Groty mieszkalne są naprawdę małe - to ciasne pomieszczenia z materiałowymi zasłonami zamiast drzwi, które po zasunięciu zapewniają prywatność poprzez wyciszenie hałasów ze środka. Światło wpada tutaj tylko przez małe okienka. Tuż obok drzwi stoi wykuta z lodu komoda z magicznie powiększanymi szufladami, a na samym środku znajduje się ogromne łóżko, na którym spokojnie zmieszczą się trzy dorosłe osoby... co więcej, w większości grot muszą się zmieścić! Nie ma wolnej przestrzeni na dodatkowe posłania. Każda jaskinia posiada dodatkową izbę z malutką łazienką, w której znajduje się niziutka toaleta i otwarty prysznic z wodą, która maksymalnie zahacza o "letnią" temperaturę.
Grasują tu lodowe wszy! Jeśli wchodzisz do tego tematu - rzuć literką. Jeśli wylosujesz samogłoskę - dostajesz wszawicy! Na chwilkę swędzi Cię głowa, a od następnego wątku masz białe włosy. Wszawicy możesz dostać kilka razy, ale biały kolor włosów utrzymuje się tylko miesiąc. Rzut literką na wszy jest obowiązkowy tylko za pierwszym razem.
Lokatorzy: 1. Zoe Brandon 2. Julia Brooks 3. Marla O'Donnell
Autor
Wiadomość
Eugene 'Jinx' Queen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
Doskonale odnajduję się w tym chaosie. Z moich rąk znika butelka ognistej, ale za to powraca kubek z jakimś innym specyfikiem. Nawet nie pytam, co to właściwie jest, bo najważniejsze przecież że ma w sobie procenty. Ktoś odchodzi, ktoś przychodzi, wszystko jest w przyjemnym ruchu, nawet jeśli bardzo mała powierzchnia groty nie pozwala na większe szaleństwa. - Śpię z bimbrowni- o kurwa, bez kitu. Chyba muszę zacząć bardziej kontrolować, z kim trafiam do łóżka - śmieję się, bo nie mam pojęcia, dlaczego zapomniałem o takiej personie jak Ricky, który przywiózł nam wspaniały prezent z Czech na powitanie. Faktycznie musi być to dzień spełniania życzeń, bo nie tylko otrzymuję fantastyczną metamorfozę, za którą Marla z kolei zdobyłaby bardzo groźny atak łaskotkami w bok, gdyby nie rozproszył mnie miły komentarz Renjiego, ale zaraz do groty wpada nasz wspomniany bimbrownik. Śmieję się wesoło z jego historii, rejestrując urywki różnych rozmów, wciąż jednak spojrzeniem będąc blisko Japończyka, bo zastanawiam się chwilę, czy lepiej przysunąć się do niego, czy zachęcić go do zrobienia tego dobrowolnie. Myślenie to błąd, którego nie popełniam zbyt często, a jednak teraz się tak dzieje, bo głos zabiera Ricky, zachęcając wszystkich do gry. A co ciekawsze, na pierwszy ogień wybiera Victorię. Wyrywa mi się więc ciche gaspnięcie i automatycznie przysuwam się bliżej Marli, by obgadać z nią ten zwrot akcji i obstawić, czy Ricky będzie pierwszym zerorękim bandytą w Gryffindorze. Gdy jednak zamiast tego Krukonka doprawia mu świński ogon, parskam śmiechem, obwieszczając Marlenie wyraźnie, że SHIPPUJĘ, chociaż zaraz też przyznaję, że on i Julka też tworzą sensowną parę. Tak jestem zaaferowany komentowaniem wyborów naszych znajomych, że prawie gubię głos Renjiego w ogólnym harmidrze. Widzę, że jest skrępowany i to tylko powstrzymuje mnie od dopytania, czy coś jeszcze woli od tyłu. Chcę złapać go nadgarstek, nim umknie z łóżka po swoim wyzwaniu, od którego jest mi bardzo bardzo przyjemnie, ale moja ręka dziwnym trafem zamyka się na alkoholu, najwyraźniej w jakimś odruchu bezwarunkowym. Nie odpuściłbym przecież mojej kolejki. - Okej, no to teraz ja! I oczywiście marry Marla, już w zasadzie jesteśmy na to umówieni, więc możecie zbierać hajs na nasz ślub za dziesięć lat w remizie w polskiej wsi - ogłaszam wszem i wobec, bo przecież tę kwestię dogadaliśmy, kiedy spisywaliśmy nasze testamenty w Avalonie. - Kill... Hm, choć wciąż czuję się zdradzony Ricky, to mam w sobie honor i nie zabiję brata mojej bff. Idź w pokoju. Więc kill Viní, bo z kolei fuck Renji, ofc - w przeciwieństwie do chłopaka nie czuję zawstydzenia, a wręcz podnoszę głos, aby do chłopaka na pewno dotarło moje wyznanie. - Żono moja, serce moje, twoja kolej - śmieję się, szturchając Marlę i po jej wyborach decydując się wyłamać z kółka adoracji, aby podejść do Mimamoru. - To wspólne łóżko może okazać się bardzo zdradliwe w takim razie - mówię już ciszej, nachylając się w stronę chłopaka, aby tylko do niego dotarły moje słowa. - No chyba że wybrałeś mnie, bo nie wiedziałeś, kogo innego. Wtedy to może być trochę niezręczne - śmieję się, ale przecież czuję, że nie jest to prawdą; na iq może nie wygrałbym z gumochłonem, ale potrafię stwierdzić, kiedy się komuś podobam. - Czego chcesz się napić? Jestem barmanem, mogę zrobić ci coś bardziej fancy niż bimber. I łagodniejszego - oferuję się, spodziewając się po chłopaku nieco zagubienia w tym wszystkim, bo nawet ja widzę, że jest intensywnie. - Słyszałeś, co mówili o tej trawce? Będziesz chciał próbować? Ej, i powiesz mi jak będziesz chciał wyjść, prawda? - upewniam się, nie chcąc aby Renji męczył się w milczeniu.
River A. Coon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
- [...] ja natomiast, będąc po środku, byłbym wzorem cnót i niewinności. W momencie, gdy zalałaby Cię samotność zaoferowałbym swoje ramię z najczystszymi intencjami- tłumaczył z pełną pasją i patosem, trzymając dłoń na piersi, tuż po tym jak wyliczył powody dlaczego Bazyl absolutnie nie może spać na środku - zaczynając od tego, że albo odwróciłby się do Bee dupą, co wcale nie byłoby miłe, albo w innym wypadku nie można byłoby ufać temu, że jego dłonie nie wybrałyby się na ciekawską eskapadę. - Posiadam też doświadczenie na polu NIEWINNEGO spania razem, co Jinx z pewnością... - urwał, musząc gaspnąć z wrażenia jaki tłum ludzi wcisnął się już do niewielkiej groty, przez co rozproszył się zupełnie, łapiąc za przedramiona zarówno @Basil Kane jak i @Bee May Valentine, by wciągnąć ich do środka za sobą. - No trochę tu jebie - mruknął cicho, marszczą nos, bo wrażliwy szopi węch, choć częściowo znieczulony przez przeżyte skacowane poranki, nie radził sobie z mieszanką intensywnych perfum, alkoholu, zioła i jedzenia. - MARLENA! - wydarł się jednak entuzjastycznie, wyrzucając złapane ulotki o jakimś aquamenti, by doskoczyć do dziewczyny i dłońmi objąć czule jej policzki - No wieki Cię nie widziałem, oburzające. Pięknie wyglądasz, promieniejesz w tych lodowych kolorach normalnie - zapewnił, cmokając ją na powitanie po włosku, dwukrotnie, co by nie pomyślała, że może się na nią gniewa czy cokolwiek innego. - Mam nadzieję, że tym razem Twoją imprezę skończę wstawiony, a nie wystawiony jako mebel, ale Merlinie, kiedy Wy to zdążyłyście ogarnąć, my nawet nie ustaliliśmy kto jak śpi, a Wy tu już pełny party mode - wyrzucił z siebie szybko, tak samo jak szybko wyciągał paczki słodyczy z torby, zwieńczając tę paradę cukru butelką taniego winiacza. - Pamiętasz Bazyla i Bee, co nie? Po- A gdzie Jinx? - dodał, dłonią machając najpierw w stronę jednego, potem drugiego, by zaraz zdać sobie sprawę, że siedzący jeszcze przed chwilą gdzieś obok Gryfon zniknął zupełnie, więc i sam rozproszył się na nowo. Drapiąc się po głowie rozejrzał się dookoła tępym spojrzeniem, zanim nie wrócił nim do swoich współlokatorów, od razu czujnie zerkając to na jednego, to na drugiego, by sprawdzić czy Ci pod jego drobną nieuwagą nie dogadali się już na jakiś sojusz. I choć niczego podejrzanego nie dostrzegł, to i tak na wszelki wypadek złapał jednak Bazyla za rękę. - Jak tylko znajdziemy Jinxa, to przyzna mi rację, więc możecie już po prostu się zgodzić na moją wersję.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Kiedy dotarli na lodowiec, przez długą chwilę patrzył na wielkie, piękne łoże w jakie zaopatrzono ich pokój, zupełnie przez pryzmat tego, czy podobnie wielki mebel nie zmieściłby się do krzemienia. Byłoby akurat, żeby mógł iść spać nie budząc szopa, kiedy wracał z robola za późno. Przez to zamyślenie wyglądał jakby wyłączyło mu się pół mózgu (zgodnie zresztą z rzeczywistością) i dopiero po chwili zorientował się, że w tym łóżku będą spać we trójkę. Nie zdążył nawet pół argumentu, czy też uwagi powiedzieć, bo kiedy tylko podniósł spojrzenie z pościeli na Rivera, ten rozpoczął swoją wielką przemowę, nie dopuszczając go do głosu, co jedynie wywołało durny uśmiech na jego gębie, tym bardziej, że dyskusja trwała w najlepsze jak pakowali przekąski i jeszcze dalej, kiedy szli do groty numer 3 na rozgrzewkową imprezę. Kiedy gryfon w końcu rozproszył się na tyle, by zmienić temat, Bazyl szturchnął lekko Bee łokciem i odchrząknął, gdy Coon odwrócił się do nich z powrotem. - Skoro ma to być absolutnie niewinne i przyjacielskie, to równie dobrze na środku może spać Bee. - powiedział ze spokojem- Chyba, że masz jakiś poważny argument, dla którego sam miałbyś się do niego odwracać dupą, bądź ciekawskimi łapami. - rozejrzał się w poszukiwaniu najmniej zapełnionego kąta, ale już czuł, że ludzi jest za dużo na jego stan trzeźwości. Odchrząknął coś niezrozumiałego i pomachał gdzieś ponad ludźmi do @Larkin J. Swansea, a że zaraz zauważył stojącego nieopodal @Ricky McGill mu również pomachał, środkowym palcem, z najbrzydszym uśmiechem, na jaki był w stanie sobie pozwolić w miejscu publicznym. Położył Riverowi rękę na głowie: - Nie zgub Bee. - mruknął, bo zdawało mu się, że chłopak jest jakiś niewesoły, po czym przecisnął się, biorąc poprawkę na to, by ominąć McGilla łukiem, w poszukiwaniu właśnie wspominanego @Eugene 'Jinx' Queen, jako, że to w nim pokładał nadzieje na posiadanie środków wystarczająco mocnych, by on sam był w stanie usiedzieć tu bez ewakuacji za kwadrans.
