezpieczniej. Trochę się przejął, trochę grał, ale mimo wszystko nie chciał targać jej nieprzytomnej do najbliższego uzdrowiciela. Wolał upewnić się, że wszystko jest w porządku, a na to na szczęście wyglądało. Co pokazało mu, że może sam zabrać się do roboty, a porwał się na najbardziej trujące gówno w całej tej bandzie. -A widzisz! Można, można. Używa się ich do robienia magicznych instrumentów, więc czemu nie wykorzystać tego w taki sposób? - Oczywiście, że patrzył na to przez pryzmat własnych ambicji. Nie wiedział, czy Mulan w ogóle interesowały takie eksperymenty, ale jak już wybrali się na wycieczkę i postarali o składniki, to czemu miały one później zostać rzucone w kąt? Sam nie wyobrażał sobie takiego rozwoju spraw. Dlatego też, gdy zerwał pierwszą pięciotrzcinę, od razu skierował się ku kolejnej, w zupełnie innym stadium rozwoju. Ciął sprawnie i w miarę bezpiecznie, a to motywowało go do kolejnych i kolejnych zbiorów. Niestety Mulan niezbyt sprawdzała się jako czujka, alarmując swoją wyjebką kolejnego ochroniarza. -Potrzebuję dwóch minut. Kup mi czas. - Powiedział, kryjąc się głębiej w trzcinie i biorąc się za ostatnią sztukę. Pośpiech sprawił, że nieco soków na niego trysnęło, ale na całe szczęście była to mało trująca ciecz, więc specjalnie się tym nie przejął. Schował szybko rośliny do torby i wziął się za ewakuację z tego miejsca. -Jestem, spierdalamy. - Dogonił swoimi kulasami gryfonkę, po czym razem z nią, biegiem rzucił się w kierunku płotu, oddzielającego pole od legalnego kawałka Venetii. Byle tylko zdążyć przed stróżem, a wyprawa mogła zostać uznana za udaną.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Wiedziała, że ją irytowała, wiedziała, że była czasami po prostu nie do zniesienia, ale doceniała to, że Mina nadal spędzała z nią czas. Może również inaczej, sama nie zamierzała jej opuszczać, mając pełną świadomość tego, że dziewczyna jej potrzebowała, że była dość zamknięta w sobie i po prostu nie miała zbyt wielu przyjaciół. I Carly chciała to zmienić, nawet jeśli brzmiało to absurdalnie. Była pewna, że jej towarzyszka zasługiwała na coś więcej, niż samotność, niż to, co do tej pory miała, a skoro tak było, to musiała jakoś się postarać, żeby to wszystko zmienić. - Pewnie hoduje się ją podobnie do zwykłej trzciny. To jest takie ekscytujące! Musimy wykopać ją razem z korzeniami? – zapytała szeptem, a jej ciemne oczy błyszczały, gdy przyglądała się temu wszystkiemu z największą możliwą ekscytacją, nie mogąc się doczekać tego, co się wydarzy. Przemykała się również za Miną z wielką pewnością, że wszystko pójdzie dobrze, ostatecznie pakowały się już w różne tarapaty, więc była przekonana, że z kolejnych również dadzą radę jakoś się wydostać. Nie była dzieciakiem, nie była głupia, za to była zdecydowanie bardzo wygadana i chciała z tego skorzystać ze wszystkich sił. Szkoda tylko, że zamiast tego pogadała sobie z wodą, lądując w niej z impetem, mając wrażenie, że wszyscy w okolicy słyszeli te pluski, które były godne co najmniej hipopotama. Później było tylko lepiej, kiedy Mina również wpadła do wody i obie zaczęły się w niej taplać i kotłować, jakby zamierzały uprawiać tutaj jakieś zapasy w błocie. I w końcu się uwolniły, a Carly podała Minie dłoń. - Ci czarodzieje to są chyba głusi… Na razie – mruknęła, dodając, że lepiej, żeby tak zostało i otrzepała się, wskazując Minie ręką na trzcinę. – Wracajmy do interesów. Musimy ją wykopać i wsadzić do worka, a w pokojach skombinować dla niej wodę? W korzeniach też może mieć trujące soki? – zapytała niesamowicie jak na siebie profesjonalnie, gotowa do działania, chociaż wyglądała jak skończony idiota w tych mokrych ubraniach, z błotem i kawałkami roślinności we włosach.