Nie tylko schowek na miotły, jak głosi powszechnie używana nazwa. Można tam znaleźć niemal wszystko od mugolskich procy, przez pędzle i puszki z różnokolorowymi farbami, po kosy i beczki z prochem. Prawdziwy raj dla uczniów pragnących by z Hogwartu została jedynie stos kolorowych kamieni.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:12, w całości zmieniany 1 raz
A więc znowu na wypadło na nią. Rany, ta butelka ją chyba od razu pokochała. Mniejsza zresztą. Kolejne pytanie było banalne, więc nie musiała długo się zastanawiać nad odpowiedzią. Spojrzała w sufit, po czym wzięła głęboki oddech i skierowała wzrok na chłopaka. - Nikt jeszcze nie wywarł na mnie żadnego wrażenia. - no może prócz jednej osoby, ale to nie ważne. Wolała przynajmniej przez chwilę o tym nie myśleć. Skoro odpowiedziała na pytanie, zakręciła butelką ponownie. Tym razem wypadło na dzikuskę. Jak ona uwielbiała dzikusów.. Pocahontas to jedna z jej ukochanych bajek. Myślenie nad pytaniem zabrało jej trochę czasu, ale doszła do wniosku, że same pytania będą nudne.. także.. - Pocahontas, dostaniesz ode mnie zadanie.. A mianowicie. - spojrzała na chłopaka z triumfalnym uśmiechem. - Sprzedaj chłopaczkowi soczyysteego buziaczka.
No cóż... Tyle tu się działo. Oni grali, ona siedziała. Nie za bardzo wiedziała (nie czuje jak rymuje, hehs) co dokładnie się dzieje. Coś tam mówili, słowa dochodziły do niej jakieś zniekształcone, jakby już alkohol mówił jej wprost "wyp****alaj do łóżeczka, skarbie". Nie znosiła tego uczucia, wolała jak roznosiła ją energia. Zdecydowanie dziś, tu w tym miejscu brakowało głośnej muzyki i czegoś wygodnego to położenia na dym zadka. Nie ukrywajmy, podłoga nie jest za bardzo przyjemna, zwłaszcza w schowku, w którym nikt nie sprząta od lat. Można tu jednak znaleźć wszystko... Więc może gdy poszuka, to znajdzie coś, co choć trochę ułatwi jej życie? Chwiejnie wstała, zdając sobie sprawę, ze nie wygląda to ani dobrze, ani seksownie, ani... No ok, wygląda to upokarzająco. Co jednak ma się przejmować? Obu tych osób nie zna, widzi ich pewnie ostatni raz na oczy. Jutro wróci do swojego cudownego świata, gdzie Soph nienawidzi wszystkich, Taitiane chodzi dziwnie zadowolona, a reszta to nic nie warte worki krwi. Podeszła do jednej spółek, po czym bardzo nietaktownie wywaliła z niej wszystko na podłogę. - Znalazłam! - Pochwaliła się dość głośno, po czym swoją zdobycz (jakąś zniszczoną przez czas poduszkę położyła na podłodze. Nie zwrócili na nią uwagi... To może lepiej? Oczywiście przy okazji zajmowani miejsca, już nie było tak prosto. Ta dziewczyna wyglądająca jak czupiradło (sorkens, ale Pocachontas już nie ogarnia zbytnio) coś tam zaczęła bełgotać. Co on do jasnej, ciasnej gada? Aaa... Całować. Było nie raz, będzie teraz, co jej szkodzi! Na szczęście wszyscy siedzieli a tyle blisko, że nie sprawiło problemu, by dała mu buziaka w policzek. Teraz... Jej kolej kręcenia butelką. Jeśli oczywiście nie potłucze jej za pierwszym dotknięciem, to na pewni szanse trafienia kogoś z tej dwójki to jakieś 33,3 procenta. No to zaczynamy! I już wszystko wiadomo! Wypadło an Wampirzyce, która powinna zacząć martwić się o swój los. Niestety... Oko za oko, ząb za całą szczękę i te sprawy. - Wampirku... Prawda, że mogę tak się do ciebie zwracać? - W sumie to nie czekała na pozwolenie, bo niby po co? Jest przecież na tyle świetna, że na pewno wszyscy się cieszą z tego, że w ogóle się do nich odzywa. - Masz zadanie. Pokarz nam najbardziej erotyczny taniec w tej szkole z miotłą w roli głównej - Po czym pokazała na pare starych, rozpadających się mioteł w kącie pokoju. Życzę udanej zabawy!
