C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Znajdująca się na wodach opuszczonej wyspy Świątynia, cieszy się złą sławą, choć przed wiekami to tutaj czczono dobre smoki, do których i wtedy należał Krwawy Włoski. Niestety w wyniku wojen i uprzedzeń czarodziejów, gatunek ten zdziczał, stając się niesamowicie agresywnym. To też w tym miejscu, za czasów Trzynastego Doży, chowali się ciemni magowie, knując obalenie tyrana i to właśnie w katakumbach tego miejsca powstały Veneraty Amphibio oraz Morbus Mortus. W Świątyni panuje półmrok, oświetlany jedynie wiecznym smoczym płomieniem. Wszędzie widać figurki przedstawiające starożytne smoki, które błogosławią tych, którzy są w stanie oddać im hołd. Do Świątyni można się dostać jedynie przez Most Zwaśnionych.
Ofiara:
Jeśli zdecydujesz się złożyć ofiarę smokom, musisz poświęcić jeden przedmiot punktowany ze swojego kuferka, skropić go krwią i wrzucić w smoczy ogień. Wtedy możesz rzucić kością literką, by zobaczyć, jaką nagrodę otrzymasz. Post musi jednak zawierać min. 2,5k znaków, a jeśli piszecie wątek, musi on mieć przynajmniej po 5 postów na postać.
A - Ogień bucha fioletowym płomieniem, który otacza Cię niczym wir. Przez chwilę znajdujesz się w środku tego zamieszania, by następnie, płomienie wniknęły w Twoje ciało. Co dziwne, nie czujesz wcale gorąca, a przypływ artystycznych inspiracji. Otrzymujesz struny z cannato oraz +1pkt. do Działalności artystycznej, a jeśli posiadasz specjalizację z tej dziedziny, dodatkowo najbliższa Twoja samonauka z tej dziedziny może zawierać 500 znaków mniej. B - Wpatrujesz się w płomienie, pożerające Twój przedmiot i początkowo masz wrażenie, że kompletnie nic się nie wydarzy, a Twoja ofiara poszła na marne. Nic jednak bardziej mylnego. Wręcz przeciwnie, zostajesz opętany przez jednego ze smoczych duchów, który dzieli się z Tobą wspomnieniami z całego swojego życia. Widzisz jego narodziny, dzieje Venetii, których doświadczył, odczuwasz wszelkie jego uczucia z tym związane i w końcu jesteś świadkiem jego ostatniego oddechu. Wychodząc z transu cała ta wiedza zostaje z Tobą i nie jesteś w stanie nigdy jej zapomnieć. Co więcej, podczas spotkań ze smokami, nabierasz do nich zdecydowanie większej empatii. Otrzymujesz +1pkt. do Historii Magii oraz +1pkt. do ONMS. C - Gdy tylko Twoja ofiara dotknie smoczego płomienia, ten zdaje się wyjść poza wszelką kontrolę, a jego barwa zmienia się na czarną. Ogień niczym ostra strzała trafia w Twoje serce, a Ty czujesz konflikt wszelkich możliwych emocji w swojej duszy. Przechodzisz naraz przez wszystkie etapy żałoby, czujesz nienawiść do wrogów, miłość do bliskich, empatię dla mniej szczęśliwych, wdzięczność za to, co udało Ci się w życiu zdobyć..... Trwa to długo, mieszając Ci w głowie. Gdy w końcu jednak efekt ustępuje, a Twoje serce powoli wraca do normalnego rytmu, czujesz ciężar na głowie. Otrzymujesz Tiarę Albusa oraz +1pkt. do Czarnej Magii. D - Widzisz, jak figurki smoka, na tle tańczącego płomienia, zdają się poruszać. Wpatrujesz się w nie, a one jakby odwzajemniały to spojrzenie. Po chwili wszystkie zaczynają się do Ciebie zbliżać, a w końcu otaczają Twoją postać i jednocześnie zioną na Ciebie ogniem. Czujesz otulający Cię chłód i spokój, co zdecydowanie przeczy temu, czego można się po czymś takim spodziewać. Wychodząc ze świątyni, spoglądasz w niebo, a gwiazdy same opowiadają Ci swoje historie. Otrzymujesz +2pkt. z Astronomii. Jeśli posiadasz specjalizację z tej dziedziny, Twoja następna samonauka może być o 500 znaków krótsza. E - Twoja krew wypływa ze świętego ognia na bogatą posadzkę, płynąc prosto w Twoją stronę, by następnie zacząć wspinać się po Twoim ciele. Czerwona ciecz zamienia się następnie w winorośl, która oplata Cię od stóp do głów, by następnie spłonąć na popiół u Twoich stóp. Otrzymujesz +2pkt. z zielarstwa. Jeśli posiadasz specjalizację z tej dziedziny, Twoja następna samonauka może być o 500 znaków krótsza. F - Nie wiadomo, czy to kwestia Twojej krwi, czy może samego poświęconego przedmiotu, ale gdy tylko ofiara dotyka płomienia cała świątynia zaczyna się trząść. Upadasz na podłogę, nie będąc w stanie utrzymać się na nogach i właśnie wtedy widzisz, że nic dziwnego, bo wcale nie masz nóg. Zamieniło Cię w robaka. Wielkiego, wręcz gigantycznego, ale robaka. Czujesz w sercu ogromną pokorę, zdając sobie sprawę, jak mało znaczysz na tle większych, ważniejszych rzeczy. Otrzymujesz 2pkt. do dowolnej dziedziny kuferkowej. G - Czujesz, jak magiczny płomień Cię woła, przyciąga z hipnotyzująca wręcz siłą. Nie możesz się oprzeć i wkładasz do niego dłonie. Oczywiście, że jest to ogień, więc parzy, ale nie możesz zdobyć się na wyjęcie z niego swoich kończyn. W końcu, płomień zmienia kolor na wręcz przezroczysty, a urok mija. Twoje dłonie mają się całkowicie w porządku, ale jak się okazuje, zostały pobłogosławione przez opiekuńczą moc smoczego strażnika Venetii. Otrzymujesz +2pkt. do uzdrawiania. Jeśli posiadasz specjalizację