W jednej z uliczek ukryta jest skromna, ale niezwykle urocza kocia kawiarnia, w której - jak można się domyślić, pełno jest futrzastych członków ekipy lokalu. Kawiarnia jest na mapie Venetii już od dekady, starsze małżeństwo otworzyło drzwi swojego lokalu i serc dla bezdomnych kotów, błąkających się po alejkach po to, by o nie zadbać i pomóc im w znalezieniu nowych domów. W kociej kawiarni można skosztować różnych lokalnych smakołyków. Wszystkie pozycje kosztują po 10g a cały dochód idzie na opiekę nad bezdomnymi kotkami.
Menu:
Dania Kocie mleczko - pyszny deser z kremowej pianki oblanej czekoladą. Przesadna konsumpcja powoduje wzmożone pragnienie picia mleka. Cytrynowy puszek - kwaśne i orzeźwiające danie z owoców, syropu i sorbetu lodowego, serwowanego na lekkim biszkopcie. Lewituje cal nad talerzykiem, więc trzeba jeść szybko, by nie odfrunęło! Kanapki kocie łapki - sycące kanapki z tuńczykiem bądź łososiem, wykrawane w kształt kocich łap.
Napoje Cafe cat'e - kawa z której właściwie słynie to miejsce. Pyszna, dla każdego smakuje odrobinę inaczej, podobnie do amortencji, jednak efektem wypicia tej kawy jest pojawienie się kocich uszu na głowie konsumenta! Herbata z kocim włosem - wbrew nazwie w herbacie nie pływają włosy, jest w niej jednak źdźbło kocimiętki, przez co popijając ją masz rzeszę fanów w postaci przymilających się lokatorów kawiarni. Koktajl kototova - bezalkoholowy drink z odrobiną eliksiru wigoru, podnosi samopoczucie i daje kopa do działania.
Kocia kawiarnia jest też miejscem, do którego chętnie zaglądają duchy siedmiu kotów z siedmiu wysp Murano. Jeśli wydasz tu pieniądze, które pójdą na rzecz bezdomnych kotów, możesz w tej lokacji rzucić dodatkową kością na spotkanie ducha kota.
Mechanika: Rzuć k6 i wynik podziel przez 2 - tyle duchów spotykasz w kawiarni (zaokrąglamy w dół). WAŻNE - musisz od razu zaznaczyć, które z siedmiu duchów wybierasz do tej lokacji.
Oparła się o krzesło i zamknęła oczy, dziękując Merlinowi, że jej męczarnie związane z tuleniem ludzi już się zakończyły. Tymczasem Anna rozgadała się, przez co Ana otworzyła jedno oko i spojrzała na nią, zaskoczona jak dostojnym tonem mówi, w jej słowniku raczej by to nie przeszło. Raczej to słowo klucz. - Czy ja wiem, takie rzeczy się robi, nie? - Lekko przy tym wzruszyła ramionami, w końcu to Yuri wpadł w oko Cass, a ona nie była nawet w jego typie, także było to dla niej raczej naturalne, że mieszać się nie będzie. Zresztą Cass też za dobrze nie znała i nie wiedziała też, jak podejdzie do tej nowej znajomości na balu. - Hm atut powiadasz? Ciekawe spostrzeżenie - odrzekła niemrawo, biorąc kosmyk włosów do ręki i przez dłuższą chwilę bawiła się nimi, zastanawiając się, czy aby na pewno jej rude włosy mogą być jej atutem. Serio? A potem przysłuchiwała się opowieściom Anny, wyglądało na to, że po wyjściu z balu stało się coś, czego świadkiem nie była. Z tego co usłyszała, jedynie mogła się domyśleć, że stał się jakiś wypadek i Anna była przez kogoś ratowana. Im dłużej słuchała, tym bardziej klocki w jej głowie zaczęły się jej układać, iż rozmawiają o tym samym facecie. Co w normalnych warunkach spowodowałoby u niej atak śmiechu, a tak, było u niej przede wszystkim zdziwienie pokazane na jej własnej twarzy. - Tak, dla Anny ma to znaczenie, widzę - odrzekła z lekkim grymasem na twarzy. Co nie zmieniało faktu, że w sposób, jaki Anna myślała, powodowało, iż dług był ten raczej niemożliwy do spłacenia, a przynajmniej w jej mniemaniu, chyba że byłyby jakieś cuda, które umożliwiają spłacenie tego typu długu. - Mamy inne podejście, bo mamy inną czystość krwi, a ja jestem półkrwi dlatego też nie zależy mi aż tak bardzo ma osobie czystokrwistej tak jak Annie - Niby odpowiedziała to swoim naturalnym tonem, ale czuć było w nim lekki napięcie. Jej wzrok też powędrował gdzieś w bok. - W tym jesteśmy zgodne akurat - rzekła nieco bardziej rozluźniona do Cass. -Ani ja ani Cass nie mamy wybranka. - dodała na sam koniec przewracając oczami.
Miał już rezygnować ze wszystkiego i wyjść z kawiarni, kiedy trafił spojrzeniem na ducha kota. Ba, właściwie skrzyżował z nim spojrzenie, mając ochotę skrzywić się, gdyż na sam jego widok, ponownie poczuł kłak sierści w gardle. Odchrząknął, orientując się, że było to tylko wrażenie, ale to wystarczyło, aby zwyczajnie wpatrywał się z mieszaniną niechęci i zaciekawienia w kota, który zdawał się gdzieś go prowadzić. W końcu ruszył za duchem, dochodząc do wniosku, że gorzej niż było, już raczej nie będzie. Co najwyżej będzie wymiotować, ale tak długo, jak długo nie będzie wyrzucał z siebie kocich elementów, tak długo powinno być w porządku. Zaciskając dłoń na wiaderku, zszedł do piwnicy, rozglądając się wokół uważnie.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
To miał być zwyczajny, prosty dzień, z równie zwyczajnymi, prostymi (przynajmniej jak na świat magii) planami, żeby poszukać kotków Murano. Gdy udało jej się na jednego wpaść na promenadzie, trochę zgłębiła temat i stwierdziła, że chciałaby znaleźć je wszystkie i udokumentować. Legenda mówiła o siedmiu kotkach, zamierzała poznać i „złapać” je wszystkie. A jak bardzo dosłowne miało być to łapanie, to już od samych kotów zależało – poprzedni rozpłynął się w powietrzu. Przed wyjściem włożyła maskę – zawsze to robiła, licząc na to, że tym razem uda jej się zyskać zamierzony efekt, dokładniej mówiąc teleportację. Maska zabrała ją już dwa razy w magiczne miejsca i chciała tego doznać po raz kolejny. Tylko nie było to najprostsze, bo przedmiot zdawał się żyć swoim własnym życiem, zupełnie jak Domi, chociaż od niego był znacznie mniej rozmowny. Zazwyczaj założenie maski wiązało się z jakąś natychmiastową reakcją. A to ją zmieniło w faceta, innym razem sprawiło, że słyszała myśli drugiej osoby, jeszcze innym odebrało moce magiczne. Teraz przedmiot zadecydował, że utknie w jej dłoni różdżkę i ani pozwoli jej ją odłożyć. Co więcej różdżka była jakaś taka… Niestabilna. Czuła, jak przepływała przez nią magia i choć wstrzymywała ją jak umiała, ta w końcu strzeliła dziwnym promieniem, niepokojącym… Zdecydowanie nie należącym do takich, które niosłyby coś dobrego ze sobą, a jej własna dłoń zabolała, zapiekła i poczuła w niej nieprzyjemny