Jeżeli Curtis miała jeszcze jakąś nadzieję, że Xavier ją puści, właśnie ją straciła. Wtedy też zaczęła się wyrywać coraz mocniej, próbując najpierw kopnąć go w kroczę, później chciała też sięgnąć paznokciami do jego twarzy, ale to wszystko odniosło chyba średni skutek, bo Xavier, nie dość, że był od niej o wiele wyższy, to jeszcze o wiele silniejszy. Gdyby tylko udało jej się sięgnąć po tę różdżkę! Curtis faktycznie zawsze była bezkarna, przyzwyczaiła się do tego, że jej zachowanie jest w pewien sposób akceptowalne, bowiem wszyscy chowali urazę, próbując zrozumieć i logicznie wytłumaczyć jej zachowanie, ewentualnie po prostu próbowali zapomnieć, ignorując Juvinall. Xavier był jednak inny, on postanowił się zemścić - tylko, że na taką zemstę nie zasługiwał nikt. Teraz już ciężko było dostrzec ślizgonce jakąś chorobę czy gorączkę, nawet chwilową niepoczytalność chłopaka, zdawało jej się, że działał on z zimnym wyrachowaniem, a wcześniej zaplanował to wszystko. Może zaplanował to już tego dnia, gdy go zostawiła. Nigdy nie podejrzewałaby, że Zoellis jest się w stanie posunąć do czegoś takiego. Curtis straciła kontrolę nad sytuacją już dawno, może to chłopak chciał osiągnąć? Z tym, że w takim wypadku powinien już przestać, bo Australijka w tym momencie była naprawdę przerażona rozwojem sytuacji. Curtis krzyknęła, kiedy zacisnął jej rękę na pośladku. - Weź tę łapę, kretynie - wrzasnęła, a do oczu napłynęły jej łzy strachu i upokorzenia. Nie mogła jednak dać za wygraną, musiała uciec, uciec, uciec. Teraz ucieczka była naprawdę niezbędna, a napastnik całkiem realny. Tym razem Juvinall mogła jednak nie mieć możliwości ucieczki. - Puść mnie do cholery! - krzyknęła, szamocząc się jak rybka w sieci. Być może coś Xaviera zabolało, nie wiem, szamotała się naprawdę porządnie, ale to wciąż on miał przewagę. Wykrzyknęła, aby ktoś jej pomógł. Gdzie byli wszyscy? Gdzie był Caleb, gdzie był Riley, gdzie była Mathilde i gdzie był Nicolas, kiedy ich potrzebowała? No tak, wszystkich ich opuściła, z własnej woli skazując ich znajomości na straty. No, może z Mathilde wyglądało to trochę inaczej, ale nie zmieniało to faktu, że nie było jej tutaj, gdy przyjaciółka potrzebowała pomocy jak jeszcze nigdy w swoim życiu. Czyż nie taka sama sytuacja, tyle, że oczywiście z odwróceniem ról, miała miejsce parę miesięcy temu? Co jednak nie zmienia faktu, że o tej porze i tak ktoś powinien patrolować to miejsce, czyżby Curtis miała naprawdę takiego pecha, że żaden z prefektów akurat nie zejdzie tutaj podczas swojego dyżuru? Zrobiło się jeszcze groźniej, gdy pociągnął ją w stronę jakiegoś schowka, po czym zamknął drzwi. Curtis wciąż nie wierzyła w to, co właśnie się działo. Czuła się jak bohaterka własnych opowiadań, do dopełnienia efektu brakowało tylko flaków, które walałby się po ścianach, z sufitu natomiast powinna skapywać krew. Twoja krew, Curtis Juvinall. - Xavier, proszę, nie. - jej głos zadrżał, była bliska płaczu, wciąż próbowała się wyrywać. Przecież i ten dryblas musiał w końcu zmęczyć się szamotaniem z nią, prawda? Przecież nie była aż tak beznadziejną rywalką. - Xavier nie... Rób tego. Głos uwiązł jej w gardle. Nieskutecznie próbowała kopać Zoellisa, zadrapać, nawet ugryźć, co zresztą przy jednej próbie pocałunku się jej udało. Była zmęczona, ale wciąż próbowała walczyć z byłym chłopakiem i obecnym napastnikiem. Wciąż też próbowała dosięgnąć różdżki, która jej zwyczajem, który teraz przeklęła, wetknięta była w jej martensa. Xavier Zoellis był najgorszym psychopatą, jakiego spotkała. Jego szaleństwo znajdowało ujście w jego gestach i słowach, nawet w jego spojrzeniu, które ponownie mogła wychwycić, kiedy oczy przyzwyczaiły się do pół-ciemności panującej w schowku. Curtis żyła w przekonaniu, że szaleństwo jest uczuciem gorącym, łączącym wszystkie namiętności, popychającym do czynów najpiękniejszych i najgorszych, które zwykła opisywać z takim oddaniem. Myliła się. Szaleństwo Xaviera było zimne i pozbawione skrupułów.
Podobno bezkarność jest dla ludzi, którzy nie posiadają mózgu. Dla tych, którzy klną na życie nigdy tak naprawdę nie żyjąc. Nie myślą przecież o tym jak los im dopieprzy na nieznajomym zakręcie. Czy już porzucisz tam niewygodne ciało, żeby umrzeć, czy jeszcze objawi się szansa na jeden oddech? Ile razy zatrzymasz się przed światłem by się zawrócić, zrezygnować z czegoś, co mogłoby być dobre, albo o w pół złe. Nie odpowiesz na żadne z tych pytań, ale Zoellis był człowiekiem, który rozwiązał setki tysięcy zagadek w swoim życiu. Żadna nie dotyczyła kobiecego umysłu. Żadna nie była jedną z tych, które chciałbyś usłyszeć przed snem, bo niszczą szare komórki na proch. Giniemy zbyt szybko, a poświęcamy tak często czas na coś czego nie ma. Curtis nie rozumiała jaki błąd popełniła, jaką drogą poszła, którą z zasad złamała, może gdyby była choć trochę świadoma jej strach nie byłby teraz świadkiem najgorszych wydarzeń, ale zabrałaby ją na nieco ciekawszą wycieczkę. Musisz w to uwierzyć, że nie ma innych scenariuszy zanim zasiądziesz do ich pisania. To co się dzieje jest jedynym możliwym, bo już tego nie cofniesz. Nie uwierzysz, będziesz do tego wracać. Jesteś słaby, ale to Zoellis jest najsłabszy rozpamiętując fantom tak dzielnie rozbijający jego umysł na cząstki elementarne zwane kwarkami. Niestety tak już jest, jesteś tu a jakby błądzisz w zupełnie innym miejscu. Nie był zabójcą niewinności, jednak coś mu mówiło, że nie może się już z tego wycofać. Zmuszał ją do czegoś, czego sam właściwie nie chciał. Pragnął zobaczyć ból i strach w jej oczach. O ile to drugie było tu obecne w nadmiarze, to ból wciąż nie przyszedł na tę ucztę zgrozy. Szkoda, dla niego przygotowane było honorowe miejsce. Zmusił ją do pocałunku, do uniesienia rąk do góry, do ściągnięcia bluzki i usadził ją na jakimś prowizorycznym biurku, czy tam szafce, i przyciągnął do siebie gładząc dłońmi zimną taflą skóry, która była atłasem, jedwabiem czy inną tkaniną, z której tworzy się zmysłową bieliznę. Był pewien, że gdyby ściągnął z niej pierwszą warstwę, to nie zalałaby go krew, tylko wino. Najsłodsze wino, w którym moczysz nieśmiało usta rozkoszując się chwilą jakby nie miała już nigdy się skończyć. Xavier tak bardzo chciał teraz przestać, dlaczego więc jego ręce szły dalej. Zaciskały się jej szyi, nie akceptowały sprzeciwu, blokowały jej każdy ruch, który był tu prowadzony w samoobronie. Nie słuchał jej. Dokonywał rzezi. Zabijał sam siebie, a mimo wszystko dzielnie do przodu pogrążał ich oboje w mrocznym tańcu. W końcu jego usta odnalazły jej szyję ściągając zębami ramiączko od stanika rozkoszował się chwilą. W końcu popatrzył na nią skupiony i złapał za uda. - Powinnaś teraz zniknąć, rozpłynąć się kurwa w powietrzu. Dziwi mnie, że jeszcze twoja magia nie zadziałała. - Kpił. Jadł i pił z kpiny kpiną wziętą. Jakby zapominając o całym złu, którego powinien już się wstydzić. A może tego już tu nie było? Pytasz czego? Pieprzonego wstydu, zdrowego rozsądku, jakiejkolwiek komórki nie pijanej wyobrażeniami o jej drobnym ciele.
