C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przyszedł chwilę wcześniej do sali. Gdy dostał propozycję pomocy w eliksirach, nawet się nie zastanawiał. Zawsze chętnie dzielił się wiedzą w tym temacie, a do tego miał w tym czasie pracować nad własnym projektem. Ze względu na ostatni zastrzyk gotówki, zaproponował, że zakupi potrzebne składniki. Wziął więc wszystko i przytuptał na miejsce spotkania. Długo zastanawiał się, nad czym powinien pracować i w końcu do niego dotarło. Amortencja! Jeszcze nigdy poprawnie nie uwarzył tego wywaru. Może zbyt mocno kombinował, a może po prostu brakowało mu skupienia. Nie był pewien, ale uparł się, że dzisiaj w końcu mu to wyjdzie. Był już gotowy do pracy, gdy do sali weszła Aoife. -Hej. Aoife, prawda? Jestem Max. - Przywitał się z nią ciepło. Dziewczyna była młodsza od niego, ale nie zakładał, że przez to miała mniej doświadczenia. -Wszystko jest jak powinno. Ty warzysz bełkoczący, ja miłosny, dlatego tyle tu składników. - Był pod wrażeniem, że na podstawie ingrediencji była w stanie pomyśleć o eliksirze pamięci. Nie każdy by to wydedukował. Składniki faktycznie były podobne, chociaż Amortencja miała jeszcze kilka bonusów. -Sanford mówi, że masz niezły potencjał. Liczę, że go tu dzisiaj zobaczę. - Zagadał z błyskiem w oku. Czyżby dzięki profesorce znalazł potencjalną partnerkę do eksperymentów? Miał zamiar się dzisiaj przekonać. W między czasie już szykował w swoim kociołku bazę pod eliksir. Musiał osiągnąć odpowiednią temperaturę, zanim będzie mógł przystąpić do przygotowywania reszty składników.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
- Cóż, w takim razie ktoś to musiał poprzestawiać - stwierdziła ściągając słoiczek z tojadem, który był przyczepiony do sufitu. Pożyczyła sobie kociołek z sali, po czym zaczęła organizować sobie resztę przyborów. Mianowicie moździerz i wagę wraz z odważnikami. Ach, no i jeszcze te przeklętą, trudną do używania w rękawiczkach pęsetę do mniejszych odważników. - Nie mam zielonego pojęcia co psor ci o mnie naopowiadała, ale nie ma żadnych dowodów na to, że to ja zrobiłam ten napis w trawie. To mogła być czyjakolwiek fiolka! - od razu przeszła w defensywę, zwłaszcza że ostatnio ciało pedagogiczne baczniej na nią uważało. Zwłaszcza opiekunka domu, przez tą bliskość do uzyskania pucharu domu. Jakoś nigdy nie rozumiała tego sentymentu.
Dyptam trafił do kociołka jako pierwszy, niech się trochę przypraży i jego leczące właściwości z niego wyjdą. Zauważyła, że to nieco wydłuża efekt na podstawie jej eksperymentów, być może bez tego kroku zostawało nieco leczącej siły w roślinie która sama chciała zwalczyć efekt. - Więc... Eliksir miłosny, tak? - spytała, wydawała się lekko zawiedziona. Kiedy usłyszała, że starszy uczeń będzie ją instruował jak przyrządzić zaawansowany eliksir myślała raczej o Veritaserum, albo Wieloskowym. Och tak, miała plany odnośnie tych dwóch... konkretnie w swoim pokoju w Connacht gdzie trzymała swoją rozpiskę możliwych nieoficjalnych sposobów dostania się do skrytek w Gringocie. Amortencja? Cóż... może gdyby podać jakiemuś strażnikowi, albo któremuś z goblinów... Koniecznie jednak za pośrednictwem któregoś ze wspólników, bo przez samą siebie było za duże ryzyko...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie zauważył, żeby ktoś się tutaj kręcił, ale faktycznie mogło się zdarzyć, że gdy wyszedł na chwilę ktoś postanowił sprawić im psikusa. Ostatnimi czasu odkrywał coraz to nowszą magię zamku i lewitujące słoiczki nie robiły już na nim takiego wrażenia, jakie powinny. Jego czujność była uśpiona. Nawet z Irytkiem nie widział się już jakiś czas, a to znaczyło, że miał szczęście. W tym wypadku tylko. Bo w pozostałych przypadkach jego życie było jednym wielkim pechem. Miał nadzieję, że dziewczyna nie myślała o nim jako o tym ślizgonie, co zaliczył wpadkę przed Walshem. Na lekcji latania też jej nie widział, więc nie mogła być świadkiem jego cudownego lotu w stroju policjanta-striptizera. To zdecydowanie rokowało dobrze ich znajomości. -Czekaj... Co??? Jaki napis na trawie? - Nie miał pojęcia o czym dziewczyna mówiła. Miał ostatnio tyle swoich dram, że praktycznie nie docierały do niego takie wydarzenia. Chociaż historia brzmiała na ciekawą i chętnie by coś więcej o niej usłyszał. - Przyznaj się, co zmalowałaś? - Dziewczyna była ślizgonką więc nie dziwiło go, że mogła coś wykombinować. A im akcja ciekawsza, tym oczywiście lepiej. Baza pod eliksir była już gotowa więc zabrał się za szmaciaka gałęzistego i serce krokodyla. Pokroił je drobno, uważnie spoglądając na instrukcje. W następnej kolejności do moździerza trafiła dzika róża wraz z wilczą jagodą. Trzeba było je dokładnie rozgnieść. Liczył, że owoce będą wyjątkowo soczyste, aby nie musiał dokładać więcej składników. -Chciałem uwarzyć Felixa, ale nie mogłem nigdzie dostać składników. - Powiedział lekko smutno. Veritka nie była mu potrzebna, a wielosokowy i szczęścia, które go interesowały miały właśnie tę trudność, że nie dało się zdobyć składników bez zaufania ze strony sprzedawcy, a nieletni uczniak zdecydowanie lądował w kategorii ludzi podejrzanych. -Brzmi bez sensu, ale można to później ciekawie wykorzystać. I przy okazji dobrze się zabawić. - Nie miał może aż tak ambitnych planów, ale potrafił znaleźć co najmniej kilka zastosowań prawie do każdego eliksiru. No i dochodził do tego fakt że w końcu chciał się poprawnie nauczyć warzyć tego miłosnego gówna.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Cóż, tak na prawdę miała wtedy buteleczkę magicznego herbicydu, a poza tym skoro to był dzień meczu Kenmare Kestrels przeciwko Famous Falcons... - Tak jak mówiłam, nie ma żadnych dowodów na to, że byłam w pobliżu błoni w tym dniu. Siedziałam w bibliotece i... - z jej rąk ktoś wyrwał moździerz i zaczął się nim bawić w powietrzu, wyżej niż była w stanie dosięgnąć. Próbowała przyciągnąć zaklęciami, nie działały. Skakać? Była za niska aby dosięgnąć, chociaż tak właściwie to misa po prostu się uniosła kiedy miała ją już uchwycić. Coś bawiło się z nią w kotka i myszkę...
