Plac Jowisza, enigmatyczny i pełen potęgi, otacza imponujący posąg Jowisza - króla bogów rzymskich. Jego stoicka postać, wykuta w marmurze, rzuca cień na kamienną podłogę placu, a wokół niego mistyczne runy tworzą kompleksowy wzór - świadectwo dawnych wzywań i zaklęć. Te starożytne symbole, wyryte w kamieniu, emanują niezwykłą magią, dodając miejscu tajemniczej głębi.
Kiedy noc zapada, a srebrny księżyc powoli wschodzi nad placem, runy zaczynają pulsować nieziemskim światłem. Ten hipnotyzujący widok przyciąga czarodziejów z całego świata, łaknących odkryć i zrozumienia tajemnic oraz ukrytych mocy rzymskich bogów. Ta mistyczna aura placu Olimpijskiego ożywia starożytną magię, tworząc w ten sposób miejsce, które wydaje się zaledwie krokiem do innej, boskiej rzeczywistości. Jeżeli pojawiłeś się tu w bezchmurną księżycową noc, jest szansa, że sam Jowisz natchnie cię swą mocą.
Obowiązkowo rzuć K6:
1: Błyskawiczne objawienie - Nagły błysk, wywołany potężną energią Jowisza, rzuca światło na ukryte przejście do tajemniczej komnaty, oferującej wiedzę i skarby. W środku znajdujesz zapis runiczny, po którego dotknięciu masz wizję z życia samego Jowisza. Zyskujesz +1 pkt z Historii Magii. Upomnij się o niego w odpowiednim temacie. 2: Przenikliwe wizje - Czarodziejowi w losowych momentach i do końca wakacji otwiera się trzecie oko, odkrywając wizje przeszłości lub przyszłości, które mogą dostarczyć kluczowych wskazówek. W każdym kolejnym wątku rzuć literką. Jeżeli wypadła samogłoska, Twoje trzecie oko się obudziło :) 3: Przebudzenie mocy - Moc Jowisza przenika czarodzieja, zwiększając przez pewien czas potencjał jego zaklęć i czarów. Przez najbliższe dwa wątki rzucając czary, rzuć również K100. Aby zaklęcie się powiodło, osiągnij zakres 10-100. 4: Ku Twojemu rozczarowaniu, nic się nie stało. 5: Źródło życiodajnej energii – U Twoich stóp materializuje się flakonik z ambrozją-niedopitką. Ta ma właściwości podobne do eliksiru wiggenowego, ale smakuje znacznie lepiej! 6: Przymierze z Bogiem - Jowisz, bóg niebios, udziela swojej błogosławieństwa czarodziejowi, oferując mu chwilę niewidzialności lub ochrony przed złymi siłami. Przez najbliższe 3 wątki nic nie może ci się przytrafić, nawet pomimo efektów kostek czy działań MG.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Faktem było to, że nie potrafiła uwolnić się wprost od rodzeństwa Norwood. Można byłoby nawet pokusić się o stwierdzenie, że byli do siebie przyczepieni jakby byli prawdziwą rodziną. Cóż, może jednak można byłoby tak pomyśleć. Mina jednak nie zaprzątała sobie tym szczególnie głowy. Zamiast tego wolała się w miarę skupić na tym, co ją otaczało. Wspólnie z Jamiem postanowili zwiedzić opuszczoną wyspę Venetii, która podobno kryła w sobie tak wiele sekretów. Szkoda tylko, że Ślizgonka jakoś nie do końca potrafiła to dostrzec. Może po prostu coś jej umykało? Owszem, okolica z pewnością należała do urokliwych, ale nie dało się wyczuć w pobliżu żadnej tajemniczej mocy. Przynajmniej ona nie czuła nic wyjątkowego, gdy wkroczyła na plac Jowisza z blondynem kroczącym za nią krok w krok. - Dobra, muszę przyznać, że ta rzeźba robi wrażenie... - powiedziała w końcu, spoglądając na majestatyczny posąg boga jawiący się w centrum swego rodzaju polany, na której się znajdowali. - Nie czuję jednak od niego jakiejś specjalnej magii. Myślisz, że to zwyczajna ozdoba? W zasadzie tutaj nie można było być niczym pewnego, ale na tę chwilę nie podejrzewała, aby prawdziwie czarodziejskie rzeczy mogły się dziać wokół tego posągu. W zasadzie nawet zastanawiała się po co właściwie tu przyszli, ale chyba wszystko wynikało z tego, że po prostu Jamie chciał spędzić z nią nieco czasu i postanowili wybrać się na wycieczkę po okolicy. I tak nie mieli nic innego do roboty, a jednak wypadałoby jakoś zwiedzić nowe miejsce, w którym oboje się znajdowali.
