C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przyszedł chwilę wcześniej do sali. Gdy dostał propozycję pomocy w eliksirach, nawet się nie zastanawiał. Zawsze chętnie dzielił się wiedzą w tym temacie, a do tego miał w tym czasie pracować nad własnym projektem. Ze względu na ostatni zastrzyk gotówki, zaproponował, że zakupi potrzebne składniki. Wziął więc wszystko i przytuptał na miejsce spotkania. Długo zastanawiał się, nad czym powinien pracować i w końcu do niego dotarło. Amortencja! Jeszcze nigdy poprawnie nie uwarzył tego wywaru. Może zbyt mocno kombinował, a może po prostu brakowało mu skupienia. Nie był pewien, ale uparł się, że dzisiaj w końcu mu to wyjdzie. Był już gotowy do pracy, gdy do sali weszła Aoife. -Hej. Aoife, prawda? Jestem Max. - Przywitał się z nią ciepło. Dziewczyna była młodsza od niego, ale nie zakładał, że przez to miała mniej doświadczenia. -Wszystko jest jak powinno. Ty warzysz bełkoczący, ja miłosny, dlatego tyle tu składników. - Był pod wrażeniem, że na podstawie ingrediencji była w stanie pomyśleć o eliksirze pamięci. Nie każdy by to wydedukował. Składniki faktycznie były podobne, chociaż Amortencja miała jeszcze kilka bonusów. -Sanford mówi, że masz niezły potencjał. Liczę, że go tu dzisiaj zobaczę. - Zagadał z błyskiem w oku. Czyżby dzięki profesorce znalazł potencjalną partnerkę do eksperymentów? Miał zamiar się dzisiaj przekonać. W między czasie już szykował w swoim kociołku bazę pod eliksir. Musiał osiągnąć odpowiednią temperaturę, zanim będzie mógł przystąpić do przygotowywania reszty składników.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Autor
Wiadomość
Emrys A. R. Landevale
Rok Nauki : I
Wiek : 14
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 145
C. szczególne : Rzadko się uśmiecha, jeszcze rzadziej śmieje; ma na nadgarstku małą bliznę ugryzieniu gnoma
Zareagował pod wpływem emocji - te jednak szybko z niego opadły, gdy tylko przerażający białowłosy profesor zwrócił się bezpośrednio do niego. Potulnie skłonił głowę, bo niezależnie od tego, jak złośliwie zachował się w stosunku do Baby, tak jednak mężczyzna był nauczycielem, a rodzice nigdy nie pozwalali Emrysowi na bezczelność wobec osób dorosłych. Cały struchlał, słysząc o trzydziestu pięciu ujemnych punktach dla domu; nie wiedział, ile udało mu się już zdobyć, ale szybki bilans w głowie i tak nie wydawał mu się być szczególnie korzystny. - Ale... - chciał przez chwilę jeszcze protestować i się kłócić, że to znowu było niesprawiedliwe i że Baby zasługiwała na odwet, i tak naprawdę to nauczyciele się na niego uwzięli, nawet jeśli wiedział, że źle zrobił. Zaplótł obronnie ręce na klatce piersiowej, czując się źle z powodu tej całej sceny na oczach pozostałych uczniów. Nienawidził znajdować się w ten sposób w centrum uwagi. - To nie jest kara współmierna do czynu. To tylko głupi materiał i nic się nie stało - odburknął, ale nie zrzucał winy na Ślizgonkę, bo takie kłamstwa nie leżały w jego naturze. Z obrażoną miną i lekko zarumienionymi policzkami, zarówno ze złości, jak i wstydu, ruszył do drzwi, myśląc sobie, że to nic takiego, bo przecież onms to i tak był głupi przedmiot i wcale nie chciał na nim być ani dziś, ani nigdy więcej. Więc nawet nie powiedział profesorowi "do widzenia"!
[zt]
Flaviana di Balsamo
Rok Nauki : I
Wiek : 13
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 140
C. szczególne : blizna po ugryzieniu wilkołaka na prawym udzie
1 (baza) + 1 (najwyższy stat w kuferku) + 1 (za 3pkt z ONMS) + 1 (w KP wspomniane, że uwielbia zwierzęta) = 4
Ilość przerzutów: 3/4 Zwierzę: gumochłon (1) k6 na obserwację:5 k100 na wynik:19 przerzucone na 45 + 10 za czytanie podręcznika + 10 z koski k6 = 65
Zafascynowana tym co znajduje się pod materiałem na ławce, dopiero kiedy nauczyciel zwrócił uwagę Emryowi, przeniosła na niego swój wzrok i dowiedziała się co się w ogóle stało. Jakoś niezbyt interesowało ją jednak to zamieszanie, dopóki nie zobaczyła co skrywał materiał, zrzucony rzekomo przez Krukona. Klatka z puszkami, wywołała na jej ustach uśmiech, przez co jeszcze bardziej nie mogła doczekać się rozpoczęcia lekcji. Już nawet wyproszenie z klasy chłopaka nie było dla niej sensacją, bo tylko z niecierpliwością wbijała wzrok to w nauczyciela, to w swoją tajemniczą klatkę, wyczekując jej odkrycia. Jednak, zanim profesor mógł zacząć zajęcia, okazało się, że jakaś dziewczyna miała fazę na pytania z serii "czy niewidzialne stworzenia robią niewidzialną kupę", przez co widocznie zirytowała Flavię. Posłała więc jej wymowne spojrzenie, lekko stukając stopą o podłogę ze zniecierpliwienia. I wysłuchała z ciekawością odpowiedzi nauczyciela, ale to nie zmieniało faktu, że zaraz ciekawość ją zeżre, jeśli nie odsłonią tych głupich szmat! Na szczęście w końcu doszli do momentu, kiedy mogli usunąć materiał i oczom Flavii ukazał się specyficzny słoik w którym znajdował się dość duży, brązowy robak. Kiedy usłyszała o tym, że mają zidentyfikować swoje zwierzęta, prędko sięgnęła po podręcznik, leżący również na blacie stolika, aby zacząć go kartkować, w poszukiwaniu odpowiedniego rysunku. Długo jej to zajęło, jednak w końcu doszła do tego, że ma do czynienia z gumochłonem. Zerknęła na stworzenie, a to mimo, że w książce pisało, że praktycznie się nie porusza, drgnęło i pochyliło się w jej kierunku, w specyficznym słoiku, przez co dziewczynka mogła go lepiej obejrzeć i zabrać się za stworzenie notatek, o które prosił profesor.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Etap I Ilość pkt z ONMS: 3 ModyfikatoryŁącznie 4 (1 baza, 1 za kuferek, 1 za lubienie zwierzątek i 1 samonauka) Ilość przerzutów: 1/4 (dostępne / wszystkie) Zwierzę: 2 - OGNIK zamknięty w odpowiednim, szklanym pojemniku, z napisem “NIE OTWIERAĆ”. k6 na obserwację:1>1 k100 na wynik:15>18>83 (bonusy: +10 za korzystanie z książek oraz -10 za obserwację, sumarycznie 0)
Jenna bardzo pilnie notowała wszystkie słowa nauczyciela. Nie wszystkie odpowiedzi ją satysfakcjonowały, ale tak to już było z nauką, że każda odpowiedź rodziła kolejne pytania, niczym odnawiające się głowy hydry. - Nie nie, oczywiście ja nie zamierzam niczego przechowywać w testralach - powiedziała Krukonka, traktując odpowiedź jako całkowicie poważną. - Chodzi mi o aspekty techniczne. O ten punkt zniknięcia. Nie rozumiem tylko dlaczego znika momentalnie... Wtedy wszystko, co chwyci w zęby, musiałoby też zniknąć. A jeżeli po przeżuciu wypluje... Końcówkę już mamrotała pod nosem, skrobiąc w zeszycie kolejne pytania domagające się odpowiedzi w bliżej nie określonym czasie. Wreszcie postawiła kropkę na końcu i się wyprostowała. - Dziękuję, panie profesorze. Mam jeszcze całe mnóstwo pytań, ale to może innym razem.
Kiedy znikły płachty przysłaniające tajemnicze obiekty, Jennie zaświeciły się oczy. A może to blask ognika się w nich odbił, wywołując złudzenie? W każdym razie Krukonka była tak zachwycona stworzonkiem, że ciężko było jej się skupić na dalszych słowach nauczyciela. W końcu jednak obowiązkowość przeważyła i z ciężkim sercem dziewczynka oderwała wzrok od zwierzątka. Zanotowała wszystkie polecenia, a potem przeszła do obserwacji, która okazała się zdumiewająco trudnym wyzwaniem. Ognik naprawdę nie chciał współpracować. Jenna nie miała pojęcia, jak to wyjaśnić i co właściwie tak zniechęciło do niej stworzonko, no ale jakoś musiała sobie poradzić. Jako rasowa Krukonka sięgnęła po książkę i zaczęła szukać stworzonka po cechach w oczywisty sposób widocznych.