W końcu spróbowała innego podejścia. Zaczęła rozglądać się za czymś, czym będzie mogła rzucić jednocześnie nie uszkadzając moździerza i czegokolwiek, co mogło stanąć na drodze. Nieco to zajęło, ale w końcu chwyciła w rękę gąbkę. Max jednak mógł zauważyć, że pod jej nieuwagę, moździerz po prostu zawisł w miejscu, a na jego stronie stołu pojawił się pergamin. Po rozwinięciu mógł zauważyć bardzo prosty rysunek przedstawiający coś jak polankę z drzewami, na której to ktoś dorysował napis "Jastrzębie jedzą gówno". Ao rzuciła gąbką w miejsce, gdzie myślała że unosi się niewidzialna istota, ale już nikogo tam nie było. Ona sama wspięła się na krzesło i zaczeła ugniatać łodygi waleriany.
-Ech nie wiem. Z tego co wiem nie można sprawić za jego pomocą aby ktoś miał obsesję na punkcie jakiegoś przedmiotu, a efekt jest dziwnie niepokojący - stwierdziła wsypując pył i od razu zalewając bazą. Zaczęła mieszać, w przeciwną stronę do ruchu wskazówek zegara.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kłamać to on, nie jemu. Oczywistym było, że dziewczyna musiała mieć z tym coś wspólnego. Był ciekaw, ale nie miał zamiaru przecież na nią donosić. Sam święty nie był i byłaby to po prostu hipokryzja. Spojrzał więc tylko na nią z niedowierzaniem i już miał coś powiedzieć, gdy ewidentnie w pobliżu pojawił się Irytek. Moździerz dziewczyny poleciał w górę, a obok Maxa pojawił się jakiś pergamin. Odruchowo zerknął na jego treść i nie mógł powstrzymać śmiechu. -Fanka Quidditcha, co? - Uniósł lekko jedną brew do góry. -Dostałaś za to szlaban? - Dla Solberga nie był to jakiś tragiczny wybryk i nie uważał, że zasługiwało to na ogromną karę, ale nie wszyscy mieli takie poczucie humoru. Już miał odetchnąć, że poltergeist zostawił ich w spokoju, gdy nagle skierował całą uwagę na Solberga. Wyrwał mu flakonik z krwią jednorożca i rzucił nim o ścianę. W ostatnim momencie Max zdołał zapobiec rozpiciu się naczynia. Nie mógł sobie pozwolić na stratę tak cennego składnika, szczególnie że nie miał zapasu. -To tylko jedna z możliwości. - Widział, że dziewczyna nie urodziła się wczoraj. Potrafiła kombinować i interesowała się tematem. Może nie koniecznie z dobrych powodów, ale zawsze. Do 100 ml piątej esencji w zlewce wrzucił grzyba i zamieszał, a następnie do tej samej ilości bazy dorzucił przygotowane wcześniej serce gada i również upewnił się, że składniki są odpowiednio wymieszane. -Jak Ci idzie? - Rzucił okiem na jej kociołek. W końcu był tutaj aby jej pomóc, więc mogła uderzać do niego z każdym pytaniem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
To było bardziej przedstawienie oficjalnej wersji, jaką utrzymywała. Raczej spodziewała się, że chłopak się skapnie, z resztą po raz drugi nie będzie siedzieć za to samo. Co do jej stosunku do Quidditcha... czasem zdarzało jej się obejrzeć grę, a i owszem, ale tak na prawdę w tym konkretnym meczu miała dodatkowy motyw - zirytowanie angoli, którzy akurat chodzili w barwach tamtej drużyny. - Można tak powiedzieć. Lubię podpatrywać techniki latania, raz myślałam czy sama nie spróbować, może na ścigającej - stwierdziła biorąc wreszcie startą masę i dorzucając ją do powoli przechodzącego w wątły amarant płynu - Właściwie jestem na ostatniej prostej. Jeden składnik przede mną, wtedy tylko jeszcze trochę zredukować, wypowiedzieć inkantację i będzie gotowe - stwierdziła. Mimo problemów była całkiem zadowolona ze swojego wywaru. Przechodził w czerwone nuty akurat wtedy kiedy powinien, więc możliwe że będzie długo trzymał. - Sama nie wiem, jakoś mnie niepokoją wywary miłosne. Właściwie to próbuję cały czas wymusić na pani psor lekcję na temat antidotów - przyznała się. Co prawda w jej przypadku było nieco łatwiej uniknąć tego wywaru, ale nie była pewna czy przypadkiem łatwe do rozpoznania cechy nie nikły kiedy był odpowiednio mieszany.