To prawda, Curtis nie rozumiała jaki błąd popełniła. Do tego czasu. Ale nigdy, nigdy nie podejrzewałaby, że zostanie jej wymierzona tak bardzo okrutna kara, ślizgonka zwyczajnie na nią nie zasługiwałą. Łzy ciekły jej po policzkach, gdy szamocząc się dziko, próbowała uwolnić się od Xaviera. Była przepełniona panicznym strachem i widmem wydarzeń, które właśnie nad nią zawisły. Parę razy niemalże udało się jej wyślizgnąć z ucisku Zoellisa, ale ten złapał ją znowu, nie pozwalając uciec. Miał nad nią cholerną przewagę, po raz pierwszy w życiu Juvinall nie mogła z tym nic zrobić. Nie zamierzała jednak dać za wygraną, stawka była zbyt duża, aby się poddać. Cóż jednak z tego, że Zoellis nie robił sobie nic z jej prób ucieczki, a tym bardziej z protestów, które przekształcały się w błagalny szept, aby zaraz jednak przerodzić się w paniczne krzyki, uciszane skutecznie przez zaborcze usta chłopaka. Kiedy ściągnął jej bluzkę, Curtis zaczęła szlochać. Powoli zaczynała wpadać w histerię, dalej się szamocząc, ale Xavier był od niej o tyle silniejszy, że do tego wszystkiego posadził ją jeszcze na jakimś stołku czy biurku. Curtis była coraz słabsza i coraz bardziej zrezygnowana, jej protesty nic nie obchodziły Zoellisa. Pomimo tego, że doskonale było widać, jak ta sytuacja najprawdopodobniej się zakończy, nie dochodziło to do Australijki. To nie ona była w środku tych wydarzeń, ona jedynie obserwowała, opisywała, maczając pióro w atramencie, zapełniając kartki swym równiótkim pismem. I zaraz, słowo daję, uratowałaby tę dziewczynę, tę nieszczęsną Curtis Złamałam O Jedno Serce Za Dużo. Uratowałabym ją. Nie byłoby krwi, nie byłoby strachu, żadnych flaków, czy schowków na miotły, które były równie groteskowe. Po raz pierwszy wszystko skończyłoby się szczęśliwie. Zadrżała z chłodu i strachu, kiedy jego ręce zaczęły błądzić po jej odsłoniętym ciele, wywołując następny spazm szlochu Curtis. - O niczym innym nie marzę. - wychlipała cicho, łudząc się jeszcze, że może weźmie go na litość, że może przemówi do jego uśpionego rozsądku, uczuć, kurwa, czegokolwiek. - Błagam cię Xavier, jeżeli nie o mnie, to pomyśl o sobie. Co to z tobą zrobi. - wychrypiała, kiedy ten zahaczył zębami o ramiączko jej stanika. Wzdrygnęła się z obrzydzeniem, jej opór, chociaż wciąż widoczny, słabł wraz z jej siłami. Łzy ciekły po policzkach, makijaż rozmazał się już dawno. Szarpnęła się jeszcze raz, próbując wyswobodzić się z jego ramion. Uratowałabym ją. Nie, Curtis, nie uratowałabyś jej.