Bee May Valentine
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : Słodki zapach - miód, kwiaty i owoce;
Nie do końca potrafił zrozumieć jakim cudem faktycznie mają wytrzymać na Antarktydzie, bo jednak zbyt mocno miał zakodowane w głowie mugolskie zasady - to nie było miejsce do życia, nie dla ludzi i nie dla... cóż, większości zwierząt. Nawet sobie nie wyobrażał napisania do braci gdzie w końcu wybył na ferie, bo pewnie by mu wcale nie uwierzyli. Wyobrażał sobie za to napisanie do Vincenta, ale nie mógł porozwodzić się w liście nad swoim zdziwieniem, bo po pierwsze nie chciał brzmieć głupio, a po drugie nie chciał mu przeszkadzać, dobrze wiedząc, że ten w okres feryjny ma naprawdę dużo pracy. I starał się tylko nie myśleć o tym, że to beznadziejny czas na branie wolnego z pracy, drepcząc do pokoju po lodowcowych korytarzach, by na powitanie swoich nowych współlokatorów jedynie nerwowo się zaśmiać. - Co?... - Wymamrotał tylko, ledwo odstawiając swoją torbę na komodę, a już grzebiąc w niej w poszukiwaniu jakiegoś pergaminu, ostatecznie zadowalając się samym wizbookiem, by to na wizzengerze zameldować, że żyje. Jeszcze, bo wcale nie wiedział co się wydarzy na Antarktydzie, gdzie utknął z przydziałem jednego łóżka na trzy osoby. Absolutnie nie miał ochoty na imprezę, więc zapowiedział od razu - pewnie nieco za cicho - że pójdzie tam tylko na chwilę, by przynajmniej nie pominąć jakichś ważnych ustaleń, chociaż głównie koncentrował się na wertowaniu wizbooka, a nie słuchaniu Rivera. - ...cześć wszystkim - rzucił po prostu w eter, uśmiechając się uprzejmie, nawet jeśli nieco zgłupiał na widok tak ciasno wypełnionej groty, od razu też próbując wycofać się jak najmocniej w stronę drzwi, by może jednak przystanąć gdzieś na korytarzu. - No... to... to ja bym chciał tylko zaznaczyć, że mi wszystko jedno i sami sobie zdecydujcie jak wam wygodniej? - Wyrzucił z siebie wreszcie, odruchowo zerkając za ręką Rivera, która tak pewnie złapała tę bazylową; też chętnie potrzymałby sobie teraz kogoś za rękę, w dodatku bardzo konkretnego kogoś.
...dlatego uważam, że jesteś dzielna i wspaniała... Może dla Zoe wydawało się, że nie może zrobić za wiele, aby Ariadne poczuła się doceniona za jej ciężką i wymagającą pracę, ale jej naprawdę wystarczyło kilka ciepłych słów i ten delikatny dotyk dłoni muskającej ramię. Była pierwszą osobą, która wprost pochwaliła jasnowłosą za to zaangażowanie. Ariadne nigdy nie oczekiwała peanów na jej cześć, medali czy innych nagród - chciała po prostu pomagać i tak jak wcześniej planowała robić to, pracując w szpitalu, tak teraz po kilku wielkich życiowych zmianach, robiła to, pracując jako reprezentant prawa czarodziejów. Nic już nie zdołała skomentować, bo te słowa sprawiły, że jakiekolwiek minimalne wątpliwości związane z tym czy aby na pewno została stworzona do pracy aurora i sobie radzi, rozwiały się w cieple, jakie dotknęło serduszko Wickens. Dostrzegła reakcję młodszej dziewczyny na komplementy i szczerze mówiąc - obie nie przyzwyczaiły się do słuchania takich miłych rzeczy o sobie, a przecież BYŁO CO KOMPLEMENTOWAĆ. Zoe wyglądała uroczo, a przy tym nieco zadziornie w tej bluzce, a jej śnieżnobiałe włosy po prostu zachwycały. Całkiem sporo osób na tym wyjeździe przefarbowało się na ten kolor, więc może coś się za tym kryło? Ariadne nie wiedziała jeszcze nic o panujących wszach. Lekko poczerwieniała na twarzy, słysząc porównania do marzeń i lata. - Pamiętasz, jak mnie porównałaś do Śpiącej Królewny? Ty teraz jesteś piękna jak Elsa. - powiedziała, przypominając sobie, że obie znają mugolski świat i pewnie Zoe zrozumie o jaką postać chodziło. Idealnie pasowały do tego niebieskie oczy Brandonówny. A Ariadne miała doskonałą okazję, aby przyjrzeć się ich barwie z bliska, gdy Zoe uroczym gestem zgarnęła jej kosmyk włosów za ucho. Sama Ariadne również nie była nie wiadomo jak wystrojona, bo nosiła top z donutami i napisem "donut worry, be happy", na którą zarzuciła flanelową, rozpinaną koszulę. Swoją rozproszoną uwagę poświęcała Zoe, w niej znajdując tę pomocną kotwicę. Ją z kolei co chwila ktoś zaczepiał, witając się mniej lub bardziej wylewnie i Ariadne mogła śmiało wyciągnąć wniosek, że dziewczyna ma wielu przyjaciół oraz jest naprawdę lubiana, czemu zresztą nie dało się dziwić. Tym bardziej doceniała, że znajdowała czas dla niej, gotowa uczynić z niej partnerkę na tym szalonym, wybitnie nieodpowiedzialnym "balu". O relacji Zoe i Jinxa nie chciała dopytywać, bo nie to było teraz ważne. Wszelkie zazdrosne czy podejrzliwe myśli wyleciały aurorce z głowy, kiedy tylko ułożyły się na łóżku. - Cześć. - rzuciła do chłopaka, który wszedł i przyniósł kolejny lokalny przysmak. - Miło mi poznać, kiedy mogę wpaść do Poziomki? - zapytała chłopaka z lekkim uśmiechem, żeby nie wyjść na dzikusa, który się z nikim oprócz Zosi w ogóle nie przywita. Poza tym, lepiej jest zrobić dobre wrażenie na najbliższych przyjaciołach swojej walentynki znajomej. Impreza w zaledwie kilka chwil znacznie się rozhulała. Ludzie przekrzykiwali się nawzajem, a intensywne bity lecące z muzogramu tylko dopełniały hałaśliwą kakofonię, tak że Ariadne niebawem nie orientowała się już za bardzo kto i co do kogo mówił. Dostrzegła, że z bukietu kwiatów podarowanego Zoe, jedna z dziewczyn wyciąga niezapominajkę, po czym dekoruje nią ucho chłopaka, który dopiero co przybył i już okazał się przebijać swoją gadatliwością chyba wszystkich w grocie. Wymyślił nawet zabawę mającą za zadanie rozruszać już i tak porządnie rozruszane towarzystwo, ale zdawało się, że to ten typ osoby, dla której nigdy nie jest za bardzo lub za dużo. Miała nadzieję, że z bukietu nie znikną kolejne kwiaty, choć z drugiej strony, jeśli jego właścicielka nie widziała w tym problemu to i Ariadne nie zamierzała protestować. Ów chłopak rzucił rękawicę dziewczynie stojącej na uboczu pokoju, a dookoła aż zawrzało od przyciszonych szeptów. Najwyraźniej coś w niej było, że ludzie zareagowali otwartymi szeroko oczami. Nawet Zoe coś o niej oraz o innym mężczyźnie szepnęła do Wickens, chociaż ona nigdy nie orientowała się w tego typu plotkach. - Ej, naprawdę dobra. - pochwaliła zdolności kucharskie Zoe, nie musząc w ogóle udawać, że jej nie smakuje, bo akurat owoce to Ariadne uwielbiała. Pokiwała głową do jednego z chłopaków, który odpowiedział na jej pytanie, co do tego wina. Jeśli chciała wypić ten "słabiutki" trunek od jednego z chłopaków to na pewno nie zrobi tego na pusty żołądek. - Uuu, masz tę truskawkę i do tego malinę, taka jestem hojna. Prawie jak karmienie winogronami. - uśmiechnęła się szeroko, wyobrażając sobie, jak Zofinda leży na pięknej kanapie, a ona siedzi obok i podaje jej z góry kiść winogron, niczym na obrazie. Wybrała dwa owoce na swój widelczyk i ostrożnie zbliżyła do ust dziewczyny, aby mogła się poczęstować. Kątem oka zerknęła na to, co piła Zoe, ale to nie tak, że chciała jej matkować albo pilnować. Na wszelkie wypadek wolałaby jednak, aby też coś przekąsiła, więc skorzystała z prezentu Viniego i wybrała jeden lododrops. - Dawaj, łap. - rzuciła wyzwanie, chcąc aby Zoe złapała podrzucony cukierek. Bawiła się przednio. - Kolejni goście, hej! - zawołała do trójki chłopaków, z których o dziwo, wszystkich kojarzyła, a z Basilem nawet była na obiedzie w restauracji. Pod pretekstem zrobienia dla nich miejsca na wielkim łóżku, przyciągnęła do siebie Brandonównę i wtuliła w jej ramię podbródek.
Działo się zdecydowanie za dużo, a ona nie była w stanie za tym wszystkim nadążyć. Nie przepadała mimo wszystko za podobnymi zbiegowiskami, z jakiegoś powodu czując się na nich zawsze nieznacznie wyobcowana, jakby należała do zupełnie innego świata. Nic zatem dziwnego, że powiodła jedynie wejrzeniem za Gryfonem, nie rozumiejąc do końca jego wesołości, mając wrażenie, że od nadmiaru dźwięków zaczyna boleć ją głowa. Pojawiła się w niej iskra, która sugerowała, żeby po prostu rozpędziła całe to towarzystwo, ale na chwilę skupiła się na tym, co powiedziała Julia, mając wrażenie, że przestaje w ogóle pasować do zebranych. Była, co by nie mówić, z zupełnie innej bajki i właśnie w pełni zdała sobie z tego sprawę. Wiedziała, że większość z nich miała ją za nudziarza i chociaż faktycznie nie atakowała ich za zrobienie tej imprezy, chociaż starała się być w porządku i pozwolić się im bawić, miała świadomość, że faktycznie tutaj nie pasowała. Spojrzała na Larkina, kiedy ten został wywołany do odpowiedzi, marszcząc lekko brwi, ale nim coś powiedziała, ten zwrócił się do niej, proponując jej ucieczkę. Najwyraźniej on również nie odnajdywał się zbyt dobrze w tej sytuacji, co było dość interesujące. Zawsze wydawało jej się, że mimo wszystko Swansea lubił takie spędy, że lubił ludzi, a ich obecność ani trochę mu nie przeszkadzała, najwyraźniej jednak się myliła. A może po prostu był już tym wszystkim znudzony, tego również nie mogła wykluczyć, ostatecznie bowiem różne rzeczy się działy i wiele się w życiu zmieniało. - Chodźmy - powiedziała jedynie, mając wrażenie, że głowa jej pęknie dosłownie za chwilę. Nie powinna się pchać w takie miejsca, a jednak chciała się przekonać, co Zoe i Julia tym razem wymyśliły. Wyglądało jednak na to, że chociaż była w ich wieku, była za stara na wspólne śnienie, czy jakieś gry, których za nic w świecie nie była w stanie pojąć. Wycofała się więc z groty, ostatecznie chwytając Larkina za rękaw, żeby przypadkiem go nie zgubić, mijając się z osobami, które dopiero przyszły, by skierować się w stronę przeciwną do tej imprezy.
z.t x2
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Vinícius Marlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Ledwo wchodzę, a już pochłania mnie standardowy chaos imprezy. Staram się przywitać ze wszystkimi, których znam, ale wiadomo jak to jest – tu ktoś zagada, tu coś się stanie i nawet w tak niewielkim pomieszczeniu trudno nad tym wszystkim zapanować. Mam nadzieję, że nikogo nie przeoczyłem. — Zoe, dlaczego dopiero teraz przedstawiasz mi takie ładne koleżanki? — mówię z udawanym oburzeniem — kiedy tylko chcesz, zdecydowanie powinno do nas wpadać więcej gości — uśmiecham się do nowo poznanej Ariadne i w końcu znajduję sobie kawałek podłogi, na którym sadzam cztery litery. Ledwo się tutaj zadomawiam, a już słyszę, że ktoś chce mnie poślubić, a zaraz ktoś inny zabić. Zatrzymuję dropsa w połowie drogi do buzi. — Mamma mia, nie dałeś mi nawet zaznać słodyczy życia w małżeństwie — przewracam oczami, kręcąc z rozczarowaniem głową — Pamiętaj, Jinx, jestem dość kompaktowy, a to łóżko wielkie, nie musisz mnie tak od razu z niego wyrzucać — puszczam do Gryfona oczko, chichram się wesoło i w końcu zjadam tego nieszczęsnego dropsa, który, o zgrozo, jest o smaku zupy rybnej. Krzywię się zauważalnie i natychmiast przepijam ten smak pierwszym lepszym alkoholem, który udaje mi się przywołać szybkim accio. — Fuck wszystkich, marry Jinxa, żeby za karę spędził ze mną resztę życia, a kill wielkie koncerny produkujące tony plastiku — odpowiedział, mając w nosie to, że złamał właśnie wszelkie zasady tej gry. Nie przepadał za nią, uważał, że jeśli tylko ktoś nie miał odpowiedniej pewności siebie i dystansu do swojej osoby, to zdecydowanie za łatwo było taką osobę zranić, a to było ostatnie, do czego chciałby dopuścić. — To może butelka? — zaproponował, podnosząc głos, by na pewno go usłyszano. Dopił to, co wcześniej sobie przywołał, bo i tak była to akurat końcówka i tym samym uzyskał idealne narzędzie do typowej imprezowej gry. Stuknął ją różdżką, sprawiając, że ta standardowo uniosła się w powietrzu i mogła latać po całym pomieszczeniu, wskazując na właściwą osobę. Zabawne, że nie trzeba było być wielkim zaklęciarzem, żeby coś takiego zrobić, zupełnie jakby butelki już na etapie produkcji doskonale znały swoje przeznaczenie. — Na całowane?