z tej dziedziny, Twoja następna samonauka może być o 500 znaków krótsza. H - Sufit świątyni zapada się, choć żadne z odłamków, czy cegieł Cię nie dosięgają. Wręcz jakby przenikały przez Ciebie, nie będąc w stanie zrobić Ci żadnej krzywdy. W końcu widzisz, że jeden z kamieni upadł u Twoich stóp. Jest on cały pokryty magicznymi runami i opowiada historię Dnia Zasłony i Ciemnych Magów rezydujących w Smoczej Świątyni za czasów panowania Trzynastego Doży. O ile sama historia jest ciekawa, tak bardziej zastanawiający jest fakt, że potrafisz bez problemu odczytać i zrozumieć tę opowieść. Okazuje się, że kamień jest Świetlikiem, który otrzymujesz. Jeśli posiadasz specjalizację z tej dziedziny, Twoja następna samonauka może być o 500 znaków krótsza. I - Ogień wylewa się z misy, formując najróżniejsze kształty. A to zwierzęta, a to magiczne gondole, to znowu nagrobki czy zwykłe przedmioty użytkowe. Ogniste kształty otaczają Cię w jakimś dziwnym tańcu, aż sam zaczynasz się kołysać wraz z nimi. Po chwili jednak jedna z szuflad nokautuje Cię przypadkiem, a Ty zamieniasz się w jej idealną kopię, co jest jednym z najciekawszych doświadczeń Twojego życia. W końcu te wszystkie halucynogenne momenty znikają, zostawiając Cię skonfundowanego, choć dzięki temu, lepiej zrozumiałeś naturę przemian i konkretnych przedmiotów. Zyskujesz +2pkt. do Transmutacji. Jeśli posiadasz specjalizację z tej dziedziny, Twoja następna samonauka może być o 500 znaków krótsza. J - Z misy, w której płonie święty ogień, zaczyna wylatywać ogromna ilość jedzenia. Owoce, przekąski, bardziej wyszukane dania, warzywa, pieczywo i słodkości, wypełniają prawie całą przestrzeń świątyni. Pomiędzy tym dobrobyt znajdujesz magiczny nóż samosiekający.Możesz zebrać tyle prowiantu, ile jesteś w stanie. Jeśli w następnym wątku lub poście uwzględnisz, że częstujesz kogoś uboższego dowolnym posiłkiem ze świątyni otrzymasz dodatkowo +1pkt. z gotowania, a Twoja następna samonauka z tej dziedziny będzie mogła być krótsza o 500 znaków.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas nie miał całkowitej pewności względem tego, po co właściwie chciał odnaleźć świątynię smoka. Nie miał szczególnych związków ze smokami, nawet w tym całym szpitalu Magipsychiatrycznym nie natknął się na żadnego, choć podobno takie ryzyko istniało. Nie mógł sobie przypomnieć żadnego smoczego zatargu, ani żadnych smoczych sympatii, które pchnęłyby go w stronę zwiedzania miejsca, do którego dotarcie było tak ryzykowne. Może i przypłynięcie tutaj, choć forsujące, nie było jeszcze takie złe, ale już samo przedzieranie się przez wyspę stanowiło wyzwanie. Szczególnie niepokojący wydał się Nicholasowi most, który stanowił jedyną drogę dotarcia do świątyni. Te rośliny pojawiające się tak nagle... Seaver westchnął. Zdecydowanie nie był najlepszy z zielarstwa, ale nawet on potrafił stwierdzić, że coś z tymi kwiatuszkami było nie w porządku. To, jak usiłowały go pochwycić, stanowiło wystarczający powód do tego, by trzymać się od nich tak bardzo na dystans, jak tylko to było możliwe. Na szczęście Nicholasowi powiodła się ta sztuka i mógł teraz dumnie wkroczyć w to opuszczone miejsce, którego naprawdę można było się przestraszyć. Ale no właśnie - dlaczego? Czemu pojawił się tutaj, choć nic go z tym miejscem nie wiązało? Otóż Nicholasa sprowadził tu zew odkrywcy. Krew nie woda, jak mawiają. I właśnie tutaj krew dała o sobie znać. Był podróżnikiem z urodzenia. W genach miał zapisane odkrywanie tajemnic i zwiedzanie nowych miejsc. Kiedy wszedł do świątyni, rozejrzał się po niej, obserwując z podziwem wiecznie płonący smoczy ogień. Przyjrzał się figurkom smoków, docenił półmrok i klimat, który tutaj panował. Przypomniał sobie również słowa żeglarza, który o tym wszystkim mu opowiedział. W tej historii byla mowa o składaniu ofiary, krwawej ofiary i jakiegoś cennego przedmiotu. Nicholas zastanowił się nad tym i wyciągnął z podręcznej torby, z którą podróżował, strzykawkę, którą stworzył na warsztatach szkła. Czy była cenna? Była jego pierwszym dziełem. Dla niego była cenna, bo wiązała się z odkryciem swojego powołania. A smokom chybas nie chodziło o prawdziwie wielkie skarby, prawda? Tylko o coś, co miało wartość dla tego, kto składał ofiarę. Zgodnie z historią Nicholas zrobił nakłucie ostrą igłą od strzykawki, a potem pokropił ją i wrzucił do smoczego ognia. Buchnął ogień i z misy nagle zaczęło wysypywać się... Jedzenie. Naprawdę. Nicholas spodziewał się wszystkiego, ale jedzenie? No, przy okazji jakiś ładny nóż mu się trafił. Czy Seaver był zawiedziony? Tak naprawdę nie. Czuł, że zdobył właśnie nowe, tym razem wesołe wspomnienie, dobre do opowiadania w gronie rodzinnym. No i zesłanego przez bóstwa posiłku też nie zamierzał zlekceważyć! Zgarnął do torby ttle owoców i pieczywa, ile tylko się zmieściło, a potem pokłonił się smokom i z wesołymi iskierkami w oczach opuścił świątynię. ZT