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Wyglądało na to, że oboje najchętniej pogadaliby o tej roślinie z kimś o wiele bardziej doświadczonym w dziedzinie zielarstwa. W książkach nie zawsze mogli znaleźć szybko i łatwo odpowiedzi na akurat dręczące ich pytania. Lepiej było zaoszczędzić sobie zachodu i od razu podbić do profesjonalisty, który od razu mógłby im objawić tajniki pięciotrzciny. - A niby czemu? - od razu odparowała, bo jednak w jakiś dziwny sposób ufała swoim Maxom w dziedzinach, w których się specjalizowali. Niejednokrotnie to właśnie do Brewera chociażby wolała się zwracać w przypadku, gdy coś jej dolegało i dopiero wtedy ewentualnie kierował ją do Munga jeśli sytuacja była naprawdę poważna. Poza tym wolała bazować jednak na osobach, które znała osobiście i była pewna ich poziomu wiedzy oraz umiejętności. Cała ta szopka nie była w ogóle potrzebna, bo jednak radziła sobie doskonale jak na swój całkowity brak doświadczenia i wiedzy w tej dziedzinie. Żeby tylko potem jej coś nie odbiło, bo mogłaby uznać, że faktycznie świetnie radzi sobie z zielarstwem i wyrwie się do takiej mniej przyjaznej rośliny, która potraktuje ją w bardziej... brutalny i śmiertelny sposób. - O w takim razie może z tego jakoś skorzystam. Chociaż nawet nie wiem jak powinnam się za to zabrać - przyznała, bo jednak nigdy nie zagłębiała się wyjątkowo w podobną rzemieślniczą twórczość. Od biedy może mogłaby zrobić jakąś taką harmonijkę-dmuchawkę i przygrywać na niej el condor pasa, ale nawet przy tym musiałaby zrobić jakiś research i zorientować się w tym jak właściwie podobne rzeczy się robi, bo nie miała najmniejszego pojęcia. Może wtedy z Maxami mogłaby założyć jakiś band? Mariachi? Mogliby się nazwać Trio de los Ponchos i koncertować gdzieś po Wielkiej Brytanii. Tylko, że to były plany już zbyt dalekobieżne. Nie spodziewała się, że Solberg zamiast jak prawdziwy kompan towarzyszyć jej w ucieczce przez pola postanowi jednak kontynuować cięcie pięciotrzciny. - Jeb się! - odkrzyknęła krótko, pędząc ile sił w nogach przed siebie i co rusz przesadzając kolejne kłącza kłębiące się na glebie. Była niczym rącza łania, popierdalająca na łące i uciekająca przed stadem wygłodniałych wilków. Biegła z niesamowitą gracją i lekkością... przynajmniej do momentu, gdy jednak nie zahaczyła o coś stopą i nie wjebała się do znajdującego się przy pięciotrzcinie rowu. Całe szczęście, że przynajmniej dzięki temu ominęli ją ochroniarze, którzy myśleli, że pobiegła jeszcze dalej i zignorowali wgłębienie, w którym ukryła się Huang. Szczęście w nieszczęściu chociaż teraz była całą wysmarowana błotem. Nie musiała czekać szczególnie długo na przybycie Maxa, który pojawił się w świetle i chwale ze swoją roślinką w dłoni. Sama Huang zdawała się zgubić jedną ze swoich w czasie swojej karkołomnej ucieczki. - Tak, teraz to spierdalamy - mruknęła z niezadowoleniem. Wiedziała, że niebezpieczeństwo minęło prawdopodobnie jedynie na krótką chwilę i najlepiej byłoby jakby szybko się ulotnili z miejsca swojej zbrodni.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Chyba można było stwierdzić, że był w tym swego rodzaju masochizm skoro podobno tak narzekała i tak męczyło ją towarzystwo Carly, a jednak uparcie szlajała się z nią to tu, to tam i wiernie trwała przy jej boku bez względu na okoliczności. Czasami się nawet zastanawiała dlaczego jeszcze to robi. Samotność jej nie przeszkadzała w żadnym stopniu. Być może dlatego, że zawsze była osobą, która lubiła po prostu ciszę i spokój. W dodatku ciężko też było mówić o tym, aby podobna samotność doskwierała jej równie silnie jak innym ze względu na fakt, że potrafiła jednak porozumiewać się ze swoim pupilem. Wielu ludzi marzyło o podobnej zdolności komunikowania się ze zwierzętami. Także nawet jeśli była sama często mogła