Wschodni brzeg wielkiego jeziora w dużej mierze zagarnęła linia gęstych drzew, dzięki czemu jest jednym z mniej okazałych. Jest także nieco podmokły, przez co niekiedy można w tym miejscu wpaść w ogromną kałużę, za to właśnie tutaj można obserwować najlepsze zachody słońca w całym Hogwarcie.
Przez ostatnie tygodnie Max doskonale uświadomił go co do tego, że tworzenie zupełnie nowego eliksiru od podstaw to nie przelewki. Pamiętał jak dziś, to popołudnie, kiedy nawdychał się oparów i odpłynął. Wystarczył jeden zły ruch, czasami drżenie ręki przy kluczowych czarach, a efekt już mógł być tragiczny w skutkach. Szczury były jak dotąd ich gwarancją, że dopóki nie dojdą do perfekcji i nie znajdą doskonałej receptury na ten wywar - nie mieli co zabierać się za testowanie go na ludziach. No chyba, że życie im nie miłe. Rzeczywiście czytanie maxowych notatek nie należało do najłatwiejszych zadań, ale faktycznie robił to już tyle razy, że jakby nie patrzeć i tak dobrze mu szło. Trochę jego ślaczków już znał, trochę się domyślił, trochę dodał od siebie i było dobrze. Ale z takim pismem Solberg mógł zostać uzdrowicielem. Trzeba było przyznać, że cały proces warzenia eliksiru nie był aż tak bardzo skomplikowany jak się spodziewał. Zresztą, każdy wywar, kiedy miało się przepis i znało tricki ułatwiające przygotowanie składników, było pestką. Schody pojawiały się wtedy, kiedy był to eliksir złożony, tak jak w tym przypadku, gdzie musieli użyć magii transmutacji, aby nadać miksturze pełnej mocy. Tylko wtedy efekty jego działania będą takie jakich oczekiwali. Dlatego po całej procedurze zaklęcia transmutacyjnego, kiedy teoretycznie ich wywar był już gotowy, czas było podać go ich testerowi. Posłał tylko kumplowi zestresowane spojrzenie, po czym skupił się na robocie, aby po chwili zobaczyć jak ich szczur staje się "szczuronem". Zaśmiał się na to określenie. - Wygląda... za zdrowego. Ja bym poczekał jeszcze kilka chwil, żeby zobaczyć co się z nim stanie po jakimś czasie. Wiesz, dla pewności, że nic nie przeoczyliśmy. - odezwał się, chcąc przekonać Maxa, że warto poświęcić ten kwadrans dłużej, aby dmuchając na zimne, ocenić czy nie ma innych skutków ubocznych, od tym zranionych łapek. Jednak kiedy po piętnastu minutach nie zauważyli żadnych niepokojących zmian, Lucas przyznał Solbergowi rację co do tego, że najwyższy czas, aby sprawdzili działanie syreniego eliksiru na sobie. Odlał sobie porcję wywaru, aby po chwili przechylić fiolkę na "trzy-cztery" razem ze wspólnikiem. Był zdenerwowany, nie mógł tego ukryć, ale jednocześnie też podekscytowany tym, że za chwilę wyrosną im trytonie ogony. I właśnie się stało. Kiedy siedząc na brzegu, nagle ich kończyny dolne zaczęły pokrywać się łuską i tworzyć charakterystyczną płetwę, na usta Sinclaira wkradł się podjarany uśmieszek. - O kurwa, mam ogon. Nie wierze - zaśmiał się nerwowo pod nosem, jakby rzeczywiście niedowierzał, dlatego zmacał ogon na całej długości, oceniając jego fakturę. Za to po chwili poczuł też, że za uszami wyrasta mu dodatkowy organ, którymi były rybie skrzela, pozwalające na oddychanie pod wodą. - Stary, wskakujemy do jeziora.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Lucas ze względu na resztki rozumu, godności i instynktu samozachowawczego po prostu nie lądował w szpitalnym tyle co Max przez swoje debilne eksperymenty. Jednocześnie młodszy ślizgon wiele się dzięki nim i współpracy z profesor Dear nauczył, więc nie do końca żałował tych kilkuset urazów. Do tego pielęgniarki już go nawet znały i nie musiał się aż tak tłumaczyć, a i czasem dodatkowy budyń mu przyniosły. Same plusy. No i jeden minus w postaci tego całego bólu i nieprzyjemnych kuracji. Może i jego pismo na uzdrowiciela się nadawało, ale ze zdolnościami było już gorzej. Nie bez powodu potrzebował prywatnych medyków wokół. Sam potrafił NIE UMRZEĆ, ale wyleczeniem siebie by tego nie nazwał. Przynajmniej w poważniejszych przypadkach. No ale to, co potrafił narazie mu wystarczało i jakoś się tego trzymał. Zawsze mógł łyknąć jakąś mieszkankę wzmacniających eliksirów i w ten sposób doprowadzić siebie do porządku. Widać Lucas był tak samo zestresowany jak on. Stali przed momentem, na który pracowali prawie pół roku i mogło wydarzyć się dosłownie wszystko. Max praktycznie wstrzymywał oddech patrząc na szczurka, który wyglądał dobrze. Nawet zbyt dobrze jak na to, ile go przez ostatnie kilka dni molestował różnymi wersjami eliksiru. -No tak, zawsze coś może się zjebać po fakcie. - Mruknął trochę do siebie, trochę do Lucasa i choć to zdanie miało swoje powody, to jednak Max nie potrafił się tym teraz przejmować. Ten projekt był praktycznie jego dzieckiem i pokładał w nim wielkie nadzieje, choć wiedział, że nie był to żaden poważny eliksir, który miał za zadanie zrewolucjonizować świat. W końcu i przyszedł moment, którego wyczekiwali najbardziej. Obydwoje unieśli flakoniki do ust. -Do zobaczenia po syreniej stronie. - Mrugnął do Lucasa i na sygnał wlał sobie zawartość szkła do gardła. Smak był nawet nienajgorszy, nie poczuł żadnego bólu, a jedynie dyskomfort związany ze zrostem kończyn w jeden, pokryty łuskami ogon. Od razu klapnął na dupsku na trawie. Dopiero słowa Lucasa uświadomiły mu, że faktycznie, udało im się. Są jebanymi trytonami. -ON MA OGON! - Zaśmiał się na ten widok, po czym przejechał dłonią po chropowatej fakturze własnej płetwy. -Bez gadania! - Od razu zanurzył się w wodzie jeziora i o ile oddychać dzięki skrzelom było zajebiście łatwo, o tyle już z poruszaniem się miał większy problem. -Chyba trzeba to opanować. Nie jestem przyzwyczajony do pływania z ogonem. - Bez wątpienia jego ruchy były niezdarne, ale frajdy miał od groma. Zaczął nakurwiać kółeczka ciesząc się jak dziecko z lizaka, po czym wypłynął na brzeg i przy pomocy zostawionej tam różdżki przywołał do siebie skitraną w torbie flaszkę. -Ja wiem, że niezbyt można, ale trzeba to uczcić! Chociaż po łyku zwycięstwa stary. Nikogo nie ma. - Powiedział, odkręcając butelkę i podając Lucasowi. Nie wyobrażał sobie nie uczcić tego sukcesu w momencie, gdy został osiągnięty.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Miał cholernego stresa przed tym zanim szczur otrzymał porcję eliksiru i jego łapki zmieniły się w trytoni ogon. Uda się, nie uda... uda, nie uda... - krążyło mu w głowie w tym momencie, a kiedy tylko zobaczył transmutację zwierzęcia, serce podskoczyło mu do gardła z podekscytowania. Ich eliksir działał. Gryzoń posiadał piękny syreni ogon, który wyglądał dokładnie tak jak to sobie zaplanowali. Bez żadnych deformacji, bez mankamentów. W całości jego kończyny tylne były zrośnięte w syrenią płetwę. Jednak kiedy minęła faza ekscytacji, trzeba było podejść rozważnie do tego wszystkiego, dlatego Lucas uznał, że dobrze będzie zanim wypiją swoją porcję, obserwować jeszcze przez chwilę ich modela by zobaczyć czy wszystko pójdzie po ich myśli. I dopiero w momencie kiedy mieli względną pewność, że testowanie na ludziach jest bezpieczne, mogli na sobie tego spróbować. I zobaczyć jakie to zajebiste uczucie. Zaśmiał się razem z kumplem, kiedy głośno niedowierzali w to co się działo. Właśnie, zaledwie w ciągu kilku sekund zmienili się w syreny. UDAAAAAŁO IM SIĘ! - No to jazda - mruknął do Maxa, rzucając się do wody, by od razu "wypróbować" ogon, który nie był do ozdoby. Najlepsze dopiero przed nimi. Ale Solberg miał racje. - To kwestia kilkunastu minut. Mamy teraz troche inne... mięśnie? Musimy nauczyć się ich używać. Ja pierdole, ale się jaram! - nie mógł powtrzymać euforii spowodowanej wynikiem ich dzisiejszego testowania i podejrzewał, że przyjaciel czuje się podobnie. Kiedy zobaczył wyciągniętą przez Maxa butelkę, odruchowo rozejrzał się wokoło, sprawdzając czy nikogo nie ma w pobliżu. Okazja, okazją, ale nadal był prefektem. - Dobra, po jednym - rzucił po chwili, biorąc od niego trunek, by pociągnąć sporego łyka. - Kurwa, stary, nie wierze, że mamy własny eliksir. - dodał jeszcze po drugim łyku ciągle uciekając wzrokiem na płetwę, którą miał zamiast nóg, w tej chwili wynurzoną na brzegu. To było niesamowite!