Ilość przerzutów: 4/6 (dostępne / wszystkie) Zwierzę: plumpka k6 na obserwację:5 k100 na wynik:74 + 5(zdarzenie losowe) +10 (książka)= 89
Odpowiedź nauczyciela na pytania Jenny, była bardzo rzeczowa. Trochę się obawiał, że profesor będzie się śmiał, albo coś, ale potraktował sprawę bardzo poważnie. Sama treść odpowiedzi też była wyczerpująca, więc Krukon czuł się nią usatysfakcjonowany, chociaż jego dociekliwa kuzynka tak się nie czuła, sądząc po ilości znaków zapytania na notatce i mruczeniu. Dobrze, że Jenn zadała te pytania, a on pewnie by się w nich pogubił albo zapomniał o czymś. Tak, jego kuzynka była zdecydowanie lepsza w mówieniu. W końcu nadszedł moment w czasie lekcji, na który czekał, czyli odsłonięcie obiektów na ławkach. Spodziewał się zwierzątek i były zwierzątka. Przyglądał się temu co mu się trafiło i przez chwilę był zazdrosny, bo jego towarzyszka miała bardzo fajnego ognika, a on jakieś wodne stworzonko. - Czemu ty dostajesz fajne rzeczy z ogniem, a ja nie? - Zapytał lekko zawiedzionym głosem. - wiesz już co to? Ale kiedy tak się przyglądał swojemu naczyniu, stworzenie zaczęło się poruszać i pukać w ściankę, jakby chciało się z nim poznać, a to było całkiem fajne. Może nie mógł mu się dokładnie przyjrzeć, przez to, że się tak poruszało, ale zaciekawiło go wystarczająco, że otworzył książkę i zaczął szukać. W końcu znalazł, że to była plumpka, w zasadzie rybka, ale z nogami. - Wiesz co, moja rybka też mi się podoba, zabawna jest.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Etap II Ilość pkt z ONMS: 3 ModyfikatoryŁącznie 4 (1 baza, 1 za kuferek, 1 za lubienie zwierzątek i 1 samonauka) Ilość przerzutów: 1/4 (dostępne / wszystkie) Zwierzę: 2 - OGNIK zamknięty w odpowiednim, szklanym pojemniku, z napisem “NIE OTWIERAĆ”. k6 na notatki:1>5 k100 na wynik:15>18>83 sumarycznie: 83+25=108
Jenna spojrzała na Christiana i chłopak mógł zobaczyć chochliki migoczące w jej jasnych oczach. - No wiesz? Ty i marudzenie na zwierzątko? - szepnęła, drocząc się. - Przecież ciebie pasjonują nawet gumochłony. Gdyby nie byli na lekcji, pokazałaby mu język. No, ale okoliczności były takie a nie inne i musiała się do nich dostosować. Poza tym miała zadanie do wykonania. - Ty znajdujesz ciekawsze miejsca w zamku - pocieszyła go łaskawie, żeby jednak poprawić mu humor, co okazało się zbyteczne, bo chłopak sam zmienił zdanie co do swojej plumpki. - Tylko notuj dokładnie, żebym mogła wszystko przeczytać o twoim stworzonku. Ja ci opiszę ogniki, jak już opracuję notatki. I zajęła się skrobaniem długopisem po papierze. Początkowo jej za bardzo nie szło, ale wczytała się w przygotowaną przez nauczyciela książkę i wszystko zaczęło nabierać sensu. Zaczęła porządkować wiedzę, a że w notowaniu miała wprawę, poszło jej bardzo przyzwoicie. Na końcu przeczytała całość jeszcze raz, podkreśliła najważniejsze hasła i rzuciła okiem na całość z zadowoleniem. Zgłosiła się. - Skończyłam, panie profesorze. - powiedziała, jeśli nauczyciel pozwolił jej mówić. - Mam jeszcze pytanie. Czy te stworzonka, które mamy na lekcji, są na zawsze w niewoli, czy tylko na potrzeby lekcji i później zostaną wypuszczone?
Etap II Ilość pkt z ONMS: 7 Modyfikatory 1(baza)+1(najwyższa)+2(1 za każde 3 punktu w kuferku)+1(wspomnienie o lubieniu zwierzątek w karcie)+1(samonauka) = 6 Ilość przerzutów: 3/6 (dostępne / wszystkie) Zwierzę: plumpka k6 na notatki:2 Wynik ostateczny:74 + 5(zdarzenie losowe) +10 (książka)= 89 +15 (z k6)= 104 Komentarz na temat znajdowania miejsc, faktycznie poprawił mu humor. Nawet jeśli tego bardzo nie potrzebował. Zawsze było mu miło jak Jenna coś w nim doceniała. - No jasne, że zanotuję. Znalazłem trochę ciekawych informacji o plumpkach. Zabrał się za przygotowanie notatki, z zapałem godnym lepszej sprawy. Chociaż czy mogło być coś lepszego niż poznawanie nowych stworzeń? Jego plumpka była ciekawą istotą, mieszkała w jeziorach i jadła ślimaki. Niby mięsożerna, ale niegroźna dla ludzi. I zdecydowanie była ciekawsza od gumochłonów. Pisał i zerkał na zwierzątko co chwile, ciekawy czy zrobi coś jeszcze, może pomacha do niego tymi płetwo-nogami? To by było zabawne. Ale chyba nie miała ochoty na dalszą zabawę, bo nawet pukanie w ściankę jej się znudziło. Nie szkodzi, i tak była fajna. Pytanie Jenny było ważne, czemu sam na nie nie wpadł? Miał wielką nadzieję, że nauczyciel powie, że to tymczasowe. Chociaż zastanawiał się, czy można dłuższy czas hodować plumpkę w akwarium, tylko większym niż ten pojemnik.
Ostatnio zmieniony przez Christian Hastings dnia Pią 8 Paź 2021 - 22:49, w całości zmieniany 1 raz
Lekcja powoli się rozpoczynała, a na pierwsze słowa Ajax kiwnął widocznie głową, gdzie jasne włosy nie poruszyły się w żaden szczególny sposób. Ot, zaspokoiwszy ciekawość dziewczynki, wszyscy mogli przejść do kolejnych etapów lekcji, w związku z czym nie bez powodu pozwolił na to, by materiał zniknął, okazując najróżniejsze zwierzęta. - Proszę bardzo. Jeżeli będzie pani jeszcze czegoś ciekawa, to proszę śmiało pytać. - pozwolił sobie przytaknąć, gdy ta powiedziała, że postanowi przesunąć te kwestie na następny raz. Co jak co, ale rozumiał tę ciekawość i poniekąd doceniał - koniec końców lepiej prowadzi się zajęcia, gdy jednak są osoby, które naprawdę się w nie angażują, a nie uczęszczają z czystego, widocznego przymusu. Pierwsza na warsztat była Flavianna, której to poczynania bacznie obserwował, choć posiadanie wielkiego, dość nieprzyjemnego robaka wcale nie musiało być aż tak ekscytujące. Mimo to kolejno odwrócił wzrok w kierunku Jenny i Christiana, by dokładniej przyjrzeć się efektom ich pracy. Ogniki przykuwały uwagę swoim wyglądem, natomiast plumpka... była plumpką. Długie nogi zdawały się od niej zwisać jeszcze bardziej, często wykorzystywane do tego, by zostały odpędzone przez stada trytonów, uważane powszechnie za szkodniki. Po tym Hastings zgłosiła gotowość wykonania zadania, na co Swann podszedł i dokładniej zerknął w jej kierunku, sięgając po pergamin, na którym to znajdowały się informacje dotyczące magicznego stworzenia. - Przyzwoite notatki, panno Hastings. Krukońska ciekawość na pewno jest tym, czym się pani kieruje. - przytaknąwszy, wsłuchał się w jej kolejne pytanie, podnosząc mimowolnie brwi. - To zależy. Przykładowo puszki pigmejskie są stosowane w hodowli, plumpki pochodzą z hogwarckiego jeziora, gumochłony wykorzystywane są po to, by zbierać z nich śluz. Część z nich zostanie wypuszczona, a część z nich nadal będzie znajdowała się w Hogwarcie. - odpowiedział prosto, bez żadnych skomplikowanych formułek. - Jeżeli nie ma pani kolejnych pytań, to proszę poczekać aż do momentu zakończenia lekcji. Kiedy odpowiednia godzina wybiła, prostym zaklęciem profesor Swann zebrał notatki, by tym samym móc je później ocenić. Magicznie zmodyfikowany głos przeszył lekką ciszę, choć samemu spodziewał się znacznie większego harmideru. - Lekcja Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami została zakończona. Możecie wyjść z sali, a odpowiednie oceny za pracę wystawię w najbliższym czasie. Dodatkowo zadaję wam pracę domową, w której to będziecie musieli opisać, które ze zwierząt najbardziej wam się spodobało - koniec końców widzieliście nie tylko jedno - i uzasadnić swój wybór, opisując jego wygląd, cechy charakteru oraz klasyfikację Ministerstwa Magii. Do widzenia. - pożegnawszy się, nie opuszczał jednak sali - koniec końców musiał to wszystko jeszcze raz posprawdzać.
