W jednej z uliczek ukryta jest skromna, ale niezwykle urocza kocia kawiarnia, w której - jak można się domyślić, pełno jest futrzastych członków ekipy lokalu. Kawiarnia jest na mapie Venetii już od dekady, starsze małżeństwo otworzyło drzwi swojego lokalu i serc dla bezdomnych kotów, błąkających się po alejkach po to, by o nie zadbać i pomóc im w znalezieniu nowych domów. W kociej kawiarni można skosztować różnych lokalnych smakołyków. Wszystkie pozycje kosztują po 10g a cały dochód idzie na opiekę nad bezdomnymi kotkami.
Menu:
Dania Kocie mleczko - pyszny deser z kremowej pianki oblanej czekoladą. Przesadna konsumpcja powoduje wzmożone pragnienie picia mleka. Cytrynowy puszek - kwaśne i orzeźwiające danie z owoców, syropu i sorbetu lodowego, serwowanego na lekkim biszkopcie. Lewituje cal nad talerzykiem, więc trzeba jeść szybko, by nie odfrunęło! Kanapki kocie łapki - sycące kanapki z tuńczykiem bądź łososiem, wykrawane w kształt kocich łap.
Napoje Cafe cat'e - kawa z której właściwie słynie to miejsce. Pyszna, dla każdego smakuje odrobinę inaczej, podobnie do amortencji, jednak efektem wypicia tej kawy jest pojawienie się kocich uszu na głowie konsumenta! Herbata z kocim włosem - wbrew nazwie w herbacie nie pływają włosy, jest w niej jednak źdźbło kocimiętki, przez co popijając ją masz rzeszę fanów w postaci przymilających się lokatorów kawiarni. Koktajl kototova - bezalkoholowy drink z odrobiną eliksiru wigoru, podnosi samopoczucie i daje kopa do działania.
Kocia kawiarnia jest też miejscem, do którego chętnie zaglądają duchy siedmiu kotów z siedmiu wysp Murano. Jeśli wydasz tu pieniądze, które pójdą na rzecz bezdomnych kotów, możesz w tej lokacji rzucić dodatkową kością na spotkanie ducha kota.
Mechanika: Rzuć k6 i wynik podziel przez 2 - tyle duchów spotykasz w kawiarni (zaokrąglamy w dół). WAŻNE - musisz od razu zaznaczyć, które z siedmiu duchów wybierasz do tej lokacji.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Czuła w kościach, że była na dobrym tropie! Przytulając Domiego do siebie, przecież nie chciała, by w biegu dostał choroby lokomocyjnej od majtania nim na boki, ruszyła za kotami. Niby wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, ale jak widać wszystkie koty prowadzą do kawiarni – kociej kawiarni. - Mam dobre przeczucie Domi! – szepnęła na ucho podręcznemu przyjacielowi. – Chyba w całej Venetii nie ma więcej kotów – dodała podekscytowana. Weszła do środka z pomocnikiem w rękach i zamówiła cafe cat’e – podwójnie. Usiadła w zacisznym kącie, gdzie miała dobry widok i na lokal i na to, co działo się za oknem. Popijała swoją kawę, z kolei porcję dla Domiego wlała… Cóż, do niego. - Musimy teraz tylko znaleźć ostatni element układanki Domi, mówię ci! To właściwy trop, brakuje tylko jednej rzeczy… Ty, a co to? – złapała się za głowę, z której wyrosły jej kocie uszy. – . . . Aha – prychnęła śmiechem. – Może teraz pan Anafesto bardziej mnie polubi? – zażartowała, bo skoro wolał koty, to była w tej formie im najbliżej. A potem zaczęła nasłuchiwać, bo skoro miała już kocie uszy, mogła je wykorzystać, na pewno wyłapywały więcej dźwięków. Przy okazji zerkała na Domiego, czy i jemu nie wyrośnie ozdobna parka puszystych uszek.
Cassandra Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : włosy przeważnie układają się w fale, farbowane na lato na blond, kolczyki w uszach i pomalowane usta, pierścionki na palcach
Po założeniu maski przepełnia Cię chęć zrobienia najgorszych rzeczy i powiedzenia największych złośliwości. Byleby komuś dogryźć. Nawet jeśli na kimś Ci zależy dziś chcesz powiedzieć co Ci leży na sercu. Najgorsze jest to, ze nie możesz kłamać - wytykasz komuś błędy czy wady, o których pewnie w normalnych okolicznościach nigdy byś nie powiedział.
Ile kotów: 4: 2 = 2, ale nie trafiłam żadnego ani Luny, ani Gianni.
Denerwowała się trochę, ale jednocześnie była podekscytowana wakacjami. Pamiętała, że niedawno lato spędzała głównie z ojcem, ale to nie była żadna kara, wręcz przeciwnie. No, ale tato teraz gdzieś wyjechał i dużo pracował, tak też spędzanie wolnego czasu z nim wymagało konkretnych kroków w postaci wyciągania go siłą z pracy lub wpadania między lunchami, to zazwyczaj skutkowało; jednak odciągnięcie pracoholika od swoich zadań wymagało naprawdę dużej siły woli, a także determinacji, których Cassandra w tej kwestii miała aż nadto. Wyjazd zapowiadał się naprawdę fajnie, zwłaszcza że w pokoju była z Anabell, koleżanką, którą poznała na balu. Pamiętała, że dobrze spędziły ten czas, chociaż wracając do Yuriego... Mężczyzna był naprawdę miły, ale... Walker zawsze miała jakieś "ale". Nie chciała być niemiła, miała jednak wrażenie, że jej zachowanie można za takie odebrać. Po prostu jej relacje damsko-męskie były strasznie na niskim poziomie. Za dużo w niej było lęków, niepewności i strachu, a także to ona miała zawsze takiego pecha, gdy przydarzały się jej debilne, żenujące sytuacje. Nie chciała ryzykować, dlatego wolała zamknąć się w dormitorium i nigdzie nie wychodzić, jednakże to w końcu były wakacje! Postanowiła zmienić fryzurę na blond, a także od dnia, kiedy jej noga została postawiona w porcie Venetii; zadeklarowała przed sobą samą, że będzie inną dziewczyną, czyli pewniejszą siebie! Tak girl power! Tego typu rzeczy. W pokoju rozpakowała się i postanowiła przymierzyć maskę, którą wszyscy uczestnicy dostali. Nie sądziła, żeby to był dobry pomysł, jednakże powinna się cieszyć, zabawa, lato, WAKACJE. No i to nie był dobry pomysł, coś było nie tak z tą maską. Już, jak tylko skierowała się z Anabell do Kociej Kawiarni, zdążyła powiedzieć coś niemiłego mijanemu nauczycielowi, obgadać złośliwie dziewczynę, która powiedziała im "cześć". Coś tu się działo bardzo niedobrego.
ilość kotków:4/2= 2, nie trafiłam ani Galileo ani Leonarda 68 i 67
Maska Pustelnik:
9 - Pustelnik Nie możesz wytrzymać bez dotyku drugiej osoby. Kiedy jesteś na chwilę nawet sam, czujesz się jak najsmutniejszy pustelnik, nie możesz żyć bez kogoś u Twojego boku.