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Przytaknęła jeszcze bratu, bo faktycznie oboje byliby niezwykle zawiedzeni, gdyby nazwa świątyni nawiązywała jedynie do jej wystroju, a nie tego na co można było się tam natknąć. Niby historie mówiły o tym, że smoki mieszkają na wyspie i tak dalej, ale skąd pewność, że jakieś choćby smoczątka mogą przebywać w tej właśnie świątyni? Musieli być jednak przygotowani na rozczarowanie. - Aha, czyli czeka nas trip powrotny do nich? Super - mruknęła, bo chociaż westalki naprawdę jej się podobały to jednak niechętnie podeszłaby ponownie do tego całego rytuału, który był wymagany do tego, aby zostać uzdrowionym. Za dużo z tym wszystkim było zachodu. W końcu jednak udało im się pokonać całą długość mostu, dzielącą ich od świątyni znajdującej się po jego drugiej stronie. Od razu niemal mogli z podziwem spojrzeć na tutejszą architekturę i to jak prezentowała się cała budowla, której próg przekroczyli, żywiąc spore nadzieje. Jednak niestety podejrzenia Mulan chyba wydawały się słuszne, bo poza figurkami raczej nie widziała nic specjalnie smoczego. - Wygląda na to, że to wszystko - mruknęła, wytężając jeszcze oczy w półmroku i starając się dojrzeć cokolwiek, co mogłoby świadczyć o tym, że jednak kiedyś przebywał tu jakiś smok. - Czy chcemy tu złożyć jakąś ofiarę? Może nam się poszczęści i dostaniemy błogosławieństwo na zobaczenie smoka? Brzmiało to niezwykle głupio, ale jeśli miało zadziałać to czemu nie? Zresztą brzmiało jak nawet dobra zabawa.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Nie widziała co się dzieje z Tonym, zbyt zajęta walką o przetrwanie, to co jednak rzuciło jej się w oczy, to to jak wstał z ziemi. Taki… Spokojny. Nie miała pojęcia co jemu się przydarzyło, ale była pewna, że coś znacznie innego niż jej. - Tak, po prostu nie spodziewałam się podtopienia – kaszlała jeszcze chwilę, nim była się w stanie wyprostować, wciąż charkliwie wciągając powietrze. – A ty? Nie wciągnęło cię w nic strasznego? – zapytała, starając się jakoś uśmiechnąć, chociaż przy łapliwym łykaniu powietrza nie było to łatwe. No i nie mogli długo zostać na moście, kto wie, co jeszcze by ich tam spotkało. Nie mieli czasu do stracenia, a droga prowadziła prosto do ogromnych wrót. - Ubi fideles igni dracone uruntur – przeczytała na głos napis wyryty w marmurze, umieszczony nad monumentalnym wejściem. – Milutko – prychnęła pod nosem ze złośliwym uśmieszkiem, spoglądając na Tony’ego. – Pozytywni byli z tą swoją wiarą w smoki, nie ma co – dodała sarkastycznie i chwyciła za wielkie uchwyty rzeźbione w splatane ciała smoków. Była to piękna robota, nie miała jednak teraz czasu się nad nią pochylać i jej dokumentować więcej, niż jednym zdjęciem. Mieli całe wnętrze do odkrycia i przejścia, a ona musiała jeszcze dziś zająć się damage control w związku z maską. – Otwieramy na trzy. Raz, dwa, trzy! Przed nimi rozpostarł się długi, czarny korytarz, którego pochodnie jedna po drugiej zaczęły być zapalane ogniem, buchających z płaskorzeźb smoków na ścianach. - Witamy w piekle, czy coś – rzuciła, wyciągając świetlik i aparat. Było tu wiele figur, wiele malowanych scen i napisów w łacinie i innych językach. No i bardzo długi korytarz, w którym jedyne światło w nieprzeniknionych mrokach dawał smoczy ogień.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
- No niestety… Albo westalki, albo ryzykujemy co się będzie dziać i idziemy do Munga - odpowiedział, kiedy znaleźli się już po drugiej stronie mostu. - Ale wiesz, może nie będą nam kazały znowu pilnować ognia. Słyszałem, że one są tu po prostu uzdrowicielkami, więc… Może wystarczy, że przyjdziemy, powiemy co się stało i pomogą - dodał jeszcze, uśmiechając się łagodnie, nim skupił się w pełni na świątyni. Budowla była imponująca, ale niczego mniej nie oczekiwał po miejscu, które miało być świątynią smoków. Bardzo, bardzo liczył na to, że w środku znajdą coś więcej niż tylko figurki, przez co poczuł ogromny zawód, kiedy zamiast pustych legowisk, czy innych śladach świadczących o bytności smoków w tym miejscu, dostrzegł jedynie liczne zdobienia. - Zapominam, że nie powinienem nastawiać się na coś niezwykłego, kiedy chodzi o smoki… To trochę jak z tą firmą od mugoli, nie uważasz? Tak samo nas… - urwał myśl, spoglądając na siostrę z mieszaniną rozbawienia w spojrzeniu i zawodu. Naprawdę wierzył, że cokolwiek znajdą w tej świątyni, będzie mogło pomóc w zrozumieniu tego, jak tutejsi mieszkańcy współżyli z trzema różnymi smokami, które właściwie żyły na wolności. Zamiast tego otrzymywali figurki…. - Ofiarę? Myślisz, że jak w Avalonie w tym śmiesznym lesie gdzie za kilka kropel krwi dostawało się coś? Tylko pytanie, czy trzeba poświęcić tutaj także krew, czy może jakiś przedmiot? - odparł na propozycję Mulan, zupełnie nie uznając jej za głupią. Skoro była możliwość, aby im się poszczęściło, to dlaczego nie mieli spróbować? Dodatkowo ostatnio zostali błogosławieni przez Krwawego Włoskiego, co może okaże się przydatne przy poświęcaniu własnej krwi?