[ zt wszyscy ]
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Korki z zaklęć u Kruczego Ojca miały się odbyć po jej powrocie z wakacji. Niestety, los po raz kolejny okazał się przewrotny i ktoś tam na górze miał dla młodej pałkarki inne plany, niezbyt zresztą ciekawe. Najpierw czarnomagiczna klątwa, potem jej zdejmowanie a chwilę potem – kolejna klątwa, tym razem ta z Camelotu. Czas mijał, lato zaczęła zastępować jesień, ale co się odwlekło, to nie uciekło i w końcu udało jej się spotkać z opiekunem domu. Miała się nauczyć rzucania zaklęcia, materializującego magicznego wilka, dlatego wybrała najmniej uczęszczaną, niemal pustą klasę, gdzie ewentualne szkody będą znacznie mniejsze. Ubrana w legginsy i różową bluzę z kapturem, z różdżką w kieszeni, oparła się tyłkiem o parapet i wyciągnęła z plecaka termos z kawą. Teraz, popijając ulubionego dyptamowego smakosza, pozostało jej czekać, aż pojawi się nauczyciel. No, może jeszcze tylko ogarnie te pajęczyny i kurz, bo przebywanie w takim pomieszczeniu było sprawdzonym przepisem na pylicę.
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Warzenie Eliksiru - Migrenowy Składniki: kupione i z kuferka Ilość porcji: 1
Zazwyczaj nie warzę w żaden sposób eliksirów - po pierwsze, nie mam potrzebnych przyrządów, które mogłyby wspomóc cały proces, a po drugie... to nie jest moja liga. A przynajmniej tak czuję wewnątrz samego siebie, gdy pojawiam się w jakiejś pustej sali, niosąc ze sobą kociołek. Chodzę bardziej zestresowany. Głowa pęka mi od nadmiaru wrażeń, gdy nie potrafię poradzić sobie z tym, co ma miejsce dookoła mnie. Eskil chcący się ze mną zaprzyjaźnić. Plotki Irytka wynikające z tego, że miał zwyczajne, duchowe szczęście, by pojawić się w takim momencie, który kwalifikował się wręcz do perfekcyjnych. Liczne spojrzenia, przypisanie konkretnej łatki, jaka mi się w ogóle nie podoba. Nic dziwnego, że czuję się z dnia na dzień coraz to gorzej, mój apetyt ewidentnie maleje, ogarnia mnie słabość i przemęczenie. Panika opanowuje moje ciało w najmniej przydatnych momentach, nie dając spokoju. Krwotoki z nosa zdarzają się już co kilka godzin. Jedyne, co mogę stwierdzić, to fakt, że jest źle. Palcami przecieram przestrzeń pod oczami; niech się ten koszmar już skończy. Biorę głębszy wdech, biorę się powoli za przygotowywanie składników. W mugolski sposób - bo nie ufam samemu sobie pod względem korzystania z różdżki - rozpalam ogień pod kociołkiem. Wlewam bazę, którą również przynoszę ze sobą. Robię wszystko praktycznie w sposób pozbawiony magii, gdy stabilizacja jej u mnie może sprawiać problemy. Zdecydowane, widoczne problemy, które mogą przyczynić się do jeszcze większych. Zamykam drzwi od pomieszczenia, potrzebuję ciszy i spokoju, gdy biorę się za przygotowywanie waleriany, odpowiednie jej rozcięcie nożem. Uważam na to, by przypadkiem się nie przeciąć - nie chcę panikować z powodu widoku krwi i utraty składników. Takie już by się do niczego nie przydały. Czas mija nieubłaganie, a wraz z czasem staje się jasne, iż eliksir powoli powstaje. Skrupulatnie trzymam się przepisu, który mam przed sobą otwarty, by przypadkiem się nie pomylić. Dodaję do kociołka parę kropel śluzu gumochłona, następnie odpowiednio przyszykowane krwawe ziele. Czekam. Nie zamierzam pospieszać kociołka, by eliksir tworzył się szybciej, dlatego ten czas wykorzystuję na przemyślenia, choć wyjątkowo łatwo jest wpaść w pułapkę własnych myśli, które nie dają spokoju. Ze zdenerwowania i pękania czaszki przeczesuję włosy drżącą lekko dłonią. Nie wiem w sumie, jak będą wyglądały następne dni. Podążanie za recepturą pozwala mi w końcowym rezultacie na rozlanie odpowiedniej cieczy do flakonika. To również robię ostrożnie, bo marnowanie galeonów nie jest czymś, na co bym sobie pozwolił. Po tym korkuję buteleczkę i czyszczę skrupulatnie wykorzystane do sztuki eliksirowarstwa narzędzia; jeżeli chciałbym ich kiedyś jeszcze użyć, nie powinienem zwlekać z ich wyczyszczeniem.
Drugie piętro wydawało się Evie dość dobrym punktem pośrodkowym między dormitoriami Gryffindoru i Slytherinu, na korzyść Sophie, która była odpowiedzialna za przyniesienie całego osprzętu potrzebnego do warzenia eliksirów. Eva czuła się trochę głupkowato, że przyszło jej żerować nie tylko na kociołku, ale także na składnikach koleżanki z innego domu, niestety nie miała od siebie zbyt wiele do zaoferowania poza towarzystwem, dobrym humorem i wielkimi pokładami chęci do nauki. Na pewno będzie musiała się odwdzięczyć Sophie za możliwość wspólnego warzenia eliksiru euforii, jeszcze nie wiedziała jak, ale na pewno wymyśli sposób, by zrekompensować jej to wszystko. Naskrobała jej liścik z potwierdzeniem czasu i miejsca spotkania, lecz dopiero wtedy, gdy znalazła się w klasie i z powodzeniem stwierdziła, że była ona opustoszała. Czekając na dziewczynę, co mogło potrwać zarówno kilka minut, jak i kilkadziesiąt, w zależności od jej stopnia gotowości do wyjścia oraz odległości od drugiego piętra, zajęła się wstępnym przygotowywaniem klasy. Ktoś, kto był w środku przed nimi, na pewno nie kwapił się odkurzeniem powierzchni stołów ani ustawieniem ich w poprzednich pozycjach. Ławki były stłoczone w środku pokoju jakby ktoś chciał zbudować z nich fort albo barykadę. Na zmianę przesuwała je pracą mięśni i Wingardium leviosą, najpierw usuwając z drogi wyjątkowo dziwacznie postawione meble, a dopiero potem płynnie lewitując resztę na swoje miejsca.
Kiedy wstałam rano pogoda za oknem nie zachęcała do spacerów. Postanowiłam więc wykorzystać trochę wolnego czasu, by podszkolić się w czarach. Chwyciłam pierwszą z brzegu książkę z biblioteczki dormitorium i po śniadaniu udałam się do jednej z opustoszałych tego dnia klasach. Kiedy otworzyłam książkę okazało się, że traktuje ona o czarach defensywnych a na stronie, na której ją otworzyłam znajduje się instrukcja dotycząca rzucenia czaru Accenure i przykłady zastosowań. Nie tracąc czasu pogrążyłam się w lekturze dotyczącej czaru. Marszcząc czoło starałam się wyobrazić sobie niewidzialny mur, który otoczy mnie po rzuceniu tego zaklęcia oraz do czego może się to przydać w mojej przyszłej pracy. Mianowicie może mnie uchronić chociażby przed szarżą dzikiego zwierzęcia. Jak się okazało autor również wykorzystał ten przykład w swojej książce. Czytałam ze skupieniem cały rozdział poświęcony czarowi szczególnie wielką uwagę przykładając do części poświęconej ruchowi różdżki oraz inkantacji. Powtórzyłam kilka razy głośno formułę zaklęcia, a następnie na sucho zaczęłam trenować odpowiednie ruchy różdżką. Kiedy byłam pewna, że zapamiętałam zarówno formułę zaklęcia jak i ruch różdżki wyszłam na środek klasy i rozejrzałam się dookoła. Na samym początku odsunęłam pod ściany wszystkie ławki i krzesła zostawiając tym na środku dostatecznie dużo wolnej przestrzeni. Następnie przystąpiłam bez zwłoki do treningu praktycznego zaklęcia. Wykonałam ruch różdżki, który był opisany w książce mrucząc pod nosem „Accenure”. Rozejrzałam się. To już? Jak na złość musiałam wybrać sobie zaklęcie, którego skutki są niewidzialne… Trzymając różdżkę przed sobą ruszyłam przed siebie starając się wyczuć czy znajduje się w pobliżu mnie ściana. Ale nie – doszłam aż do okna. A może przesuwa się ona wraz z czarodziejem? Udałam się ponownie na sam środek klasy i ściągnęłam sweter i zwinęłam go w kulkę. W samej szacie i podkoszulku było mi trochę zimno ale zdecydowana byłam na nauczenie się dzisiaj tego zaklęcia. Trzymając sweter w jednej dłoni, a różdżkę w drugiej ponownie rzuciłam zaklęcie. Następnie wzięłam zamach i rzuciłam przed siebie z całej siły zwinięty sweter. Poleciał bez żadnych przeszkód aż pod same biurko nauczyciela. Westchnęłam. Jednak nie pójdzie mi tak łatwo jak na samym początku myślałam. Niechętnie powlokłam się w ślad za rzuconym swetrem i wróciłam z nim ponownie na sam środek klasy. Kolejne próby były takie same. Rzucone zaklęcie nie dawało najmniejszego skutku a ja raz za razem wędrowałam po sweter. Kiedy w końcu byłam już bliska poddania się zauważyłam, że sweter w pewnym momencie jakby zwolnił w powietrzu i spadł znacznie bliżej niż poprzednimi razy. A to oznaczało, że zaklęcie działa! Zachęcona pierwszym widocznym efektem przystąpiłam do dalszych prób z nowym zapałem. Z każdym kolejnym razem zaklęcie wychodziło mi lepiej niż poprzednio. Co prawda sweter nadal przelatywał przez niewidzialną zaporę ale teraz wyraźnie było widać jak zwalnia i upada coraz bliżej. W końcu nadszedł ten moment gdy sweter zatrzymał się jakby natrafił na niewidzalny mur i pacnął o ziemię. -Pięć punktów dla Ravenclaw! - krzyknęłam radośnie wyrzucając rękę w górę triumfalnym gestem. Wiedziałam oczywiście, że nie mogę sama przyznać punktów ale zmotywowało mnie to do dalszych prób. Jeszcze kilkukrotnie sweter leciał i zatrzymywał się na barierze, którą za każdym razem wyczarowywałam od nowa. Wreszcie przyszedł czas na ostateczny sprawdzian… Przytargałam ze sobą krzesło i założyłam je za plecy. Wyczarowałam barierę po czym z wyraźnym wysiłkiem robiąc rozmach całym ciężarem ciała rzuciłam meblem przed siebie. Nie posądzałam się o taką sprawność fizyczną. Krzesło z wyraźnym impetem pofrunęło przed siebie i roztrzaskało się o niewidzialną zaporę. A więc zaklęcie działało w pełni. Naprawiłam krzesło przy użyciu Reparo, a następnie poprzesuwałam na miejsca wszystkie ławki. Po czym dumnie pomaszerowałam z powrotem do swojej wieży, by zasłużenie odpocząć w pokoju wspólnym Ravenclaw.