Wakacje były jednym z przyjemniejszych czasów gdy jej głowa w końcu mogła odpocząć od nauki oraz stert notatek, które robiła w dniu codziennym, co jak co, ale te notatki doprowadzały ją czasami do szału. To nie tak, że nie ich nie lubiła, po prostu ręka ją niekiedy bolała od tego ciągłego pisania na kawałku papierka. A te wakacje jednak były inne od poprzednich, bo spotkała Cass na balu no i Yuriego, a niektóre jej relacje zrobiły się mocniejsze, co ją uszczęśliwiało, choć nie okazywała tego za specjalnie na zewnątrz, taki urok ślizgona. Gdy już przyjechała na miejsce, uradowała się z faktu, że jest w Cass pokoju, no i na spokojnie mogła się również rozpakować, pakując swoją stertę ubrań do swojej części szafy. Na łóżku leżała jej maska, którą dostała na powitanie. Zasiadła na brzegu łóżka i z zaciekawieniem nałożyła na jej twarz, prawie się jej nie czuło, ale poczuła się dziwnie, jakby coś nieznacznie się zmieniło w powietrzu. Poszła do kociej kawiarni, lecz w międzyczasie jak mijała ludzi, miała nieodparte uczucie, aby ktoś jej dotknął albo ona tego kogoś. Zanim dotarła na miejsce, przytuliła co najmniej kilku obcych ludzi, tak jakby to było silniejsze od niej. Dostała dreszczu na karku, coś ewidentnie było nie tak i zaczynało jej się to nie podobać. Gdy doszła na miejsce, usiadła i oczekiwała na Cass, a gdy ją w końcu dostrzegła, rzuciła się jej na szyję i mocno do siebie przytuliła, to nie tak, że widziały się w pokoju przed chwilą...
Yekaterinie skończyła się cierpliwość. Nie zamierzała całych wakacji spędzić w zrujnowanych podziemiach tylko dlatego, że nie udaje się jej rozwiązać zagadki. Możliwe, że jej intelekt wyparował wraz ze wzrostem temperatury, trudno. Bibliotekarz mówił o kotach, więc Rosjanka stwierdziła, że czas zrobić krok do tyłu. Dziewczyna wyszła z piwnicy i zaczęła się rozglądać po kotach, szukając przede wszystkim duszka kota alchemika, ale obserwowała też, czy futrzaki nie robią czegoś szczególnego, co mogłoby zwrócić na nie jej uwagę. No i sama kocia kawiarnia też powinna zostać zbadana. W końcu to w jej podziemiach jest pracownia alchemiczna, prawda? Yekaterina zamówiła Cafe Cot'e, a potem zaczęła uważnie przyglądać się sufitowi, ścianom, podłodze i wszelkim innym elementom kawiarni, starając się wybadać, czy nie ma tu jakiś wskazówek.
Cassandra Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : włosy przeważnie układają się w fale, farbowane na lato na blond, kolczyki w uszach i pomalowane usta, pierścionki na palcach
Chciała za wszelką cenę zdjąć maskę, tylko że nie można było tego zrobić. Nie wiedziała ile to będzie trwać. Umówiła się z Anabell w kociej kawiarni, nie mogła przecież siedzieć w pokoju całe wakacje, oczekując, że efekt dziwnej złośliwości i mówienia co jej na duszy leży zniknie. Podobno to nie trwało długo. Głupio zrobiła, że z tym wyszła. Mogła znaleźć dobrą wymówkę, że źle się czuje i spotkają się później, ślizgonka na pewno zrozumiałaby to, a jednak siedziała w kociej kawiarni, w której to nawet koty ją unikały. Miała ochotę się rozpłakać, z drugiej strony czuła dziwną złośliwość i gniew, który nie pozwalał na rozbeczenie się, ta maska dziwne rzeczy wyprawiała z jej emocjami. Nawet z Goldbird coś było nie tak... gdy wpadła tak na Walker, wyściskując ją, jakby nie widziały się dobre kilka tygodni, a nie przed chwilą w pokoju numer jeden. - Na perłowe śpiewające delfiny, Anabell co Ci jest? - Powiedziała, to ostrzej niż zamierzała, odsuwając od siebie koleżankę, niemalże używając siły. - Rozum Ci odjęło... znaczy, się przepraszam. Nie wiem co się ze mną dzieje. - To ostatnie zdanie przepełnione błaganiem, było totalnie prawdziwe. - Też byłaś taka głupia i założyłaś tę maskę? - Zapytała, dodając kilka nieprzyjemnych tonów w swoim głosie, szybko zakrywając dłonią usta. - Kurde... przepraszam. - Czuła się, jakby miała rozdwojenie jaźni, zaraz powie kilka słów za dużo i ich puchońsko-ślizgońska przyjaźń dobiegnie końca. Zapowiadał się dzień pełen złośliwości i potoku słowa "przepraszam".
1 - Mag Czujesz nagle, że magia... Cię opuściła. Nie wiesz jak to się stało, ale najzwyczajniej w świecie przestałeś odczuwać skutki magii. Nie możesz rzucać czarów, teleportować się i czujesz się jak mugol. Bez magii krążącej w twoich żyłach czujesz się znacznie starzej i słabiej niż zwykle.
Aneczkę znów podkusiło dzisiaj, by jednak założyć tę cholerną maskę i słodka Morgano, jakaż ona się czuła przez to wypruta z energii! W dodatku jej zaklęcia nie działały tak, jak powinny. No, może to akurat nie było szczególnie zaskakujące, ale tym razem właściwie to w ogóle nie działały. Nawet płacenie różdżką nie poszło jak trzeba i dziewuszka musiała wyciągać ciężkie galeony jak jakiś mugol, a każdy jeden zdawał się ważyć tonę. Kawa była w tym momencie przykrą koniecznością. Aneczka wybrała się do Kociej Kawiarni, zamówiła Cafe Cot'e bez cukru, a potem dostrzegła wakacyjne współlokatorki, więc starając się nie człapać ze zmęczenia podeszła do nich i bez większych wstępów po prostu się dosiadła. - Zdaje się, że jest dzisiaj wyjątkowo niskie ciśnienie - powiedziała powoli, wkładając cały wysiłek w to, by nie mamrotać i by siedzieć prosto. Ileż ją to kosztowało! Ale zaiste, musiała być damą nawet wtedy, gdy prościej by było odpuścić. Na tym właśnie polega szlachectwo - na poczuciu obowiązku i spełnianiu go mimo przeciwności, które zsyła los.
