C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Pięciotrzcina to bardzo cenny materiał o potężnych właściwościach magicznych, niestety jest też silnie trująca. Ze względu na wysokie niebezpieczeństwo jakie niesie ze sobą zbieranie pięciotrzciny, została ona usunięta z całego terenu Venetii z dopuszczeniem tylko na jedno, ogrodzone, kontrolowane, a przede wszystkim stale pilnowane miejsce uprawy. Nikt poza pracownikami nie może dostać się na uprawę, bramy pilnowane są przez ochroniarzy sprawdzających dokumenty pozwalające na dostęp do pięciotrzciny... Nikt jednak nie zauważył jednego przejścia w murze, które powstało po ostatniej burzy. Nie jest łatwo go znaleźć, ukryte pod roślinnością umknęło uwadze nawet strażnikom uprawy.
Ta lokacja jest trudnodostępna, żeby się tutaj dostać rzuć kością k6. Wynik 2 i 6 oznaczają, że udało ci się znaleźć przejście. Wszystkie inne wyniki oznaczają niepowodzenie. Rzut na znalezienie przejścia można wykonać raz dziennie, a samo istnienie przejścia można zdradzić maksymalnie dwóm osobom.
Po wejściu na pole uprawy możecie zobaczyć ciągnące się kilometrami połacie pięciotrzciny od pierwszego stopnia dorosłości aż do piątego, rosnące na głębokości od 50 cm do nawet 150 cm. Dno jest nierówne i porośnięte grubymi korzeniami - przy każdym przejściu pomiędzy pięciotrzciną rzuć literką, gdzie samogłoska oznacza, że się potykasz i wpadasz do wody. Nierówne podłoże, to jednak nie jedyna przeszkoda. Pamiętajcie, że ta roślina jest trująca! Lepiej uważajcie by się nie poparzyć, szczególnie przy ich zbieraniu! Mechanika zbierania pięciotrzciny dostępna jest w spisie wyjazdowym! Zastosuj się do jej kostek!
Pól cały czas pilnują ochroniarze. Przy pisaniu każdego odpisu w tym miejscu rzuć kartą tarota. Jeżeli wypadnie głupiec, śmierć lub diabeł - ochroniarze was przyłapują! Przygotuj się do ucieczki...!
Ucieczka przed ochroniarzami:
Rzuć kością k100! <35 - ochroniarze doganiają cię, łapią i wyprowadzają, wcześniej pobierając od ciebie karę grzywny w wysokości 70 galeonów. W dodatku w trakcie ucieczki poparzyłeś się o pięciotrzcinę! Lepiej odwiedź szpital! 35-75 - z trudem ale udaje ci się uciec, niestety ochroniarze zobaczyli twoją twarz! Przez następne dwa wątki możesz zostać rozpoznany na ulicy! Na początku każdego wątku rzuć kością litery, jeżeli wypadnie samogłoska, milicja cię rozpoznaje i nakazuje zapłacić 70 galeonów. 75^ - z łatwością udaje ci się uciec! W dodatku nawet nie zauważyli twojej twarzy! Umykasz bezpiecznie!
Jeżeli masz cechę gibki jak lunaballa szybkość lub silna psycha wszystkie progi spadają o 20 punktów.
... Lub się schowaj!
Ukrycie się przed ochroniarzami:
Rzuć dwa razy kością k100! Pierwsza kość jest twoim wynikiem ze schowania się. Druga kość to wynik na szukanie ochroniarza. Kość, która ma wyższy wynik wygrywa.
Jeżeli masz cechę gibki jak lunaballa zwinność lub silna psycha dodajesz do swojego wyniku 20 punktów.
Tu możesz spotkać ducha kota Murano.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
To, że zakazane miejsca niesamowicie go korciły, było wiadomo od dawna. Nie znosił siedzieć w miejscu, nie znosił tak po prostu czekać na to, co przyniesie mu dzień, nic zatem dziwnego, że kiedy tylko w czasie tej jakże niewinnej przechadzki, natrafili na pole uprawne, czy coś podobnego, ukryte za murem, Max od razu poczuł, że po prostu musi przekonać się, o co w tym wszystkim chodziło. Owszem, miał w pamięci wydarzenia z zeszłego roku, kiedyś jakaś durna książka przełknęła go i wypluła prosto w pysk zasranego kelpie, ale to nie mogło go powstrzymać. Zawsze był na swój sposób głodny przygody, a ta po prostu nieustannie za nim chodziła. To prawda, że w wielu kwestiach zaczął myśleć już poważniej, że działał zdecydowanie logiczniej, ale inne sprawy, jak widać, nadal sprawiały mu problemy. By nie powiedzieć, że były przeszkodami, których nie dało się po prostu w żaden sposób przejść. Nic zatem dziwnego, że przez chwilę zupełnie nie słuchał tego, co Wei miał do powiedzenia, łapiąc go po prostu za rękę i ciągnąc go za sobą wzdłuż muru, zupełnie, jakby był pewien, że prędzej, czy później znajdzie przejście na pole. Nie było to ani trochę mądre, by nie powiedzieć, że było to skończenie głupie, że właśnie w tej chwili całym sobą pokazywał, jaki z niego nadal był dzieciak i jak bardzo nie umiał usiedzieć na miejscu. Uciszył przyjaciela, kiedy ten próbował go o coś zapytać, a potem zatrzymał się, kiedy przesuwając dłonią po murze natrafił na porastającą go roślinność. Zaraz też przekonał się, że gdzieś tutaj najwyraźniej brakuje kamienia i nie minęła chwila, a był pewien, że znalazł przejście na pole. Może niezbyt wygodne, ale jednak istniało, jednak mógł je wykorzystać. Nic zatem dziwnego, że spojrzał na Weia, a jego ciemne oczy zabłyszczały, zdradzając, że nie zamierzał zostawać po tej stronie muru. - Tchórzysz? – zapytał wyraźnie prowokacyjnie, wciąż trzymając go za rękę a później po prostu przecisnął się przez mur, lądując w wodzie, zapadając się w niej nieco, ale utrzymał równowagę, a później pochylił się lekko, żeby schować się za wysoką trzciną. Zaczął się domyślać, z czym właściwie ma do czynienia, dochodząc do wniosku, że skoro już znalazł jakieś pilnie strzeżone zielsko, to powinien się za nie zabrać. Nic zatem dziwnego, że ostatecznie sięgnął po zaklęcie, które pozwoliło mu zebrać tę pięciotrzcinę. Nie miał co prawda pojęcia, że dobrał się do jednego z pięciu rodzajów rośliny – cannato – ale to nie było w tej chwili najważniejsze, skoro udało mu się faktycznie osiągnąć coś, co na pewno nie było legalne. Nic zatem dziwnego, że pomachał zebraną rośliną Weiowi, jakby to miało oznaczać, że osiągnął jakiś niesamowity sukces, zdając sobie sprawę z tego, że robili właśnie coś całkowicie nielegalnego, a jednocześnie niesamowicie ekscytującego. Było to co najmniej zabawne i powodowało, że Max miał ochotę śmiać się w głos. Ciekawiło go wyraźnie, jak dobre serce i moralność jego przyjaciela zadziałają w tej chwili, czy znowu w ostatniej chwili zorientuje się, że robią coś, czego robić nie powinni. Nic zatem dziwnego, że Max przyglądał się Huangowi błyszczącymi mocno oczami, mając poczucie, że przed nimi było jeszcze wiele równie durnych przygód, które zamierzał z przyjemnością przeżyć. I nawet dzielnie ponieść konsekwencje tych idiotyzmów.
______________________
Never love
a wild thing
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Widział, że Max przestał go słuchać, skupiając się bardziej na murze, wzdłuż którego szli od jakiegoś czasu. Za nim było pole jakiejś trzciny, co, prawdę mówiąc, zaciekawiło Longweia. Nie spotkał się do tej pory z odgradzaniem jedynego pola w okolicy i musiałby skłamać, gdyby nie był ciekaw, co takiego kryło się za murem. Zamiast jednak podejrzewać, że może to być pięciotrzcina, o której czytał w historii Venetii, zastanawiał się, czy ma to związek z hodowaniem jakiegoś ciekawego magicznego stworzenia, a może był to jakby rezerwat dla tutejszych kotów. Mały plac zabaw dla nich, czy też bezpieczna oaza. Być może zapytałby, gdyby nie okazało się, że Brewer także zastanawiał się nad sprawdzeniem tego w dokładniejszy sposób, niż Huang był gotów. Jednak wszystkie obawy, wszelkie myśli, że przekradanie się przez dziurę w murze może nie być najlepszym rozwiązaniem, minęły, kiedy dostrzegł uśmiech na twarzy Maxa. Nie miało znaczenia jego pytanie, próba prowokacji, która tak naprawdę nie zadziałałby, gdyby nie został wcześniej rozkojarzony własnymi reakcjami na tak prosty i zwyczajny dotyk. Trzymanie się za ręce nie było niczym nowym dla nich, a jednocześnie Longwei miał wrażenie, że od jakiegoś czasu stawał się bardziej wyczulony na każdy kontakt fizyczny z przyjacielem, nieustannie mając przebłyski wspomnień rozmowy po Celtyckiej Nocy. Te dziwne rewelacje objawiające się nagłym gorącem, skupieniem na miejscu dotyku, czy też nieco szybszym biciem serca sprawiały, że był o wiele bardziej skłonny do łamania wszelkich zasad. Dokładnie tak, jak teraz. - Chyba nie zdążyłbym stchórzyć - odpowiedział, gdy został już wciągnięty za mur, zaciskając mimowolnie palce na dłoni Brewera, kręcąc przy tym z rozbawieniem głową. Czy nie rozbawiali wcześniej na temat dawania przykładu młodszym uczestnikom wyjazdu? Przekradanie się za mur z pewnością nie było tym, co powinni naśladować, ale Longwei nie komentował ich zachowania, odnajdując w tym cień ekscytacji, coś, za czym przedziwnie tęsknił, choć nie potrafiłby ująć tego w słowa. Huang utrzymał równowagę, lądując stopami w wodzie, zaczynając rozglądać się wokół nich, gdy tylko Max zaczął zbierać rośliny. Zmarszczone lekko brwi zdradzały, że opiekun smoków zaczął poważnie zastanawiać się nad tym, co właściwie robili i gdzie byli. Odruchowo szedł również nieco pochylony, aby nie rzucać się w oczy, a gdy tylko zdał sobie z tego sprawę, sięgnął dłonią do ręki Maxa, ciągnąc lekko w swoją stronę. - Jak bardzo łamiemy w tej chwili zasady tutaj panujące? - zapytał cicho, patrząc prosto w orzechowe oczy, wiedząc, że już przepadł. Był pewien, że nie wycofa się teraz, nie zostawi Maxa samego pośród trzciny, a jednocześnie miał ochotę po prostu pociągnąć go znów za mur. - Co to właściwie jest, szalony uzdrowicielu? - dopytał od razu, nie czekając na odpowiedź przyjaciela, podchodząc tak, że niemal oparł się o jego bok, mając przeczucie, że przyjdzie im za chwilę się chować, albo uciekać. W końcu skoro coś było ogrodzone murem, to z pewnością miało albo ochronę, albo miało chronić innych przed tym, co było w środku.
