Nie tylko schowek na miotły, jak głosi powszechnie używana nazwa. Można tam znaleźć niemal wszystko od mugolskich procy, przez pędzle i puszki z różnokolorowymi farbami, po kosy i beczki z prochem. Prawdziwy raj dla uczniów pragnących by z Hogwartu została jedynie stos kolorowych kamieni.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 18:12, w całości zmieniany 1 raz
Poza przyjaznym zapamiętaniem mnie po całym epizodzie, po cichu liczyłem na chęć kolejnego spotkania. Bardziej niźli o randkę chodziło o normalne, towarzyskie spotkanie. "Normalne". Raczej nie kręciły mnie żadne umizgi, nie wierzę w miłostki od pierwszego wejrzenia, oprócz tego nie lubię zobowiązań. Dużą wagę przywiązuje do własnej niezależności, a na podstawie setek przykładów widać, jak ogromnym ograniczeniem może być związek. Ale nad czym tu się teraz rozczulać? Takie banały często zaśmiecają mi głowę, zupełnie bez powodu. - Czy kiedykolwiek mi wybaczysz? - zapytałem z równie teatralnym tonem, co moja przedmówczyni - Choć sama musisz przyznać, że dziesięć patyków to nie takie kilka galeonów - zakończyłem wypowiedź, wieńcząc ją rechotem. Gdybyśmy byli widzialni uklęknąłbym przed nią, aby dodać tej jakże cudownej scenie nieco dramaturgii, ale no cóż. - Myślę, że z powodu pewnych czynników mogliby nas nawet nie zauważyć u Munga - roześmiałem się, następnie podchwytując kolejną myśl dziewczyny - Jestem głosem w Twojej głowie, możesz zacząć się obawiać - przez dłuższą chwilę zdołałem utrzymać grobową ciszę, jednakże po chwili ponownie dało się usłyszeć mój śmiech. Lada moment się zapowietrzę, gwarantuję.
Titi natomiast bardzo często chodziła na randki. Jednakże było to kilka spotkań pełnych namiętności i upojnych chwil, a potem nagle wszystko się kończyło. Dziewczyna również nie wierzyła w miłostki, nie potrafiła być zbyt długo w związku. Jej siostra zawsze uważała, że w końcu znajdzie się ktoś, kto usidli Tori. Ktoś w kim zakocha się tak, że wszystkie swoje dotychczasowe poglądy wywali do kosza i zamknie klapę. Trudno jednak w to uwierzyć obserwując jej styl życia. - Nie wybaczę. Chyba, że wydamy się nawzajem, zgarniemy 20 tysięcy, a potem uciekniemy i wyniesiemy się za granicę - Zaproponowała by przedsięwziąć tego typu spisek, który skończy się z korzyścią dla ich obojga. To by dopiero było wyzwanie! Dać się złapać i potem znów uciec. Trzeba by więcej eliksiru niewidzialności. I alkoholu, bo na trzeźwo takich akcji się nie odwala. Choć obecnie nie była pijana, a i tak zachowywała się jakby miała już mocno w czubie. -W sumie fakt - Odpowiedziała na temat niezauważenia ich. Całkiem mądre! Choć akurat "niezauważalna" to ostatnie słowo, która na co dzień charakteryzuje Vittorię. -Jesteś takim moim aniołkiem, który będzie mi podpowiadać co mam robić? Czy diabełkiem? - Powiedziała konspiracyjnym tonem, który miał nadać całej tej sprawie tajemniczości i mroku. Ciężko jednak było skoro co chwile któreś nie mogło opanować śmiechu. Warto jednak próbować! Szczególnie, że wydawało jej się chyba, ale dostrzegła przed chwilą cień swojej ręki?
Pomysł z wydaniem siebie nawzajem i ucieczką za granicę zdawał się być w miarę w porządku. Szkoda, że listy gończe były jedynie wytworem wyobraźni, a szersze grono ludzi raczej nigdy nie usłyszy o tym, co wydarzyło się kilka minut temu. Mimo to rozmowa o niestworzonych scenariuszach zdawała się być przyjemna i zabawna. - Za granicę? Masz jakiś konkretny kraj, do którego chciałabyś uciec? - śmiejąc się - Moja matka pracuje w mugolskiej ambasadzie, bodajże Stanów Zjednoczonych, możemy wystąpić do niej o azyl - dokończyłem lekko prześmiewczym tonem, doskonale zdając sobie sprawę z "powagi" sytuacji. Aczkolwiek gdyby pielęgniarka zdecydowała się nas odszukać, to schronienie gdzieś daleko mogłoby okazać się trafionym zamiarem. Trzeba przyznać, że pod wpływem chwili jakby otworzyłem się przed dziewczyną, w końcu początkowo nie miałem planu, aby zwierzać się jej ze swojego życia prywatnego, a tu nagle wypaliłem o matce. - Mogę być takim Twoim Philipem, przyjazną duszyczką - na brodę Merlina, oby to nie brzmiało jak propozycja - Diabełki i aniołki mogłyby Cię tylko ograniczyć - dokończyłem, licząc na to, że nie wszedłem właśnie z buciorami na tematy, w których dziewczyna się nie lubiła. Ni z tego, ni z owego nagle przed moimi oczyma ukazała się Vittoria w pełni swej okazałości. - Chyba znów jesteśmy widzialni - odparłem, spoglądając na swe krocze w celu upewnienia się, że na pewno przywdziałem z powrotem spodnie.