skurcz, jakby część tej magii dotknęła i ją. - Co jest…? – jęknęła, patrząc na pobladniętą skórę na dłoni. Nigdy nie uczyła się żadnych czarnomagicznych zaklęć, w ogóle rzadko uczyła się zaklęć, ale dokładnie z tym jej się to kojarzyło. Z czarną magią. Przed wejściem do sklepu moc różdżki wybuchła po raz drugi i w ostatniej chwili Remy zdążyła po prostu nakierować jej czubek w uliczkę, komentując to wszystko głośnym „ała”, gdy miała wrażenie, jakby spięło jej całe ścięgna. Co to było, do cholery?! I nie mogła zdjąć tej maski. A profesor Joshua mówił, że z magią nie powinno się igrać, bo była nieprzewidywalna. No i sobie narobiła… Wtedy właśnie z okna kawiarni spojrzały na nią dwa kotki. Puchaty, czekoladowy o złotych oczach i drugi, znacznie poważniejszy, czarnej maści. Oczywiście, że zrobiła im zdjęcie i weszła, żeby je pogłaskać (najpierw szybko składając zamówienie na kawę), a gdy wyciągnęła do nich rękę – oba zniknęły, wcześniej jednak zdawały się wskazać na jeden stolik. Przy nim siedział profesor Walsh! Christopher Walsh! Remy niemalże odetchnęłaby z ulgą, licząc na to, że mógł pomóc rozwiązać jej problem, gdyby nie to, że przy mężczyźnie siedziała dwójka ludzi i zdawała się go o coś wypytywać. Już miała sobie odpuścić, ale wtedy poczuła kolejną falę mocy rosnącą z różdżki. Nie, na następne dziwaczne działanie nie chciała sobie pozwolić, jeszcze kogoś by tym cholerstwem poparzyła! Podeszła do stolika i uśmiechnęła się lekko. - Dzień dobry, bardzo przepraszam, że przeszkadzam, ale bardzo, bardzo, bardzo mocno potrzebuję pana pomocy – spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. Z którego chyba dwójka zdecydowanie czytać nie umiała, albo, co bardziej prawdopodobne, nie chciała. Okazali się to być miłośnicy opery, którzy widzieli występ na Dniu Zasłony i rozpoznali z gazet nie tylko Christophera, ale teraz także i nią. Oczywiście zgodziła się na odpowiedzenie na kilka pytań i nawet zapozowała do zdjęcia, ale gdy tylko energia w różdżce stała się jeszcze bardziej niestabilna, od razu ich przeprosiła. - Proszę pana, mam straszny problem – zerknęła na swoją dłoń, którą do tej pory jakoś zasłaniała trzymając ją to przy boku, to opartą o torebkę, pokazując na różdżkę, która groźnie w niej lśniła i od razu skierowała się do wyjścia, po drodze zgarniając jeszcze cafe cat’e, które zamówiła na wejściu.
Ostatnio zmieniony przez Harmony Seaver dnia Nie Sie 13 2023, 12:21, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Wizje, a później jakieś łuski, które wyrosły mu na gardle. A później nagle okazało się, że zgniły, odpadły i ułożyła się z nich nazwa kawiarni, którą już kojarzył, bo koło niej biegał. Na dokładkę pełno było tam kotów, a przynajmniej tak mu się wydawało, więc właściwie wiedział, dokąd powinien iść. Musiał jednak chwilę posiedzieć na ziemi, mając wrażenie, że jeszcze chwila i zacznie na nowo wymiotować, co wcale nie byłoby takie dziwne. Ostatecznie wciąż był rozedrgany po wizji, a ta cała sprawa z łuskami wcale nie była lepsza. Może pokazywała, że to wszystko, co się działo, nie było żadną idiotyczną zabawą dla turystów? Sam nie wiedział, ale patrząc na to wiadro, myślał podświadomie o warsztatach, w których wziął udział, mając wrażenie, że to wszystko się zazębiało. - No i chuj - mruknął, sam do siebie, wiedząc, że teraz na pewno już nie odpuści. Dlatego też zgarnął wiadro, domyślając się, że miało wielkie znaczenie i skierował się do kawiarni, do której wszedł i rozejrzał się po jej wnętrzu, szukając znowu czegoś niespotykanego. Jednocześnie miał wrażenie, że dalej buzowało mu w żołądku i miał ochotę znowu wszystko zwrócić, tak po prostu, żeby pozbyć się tego beznadziejnego uczucia, jakie nim miotało. Dobra, dokąd teraz? Miał znowu szukać jakichś trytonów? Chociaż może tym razem chodziło o koty? Zaczął więc śledzić je uważnie spojrzeniem.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Życie nie składało się tylko z poważnych rozmów i Christopher dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Nie wymagał ich również od innych, mając świadomość, że każdy człowiek potrzebował chwili oddechu, że potrzebował czasu na to, by błądzić myślami, by gdzieś się zapomnieć i nie robić niczego poważnego. On również miał takie dni, miał takie chwile, kiedy po prostu nie próbował skupiać się na niczym istotnym, na niczym, co miałoby przynieść mu jakąś niesamowitą chwałę, czy coś podobnego. Dlatego też teraz po prostu pozwalał, by rozmowa ich unosiła, w jakieś proste miejsca, w jakieś łatwe miejsca, chociaż to wspomnienie o zmarłym pupilu nie było dla niego ani trochę łatwe. Uśmiechnął się smutno do Maxa, by zaraz potrząsnąć głową, starając się odgonić od siebie te wszystkie myśli i napił się herbaty, by zaraz wrócić do głaskania kotów, które zdawały się obecnie tłumnie go obsiadać. - Basen? To brzmi, jak miejsce dla mnie. Udało nam się wybrać do tego miejsca, gdzie przebywają wydretki, a poza tym wziąłem udział w wyścigach pegazów. Myślę, że znajdę tutaj jeszcze wiele ciekawych zakątków. Najlepiej takich, w których nie spotkam ciekawskich uczniów – powiedział, uśmiechając się kącikiem ust, co zdecydowanie dodało mu w tej chwili nieco chochliczego wyglądu. Jego jasne oczy przez krótką chwilę zdawały się nawet błyszczeć, jakby w jego słowach było coś zdecydowanie nieodpowiedniego. Zaraz później pokiwał głową, wyraźnie poważniejąc. – Przeszkadza ci to? – zapytał, ale widać było, że jeśli Max nie chciał o tym rozmawiać, to nie zamierzał na niego w żaden sposób naciskać, całkiem swobodnie przepływając do pytania o karnawał, który wyglądał tutaj zupełnie inaczej, niż można było sobie to wyobrazić, a jednocześnie był naprawdę ciekawy i mocno pociągający. Przynajmniej dokładnie tak wydawało się Christopherowi, który chciał dowiedzieć się czegoś więcej o tym miejscu.