odezwać się do Faust. - Korzenie przede wszystkim, bo dzięki nim się rozrastają i rozmnażają - wytłumaczyła jeszcze, gdy tylko Puchonka zaczęła dociekać i wyraziła zainteresowanie tematem. Prawdopodobnie obie zdawały sobie sprawę z tego jak wielką głupotę popełniają i jakie grożą im za to konsekwencje, ale żadna zbytnio się tym nie przejmowała. Chyba wystarczającą ilość razy robiły już coś ryzykownego, bo po prostu stwierdziły, że im się to opłaca i warto było podjąć owe ryzyko, by zyskać coś, czego pragnęły. Szkoda tylko, że nie zawsze wszystko szło zgodnie z ich myślami. Owszem, może i nie zostały złapane przez ochroniarzy, ale nie mogły też poszczycić się jakąś szczególną gracją, która pozwoliłaby im na oszczędzenie sobie takich pięknych upadków, które normalnie powinny zaalarmować patrolujących czarodziejów. - Albo są daleko - mruknęła, słysząc rozbawiony syk dochodzący spomiędzy pięciotrzciny, który świadczył dobitnie o tym, że Faust była świadkiem tych pięknych kąpieli błotnych, których właśnie zażywały studentki. - Ale bierzmy się do roboty. Ogólnie znajdują się w całej roślinie. Głównie w łodydze, ale też sporo ich jest w korzeniach. Te jednak są bardziej wytrzymałe od łodyg. Chwyciła podawaną jej przez Puchonkę dłoń, ale ledwo wstała, a już po raz kolejny wywróciła się o któryś z wystających korzeni przy wychodzeniu z wody. Raz jeszcze zaklęła szpetnie po walijsku i podeszła do jednej z mniejszych sadzonek rośliny. Nie chciała się brać za większe gabaryty głównie ze względu na to, że musiała to jakoś przetransportować. Im mniejsza roślinka tym lepiej i bezpieczniej, bo nie miała w sobie aż tylu niebezpiecznych substancji. Dlatego też zachowując już równowagę, sięgnęła po różdżkę, by przy pomocy zaklęć zacząć powoli usuwać z ziemi wybraną pięciotrzcinę.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Przyciągam popierdolone sytuacje i kłopoty. Czasem jest ciekawie, czasem ląduję w Mungu na pół roku. - Wyjaśnił ze śmiechem, choć akurat ten drugi scenariusz zawsze go wkurwiał. Nienawidził wszelkiego rodzaju szpitali i opieki medycznej, dlatego jego były związek z Felim był dla niego idealnym rozwiązaniem. Teraz sam zwracał się do Brewera lub swojej wiedzy, choć imiennik zdecydowanie był lepszy w te klocki. -Ja tak samo. Trzeba zapytać kogoś mądrzejszego, albo przynajmniej jakiejś książki. - Przyznał, bo choć o właściwościach rośliny słyszał, to jednak nic więcej nie potrafił o niej powiedzieć, a już na lutnictwie kompletnie się nie znał. Był jednak pewien, że pięciotrzcina może okazać się wartościowa do posiadania. Założenie zespołu mariachich zdecydowanie rozbawiło by Solberga, gdyby tylko o tym pomyśle usłyszał. A może powinni iść w nieco bardziej tradycyjne klimaty i rozkręcić band z lutnią i fletnią pana. To na pewno byłby wyjątkowy projekt. Cóż, wyszedł z niego ślizgon i pracoholik. Wierzył jednak, że mimo tak pięknego odzewu ze strony Mulan, ta będzie w stanie kupić mu tę chwilę, by mógł dokończyć to, czym akurat się zajmował. I jak się okazało miał rację. Bez problemu skończył zbieranie trzciny i mógł do niej dołączyć w ucieczce przed stróżami tego miejsca. Dziewczyna sprytnie ukryła się w zagłębieniu, gdzie właśnie znalazł ją Max, w przeciwieństwie do niezbyt bystrych, jak widać, ochroniarzy. Okazało się, że zaszli dalej, niż chłopak przypuszczał, ale w końcu zauważyli ogrodzenie, które zwiastowało ostatni etap ich ucieczki. -Dawaj, podrzucę Cię. - Zaproponował, samemu czekając tym razem, aż Mulan bezpiecznie znajdzie się po drugiej stronie, nim wspiął się na płot i przeskoczył go z mniejszą gracją. Przygrzmocił o ziemię z ciężarem adekwatny do swoich wymiarów, dodatkowo uwalając się ziemią, która wydała mu się jakaś nieznośnie twarda. -Marzę o porządnej kąpieli i czymś do żarcia. - Wyznał swoje pragnienia, gdy bezpiecznie spacerowali już ścieżką w stronę Koloseum. +
