Czasem wydaje się, że to zwykłe pole na skraju lasu, które wcale nie zarosło zbyt różnorodną roślinnością... Ale jeśli uśpione chowanki świetlane usłyszą jakieś ciekawe dźwięki, to na pewno chętnie wysuną się na powierzchnię. Pamiętaj, by poruszać się przy nich bardzo ostrożnie i kontrolować, czy przypadkiem nie zmieniają koloru na jakiś, od którego lepiej się zdystansować!
Uwaga! Osoby posiadające genetykę jasnowidzenia wyczuwają intencje chowanek i wiedzą jakich kolorów można się spodziewać i kiedy należy zachować przy nich ostrożność.
Autor
Wiadomość
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
To niesamowite do jakich beznadziejnych wniosków udało nam się dojść. Nasza samokrytyka sięgała już powoli rozmiarów, które po prostu nie powinny się przydarzać normalnym ludziom. Szczególnie powiedzmy sobie szczerze - dwójki całkiem inteligentnych i zdolnych studentów. Jednak zakopani w swoich kompleksach nie widzimy oczywistej rzeczy. Obydwoje widzimy w sobie nawzajem to co najlepsze, więc trudno nam pojąć jak jedno może mieć wyższe mniemanie o drugim. Może nawet udałoby nam się to jakoś wytłumaczyć, ale ponieważ pokomplikowaliśmy sobie życie na tyle, że trudno nam było powiedzieć jakikolwiek komplement - nie byliśmy w stanie teraz się dogadać. Szczególnie, że oprócz sympatii do siebie, niewiele wiedzieliśmy co faktycznie czujemy. Chociaż Jess miała odrobinę lepsze wyczucie. Chociaż kiedy warczy na mnie przez ramię już sam nie wiem czy mówi mi coś miłego czy właśnie nie. Jej niezadowolenie przytłacza teraz jakiekolwiek inne możliwe odczucia wobec mnie. Których pewnie i tak bym nie wyłapał. - No świetnie, Smith, ekstra - mruczę kiedy ta nagle zaczyna dziecinne przekomarzania. Jednak w tej chwili chcę jedynie wrócić do domku, pobyć sam i przeczekać najlepiej jej bojowy nastrój. Liczę na to, że po prostu zaczniemy normalnie gadać od tak, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Więc można powiedzieć, że pożar przyszedł mi niemalże z pomocą. Na szczęście Jess uratowała nie tylko mnie - ale i mój tyłek. I już chciałem dziękować, ale moje słowa zagłuszył wybuch. Z przerażeniem ruszyłem ku przyjaciółce ze szczerym zmartwieniem sprawdzając czy nic jej nie jest. Czyszczę zaklęciem jej osmalone nogi, gdzie widać ślad po wybuchu. - Vulnus Ferre - mruczę jedyne zaklęcie, które mogło jakkolwiek pomóc. Niestety chujowy ze mnie uzdrowiciel, więc zaleczam tylko jakieś drobne ranki. Który może za wiele jej nie zrobił, ale skutecznie mnie przestraszył. - Chodź, zabiorę Cię choćby do Vinniego, to nie jest poważne, ale kto wie co mogło być w tym zielsku - mówię, odkładając niesnaski na bok. Czy tego chciała czy nie, podnoszę ją do pionu bez trudu, podając swoje ramię, by ze mną szła. - Jak będziesz narzekać i mówić, że sama zrobisz wszystko, wezmę Cię przez ramię i zaniosę jak wór - oznajmiam jeszcze twardym tonem, robią to co należy i wychodzę wraz z Jess.
|zt|
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Już mam zacząć wprowadzenie do historii, kiedy Freddie otwiera oczy i wygląda odrobinę mniej przerażająco. Dobrze dla niej, że się w porę wybudziła, bo jakbym się wkręcił w perypetie goblinów to skończyłbym kilka dni później. – Tommy – poprawiam ją automatycznie i jestem nieco zdziwiony tym oficjalnym powitaniem. Czuję taką ulgę, że odzyskała przytomność, że w pierwszej chwili nie zauważam jak żałośnie się prezentuje. – Znam wersję z całowaniem żab, to chyba nawet komplement dla ciebie, że nie wziąłem cię za ropuchę – taki to ze mnie dżentelmen. Ledwo otworzyła oczy, a ja już ją zasypuję miłymi słowami. Podaję jej rękę i pomagam usiąść i wtedy bystrze dostrzegam, że się cała ujebała i wytarzała w pokrzywach. – Wyglądasz jak gówno – oznajmiam szczerze, kończąc ten krótki festiwal komplementów. Przeglądam kieszenie w poszukiwaniu chusteczki, ale jedyne co znajduję to kawałek pergaminu. – Masz, otrzyj se mordę – uprzejmie wyciągam papier w jej stronę i zerkam na poharatane chude nogi. – Wody nie mam, tylko whisky – wzruszam ramionami, bo nie przyszedłem tu bawić się w pielęgniarza polowego a na kulturalne samotne zapijanie smutków. – No widzisz, jaka dama w opałach taki rycerz – luzacko wskazuję na siebie, uprzedzając od razu niepochlebne komentarze, że nie jestem jakimś Adonisem tylko zwykłym chłopakiem z delikatną aparycją i ogromnymi cieniami pod oczami. – Eee, mam ci to jakoś opatrzeć? – kiwam głową na jej poranione nogi i wtedy przypominam sobie, że nie widziałem jej przecież ze sto lat i polanka w Avalonie to ostatnie miejsce, w jakim spodziewałbym się wpaść na Moses. – A ty czasem studiów nie rzuciłaś? – dopytuję z ciekawością, bezpardonowo wpierdalając się w nieswoje sprawy. Nie wiem ile tak tu będzie dogorywać, a nie wypada mi jej zostawić na pastwę losu, skoro nawet miała wizję, że się tu zjawię (a kim ja jestem, żeby walczyć z przyszłością i trzecim okiem), więc rozkładam wygodnie nogi, odkładając w czasie mój doskonały plan upicia się. – Widziałaś też może czy będę miał jutro kaca? – zadaję kolejne idiotyczne pytanie.
______________________
i read the rules
before i break them
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
- Miałam sąsiada, małego szczyla, który nazywał się Tommy. Codziennie pokazywał mi swoją gołą dupę i biegał wesoło po ogrodzie ze wszystkim na wierzchu. Teraz jak myślę Tommy ma w głowie jego blade poślady. Dopóki nie będziesz przy mnie tak robił, będziesz Thomasem - opowiadam krótką historię swojego życia, kiedy sobie leżę na trawie, gadanie jest z pewnością mniej męczące niż próba wstawania. - A faktycznie, jest wersja z jakimiś ropuchami. W co wobec tego ty byś się przemienił ze swoim żabim ryjem? - zagaduję weselej, zadowolona z konwersacji na poziomie którą mogę odbyć w środku lasu. - O, dziękuję, czyli lepiej niż zwykle, a nawet się nie stroiłam - odpowiadam na jego komplement i poprawiam potargane włosy, niby zalotnie, a tak naprawdę wyciągam z nich jakieś krzaczory po drodze. Przyjmuję od niego kawałek papieru i wycieram se mordę, a potem sięgam po miętówki by wsadzić sobie z dwie do gęby. - Niby jesteśmy pierdolonymi czarodziejami, a nie pamiętam jak się zamienia papier w materiał - zauważam całkiem radośnie naszą kompletną niekompetencję. Kiedy ten oznajmia, że ma tylko whisky wyciągam rękę, bo co mi tam za różnica, szczególnie dziś po tylu przygodach. Ryczę donośnym śmiechem na jego kolejne słowa, bardzo elegancko, jak na taką właśnie damę przystało. Jednak prędko zamykam paszczę, bo chociaż ja i Tomasz bardzo wartko odbijamy nieistniejącą piłeczkę i rozmawiamy sobie jakby nigdy nic - przecież coś jeszcze widziałam w wizji, a jego sińce pod oczami mi o tym przypominają. - A umiesz? - pytam tylko wątpliwie na jego propozycję ogarnięcia moich nóg. Przyglądam mu się z przymrużonymi oczami. - Rzuciłam i wróciłam. Zmienna ze mnie baba - mówię szybko, wzruszam ramionami. Patrzę jak ziomek siada obok mnie. Kręcę głową kiedy pyta o kaca i całkiem znienacka pochylam się do niego i obejmuję mocno, klepię go po plecach z dużą jak na tak chudą dziewczyną siłą. - Ale widziałam jak przekomarzasz się z Ruby, śmialiście się i patrzyliście na swoje ręce. Czułam emocje z czymś związane, jakieś zmartwienie, ale Gryfońska Maguire wyglądała normalnie - mówię to co widziałam i wyczułam w skierowanych w jakąś stronę emocjach rodzeństwa. Wypuszczam chłopaka z objęć kiedy kończę i uśmiecham się do niego niepewnie.
