Położone na drewnianych pomostach domki znajdują się dosłownie nad lazurowo-błękitną wodą, do której można wyskoczyć po podwinięciu wielkiej magicznej kotary. To idealne miejsce na ucieczkę przed tutejszym upałem! W pokoju znajduje się wielkie dwuosobowe łóżko, zwrócony w stronę wody tapczan, a także kilka stoliczków i szafek. Wszystkie meble są bardzo wygodne, nawet jeśli nieco nieduże - zabezpieczenia przed warunkami pogodowymi i turystami sprawiły, że kiepsko reagują na transmutację, więc lepiej niczego tutaj nie zmieniać! Przy każdym pokoju znajduje się również średnich rozmiarów łazienka, której magiczne szyby zapobiegają podglądaniu jej wnętrza. Z boku każdego tarasu jest oświetlony magią niegasnących lampionów materac z poduszkami, który zdaje się delikatnie bujać w rytmie kojących fal.
Lokatorzy:
1. Irvette de Guise 2. Wacław Wodzirej 3. Hariel Whitelight
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Mieszkał tutaj. Był tłusty czwartek. Chyba jakoś logicznie, że zaprosi swojego chłopaka do domostwa, które mu przypadło w udziale na ferie. Przecież też nic nielegalnego robić nie będą. No, może trochę nieetycznego jeśli ich praca skończy w oceanie. Ale! Po co mieli różdżki, żeby ewentualnym katastrofom zapobiegać. Chociaż Wacuś zaplanował ten dzień. Drugi najważniejsze święto w roku. Może trzecie, bo chyba wypada dodać obok Tłustego Czwartku i Kupałnocki urodziny Drejka. Dowiedzieć się, kiedy słodziak ma urodziny. Tak, cele zdawały się całkiem realne i wykonalne. Jednak powróćmy do Wacława, który chciał zrobić randkę. Taką nawet mugolską, bo te klimaty były mu dość bliskie i chciał dać się poznać własnemu, prywatnemu, osobistemu chłopakowi od tej strony. Na znak starań założył nawet koszulę, która mówiła: staram się, ale nie tak żeby cie przestraszyć. Skombinował odtwarzacz muzyki (bo zaklęcia nie znał) i ów sprzęcik czekał jedynie na Drejka, aby odpalić kojące duszę muzykę Anny Jantar i zapewne kilku innych równie cudownych głosów, które znajdą się na czymś takim staromodnym jak składanka - niegdysiejszy symbol miłości. Gdzieś po pokoju plątały się świeczki, które subtelnie odświeżały zapach pomieszczenia. Najważniejsze! Patelnia, stara i żeliwna. Ciasto! Własnoręcznie wyrabiane i dopieszczane z wielką starannością. Olej w ilości niemożliwej do opisania. To wszystko w oczekiwaniu na tarasie. Cukier puder! Bardzo ważna sprawa. Wacuś nawet postarał się o świeżość oddechu, bo wiadomo. Ten kieliszeczek wódki w cieście znaleźć się musiał, a otwarta butelka na wyjeździe ze studentami - nie zmarnowała się. Jednak sam Puchon nie balował wielce, bo chciał być dziś w jak najlepszej kondycji. O ile w ogóle nie spędził całego wieczoru i kawałka nocy z Drejkiem. Niemniej! Ten zapukał. Wacuś się ucieszył. Podszedł otworzyć drzwi. Ucieszył się jeszcze bardziej. - Tęskniłeś? - Zapytał onieśmielony, że w ogóle to się dzieje, a w co uwierzyć nie umiał od kilku ostatnich dni. Oniemiał i stanął wryty w progu. Może też nieco się stresował, żeby wszystko było pięknie, a Drejk nie wyszedł z myślą, że Polacy są szaleni w złym znaczeniu słowa tego.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Zanim przyszedł musiał się co najmniej parukrotnie upewnić że wie do jakiego domku iść żeby przypadkiem numerki mu się nie popierdoliły. Wolał nie wbić komuś do domku, bo coś takiego mogłoby się skończyć solidnym oszałamiaczem czy też innym zaklęciem wymierzonym prosto w łeb. Kiedy już doszedł do domku i zapukał w drzwi, przywitał go bardzo wdzięczny dla oka widok. W postaci bardzo seksownego wąsa. No i też muzyka puszczona z magicznego odtwarzacza. Nad zaklęciem jeszcze trochę popracują, ale to kiedy indziej. - Tak, jak co dzień. - Serce mu waliło ale raczej da radę. Wszedł do środka nieco się schylając, bo w końcu trochę wzrostu to on miał. Jeszcze nie był świadomy potencjalnego gotowania, ale dla Wacława może i nawet tą mroczną sztukę wytrzyma. I to nie tak że nawet czarna magia wydawała się dla niego łatwiejsza do zrozumiania niż... gotowanie. Uech... Na samą myśl można dreszczy dostać. -To co wymyśliłeś?