Zamyśliła się na chwilę. Gdzie by chciała uciec? Generalnie był jeden, jedyny kraj do którego chętnie by wróciła. Argentyna. Urodziła się tam, a od 10 lat ani razu się w nim nie pojawiła. Z drugiej jednak strony nie miała tam nikogo. Jedynie biologicznych rodziców po których otrzymała wyłącznie dawne nazwisko, Sanchez. Dlatego wybrała inną odpowiedź. -Pasuje mi. Ale zamiast azylu może zrobimy sobie bazę w tej wielkiej zielonkawej babce z pochodnią, czy co ona tam trzyma? - Chodziło jej oczywiście o nowojorską Statuę Wolności. O USA nie wiele wiedziała, jakoś nigdy nie interesowała się tym krajem. Jednak każdy kraj jest dobry żeby schronić się przed szlabanem! - Przyjazną duszyczką hm... Mam pomysł! Ty będziesz blond aniołkiem, ja będę czarnym diabełkiem i będziemy chodzić za kimś i udawać jego sumienie! Ty mu będziesz dawał dobre, ja złe rady i... I koniec - Plan był świetny! Niestety jednak zaczęła zauważać twarz Philipa, a to oznaczało, że niewidzialność minęła. Szkoda! No ale cóż, spodziewali się iż kiedyś do tego dojdzie. Obejrzała się dokładnie chcąc sprawdzić, czy nie podziało się z nią coś dziwnego. Wszystko było chyba w porządku. -No, koniec zabawy - Mruknęła niezadowolona - Co teraz? - Zagaiła wpatrując się w niego. Znowu było widać jego buzię, to mogła się pogapić. Natomiast znów było widać po niej, że nie może przestać się uśmiechać.
Nigdy nie byłem orłem z geografii, toteż nawet nie wiedziałem gdzie dokładnie znajduje się Argentyna. Kraj ten raczej nie leżał w kręgu moich zainteresowań, jak większość zresztą. Przez wzgląd na pochodzenie mej matki, traktowałem Stany jak swój drugi dom, zaraz po Wielkiej Brytanii. - Mówisz o Statui Wolności? (Jak źle odmieniłem, to przepraszam, serio nie wiem jak to odmienić) Jestem za zbudowaniem na jej pochodni bunkru, pizzę będą nam dostarczać helikopterami - już widzę, jak jakiś dostawca pizzy podlatuje do Statuy Wolności, krzycząc "Hawajska na grubym! Piętnaście dolarów się należy!". Chociaż sądzę, że policja mogłaby mieć coś przeciwko naszej obecności w tym miejscu. - Genialne. To kogo bierzemy pod nasze skrzydełka? - odniosłem się do idei zabawy w czyjeś sumienie. Już nie mogę się tego doczekać, kabaret. Dobrze, że znowu byliśmy zauważalni, rozmowa z pustym pomieszczeniem faktycznie na pierwszy rzut oka mogła wydawać się nieco podejrzana. - Nigdy nie mów nigdy, to może być dopiero początek - odparłem z uśmiechem - Proponuję upewnić się, że korytarz jest czysty i wybrać się do Munga - dokończyłem, odwzajemniając spojrzenie Vittorii. Od nowa oczarowały mnie jej oczy, z których nie mogłem spuścić wzroku. Było w nich coś takiego, co mi na to nie pozwalało.
- Tak tak! O tej wielkiej pani - Ucieszyła się, że zrozumiał o co dokładnie jej chodzi. Co więcej idealnie podłapał jej idee skrytki w środku tej budowli. Dostarczanie pizzy helikopterem? W życiu by na to nie wpadła! - Blondasku muszę przyznać, że masz genialne pomysły! W nagrodę zabiorę Cię kiedyś na pizzę - Zaoferowała mu w ten sposób możliwość kolejnego spotkana z nią. Tym razem gdzieś w Londynie, w mugolskiej części w której średnio się orientowała, ale może chłopak lepiej ogarnia te rejony? Nadal nie wiedziała jaki ma status krwi i jakoś tak nadal nie zapytała. -Podobają mi się takie początki, ale niestety dziś nie pobawimy się już w czyjegoś aniołka - Może nie posmutniała, ale była trochę zawiedziona iż eliksir tak szybko przestał działać. Tak czy siak jednak mieli się jeszcze wybrać do Munga, wszystko przed nimi. -To proponuję wyjść i się rozdzielić. Osobno mniejsza szansa, że nas złapią - Zasugerowała - Spotkamy się już poza zamkiem, na drodze do Hogsmeade - Dodała otwierając drzwi i wyglądając za nie bardzo dyskretnie. Nie poczekała na jego odpowiedź i zwiała ze schowka. Ostatecznie plan spalił na panewce. Dlaczego? Dziewczynę coś zatrzymało. Przez co niestety nie dotarła na miejsce spotkania...