Problem jednak polegał na tym, że tę refleksję akurat przerwał gryzący swąd dymu. Jej krawat się palił. Nie poczuła kiedy ktoś przestawiał go, ale teraz niemalże spanikowała. Oczywiście to nie był pierwszy raz. Zamiast próbować zgasić, bardzo szybko rzuciła zaklęcie na jego rozwiązanie, zdjęła go i zaczęła uderzać o podłogę...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ślizgon był raczem fanem czynnej gry niż oglądania meczy. Jedyne sparingi, które oglądał to były te szkolne a i to robił głównie dla towarzystwa. Atmosfera na trybunach była po prostu jedyna w swoim rodzaju no i miał okazję dopingować znajomych. -Polecam! W naszej drużynie brakuje kobiet. Co prawda w tym roku już nic nie zagramy, ale za rok może być ciekawie. - W końcu miał zakład z Violą. Jeżeli wyjdzie, cała szkoła (nie)pożałuje, że wybrała się na ten mecz. Co prawda Solberg pewnie zarobi szlaban, ale nie to było teraz ważne. -Możesz mi pomóc, jak skończysz. To gówno zajmuje trochę czasu. - Nie żeby kiedykolwiek był nieszczęśliwy, że musi siedzieć nad kociołkiem. Uznał jednak, że pomoc zawsze się przyda, a może dziewczyna dowie się od niego czegoś ciekawego. -Bo są dość niebezpieczne. Trzeba naprawdę z nimi uważać. A lekcja o antidotach niedawno była. Musiałaś ominąć. - Sam często omijał lekcje, chociaż w tym roku ambitnie próbował to zmienić. Szczególnie teraz, gdy musiał odrobić stracone przez własną głupotę punkty. Gotował właśnie owoce wilczej jagody i dzikiej róży, gdy krawat dziewczyny zajął się ogniem. Dobył różdżki i w momencie, gdy zaczęła walić nim o podłogę, rzucił Aquamenti, aby jej pomóc. W tym zamieszaniu, nie zauważył, że jego sznurówki zostały związane razem i zrobił pięknego szczupaka. -Cholerny Irytek. Dopadnie Cię wszędzie. - Sprawnie rozwiązał problem i praktycznie podbiegł do kociołka, aby zapobiec wrzeniu wywaru. Jeszcze tego brakowało, żeby cała praca miała pójść teraz na marne. Rozdrobnione pancerzyki wymieszał z bazą i dorzucił do kociołka. -Teraz tylko nie przegrzać. - Mruknął i bacznie kontrolował temperaturę. Osiemdziesiąt stopni, ni mniej, ni więcej.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aquamenti była kompletnie niepotrzebna, jedynie co to sprawiła że kiedy spadał przekonał się, że podłoga była mokra. Cóż - krawat był przypalony, więc jedyne co mogła zrobić to wsadzić go do kieszeni i pomóc mu przez zastosowanie tego samego zaklęcia rozwiązującego na sznurówkach. - Nie jestem pewna, szczerze mówiąc pomiędzy semestrami nie mam gdzie trenować, a poza tym nie wiem czy to nie będzie czasem pokrywało się z innymi moimi planami... - stwierdziła, po czym zaczęła rozdzielać tojad na części pierwsze aby powoli wrzucać go do kotła. W końcu postanowiła zacząć mieszać to z wolna, podnosząc ogień. Jeśli to nieco odparowało zwykle dawało mocniejszy efekt jak zauważyła. - Nie jestem pewna, akurat rzadko omijam eliksiry, możliwe że czwartoroczni po prostu nie mieli opcji wzięcia w niej udziału - zaproponowała kiedy akurat zaczęła przelewać wywar do fiolek, zaraz po wykończeniu go szybkim szeptem i sztychem różdżki w stronę kociołka. Powoli zaczęła podpatrywać wreszcie to co robił on. - To... co teraz trzeba zrobić z tą trucizną?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Może nie było potrzebne, ale przynajmniej miał czyste sumienie, że zareagował. Nie chciał mieć tutaj pożaru. W końcu poniekąd był dzisiaj odpowiedzialny za Aoife. Jednak lądowanie twarzą na mokrej podłodze też nie należało do przyjemnych momentów. -No tak, ja poza zamkiem też średnio mogę polatać. Chociaż staram się ćwiczyć w miarę możliwości. - Od kiedy został rezerwowym zaczął grać z mugolskimi znajomymi w baseball. Może to nie było do końca to samo, ale zawsze chociaż jakiś trening zbliżony do Quidditcha. Jeszcze trochę i pozbędzie się namiaru, a dzięki temu będzie mógł czarować piłeczki i ćwiczyć sam. -Tego już Ci nie powiem. Raczej nie kojarzę zbyt wiele młodszych ode mnie. - Nie chciał zabrzmieć, jakby się wywyższał, po prostu całe życie dobierał sobie starsze towarzystwo i w Hogwarcie się to nie zmieniło. Spojrzał na jej wywar i pokiwał głową z zadowoleniem. -No proszę! Wyszło Ci niemal idealnie. Chyba to nie Twoje pierwsze warzenie bełkoczącego. - Mimo tych wszystkich przeszkód i wyraźnie znudzonego Irytka udało jej się uzyskać oczekiwany efekt. Miał nadzieję, że duszek dał już im spokój, bo robiło się coraz poważniej. Mieszał swój wywar i dodawał składniki, cierpliwie pilnując temperatury i stopniowo podwyższając ją w odpowiednim czasie. -Jesteś w stanie sprawdzić, czy perły są dobrze sproszkowane i wymieszać je z dwiema kroplami krwi jednorożca? - Zapytał, po czym wrócił do obserwacji kociołka. Nim jednak dziewczyna zdążyła cokolwiek zrobić, zdał sobie sprawę ze swojego błędu. -JEDNĄ! Z jedną kroplą krwi! - Praktycznie krzyknął. Popełniłby głupi błąd przez chwilę nieuwagi. Dobrze, że w porę się zorientował, bo zmarnowałby całą swoją dotychczasową pracę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Uwarzyła ten eliksir zdecydowanie więcej razy niż powinna, a także liczne ilości testów na nieświadomych obiektach doświadczalnych sprawiły, że poznała bardzo sporo nieszczególnie ortodoksyjnych metod poprawiania jego działania. Owszem, z jednej strony to było "niezgodne z regulaminem szkoły", "rażącą nieodpowiedzialnością sprawiającą, że