W pierwszym poście (z opisem lokacji) wrzucę koło do losowania osoby, którą będziecie całować. Oprócz tego rzucacie też kością w co: 1, 2 - w rękę 3, 4 - w dowolny element twarzy poza ustami (nos, czółko, policzek, do wyboru do koloru) 5 - w szyję 6 - w usta
Załóżcie sobie, że butelka w jakiś sposób pokazuje, w co macie całować drugą osobą Jak ktoś dotrze na imprezę to oczywiście go dopiszemy
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Impreza! Nie zjawiła się na tej imprezie dlatego, że chciała odpocząć od monotonii życia, morderczych treningów i stresu związanego z pracą. Co to to nie! Była, oczywiście, odpowiedzialnym opiekunem na feriach, a jak wie z doświadczenia, na żadnej zabawie szkolnej nikt nie ma odpowiednio dużo czy odpowiednio dobrego jedzenia. Zatem trzeba temu zaradzić. A fakt, że mogła złapać odskocznię, rozluźnić się trochę, spędzić czas na gotowaniu oraz przez chwilę pomyśleć, że znów jest studentem... To było miłe. Wpadła na imprezę subtelnie spóźniona i lekko zziajana. - Hej! Kto tu urządza imprezę? Mam mały poczęstunek! - Ogłosiła na tyle, aby gospodarz ją usłyszał i się zgłosił. "Mały poczęstunek" okazał się sześcioma sporymi talerzami, które wleciały za nią do groty.
Magiczne jedzenie Hem:
Rzuć kością:
1 - Panna cotta z krwistą pomarańczą Ozdobiony plasterkami czerwonej pomarańczy deser dumnie leży na talerzykach. Lekko kwaskowaty, jogurtowy w smaku, po zjedzeniu ozdabia skórę krwistymi wzorami. U jednego mogą wyglądać jak tygrysie paski, u innego jak witraż, tribal, koronka. Wszystko zależy od osoby. Trwa do końca imprezy.
2 - Brownie z truskawkami Ciężkie ciasto przekładane jest plasterkami truskawek. Gorycz czekolady łagodzi słodycz owoców, nie wspominając o walorach estetycznych. Zaś po zjedzeniu między włosami pojawiają się drobne kwiatuszki . Ich wyrwanie nie sprawia bólu, acz jeśli nie zostaną zebrane, urosną do końca imprezy w żywy wianek.
3 - Ravioli ze szpinakiem i mięsem świergotnika Malutkie pierożki, piętrzące się na grzejącym je talerzu oraz oprószone serem. Świergotniki mają delikatne mięso, w smaku lekko pieprzowe. Z kolei zjedzenie go znacząco poprawia zdolności wokalne - niekoniecznie chce się śpiewać, ale głos robi się czysty, u mężczyzn głęboki, u kobiet dźwięczny. Niesamowicie przyjemny dla ucha. Trwa do końca imprezy.
4 - Taco z mięsem hipogryfa Kilka misek zawiera różne składniki, a na głównym talerzu leżą kukurydziane tortille - wszystko gotowe, aby samodzielnie dobrać sobie proporcje do idealnego taco. W jednej z największych misek znajduje się przyprawione mięso hipogryfa. Ma mocny aromat i wyjątkowo ciemny kolor. Zaś po zjedzeniu na policzkach pojawiają się drobne piórka, z kolei na palcach - łuski i wydłużone paznokcie. Trwa do końca imprezy.
5 - Skrzydełka paqui w sosie z hibiskusa ognistego Dość spore, pieczone i cudowne ostre, zachęcają chrupiącą skórką. Ułożone są razem w sporej, grzejącej misie. Przypominają w smaku dziczyznę, a po zjedzeniu niesamowicie działają na włosy - zaczynają łagodnie mienić się różnymi kolorami tęczy. Trwa do końca imprezy.
6 - Kanapeczki z wędzonymi na zimno plumpkami Niewielkie, ale bogate w dodatki, ułożone na dużej paterze. Pomiędzy listkami alg oraz fantazyjnie krojonymi warzywami są kawałki czerwonego mięsa plumpek. Słone oraz smakujące oceanem po zjedzeniu sprawiają, że przy mówieniu z ust dobywają się kolorowe bańki. Bańki na szczęście nie smakują mydłem. Trwa co najmniej 1 post.
Jak tylko umiejscowiła talerze i schowała różdżkę, dość szybko wciągnięto ją w grę w butelkę. Zemsta, bo wpadła spóźniona akurat na początek zabawy? Czy kopnął ją zaszczyt w zamian za jedzenie? Nie zastanawiała się. I tak między Bogiem a prawdą... Nie miała nic przeciw. Zaśmiała się i kucnęła, aby zakręcić. Padło na jakąś kobietę, leżącą na łóżku. Wyglądała albo na studentkę, albo już po szkole. Czort ją wie, Hem nie znała blondynki. Za to uśmiechnęła się i klęknęła jednym kolanem na meblu, zbliżając. Wyciągnęła rękę, kładąc dłoń na szyi @Ariadne W. Wickens. Przejechała po jej gardle, obejmując tak, jakby chciała poddusić, zanim zmusiła obcą do uniesienia głowy. Pochyliła się nad nią, rozchylając usta i ciepłym powietrzem owiała wargi kobiety. W ostatniej chwili przekręcając głowę oraz zaciskając palce. Koniec końców pocałowała Ariadne w szczękę, tuż nad własną dłonią. A potem uniosła się i puściła obcej oczko, przestając podduszać. Z uśmiechem usiadła obok niej.
// Nie ma to jak wielkie wejście... Zapraszam do zaczepiania!
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Trochę się wahał, czy w ogóle jest sens przychodzenia na tę imprezę - albo raczej, uparcie sobie powtarzał, że to bardzo głupi pomysł, by w pewnym momencie zorientować się, że podąża już żałośnie wąskim korytarzem lodowca mieszkalnego, odliczając numerki grot. Smoczy Ludzie ewidentnie nie przemyśleli sprawy, budując to wszystko takie malutkie i ciasne, najwyraźniej w tej okolicy - obok absurdalnie magicznych stworzeń - nie było za wiele olbrzymów, czy też ich potomków; prawda była taka, że Leonardo w swoim futrze wydawał się jeszcze większy, więc swobodnie mógłby uchodzić za pół, a nie ćwierćolbrzyma. - CO TO MA BYĆ ZA IMPREZA BEZ NAUCZYCIELSKIEGO NADZO- no chyba was wszystkich pogrzało, nie, zmroziło - poprawił się, gwałtownie tracąc wątek na samym wejściu, a właściwie na granicy wejścia. Zakładał, że "grota numer 3", o której tak prędko rozeszły się ploteczki, to były namiary na jakiś salon wspólny czy imprezownię... a nie na kolejną z maleńkich grot, do których Leo miał problem wejść sam, co dopiero z innymi ludźmi. Inna sprawa, że i tak zapomniał co chciał powiedzieć, gdy już wgapiał się w @Hemah E. L. Peril, która nie tylko uprzedziła go na tę zabawę, ale też z łatwością sobie znalazła nowe towarzystwo. - Hot - stwierdził tylko, przestępując z nogi na nogę na progu. - Ta impreza to jakaś dyskryminacja, tak w kontekście samego dostępnego miejsca... no ale chyba wam nic nie zrobię, nie jestem już waszym nauczycielem, to co mi tam - pociągnął jeszcze radośnie, ciekaw czy ktokolwiek wyłapie ten niuans, skoro nikogo nie uprzedzał o swoim odejściu z Hogwartu. Pewnie też nie wypadało tego robić od razu na libacji ze swoimi "dawnymi" podopiecznymi, ale raczej nie mógł go już nikt powstrzymać. - Komuś tequili?... - Zaoferował uprzejmie, potrząsając lekko butelką i puszczając wesoło oczko do Hem.
Dostałam radę, że mogę wbić staruchem jak rzucę nauczycielowanie, więc rzucam I proszę o dopisanie do butelki!