Chciał spędzić z nią trochę czasu, zwyczajnie odczuwając brak wspólnych wypadów w ciągu ostatnich miesięcy. Domowe problemy odsunęły go do tego stopnia od życia towarzyskiego, że niemal zapomniał, jaką skórę miała Faust, ani co lubiła. Owszem, był to pupil Miny, ale traktował Faust jak swoją siostrzenicę, a ponieważ z Carly nie mieli żadnych zwierząt, całą swoją miłość do nich mógł przelewać na węża Miny. Teraz jednak jego uwaga skupiona była na posągu jakiegoś boga, który… Nie pasował zupełnie do Venetii. - Ma czy nie ma w sobie magii… Chuj mnie to obchodzi, ale powiedz, że to nie wygląda dziwnie. Wszystko tutaj jest takie… Jakbyś weszła do muzeum, a tu nagle jeb elementy Rzymu. Spoko, niby historię przeczytałem i wiem, skąd to się wzięło, ale wygląda, jakby ktoś nie do końca ogarnął co żądzący miastem chca i jebnął im tu wszystko. Smok dla ochrony, rzymskie bóstwa dla nie wiadomo czego i reszta autorskiego pomysłu, jakby wyjęta z galerii sztuki - powiedział, podchodząc bliżej posągu, próbując dopatrzeć się w nim czegoś specjalnego. Jednak, tak jak mówiła Mina, nie było w nim nic szczególnego. Jamie zaczął okrążać posąg, dostrzegając różne wyryte wokół symbole, wszystko, co pokazywało, że niegdyś mieszkańcy Venetii mieli inne wierzenia, inne bóstwa, a teraz… teraz sam nie wiedział, co miał myśleć o tym, co tu się działo. - Skoro w ciągu dnia nic się nie dzieje, może nocą coś się zmieni? Zostajemy? Chyba opiekunowie mają lepsze rzeczy do roboty. Carly mówiła, że Walsh, ten od zielarstwa, to jakiś znany jest tutaj, jakaś gwiazda - zaproponował, wracając do przyjaciółki i wzruszył ramionami na znak, że naprawdę było mu jedno, czy zostaną, czy będą wracać do miasta.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Nie dało się zaprzeczyć temu, że niestety ostatnimi czasy chyba każdy był bardziej zabiegany, a i problemy ze smokami wywoływały powszechną panikę oraz generowały różne katastrofy, które również potrafiły wzbudzić w ludziach niepokój i sprawić, że skupiali się wtedy na swoich bliskich. Z pewnością Hawthorne nie miała rodzeństwu za złe tego, że nie mieli większej okazji do tego, aby spotykać się w zamku. Dla niej naturalne było to, że czasami choćby na jakiś czas ludzkie drogi się rozchodziły. Ważne było jednak to, że potrafili do siebie wrócić i rozmawiać z sobą bez przeszkód tak jak zawsze to było. - Czasami taki misz masz jest wynikiem wielokulturowego społeczeństwa. To, że takie rzymskie rzeczy przeważały to jest akurat oczywiste... Chociaż, w zasadzie chuj wie, co niektórzy czarodzieje mogli sobie myśleć w dawnych czasach. Mogli mieć różne praktyki, wierzenia i inne. Teraz też masz wielu dziwnych wizjonerów, którzy mogliby postawić ci posążek ochronny w kształcie żaby dlatego, że im się po prostu taka żabka podoba - sama do końca nie wiedziała, co mówiła, ale głównie to ze względu na to, że... no jednak okolica należała do takich bardziej nietuzinkowych, ale nie doszukiwała się w tym niczego nadzwyczajnego. Bardziej przystawała do tego, co stwierdził Jamie: autorski pomysł. Ten posąg stał tutaj w takiej, a nie innej postaci tylko dlatego, że ktoś sobie tego wcześniej zażyczył. Inne względy raczej za tym nie stały. - Myślisz, że się zmieni? Że jest podatny na wpływy księżyca czy coś takiego? - dopytała, podchodząc do Norwooda i razem z nim przyglądając się rzeźbie, która jednak nie zawierała jakichś szczególnie zastanawiających elementów. - Możemy zostać. Na pewno nie mam nic lepszego do roboty. Nie planowała nie wiadomo jakich wycieczek czy też nie trzymała napiętego terminarza, a skoro Jamie zaproponował pozostanie na miejscu to nie zamierzała oponować. W końcu mogli zawsze wspólnie spędzić nieco czasu po prostu relaksując się i ciesząc swoją obecnością. Dlatego też przycupnęła niedaleko cokołu, na którym ustawiony był posąg i spojrzała na przyjaciela w oczekiwaniu na jego dalszy ruch.