Z pamięcią Flory było lepiej, odkąd zmieniła lekarza a jednak na dłuższą metę było to męczące zajęcie. Musiała chodzić z notesem i zapisywać wszystko, czego dowiedziała się na swój temat, co z kolei jej nie pasowało - nie przepadała za pisaniem pamiętników i nie było nic w tym dziwnego, skoro pierwotną ścieżką jej kariery był Quidditch. Puchonka zresztą dalej miała nadzieję, że wróci do gry, dosłownie i w przenośni, więc póki co nie szukała sobie nowej drogi w życiu. Tego dnia dostała bojowe zadanie - usłyszała bowiem, że szczątki jej miotły mogą się jeszcze znajdować w rupieciarni, zwanej schowkiem a ona chciała się po prostu dowiedzieć, czy dobrze pamiętała model, na którym latała. Bez większego namysłu wkroczyła do środka, początkowo zderzając się z nieznośną warstwą kurzu. Zaczęła kichać i kaszleć, ale gdy tylko się uspokoiła, weszła dalej, oświecając sobie drogę różdżką. Jednak i to nie uchroniło jej przed potknięciem się o coś, upadkiem prosto na stary, zakurzony fotel z wystającymi sprężynami i przede wszystkim zgubieniem różdżki. Na domiar złego jakiś śmieszek, któremu odjęła zapewne ostatnio kilka punktów za łamanie regulaminu, zamknął ją w środku.
Wycieczka w to miejsce była równa karze. Bez powodu nikt nie chciał marnować czasu w obskurnej komórce, jeśli sytuacja go nie zmuszała. Aidanowi niestety przypadł zaszczyt wyniesienia paru starych uniformów i zniszczonych piłek. Najchętniej rzuciłby je gdzieś w kąt, ale znów pewnie zostałby złapany przez jakiegoś prefekta i ukarany, czego wolał uniknąć. Ostatnio podobne prace społeczne często mu się przytrafiały, podczas stażu rutynowo robił już za ciecia, dlatego tym bardziej mu się to nie uśmiechało. Włożył klucz do zamka, przekręcił dwa razy i otworzył drzwi, by trzasnąć nimi po wejściu. Wyjął różdżkę, przyświecił sobie i pomaszerował powoli w głąb pomieszczenia. -Czekasz tu na kogoś, czy to jakaś forma kary? - Zapytał zaskoczony widokiem dziewczyny siedzącej samotnie w ciemnym pomieszczeniu. Chociaż po krótkim zastanowieniu się stwierdził, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Biorąc pod uwagę to, jak zachowywała się ostatnimi czasy, mieściło się to w pewnych normach. Pomimo jej utraty pamięci lepiej było nie nadepnąć jej na odcisk. Nie wiedział, czy zapomniała o tym, że kiedyś niezbyt za sobą przepadali. Mimo wszystko sportowa rywalizacja była dużo lepsza od potrzeby unikania rozmów na temat sportu.
Nie wiedziała gdzie jest jej różdżka, więc jedynym co mogła zrobić, było odwrócenie się z brzucha do pozycji siedzącej. Uznała wspaniałomyślnie, że poczeka chwilę i może odpocznie, a potem zacznie podejmować jakiekolwiek próby wydostania się stąd. Flora zdążyła chyba nawet na moment przysnąć, bo ocknęła się dopiero wtedy, gdy Aidan poświecił jej różdżką po oczach. Kojarzyła go; po ostatnich terapiach pamiętała coraz więcej, a na pewno kojarzyła większą ilość osób, z którym coś ją kiedyś łączyło. W tym przypadku również pojawiała się mała relacja, oparta na wspólnej rywalizacji i jeśli dobrze jej się przypominało - przy okazji na malutkim romansie, bowiem przed wypadkiem faktycznie zachowywała się jak gwiazda i wykorzystywała swoje wizualne, kobiece atuty. - Szukam starej miotły - oznajmiła. Jednak mina chłopaka spowodowała, że odczuła nagłą potrzebę wyjaśnienia mu dalszego ciągu wydarzeń. - Ale jakiś imbecyl zatrzasnął mnie w środku, moja różdżka jest... nie wiem gdzie, leży gdzieś na ziemi. A ja nie jestem kotem, więc mam mały problem - nie chciała wprost poprosić go o pomoc. Zakurzony fotel z wystającymi sprężynami wcale nie był taki zły. Uznała w myślach, że mogłaby się tu ukrywać przed ludźmi, gdyby tylko trochę się uprzątnęło wszystkie graty. To, że Aidan stał nad nią i jednocześnie spoglądał na nią z wyższością spowodowało, że poklepała miejsce obok. - Chodź, zmieścimy się we dwójkę. Wiesz jak tu można odpocząć? Nikt nie zagląda, w razie czego ktoś pomyśli, że właśnie mieliśmy z siebie zedrzeć ubrania - naciągnęła rękawy na dłonie, czekając na reakcję chłopaka.