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Może i rozkoszny zapach Gryfona rozgościł się już w pokoju wraz z jego wejściem, a Wacław zatrzasnął drzwi trochę zbyt głośno ze wzgląd, iż zrobił to nogą a nie jak cywilizowany człowiek ręką chociażby to do pełni powitania czegoś mu brakowało. Dlatego złapał Drejka za rękę i chciał go do siebie przyciągnąć, co pewnie skończyło się tym, że to właśnie Puszek wleciał na niego bez pożałowanie któregokolwiek z momentu. - Nie zapomniałeś o czymś? - Zapytał ze szczenięcym uśmiechem, kusicielsko machając palcem, aby ten się pochylił. Wtem Wacuś ucałował go na powitanie a gdy ta formalna i dla studenta nawet emocjonalna strona powitania została przyjemnie dopełniona. Zaczęła się lekka panika. Czemu nie przygotował kwiatów? Albo jakiegoś podarku? Chociażby słodkiej muszelki? Musi się nauczyć o tym myśleć. Przynajmniej o tym drugim, gdyż wielkim antagonistą ciętych kwiatów Wacław był i takowym pozostanie. - Mój ojciec jest Polakiem i tam jest takie święto jak Tłusty Czwartek. Nie jest to dzień dla mięsożerców - nieco speszony tym odkryciem, chłopak podrapał się po czaszce. Ani mięcha, ani curry, ale wciąż jedzenie. Więc Drake i tak powinien być zadowolony! No i wspaniale. - Tylko dla jedzenia wszystkiego bez zarzucania sobie kalorii. Są w tym dwie tradycje, a ta, w której ja jestem zauroczony jest na wskroś bardzo słowiańska - zaprowadził ich na teraz, gdzie było przygotowane miejsce na palenisko, patelnia i cała straszliwa reszta. Wpierw Wacław zaproponował chłopakowi, aby usiedli i nacieszyli się widokiem na ocean. Żeby ochlapali się kilkoma ciepłymi promieniami i przestali się martwić wszystkim skoro są teraz razem ze sobą. W jednym pięknym miejscu. - Więc to jest tak, że robi się wspólnie faworki, taki przysmak, miesiąc przed jedną z pełni, która wchodzi w nowy czas. Faworki przypominają chrust, bo ich zadaniem jest trzymanie namiętności i sympatii w relacji. Smaży się na grubym tłuszczu, aby wyzbyć się przykrości i ograniczeń. A na koniec posypuje cukrem pudrem, żeby kolejny rok był słodki. I ja... chciałem własnie takie z tobą zrobić - wyznał w końcu swoje plany. Chociaż Wacuś wcale nie obraziłby się, gdyby Drejk chciał ograniczyć swoją role do bycia silnym samcem, który ma za zadanie rozpalić ogień. Bo potrzebowali czegoś do smażenia i o ile Gryfon był totalnie gorący to szkoda, żeby się spalił dla kilku faworków.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
A, przepraszam. - Poprawił się i dał studentowi buziaka, do którego musiał się nieco nachylić. Wzrost miał swoje wady i zalety, a to że trzeba było się schylać do całowania. Plusem było to że w tej spiekocie mógł robić swojemu chłopowi i przyjaciołom za jebitny parasol. Zaczął słuchać co Wacek mówił o tłustym czwartku i serduszko go nieco zabolało że nie będzie mięska. Nie tylko jego, bo siedzącą w nim krwiożerczą bestię też to zabolało. Ale jak to mięska nie będzie... No nic. Może Wacuś przygotował