Spojrzał na przyjaciółkę z krzywym uśmiechem, prychając pod nosem. Posąg w kształcie żaby, bo ta akurat się spodobała - to brzmiało jak coś, co mogłaby zrobić Carly, w czym zdecydowanie pomogłaby jej Mina i pewnie obie wmawiałyby wszystkim, że to totem Żabosława Zielnego, patrona zielarzy i opiekuna roślin okołobagiennych. Wolał jednak nie mówić tego na głos, aby Mina mimo wszystko nie przekazała pomysłu jego siostrze i nie przyprawiały go o ból głowy. O wiele bardziej skupiał się na samym posągu, który mimo tego, że sprawił, że przez moment Norwood czuł się tak, jakby miał być w stanie rzucić każde zaklęcie, nie robił nic. Nie błyszczał, nie wydawał z siebie dźwięków i choć było to czymś normalnym dla większości posągów, tutaj Jamie czuł się… zawiedziony. - Wiesz, widzimy go w ciągu dnia, kto wie co się stanie nocą. Skoro mają tu nocne wiece alchemików, może i w takich miejscach coś się zmienia - odpowiedzial dziewczynie, wzruszając nieznacznie ramionami, aż w końcu usiadł na posadzce, zastanawiając się w jaki sposób mieli jednak wytrzymać do nocy i nie paść z nudów. Nie zabrał ze sobą żadnej książki, ani niczego i choć nie było problemu w zwyczajnej rozmowie z Miną, zawsze lepiej było mieć coś do zabawy. Zaraz jednak przypomniał sobie o czymś innym, co miał w tylnej kieszeni spodni i teraz pospiesznie wyciągał, obawiając się, czy nie zniszczył. - Zakładałaś już te maski? Za ostatnim razem jedna dziewczyna czytała moje myśli, a nieco później to ja czytałem myśli innego gościa.. Ciekawe… Może coś się zmieni, jak ją tutaj założę. Wiesz, jak te wszystkie sekretne stowarzyszenia z maskami czczący jakieś tam posążki - powiedział, uśmiechając się kpiąco w stronę maski, aby po chwili założyć ją, od razu czując, że coś jest nie tak. Nie wiedział w jaki sposób, ale zaraz miał w dłoni różdźkę, która paliła go, jakby wibrowała, aż w końcu poleciało z niej zaklęcie, pozostawiające po sobie czarną smugę. - Kurwa… Nie mogę jej wyjąć z ręki… - warknął wściekle, wciąż próbując pozbyć się różdżki, dla pewności trzymając ją w przeciwnym kierunku, niż siedziała jego przyjaciółka.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Dobrze, że Jamie na głos nie wyraził swojego zdania w kwestii totemu żaby, bo Mina zdecydowanie zaprzeczyłaby, że miałaby jakikolwiek wkład w podobne przedsięwzięcie. Oboje jednak wiedzieli, że gdyby tylko Puchonka w odpowiedni sposób ją o to poprosiła to bez zawahania zaczęłaby tworzyć ten posążek. Kto wie, może nawet dodałaby do niego nieco wężoustej magii dla zwiększenia prestiżu? Do tego jednak potrzebowałaby zdecydowanej zachęty ze strony dziewczyny. - Czyli twoim zdaniem to właśnie jedna z takich miejscówek? - zapytała, bo sama nie wiedziała, co właściwie powinna o tym wszystkim sądzić. Być może miał rację. Może trafili w jakieś magiczne miejsce, które ożywało i emanowało zupełnie inną energią zaleznie od pory dnia, ustawienia planet lub innych podobnych wytycznych. Mogli też trafić na zwyczajny posąg, który po prostu nie pasował zbytnio do miejsca, w którym się znajdował. Obie opcje były równie prawdopodobne. - Raczej nie bawię się w takie rzeczy - skwitowała kwestię maski choć również miała własną przy sobie. - Nie wiem czy wiele, by to zmieniło skoro nikt nie jest w stanie ich dostrzec. Nie wiedziała nawet czemu właściwie jednak podąża w ślad za Norwoodem i również zakłada własną maskę tylko po to, by usłyszeć o wyjątkowym problemie, którego doświadczył starszy kolega. - Pierdolisz... - powiedziała i zmarła w miejscu, gdy tylko zobaczyła wiązkę zaklęcia opuszczającą różdżkę Norwooda. - Poczekaj... Spróbuję... - mruknęła, dobywając własnej różdżki i starając się zaradzić jakoś na powstałą sytuację Expeliarmusami, Finite oraz podobnymi zaklęciami, ale żadne z nich albo jej nie wychodziło albo po prostu nie przynosiło żadnego efektu, co nie wróżyło najlepiej.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