ślizgoni znowu nie dostaną w swoje ręce pucharu domów", czy "marnowaniem potencjału na dziecinne sztuczki", ale z drugiej strony dało to całkiem ciekawy wgląd w optymalizację innych wywarów. Zwłaszcza teraz chciała się poważnie wziąć za eliksirowarstwo, może również dla niewielkiego stypendium mającemu pomóc z jej niecnymi planami, ale przede wszystkim by uzyskać dostęp nie tylko do receptur, ale również do co ciekawszych składników. - Zgadza się, idę o zakład że właśnie dlatego ten przeklęty poltergeist nam tak przeszkadzał - powiedziała szczerząc się podczas sprawdzania perły za pomocą tłuczka - Prawdopodobnie zazdrości mi umiejętności załatwiania sobie lepszych zabaweczek do generowania chaosu. Kiedy tylko wspomniał o krwi jednorożca ochoczo złapała za fiolkę i już miała przechylić, kiedy ją ostrzegł. Zamiast tego, sprawdzoną metodą, dotknęła powierzchni końcem swojej śliwowej różdżki i podstawiła nad moździerz strząsając ją lekko i zaczynając mieszać. Jej cholerny kawałek drewna może i miał tendencję do uprzykrzania jej życia na Urokach, ale kiedy chodziło o eliksiry ciężko było o lepszy. - Sama nie wiem. Znaczy jestem pewna, że udałoby mi się zgubić naszego prefekta w pościgu między uliczkami, ale tak na prawdę nigdy nie grałam w quidditcha... właściwie jakoś dopiero teraz czuję że mi się by w ogóle chciało zainteresować tymi wszystkimi klubami...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Eliksir bełkoczący był zdecydowanie jednym z bardziej popularnych wśród ludzi, którzy lubili robić sobie z innych żarty albo eksperymentować. Zdecydowanie musieli kiedyś powymieniać doświadczenia w temacie ulepszania wywarów, bo mogło z tego powstać coś niesamowitego. Albo niebezpiecznego. Obie opcje jakoś by Solberga przyciągnęły. Zdobywanie składników zawsze było najcięższe i najbardziej bolesne. Chciał oszczędzać galeony, a tu co rusz jakiś zakup. Nie robiłby jednak tego, gdyby nie uważał, że warto. -Mam nadzieję, że już nie wróci. Nie zliczę ile razy miałem ochotę napoić go jakimś eliksirem. Szkoda, że z duchami nie tak łatwo jak z ludźmi. - Sama myśl, że mógłby napoić Irytka czymś zabawnym wywołała uśmiech na jego twarzy. Chociaż na chwilę zamek miałby spokój i raz to oni zrobiliby mu psikusa, tak dla odmiany. -Oczywiście, że mamy lepsze zabaweczki, a można sprawić, że będą jeszcze lepsze. Nie ma efektu, którego nie da się poprawić. - W końcu wyszło jego prawdziwe podejście do sztuki eliksirów. Wziął fiolkę z kłączami i zaczął odmierzać potrzebną mu ilość. Amortencja była już prawie gotowa. Jeszcze tylko kilka ruchów i mogli zlewać ją do fiolki. -Kółka często są ciekawsze niż lekcje. Nie ogranicza nas w końcu nic poza czystą inwencją twórczą. - Dodał, gdy już wypowiedział odpowiednie zaklęcie nad kociołkiem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Z podobnych powodów młoda zaczęła poważnie interesować się zielarstwem - przy odrobinie szczęścia nie tylko uzyska alternatywne źródło pozyskiwania składników, jakimi są lokalne szklarnie, ale również być może hodować samodzielnie. Problem jednak polegał na tym, że szczyt jej umiejętności to był tymianek w doniczce... - Z jednej strony nieco go szanuję, bo zdarza mu się mieć przebłyski geniuszu wśród wielu średniej jakości dowcipów, a z drugiej... - westchnęła głośno podając różowawą mieszaninę tego co jeszcze przed chwilą było perłą i kroplą płynu - Ale z drugiej strony tragicznie dobiera sobie cele i za często się powtarza.
Przez chwilę rozważała to co powiedział o kółkach - Cóż, możliwe. W poprzedniej szkole na nie chodziły głównie ułożone dzieciaki, ulubienice zakonnic - stwierdziła zdradzając, że żadnego kółka nie widziała przez ostatnie 4 lata swojej szkolnej kariery - Ale z drugiej strony chyba na lekcjach nie pokażą czy można odpowiednio do celu dostosowywać eliksir niepamięci...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Do zielarstwa dopiero się przekonywał. Wiedział tyle, co było mu potrzebne do eliksirów, ale reszta go nie interesowała. Jednak dzięki szalonej wyprawie z Felkiem i rozmowie z Chrisem zobaczył, że może faktycznie te rośliny nie są aż takie nudne, jak mogło mu się wydawać. Dlatego też zaczął się bardziej przykładać do tego przedmiotu. -Dokładnie. Naprawdę jeszcze raz postanowi zrzucić na pierwszaka zbroję to chyba umrę z nudów. - Wiele nowych uczniów bało się irytka, a większość starych po prostu go ignorowała. Przyzwyczajali się do jego obecności i wiedzieli jak unikać niektórych jego pułapek. Wziął od niej przygotowaną mieszankę i dodał do tego, co miał. Zamieszał trzynaście razy w jedną stronę. -No raczej nie, ale na kółku... Mogę kiedyś coś takiego ogarnąć. - Pomysł nawet mu się spodobał. Dostosowywanie eliksirów do sytuacji i osoby było dość przydatną umiejętnością. Wrzucił do kociołka pozostałe składniki i zamieszał tym razem w drugą stronę. -No jeszcze tylko potrzymamy chwilę na ogniu, wypowiemy zaklęcie i z głowy. - Czekał, aż nad kociołkiem zaczną unosić się charakterystyczne spirale z dymu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Właściwie ona była dość podekscytowana perspektywą dzisiejszych zajęć z zielarstwa na zewnątrz. Miała nadzieję może na kilka dzikorosnących składników do eliksirów, albo poszukiwanie drzewa wiggen. Właściwie już w głowie robiła diaboliczne plany związane z potencjalnymi wywarami jakie uzyska.