______________________
I won't let it go down in flames
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max zmarszczył w rozbawieniu nos, doskonale wiedząc, że tak naprawdę Huang nie miał czasu na właściwą reakcję, że nie miał czasu na to, żeby przed nim uciec. Oczywiście, mógłby go puścić, mógłby się teleportować i zostawić go tutaj samego, ale odnosił wrażenie, że z jakiegoś powodu jego przyjaciel nie znosił tego robić. Dlatego teraz obaj nurzali się w wodzie, starając się ukryć, chociaż prawda była taka, że uzdrowiciel nie wiedział jeszcze, przed kim tak naprawdę się chowali. Domyślał się jednak, że to, co w tej chwili robili, było prawdziwym szaleństwem i nie prowadziło do niczego dobrego. Jednocześnie jednak właśnie to powodowało, że bawił się jeszcze lepiej, że dostrzegał w tym wszystkim coś pociągającego. Nie spodziewał się jednak, żeby Longwei podzielał jego zdanie w tym temacie, zwłaszcza kiedy widział, jak ten marszczył brwi, jak zastanawiał się na głos nad tym, co właściwie wyprawiali. - Obawiam się, że właśnie popełniłeś największą zbrodnię w całym swoim życiu i nie jestem pewien, czy cokolwiek będzie mogło zmyć z ciebie te zmazy nieposłuszeństwa – odpowiedział na to, uśmiechając się przy okazji lekko, ledwie widocznie, chociaż jego oczy zdawały się w tej chwili błyszczeć w jakiś niepohamowany sposób, jakby miał gorączkę czy coś podobnego. Równie dobrze można było uznać, że Max najwyraźniej najadł się szaleju albo czegoś podobnego, co powodowało, że miał jeszcze mniej równo pod sufitem, niż zazwyczaj. Co prawda nigdy nie był zbyt normalny, nigdy nie zachowywał się tak, jak powinien, jak należało, gdy było się kimś tak poważanym, jak jakiś tam uzdrowiciel, ale w tej chwili sprawiał po prostu wrażenie gremlina, który doskonale wiedział, że może rozrabiać. - To, mój wspaniały opiekunie smoków, jest najwyraźniej pięciotrzcina. Coś, z czego robią instrumenty, czy coś podobnego. Słyszałem, że ktoś gadał, że to podobno ma jakąś magiczną moc i pozwala na wpływanie na magiczne stworzenia – dodał, machając mu przed nosem trzymaną rośliną, jednak cofnął prędko rękę, by dodać, że niektórzy gadali coś na temat tego, że było to coś niebezpiecznego, więc nie należało się do tego za bardzo zbliżać. – Jak widać, jeszcze mnie nie zeżarło, więc mimo wszystko spróbuję przekonać się, czy nie mogę zebrać tego jeszcze trochę – dodał konspiracyjnym szeptem, żeby przemknąć się kawałek dalej, tylko po to, by sięgnąć po kolejne źdźbła tej samej rośliny. Uniósł się jedynie na chwilę, starając się zorientować, czy ktoś za chwilę nie urwie im głowy, ale na razie byli bezpieczni, a jemu całkiem dobrze szło poruszanie się w tej zdradliwej wodzie, która bez dwóch zdań miała na sumieniu więcej żyć, niż mogliby pomyśleć. - Jak będziesz cicho, to może uda mi się zebrać tego odpowiednio wiele, żebyś mógł grać smokom kołysanki – dodał, kiedy nachylił się w stronę przyjaciela, niemalże szepcząc wprost do jego ucha, nie chcąc, żeby ktokolwiek ich tutaj znalazł, jednocześnie mając ochotę się z nim drażnić, mając ochotę podkładać mu takie, a nie inne kłody pod nogi, które mogły sprowokować Huanga do pozostania na tym zakazanym spłachetku ziemi.
______________________
Never love
a wild thing
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
W zasadzie nie planowała do końca wyjazdu wakacyjnego. Wszystko przez to, że rozmyślała nad odwiedzeniem rodziców w Meksyku, ale w ostatniej chwili dała się namówić, aby jednak zamiast tego pojechać do Venetii i spędzić czas ze znajomymi ze szkoły. Nie miała pojęcia czy była to dobra decyzja, bo jednak tęskniła za rodziną, ale jednocześnie wiedziała, że w otoczeniu rówieśników będzie mogła bawić się dużo lepiej i swobodniej niż przy matce i ojcu. Jakkolwiek liberalni by oni nie byli. Oczywiście, że postanowiła skorzystać też z okazji, aby móc zaopatrzyć się w nowym miejscu w niedostępne w Wielkiej Brytanii rośliny. Nie mogła przegapić czegoś podobnego, a jej partnerką w zbrodni musiała być Carly. Obie postanowiły udać się na pole z rosnącą pięciotrzciną. Wiedziała, że gatunek ten jest trujący, ale ufała, że jest w stanie sobie poradzić ze zbieraniem czegoś podobnego. Największym problemem było to, aby przemykać się pomimo ochroniarzy patrolujących okolicę. - Uważaj, łatwo tutaj się potknąć - ostrzegła jeszcze dziewczynę, która była tuż za nią. Na razie w zasięgu wzroku nie widziała nikogo z patrolujących czarodziejów, ale dla pewności starała się trzymać głowę w miarę nisko i nie wychylać się ponad wysokość najwyższych trzcin. Nie chciała ryzykować tego, że jednak zostanie zauważona nim zdoła cokolwiek nazbierać. Ostrożnie stąpała po nierównym podłożu, chcąc uniknąć ewentualnego upadku. W międzyczasie towarzysząca jej Faust postanowiła samodzielnie sunąć po podłożu i ewentualnie uprzedzić o nadciąganiu jakiegoś intruza. Chwilowo mogły być w miarę dobrej myśli o ile faktycznie nie wydarzy się coś, co sprawiłoby, że ściągną na siebie czyjąś uwagę.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Słowa Maxa wywołały radosne błyski w spojrzeniu Longweia, który próbował powstrzymać śmiech. Mimo wszystko nie powinien w ten sposób reagować, jeśli rzeczywiście robili coś niezgodnego z zasadami Venetii. Jednocześnie nie mógł zaprzeczać, że dobrze się bawił i nawet jeśli wystarczyłby mu tak naprawdę tylko spacer z Maxem. Przekradanie się za mur i obserwowanie, jak szalony uzdrowiciel zbiera trzcinę, także było przyjemne. Przynajmniej do czasu, gdy zaczepki weszły na poziom, jaki gubił Longweia. Nie dlatego, że nie potrafił się w nich odnaleźć, gdy odnosił wrażenie, że mimowolnie na nie odpowiada, ale dlatego, że gubił się we własnych myślach i reakcjach. Często robił coś, czego chciał, ale nie zastanawiał się nad tym, jak to wygląda, jak może zostać odebrane, czy jakkolwiek wpływa na to, co się działo. Mieli nic nie powstrzymywać, nie udawać, po prostu płynąć z tym, co czuli, bawiąc się chwilą, a jednak czasem Huang miał wrażenie, że wpadał w to o wiele bardziej, niż być może powinien. Dostrzegając prowokacje tam, gdzie być może ich nie było, nie potrafiąc jednak uspokoić własnego serca. Dokładnie tak, jak teraz, kiedy słyszał, z czym mieli do czynienia i do czego to wykorzystywano. Nie wiedział nawet, co tak naprawdę było w tej chwili bardziej absorbujące jego uwagę. Wyraźnie chciał powiedzieć, że powinni odejść, kiedy zrozumiał, że są na polu rośliny, która była niemal nielegalna w Venetii, którą trzymano za murem, aby nie ryzykować kolejnej choroby szerzącej się między mieszkańcami. Jednak wystarczyło powiedzieć o magicznych strunach, żeby grać melodie uspokajające magiczne stworzenia, aby Longwei niemal przysiadł w trzcinie, gotów czekać tak długo, ile będzie potrzeba, aby Max zebrał wystarczającą ilość. Poruszał się za Maxem równie cicho, starając się nie wychylać przesadnie, aby nikt ich nie zobaczył, podtrzymując się Gryfona gdy tylko czuł, że za moment wpadnie do wody. Szczęśliwie nic takiego się nie stało, choć był tego bliski, czując nagle oddech Brewera na swojej skórze. Mimowolnie odchylił głowę, odruchowo przymykając oczy, spoglądając z ukosa na mężczyznę, czując, jak daje się wciągnąć w to wszystko bardziej i bardziej. - A zamierzasz samemu mnie uciszyć? - odpowiedział bez zastanowienia, ignorując gorąc, jaki opanował jego uszy, barwiąc je na czerwono. - Jeśli takie struny mogłyby uspokajać smoki… Wróciłbym do grania na gitarze - dodał szeptem, przesuwając się znów odrobinę, przyglądając się pięciotrzcinie, ale nie dotykał jej, mając świadomość, że nie znał się w żaden sposób na roślinach i jeśli istniało zagrożenie, że była trująca, z pewnością potrzebowałby pomocy.