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdyby rozmawiali tylko o problemach, Max pewnie dawno skreśliłby Chrisa z listy znajomych. Na szczęście z mężczyzną można było poruszyć wiele tematów, nie tylko tych poważnych, dzięki czemu z czasem, dwudziestolatek przekonał się do swojego byłego, przyszłego profesora. -Wydretki to dla mnie odkrycie tego miejsca. Szkoda, że nie można ich adoptować, czy coś! - Ożywił się wyraźnie na wspomnienie tych uroczych stworzeń, po czym opowiedział Chrisowi jak Josh pokonał go na wyścigu wodnych pegazów. Widać obydwoje smakowali podobnych rozrywek, jakie oferowała Venetia. Zaraz potem też uśmiechnął się porozumiewawczo, a w szmaragdowych ślepiach pojawił się zadziorny błysk. Dobrze rozumiał, co Walsh miał na myśli, choć chyba nigdy jeszcze nie widział u niego takiego wyrazu twarzy. -Szukasz zakątka dla siebie i Josha, czy planujesz po prostu oddać się rozrywkom, których uczniowie widzieć nie powinni? - Nie mógł powstrzymać się od pytania, choć jednocześnie nie zmuszał mężczyzny do odpowiedzi. Szanował to, że ten dawał mu przestrzeń i starał się zawsze odwdzięczyć tym samym. Zawsze, gdy temat schodził na jego relację z Paco, atmosfera jakby gęstniała. Max niespecjalnie powinien się temu dziwić, a jednak czasem zastanawiało go, czy będzie tak już zawsze, czy kiedyś uda im się pozostawić błędy przeszłości w tyle i skupić się tylko na tym, co dobre. -Sam nie wiem. Niby nie powinno. Przeprowadziliśmy dość zdrową rozmowę i postanowiliśmy dać sobie ostatnią szansę, ale wciąż nie do końca czuję się przy nim swobodnie. - Wyznał, przemilczając temat blizn i awersji do dotyku na ten moment. Sam nie był pewien, czy jest gotów na tę rozmowę, więc postanowił dawkować informacje i sprawdzać, kiedy przestanie czuć się komfortowo. -Ten karnawał to jest hit! W teatrze wzięli mnie za jakąś gwiazdę i wprowadzili do loży V.I.P. Tego jeszcze nie było. - Zaśmiał się na to wspomnienie, pytając zaraz, czy może Chris miał okazję brać udział w tworzeniu biżuterii i ogólnie, jak podobała mu się wystawiana wtedy sztuka.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Maska zaczęła zsuwać się z jej twarzy, aż całkiem opadła, cichutko znikając pod stołem. Ania chciała w pierwszym odruchu ją podnieść, ale z zaskoczeniem stwierdziła, że energia jej wraca. Zastrzygła uszami z wrażenia, a potem spojrzała na kubek. - Niesamowite! Ależ mocna jest ta kawa, wróciły mi wszystkie siły! Chyba muszę zostawić im jakiś napiwek. Na wspomnienie o uszach zdziwiła się. Wyciągnęła z torebki lusterko i przejrzała się uważnie. - Czekoladowe! Rzeczywiście, nawet nie najgorsze, ale chyba mi tak nie zostaną, prawda? Na Merlina, ależ fatalnie na mnie wpłynął ten stan bez energii... Zdecydowanie musiała coś z tym zrobić. Należało dopić kawę i szybko znaleźć miejsce z sensownym lustrem. Nie mogła jednak tak całkiem wyjść z rozmowy, to po prostu nie wypadało. - Och nie, wiek nie ma aż takiego znaczenia. Na miłość się nic nie poradzi, ale dobrze jakby ukochany nie wyglądał jak twój własny ojciec albo nawet starzej, prawda? A w jego przypadku... Ten zarost... Niestety, z tego po prostu nic nie może być. Zaskoczona spojrzała na Cassandrę, która drążyła temat ratunku. - Naturalnie, że lepiej zostać ocaloną, niż utonąć. To zupełnie nie ulega dyskusji. Po prostu istnieją mniej lub bardziej stosowne metody ratunku. Potem z kolei jej uwagę przykuła wypowiedź Anabell. - Na Merlina, Bells! Chodzi o mój ród! Sądzę, że wy dwie jesteście dużo bardziej uprzywilejowane w temacie miłości niż ja. Macie moralne prawo do kierowania się wyłącznie nią. A ja? Tyleż kryteriów, tyleż zasad! Choć oczywiście rodzina do niczego mnie nie zmusza, ja po prostu sama wiem, jakie mam obowiązki względem nich. No i Bells, powiedz sama, gdyby rude włosy były na wymarciu i gdybyś wiedziała, że rude dzieci możesz mieć tylko z rudym mężczyzną, czy nie chciałabyś zadbać o przedłużenie swojego rodzaju? Wiedząc jaką stratą byłby dla świata pozbawienie go tej ognistej barwy... A niestety, nas przez samą naturę zjawiska, może być tylko mniej. Na brak wybranka pokiwała smutno głową, ciut współczująco. Anabell miała przed sobą jeszcze trochę czasu, ale Cass... Och, zegar tykał! W tym wieku doprawdy powinna mieć już kogoś na oku. - Wybaczcie mi, kochane, ale muszę iść. Szalenie miło się z wami rozmawiało! Do zobaczenia w pokoju! I wstała, pogodna i znów pełna energii, zostawiając po sobie tylko pustą filiżankę i maskę, która wraz z jej wyjściem rozpłynęła się w powietrzu. ZT
Cassandra Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : włosy przeważnie układają się w fale, farbowane na lato na blond, kolczyki w uszach i pomalowane usta, pierścionki na palcach
Czuła się, jakby była upośledzona i dosłownie nic nie wiedziała o miłości. Miała dziewiętnaście lat, nadal była młoda, tak więc nie powinna się spieszyć z wybrankiem. Zresztą kto powiedział, że trzeba takiego mieć, wychodzić za mąż czy rodzic dzieci? Narzucanie tego przez społeczeństwo było idiotyczne. Anna widocznie miała przeprany mózg w tych sprawach. Cassandra jej współczuła, w końcu to musiało być straszne wychowywać się w czystokrwistym rodzie i podlegać jakimś zasadą. To prawda, że Walker czuła się od nich gorsza, ale ona miała tak ze wszystkim. Jakaś jej chora część kazała jej się poniżać na każdym kroku. Jakby nie była wystarczająco dobra. Stworzyła w swojej głowie wizerunek dziewczyny, którą chciała być, nie mogąc temu sprostać. Puchonka słuchała i wolała się nie wtrącać, kiedy padł temat czystości krwi, ponieważ w tej sprawie raczej nie powinna zabierać głosu. Oczywiście jej rodzice byli czarodziejami, ale za to mieli mugolskie rodziny. Cassie nigdy się tego nie wstydziła, kochała bardzo swoją zróżnicowaną, otwartą familię. Słowa Brandon dawały jej wiele do myślenia, kiedy wspomniała o zaroście, w sumie Cassie zastanawiała się, czy nie powinna spytać Yuriego o wiek. Przytaknęła tylko Goldbird, nie wiedząc w sumie co powiedzieć, kiedy Anie po swojej paplaninie pełnej informacji i uprzejmości zniknęła. - To może... Zamówimy sobie coś do jedzenia i picia? Ja stawiam, dostałam niezłe wakacyjne kieszonkowe od taty. - Jeśli chodziło o Georga Walkera to jako ojciec, a także pracoholik potrafił sypnąć pieniądzem, jakby chciał wynagrodzić lata nieobecności. - Wezmę herbatę z kocim włosem, a z deserów kocie mleczko. - Spojrzała na menu, wybierając smakołyki, a następnie na Anabell, czekając na jej zamówienie. Mogły przecież jeszcze sobie posiedzieć, coś zjeść i przestać w końcu myśleć o takich pierdołach, jak miłość, zakładanie rodziny... Zbliżał się do diaska rok szkolny, a także czas nauki!