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Zapewne powinna być przerażona podobnymi scenariuszami, ale jakoś niespecjalnie ją to ruszało. Jakby nie patrzeć sama jej praca była już niesamowicie niebezpieczna, bo miała w niej kontakt z różnymi groźnymi stworzeniami, które zamieszkiwały teren rezerwatu. Równie dobrze to z ich winy mogłaby wylądować w Mungu na pół roku, bo coś poszłoby okropnie nie tak. - Może Walsha? Chociaż on pewnie mógłby dochodzić do tego czemu nas to w ogóle interesuje więc jednak to nie jest zbyt dobra opcja - zawyrokowała na sam koniec, bo jednak nie do końca rozważnym pomysłem było wypytywanie nauczyciela na temat groźnych roślin, które nielegalnie pozyskali. Chociaż w sumie nie mógł im za to teraz dać szlabanu ani ujemnych punktów więc może nie było aż tak źle. Mogła mu w sumie o tym wspomnieć. Ciekawie by było, gdyby wspólnie zaczęli planować swoją ewentualną przyszłość w nowej, zupełnie niespodziewanej dziedzinie. Kto wie... może jeśli się wprawią w robieniu tych małych lutni i harmonijek to po jakimś czasie zostaną niesamowicie uzdolnionymi rzemieślnikami w branży i zdominują brytyjski rynek? Drżyjcie Lanceyowie... czy jak tam oni mieli. Mulan miała naprawdę okropną pamięć do nazwisk i nie byłoby niczym dziwnym, gdyby przekręciła nazwisko Lancasterów... No... tych od robienia instrumentów, co mieli swój własny sklep. Oni mieli tradycję, ale być może to właśnie Max i Mulan wnieśliby do muzycznego świata nowe spojrzenie i odrobinę świeżości. Najważniejsze w tym wszystkim było to, że jednak nikt ich nie złapał na gorącym uczynku nawet jeśli faktycznie nieco się irytowała na Solberga, który postanowił dalej zbierać roślinki zamiast dotrzymać jej towarzystwa w ucieczce. Zostawił ją na pastwę losu, ale... kto by o tym pamiętał? Dobrze, że później ją dogonił i proponował, że ją podsadzi. Oczywiście, że skorzystała z jego propozycji, dając się przesadzić przez płot. Tylko, że jak zawsze coś musiało iść nie tak i zamiast przesadzić ogrodzenie po prostu gruchnęła jak długa po drugiej stronie, solidnie się obijając. -Ja też. Idziemy się wykąpać i zamawiamy coś do pokoju? - zapytała dla pewności, gdy tylko już się podniosła, a Ślizgon wylądował tuż obok, aby poinformować ją o tym, że czuje się brudny i głodny. Cóż, nie był w tym osamotniony i na pewno mogli wspólnie wybrać się z powrotem do swojego noclegu, aby tam jakoś zaradzić tym współczesnym problemom.
z|t x2
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Łapią? J i Diabeł Chowamy się! [url=https://www.czarodzieje.org/t22396p208-kostki#739166]97, 29
Było jak było i właściwie Carly wolała nie pytać, bo jednak wydawało jej się, że nie do końca chciała znać odpowiedzi na pytania, które czasami ją męczyły. Czasami wolała nie wiedzieć, co w trawie piszczy i chyba naprawdę wolałaby nie przekonać się, że Mina spędzała z nią czas z obowiązku, czy z czegoś podobnego. Skoro tak, to po prostu wolała trzymać buzię na kłódkę, po prostu ciesząc się z tego, co miała i z tego, że faktycznie mogły spędzać razem czas, co mogło owocować nie tylko piękną przyjaźnią, ale równie kretyńskimi przeżyciami, co doskonale było widać na załączonym do tego obrazku. - Aj, aj, będę uważać - obiecała, salutując Minie, nim rozpoczęły ten wodny kabaret, wywracając się, wstając i znowu się wywracając, jakimś cudem nie alarmując przy tej okazji całej okolicy o tym, co właśnie robiły. Jak do tego doszło, Carly naprawdę nie wiedziała, tym bardziej że musiała tłumić śmiech, jaki miał ochotę rozsadzić ją od środka. Robiły coś tak głupiego, zachowując się przy tej okazji tak idiotycznie, że nie dało się tego właściwie opisać. Po