Niespodziewane spotkanie w nietypowym miejscu miało ukazać niezdarność i niezaradność Puchonki. Inaczej nie potrafił sobie wytłumaczyć, co tutaj robiła.. Dobra, potrafił i nawet nie przyszło mu z trudem wyobrażenie sobie celów, dla których okoliczności były aż nadto sprzyjające. Rozglądnął się jedynie na boki, jakby zaraz miał zobaczyć kogoś prócz nich, ale wszystko wskazywało, że byli tu zupełnie sami. W wyjaśnienia Flory ciężko było uwierzyć. Chyba, że było już z nią dużo lepiej i przestała unikać tego tematu. -Ja swojej nie chciałbym oglądać. - Odpowiedział i od razu wyobraził sobie złamany kij i wieści o tym, że nie da się jej naprawić. Ja jego twarzy pojawił się grymas, bo odpowiedzialną za jego ostatnią kraksę była Madd. Wzmianka o różdżce sklejała jako tako wszystko w całość. -Spadła na ziemię i nie próbowałaś znaleźć? Przecież kobiety świetnie radzą sobie w pozycji klęczącej. Nie trzeba kociego wzroku, by wymacać coś po omacku. - Dodał, starając się wymówić to jak najbardziej poważnym tonem. Seksistowski komentarz nie koniecznie odnosił się do mycia podłogi. W jego wieku byłoby to nawet dziwne pierwsze skojarzenie. -Więc lepiej żeby nikt nas nie przyłapał.. - Rzucił siadając obok Flory. Być może lepiej było zaproponować jej pomoc, bo odpoczynek w tym momencie wydawał mu się niedorzeczny. Khe.. Khe..
Flora myślała przez chwilę, że się przesłyszała. Czy ona naprawdę kiedyś miała podobny poziom humoru? Najwidoczniej tak, skoro wcale nie oburzyła się jego słowami a na ustach dziewczyny pojawił się nawet uśmiech. Gdy tylko przeminęła pierwsza faza szoku. - Jak jesteś taki mądry, to poszukaj sobie czegoś na kolanach po omacku. Panowie w pozycji klęczącej też sobie całkiem nieźle radzą - bynajmniej nie miała na myśli tu badziewnych oświadczyn a raczej jednoznaczną sytuację, w której kiedyś oboje się PRAWIE znaleźli. Potem jednym machnięciem wytrąciła różdżkę z dłoni chłopaka, mając totalnie gdzieś fakt, że ugrzęźli i prawdopodobnie Aidan zaraz ją za to zamorduje. - Och, Aidan, przecież tak mnie kiedyś lubiłeś... Nie rozumiem dlaczego masz taki posępny humor - uśmiechnęłaby się nawet, jednak znajdowali się teraz w egipskich ciemnościach, więc i tak by tego nie zauważył. Puchonka wyłożyła się wygodniej na fotelu, opierając głowę o oparcie. - Co słychać w wielkim świecie drużyn? Przejąłeś moje miejsce super-gwiazdy? - spytała nareszcie, zainteresowana tą kwestią. Wciąż rozważała powrót do gry i póki co zwalczanie obsesji szło jej całkiem nieźle. Wiedziała jednak, że jej najbliżsi wcale nie poprą tego pomysłu.