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Słucham jej historii o sąsiedzie z uśmiechem. – Typowy Tomek. Jeśli latanie z gołą dupą jest warunkiem, żebyś mówiła do mnie Tommy to chyba nie mam wyjścia – wzruszam teatralnie ramionami i naprawdę przez chwilę rozważam opcję czy by nie ściągnąć gaci, bo chyba bardziej od mojej dziewczęcej mordy wkurwia mnie tylko to sztywne, nudne imię. – Ale to może dopiero jak wydobrzejesz – stwierdzam, bo przecież nie będę takim creepem. – W twojego starego – mówię elokwentnie, również brnąc w tę porywającą dyskusję opierającą się o głupie żarty i ironię. – O, serio nic ze sobą nie robiłaś? Byłem pewny, że spędziłaś przed lustrem z pięć godzin, taka jesteś odjebana jak na jakieś balety z didżejem na plaży – chichoczę, zapominając o swoich uprzednich rozterkach i smutkach. Mój śmiech jest donośniejszy, gdy Fredka kwituje nasze marne umiejętności transmutacyjne. Pewnie w innych okolicznościach zabolałoby mnie, gdyby ktoś wytknął mi moją niekompetencję, ale szybka kalkulacja daje oczywisty wynik – jesteśmy po prostu dobrzy w innych dziedzinach. Czy jakkolwiek przydatnych? O ile Freddie mogła widzieć przyszłość, tak ja z moją wiedzą prawną mogłem po prostu przełknąć dumę i zamknąć ryj, zostawiając to bez komentarza. Wyciągam z plecaka napoczętą butelkę whisky i wciskam jej w dłoń. – Planowałem pić w samotności, więc nie mam żadnych fancy kryształów, także najwyżej się otrujesz – uśmiecham się na jedyną możliwą opcję spożywania trunku, czyli picie z gwinta. Drapię się po lokach, intensywnie rozkminiając czy faktycznie jej pomogę swoim amatorskim uzdrawianiem. Odpowiedź jest jednak oczywista. – Mam na nazwisko Maguire, w moim domu nie było dnia bez wybitego zęba, rozbitej mordy czy połamanej kończyny. Chyba jakoś dam se radę z lekkimi ranami – sięgam po różdżkę, po czym zbliżam się do Moses i przy pomocy vulnus alere opatruję jej nogi. – Może nie jestem tak piękny jak Perpetua, ale chyba równie uzdolniony – unoszę ramiona w geście jasno sygnalizującym, że co ja poradzę, że chyba naprawdę jestem idealnym kandydatem na rycerza, który ratuje damę z opresji. Lub z pokrzyw, jak to jest w naszym przypadku. W międzyczasie zagaduję o studia i ta zwięzła odpowiedź jest dla mnie wystarczająca. Nie rozumiem jej motywów ciągłego rzucania i wznawiania edukacji, ale trochę zazdroszczę, że ma odwagę wieść inne życie niż większość rówieśników. Ja bym tak nie umiał. – I co, tylko studia tak zmieniasz czy każdą możliwą rzecz? Nie wiem czego się bardziej nie spodziewałem – jej nagłego uścisku i poklepania mnie po plecach (które na chwilę zapiera mi dech – skąd miała tyle siły?) czy to, co obwieszcza później. Przez kilka sekund siedzę cicho i mielę jej słowa w głowie, ale przecież po pierwsze, skąd miałaby wiedzieć, że z Ruby jest coś nie tak, po drugie, po co miałaby żartować z mojej relacji z siostrą, którą pewnie ledwo znała? – Jesteś pewna? – dopytuję, czując jak połowa ciężaru z moich barków znika. Nie kwestionuję jej umiejętności czy daru, ale nie chcę złudnej nadziei, że moja durna siostra, która pcha się wszędzie tam, gdzie nie powinna, w końcu wyzdrowieje i za parę tygodni zapomnimy o całej akcji. – Dzięki – poklepuję Fredkę po ramieniu, mając na myśli zarówno przepowiednię, jak i wsparcie, chociaż przecież nie wiedziała o co chodzi. – Ruby miała ostatnio wypadek i smok wpierdolił jej rękę, dochodzi do siebie, ale wiesz jak to jest. Widziałem ją całą zakrwawioną, z tym całym kikutem, bladą, wystraszoną, tylko jej tego nie powtarzaj, bo mnie zabije i jak tylko myślę o tym, że jej nie dopilnowałem to mi słabo – czuję się w obowiązku wytłumaczenia co do chuja i w sumie miło wyrzucić to z siebie osobie, której praktycznie nie znam, bo wszyscy moi przyjaciele non stop pytają jak się czuję, a to przecież nie ja miałem odgryzioną rękę tylko Rubs. To jej się należała cała ta troska. Odbieram butelkę od Freddie, upijam kolejny łyk alkoholu i krzywię się jak ostatnia pizda, bo nie mam należytej popity. – Preferuję piwka albo drinki – tłumaczę prędko swoją reakcję, co najmniej jakby dziewczyna miała mnie oceniać za to, że nie umiem pić jak rodowity Irlandczyk.
______________________
i read the rules
before i break them
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Znowu parskam śmiechem kiedy zgadza się na latanie z gołą dupą. - Okej, czekam z niecierpliwością - mówię i łapię się teatralnie za serce jakby moim marzeniem było ujrzeć Maguire'a latającego po tym polu świetlistych sranek bez gaci. - No to byłoby kurwesko zabawne - stwierdzam na mądry tekst o moim starym. Ponownie przeczesuję włosy, wyjmując z nich jeszcze więcej zielska. Ile tarzałam się tutaj po ziemi? - No kurwa, taka ze mnie jebana rusałka, co mogę poradzić - oznajmiam rzucając na Tomka te źdźbła trawy w sposób, który byłby bardzo seksowny. Gdyby oczywiście robiła to jakaś Swansea, albo inna super atrakcyjna dupeczka. Pamiętałam, że Tomasz brylował w niezwykle (nie)fascynującej historii magii. I bynajmniej uważałam to za znacznie większy wyczyn niż fakt, że ja po prostu urodziłam się z darem; a on sam z siebie chce wkuwać jakieś nudne pierdy. Jednak nie jesteśmy na etapie rozdawania sobie prawdziwych komplementów. - Otruje? Czyli jesteś jakimś kurwa jadowitym ropuszyskiem. Takie to moje szczęście w znajdowaniu dżentelmenów kiedy sobie błogo leżę na środku jakiejś polany - mówię z westchnięciem, ale biorę sobie łyk whisky, krzywiąc się nieznacznie. Kiwam głową na jego przechwałki i pozwalam się uleczyć mojemu osobistemu pielęgniarzowi. - To wiele tłumaczy - docinam mu jeszcze z miłym uśmiechem. I chichoczę jak pijany podrywacz w barze na jego stwierdzenie. Wzdycham też z lekką ulgą po jego zaklęciu. - Dzięki, mordo. Od tyłu nie umiałabym odróżnić Cię od Perpy, nie przejmuj się - oznajmiam pocieszająco i pyrgam go kościstym łokciem w ramię. Unoszę brwi na jego pytanie i mrugam oczami pytająco. - Do czego dążysz, chuju? - pytam uprzejmie mojego ziomka. Po chwili jednak łapię go w objęcia jak ktoś naprawdę chory na łeb. A przecież mam mu do powiedzenia same dobre rzeczy. Kiedy go wypuszczam i uśmiecham się niemalże nieśmiało, pośpiesznie kiwam głową na jego niedowierzanie. - No pewnie, kurwa, jestem jebanym jasnowidzem - mówię żywo i teraz już szczerzę się jak szaleniec. Po chwili jednak przestaję, bo Tomasz tłumaczy mi co się wydarzyło, więc dźgam sobie jakimś patykiem w ziemi, słuchając co mówi. - Aaaa, teraz czaję - mruczę bardziej do siebie niż do niego, bo przypominam sobie bardziej moją wizję. - Cóż, myślę że jakbyś chodził za nią jak creeper, niewiele byś pomógł. Bez obrazy ale też nie jestem pewna czy pokonałbyś smoka - pocieszam go na swój sposób i podaję mu butelkę whisky. Ponownie się uśmiecham kiedy teraz z kolei tłumaczy się ze swojego krzywienia się. - Spoko. Ja przejmę rolę skurwysyńskiego twardziela. I jak wrócimy do domków zrobię ci drinki z palemką i rozstawię świeczki po pokoju dla nastroju - oznajmiam wesoło, stwierdzając, że ja będę lepszym rycerzem na białym koniu niż on.