- Cóż, wydaje mi się że staruszkowi przydałyby się wakacje, nieco podładowania akumulatorów aby wrócić ze świeżym materiałem. - powiedziała stukając powoli swoją śliwową różdżką o blat obserwując tę demoniczną, zaczynającą pachnąć słodkim, acz trującym zapachem kornwalii majowej. Uwielbiała ten zapach... - Ale... co do kółka - w sumie nie wiem czy przyjęliby kogoś tak młodego jak ja tam. Zawsze jakoś dziwnie czuję się dziwnie jako najmłodsza w tłumie, a ciągnięcie za sobą losowego pierwszorocznego to zły pomysł. - zrobiła pauzę - Ale liczę na słowność co do eksperymentów z miksturami. Zemszczę się jeśli nie - dodała żartobliwie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Uznał, że pójdzie na dodatkowe zajęcia z Enrico, ale nie miał co do nich konkretnych oczekiwań czy uczuć. Wespucci mógł wymyślić im wszystko, a Max nie słyszał żadnych plotek o drzewach. Może dlatego podjął taką, a nie inną decyzję. -Weź mu to wytłumacz. On chyba nigdy nie miał wakacji. - Z tego co słyszał, Irytek był tutaj od zawsze i prawdopodobne było, że na zawsze pozostanie. Mimo, że według niektórych historii, podejmowano już próby usunięcia go z zamku. Obserwował uważnie kociołek wciąż lekko bulgoczący na ogniu. W końcu, zobaczył charakterystyczną parę i poczuł zapach świeżo skoszonej trawy i Bourbonu. Wyglądało na to, że w końcu udało mu się uwarzyć Amortencję. -Ja u siebie przyjmuję wszystkich. Wiek nie gra roli. Bardziej zależy mi na zaangażowaniu, a jeżeli ktoś kocha eliksiry tak samo, jak ja to już w ogóle przywitam z otwartymi ramionami. - Powiedział biorąc się za przelewanie eliksiru do fiolek. Nie będzie jej tutaj na siłę werbował, ale jeżeli miałaby kiedyś ochotę, to będzie na pewno mile widziana na zajęciach. -Zaczynam się bać więc dotrzymam obietnicy. - Odpowiedział również żartem. -Wygląda jakbyśmy skończyli. Dzięki za pomoc. - Dziewczyna zdecydowanie miała potencjał tak, jak powiedziała to profesorka. Wziął fiolki ze swoim eliksirem, ona zgarnęła swoje, posprzątali cały ten bałagan i udali się zająć każdy swoimi sprawami. Do zajęć z zielarstwa było jeszcze trochę czasu.
//zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Odkąd natknęła się na księgi traktujące o wężoustości - a raczej samej jej tylko historii - ciągle nie mogła wyrzucić z głowy jednej informacji. Czegoś, co zupełnie ją zaskoczyło - i obudziło w niej iskrę podekscytowania - i nieśmiałą, kiełkującą myśl, że to było coś dla niej. Coś, czego mogła się podjąć. Bo jak się okazało - wężomowa nie była jedynie uwarunkowana genetycznie - można było się jej nauczyć! Smith tylko jednego była pewna - że języki to był jej konik. Rozeznawszy się nieco w temacie - a przynajmniej na tyle, na ile mogła to zrobić w tak ogólnej lekturze - stwierdziła, że wypadałoby zacząć po prostu od zera. Czyli od wszelkiej maści wężowatych, żeby poznać ich zwyczaje. I postarać się zobaczyć coś więcej niż tylko beznogie stworzenia. Dopadłszy książkę pod wdzięcznym tytułem “Od jajka po wylinkę: Studium gadów magicznych”, rozsiadła się wygodnie w zacisznym kąciku. Na nos założyła okulary, przed sobą rozłożyła wszelkie potrzebne artykuły piśmiennicze oraz wspomnianą wcześniej książkę - i zagłębiła się w studiowaniu gadów. Zaczęła od żmijoptaka - jednego z bardziej interesujących wężowatych. Choć nigdy nie interesowała się specjalnie magicznymi stworzeniami, tak teraz nie mogła zwyczajnie oderwać szarych oczu od szczegółowych ilustracji - tak bardzo nietypowego, pierzastego stworzenia. Dotychczas myślała, że żmijoptak ma jednak więcej ze żmii niż z ptaka. Wyobrażała go sobie (jeśli już w ogóle jej myśli zaczepiły o ten temat) jako po prostu węża z kilkoma piórami przy głowie. Jak się okazało, nic bardziej mylnego - na dobrą sprawę to był bardziej ptakożmij. Szczerze się zdziwiła, czytając, że stworzenie n a p r a w d ę posiada skrzydła! Mało tego, nie jest nielotem! Niemal poczułaby wstyd, zdając sobie sprawę ze swojej dotychczasowej ignorancji - gdyby nie to, że lektura tak ją pochłonęła. Wiedziała, że żmijoptaki pochodzą z Dalekiego Wschodu i Indii - chyba tylko z tamtych stron mogło wywodzić się stworzenie tak niemal bajkowe. Przez głowę przemknęła jej myśl, że był on jeszcze związany jakoś z Turniejem Trójmagicznym z 1792 roku, o którym czytała ostatnio… Tak! Uczestnicy turnieju podczas jednego z zadań mieli schwytać żmijoptaka. Że też wcześniej się tym nie zainteresowała… Połowa historii magii rozbijała się o wiele magicznych stworzeń. Ciekawe jak złapali żmijoptaka…? Jeśli wierząc książce - a Jess nie śmiała podawać zapisaną w niej wiedzę w wątpliwość, nie poczuwając się do wystarczających kompetencji, by ją krytykować - gady te żywiły się ptakami i szczurami. A nawet zdarzało się, że małpami! Czyli, żeby zwabić stworzenie wystarczyło choćby proste Avifors… Drugą sprawą był fakt, że żmijoptaki charakteryzowane były jako agresywne - więc odwrócenie ich uwagi jedzeniem raczej nie wystarczało, by spokojnie dały się schwytać. Najbardziej niesamowite było jednak to, że gad ten był zmiennokształtny - dostosowując swoją wielkość do otoczenia. Mógł sięgać nawet 15 stóp długości! Albo być zupełnie malutki i mieścić się w imbryczku do herbaty. Smith uśmiechnęła się półgębkiem, kiedy do głowy napłynęło jej mimowolne porównanie żmijoptaka do kota - który także wykazywał zdolności adaptacyjne. W końcu nie od dziś wiadomo, że koty to ciecze, a jej kochany Boo nie stanowił wyjątku. Zapisywała wszystkie skrzętnie zgromadzone informacje w swoim świeżo zakupionym kajeciku, okraszając je prostymi szkicami i odpowiednio je podpisując. Zauważyła z satysfakcją, że nie tylko historia magii i starożytne runy potrafiły być dla niej interesujące. Jednocześnie zaczęła się zastanawiać w jaki sposób mogły porozumiewać się między sobą żmijoptaki...