______________________
I won't let it go down in flames
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dobra, jasne, miał trzymać się z dala od problemów i dziwnych akcji, ale pięciotrzcina brzmiała zbyt kusząco, by mógł sobie tak po prostu sobie odpuścić. Co prawda nie do końca interesowały go właściwości lutnicze rośliny, ale widział w niej potencjał eliksirowarski, a coś takiego musiał sprawdzić, skoro była okazja. Spakował ze sobą ogromny prowiant i wziął pod pachę @Mulan Huang, której nie trzeba było za długo namawiać i już mógł szukać tej całej uprawy. -Słyszałem, że trzeba uważać, bo można nabawić się od nich jakiegoś choróbska. Jeśli to brzytwówka, to nie ręczę za siebie, mam dosyć tego gówna. - Gawędził sobie wesoło, podążając za ścieżką, która wiodła ich do pięciotrzciny. Max czuł ten lekki wzrost adrenaliny w organizmie, który zawsze mu towarzyszył podczas podobnych procederów. Nie miał oczywiście pojęcia o chorobie Mulan, więc też nie posiadał żadnych filtrów podczas rozmowy. -Witam na polu nielegalnych możliwości, Panie przodem. - Wskazał jej dłonią, by pierwsza mogła zacząć przedzierać się przez roślinność. Sam miał jeden cel - odmianę granna, która ponoć wykazywała największe magiczne właściwości. Dowiedział się, jak ją rozpoznać, więc to za tym rozglądał się wokół. Niestety jego tyczkowata postawa zbyt mocno wyróżniała się wśród trzciny, przez co zauważył go ochroniarz, który od razu rzucił się za nimi w pogoń. -Kurwa, nurkuj Huang! Huang? - Dziewczyna nagle zniknęła mu z oczu, a w końcu zobaczył, że leżała jak długa wśród traw. Schylił się żeby jej pomóc, co było idealnym rozwiązaniem, bo ochroniarz widocznie przebiegł nieopodal, nie zwracając na nich uwagi. -Nic Ci nie jest? - Zapytał kulturalnie, martwiąc się o byt gryfonki.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Chyba powoli prawdą zaczynał stawać się fakt, że każdy mężczyzna o imieniu Max musiał odgrywać ważną rolę w jej życiu. W końcu miała już Brewera, którego mogła uważać powoli za szwagra, a w dodatku dzieliła z nim jedną komórkę mózgową, która tajemniczo czasami jednak znikała. Może trafiała wtedy do Solberga, bo i z nim zdołała odnaleźć dziwną nić porozumienia. W końcu jak inaczej wyjaśnić fakt, że ledwo trafiła na wakacje a już zaczęła się z nim zakradać na strzeżone pole jakiejś niebezpiecznej rośliny, którą mieli kraść garściami. No, bo w końcu czemu nie? - Znając moje szczęście pewnie mi się to przypałęta - skomentowała, bo jakoś już tak było, że kiedy tylko można było złapać jakieś choróbsko to musiała z nim skończyć. Już powoli zaczynała zbierać wenery jak pokemony, a biorąc pod uwagę jak bardzo jej organizm był oslabiony przez toczącego go herpevirusa to było niemal pewne, że jednak może się zarazić czymś nowym. - Dziękuję, szanowny panie - powiedziała, zręcznie pokonując ogrodzenie. Wylądowała na lekko ugiętych nogach i czekała na to aż Max do niej dołączy. Dopiero wtedy faktycznie mogła ruszyć na poszukiwania odpowiednich roślin, co wcale nie było takie proste, bo nie miała najmniejszego pojęcia czego właściwie mieli szukać. Mulan nie znała się na roślinach. Obstawiała jedynie, że te najwyższe były tymi, które były dojrzałe, ale co właściwie powinna z nich zbierać? Jak? Mistrzynią zielarstwa nie była. Znała się zamiast tego na magicznych stworzeniach, co teraz nie mogło im w żaden sposób pomóc. I być może przez podobne rozmyślania nieostrożnie postawiła stopę na podłożu i wyłożyła się jak długa zahaczywszy o jeden z korzeni, który znajdował się w całej tej plątaninie znajdującej się na podłożu. Jak na ironię to chyba było coś, co pomogło im obojgu uniknąć wykrycia przez szlajającego się w pobliżu ochroniarza, który zdołał chwilę wcześniej dostrzec Solberga. - Nie. Wszystko okay - odpowiedziała, wstając powoli przy asyście chłopaka. Upewniła się jeszcze szybko czy na pewno nigdzie nie krwawi. Wcześniej nie przejmowałaby się takimi rzeczami jak zdarte kolano czy dłoń, ale teraz, gdy miała w sobie tak niebezpieczną chorobę nie chciała ryzykować przekazania jej komuś innemu. - Dobra to powiedz mi teraz, co właściwie mamy zbierać? Nie znam się tak na roślinach - powiedziała jeszcze, uśmiechając się do chłopaka.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jedna komórka mózgowa na trzech wiele by wyjaśniała. Widać tego dnia trafiła ona do Brewera, skoro nie było go tu z nimi. Co prawda włamywanie się na teren strzeżony nie należało do najgłupszych rzeczy, jakie Max w życiu robił, ale już pchanie się pod trujące rośliny.... Cóż, głupoty z człowieka nie wygoni się tak łatwo. -Oby nie. Pamiętaj, że z uzdrawiania umiem tyle o ile. - Wyszczerzył się, choć w sumie to mówił całkiem poważnie. Kość umiał złożyć, ranę zasklepić i uwarzyć eliksiry, ale na tym kończyły się raczej jego umiejętności z tej magicznej dziedziny. Dobre wychowanie wyszło mu na gorsze, gdy okazało się, że już od wejścia ochroniarz go przydybał. Na całe szczęście koleś miał nie więcej rozumu niż chłopak, którego chciał złapać i już po chwili przestał stanowić problem. W przeciwieństwie do podmokłej ziemi, po której musieli się poruszać. Pomógł Mulan wstać, upewniając się, że jest cała, po czym rozejrzał się wokół za rośliną, której szukali. -No więc generalnie szukamy pięciotrzciny. To taka wysoka trawa z twardą łodygą. Masz różne odmiany, tylko cały myk w tym, że mają nieco trujące soki, więc nie polecam się zbytnio z nimi spoufalać. - Prychnął, powoli brnąc przed siebie. -Im bardziej dojrzała, tym bardziej trująca, ale też bardziej magiczna. Ja idę po najbardziej dojrzałą odmianę, chcę przebadać jej soki i zobaczyć, czy uda mi się je zastosować w eliksirach. A jeśli chodzi o to, jak to zerwać.... - Zrobił dramatyczną pauzę, odwracając się do gryfonki i posyłając jej szeroki uśmiech. -Będziemy improwizować. - Zakończył, przyznając, że nie ma bladego pojęcia, jak powinni to uczynić zgodnie z jakimkolwiek profesjonalizmem. Był tak przejęty tym żartem, że tym razem to on wyjebał się twarzą wprost do wody, nabierając w usta nieco bagna. -No i pokarało. - Zaśmiał się, wypluwając błoto z twarzy i przecierając oczy, by móc cokolwiek widzieć i jakoś podnieść się na nogi. Pocieszał go fakt, że to tylko woda i ziemia, a nie trujące soki pięciotrzciny.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Biorąc pod uwagę fakt, że Brewer i Solberg byli imiennikami to dla niej wyjaśnienie uwzględniające eliksirowara w procesie dzielenia komórki mózgowej odpowiedzialnej za łączenie faktów i myślenie przyczynowo-skutkowe było jak najbardziej sensowne. Mogłoby także wytłumaczyć dlatego tak często oboje nie mieli żadnego instynktu samozachowawczego i robili delikatnie mówiąc: głupie rzeczy. Choć na pewno zbieranie roślin, nawet trujących na strzeżonym terenie nie znajdowało się jakoś szczególnie wysoko na jej liście najdziwniejszych, najgłupszych i najniebezpieczniejszych rzeczy, które robiła w życiu. No, ale mógł to być w zasadzie jedynie taki piękny wstęp do dalszego odpierdalania. - Mniej więcej tyle co ja - przyznała, ale liczyła na to, że ewentualne zranienia będzie jednak w stanie samodzielnie ogarnąć, aby jednak Solberg nie ryzykował udzielaniem jej pomocy medycznej, wystawiając się na kontakt z jej krwią. Mogła sama zasklepić drobniejsze rany oraz usunąć posokę przy pomocy prostego zaklęcia. To nie powinno być takie trudne. - Dobra, po tym co powiedziałeś wnioskuję, że możemy po prostu je ścinać, bo to ten sok jest magiczny - powtórzyła jeszcze w ślad za Maxem, starając się zakodować w głowie najważniejsze informacje. Przynajmniej wiedziała, że nie musi skupiać się na konkretnej części rośliny, bo jednak póki nie była sucha to raczej wszędzie dostaną ten niezwykle cenny płyn. Wzmiankę o improwizacji skwitowała jedynie rozbawionym uśmiechem. Chyba naprawdę nadawali na tych samych falach. Dla niej nie ulegało wątpliwości, że cały ten wypad przemieni się w jedną Wielką Improwizację. Pytanie tylko czy przy tym nie ucierpią, co patrząc na ich postępy w łażeniu po polu było dosyć prawdopodobne. Jeszcze chwilę temu to Huang wyrżnęła o glebę potknąwszy się o jeden z korzeni, a teraz to Solberg zakończywszy swój podniosły monolog zawadził stopą o zdradziecki i porośnięty kłączami grunt po czym runął przed siebie. Cud, że naprawdę nic sobie jeszcze nie zrobili ani nie zaalarmowali ochroniarzy. Jeszcze chwilę temu to Huang wyrżnęła o glebę potknąwszy się o jeden z korzeni, a teraz to Solberg zakończywszy swój podniosły monolog zawadził stopą o zdradziecki i porośnięty kłączami grunt po czym runął przed siebie. Cud, że naprawdę nic sobie jeszcze nie zrobili ani nie zaalarmowali ochroniarzy. - Równowaga w przyrodzie czy coś? Jak ja się wyjebię to ty też musisz? - spytała cicho, powstrzymując się od zdradzieckiego chichotu po czym wyciągnęła rękę w stronę chłopaka, pochylając się nad nim i pomagając mu ponownie stanąć na nogach. Biorąc pod uwagę te dwa nieszczęsne wypadki naprawdę można było ich uznać za zgrany zespół.