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Gdy Fredka obrzuca mnie resztkami zielska, w którym się tarzała, dochodzę do wniosku, że całe szczęście, że trafiłem na tak swojską towarzyszkę. – Możesz na przykład wsadzić sobie te chwasty w dupę zamiast mnie nimi rzucać – proponuję wspaniałomyślnie, gdy ta pyta co może poradzić na bycie, pożal się Merlinie, rusałką. – Ty wiesz co, jesteś kompletnie niewdzięczna. Ja tobie serce na dłoni, a ty mi nóż w plecy. Mogłem cię tu zostawić na pastwę losu, żeby cię zeżarły jakieś modliszki albo całował ktoś pokroju Patola. Nie, ja bardzo uprzejmie się zatrzymałem, dałem ci wiarę, dałem ci spokój, dałem pergamin, dałem ci mój miesięczny dochód, czyli whisky – brzmię śmiertelnie poważnie, gdy tak parafrazuję Christoffa Tailora i tylko moje oczy zdradzają, że nie jestem ani trochę oburzony jej nieeleganckim zachowaniem. – Dobrze, że jesteś świadoma, że moja obecność to nic innego jak szczęście. Serio, myślisz, że taki nie wiem – zastanawiam się, ale nic zabawnego nie przychodzi mi do głowy – że ktokolwiek by się tu w ogóle zatrzymał? To cud – zamykam strefę niepotrzebnych komentarzy, bo gubię się trochę w swoim pierdoleniu. Zaraz potem wspaniałomyślnie leczę nogi Fredki i prycham na ten niewybredny tekst, porównujący mnie do szkolnej pielęgniarki. – Nie wiem czy teraz to była pochwała mojej aparycji czy okrutny diss na Perpie – chichoczę, obstawiając jednak opcję numer jeden. – A do czego mam dążyć? Pytam bardzo uprzejmie. I ten chuj jest totalnie zbędny, po co ta mowa nienawiści od razu? – unoszę brew, podkreślając swą niewinność przy tym głupawym pytaniu, które rzucam bez absolutnie żadnego podtekstu. – A to jak jesteś jebanym jasnowidzem to większej reklamy i potwierdzenia nie potrzebuję – znów się zaśmiewam, podkreślając groteskowość wyznania Moses. – Ja wychodzę w takim razie na jebanego niedowiarka i mamy IMPAS – naśmiewam się, głównie z naszej rozmowy na poziomie. A w głębi czuję ulgę, bo tego właśnie potrzebowałem – zapewnienia, że za jakiś czas będzie normalnie. Wiem, że ma rację, że nie mogę być doskonałym bratem dwadzieścia cztery na siedem i nadmierna troska i kontrola będą gorsze niż olewanie. Już mam się odezwać, że przecież u nas w rodzinie to działa tak, że o siebie nawzajem dbamy itepe, ale słyszę paskudne oskarżenie, że nie poradziłbym sobie ze smokiem, na co otwieram szeroko oczy, tak bardzo jestem wzburzony. – O no to już jest cios poniżej pasa. Może i nie wyglądam, ale… Ale, no, ten, zajebałbym go – brakuje mi argumentów, przez co się jąkam i macham beznadziejnie rękami, popijam whisky i znów muszę się tłumaczyć ze swojego braku męskości. – Myślałby kto, że z ciebie taki romantyk. Spodziewałem się raczej, że będziesz rasowym dramaturgiem, który będzie ziapał o byle gówno. Ale no kim ja jestem, żeby się sprzeciwiać. Jeśli ci się uda wyjebać Brooks i Augusta to wygląda na to, że czeka mnie niebawem fenomenalny wieczorek ze świecami i drinkami. Tylko dopilnuj, żeby palemka była biodegradowalna, skoro już ustaliliśmy, że nie umiesz zmienić jej w nic innego – jak nie ja rozgaduję się i snuję niemający prawa bytu scenariusz zamiast w ogóle zwrócić uwagę na to, że chyba nie znamy się na tyle, żeby planować jakieś interesujące wieczory we dwoje. Pozwalam sobie to zrzucić na alkohol (którego wypiłem niewiele) i zmęczenie. – I może skoro już tu jesteśmy to ruszymy dupy i wyjdziemy z tych pokrzyw? O, spójrz, tam są ładne kolorowe kwiaty, ogarnę dojebany bukiet, żeby mi nie było głupio, że tylko ty odpowiadasz za romantyczne itemy – z łatwością dopasowuję się do scenariusza, w którym pilnujemy, aby było super miło i ckliwie.
______________________
i read the rules
before i break them
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
- Tobie wsadzę, jak mi w końcu dupę pokażesz - mówię tylko na tę zaczepkę, dość szybko przystosowując się do tego jak wygląda rozmowa z Tomkiem. Wcale nie narzekam. Nie lubię próbować się hamować kiedy coś gadam, a ja często klapnę coś jęzorem i jest niezręcznie. Tomasz zaczyna tu dywagować jak szaleniec na temat tego jakim to nie jest niesamowitym wybawcą i jak bardzo powinnam mu dziękować. Patrzę a niego z teatralnym znudzeniem, udaję też że ziewam w czasie jego przydługich tłumaczeń. - I żonę ci sama wzięłam - dodaję odrobinę bez sensu, bo pasuje to tylko do słów piosenki, nie całego kontekstu, ale trzeba poszanować twórczość Tailora. Kiedy Tomek nagle gubi określenie na swoją osobę mrużę oczy niepewna czy nie potrafi wymyśleć dla siebie komplementu. - ...piękny, gładkolicy młodzieniec? - podpowiadam mu hiper finezyjnie, zadowolona z tego że pomogłam mu znaleźć słowa. - Dobra już, kurwa, zamknij mordę - dodaję jeszcze i macham ręką żeby przestał pierdolić. Chichoczę na myśl, że to może jednak chamski diss na Perpe. - Czysta pochwała! - oznajamiam, bo kim ja jestem żeby obrażać piękną, szkolną pielęgniarkę. Za te niewinne drążenie tematu, Tomek dostaje kuksańca w ramię z całej siły, ja zaś przyjmuję równie głupawą minę co on przy swoim kolejnym monologu. Również śmieję się na jego słowa, wyjątkowo zadowolona z siebie. Mam wrażenie, że naprawdę pomogłam swoimi wizjami i tym co powiedziałam, a to się wcale nie zdarza tak często. Moje wizje bywają tak nieczytelne, że aż nie wiem co z nimi począć. - Miło mi pomóc. Czasem jak sobie pomyślę, że mogłabym przepowiedzieć i zapobiec tylu kurestw na świecie, ale nie mogę bo nie jestem na tyle sprawnym jasnowidzem, chce mi się rzygać - dodaję jeszcze dzieląc się z Tomkiem dość osobistą sprawą, chociaż wygłoszoną lekkim tonem. Głównie dlatego że miałam wrażenie, że Tommy również się taką podzielił. Szczerze mówiąc nie chciałam mu wypominać braku męskości - gówno mnie to obchodziło. Mi nieustannie wytykali brak delikatności więc kim była by to oceniać? Pewnie powinnam się domyślić, że jako chłopak jest na to bardziej wrażliwy, ale nie można mnie posądzać o tym, że aż tak znam się na ludziach. - Dramaturgiem? - pytam zdziwiona takim stwierdzeniem o mnie. - Wykopie ich na krzywe mordy - obiecuje Tomkowi z zapałem. - I wiesz, zmieniłam zdanie, pokonałbyś smoka, po prostu zacząłbyś mu opowiadać te historie goblinów, co chciałeś mi, i umarłby z nudów - dodaję jeszcze z wielkim uśmiechem na wyobrażenie sobie Tomka, który recytuje ustępy z ksiąg o historii magii gigantycznemu smokowi. - Jesteś jakimś jebanym ekologiem do tego? - mruczę na te palemki, ale kiwam głową na jego propozycję. Pośpieszam go łokciem żeby wstał, a potem wyciągam ręce ku Tomaszowi, by pomógł wstać i mi. Niestety nadal nie byłam w pełni sił, chociaż nie muszę mu tego mówić. Po prostu oparłam się o jego ramię. - Może pomarańczowe, bo prawie jak jebane słoneczko którym jestem? - proponuję i już popycham lekko Tomka by robił mi bukiet (po chuj? nie wiem), ale nagle zatyka mnie charakterystycznie na zaledwie kilka sekund. - Nie, tam nie - ciągnę z powrotem za rękę Tomasza do siebie po swojej krótkiej wizji. Macham dłonią, by rzucił czymś w kwiatka, bo nie mam sił mu wytłumaczyć o co mi chodzi.