Porządki? Proszę bardzo. Nie miała żadnych problemów z tym, żeby się za nie zabrać i tym samym pomóc woźnemu w jego pracy, w końcu przy tej okazji miała szansę poćwiczyć zaklęcia użytkowe, a kto wie, czego dokładnie będzie wymagał profesor w czasie nadchodzącego wielkimi krokami egzaminu. Dlatego też właśnie nie zamierzała protestować, nie zamierzała uciekać od tego obowiązku, jaki niejako został na nią nałożony i udała się do pustej klasy, która znajdowała się na drugim piętrze. Była to spora sala, która na pewno wymagała sprzątania, a stojące w niej ławki - naprawy. Podejrzewała, że kiedy tylko było możliwe, uczniowie i studenci nieco zbyt mocno tutaj ćwiczyli, nic zatem dziwnego, że okolica miejscami wyglądała niezbyt atrakcyjnie. Victoria założyła ręce na piersi, zaraz po tym, jak poprawiła swoją jedwabną koszulę w kwiaty i przez chwilę stukała różdżką o obok, zastanawiając się wyraźnie, od czego tutaj zacząć. Sprawa była właściwie prosta, bo jeśli miała tutaj cokolwiek odnawiać, to najpierw musiała pozbyć się kurzu i całej reszty brudu, jaki zdołał tutaj osiąść w ostatnim czasie, - Chłoszczyść - rzuciła cicho, kierując różdżkę w stronę pierwszych ławek i licząc na to, że kurz sam się zaraz wymiecie. Niech znika, wtedy będzie w stanie ocenić, na ile podniszczone i połamane są ławki i gdzie dokładnie znajdują się rupiecie, które zostały tutaj porzucone przez innych. Bo to, że tutaj były - to rzecz oczywista. Widziała zresztą już jakieś papiery i zniszczone książki upchnięte gdzieś w kącie, więc zamierzała się do nich zabrać, kiedy tylko okolica będzie nieco bardziej zdatna do użytku. Przede wszystkim zaś powinno być tutaj mniej kurzu, by była w ogóle w stanie oddychać, na tym niesamowicie mocno jej zależało. Że też inni byli skłonni robić sobie śmietnik w klasach należących przecież do szkoły! Jakby nie wystarczyło, że bałaganili w dormitoriach i w tym wypadku nie była lepsza, bo jej łóżko zabudowane było książkami, pergaminami i zwojami, które zawierały jej notatki oraz najważniejsze informacje ze wszystkich dziedzin nauki.
Ni stąd ni zowąd spod ziemi, tuż przy nogach Victorii wyskoczył szkolny poltergeist z okrzykiem na ustach brzmiącym jak coś między "uaaa" a krztuszącym się tebo. Fiknął w powietrzu koziołka, obleciał cały sufit i z ogromnym wyszczerzem wpadł w górkę krzeseł ułożonych w boku sali. Jak można się domyślić wszystkie zostały poderwane w powietrze i rozrzucone po najbliższej okolicy. Przyczepione do sufitu żyrandole niebezpiecznie zachybotały, gdy w drodze powrotnej o nie zaczepił. - Łiiiii… - obrócił się wokół własnej osi i zawisł poziomo w powietrzu nieopodal Krukonki. Oparł brodę o swoje łapska i zamlaskał, żując głośno gumę. - Uuuu… szlabanik się dostało? Muahahaha. - zarechotał i napompował gumę w ogromnego różowego balona, który pękł nieopodal twarzy dziewczyny. - Ja ci pomogę i podstawię ci nogę! - zaklaskał, obrócił się w powietrzu na plecy i wytknął dziewczynie język. Guma wypadła mu z ust prosto na wyczyszczoną przez nią ławkę. - Brudno, brudno, brudno! - zaśmiał się i udawał ogromne przejęcie. Jego ślepia zwęziły się niebezpiecznie. Zwęszył dobrą zabawę i nie zapowiadało się, aby chciało mu się opuścić salę.
Nie spodziewała się nieproszonych gości. A już na pewno nie spodziewała się, ze nagle do klasy wpadnie ten wściekły duch, który zawsze działał jej na nerwy, nie tylko tym, co robił, ale również tym, jak się wypowiadał. Zmarszczyła nieznacznie brwi, a potem parsknęła urażona, kiedy rzucił coś o szlabanie, bo to, żeby jakiś otrzymała, graniczyło wręcz z cudem! Owszem, nie było całkowicie niemożliwe, ale jednak wydawało jej się, że jest daleka od tego, by jakiś zasłużyć. - To nie szlaban, Irytku, tylko praca, która została nam zlecona przez kadrę nauczycielską - powiedziała, siląc się na spokój, bo miała wielką ochotę rzucić czymś w tego irytującego poltergeista, który właśnie złośliwie żuł gumę przed jej nosem. Była pewna, że coś z nią zaraz zrobi, wczepi ją w jej włosy albo wpadnie na inny, równie paskudny pomysł, który z miejsca by mógł ją odstraszyć. Odetchnęła głęboko, starając się nie wrzeszczeć na głos, kiedy przeżuta guma wylądowała na dopiero co wyczyszczonej przez nią ławce i siląc się na spokój, powtórzyła: chłoszczyść, starając się jednocześnie ignorować intruza. Była pewna, że za cokolwiek teraz się zabierze, duch będzie jej towarzyszył na każdym kroku. Doszła do wniosku, że żeby nie sugerować mu, co chce robić w następnej kolejności, musi rzucać zaklęciami niewerbalnymi, bo inaczej po prostu ją ubiegnie i pewnie doprowadzi do jakiejś większej katastrofy, nic zatem dziwnego, że reparo wypowiadała w myślach, starając się ignorować tego nieznośnego gościa i skoncentrować się na ławkach, które zdecydowanie wymagały odświeżenia. Chciała później usunąć problematyczne sterty śmieci, ale wszystko po kolei, metodycznie.