z/t
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Pojawił się jako jedna z pierwszych osób, a wewnętrzny entuzjazm niemalże z niego wychodził. Trzymał go jednak i nie wypuszczał. Nie ma po co dawać się ponieść emocjom tylko dlatego że maną nową opiekunkę kółka, która dosyć szybko zorganizowała spotkanie. Szkoda że spotkanie nie odbywało się w ich sali kółkowej, ale oznaczało to że Shay mogła przygotować coś naprawdę... dużego. A przynajmniej taką miał nadzieję. No i dzisiejszy dzień był wyjątkowy, tak jak każdego miesiąca. Nocą będzie znowu wyć do księżyca, a do tego sporo czasu na szczęście mają. Niestety z tego też powodu był nieco rozproszony, bo tym razem rozpierała go energia, a wiedział jak to się skończy dzień po pełni. Będzie rzyganie. Na szczęście zaletą tej fazy księżyca jest to, że jego magiczny patyk ma tego dnia wyjątkowe pierdolnięcie przez to jaki rdzeń posiada. Wchodząc do środka ku jego zaskoczeniu zobaczył nie dobrze znaną mu klasę, a korytarz wypełniony drzwiami. Kiedy spróbował któreś otworzyć nic się nie stało; były zamknięte. Niby mógł spróbować alohomory, portaberto albo wyjątowo średniowiecznego sposobu otwierania drzwi, czyli "sezamie otwórz się" nawet jeśli te wyrwałoby drzwi z zawiasów, ale jednak wolał poczekać na resztę oraz asystentkę nauczyciela. Chociaż jeszcze tak na wszelki wypadek postanowił rzucić okiem czy w sali nie kryło się coś jeszcze.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Czy Wacuś przyszedł na kółko dlatego z myślą, że organizuje je @Drake Lilac? Tak, tak zrobił. Nie miał też większego problemu z męczeniem chłopaka swoim towarzystwem. Szczególnie, że jeszcze rano widział się z Dori na błoniach i robili rzecz, która była piękna i wyzwalająca. Pełnia w pannie, co nie? To zobowiązywało jego slavic ass to wyzbycia się więzów, przeszłości i jakiś nowych początków. W gruncie rzeczy zakopał z Puchonką jedynie skrzynkę, ale banan z twarzy mnie nie schodził. Kółko było tez o tyle dobrym miejscem, że odejmowało stres związany z lekcjami. Jak wiadomo - Wodzirej w zaklęcia nie był dobry. Już pomijając fakt, że niejednokrotnie usiłował się jakiegoś zaklęcia uczyć z kimś bądź sam i kończyło się to fiaskiem. Totalną porażką, które zapewne można jakoś irracjonalnie zdefiniować na poprawę humoru studenta, ale Wacuś się nie przejmował. Umiał pisać smsy i włączyć Netfiksa, życie bez mistrzowskiego (bądź jakiegokolwiek) opanowania zaklęć jakoś mu nie wadziło. - Co na dziś wymyśliłeś? - Zapytał, podchodząc do swojego Gryfona, a korzystając z osobliwej chwili braku otoczenia dziesiątką uczniów, podskoczył aby pocałować go w policzek na powitanie. Pewnie jeszcze podskakiwał, opierając się o jego ramię, bo skakać wysoko to on też jakoś wielce nie umiał, a trochę dużo tej przestrzeni do pokonania było. - Te drzwi przypominają mi jakiś stary eksperyment, ale nie wiem jaki. Inspirowałeś się kimś? - To byłą ciekawość i żaden zarzut. Umiejętność czerpania od kogoś i przekuwania tego na swoje to bardzo użyteczna rzecz.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Na spotkania kółka magicznych wyzwań Darren uczęszczał rzadziej niż okazyjnie - nie, żeby nie doceniał starań przewodniczącego, ale po prostu wyrósł już z zaczarowywania galeonów, by wykrzykiwały wersy znanych, irlandzkich piosenek. Bardziej interesowała go osoba nowej nauczycielki i opiekunki klubu. Słyszał jakieś półsłówka szeptane na ucho w pokoju wspólnym o tym, że Harper podobno zdarzyło się odwiedzić Azkaban, i to w charakterze gościa w pasiaku. W takich chwili żałował, że nie miał swojej starej przepustki i nie mógł zajrzeć do archiwów Ministerstwa Magii jako pracownik Biura Bezpieczeństwa. Wątpił, że Harper kogoś zamordowała albo coś w tym stylu - w końcu Wang raczej nie dopuściłaby takiej osoby do pokoju pedagogicznego. Choć mimo wszystko Craine w Hogwarcie pracował... W sali Krukon zastał już jakieś osoby - przede wszystkim jednak zdziwiła go zmiana scenografii, gdyż zamiast zwyczajowej zagraconej i zakurzonej hali, zauważył korytarz wypełniony zamkniętymi drzwiami. Ostatecznie oparł się więc o ścianę między dwoma drzwiami, czekając aż zadzieje się cokolwiek mogące mieć choć znamiona "magicznego wyzwania".
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Niby widniał na liście członków tego całego Klubu Magicznych Wyzwań, ale na spotkania uczęszczał rzadziej nawet niż sporadycznie. Zwykle powodem był brak czasu na tego rodzaju dodatkowe aktywności – już i tak momentami ciężko mu było godzić studia z zawodowymi treningami, treningami drużyny szkolnej, no i jakąś tam namiastką życia prywatnego. Doba z gumy nie była, zmieniaczem czasu także nie dysponował, więc siłą woli musiał z czegoś rezygnować i pierwsze do przysłowiowego odstrzału było wszystko związane z kółkami. A jak czas akurat nie stawał na przeszkodzie, to robiła to tematyka – na te oscylujące wokół czegokolwiek związanego z transmutacją nikt by go nawet siłą nie zaciągnął. Dziś wyjątkowo przeszkód żadnych nie było i mógł, chociażby tylko z czystej ciekawości, wybrać się na pierwsze spotkanie organizowane przez jakąś nową opiekunkę. Tak bardzo interesował się sprawami klubowymi, że jakby nie informacja w ogłoszeniu to nawet nie wiedziałby, że jakaś zmiana w ogóle nastąpiła… w sumie nie miał pojęcia, kto z kadry odpowiadał za Klub Magicznych Wyzwań wcześniej, więc różnicy raczej nie odczuje. Wnętrze klasy, w której miało się odbyć spotkanie, zaskakiwało już na dzień dobry – zamiast skurzonych ławek oraz krzeseł i sterty rupieci walających się po kątach wchodzących witał długi korytarz z mnóstwem niczym nieoznaczonych drzwi po obu stronach. Przechylił lekko głowę, przyglądając się temu z nutą zaciekawienia w ciemnobrązowych ślepiach, by następnie nieznacznym skinieniem przywitać się z tymi, którzy już byli w środku i oprzeć się plecami o jakiś wolny kawałek ściany w oczekiwaniu na pojawienie się opiekunki oraz rozpoczęcie.