Łyknęła sobie tej lodowatej wody, wcale nie myśląc o potencjalnych skutkach. Myślała za to o tym, że niesamowicie chujowa była ta wskazówka pana menela, bo zanurz się i wypij miało niewiele ze sobą wspólnego. Nagle poczuła jak coś jej staje – albo rośnie – w gardle i przypomniała też sobie, że typek coś wspomniał o tym, żeby się nie utopić. Zanim jednak cokolwiek zdążyła z tym zrobić, to jej ciało zaczęły pokrywać g n i j ą c e trytonie łuski. — No to jest obrzydliwe nawet jak na mnie — powiedziała z wykrzywioną twarzą, obserwując co się z nią dzieje i szukając w głowie zaklęcia, które mogłoby jej pomóc. Przypatrując się jednak łuskom, odkryła, że przedstawiają pewien napis. Nie wiedziała czy jej się przewidziało, czy też nie, ale udała się do kociej kawiarni. Coś miłego dla odmiany, może już nie będzie biegać nago, albo gnić po trytońsku. Czuła się w każdym razie jak zgniła ryba, ale przynajmniej były tu kotki.
- Nigdy o tym nie myślałam, by przedłużyć mój ród tylko ze względu na moje włosy, moja mama raczej też nie, bo jedyna odziedziczyłam rude włosy, a bracia nie - wzruszyła obojętnie ramionami. Zaś gdy Anna skończyła z nimi rozmawiać, pomachała jej na pożegnanie. - Hm niech będzie to sobie zamówię Koktajl kototova, aby mieć siłę do działania. Ja w te wakacje, dostałam kieszonkowe, w postaci pięciu galeonów - No nic, może innym razem dostanie nieco więcej. Lepsze tyle niż nic z drugiej strony, westchnęła cicho, zerkając ostatni raz na menu, a potem przez okno, hm może powinna zwiedzić nieco okolicę, zobaczyć co się dzieje? Byłoby zapewne miło poznać nowych ludzi w Venetii. Gdy zamówienie do niej przyszło z rozkoszą zaczęła pić swój koktajl rozmawiając przy okazji z Cass na mniej poważne rozmowy, nie dało się nie wspomnieć o szkole i przystojnych chłopcach czy to w szkole czy to tutejszych. Jeżeli była mowa o chłopakach to Anabell mówiła o tym śmielej, z resztą lubiła gadać, a Cass wyglądała na taką, która lubi słuchać jej paplania.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No i miał za swoje. Gdy tylko woda dotarła do jego gardła, poczuł tam niepokojące uczucie. Nim się zorientował, jego ciało zaczęły pokrywać gnijące łuski, które następnie powoli odpadały, tworząc na ziemi nazwę kawiarni, w której spotkał się z Christopherem. Nie czekając długo, wziął swoje manatki, odstawił Groma do Koloseum i ruszył do kawowego przybytku. Co prawda, nie kojarzył, by było tam coś niezwykłego, ale może nie przyglądał się zbyt uważnie, skupiając uwagę na konwersacji z Walshem. Gdy tylko przekroczył próg, zaczął się rozglądać po wnętrzu. Ani ducha, ani Anafesto, ani nawet pierdolonego wiadra.... Podszedł do lady i nachylając się nad pracownikiem, zapytał po kryjomu, czy to miejsce ma cokolwiek wspólnego ze znanym alchemikiem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max był pewien, że trafił we właściwe miejsce, a jednocześnie wydawało mu się, że nie wszystko było takie, jak być powinno. W końcu wątpliwe było, żeby te wizje, jakich teraz doświadczał, a które niesamowicie go męczyły, miały go tak po prostu doprowadzić do kawiarni. To było absolutnie absurdalne, bo był przekonany, że ostatnią rzeczą, jaką miał tutaj zrobić, było zwyczajne picie herbaty. Czy kawy? Nie, na bank nie, chociaż jednocześnie kawiarnia była tym miejscem, o którym mówiły te łuski. Nie pasowało jednak do nich wiadro, które... Wyglądało, jak to, którego użyto na warsztatach alchemicznych? Kiedy ponownie zakręciło mu się w głowie, kiedy znowu zaczął pluć łuskami, Max był już właściwie pewien, że musi czegoś tutaj poszukać. Kawiarnia była, jego zdaniem, jedynie kluczem do czegoś, czego szukał. Zapewne byłoby mu o wiele łatwiej, gdyby wiedział, na co dokładnie zasadzał się w tej chwili, ale nie można było mieć wszystkiego. Kiedy już się pozbierał, spróbował zorientować się, czy nie było tutaj jakiegoś wyjścia, zejścia albo czegoś podobnego, jakiejś piwnicy, czy cholera wie czego, gdzie mógłby znaleźć odpowiedź na swoje pytanie.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Życie miało wiele barw i smaków, i Chris starał się po nie sięgać, nie tyko tkwiąc w jednym miejscu. To nic by mu nie dało, nie mówiąc o tym, że nie o to chodziło w rozmowach z innymi ludźmi, by kręcić się jedynie wokół problemów. Dlatego pozwalał, by dyskusje płynęły swoim własnym torem, żeby dotykały tego, co akurat było dla kogoś ważne, żeby po prostu rozbijały się spokojnie o brzegi, żeby wędrowały własnymi ścieżkami. Dokładnie tak, jak w tej chwili, kiedy uśmiechnął się lekko, kiwając głową. - Josh też zastanawiał się, czy mógłby jakąś ze sobą zabrać. Są niesamowite, naprawdę miło na nie patrzeć, ale nasz klimat na pewno nie byłby dla nich dobry – powiedział, wzdychając cicho, bo on również nie miałby nic przeciwko, gdyby ich domowe zoo powiększyło się o kolejną istotę. Ostatecznie bowiem to były dość ciekawe stworzenia, a on po prostu czerpał przyjemność z obserwowania magicznych stworzeń w ich naturalnych środowiskach, tak samo, jak i roślin. Był pod tym względem pewnie nieco szalony, ale to go nie obchodziło, tak samo, jak to, że kolejne pytanie Maximiliana mimo wszystko było nieco bezczelne. - A czy jedno nie wiąże się z drugim? – zapytał, śmiejąc się cicho, pytając przy tej okazji, czy w takim razie znalazł takie miejsce, które mógłby w ten sposób określić. Dodał również, że słyszał o polu uprawnym pięciotrzciny, które niesamowicie go korciło, ale nie dało się tam legalnie wejść. Potem dodał, że podobno roślina występowała również na opuszczonej wyspie, ale nie miał na razie z kim się tam zapuścić i wolałby tego tak naprawdę nie robić, bo nie wiedział, co się tam czaiło, chociaż po jego jasnych oczach widać było, jak bardzo korcił go ten nowy gatunek rośliny i pozyskanie sadzonki. - Jeśli będziesz chciał o tym pogadać, wiesz, gdzie mnie znaleźć – powiedział, kiedy chłopak wspomniał o kolejnej szansie, nie dając po sobie znać, że nie był zbyt zachwycony tym rozwiązaniem. To było ostatecznie ich życie i wierzył w to, że wiedzieli, co robili, że pamiętali o tym, o im mówił i próbował wytłumaczyć. Nie mógł jednak decydować za nich ani robić niczego na siłę, więc trzymał się swoich ram, po prostu pozwalając na to, by Maximilian mówił i robił to, co chciał, kiedy chciał. O ile to nie zagrażało jego życiu. - Och, ciebie też? Mnie wpuszczono na czerwony dywan, nie mam pojęcia, jak do tego doszło, ale co jakiś czas ktoś prosi mnie o autograf albo coś podobnego – powiedział, marszcząc lekko brwi. Nie był do tego przyzwyczajony i chociaż nie wstydził się już swoich prac plastycznych, tak nie rozumiał, czemu nagle skierowano na niego blask jupiterów.