coś równie pysznego. Dał się poprowadzić, a to co zobaczył sprawiło że niemal mu serce stanęło. Gotowanie... Eliksiry może i mógł produkować całkiem dobre, mógł wysadzić mur w powietrze albo zmienić wodę w rum, ale gotowanie... Nie. Nigdy nie ogarnie tej sztuki w stopniu który zadowoliłby kogokolwiek. Jednak... Skoro Wacek chciał się dla Drake'a uczyć zaklęć, to może Lilac powinien zgodzić się na tę czynność od magii czarnej, a której efekty są urzekające jeśli wie się co robi? No i jego wahania odnośnie tej czynności zostały doszczętnie zmiażdżone przez Wackowe wyznanie na samym końcu jego wypowiedzi o Faworkach. - No dobra, to od czego zaczynamy? - Rzucił do niego z uśmiechem.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Zacząć, zacząć, zacząć... Najgorzej było zacząć! Jednak jak już działanie nabierze tempa to będzie z górki, przynajmniej Wacuś na to liczył, a i że samo gotowanie nabierze innego wymiaru i zmieni się w coś, co nie przyniesie nikomu bolączki. - Ogarniesz nam palenisko, a ja pójdę po rzecz do ciasta - nie wiedział jaką rzecz, ale była to urządzenie, które wycina ciasto w fikuśną falbankę. Specem nie był, więc nazewnictwa nie znał, ale wiedział jak to wygląda. Zaś kształtem i funkcją przypominało takowy wałek do krojenia pizzy. Zresztą nieistotne. Puchon zostawił swojego dzielnego faceta z zadaniem i sam oddał się swojemu. Miał już wszystko przygotowane, czemu więc niepotrzebnie tłuk się po kuchni? Głupota i zwyczajni czynnik ludzki. Zaś zza krawędzi kuchni, która prześwitywała na taras, miło sobie Drejka podglądał. Ten zapewne radził sobie znakomicie bądź nie, co Wodzirej wypierał, gdyż jak to chłopa nie darzyć nieugiętą chęcią i wizualizacją, iż ten potrafi wszystko. Dla Wacława potrafił i to się liczył. Także poza znalezienie the rzeczy Puszek przygotował kakao dla ich dwójki. Zimne, żeby złagodzić działanie upałów panujących na zewnątrz. Przyniósł słodkiemu Gryfonkowi duży kubek wręczając jako nagrodę, sobie wziął mniejszy, a w ustach swoją zdobycz. - Dzieje się magia? - Miał tutaj na myśli magie gotowania, chociaż pytanie zadał z błyskiem w oku, kiedy miał wolne race i wszystko. - Bo będziemy teraz kroić ciasto. - Czyli kolejne, równie krwiożercze zadanie, co wyczarowanie nieco ciepła.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Uśmiechnął się do Wacka i wyciągnął swój magiczny cedrowy kijaszek. Mu nie trzeba było dwa razy mówić gdy trzeba było coś czarować. W końcu to w tej dziedzinie czuł się najpewniej. Rozpiął troszeczkę koszulę u góry żeby go nie uciskała i szybkim niewerbalnym zaklęciem rozpalił płomień nad którym miały dziać się kulinarne cuda. Chociaż jeśli Drake był w pobliżu to raczej cudami tego nazwać się nie dało. Dlatego też wielką, wręcz niezmierzoną wiarę pokładał w Wacławie. Nie spodziewał się dostać zimne kakałko, więc było to dla niego przyjemne zaskoczenie. Napił się oczywiście odrazu, a zaraz po tym pocałował Wacka w czoło, bo ten usta miał zajęte. Dzieje się, dzieje. Będziemy kroić tym czymś? - Wskazał na przyrząd który przyniósł Puchon. Nie miał pojęcia jak się to nazywa, ale może nie będzie aż tak źle. Mimo tego ze nawykł do przecinania za pomocą zaklęć.