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Czy jakkolwiek interesuje mnie koło magicznych wyzwań? Niespecjalnie. Z zaklęciami radziłem sobie dość żałośnie i nigdy nie dostałem rangi czarnoksiężnika roku. Jestem tu tylko i wyłącznie po to, żeby poznać nową przewodniczącą klubu o której krążyły już plotki po całym Hogwarcie. Nie zajmuje długi mi i @Marla O'Donnell, by szybko zgadać się i razem pójść na zajęcia dodatkowe. Tacy z nas niesamowicie pilni uczniowie. Po drodze plotkuję z Marlą o niczym. W tym zagaduję czy tęskni za mną czasem, skoro wybrała sobie jakiegoś znacznie mniej atrakcyjnego Gryfona. Poprawiam żółte okulary na nosie, zarzucam nonszalancko rękę na przyjaciółkę i wchodzę tak sobie do sali w asyście uroczej koleżanki. - Hejka! - rzucam do wszystkich, klepię po ramieniu @Darren Shaw oraz kiwam głową do @William S. Fitzgerald; staję razem z Marleną gdzieś w ich okolicy. - ...jest też podobno młoda i ładna - kończę zdanie, które zacząłem wcześniej, kiedy to plotkowaliśmy o nowej nauczycielce. - O co chodzi z tą nową asystentką? Darren? - zagaduję do kolegi, bo mam wrażenie, że jak już to on jako poważny prefekt naczelny może cokolwiek wiedzieć. - Najlepsza plotka jaką słyszałem to że porywała mugolskie dzieci i kazała im jeść druzgotki - oznajmiam wesoło i uśmiecham się do Marli w oczekiwaniu na potwierdzenia tej super informacji, bądź na jakąś inną bardzo interesującą historię, którą może słyszała.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Marla za to była bardzo podekscytowana spotkaniem koła, które łączyło ze sobą jej ukochaną transmutację z mniej lubianymi zaklęciami. Dodatkowo soczyste plotki i spekulacje na temat nowej opiekunki, towarzystwo przystojnego @Hariel Whitelight i pozytywny nastrój, który wciąż utrzymywał się po obchodach dnia świętego Patryka sprawiały, że radośnie szła do klasy u boku przyjaciela. - A co, Hope i Irvette ci nie wystarczają? Jeśli tak to mogę cię przedstawić takiemu jednemu Puchonowi, też jest rudy, na pewno wpasuje się w twój gust - uśmiechnęła się, gotowa zeswatać ziomka z kolejnym ryżym, bo ewidentnie miał swój konkretny typ. - Tylko nie jest prefektem, przebolejesz to jakoś? - dopytała i dalej plotła jakieś bzdury, dopóki nie weszli do sali, która wyglądała zupełnie inaczej. Rozejrzała się po pomieszczeniu, podświadomie czując, że rząd drzwi nie wróży nic dobrego. Może nauczycielka chciała im pokazać jak to jest siedzieć w Azkabanie? Pomachała do @William S. Fitzgerald i @Darren Shaw wesoło i przystanęła obok Harry'ego, kładąc mu głowę na ramię. - Ja słyszałam, że uwodziła bogatych i pięknych mężczyzn, kazała im przepisywać na siebie cały majątek, bo jest hipnotyzerką, a potem ich truła i zgarniała wszystko dla siebie - podzieliła się z kolegami sensacją usłyszaną na szkolnych korytarzach. - Strzeżcie się, może będziecie jej kolejnym celem! - zmartwiona zerknęła na towarzyszy, którzy idealnie wpisywali się w schemat działania. - Harry, pamiętaj kto cię zawsze wspierał, nic nie podpisuj i jakby co to powiedz, że jestem twoim prawnikiem, jakoś cię z tego wyplączę - z wrażenia aż oderwała policzek od Whitelighta i wlepiła zatroskany wzrok w jego twarz.
______________________
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
refleks:54 Brooks nie była wyjątkowo mądrą Krukonką. W piątek po zajęciach powinna bowiem siedzieć w domu, bawić się ze zwierzakami i grzać w saunie popijając druzgotkowe wino. Co więc ją podkusiło, żeby pójść na spotkanie kółka, poza, rzecz jasna ambicją? Cóż, chyba po prostu była zaciekawiona osobą nowej opiekunki. Tak więc kości zostały rzucone i Krukonka wymięta jak „Prorok” w miejskim szalecie pojawiła się nietomna na zajęciach. Przecierając zmęczone oczy, weszła do sali, w której to znajdowały się dziesiątki jakichś dziwnych drzwi. Niepewna, czy dobre widzi, przetarła oczy raz jeszcze, zanim to podeszła do kruczego ziomka.
- Darren, dzień dobry – przywitała się z prefektem, bawiąc się znajdującą w dłoni różdżką. Swoją, nie Shawa.
No powiedzmy sobie tak: nie za bardzo miałam ochotę od razu z buta na wejściu zapisywać się do rozmaitych hogwarckich kółek i klubów. Średnio ogarniałam co jest od czego, a tych różnych urozmaiceń uczniowie mieli tu naprawdę niesamowicie dużo. Aż się w tym gubiłam. Stwierdziłam, że na razie może odpuszczę angażowanie się na poważnie. Dodatkowa odpowiedzialność mogłaby mnie za bardzo przytłoczyć, a chciałam spokojnie przyzwyczając się do nowego miejsca. Próbować mogę, ale bez zapisywania się do tych kółek. Na razie zobaczę czy w ogóle mi się spodoba. I od kilku dni myślałam czy warto się pojawić na zbliżającym się prędko spotkaniu klubu magicznych wyzwań. Brzmiało ekscytująco, ale też trochę podburzało moją pewność co do tego jak sobie z "wyzwaniami" poradzę. Mistrzem nie byłam, a mój pierwszy tydzień w Hogwarcie przeplatany był pasmami różnych nieszczęść, począwszy od pobicia przez nieśmiałki poprzez popłakanie się na transmutacji. Te porażki znosiłam w miarę spokojnie, mając już kilkunastoletnie doświadczenie w kwestii radzenia sobie z byciem... sobą. Do pustej klasy szłam więc niepewnie, trochę chciało mi się siku, ale stwierdziłam, że pójdę po tym spotkaniu. Ciekawe jak długo mogło nam to zająć. Zajrzałam do klasy i spostrzegłam, że trochę się różni od innych sal. Tutaj był przede wszystkim długi korytarz ciągnący się przede mną. A dookoła różne drzwi bez oznaczeń. Uczniowie nigdzie dalej nie przechodzili, więc chyba nie było trzeba... Trochę się zagubiłam o co w tym chodziło. Zaczęło się już i było jakieś zadanie? Próbowałam wyczytać z twarzy rówieśników jakieś podpowiedzi co do tego dlaczego jest tu tak dziwnie, no i co mamy robić. Może któreś z tych drzwi prowadziły do łazienki. - Przepraszam. Jestem w dobre miejsce? - zapytałam zebraną grupkę, przeczesując palcami nie do końca uczesane rude włosy. Przekrzywiłam głowę, wskazując ramieniem na nasze otoczenie. - Klub Magicznych Wyzwań, igen?
Miała wrażenie, że zdecydowanie za mało udziela się w szkolnym życiu. Zdawała sobie sprawę, że teraz, po feriach, czas do egzaminów poleci już nieubłagalnie szybko i nie tylko nie miała ochoty myśleć o nadchodzących wakacjach, ale też sporo jej uwagi koncentrowało się na zakładzie, który powoli zaczął ją trochę przerażać. Co, jesli wbrew swojej wielkiej pewności przewagi, jednak przegra? Do tego nie można było dopuścić, a jedyny sposób, żeby tego uniknąć, to było przyłożyć się trochę bardziej. Na przykład pokazując się na zajęciach pozalekcyjnych. Nie widziała wokół zbyt wielu pierwszaków, ani nikogo znajomego, więc stanęła pod ścianą, z ciekawością rozglądając się po korytarzu. Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby chociaż na próbę nie pociągnęła za jedną z klamek, niewiele jednak to dało. Może i dobrze, bo przyszła tu raczej zyskać sympatie nauczycielki, a nie pakowac się w kłopoty. W spokoju czekała na rozpoczęcie spotkania.
Emrys A. R. Landevale
Rok Nauki : I
Wiek : 14
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 145
C. szczególne : Rzadko się uśmiecha, jeszcze rzadziej śmieje; ma na nadgarstku małą bliznę ugryzieniu gnoma
Uważał, że od najmłodszych lat musiał stawiać sobie wyzwania, aby zostać kiedyś najlepszym czarodziejem w swoim pokoleniu - i uważał, że było to jak najbardziej prawdopodobne, biorąc pod uwagę ambicję swoich kolegów. Zaczynał się już powoli przyzwyczajać, że gdzie by nie poszedł, to trafiał w grono starszaków, którzy nie traktowali go zbyt poważnie. Już zresztą słyszał, że Klub Magicznych Wyzwań nie był skierowany dla dzieci - nie zamierzał się tym jednak przejmować, unosząc tylko podbródek butnie. Co nie zmieniało faktu, że zawsze pewniej czuł się w otoczeniu znanych sobie twarzy, nawet tych nielubianych. Nieśmiało zastukał w powierzchnię drzwi, nim wszedł do... pomieszczenia przypominającego korytarz, choć przecież ewidentnie powinna być to klasa. Konsternacja odmalowała się na jego twarzy; nie był pewny, czy powinien podejść do którychś drzwi i spróbować je otworzyć, czy może właśnie z nich zaraz miało coś wyskoczyć. Jego wzrok padł na gryfońską koleżankę (@Marla O'Donnell), a zaraz potem prefekta naczelnego, którego pamiętał z pierwszego wieczora (@Darren Shaw) - czyli dwójkę starszych uczniów, którzy w jego opinii byli właściwymi autorytetami. Pomachał do nich trochę sztywno, ale nie chcąc przeszkadzać, podszedł do @Baby O. Macha. - Od kiedy angażujesz się w kółka? - zapytał sceptycznie, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
Shaylee Harper
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Z tłumu nie wyróżnia jej nic konkretnego, może poza specyficznym typem urody. | Ma małą bliznę na twarzy, która przecina prawą krawędź górnej wargi.