Jej reakcja mówiła sama za siebie, że jednak COŚ jest nie tak, bo takie zachowanie było dla niej dalekie od normy. Westchnęła ciężko w swoich myślach rozżalona gdy koleżanka ją odsunęła od siebie, ba! Na chwilę zrobiła nawet kocie oczka ze Shreka, jak ona mogła jej to zrobić?! Po chwili jednak ocknęła się i potrząsnęła głową. - Na brodę Merlina to na pewno przez tę maskę! - zaklęła pod nosem trochę zirytowana swoim zachowaniem, odsunęła się od Cass i otrzepała ręce. - Zanim tu przyszłam, zdążyłam obciskać kilka innych obcych ludzi... - dodała z uśmiechem na ustach, choć z początku miała ochotę szczerze się skrzywić. No coś ewidentnie jej nie wyszło. - Ale za to Tobie się język wyostrzył - Zauważyła to dopiero, tak naprawdę po chwili nim jej mózg w ogóle zauważył jakąkolwiek zmianę w zachowaniu koleżanki, choć sama nie wiedziała, może po prostu już wcześniej tak miała? Kto to wie, aż tak dobrze jej nie znała.
Gdy usłyszała głos Anki, znowu coś w jej ciele drgnęło wbrew jej woli i zaczęła do niej podchodzić, a gdy była wystarczająco blisko @Anna Brandon uściskała ją na powitanie. - Jak dobrze Cię widzieć! - odrzekła niemal śpiewająco - Ciśnienie? Jakoś nie zauważyłam - odrzekła, napawając się tuleniem kolejnej koleżanki.
Cassandra Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : włosy przeważnie układają się w fale, farbowane na lato na blond, kolczyki w uszach i pomalowane usta, pierścionki na palcach
Nadal była sobą i nie sobą. Miała świadomość tego, że to, co mówi, jest totalnie niegrzeczne, dlatego udawało jej się też wyrzucić z siebie "przepraszam". Nie chciała tego wszystkiego mówić, nawet jeśli w głębi duszy miała ochotę na te całe diabelne złośliwości. Cholerna maska! W innych okolicznościach z miłą chęcią dałaby się przytulić Anabell. To nie tak, że stroniła od bliskości, oczywiście inaczej to się miało do mężczyzn, ale ślizgonkę znała, nawet się ostatnio zaprzyjaźniły — chyba. Nie wiedziała, ile ta ich sielankowa relacja potrwa. - Tak, to ta maska! - Potwierdziła, zadowolona, że Goldbird wie, co tu się święci. No, ale ta ich zgodność z pewnością nie miała trwać za długo, bo już Cassie szykowała coś naprawdę wrednego. - No jasne to do Ciebie całkowicie podobne, lubisz się obściskiwać zwłaszcza z napakowanymi Rosjaninami. - Kiedy tylko to powiedziała, miała ochotę umrzeć i wybiec z kawiarni z krzykiem. No, ale jakaś jej bardzo, bardzo zła część, chciała tu zostać i się pławić w tych złośliwościach. - No co Ty nie powiesz... - Siłą woli ugryzła się w język, aby zahamować to zło, które przebudzało się niczym z jakiegoś mugolskiego horroru. Wszystko mogłoby skończyć się naprawdę bardzo dobrze, w końcu to wina masek, akurat w tym się rozumiały, ale musiała pojawić się Anna, która się dosiadła iście po królewsku. Na co Walker niemal się skrzywiła. Zazdrościła Brandon, że była taka śliczna i szlachetna, nawet teraz wyglądając jak nieszczęście, starała się zachować elegancje. - Ciśnienie to miałaś wysokie, jak Cię wyławiali na balu. - Walker w tej chwili nie wytrzymała i uderzyła się otwartą dłonią w czoło, wywołując głośnie plasknięcie, zwracając na siebie uwagę pół kawiarni. - Na Merlina... Anabell.- Miała już przyczepić się do ślizgonki, która rzuciła się na puchonkę z wymownym gestem "ciebie też przytulę", ale ból czoła spowodował, że postanowiła zamknąć się na chwile. - Nienawidzę tej maski. - Zaczęła szarpać się z czymś niewidzialnym na twarzy, ale to gówno nawet nie drgnęło.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Od ostatniego spotkania z Christopherem wiele zdążyło się zmienić. Przede wszystkim udało się Maxowi w końcu dogadać z Paco, dzięki czemu wokół szyi nastolatka ponownie zawisła szmaragdowa fiolka, tak symboliczna dla ich relacji. Max co prawda nie był jeszcze w pełni pewien co do ich wspólnej przyszłości, ale na pewno podchodził do tematu dużo bardziej optymistycznie niż przed kilkoma dobami. -Może to nie wino, ale kawę też mają tu dobrą. - Przywitał się z mężczyzną radośnie, po czym zajęli odpowiedni stolik. Max jak zawsze postawił na cappuccino, nie mając specjalnie ochoty na żaden magiczny napój a już na pewno nie potrzebując żadnego, który dodałby mu wigoru, bo dzięki porannemu treningowi, miał go aż nadto. -Ponoć można tu spotkać jakieś kocie duchy. Słyszałeś coś na ich temat? - Zagadał Walsha, nie mając pojęcia, że ten spotkał jedną ze zjaw podczas ich ostatniego spaceru z futrzakami.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicolas podszedł do tematu wiadra z pełną ufnością, a zawartość studni zdawała mu się mniej lub bardziej zwyczajną, ale jednak świeżą i czystą wodą. To, co zastał, zburzyło całą jego wiarę w sensowność tej całej misji. Gdy tylko otrząsnął się z wizji, natychmiast wypluł i charcząc, plując i postękując usiłował sie pozbyć z ust obrzydliwego smaku. Wypłukał szybko usta wodą wyczarowaną z różdżki, ale mimo wszystko to nie wystarczało. Czuł, że musi to czymś przepić, inaczej nie wytrzyma. Względnie niedaleko trafił na kocią kawiarnię, gdzie mógł poprosił o coś do picia. Coś smakowego, co zabije ten odór zgniłych jaj, najlepiej jakąś bardzo mocną kawę.