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Obydwoje chyba się stresowali tym momentem. Dla Maxa znaczyło to naprawdę wiele i domyślał się, że Lucas podchodzi do tego równie poważnie co on. Jeżeli właśnie udało im się uwarzyć coś swojego Solberg w końcu mógł mieć coś z czego byłby naprawdę dumny i do tego mógł dzielić ten moment z przyjacielem. Miał nadzieję, że to, jak zareagował szczurek będzie adekwatne do reakcji ludzkiego organizmu na ich wywar i choć poczuł, jak ze zdenerwowania gardło nieco mu się zaciska po prostu wlał sobie miksturę do ust czekając na upragniony efekt. Chropowate łuski pod palcami, skrzela na szyi i cała reszta sprawiła, że na twarzy Maxa mimo dziejących się w jego życiu komplikacji zagościł szeroki uśmiech. Prawdziwe szczęście zawładnęło jego umysłem, gdy wypróbowywał swoje nowe atuty, co okazało się być nieco trudniejsze niż się spodziewał. -Stary nawet kurwa mi nie mów. Ogarniasz to? Udało nam się! Jesteśmy jebanymi trytonami! I to wszystko udało nam się ogarnąć bez ofiar śmiertelnych. - Nie potrafił ustać w miejscu czując w sobie tę niewyobrażalną energię. Nie pamiętał kiedy ostatnio był w takim nastroju i zdecydowanie podobna chwila oddechu od mnogości problemów mu się należała. -Szczerze nie wiem jak to wygląda fizjologicznie, Ty tu jesteś lepszy w anatomię, ale kurwa to jest niewiarygodne! - Z każdą minutą coraz lepiej radził sobie z posługiwaniem się ogonem. Poruszenie odpowiednich partii było kluczem choć dostosowanie siły, by odpowiednio się przemieścić też należało do mniejszego wyzwania. -No i patrz jak zajebiście wyglądamy. Te lśniące loki, aksamitne głosy... Teraz Alina na pewno Ci się nie oprze. - Zaśmiał się czochrając Lucasa lekko po jego nieziemskiej fryzurze. Po prostu nie wierzył, że to wszystko działo się naprawdę. Wiedział, że nie powinien był przynosić tu butelki. Byli w końcu na otwartym terenie i do tego Sinclair nosił odznakę prefekta. Max jednak nie wyobrażał sobie nie uczcić od razu ich ewentualnego sukcesu. Podał przyjacielowi butelkę, gdy ten upewnił się, że nikt ich tutaj nie podgląda, po czym sam wziął z niej porządnego łyka. -Nawet mi nie mów! To jest kurwa niesamowite. W życiu bym nie pomyślał, że ogarnę coś podobnego przed końcem szkoły. - Ciężko było opanować mu tę radość. Mimo, że wiedział jak duża jest jego wiedza z zakresu eliksirów nie uważał, że jest w stanie upichcić coś bez pomoc kogoś bardziej doświadczonego. A tu proszę bardzo. Nie dość, że dość znacząco podciągnęli się z Lucasem w transmutacji to jeszcze udało im się stworzyć gotowy produkt na podstawie przepisu kolesie, który kochał się z centaurami. -Myślisz, że powinniśmy opatrzeć przepis przestrogą: "Piłeś, nie pływaj?" - Zażartował, pociągając jeszcze jeden łyk z butelki i ponownie wskakując do wody. Miał godzinę, by nacieszyć się tym wynalazkiem i chciał wykorzystać ją najlepiej jak potrafił.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Bezsprzecznie ich starania co do syreniego eliksiru powodowały ekscytację, ale tez zdenerwowanie. Na początku, kiedy przygotowywali się do całego procesu tworzenia wywaru mieli obawy co do tego czy podołają, bo jednak substancja bardzo istotnie miała wpływać na ludzki organizm. Nieśli na barkach ogromna odpowiedzialność i ciążyła niemała presja, wynikająca z zaawansowania eliksiru. Dlatego właśnie starali się aby wszystko dokladnie przemyśleć, rozpisać, spróbować różnych wariantów, dogłębnie przeanalizować i przetestować, aby przebiegło zgodnie z planem. I w tej chwili, mając przed sobą najpierw szczurona, a później na własnej skórze doświadczając działania mikstury, mieli namacalny dowód na to, że im się udało. To było cholernie satysfakcjonujące uczucie, kiedy Lucas zdał sobie sprawę z tego, że doszli do perfekcyjnej receptury na tak złożony i trudny eliksir, opanowawszy wcześniej skomplikowaną magię transmutacji międzygatunkowej. Był z siebie dumny. I z Maxa oczywiście, które prawdopodobnie nie spał po nocach, przygotowując się do tego, aby wszystko wypaliło. To był ich pierwszy - i miejmy nadzieje, że nie jedyny wspólny - sukces. Dlatego było co opijać, kiedy pierwsze minuty po przemianie próbowali wczuć się w swoje syrenie ciało, przepływając kilkanaście metrów pod wodą, ciesząc się z możliwości, które dawał im eliksir. Zaśmiał się na swoja kumpla, kiedy ten zażartował, a propos ich nowego olśniewającego wyglądu, który zyskali wraz z trytonim ogonem. Nawet nie pomyślał o tym, że ich skóra, włosy i głos także ulegną przemianie, ale rzeczywiście były niemal nieskazitelne i wydawało by się kuszące. - Ciekawe co by powiedziała, gdyby nas zobaczyła w takiej formie. Znając jej zamiłowanie do zwierząt bez zastanowienia wypiłaby porcje. - mówił rozbawiony, wyobrażając sobie swoją dziewczynę, która miała hopla na punkcie co prawda smoków, ale jeśli oni sami tak jarali się tą przemianą, to nie było wątpliwości, że Alina również oszalałaby na punkcie możliwości "bycia" syreną. Lucas na samo wyobrażenie Krukonki w tej postaci rozmarzył się dość mocno, przez co usłyszał dopiero końcówkę wypowiedzi przyjaciela. - Zdecydowanie powinien tam być taki przypis. Choćby dla beki. - odparł na jego słowa, zanim ten nie wskoczył znów do wody, a za nim sam Sinclair. Cudownie było poczuć chłodną wodę na skórze, nie musieć myśleć o braku tlenu i dodatkowo mając wielki ogon, który mistrzowsko ułatwiał pływanie, zwiększając opływowość ciała. Zaśmiał się do siebie, obserwując pod wodą jak dokładnie "pracuje"płetwa i jakie to śmieszne uczucie, mieć świadomość, że należy do niego. Eliksir działał mniej więcej godzinę i w tej chwili mieli naprawdę sporo frajdy, mogąc go wypróbować i spędzając tę godzinę w tej formie. - Myślałeś już nad nazwą? Albo ceną? - spytał Solberga, kiedy wynurzył się na moment, przeczesując mokre (ale nadal cudownie miękkie!) kosmyki włosów z czoła, a ten pojawił się przy nim dosłownie chwilę później. - Wiadomo, że jego wartość może być w okolicach podwójnej wartości składników, ale lepiej byłoby podnieśc cenę, żeby dzieciaki nie mogły sobie na niego pozwolić. Bo jednak nie wiemy czy na jedenastolatków zadziała tak samo jak na nas. - zasugerował, myśląc na głos i posyłając kumplowi znaczące spojrzenie. W końcu młodzi uczniowie mieli różne pomysły, a Lucas nie miał zamiaru brać odpowiedzialności za takie przypadki, gdzie dzieciakom mogłoby się coś niepożądanego stać.