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Wyglądało na to, że kolejna wizyta u jakiegokolwiek speca od magicznej medycyny była nieunikniona. Mulan westchnęła jedynie ciężko, bo wyglądało na to, że ostatnimi czasy co jakiś czas potrafiło się do niej przypałętać jakieś choróbsko. Takie już jej szczęście. Przynajmniej nie było to coś nadto groźnego. - Dobra, w takim razie westalki. Max zapewne nie ogarnia tak dobrze zagranicznych chorób i po prostu by nam dał w łeb za to, że coś przytachaliśmy ze sobą - westchnęła ciężko, zgadzając się w końcu z bratem. No, ale jaki miała wybór? Oboje faktycznie mogli być zachwyceni zarówno budowlą jak i jej wnętrzem, które usiane było licznymi smoczymi wizerunkami w formie malowideł, figur i innych dzień. No, ale pomimo wilgotnego półmroku panującego w świątyni, który stanowiłby idealne warunki dla Venetiańskiego smoka, ale oczywiście nie natknęli się nawet na skorupy po jajach rozrzucone gdzieś przy ołtarzu czy pod ścianą. - Nasze życie to pasmo smoczych porażek - przyznała, bo chociaż na pewno było to mniejsze rozczarowanie niż ze złymi smokami to jednak odkrycie, że świątynia była jedynie miejscem kultu tych zwierząt i nie posiadała z nimi silniejszego związku stanowiło coś raczej przewidywalnego. - Na Avalonie w czasie jednego z rytuałów mogliśmy ofiarowywać przedmioty... Chociaż z krwią też można spróbować. Może dostaniemy za nią jakieś bonusy? - zastanawiała się na głos, starając się podjąć w miarę racjonalną decyzję dotyczącą ich dalszego pobytu w świątyni.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
- Ogień. Płonąłem tak jakby od środka - odpowiedział z przejmującą szczerością, nie siląc się nawet na krzywy uśmiech. Gdzie ona go prowadziła? Czy ta eskapada była tego wszystkiego warta? Patrzył na nią góry, cierpliwie czekając, aż porządnie nabierze powietrza. Ona pomimo nieciekawej sytuacji starała się wykrzywić kąciki ust do góry. On był nie tylko o wiele bardziej spokojny, a i poważny. Bo tak naprawdę przeżył niemały szok, bo tym, jak poczuł że klatka piersiowa już go tak nie ściska. Z tego przeczytała zrozumiał niewiele, nie znał wszak łaciny, choć władał językami na niej opartymi. Pojął jednak znaczenie słowa igni i to mu zupełnie wystarczyło, aby wydać osąd. Odwzajemnił jej spojrzenie i wzruszył ramionami. - Milutko - potwierdził, nie chcąc wyjść na idiotę, czując jednocześnie wciąż po kościach płomienie magicznego ognia. Prawda była taka, że choć powinien, nie potrafił się skupić w pełni skupić na przygodzie - rozpraszały go zarówno piękne zdobienia, które miał przed oczyma, jak i cudowne wspomnienie, którego nie tak dawno temu był świadkiem. Choć starał się tego nie robić, patrzył tak dziwnie na Harmony Seaver. Nie tak jakby chciał jej zrobić krzywdę, a tak jakby dziwił się, że w ogóle chce spędzać z nim czas. Pomimo tych rozpraszających myśli popchnął jednak drzwi na trzy. Korytarz, który ukazał się ich oczom był równie upiorny co fascynujący. Díaz kiwnął głową, słysząc jej uwagę i odpowiedział jakże optymistyczne. - Porzućcie nadzieję wy, którzy tu wchodzicie - i wyjął różdżkę. Pomimo światła, mruknął lumos. Wyciągnął również rękę do Remy, a w jego oczach buzowały buńczuczność i podniecnie. - Chodź, chiquita. Nie bój się. Nic ci się ze mną nie stanie - dodał, jeśli bała się postąpić ten pierwszy, decydujący krok naprzód.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
- Zawsze możemy mu nic nie powiedzieć i liczyć na to, że nie znajdzie nas w Mungu - odpowiedział, śmiejąc się pod nosem, choć był pewien, że coś podobnego zwyczajnie się nie uda. Była jeszcze konieczność pilnowania po prostu, żeby nikt nie miał kontaktu z ich krwią, żeby na pewno nikogo nie zarazić. Tyle, nic więcej. Jeśli więc udadzą się na szybkie leczenie, nic nie powinno się złego wydarzyć. - Pasmo smoczych porażek… Zdecydowanie nie tego oczekiwałem, ale masz rację - powiedział, wzdychając lekko i podpierając się dłońmi o biodra. Nie można było inaczej ując tego, co się działo, kiedy szukali czegoś nowego, kiedy liczyli na ciekawsze odkrycia. Jednak skoro to była świątynia, to musiała być mozliwość wybłagania błogosławieństwa, a skoro tak, to mogli próbować. - Pamiętam to z Avalonu… No dobra, to co tam masz w kieszeniach? Myślę że skropienie przedmiotu krwią może być też dobre… - stwierdził, zaczynając przeglądać swoje kieszenie i torbę w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby się nadawać do ofiarowania smokom. Wszystko. Tak brzmiała właściwa odpowiedź, ale nie był pewien czy miał coś więcej przy sobie niż amulet na szyi. Nie sądził jednak aby element jednego smoka był dobrą ofiarą dla drugiego. Nagle znalazł replikę drogi mlecznej. Przez chwilę wpatrywał się w nią, zastanawiając się, czy naprawdę chciał się tego pozbywać, ale w końcu doszedł do wniosku, że i tak z niej nie korzystał. A o wiele rozsądniejszym wydawało się poświęcić to, niż figurkę smoka. - Dobra, ja mam. A ty jak? - zapytał siostrze, ściskając niewielki sześcian w dłoni.