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max był, jaki był i raczej nic nie mogło tego zmienić. Był człowiekiem, który po prostu nie lubił stałości, który lubił adrenalinę i może właśnie z tego powodu zawód uzdrowiciela tak bardzo mu pasował. Dookoła niego musiało się coś dziać, chociaż musiał przyznać, że w ostatnim czasie nieco zwolnił, że w ostatnich miesiącach jakby nieco spoważniał i nie był już takim samym skończonym idiotą, jak wcześniej. Oczywiście, nie we wszystkich kwestiach, nie we wszystkich miejscach, czy relacjach, ale widać było doskonale, że faktycznie przeszedł te kilka kroków naprzód, że nieco się zmienił, że odkrył, że można faktycznie żyć inaczej. A jednak pięciotrzcina uznała, że jest ciekawsza od dorosłości. I właśnie dlatego siedzieli teraz w wodzie, przekradając się między roślinami, co wcale nie było takie wygodne i bezpieczne, robiąc coś całkowicie nielegalnego. Bo nie było sensu oszukiwać się w tej kwestii, byli bez dwóch zdań złodziejaszkami, którzy nie powinni znajdować się na tym polu, powinni odejść, kiedy tylko Max znalazł przejście w murze, ale to nie było dla niego. Podejrzewał, że Huang może chcieć go stąd wyciągnąć za uszy, ale najwyraźniej tego w pełni oczarowała możliwość panowania nad magicznymi stworzeniami. Było to zabawne, ale powodowało, że Max miał jeszcze większą ochotę na to, żeby się z nim droczyć i go zaczepiać, żeby przekonać się, jak daleko może się posunąć, zanim Longwei faktycznie go stąd wywlecze. A to, że był do tego zdolny, było dla Maxa oczywiste, chociaż pewnie nie ciągnąłby go spektakularnie po ziemi, brudząc błotem i korzeniami okolicznej roślinności. Był na to, na swój sposób, zbyt subtelny i Brewerowi wydawało się, że to było najlepsze słowo na oddanie tego, jak obecnie postrzegał swojego towarzysza. Tym bardziej kiedy pochylił się w jego stronę, starając się jeszcze mocniej go rozdrażnić. A później ciemne oczy Maxa rozbłysnęły, by zaraz nabrać jeszcze głębszej barwy, kiedy przekrzywił lekko głowę, w efekcie patrząc z bliska w oczy swojego przyjaciela. Na jego wargach błąkał się zdecydowanie szelmowski uśmiech, kiedy przymknął nieznacznie powieki. - Jeśli będziesz za głośno, to zdecydowanie tak – odpowiedział szeptem, by później unieść lekko brwi na wspomnienie o graniu i drgnął, gdy do jego uszu doleciał jakiś szelest. Przez chwilę w ogóle się nie poruszał, a później uznał cicho, że w takim razie musi poszukać czegoś lepszego, niż to, co do tej pory zbierał. I jakby nigdy nic, odwrócił się, by ponownie, niemalże pełznąć, skierować się ku kolejnym kępom trzciny, tym razem obierając sobie za cel coś, co uznał za odpowiednio okazałe. I nie wiedział zupełnie, czy coś mu z tego wyjdzie. Wyszło. I okazało się, że trzymał w ręce kolejną pięciotrzcinę, tym razem cannagio, która była jeszcze groźniejsza od poprzedniej, ale Max zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy. Bo przecież na razie niewiele wiedział o tej całej trzcinie, jaką zebrał, po prostu bawiąc się tym, co robił.
______________________
Never love
a wild thing
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Oczywiście, że mogła puścić Minę samą, tym bardziej że to, za co się ta zabierała, nie było zbyt bezpieczne. Mogła pozwolić jej na to, żeby łaziła, gdzie chciała i mogła tylko czekać na to, co się wydarzy, ale zdecydowanie za bardzo lubiła rozrabiać. Nic zatem dziwnego, że pięciotrzcina okazała się na tyle pociągająca, że Carly bezceremonialnie wpakowała się na jej pole razem z przyjaciółką, starając się przy tej okazji nie śmiać zbyt głośno. Tym razem ubrała się, jak przystało na rabusia, nie zamierzając topić się tutaj w jakichś zwiewnych sukienkach, uznając, że spodenki i top o wiele lepiej przydadzą się jej do ganiania po krzakach, niż coś innego. I najwyraźniej miała rację, bo kiedy przeszły przez dziurę w murze, znalazły się w wodzie i to wcale nie było wygodne. - Przynajmniej ta trzcina jest wysoka – mruknęła, zerkając na Faust, ciesząc się, że wąż również im towarzyszył. Zaraz też rozejrzała się pospiesznie, starając się sprawdzić, jak daleko znajdowali się ochroniarze, czy kim właściwie byli kręcący się tutaj czarodzieje, po czym pochyliła się, żeby zniknąć za kępami pięciotrzciny, licząc na to, że faktycznie nie zostaną z Miną zbyt szybko dostrzeżone. - Wiesz, jak zabrać się do jej ścinania? Nie jest, jak jakaś brzytwotrawa? – zapytała pospiesznie Ślizgonkę, chcąc wiedzieć, na co powinna się tak naprawdę przygotować, niesamowicie ciekawa tego, co mogło ją czekać, co mogło ją tutaj spotkać, co mogły tu znaleźć. Prawdę mówiąc, oczami wyobraźni już widziała minę Jamiego, kiedy zaczną machać mu tymi badylami przed nosem, chwaląc się przy tej okazji, jakie dzielne były. I jak wiele mogły osiągnąć zupełnie same! Bo przecież nikt, poza Faust, im nie pomagał w tej wycieczce.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Zdecydowanie nie ciągnąłby go po ziemi, a bezczelnie teleportował się wraz z nim z tego miejsca. Gdzie zabrałby go w ten mało kulturalny sposób, to za każdym razem byłoby uzależnione od nastroju, ale nie należałoby wykluczać jakiegokolwiek rezerwatu smoków, czy innego, podobnego miejsca. Jednak w tej chwili, choć miał już świadomość, że robili coś, czego zdecydowanie nie powinni jako opiekunowie na szkolnym wyjeździe, po prostu trwał obok, czerpiąc mimo wszystko przyjemność z tego wyjścia. Przyjemność z adrenaliny, jaka znów zaczęła krążyć w jego żyłach, prowokując do robienia wszystkiego, co tylko pomogłoby zachować jej właściwy poziom. Kto wie, czy nie z tego powodu tak naprawdę zajmował się pracą ze smokami. Czy właśnie stałe zagrożenie, stała niepewność nie była tym, co go pociągało, przekonanie, że istnieje tylko tu i teraz, tak inne od zasad wpajanych mu przez rodzinę. Jeśli tak, to tym bardziej powinien się zastanowić, dlaczego nie potrafił przełożyć tego na codzienność, na wszystko, co wiązało się z mężczyzną, z którym zdecydował się kryć w trzcinie. Te myśli krążyły gdzieś w podświadomości Huanga, gdy z szybko bijącym sercem obserwował Maxa. Widział błysk w jego spojrzeniu i uśmiech, jaki zaczynał na niego działać w zupełnie nieoczekiwany sposób. Zupełnie jak wtedy, gdy stawał przed smokiem, który uważał, że patrzy na kolejną przekąskę, który był o krok od ataku. To był ten sam poziom adrenaliny, te same dreszcze, ale o wiele większa ekscytacja, a Longwei zwyczajnie chciał, żeby wydarzyło się coś, choć sam nie wiedział, co miałoby to być. Wiedział, czego właściwie chciał, a jednocześnie był przekonany, że to się nie wydarzy. Sam nie chciał przekraczać ostatnich granic, kiedy Max tak wyraźnie zaznaczył, że nie czuje się dobrze, kiedy robi się poważniej, kiedy robi się szablonowo i pewne określenia zaczynają wchodzić w grę. Jednak to nie sprawiało, żeby miał się zatrzymać, prowokowany przez zachowanie Maxa, mając wrażenie, że znów zaczynają się kręcić wokół siebie. Miał jednak ochotę sprawdzić, czy naprawdę wszystko było tylko jednostronne, jak do tej pory sądził. Kiedy więc Brewer odsunął się, aby rozejrzeć się za lepszą trzciną, która dla Longweia wyglądała wszędzie identycznie, przesunął się za nim, aby po chwili położyć brodę na jego ramieniu, niemal trącając nosem jego ucho. - A skąd mam wiedzieć, czy nie jestem według ciebie za głośno? - zapytał cicho, przekrzywiając po chwili lekko głowę, spoglądając na przyjaciela rozbawionym i nieco roziskrzonym spojrzeniem. Owszem, udawanie, że w żaden sposób nie działało na niego nic z tego co się działo, gdy miał czerwone uszy, było niemożliwe, ale też Huang nie zamierzał tego robić. Tak jak nie zamierzał przyznawać się, że mimo wszystko, mimo tego, że przekradanie się na to pole było czymś niewłaściwym, podobało mu się.