Zjawiła się w sali zaraz po przybyciu ostatniego ucznia; wślizgnęła się do pomieszczenia ze wzrokiem utkwionym w notesie w czarnej, skórzanej oprawie i zamknęła za sobą drzwi właściwie na oślep, nie pozwalając im trzasnąć o framugę. Zaraz potem omiotła wzrokiem zaczarowany korytarz i uniosła nieznacznie kącik ust na widok małego, uczniowskiego zgromadzenia. Dziesięć osób - więcej niż się spodziewała. — Witam — przywitała się i skinąwszy wszystkim głową, zatrzasnęła dziennik. Jej spojrzenie zatrzymało się na moment na dwójce najmłodszych uczestników @Baby O. Macha oraz @Emrys A. R. Landevale. Jej brew powędrowała ku górze, gdy tak lustrowała ich niewinne twarze, ale zaraz zreflektowała się przyjaznym, niepodobnym do niej uśmiechem. — Cieszę się, że tyle osób okazało się żądnych magicznych przygód i zaszczyciło nas dziś swoją obecnością — zaczęła, prostując kręgosłup. — Nazywam się Shaylee Harper i jestem asystentką profesora Voralberga, a od dnia dzisiejszego również nową opiekunką Klubu Magicznych Wyzwań — przedstawiła się krótko, nie marnując oddechu na zapewnienia, jakoby miło było jej ich poznać. Miejsca na wyciąganie podobnych wniosków należało szukać już po zakończeniu zajęć, a nie przed ich oficjalnym rozpoczęciem. Wyciągnęła spomiędzy stronic notesu arkusz czystego papieru oraz pióro i odszukała wzrokiem @Drake Lilac. Pozostali uczniowie byli jej kompletnie obcy, więc była szczerze zadowolona z jego obecności. Bez dalszej zwłoki podeszła do Gryfona i wręczyła mu oba przedmioty. — Wpiszcie się proszę na tę listę — słowa kierowane do przewodniczącego dotyczyły wszystkich chętnych i miała nadzieję, że jest to dostatecznie jasne. Zaraz potem minęła grupę i zatrzymała się na przedzie, aby mieć na nich dobry widok. — Jak część z was być może się już orientuje, zanim trafiłam do Hogwartu byłam pełnoprawnym aurorem — oznajmiła, stając prosto i chwytając notes oburącz za plecami. — Nie nauczam z powołania i mam nadzieję, że będziecie mieć to na uwadze… Będę więc ogromnie wdzięczna, jeśli oszczędzicie niepotrzebnego stawiania mnie pod ścianą, bo chociaż prowadzenie zajęć wciąż jest dla mnie nowe, doskonale wiem jak radzić sobie z problematycznymi jednostkami — zaznaczyła, przekrzywiając lekko głowę. Nie była ostra, mówiła spokojnie, stwierdzając jedynie fakty. — Biorąc pod uwagę, że są to zajęcia dobrowolne, nie będą miały charakteru oficjalnych lekcji. Jak sama nazwa wskazuje, będziecie uczyć się poprzez wyzwania i mogę wam obiecać, że przynajmniej postaram się, aby były zróżnicowane i ciekawe — zapewniła. — Za wasz wkład, wysiłek i zaangażowanie otrzymacie nie tylko doświadczenie, ale również punkty dla waszych domów. Nie przewiduję wlepiania wam punktów ujemnych — ogłosiła, prześlizgując się wzrokiem od jednej twarzy do drugiej. — Osoba sprawiająca problemy lub świadomie narażająca innych na niebezpieczeństwo będzie natychmiastowo wypraszana z zajęć i zamiast zgarniać minusowe punkty w konkursie o puchar, będzie je zdobywać w mojej osobistej tabeli — ostrzegła. — Możecie popełniać błędy tak długo, jak się na nich uczycie, ale nie zamierzam tolerować recydywy — dodała i zamilkła na chwilę, aby mogli na spokojnie przetrawić jej słowa. W międzyczasie odebrała listę z nazwiskami i przestudiowała ją pośpiesznie. Po dotarciu do ostatniej pozycji pokiwała głową z zadowoleniem i wcisnęła kartę z powrotem do notesu, a ten wepchnęła sobie pod pachę i zamiast niego wyciągnęła z cholewki wysokiego buta różdżkę. — No dobrze, dzisiejsze zajęcia będą miały formę drobnej, czasowej rywalizacji. Zostaniecie dobrani w pary i na mój sygnał wejdziecie do przypisanych wam pomieszczeń. Co się w nich kryje? — uśmiechnęła się. — O tym przekonacie się już osobiście. Wygrywa drużyna, która wróci na korytarz jako pierwsza. Nie ma trójstopniowego podium — oznajmiła i wykonała różdżką wyuczony ruch w powietrzu. — Liczy się współpraca i umiejętność nadrabiania swoich braków innymi zdolnościami. Kreatywność — doprecyzowała i przesunęła się na bok, robiąc uczniom przejście. — Na drzwiach pojawiły się już wasze nazwiska, zapraszam — zachęciła, wskazując wnętrze korytarza. Zaczekała aż pary ustawią się w odpowiednich miejscach, po czym uniosła różdżkę. — Jeśli napotkacie problem, z którym w żaden sposób nie będziecie w stanie sobie poradzić, po prostu zawołajcie. Gotowi? Start! — zawołała, nie czekając na faktyczną odpowiedź. Kiedy opuściła różdżkę, zamki w drzwiach szczęknęły i pomieszczenia stanęły otworem. — Powodzenia!
Na co drugich drzwiach pojawiły się wyryte magią nazwiska:
Każda para otrzymuje na start czas początkowy, który wynosi 20 minut. Od waszych punktów w kuferku i powodzenia w kostkach będzie zależało czy otrzymacie dodatnie czy ujemne bonusy czasowe (zdobywacie je indywidualnie, ale dodaje się je do czasu bazowego drużyny). Czas podliczam ja, więc nie musicie umieszczać go w postach. Waszym zadaniem jest pilnować kostek.
Każdą postać obowiązują dodatkowe, drobne bonusy końcowe, które przedstawiają się następująco dla obu etapów (dodawane są jednorazowo, na sam koniec):
Bonusy za kuferki:
0-4punktów z Zaklęć lub Transmutacji w kuferkach: 0 bonusu czasowego; 5-10punktów z Zaklęć lub Transmutacji w kuferkach: -10 sekund bonusu czasowego; 11-20punktów z Zaklęć lub Transmutacji w kuferkach: -20 sekund bonusu czasowego; 21-40punktów z Zaklęć lub Transmutacji w kuferkach: -30 sekund bonusu czasowego +40punktów z Zaklęć lub Transmutacji w kuferkach: -40 sekund bonusu czasowego
ETAP I
Wchodzicie do niemal całkowicie pustego pomieszczenia, w którym panuje półmrok. Na środku każdej z trzech pozostałych ścian wiszą wielkie, nieruchome portrety, przedstawiające nieznanych Wam czarodziejów, którzy łypią na Was podejrzliwie. Na środku pokoju stoi kamienna kolumna, a na niej spoczywa otwarty notes o pustych kartkach. Poza tym w sali nie znajduje się nic więcej.
To, jak reagujecie oraz co robicie w celu rozeznania się w sytuacji jest Waszą, indywidualną sprawą. To notes jest elementem kluczowym, ponieważ zawiera podpowiedź odnośnie następnego etapu zabawy. Na dziennik rzucono zaklęcie maskujące treść i ostatecznie każde z Was je rozpoznaje. Wiecie (oboje lub któreś z Was), że aby ujawnić zawartość, należy zastosować Apperacjum.
W przypadku powodzenia przy rzutach, to w Waszej gestii jest zadecydować czy była to kwestia umiejętności, czy zwykłe szczęście, ale powinniście brać pod uwagę podejście Waszej postaci do nauki, jej wiedzę oraz umiejętności.
Każde z was rzuca kością literka na powodzenie:
Jak Ci poszło:
A, D, G - nie udaje Ci się od razu poprawnie rzucić zaklęcia, a gdyby tego było mało - notes pluje Ci atramentem prosto w twarz. (+2 minuty) B, E, H, J - chociaż masz pewne trudności (nie możesz się skupić? boli cię brzuch?), w końcu udaje Ci się rzucić zaklęcie poprawnie. Wcześniej jednak nieco się irytujesz, a notes chyba wyczuwa Twoje negatywne nastawienie, bo gdy zbliżasz do niego dłoń, boleśnie zatrzaskuje Ci się na palcach. Masz szczęście, że nie doszło do poważnych uszkodzeń. (0 czasu) C, F, I - bezwarunkowy sukces. Może to kwestia szczęścia? Może umiejętności, ale radzisz sobie z Apperacjum od razu. (-1 minuta)
Jeśli ostatecznie żadnej osobie z pary nie uda się rzucić zaklęcia poprawnie, para otrzymuje dodatkowy bonus ujemny +2 minuty do czasu bazowego, a tekst po czasie ujawnia się samoistnie.