To miał być jeden z tych milszych wieczorów spędzonych w Venetii tuż przed powrotem do Hogwartu. Dlatego też postanowiła spędzić go w jakiś naprawdę przyjemny sposób, aby odprężyć się i wyjątkowo zresetować przed czekającym ją ostatnim rokiem na studiach. Dlatego też postanowiła udać się na opuszczoną wyspę, licząc, że właśnie tam będzie miała okazję do odrobiny prywatności. W dłoni trzymała ledwo zaczętą butelkę wina jabłkowego firmy Marcysia. Jakoś te wszystkie venetiańskie specjały wydawały jej się być aż nazbyt drogie, by móc się nimi bezceremonialnie najebać i spożywać w większych ilościach. A trzeba zauważyć, że Marcysia nie była jej pierwszą butelką, bo już wcześniej nieco się wprawiła przed przybyciem na wyspę, co można było zauważyć chociażby w momencie, gdy szła wybrzeżem, śpiewając tekst pewnej włosko-angielskiej piosenki. - Felicita! Pójdę na plażę, dupę pokażę. Felicita! Jeśli ktokolwiek zobaczyłby ją w podobnym stanie pewnie uznałby ją za niespełna rozumu, ale nie bardzo się tym przejmowała. Zamiast tego po prostu szła przed siebie, aż natrafiła na jakiś połyskujący boską aurą posąg. Aż skłoniła mu się z uznaniem, zginąjąc się w pasie przy czym zauważyła znajdujący się u stóp Jowisza flakonik, który zawierał całkiem interesująco wyglądającą substancję. Czyżby miała napitek na jakiś ewentualny afterek?
Wzruszył ramionami, jasno pokazując, że tak naprawdę nie miał pomysłu, czym było miejsce, w którym się znajdowali. Zastanawiał się nad różnymi możliwościami, ale coraz bardziej dostrzegał, że były to raczej płonne marzenia, żeby cokolwiek się stało w tym miejscu, niż rzeczywiste pomysły na sprowokowanie posągu. Jednak założenie maski okazało się największym z błędów, jaki mógł tutaj popełnić. Kiedy pierwsze zaklęcie, zdecydowanie wyglądające na czarnomagiczny twór, opuściło jego różdżkę, był pewien, że nie skończy się to dobrze. - Uwierz, wolałbym w tej chwili pierdolić, niż szarpać się z tym pieprzonym kawałkiem drewna - odpowiedział, krzywiąc się, kiedy zaklęcia rzucane przez Minę nie przynosiły pożądanych efektów. Różdżka na chwilę zdawała się uspokojona, kiedy wyrzuciła z siebie zaklęcie, ale wciąż nie chciała odejść od jego dłoni. - Dobra, albo jest to sprawa maski, albo posągu… - warknął, wolną dłonią sięgając do maski, ale ta nie chciała zejść z jego twarzy, co skomentował wiązanką przekleństw, nim znieruchomiał, odliczając w myślach do dziecięciu, próbując się uspokoić. Po prostu różdżka przyczepiła się do jego ręki i zamierzała najwyraźniej rzucać zaklęciami, jakich nawet nie znał. To nie mogło być tak trudne do opanowania. - Maski nie mogę zdjąć, ale mogę wyjść poza tą świątynię, czy co to jest i zobaczymy, czy posąg ma wpływ jednak na różdżkę… A przynajmniej zmniejszę ryzyko trafienia w ciebie kolejnym zaklęciem - dodał, czując, jak różdżka ponownie zaczyna wibrować, znów nagrzewając się niebezpiecznie, ale zdołał zapanować nad nią, przytrzymując dłoń drugą ręką, celując różdżką w ziemię. Zaraz po tym Jamie wyszedł poza plac, poza zasięg posągu, zastanawiając się, czy to jakkolwiek pomoże.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Wyglądało na to, że oboje byli w takiej samej sytuacji, bo nie mieli pojęcia gdzie dokładnie się znaleźli. Może po prostu wynikało to z tego, że nie edukowali się zbytnio w geografii i historii Venetii, a może po prostu trafili w jakieś zapomniane miejsce, o którym istotnie nie było zbyt wielu informacji? W tym momencie nijak nie mogli tego sprawdzić. - Kurwa... - nawet nie pokusiła się o to, aby wypowiedziane przekleństwo wybrzmiało w walijskim lub znanym tylko jej wężoustych tonach. Naprawdę wydawała się przejęta tym wszystkim i zerknęła z lekką paniką w oczach na Jamiego, który starał się za wszelką cenę opanować buntującą