______________________
I won't let it go down in flames
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
- To też jest jakaś opcja - odpowiedziała z nieco cwanym uśmiechem, wiedząc, że pewnie nawet pomimo usilnych prób i tak nie zdołaliby zataić całkowicie prawdy przed Maxem, gdyby postanowili postawić jednak na leczenie w Mungu zamiast postawić na usługi westalek. Brewer dobrze ich znał i nie dość, że mógł na nich wpaść w szpitalu to jeszcze istniało ryzyko, że domyśli się tego, że coś jest nie tak. Mogli mieć jedynie nadzieję, że owe pasmo smoczych porażek kiedyś jednak minie, bo jednak było to niezwykle frustrujące, gdy zaczynali się nastawiać na jedno, a kompletnie nic z tego nie dostawali. Można byłoby się naprawdę wściec w takim układzie i uznać, że wszechświat najzwyczajniej się na nich uwziął. - Jak nie wiesz co robić to obie opcje zawsze wydają się dobre. Może nie zaszkodzi, a dodatkowo pomoże? - rzuciła, wzruszając jeszcze ramionami po czym podobnie jak brat zaczęła przetrzepywać kieszenie w poszukiwaniu czegoś, co nadałoby się do złożenia na ołtarzu. Wiele w sumie tego nie było. - Harmonijkę. Niewiele, ale myślę, że się nada - odparła, czując, że może nie był to jakiś szczególnie wyszukany dar, ale lepszy rydz niż nic. Postanowiła złożyć przedmiot w ofierze i ułożyć go na ołtarzu nim przy pomocy różdżki rozcięła sobie dłoń i pokropiła krwią wcześniej podarowany obiekt. Nie spodziewała się tego, że efekt będzie tak natychmiastowy. Wystarczyło jedynie, aby skropiona krwią harmonijka dotknęła smoczego płomienia, by ten zmienił swoją barwę z agresywnej mieszanki czerwieni i żółci na wszechogarniającą czerń, kreując w pomieszczeniu złowieszczą aurę. Równocześnie Mulan przeszyła ogromna fala bólu. Przez moment myślała, że może jednak została czymś trafiona, ale po chwili zdała sobie sprawę, że była to niewątpliwie zaleta kotłujących się w jej ciele emocji, które zdawały się rozrywać ją na kawałki. Dojmujące uczucie smutku, otchłań bezdennej żałoby czy wypalający duszę gniew i nienawiść do tych, którzy w jakiś sposób jej się narazili przeplatały się z bardziej pozytywnymi emocjami, które jednak i tak wywoływały w niej bolesne uczucia. Tęsknota i miłość do bliskich jej osób stawały się niemalże nieznośne. I wtem wszystko nagle ustało, a skulona Gryfonka, która jedną z rąk podparła się o smoczą płaskorzeźbę, a drugą chwyciła za pierś w miejscu, gdzie znajdowało się serce mogła wreszcie się rozprostować. Z pewnym zaskoczeniem odkryła również, że na jej głowie znajdowała się właśnie jakaś tiara, której wcześniej z pewnością nie zakładała. - Co jest do cholery? - spytała, sięgając po element garderoby, który ściągnęła z głowy, aby móc się mu dużo lepiej przyjrzeć. Naprawdę nie miała pojęcia, co właśnie przed chwilą się odwaliło, ale miała nadzieję, że nie podpisała kolejnego paktu z diabłem ani niczego podobnego.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
ofiara replika drogi mlecznej oddana na rzecz -> Świetlika
Nie zdążył zrobić jeszcze żadnego ruchu, kiedy Mulan jako pierwsza położyła swój przedmiot na ołtarz i skropiła go krwią i nim którekolwiek z nich zdołało zareagować, smoczy płomień zmienił barwę. Wei wpatrywał się w ogień, pierwszy raz zastanawiając się, czy nie popełnili jednak błędu, decydując się na taką ofiarę. Zaraz też atmosfera wokół nich przybrała bardziej złowieszczy wydźwięk, a jego siostra wyglądała, jakby coś zaczęło ją bolec, jakby jednak coś poszło nie w tym kierunku, w którym powinno i zamiast błogosławieństwa, otrzymywała przekleństwo. Tylko tego brakowało, żeby wpadli z deszczu pod rynnę. Podszedł do niej, powtarzając jej imię, starając się zwrócić na siebie uwagę, żeby wyrwała się z tego, ale wyraźnie to, co się działo, musiało samoistnie minąć. Na jego oczach na głowie Mulan pojawiła się dziwna tiara, wywołując u niego kolejne poczucie niepewności. - Nie wiem, ale wyglądałaś, jakbyś miała za moment zemdleć - powiedział prosto, zaraz spoglądając na trzymaną przez siebie replikę drogi mlecznej. Cóż, skoro Mulan już ryzykowała, teraz pora na niego. Ustawił replikę na ołtarzu, po czym rozciął swoją dłoń i skropił przedmiot własną krwią. Po chwili sufit świątyni zdawał się zapadać, a na posadzkę zaczęły spadać kolejne kamienie, szczęśliwie nie robiąc mu żadnej krzywdy. Wyglądało to jak iluzja, którą być może należało przeczekać, gdy nagle u jego stóp upadł kolejny kamień. Ten był jednak zapisany runami i opowiadał historię Dnia Zasłony, historię Czarnych Magów zamieszkujących Świątynię Smoka w czasie panowania Trzynastego Doży. Longwei zmarszczył brwi, spoglądając na historię, którą rozumiał, choć nigdy nie był orłem z run. - Jednego jestem pewien, nie zostaliśmy błogosławieni spotkaniem ze smokiem, ale jakby zamieniliśmy przedmioty? - powiedział, spoglądając na Mulan z wyrazem niepewności, nim sięgnął po kamień leżący u jego stóp.