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Euforia, jaką teraz odczuwał była ciężka do opisania i zastąpienia. Pół roku ciężkiej pracy, męczenia innych o pomoc, jakiej ci nie zawsze potrafili udzielić, godzin w bibliotece, mniejszych lub większych urazów, nieprzespanych nocy i całej reszty wysiłku nie poszło na marne i oto stali się autorami czegoś zupełnie nowego. Do tego sami mogli korzystać z uroków swojego dzieła i spędzić godzinę w syreniej (a raczej trytoniej) skórze. Solberg po prostu nie mógł spokojnie usiedzieć w miejscu. -Stary koniecznie trzeba urządzić trytonie wyścigi! - Powiedział ze śmiechem planując już, co zrobi z ich nowym dziełem. Nie mógł się też doczekać, aż przedstawią eliksir znajomym. Był cholernie ciekaw ich reakcji i tego, czy odważą się wypróbować cokolwiek, co wyszło z ich kociołka. -Bylibyście najlepszą płetwiastą parą w tym zamku. Bez wątpienia. Musisz zaraz się jej pochwalić. - Domyślał się, że Alina będzie z nich (a szczególnie z Lucasa) naprawdę dumna, choć nie był pewien, czy tak chętnie da się przemienić w syrenę. Aż tak dobrze dziewczyny nie znał, choć skoro Sinclair naprawdę myślał o niej na poważnie miał zamiar to zmienić. W końcu dobre relacje z bratową to podstawa. -Da się dopisać. Ale no kurwa, mordo nie wierzę! - Nie potrafił przestać tego powtarzać. Płetwa nie była tak trudna do opanowania jak się początkowo wydawało i teraz dość zgrabnie fikał kółeczka po szkolnym jeziorze od czasu do czasu robiąc przerwę, czy zatrzymując się, by pomyśleć. To, że udało im się zamienić LUDZKIE NOGI w POJEDYNCZĄ PŁETWĘ wydawało się wciąż jakimś szalonym, abstrakcyjnym snem. Przecież jeszcze niedawno ledwo potrafili zamieniać szczury w koty i na odwrót, a teraz takie coś... -Co powiesz na Somnium sirenis? Śpiew syreny po naszemu. - Zaproponował, po czym zatrzymał się i zamrugał kilka razy, bo właśnie dotarło do niego, co Lucas powiedział dalej. -Ceną? Chcesz...? Myślisz, że ludzie będą to kupować? Kurde nie myślałem o tym.. Jak myślisz, ile to może być warte? - Entuzjazm lekko zniknął z jego twarzy, ustępując miejsca czemuś na kształt niewielkiego zakłopotania. W większości Max pracował dla siebie i nie pomyślał, by kiedykolwiek brać za to pieniądze, ale może Lucas miał rację. Warto było przecież spróbować, jeżeli znajdą chętnego na podobny przepis. Ta myśl kompletnie przesłoniła mu całą resztę zdania, gdy to stał zawieszony w wodzie zastanawiając się, co powinni zrobić dalej.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Sam szczerze mówiąc na początku nie wierzył, że aż tyle pracy ich będzie kosztować stworzenie tego eliksiru. Podszedł do tego ze spokojem - tak jak to miał zresztą w zwyczaju, podchodzić do wszystkiego - ale jak widać nie popatrzył na cały proces realnie. To nie było pierdnięcie gnoma, tylko wymyślenie i zrobienie całkiem nowego i skomplikowanego wywaru. - Zorganizujmy pierwsze takie w historii Hoga! - zaaprobował entuzjastycznie, a oczy aż mu zabłysły na samą myśl o tym pomyśle. Do teraz pamiętał ich wyścigi na delfinach na miejskim basenie. Wtedy też obgadywali swoje założenia co do eliksiru. Wydawało się jakby to było wczoraj... Zaśmiał się na kolejne słowa kumpla, komentujące jego i Alise jako parę trytonów. To byłby z pewnością niecodzienny widok, ale ile frajdy sprawiłby jego dziewczynie! - Zaraz po nią polece. A czekaj... Nie mogę za bardzo - zażartował, wymownie zerkając na swój pokryty łuskami ogon. Ale jedno było pewne, pochwali się Krukonce, jak tylko wróci do zamku, bo jednak takim sukcesem musieli chwalić się na prawo i lewo, zwłaszcza miłośnikom magicznych stworzeń, którzy mogliby w przyszłości spróbować na własnej skórze eliksiru. - Weź, ja też! Kurwa, walnij mnie albo coś, bo nie dam wiary, że w końcu to mamy - polecił kumplowi, tak samo jak on nie mogąc nadal uwierzyć, że udało im się tego dokonać i w końcu skończyli sukcesem pracę nad wywarem. Przecież to było jak sen. Pływając pod wodą, bez najmniejszych problemów oddychając pod nią za sprawą rybich skrzeli, po prostu niedowierzał, że to się dzieje naprawdę. Dopiero, kiedy minęło kilka minut, w ciągu których obaj opanowali poruszanie płetwą tak, aby ładnie, opływowo poruszać się w jeziorze, wynurzyli się i mogli dalej zachwycać się i niedowierzać temu co się działo. - Brzmi bajerancko! - skomentował z wyraźną aprobatą, bo nazwa rzeczywiście brzmiała super - No, a co? Jak my się tak jaramy, to myślisz, że nie znajdą się ludzie, którzy też chcieliby tak popływać? - spytał go po chwili, kiedy zobaczył reakcję Solberga na wzmiankę o cenie. - Hmm, troche nam wyszło za składniki... Trzeba byłoby to wszystko przeliczyć dokładnie i ustalić na spokojnie. Ale naprawdę uważam, że nie powinniśmy się ograniczać tylko do swojego własnego użytku. - zakomunikował, próbując przekonać przyjaciela, że taki wynalazek nie powinien marnować się tylko i wyłącznie na "czarnym rynku" w Hogu, ale też powinni pomyśleć o rozprzestrzenieniu receptury na szerszą skalę.