prostu dryfowały, próbując zebrać pięciotrzcinę, ot co. - Spróbujemy posadzić ją w szkole, czy zabierasz ją do siebie? Myślisz, że przyjęłaby się gdzieś nad jeziorem? A może będzie jej za zimno? - zapytała szeptem, kiedy Mina w końcu zabrała się na poważnie za pracę i na dokładkę całkiem dobrze sobie z tym radziła, ostatecznie zostając dumną posiadaczką prawdziwej sadzonki, jaką niewątpliwie można było później wykorzystać na wiele różnych sposób. A przynajmniej dokładnie w to wierzyła Carly. Zaraz jednak rozejrzała się, bo wydawało jej się, że coś słyszała i wystawiła głowę ponad rośliny, by wciągnąć powietrze z syknięciem, orientując się, że jeden z ochroniarzy patrzył prosto na nie. Złapała zatem Minę za rękę, każąc pilnować jej pięciotrzciny i popędziła dalej, wybierając jak najbezpieczniejszą drogę, żeby zwiać przed bacznym wejrzeniem, które tym razem zdołało ją wypatrzeć. Ale nie z nią były takie numery, ani trochę. - Czy Faust może ich ugryźć w dupę? - wyspała, wielce rozbawiona tą możliwością.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Może i zdarzały się momenty, gdy uważała, że to był jej obowiązek, ale gdzieś w głębi duszy chyba jednak naprawdę to lubiła. Przynajmniej miała dzięki obecności Carly w swoim życiu odrobinę ekscytacji. Czasami pewnie nawet i za dużo, ale nie przejmowała się tym jakoś szczególnie mocno. Chyba nawet dzięki temu cieszyła się z tego, że jednak zdecydowała się zostać na studia w Hogwarcie zamiast skorzystać z propozycji rodziców i po siódmej klasie przenieść się do Meksyku, aby mogła studiować zielarstwo pod ich okiem. Uśmiechnęła się nawet delikatnie, gdy tylko Norwood obiecała jej, że będzie uważna w momencie, gdy miały przystąpić do zbierania rośliny. Miała nadzieję, że faktycznie nic jej się nie stanie, bo wtedy z pewnością musiałaby się nasłuchać od Jamiego, który zapewne chciałby im obu łby ukręcić. Na razie jednak starała się tym nie przejmować. - Na razie planuję posadzić ją na terenie rezydencji, gdzie miałaby warunki zbliżone do tych panujących w Venetii i poczekać na to, aż się rozmnoży. Później możemy się zastanowić nad hodowaniem jej w szkole - przyznała, bo nie chciałaby przez głupi błąd stracić tak cennej rośliny. Dlatego właśnie planowała obchodzić się z nią ostrożnie i dbać o to, aby rozwijała się w dobrze sobie znanych warunkach. Na pewno musiała jeszcze nieco poczytać na temat tego jakie właściwie podłoże preferuje, jak najlepiej byłoby pięciotrzcinę odżywiać oraz ile wymaga pod względem nasłonecznienia i wody. Niemniej biorąc pod uwagę fakt, że w rodzinie Hawthorne'ów roiło się od ekspertów od zielarstwa to na pewno uda jej się uzyskać jakiś efekt. Być może też za bardzo była pochłonięta rośliną, aby zorientować się w tym, że w pobliżu pojawili się jacyś ochroniarze, którzy prawdopodobnie wypatrzyli w wysokiej trzcinie w ten czy inny sposób którąś z ich sylwetek. Nie spodziewała się również tego, że Carly pociągnie ją w panice za rękę, aby wspólnie mogły uciekać przed stróżami prawa. Było to na tyle niespodziewane, że Ślizgonka wywróciła się o pierwsze lepsze kłącze znajdujące się na podłożu, ale szybko się pozbierała i ruszyła biegiem tuż za Norwood, aby przystanąć w jakimś mało widocznym miejscu. Cóż. Wyglądało na to, że chwilowo udało im się uciec. Spojrzała z pewnym niezadowoleniem na blondynkę, gdy tylko ta rzuciła podobną propozycją w całkiem żartobliwy sposób. Niemniej jednak Mina ściszonym głosem wydała z siebie serię syczących i szeleszczących dźwięków, wiedząc, że wąż ma o wiele bardziej wyczulony słuch. Już po chwili spomiędzy trzciny dobiegło ich zbolałe jęknięcie któregoś z ochroniarzy, gdy tylko dzielna Faust faktycznie wysunęła mordkę, aby capnąć go w pośladki i uciec zwinnie między korzenie rośliny.