Zoe Brandon
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : dużo gada, nie zawsze z sensem; pachnie konwaliowymi perfumami
Nie przyszłoby jej nawet do głowy, że kilka słów będących po prostu szczerym stwierdzeniem faktu mogą aż tak bardzo podnieść Ariadne na duchu i z pewnością byłaby zachwycona (i zaskoczona jednocześnie), gdyby tylko wiedziała, jaki pozytywny wpływ ma na towarzyszkę to co mówi i robi. W jej odbiorze, naturalnie, dziewczyna była samym zbiorem zalet, wyglądała olśniewająco, była niesamowicie utalentowaną czarownicą, miała szalenie odpowiedzialną pracę gdzie dosłownie zwalczała zło i występek... mogłaby tak wymieniać i wymieniać, i byłaby przy tym przekonana, że podobne słowa aprobaty jej rozmówczyni słyszy codziennie w hurtowych ilościach. Bo zdecydowanie powinna. Tymczasem, kiedy z jej ust padło porównanie do kogoś tak majestatycznego jak Elsa, Zosia z wrażenia prawie zemdlała na miejscu, bo jak na poważną dziewiętnastolatkę przystało, miała niesamowitą słabość do księżniczek wszelakich. Magicznych, mugolskich, a zwłaszcza amerykańskich, które prawiły jej komplementy. Uśmiechnęła się tak, że naprawdę nikt nie powinien już mieć wątpliwości co do tego, komu zamierzała tego wieczoru poświęcić całą swoją uwagę, nawet jeśli co rusz odwracała się, żeby przywitać z kimś nowym, dołączającym do imprezki. - Żeby zostały moimi koleżankami, a nie twoimi - zachichotała samolubnie w odpowiedzi do @Vinícius Marlow, absolutnie się nie dziwiąc, że od razu próbował bajerować Ariadne, a potem klasnęła w dłonie z entuzjazmem - No i widzicie, czyli następna impreza w Poziomce! August będzie zachwycony - zarządziła wesoło, opierając się wygodnie o ramię dziewczyny i wcale jej nie przeszkadzało, że z każdą kolejną osobą robiło się coraz ciaśniej i musiały się coraz mocniej ściskać. Z wdzięcznością przyjęła zarówno aprobatę wątpliwej jakości dzieła kulinarnego jak i porcję owoców, które choć mocno zmrożone, nadal stanowiły dla niej atarkcyjniejszą alternatywę niż kabanosy i sery, którymi zajadała się obok Julka. - Mm, totalnie, brakuje tylko jeszcze wachlowania liściem i byłby full serwis greckiej bogini - rozmarzyła się, wyciągając dłoń by je obie powachlować, co zważywszy na temperaturę wcale nie było świetnym pomysłem. Podczas gdy w tle rozgrywała się iście dramatyczna scena wybierania osób do figlowania, poślubienia i zabijania, a Victoria zwinęła Larkina pod pachę i ulotniła się z imprezy, Zoe średnio zwracała na to uwagę, zajęta łapaniem rzucanych jej przez Ari lododropsów, co również uważała za doskonałą rozrywkę. Dużo lepszą niż wyobrażanie sobie wszystkich tych ludzi w intymnych sytuacjach ze sobą nawzajem; no, ale nie mówiła nic na głos, bo jednak większość zdawała się dobrze bawić. - O... mmm... mój drops miał smak musztardowy, co za delicje. Spróbuj tego - wylosowała jakiś inny i podała dziewczynie, w międzyczasie machając do wszystkich wchodzących do groty. - O ja cię nie mogę, ile ludzi! Szczerze, spodziewałam się że będziemy siedzieć maksymalnie w piątkę... nigdy nie organizowałam takiej prywatki - rzuciła podekscytowana na ucho Ari, wciąż się zastanawiając czy to ciepło to na pewno zasługa lododropsów i z trudem przełykanej ognistej, czy jednak jej towarzyszki. I wtedy ktoś postanowił ją bezczelnie ukraść - bo oto znikąd gra w fuck marry kill zmieniła się w lubieżną butelkę, a do groty weszła @Hemah E. L. Peril i imprezę rozpoczęła od pocałowania Ariadne. Odsunęła się tak, żeby nie przeszkadzać i taktownie spojrzała w bok, korzystając z okazji by poprosić @Marla O'Donnell o wyczarowanie ładnego wazonu na bukiet, o którym właśnie sobie przypomniała. - Ale cię zaszczyt kopnął, pierwszy pocałunek na imprezie i od razu od gwiazdy quidditcha - skomentowała luźno, kiedy skończyły się obłapiać i sama złapała za butelkę, uznając że teraz jej kolej - bo czemu nie. Ta wskazała jej na kamrata z koła IKE, przyszłego kolegę z Wizengamotu, onieśmielającego ale wcale nie tak strasznego jak go niektórzy malują @Basil Kane, a konkretnie jego... rękę. Wstała, zerkając przez ramię na Ari do której na odchodne zamachała brwiami i podeszła do Ślizgona. I towarzyszących mu chłopców. - Moje uszanowanie. Można? - zagaiła uprzejmie, ujmując jego dłoń i składając na niej dżentelmeńskiego całusa, po czym zachichotała i ...podniosła wzrok na krzyczącego coś o nauczycielach @Leonardo O. Vin-Eurico. Po raz kolejny prawie zemdlała, tym razem ze stresu, nie zachwytu. Nauczyciel w ich grocie, nauczyciel pośród wstawionych studentów, nauczyciel na imprezie, nauczyciel z kilogramem smoczej trawy pod nosem. Co to w ogóle miało być? Kontrola? Dowcip? - P...p...panie profesorze - wystękała zmieszana, unikając zderzenia z olbrzymem i brawurowo wskakując z powrotem na łóżko, absolutnie skonsternowana i przerażona - zupełnie nie rejestrowała faktu, że Leo właśnie twierdził, że już profesorem nie jest. W jej oczach był, jest i zawsze będzie średnio rozgarniętym, ale groźnym opiekunem Gryffindoru i/lub nauczycielem ONMS który prawie zabił Arlę za rzekome znęcanie się nad chochlikami, czy coś takiego. Prędzej by umarła niż zawarła z nim koleżeńską relację, a co dopiero grała w tak frywolną grę jak butelka. Rzuciła Marlenie spłoszone spojrzenie, a potem zaczęła gorączkowo mówić do Ariadne. - Ari... to jest profesor - wyszeptała spanikowana - Musimy stąd wyjść. O Merlinie, zaraz tu pewnie wjedzie Wang z Patolem...! - przeżywała, ściskając jej ramię. Zabiorą jej odznakę. Jej, Marli, a Julii kapitaństwo drużyny. A do tego więzienie za alkohol w szkole i narkotyki, które teoretycznie nimi nie były, ale kto to udowodni rozgniewanej dyrektorce? D r a m a t. Odechciało jej się wszystkiego, a już na pewno zabawy i patrzyła na Ariadne błagalnie, jakby ta miała znaleźć jakiejś wyjście z tej fatalnej sytuacji.
Od razu zrozumiała, dlaczego Viní jest przyjacielem Zoe. Biła od niego ta sama sympatyczna energia i Ariadne od razu polubiła chłopaka. Zachichotała tylko nerwowo na komplement z jego ust, uciekając gdzieś zupełnie indziej wzrokiem. Kiedy postanowił usiąść na podłodze, Wickens pokręciła głową z dezaprobatą. Na podłodze wykonanej z LODU! To się aż prosiło o przeziębienie! - Proszę, usiądź tutaj, Viní - zaproponowała, ściskając się z Zoe jeszcze bardziej byleby uszczknąć trochę miejsca. Jeśli nie chciał to była gotowa podać mu chociaż jedną z poduszek pod pośladki. Z ust Ariadne wyrwał się krótki śmiech na odpowiedź co do fuck marry kill Viniego, bo sprytnie wybrnął z sytuacji. I zrobiłby na niej idealnie dobre pierwsze wrażenie, gdyby nie propozycja gry w butelkę i to na całowane. Można było dostrzec powoli powracający na twarz Ariadne terror. Okej, to tylko gra, przecież nie musi w tym uczestniczyć? Ludzie tutaj są już chyba na tyle dojrzali, aby zrozumieć, jeśli ktoś nie chce... Ale co jeśli jakoś rozczaruje tym Zoe? Może uświadomi sobie, że Wickens jest jednak nudna? - Fuuu - skomentowała, wracając myślami do lododropsów i krzywiąc się na myśl o musztardowym cukierku. Złapała ten od Zosi w usta. - Miętowy! Mniam. Wszyscy Cię lubią. - kiwnęła głową, kiedy obie zwróciły uwagę na kosmiczną ilość osób w grocie numer trzy. Nim zdążyła coś więcej powiedzieć, już jedna z białowłosych dziewcząt zaczęła kręcić, więc tylko zanurkowała pod pościel, jakby to ją miało uchronić przed wylosowaniem. Butelka wyczuła strach i bezlitośnie wskazała na wpół zakrytą aurorkę. Przełknęła ślinę, otwierając szeroko zielonozłote oczy, bo wcale nie w taki sposób chciała przeżyć swój pierwszy w życiu pocałunek. Z jakiegoś powodu ulżyło jej tylko, że to dziewczyna, a nie jakiś chłopak ją wylosował. Lepiej się czuła w bliskości osób tej samej płci. Wbiła się plecami w materac, ale nie uniknęła tym samym szelmowsko uśmiechniętej @Hemah E. L. Peril, której dłoń najpierw subtelnie, a później już wręcz wyzywająco zaciskała się na delikatnej szyi Ariadne. Amerykanka kompletnie zesztywniała, jakby zmieniła się w kamień i próbowała wytrwać tę wyjątkowo niezręczną dla niej chwilę. Nic nie pomagał fakt, że nieznajoma miała niezwykle piękną urodę i jej pewność siebie jak najbardziej można było uznać za pociągającą. Ariadne pod pościelą odnalazła dłoń Zoe i odruchowo splotła razem z nią palce. W ten sposób przetrwała moment, kiedy już myślała, że ich wargi się spotkają, ale jednak nagle odczuła delikatne cmoknięcie na szczęce. Przede wszystkim spłynęła na nią ulga, że te męczarnie dobiegły końca. Zaraz potem wstyd, że reagowała w taki sposób na zwykłe wykonanie zadania. To nawet nie był pocałunek w usta, którego tak się obawiała. Spłonęła gorącym rumieńcem, zaciskając jeszcze raz palce na delikatnej dłoni Zofii nim w końcu ją wypuściła. - Gwiazdy Quidditcha? Ojej - wydukała, zakrywając sobie usta teraz już wolną ręką. Czuła się dość mocno odklejona od angielskiej kultury i zwyczajnie nieobeznana z różnymi osobistościami, zwłaszcza tymi sportowymi, bo nigdy latanie na miotle jakoś dziewczyny nie zafascynowało. Jak już mowa o Quidditchu to Ariadne przypomniała sobie, że i o obecnej tutaj Julii Brooks chyba kiedyś coś czytała... Zapewne tacy celebryci nie przywykli do tego, by ktoś ich zupełnie nie rozpoznawał. Nie chciała by odebrali to jako brak szacunku, dlatego postarała się wychwycić spojrzenie białowłosej i posłać jej ciepły, pełen sympatii uśmiech, jak już jej opadł ten szok w związku z nagłą bliskością. Teraz głównie czuła się głupio, bo dziewczyna przypadkiem trafiła na chyba najbardziej zdziczałe, niewinne i nieśmiałe zwierzątko na tej imprezie. - Mogę autograf? - podsunęła się do boku @Hemah E. L. Peril wstydliwie, unikając spojrzenia prosto w jasnoniebieskie oczy. Poza chwilowym odebraniem dostępu do powietrza Hemah nic złego jej nie uczyniła. Korzystała z faktu, że teraz Zoe była zajęta butelkowym zadaniem i podeszła do Basila. Ariadne trochę przeraziła możliwość pocałunku w usta między nimi, ale chodziło tylko o rękę. Już jeden widok Brandon całującej chłopaka na tej imprezie zdecydowanie Wickens wystarczał. Szybkim, niewerbalnym Accio przywołała pióro oraz skrawek pergaminu, z niewielką plamą po winie, którym ktoś już zdążył ewidentnie chlapnąć, ale co z tego. Jako że skupić się mogła maksymalnie na jednej osobie i jednym zdarzeniu naraz to nie zorientowała się, że do środka wraz z białowłosą wszedł również ktoś jeszcze. Ledwo co nabrała ochoty wzięcia się w garść i losowania butelką, gdy Zofia niemalże wywołała u Wickens przedwczesny zawał, szepcząc coś o profesorach. Aurorka rozejrzała się w popłochu po małej, ale bardzo zatłoczonej grocie, błagając w myślach, aby nikt nie powiedział szefowi o jej nieodpowiedzialnym i skandalicznym zachowaniu, a kiedy jeszcze zobaczyła przeogromnego mężczyznę to aż się skuliła w sobie. MERLINIE, przysłali tutaj olbrzyma! Prawdziwego olbrzyma! Złapała swoją towarzyszkę w ramiona, jakby w obawie, że lada chwila zostaną zgniecione. - Jakim Patolem?! - odszepnęła Zoe. Co najciekawsze - Patton Craine był nauczycielem transmutacji Ariadne w Salem. Razem przeżyli pożar ich dawnej szkoły, po czym ich drogi się rozeszły. Tyle że nie miała możliwości skojarzyć Patola z Pattonem, chociaż być może te osiem lat temu uczniowie Salem również nadali mu taką ksywkę. Odpowiedziała Zoe z wcale nie mniejszym stresem, bo perspektywa konfrontacji, jakkolwiek pokojowej, z tym przerażająco dużym osobnikiem przyprawiała Ariadne o palpitację serca, które tego wieczora zostało wystawione na zbyt wiele bodźców. Zwłaszcza, że organizatorka imprezy również kompletnie spanikowała, co prawie udzieliło się Amerykance. - Spokojnie, spokojnie. Nie będziemy uciekać z Twojej własnej imprezy, która jest zbyt fajna, żeby ją teraz kończyć - postanowiła, odzyskując zimną krew, bo... ów profesor pomimo wyglądu wcale nie sprawiał wrażenie kogoś, kto mógłby je zgnieść niczym orzechy w swoich dłoniach. Znaczy, pewnie mógłby, ale nie wydawał się mieć takiego zamiaru. A pytanie o tequilę już w ogóle zaskoczyło dziewczynę. Profesorowie Hogwartu pili z uczniami? Coś tutaj do siebie nie pasowało. Odważnie wystąpiła naprzód, zakrywając częściowo Zoe wciśniętą w łóżko. Zamierzała bronić dziewczyny i wziąć wszystkie ewentualne konsekwencje na siebie. - Dobry wieczór! Jestem Ariadne Wickens i jako opiekunka sprawuję kontrolę nad tym powitalnym przyjęciem z okazji rozpoczęcia ferii. - powiedziała poważnym tonem, jakby rozmawiała z urzędnikiem w Ministerstwie Magii, a nie drugim opiekunem na wyjeździe wakacyjnym. Stanęła przy przy nieznajomym i uniosła podbródek wysoko w górę, bo choć wcale nie była niska przy innych ludziach, to przy nim zdecydowanie tak. - Planujemy poczęstować się specyficznymi ziołami od tutejszych Smoczych Ludzi... co jest totalnie legalne i bezpieczne... A alkohol eeee... wszyscy są pełnoletni. - nie umiała wytłumaczyć obecności alkoholu w grocie, bo tak czy siak był on zakazany. Nie powinni pić nawet tego słabiutkiego winka kupionego od Smoczych Ludzi, bo procenty to jednak procenty. Pełnoletność średnio ich usprawiedliwiała, bo pozostawali uczniami Hogwartu na wycieczce z Hogwartu, gdzie panowały zasady ustalane przez dyrekcję Hogwartu. Ariadne wyraźnie zawiesiła się i zmieszana zerknęła na tequilę, którą przecież @Leonardo O. Vin-Eurico sam tutaj wniósł. Jedną butelkę z Ognistą Whisky zamieniła w niegroźny sok jabłkowy, ale czy znowu warto było próbować takich tricków? Wydawało się, że i tak większość osób już jakimś cudem trochę się wstawiła.
butelka w następnym poście!