Caroline O. L. Dear
Rok Nauki : VI
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.73 m
C. szczególne : szkocki akcent, uboga mimika twarzy, brak gestykulacji
Coś tak podejrzewała, że picie wody z podejrzanej studni nie jest dobrym pomysłem. Chciała ugasić pragnienie, ale to nie oznaczało, że miała, nie wiem nachylić się nad deszczową kałużą i sączyć wodę jak jakiś pies. To pies miał więcej rozumni niż ona. Zakrztusiła się, zaczęła kaszleć, jakby od tego zależało jej życie, bo właściwie zależało i wypluła kłaczek kociej sierści. Tego nie spodziewała się, no dobra możliwe, że się spodziewała. Wszędzie szwendały się te koty Murano, właściwie były duchami, ale kto ich tam wie, może któryś z nich się kąpał w Studni Snów, istniało też prawdopodobieństwo, że to wszystko to jakaś iluzja, chociaż kłaczek wyglądał całkiem rzeczywiście, a w ustach dziewczyny pozostał taki obrzydliwy posmak. Głosy w głowie brzmiące jak pomiaukiwanie sporej ilości kotów utwierdziły ją w przekonaniu, że to jednak wizja, kiedy zaczęła rozglądać się na boki w celach sprawdzenia, czy jej się to nie wydaje, a jej akurat nie atakuje stado kotów. Nic z tych rzeczy, ale nie byłaby zdziwiona, zwierzęta za nią nie przepadały. Najdziwniejsze jednak było to, że coś otarło się o jej nogę; kot zapraszający do zabawy? Faktycznie ostatnio widziała jednego z tych kotów Murano, a nawet dwóch. Może to czas, żeby zafundować sobie słodziaka pijącego mleko? Nie, niemożliwe. Wstała, ogarniając się trochę, miała ochotę przepłukać usta wodą ze studni, ale może więcej było tam tych kłaków, trudno jakoś przeżyje, zwłaszcza że ta wizje kierowała w całkiem konkretne miejsce. Tak jej się wydawało, że chodzi o Kocią Kawiarnie, no bo niby gdzie było najwięcej kotów jak nie tam? Tam też się skierowała, przechodząc przez drzwi Kociej Kawiarni, zastanawiała się, czy mają coś do przepicia oprócz herbatki z kocimiętki.
Nastawiła się na koty. Tysiące miauczących głosów w głowie, a nawet kłaczek w buzi, a tu pojawiło się coś gorszego. Kiedy tylko zaczerpnęła łyk wody, która przeleciała jej przez gardło, poczuła, że rośnie w nim coś twardego. Łuski, ciało zaczęło pokrywać trytonie łuski, gniły i odpadały tak szybko, że Dear nie zdążyłaby nawet wrzasnąć. Na szczęście wiedziała, że to tylko haluny po wodzie ze studni, a to wszystko wyjaśniało i nie było permanentne. Przyglądała się, jak łuski opadają na ziemie, tworząc runiczne znaki, sugerujące kocią kawiarnię. Jaśniejszej wskazówki nie mogła dostać. Jeszcze dwa razy musiała się napić wody z tej studni, żeby do niej to dotarło. Czuła się jak debil, dlatego nie czekając chwili dłużej, znowu ruszyła w to samo miejsce, tym razem nie zamierzając się już wycofać.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Ilość kotów:5, czyli dwa Kotki:6, 5 Amore i Leonardo nie znalezione
Christopher obserwował Maximiliana, uśmiechając się lekko. Widział, że ten był szczęśliwszy, z jakiegoś powodu zadowolony i to go cieszyło, chociaż gdzieś na dnie jego serca czaiło się pytanie o to, co dokładnie wywołało taki stan chłopaka. Obawiał się, że w to wszystko mogło być wplątane coś, co wcale takie dobre nie było i nieco obawiał się tego usłyszeć. Pochwalał jednak to, że ten wolał pozostać przy kawie i nie szukał specjalnie żadnych innych używek, czy czegoś podobnego. Widać było, że znalazł się na zdecydowanie lepszej drodze i zielarz starał się wierzyć w to, że chłopak na niej pozostanie. Zamierzał, w miarę możliwości, pomóc mu w tym, żeby faktycznie zmierzał dalej we właściwą stronę, chociaż jednocześnie wiedział, jakie to skomplikowane. - Zostanę przy herbacie – stwierdził Christopher, nie wiedząc jeszcze, że tym samym skazywał się niejako na obecność większości kotów, które przebywały w kawiarni. Kocimiętka musiała je naprawdę do niego wabić, ale wcale mu to nie przeszkadzało, ostatecznie uwielbiał te stworzenia i nie przeszkadzały mu ich nadmierne ilości. Nie przeszkadzały mu również kocie duchy, o których wspomniał Maximilian, chociaż na krótką chwilę jego mina zrzedła, wyglądał, jakby było mu bardzo przykro, ale machnął ręką. - Tak. Nawet widziałem jednego z nich przy studni, Wrzos go znalazła i chyba wystraszyła, nie chciałem się do niego pchać, bo podejrzewam, że tylko bardziej by się bał. Słyszałem też, że ich historia nie jest zbyt przyjemna – dodał, sięgając po herbatę, by już po chwili niemalże ją rozlać, gdy nieoczekiwanie jeden z kotów postanowił wskoczyć mu na kolana i zaczął się do niego łasić, nie zamierzając go zostawiać, ugniatając jego ubrania łapami, wydając z siebie ciche mruknięcia. – Wygląda na to, że i tak się od nich nie odpędzę. Ciekawe, czy mogłyby zabrać mnie na jakąś ciekawą wycieczkę? Ciągle nie udało mi się dotrzeć na te zielne łąki, ale nie miałbym nic przeciwko innym interesującym miejscom.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Kiedy @Anabell Goldbird zaczęła ją tulić, Aneczka poczuła pewne rozdarcie wewnętrzne. Z jednej strony było to zaskakujące, z drugiej naprawdę miłe, a w dodatku Puchonka naprawdę nie miała siły na utrzymanie się w pionie dźwigając dodatkowo ciężar Ślizgonki. Nawet jeśli był to słodki ciężar. - Bells, z pewnością ciśnienie. Czuję taki brak energii od kiedy włożyłam tę maskę... Westchnęła i przytuliła tulącą się do niej koleżankę, interpretując jej wylewność po swojemu. - Kochana, czy dopadło cię przeładowanie emocjonalne? Wiem, że dusząc w sobie emocje, czasem przychodzi ich prawdziwa eksplozja. Wybacz, że pytam wprost, ale czy chodzi o mężczyznę? Zwykle nie bywasz tak wylewna. Pogłaskała towarzyszkę ze wspolczuciem po włosach, poprawiając jednocześnie odstające jej kosmyki. Ot, troska o wygląd jest bardzo wskazana nawet w chwilach załamania nerwowego. - Pamiętaj, że Tego Jedynego należy dobierać z najwyższą starannością, a pierwsze uniesienie bywa bardzo zwodnicze. Aneczka powiedziała to spokojnym tonem autorytetu w dziedzinie uczuć, bo od kiedy odkryła swoją Prawdziwą Miłość, czuła się już dorosła i doświadczona w temacie. Jej spokój został naruszony przez uwagę @Cassandra Walker, ale brak energii nie pozwolił dziewuszce na większe przejęcie się jej słowami. - Rzeczywiście byłam wtedy bardzo bliska śmierci - westchnęła z rozmarzeniem, wspominając tę chwile. - To była tak wzruszająca chwila! Żałuję tylko, że wyłowiła mnie osoba na wskroś po temu nieodpowiednia. A mogło być tak romantycznie... Westchnęła po raz drugi, tym razem z cieniem smutku, po czym wyprostowała się, widząc kelnerkę niosącą zamówione Cafe Cot'e.