______________________
I won't let it go down in flames
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Nie miała kompletnie pojęcia czy to, co po chwili miało miejsce wynikało z tego, że faktycznie zrobili coś nie tak i może jakimś cudem zhańbili ofiarę przez to, że skropili ją wpierw krwią czy może chodziło o coś zupełnie innego. Może po prostu w ogóle nie powinni czegokolwiek próbować albo spieprzyli na zupełnie innym etapie? No, była też opcja, że po prostu tak to faktycznie wyglądało, ale z jakiegoś powodu Gryfonce wydawało się to po prostu niewłaściwe. - Nie byłby pierwszy raz - stwierdziła, wywracając oczami, bo jednak biorąc pod uwagę jej wcześniejszy stan zdrowia niejednokrotnie wyglądała tak jakby miała zaraz zemdleć albo wręcz zejść w tego świata w niedługim czasie. W napięciu obserwowała kolejne ruchy Longweia, gdy tylko on podjął decyzję o tym, aby poświęcić jeden z przedmiotów, który znajdował się w jego posiadaniu. Miała jedynie nadzieję, że jemu samemu nic się nie stanie, bo kto wie jakie jeszcze sztuczki mogła stosować ta przebrzydła świątynia. Może i wielce doceniała cały design, ale to, co się działo przy składaniu ofiar? Cóż, nie była fanką takich zjawisk. Całe szczęście jednak wyglądało na to, że jej brat miał nieco większe szczęście i nie przeżywał jakiś nieprzyjemnych momentów. Przynajmniej tyle dobrego, bo nie byłaby w stanie powiedzieć, co by zrobiła gdyby faktycznie mężczyźnie coś się stało. - Jakoś szczególnie mnie ten fakt nie zachwyca - mruknęła z niezadowoleniem po czym przyjrzała się uważnie bratu. - Ale wszystko w porządku? Musiała się upewnić nawet jeśli zdawało się, że istotnie nic takiego mu się nie stało.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Zhańbienie ofiary byłoby najgorszą z możliwych opcji, ale skoro nawet rytuał oczyszczenia u westalek nie należał do najprzyjemniejszych, być może i poświęcanie swoich przedmiotów w tej świątyni miało być równie… efektowne. Jednak Wei musiał sam przed sobą niechętnie przyznać, że mrok, jaki zdawał się zapadać, kiedy Mulan poświęcała harmonijkę, był niepokojący. Szczęśliwie w końcu dziewczyna zaczęła wyglądać lepiej i nawet miała siły przewracać oczami. Starszy z rodzeństwa uśmiechnął się pod nosem z cichym westchnieniem, po czym sam poświęcił własny przedmiot. To, jak spadały kolejne kamienie z sufitu, które jednak przenikały przez niego, było także niepokojące. Szczęśliwie stanowiło jedynie iluzję, po której został mu w dłoni błyszczący kamień. - Wiesz, ja poprzedniego i tak nie używałem, a ten… Wydaje się użyteczny… - stwierdził, kucając, aby przyłożyć błyszczący kamień do drugiego, pokrytego runami i z łatwością zacząć odczytywać kolejne znaki, rozumiejąc ich znaczenie. Świetlik. Miał w dłoni po prostu świetlik. -Tak, ze mną jest w porządku… Wygląda na to, że część stropu odpadła przez moją ofiarę, ale mi nic się nie stało… To co to jest za tiara, jaką otrzymałaś? Masz jakiś pomysł? Bo ja mam świetlik, a przynajmniej tak mi się wydaje, skoro podświetla runy i od razu je tłumaczy - dodał, podnosząc się, aby stanąć po chwili bliżej siostry, spoglądając na trzymaną przez nią tiarę. Był naprawdę ciekaw, czy zamieniła nieużywany przedmiot na coś, co również zajdzie kurzem, czy może wręcz przeciwnie?