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Pierwsze koty za płoty, można by powiedzieć. Towarzystwo zdążyło wlać w siebie procenty, Ryśkowa gra skończyła się dla Julki tragiczną śmiercią z rąk nowego azjatyckiego kolegi, Hiroszimy Sudoku, a do tego zrobiło się trochę przetasowań, bo Vicks i LJ postanowili się zmyć, a w ich miejsce pojawili się inni goście. Właściwie, to Julka bawiła się całkiem doskonale. Marla wzięła na siebie rolę ogarniaczki, zagadywała do każdego gościa i dbała o odpowiedni vibe, w czym pomagała jej playlista. Zoe z kolegi była cudownym gumochłonem, który pilnował o tym, żeby wszyscy usłyszeli o biednych fomisiach pływających w samotności na roztopionych krach. A Julka? Julka była beneficjentką faktu, że im się chciało bardziej, niż jej. Z uśmiechem na twarzy popijała ognistą, wsłuchiwała się w rozmowy i obserwowała. Nie zdążyła jeszcze dobrze przegryźć kabanoska, kiedy wróciła do niej zimna płyta. I Merlin jej świadkiem, że tym razem nie zamierzała się z nią rozstawać. Skorzystała z faktu, że zaczęli grać w butelkę i wygodniej się usadowiła na łóżku, z deską przekąsem na kolanach. To aż się prosiło o wizytę mrówek, ale tutaj groziły im co najwyżej wszy, a te za okruszkami to raczej nie przepadały.
- Ja odpadam! – Rzuciła od razu, kiedy grupka zbiła się wokół butelki. – Znalazłam swoje Eldorado i się z niego nie ruszam. – Dodała, pokazując na zimną płytę i wrzucając do ust oliwkę oraz kolejny kawałek sera. A potem zaczęła się przyglądać, jak Hem bierze się za blondwłosą laskę, koleżankę Zoe. Zagwizdała przeciągle w palce, zachęcająco rzecz jasna. A potem pobladła, bo do środka wbił jej arcywróg, trzymetrowy tłuczek w postaci byłego nauczyciela ONMS, wielkiego obrońcy ucieśnionych chochlików kornwalijskich. Spochmurniała momentalnie i nawet fakt, że ten był tu jako gość, a nie nauczyciel, nic nie zmieniał. Nie zamierzała jednak wszczynać żadnych drak ani śladem podsłuchanej Zofindy wychodzić z własnej imprezy. Zamiast tego trąciła Ryśka z jej flaszką i wymownie spojrzała na własny kubek. Zdecydowanie potrzebowała teraz procentów.
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Nie spodziewała się, że ktoś zacznie gwizdać. Z drugiej strony, zrobiła całkiem... Teatralne wejście. Gwizdy były zgoła na miejscu. Zatem słysząc @Julia Brooks puściła jej oczko. - Widzę, że nie tylko ja uciekam od treningów - skomentowała jej obecność na imprezie. Dziewczyna wciąż była studentką, więc miała nieco inny plan ćwiczeń niż Hemah. Jasnowłosa wyprzedziła Leo, faktycznie. W tym zimnie to nawet zaklęcia długo nie trzymają ciepła na jedzeniu. Chciała jak najszybciej przynieść je imprezowiczom. Poza tym... Gdyby Leo wszedł pierwszy, to już Hem by się do środka nie zmieściła. Słysząc komentarz byłego nauczyciela uśmiechnęła się do niego złośliwie. - A panu opiekunowi Gryffindoru to wypada seksualizować swojego niedawnego podopiecznego? I jeszcze go rozpijać? Nieładnie! Za karę musisz mi nalać dwie kolejki! - Zażartowała, zanim rozejrzała się po otoczeniu. I aż jej się oczy zaświeciły. - Oy, Leo! Mają tu smoczą trawę! Chcesz jointa? - Krzyknęła w stronę @Leonardo O. Vin-Eurico. Słyszała o tym lokalnym zielsku, które podobno jest lepsze niż mugolska trawka. Szkoda, że jest tak słabo dostępne poza biegunem. Nie, aby Hem nie miała hajsu na wyskoczenie świstoklikiem na weekend na ćpanie... Raczej brak czasu. A teraz zamierzała korzystać. Acz nie zdążyła sięgnąć po wspomnianą używkę; rozproszyły dziewczynę słowa @Zoe Brandon. - Ah-haha, jaka gwiazda... - Machnęła ręką. Tak właściwie odpowiadało jej, że mało kto ją rozpoznał. Wbiła na tą imprezę celem pobycia anonimową twarzą w tłumie. A jak o tym mowa, to w ciasnej grocie całkiem ładny tłum się zebrał. - Nie da się tego lokalu potraktować zaklęciem zwiększającym? - Mruknęła sama do siebie, nim @Ariadne W. Wickens udzielił się humor Zoe. - Może na cyckach? - Odpowiedziała na pytanie o autograf, będąc przekonana, że to żart. Takie naśmiewanie się, jak zwykli robić ludzie w szkole - a dasz autograf, a załatwisz wejściówki? Nie potraktowała tego pytania szczerze, zanim spojrzała na nią. Na tę jasną twarz i oczy niczym u spłoszone sarenki. - Oy, czekaj, mówiłaś poważnie? - Zreflektowała się zaraz. Aż się dziewczynie zrobiło głupio. I objęła ją, przytulając lekko. - Jasne! Czekaj, wiesz co, może wyślę Ci sową ładny list? Co Ty na to? - Spytała, trochę nie wiedząc, jak teraz wybrnąć z całej sytuacji, aby nie urazić Ariadne. - I koniecznie musisz spróbować mojego gotowania! Lubisz na słodko czy słono? Nie mów tylko, że jesteś jedną z tych, co wymyślają, by nie jeść mięsa? Nie ma nic lepszego niż mięso hipogryfa w moim wydaniu. Albo skrzydełka spróbuj. Od razu zrobi Ci się ciepło - uśmiechnęła się przyjacielsko do kobiety. A ta w tym momencie wzięła wygłupy Leo na poważnie. Hemah zacmoktała z dezaprobatą. - Hej, pani strażniczko Teksasu, wszystko jest dobrze - wstała śladem Ariadne i złapała ją w pasie, by ściągnąć sobie na kolana. Siedziały teraz obie na krawędzi łóżka. - Leo, tej pani też musisz polać. Jakaś nerwowa jest - jedną ręką obejmowała Ariadne w pasie, drugą wyciągnęła w stronę mężczyzny, czekając na alkohol. - A ta pani to chyba powinna zapalić - nogą sięgnęła, by kopnąć lekko @Zoe Brandon w kostkę.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Wybitnie rozbawił ją świński ogon u Ryszarda, na co posłała Vicks kciuka w górę, że bardzo aprobuje ten pomysł. Tak samo jak podobała jej się wizja, że Brooks zostanie jej szwagierką, na co klepnęła ją dziarsko w ramię: – Będziesz miała dojebaną teściową – dodała ucieszona, bo jej matka Juleczce to by nieba uchyliła i jeszcze kanapki na treningi robiła. Zachichotała bezpruderyjnie, gdy LJ oznajmił, że ostatni raz przed ślubem chciałby mieć właśnie z nią i puściła mu oczko, żeby wiedział, że nie ma z tym żadnego problemu, ale prędko pogroziła mu palcem za planowanie zamordowania Ryśka. Gra się rozkręcała i nawet Renji postanowił obwieścić wszem i wobec, że jest gotowy na zaliczenie Jinxa. Klasnęła podekscytowana, po czym złapała się za serce, kiedy @Eugene 'Jinx' Queen oficjalnie zapowiedział ich ślub, który tak skrzętnie zaplanowali w Avalonie. – W moim sercu nie ma miejsca na nikogo poza tobą – ścisnęła przyjaciela za dłoń i teatralnie otarła łzę wzruszenia, całkowicie ukontentowana tym na jakie tory zmierzała imprezka. Z wrażenia zapiła wszystko kolejnym drineczkiem, nie do końca pewna czy w ogóle zgarnęła swój i od razu rozpromieniła się na widok nowych gości. – RIVEEEER – sprzedała mu wesołego pstryczka w nos, gdy znalazł się tuż przy niej i uśmiechnęła się szeroko, gładko przyjmując wszystkie komplementy. – Słuchaj, jeszcze się wiele musisz ode mnie nauczyć. Integracja jest ważniejsza niż ustalenie kto z kim śpi, takie problemy rozwiązują się same po imprezie. A o to się nie martw, mamy trawy od zajebania i morze alkoholu, częstuj się! – zachęciła @River A. Coon do korzystania ze wszystkich dobrodziejstw jakie przygotowały i wychyliła się, aby zerknąć na jego towarzyszy. Pomachała serdecznie do @Bee May Valentine, gestem zapraszając go do środka i już miała równie serdecznie przywitać @Basil Kane, gdy dostrzegła jego bardzo niekulturalny gest posłany do Riczarda. – Bazyl, skarbie, w dupę sobie wsadź tego palca, to impreza integracyjna, a nie dormitorium Slytherinu – ofuknęła go, mimo wszystko wciąż wyginając usta w przyjacielskim uśmiechu. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu Jinxa, zaskoczona jego nagłym zniknięciem. – Gdzieś polazł, może już sobie bardzo wziął do serca, że jakiś przyjezdny chce z nim dzielić łóżko – wyszczerzyła się do Gryfona, od razu sprzedając przyjaciela i jego nowy obiekt westchnień. Odprowadziła Victorię i Larkina spojrzeniem do drzwi, ale jej uwagę od razu przykuł Viní, proponujący butelkę. – NA CAŁOWANIE – potwierdziła, żeby czasem Puchon się nie rozmyślił i nie wymyślił czegoś mniej rozrywkowego. Nie zdążyła nawet dobrze się usadowić na łóżku, kiedy do środka weszły kolejne osoby, w tym @Hemah E. L. Peril z poczęstunkiem, za który radośnie jej podziękowała wrzeszcząc DZIĘKI MORDO i... @Leonardo O. Vin-Eurico. Momentalnie zbladła, pewna, że dopiero teraz zacznie się przypał i zaraz będzie zmuszona się tłumaczyć skąd w jej grocie znajduje się tyle ludzi, gdy padło dość zaskakujące pytanie z jego ust. – TEQUILĘ JUŻ MAMY – krzyknęła brawurowo do nauczyciela, dumnie pokazując mu nadruk na swojej koszulce, stwierdzając beztrosko, że tylko w ten sposób wybrnie z tej słownej zasadzki i ukryją przed nim fakt, że to posiedzenie nie było bezalkoholowe. Przysunęła się do niczego nieświadomego @Ricky McGill i @Julia Brooks, która z marsową miną wpierdalała kabanosy. – Bądź tak miły i mi też polej, zasłonię cię plecami – poprosiła brata, po czym zerknęła na Dżuls. – Mam nadzieję, że to pół kilo zielska wsadziłaś se w gacie, bo już jebać konsekwencje, ale jak nam to skonfiskują to do końca wyjazdu będziemy palić co najwyżej rumianek.