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Niby wiedział, że już raz nic z tego nie wyszło. Niby wiedział, że nie ma tu czego szukać, ale jednak woda ze studni nie pomagała, a on MUSIAŁ wypić coś normalnego. Kiedy po raz kolejny zobaczył futrzaną kawiarnię w łuskach, które pojawiały się, gniły i odpadały od jego ciała, uznał, że to już za dużo jak na zwykłą halucynację i wrócił do kawiarni znów prosząc o cokolwiek do picia. Kawę, herbatę, wodę, cokolwiek co pozwoli mu przepłukać tę wstrętną gulę w gardle! No i widział nazwę tego miejsca w łuskach, tak czy nie?! Tylko co to miało wspolnego z trytonią tajemnicą? Nie miał pojęcia.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdyby jeszcze dwa lata temu ktoś mu powiedział, że odnajdzie w Walshach swoich wielkich sprzymierzeńców, w życiu by w to nie uwierzył. Dzisiaj jednak, po wielu ciężkich doświadczeniach wiedział, że może na nich liczyć w każdej sytuacji i nie obawiał się ich towarzystwa. Nawet zwykłe rozmowy bywały dla niego pouczające i przede wszystkim przyjemne. -Nie pamiętam, kiedy ostatnio piłem herbatę. Zdecydowanie bardziej mi smakowała, gdy byłem jeszcze z Felim. - Wspomniał z pewną nostalgią. Lowell był miłośnikiem herbaty i poniekąd zaraził tym Maxa, który później jednak wrócił do życia kawosza ze względu na coraz większe zapotrzebowanie energii i utrzymania przytomności przy nawale pracy i problemów, jakie go otaczały. Zastanawiał się, co mogło spowodować ten gorszy humor u Christophera. Czyżby miał jakieś nieprzyjemne spotkania z kocimi duchami? Nie był pewien, ale liczył na to, że może zaraz się dowie. -Och, naprawdę? Ja tam nic nie zauważyłem. - Próbował sobie przypomnieć, czy nie mignął mu jakiś przezroczysty kociak podczas ich spaceru, ale był pewien, że nic takiego nie miało miejsca. -Tak, słyszałem tę historię. Fajnie, że otworzyli tę kawiarnię i zbierają datki na kociaki. Pewnie sam coś dorzucę. - Bardzo pochwalał inicjatywę tego przybytku, a że galeonów mu nie brakowało, planował podzielić się nimi ze zwierzątkami tak samo, jak dał coś od siebie w wydretkowym sanktuarium, które zrobiło na nim ogromne wrażenie. Spojrzał na powietrze, które Chris głaskał, domyślając się, że pewnie dostąpił zaszczytu spotkania jednego z duszków. -Chyba wyczuwają dobrych ludzi. - Posłał mężczyźnie uśmiech, biorąc łyka kawy ze swojej filiżanki. -Skoro to koty uliczne, na pewno znają ciekawe miejsca. Nie wiem, czy łąki to ich wybór, ale jestem pewien, że mogą Cię zabrać w wiele interesujących uliczek. - Zgodził się z tą teorią. Zastanawiało go, czy i on dostąpi kiedyś zaszczytu ich obecności. -Macie z Joshem jakieś plany na ten urlop, czy po prostu zbieracie siły na wrzesień? - Był ciekaw, jak się Walshom układało. Zawsze życzył im wszystkiego co najlepsze choć był świadom, że każdy związek miał swoje problemy. Szczególnie po tym, jak ostatnio usłyszał, że miotlarz zarobił nie raz w mordę od swojego męża. Max mimowolnie spojrzał na lśniącą na palcu Chrisa obrączkę, na chwilę zupełnie odlatując w krainę rozmyślań, o czym mógł świadczyć jego nieobecny wzrok i mimowolna zabawa sprezentowanym przez Paco wisiorkiem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Już w swoim wnętrzu zaczęła przeklinać maskę, którą nosiła na swojej twarzy. Już wiedziała, że ten dzień będzie przejebany przez dużą ilość bliskości, którą na co dzień nikomu nie dostarcza. Tylko spokój ją uratuje, chyba. Gdy @Cassandra Walker wspomniała o napakowanych rosjanach, Anabell zaśmiała się na głos, ale nie na tyle głosno by Ani uszy rozbolały, spojrzała na nią przez swoje ramię. - Zgadłaś moja droga, gdyby nie fakt, że leci na ciebie jak reksio na szynkę, to byłabym pierwsza w kolejce, by go poderwać - Uśmiechnęła się od ucha do ucha, a pod koniec swojej wypowiedzi jedynie przewróciła oczami, jednak była na tyle fair wobec nowej koleżanki, że nie miała zamiaru odbijać kogoś, komu ktoś się podoba. Na siłę też się wbijać przecież nie będzie. Potem mogła bardziej skupić się na słowach @Anna Brandon, które do niej mówiły i tak szczerze to mowa o facetach się nie spodziewała, ale skoro już to zaszło w tą stronę to... - Facet nie facet - rzekła, przewracając oczami z dziwną irytacją w głosie. - Nawet nie jestem w jego typie - szepnęła cichutko do jej uszka, dziwne, bo miała zamiar powiedzieć głośniej i bardziej zirytowanym tonem, dziwne. No nic. Tulanie się do każdej nowej osoby też nie było super, nie dla niej, ale to było silniejsze od niej i nic nie mogła na chwilę na to poradzić. - To nie to o czym myślisz... Raczej jest to jednostronne. Ja się w to nie mieszam. Rosjanin zabujał się w Cassandrze - Rzekła zadowolonym tonem. Jedno wiedziała na pewno, że nie zamierza się mieszać między zauroczonym @Yuri Sikorsky*, a Cassandrą. Anabell po chwili również się wyprostowała wiedząc, że kelnerka nadchodzi i pozwoliła sobie dosiąść się do Anny na innym krześle, chyba chwilowo atak: tulenie zakończony sukcesem. Odetchnęła z ulgą gdy jej silne emocje chwilowo opadły i spojrzała na Cassandrę. - Skoro już mówimy o naszym Rosjaninie, podoba Ci się? - zagadała z wielką ciekawością w głosie.
*zostałeś specjalnie spingowany, bo o Tobie plotujemy
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Okazało się, że Xanthea miała całkowitą rację. Wiadro było źle wypłukane, dlatego cuchneło zgniłymi jajami. Jakie szczęście, że mogła się napić i dla odmiany zarazić jakimś syfem ze studni! Cud miód i orzeszki. Od tej pory żadnego syfu z niesprawdzonych źródeł nie będzie pić, ba, nie będzie się nim nawet tykać! Ale skoro wreszcie te obrzydliwe łuski odpadły i zobaczyła na nich kolejną wskazówkę, postanowiła iść za ciosem. Poszła do Kociej Kawiarni i stanowczym tonem zamówiła u kelnera kawę. Może tym razem jakaś odmiana? Ma uwieść jakieś ciacho, żeby po upojnej nocy wyszeptał jej do uszka o co w tym wszystkim chodzi?