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Nie miała najmniejszego pojęcia, dlaczego zgodziła się chodzić z bratem po okolicy i pomagać mu w szukaniu ziół. Znała się na tym tak doskonale, że była pewna, iż pomyli pomidora z malinami, a szałwię z pokrzywą, ale nie zamierzała - przynajmniej na razie - marudzić. Ostatecznie Jamie miał wiedzę w tym temacie, a jej również była potrzebna, jeśli nie chciała się mylić przy tworzeniu eliksirów, jeśli nie chciała przypadkiem doprowadzić do jakiejś katastrofy kulinarnej, używając trucizny do ciasta, uznając, że fantastycznie zmieniała smak. Była jednak pewna, że ich kręcenie się po okolicy okaże się ostatecznie równie niebezpieczne, jak sielankowy spacer nad groby, po którym zapadła w dwudniową śpiączkę i miała poważne problemy z poruszaniem lewą ręką. Nadal, chociaż zapewniali ją, że wszystko będzie dobrze! Ciekawe kiedy, bo na pewno nie do tej pory. Podrapała się po uchu, wkraczając między drzewa, mając jednocześnie ochotę zapytać brata, czy zamierzali zbierać mech, czy coś równie fascynującego, ale nie chciała go irytować. Wiedziała, jak łatwo wpadał w gniew, wiedziała również, że drażnienie go miało swoje granice, a skoro chcieli coś znaleźć, chcieli coś zrobić i się do czegoś przydać, to nie powinna zachowywać się, jakby przyszła tutaj za karę. Uwielbiała przybierać tę postawę, jednak nawet Scarlett miała świadomość, kiedy powinna przestać. Nic zatem dziwnego, że zaczęła się uważnie rozglądać po okolicy, starając się zorientować, czy było tutaj coś, co była w stanie rozpoznać. - Myślisz, że znajdziemy tutaj coś ciekawszego, niż przy domu? Magia jest tutaj tak dziwaczna, że właściwie spodziewałabym się wszystkiego. Podobno gdzieś tutaj są te takie śmieszne, kolorowe grzyby, czy coś podobnego - powiedziała, zatrzymując się na chwilę, starając się przypomnieć sobie, czy w takim miejscu mogło w ogóle rosnąć coś przydatnego, ale nie miała co do tego przekonania. Zielarstwo szło jej raczej okropnie i zdecydowanie wolała zasuszone liście tego, czy owego, czy przygotowany zawczasu sok, esencję, czy cokolwiek podobnego, czym mogła posługiwać się bez większego problemu. - Czego właściwie szukamy? Znaczy, chcesz zrobić coś konkretnego? - zapytała jeszcze, drapiąc się po nosie, mając wrażenie, że pogryzły ją komary.
Nie wiedział, dlaczego zaproponował siostrze wspólne szukanie składników do eliksirów. Zwykle takie rzeczy robił zupełnie sam, nie próbując nawet wciągać w to Carly, wiedząc dobrze, że wystarczy jej jedna głupia uwaga, żeby zrezygnował z całych poszukiwań. Z drugiej strony byli w Avalonie i dość już widział, żeby mieć opory przed zostawieniem siostry całkiem samej. W obliczu znalezienia jej jako żywą karmę dla kelpie, czy z zieloną skórą, jak jedna z dziewczyn, wolał zdzierżyć jej towarzystwo w trakcie poszukiwań składników, decydując się wybrać coś prostego i choć odrobinę pogadać o tym z Carly. Lepiej, żeby wiedziała, z czego może korzystać i co może wszędzie znaleźć, choć niekoniecznie mogło to być [i]ekscytujące[/b]. - Właśnie przez to, że magia tutaj jest taka dziwna, jestem ciekaw jak zachowają się zwykłe z pozoru składniki w eliksirach. Tych grzybów, o których mówisz jeszcze nie wiedziałem, ale mam nadzieję, że nie próbowałaś ich zrywać do swoich wypieków - odpowiedział prosto, sztywno, spoglądając na siostrę z ukosa. Nawet nie zdziwiłby się, gdyby miało się okazać, że miała już kilka sztuk pod materacem w ich domku. - Szukamy pokrzywy. Coś prostego, ale błagam, nie myśl, że w lesie rośnie dziko mięta, dobra? Chciałbym znaleźć pokrzywę, ponieważ jest składnikiem prostych eliksirów, które warto jednak mieć w zanadrzu. Poza tym własna, zasuszona jest zawsze lepsza niż kupiona, gdy nie wiesz skąd była zbierana i czy jakiś zasraniec na nią nie sikał - dodał, na koniec krzywiąc się nieznacznie. Słyszał już różne historie o tanich składnikach z mało wiarygodnych źródeł, a nie miał ochoty dodawać do swoich eliksirów szczyn wilkołaka czy innego ponuraka. Oczywiście, nawet w avalońakim lesie mogli trafić na podobne rewelacje, ale tym mogli się sami zająć obmywając zebrane zioła. - Jak wygląda pokrzywa wiesz, prawda? - spytał, zerkając na siostrę z ukosa, kiedy weszli w głąb lasu, docierając na coś jakby polankę.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
- Podobno krzyczą, kiedy się je gotuje. To jest dość interesujące, bo jestem pewna, że wydzielają wtedy jakieś niekorzystne substancje, pytanie tylko, czy trujące, czy jedynie pogarszające smak. No i co, jakby je na ten przykład usmażyć? Albo uprażyć? Albo wysuszyć? - odparła, marszcząc lekko brwi, zastanawiając się głęboko nad tą właśnie kwestią, przedzierając się w stronę polany. Carly była jaka była i chociaż nie wykazywała zbyt wielkiego zainteresowania kwestiami transmutacji, czy innej, bardziej poważnej magii, to nie można było powiedzieć, żeby nie interesowała się tym, co związane z magicznym gotowaniem, czy właśnie eliksirami. To były ze sobą powiązane, z czego chyba nie do końca zdawał sobie sprawę jej starszy brat. Kiedy Jamie ponownie się odezwał, pokiwała lekko głową, zgadzając się z jego uwagą, mając pełną świadomość tego, że faktycznie mogli wykorzystać pokrzywę na wiele różnych sposobów, a to jej odpowiadało. Nie spodziewała się jednak, że jej brat może okazać się tak skończonym bęcwałem, więc spojrzała na niego spod przymkniętych powiek, gdy wyraził swoją wątpliwość, życząc mu w myślach, żeby usiadł sobie gołą dupą w pokrzywach. - Nie rób już ze mnie takiej idiotki, co, Jimmi? - poprosiła niesamowicie słodko i uroczo, co było dla jej starszego brata wyraźnym znakiem, że zdecydowanie przekroczył pewne granice, których przekraczać nie powinien. Nie była idiotką, wiedziała, jak wyglądają rośliny, których dodawała do eliksirów, nie wspominając o tym, że pokrzyw w lesie i ogrodzie dookoła ich domu miała pod dostatkiem. I chociaż nie była orłem z zielarstwa, miała świadomość, że dobrze dobrany składnik jest źródłem sukcesu przygotowania danego dania, w tym również eliksiru. - Pokrzywa, czyli roślina zielna, czasem występująca jako bylina, właściwie cała pokryta włoskami parzącymi. Ma stosunkowo małe, ząbkowane liście i równie malutkie kwiatki, zebrane w jednym miejscu. O, są w sumie zielonkawe, jak cała pokrzywa, więc nie każdy mądry je zobaczy - stwierdziła śpiewnie, co nie zwiastowało niczego dobrego, zupełnie, jakby chciała powiedzieć bratu, że równie dobrze mógł sam wsadzić łapę w pokrzywę i pewnie nie zorientować się, że to robi.