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ich podejście było jak zwykle całkowicie różne, ale obydwie strony medalu okazały się być tutaj niezwykle przydatne. Do tego fakt, że Max został zawieszony i mógł praktycznie bez przerwy myśleć o ich dziele na pewno ten proces przyspieszył. Gdyby uczestniczył w zajęciach na pewno wszystko by się trochę opóźniło, a tak mogli dopasować napięty grafik Sinclaira do jego nadmiaru wolnego czasu. -Nie wiem, czy pierwsze bo nigdy nie zagłębiałem się aż tak w historię tego kurwidołka, ale na pewno najlepsze! - Zaśmiał się czując, jakby to wszystko było tylko jakimś chorym, ale i pięknym snem. Zastanawiał się, kiedy do niego dotrze cała ta sytuacja. -Prędzej popłyniesz. - Wystawił w jego stronę język. Naprawdę był ciekaw, jak krukonka by zareagowała na ten widok szczególnie, jeżeli Lucas nie powiedziałby jej, czego powinna się spodziewać, gdy już stanie na brzegu szkolnego jeziora. Sinclair dwa razy powtarzać się nie musiał. Max zrobił małe kółeczko wokół niego i przypieprzył mu lekko z ogona w plecy. Miał przynajmniej nadzieję, że to było lekko, bo siły nowego nabytku też jeszcze do końca nie znał. Bawił się przednio musiał to przyznać i to nie tylko dlatego, że w końcu sami tego dokonali. Bycie trytonem było po prostu kozackie. Pokiwał z wyszczerzem kilku rodowitym przedstawicielom tej rasy, którzy wyłonili się zza alg, by popatrzeć na to, co tu się odpierdziela. Żałował teraz, że nie ukończył kursy trytońskiego. Potrafił się jedynie koślawo przedstawić, ale daleko z taką umiejętnością by chyba nie zaszedł. -Wynalazcy i janusze biznesu? Podoba mi się to combo. - Nazwę mieli ogarniętą i bardzo ważny dopisek na etykiecie, więc trzeba było uzgodnić resztę. Nie było to jednak proste, b o w grę wchodziło naprawdę wiele czynników. -Nie no, chyba nie zaszkodzi spróbować. Po prostu nie myślałem, żeby jakoś to szerzej dystrybuować. Prędzej spodziewałem się opchnąć butelkę czy dwie jakimś dzieciakom w zamku, ale skoro mówisz, że może zadziałać... Trzeba na spokojnie nad tym przysiąść. Skrzeloziele to cholernie droga rzecz, tak samo jak te jebane łuski. Trzeba się zorientować po ile podobne rzeczy chodzą w detalu. Zazwyczaj nie zwracałem na to większej uwagi. - Przyznał, bo faktycznie jego zakupy zazwyczaj ograniczały się do wyciągnięcia sakiewki z kwotą, o którą prosił sprzedawca. Widać nadszedł czas na nieco bliższe przyjrzenie się całemu temu eliksirowemu biznesowi. -To może ugadamy się wieczorem na małe co nieco u Ciebie i przegadamy to na spokojnie? Postaram się mieć już jakieś informacje do tego czasu. - Zaproponował, bo teraz nie był w stanie nic wymyślić konkretnego, a miał jeszcze cały dzień na analizę tego tematu. Miał tylko nadzieję, że Lucas akurat nie ma nocnego dyżuru na korytarzach, choć to też dałoby się wtedy zorganizować. +
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Rzeczywiście, zawieszenie Maxa przyniosło mimo wszystko wiele dobrego, jeśli chodziło o prace nad ich eliksirem. Solberg naprawdę podszedł do tego ambitnie (bo też musiał jakoś zająć ten wolny czas, którego miał mnóstwo, kiedy nie mógł chodzić na lekcje), i dzięki temu wszystko szło im tak sprawnie. Pomogły im znacznie także rady Deara, z którym kontaktował się młodszy Ślizgon w sprawie skrzeloziela. I tak oto, mieli swój własny, autorski wywar. - A uwierzysz, że wytrzymałem i nie pisnąłem jej ani słówka o tym eliksirze? Teraz będzie miała prawdziwą niespodziankę. Serio, chciałbym widzieć jej minę, jakby nas tu teraz zobaczyła - powiedział, pełen wyśmienitego humoru, wizualizując sobie w głowie reakcję swojej dziewczyny na jego nowy ogon. Nie spodziewał się, że Solberg weźmie na serio jego słowa i aż zachwiał się, kiedy poczuł uderzenie wielkiej płetwy, zaskoczony tym, że chłopak jednak postanowił ją w tym celu wypróbować. Ale ostatecznie parsknął śmiechem i dalej kręcił głową z niedowierzaniem, zanim to nie zaczęli omawiać technicznych rzeczy. Sinclair był zdania, że należy podzielić się ze światem tak innowacyjnym eliksirem, skoro już tyle na niego poświęcili. - Myślę, że można. Widząc jakie eliksiry teraz chodzą wydaje mi się, że coś dającego taką rozrywkę będzie cieszyło się zainteresowaniem. Tym bardziej z taką chwytliwą nazwą - oznajmił, posyłając mu szeroki uśmiech. - Mogę podliczyć wszystko, jak wartość składników ma się w naszej aptece. Mogę też podskoczyć do Dearów, żeby dla porównania wiedzieć po ile u nich stoją. Ale myślę, że to kwestia kilku galeonów różnicy. Był zdania, że jeśli teraz spróbowaliby wbić się na rynek eliksirowarski mogliby naprawdę wiele zyskać. I nie chodzi tu bynajmniej o samą kasę, ale bardziej o rozgłos i dostarczenie ludziom zabawy. Co z tego, że oni się tutaj trochę powygłupiają, popływają, kiedy czarodzieje północy wysp mogliby cieszyć się tym samym i wiedzieć, że to ta dwójka nastoletnich Ślizgonów stworzyła takie cacko. To naprawdę była cudowna perspektywa. - Jasne. Będę w domu koło osiemnastej, więc wpadaj. Ogarniemy wszystko - rzucił z zadowoleniem, bo uwielbiał ich posiadówy w Hogsmeade, a tym razem nie dość, że dopną sprawy techniczne, to jeszcze będą mogli należycie uczcić sukces, a nie jak teraz czaić się po krzakach z procentami. Popływali jeszcze kilkanaście minut, zanim nie zauważyli, że ogon zaczyna zmieniać się z powrotem w kończyny, co skonfrontowali z zegarkiem, aby wiedzieć ile działa wywar. A potem pozbierali manatki i wrócili do zamku, szczęśliwi, że ich wielomiesięczna praca przyniosła zamierzony efekt i mogli chwalić się własną magiczną miksturą.
|zt x2| +
Blaine Jagvarsson
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182
C. szczególne : Tatuaż z runą "Jera" na lewym pośladku
Merlin zadał im pracę domową na temat kelpii. I jeszcze to wędzidełko, które zdobyli ze skrzyni wskazywało na to, co miał w głowie Blaine od początku. Jednak sam nauczyciel pragnął od nich, aby zdobyli jeszcze więcej materiału dowodowego do ich pracy domowej, dlatego Ślizgon jako ta ambitna osoba zamierzał zająć się oczywiście tym, aby jego oddany pergamin był w jak najbardziej rzetelnym wydaniu. Najpierw zebranie źródła polowego, potem następnie źródło biblioteczne na temat podań wzbogacone dodatkowymi informacjami z jego terenów, czyli Szkocji. Informacje rodzinne... Wszystko da się zmieścić na obszernym pergaminie i ostatecznie dostać jakąś łatwą ocenę. Ale trzeba było się postarać. Dlatego chłopak zebrał swoje przedmioty w torbę i przerzucając przez ramię, ruszył w kierunku brzegu hogwarckiego jeziora, gdzie zamierzał oczywiście przebywać sam. I tutaj grubo się mylił, gdy burza rudych włosów i ich posiadaczka siedziała przy jednym z opadłych drzew i... czekała. — Czołem. — Powiedział spokojnie, zaczynając otwierać torbę do wyciągnięcia potrzebnego mu ekwipunku. Nie zerkał na dziewczynę. Ale się odezwał, o dziwo. — Też czekasz na kelpię? — I poczekał na odpowiedź. W ciszy.