się różdżkę, co z pewnością nie należało do najłatwiejszych zadań. - Maski z tego, co wiemy faktycznie wywierają na nas jakiś wpływ. Co do posągu nie jestem pewna. Chyba, że oba przedmioty jakoś na siebie oddziałują - bo ostatnia opcja też niestety istniała i ich nieszczęścia mogły wynikać z połączonych sił dwóch oddziałujących na siebie rodzajów magii. Na pewno jednak mogła stwierdzić, że podobne problemy były iście niepokojące. - Okay, spróbujmy tak - przytaknęła, bo w sumie nie był to taki głupi pomysł. Wciąż jednak nie chowała różdżki, bo nigdy nie mogła być pewna tego czy faktycznie coś nie wymsknie się spod kontroli i nawet jeśli jej wcześniejsze zaklęcia nie odniosły większego skutku to i tak lepsze było przygotowanie się do rzucenia jakiegoś zaklęcia obronnego niż nie robienie nic.
Kolejne przekleństwo posypało się spomiędzy ust Norwooda, kiedy różdżka zdawała się palić go żywym ogniem, a on nie mógł jej puścić. Miał ochotę zacząć machać ręką w zwyczajnym odruchu odrzucenia od siebie tego, co zadawało mu ból, ale wiedział, że wtedy mógłby z łatwością trafić w Minę, czego nie chciał. Jakkolwiek wiele różnych sytuacji mieli, nie chciał nigdy rzeczywiście ją skrzywdzić, a już na pewno nie wiedziałby w jaki sposób miałby się jej wytłumaczyć. - Jeśli oba na siebie oddziałują, to mamy przejebane - warknął wściekły przez swoją głupotę, czując, jak różdżka drży w jego dłoni. Nie było to dobre, a kiedy usłyszał, że i Mina uważa, że maska oraz posąg mogą na siebie oddziaływać, wiedział, że powinien zdecydowanie wychodzić poza zasięg posągu. Widział, że przyjaciółka idzie za nim i starał się nie zatrzymywać, aż miał pewność, że są już bezpieczni. Jednak jego różdżka wciąż drżała, wciąż paliła go niezadowolona ze wstrzymywanych zaklęć, przed których rzuceniem Jamie ją powstrzymywał. - Mina, a z uzdrawianiem w końcu było ci po drodze, nie? Bo to na pewno będzie wymagało leczenia - mruknął, odnosząc wrażenie, że czuje zapach palonej skóry, choć to z pewnością było tylko złudzenie. Różdżka znów szarpnęła się w jego dłoni, ale zdołał powstrzymać kolejne zaklęcie. - Dobra, to będzie maska. Jesteśmy daleko od posągu, a nic się nie zmieniło - dodał warkliwie, zaczynając rozważać złamanie różdżki.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Oboje byli niezwykle zdenerwowani, bo jak mogliby być w pełni opanowani w momencie, gdy różdżka Norwooda, co chwila wyrzucała z siebie czarnomagiczne zaklęcia, nad którymi ledwo panował? W dodatku nie mógł nigdzie tego instrumentu odłożyć, aby przerwać cały proces i zminimalizować ryzyko, że jednak kogoś trafi tym cholerstwem. - Jest taka opcja - w końcu nie mieli pojęcia czym dokładnie było to miejsce i jaki mogło mieć wpływ zarówno na nich, ich różdżki czy te przeklęte maski, które z jakiegoś durnego powodu postanowili jednak nałożyć na twarz, a mogli oszczędzić sobie tych niepotrzebnych przygód. Obserwowała jak Jamie oddala się od posągu, ale żadne z nich nie widziało żadnej zmiany w tym, co się działo. Różdżka wciąż zachowywała się w ten sam sposób niezależnie od tego w jakiej odległości od posagu znajdował się Ślizgon. Mogła jedynie zakląć, gdy tylko uświadomili sobie, że to na pewno nie było to. - To mi nie wygląda na coś w zakresie mojej ekspertyzy - przyznała, bo jednak fizycznie nic Norwoodowi nie dolegało, a jego różdżce po prostu coś nagle odpierdoliło. - Może lepiej po prostu stąd spierdolić? Jakoś to wszystko nie napawa mnie optymizmem - przyznała, podnosząc się z miejsca i specjalnie podchodząc do Jamiego tak, aby uniknąć w miarę możliwości ewentualnego trafienia zaklęciem. Być może powrót do pokoju był najlepszym, co mogli teraz zrobić? Trudno było powiedzieć, bo jednak w drodze powrotnej mogli natknąć się na jakiś ludzi i ryzykować, że Ślizgon dosięgnie ich jakimś zaklęciem. Decyzja była naprawdę trudna.