Jamie uśmiechnął się kącikiem ust, zdając sobie sprawę z tego, że tym razem to jemu udało się wkurzyć siostrę. Całkiem miła odmiana, gdy zwykle to on musiał na siebie uważać. Wiedział jednak, że nie powinien przeginać, bo Carly, choć była mała i teoretycznie urocza, choć często udawała słodką idiotkę, gdy było jej to na rękę, była cwana. Tego sprytu należało się obawiać, należało o nim pamiętać, bo człowiek mógł nie wiedzieć, kiedy rzeczywiście coś mu się przytrafi. Wyciągnął rękę w stronę siostry, aby rozczochrać jej włosy, uśmiechając się do niej odrobinę szerzej. Jego mała bojowa siostrzyczka. - No już, bo zmienisz się w bojowego chomika - zaśmiał się ciepło, rozglądając się po ich otoczeniu, starając się odnaleźć omawiana roślinę. - Kwiaty rzeczywiście można przeoczyć, jeśli się nie uważa i właściwie mamy szczęście, bo kwitnie jeszcze do października. Ciekawi mnie… zwykle dodajemy do wszystkiego liście. Ty w kuchni pewnie używasz całej, ale… Właśnie kwiaty pokrzywy. Gdyby tak użyć tylko ich? - mówił dalej już spokojniej, bez przygany w głosie, wyraźnie porzucając maskę bęcwala. Mimo wszystko wiedział, że nie powinien zachowywać się w podobny sposób. Ostatecznie ze wszystkich osób mi największą wiedzę na temat tego, jak owszem leniwa, ale inteligentna była Scarlett. Spojrzał w bok, dostrzegając coś, co mogło być grzybem, o którym mówiła jego siostra, gdyby tylko się świecił, więc z pewnością nie była to ta roślina. Sprawiły jednak, że na chwilę przystanął, zastanawiając się nad wcześniejszymi słowami Carly. - Co do grzybów… Skoro zmieniają kolory jak szalone, coś się za tym kryje. Nie wiem jak w kuchni, ale do eliksirów, albo dałyby zmieniający barwę płyn, albo eliksir przejąłby właściwości grzybów odpowiadające za zmianę barwy - stwierdził z namysłem, robiąc krok w stronę grzybów, gdy dostrzegł rosnącą nieopodal pokrzywę. Uśmiechnął się z zadowoleniem, podchodząc do skupiska zioła, spoglądając na chwilę w stronę siostry, ciekaw czy podejdzie do niego, czy znalazła pokrzywę w innym miejscu.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Macham brwiami na groźbę Freddie. – Aż tak ci na tej mojej dupie zależy? To znaczy wcale ci się nie dziwię – szczerzę się, po raz pierwszy w życiu wdzięczny mojemu rodzeństwu za przygotowanie mnie na wymienianie się z kimkolwiek tak głupimi tekstami. W sumie to dosyć miła odmiana, że nie muszę się martwić tym, że palnę coś idiotycznego, bo Fryderyka ma równie wysublimowane poczucie humoru co ja. I właśnie przez to nie boję się pierdolić głupot – w najlepsze cytuję Tailora i jestem totalnie rozbawiony podsumowaniem Fredki, które choć nie pasowało do kontekstu, było jednak uhonorowaniem tego wspaniałego artysty. – Dał pergamin, dał miesięczny dochód, żony nie dał, HEJ – nucę radośnie, z zaangażowaniem krzycząc końcowe hej. Potem przytakuję na jej komplement i chichoczę, gdy potwierdza, że jestem równie seksi co Perpa. W jej słowach wybrzmiewa niezrozumiałe dla mnie niedocenianie daru i samej siebie. I choć jestem ekspertem od chujowej samooceny, nigdy nie czaję jakim cudem ktoś o tak dojebanych zdolnościach może myśleć o sobie w innych kategoriach niż zajebisty. – No słuchaj, właśnie mi powiedziałaś, że nie będę miał kaca, czyli już wiem, że nie dopadnie mnie największe kurestwo na świecie – pewnie trochę nieudolnie, ale ją pocieszam. – No i całego świata nie zbawisz, więc jak już masz rzygać to lepiej przez to – podaję jej whisky z uśmiechem, oferując najlepsze wsparcie jakie mogę teraz dać. I powód do późniejszego rzygania, znacznie lepszy niż zamartwianie się, że nie jest super wprawnym jasnowidzem. – Dramaturgiem – potwierdzam, bo nie wiem czy nie dosłyszała czy jest zdziwiona, przez co od razu prędko tłumaczę skąd taki wniosek: – Być może to mylne wrażenie, w końcu zawsze jesteś uprzejma i masz tak kwiecisty język… – trochę się z niej nabijam, a następnie aż się chwytam za serce, gdy Fredka mówi o tym smoku. W pierwszym odruchu było to spowodowane wielkim wzruszeniem, że ktokolwiek mógłby pomyśleć, że taki ze mnie rycerz i zaklęciarz, ale po jej wyjaśnieniu jest to czyste oburzenie. – O tak to nawet kurwa nie żartuj – marszczę czoło, kompletnie nie ogarniając jak można uważać te historie za, o zgrozo, NUDNE. – To jak chcesz to możemy wrócić na te bagna, przyczaić się na smoka i sprawdzimy twoją teorię. Jeśli się sprawdzi to będę miał go na sumieniu, jeśli nie to, cóż, ciebie – uśmiecham się zaczepnie. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby Moses przystała na tę propozycję, bo sprawia wrażenie osoby, która niewiele zastanawia się nad tak durnymi pomysłami. I tylko żartobliwy wydźwięk tej rozmowy sprawia, że nie mdleję na samą myśl o ponownym spotkaniu z bestią. Wstaję dziarsko z ziemi, podaję Fredce rękę, bo taki ze mnie dżentelmen, zgarniam butelkę i zaczynam rozglądać się po polanie. – Nie za wygodnie ci? – pytam, gdy opiera się o moje ramię, a potem ze śmiechem zginam kolana, co najmniej jakby uginały się pod wpływem jej ciężaru. Jednak żarty żartami, obiecałem bukiecik, więc popchnięty przez dziewczynę mknę w stronę pomarańczowych kwiatków, chichocząc pod nosem z porównania do słoneczka. A kiedy mnie zatrzymuje, patrzę na nią wzrokiem myślą nieskalanym, bo już nic z tego nie rozumiem. Przez parę sekund analizuję jej ruchy rąk, aż w końcu ogarniam, że mam czymś rzucić. Chwytam pobliski kamień i ciskam go w kwiatki, które są tuż obok mnie. I to był błąd. Wybuch co prawda nie był jakiś silny, ale wystarczający, żebym stracił równowagę i się wyjebał. – Co do chuja – jęczę niezadowolony, że natrafiliśmy najwidoczniej na jakieś minowe pole, a nie uroczą łąkę. – Czy w tym Avalonie wszystko musi być niebezpieczne i kończyć się tragedią? – mruczę i pocieram skronie.