Widzisz ten świat? Pozbawiony szczerości, kolorów, dobra, czyjejś opieki. Xavier patrzył codziennie i nie wiedział skąd brała się tam zawiść. Nie miał pojęcia o tym którędy powinien iść, czy to czas żeby popełnić samobójstwo czy czerpać korzyść z tego, że może robić coś za co nie zapłaci? Był niepoczytalny, szalony, już dawno zerwał ze zmysłami, te wyprowadziły się jako pierwsze pozostawiając tylko instynkt samozachowawczy, kilka złych emocji i ból... Zmięty w pustce. Bo i ten nie potrafił znaleźć sobie miejsca raz po raz szamocąc jego umięśnionym ciałem, które teraz dawało mu wyższość nad drobną, ładną istotą, która popełniła błąd. Pojawiła się w złym miejscu o jeszcze gorszym czasie. Wylewała z siebie łzy, których on niestety nie dostrzegał. Stawiał opór każdej jej reakcji, która konfliktowała pływanie jego dłoni po talii, aż w końcu po zapięciu stanika, które szarpnął bez dbania oto jak bardzo się jej nie podoba obecna sytuacja. Yuriemu wiele rzeczy nie odpowiadało, nie zwykł jednak mówić o nich głośno. Może dlatego, że nawet jego dziewczyna nie próbowała go słuchać grzebiąc się w zeszytach, zapiskach, scenariuszach sytuacji, nagle prosząc, skomląc o jakiś odłamek dobra. A przecież straszne historie nie mogą kończyć się dobrze. Wtedy same w sobie pozbawione byłyby już charakterystycznego dla siebie wdzięku, a to tylko sprowadziłoby wszystkich do myślenia, że wszystko co będzie straszne sprawi, że nagle zapali się światło, przyjdzie ktoś, ktokolwiek. Prawda była inna. Zawsze miałeś być sam. Samodzielna jednostka nie umiejąca pływać na tak grząskich gruntach. Myślisz, że krzyk Cię uratuje? Mów coś więcej, mów coś piękniejszego. Komplementuj go, może przeproś. Może to twoja droga ewakuacyjna? Albo spaliłaś za sobą wszystkie mosty. Cokolwiek zrobiłaś... Nie zatrzymasz już się, bo samo brnięcie ciągle od nowa w tej samej sekundzie czasu zamknie Cię tylko w klatce. A nigdy nie byłaś stworzona do stania w ograniczeniach. Czerp z tego, jak on... Głodny emocji, czyjegoś ciała, zemsty na kimś żywym. Ktoś płaci za zepsute życie, błąd ojca. Za coś, czego on nie potrafił nazwać. Ruch za ruchem, pozbawił ją garderoby. Topił w pocałunkach, zamykał krzyk w śmielszym napieraniu na nią. Chciał po prostu ją tu mieć, czuć jakby nigdy nie zniknęła. Nie miał być może pojęcia jak bardzo rozcinał ją na pół. Zagasił cały ból muśnięciem w skroni, w rzeczywistości dokładając drewna do płonącego już ogniska przykrych niespodzianek.
Nie potrafiła tego zatrzymać. Nie potrafiła uciec. Słowa, którymi dotychczas operowała tak zręcznie, gdzieś uleciały, odejmując mowę wszystkim mordercom i psychopatom, którzy zrodzili się w głowie Juvinall. Ten jeden, jedyny raz jej substytut rzeczywistości miał nie być wystarczający. Tego rodzaju bólu nie dało uśmierzyć się zadaniem bólu fikcyjnej postaci. Tego losu Curtis nie chciała dla nikogo. Nawet dla swoich znienawidzonych pozytywnych papierowych bohaterów, którzy najczęściej padali ofiarami jej prozy. Nie przestawała błagać go do końca, nawet kiedy ściągnął z niej całe ubranie i jasnym było, co się zaraz stanie, a ona nic nie może na to poradzić. Zaczęło się wierzganie, ostatnie przedśmiertne drgawki w postaci histerycznych krzyków i przypływu energii oraz nowej dawki adrenaliny - na nic jednak się to zdało, Xavier działał zbyt silnie, metodycznie, bezwzględnie, jakby będąc głuchym na krzyki dziewczyny. Najpierw były to krzyki rozpaczy i przerażenia, później natomiast i bólu. W pewnym momencie rozpadła się, ale i tak czuła jego pot, słyszała jego dyszenie oraz swój szloch, oczy zaszły jej mgiełką, jakby chcąc odgrodzić ją od widoku napastnika, który osaczał ją ze wszystkich stron. Nawet gdy miała wrażenie, iż całą tę sytuację obserwuje spoza swojego ciała, on wciąż się nad nią pochylał, przysuwając się bliżej, pragnąc więcej i sięgając po więcej, bez żadnych oporów. Jego dłonie czuła wszędzie. Zapragnęła znaleźć się poza ciałem. Uwolnić się od tego bólu, upokorzenia i strachu. Nie była pewna czy krzyk, który usłyszała, nie był jedynie echem w jej umyśle, wszakże teraz nie miała już siły, aby czynnie przeciwstawiać się Xavierowi. Nie potrafiła zawołać o pomoc, straciła tę zdolność, gdy rozrywana na pół, wciąż tkwiła w jednym kawałku. Pragnęła nicości, która zwolniłaby ją z jakiegokolwiek odczuwania. Nie czułaby wtedy wolno płynącej strużki krwi, nie czułaby Zoellisa ani strachu, rozdzierającego bólu czy nawet tego wielkiego poczucia zależności od tego potwora. Xavier święcił tryumfy. Nad słabością swojej byłej dziewczyny, nad jej cierpieniem i rozchwianiem emocjonalnym, które zmusiło ją do ucieczki. Dokonał niewymiernej zemsty, którą Juvinall z pewnością miała zapamiętać do końca swojego życia, które teraz w taki sposób bezcześcił. Położyła mu rękę na ramieniu, ostatkiem sił próbując odepchnąć od siebie, byleby koszmar już się skończył. Był to gest niepotrzebny i smutny, chłopak prawdopodobnie nawet go nie zauważył, a co dopiero mówić tutaj faktycznie o jakimś otrząśnięciu się z tego szaleństwa. - Puść... - wychrypiała, a bezgłośny szloch zdusił jej gardło.