Armstrong przez chwilę próbował sobie wizualizować sytuację o której była mowa. Czego mógł szukać facet na kolanach? Bardzo prawdopodobne, że chodziło o moment, gdy był na górze i miał sięgnąć właśnie, by złapać za cycka, ale to raczej samo wpadało w rękę. Chyba, że los z niego zażartował i trafił na deskę. Co innego siedząc na miotle, był w końcu szukającym. Na więcej pomysłów nie zdążył wpaść, bo Florka chcąc wygodniej usiąść na fotelu, bądź robiąc to umyślnie - wytrąciła mu różdżkę z ręki, która upadła gdzieś pod jego stopami. -No tak.. - Westchnął na nastające egipskie ciemności, zastanawiając się ile karnych punktów zdążył już zebrać i ile naliczą mu za kolejne przewinienie. -Posępny humor? Robi się coraz lepszy, chociaż zastanawiam się, czy serio nie uderzyłaś się za mocno w głowę, gdy spadłaś z tej miotły. - Skomentował, z drwiącym uśmiechem, czego nie mogła zobaczyć. Jak mawiają "niewiedza jest błogosławieństwem", choć Grufon chyba nie mógł narzekać na utratę pamięci przez Puchonkę. Zastanawiał się tylko, czy taką niemoc należało wykorzystywać, czy nie.. Okazja czyniła złodzieja, a jemu przez długo mogła nie nadarzyć się okazja, by jej trochę dogryźć. -Gra była dużo bardziej zabawna, gdy nie robiło się tego za pieniądze. Nie ma, co narzekać, są i plusy. Sama rozumiesz rzesze groupie, są jeszcze większe niż za czasów szkolnych. Skoro już doszliśmy do tego, że zostałem twoim guru i mentorem, to mogłabyś Florcia się do czegoś przydać i poszukać różdżki swojej gwiazdy. - O tak, kto po latach nie lubił się trochę wywyższać? Choćby dla samego napawania się faktem, że było się od kogoś lepszym. Może i po części było to zbudowane na tragedii, ale przecież dziewczyny lubiły spełniać takie małe zachcianki. Szkoda, że nie miał kocich oczu i nie zobaczy, jak była gwiazda szoruje przed nim podłogę na kolanach. Postawił nawet stopę na różdżce, by nie mogła jej znaleźć.
Od czasu wypadku Flora była traktowana przez otoczenie jak złote jajko. Takie odnosiła przynajmniej wrażenie, bo odkąd wróciła do szkoły absolutnie nikt nie był dla niej wredny. I ona nie umiała być wredna. To znaczy, tak sobie to tłumaczyła: przecież jej charakter znacząco różnił się przed wypadkiem i z pewnością wtedy od razu wpadłaby na setkę idealnych ripost. Teraz była trochę bezradna w potyczkach słownych, ale nie przejmowała się tym. Dopóki nie przekroczył pewnej granicy dobrego smaku. - Moim guru i mentorem? Na Morganę! Nie dostałeś ostatnio tłuczkiem w ten pusty łeb? - spytała najwidoczniej urażona tym, co powiedział. Aidan był dobrym zawodnikiem, dlatego Flora lubiła z nim grywać i rywalizować. Poza tym lubiła go personalnie, jednak odkąd dostał się do reprezentacji miała wrażenie, że poprzestawiało mu się pod sufitem. - Wiesz, podobno jak ktoś się tak przechwala, no to ma... - tutaj chwyciła jego dłoń, a dokładniej palec wskazujący, zginając go lekko i powoli w dół, co było jednoznacznym gestem, który osobnik pokroju Aidana bez problemu mógł zrozumieć. Nie miała zamiaru klękać przed samozwańczym panem i władcą, ale potrzebowała swojej różdżki, która leżała gdzieś po ich lewej stronie. Bez słowa uniosła się i gdy próbowała przejść nad chłopakiem, zahaczyła stopą o połamany stołek wywracając się prosto na Aidana a wraz z nim na ziemię. Przynajmniej zamortyzował upadek. I nie widział tego, jak Louzar czerwone policzki teraz miała. - I kto teraz jest górą? - rzuciła z przekąsem, jedną dłonią opierając się o podłogę a drugą wyszukując po omacku swojej różdżki.
Wrodzona pewność siebie i własne poczucie humoru nie zawsze pomagały Aidanowi gromadzić zwolenników. On jednak zawsze uważał to za swoją wielką zaletę i nie przejmował się opinią innych. Do przewidzenia było to, iż Florka nie zaklaszcze uszami o wannę z zachwytu po tym, co powiedział - na nieszczęście w jej pamięci zostały niewłaściwe na tę okazję urywki wspomnień. -Coś w tym jest, muszę te braki zastępować drogimi miotłami. Podobnie jest ze złośliwymi laskami, najczęściej mają braki w klacie. Dalej wypychacie staniki skarpetkami, czy wymyślono już na to jakieś zaklęcie? - Zaśmiał się, ale powstrzymał od złapania za biust. Nie bał się dostać w twarz, bardziej poczuć wełnianą miękkość wełny wypranej w Wizzwollu. No i.. Przez moment pomyślał, że jednak dziewczyna skusiła się by umilić mu dzień i posłuchała jego wskazówek. Do momentu aż nie pchając się po omacku nie wywołała kolejnej katastrofy i upadku obojga na podłogę. Na szczęście nie było wysoko i Armstrong nie odczuł tego dotkliwie. -Widziałem już gorsze gry wstępne.. Gdyby nie wcześniejsze pokazy niezdarności, pomyślałbym że pchasz mi się właśnie na miotłę. - Rzucił ironicznym komentarzem. A może nie powinno mu być do śmiechu, skoro zaczęła szukać różdżki?