______________________
I won't let it go down in flames
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Istniały pewne granice, których Max nie chciał naruszać, ale nie z uwagi na własne odczucia, czy niepewność, czy cokolwiek podobnego, ale z powodu na samego Longweia. Nie chciał go skrzywdzić i chociaż starał się wyjaśnić mu, że tak naprawdę ramy nie miały w życiu znaczenia, że ludzie po prostu traktowali się wzajemnie tak, jak tego chcieli, nie był w stanie do końca przenieść tego na ich dwójkę. Lubił spędzać z nim czas, przywykł do tego, że mieszkają razem, traktował go dokładnie tak, jakby zawsze miał być obok niego, ale nie robił nic, żeby faktycznie utrzymać ten stan rzeczy. Poza tym drażnieniem się z nim, poza obserwowaniem z rozbawieniem, jak uszy Huanga zaczynają płonąć pod wpływem każdej jego zaczepki. To go prowokowało, powodowało, że mówił rzeczy, jakich na pewno mówić nie powinien, ciągnęło go, zmuszało do tego, żeby ciągle i ciągle coś robił, żeby ciągle i ciągle szedł przed siebie, chociaż starał się trzymać w ryzach. Pamiętał doskonale, w co wpakował się skakaniem na głęboką wodę i zdaje się, że właśnie to go blokowało, poczucie, że znowu to zrobi, że znowu coś zepsuje, że znowu nie będzie w stanie zapanować nad tym, co właściwie działo się w jego życiu. To jednak nie było aż tak istotne, jak dobre samopoczucie jego przyjaciela, o którego obiecywał dbać. Nie tylko Mulan, ale samemu sobie, wiedząc doskonale, że po prostu zależało mu na szczęściu Weia, na tym, żeby znalazł to, czego potrzebował od życia, nawet jeśli nie miał pojęcia, czym to dokładnie było. Do tego wszystkiego dochodziła również świadomość, że opiekun smoków zdecydowanie nie miał doświadczenia w podobnych sprawach i po prostu dawał się ciągnąć jak ryba na spławiku, a to Maxa w jakimś sensie niepokoiło. Chociaż, nie mógł tego ukrywać, jednocześnie pociągało. Bo nie pozostawał bez odpowiedzi na te bezczelne zaczepki, które z całą pewnością w innych okolicznościach przyrody zaprowadziłyby go gdzieś dalej. Właśnie dlatego nieco się wycofał, pełznąc dalej między trzciną, wychodząc z założenia, że o wiele lepiej będzie, jeśli skoncentruje się na tym, co do tej pory robił, a nie na zaczepkach. Sięgnął po kolejny pęd, kiedy Wei położył głowę na jego ramieniu, wytrącając go z równowagi, zwłaszcza kiedy się odezwał. Max odwrócił głowę, niemalże zderzając się z przyjacielem, patrząc na niego pod kątem, doskonale widząc jego zaczerwienioną skórę. Serce uderzyło mocno w jego piersi, miał wrażenie, że krew zaczęła gwałtownie krążyć w jego żyłach, że po prostu nie był w stanie się uspokoić, ale resztką woli powstrzymał się przed gwałtownymi ruchami. Nie było to wcale proste, skoro czuł się, jakby swędziała go cała skóra, jakby każdy dotyk był co najmniej irytujący, jakby nie był w stanie poruszyć się, ani niczego innego zrobić. - Na razie szepczesz - zauważył, uśmiechając się do niego, a jego ciemne oczy zabłyszczały, gdy zagryzł wargę, zastanawiając się, czy zdoła tym razem sprowokować Weia do czegoś jeszcze. Poruszył się, sięgając faktycznie ponownie po cannagio, którą zdołał zebrać, ale obecność drugiego mężczyzny dość mocno mu przeszkadzała. Nic zatem dziwnego, że stanął dość fatalnie i po prostu osunął się do wody, lądując w niej niemalże całym ciałem, brudząc się błotem i cholera wie czym jeszcze. Otrząsnął się, odgarniając włosy z czoła, mając wrażenie, że ta kąpiel chwilowo, ale bardzo chwilowo, go otrzeźwiła.
______________________
Never love
a wild thing
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Longwei nie wiedział już, co tak właściwie się działo, jak powinien nazywać to, co między nimi było, czując, że wszystko było niewystarczające. Jednak, zamiast próbować dostosować się do tego, co się działo, zamiast jak zwykle szarpać się, ten jeden raz naprawdę próbował płynąć z prądem. Próbował po prostu podążać za tym, tak jak chciał tego Max i choć czuł się w tym nieco zagubiony, bywały chwile, gdy było po prostu dobrze. Jak wtedy, kiedy przygotował obiad na uczczenie końca nauki w Hogwarcie, czy właśnie teraz. Nie był na tyle głupi, wyczuwał rosnące napięcie, które sprawiało, że robiło mu się gorąco, ale nie miał ochoty wycofywać się z tej gry, której zasad nie znał. Kiedy Max się odwrócił, Huang resztką siły powstrzymał się przed typowym dla siebie odsunięciem się, wycofaniem, sprzecznym z tym, czego chciał. Wiedział, że mógł przy drugim mężczyźnie zapomnieć o zasadach, jakie zwykle trzymały go w ryzach, więc nie miał powodu, aby odsuwać się, kiedy nie działo się nic, czego by nie chciał. Z kolei obserwowanie, jak w spojrzeniu Maxa pojawiają się iskry, było nadzwyczaj ekscytujące. Było podobnie jak przy smokach, kiedy Huang widział, jak te szykują się do ataku, ale z tą różnicą, że tym razem Longwei chciał zostać zaatakowany. Ta myśl uderzyła w niego w tej samej chwili, w której słyszał odpowiedź Maxa, sprawiając, że na moment przygryzł dolną wargę, nie chcąc powiedzieć zbyt wiele. Jednak spojrzenie samo zsunęło się niżej, zawieszając się na moment na wargach Gryfona, nim ten wpadł do wody. - Za to ty nie jesteś cicho - odpowiedział, śmiejąc się lekko, zaraz też przekrzywił nieco głowę, pochylając się w jego stronę, wspierając nieco ręką o jego ramię. - Więc może jednak ja powinienem pomyśleć o ucieszeniu ciebie? Skoro mówiłem, żebyś cokolwiek robił i nie dał się nakryć - powiedział, wspominając ich rozmowę przed wyjazdem na wakacje. Nie zastanawiał się też nad tym co robił, nie było takiej potrzeby. Po prostu bawił się chwilą, a widział, tak wyraźnie widział, że nie tylko jemu odpowiadało to, co się działo. Zupełnie, jakby w końcu szli rzeczywiście tą samą drogą w tym samym kierunku, zamiast ciągle się rozmijać. Rozumiał, czego Max się obawiał, ale nie wiedział, jak jeszcze miał mu pokazać, że było to całkowicie niepotrzebne, skoro już o tym rozmawiali, skoro już o tym zapewniał na własny sposób. Teraz mógł jedynie próbować to pokazać, starając się jednocześnie niczego nie zepsuć, robiąc coś wbrew temu, czego chciał Max.
______________________
I won't let it go down in flames
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Poruszanie się:A Ochrona:Głupiec Ukrycie się:76 i 64, czyli się chowam
Napięcie. Max doskonale je wyczuwał, zdawało się pełzać po jego skórze, zdawało się grzać jego krew w sposób, jakiego nie mógł z niczym innym pomylić, który znał, który smakował zbyt dobrze, żeby o tym zapomnieć. Trudno było mu powiedzieć, w którym dokładnie momencie poczuł, jak przez jego ciało przebiegają dreszcze, kiedy dokładnie zorientował się, że po prostu wywołują gęsią skórkę na jego przedramionach, zapewne dodatkowo rozpalając jego ciemne wejrzenie. Próbował się temu nie poddać, doskonale wiedząc, czego się bał, rozumiejąc to, co kryło się gdzieś na dnie jego serca, co go blokowało, przypominając mu, że zdołał koncertowo zjebać wiele rzeczy, że nie był taki, jak być powinien, że po prostu świetnie szło robienie mu dokładnie tego, czego nie powinien robić. Pytanie Mulan zdawało się teraz rezonować w jego głowie, dodatkowo napędzając jego serce, które biło w tej chwili tak mocno, że był niemalże pewien, że doskonale było widać, jak porusza jego piersią. Nie przeszkadzało mu ani trochę to, że siedział teraz w wodzie, że tak naprawdę cały był brudny i zapewne prezentował się obecnie jak skończona łajza. To nie miało absolutnie żadnego znaczenia. - Potrafię być jeszcze głośniej - rzucił zaczepnie, dopiero w tej chwili zdając sobie sprawę z tego, że jego głos zabrzmiał o wiele niżej i wkradły się w niego nieco niebezpieczne nuty. Zaraz też, jakby na potwierdzenie tych słów, poruszył się, chlapiąc niewątpliwie wodą i poruszając trzciną, co w tej chwili w ogóle nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Max złapał za przód koszuli Weia, by pociągnąć go do siebie, nie dbając o to, czy zachowuje się w tej chwili właściwie, czy nie. Wszystkie jego obawy ucichły, zupełnie, jakby ktoś wyłączył im zasilanie, jakby pozbawił go możliwości myślenia, pchając go prosto do tego, co chciał zrobić. Pocałował Weia gwałtownie, nie powstrzymując się, przelewając w to cały ten żar, który wrzał w jego ciele, który niemalże gotował krew w jego żyłach, zmuszając go do kolejnego ruchu, do wyciągnięcia drugiej ręki i złapania mężczyzny w pasie. Jeśli miał być cicho, teraz z całą pewnością nie był, rozchlapując wodę dookoła nich, trzymając Weia blisko siebie, niemalże wbijając palce w jego skórę i zęby w jego dolną wargę. Dopiero po chwili dotarło do niego, że nie są tutaj z pewnością sami. Odgłos kroków i nawoływania, przebił się przez wizg w jego uszach, powodując, że warknął z niezadowolenia. Nie miał najmniejszej ochoty na to, żeby ktokolwiek ich teraz znalazł, więc złapał Weia za rękę i odsunąwszy się od niego nieznacznie, pociągnął go za sobą, przemykając pomiędzy trzciną, zbliżając się do przejścia w murze, by ostatecznie właśnie w tej okolicy znaleźć miejsce, z którego nie byli widoczni. A czarodzieje, którzy ich szukali, ruszyli w innym kierunku, zaalarmowani jakimś innym hałasem. Max, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co robi, przyciągnął Weia blisko siebie, wciąż zaciskając palce na jego ciele, jakby bał się, że ten jednak się zgubi albo ktoś zabierze mu go sprzed nosa, co było absolutnie irracjonalne. Ale wiązało się z tym idiotyzmem, jaki podświadomie go prześladował, z problemami, jakie miał wcześniej i teraz nie umiał się ich do końca wyzbyć.