______________________
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Machnął lekceważąco ręką na propozycję @Hemah E. L. Peril, nie chcąc się rozdrabniać na smoczą trawę, bo nie było sensu jej podbierać młodym, skoro Leo doskonale wiedział, że potrzebowałby znacznie więcej niż przeciętny uczniak, by cokolwiek poczuć - uroki bycia ćwierćolbrzymem... Zamiast tego skupił się na pospiesznym przygotowywaniu jakichś dobrych drineczków, głównie dla swojej współlokatorki, nie zamierzając jej przecież pozwolić na siedzenie tu o suchym pysku, zwłaszcza skoro to ona zadbała o solidne porcje jedzenia dla każdego imprezowicza. Zresztą, Leo bardzo chętnie podebrał sobie od razu troszkę ravioli, nieco tylko uważnym spojrzeniem kontrolując reakcje, które... cóż, wydawały mu się nieco absurdalne, nawet jeśli przyklasnął dumnie @Marla O'Donnell, która ewidentnie znała potęgę tequili. Na szczęście zanim zdążył się zmartwić, to już musiał uśmiechnąć się w ciepłym rozbawieniu na widok wystąpienia @Ariadne W. Wickens. - Leo Vin-Eurico - przedstawił się miękko, wyciągając do niej również rękę. Zdecydowanie preferował dawne czasy, kiedy był sercem imprezy, a nie jej katem. - To brzmi jak naprawdę dobry plan, chociaż wydaje mi się, że trochę mało tu tego alkoholu - przyznał, by zaśmiać się zaraz cicho - cóż, na tyle cicho, na ile Leo był w stanie. - Ale ja naprawdę nie zamierzam robić problemów, serio, nie jestem już nauczycielem - zapewnił jeszcze z lekkim wzruszeniem ramionami, obserwując jak Hem pewnie zgarnia swoją nową (?) koleżankę na łóżko. Podał też od razu dziewczynom kubeczki z drinkami, o ile miały ochotę - a skoro zwolnił sobie ręce, to mógł sięgnąć po różdżkę i pospiesznymi trickami transmutacyjnymi dodać na swoim swetrze wielki napis "NIE PRACUJĘ W HOGWARCIE", bo może to jeszcze mogło jakoś pomóc. - Swoją drogą to dobrze wiedzieć, że budzę taki postrach. Ja to bym się swego czasu dał pokroić za imprezowanie z moimi nauczycielami, w Tecquali miałem takiego gościa, co chyba cały czas chodził pijany... chociaż w sumie, co poimprezowałem z Vicario, to moje...
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
No wiedziała, że jest impreza i się nawet na nią szykowała, bo przecież Ruby Maguire i opuszczała imprez choćby miały być i pod rynsztokiem. No może wtedy by się jednak zastanowiła przez chwilę, ale gdyby to Marlena ją organizowała – to by pobiegła w podskokach. Tak też teraz właśnie robiła, biegła, bo była spóźniona, a udało jej się w kufrze przemycić kilka piwerek na szkolny wyjazd, Ryan już dawno temu jej wytłumaczył jak to zrobić, żeby nie ryzykować kazaniami ze strony kadry nauczycielskiej. Spieszyła się tez dlatego, że ponoć Hope i Percy mieli za jakiś czas dołączyć, a ona była tak stęskniona, że szkoda gadać. Ten semestr bez nich był paskudny, nawet nie widzieli jak przyjebała wspaniale Irvecie, żenada. Wpadła do groty, przy okazji wpadając na wielką postać (@Leonardo O. Vin-Eurico), która okazała się być… nauczycielem? Schowała za sobą, lewitujące piwerka, tak na wszelki wypadek jakby miał je skonfiskować. — Eee przepraszam panie prof… — dostrzegła napis na jego swetrze — A to nie ma problemu, ale i tak przepraszam — machnęła ręką i rozejrzała się po otoczeniu, żeby w końcu dostrzec osoby, które najbardziej ją tutaj interesowały. — RICKY, MARLA, JINX NIE UWIERZYCIE — pozwoliła, żeby @Eugene 'Jinx' Queen, @Marla O'Donnell i @Ricky McGill słyszeli ją zanim zobaczyli, kiedy tak przeciskała się przez ludzi, mówiąc co chwila „cześć, cześć” i już była obok nich, odstawiając zaklęciem piwerka gdzieś — Sorka za spóźnienie, ale WSZY DOSTAŁAM, wiedzieliście, że na Antarktydzie są wszy? No ja nie wiedziałam w każdym razie, Smoczy Ludzie się ich pozbyli, ale teraz jestem SIWA — powiedziała, wskazując na swoje śnieżnobiałe włosy — Widzieliście może Hope i Persa? Niby mają być, w ogóle tu przylecieć świstoklikiem, ale nie widziałam ich — już otwierała jedno z piw, by rozgrzać się w tej nieludzkiej temperaturze, a wiadomo nic nie działało tak rozgrzewająco jak alkohol.
______________________
without fear there cannot be courage
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Sam nie wiem kiedy dostałem wszy, bo szybciej zauważyli to Smoczy ludzie niż ja sam. Późno też ogarnąłem, że mam teraz całkiem białe włosy, bo zazwyczaj były całkiem jasne. Teraz wszyscy wyglądali jak jedna wielka rodzina. Kazirodcza kiedy tak gramy w butelkę. Na imprezkę idę z ognistą whisky oraz z @Andrew Park, którego beztrosko obejmuję ramieniem kiedy wchodzę. Ubrany jestem oczywiście bardzo elegancko, tylko moją stylową czapeczkę do stroju zostawiłem w grocie, by pasować białymi włosami do reszty towarzystwa. Butelkę alkoholu obaliłem już z Andrzejem do połowy. - O, Marla i reszta, chodźmy tam - oznajmiam i już ciągnę kolegę z którym regularnie imprezowałem w stronę zebranej w kącie ekipy. - Ale ścisk - mówię i z niesamowitym przekładam Andrew pod swoje drugie ramię, by nie musiał praktycznie ocierać się o olbrzymiego Leo. Kiedy podchodzę do Gryfońskiej ekipy, akurat zdążam na ostatnie słowa @Ruby Maguire. - Dobrze ci z tymi włosami - stwierdzam czysty fakt w kierunku dziewczyny, która moją przyjaciółką nigdy nie była, praktycznie jedyna z całej ekipy. - Czy jakby wzięli ślub martwiłabyś się, że za jednym zamachem straciłaś dwójkę przyjaciół, bo przecież nigdy nie byłoby tak samo jak zawsze? Swoją drogą, gratuluję nowego domu. Ryszard ostatnio błagał mnie, żeby wprowadzić się do mnie, bo pozazdrościł tobie i Riverowi, a chciał uciec z kołchozu Marli - zagaduję uprzejmie dziewczynę, przypominając sobie ostatniego psidwaczka, którego namiętnie czytuję. A przy tym odrobinę przeinaczam swoją rozmowę z Ryśkiem. - To Andrzej - oznajmiam jeszcze do niej oraz @Ricky McGill, który go nie zna i pokazuję na Azjatę u mojego boku. - Marla będziesz musiała pożyczyć mi rajstopy, albo napraw mi to - jęczy do @"Marla O'Donnel" na przywitanie i pokazuję niewielką dziurę na moim kolanie, po czym całuję ją w policzek, a potem Ryszarda w kącik ust na przywitanie. - Pięknie wyglądasz, mój drogi - chwalę chłopaka i pokazuję na jego kwiatek we włosach, mrugam do niego zalotnie, podaję whisky, ignorując alkohol, który pewnie ma w rękach. Wtedy też zauważam, że gramy w całowaną butelkę, bo ta podlatuje gdzieś w moje okolice. Zapominam o Ryśku i uderzam dłonią w ramię towarzyszącego mi na imprezce jak zwykle ostatnio - Andrzeja. - O, gramy - oznajmiam Parkowi. Łapię butelkę i kręcę, a ta leci gdzieś (pewnie niedaleko, patrząc na to jak niewielka jest grota) w kierunku ziomka Andrzeja ze szkoły @Renji E. Mimamoru. Podchodzę do niego i potrzebuję chwili na ogarnięcie, że mam pocałować go w szyję, nie w usta. Dlatego najpierw nie bacząc na nikogo pochylam się ku niemu, kładę mu rękę na szyję i całuję kilka sekund, jakby jutro nie było. Ale butelka nie odpuszcza i widzę, że ewidentnie wskazuje na szyję. Dopiero kiedy lekko muskam wargami jego skórę butelka chce odlecieć do kolejnej osoby, ale ja łapię ją w locie i rzucam w kierunku Marli. - Weź, co za wstyd na Twojej imprezie taka cnotliwa butelka, weź ją zaczaruj, żeby każdego w usta kazała całować - mówię do dziewczyny i kręcę z dezaprobatą głową. - Całowaliśmy się już kiedyś? - zagaduję jeszcze Renjiego przyglądając mu się uważnie.
River A. Coon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Ściągnął brwi w irytacji, a nawet zapowietrzył się nieco z oburzenia na tę najgorszą opcję z możliwych, której w ogóle nie chciał brać pod uwagę i którą właśnie został zdzielony w twarz przez Bazyla, któremu najwidoczniej wcale nie zależało na tym, by spać koło siebie przez najbliższe dwa tygodnie. Spojrzał na niego gniewnie, szukając wyrafinowanych obelg, ledwo rejestrując to, co Bee tam właściwie próbował do tematu wtrącić - bo przecież jego zdanie liczyło się tylko wtedy, gdy się z nim zgadzał - i niechybnie z braku dobrze brzmiących argumentów kopnąłby Ślizgona w kostkę, gdyby ten nie zdecydował się nagle na taktyczną ucieczkę. - Bazyl, gdzie Ty spierdalasz? - warknął za nim, ale faktycznie posłusznie nie ruszył się z miejsca, nie zamierzając gubić Bee na tych trzech metrach kwadratowych groty. - No jak chuj strzelił focha - poskarżył się Puchonowi, próbując zamachnąć się za Bazylem dłonią, a jednak przez brak miejsca pacnął kogoś niechcący w ramię, więc i odwrócił się do Bee zrezygnowany, pozwalając barkom nieco opaść w rozczarowaniu. - A ten Twój Francuz to w ogóle istnieje? Myślałem, że tu z Tobą przyjedzie. Jaki sens umawiać się z bogaczem, jak nawet nie możesz wydawać jego hajsu na wycieczce? - wyrzucił z siebie pasywno-agresywnie, bardzo chcąc poprawić sobie humor czyimś kosztem, na wypadek, gdyby nie były w stanie dokonać tego hojnie obdarzone w procenty drinki, które zgarnął dla nich, jeden z nich od razu wciskając w puchońską dłoń. - Skoro go nie ma, to powinieneś się trochę zabawić. O, Leoś jest na pewno w Twoim typie, co? - zachęcił, szczerząc się szeroko, gdy bez choćby najmniejszego zmartwienia wskazywał na nauczyciela brodą.