Przeklętej różdżki jak nie było, tak wciąż nie mogła jej znaleźć i co najgorsze miała wrażenie, że oboje na niej leżą. Nie sądziła jednak, że Aidan się do tego przyzna, a tym bardziej jej pomoże. W końcu był teraz gwiazdą. Cóż, szkoda, że i gwiazdy kiedyś gasły - nie żeby mu źle życzyła! Po wypadku nie życzyła źle nawet najgorszemu wrogowi. Tymczasem przesuwała dłonią po ziemi raz z lewej, raz z prawej strony, by nareszcie pochylić się nad Aidanem i przesunąć ręką nad jego głową. Ale komentarz, który usłyszała niemal wbił ją w ziemię. - Fujfujfuj! - pacnęła go dłonią w ramię. - Ohyda, naprawdę łapiesz dziewczyny na takie teksty? Serio? Na wskakiwanie na miotłę? Nie wróżę ci cudownej przyszłości... - ostatecznie absurdalna żałość jego słów spowodowała, że zaśmiała się melodyjnie. Wciąż była nad nim pochylona; dość blisko zresztą, tak że spokojnie mógł poczuć woń jej perfum czy kosmyki włosów, łaskoczące go po twarzy. A różdżka dalej była zaginiona w akcji i Flora zaczęła czuć się niezręcznie.
Dawanie pozornej władzy kobiecie, dawało dużą satysfakcje i zabawę. Czasem lubiły poczuć, że coś idzie po ich myśli i to one były górą. Choć i tak Florka swoją pewnością siebie chciała ukryć zażenowanie faktem, że wylądowała w takiej pozycji. To było nawet słodkie i przysiągłby, że wyobraziła sobie, to o czym mówił, stąd ta reakcja - choć chyba udawana, bo Lauzor kiedyś należała do tych odważniejszych. Nie było w tym nic zdrożnego, jego bezpośrednie słowa po tym, jak zaprosiła go do wspólnego siedzenia po ciemku i tym małym pokazie gimnastyki wydawał mu się niczym. W końcu.. Czy to nie on został sprowokowany? -Teraz jak tak pomyślę, to chyba masz rację. To było straszne fuj, gdy prosiłaś mnie, bym mówił do ciebie tak brzydko i trywialnie. Nie wiem, jak udawało ci się mnie do tego nakłonić.. - Powiedział przyciszając głos i odgarniając sobie jej włosy z twarzy. Skłamał? Nawet jeśli, to w dobrej wierze dla siebie samego. Małe nagięcie rzeczywistości, by wyjść obronną ręką i odkupić swoje winy, których rzecz jasna tutaj nie widział. Zabawa w onieśmielanie niewinnych dziewczynek była jednak silniejsza od kręgosłupa moralnego i nie mógł się powstrzymać. -Przypominasz już sobie? - Zapytał, jakby miał nadzieję, że sama wypełni lukę w pamięci nowymi wspomnieniami.
Flora domyślała się, że prędzej czy później Aidan będzie próbował zagrać nieczysto. Nie sądziła jednak, że dojdzie do tego tak szybko... kiedy się odezwał, niemal ją sparaliżowało. Zastygła w bezruchu, chociaż chwilowy moment dezorientacji i zawahania zdradzał jej sposób oddychania i bicie serca, które w zasadzie bez problemu mógł usłyszeć w panującej w schowku ciszy. Problem z jej pamięcią o dziwo nie był samym w sobie problemem - kłopotem był fakt, że jej pamięć wracała niechronologicznie. Pamiętała rzeczy z początku szkoły, potem z czasu wypadku, pomiędzy tym miała wielką lukę, którą z pomocą nowego uzdrowiciela zaczynała wypełniać. Pomocni okazali się też starzy znajomi, jej pamiętnik i nawet ta głupia metoda zapisywania wszystkiego, czego się dowiedziała na swój temat. I chociaż do tej pory reagowała nerwowo na powrót do przyszłości, tak nauczyła się sobie z tym radzić. A nawet czasem udało jej się skupić na tyle, żeby przypomnieć sobie szczątkowe fakty, o których była mowa! Na nieszczęście Aidana tak było i teraz. Pamiętała, że coś ich kiedyś łączyło i wiedziała, że na pewno była to rywalizacja połączona ze wspólną pasją do Quidditcha. Ale faktu, że łączyło ich coś intymnego nie brała pod uwagę, aż do teraz. Chwila skupienia, przebłysk w głowie i wstyd. - Próbujesz mi powiedzieć, że mi się to podobało? - spytała zupełnie poważnie, co dało się wyczuć w jej tonie głosu. Miała nadzieję, że chociaż przez chwilę chłopak odrzuci na bok żarty. Ręce - którymi opierała się po bokach Aidana - powoli jej ścierpły, więc podniosła się do pozycji siedzącej, wciąż jednak nie wstając. - No ale tak, przypomniałam sobie - powiedziała nagle, spoglądając tam, gdzie powinna znajdować się jego głowa. - I co w związku z tym? Ludzie czasem się... zmieniają albo dostają drugą szansę od losu - gówno prawda. Puchonka nie wierzyła w to, że ludzie się zmieniali a to, że miała wypadek wcale nie dawało jej drugiej szansy na "lepsze życie". Powiedziała to, chociaż nie do końca była pewna po co i co miało oznaczać. Zdawała sobie sprawę, że Aidan prawdopodobnie teraz ją wyśmieje, bo z pewnością nie uwierzy w te głodne kawałki wyjęte prosto z mugolskich romansideł, więc chcąc uprzedzić kolejną serię złośliwości, stwierdziła: - Niedobrze mi z moim zachowaniem po wypadku. Nie wiem dlaczego akurat tobie o tym mówię, no ale już trudno - pewność siebie Puchonki była mocno zaburzona i pewnie na to jej medyk znalazłby rozwiązanie. Gdyby oczywiście mu o tym wspomniała. Na prowadzonych przez Xaviera sesjach prezentowała dawny charakter, buńczuczny i czepiający się każdego słówka, najmniejszego detalu... w szkole niespecjalnie jej to wychodziło. Kiedy już nerwowo obskubała jeden paznokieć, postanowiła go poinformować o czymś jeszcze. - Skoro sobie już tak wyznajemy... chciałabym wrócić do Quidditcha - między słowami w zasadzie poprosiła go o pomoc w tym wielkim przedsięwzięciu. I chyba nie tylko w tym.