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Fakt, że mógł rozmawiać z Chrisem o pierdołach, do tego w tak naturalny sposób, wiele mówił o ich relacji. Nie musiał na siłę szukać tematu, ani uciekać się do formalnych uprzejmości. Zamiast tego, sam pozwalał sobie na to, by ich spotkanie przebiegały jakby wcale nie różniła ich przepaść w metryce urodzenia i statusie społecznym, który bardzo długo opierał się przecież między nimi na relacji uczeń-profesor. -Tak, do tego moglibyśmy popełnić te same błędy, przez które, biedne, zostały wrzucone do tego sanktuarium. Lepiej niech się cieszą swobodą, którą mają. - Zgodził się z mężczyzną, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że im więcej dowiadywał się o Joshu, tym bardziej czuł, że są do siebie cholernie podobni. Oczywiście nie przejmował się tym, czy jego pytania były bezczelne. Gdyby Chris chciał go zjebać, zawsze mógł to zrobić. Zamiast tego, zielarz jednak dał mu dość wiele mówiącą odpowiedź, na którą Max tylko prychnął, lekko rozbawiony. -Z takich przyzwoicie dostępnych miejsc do niezbyt. Chociaż jest jeden taki most, mówi się, że to most zakochanych. Dzieje się tam jakaś magia, ale nie do końca wiem jaka. - Przyznał, bo inne miejsca nie przychodziły mu zupełnie do głowy. -Jeśli chcesz, mogę załatwić Ci wielosokowy, albo pożyczyć niewidkę. - Wyszczerzył się, gdy usłyszał o pięciotrzcinie. Sam miał zamiar się po nią wybrać i wcale nie przejmował się nielegalną formą tego działania. Nikt go tu nie znał, a ukrycie własnej tożsamości w świecie magii było cholernie proste, co Solberg nie raz już zdążył udowodnić wszystkim wokół. W temacie opuszczonej wyspy nie zmieniał jednak stanowiska. Rozumiał, że ta przyciągała swoją aurą, ale nie było opcji, by sam się tam wybrał, przez co rozumiał też podejście Walsha. -Wiem, dzięki. - Skinął głową, samemu zastanawiając się, czy chce w tej chwili rozwijać ten temat. Co prawda Christopher widział, w jakim stanie Max był podczas pobytu w Mungu i szczerze, dwudziestolatek zdziwiłby się, gdyby zielarz skakał z radości na te wieści, ale takie już było życie, serce nie wybierało. -Wiesz.... Mam wrażenie, że wyjaśniliśmy sobie to, co nas hamowało i zatruwało naszą relację. Chociaż nadal czuję, że Paco nie do końca mnie rozumie. Wiem, że się stara uszanować granice, które stawiam, ale też widzę, że są one dla niego niewygodne. - Westchnął jednak, zrzucając z siebie ciężar wątpliwości, który nie pozwalał mu do końca cieszyć się nowym rozdziałem własnego związku. Mógł mieć tylko nadzieję, że razem z Salazarem popracują nad tym, by ostatecznie wszystko poszło w lepszą stronę, zamiast skończyć się jak zawsze. -Mnie potraktowali dokładnie tak samo. Ludzie na ulicy mnie zaczepiają i szczerze, świetnie się bawię udając gwiazdę. Nie co dzień ma się przecież okazję grać idola z okładki, prawda? - Zaśmiał się na tę myśl. Jak zwykle przekuwał podobne wydarzenia w czystą zabawę, kreując miłe wspomnienia na przyszłość. Zastanawiał się, jakim cudem nie widział Chrisa w loży, ale w końcu doszedł do wniosku, że było tam trochę ludzi, więc mogli po prostu minąć się w tłumie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Wiele się zmieniło i Chris nie sądził, by były to zmiany na złe, wręcz przeciwnie. Odnosił wrażenie, że to, co się działo, było tak naprawdę dobre, że po prostu robili to, co do nich należało, zajmując się swoimi sprawami, rozmawiając i dostrzegając, że mogli po prostu zwyczajnie rozmawiać. Bez większych problemów, bez szarpania się i wymyślania nie wiadomo czego. Prawdę mówiąc, zielarz nie odczuwał aż takiej przepaści, jeśli mowa o ich wieku, ale może wynikało to z prostego faktu, że jego siostra była niewiele starsza od Maximiliana, a jego bratanek był od niego z kolei niewiele młodszy. Obracając się w takiej rodzinie, stopniowo oswajał się ze spojrzeniem osób w wieku Solberga, chociaż oczywiście, ich problemy były niewątpliwie inne od tych, jakimi dzielili się z nim jego bliscy. - Dokładnie. Czasami chcielibyśmy innych uszczęśliwi na siłę, a nie sądzę, żeby magiczne stworzenia były z tego powodu tak naprawdę zachwycone – zauważył, żeby zaraz się zaśmiać, a jego jasne oczy zabłyszczały, gdy w rozbawieniu groził palcem Maximilianowi, jakby chciał mu powiedzieć, że te wszystkie czapki niewidki i inne sposoby zniknięcia, nie były zbyt legalne. Można było jednak zauważyć, że rozmowa o sekretnych miejscach i tym wszystkim, co się z nimi wiązało, na swój sposób Chrisa bawiła i powodowała, że miał ochotę przekonać się, czy dałby radę zrobić coś mało legalnego. Prawdę mówiąc, chociaż był Gryfonem, przypominał o wiele bardziej jakiś rozważny egzemplarz, pochodzących z okolic Ravenclaw. – Zobaczę, czy uda mi się w takim razie zabrać Josha na ten most. Chociaż, jeśli działa tak, jak krąg w Luizjanie, to nie wiem, czego się spodziewać – dodał, przypominając sobie ich burzliwą rozmowę sprzed lat. Zaraz też potrząsnął lekko głową, a później uśmiechnął się łagodnie, słuchając tego co chłopak miał do powiedzenia, jednocześnie głaszcząc wciąż koty, które próbowały po nim spacerować, najwyraźniej doskonale się przy tym wszystkim bawiąc. Przez chwilę nie skupiał się na nich, starając się przeanalizować jak najdokładniej słowa młodego mężczyzny, by później westchnąć cicho. - Wiem, że to jest niesamowicie oklepane, ale naprawdę najważniejsza jest rozmowa, wyrażanie wprost tego, czego się oczekuje i czego się chce, co nas denerwuje, a co nie. Może to wyda ci się śmieszne, ale teraz zawsze mówię Joshowi dokąd idę, co będę robić, co się wydarzyło. Dzięki temu nie możemy się właściwie niczym zaskoczyć, a wydaje mi się, że mamy za sobą dostatecznie wiele przeżyć, żeby mieć dość problemów na kolejne lata – stwierdził, nie chcąc tego ukrywać, chociaż jednocześnie wiedział, że dla niektórych ich zachowanie było zapewne paskudnie cukierkowe i nie takie, jak być powinno. Ale to niewiele go obchodziło, tak prawdę mówiąc, bo po prostu chciał żyć po swojemu. – Nie, nie co dzień, ale wierz mi, ja bym wolał, żeby zostawili mnie w spokoju. Nie jestem stworzony do sławy – zauważył, uśmiechając się lekko, a później zapytał jeszcze, jak podobała mu się sama sztuka i jak podobało mu się to, że najwyraźniej starożytność mieszała się tutaj ze wszystkimi epokami.