______________________
i read the rules
before i break them
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Spojrzała na brata tak, jakby zamierzała go uderzyć, wciąż w duchu życząc mu tego, żeby wpadł w pokrzywy, przy pierwszej lepszej okazji, ale nie skomentowała jego uwagi. Była pewna, że Jamie doskonale wiedział, jak bardzo była w tej chwili wściekła i nie zamierzała mu tak łatwo wybaczać tego, że potraktował ją jak skończoną kretynkę. Nie znosiła tego i chociaż przy innych sama taką z siebie robiła, to przy bracie mogła być właściwie w pełni sobą, dlatego nie lubiła, gdy zachowywał się, jakby wierzył w to, co prezentowała światu. - To zależy, co chcesz zrobić. Napar robi się raczej z zasuszonych liści, ale już zebrana młoda pokrzywa, świetnie nadaje się do przygotowania na jej bazie różnych dań. Właściwie to robiłam nawet dla ciebie pesto z pokrzywy i całkiem ci smakowało. Chociaż, jeśli się nad tym zastanowić, to i tak większość to liście, łodygi na niewiele zdają się w kuchni, a z kwiatów nigdy nic nie przygotowywałam, z tego co pamiętam - odpowiedziała, stukając palcem po brodzie, wyraźnie zastanawiając się nad tym, jak można było wykorzystać pokrzywę, wspominając o tym, że ostatnio znalazła przepis na lody pokrzywowe i była bardzo ciekawa tego, jak sobie z tym poradzić. - Ale widzisz, w kuchni najlepsza jest młoda pokrzywa, czyli ta z wiosny. Tę obecną… cóż, lepiej już ją suszyć - dodała, wzruszając lekko ramionami, mając pełną świadomość tego, że kwestie magicznego gotowania nie miały zbyt wielkiego związku z eliksirami, ale mimo wszystko było jej miło, że brat ją o to zapytał. Wiedziała, oczywiście, że Jamie nigdy nie postanowi naprawdę towarzyszyć jej w kuchni, ale wymieniając się doświadczeniami, mogli dostrzec nowe zastosowania dla czegoś, co dobrze znali. Koncentrując się na tym, o czym mówili, minęła grzyby, które na razie wyraźnie pozostawały gdzieś w ukryciu, po czym ruszyła za bratem, dostrzegając faktycznie pokrzywy, o których dyskutowali. Były już mocno dojrzałe, dało się na nich dostrzec liczne kwiaty, część z nich również wybujała dostatecznie wysoko, by okazać się mało przyjemna w dotyku. Niektórzy twierdzili, że pokrzywa traciła swoje właściwości, im była starsza, ale zdaniem Carly to była bujda na resorach. - Stawiam na to, że przejawiają jakieś właściwości, zależnie od tego, kiedy zostaną zebrane - stwierdziła z mądrą miną, sięgając do tylnej kieszeni swoich ogrodniczek, by wciągnąć z nich rękawiczki, które zabrała specjalnie, gdy jej brat wspomniał o tym, że zamierza zbierać zielsko, co nigdy nie było przyjemne. Zwłaszcza że dało się wtedy znaleźć wszędzie, gdzie to możliwe, robale. A to było już samo w sobie obrzydliwe.
Uśmiechał się nieznacznie, słuchając odpowiedzi siostry, mimowolnie dostrzegając podobieństwa między tym, co ona kochała a tym co on. Owszem, nigdy nie przyznałby na głos, że widzi wspólne elementy magicznego gotowania i eliksirowarstwa. Jednak w większości używali tych samych części roślin, choć on zwykle albo sproszkowanych liści, albo naparu z nich, bądź nalewki. - Możemy później iść ich poszukać, gdy skończymy zbierać pokrzywę - powiedział prosto, pozornie beznamiętnym tonem, jednak dla jego siostry z pewnością jasne było, że zainteresował się grzybami, o których słyszał. Teraz jednak było coś ważniejszego do zrobienia. Także on sięgnął do kieszeni, aby wyjąć proste rękawiczki, znoszone już, których używał to zbierania ziół. Poza tym sięgnął po różdżkę, zbliżając się ostatecznie do krzaków pokrzyw. Zamierzał wpierw odciąć odpowiednią ilość łodyg, aby później do przygotowanego płóciennego worka zebrać same liście rośliny. Łodygi, jak się okazało, nie były potrzebne nawet Carly. Sięgnął ostrożnie w stronę ziół, starając się ująć je nieco od spodu, nie pozwalając, aby parzydełka dotknęły jego skóry. Następnie wycelował różdżkę w łodygę i rzucając niewerbalnie diffindo wykonać równe cięcie, dzięki, któremu nie kaleczył rośliny. Powtarzał swoje ruchy przy kolejnych łodygach, stopniowo zbierając ich odpowiednio duży stos. Nie chciał wyciąć wszystkich pokrzyw z tego jednego skupiska, pamiętając, że choć zbierali zioła do swoich celów, nie powinni niszczyć okolicznych terenów, a za takie uważał wycinanie całkowite roślin w danym miejscu. Kiedy uznał, że na ten moment wystarczy mu pokrzywy, nim pójdzie dalej, przysiadł na trawie, aby powoli odcinać liście od łodyg. Odkładał je na osobny stos w otwartym już płóciennym worku. Zawahał się jedynie przy kwiatach. Skoro nie były teoretycznie potrzebne do tworzenia eliksirów, ani nie były potrzebne do gotowania, mógłby je zostawić, żeby stały się nawozem po jakimś czasie. Jednak zdecydował się ostatecznie, aby odłożyć kwiaty do pustej sakwy, która miała służyć na galeony, ale biednemu… Rzucając stopniowo diffindo oddzielał ostrożnie kwiaty od łodyg, odkładając te ostatnie na ziemię obok siebie. Uważał, aby nie uszkodzić kwiatów, z których zamierzał spróbować zrobić napar, a później spróbować dodać go do eliksirów, a w najgorszym przypadku wypić, jak herbatę, o ile kwiaty miały jakikolwiek smak. Obawiał się, że mogą okazać się zupełnie nieprzydatne. - Carly, a może napar z kwiatów? Spróbujmy je wykorzystać
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Uśmiechnęła się zadowolona, bo wiedziała już, że przekonała brata do tego, żeby zrobili coś, co nie mieściło się tak do końca w jego dotychczasowych planach, a podobne zagrania zawsze bardzo jej się podobały i ją cieszyły. Skinęła jednak jedynie głową, nie chcąc ciągnąć tego tematu, wiedząc, że Jamie jedynie by się na nią zirytował, a tego nie chciała. W przeciwieństwie do Jamiego Carly nie uciekała się do zaklęć, kiedy była mowa o zabieraniu się do wybierania i pozyskiwania jakichś składników. Owszem, magiczne gotowanie było magiczne i rządziło się nieco innymi prawami, niż jego mugolski odpowiednik, ale dziewczyna uwielbiała mieć realny kontakt ze składnikami, jakich używała do przygotowania danego posiłku. Właśnie dlatego wyciągnęła z kieszeni nóż sprężynowy, kiedy tylko założyła rękawiczki i bardzo ostrożnie odchyliła pokrzywy na bok, by przypadkiem ich nie złamać. Nie zamierzała tracić nic z ich cennych właściwości, postępowała więc z nimi tak delikatnie, jak było to tylko możliwe. Ujęła je ostrożnie, unosząc w górę liście, by nie zerwać ich przedwcześnie, zmuszając tym samym roślinę do produkcji soków. Przyłożyła ostrze noża do pierwszej z łodyg, kiedy już odpowiednio chwyciła pokrzywy, które była w stanie zebrać za jednym zamachem, i pociągnęła pewnie ręką, czując doskonale, jak nóż rozcina kolejne łodygi. Uniosła je pospiesznie, odwracając tak, by pokrzywy znalazły się od razu do góry nogami, przyglądając się im przez chwilę bardzo uważnie, oceniając przy tej okazji ich stan. Zerknęła na Jamiego, a potem pokręciła lekko głową, wyciągając z kieszeni sznurek, by elegancko zawiązać pokrzywy w jedną kępę, a następnie podniosła się, by podejść do pobliskiego drzewa i zostawić je tam zawieszone na gałęzi, na co pokiwała z zadowoleniem głową. Mieli wkrótce wracać, więc była pewna, że będzie mogła wykorzystać część świeżej pokrzywy do jakiegoś dania, a resztę, dopiero później, ususzyć. - Nie bądź dla tych pokrzyw taki brutalny, co? - powiedziała nieco zaczepnie, kucając ponownie obok brata, a następnie stwierdziła, że zabiera wszystko, co odcięła, więc będą mieli na czym eksperymentować i to zdecydowanie się jej podobało. Carly w tym właśnie momencie zobaczyła grubego, wielkiego, paskudnego pająka, który siedział sobie na pajęczynie, dosłownie kilka centymetrów od niej i sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego z życia. Ona zaś zdecydowanie zadowolona nie była, by nie powiedzieć, że była wręcz przerażona, zniesmaczona i wszystko na raz, aż głos na krótką chwilę uwiązł jej w gardle, gdy nie miała pojęcia, jak wyrazić swój strach i gniew. Bo, tak po prawdzie, co ten pająk w ogóle tutaj robił? Bezczelny! Nie minęła nawet chwila, a swoje oburzenie wyraziła przeciągłym wysokim piskiem, który przeszedł w bliżej niezidentyfikowane dźwięki, gdy wystawiając język z obrzydzenia, próbowała wycofać się z tego miejsca, jedynie po to, żeby niemalże wpaść na zielone grzyby, które pojawiły się dookoła niej z jakiegoś nieznanego nikomu miejsca. - Chciałeś grzyby, to masz grzyby, ale najpierw zabierz tego PAJĄKA - wydarła się, wachlując się przy tej okazji dłonią, próbując się uspokoić, ale to wcale nie było takie łatwe, gdy miało się do czynienia z żywą, wielką, paskudną jednostką ośmionożną.