Cassandra Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : włosy przeważnie układają się w fale, farbowane na lato na blond, kolczyki w uszach i pomalowane usta, pierścionki na palcach
Maski miały to do siebie, że nie zawsze działały długo. Odpadały same, gdy czar przestał działać. Cassandrze przypominało to trochę bajkę o Kopciuszku, jedną z wielu, które czytała jej mama na dobranoc przy zapachu lawendy, którą umieszczała na złe sny i bezsenność swojej małej córeczki. Tylko że nie wiadomo było, kiedy efekt przedmiotu, który założyła na twarz, przestanie działać. Na pewno nie po północy. Nie podali konkretnej godziny w instrukcji ani żadnej instrukcji! Walker postanowiła, że już nie odważy się założyć maski, to okropne co robiły, ani trochę nie było to zabawne. Powoli jednak wszystkie złośliwości ją opuszczały, a także potrzeba mówienie prawdy. Wróciła dobra Cassandra, w chwili, gdy maska opadła. Dlatego nie odpowiedziała żadnym chamstwem na słowa Goldbird. - W końcu! - Wykrzyknęła radośnie, mając ochotę się popłakać. Słuchała teraz Brandon z wielkim podziwem. Tak Walker podziwiała ją. Dziewczyna miała klasę i zachowywała się jak prawdziwa dama. Cassie wątpiła, żeby kiedykolwiek jej dorównała. - Właśnie Anie, jak się czujesz po tym wszystkim? Musisz bardzo uważać. - To ostatnie dodała bardziej do siebie, zmartwiona staniem koleżanki, tamta sytuacja na balu przepełniła Cassandrę grozą to na pewno. No i teraz dziewczyna też nie wyglądała najlepiej, ale to z pewnością była wina tych masek. - Te maski są okropne, już nigdy więcej jej nie włożę. - Uroczyście zadeklarowała, wstając i rzucając ją do pobliskiego kosza, a kiedy wróciła na miejsce, zaczęła zastanawiać się, czy tak można było zrobić. - Jak to nieodpowiednia osoba? - Przez chwile Cassie pomyślała, że każda dziewczyna o romantycznej duszy taka jak Aneczka pragnie, aby wyłowił ją przypakowany mężczyzna. - Masz kogoś specjalnego na myśli? - Uśmiechnęła się, zaraz to jednak spłonęła rumieńcem. - Znaczy, przepraszam, pewnie nie wypada pytać. - Dodała pospiesznie, nie chcąc wyjść na wścibską przy Brandonównie. - To nie prawda. - Szepnęła na słowa rudowłosej o tym, że Yuri pewnie się w niej "zabujał", na szczęście również mogła już być sobą i skrywać swoje uczucia, a także emocje głęboko gdzieś w swojej Cassandrowej otchłani. - Nie... Nie co Ty... Jest starszy. - Powiedziała, lekko się jąkając, oznajmiając ten oczywisty fakt; bo naprawdę Yuri Sikorsky już dawno skończył szkołę.
Kiedy efekt maski zaczął ustępować niemal od razu poczuła, że stara ja wróciła. Odetchnęła z ulgą. Co jak co, ale te maski na swój sposób były upierdliwe, choć z innej strony... Ciekawie było poznać swoje inne JA. Na swój sposób dawało jej to do myślenia i jednocześnie zastanawiała się jak to działa iż przez jakiś czas te maski powodują, że albo robi coś czego normalnie by nie zrobiła albo pewnie dają jakieś super moce i wtedy może będzie jak jakiś bohater z komiksów. - Alleluja maska puściła - Odetchnęła na głos niemal tak samo entuzjastycznie jak Cass. Przez jakiś czas będą miały spokój. - Wiek to tylko liczba - przewróciła oczami roześmiana, choć bardziej zaciekawiło ją to co powie Anna. Także zamilkła pozwalajac jej przemówić.
Aneczka łączyła kropki bardzo powoli, wciąż ogłuszona działaniem maski, która wraz z magią wysysała z niej siły witalne. Nie dotarło więc do niej to, że mówią o tym samym czarodzieju, który ją wyłowił. W końcu napakowanych Rosjan trochę po świecie chodziło, prawda? Nastawienie Anabelle jednak ją zachwyciło. - Och, Bell! Jakie to wzruszające, że jesteś gotowa dla przyjaciółki zrezygnować z potencjalnej miłości! A kto wie?! Może to Ten Jedyny? Cassandra z pewnością doceni tak wielkie wyrzeczenie z twojej strony... Nawet nie spytała o to Cass, po prostu wiedziała, że za tak wielkim czynem musi iść prawdziwa przyjaźń i że tak naprawdę Cassandra również powinna zrezygnować z tego mężczyzny, by nie pozwolić osłabnąć więzi dwóch dziewczęcych serc... No, ale Aneczka miała dość taktu, by nie mówić głośno o tym, kto jakie poświęcenie powinien uczynić. Ostatecznie to było sprawą zbyt osobistą. - Ależ Bells, jak możesz tak myśleć! Jesteś piękną, silną, zdolną czarownicą! A ponieważ jesteś kobietą, rude włosy to twój atut, nie ujma. Z pewnością jesteś w typie każdego mężczyzny przy zdrowych zmysłach, chyba że... Och... Aneczka nie wiedziała jak ująć sprawę delikatnie. W końcu to, jaką się ma krew, nie jest winą jej posiadacza, a rodziców. Dlatego właśnie Aneczka nie zamierzała krzywdzić swych dzieci wybierając kogoś nieodpowiedniego. Na szczęście zanim zapytała otwarcie, przypomniała sobie, że Cassandra również była poszkodowana w tym temacie. Biedactwa... No ale nie każdy może być arystokratą, prawda? - Nie, Bell. Nie przychodzi mi do głowy żaden argument potwierdzający twoje obawy. Ale rzeczywiście dwie kobiety przy jednym mężczyźnie to nieakceptowany tłok. Będę prosić bogów miłości o to, by nie postawili tego mężczyzny na drodze waszej przyjaźni. Aneczka usiadła znów jak dama, krzyżując nogi w kostkach, z pełną elegancją upijając kawę, od której niespodziewanie wyrosły jej kocie, puchate uszka w czekoladowym kolorze. Uszka, których ułożenie dla znawców kocich nastrojów znaczyły tyle, że ich właścicielka jest w miarę zrelaksowana. - Dziękuję, że pytasz, Cass! Doprawdy, dzień po tej całej sprawie czułam się wprost tragicznie. Wylałam morze łez, w dodatku czułam się tak samotna! Oczywiście Charlotte szybko o mnie zadbała, postawiła mi tarota i okazało się, że moje troski są zupełnie niepotrzebne. I miała rację, jak zwykle. Doprawdy, nie sądzę by na świecie istniała wspanialsza starsza siostra! Harmony również wsparła mnie, w miarę swych skromnych możliwości. Dlatego teraz jest ze mną już wszystko dobrze. A raczej byłoby, gdyby nie to okropne zmęczenie... Noszenie masek chyba mi nie służy Aneczka upiła następny łyk, tuszując zakłopotanie na wspomnienie niefortunnej przygody z Felixem. Teraz jednak należało przejść do kolejnego pytania Cassandry. - Och, nieodpowiednia to chyba mało powiedziane. Owszem, to było bohaterskie z jego