Widać nie tylko ona wpadła na pomysł, że najlepsza nauka wychodzi w praktyce. Miała ze sobą kilka tomów i pergaminów z notatkami, które miały jej w tym przedsięwzięciu pomóc, ale mimo wszystko liczyła, że uda jej się zaobserwować Kelpie w środowisku naturalnym. To zawsze było co innego niż wczytywanie się w suche fakty na temat tych istot. Była dość rozczarowana tym, jak poszło jej na lekcji Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Powinna była dać sobie radę z czymś tak banalnym jak Druzgotki, a jednak poległa i to spektakularnie. Niezmącony spokój na twarzy skrywał burzę w duszy dziewczyny, która uważnie przeglądała podręcznik czytając na temat klasyfikacji tych zwierząt przez Ministerstwo i pierwszych zanotowanych hodowlach w Wielkiej Brytanii. Raz po raz rzucała okiem na jezioro licząc, że zobaczy tam charakterystyczną sylwetkę. Niestety - bezskutecznie. Ze spokojem odwróciła głowę, gdy usłyszała za sobą głos. Zobaczyła, że należał on do chłopaka - ślizgona, którego kojarzyła z pokoju Wspólnego Węży. Z tego co potrafiła wywnioskować był od niej młodszy, choć studiowali na tym samym, pierwszym roku. -Witaj. Tak, liczę, że uda mi się zaobserwować coś ciekawego, co mogłabym zamieścić w pracy domowej. - Potwierdziła z lekkim uśmiechem, powracając do tekstu i spisując na marginesie własnych notatek jedną z ważniejszych dat dla tych właśnie stworzeń.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Blaine Jagvarsson
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182
C. szczególne : Tatuaż z runą "Jera" na lewym pośladku
— Ale wiesz, że ona tak łatwo się nie pokaże? — Zapytał ją wprost po tym, gdy sam zaczął obserwować może. Chociaż jego wzrok czasem zbaczał w to, co dziewczyna wpisywała do swoich notatek. Po dłuższej chwili i tak zrobił pauzę na to, aby tyknąć palcem jedno ze zdań. — Zapomniałaś dopisać, że ministerstwo miało chwilowy problem jak poradzić sobie w Szkocji z Kelpią. — I zaraz wrócił do tego, aby wyjąc ze swojej torby własny pergamin i pióro. Powoli dotknął końcówką swojego języka, aby nawilżyć i sunął swobodnym ruchem po papierze pisząc "Do Profesora Villeneue", czy jak mu tam było. Najwyżej go skoryguje, bo sam nie znał do końca jego nazwiska. Był po prostu nowy. Zaraz zaczął coś skrobać. — Masz coś, co cię trapi z kelpią? — Zapytał, coby oboje mieli pewność, że zrobią perfekcyjną pracę dla Merlina. Był ambitny, miał nadzieję, że ruda także była. A czy przy tym był wkurzający? Mogło się okazać. Oparł się bardziej plecami o pień i po chwili usłyszał jedno chlupnięcie. — To chyba kelpia... Albo i nie... Masz chęć to sprawdzić? — Zapytał się jej, coby może pomogła mu z tym. Co dwie głowy to nie jedna w szukaniu.
Rzuć kością parzystości Nieparzyste- wydaje nam się, że to chwilowo była ryba, ale to coś było zielonkawe... I lekko wodorostowego. Łypało okiem, ale nie wychodziło. Parzyste - Nic nie widzimy
2/7
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Chcąc nie chcąc musiała pokiwać głową na znak, że zdaje sobie z tego sprawę. Nie spodziewała się, żeby kelpia tak po prostu im się ukazała. -Niestety... Jak myślisz, jaką formę może przyjąć? - Zapytała zainteresowana opinią chłopaka, gdy akurat notowała fragment o zmiennokształtności istoty. Na ten moment wyglądało, że będą mieli spore problemy ze znalezieniem istoty. -Dzięki wielkie. Znasz się na tym widzę? - Zapytała, poniekąd stwierdzając fakt. Wskazała mu miejsce obok siebie, ciekawa czy chłopak będzie mógł pomóc jej w tym zadaniu. Patrzyła, jak ten zaczyna stawiać litery na własnym pergaminie. Sama raczej wolała najpierw przygotować stosowne notatki, dlatego przerzuciła kartkę podręcznika i zaczęła szukać kolejnych informacji. -Oprócz tego, że mogą przyjąć każdą formę i nigdy nie wiesz czy na nie patrzysz? Interesuje mnie kwestia ich mocy. Zdolności jeżeli wolisz. Możesz mi to jakoś przybliżyć? - Przyznała zastanawiając się, co takiego jest w tych demonach, że ludzie nie potrafią się im oprzeć. -No pewnie! Co proponujesz? - Widziała to chlupnięcie. Nie po to siedziała na trawie od godziny, by teraz zrezygnować. Istota w wodzie przypominała zielone, wodorostowate coś i Ruda była prawie pewna, że to nie ryba. Szybko wróciła do ryciny przedstawiającej kelpie. -Patrz, wygląda podobnie. - Wskazała na ukazaną na rysunku grzywę istoty, po czym czekała co chłopak może mieć na ten temat do powiedzenia.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Blaine Jagvarsson
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182
C. szczególne : Tatuaż z runą "Jera" na lewym pośladku
— Jak raz byliśmy z wujem i ojcem w pobliskich terenach północnej Szkocji zobaczyliśmy kelpię. Miałem wtedy jakieś... czternaście lat? — Powiedział szczerze, nie mówiąc po prostu co tak naprawdę cała trójka tam robiła. Jedyne było pewne - wujek z pewnością nie odpuścił sobie możliwości przejażdżki na kelpii. A, że miał więcej doświadczenia niż inni się spodziewali to udało mu się to. Blaine'owi nie było jednak potrzebne spotkanie się oko w oko z kelpią. Nie na ten moment w sposób niebezpieczny. Bez niczego dobrego do obrony. Póki co wolał po prostu ruszyć się w kierunku trochę bliżej. Zabulgotanie w wodzie go "lekko" zaniepokoiło. Chociaż nie dał po sobie tego poznać to zamierzał dowiedzieć się. — Potrafią się zmieniać w każdą wodną istotę, albo taką, która potrafi przetrwać w wodnym klimacie. Wydry, dziobaki... innego rodzaju zwierzęta. Ale stale przyjmują końską. — Powiedział na spokojnie, dopóty nie zbliżył się do wody. — Standardową strategią kelpii jest zachęcenie człowieka do tego, aby wszedł do wody... A potem łapią i rozszarpują pod nią. Ale jak mówiłem wcześniej - widziałem ją z wujem i ojcem. I wujkowi udało się ją okiełznać. Z powodu... no. Tego co nam dał Merlin na końcu. A raczej tak mi się zdaje. — Odpowiedział jej, wzruszając ramionami i zerkając na to, co zamierza zrobić bestia. — Więc naprawdę uważaj. Ministerstwo ocenia kelpie na klasę XXXX, a to już prawie tyle co wilkołaki, które mają jeden iks więcej. — Poczekał na reakcję bestii...