Fitzroy Baxter
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : kolczyki w uszach, skóry i dresiki, platynowe, czasem różowe włosy
- Wytłumacz mi jeszcze raz. Co niby mamy robić? - dopytuję Harmony kiedy wychodzimy z hotelu. Jest praktycznie wieczór, bo założyłem, że jeśli idziemy coś kraść do jakichś ludzi, chyba będzie lepiej jeśli nie w samym środku dnia. - Nie rozumiem, po co ci w ogóle te trawska? - dodaję, bo osobiście idę tylko dla wybornego towarzystwa. Niepotrzebna mi żadna czterotrzcina czy jak tam się nazywała. Ale skoro była okazja to spędzenia czasu z Remigiuszem i porobieniem jakichś szalonych rzeczy - niech tak będzie! - Jesteś potajemną zielarą? - dopytuję się jeszcze z uśmiechem, chociaż pewnie i w tym byłaby bardzo dobra. Rechocząc co jakiś czas głupawo i opowiadając sobie takie niesamowite żarty, dochodzimy w końcu do jakiego muru. Na początku rzucamy parę zaklęć, sprawdzam teleportację, ale ewidentnie miejsce jest nastawione na to, by nikt tutaj nie mógł wejść pomagając sobie magią. Może tylko jacyś czarodziejscy włamywacze ominęliby te bariery. Wobec tego rozpoczynamy obchód wokół poszukując jakiejś legendarnej wyrwy w murze pod dziką roślinnością. - Przypominam, że miałaś mnie zabrać na randkę, chyba muszę Ci poważnie wytłumaczyć co to jest - mówię do Remy, pochylając się do niej gdy macamy znowu jakieś ściany. W końcu po wieczności i moim ogromnym narzekaniu - Remigiusz piszczy, że ma wejście, a ja aż rozglądam się za tymi strażnikami co niby tu są. Obydwoje kitłasimy się przez dziurę i wychodzimy na... cóż, pole. - Eee.... Mam czegoś szukać czy to zbierać? - pytam, bo kompletnie nie wiem jak ma wyglądać to co chce Rems.
______________________
flying isn’t dangerous; crashing is
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Jak na nią i jej potrzebę przygody mogliby się tam zakraść nawet i w dzień… Więc chyba dobrze, że Fitz zgodził się pójść z nią i balansował w tej ich dwuosobowej drużynie choć trochę zdrowego rozsądku. - No jak to! – podekscytowała się. – Nie słyszałeś tego? Jak kraść, to miliony! – zaśmiała się w głos, zaraz szybko się reflektując, że w sumie to robiło się ciemno i powinni zachować względną czujność i sekretność. Oh cóż, jej entuzjazm niestety z logiką mijał się w kilku miejscach, ale przynajmniej serce do szaleństw miała na właściwym miejscu (czyli jeszcze w ciele w jednym kawałku). – O towar pytasz? – prychnęła wesoło, szturchając go w ramię. – Ale tak serio, Fitz, wiesz co o niej przeczytałam?! – szepnęła, robiąc wielkie oczy, jakby właśnie miała podzielić się najbardziej ekscytującym sekretem. – Struny z pięciotrzciny mogą wyciszać i nawet usypiać bestie! Czaisz tak wyjść do zakazanego i ululać akromantule?! Przecież to otwiera tyle możliwości! – aż przeskoczyła z nogi na nogę, mówiąc to. Legendarna wyrwa w murze nie była legendą tylko prawdą! Zresztą zapewniała o tym między śmiechami, wygłupami i żartobliwymi ostrzeżeniami, żeby nigdy nie wątpił w Seavera, bo wciśnie się wszędzie! Była pewna, że wejścia gdzieś jest, przecież nawet w głowie Maxa widziała, że tutaj był! A skoro Brewer się gdzieś wcisnął, to oni mieliby nie dać rady? No nawet nie było takiej opcji, to kwestia honoru. - Ach rozumiem, czyli następnym razem wolisz jednak ten Zakazany Las? – wyszczerzyła się do niego, unosząc zwycięsko nosek i krzyżując ręce na piersi. – Ej czekaj! Patrz! To tutaj! – aż pisnęła, pokazując wejście. Rozejrzała się po polu, póki co pięciotrzcina wyglądała na tę mało działającą. - Musimy znaleźć starszą część uprawy, musi mieć z metr pięćdziesiąt, wtedy to na pewno będzie ta dobra! – „krzyknęła” szeptem, zaraz ciągnąc Fitza pomiędzy rośliny, uważając, by się nie oparzyć. – Patrz, skubańcy mają warty nawet w nocy – pociągnęła go za rękę, żeby kucnął razem z nią w wodzie i wskazała na jednego z ochroniarzy, który świecił latarką po najbliższych uprawach. – Tam jest ich więcej – wskazała na kilka świetlistych punktów w oddali. – Więc tam jest ta najcenniejsze… – mruknęła, chwilę się zastanawiając, nim spojrzała na chłopaka z łobuzerskim uśmiechem, który zdecydowanie nie zapowiadał niczego dobrego. – W razie jakby co, umiesz szybko biegać?