Spojrzał na siostrę ze zmarszczonymi brwiami, nie rozumiejąc, o co jej chodzi. Owszem, nie traktował pokrzywy, jakby zamierzał ją delikatnie muskać palcami, jakby była jego kochanką, czy innym natchnieniem, ale nie sądził, żeby jego zachowanie można było nazwać brutalnym. - Nie mam czasu, żeby się z tym cackać i nie kaleczę rośliny - burknął, spoglądając na siostrę z ukosa, jednak zawahał się przy kolejnym odcinaniu liści. Przeszedł kawałek dalej, aby ująć delikatnie kolejne łodygi pokrzywy i odciąć je, od razu odwracając do góry nogami, naśladując przy tym siostrę. Nie uważał, aby podobny zabieg był konieczny, skoro i tak miał suszyć liście, a używając zaklęć, mogli szybciej osiągnąć zamierzony efekt, ale nie mówił tego głośno. Zamiast tego zerwał dłuższe źdźbło trawy, aby transmutować je w sznurek, którym związał swoje gałęzie i zawiesił je na drzewie. Nie wiedział, dlaczego Carly tak bardzo lubiła mugolskie sposoby pozyskiwania ziół czy suszenia ich, ale nigdy w to nie ingerował, o ile nie miał złego dnia i kazała mu na coś czekać. Poprawił jeszcze swoje pokrzywy, aby zacząć zbierać dwa worki, które miał częściowo napełnione. Chciał przenieść się kawałek dalej, do drugiego skupiska pokrzyw, kiedy usłyszał pisk swojej siostry. Od razu odwrócił się w jej stronę, będąc przekonanym, że stało się coś strasznego, a może jakiś inferius zaczął się pojawiać, ale był to pająk. Tylko pająk. Zwykły, mały, może trochę tłusty, pająk. Jamie spojrzał na siostrę, a później znów na stworzenie, dostrzegając też pojawiające się kolorowe grzyby. - Carly… Rozumiem, gdyby to była akromantula, ale to zwykły pająk, któremu my przeszkadzamy - powiedział, próbując ukryć rozbawienie. Rzucił na pająka zaklęcie lewitujące, ostrożnie przesuwając go dalej, walcząc z chęcią zawiśnięcia nim przed twarzą siostry. Dopiero gdy pająk był dostatecznie daleko od Carly, spojrzał na nią i na grzyby, które się pojawiły. - Przede wszystkim chciałem pokrzywę, ale skoro tą już mamy, to można spojrzeć na grzyby - dodał, podchodząc do skupiska grzybów, przyglądając im się z zaciekawieniem.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Cackać! Też coś! Carly aż pokręciła głową z niedowierzaniem, dając tym samym znać bratu, że chyba sobie żartował, bo mimo wszystko ze składnikami należało się właśnie cackać, jeśli nie chciało się skończyć z pięknym wybuchem prosto w twarz. Tutaj nie chodziło już nawet o właściwości smakowe pokrzyw, ale o to, że jako składnik eliksirów, były naprawdę istotne i należało obchodzić się z nimi, jak z jajkiem. Była pewna, że Max wytłumaczyłby to Jamiemu zdecydowanie dosadniej, niż ona, ale wolała chłopaka w tej chwili nie wspominać. Upewniła się, że pokrzywy, które zebrała, mają się dobrze, bo nie chciała, żeby stała się im jakaś krzywda, a później wróciła do kępy, którą właśnie ogołocili, żeby upewnić się, że zrobili wszystko, jak należy. Wiedziała, że pokrzywy były akurat tymi roślinami, które sobie poradzą, ale nie chciała zostawiać tutaj pobojowiska, zamierzała również ściąć jeszcze kilka łodyg, dochodząc do wniosku, że mogła spróbować zrobić te pokrzywowe lody i przekonać się, jak smakują. Wtedy jednak na jej drodze stanął pająk, który zdecydowanie zniweczył jej dalsze poszukiwania i Merlina należy chwalić, że nóż był złożony, bo na pewno zrobiłaby sobie krzywdę. - To JEST akromantula - powiedziała bardzo stanowczo Carly, sapiąc z irytacją, jakby nie mogła uwierzyć w to, że jej brat naprawdę tego nie widział, po czym marudząc, podziękowała mu za pomoc. Wiedziała, że się z niej nieco śmiał, ostatecznie bowiem nie powinna reagować w ten sposób na jakieś tam pająki albo inne robaki, ale nie mogła nic poradzić na to, że po prostu się ich bała. Brzydziły ją tak bardzo, że była skłonna uciekać na drugi koniec świata, byle ich nie spotkać. Odwróciła się w stronę grzybów, przyglądając się im uważnie, aczkolwiek podejrzliwie, zastanawiając się jednocześnie, czemu były zielone i co to mogło oznaczać. Nie mówiąc o tym, że pojawiły się tak nagle, że było to jednak przerażające. Widać magia avalońska była naprawdę dziwaczna i robiła bardzo dziwne rzeczy, o których chyba wolałaby nie mieć pojęcia. Skoro jednak udało im się trafić na te grzyby, to zamierzała się im przyjrzeć. - Nie wyglądają szczególnie groźnie - stwierdziła, aczkolwiek musiała przyznać, że nie miała pojęcia, do jakiego gatunku mogłaby je przyrównać. Wyglądały dziwnie, kosmicznie, no, zdecydowanie magicznie, więc aż wystawiła czubek języka, zastanawiając się, co z nimi zrobić.
Ze składnikami należało obchodzić się ostrożnie, uważać na to, w jaki sposób się je pozyskiwało i mógł się z tym zgodzić. A jednak w zupełnie inny sposób spoglądał na to, co należało z nimi robić, niż Carly, choć czasem, jak w tej chwili, starał się połączyć oba te sposoby. Miał więc woreczek zebranych liści, gotowych do tego, aby rzucić na nie zaklęcie suszące, nim je pokruszy i schowa do słoika. W drugim worku miał zebrane kwiaty pokrzywy, z których wciąż, nie wiedział, co powinni zrobić, ale chciał spróbować je zaparzyć. Chciał sprawdzić, czy napar z nich może przydać się do czegokolwiek, ponieważ choć nie było o tym informacji w żadnym z podręczników, choć nie mówiono o tym na lekcjach zielarstwa, nie wykluczał, że i ta część rośliny miała jakieś zalety, że nie służyła jedynie do rozmnażania się rośliny. Był gotów spróbować omówić to z siostrą, gdy ta zaczęła krzyczeć z powodu pająka. Zwykłego, małego, leśnego wręcz pająka. Nie akromantuli, która mogłaby pożreć człowieka. Patrzył teraz na siostrę, zastanawiając się, czy aby na pewno tak samo widzieli to biedne stworzenie, które musiał odsunąć daleko od niej. - Trzeba zabrać cię gdzieś, gdzie zobaczysz akromantulę. Może zmienisz zdanie o zwykłych pająkach - powiedział prosto, kręcąc nieznacznie głową. Upewnił się, że miejsce, w którym pozyskiwali pokrzywy nie zostało ogołocone, ani okaleczone, po czym spojrzał znów w stronę siostry, gdy ta wspomniała o grzybach. - Ciekawe, dlaczego dopiero teraz się pojawiły. Myślisz, że reagują na dźwięk? Wtedy pozostaje pytanie, czy to na pewno jest grzyb, czy nie coś jednak innego, jak rozgwiazdy - zauważył, podchodząc bliżej, obserwując dziwne, świecące na zielono grzyby. Jakkolwiek wcześniej był poirytowany nieznacznie z powodu pająka, tak nagle zaczął czuć się lepiej. Jakby znalezienie grzybów, o których mówili, poprawiło mu jednak humor. Było to zabawne i zdecydowanie mało prawdopodobne, więc nawet nie mówił tego głośno, ale nieznacznie się uśmiechał. - Myślisz, że po ścięciu, świeciłyby na zielono przez jakiś czas, czy od razu stracą swój kolor? Może można byłoby z nich stworzyć lepszą wersję eliksiru neonowego - dodał jeszcze, sięgając po jedna z leżących na ziemi gołych łodyg pokrzywy, aby tracić nią najbliższy z grzybów.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