Rzuć parzystość Parzyste - Bestia zniknie.... nie wiadomo na jak długo. Nieparzyste - Zbliży się odrobinę bliżej, ale tylko zerknie z zaciekawieniem, odsłaniając końską paszczę.
3/7
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
-Więc widziałeś już kelpię na żywo? Czekaliście na nią, czy jakoś ją wabiliście? - Dopytała z wyraźnym i szczerym zainteresowaniem na twarzy. Miała szczęście, że trafiła dzisiaj akurat na tę osobę, która zdawała się mieć wszystkie odpowiedzi jakich Irv potrzebowała. Z zapałem notowała to, co Blaine jej dyktował, by nie uronić ani jednego skrawka informacji. -Konie raczej nie są wodnymi stworzeniami. Ciekawe, dlaczego akurat tę postać kelpie ukochały najbardziej. - Zastanowiła się na głos, po czym zwróciła w stronę jeziora. Nie było jej dane złowić na ostatniej lekcji tego, co znajdowało się w skrzynce. Przegrała z druzgotkami, co niemiłosiernie ją irytowało. Skinęła głową na znak, że rozumie i będzie uważać, po czym ostrożnie zbliżyła się do brzegu jeziora. -Patrz! - Szepnęła w kierunku towarzyszą, gdy istota zbliżyła się nieco odsłaniając koński łeb. Mieli naprawdę wielkie szczęście tego dnia.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Blaine Jagvarsson
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182
C. szczególne : Tatuaż z runą "Jera" na lewym pośladku
— Konie wodne? Już tak. Zresztą - według bretońskich źródeł - kelpie potrafiły być też kobietami. Takie jedno, francuskie podanie. I przez to kusiły żeglarzy i innych ludzi, aby weszli za nimi do wody. Tak jak to robią obecnie te tutaj, celtyckie - nasze. Jest jeszcze parę innych, ale... — I tutaj zastopował, bo faktycznie z wody głowa kelpii jeszcze bardziej się wyłoniła, a zaraz oboje z uczniów mogło zauważyć, że bestia zaczęła się do nich przybliżać co tylko powodowało, że mogła robić jedno... zachęcać, albo być zaciekawioną. Momentalnie Blaine zmarszczył swoje brwi, aby nawet po chwili złapać za nadgarstek idącą rudą, jakby chcąc ją odgonić od bestii. — Nie podchodź tak blisko. — Słowa były dosłowne, bez krztyny "miłej" atmosfery. Jeśli chodziło o bezpieczeństwo i nieufność względem magicznych stworzeń - Jagvarsson był uparty. Zresztą takie nauki bezpośrednio wyjął z domu i się ich trzymał. Zerkał na bestię, której ślipia zerkały w ich stronę, aż ostatecznie nie odciągnął trochę dalej de Gause od źródła wody. — Nie słuchałaś co mówiłem? Jeśli będzie Cię bardziej kusić to istnieje szansa, że będziesz tak blisko wody, że cię do niej wciągnie. Trochę ostrożności, naprawdę. — Można powiedzieć, że ją nawet trochę skarcił, ale było to wszystko dla jej dobra. Ich dobra. I tego, że nie musiałby jej głupio ratować. Dlatego postanowił sam rzucić coś do rzeki, aby zobaczyć jak bestia zareaguje... Będzie bardziej chętna czy uparta. Nie wiedział i nie myślał za bardzo o tym.
Rzut na parzystość: Parzyste - bestia wysuwa swoją głową, aby w całej okazałości karku i głowy ujrzeć dwójkę Ślizgonów. Przekrzywia głowę i pozwala podziwiać siebie.
Nieparzyste - Bestia zerka w oczy Jagvarssona. Słychać rżenie. Rzuć kostką - jeśli będzie parzyste - Jagvarsson obrywa zielonkawą flegmą Kelpii.
4/7
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Zanotowała to, co mówił o kobietach i kuszeniu żeglarzy. Czasami miała wrażenie, że mężczyźni są dużo bardziej podatni na podobne istoty. Często sama uważała ich po prostu za zbyt łatwowiernych, choć raczej nie mówiła o tym na głos. Posłała mu pytające spojrzenie, gdy przerwał wypowiedź lecz nie potrzebowała odpowiedzi. Kelpie pojawiło się w jeziorze i to się dla nich teraz liczyło. Mogli zaobserwować zwierzę w naturalnym środowisku a to zawsze było warte dużo więcej niż sucha teoria. Chciała podejść tylko trochę. Sama nie wiedziała, czemu nagle zaczęła stawiać więcej kroków. Głos chłopaka sprawił, że otrzeźwiała, choć ton jego wypowiedzi zdecydowanie jej się nie podobał. Rzuciła w jego stronę chłodne spojrzenie, gdy zaczął dodatkowo prawić jej morały. - Wybacz, nie wiem co mnie podkusiło. - W ostatniej chwili opanowała warknięcie na młodego i wspomnienie mu, że powienien okazać prefektowi trochę wiecej szacunku. Patrzyła jak rzucony przedmiot ląduje w wodzie i ani się obejrzała kelpie ofakdał Blainea jakąś zielonkawą flegmą. -A o tym to nigdzie nie pisali. Mam nadzieję, że ti nue trujące. - Uniosła różdżkę pomagając ślizgonowi się obmyć. Raczej nikt z nich nie chciał by substancja została na jego twarzy przez dłuższy czas.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Blaine Jagvarsson
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182
C. szczególne : Tatuaż z runą "Jera" na lewym pośladku
Tytuły, funkcje? Wszystko to się nie liczyło w obliczu możliwego zagrożenia i Blaine nie zamierzał też w owej sytuacji stawiać kogoś na piedestale, bo ma na swojej piersi odznakę albo order Merlina Pierwszej Klasy. Nie o to w tym wszystkim chodziło i dlatego Jagvarsson w pewnym momencie po prostu zelżał z uścisku, ale zaraz wypuścił ze swojego nosa gwałtownie powietrze. — Tak, bo właśnie na tym polega cała chemia z kelpią. Zachęcają Cię do tego, abyś jeszcze bliżej podeszła, a potem lądujesz w wodzie i za kilka dni twoja rodzina dostaje list od dyrektora, że "proszę odebrać worek z resztkami państwa córki". Tak działa kelpia. Musisz na to uważać, de Guise. — Może i był ostry, ale jeśli trzeba było komuś wpakować do głowy parę ważnych informacji to trzeba było tak zrobić. A zaraz potem sam oberwał flegmą od kelpii. Warknął na te diabelstwo, ale przypomniał sobie, że nie ma przy sobie broni łowieckiej, więc nawet nie zrani jej. Zresztą - to były tereny Hogwartu i zapewne Merlin zaczynałby węszyć "kto zranił jedną z kelpii", dlatego nie warto było ryzykować. Ślizgon po prostu pozwolił sobie na to, aby Ruda zabrała z jego twarzy flegmę, a on spojrzał jeszcze raz na kelpię. Czy chciał ją zachęcić do wyjścia, być może. — De Guise, spróbuj wyciągnąć do niej rękę, ale tak wiesz... Ostrożnie... I nie za blisko. Zobaczyć jak zareaguje. I cofaj się powoli do tyłu. — Powiedział jej, zanim sam nie zaczął powoli stosować podobnych ruchów. Chciał wyciągnąć zwierzę tylko na brzeg, aby to mogło pokazać się trochę bardziej dla ich wszystkich. — I przyjrzyj się jej dokładnie. - Dodał.
Rzuć kostką parzystości. Parzysta - Kelpia posłusznie wychodzi na brzeg, a ty rzuć jeszcze raz kostką k6. Ilość na kostce to liczba elementów budowy ciała kelpii, które udaje ci się zapamiętać i zanotować.