Carly byłaby tak naprawdę zasmucona, by nie powiedzieć, że zawiedziona, gdyby Mina postanowiła się faktycznie przenieść. Owszem, wiedziała doskonale, że każdy mógł dokonywać swoich wyborów i to właśnie w życiu było najważniejsze, najwłaściwsze i co jeszcze się chciało, ale jednocześnie miała wrażenie, że tak naprawdę czułaby się w pewien sposób oszukana, gdyby okazało się, że jednak dziewczyna wybrała zupełnie inną drogę. Pewnie mimo wszystko Norwood była nieco zaborcza, chociaż tego nie pokazywała na co dzień, grając raczej rolę słodkiego niewiniątka, które w życiu jeszcze wielu rzeczy nie widziało i nie doświadczyło. - Będę mogła do ciebie wpaść? Zobaczyć, jak to wygląda? Myślisz, że z jednej da się wyhodować inne? Zmutować je? Jakoś je zmienić? - zapytała, zanim rozegrał się ten cały dramat z ucieczką, bieganiem po polu, chlapaniem wodą i w ogóle zachowywaniem się, jakby było się skończonym kretynem. Carly bawiła się przy tym doskonale, a jeszcze lepiej kiedy Mina naprawdę nasłała Faust na jednego z ochroniarzy. Musiała wiele poświęcić, żeby nie zacząć się śmiać w głos, żeby nie pokazać całą sobą, jak ją to rozbawiło. Zasłoniła dłonią usta, siadając gdzieś między tą trzciną, niczym się już nie przejmując. - Zbieramy i uciekamy, mówię ci. Jestem pewna, że zrobimy z tego świetny użytek, chociaż nie wiem jeszcze jaki. Trucizny nie użyję co prawda do jedzenia, ale jeśli ktoś mnie wkurzy, to może warto to wykorzystać? - powiedziała, wciąż rozbawiona, co ostatecznie dało dość mocno upiorny efekt, ale nie byłaby sobą, gdyby się tym doskonale nie bawiła. A dokładnie tak było, była wręcz przeszczęśliwa z powodu tego, co się tutaj działo.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Czasami więzi rodzinne czy przyjaźnie były właściwie jedynym, co trzymało ludzi w danym miejscu, bo w innym przypadku o wiele lepiej odnaleźliby się w zupełnie innym miejscu. Hawthorne, co prawda czuła się chyba najlepiej w Wielkiej Brytanii i swoim walijskim zakątku. Lubiła klimat i pogodę panującą na wyspach, krajobrazy malujące się w rodzinnych stronach oraz niewątpliwie interesującą historię wężoustych. Nie potrafiłaby zrezygnować z tego wszystkiego, aby tak po prostu wyjechać do dużo bardziej egzotycznego Meksyku. - Jasne, że tak. Zawsze jesteś mile widziana - odpowiedziała bez zająknięcia, bo wiedziała, że nie tylko ona tak uważała. Reszta rodziny z babką Edalyn również nie miała nic przeciwko obecności Norwood w rodzinnej rezydencji, a nawet naprawdę ją lubiła. - Myślę, że jest taka opcja. To jednak byłoby niezwykle czasochłonne, ale da się zrobić - stwierdziła, w głowie zaczynając już się zastanawiać nad tym jaka mieszanka gatunkowa mogłaby być najciekawsza oraz najprostsza do osiągnięcia. Na pewno nie spodziewały się podobnego dramatu i niezwykle karkołomnego biegu przez pole z pięciotrzciną. - Potem coś wymyślimy - zapewniła ją, bo w tym wypadku wolała wpierw działać, a potem dopiero zastanawiać się do czego wykorzystać daną roślinę. W końcu nie wszystkie musiały być przydatne w domu i faktycznie sprawować jakąś funkcję. Nie spodziewała się tego, że w czasie ucieczki najedzie ubłoconym butem na korzeń pięciotrzciny w taki sposób, że poślizgnie się i wyląduje na ziemi, co skwitowała syknięciem z bólu. Niestety przy okazji również zwróciła na siebie uwagę ochroniarzy, którzy bez cienia wątpliwości byli w stanie ją dokładnie ujrzeć. Dlatego też Ślizgonka szybko się pozbierała i puściła się pędem w kierunku najbliżej znajdującego się ogrodzenia, chwytając przy okazji swoją towarzyszkę.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