______________________
I won't let it go down in flames
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Może i podobna opcja brzmiała niezwykle źle, ale przynajmniej wyjaśniałaby idealnie dlaczego akurat w jej przypadku złożenie ofiary spotkało się z takim, a nie innym efektem. Na pewno nie powiedziałaby, że spadło na nią jakieś błogosławieństwo. Najwyraźniej zrobiła coś nie tak i tylko o tym mogła myśleć. Chociaż może porównanie całego procesu do rytuału u westalek miało sens i działo to na podobnej zasadzie, co ich kontrakt z diabłem. Cóż, wtedy podobne błogosławieństwa zyskiwały zdecydowanie na swojej sensowności. - Okay, tyle dobrego - skinęła głową, gdy tylko brat potwierdził, ze istotnie nic mu nie było. Mogła odetchnąć spokojnie, bo jeszcze tylko tego brakowało, żeby narobili sobie problemów w smoczej świątyni i nabawili się jakiś nieprzyjemności. I to bez zobaczenia najprawdziwszego smoka. W takim wypadku przeklęta powinna być ta cała wycieczka. - Nie mam pojęcia czym ona jest. Może powinnam dać ją jakiemuś rzeczoznawcy, żeby mi to powiedział? - zaproponowała, bo faktycznie wydawało jej się to być jednym z lepszych rozwiązań w tej sytuacji. Longwei przynajmniej wiedział, co mu się trafiło, a ona nie miała pojęcia czym właściwie był ten stary kawałek garderoby. Z pewnością kryło się w nim coś magicznego, ale co właściwie to nie miała zielonego pojęcia.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
- Przekazanie tego jakiemuś rzeczoznawcy nie będzie faktycznie głupie. Jeszcze się okaże że Krwawy Włoski błogosławił ci kolejnym czymś z zakresu czarnej magii… - powiedział, częściowo żartując, a częściowo będąc poważnym. Świątynia może i nie wyglądała na miejsce kultu, ale z tego, co zdołał odczytać z kamieni z runami, dokładnie takim miejscem kiedyś była. To tutaj żył w spokoju Krwawy Włoski, nim Czarni Magowie zaczęli go czcić i doprowadzili do stanu, w jakim był obecnie. Nie mozna więc było całkowicie wykluczyć otrzymania czegoś czarnomagicznego. Albo kolejnego błogosławieństwa rodem z tej dziedziny magii. Sam po rytuale oczyszczenia u westalek był pewien, że coś się zmieniło i to niekoniecznie w dobrym znaczeniu. Czuł się podobnie, jak po krwawym rytuale, gdy miał wrażenie, że nie jest już tak całkowicie niewinny, o ile mógł używać tego określenia wobec siebie. Wiedział też, że smoki były wyczulone na czarną magię i cóż, coś zaczęły od niego wyczuwać. Miał jedynie nadzieję, że to się nie pogorszy z czasem. - Wracajmy lepiej… Jeszcze musimy przedostać się znów przez tamten most - powiedział, chowając świetlik do kieszeni i gestem wskazując w stronę wyjścia ze świątyni. Miał dziwne uczucie związane z tą wyprawą i nie wiedział, jak je nazwać. Coś nowego, odkryli nowe miejsce, ale nie do końca było tym, czego oczekiwał, ale otrzymał podarunek… Nic to, teraz była pora wrócić do pozostałych.+
z.t. x2
______________________
I won't let it go down in flames
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Ta eskapada musiała być tego warta. Nie dlatego, że o tym czytała, że słuchała legend i że tak mówił jej ojciec. Też nie dlatego, że chciała zdobyć nową wiedzę czy artefakt. Nie dla sławy, dla zasług czy opowieści, a dla czegoś znacznie cenniejszego. Skoro bezpieczeństwo jej rodzinnego sekretu zostało dla tej wyprawy naruszone, nie było innej opcji, wyprawa musiała być tego warta, cokolwiek by się tam nie znalazło. Inaczej jaki to wszystko miałoby sens? Nawet nie chciała iść w te myśli. Robiła dobrą minę do złej gry i parła naprzód – z uśmiechem na ustach i ogromnym samozaparciem, przejawiającym się w jej wręcz dziarskim kroku, kiedy szła tak, jakby nic się przed chwilą nie stało. Nic jej teraz nie mogło powstrzymać, choćby i miała stawić czoła i tysiącom takich fal, czy ataków ognia. - Jeżeli poczujesz się gorzej, powiedz, postaram się ci pomóc najlepiej jak potrafię – kiwnęła na niego głową z lekkim uśmiechem, który po chwili zmienił się w ten lisi, gdy zmarszczyła na niego brwi, a jej wzrok zabłyszczał z równą pasją, co niebezpieczeństwem. – Ale nie ważne co by się działo, dojdę do tej komnaty – bo, mimo wszystko, nie chciała go w tej kwestii okłamywać. Mogła mu pomóc, mogła go wyleczyć, mogła zaczekać, szczególnie, że nie pomogła wiedzieć, czy po drodze sama nie potrzebowałaby podobnego gestu. Ale pod koniec dnia nie zrezygnowałaby ze znalezienia się w komnacie ofiarniej. I miała nieustępliwe wrażenie, że Tony podobnie zapatrywał się na tę sprawę. Dlatego też chciała spędzić z nim ten czas, po pierwsze – bo byli w to teraz wplątani razem i mogli się sobie nawzajem przydać. Po drugie – bo skoro już znał część sekretu, dobrze by było, żeby i ona choć trochę lepiej poznała jego. Bała się tego, że to wiedział i mimo że nie zachowywał się