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Raz w życiu chłop miał zajęte usta i tak mu się nieco gorsze związkowe szczęśliwości trafiły. Chociaż bardzo motywujące! Dlatego też nie zwlekał długo, a skoro magia się działa to chłopcy musieli działać. Tak też patelnia znalazła się na ogniu a Wacław zaczął się stresować, że w sumie zbyt wcześnie wyskoczył z tym ogniem, ale dobra. Był to problem do opanowania. Chociaż chyba warto zauważać, że Puchon niekiedy miał wokół siebie rozgardiasz tak też przy gotowaniu ten wyjątkowo wzmagał na sile. - Tak, tym czymś. Nie pytaj, nie wiem jak się nazywa - uśmiechnął się głupkowato, bo w pewien sposób wydawało mu się to durne. - Bo to nadaje taki fancy kształt ciastu. Ty pokroisz, ja złoże i na olej? - Czy Drejk dostał najbardziej banalne zadanie? W sumie tak, ale nie miało mu to odejmować zdolności. Raczej Wacuś chciał się pocieszyć ciastem w rękach. Już dajmy na to rozwałkowanym. Zatem była to zażyła współpraca. Olej został ostrożnie walny na gorejącą patelnie i nawet przeżycie było ciekawe. W sumie Wodzirej robił to po raz pierwszy, a doznawanie rzeczy po raz pierwszy z pierwszym chłopakiem było jak wyciągnięte z filmów dla nastolatek z Emmą roberts w latach 2010, czyli w najlepszych. - Ja trochę wiem, że to daleko, ale bardziej niż Walentynki lubię Noc Kupały - zaczął dość niezręcznie, więc żeby nie skupiać się na własnej niepewności, skupiał się na przyszłym ciastku. - I miło byłoby mieć taki plan na czerwiec...
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Trzask teleportacji odbił się echem w domku, gdy Irv powróciła z nadmorskiego baru. Nieco poparzona i z nowym artefaktem w kieszeni energicznym krokiem ruszyła do swojej sypialni, nie zwracając uwagi na to, że właśnie minęła siedzącego w salonie Hariela, zaczytanego w jakąś lekturę, która teraz i tak jej nie obchodziła. Zatrzasnęła za sobą drzwi, rzuciła plecak na łóżko i machnęła różdżką, rzucając na swój pokój Muffliato. Potrzebowała nieco prywatności i przestrzeni, ale niestety nieco się przeliczyła. Otaczające ją ściany ponownie obudziły w niej poczucie klaustrofobii i przypomniało porażkę, jaką osiągnęła w walce z boginem na pierwszej z wysp. Wrzasnęła więc z całych sił i rozpierdoliła Bombardą otaczające jej sypialnię okna, chcąc zapewnić sobie otwartą przestrzeń i dopływ świeżego powietrza. Następnie wyczerpana opadła na łóżko chowając twarz w dłoniach. Musiała to wszystko odreagować, lecz niestety w całym tym ferworze rzucone przez nią zaklęcie wyciszające było zbyt niedokładne i huk rozwałki rozniósł się po domku, który dzieliła z innymi. Ruda zdecydowanie powinna bardziej przykładać się do zaklęć, z którymi wiedziała, że na co dzień ma problemy, a emocje tylko je pogłębiały.