Notes w końcu ujawnia swoją treść, ale stanowi ona jedynie bezzsensowny zbiór liter, którego nie jesteście w stanie odczytać. Na zapiski zostało rzucone zaklęcie Tumultum, które odczynić można poprzez Finite Tumultum, a to, w jakim czasie udaje wam się do tego dojść zależy od stanu waszych kuferków z dziedziny Zaklęć lub Transmutacji. Nawet jeśli któraś osoba z pary poradzi sobie z tym szybciej, u drugiej osoby należy brać pod uwagę, ile czasu zajęłoby jej to bez pomocnika.
Jak Ci poszło według kuferka:
0-10 - rozpoznałeś zaklęcie ze znacznym opóźnieniem. (+1 minuta) 11-20 - coś Ci świta od początku, ale musiałeś zastanowić się nad czarem odczyniającym. (0 czasu.) 21-30 - udało Ci się rozpoznać zaklęcie i znaleźć rozwiązanie dość szybko. (-1 minuta) 31-40+ - udało Ci się rozpoznać zaklęcie od razu, a rozwiązanie tej sytuacji przyszło równie szybko. (-2 minuty)
Następnie rzucacie kością k100, aby dowiedzieć się, jak poszło Wam z zaklęciem i co ujawnił dziennik. Wynik jest indywidualny, więc postaci nie powinny dzielić się ze sobą informacją inną niż główna.
Skuteczność zaklęcia:
1-29 - tekst ujawnia jedynie główną podpowiedź, będącą przepustką do następnego etapu. “Ujawnij ukryte przejście.” (0 czasu) 30-54 - tekst ujawnia główną podpowiedź, będącą przepustką do następnego etapu oraz jedną dodatkową informację. “Ujawnij ukryte przejście.” + “Zanim wejdziesz, dobrze się rozejrzyj!” (-1 minuta) 55-74 - tekst ujawnia główną podpowiedź, będącą przepustką do następnego etapu oraz jedną dodatkową informację. “Ujawnij ukryte przejście.” + “Zanim dotkniesz, przemyśl!”. (-1 minuta) 75-100 - tekst ujawnia główną podpowiedź, będącą przepustką do następnego etapu oraz dwie dodatkowe informacje. “Ujawnij ukryte przejście.” + “Zanim wejdziesz, dobrze się rozejrzyj!” + “Zanim dotkniesz, przemyśl!” (-2 minuty)
Po ujawnieniu prawdziwej treści notesu, od Was zależy jak odszukacie ukryte przejście. Obrazy wiedzą już, że Wam się powiodło, więc bez względu na to czy spróbujecie przesunąć je ręcznie, czy użyjecie Dissendium - któryś z nich pozwoli Wam odkryć krótki, ciemny korytarz, na końcu którego czekają drzwi do drugiego pomieszczenia, do którego przejdziecie na drugim etapie.
Na tych zajęciach występuje możliwość przerzutów. Jeśli wybraliście spostrzegawczość - przerzucać możecie w etapie I. Jeśli wybraliście refleks - przerzucać możecie w etapie II.
1-30 - nie przysługują Wam przerzuty. 31-80 - przysługuje Wam jeden przerzut. 81-100 - przysługują Wam dwa przerzuty.
Jeśli na pierwszym etapie nie przysługuje Wam żaden przerzut, bo wybraliście refleks albo wypadło wam poniżej 31 - możecie rzucić wszystkimi kośćmi od razu. Jeśli jednak otrzymujecie w pierwszym etapie możliwość przerzucenia - rzucacie kośćmi pojedyńczo i dopiero po otrzymaniu wyniku decydujecie czy chcecie wykorzystać przerzut. Jeśli rzucacie następną kością, oznacza to rezygnację z możliwości przerzutu poprzedniej. Jeśli nie wykorzystacie przerzutu na danym etapie, przepada on i nie przelicza się na żadne inne korzyści czy bonusy.
Czas na zakończenie pierwszego etapu macie do 30.03 do godziny 23:00. Jeśli wszystkim uda się zrobić to szybciej, mogę opublikować etap drugi nieco szybciej.
Ze wszelkimi pytaniami możecie zaczepiać mnie na pw lub discordzie.
Wzór do pierwszego etapu:
Kod:
<zg>Spostrzegawczość/Refleks</zg>: wynik rzutu z poprzedniego posta (nie musicie linkować) <zg>Przerzuty:</zg> 0/1/2 <zg>Przerzuty wykorzystane w etapie I</zg>: 0/1/2 <zg>Apperacjum:</zg> podlinkowany wynik rzutu <zg>Tumultum finite:</zg> podlinkowany wynik rzutu
Ostatnio zmieniony przez Shaylee Harper dnia Wto 29 Mar 2022 - 17:12, w całości zmieniany 1 raz
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- No to Harielowi nic nie grozi - westchnął z teatralną ulgą Shaw, łapiąc się za zmartwione o los Ślizgona serce - w końcu jeśli Harper naprawdę była taką czarną wdową jak przedstawiała to Marla, to prędzej rzuciłaby się na starszego brata Harry'ego, którego też miała pod ręką w Hogwarcie - Słyszałem, że wytarzała kiedyś jakieś gobliny w eliksirze pomniejszającym i sprzedała jako skrzaty w Zimbabwe - wzruszył ramionami Krukon, dzieląc się wieścią, którą usłyszał podczas któregoś ze śniadań w Wielkiej Sali - do tego taką, która brzmiała akurat najmniej idiotycznie. - Serwus, Julka - powiedział, podnosząc jednocześnie do góry dłoń i machając nad jej ramieniem dopiero co wchodzącemu do sali Emrysowi, który wyglądał jakby już pozbierał się po składaniu wrzeszczącej zbroi - Nie wiedziałem, że takie tłumy przychodzą na magiczne wyzwania - dodał ściszonym głosem do stojącej przy nim trójki osób - Chyba że wszyscy są tu z tego samego powodu co Hariel, czyli... - zaczął, ale nie dokończył, bo akurat do środka weszła asystent Harper. Będąc szczerym, przeszłość w Biurze Aurorów nie robiła na Darrenie zbyt wielkiego wrażenia. Do tej pory miał do czynienia głównie z niezbyt kompetentnymi osobami z tego departamentu, od obstawy Deana Cassidy'ego, po niewiedzących co się dzieje typów na koncercie charytatywnym SLM. Ostatecznie jednak chyba Shaw wyniósł z tego monologu tyle, ile Harper chciała - czyli żeby jej nie podpadać, bo inaczej kobieta będzie w stanie znacząco utrudnić szkolne życie takiego delikwenta. Po wpisaniu się na listę, Darren został przydzielony do pary ze Ślizgonką z pierwszej klasy. Nie miał zielonego pojęcia, czy znała chociaż Lumos, choć w sumie nie miało to większego znaczenia - ostatecznie dla pierwszorocznych "magicznym wyzwaniem" mogły być właśnie takie zadania. - Serwus - przywitał się, stając przed wskazanymi przez opiekunkę drzwiami - Jestem Darren - przedstawił się jeszcze, wyciągając Mizerykordię i czekając na znak wejścia do środka. Piedestał, pusta książeczka i portrety. Nic specjalnego - jasnym było jednak, że centralnym punktem programu był notes. Chwila zastanowienia wystarczyło, by odkryć o co z nim tak naprawdę chodzi - w Biurze Rzeczoznawców co drugi znaleziony dokument mógł pochwalić się jakimś zaczarowanym, ukrytym tekstem. Shaw odsunął się i zaczekał chwilę na Ślizgonkę, po czym dał jej moment na zapoznanie się z książeczką. Jeżeli na nic nie wpadła, uniósł różdżkę i powiedział: - Jeśli nie mieliście jeszcze Aperacjum, to stukasz po prostu czubkiem różdżki w stronę, o tak - powiedział, prezentując odpowiedni ruch, dotykając kawałkiem drewna kamiennego podestu, dając parę chwil uczennicy i wyręczając ją dopiero wtedy, jeśli mimo wszystko się jej nie udało. Ukazany tekst wyglądał na rozsypany, powyginany i porozrzucany. Ponownie, Shaw od razu rozpoznał działanie Tumultum, i ponownie dał Ślizgonce parę chwil na zorientowanie się w sytuacji. - Ja biorę lewą stronę, ty prawą - powiedział, rzucając odpowiednie Finite na kartkę i, po odczytaniu informacji o tajnym przejściu i myśleniu przed dotykaniem czegokolwiek (duh!), skierował się do jednego z obrazów, który odsunął się i pokazał kolejny korytarz.