Trzeba przyznać, że to dość nietypowe miejsce dla nowego prefekta Hufflepuffu. Poza otwarciem drzwi, aby zobaczyć, czy żaden nicpoń się tu nie czai, nie powinno go tutaj być. Ale jednak! Był! Dlaczego? Bo jakimś cudem jego śliczny, biały kotek, zwany Zamieć, tutaj wlazł i zaczął żałośnie miauczeć. Heniek chwycił go oburącz i przytulił do swojego ramienia, głaszcząc po mięciutkim i czyściutkim futerku. Szczęściem, za dużo nie skakał, więc się nie wybrudził. Heniek jakoś nie miał okazji wcześniej tutaj być, więc z zaciekawieniem przeglądał pomieszczenie przy uchylonych drzwiach. Czy hałas ściągnie kogoś do niego?
Przechodziła w pobliżu schowka, gdy nagle usłyszała stamtąd dziwny hałas - ktoś tam ewidentnie był. Nie uważała tego miejsca na dobre do przebywania większej ilości ludzi, ale jeśli ktoś chciał pobyć w samotności, mogło się nadać. Ciekawe, kto tym razem. Michaela uznała, że nie ma nic lepszego do roboty, więc nie tyle z ciekawości co z nudów zajrzała przez uchylone drzwi i uśmiechnęła się ironicznie. Ean z białym kotem na rękach oglądał pomieszczenie, jakby nigdy wcześniej tu nie był. Otworzyła drzwi na tyle, żeby mogła się przedostać, przekroczyła próg i skrzyżowała ramiona. - Wycieczki krajoznawcze?
-Lumos Maximos Akurat wypowiedział zaklęcie, które wypuściło z jego różdżki kulkę światła, oświetlającą cały schowek. On i młodziutki kotek, bo ledwie półroczny, zadrżeli wystraszeni niespodziewaną kompanią. Kot od razu odwrócił swe ślipia, ostrzegawczo miaucząc na niedobrą istotę. Heniek zaś odwrócił się i mruknął -Masz rację Zamieć. Ta osoba nie ma duszy. Dalej chował urazę za ostatnie spotkanie, więc nie miał zamiaru wybuchać euforią. Skoro wlazła i została, widząc, że to on, pewnikiem sama się odezwie. Heniek poruszył się nieco do przodu, przeglądając fajerwerki schowane za jakimś starym materacem. To wszystko było niebezpieczne i powinno zostać zlikwidowane.
W pierwszym odruchu chciała powiedzieć "Nazwałeś kota Zamieć?" i uczynić kilka złośliwych uwag na ten temat, ale jednak stworzenie było urocze i nie chciała obrażać jego imienia - wystarczyło, że musiał je znosić na codzień. - Stwierdzenie, że nie mam duszy jest nieludzkie, nie uważasz? - spytała i ostrożnie zrobiła kilka kroków w głąb składzika. Mogła się spodziewać kłótni, ale w sumie się tym nie przejmowała, przynajmniej było to jakieś zajęcie. A orzeczenie o braku duszy było mało empatyczne - najwyraźniej Ean wykazywał wszelkie silne emocje poza empatią. Jak duże dziecko.