strony, ale mógłby dać się wykazać komuś bardziej pasujacemu do tej roli. Sama rozumiesz, Cass... Wąsaty, wytatuowany osiłek! W dodatku taki stary! Wyobrażasz sobie mnie z kimś takim?! To byłoby co najmniej niestosowne. Poza tym ja muszę poślubić Brytyjczyka. Ciąży na mnie zaszczyt i obowiązek, by do rodu Brandon wprowadzić odpowiednią osobę. A on... Cóż, może w mafijnym romansie pasowałby jak ulał, ale na szczęście ja z mafią nie mam nic wspólnego. Nie patrzyła na koleżanki, zapatrzyła się za to na widok za oknem, dumajac przez chwilę nad swoją sytuacją. Uszka trochę jej opadły, trochę z melancholii, trochę ze zmęczenia. Później jednak podjęła dalej swoją wypowiedź. - Dlatego właśnie, choć naturalnie jestem wdzięczna za ratunek, uważam że osoba mająca taką przewagę lat doświadczenia nade mną, powinna wiedzieć, że tak heroiczny czyn nie zawsze jest stosowny. W końcu przez to wytworzyła się między nami więź życia i śmierci! I nie zniknie, póki nie spłacę długu... A może nie zniknie nigdy? O ileż romantyczniej byłoby utworzyć taką więź właśnie z wybrankiem swego serca! Ale tu, naturalnie, o miłości nie może być mowy. Upiła kolejny łyk kawy i podniosła zainteresowane spojrzenie na Puchonkę. - A twój wybranek, Cass? Jaki on jest? Czarujacy? Anielsko dobry? Olśniewająco inteligentny czy bosko piękny? Bo JEJ wybranek, ten o którym nikt nie mógł wiedzieć, łączył w sobie wszystkie te cechy, a nawet o wiele więcej!
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Życie było zaskakujące i to nie ulegało najmniejszej nawet wątpliwości. Ludzie, którzy się w nim zjawiali, którzy przez nie przechodzili, a później płynęli dalej, często odciskali na innych swoje piętno, zostawiali po sobie ślad, od którego nie dało się uciec. Czasem zaś po prostu zostawali obok, nie zamierzając nigdzie odchodzić, zamierzając trwać u czyjegoś boku, być z nim w każdej chwili i mieć go w swojej pamięci, oferując pomoc i towarzystwo w każdej możliwej sytuacji. - Ta jest naprawdę dobra - powiedział spokojnie, zauważając, że wolał mimo wszystko tego typu napoje, nie przepadając za wszystkim tym, co było pobudzające. Zauważył również spokojnie, że on również miał takie rzeczy, które niejako kojarzyły mu się z innymi ludźmi i przybierały inny smak, stając się zupełnie inne, gdy o tym myślał. Nie zamierzał jednak na siłę ciągnąć tego tematu, nie uważając tego za coś właściwego, nie uważając, żeby to cokolwiek zmieniało w jego życiu. Starał się również nie popaść w zbyt głęboką melancholię, starał się nie wracać myślami do tych, których już stracił, jak swojego ukochanego kota, bo nie po to tutaj przyszli. Nie mieli się smucić, nie mieli zachowywać się, jak idioci, bo to do niczego nie prowadziło. Oczywiście, jeśli Maximilian chciał porozmawiać poważniej, to Chris właśnie po to tutaj był, żeby go wysłuchać, dając mu ostrożnie możliwość wypowiedzenia się choćby na temat jego dawnego partnera. - Mn, chował się przy studni, wyglądał na mocno nieśmiałego, więc nie próbowałem nawet do niego podchodzić. Chociaż myślę, że może sprawia mu przyjemność przebywanie wśród innych kotów - zauważył, uśmiechając się nieco smutno, a później pokręcił głową. - Kiedy zacząłem pracę, jako gajowy, zmarł mój kot. Ten, który wyjechał ze mną do Hogwartu, kiedy byłem jeszcze dzieciakiem i do dzisiaj mi go brakuje - przyznał, wyjaśniając nieco swój nastrój, spoglądając na koty, któych było dookoła niego coraz więcej w miarę, jak pił herbatę, zupełnie, jakby faktycznie było w niej coś, co je przyciągało. A może wyczuwały faktycznie nastrój zielarza, to, że gdzieś tam czaiła się w nim melancholia i jakaś niepewność albo coś podobnego. Jakiś prosty żal, którego nie umiał nawet do końca wysłowić. - Dziękuję - powiedział jedynie, a potem pokiwał lekko głową. - Myślę, że z nimi pospaceruję i przekonam się, co dokładnie może mnie tutaj spotkać. Nie wiem, czy Josh da się w to wciągnąć, ale właściwie podobne szaleństwa zawsze mu odpowiadały. I to dobry plan na urlop, bo nie robiliśmy żadnych założeń. Chyba po prostu wystarczy nam odpocząć od smoka i zebrać nowe pomysły na kolejny rok nauki. W końcu musimy przekazać wam jak najwięcej swojej wiedzy - zauważył, zaraz też pytając Maximiliana, czy on nie miał jakiś konkretnych planów.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Na tę chwilę, Max miał dosyć poważnych rozmów. Ta, którą przeprowadził z Paco w lokalnej restauracji, wyczerpała jego mentalne siły, choć okazała się być zadziwiająco owocna. Wspomnienia Felka, kiedyś bolesne dla Solberga, powoli stawało się po prostu melancholijne. Starał się wyselekcjonować z głowy to, co było nieprzyjemne i zostawić tylko pozytywne wspomnienia, co może nie było proste, ale pozwalało dwudziestolatkowi osiągnąć większy spokój. -Może tak być, a może po prostu Wrzos przypadła mu do gustu. - Dywagował spokojnie, widząc nieco smutniejsze podejście Chrisa. Szybko jednak zrozumiał, skąd mogło się ono wziąć, gdy zielarz kontynuował wypowiedź. -Rozumiem. Przykro mi. - Wyznał szczerze, kładąc dłoń na ramieniu Chrisa, co było dla niego automatyczną reakcją. Może minęło już trochę czasu, ale sam nie wyobrażał sobie śmierci swojego pupila choć wiedział, że kiedyś musi ona nastąpić. Domyślał się, że odejście kogoś, kogo się tak kocha, zostawia ślad w sercu na zawsze. Owszem, Max doświadczył w życiu śmierci rodziny, ale nigdy nie było to dla niego czymś tak bolesnym, co wspominałby z uczuciami, jakie teraz widniały na twarzy i w głosie Chrisa. -Odpoczynek to dobry plan. Zabłądziłem już tu w kilku uliczkach i nie żałuję ani chwili. Jak znajdziecie coś ciekawego, możecie dać mi znać. Ja mogę wam polecić pewien basen na terenie jednej z willi. Nie wiem, czy tam do końca można włazić, ale z drugiej strony nikt mnie nie wygonił, więc psidwak wie. - Wzruszył ramionami, sięgając po swoją kawę. -Moje plany? Nie pchać się w żadne gówno, bawić się dobrze, nauczyć się czego mogę i nie zajebać się z Salazarem, bo ktoś wrzucił nas do tego samego pokoju. - Prychnął rozbawiony, bo akurat to ostatnie było zawsze tak samo prawdopodobne, jakkolwiek dobrze by się teraz nie dogadywali.