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam nigdy nie zastanawiał się nad przepaścią wiekową, bo zrozumiał jakiś czas temu, że jest w stanie dogadać się z każdym. Wystarczyły chęci i odpowiednie nastawienie, czasem trochę oszustwa, choć na szczęście w tym wypadku wszystko szło naturalnie. Nie unikali spięć, te zdarzały się głównie wtedy, gdy Christopher chciał chłopakowi pomóc, ale mimo wszystko jakoś wychodzili z tego na prostą. -Tak samo jak i ludzie, prawda? - Wysnuł bardzo adekwatną do siebie teorię, bo akurat tutaj mógł się zgodzić. Nikt i nic chyba nie lubiło być zmuszane do czegokolwiek, nic więc dziwnego, że wydretkom żyło się lepiej w sanktuarium niż w niewoli. Wzruszył niewinnie ramionami, jakby wcale nie był świadomy, co to grożenie palcem oznaczało. Obydwoje jednak dobrze wiedzieli, że Max niekoniecznie się lubił z prawem, bo po prostu je ignorował licząc na to, że nie wyląduje za kratkami. -Nie wiem o jakim kręgu mówisz, więc nie potwierdzę ani nie zaprzeczę. - Luizjany liznął tyle o ile, mając zdecydowanie ciekawsze zajęcia. To tam zrobił burdę w barze i wszedł w nieprzyjemną potyczkę z mugolską policją. Dużo bardziej niż panowie w mundurach, wspominał jednak pocałunek z Lucasem, który przypadkiem naćpał się Maxiową mieszanką, kompletnie odpływając w swój świat. -Nie wiem, czy u nas to zadziała. O niektórych sprawach lepiej jest nie wiedzieć, żeby człowiek mógł spać spokojnie. - Przygryzł lekko wargę, zastanawiając się, czy powinien poruszać takie tematy, czy też nie. Zresztą, sam wielokrotnie przecież lubił znikać i denerwował się, gdy ktoś go odnajdywał. -Na przykład to, że spało się z kimś innym. - Powiedział w końcu do swojej kawy, raczej niż do Christophera. -Wydaje się to być dla niego ważne, by miał taką możliwość. - Dokończył, wypijając duszkiem resztkę napoju. Czuł się dziwnie mówiąc o tak intymnym problemie między nimi szczególnie, gdy zielarz bardzo dobrze wiedział, jak Max zareagował, gdy Morales go zdradził i cała sytuacja wyszła na jaw. -Spokój i prywatność to ważna rzecz w życiu. - Zgodził się, opowiadając, że sama sztuka to nawet fajna, choć najbardziej cieszyło go, że mógł zobaczyć coś własnej produkcji na scenie, mając oczywiście na myśli biżuterię, którą wykonał na warsztatach.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Remy uparła się na te koty, oj tak, uparła się srodze! Zamierzała odkryć wszystkie koty Murano z legendy i udowodnić samej sobie, że ta była prawdziwa! Nie było więc co zwlekać – udała się do najlepszego miejsca na rozpoczęcie kolejnej misji znalezienia duchów, do kociej kawiarni. Oczywiście na drogę założyła maskę, tylko że… Nic się nie stało. Przynajmniej tak się jej wydawało. Co prawda czując swój ulubiony napar na wstrzymanie łaknienia zaczęła kichać, ale kto by się tym przejmował, prawda? Z plecakiem, gotowym naparem i całą masą sił ruszyła do kociej kawiarni. Przed której wejściem… - Mam cię maluchu! – ucieszyła się i zrobiła zdjęcie pręgowanemu duchowi kotka o niesamowicie puszystym ogonku. Aż chciała go dotknąć, ale wtedy zniknął. Dlaczego zawsze znikały? No nic, szybka kawa i w drogę! Zamówiła cat caffe na wynos, a wtedy kątem oka zobaczyła… - Nico! – zawołała wesoło i pomachała kuzynowi. – Też szukasz kotów?!
Ostatnio zmieniony przez Harmony Seaver dnia Pon Sie 21 2023, 14:02, w całości zmieniany 1 raz
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas przyszedł do kawiarni w bardzo konkretnym celu. A mianowicie chciał popracować. Tak. Wakacje niedługo miały zacząć dobiegać końca, a on musiał jakoś zacząć układać sobie życie. Włosi byli przesądni, a on potrafił w zaklęcia, dlatego nawinęła mu się całkiem lukratywna fucha na parę amuletów. Były co prawda koślawe i niekoniecznie piękne, ale działały! I to się liczyło. Należało jednak doskonalić swój fach, dlatego w wolnej chwili czarodziej zdecydował się pójść do kawiarni i wśród jej przyjemnej aury zabrać się za kilka szkiców. W założeniu miały to byc projekty jego następnych produktów, ale w praktyce średnio mu wychodziły. Nie był za dobry w rysunkach i własnie to wyłaziło. Od czago jednak była improwizacja? Właśnie popijał sobie koktajl kototova, kiedy do kawiarni wpadła jego ulubiona i póki co jedyna poznana kuzynka. - A ciebie znów gdzieś nosi, Psidwaku - skomentował, patrząc na jej plecak. - Hm? Kotów? Nie, ja... Rysuję, miał powiedzieć, ale spojrzał na swoje mierne bohomazy i nieco się skrzywił.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Chociaż ciągnęła ją jak mało co do zapuszczenia żurawia w notatki Nico, powstrzymała się. No dobra, powstrzymała ją nagła reakcja alergiczna na zapach kawy i to, że musiała kichnąć… Czyżby znów ta maska? No pięknie. Zatkała nos i jednym haustem wypiła swoją porcję, bo potrzebowała tej dawki energii, omal się nie udusiła od nagłego kaszlu, trochę zapiekło ją gardło ale oprócz tego, że skóra ją lekko swędziała to było dobrze. - A gdzie mnie nie nosi?! – zaśmiała się. – Jest ta legenda o kotach Murano. Jak znajdziesz wszystkie duchy to czeka cię wielkie szczęście! Ja już mam siedem, zobacz! – pokazała Nico specjalnie przeznaczone na duchy i zapiski o nich strony. Cztery na siedem zdjęć było uzupełnionych. – Chcesz poszukać ich razem?