groźnie, że całym sobą zapewniał ją, że tamto co zobaczył wcale go nie ruszyło… Przecież robiła dokładnie to samo. Udawała, że jej to nieszczególnie ruszyło. Skąd miała pewność, że nie kłamał? A po trzecie, bo uwierało ją równie bardzo jak fakt, że widział jej wspomnienia, pomimo tego wszystkiego był cholernie ciekawym człowiekiem. I znów, poznanie go chociaż troszeczkę mogło jej się w tej nieciekawej sytuacji przydać. No dobra… Jednaj z najciekawszych sytuacji. Gdy drzwi się otworzyły, aż głośniej wypuściła powietrze. Mroczny, tajemniczy i tak niesamowity korytarz, liczne mozaiki, freski i rzeźby, cała historia tego miejsca zamknięta w runach i malowidłach. I magii, zdającej się przesiąkać aż do kości. Czymże jednak było zmrożenie nią w obliczu stanięcia oko w oko z sekretem i możliwością jego odkrycia. Czy było coś bardziej fascynującego, porywającego od zewu przygody? Tym razem jej uśmiech nie był wymuszony. Zrobiła kilka zdjęć, absolutnie zafascynowana tym miejscem i dopiero słowa mężczyzny wyrwały ją z transu. - Bać? – odparła równie brawurowo. – Gdybyśmy mieli czas, rozłożyłabym tutaj całą stację badawczą. Te runy można by czytać miesiącami i odkrywać nowe rzeczy… – już wyciągnęła dłoń w stronę jednego z rzeźbień, ale się powstrzymała. Pierwsza zasada w takich miejscach to zachować pełną czujność. Nie, żeby ta już nie była postawiona na baczność przy mężczyźnie. Ale podała mu dłoń, postępując ten decydujący krok w świątynię. – Zobaczmy, co może nam zaoferować. I im dalej szli, tym rosła siła towarzyszącego im, smoczego ognia, buchającego ze ścian z najróżniejszych malunków, na których to Krwawe Włoskie błogosławiły wiernych. - Może ten ogień, który poczułeś, wcale nie miał być czymś złym? – spytała, kiwając głową na jedną ze ścian i rozświetlając ją lumosem. Kolejny obraz pokazujący, jak ludzie tańczyli w smoczym ogniu. Wyglądali na natchnionych.
A rzućmy sobie kostką:
1 i 4 – Wchodzisz w pułapkę, ale udaje ci się umknąć przed ogniem. 2 i 3 – Wchodzisz w pułapkę i trochę za późno umykasz, przez co ogień smaga cię w rękę/nogę. 5 i 6 – Zauważasz pułapkę i ją omijasz.
Podobała mu się jej determinacja, ale słysząc co powiedziała, nie mógł się nie zaśmiać. To całkiem urocze, że młoda chciałaby mu pomóc, ale ile ona mogła mieć lat i co mogła potrafić? Pewnie nieźle by się zdziwił, albo i zdziwi się, jeśli dojdzie do tego, że to ona będzie zasklepiać jego rany. Niemniej nie skomentował tego i po prostu poszedł za nią w ciemny korytarz. W sumie to od tego całego jej gadania również chciał zobaczyć, co znajduje się w komnacie, o której mówiła. Tak się śmiesznie składało, że jakoś specjalnie nie znał historii tego miejsca. Nie miał przecież tatulka, który sadzał go na kolanach i opowiadał bajki na dobranoc. W Calpiatto też się jakoś specjalnie nie przykładał, nauczył się absolutnego minimum potrzebnego do życia. Obserwował pomieszczenie, w którym się znajdowali z niemałym zachwytem. Przez te wszystkie mozaiki i freski stracił przez chwilę czujność i nie spoglądał już na Harmony. Coś mu podpowiadało, że powinien tego unikać, toteż szybko ponownie skupił na niej swoją uwagę. Jedno oko na Maroko, a drugie na Krym i tak jakoś szedł. Przyglądał się z uwagą temu, że wszystko fotografuje. Przez chwilę wyglądał, jakby chciał to jakoś skomentować, ale szybko tego zaniechał. Im mniej mówił, tym lepiej dla niego. No cóż, ale to co powiedziała skomentować musiał. - Jesteś przedziwna, wiesz? Większość dziewczyn w twoim wieku już by uciekało, gdzie pieprz rośnie - zaśmiał się, biorąc ją za tę rękę. Cieszył się, że zamiast rzeźby zdecydowała się dotknąć jego. Nie żeby się bał, nie żeby potrzebował otuchy, nie żeby sądził, że ona mu zaufa. A i trudno powiedzieć, co z tych dwóch opcji było dla niej bardziej niebezpieczne. Szedł w skupieniu, obserwując to ją, to malunki na ścianach. Gdy zadała pytanie spojrzał na nią nieco podejrzliwie. A co ją tak właściwie to interesowało? - Każdy ogień jest zły - odpowiedział wymijająco, chociaż przeczuwał, że to kłamstwo. Był równie natchniony co ludzie na tych malunkach, ale nie chciał dać tego po sobie poznać. Skoro on poznał jej sekret to tym bardziej nie może sobie pozwolić na to, by ona poznała jego. A ich miał przecież bogaty repertuar. Szedł przez chwilę w milczeniu, pozwalając sobie na chwilę zadumy. Na krótkie wspomnienie Beatrize. I zdziwieniem stwierdził, że… nie czuje się już tak źle. Zdecydowanie przed chwilą ją okłamał, ten ogień oczyszczał. A woda? Co zrobiła woda? - A ta woda… na pewno wszystko okej? - zapytał i… postąpił krok, który uruchomił pułapkę. Syknął, gdy ogień osmalił jego łydkę. - Carajo! - krzyknął, a echo potoczyło się po pustym korytarzu. No cóż, nie było to zbyt mądre, ale przynajmniej chociaż przez chwilę był szczery.