- Dobra, to brzmi nawet logicznie, żeby spierdolić - przyznał, krzywiąc się, kiedy różdżka znów zaczęła palić jego rękę. Ból był już nie do wytrzymania, nic więc dziwnego, że Norwood w końcu wydał z siebie wściekły krzyk i bez zastanawiania się nad tym co robił, uderzył dłonią w najbliżej stojące drzewo, licząc na to, że to sprawi, że zdoła wypuścić różdżkę. Nic takiego się nie stało, choć przynajmniej ból nabrał innego charakteru. Jednak po chwili Jamie poczuł, jak maska spada z jego twarzy i z cichym szelestem upadła mu pod nogi. To wystarczyło, żeby mógł wyprostować palce, upuszczając także swoją różdżkę. Póki co nie miał ochoty jej podnosić, spoglądając na wnętrze swojej dłoni, będące czerwone, jak po kontakcie z czymś niezwykle gorącym, choć nie dostrzegał śladów rzeczywistego poparzenia. - Więc była to kwestia maski - mruknął, oddychając ciężko, nie wiedząc, co miał o tym wszystkim myśleć. - Pojebane… Nigdy więcej takich masek… A myślałem, że na Avalonie zbroje były zjebane, ale to tutaj przerosło tamte problemy. Nie zrobiłem ci nic? - wyrzucał z siebie myśli, spoglądając po chwili uważnie na Minę. Miał nadzieję, że nie dostała rykoszetem żadnym zaklęciem, gdyż nie wiedziałby, jak jej pomóc. Jednak dziewczyna wyglądała na równie zdrową, co była, kiedy przyszli pod posąg Jowisza. - Chyba przerzucę się na poszukiwania składników do eliksirów, albo coś innego, równie spokojnego... - dodał, pochylając się w końcu po swoją różdżkę.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Niezwykle logiczne wyjście. Aż zaskakujące, że wpadło na nie dwóch Ślizgonów. Szkoda tylko, że wcześniej nie wykazali się pomyślunkiem, bo wtedy mogliby po prostu nie zakładać tych głupich masek, które sprowadzały na nich jedynie nieszczęścia. W tej chwili mogła jedynie obserwować to jak Norwood szamocze się i próbuje w jakikolwiek sposób sprawić, by różdżka opuściła jego dłoń i zaprzestała rzucania czarnomagicznych zaklęć. - Nie możesz jej po prostu zdjąć? - zasugerowała jeszcze i było to ostatnie rozwiązanie jakie mogła mu zasugerować. W zasadzie nic innego nie przychodziło jej do głowy, bo w sumie jeśli to była wina maski to co takiego innego mogliby zrobić? Tym bardziej, że nie była w stanie rzucić jakichkolwiek zaklęć, które mogłyby zniwelować jej efekt i sprawić, że Jamie przestanie stwarzać zagrożenie dla otoczenia. - Wszystko w porządku - przytaknęła, bo faktycznie nic jej się nie stało. Nie oberwała żadnym zaklęciem nawet rykoszetem także wszystko było dobrze. - W takim razie możemy się umówić śmiało na jakieś grzybobranie. W końcu jakiś czas temu zajęli się eliksirowarzeniem także chętnie wybrałaby się na poszukiwanie składników w towarzystwie Norwooda. Potem mogliby kontynuować swoje eksperymenty związane z eliksirami wegańskimi, które wciąż czekały na przetestowanie.