Kot syknął, nie czując się bezpiecznie w obecności obcej osoby. Niedawno co został wzięty z domu zmarłej starej wiedźmy, wrzucony do sklepu ze zwierzętami, a teraz trafił do pełnego ludzi i zwierząt Hogwartu. Wiedział, że Heniek o niego dba, broni go i karmi najlepszym żarciem, więc u niego szukał schronienia. Ale bycie zamkniętym w tym składziku i dalsze przebywanie tutaj, zwłaszcza teraz, bez drogi ucieczki przed obcą kobietą względem której Heniek chyba miał negatywne odczucia, drażniło go. Mimo, że był uroczy, śnieżnobiały, o ślicznych zielonych oczkach, to pokazywał ząbki i wbijał pazury w ramię Eanruiga. -Przepraszam. Ale dalej się gniewam. Odpowiedział po prostu, najzwyklej, szczerze i bezpośrednio. Ignorował dziewczę i dalej przeglądał co tu leży, znajdując zepsute i połamane lampy. Nie pojmował, dlaczego ten sprzęt nie był naprawiany. Może to jakieś mugolskie niewypały? Przecież Psor Gibby mógł je ponaprawiać.
Nie lubiła być ignorowana. Zwłaszcza przez kogoś, kto nie miał stuprocentowej czystości krwi, chociaż próbowała pozbyć się tych uprzedzeń ze względu na fakt, że były jej wpajane przez ojca. Miała coraz większą ochotę powiedzieć coś obraźliwego. Niemniej zdziwiły ją te przeprosiny, bo sama nie miała zwyczaju przepraszać i nie po to tu przyszła. Uniosła brew. - Wszystkich tak przepraszasz? - spytała, przyglądając się rupieciom znajdującym się w pomieszczeniu. Jeśli tak, z pewnością nie przysparzał sobie zbytniego szacunku w świecie czarodziejów, a bynajmniej nie w przypadku ludzi o wysokim statusie. Michaela mówiła "przepraszam" tylko wtedy, kiedy ojciec jej kazał i nigdy nie były to szczere przeprosiny.
-Kultura. Nie uczą tego Dearów? Odparował, po krótkiej chwili zastanowienia. Dziewucha była rozpuszczona i w dodatku ignorowała etykę, co już zdążył wcześniej zauważył. Jakim sposobem oni się wcześniej zakolegowali? Nie wiedział. Chyba po prostu gadali o konkretnych rzeczach wcześniej i stąd nie przykładał wagi do jej przywar. Odłożył różdżkę na półkę i sięgnął po długą rakietę. Przyglądał się knotowi, a kot wlazł mu na ramiona niczym szal, obserwując intruza. -Ciekawa rzecz, te fajerwerki. Wiesz czym są? To w sumie pojemnik pełen prochów, urządzenie głównie mugolskie, ale i my używamy. Leci w powietrze i wybucha milionem świateł. Piękny widok. Przesadził z opisem celowo, lubiąc drażnić pełnokrwistych, choć sam był niemalże pełnokrwisty. Lubił im mówić o niezwykłych wynalazkach mugoli, których można zazdrościć.
Czuła się niekomfortowo z faktem, że kot ją obserwuje i przez cały czas miała wrażenie, że w każdej chwili może rzucić się na nią z pazurami. Miała ochotę przewiercić go spojrzeniem, ale pamiętała, żeby nie patrzeć zwierzętom w oczy. Popatrzyła na mugolskie urządzenie. Czasem nawet interesowało ją ich działanie, ale z czystej ostrożności wolała nigdy nic z tych rzeczy nie dotykać, a po jego słowach odniosła wrażenie, że chciałby to odpalić. Jednak zaraz powiedziała sobie, że byłby to szczyt głupoty i nawet on nie byłby na tyle nierozsądny. - Lepiej to odłóż. Mimo wszystko wolała ostrzec.
-Spokojnie. Rzadko się zdarza, by takie materiały ulegało samodestrukcji. Co innego skomplikowane bomby, ale to już militaria i sam się nie znam. Wiem tyle, co przeczytam czasami w The National.. Ah, wybacz. To szkocka mugolska gazeta, jedyna pro-niepodległościowa. Jak odwiedzam rodzinny dom, lubię przejść się do okolicznej wioski i zobaczyć jak się żyje w Nethy Bridge. Dużo z nas ignoruje mugoli i uznaje za gorszych, ale wolałbym nie oberwać bombą atomową.. Ah, no tak. To taka, co potrafi zrobić bum i w promieniu setek mil, tworząc wielki krater. A jeszcze w szerszym promieniu czyni efekty podobne transmutacji, ale bolesne i losowe. Zaczął rozmawiać o mugolach, może w nieco nieostrożny sposób zważywszy na rodowód Miśki. Ale fascynował go temat i lubił się dzielić takimi ciekawostkami z ludźmi, którzy nie mogli wyjrzeć spoza ich tajemniczego świata. W trakcie mówienia odłożył fajerwerkę i spojrzał na towarzyszkę, z uśmiechem jej wszystko opowiadając i gładząc kota po głowie. Uspokajał się i przyzwyczajał do obecności dziewczyny. Choć sam Heniek chyba nie czuł się do końca komfortowo, bo gdy zapadła cisza, po prostu patrzył bez głębszego wyrazu. Sam nie wiedział, czego ona chciała. A i sam nie do końca doprecyzował to, co ona chce.