Właściwie nie wiem, czemu schowała się właśnie w schowku na miotły. Może miała pewność, że tu jej nikt nie znajdzie? Przecież kto by się zapuszczał w tak niezadbane pomieszczenie? Brudne, nie przyjemne. W pierwszym odruchu chciała uciec do pustej klasy, ale już tam zdarzyło jej się być złapaną na gorącym uczynku. Nie chciała jednak, by ktokolwiek zobaczył, że ilekroć przegląda list jej oczy robią się szkliste. Nie zgodzi się, nic nikomu nie będzie udowadniać. Jej matka nie ma prawda mieć takich podejrzeń! Jednak jeśli się pojawiły... To znaczy, że dowiedziała się co tutaj Lish wyprawia. To nie jej wina, tak po prostu wyszło i... Kogo ja oszukuje. Zawiodła matkę. Powinna się tu uczyć i wynieść stąd wysokie, czarodziejskie wykształcenie. Całe życie ją zawodzi, ale nigdy nie dowiedziała się tego aż tak dobitnie. Może dlatego, że zawsze był przy nich ojciec? On tonował ją, uspokajał. Wyjca musiała pisać sama, a jej krzyk nadal rozdzierał jej uszy. Skuliła się w kącie jak mały szczeniaczek. Nikt jej tu nie zauważy, to na pewno.
Chłopak błądził po zamku jakiś czas. Udało mu się wymknąć ze skrzydła szpitalnego. Postanowił, że pójdzie po miotłę i z nudów pozamiata, dobrze wiedział, że magia i te sprawy, ale wyprosił jego opiekunkę, która teraz zachowywała się jak esesman. Przynajmniej czymś będzie mógł się zająć… a prawdę mówiąc po prostu chciał uciec i zrobił to w taki inteligentny sposób. Obszedł cały zamek, wejdzie do schowka, wróci przed godziną powrotu do pokoi, po czym powie, że miotły nie było i wróci do swojego dormitorium. Jednak jego genialny plan zniszczyła piękna ślizgonka, która… no właśnie która co? Chłopak otworzył drzwi i dostrzegł ją. Taką biedną, skuloną, dziewczynkę, której oczy były napuchnięte od płaczu. Wpatrywał się w ten obraz zszokowany. Może i był dupkiem, dla którego nie liczyły się ludzkie emocje, ale taki widok… nawet jego ruszył. Kiedy się opamiętał w ciszy zamknął drzwi za sobą. Nie odrywał od niej spojrzenia. Nie ważne co mówiła, czy chciała się odsunąć, czy uciec, po prostu do niej podszedł i przytulił ją do siebie w tej dobitnej ciszy.
Zauważyła, kiedy wszedł. Skuliła się jeszcze bardziej licząc, że on jej jednak nie zauważy. Nie chciała z nim akurat teraz rozmawiać. Właściwie od czasu wspólnej kąpieli unikała go jak ognia. Los jednak lubi płatać figle i to właśnie blondyn się tutaj pojawił. I co gorsza – zauważył ją. Co jeszcze gorsze – poszedł. I co najgorsze... Moment, to wcale nie było takie złe. Przytulił ją, a ona momentalnie się w niego wtuliła. Nie miała siły się odezwać. Podniosła leżący na ziemi, pognieciony już od zaciskania na nim mocno palców list. Było to jej pismo – zapisała dokładnie całą jego treść po tym, jak wyjec potargał się na milion różnych kawałków. Niemal w słowo w słowo. Pierwszy raz w życiu musiała coś przeanalizować. I dobrze, że to zrobiła. Bo naprawdę nie miała siły, żeby wypowiedzieć chociaż jednego słowa.
Chłopak stał w tym pomieszczeniu w ciszy nie wymagając od niej nawet jednego słowa. Trzymał ją w ramionach wpatrując się w pustkę przed nim i gładził ją delikatnie po ramieniu. Co mogło się takiego stać, że taka silna dziewczyna, tak bardzo się rozpłakała? Nie chciał pytać, przynajmniej nie teraz. Teraz pozwolił jej na wszystko, mogła zrobić co chciała, byle tylko mógł zobaczyć jej śliczny uśmiech na tej twarzyczce… zaraz to były moje, czy jego myśli? Czy on… chyba się trochę pogubił. Blondyn odsunął ją od siebie trochę i dłonią otarł jej mokre policzki. Wpatrywał się w jej oczy. Dziewczyna mogła znaleźć u niego uczucia… których wcześniej nawet by się nie spodziewała. Znajdowała się w nich czułość i jakieś takie dziwne… ciepło, którego nie dało się opisać słowami. Nie odzywał się dalej, kiedy napatrzał się wystarczająco dużo, ponownie przyciągnął do siebie dziewczynę i głaskał ją delikatnie po głowie. Po prostu nie chciał przerywać tej chwili, czekał, aż będzie gotowa.
Nick miał uczucia? Znaczy się, nie traktowała go jak bezdusznego potwora – wręcz przeciwnie. Świetnie udawało się jej go rozbawić, zdenerwować, zaskoczyć. Jednak nie spodziewała się, że w jego oczach może zobaczyć takie... Coś. Ciężko było to określić, ale momentalnie łzy przestały jej nachodzić na oczu, choć nadal błyszczały się w świetle lekko już przygasającej żarówki. Nie odrywała od niego wzroku nawet na krótki moment. Oczywiście mrugała, ale w tym wszystkim było to prawie niezauważalne. Czy to możliwe, by ktoś taki jednak darzył ją szczerą sympatią taką, jak ona jego? Nie chciał się tylko z nią przespać? Chciał. Zrobił to nawet z Victorique. Nawet z nią! Jej najlepszą przyjaciółką. Smutek mieszał się z agresją, więc jej twarz zaczęła się robić zimna... Pokerowa. Jak nigdy jeszcze przy nim. Dobrze, że już tego nie widział, ponieważ ponownie ją przytulał. I w sumie powinna się odsunąć, ale nie umiała. Powoli zaszła apatią. - Nicholas... Masz szlaban... Nie powinno Cię tutaj być – Wyszeptała pod nosem. No nie mogę, nie mogłaś nic lepszego powiedzieć? Na przykład „Jak śmiałeś się migdalić z moją przyjaciółką? Jak możesz mieć czelność teraz mnie przytulać? Ty dupku”. Tak, to zdecydowanie byłoby bardziej kreatywne.