- Skoro zawsze jestem mile widziana, to na pewno wpadnę do ciebie, kiedy wrócimy z wakacji. Będziemy musiały wiele rzeczy omówić, a poza tym będę bardzo ciekawa, co zrobiłaś tak naprawdę z tą trzciną. No i w ogóle musisz mi pokazać, co tam nowego w szklarniach! Rany, Mina, czy ty myślałaś już o swojej pracy dyplomowej? Może mogłabyś napisać faktycznie coś na temat tej rośliny? Jak myślisz? – rozgadała się, jak to miała w zwyczaju, doskonale się z tym wszystkim bawiąc, nie czując, żeby musiały sobie przerywać. Chciała się dobrze bawić i to właśnie robiła, chociaż dla niektórych osób plotki w środku strzeżonego pola niebezpiecznej rośliny na pewno byłoby nie tylko szaleństwem, ale i szczytem głupoty. Dla niej nie były, bo panna Norwood cała była walnięta i zdecydowanie nie miała równo pod sufitem, zachowując się dokładnie tak, jak zachowywać się chciała. - Merlinie, Mina! To będzie świetna przygoda, musimy faktycznie pomyśleć, co z tym zrobić – powiedziała jeszcze, zanim zaczęły biegać jak szalone, zanim okazało się, że najwyraźniej faktycznie ochrona zorientowała się, że coś było nie w porządku. Najważniejsze było jednak to, że Minie udało się zgarnąć roślinę, nad którą mogła w przyszłości się pochylić. Nic innego nie było tak ważne, jak to, bo w końcu po to tutaj przyszły, a nie na jakieś plotki, czy coś podobnego. Chociaż oczywiście, Carly po prostu świetnie się bawiła i było to widać w jej błyszczących radością oczach, kiedy jak szalona biegła za Miną. W którymś momencie nawet zaczęła się śmiać, mając świadomość, że Faust na pewno ucieka razem z nimi, że po prostu zachowują się, jak szczeniaki, które poszły wykraść jabłka z cudzego sadu. To było takie fantastyczne! Nic zatem dziwnego, że Puchonka była zachwycona dosłownie wszystkim, każdym elementem tego, co się działo i nie zamierzała się z tego powodu zamknąć. Zapewne jej śmiech było słychać jeszcze przez dłuższy czas po tym, jak z Miną zniknęły z pola.
z.t z Miną
+
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Fitzroy Baxter
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : kolczyki w uszach, skóry i dresiki, platynowe, czasem różowe włosy
Remka jest tak podekscytowana całym tym wspólnym wyjściem, że kompletnie nie przejmuję się ewentualnymi konsekwencjami. Ja zaś nie zdaję sobie z nich sprawy, bo nie mam pojęcia co tu w zasadzie robimy. No i kto byłby zły, że zapierdolimy trochę jakiejś trawy z wiochy? Jednak przez jej podracjowanie nie uzyskuję prawie żadnych konkretnych wypowiedzi przez długi czas. Spokojnie jednak odczekuje aż przestanie żartować i paplać trzy po trzy, wiedząc że przecież w końcu się dowiem o co biega. ONMS interesuje mnie równie mocno co najnowszy album Don Lockharto, czyli wcale, więc średnio jarały mnie te właściwości. - Czyli chcesz zdobyć te trzciny, by wejść do jakiegoś zakazanego lasu i przygrywać na nich akromantulom? I modlić się, że to co usłyszałaś nie wiem skąd zadziała? - dopytuję zaciekawiony. Kiedy mówiłem to wszystko na głos, brzmiało to naprawdę niemądrze, ciekawe czy sama Remka to słyszała. Ale przecież jeśli wierzyła w powodzenie misji... to będę pierwszy by jej towarzyszyć. Czy ja wierzyłem w to co mówiła? Niespecjalnie, zakładałem że to jakieś miejscowe plotki. Tym bardziej nie puściłbym jej samej do ludożernych pająków. - Jeśli takie masz preferencje - odpowiadam z westchnieniem kiedy Remigiusz faktycznie żartuje o tym, że powinniśmy tam iść. Jednak nasze ploteczki się ucinają bo oto znajdujemy legendarną dziurę w ścianie. Trochę jestem podekscytowany, a troszkę zestresowany. Kucam obok Remki i słucham jej wskazówek mało uważnie, bo bardziej rozglądam się na prawo i lewo. Muszę powiedzieć, że średni ze mnie kompan do rabowania. Przez wzrost i bary za bardzo mnie widać w trawie i strasznie robię hałas przy każdym kroku. I mimo moich zapewnień, że będzie dobrze i mojej wiary, że to co mówię to prawda - okazuje się, że mam więcej pecha niż myślałem. - Oczywiście, że potrafię szybko biegać! - oznajmiam oburzony i w tym momencie dzieje się karuzela śmiechu. Jakiś typ świeci mi czymś po mordze, ja krzyczę REMY UCIEKAMY! i rzucam się do ucieczki, ale po trzech krokach wpadam po pas do wody... No i tyle z mojej ucieczki. Miałem rację, świetny ze mnie sprinter. - BIEGNIJ! PRZEKAŻ BRATU, ŻE GO NIE KOCHAM - krzyczę do Remy i łapię noga strażnika, by nie mógł chociaż zabrać mojej przyjaciółki!