Nieparzysta - Kelpia ma to gdzieś i zostaje w wodzie. Jeśli chcesz, możesz spróbować rzucić jeszcze raz, ale następny parzysty wynik sprawi, że oberwiesz flegmą.
5/7
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Wiedziała już, że kelpie są niebezpieczne i gdyby miała przytomny umysł zapewne nigdy by sama tak blisko nie podeszła. Coś jednak ją pchało w tamtym kierunku lecz dzięki Morganie Blain był na tyle czujny, by w odpowiednim momencie ją zatrzymać. Chłonęła podawane jej przez ślizgona informacje, by na przyszłość wiedzieć, jak obejść się z tą istotą. Gdy chłopak przestał mówić zamilkła jednak, próbując zachować spokój. Miała nadzieję, że flegma jaką oberwał była dla niego wystarczającym odwetem za ostry ton w jej kierunku. Gdy jednak usłyszała kolejne słowa, nie mogła dłużej pozostawać bierna. -Dla Ciebie panna de Guise lub Irvette. Mógłbyś okazać trochę szacunku starszym. - Krótko lecz chłodno pouczyła chłopaka, starając się nie wchodzić w dalsze, niepotrzebne dyskusję. -Dobrze. W ten sposób? - Skupiła się ponownie na kelpie, którą teraz już sama chciała tu zwabić, by lepiej jej się przyjrzeć. Wyciągnęła rękę, podeszła na odpowiednią odległość i powoli zaczęła się cofać. Niestety zwierzę wydawało się ignorować jej próby. Na Merlina kto dał tej dziewczynie licencję, to sama się zastanawiała.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Blaine Jagvarsson
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182
C. szczególne : Tatuaż z runą "Jera" na lewym pośladku
— Łatwiej mi zdecydowanie mówić tobie po nazwisku, pani PREFEKT. — Skoro tak bardzo chciała oficjalnego nazewnictwa to proszę bardzo. Jagvarssonowi nie trzeba było powtarzać podwójnie. Ba, potrójnie. Tylko niech nie zamierza na niego jakkolwiek narzekać za obecne nazywanie jej w taki sposób, bo już kompletnie nie zrozumie czego konkretnie oczekuje rudowłosa. Sam zamierzał zbliżać się do zwierzęcia, ale jak widać - ono nie reagowało nawet na jej zachęty. — To chyba faktycznie jedna z tych nieufnych, co nie za bardzo chce się skusić na wejście. Nie masz żadnej dobrej rzeczy to nie wyjdzie. Chociaż możesz jeszcze spróbować zagwizdać. Ale to już znowu kolejny kaprys. Nie masz jakichś innych pomysłów na to jak wyciągnąć ją z wody? Albo może po prostu posiedźmy i zobaczmy czy wyjdzie. - Dokończył. Zamierzał jednak faktycznie siąść na ziemi i poczekać aż kelpii znudzi się oczekiwanie na to aż podejdą do wody. Jagvarsson znał wszelkie jej sztuczki. Ale... gdzieś zaraz zobaczył jakąś jabłonkę z kwaśnymi jabłkami, które zamierzał zresztą sam ściągnąć z góry z pomocą różdżki. Zaraz podał jej do dłoni, aby ta zaczęła kusić zwierzę do wyjścia z wody. Jeszcze trochę i miałoby się to udać, ale... no właśnie... jak ostatecznie zareaguje zwierzę?
Rzuć kostką k100, gdzie przy wyniku wyższym niż 60 udaje Ci się zwabić zwierzę do wyjścia. Wtedy ponownie rzuć k6, aby dowiedzieć się o elementach do pracy domowej.
6/7
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Widocznie nie dane było im się dzisiaj porozumieć. Ruda zastanawiała się ostatnimi czasy jak to jest, że większość przedstawicieli płci brzydszej po prostu działa jej na nerwy. A może była to kwestia rocznika Blaina i Percivala, którego spotkała niedawno w pubie. Przymknęła na sekundę powieki, by nie zajebać chłopaka na miejscu i nie skomentowała tego, co powiedział. Chciała jeszcze trochę dowiedzieć się o wodnym demonie, a był jej do tego naprawdę potrzebny. -Czym one się żywią? Poza zwłokami, które oczywiście same sobie zorganizują. - Zapytała myśląc gorączkowo, jak wyciągnąć kelpię na brzeg. Na szczęście niedługo w jej dłoni pojawiło się jabłko, które wzięła i uważnie znów zbliżyła się do wody. Doczekała chwilę i ku zaskoczeniu zauważyła, że istota wychodzi powoli na brzeg. Zaczęła więc się cofać gotowa do obrony koniecznej gdyby tylko okazało się, że demon chce i ją zaciągnąć na dno jeziora.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Blaine Jagvarsson
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182
C. szczególne : Tatuaż z runą "Jera" na lewym pośladku
— Najczęściej ryby i tak dalej. Ale to wciąż konie, więc coś tam złapią na ząb z lądu. A jabłka... Są smaczne. Zresztą widzisz, że na nie reaguje. — Odpowiedział tym samym na jej pytanie o zwłoki. Nie chciał jej przestraszyć, ale upewnić o tym, że to nie są też takie fajne i przyjemne stworzenia o jakich prawi im Merlin. To były istoty i bestie z krwi i kości, gotowe do zabicia każdego, kto wpadnie im w oko. Blaine jeszcze trochę pobył przy Irvette, lecz po chwili pokiwał głową. — Rzuć mu to jabłko na ziemię, niech zje. Wtedy będziesz miała więcej czasu na oględziny. Więc śpiesz się. Bo może szybko uciec do wody. A tego przecież nie chcemy, co nie? — Uniósł delikatnie swoje kąciki ust, aby zaraz jedynie zacząć notować u siebie jakieś rzeczy związane z kelpiami. Czy chciał się z nią jeszcze jakimiś dzielić? Chyba nie pytała. Dlatego poczekał jakiś czas, zaraz dodał, że powinni niedługo iść. Co jeszcze pozostało? Spisać swoje przemyślenia i odprowadzić dziewczynę do zamku. Blaine pozostawił chwilę dłużej i skupił się na elementach kelpii. Jeszcze trochę im to zajmie jak widać.
Rzuć k6 na ilość wskazówek, ostatecznie przed odejściem kelpii.
7/7
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Dobrze było wiedzieć, że te istoty jedzą coś oprócz ludzi, które z takim upodobaniem zabijają. Na szczęście nie zapowiadało się, by Blaine i Irv mieli stać się kolacją tego konkretnego okazu. -Jak to zrobić, żeby jej nie wystraszyć? - Zapytała, by następnie podejść do kelpie zgodnie ze wskazówkami jakie otrzymała od chłopaka. Widać naprawdę znał się na magicznych istotach i przez spotkanie go dzisiaj dziewczyna wiele się dowiedziała o wodnych demonach. Rzuciła jabłko na ziemię, a następnie uważnie zaczęła przyglądać się kelpie. Była w pewien sposób zafascynowana istotą, którą wywabiła samodzielnie ( No prawie) z wody. W końcu jednak zwierzę skończyło się poszłam, a Ruda dla bezpieczeństwa odsunęła się na odpowiednią odległość. Kelpie wróciło do wody, a Ruda zaczęła notować i szkicować to, co zaobserwowała. -Dziękuję za pomoc. Powiesz mi jeszcze, jaka jest średnia długość ich życia? - Nie potrafiła znaleźć tej informacji nigdzie, więc liczyła że Blaine i tutaj okaże się pomocny. Gdy już wszystkie notatki były kompletne zebrała swoje rzeczy i wraz z chłopakiem ruszyła w stronę zamku rozmawiając po drodze o innych magicznych stworzeniach.