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów
Imprezka nabierała tempa, Rysiek śmiał się i dokazywał razem z innymi, świetnie się bawiąc, a smutek i pustka w jego sercu, jakie nastały po tym jak jego wymarzona partnerka do spółkowania Victoria opuściła grotę szybko została zastąpiona radością z obecności innych gości, napływających tłumnie do środka. Niestety, nie wszyscy byli przyjaźnie nastawieni, w przeciwieństwie do niego. - BAZYL!!! Wyjmij kija z dupy, imprezka jest! Łap drina - pouczył uprzejmie witającego się z nim w bardzo grubiański sposób @Basil Kane i rzucił mu z impetem prosto w czoło papierowym (ekologicznym) kubeczkiem, oczywiście wszystko to z dobroci serduszka, zero szukania zwady. W międzyczasie ktoś rzucił pomysł, żeby zmienić grę na butelkę, co oczywiście było doskonałym planem i nieodłącznym elementem uświetniającym każdą imprezę. Zaczynało się dosyć niewinnie, od całusków w ręce i szczęki, także atrakcja średnia, ale przynajmniej coś się działo; obserwował sobie cały ten ambaras z boku, siorbiąc drina i nie wychylając się zbytnio bo wodzirej ewidentnie przestał już być potrzebny. Przysunął się do uzbrojonej w bogaty talerz przekąsek @Julia Brooks z zamiarem podpierdolenia jej paru oliwek, wcześniej jednak musiał spełnić ważny obowiązek: polać jej. I sobie. I Marlenie, która na chwilę zniknęła z pola widzenia, a teraz znów zmaterializowała się obok i mówiła coś o konfiskowaniu zioła. - Po moim trupie ktoś nam coś skonfiskuje - oświadczył bojowo, zerkając na nowego gościa groty @Leonardo O. Vin-Eurico i w sumie to głęboko w nosie miał to że typ nie tak dawno temu był jego opiekunem w zamku, a teraz zamierzał świrować z małolatami i butelką tequili, nie robiło mu to wielkiej różnicy. Ale coś jednak nie grało. - E, Leo... ludzie w twoim wieku są dwie groty na lewo - poinformował go, uznając że może się zgubił i tak naprawdę chciał chlać z tymi seksi policjantkami i lekarkami. W międzyczasie polał świętej trójcy whisky po brzeg kubeczków, zarządził picie do dna, a potem dodał: - Marla, na ilu skrzydłach lata ptak? No, to cyk - i dolał kolejną porcję na drugą nóżkę. Czy tam skrzydło. Uzupełnił wreszcie szklaneczki po raz trzeci, tym razem uznając że mogą już je spożywać NA SPOKOJNIE. - Właśnie Juleczka, co z tym ziołem? - podjął temat, podnosząc jednocześnie rękę żeby pomachać dziarsko dołączającej do nich @Ruby Maguire, zaskakująco ładnej w tych siwych włosach, no po prostu Arczi nie wiedział co traci, kiedy ją opuszczał, taki wysnuł wniosek. - Pewnie się bolcują w swojej grocie - oznajmił swoją błyskotliwą teorię na temat poczynań Hopki i Perseusza, bo on totalnie by tak zrobił gdyby przyjechał w podróż poślubną na szkolne ferie, dalsze dywagacje przerwało im jednak pojawienie się kolejnego demona imprezy, Harolda, który zaraz zaczął do wszystkich mówić i ich obcałowywać. - Witam szanownych panów, Andrzeju, bardzo mi miło, Ryszard jestem - przedstawił się kulturalnie, wyciągając rękę żeby ścisnąć z impetem dłoń @Andrew Park i zachichotał na komplementy Harolda, chociaż tak naprawdę to już sam zapomniał że Marla wkładała mu cokolwiek we włosy. Nie zdążył już nawet nic powiedzieć, może to i dobrze bo sam nie wiedział jak zareagować na te dziurawe rajstopy, bo Harry jak ostatnia ladacznica pomknął się całować z Azjatami. Postanowił więc zabawić swoim towarzystwem Juleczkę i wrzucił jej do kubka lododropsa, co z tak bliskiej odległości nie było żadnym wyczynem, ale i tak był z siebie dumny. - Ha!!! Trafiłem. Pijesz. Możemy też zagrać w grę, kto się zgadza z tym co powiem, to pije. Jebać Vin-Eurico. Pijesz.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Chyba spróbował się uśmiechnąć przepraszająco do @Marla O'Donnell, bo wyglądał, jakby mu pękło coś w twarzy i nadwyrężył jakiś mięsień, bo coś mu świtało, że ten debil pierdolił coś do Rivera o swoim z Marlą pokrewieństwie i może to nie było zupełnie do końca roztropne przy niej grozić mu sraczką - a jako, że był bardzo słaby w eliksiry, osiemdziesiąt procent z jego dzieł wywoływało rozwolnienie, pytanie tylko jak silne - rozłożył bezradnie ręce, bo to nie jego wina, że McGill był dzbanem, a że dzban z dzbanem sie nigdy nie dogada, to prawda stara jak świat, nawet najstarsi Smoczy Ludzie potwierdzą. Już miał jej coś polubownie odpowiedzieć, kiedy dotarło go darcie mordy tego kretyna, tak samo jak cios kubkiem w czoło, jedni mu kazali coś do dupy wsadzać inni coś z dupy wyjmować, skąd ta fascynacja bazylową dupą, oto moje pytanie na dziś. Wziął głębszy wdech na propozycję kręcenia butelką, by zaraz zastosować taktykę @Julia Brooks i powiedzieć, że rezygnuje, kiedy okazało się, że stał się ofiarą pierwszego pocałunku, w wykonaniu @Zoe Brandon. Nie ma w życiu chyba wiele niezręcznych rzeczy, które wprawiły by takiego człowieka jak Bazyl w dyskomfort. Sam nie znał wielu rzeczy, które by go prawdziwie krępowały, zaś dziś? Dziś dopisał do listy całowanie w rękę przez dziewczynę, bo o ile jeszcze jego grubiańska natura konserwy mogła zaakceptować, to już liberalny wymysł zamiany ról sprawił, że przebiegł go dreszcz. - O-okej... - bąknął i odchrząknął, biorąc w rękę butelkę. Zakręcił nią i z niemałym zaskoczeniem zauważył, że wskazała usta nikogo innego jak towarzyszącego im dziś @Bee May Valentine, którego humor wcale nie wskazywał na ochotę do figlowania. Bazyl nawet, w ramach odbudowywania przyjaźni, spróbował zażartować, że to tak na zgodę i szybko, póki @River A. Coon nie patrzy, ale puchonisko szło w zaparte że nie, no to przecież nie będzie go tak na gwałt zmuszał. Patnął go ręką w jasne włosy, oczywiście wciąż mając mu za złe to porzucenie w Halloween - Bazyl był bardziej pamiętny niż afrykańskie słonie, Max kiedyś wygłosił legendę o tym, że ma specjalny notes, w którym zapisuje ludzkie przewinienia i za co kogo, oraz w jakim stopniu aktualnie nienawidzi - starając się jednak robić dobre wrażenie na Riverze, bardzo próbował nie być tak marudnym, jak wszystko mogło ku temu wskazywać. Konieczność dzielenia pokoju, to że było zimno, że nie było nocy, ciasna ta grota jak na imprezę, za dużo tu ludzi, jestem za trzeźwy, McGill wciąż cieszy mordę, Zoe całowała mnie w rękę, Bee nie całował mnie w usta - no cała lista bazylowych nieszczęść. Podał więc butelkę Riverowi i zaczął rozglądać się za czymś mocniejszym od piwa. Wiedział, że szop przyniósł jakiegoś sikacza, ale po ostatnim winie jakie River przyniósł do domu Bazyl obiecał sobie i wszystkim swoim przodkom, by nigdy nie pić wina, które on proponuje.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Miałem wrażenie, że grota numer trzy była dla mnie niezręcznym kotłem. Głównie przez to jak cukierkowo układało mi się ostatnio z Julką. Jednak nie mogłem przecież opuścić imprezy robionej przez nie, bo mam wrażenie że wyszłoby jeszcze gorzej. Nie mam zamiaru iść oczywiście sam. Dlatego biorę mojego przyjaciela, @Thomas Maguire, jak zawsze, by potowarzyszył mi w tej niedoli. Ubieram się oczywiście z klasą - w ciemny wąski dresik, zwykłą czarną koszulkę i bluzę. Taki ze mnie król imprezy. Mnie również napadły te paskudne wszy. Okazało się, że nawet z moją metamorfomagią nie mogę zmienić koloru włosów, ale mam taką trzcinę na głowie, że niewiele było widać. - Jak będzie niezręcznie wychodzimy - mówię tylko Tomaszowi, pewnie gdzieś w trakcie jego monologu o bzdetach. W środku było strasznie tłoczno. Pierwszą widzę @Zoe Brandon do której podchodzę, by przytulić przyjaciółkę na przywitanie. Rzucam czujne spojrzenie na siedzących obok ludzi, nie znając nikogo z kim akurat gaworzyła Zośka. - Jak się bawisz? - pytam przyjaciółkę, rzucając na wszelki wypadek nieprzychylne spojrzenie Adriane obok niej, która siedziała ze znaną graczką kłidicza. Muszę jednak iść dalej, podchodzę do @Julia Brooks, która oczywiście siedzi obok @Marla O'Donnell. Całuję swoją dziewczynę w policzek na przywitanie, witam się niemrawo i kiwam głową w kierunku Marli. A potem zręcznie siadam między nimi. - Jest jakiś drink? Co to? - pytam wylewnie Julki i wskazuję na latającą wokół butelkę. Odwracam się w kierunku Marli na chwilę i rozglądam się czujnie po pokoju. - Powiększyłaś zaklęciem grotę? - pytam bo nie wiem jakim cudem zmieściło się tu tyle ludzi. W tym wielki Leonardo. Zakładam, że to kwestia transmutacji.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Imprezka już trwała, ale to raczej mu w niczym nie przeszkadzało żeby dobić w jej trakcie. Oczywiście po cichu, jak to miał w zwyczaju, ale jednak przyniósł ze sobą butelkę Tequili. Szczerze to gdyby mógł to przyniósłby ze sobą Avaloński Cydr, ale pech sprawił że nie miał czasu spakować żadnej butelki, a niestety drogi przez mgły na Antarktydę ze sobą nie zabrał, więc nie miał teraz jak się po niego udać. Na szczęście mógł liczyć na kolegów z Środkowoamerykańskiej szkoły, którzy alkohol ogarnęli mu nawet na lodowym kontynencie. Tak więc na bibce zabawił kolejny wielkolud z procentami w dłoni. Na szczęście znał większość ludzi, więc nie był skrępowany w prawie żadnym stopniu. Natychmiast więc podbił do @Marla O'Donnell, @Eugene 'Jinx' Queen, @Ruby Maguire z czego tej pierwszej, wcisnął trunek do dłoni. - Nie żebym się bał że się wam skończy, ale lepiej za dużo niż za mało. - Ba... Nawet jeśli alkohol by się kończył, to mieli tu tylu zdolnych transmutatorów że wyliby w stanie uzupełnić wszystkie butelki mając do dyspozycji tylko kropelkę trunku. Zwrócił jednak uwagę na włosy Ruby, które nieco wybiły go z rytmu. - Pasuje Ci ten kolor... - Zawsze też mogło być gorzej. Przynajmniej nie trzeba było się golić na łyso żeby pozbyć się tych stworzonek. W tłumie też nie było ciężko wypatrzeć @Leonardo O. Vin-Eurico, który wybijał się ponad resztę nawet bardziej niż wilkołak. Nie gadali od czasu szturmu na zamek, ale dobrze wiedzieć że dobrze się trzyma. Nawet jeśli nie był już nauczycielem, to przynajmniej mogą razem poimprezować.