______________________
Never love
a wild thing
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Gdy smok atakuje, czarodziei wie, że nie ma już ucieczki. Może próbować teleportować się, może starać się walczyć, ale będąc oko w oko ze smokiem, będąc w jego garści, nie było już ratunku. Teraz Huang nie chciał się ratować, czując, jak dreszcz ekscytacji przebiega wzdłuż jego kręgosłupa, gdy tylko usłyszał ton głosu Maxa. Nie miało znaczenia, co powiedział, liczył się tylko ten cichy pomruk, który poruszał strunami, jakich nikt do tej pory nie zdołał sięgnąć. Pomruk, który zwiastował atak, przed którym Longwei się nie bronił, dając się przyciągnąć gwałtownie. Wsparł się dłońmi o barki Maxa, zaciskając na nich palce, nie mając zamiaru się odsuwać, kiedy w końcu działo się coś, czego zdecydowanie chciał od dawna. Wciągnął z cichym jękiem powietrze, będąc nagle złapany w pasie i przyciągnięty do drugiego mężczyzny. Opadł na niego, nie przerywając pocałunku, który początkowo zdecydowanie niewprawny, krył w sobie wszystkie kotłujące się w nim emocje. Nie liczyło się, że rozchlapując wokół siebie wodę, nie zachowywali się cicho, że zwracali na siebie uwagę ochrony, z której obecności Longwei nie zdawał sobie sprawy. W tej chwili nic nie miało znaczenia, nic, poza tym, że w końcu przełamali barierę, sięgając po to, czego obaj chcieli, zamiast znów chować się za swoimi obawami. Nagle jednak wszystko zostało przerwane, pozostawiając po sobie jedynie niedosyt, który wyrwał pomruk niezadowolenia spomiędzy ust Huanga. Mężczyzna próbował zrozumieć, dlaczego nagle wszystko się przerwało, dopiero po chwili orientując się, że mieli towarzystwo. Podążył za Maxem, zaciskając mocno palce na jego dłoni, dając się przyciągnąć bliżej, gdy tylko znaleźli się w okolicy dziury w murze. Poczucie dziwnego tryumfu przepełniało opiekuna smoków, który próbując wciąż być cicho, nachylił się znów do ucha drugiego mężczyzny. - To nie było skuteczne uciszanie… Myślałem, że chcesz zebrać trzcinę - odezwał się cicho, odsuwając się nieznacznie, jedynie na tyle, żeby móc spojrzeć w oczy Maxa, będąc ciekaw, co zrobią dalej. Wiedział, że o tym, co przed momentem się stało, mogliby porozmawiać. Może nawet powinni, ale przecież mieli płynąć, podążać za tym co się działo i po prostu cieszyć się tym, co było. Wiedział, że rozmowa opierałaby się o jego próby nazwania tego, co się zmieniło, a to ponownie odstraszyłoby Brewera, a tego nie chciał. Nie pozostawało więc nic innego, jak po prostu dać się temu porwać, a to pragnienie prowadziło do nieśmiałej, elektryzującej myśli, że niestety mieli kilkuosobowy pokój…
______________________
I won't let it go down in flames
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Prawdę mówiąc, Max nie spodziewał się, że Wei jest zdolny do takiego zachowania, nie spodziewał się po nim czegoś podobnego i z tego powodu był o wiele bardziej zdziwiony, a jednocześnie zdecydowanie zafascynowany tą stroną drugiego mężczyzny. Właściwie chyba nigdy nie przyszło mu do głowy, że Huang jest faktycznie w stanie złamać zasady, że całkowicie świadomie będzie w stanie przeciwstawić się temu, co robił przez całe życie, że będzie umiał wyjść ze schematów, jakie sam sobie zbudował. Nie chodziło jedynie o to, że faktycznie robił w tej chwili coś nielegalnego, że zakradł się na to pole pięciotrzciny razem z Maxem, mając świadomość, że nie powinien tego robić. Chodziło o całe jego zachowanie, które jasno pokazywało i potwierdzało proste powiedzenie, że cicha woda brzegi rwie. W jego przypadku było to całkowicie adekwatne i Max właściwie nie był w stanie nic więcej od siebie dodać. - Zebrałem - odpowiedział, zerkając kątem oka w stronę, gdzie są pozostali czarodzieje, domyślając się, że tak naprawdę nie mieli zbyt wiele czasu, zanim ich znajdą, a to nie mogło skończyć się dla nich dobrze. Ostatecznie Max zamierzał jeszcze kiedyś tutaj przyjść, przekonać się, czy faktycznie ta trzcina, którą jakimś cudem udało mu się wykraść, miała jakieś magiczne właściwości. Żeby się jednak o tym przekonać, potrzebował jej zdecydowanie więcej, niż w tej chwili. A, nie ulegało wątpliwości, roślina ta była obecnie ostatnią rzeczą, o jakiej chciał myśleć, o jakiej był w stanie myśleć. - Myślałem, że nie masz pojęcia, jak niebezpieczne jest drażnienie drugiego człowieka - mruknął, przekrzywiając tak głowę, że szeptał wprost do jego ucha, wiedząc doskonale, że musiał łaskotać jego skórę swoim oddechem. Miał również pełną świadomość, do czego takie zachowanie prowadziło, co się za nim kryło i prawdę mówiąc, nie miał zbyt wielkiej ochoty na to, żeby zostawać w tym miejscu. Nie chodziło o to, że chciał porozmawiać, że chciał przemyśleć to, co się działo w tej chwili, nie chodziło o nic podobnego, ale o to, że faktycznie nie byli tutaj sami. To zaś, pomimo wszystko, nieco go irytowało, powodując, że nie był w stanie do końca skoncentrować się na tym, co się działo. Nie chodziło nawet o to, że przejmował się tym, że go przyłapią, chodziło mu zdecydowanie bardziej o drugiego mężczyznę, którego wciąż mocno trzymał przy sobie, nie będąc w stanie odsunąć od siebie jego obecności i ciepła jego ciała, które również na niego działało. Nic zatem dziwnego, że ostatecznie Max wydał z siebie zirytowane sarknięcie, które zapewne przypominało zirytowany pomruk smoka, a następnie podniósł się razem z Weiem, by pociągnąć go w stronę przejścia w murze, które wcześniej znalazł. Przy tej okazji cały czas sprawdzał, czy szukający ich czarodzieje nie są aby na pewno zbyt blisko, zdecydowanie woląc im umknąć. - Jak jesteś taki odważny, to tej trzciny podobno jest pełno na opuszczonej wyspie - dodał zaczepnie, gdy przyciągnął do siebie Weia, by za chwilę zniknąć w wyłomie w murze, plącząc się na krótką chwilę w roślinność, która go okalała.
+
______________________
Never love
a wild thing
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Wyglądało jednak na to, że po oddaleniu się z miejsca, w którym zwracali na siebie przesadną uwagę, znów byli bezpieczni. Przynajmniej tak długo, jak długo nie zamierzali wracać do przerwanej rozmowy, która niezwykle kusiła. Longwei z trudem panował nad sobą, aby nie teleportować ich do pokoju, chcąc sprawdzić, jak daleko sięgały ich pragnienia, chcąc poddać się w pełni trawiącemu go pragnieniu. Jednak wciąż miał w pamięci, że w pokoju poza nimi były jeszcze dwie inne kobiety, z czego jedna była profesorem Hogwartu, która jeszcze do niedawna uczyła Maxa. Nie mógł teleportować ich do ich mieszkania, a nie zdołał poznać Venetii na tyle, aby wiedzieć, gdzie mogliby być bez świadków. Same te rozważania powiększały rumieniec na skórze opiekuna smoków, który pokrywał już cały jego kark. Zaraz jednak zaśmiał się cicho, zaciskając nieco mocniej palce na dłoni Maxa, gdy usłyszał jego słowa. Czuł jak gęsia skórka występuje na jego szyję pod wpływem ciepłego oddechu Brewera i nie próbował tego kryć, mając świadomość, że już wcześniej mogli sięgnąć po tę odrobinę przyjemności. Gdyby nie zdecydowali się omawiać wszystkiego, gdyby zwyczajnie po wyciągnięciu Maxa z celtyckiej nocy sam pocałował go pierwszy, nie czekając na żadne wyjaśnienia względem tego co było. Zrozumiał wtedy, że był na tyle ważny dla uzdrowiciela, że nie chciał niczego zepsuć, ale tak naprawdę dopiero w tym momencie potrafił w to w pełni uwierzyć. - Drażnienie drugiego człowieka? Przepraszam, ale sądziłem, że drażnię smoka zamkniętego w ludzkiej skórze - odpowiedział cicho, zagryzając na moment zęby na swojej wardze, próbując w ten sposób opanować uśmiech, który ponownie rozciągnął się na jego ustach. Uśmiech pełen zadowolenia, rozbawienia, ale też zwykłego szczęścia. Wciąż jednak Huang czuł dreszcz ekscytacji, który nie chciał minąć, który zdawał się jedynie podsycany wraz z trwającym dotykiem. Jednak nie mogli dłużej zostawać na polu, skoro zdołali zaalarmować swoją obecnością ochronę. Ochronę… Dopiero w tym momencie dotarło do Longweia, jak bardzo nielegalne było to, co właściwie robili, a przynajmniej część z włamaniem się na pole. - Na opuszczonej wyspie nie powinno być ochrony, możemy tam iść - odpowiedział prosto, dając się pociągnąć w stronę wyjścia, skąd ostatecznie teleportował ich pod Koloseum, dla pewności, że nikt ich nie złapie z pięciotrzciną w kieszeni.