Wybuchnął gromkim śmiechem tuż po Twoich wyjaśnieniach. - KUJONKA KUJONKA PODLIZUJE SIĘ CRAINE"OWI! - "tarzał się" w powietrzu ze śmiechu uznając, że to świetny dowcip. - BRANDON KOCHA CRAINE"A! - wydarł się i klasnął kilka razy łapskami. Znikąd wyciągnął swoją drewnianą procę, a do buzi wpakował pół paczki gum do żucia. Naciągnął sznurek procy w jej centrum wciskając świeżo wymiętoszoną gumę, przymknął jedno oko i wystrzelił gumą wprost w Victorię. - Brudno, brudno, brudno! - zaangażował się gorliwie w żucie gum i nakładanie ich na procę, a następnie wystrzeliwanie ich w dopiero co wyczyszczone ławki zamiennie z samą Victorią. - Tutaj nie posprzątałaś! O, tutaj też nie. - wyciągnął gumę z ust i przykleił ją do nauczycielskiego pulpitu. Wciskał ją kciukiem w blat, rozciągał po całej szerokości i powracał do tworzenia sobie amunicji. Przez chwilę zajął się wystrzeliwaniem gum wprost do dziurki od klucza, aby utrudnić wejście i wyjście z klasy. Bawił się iście wspaniale, a i najwyraźniej zignorowanie go nie podziałało tak jak to było w zamyśle.
Irytek miał to do siebie, że, cóż, irytował. Z całą pewnością podchodziłaby do niego inaczej, gdyby sama nie była taka zasadnicza i poważna, a już na pewno patrzyłaby na niego odmiennie, gdyby właśnie nie zajmowała się sprzątaniem tej klasy, którą on tak bezczelnie niszczył i doprowadzał ją tym samym co najmniej do białej gorączki. Odetchnęła głęboko, kiedy nazwał ją kujonką i zacisnęła mocno palce na trzymanej różdżce, kiedy zaczął się wydzierać całkowicie bezsensownie na temat tego, że rzekomo jest zakochana w profesorze Crainie, co po prostu poważnie podniosło jej ciśnienie. - Brudno to masz w głowie, Irytku - powiedziała, przymykając powieki i zastanawiając się, co powinna zrobić i czym go dokładnie postraszyć. Miała niesamowita ochotę zebrać te wszystkie gumy do żucia, które jej tak elegancko rozkładał po całej klasie, scalić w jego i rzucić w niego, chociaż domyślała się, że to na za wiele się nie zda, rzuciła więc na razie kolejnym chłoszczyść, kiedy duch wyprawiał swoje paskudne harce. - Cudownie, pokaż mi, czego jeszcze nie posprzątałam - poprosiła go więc całkiem słodko, sprawdzając, jak na to zareaguje, a w międzyczasie podeszła do sterty papierów i zniszczonych książek w kącie, na które zwróciła uwagę już wcześniej i rzuciła w ich stronę merginio, by znacznie zmniejszyć ich ilość i od tego zacząć ich usuwanie. Myślała również, żeby w przypadku niektórych rzeczy zastosować renevo albo reparo, ale musiałaby się im wcześniej przyjrzeć, jednakże w tym skutecznie przeszkadzał jej Irytek, który dookoła rozsiewał gumę i wydzierał się tak, że uszy co najmniej mogły zwiędnąć. Nie wiedziała, co jeszcze przyjdzie mu do głowy, ale była w tej chwili gotowa już dosłownie na wszystko. Zastanawiała się jeszcze, kim ewentualnie ducha postraszyć, żeby sobie stąd poszedł.
Irytek wystrzelił kilkanaście gum jedna po drugiej, a więc musiałaś ponawiać zaklęcia na obiektach, które już wcześniej zostały wyczyszczone. Łatwo było go sprowokować, ale najwyraźniej na chwilę miał zamiar dać Ci spokój... lewitował w powietrzu i z zaangażowaniem żuł gumy i zawieszał obok swojej twarzy różową i klejącą amunicję. Mogłaś przez ten czas posprzątać kilka ławek, bo wyjątkowo przestał się drzeć. To była jednak cisza przed burzą, bowiem rozpoczął... - WOJNA! - wrzasnął na całe gardło i z pomocą magii poltergeistów proca zaczęła wystrzeliwać w Ciebie wszystkie gumy...
Rzuć kostką.
Parzysta - to chyba pech, bowiem gumy trafiły w Twoje włosy. O ile przed kilkoma udało Ci się obronić tak czujesz, że wyciąganie gum zajmie Ci całą wieczność skoro to Ty okazałaś się dla niego najlepszym celem.
Nieparzysta - uniknęłaś wszystkich pocisków jednak... ławki i ściany nie. Nadepnęłaś na jedną z gum, kilka zostało wystrzelonych w sam środek szerokiej tablicy.
Irytek na tym nie przestał bowiem pstryknięciem palców zapalił świecie w wiszących przy suficie żyrandolach. Niestety te zaczęły topnieć zbyt szybko, a wosk zamiast przykleić się do świeczników skapywał na podłogę i tam zasychał. Sam duszek rechotał w głos. - Tu brudno, tu brudno, i tu, i tu, i tu, i tam! - oszalał i przemykał Ci pod stopami, kręcił się i hałasował. Wyraźnie czekał na kolejną prowokację. Nie uznawał Cię za żadne poważne zagrożenie dla jego psot.