On sam nie był świadomy tego, że potrafi się tak zachowywać. Nigdy nie musiał, a to co dziewczyna widziała w tym momencie to był niekontrolowany odruch, którego nawet nie był świadomy przez dłuższy czas. Gdyby dziewczyna zadała mu takie pytanie, odpowiedziałby szczerze, że chce się z nią tylko przespać, a raczej tak mu się wydaje. Nie jest świadomy tego, co się właśnie w nim kotłuje, co się w nim powoli tworzy, rozwija… to brzmi jakby był w ciąży… no ale nie ważne. Poczuł zagrożenie, jakim cudem? Nie wiem, ale spojrzał na nią jeszcze na chwilę i od razu zareagował. Więc odsunął się o jeden krok, a całe to ciepło, które przed chwilą przepełniało jego twarz zniknęło. Tak po prostu, puf. Teraz nie można było znaleźć nic, tylko zaintrygowanie. - Wiem… – wydukał i wyciągnął rękę w bok wskazując na miotłę – przyszedłem po miotłę i… trochę się zgubiłem? – no cóż nie miał zamiaru jej kłamać w żywe oczy, ale cóż innego miał powiedzieć? - Co się dzieje? – nie jest aż tak cierpliwy w niektórych sprawach. Dręczyło go to dlaczego płakała, męczyła go ta nagła zmiana i ten chłód.
Oni tylko siedzieli razem w wannie, a on już jest w ciąży? Kiedy to się stało?! Przecież ona nie miała nic z tym wspólnego, jej tam nawet nie było i alimentów płacić nie będzie. A tak poważnie, to właśnie sprawa ciąży ją męczyła. O to oskarżyła ją matka i zażądała badań. Potraktowała córkę jak kogoś, kto puszcza się w Hogwrcie z byle kim i... I chyba miała rację. I to najbardziej ją bolało. Ciężko było nie rozpłakać się po raz kolejny. - Co się dzieje... Jestem dziwką, która sypia z kim popadnie. Moja matka twierdzi, że jestem ciężarna, a poza tym pieprzyłeś się z moją najlepszą przyjaciółką pewnie jak z każdą inną, a ona mi się do tego nie przyznała – I poszło. Wszystko naraz. Taki szturm emocjonalny, że nic dziwnego, że ugięła się pod jego ogromnym ciężarem. Owszem ludzie mają większe problemy, ale co ją obchodzą ludzie? To, co się przytrafia jej jest wystarczająco ważne.
To wszystko uderzyło w niego z taką siłą, że po prostu się pogubił. Wpatrywał się w nią w ciszy, z niesamowitym, stoickim spokojem. - Żartujesz sobie? – zapytał widocznie zirytowany. Widocznie pojawia się ta zła strona Nick’a ta wredna, która to ma wszystkich w dupie i zaraz zjedzie dziewczynę od góry do dołu, weźmie miotłę i wyjdzie ze schowka – jeżeli ktoś nazwałby Cię dziwką w tej szkolę, to chętnie wpierdoliłbym mu tak, że nawet matka by go nie poznała – no dobra, nie wiem kto to jest, ja Nicholasa nie poznaję! Wpatrywał się w nią bez przerwy – znam wiele lasek z tej szkoły i ciebie wziąłbym do grupy tych normalnych, które nie wchodzą mi do łóżka po pierwszym spotkaniu… – westchnął pod nosem. Nie chciał nawiązywać do tego, że pieprzył się z wszystkimi dziewczynami w całej szkole, bo miała rację, w pewnej części. Nie bardzo chciało mu się to wszystko tłumaczyć, ale musiał, dla niej – nie wiem kto ci takich głupot naopowiadał. Jeżeli mianem przyjaciółki nazywasz tą kurduplowatą gryffonkę, Moonlight, to ją za wysoko cenisz – powiedział pstrykając jej w czoło – nigdy nie poszedłbym z dzieckiem do łóżka.
Jego reakcja była oczywista. Teraz się zacznie bronić Ha! Nic dziwnego, że zaczął krzyczeć. A jednak, nie poruszyły go oskarżenia skierowane wobec niego, a wszystko to co uderzało w nią. Spoglądała n niego zaskoczona. Jedna nadal była rozżalona. I zrobiła się jeszcze bardziej zła, kiedy zaczął zaprzeczać. - Po co kłamiesz... - Mruknęła pod nosem. Przecież słyszała! Powiedział to nauczyciel! NAUCZYCIEL! Po co miałby kłamać? Nick natomiast był takim typem osoby, której się nie powinno darzyć zaufaniem. Zresztą, co ją to w ogóle obchodzi? Nie powinni mieć ze sobą nic wspólnego. - Bierz, co chciałeś od początku i po prostu mnie zostaw – Powiedziała już znacznie głośniej niż wcześniej po czym uniosła się i wpiła mu się w wargi przymrużając zaledwie przy tym oczy. Proszę bardzo, niech korzysta tu i teraz. Potem się rozejdą i więcej już razem nie zamienią słowa. Nie będzie za nim biegać, błagać o nic. Pewnie to samo zrobił z Vivi. To było paskudne. I najbardziej wciąż bolało ją to, że dowiedziała się przypadkiem. I że oboje kłamali!