Stracił świadomość, a gdy się ocknął poza tym, że bolała go głowa po zderzeniu z ziemią, to jeszcze znów zaczął się krztusić. Miauczenie, które powoli przypominało wycie w jego głowie, jedynie nabierało na sile i nie musiał patrzeć na to, co z siebie wyrzucił, aby wiedzieć, że znów był to kłak kociej sierści. Nie wiedział już, czy naprawdę jakiś kot otarł się o jego nogę przy studni, czy znów było to wrażenie, ale kopnął wściekle nogą, aby pozbyć się tego wrażenia. Skierował się więc do kociej kawiarni, która była drugim z miejsc, wskazanych przez mieszkańców Venetii. W środku, o słodki Merlinie, roiło się od kotów i Jamie przez chwilę zastanawiał się, czy naprawdę ma ochotę wejść do środka. W końcu jednak przemógł się i wszedł do środka, przesuwając spojrzeniem po menu, szukając, czy mógłby rzeczywiście napić się tam czegoś, choć nazwa herbata z kocim włosem skutecznie odstraszała.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Cassandra Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : włosy przeważnie układają się w fale, farbowane na lato na blond, kolczyki w uszach i pomalowane usta, pierścionki na palcach
Obie z Bell miały podobne zdanie o tych maskach. Dlatego, kiedy i jej maska przestała działać, mogły odetchnąć. Cassie jednak uważała, że obsesja na punkcie przytulania jest lepsza niż chociażby to, co jej się przytrafiło. Miała nadzieję, że w duchu dziewczyny już dawno jej wybaczyły. Chociaż Anna wydawała się być całkowicie w innym świecie przystojnych, romantycznych Barbie i Kenów, za to Bells totalnie olała temat, za to puchonka nadal w myślach rozpaczała, z drugiej strony nastawiła się na słuchanie Brandon, która w kwestii romantyzmu, pierwszego razu i miłości swojego życia miała bardzo dobrze obcykane. Skąd ona to wiedziała, Walker nie miała pojęcia. Miała wrażenie, że w tych sprawach jest totalną idiotką, która narazi się na pośmiewisko — po prostu się bała. Wiek to tylko liczba. Ona tak nie uważała, chociaż mogło być coś w tym to jednak... Wiek przecież mógł być też wielką przeszkodą. Słuchając Anny, nie wierzyła, w to, co słyszy, gdyby sama zamówiła teraz cafe cat'e to z pewnością upijając łyk tego napoju, zakrztusiłaby się nim i umarła, albo – co gorsza – opluła koleżanki. - Ale to nie tak... - Zaczęła, czerwieniąc się na twarzy. Brandon jednak kontynuowała swój wykład, a Walker coraz bardziej zamykała się w sobie, czerwieniąc się jak rude włosy Goldbird. Jakiej miłości przecież ona nawet nie znała tego mężczyzny! Przez chwile myślała, że spłonie tu ze wstydu, a głowa jej wybuchnie od targających ją emocji. Kiwała głową, potakując puchonce i raz zerkając na Anabell, która również słuchała całej tej arystokratycznej tyrady pełnej klasy. Ta to miała gadane, a jaki styl! Co do masek wszystkie musiały się zgodzić, nikomu z nich one nie służyły. - Śliczne masz te kocie uszy.- Zdążyła tylko wydukać. Nie wiedząc, od czego zacząć, przede wszystkim miała silną potrzebę, aby się wytłumaczyć i temu wszystkiemu zaprzeczyć. - A widzisz Anabell, jednak wiek ma znaczenie.- Skierowała te słowa do ślizgonki, która widocznie miała całkiem luźne do tego podejście niż Anna, planująca całe swoje życie z wybrankiem i pewnie jeszcze ciąże, a także jak mają wyglądać dzieci... Boże, uważała, że to, co dziewczyna powiedziała, jest godne podziwu, a także z pewnością Cass poczuła się gorsza, nie miała, aż takich planów... Na myśl nawet jej nie przyszło, że Brandon w tej kwestii może być trochę szurnięta. W sumie nie zapytała Yuriego, czy pochodzi z mafijnej rodziny. Pamiętała, że wspominał coś o walkach i o tym, że teraz jest Łamaczem Klątw. Nie mógł przecież kłamać, prawda? - A jeśli nikt nie uratowałby Cię?- Zapytała nieśmiało.- Może lepiej, że to on był w pobliżu.- Trochę nie rozumiała podejścia puchonki do kwestii życia, śmierci i miłości. Cassandra nawet nie wiedziała, że istnieją jakieś więzi, długi i Merlin raczy wiedzieć co jeszcze. Miała ogromne braki w tej dziedzinie. - Mówił, że jest Łamaczem Klątw. - Chyba chciała go wytłumaczyć i usprawiedliwić w oczach Anny, która tak łatwo oceniła Sikorsky'ego, po samych tatuażach, umięśnieniu... - Ja jeszcze nie mam wybranka. - Wyszeptała, rumieniąc się na samą myśl o chłopcach, chociaż była pewna, że zaraz Goldbird wtrąci swoje trzy grosze, odnośnie do tego z kim Cassandra powinna się spotykać, z naciskiem na powinna. Tylko że ona nie chciała się z tym spieszyć, skupiała się bardziej na tym, że zamierzała iść w ślady ojca — pracoholika. No dobra Rzeczoznawcy Artefaktów! Nie w głowie były jej romanse, nie wiedziała co to miłość. Miała zaledwie dziewiętnaście lat co z tego, że w średniowieczu byłaby już dwa razy wdową.