No dobra! - Rzucił kiedy tylko padła propozycja żeby to on pokroił ciasto. Może i jego umiejętności gotowania były niedorzecznie kiepskie, ale nie aż tak żeby nie był w stanie jakoś ładnie ciasta pokroić. Poczekał więc aż Wacek rozwałkuje ciasto, a gryfon cieszył się każdym momentem obserwując studenta przy rękodziele. Chwycił więc ten dziwny przyrząd i zaczął nim jechać po cieście. Szybko i bez wahania. Tak jak przy zażynaniu prosiaka i na tym jego umiejętności oczywiście się kończyły i z całą dumą mógł dawać Wodzirejowi czynić honory w smażeniu przysmaków. Na wieść o kupale i planach na Czerwiec uśmiechnął się odrazu i poklepał chłopa po plecach. Chyba lekko bo nie chciał żeby ten wpadł do oleju.- No to możesz już to zapisać sobie w kalendarzu.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
- Oczywiście - uśmiechnął się jedynie, a kiedy tak układał ciasto w odpowiedni kształt faworka. W końcu jakoś się to wyginało, zahaczało bądź cokolwiek dało się z tym zrobić. Wacuś improwizował. Tak, a jego działania miały zostać zaraz zweryfikowane w próbie oleju. Wiadomo jak to z tym gotowaniem było: jedyną pewną jest nieużywanie kwaśnego mleka. Znaczy, że jest zepsute. Chociaż zsiadłe mleko można legalnie kupić w każdym sklepie. To zaczyna być nieco podejrzane. Niemniej! Puchon był gotów na tę małą wojnę z ostatnim elementem tworzenia ciastek, bo jeśli coś jest z ciasta to jest ciastkiem? Chyba miało to sens. O ile nie było pączkiem albo makaronem, ale to też jakaś zbyt inteligentna myśl. Ułożył delikatnie ciasto na gorącym tłuszczu. Drejk rozpalił płomień, a jak on to zrobi - wiadomo - jara się jak 150. - Cholera! - Krzyknął i od razu odskoczył, dmuchając na rękę. Tłuszcz z patelni zaczął wściekle skwierczeć i wszędzie się rozpryskiwał, a sam poszkodowany zdążył jedynie przykryć to patelnią. We wspomnieniach z gotowania pod babcinym fartuszkiem... Wyglądało to inaczej i miało mniejsze konsekwencje w kontuzjach. - Um, chyba coś skiepściłem - tak postanowił się pożalić.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
NO! Czyli na czerwiec byli umówieni i raczej prawie żadna siła nie sprawi że Drake mu to odpuści. No chyba że będzie wypadała akurat pełnia, ale raczej aż takiego pecha wilkołak mieć nie może prawda? No by w końcu były jakieś granice nieszczęścia których nie dało się przekroczyć. A on już na ten rok szkolny chyba je wykorzystał. Kiedy Wacek krzyknął, gryfon odruchowo spojrzał w jego stronę i podszedł szybko kiedy ten patelną ujarzmił wściekły tłuszcz. Jego magiczny kij nie zdążył ostygnąć, a tu pojawił się kolejny powód żeby jej użyć. - Pokaż tę rękę. - Rzucił do niego i jeśli ten zrobił tak jak Lilac poprosił, rzucił zaklęcie Fringere. Z poparzeniami i innymi ranami tego typu już nauczył sobie radzić. No i na uzdrawianiu zdarzało się im leczyć już poważniejsze rany niż lekkie oparzenia od pryskającego tłuszczu. - Nie przejmuj się. Ważne są próby. - A Drake i tak miał w tym roku słodycze ograniczyć.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Nie oponował i usłużnie podał Drejkowi łapkę. Chociaż chciał biec już pod kran i zalać ją letnią wodę, stopniowo zmniejszając jej temperaturę. Oficjalnie powinien wiedzieć czy to prawidłowe działanie, ale w rzeczywistości nie wiedział. Szczególnie, skoro miał teraz uroczego opiekuna osobistego. Oczywiście podziękował mu milion razy za zaklęcie i drugi milion wysławił jego kunszt magiczny. Sam już nie wiedział, gdzie ma swoją różdżkę, więc nawet jakby chciał to by mało co zdziałał. - Tak, próby - zaśmiał się, chcąc się jakoś pocieszyć. Bardzo przykro mu nie było, ale jakiś żal zajął się pożarem w sercu. Chciał nakarmić Drejka czymś sobie bliskim i słodkim, posypać faworki cukrem pudrem i może chłopa przy okazji. A tak miał gotujący się olej i ciasto, które powoli zmienia się w skwarkę. Chociaż jeszcze nic straconego! Oczywiście, Wacuś już nie miał do tego motywacji, więc pewnie wróci do projektu kuchennego później, a teraz jedyne czego chciał to iść sobie stąd. Zaczarowaną ręką poruszył kilka razy, jakby sprawdzając czy odzyskała pełną sprawność. Nie to że wcześnie ją stracił, ale było to tak bardzo filmowe. Zaś sama relacja z Gryfonem zdawała się najciekawszą fabułą z filmów romantycznych. Tym, który chce się oglądać, a główna oś akcji nie opiera się na dramatach czy dopowiedzeniach. - To może sprzątniemy i pójdziemy na... stek? - Zgadywał na co to Wielki Pan Mięsożerca mógłby mieć ochotę. Wacław to nawet zjadłby tatara, ale dostać takiego na Malediwach? Zdawało się to bardzo śmiałą zachcianką. Chociaż z innej strony: kto nie próbuje ten nie pije szampana, no nie? A jakieś modżajto do obiadu też zdawało się ciekawą propozycją.