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas podniósł wzrok na Harmony, potem spojrzał na swoje rysunki. Znów na Harmony, a potem westchnął ciężko, wiedząc, że wybór jest druzgocąco wręcz prosty. Dzisiaj pracować jednak nie będzie. Musiał to nadrobić w niedalekiej przyszłości, jeśli chciał być pożyteczną jednostką struktury społecznej. Złożył kartkę, wsadził ją do kieszeni spodni, a potem dopił koktajl. - Dobra, Psidwaku. Możemy iść robić wspólne wspomnienia. Ale będę musiał nadrobić robotę później, skoro mam wrócić do jako takiej normalności. Wstał i dał się poprowadzić tam, gdzie życzyła sobie udać się Remcia. A praca? Nie ucieknie. Po prostu będzie musiał się za to zabrać później.
Ciąg dalszy dla Nicholasa i Harmony w Tajemniczym Zaułku
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Dokładnie jak z ludźmi – przyznał spokojnie, bo w istocie uważał, że człowieka również nie można było więzić, do niczego zmuszać, ani na niego naciskać. W ten sposób wszystko się niszczyło i prowadziło się do miejsca, z którego tak naprawdę nie było już ucieczki. Miał wrażenie, że Max w tej chwili mówił również o sobie, o własnych przeżyciach i problemach, jakie się za nim wlekły. Nie zamierzał o to pytać, czując doskonale, że po prostu powinien pozwolić mu mówić. Dał mu więc przestrzeń, głaszcząc kota, który wciąż kręcił się na jego kolanach, spoglądając na chłopaka spod przymkniętych powiek. Sięgnął zaraz po swoją herbatę i upił kolejny łyk, by w końcu skinąć lekko głową, gdy Solberg wspomniał o czymś, co go denerwowało. I Chris musiał na moment zamknąć oczy, by był pewien, że w jego jasnych tęczówkach odbiłaby się w tym momencie wewnętrzna furia, a na usta niemalże cisnął mu się sarkastyczny śmiech. - A jakie to jest dla ciebie? To nie polega na tym, żeby przyjmować to, co jest ważne dla drugiej strony, jeśli to jest coś, czego ty sam nie tolerujesz. Pamiętaj, to jest twoje życie, a w twoim życiu to ty jesteś najważniejszy, nie egoistyczne pragnienia kogoś innego. Jeśli nie tolerujesz… otwartego związku, to musi o tym wiedzieć, a jeśli to nadal dla niego tak ważne, to wtedy musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest istotniejsze dla ciebie – powiedział, po czym odetchnął głęboko, decydując się postawić sprawę jasno. – Gdyby Josh przyszedł do mnie z takimi pomysłami, nie zgodziłbym się. Gdyby nalegał, wniósłbym o rozwód, bo to nie miałoby dalszego sensu. Dla mnie nie miałoby sensu – wyjaśnił najprościej, jak było to możliwe, starając się nie unosić gniewem, nie mówić, że to wszystko stawało się coraz bardziej skomplikowane. Wiedział, że Salazar był egoistyczny. Zdołał go poznać i jego opór na zmiany, opór na to, żeby spróbować spojrzeć na coś inaczej, jednocześnie wiedząc, że na swój sposób musiał kochać Maximiliana. To jednak nie zawsze wystarczyło i Christopher był tego pewien. Dlatego też spokojnie zauważył, że nie oczekiwał odpowiedzi, że to było coś, co musieli rozwiązać między sobą, a przede wszystkim coś, co Max musiał sam ustalić ze sobą. - Mogę ci tylko powiedzieć, jak ja się na to zapatruję, ale ludzie są różni. Niektórzy żyją w otwartych związkach, inni w białych małżeństwach, niektórzy z nikim się nie wiążą i po prostu bawią się przyjemnością. Ale to zależy od tego, co sam czujesz. Ja jestem nudnym, starym osłem, który wierzy w miłość do grobowej deski, nad którą się pracuje i w wierność – wyjaśnił, wzruszając lekko ramionami i uśmiechnął się do chłopaka na znak, że mógł być nie do końca obiektywny w ocenie tej sytuacji.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dokładnie jak z ludźmi. Powtórzył jeszcze w myślach sam do siebie, wzdychając głęboko. Oczywiście, że mówił między innymi o sobie, choć wiedział, że nie jest jedynym, który może wystosować do swojej osoby takie porównanie. Nie każdy z otwartymi ramionami leciał do obcych, pozwalając im na bezgraniczną interwencję we własne życie. Owszem, Max sprawiał takie wrażenie, ale poniekąd była to z jego strony tylko gra. Gra, stworzona po to, by chronić jego ogromną wrażliwość, którą tak naprawdę się cechował. Nie widział reakcji Christophera na swoje słowa. Nie do końca chciał być jej świadom, skupiając się na futrzaku, który wskoczył na stół, domagając się uwagi dwudziestolatka. Temat nie był prosty i Max nie był pewien, czy dobrze zrobił poruszając go, ale gdzieś w głębi serca czuł, że potrzebuje spojrzenia na tę sytuację z innej strony. Strony, która nie była ani jego, ani Paco. Wysłuchał do końca stanowiska zielarza, nie dziwiąc się, że nie do końca był fanem takiej formy związku, choć kwestia rozwodu wydawała się dla niego nieco radykalna. Zresztą, co on mógł wiedzieć, był tylko idiotą bawiącym się w relację, która nie wiadomo dokąd dążyła. -Dlatego nigdy nie wezmę ślubu. - Postanowił zacząć od żartu w kwestii rozwodu, by zamaskować, jak bardzo niewygodne było dla niego pytanie, od którego Chris zaczął swoją wypowiedź. Oczywiście zamiar ni chuja nie pokrywał się z rzeczywistością, bo Max całym sobą aż krzyczał, że rozmowa poszła w stronę, która kompletnie nie mieściła się w jego strefie komfortu. -Ja... Ja.... - Zaczął się jąkać, szukając samemu odpowiedzi na to, czego chciał i co było dla niego dobre. -Ja nie do końca wiem, jak się z tym czuję. W końcu seks to tylko fizyczność i był tym dla mnie od zawsze, ale nagle jakoś... Nie wiem, straciłem pewność, że mam do zaoferowania coś więcej niż swoje ciało. A może nigdy jej nie miałem. Dlatego, kiedy szuka tego u innych, czuję się... Źle. - Wybąkał w stronę kota, który delikatnie podgryzał mu teraz palce. -Nie wiem, czy to jest to, jak naprawdę się z tym czuję, czy kwestia jakiejś kolejnej popierdolonej rzeczy na mojej psychice. Nie umiem w związki. Nigdy ich nie szukałem i nie wyobrażałem sobie, że mógłbym kiedyś jakikolwiek stworzyć. Nie byłem nauczony miłości i nie wierzyłem, że coś takiego w ogóle istnieje. To wszystko nagle stało się zbyt skomplikowane i czasem... Czasem