/zt x2+
______________________
I won't let it go down in flames
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Nie miała pojęcia czy to lepiej czy gorzej, że Norwood doczepiała się do niej, bo chciała rozrabiać. Na pewno lepiej to niż miałaby to robić sama, bo jednak gdyby Jamie dowiedział się, że puściła gdzieś jego siostrę samopas to nie byłoby zbyt ciekawie. Zwłaszcza jeśli mowa była o jakimś miejscu z kategorii niebezpieczne. Przynajmniej trzymały się razem i jeśli już miało coś się stać to będą na siebie wzajemnie uważały. Cóż, może i Carly musiała jakoś bardziej się przystosować garderobą do ich małego wypadu na pole, ale Mina na co dzień chodziła w spodniach i ciemnych koszulkach, które mogłyby jej pomóc we wcielaniu się w rolę buntowniczej nastolatki włamującej się na tereny prywatne czy też jakieś inne zakazane miejsca. No, ale biorąc pod uwagę jak wysoka była pięciotrzcina to nie musiały zbytnio martwić się ukrywaniem. - Tak, ale mimo wszystko trzymaj nisko głowę - doradziła chociaż podobne wskazówki bardziej przydatne były w przypadku Ślizgonki, która z ich dwójki była wyraźnie wyższa i powinna bardziej uważać na to, aby faktycznie przypadkiem nie wychylić się za bardzo ponad rosnącą trzcinę. - W zasadzie powinnaś uważać jedynie na soki, aby się nimi nie poparzyć, bo są trujące. Moja rada byłaby zatem taka, aby łapać je dosyć wysoko i ścinać niżej przy pomocy zaklęcia. W zasadzie to tyle - odparła, wzruszając ramionami. Nie wiedziała, co jeszcze mogłaby polecić Norwood poza tym, aby faktycznie uważać na substancję wydzielaną przez roślinę i tym, aby przypadkiem się nią nie ochlapać albo nie chwycić w miejscu, gdzie się pojawiała. Sama podeszła do jednej z mniejszych roślin, aby ocenić czy znajdowała się już w odpowiednim stadium rozwoju, by móc zostać zebraną.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Musiała ją kochać. Nic innego nie przychodziło do głowy Carly, która nie wyobrażała sobie po prostu innej opcji. Nawet jeśli rozrabiała, nawet jeśli była beznadziejna, jeśli robiła rzeczy, jakich robić nie powinna i przy tej okazji wpędzała Minę w niezłe kłopoty. Była przekonana, że dziewczyna nadal by się z nią zadawała, nadal robiła takie same głupoty i nic nie byłoby w stanie zatrzymać jej w miejscu. Po prostu była święcie przekonana, że nie mogła tak po prostu jej porzucić, bo wierzyła w ich przyjaźń. Obrzydliwie słodko, ale dokładnie tak było i Norwood po prostu nie przyjmowała żadnych innych wyjaśnień, czy uwag, że było jednak inaczej, że było to jedynie jej żałosne wyobrażenie, czy coś podobnego. - Postaram się - rzuciła konspiracyjnym szeptem, rozglądając się, żeby faktycznie zniknąć zaraz za trzciną, trzymając się tak nisko, żeby nie było łatwo dostrzec jej ponad falującymi połciami tej dziwacznej trawy. Zaraz też nastawiła ucha, żeby wysłuchać rad Miny, dotyczących tego, co dokładnie powinna zrobić, obiecując sobie, że będzie uważać, żeby nie wejść w kontakt z sokami pięciotrzciny. - Właściwie to nie wiem, co my z nią zrobimy, ale pewnie ci się do czegoś przyda. Może powinnaś jakąś wykopać i zasadzić? Ty, to chyba nie jest taki głupi pomysł? - powiedziała, zatrzymując się i wtedy właśnie noga jej ujechała, a ona wpadła do wody, co wcale miłe nie było, ale zrobiła wszystko, żeby się jej nie napić. Przełknęła przekleństwa, jakie cisnęły się jej na usta, prędko sprawdzając, czy ktoś je zauważył, ale ponieważ nic takiego nie miało miejsca, odetchnęła głęboko, dochodząc do wniosku, że miały jeszcze szansę przekonać się, jak to dokładnie z tą trzciną było i do czego faktycznie dało się ją wykorzystać. Carly miała również nadzieję, że nie była to ta trawa, która uwielbiała rozcinać palce, bo wtedy miałyby prawdziwy problem.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Gdyby tylko Mina usłyszałaby na głos takie stwierdzenie to od razu by mu zaprzeczyła. Mogła na głos mówić o tym jak naprawdę momentami towarzystwo dziewczyny ją męczyło i doprowadzało do szału, bo czasem nie pragnęła bardziej niczego innego niż po prostu świętego spokoju, który zaburzała jej obecność Puchonki, a jednak wciąż spędzała z nią czas i w głębi duszy wiedziała, że Norwood jednak była dla niej naprawdę ważna i nie pozwoliłaby na to, aby spotkało ją coś złego. Obie radziły sobie całkiem nieźle w unikaniu ochroniarzy. Hawthorne była przekonana, że kluczem do sukcesu było znalezienie się pośrodku pola, bo według niej uwaga ochrony skierowana byłaby bardziej na obrzeżach niż na samym środku pola. Raczej nie zakładali zapewne tego, że ktoś przemknie pod ich nosem i będzie buszował w centralnej części. - Mhmm... Tak też myślałam - odpowiedziała, wyciągając z kieszeni jeansów płócienny woreczek. - Jedna wystarczy. Potem jakoś się to rozsadzi. Jakby nie patrzeć rodzina Hawthorne zawsze potrafiła zrobić użytek z dowolnie rosnącej rośliny. Spora część służyła jako składniki do eliksirów, niektóre mogły być samodzielnie stosowane w ziołolecznictwie czy we wróżbiarstwie, aby wprowadzić się w trans. Niektóre z kolei mogły znaleźć jakieś zastosowanie w kuchni lub rzemieślnictwie. Zresztą nawet jeśli nie znalazłaby zastosowania dla pięciotrzciny to przynajmniej mogłaby wzbogacić tereny posiadłości rodu o nowy gatunek pochodzący z kolejnego miejsca na globie. Mina zaczęła powoli szukać odpowiedniej wielkości rośliny, aby móc ją wykopać lub też ściąć. Już sięgała po różdżkę, gdy usłyszała głośny plusk połączony z głuchym odgłosem upadku. Odwróciła się jedynie po to, aby dostrzec postać Scarlett, która wpadła do pobliskiej wody. - W porządku, Carly? - spytała ściszonym głosem, podchodząc, aby pomóc koleżance wstać. Szkoda tylko, że gracja opuściła je obie, bo w momencie, gdy Ślizgonka chciała służyć pannie Norwood asystą najzwyczajniej w świecie potknęła się o jeden z wystających korzeni i runęła przed siebie, lądując prosto na niej. - Ffwrch... - zaklęła szpetnie po walijsku, przekręcając się na bok, aby zsunąć się z Puchonki. Chyba nawet uderzyła biodrem w coś twardego, bo czuła wyraźnie ból w tych okolicach. - Nic ci nie jest? - ponowiła pytanie, bo w końcu wcześniejsza odpowiedź mogła już być nieaktualna po tym jakże ujmującym akcie ratunku. Nie przejmując się zbytnio mokrymi rzeczami, Hawthorne podniosła się i podała dłoń Carly, aby pomóc jej wstać i już bez zbędnych przygód, pomóc jej wyjść z tej przerośniętej kałuży.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Samo zbieranie rośliny może nie było najdurniejszym, co kiedykolwiek poczynali, ale tutaj już wchodziło pytanie, co zrobią, jak już tę roślinę pozyskają. Max dobrze wiedział, że będzie chciał wykorzystać każde włókno pięciotrzciny, by sprawdzić jej własności i możliwe korzyści w kwestii eliksirowarstwa. Prawdopodobnie w tej chwili powinien przez to dzwonić i rezerwować łóżko w Mungu, ale wiadomo, o tym nie pomyślał. -No to mamy zajebiste szanse w razie pożaru. - Zażartował w temacie ich umiejętności magicznych. Gdyby tylko wiedział, że może się czymś od Mulan zarazić to.... To poczułby się na pewno zainspirowany do dalszej pracy nad kilkoma starymi projektami. W tej chwili jego myśli krążyły jednak tylko i wyłącznie wokół rośliny, po którą tu przyleźli. -Teoretycznie tak, ale ponoć mocno wylatuje ten sok, po przecięciu łodygi. Zobaczymy. - Stwierdził, choć to nie tak, że przyszedł kompletnie nieprzygotowany. Miał ze sobą rękawice ochronne i fiolki, ale szczerze wiedział, że mógł jakoś lepiej zadbać o ich BHP na tej wyprawie. Wyprawa szła im wprost wybornie, jeśli celem była zamiana w błotoryje. I to dosłownie, patrząc na to, ile tej substancji wleciało do Solbergowej paszczy. Może i miał daleko do ziemi i nie do końca dostrzegał, co się tam znajduje, ale los chyba sobie z nimi pogrywał, wypierdalając po kolei najpierw Mulan, a później chłopaka, jak jakieś pojebane domino. -Nie chciałem, żeby było Ci przykro. - Bardzo dorośle przyznał się do własnych ułomności. Skorzystał jednak z pomocy gryfonki w powstaniu na nogi, dziękując przy okazji. -Jak tak dalej nam pójdzie, to sami zapuścimy tu korzenie. Skupienie. Misja musi się powieść. - Ostatnie słowa wypowiedział, udając jakiegoś pierdolonego agenta, czy innego tajniaka. Nawet przyłożył palce do ucha, jakby aktywował jakiś zestaw do kontaktu z resztą szpiegowskiej szajki.