- Nawet nie próbuj, Jimmi - powiedziała od razu, brzmiąc zadziwiająco lodowato, wyraźnie dając mu tym samym znać, że jeśli tylko postanowi zrobić coś podobnego, może przestać liczyć na jej ciepłe, siostrzane uczucia i wsparcie. Carly miała rzecz jasna świadomość, że jej brat nigdy by nie zrobił czegoś podobnego, doskonale wiedząc, jak bardzo obawiała się robactwa, jak bardzo ją brzydziło, jak bardzo nie chciała się z nim spotykać, niezależnie od tego, czy były to dżdżownice, czy cokolwiek innego. Pająk jak najbardziej wliczał się w obszar potworów zakazanych, toteż wolała o nim nawet nie rozmawiać, wolała nawet nie próbować do tego podchodzić, dochodząc do wniosku, że wolała żyć. Akromantula zaś wykraczała poza jakiekolwiek granice jej pojmowania. Rozważania na ten temat przerwały jednak grzyby, których pojawienie się wyraźnie zaciekawiło Scarlett i spowodowało, że humor od razu jakby się jej poprawił. Miała co robić, miała się na czym skupić, miała się czym zająć i to jej się podobało. Była również bardzo ciekawa, czy to, co mówili o tych grzybach, było prawdą, zaś pytanie Jamiego spowodowało, że na chwilę się zamyśliła, przekręcając nóż w palach. - Być może? Zachowywały się zupełnie tak, jakby zwabił je dopiero mój krzyk, więc może chodzi o głośność wypowiadanych kwestii? - mruknęła, marszcząc lekko nos, ale naprawdę nie była w stanie powiedzieć niczego sensownego, ostatecznie stwierdzając, że powinni w takim wypadku zapytać o to Miny. Albo Liz, bo ona również całkiem nieźle znała się na roślinach i może byłaby w stanie powiedzieć, skąd właściwie wzięły się tutaj te dziwaczne, świecące nieco grzyby. Carly bardziej interesowało jednak to, co mogła z ich pomocą osiągnąć i widać było, że jej brat również myślał o czymś podobnym, wyraźnie zastanawiając się nad tym, czy jakieś eliksiry przyjmą takie składniki. Ją bardziej interesowały rzecz jasna potrawy, ale to mimo wszystko często szło ze sobą w parze, tak więc pokiwała jedynie lekko głową do swoich myśli, by zaraz westchnąć z zachwytem. - Jimmi jesteś czasami mądry. Musimy się przekonać, trzeba ich trochę zebrać i sprawdzić, czy faktycznie zmienią właściwości tego, co już znamy, czy niekoniecznie. Bo równie dobrze mogą je zachowywać jedynie, kiedy rosną albo kiedy ktoś krzyczy im nad uchem - stwierdziła, nim ostatecznie ponownie rozłożyła nóż, żeby ostrożnie odciąć kilka grzybów, tak, by mogły rosnąć dalej, by nie niszczyć ich od samych podstaw, co robiło wielu niedoświadczonych zbieraczy, marnując przy tej okazji całe kolonie różnych roślin.
Oczywiście, że nigdy nie zabrałby siostry do akromantul, choć jednocześnie wychodził z założenia, że być może byłoby to dla niej coś dobrego. Może dostrzegając prawdziwe niebezpieczeństwo, przestałaby się bać zwykłych robali. Jednak nie chciał być tym, kto kolejny raz doprowadzi ją do płaczu, kto wywoła strach w jej spojrzeniu. Jemu wystarczył raz i czasem widywał tamto zdarzenie w koszmarach. Więcej nie potrzebował. O wiele lepszym tematem do rozmyślań były świecące grzyby i ich teoretyczne możliwości. Zdołali zauważyć, że pojawiły się po tym, jak Carly krzyknęła, więc całkiem logicznym wnioskiem wydawał się ten, że reagowały na dźwięki. Pozostawało jednak pytanie dlaczego i w jaki dokładnie sposób. Tak samo barwa grzybów. Nie pamiętał, aby znał inne rośliny, które mogły zmieniać kolor. W większości ich blask wiązał się z cechą, która miała odstraszać, bądź przyciągać inne stworzenia. Nie widział, aby teraz wokół grzybów pojawiło się więcej owadów, a także nie wydawało się, żeby ich blask miał być groźny, więc prawdopodobnie była taka ich uroda, dziwna właściwość, która nie była jeszcze w pełni zbadana. Spojrzał na siostrę, gdy miał wrażenie, że znów się z niego naśmiewa, żeby po chwili obserwować, jak ta odcina kilka grzybów. Chwycił jednego z nich w dłonie, obserwując jego blask, trzymając jednak grzyb kapeluszem do dołu. - Ciekawe, czy jak krzykniemy nad twoją potrawką z grzybów, ta zacznie świecić na zielono - zapytał, nie kryjąc uśmiechu na swojej twarzy, nie widząc powodu, żeby to robił. - Możemy jeszcze zapytać tutejsze nimfy, czy mogłyby nam zdradzić coś więcej na temat tych dziwnych pieczarek - dodał, zbierając swoje worki z pokrzywą, a także pomagając Carly zabrać zerwane grzyby. Ostatecznie skierowali się ku domkom, rzeczywiście po drodze zaczepiając jedną z nimf, która odpowiedziała na część z ich pytań, choć sama nie wiedziała, jaki wpływ na eliksiry, czy potrawy będą mieć, skoro nigdy wcześniej z nich nie korzystała.
/zt x2
+
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
- Zależy jak na niczym innym - dodaję jeszcze, by podkreślić jak bardzo bym chciała zobaczyć chociaż kawałek jego bladej dupy. Kończymy też nasze cytowanie Christoffa i chichoczemy sobie bardzo wesoło. Też cieszę się, że Tomek to równy ziomek i nie muszę się przejmować, że nie jestem delikatna czy kobieca... czy ogólnie że brakuje mi jakich faktycznych, widocznych gołym okiem zalet. Wiem, że Tomasz próbuje mnie pocieszyć, bo użalam się o jaka jestem biedna, bo mam super dar, którego nikt inny nie ma. Jak modelka która jest za ładna i nikt nie traktuje jej poważnie czy coś. Ale trzeba przyznać jedno - kiedy ludzie widzą jak wymiotuję, pluje śliną i chodzę w drgawkach by dowiedzieć się kto kiedy idzie do toalety - przestają aż tak pragnąć mojego daru. - Nie zbawię, ale powinnam być chociaż trochę bardziej pożyteczna - mówię i wzruszam ramionami, bo przecież to prawda w moim mniemaniu. W końcu kurwa, widzę czasem przyszłość. Nie ma co jednak użalać się nad sobą, właśnie uderzam Tomasza w ramię za to, że wypomina mi kwiecisty język do wulgaryzmów, starając się ukryć lekki uśmieszek. Niewiele się jednak mylił zarówno w tym wypadku jak i kolejnym. - Dobra kurwa, jutro bierzesz swoje najnudniejsze tomiszcze na bagna i próbujesz czytać smokom historie - obwieszczam, jakby to już było na amen i przyklepane. Nawet pluję sobie na dłoń i wyciągam do Tomka, żeby zrobić ten niesamowity deal, pieczętując go śliną. Po chwili podnosimy w końcu chude dupska z trawy, a ponieważ jeszcze nie mam siły opieram się o Tomka. I przez chwilę myślę, że na serio zaraz upadnie, bo tak się nagle zawahał, a ja całym ciężarem leżałam na nim. - Weź - mówię wdychając lekko przerażona powietrze, aż odwracam ku Tomkowi głowę by sprawdzić czy faktycznie nie upada. Kręcę głową kiedy widzę, że sobie żartował i jedyne co z tego wynieśliśmy to stuknięcie czołami. A potem już wysyłam go do kwiatków, najpierw machając chudymi kończynami, żeby rzucił w kwiatka. Na co ten wybucha, a Tomasz się wypierdala. Najpierw śmieję się dziko, powoli jak kaleka podchodząc do Tomka. - Wstawaj, daj mi sekundę - oznajmiam i zamykam na chwilę oczy, wyciągając rękę do przodu. Pyrgam jeszcze chłopaka kiedy wydał z siebie jakikolwiek dźwięk. - Niebieski? Zielony? Któryś z nich wydaje się bezpieczny - decyduję z jakże wielką pewnością, drapię się po głowie.