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Gorąc doskwierał mi coraz bardziej, więc dzisiaj leżałem w swoim domku. No, nie tylko gorąc. Do tego kac, który jakimś sposobem chodził za mną całe Malediwy. Czy można uzależnić się od eliksiru przeciwko tym alkoholowym bólom głowy? Dobre pytanie. W każdym razie dziś, zamiast na nie odpowiadać czytam Cierpienia Młodego Krukona, które uwielbiałem kiedy byłem młodszy. Idzie mi opornie przez ociężałe powieki i niesamowite zmęczenie tym trudnym życiem. W momencie gdy oczy powoli mi się zamykają, najwidoczniej wyruszam na popołudniową drzemkę. Irvette bardzo niegrzecznie wpada do naszego domku i aż podskakuję na kanapie, by udawać że wcale nie przysypiam a jestem pogrążony w lekturze. Nawet zagadałbym coś, ale wyraźnie nie jest w nastroju na pogawędki, więc stwierdzam, że po prostu wrócę do drzemki. Niestety nie dane jest mi pospać. Słyszę przerażający huk, turlam się z kanapy i staję na nogi, niezbyt zgrabnie. Bez pytania wbiegam do pokoju de Guise, skąd słyszałem te dźwięki. - Co się... - zaczynam, ale bardzo szybko widzę dokładnie co się stało. Stoję z otwartymi ustami i z przerażeniem patrzę na to co zostało z oknem. - Co ty robisz? - pytam tylko zdumiony. Podchodzę do rozwalonego okna i wyglądam przez nie, by sprawdzić czy nikt tego nie widział. Szczerze mówiąc znacznie bagatelizuje możliwość dla której Irvette mogła się tak rozwścieczyć.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Wywalenie z siebie emocji nie było czymś, co robiła często. Zazwyczaj spokojna i opanowana nie wyglądała na kogoś, kto dawał się ponosić w ten sposób, ale chociażby Zagumov miał już okazję widzieć Irv w tej bardziej wrażliwej, bardziej ludzkiej postaci. Tak jak wspomniała na plaży, podczas budowania zamków, wcale nie była zimnym robotem, za jakiego wiele osób ją uważało. Uniosła głowę słysząc czyjś głos. Potrzebowała kilku sekund, by zorientować się, co się stało i od razu rumieńce wypłynęły na jej blade lico. -Merde! - Pomyślała ganiąc się w głowie za brak ostrożności. -Zrobiło mi się duszno. - Uniosła brodę nieco wyżej, próbując zachować jakiekolwiek pozory. Odruchowo poprawiła też włosy, jakby najważniejsza była teraz prezencja, a nie fakt, że przed chwilą rozjebała sobie pół pokoju. Leżące wokół szkło sprawiało raczej małe zagrożenie urazowe, ale nie miało to teraz dla niej znaczenia. Już miała unosić się z łóżka i typowym dla siebie tonem bez emocji powiedzieć, że Harry narusza jej prywatność i czy byłby tak łaskawy zostawić ją w spokoju, gdy nagle przypomniała sobie jego słowa z plaży i... odpuściła. -Możesz posiedzieć tu ze mną? Potrzebuję kogoś... - Zazwyczaj tylko Hunter mógł oglądać ją w takim stanie i słyszeć podobne prośby, ale jeżeli mieli przestać wiecznie się żreć i zamykać w kółku niedopowiedzeń, nie mogła zwalać wszystkiego na ślizgona. Sama też musiała wykazać inicjatywę i chyba właśnie nadszedł na to czas. -Byłam w jednym z barów i tam jakiś pijaczek opowiadał o lokalnej legendzie. Taki facet namówił mnie żebym poszła z nim szukać tych smoczych kul i nie będę ukrywać było dość ciężko. - Rozgadała się nieco, choć raczej nie podawała zbyt wielu szczegółów. Wciąż była osłabiona, a nie wiedziała nawet czy Harry chce tego słuchać i czy jakkolwiek go to będzie obchodziło.