//zt x2
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Aurora N. Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172
C. szczególne : Kilka tatuaży, burza loków na głowie, silny amerykański akcent
Ostatnio dręczy ją dziwne uczucie. Wydaje się, że z wielką chęcią wróciłaby do Ameryki, bo w Wielkiej Brytanii wciąż jakoś nie potrafi się odnaleźć, jednak za każdym razem skutecznie odpycha od siebie te myśli, raz za razem próbując dać kolejną szanse krajowi jej ojca. W końcu nie jest przecież tak, że Wielka Brytania jest czymś całkowicie dla niej "egzotycznym". Zna ten kraj, zna zwyczaje, całkiem dobrze zna nawet geografie wysp, a powoli nabywa wiedzy odnośnie innych krajów europejskich. Jednak życie amerykańskie, a europejskie różni się o wiele bardziej, niż wszystkim się wydaje. Jej też wydawało się, że oprócz bolesnej rozłąki z dziadkami, samą przeprowadzkę przeżyje całkiem znośnie - przecież drugich dziadków ma tu, niedaleko nawet samego Hogwartu, bo w Edynburgu. A, że nie jest z nimi aż tak związana? Trudno, w końcu nadejdzie taki czas, kiedy będą dla siebie równie blisko co z tymi z Nowego Jorku. Chyba nie o to chodziło. Tu żyje się po prostu inaczej. Czas płynie jakby wolniej, nawet powietrze sprawia wrażenie cięższego, chociaż jest to pewnie spowodowane dość specyficznym klimatem panującym na wyspach, który Aurorze cóż...średnio odpowiada. Ona uwielbia upały. Uwielbia muskające jej ramiona słońce i ciepły wiatr targający jej włosy. Dlatego z takim utęsknieniem czekała na lato. I chociaż to w Wielkiej Brytanii znacznie różni się od tego z jej rodzinnych stron, niewiele myśląc zamknęła podręcznik, który akurat studiowała przed zbliżającymi się egzaminami i pognała na zewnątrz, kiedy tylko ujrzała nieśmiałe promienie słońca przedzierające się znad chmur. Nie znała jeszcze zamku zbyt dobrze, a zwłaszcza terenów go okalających, gdyż od od stycznia na szkolnych błoniach i w Hogsmeade była zaledwie parę razy. Nogi jakby same poniosły ją w stronę jeziora, a ona nie zamierzała protestować. Posłuchała się ich i już po chwili znalazła się na miejscu, stojąc na przeciw nadzwyczaj spokojnej wody. Dobra pora. Przyroda po całym dniu intensywnej pracy udała się na spoczynek, dając jej użytkownikom wspaniały spokój. Słońce chyliło się ku horyzontowi, zostawiając jednak jeszcze spokojnie godzinę widnego dnia i pięknie odbijając się w tafli jeziora. Zazwyczaj nie przychodzi sama w takie miejsca. Chyba jest jednak bardziej społeczną jednostką, ale dzisiaj miała wyjątkową ochotę aby pozwiedzać nieco szkolnych błoni. Czasem czuje się wręcz głupio, jak kątem ucha słyszy rozmowy o jakiś miejscach, o których ona nigdy nawet nie słyszała, a co dopiero widziała. Cóż, musi nadrobić te kilkuletnie zaległości...
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
W końcu miał już najgorszą, a raczej najbardziej stresującą go część roku za sobą. Bez względu na to, jakie oceny mieli mu wystawić, Max poczuł ulgę, że wszystkie egzaminy już napisał i teraz mógł... No właśnie... Problem polegał na tym, że nagle odcięto go od najlepszego zapychacza wolnego czasu. Potrzebował czegokolwiek do roboty, a niestety oprócz dalszego kucia nie miał na to zbyt wielu pomysłów. To zajęcie nie miało jednak większego sensu już teraz, gdy rok szkolny praktycznie że dobiegł końca. Udał się więc nad szkolne jezioro, by trochę pomyśleć i odpocząć. Lubił to miejsce i często właśnie tutaj kierował swoje kroki, gdy potrzebował chwili dla siebie, a lochy zaczynały go dusić. Dziś jednak nie był tu sam. Na horyzoncie zobaczył stojącą blisko brzegu sylwetkę, której to do końca nie kojarzył. Humor miał raczej dobry, więc uznał, że zagada bo co niby ma wielce do stracenia. Nie widział twarzy dziewczyny, która tam stała, więc ciężko było wyczytać z niej cokolwiek. -Ja bym uważał na Twoim miejscu. Wielka kałamarnica ostatnio lubi się przytulać do zagubionych uczniów. - Zagadał żartobliwie na powitanie, po czym sam usiadł na brzegu, zdjął buty i zanurzył nogi w wodzie. Ochłodzenie, jakiego teraz akurat potrzebował. Miał tylko nadzieję, że żaden chujzgotek czy inne ladacznice nie pożrą go w kostki. Plus był taki, że wiedział przynajmniej jak poradzić sobie z kelpią, gdyby ta nagle chciała zabrać go na śmiertelną przejażdżkę prosto do krainy topielców. Fajna była ta szkoła. Taka nie za bezpieczna.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aurora N. Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172
C. szczególne : Kilka tatuaży, burza loków na głowie, silny amerykański akcent
W zasadzie miała już wracać do zamku, kiedy gdzieś w oddali usłyszała ciche łamanie suchych patyków, a po chwili nieznajomy głos, teraz już jednak z bliższej od niej odległości. Lekko zmarszczyła brwi i szybkim ruchem obróciła się w kierunku nieznajomego, co by zobaczyć kto postanowił zagłuszyć jej dywagacje. Kojarzyła go, chociaż nie miała zielonego pojęcia jak się nazywa. Wiedziała za to, że jest Ślizgonem i to chyba niezbyt lubianym w domu lwa, a przynajmniej nie wśród jego damskiej części, bowiem gdzieś jej się obiło o uszy, żeby na niego uważać. Czemu? Cóż, tej części chyba nie słyszała, ale może się tylko domyślać. -Ostrzegasz mnie, a pięć sekund później sam wsadzasz nogi do wody? -Zapytała, ruchem głowy wskazując na teraz już mniej spokojną tafle wody. Zwykle nie bała się magicznych stworzeń, zawsze wydawało jej się, że potrafiłaby sobie z nimi poradzić. Oczywiście nie ze wszystkimi, gdyż połowy pewnie w życiu nie widziała na oczy. W Ilvermorny jednak dość dobrze szły jej zajęcia, które w Hogwarcie noszą nazwę Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami, a Aurora w zasadzie całkiem je lubiła. Pewnie dlatego ostrzeżenie chłopaka nieco zbiło ją z tropu. Nie znała jeszcze Hogwartu, była wiec skłonna uwierzyć, że w jeziorze rzeczywiście grasuje jakaś wyjątkowo wściekła kałamarnica. I kiedy już miała się lekko od niego odsunąć, aby przypadkiem nie wpaść do jeszcze pewnie dość chłodnej wody, Ślizgon zdjął buty i zanurzył w niej nogi. Doprawdy, czasem brytyjczycy byli dla niej jak kosmici. -Niezbyt to mądre. - Dodała po chwili, wzrokiem powracając do siedzącego na brzegu chłopaka. Aurora, mimo swojej wielkiej tolerancji, miała lekki problem ze Ślizgonami. Nie rozumiała dlaczego dla niektórych mieszkańców tego domu czystość krwi stanowi tak ogromną wagę. Nasłuchała się również niezbyt przychylnych komentarzy na ich temat i jej zdanie o nich, chociaż sama bardzo tego nie lubiła, wykształciło się jakby samo. A prawdę mówiąc z mieszkańcami domu węża rozmawiała może parę razy w życiu. I to zapewne o jakiś błahych sprawach.