- Właśnie nie byłem w stanie jej zdjąć. Jakby musiała być przyczepiona do twarzy na jakiś czas i dopiero teraz odpadła - odpowiedział Jamie, zastanawiając się o co chodziło z tymi maskami. Jedne działały dłużej, drugie krócej, ale właściwie nigdy nie można ich było tak po prostu zdjąć z twarzy. Za każdym razem, jak została nałożona, coś się działo i trzeba było to przetrzymać, aż maska albo odpadała sama, albo luzowała się na tyle, że było się zdolnym do jej zdjęcia. Być może miały w sobie zaklęcie trwałego przylepca, albo inne podobne. - Nazbieramy grzybków i owoców, które potem damy Carly, żeby przygotowała jakieś ciasteczka, albo inne paszteciki i przynajmniej wyjdzie z tego coś pożytecznego - powiedział, oddychając już o wiele spokojniej, niż miało to miejsce wcześniej. Cieszył się, że nie doszło do żadnej tragedii w trakcie ich wypadu, ale jednocześnie czuł mały zawód. Ostatecznie posąg nie miał w sobie jakiejś wielkiej magii, nic się nie działo, niczego właściwie nie doświadczyli. Nie wiedział, co po ten wciąż jeszcze stał na wyspie, ale może rzeczywiście miał być po prostu zabytkiem, pamiątką po dawnej świetności tego miejsca. - Dobra, chodźmy stąd, nie ma sensu czekać, aż znowu coś się spieprzy - powiedział, ruszając w końcu w stronę gondoli, którą można było wrócić na główną wyspę, aby po chwili wsiąść do niej z przyjaciółką.
z.t. x2
+
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Chodzenie ciemną nocą po opuszczonej wyspie przy tajemniczym, pradawnym pomniku jednego z rzymskich bogów? Brzmiało fenomenalnie i komuś, kto wychowywał się pośród Gryfonów zdecydowanie nie trzeba było dwa razy sugerować wybrania się tam w pojedynkę. Blaithin na pewno nie zamierzała dać się powstrzymać jakimś tam zdroworozsądkowym odruchom, które sugerowały, że magia mogła dziewczynę nieźle zaskoczyć i w ten niezbyt przyjemny sposób. Może intuicja podpowiadała jej, że tym razem Venetia okaże się łaskawa, bo ostatnio już zdążyła spłonąć żywcem, ale tylko iluzorycznie. Dear chyba nie była mile widziana w tym miejscu. Ale liczyła, że wykorzystała całego pecha i teraz odkryje coś dobrego. Lśniąca srebrzysta poświata nadawała okolicy niezwykłej atmosfery, która oddziaływała nawet na tak nieczułą na piękno istotę, jaką była Blaithin Dear. Przyglądała się wschodzącemu księżycowi, a także majestatycznemu Jowiszowi, któremu poświęcono posąg. Dłuższą chwilę chłonęła ten nieziemski widok. Z chęcią przyjrzałaby się tutaj wszystkiemu, a zwłaszcza tajemniczym runom tworzącym wzór. Znała się na nich, więc mogłaby coś odczytać. Już miała się nad nimi pochylać, kiedy coś błysnęło, niemalże oślepiając rudowłosą. Kiedy zorientowała się już, że wcale nie jest atakowana, zobaczyła przejście do ukrytej komnaty. Zeszła do niej powoli, ostrożnie oraz czujnie wypatrując czyhających zagrożeń, ale w środku odnalazła tylko ogromną wiedzę. Ktoś, kto przez kilka lat zajmował się przemytem, nie miał po prostu opcji, aby odmówić sobie przeglądania wszystkich bogactw i zapisów runicznych. Gwizdnęła cicho, natykając się na wyjątkowo stary egzemplarz, ale kiedy tylko go dotknęła, uwolniła dziwną moc. Przed jej okiem pojawiła się scena z życia samego boga, niejako udowadniając jego prawdziwe istnienie. Niezły szok dla zatwardziałej ateistki, jaką była od zawsze Dear. A jednak... Ocknęła się po nie wiadomo jakim czasie i opuściła pomieszczenie. Słyszała kogoś. Śpiewającego? Nadstawiła uszu i faktycznie, głos jakiejś dziewczyny wesoło niósł się od wybrzeża. Fire stanęła obok posągu, z rozbawieniem