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
- Nie schodzę niżej niż prefekt. Przeboleje kapitana drużyny. Chyba wy macie rudowłosą - odpowiadam żartobliwie na propozycję @Marla O'Donnell, zanim nie wchodzimy do sali siać wesoły zamęt i zaczepiać ludzi wokół. - Och, dziękuję, Marla! Chociaż mam wrażenie, że lepiej bym sobie poradził sam jako prawnik z Twoją wiedzą, prędzej poprosiłbym Darrena... - oznajmiam wesoło i zerkam na ziomka, który oczywiście zaczyna mnie szkalować. - Albo i nie. Tracisz tę robotę. I moją przyjaźń jeśli dalej będziesz do mnie mówił Hariel - oznajmiam Darkowi i kręcę głową na jego dowcip. Ale szybko uśmiecham się radośnie słysząc ploteczkę, naprawdę zacną. Niedługo jednak sobie gadamy, bo oto do sali wchodzi nauczycielka. Odwracam się w kierunku @Shaylee Harper dość wyraźnie świdrując ją spojrzeniem, aż nawet zdejmuję lekko okulary na nos. Wpisuje się zamaszyście na liście, oczywiście podpisując się jako Harry, nie żaden Hariel. Kiedy dzieli nas na grupy marszczę brwi kiedy widzę, że nie jestem z Marlą. - Czemu tak? - pytam, ale moja ręka opada z ramion przyjaciółki, by skierować się do znanej mi Krukonki. Po drodze jednak zatrzymuję się na chwilę koło nauczycielki. - Miło mi poznać. Postaram się z całego serca być na szczycie Pani osobistej listy. Chociaż żałuję, że nie lubi Pani stawania pod ścianą - mówię kładąc dłoń na sercu, by podkreślić prawdę zawartą w tych słowach. W końcu widać, że ją pilnie słuchałem, skoro tak przytaczam jej wypowiedź. Prędko idę do @Julia Brooks i macham jej na przywitanie ręką. Jak prawdziwy dżentelmen otwieram jej drzwi i zapraszam do środka naszego pokoju. Rozglądam się wokół obojętnym wzrokiem i prędko zmierzam ku notesowi, bo nic innego tutaj nie ciekawego nie widzę oprócz niepomocnych portretów. Przeglądam go znudzony i kiedy stosuję Apperacjum, robię to tak od niechcenia, że aż notatnik się buntuje i chce mi zatrzasnąć palce. - Jebany... Weź ogarnij - mówię z niezadowoleniem, zrzucając wszystko na młodszą koleżankę. Tekst pojawia się w takim chaosie, że wywracam oczami. - Jak to tam było to zaklęcie - mamroczę i w końcu rzucam z wielkim powodzeniem. - Ha! Wiedziałem, że tak naprawdę jestem we wszystkim dobry. Inne drużyny mają farta, że jeszcze nie jestem szukającym - żartuję sobie nie patrząc na jakąkolwiek ewentualną powagę, którą powinienem się wykazać i teraz beztrosko zarzucam rękę na Brooks.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Nie minęło dużo czasu i w sali już zaczęły gromadzić się inne osoby. W tym jego osobisty puchon, któremu jednak wolał sprostować kilka informacji odnośnie dzisiejszego spotkania kółka. Poprawił więc odznakę, która lekko się przekrzywiła i wrócił do @Wacław Wodzirej wzrokiem. - W sumie to nic. Dzisiejsze spotkanie organizuje nowa opiekunka kółka i sam do końca nie wiem czego się spodziewać. - Prawda że krążyły o niej dziwne plotki, ale jakoś nie za bardzo mu się chciało w nie wierzyć. Rozmawiał już trochę z nową asystentką Profesora Voralberga i wydawała mu się być całkiem w porządku osobą do której te ploty nie za bardzo pasowały. No może nie większość z nich, bo ten pomysł którym rzuciła Marla nie był głupi i faktycznie mógłby okazać się efektowny jeśli by się dobrze to rozplanowywało. Potem wsypało się jeszcze więcej osób w tym dwoje pierwszoklasistów, których nawet kojarzył z widzenia. No i nawet chwilę potem weszła też Shay, która już na wstępie dała mu listę obecności i zaczęła opowiadać troszkę o sobie i o tym co właściwie ich czeka. Wpisał się oczywiście i puścił listę wraz z piórem dalej żeby każdy mógł się wpisać. Czekała ich praca w parach i w sumie chyba dobrze się składało, bo była ich parzysta liczba. Może mu się pofarci i trafi mu się jego chłop? No i niestety się przeliczył, bo został mu przydzielony pierwszoroczny Krukon. Nie narzekał. Miał już przyjemość pracować z inną pierwszoroczną Krukonką i wydawała się być dość dojrzała, a wiedzę chłonęła jak gąbka. - Cześć, jestem Drake. - Tak naprawdę wielu słów nie udało się im zamienić, bo drzwi dosłownie po chwili się otworzyły a czas ich gonił. Tak więc weszli do pomieszczenia nieco ciemnego i ozdobionego tylko trzema obrazami oraz notatnikiem. Znowu się poczuł troszkę jak podczas eksploracji Camelotu, ale tym razem raczej nie uda mu się tu znaleźć autentycznych gaci Merlina. Rozejrzał się i sądząc po krzywym spojrzeniu czarodziei na obrazach nie było sensu próbować wdawać się z nimi w konwersację, ale jeśli zaś chodziło o dziennik. Był pusty. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. - Trzeba będzie rzucić Aperacjum. Uczyliście się już go? - Sam nie był pewien jak obecnie wygląda program pierwszych klas. Zwłaszcza że sam jak był pierwszakiem, to chłonął tyle ile się dało. Po rzuconym zaklęciu ukazał się im... bełkot. Wiedział na szczęście jakim zaklęciem zaszyfrowano notes. -Zaszyfrowano go zaklęciem Tumultum... - Był gotów rzucić Finite. Z małą pomocą bo jednak musieli współpracować, prawda?
Przyznawanie się na pierwszej lekcji, że nauczycielem zostało się nie z powołania, a raczej z jakichś tam wypadkowych losów, w odczuciu Krukonki stanowiło pierwszy gwóźdź do trumny. „To po kiego zmieniałaś pracę?”, wypadałoby zapytać, ale nie zapytała. Zachowała te myśli dla siebie i po prostu z uwagą słuchała asystentki kruczego ojca, zastanawiając się, co też takiego przygotowała dla nich w to piątkowe popołudnie. A to, co przygotowało, podobało jej się. Lubiła rywalizację, tak więc nie było w tym nic dziwnego, że zamierzała jak najszybciej rozwikłać wszystkie zagadki i wydostać się z pomieszczeń jako pierwsza. A wraz z nią braciszek Profesora transmutacji o dziwnym pociągu do rudowłosych Gryfonek.
- Hariel. - Przywitała się skinięciem głowy, przechodząc przez otworzone przez ślizgońskiego dżentelmena drzwi. Wewnątrz panował ogłupiający półmrok, tak więc zamachnęła się lekko różdżką rzucając lumos sphaera i już po chwili wnętrze rozświetlała kulista łuna światła, unosząca się gdzieś pod sufitem. Dopiero teraz była w stanie wyraźniej dostrzec, co znajduje się wewnątrz pomieszczenia. Obrazy, magiczne rzecz jasna, kolumna i coś na kolumnie. Z najwyższą uwagą ruszyła w kierunku kolumny, licząc się z tym, że Pani ex-aurorka mogła przygotować dla nich pewne nieprzyjemne niespodzianki.
Nic takiego jednak się nie zadziało i już po chwili Julka z uśmiechem wymalowanym na twarzy przyglądała się Whitelightowi, któremu to notesik przytrzasnął palce. Na słowa chłopaka skinęła jedynie głową, po czym zamachnęła się magicznym patyczkiem, ujawniając znajdujący się na stronicach niewidzialny tusz. To, co znalazło się na tych stronach, przypominało jednak wiersz pisany pod wpływem eliksiru otwartych zmysłów, tak więc musieli go rozszyfrować. Przybliżyła więc świetlistą kulę za pomocą różdżki, aby wyraźniej widzieli tekst, a tymczasem pozwoliła Harielowi zająć się dekodowaniem, by po pewnym czasie zrobić to samo.
- Ujawnij ukryte przejście, zanim wejdziesz, dobrze się rozejrzyj – powtórzyła w myślach, zanim to skupiła się na towarzyszu. - No tak. Zdążyłam już zapomnieć, że jedyną rzeczą, która może się równać z Twoim niebotycznym talentem, jest równie wielka skromność – uśmiechnęła się do zadowolonego z siebie ślizgona, po czym dodała, kręcąc różdżką: - Dissendium.
Zaklęcie ujawniło ukryte za obrazem przejście w postaci wąskiego korytarza. - Zanim wejdziesz, dobrze się rozejrzyj – powtórzyła sobie raz jeszcze, widząc tę ciemną otchłań, która się przed nimi znajdowała. – Poczekaj chwilę – poleciła chłopakowi, po czym posłała świetlistą kulę w głąb korytarza. Nie weszła jednak do środka. Zamiast tego rzuciła kolejne zaklęcie, aviatores. Oczy zaszły jej bielmem, a tymczasem hologram magicznego ptaka ruszył śladem kuli, szukając potencjalnych niebezpieczeństw.