Wpatrywał się w nią zdezorientowany. Jak to jest, że kiedy kłamię jak najęty wszyscy mi wierzą, a kiedy mówię prawdę… Westchnął i zamknął oczy. Naprawdę nie wiedział co ma z tą sytuacją zrobić. Nie chciał jej tak zostawić. Ale dlaczego? Mógł ją olać już dawno i uganiać się za innymi, ale nie chciał. Po prostu nie chciał. Kiedy znowu się odezwała, nie zdążył zareagować, poczuł jednak jak dziewczyna wpiła mu się w wargi. On uchylił szeroko powieki i… odpłynął. Oddał jej pocałunek z niesamowitą namiętnością i zażartością, złapał ją za nadgarstek i przycisnął siłą do ściany, po czym... odsunął się od niej. Wpatrywał się jej głęboko w oczy. Miał ochotę rozwalić cały ten schowek. Miał ochotę zniszczyć wszystko. Puścił ją i zrobił krok do tyłu. Oparł się o półki nie odrywając od niej spojrzenia. - Przepraszam… – wyszeptał.
Była taka bajka mugolska. Chłopiec wiele razy kłamał, że do wioski przychodzi wilk. W końcu wszyscy przestali mu wierzyć i kiedy naprawdę pojawiły się bestie nikt mu nie pomógł. Został pożarty. Może to właśnie teraz dotyka Nicholasa? Morał, jaki ludzie starają się przekazać małym dzieciom tą bajką? W każdym razie skoro był znany ze swoich gierek, nie dało mu się teraz uwierzyć. Nie, kiedy była w takim stanie. Kiedy odwzajemnił pocałunek sama nie pozostała mu dłużna. Jęknęła cicho w jego wargi, kiedy złapał ją za nadgarstek, choć to był raczej przyjemny ból. W każdej innej sytuacji nie potrafiłaby pohamować tej namiętności. To było cudowne, przyjemne, niesamowite. - Widzisz... - Wyjąkała ciężkim głosem. Jednak potwierdziło wszystko to, co kotłowało się w jej głowie. I widać to było po jej wyrazie twarzy gdy się odsunął. Gdy oczy ponownie zaszły gęstą mgłą z kropli łez. Mogła być pewna, że chodziło mu tylko o jedno. Wstała i ruszyła w stronę drzwi.
Możliwe, że tak to wyglądało. Ale chłopak się nie nauczy, to jest prawie nie możliwe. Zawsze żył w kłamstwie, w kłamstwie zbudował całą swoją osobowość, zatem pozbycie się tego kłamstwa byłoby jak zdmuchnięcie tego domku z kart. Po prostu zniszczenie jego. To co zrobił to była chwila słabości. Chciał zrobić to tak bardzo, od tak dawna, że nie mógł się powstrzymać. Chciał posmakować jej ust, ale nie chciał jej teraz… stracić. Kiedy zobaczył łzy w jej oczach i dostrzegł, że dziewczyna chce wyjść zablokował jej wyjście. Spojrzał na nią zdeterminowany. - Elishia… – zaczął niepewnie – to nie tak… – odwrócił wzrok. Zrobiło mu się głupio. Pierwszy raz w życiu zrobiło mu się głupio. Nie zaprzeczy, że chciał się z nią przespać i w ogóle, ale… nie chciał jej zranić. Chyba pierwszy raz w życiu miał taką sytuację. - Nie przespałem się z Moonlight… ona… – nie chciał się do tego przyznawać, ale co innego mu pozostało? – pomagała mi… spotykałem się z nią, żeby dowiedzieć się co nieco o tobie… na przykład lodowisko… – nie podobało mu się to rozwiązanie.
To tak, jak ona kiedyś. Zbudowała całkiem nową siebie by przypodobać się ludziom. Potem przestała i... Nie czuła się już tak dobrze jak kiedyś ze sobą. Ludzie jej nie trawili, a sama musiała po prostu walczyć i to bardzo. Walczyć o spokojne, szczęśliwe życie. Udało się. Dlaczego wszystko się musi sypać? Może powinna po prostu zostać w swoim drugim ciele – w Lullaby. Dla tamtej wszystko było proste. Wychodziła, chlała, spała z kimś, wracała do Hogwartu. Życie bez zobowiązań. Bez poczucia winy. Nie myślała, że stanie przed nią. Zatrzymała się spoglądając na niego z dołu, bo w końcu był znacznie wyższy. Wciąż miała minę zbitego szczeniaczka połączoną z agresywnym dobermanem. To naprawdę mieszanina uczuć mogąca wybuchać mocniej niż największy granat świata. - To dlaczego nauczyciel powiedział... Kiedy nas razem spotkał... Dlaczego o niej wspomniał?! - Zaczęła spokojnie, potem krzyknęła. Ale mimo to zdawało się, że powoli się uspokaja. Czy to jego wyraz twarzy? Czy to, jak się zachowywał dzisiaj w pewien sposób ją koiło? Przestała warczeć, zaczęła się lekko trząść.
Każdy wytworzył siebie w jakiś sposób, a zniszczenie fundamentów sprawiało, że cały człowiek się łamał. Ona dobrze wiedziała jak to jest, więc mogła go zrozumieć, a to było naprawdę trudne. Ta sytuacja była dla niego kołująca. Nie wiedział jak się zachować, nie wiedział co powiedzieć. Kiedy już dochodziło do takiej sytuacji to po prostu pozwalał dziewczyną odejść, a po jakimś czasie przychodził i przepraszał, a one mu wybaczały, ale tym razem było całkowicie inaczej. Czuł jak w jego wnętrzu walczą myśli, które budziły wiele kontrowersyjnych uczuć. Uczuć, których nie rozumiał i których nie znał. Było to dla niego nowe i trudne, ale starał się jak mógł. Słysząc jej słowa wpatrywał się w nią w ciszy. Musiał to powiedzieć w taki sposób, żeby nie uznała tego znowu za kłamstwo, może dlatego trwało to tak długo. - Wyciągnąłem ją w środku nocy z dormitorium… wmówiłem jej, że stało się coś bardzo złego i dlatego do mnie przyszła… wiesz, że w nocy jest cisza i nie wolno wychodzić… ja mam to gdzieś, ale… – wydukał. To była prawda. Nie sądził, że wyjdzie z niego z taką łatwością, ale udało się. Teraz tylko czekać na reakcję dziewczyny. Uwierzy mu? Czy nie? Nie wie co innego mógłby powiedzieć.