chciałbym odpuścić, bo nie czuję, żebym był wart tego całego zachodu. - Wyrzucił z siebie jeszcze, biorąc kota na ręce i drapiąc go po brzuchu, aż ten zaczął pomrukiwać cicho. -Przepraszam, wiem, że to nie ma sensu co mówię. - Powiedział w końcu, kompletnie zawstydzony, jakby wyznał najstraszliwszą prawdę, jaką ktoś może kiedykolwiek skrywać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Chris obserwował uważnie Maximiliana, zdając sobie sprawę z tego, że tak naprawdę chłopak był pogubiony jeszcze bardziej, niż podejrzewał. To nie było ani trochę dobre i było to doskonale widoczne. Słuchał go, mając jednocześnie wrażenie, że coś przekręca się w jego żołądku, powodując, że miał ochotę przywalić każdemu, kto ostatecznie doprowadził do stanu, w jakim znajdował się Max. Bo nie było to ani trochę dobre, ani trochę miłe, ani trochę odpowiednie. Był zagubiony i nawet jeśli faktycznie traktował pewne rzeczy, jako normalne, oczywiste i całkowicie zwyczajne, to najwyraźniej teraz wszystko się dla niego zmieniało. - Nie odpowiem za ciebie, Max. Jeśli nie czujesz się źle z tym, że spędzasz czas z innymi, to nie jest to ani trochę złe. Jeśli czujesz, że wolałbyś zachować pewne kwestie jedynie dla siebie i dla Salazara, to również nie ma w tym niczego złego. Ale absolutnie nie jest tak, że nie masz nic do zaoferowania, a jeśli ktoś sprowadza cię jedynie do roli przedmiotu, którego może używać, kiedy chce, to nie jest normalne i właściwe. Jesteś człowiekiem, indywidualną jednostką, która ma wiele do zaoferowania, która ma swoje przemyślenia, która ma swoje uczucia i pragnienia. Masz innym do zaoferowania bardzo wiele, nie tylko własną obecność, przyjaźń i wsparcie, ale również ogromną wiedzę i zaangażowanie, którego brak wielu ludziom. Wnosisz wiele do życia innych i to coś, za co należy cię doceniać i szanować. I jesteś wart każdego zachodu dla tych, którzy cię kochają, Max. Może nie zabrzmi to teraz dobrze, ale widzisz, ja też nie miałem problemu, żeby cię szukać, żeby sprowadzać sprowadzić cię do domu. Bo jesteś ważny i wart tego, żeby szukać cię na drugim końcu świata – powiedział szczerze, przyglądając się chłopakowi, nie nachylając się jednak do niego, ani nie robiąc niczego podobnego. Nie wiedział, czy ten życzył sobie cudzego dotyku, więc trzymał się swojego miejsca, jedynie uważnie go obserwując, wierząc w to, że jego słowa mimo wszystko posieją ziarno w myślach Maxa. Wiedział, że nie teraz, nie w tej chwili, wiedział również, że ten najpewniej zechce teraz wszystko zostawić za sobą i odejść.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas był zdecydowany, by podjąć jeszcze raz próbę zgłębienia tajników tworzenia szkiców amuletów na kartkach. Wcześniej wpadli na siebie z Harmony i jego próby spełzły kompletnie na niczym, teraz jednak podjął stanowczą, męską decyzję, by skupic się na rozwijaniu swoich możliwości. Jakieś predyspozycje miał, nie był w tym temacie kompletnym laikiem, musiał tylko poćwiczyć. Jak to z większością spraw było, większość umiejętności rysowniczych nie pochodziło z talentu, a z konsekwentnej pracy. Dlatego też uzbrojony w plik kartek oraz ołówek usiadł znów w kawiarni i nie przeszkadzając nikomu szkicował raz za razem koślawe wisiorki i medaliony.
Ostatnio zmieniony przez Nicholas Seaver dnia Sro Sie 23 2023, 12:08, w całości zmieniany 1 raz
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Maska:Gwiazda Zapłata: Si Dodatkowy kotek do wejścia+1 Kotek:LUNA!
Czuła się dziś wyśmienicie i to nie tylko dlatego, że udało jej się w bibliotece dorwać kilka ciekawych książek! Miała wrażenie, że maska, którą dziś włożyła dodała jej blasku. Zresztą nawet jak przejrzała się w swojej nowej, zwiewnej, dziewczęcej sukience miała wrażenie, że wyglądała DUŻO lepiej niż zazwyczaj. Co więcej, aż tak dobrze, że pozwoliła sobie na zjedzenie śniadania. Były to w większości warzywa, to prawda, ale jak na nią to i tak poszalała. A co za książki? Cóż, dotyczące złotnictwa i sztuki robienia wisiorków Venetiańskimi technikami – przecież każdy dobrze wiedział, że Wenecja stała złotem i szkłem. Zapukała do pokoju Nicholasa, ale tam powiedzieli jej, że wyszedł do kawiarni. Więc pora na cat caffe! Tym razem przed wejściem powitała ją nieśmiała, ruda kotka, na której widok Remy omal nie zaczęła skakać jak szczęśliwa kuleczka. Natychmiast zrobiła kotkowi zdjęcie i wkleiła zlepem do Dziennika Przygód, jeszcze tylko dwa! Spróbowała ją oczywiście pogłaskać, ale jak zwykle z Murano – rozpłynęła się w powietrzu. Dobrze, że Nico tak zrobić nie mógł. Gdy tylko zobaczyła go przy stole, od razu tam pobiegła, z hukiem zarzucając plecak na stół. - Mam coś specjalnie dla ciebie! – wyszczerzyła się do niego wesoło, a jej oczy lśniły tą nieposkromioną radością i ekscytacją.
Ostatnio zmieniony przez Harmony Seaver dnia Wto Sie 22 2023, 22:55, w całości zmieniany 1 raz
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas zabierał się właśnie za kolejny szkic, po stosie poprzednich nieudanych, kiedy do kawiarni znów wparowała Harmony. Seaver zamkrugał, mając wrażenie, że już raz był w tej samej sytuacji, a na dodatek dziewczyna znów miała ze sobą plecak. Czyli istniało ryzyko, że znów będzie go ciagać go po Venetii w poszukiwaniu nieistniejących kotów. - Hej, Psidwaku. Co takiego tam masz? - zapytał, zastanawiając się jak dobitnie przekazać, że jest zdecydowany, by dokończyć swoje zajęcie. - Rems, dzisiaj nie będę chodził za duchami. Było super, ale wiesz, muszę trochę poćwiczyć, jak chcę na poważnie zająć się swoją robotą. Ale możemy pogadać tutaj! Mogę rysować i rozmawiać jednocześnie. I zabrał się za nowy projekt amuletu. Ten miał kształt medalionu z wyrysowanym pośrodku drzewem z rozłożystymi konarami. - Staram się nauczyć wizualizować przedmioty zanim zacznę je tworzyć. Wtedy transmutacja łatwiej przebiega. Im więcej rozrysuję na kartce, tym lepiej przedmiot później wygląda, ale... No, na razie kiepsko mi idzie.