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Szczerze mówiąc to Mulan nawet nie miała pojęcia, co takiego mogłaby zrobić z tą rośliną. W zasadzie przyszła tylko dlatego, że Max jej to proponował. Nie znała się ani na zielarstwie ani na warzeniu eliksirów, więc na pewno podobne rzeczy odpadały. W dodatku roślina była trująca więc nawet nie będzie mogła jej podać swojemu dumbaderowi. W skrócie: kiepski interes, ale liczyło się tutaj towarzystwo i wyruszenie na przygodę. - Niejeden już przeżyłam także wiesz... - wzruszyła tutaj ramionami jakby nie było to nic wielkiego. Zresztą biorąc pod uwagę, że swego czasu miała w mieszkaniu smoka, który opalił jej rękę to naprawdę jakoś szczególnie nie bała się ognia i miała jako takie doświadczenie w ścieraniu się z tym żywiołem. Pewnie więc jakoś udałoby się jej z podobnych opałów uciec. - Dobra. W takim razie najlepiej będzie to po prostu sprawdzić. Ewentualnie się zatrujemy - nie ma to jak prawdziwy optymizm typowej Gryfonki. No, ale prawda była taka, że jej zdaniem nie mogło to się skończyć tak źle. Sama nie posiadała przy sobie żadnych rękawic. Nie pomyślała wcześniej o tym, aby sobie takie sprawić i przyjść w nich na pole. No trudno. Wyglądało na to, że będzie tą bardziej ryzykującą w takim rozegraniu, ale niech będzie. Raz się żyje czy coś w tym guście. - Jasne, jasne - mruknęła z nieco złośliwym uśmieszkiem, podnosząc go na nogi i skinęła głową na jego stwierdzenie. Chciała teraz skupić się przede wszystkim na zbieraniu rośliny. Chwyciła pewnie jedną z dłoni łodygę jednej z pięciotrzcin, która rozmiarowo należała raczej do średniaków i ostrożnie sięgnęła po różdżkę, aby przeciąć ją tak nisko jak tylko mogła. Co prawda jakieś soki z rośliny trysnęły, ale nie był to rozbryzg, który zagrażałby samej Gryfonce, która bezpiecznie zebrała to, co chciała.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Może nie znała się na roślinach czy eliksirach, ale znała się na łamaniu zasad, a to było wystarczającym powodem, by mogła Maxowi towarzyszyć i umilić tę wyprawę. Zaczęli naprawdę kiepsko, ale wydawało się, że im dalej w trzcinę, tym okolica była spokojniejsza, a oni bardziej patrzyli pod nogi. -Ja to bym wolał zaoszczędzić sobie kolejnego. Jak umrzeć to w jakiś ciekawy sposób. - Zażartował, choć nie do końca. Wciąż nie czuł się najbardziej komfortowo w okolicy niekontrolowanego ognia i gdy mógł, to go unikał. Latające po Wielkiej Brytanii smoki nie ułatwiały mu wcale tej roboty, choć wydawać się mogło, że ostatnio nieco się uspokoiły. W przeciwieństwie do ludzi, którzy zaczęli wychodzić na ulicę. -No pewnie, to przecież tylko malutki dyskomfort. Jestem mistrzem w leczeniu zatruć. - Ponownie prychnął, choć kto jak kto, ale on z wszelkimi rodzaju substancjami toksycznymi, znał się bardzo dobrze i wielokrotnie witał je w swoim organizmie. Mniej lub bardziej celowo oczywiście. Choć raczej bardziej. Pierwsza do akcji zabrała się Mulan, jak na gryfonkę przystało. Solberg obserwował uważnie, jak dziewczyna zabiera się do wycinania rośliny. Przecież musiał wiedzieć, czy w razie czego przeżyje, czy raczej będzie lepiej się wycofać. No i też jakby Mulan się coś stało, dobrze żeby ktoś przytomny pomógł jej dojść do siebie. -Nic Ci nie jest? Piecze? Truje? Umierasz? - Zapytał, widząc, jak soki tryskają na dziewczynę. Nie był specjalnie przejęty, bo widział, że trzyma się na nogach, ale zawsze lepiej było się upewnić nim samemu przystąpi się do działania. -Co z niej zrobisz? Jakiś flet do zaklinania niegrzecznych szczurów? - Zapytał, gdy okazało się, że wszystko jest okej, po czym sam przeszedł do roboty. Wypatrzył akurat tę odmianę, której szukał i zaczął ostrożnie powtarzać ruchy Mulan, skoro najwyraźniej działały bezbłędnie. Nie spieszył się, a gdy tylko widział wypływające z łodygi soki, odsuwał się na bok i czyścił teren. -Wyglądało to zdecydowanie prościej. Weź patrz czy ten ochroniarz nie idzie. - Poprosił w swoim stylu, bo jeszcze tego brakowało, żeby przed samym końcem roboty musiał przerwać ze względów prawnych.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Łamanie zasad mogło być chyba jedyną rzeczą, którą miała we wspólnych zainteresowaniach z Solbergiem. Poza tym to raczej jedynie spożywała eliksiry zamiast zajmować się samodzielnym ich warzeniem, a na te w ostatnim czasie naprawdę miała spore zapotrzebowanie biorąc pod uwagę stan, w którym się znajdowała. Faktem było to, że faktycznie z szalejącymi po Wielkiej Brytanii smokami ryzyko kolejnego pożaru było całkiem spore. Niemniej na pewno nie sięgałaby po tak ostateczne rozwiązanie jak zgładzenie tych majestatycznych stworzeń. Na pewno istniało jakieś inne rozwiązanie, które nie naraziłoby łuskowatych na zbyt wielki uszczerbek na zdrowiu. Nie znała się wcale na tej roślinie więc skąd miała wiedzieć jakie faktycznie będzie musiała ponieść konsekwencje swoich czynów? Czy faktycznie wykituje od tych soczków? A może po prostu dostanie reakcji alergicznej? W ogóle czy działało to przy samym dotyku, a może trzeba było to zeżreć? Nie wiedziała. Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. - No widzisz. W takim razie przy tobie nie mam się czego bać - odparła z szerokim uśmiechem, który wstąpił na jej usta po tym krótkim zapewnieniu Maxa. Pokrzepiona na duchu przeszła do akcji, która wcale nie była jakaś taka skomplikowana. Zachowywała się w sumie nieco tak jakby po prostu zbierała jakieś zboże czy pałki nad jeziorem. Można było to nazwać odwagą, a można było to nazwać głupotą. W każdym razie na pewno było to bardzo gryfońskie z jej strony, to prawda. - Zluzuj bokserki, Solberg. Nic mi nie jest - odpowiedziała, gdy tylko chłopak zaczął ją obskakiwać. Z czyjejś perspektywy faktycznie mogło to wyglądać tak jakby oberwała właśnie tą super trującą substancją, ale nic jej nie dolegało. Nie miała kontaktu z sokami także powinna sobie poradzić. Z podobną łatwością ścięła jeszcze jedną porcję rośliny i następnie wydała z siebie pełny konsternacji pytajnik. - Hę? - wyrwało jej się, gdy tylko Max spytał ją o to, co planowała zrobić ze swoją pięciotrzciną. - To można z niej robić takie rzeczy? Nawet nie wiedziałam. Mówiłeś tylko, że chcesz to zrywać to stwierdziłam, że ci pomogę i tyle. Nawet nie zakładała tego, że w ogóle część rośliny przypadnie jej, bo raczej planowała ją oddać Solbergowi, gdy tylko skończą swoje zbiory. Na jego polecenie jedynie skinęła głową i wychynęła nieco z krzaków, aby skontrolować gdzie znajdują się ochroniarze. Oczywiście jednak towarzyszyło jej cudowne szczęście, bo w tym momencie potknęła się o jeden z wystających korzeni i runęła jak długa. Nie było w tym żadnej gracji, a jedynie głośny odgłos uderzenia i pękających zdrewniałych kłączy, na które upadła. I właśnie to zdawało się zaalarmować pobliskiego czarodzieja, który patrolował teren pola. - Kurwa - wyrwało jej się, gdy tylko jej spojrzenie spotkało się z tym należącym do mężczyzny, który z pewnością zapamiętał jej twarz. - Spierdalamy! Nie miała czasu na obszerniejsze tłumaczenia. Po prostu poderwała się z ziemi i liczyła na to, że Solberg puści się biegiem tuż za nią. Skoro już zostali przyuważeni, a raczej ona została, to najlepiej byłoby się gdzieś ulotnić. Może po prostu uda im się go zgubić nawet gdzieś na polu i przeczekać obławę? W każdym razie warto było tego spróbować. Chwilowo jednak Huang skupiona była na tym, aby pędzić przed siebie bez zważania na krzyki ochroniarza i czmychnąć mu sprzed nosa z trzymaną w dłoni pięciotrzciną.