Zoe Brandon
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : dużo gada, nie zawsze z sensem; pachnie konwaliowymi perfumami
Z pewnością nie byłaby rozczarowana, gdyby Ariadne oznajmiła, że nie bierze udziału w grze w butelkę i pewnie nawet solidarnie zrezygnowałaby z zabawy razem z nią; sama nie uważała, by było to coś szczególnie przerażającego, a całowanie Bazyla w rękę i widok jego jakby speszonej miny było całkiem zabawne i oczywiście nic szczególnego nie znaczyło, nawet gdyby miała cmoknąć go w usta to nie byłby problem. Dopiero po chwili, kiedy bardzo starała się zignorować fakt Hemah zaciskającej lubieżnie dłonie na szyi j e j koleżanki, uświadomiła sobie, że właściwie to niewiele brakowało, a sama mogłaby wylosować Ariadne do całowania. Albo Augusta. Albo Leo. Każda z tych opcji była równie przerażająca na swój własny sposób - a z wzmagającej się na to wyobrażenie paniki wytrącił ją dotyk czyjejś dłoni. Odruchowo zacisnęła na niej swoje palce, jednocześnie zerkając na dziewczynę pytająco, jakby chciała się upewnić czy wszystko w porządku. Spotkanie z Hem tak ją zestresowało? Może nie powinna była tak wypominać, że trafiła na niezłą szychę, bo to tylko ją speszyło? A może, z gwiazdą quidditcha czy nie, po prostu wcale jej się nie podobało to całowanie? - A może cię z kimś pomyliłam... - rzuciła do @Hemah E. L. Peril, puszczając jej oczko, w razie gdyby rzeczywiście chciała skorzystać z panującego w grocie tłumu i półmroku, które utrudniały jej rozpoznanie; wyobrażała sobie, że bycie tak sławną to zero spokoju. W czasie gdy dziewczyny obok ustalały ważną kwestię autografu czy tam listu, Zoe nie wnikała, bo sama aż tak zapaloną fanką miotlarstwa nie była i kibicowała z największym zacięciem tylko swoim przyjaciołom; zamiast więc ekscytować się podpisem Hem na cyckach czy czymkolwiek, panikowała na widok Leo, mimowolnie stresując i swoją towarzyszkę, choć to ostatnie czego by chciała! - Patol Craine, dziad przebrzydły, uczy transmutacji i nienawidzi mnie... znaczy wszystkich, ale mnie chyba zwłaszcza bo raz mu na lekcji wytknęłam że jest bucem - zrelacjonowała pospiesznie, nie łącząc zupełnie faktów, że profesor pracował kiedyś w Salem, do którego jako Amerykanka musiała uczęszczać Ari, bo zwyczajnie nie miała teraz głowy do głębszych przemyśleń. Aż się zapowietrzyła, gdy zobaczyła jak Wickens brawurowo staje twarzą w twarz z Leonardo i stara się ratować imprezę przed ewentualną interwencją... która, jak zaraz wyjaśniła Hem, była jednak tylko mało śmiesznym żartem. Co zresztą ewidentnie potwierdzała ta butelka w dłoniach półolbrzyma. Niestety kwestia tego, co innego trzydziestoletni eks-profesor miał zamiar robić na prywatce pełnej jego ledwo pełnoletnich uczniów, nadal pozostawała tajemnicą. Naprawdę nie miał lepszego towarzystwa? Dlaczego nie mógł, chociażby, poimprezować sobie z jej tatą, zamiast tu siedzieć i ją krępować swoją obecnością? Może powinna wystosować prędko list do Huxa by pod pilnym pretekstem wezwał Leo na jakiś nagły miting opiekunów? Z rozważań na ten absorbujący temat wyrwało ją lekkie kopnięcie w kostkę; znów zerknęła zdziwiona na Ariadne, siedzącej nagle na kolanach drugiej blondynki i ten widok lekko ją zmieszał, bo nie była pewna, czy to oznaczało, że nastąpiła wymiana towarzyszek na wieczór - ostatnie czego by chciała, to się jej teraz narzucać, gdy ta wolała bawić się jednak z Hem. Po fatalnym finale relacji z Longweiem była teraz bardzo ostrożna w kwestii tego, czy jej zainteresowanie na pewno nie jest dla kogoś uciążliwe i nieodwzajemnione. - Słucham? Och... ee... dziękuję, ja nie palę, ale wy się oczywiście nie krępujcie! Na zdrowie - uśmiechnęła się łagodnie gdy odrzucała propozycję. Drinki z whisky czy odrobina peruwiańskiego zioła nie były złe, ale na tajemnicze zioła od Anaruka niekoniecznie miała ochotę. A już na pewno nie kiedy proponowała jej to osoba porywająca Ariadne na kolana. Z lekko niezręcznej sytuacji uratowało ją przybycie @Augustine Edgcumbe, do którego natychmiast wystrzeliła jak z różdżki i uwiesiła się mu na szyi na powitanie. - August!!! Już się bałam, że nie przyjdziesz! Ojej... też cię zawszyło? - ucieszyła się na jego widok, wyciągając dłoń by pogłaskać go po snieżnobiałej szczecinie na głowie, co ostatecznie skończyło się strąceniem dwóch osobników na podłogę groty, bo nie miała serca ich ot tak ubić - Gdzie zgubiłeś Tomasza? - dopytywała, nie dopuszczając w ogóle opcji że mogli przyjść osobno, po czym puściła go wreszcie, świadoma że pewnie poleci szukać Julki. - Twoja ukochana jest tam pod ścianą, zanim pójdziesz, musicie się poznać, Ariadne to August o którym ci wcześniej mówiłam, August, Ariadne. - przedstawiła ich naprędce, dając przyjacielowi znaki oczami, że to jest właśnie ta dama, którą tak głupio i bezmyślnie zaprosiła na bal sylwestrowy i której druzgocząca odmowa była tylko nieporozumieniem, a nie rzeczywistym odrzuceniem.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
- Też się cieszę, że cię widzę, Hem! – Rzuciła wesoło do koleżanki z kadry i puściła jej oczko. Zaproponowałaby rzecz jasna jeszcze drineczka, ale ścigająca siedziała tuż obok ex-nauczyciela, tak więc taki poczęstunek musiał poczekać. Może później, jak tłuczek gdzieś zniknie, to jej zaproponuje krwawą herbatkę od Anaruka.
Była pod wrażeniem tego, że Marla, chociaż była Gryfonką, posiadała coś, co powszechnie nazywano instynktem samozachowawczym. Że nie było to regułą wśród reprezentantów domu czerwonych, to wiadomo od dawna. Wystarczyło sprawdzić statystyczną liczbę posiadanych przez nich kończyn. Julka również zasłoniła Ryśka za własnymi plecami, żeby ten mógł swobodnie rozlewać, bezpieczny od wzroku giganta, który właśnie zaczął zbierać czupryną śnieg z sufitu. – Skitrane w kiblu za spłuczką– Rzuciła cicho do Marlenki i jej brata. Spoglądała przy tym mimochodem na postępy McGilla. Kiedy pierwszy kubek został rozlany, chybcikiem go osuszyła, a potem drugi, na drugie skrzydełko, co by się w locie w kółko nie kręcić. No i żeby Leo nie zdążył spiąć dupy. Czy to był koniec? Oczywiście, że nie, bo jak na złość przegrała z Ryśkiem w lodropsowego beerponga i musiała wychylić kubeczek numer 3. A to o jakieś dwa za dużo i tylko kwestią czasu było, aż ją kopnie – Ale tego się nie pali. To się pije. Już nawet przygotowałam w termosie. – Wyjaśniła pokrótce, bo palenie tego świństwa nie wchodziło w grę. Oczywiście, wszystko można było spalić, ale nie wszystko się powinno. Zwłaszcza w małej zatęchłej grocie pełnej ludzi. Ledwo co przeżyli nagły atak czyichś perfum, a taki joint ze smoczej trawy? Jedyny plus był taki, że zza kłębów siwego dymu nie widziałby ich Eurico.
W pomieszczeniu z każdą minutą pojawiało się coraz więcej gości, aż w końcu postanowił się pojawić sam panicz Edgcumbe. Z rozmytymi od alkoholu oczami i z szerokim uśmiechem nastawiła policzek do buziaka, a gdy ten w końcu wylądował na jej bladym licu, zachichotała po pijacku i zrobiła chłopakowi miejsce. – Ej, August, August! Zgadnij co to: ma dwa kciuki, wszawicę i nie potrafi pić z Irlandczykami? This girl! – Wskazała na siebie kciukami, a potem rozkojarzyła się jak szczeniak, kiedy gdzieś w polu widzenia mignęły jej przekąski od Hem. – Plumpki, czuję plumpki. – Zawyrokowała, pociągając nosem. – August, mógłbyś? – Spojrzała na niego jak kot ze Shreka, licząc, że zmięknie mu serce i przyniesie jej trochę tych cudacznych frykasów. – Ja Ci przygotuję drinka.
— Merlinie, gdybym tylko wiedziała, że mają tu wszy, moja noga by tutaj nie postała — marudziła chyba przede wszystkim do siebie samej, bo i przyszła tutaj bez towarzystwa. Pers siedział na kibelku albo robił inne bardzo ważne rzeczy, a ona nie mogła się doczekać, żeby w końcu zobaczyć Ruby i postanowiła, że oszczędzi sobie wielkiego wejścia ze swoim świeżo upieczonym mężem. Była nieprzyzwoicie opalona, a piegi pokrywały właściwie każdy obszar, który tylko dało się zobaczyć. Karaibskie słońce nie miało dla niej litości. Ubrana w gryfoński dresik, zatrzymała się w wejściu i omal nie podskoczyła w miejscu na widok tylu znajomych mord, za którymi, nie ma się co oszukiwać, szalenie się stęskniła. — DZIEŃ DOBRY — teraz nie mamrotała już pod nosem jak stara wiedźma, a zakrzyknęła wesoło, postanawiając w taki sposób załatwić większość powitań. Gdyby chciała przywitać się z każdym z osobna, spędziłaby cały wieczór na przeciskaniu się przez tę klitkę i tuleniu znajomych, a tak wystrzeliła tylko w stronę Ruby, której uczepiła się jak małpka, omal nie wytrącając jej z rąk piwka, które zaraz zresztą jej zabrała, aby ukraść jej łyka. — Pogrzało ten Hogwart do reszty, co? Antarktyda, co za pomysł
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Ja, w przeciwieństwie do @Augustine Edgcumbe, jestem d e m o n e m imprezy i pójście na prywatkę Zosi i Julki to dla mnie czysta przyjemność. Również w kontraście do przyjaciela zakładam lepsze ciuszki, czyt. elegancki pulower i ciemne dżinsy, a nad ułożeniem loków, jeszcze nieskażonych wszami, spędzam ponad godzinę (stąd nasze spóźnienie). Po drodze do groty numer trzy, z której słychać ostre dudnienie, zalewam ziomka falą informacji. O Antarktydzie, co możemy tu robić, że jak wrócimy to już nam nawet łóżko pościeliłem i na wszelki wypadek naszykowałem karty, gdybyśmy przed snem chcieli pyknąć jeszcze rundkę w barona. – Co ty opowiadasz, jakie nieręcznie? – dopytuję zdziwiony, no ale prawda jest taka, że ja zmierzam na bibkę moich dwóch bff, a nie swojej byłej, obecnej i.. sam nie wiem jak opisać relacje Zoe i Augusta. – Będzie w pytę, ale ok, w razie czego spierdalamy – zapewniam go i zanim przekraczam próg groty, zatrzymuję się na chwilę, aby poprawić włosy, zostając tym samym parę kroków za ziomkiem. – ZOFINDA!!! – krzyczę od wejścia i macham entuzjastycznie do @Zoe Brandon, od razu podbiegając do niej i przytulając ją serdecznie. – Co za doskonały pomysł, aby urządzić integrację, dokładnie tego wszyscy teraz potrzebujemy. Nie przybyłem z pustymi rękami – podnoszę dłoń, w której dzierżę lekko zakurzoną flaszkę. – Prima sort nalewka, chyba malinowa – rekomenduję przyniesiony przez siebie trunek i rozglądam się po zgromadzonym już towarzystwie. – Opowiadaj, co tam, jak tam, co nas ominęło – proszę ją, nim pobiegnę wyściskać drugą gospodynię tego melanżu. – Wiesz jaki jest August, wybierał się jak pappar za morze – przewracam oczami i zganiam nasze spóźnienie na przyjaciela, bo jest zbyt zajęty migdaleniem się z Brooks, żeby się na to oburzyć.