Nie odrywała od niego spojrzenia jakby to miało jej pomóc w ocenieniu, czy mówi prawdę. Niestety nie była w tym dobra, a to oznaczało, że musiała zareagować instynktownie. A jej instynkt... Mówił, że jej nie oszukał. Właściwie nigdy, bo chyba po prostu nie miał powodu. Czyli naprawdę wyciągnął Vivi, żeby spytać o jej zainteresowania? To było nawet słodkie. Bardzo się wtedy postarał dla porwania jej. Podeszła do niego spokojnie po czym najzwyczajniej w świecie oparła czoło o jego tors. Przymknęła oczy i odetchnęła głęboko jego zapachem. - Przepraszam – Tym razem wydobyło się z jej ust. Jedno tylko pozostaje zagadką. Dlaczego on potraktował ją inaczej niż każdą? I dlaczego on była tak nieziemsko o to... Zazdrosna?
I pojawił się ten zabójczy stres, którego nie doświadczył chyba nigdy w życiu. Co dziewczyna powie? Jak zareaguje? Czy mu uwierzy? Nigdy nie miał tylu myśli, tylu dylematów i takich uczuć. Brockway, co ty z nim zrobiłaś? Popsułaś mi dupka… już któryś raz z rzędu! Powinien ograniczyć całkowicie z nią kontakt i wrócić do oszukiwania i uwodzenia kobiet! A nie jak jakiś amant się zachowywać. Jej reakcja go zaskoczyła. Chce mi wysadzić wnętrzności myślami? Nawet takich głupich myśli nie miał prawie nigdy! Och! Nicholas wpatrywał się w ciszy w ślizgonkę. To przepraszam zabrzmiało tak… inaczej. Nagle wszystkie myśli, dylematy, uczucia, wyparowały, a ona poczuł ulgę. Jedno słowo może tak po prostu przynieść relaks? - Już w porządku? – zapytał niepewnie. Był przygotowany na kolejny atak, ale po chwili się rozluźnił. To wszystko go zastanawiało. Te dwa pytania były głównymi: „Dlaczego on potraktował ją inaczej?”, „Dlaczego ona była tak zazdrosna?”.
Sama również zachowywała się przy nim inaczej. Już o tym kiedyś wspominałam – była swobodna, rozluźniona. Właśnie tak tratowała wszystkich swoich przyjaciół, a jego szczególnie. Może to dlatego uważała, że jest najlepszy? Nie widziała w tym nic więcej, a może powinna? Może oboje są po prostu ślepymi idiotami? Wiele pytań, a odpowiedzi nie było. I nie wiem czy kiedykolwiek się pojawią. - Tak – Szepnęła na jego pytanie. Już było dobrze, wręcz doskonale gdy stała tak blisko niego i mogła czuć jego ciepło i zapach perfum – Nick, ja nie powinnam się na tobie wyżywać. Tak bardzo się zdenerwowałam tym co matka napisała. Nie wiem skąd ona takie rzeczy. Ale ma rację. W tym miesiącu całowałam się już z dwom... Trzema różnymi facetami. Nie wiem co się dzieje... Jak by mi cały czas czegoś brakowało...
Są ślepymi idiotami, którzy nie potrafią dostrzec tego co się wokół nich dzieje. Żyją z dnia na dzień i naiwną nadzieją, która nie przynosi skutków. Przeżywają różne wydarzenia wierząc w kłamstwo. Są po prostu ludźmi, którym można wybaczyć takie zachowanie. Jedno słowo sprawiło, że chłopak się rozluźnił i wpatrywał się w nią już spokojny. Wpatrywał się w nią, słuchając kolejnych słuch. Zaśmiał się pod nosem na początku, ale później spoważniał. - Od tego jestem, żeby się na mnie wyżywać. Jeżeli kiedyś będziesz chciała komuś przywalić, przyjdź, przyjmę to na klatę – puścił jej oczko. Kiedy powaga zagościła na jego twarzy, uniósł dłoń i zaczesał niesforne kosmyki za ucho dziewczyny. - Nie powinnaś się tym aż tak przejmować. To twoje życie, a to, że poszukujesz czegoś co wypełniłoby pustkę jest twoim prawem – brzmiał bardzo przekonywająco, jakby dobrze wiedział i rozumiał to uczucie – ona powinna ci zaufać w kwestii popełniania błędów. Bez nich niczego się nie nauczysz, nie sądzisz? – nigdy bym nie pomyślała, że pan de Gold może powiedzieć coś takiego.
Wpatrywała się w niego cały czas z dołu. Zaskakiwał ją dzisiaj od samego początku. Z każdą chwilą coraz bardziej i bardziej. Oczywiście raczej nie będzie się na nim wyżywać, ale zapewne nie raz jeszcze przyjdzie się mu wypłakać. Bo poczuła, że może. Że on jej nie odtrąci i nie powie, że przesadza i gada pierdoły nawet, jeśli będzie tak uważał. Że wszystko to, co jest ważne dla niej będzie też ważne dla niego. Tak powinno być w związku w sumie, ale w przyjaźni też. A oni się tylko przyjaźnili, prawda Nick? - Ja... No tak – Wyszeptała. Za dużo już tego. Powinna zmienić temat... Rozluźnić siebie, jego. Starczy tego zadręczania przynajmniej na chwilkę - Wiesz, ty całkiem mądry jesteś – Wyszczerzyła się do niego dźgając go lekko między żebra dwoma rękami. Znów byli blisko siebie. A ona znów się uśmiechała. Tak, jak zawsze choć w jej oczach widać było smutek, który jeszcze nie do końca się rozpłynął.