słuchając tekstu melodii, a potem z ciekawością zerkając na przybyszkę. - Zaśpiewasz jeszcze? - zapytała sarkastycznie, uśmiechając się do wstawionej dziewczyny, gdy już wyłoniła się z cieni otaczających marmurowego boga. Dear oparła się ramieniem o nogę wykutego w kamieniu mężczyzny, jak gdyby nigdy nic. Miewała bardzo mało szacunku do obiektów czczonych przez innych ludzi. - Huang, dobrze pamiętam? Znalazłaś jakiś ciekawy eliksir? Przyglądała się jasnowłosej, odszukując w pamięci informację o jej nazwisku i tym, że też chodziła do Gryffindoru. Teraz musiała co nieco wypić, o czym świadczyło śpiewanie o pokazywaniu dupy na plaży.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Można było nawet poszczycić się o komentarz, że chyba wszyscy Gryfoni dzielili jedną komórkę mózgową skoro tak często wpadali na podobne pomysły, których ogólnie nie można było zaliczyć do nazbyt mądrych. Szlajanie się po nieznanych terenach nocą i to w dodatku opuszczonych oraz zapomnianych przez ludzi na pewno należało do takich. Tym bardziej, że dodatkowo była pijana i na pewno nie powinna zapuszczać się w podobne reguły. Wyglądało jednak na to, że Huang po takiej ilości alkoholu naprawdę było już wszystko jedno i jeszcze mniejszą uwagę przykuwała do podobnych kwestii. Na pewno również mniejszą uwagę przykuwała do tego jak mistyczne wydawało się być miejsce, na które natrafiła. Nie zamierzała kontemplować jakoś szczególnie długo jak na ironię marsowego oblicza Jowisza, który był ustawiony na niskiej płycie służącej mu za cokół. Świetliste runy również nie interesowały jej jakoś szczególnie. Być może dlatego, że zwłaszcza w podobnym stanie nie była w stanie kompletnie nic z nich odczytać. Może gdyby uczyła się pilniej na lekcjach historii magii i run to byłaby w stanie bez uważnego wytężania mózgownicy cokolwiek odczytać lub mieć mgliste pojęcie, co właściwie znaczą, ale na ten moment były to dla niej jedynie połyskujące w powietrzu znaczki. Nie dostrzegła wcześniej obecności kogokolwiek innego w pobliżu, ale nie wystraszyła się ani nawet niekoniecznie przejęła tym, że usłyszała czyiś głos. Po prostu odwróciła się w jego stronę i posłała wyłaniającej się z cienia dziewczynie rezolutny uśmiech. Trudno było nawet stwierdzić czy w tym momencie przemawia przez nią jej zwyczajna osobowość czy może alkohol, który wyjątkowo ją zrelaksował. Być może obie te rzeczy. - Jeśli tylko chcesz. Znasz panny z Vicovaro? - zapytała, bo ostatnio jakoś szczególnie ta pieśń utkwiła jej w głowie. - Mhm... A ty jesteś... chwila... mruknęła, wydając z siebie serię nieartykułowanych dźwięków, starając się przypomnieć sobie odpowiednie imię, ale to jakoś nie przychodziło. W zasadzie nawet trudno jej było przypomnieć sobie skąd mogłaby w ogóle znać rudą. Niestety była niesamowicie kiepska, gdy chodziło o zapamiętywanie twarzy oraz kojarzenie ich z odpowiednimi personaliami. - Sama nie wiem. Możemy się zaraz przekonać - odpowiedziała, bo czemu by nie? Może i lekko się zachwiała w momencie, gdy schyliła się po fiolkę eliksiru, ale musiała szybko odzyskać równowagę. Głównie ze względu na to, że w jednej dłoni wciąż ściskała pół butelki wina, którego na pewno nie mogła stracić. Chociaż z drugiej strony jako mistrzyni transmutacji mogła zawsze dokonać galilejskiego cudu i przemienić jakąś wodę w odpowiedni trunek. Podobne rozważania jednak mogła zostawić na później. Chwilowo obracała w palcach flakonik, aby zaoferować go starszej. - Uczynisz honory? - zapytała jeszcze, ciekawa jaką to odpowiedź uda jej się uzyskać.