Irytowanie Victorii miało na pewno swoją cenę. A ona miała poziom cierpliwości, nic zatem dziwnego, że kiedy tylko zaczął rzucać tymi obrzydliwymi gumami, wyglądała, jakby para miała pójść jej z uszu, a jasne oczy zabłyszczały nieskrywanym gniewem, przestawała w tej chwili logicznie myśleć, zastanawiając się gorączkowo, czym właściwie mogła w niego rzucić i czym ewentualnie zagrozić. Czy istniał jakiś nauczyciel, którego się bał? Którego szanował? A może należało wymyślić dla niego coś innego? A może przypomnieć o tym, że Krwawy Baron na pewno nie będzie zachwycony takim postępowaniem? Te myśli przemykały jej przez głowę jak szalone, kiedy w żarze wściekłości myślała, co powinna z tym przebrzydłym duchem zrobić. Ignorowanie go na nic się nie zdało, ale walka z nim mogła doprowadzić ostatecznie do większych szkód, niemniej jednak Brandon czuła, że jeśli teraz się podda i złoży broń, to będzie koniec i Irytek już na zawsze będzie święcie przekonany, że zdołał z nią wygrać. Chciał z nią grać? Proszę bardzo. Ciekawa była, czy zadziała na nim zaklęcie balvoes, które wymówiła niewerbalnie, jednocześnie celując końcem różdżki we wściekłego ducha, który chciał zrobić jej taki problem. Mogła rzucać w niego o wiele gorszymi czarami, ale na to dopiero przyjdzie pora. - Może powinnam wspomnieć Krwawemu Baronowi o tym, że mamy tutaj klasę do posprzątania - powiedziała dość słodko, odrzucając włosy na ramię i spoglądając spokojnie na Irytka, chociaż aż ją świerzbiło, żeby rzucić kolejne zaklęcie. Jednak - na ducha? Co właściwie miałaby mu zrobić?
Zaklęcie trafiło w ducha, który w ogóle nie spodziewał się, że zamierzasz go atakować - najwyraźniej nie brał Cię za zbyt poważne zagrożenie, a za świetny cel do znęcania się. Złapał się za gardło, zakręcił w powietrzu niczym w konwulsjach, a potem próbował coś krzyknąć i wtem rozległo się głośne - Bee-bee-e... - wybałuszył oczy i wybuchnął śmiechem tak gromkim, iż otworzyło się jedno okno, jedną częścią uderzając mocno w ścianę. - bee-be-be-beeeee-beeee! - rzucił się w Twoim kierunku i zanurkował w Twoim ciele, przeszywając Cię swoją lodowatą duchową esencją, pozostawiając na Twojej skórze gęsią skórkę i niezbyt przyjemne uczucie. - Bee- be?! Bee-be?!?!?! - wrzasnął, ale oczywiście ciężko było to zrozumieć. Na jego twarzy pojawiła się konsternacja jakby trybiki w jego głowie miały jednak załapać efekty przyczynowo-skutkowe. - Bee-be! Be-be-be-be-bee! - pogroził Ci palcem i zanurkował w podłodze. Zostawił Cię. Na dokładnie trzynaście minut, kiedy mogłaś sprzątać tyle ile tylko chcesz. Niestety Irytek powrócił, a dało się to zrozumieć poprzez niosące się echem "bee-bee". Wleciał kulturalnie przez drzwi, bowiem przyniósł ze sobą balony z wodą. Uśmiechnął się do Ciebie okrutnie, jakbyś właśnie wypowiedziała mu wojnę. Chciał sprawdzić kto jest silniejszy, a skoro rzuciłaś na niego zaklęcie, przez które cały czas beczał to postanowił się zemścić. Zaczął ciskać w Ciebie balonami z wodą. Rzut kością k6 powie Ci ilu pocisków nie uniknęłaś.
Victoria uśmiechnęła się lekko pod nosem. Proszę, zatem na niego również działały podobne zaklęcia. To było coś, co niesamowicie jej się spodobało, odpowiadało jej bowiem coś takiego, a na dokładkę pokazała Irytkowi, że ona również potrafi był złośliwa i upierdliwa. Co prawda zaklęcie to nie było jakieś niesamowicie wymyślne, czy uciążliwe, ale do najprzyjemniejszych na pewno nie należało, więc była teraz zdecydowanie górą. Przez chwilę miała nawet nadzieję, że duch wyniósł się gdzieś daleko i skoncentrowała się na dalszym rzucaniu chłoszczyć, czy reparo albo renevo, ale właściwie od razu zorientowała się, iż była to jedynie chwila przerwy w wojnie, jaką obecnie toczyła z beczącym na wszystko poltergeistem. Pierwszy z balonów cudownie roztrzaskał się na jej ramieniu, na co o mało nie eksplodowała ze złości, ale zamiast się wydzierać, postanowiła skoncentrować się i zrobić raz w życiu coś mądrego. - Woda? Ależ nie trzeba było, Irytku! Od razu będzie łatwiej sprzątać - rzuciła zaczepnie, chociaż trudno powiedzieć, skąd dokładnie jej się to wzięło. W końcu nie należała raczej do osób zadziornych, aczkolwiek po ostatnim jej pojedynku, wszystko mogło faktycznie wyglądać inaczej. Tak czy inaczej, wymierzyła teraz różdżkę w Irytka, zastanawiając się, czym mogłaby go jeszcze potraktować i z przyjemnością wybrała confundus, które zastosowała niewerbalnie. Chciała, żeby Irytek zabrał się za rzucanie tymi balonami w wybrane przez nią miejsca, w końcu faktycznie mogła wykorzystać wodę do umycia podłogi, czyż nie? To, że oberwała jeszcze jednym pociskiem, gdy rzucała własne czary, akurat się nie liczyło.
Twoje opanowanie i spokój doprowadziło go do szału. Wydał z siebie dźwięk przypominający barani wrzask, zrobił kilka niekontrolowanych wymachów kończynami i mogłaś sobie obserwować zmianę jego mimiki ze wściekłej na oburzoną, zbulwersowaną... nawet jako umarły miał bardzo ekspresyjny wyraz twarzy. Tym razem był przygotowany na atak z Twojej strony i niczym skoczna łania wywinął tułów w jedną stronę i zaklęcie walnęło w ścianę, skąd spadła kandelabr ze świecą. Sam Irytek krzyknął coś jeszcze, co miało być przekleństwem, a wyszło z tego komiczne beczenie. Zamachnął swoimi łapskami, zanurkował w Twoją stronę i przeleciał przez Twoje ciało, a potem przez kamienną ścianę i zniknął... jednak te balony z wodą, które zostały w sali rozbiły się z charakterystycznym plaśnięciem o posadzkę. Zostałaś w sali sama, przemoczona wraz z małą powodzią. Możesz jednak być z siebie dumna, przepędziłaś Irytka... pytanie na jak długo?