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Kiedy słyszę odpowiedź pod pomarańczowymi szkłami okularów przeciwsłonecznych, moje oczy robią się wielkie jak spodki. - Zrobiło Ci się duszno? - powtarzam z niedowierzaniem patrząc na zniszczenia, które narobiła. Co może temu zaradzić? Czy moje odrobinę niezręczne Reparo wystarczy? Nie sądzę; ale to nie znaczy, że nie próbuję. Z wielkim skupieniem staram się naprawić ścianę dla Irvette, chociaż zaklęciarzem dobrym to raczej nigdy nie byłem. Jednak kiedy orientuję się, że ona nie zamierza nic z tym zrobić, nie widzę innej opcji. Nie rozumiem dlaczego nie próbuje ogarnąć bałaganu, który narobiła, ale zaczynam podejrzewać, że to mógł by ciężki dla niej dzień. Zerkam na nią ukradkiem kiedy teraz zaklęciem zamiatam w kąt leżący na ziemi gruz i część szkła. Patrzę na wyrwę w ścianie, które niby trochę naprawiłem, ale powiedzmy sobie szczerze - każdy kto przeszedłby obok zobaczyłby co to za fuszerka. Tylko z daleko może miałem szansę się wybronić. Zastanawiam się kto jest na tyle dobry w zaklęciach, by to naprawić bez zbędnych pytań. Zanim jednak zdążę wyrazić na głos swoje wątpliwości, Irv tak mnie zaskakuje, że odwracam się w jej kierunku ze zdziwionym. - Hm? - mruczę pytająco, nadal z uniesioną różdżką. - Och... jasne - mówię kiedy chwilę postałem jak kołek, a teraz zrozumiałem, że wcale się nie przesłyszałem. Podchodzę do łóżka de Guise i siadam aż przy ścianie, by wyciągnąć nogi, oprzeć się wygodnie i jeszcze wyciągnąć papierosy i zapalić sobie. W końcu mamy niezłą wentylację. - Ciężko? Co się stało? Nie powinnaś słuchać pijanych ludzi - radzę jej szczerze i jeszcze kładę jej łydki na swoje chude uda, bo wcześniej przesunąłem je odrobinę nieuprzejmie.
Okej, może faktycznie ta odpowiedź była dość lakoniczna jak na zniszczenia, których dokonała, ale też nawet nie kłamała. Po prostu pominęła najważniejsze szczegóły tej sytuacji, nie chcąc pokazywać swojej słabości, co jak widać nie wyszło jej zbyt dobrze. Patrzyła w milczeniu, jak Harry naprawiał jej zniszczony pokój, nie do końca wiedząc, co z tym zrobić czuła, jak z każdą kolejną cegłą w odpowiednim miejscu, znów zaczyna brakować jej tlenu, ale starała się to opanować w miarę możliwości. -Dziękuję. - Kulturalna jak zawsze musiała docenić wysiłki ślizgona, bo chłopak się namęczył, a widać że nie była to dla niego najłatwiejsza robota. Zmarszczkami lekko piegowaty nos, gdy poczuła dym papierosów w jej pokoju, ale nie skomentowała tego czując ulgę, że chłopak postanowił spełnić jej prośbę. Zresztą wciąż faktycznie mieli dość dobrą wentylację, więc starała się jakoś pogodzić z tą małą niedogodnością. -Wiem, nie wiem co mnie podkusiło. Chyba to wino palmowe... - Przyznała, spuszczając nieco wzrok, po czym pozwoliła mu ułożyć swoje nogi na jego i westchnęła, bo właśnie postawił ją przed zadaniem trudniejszym niż walka że smokiem. -Podróżowało się po kilku wyspach, a na każdej coś się czaiło. Jedna z nich była pełna atakujących mnie wróżek, a na ostatniej musieliśmy walczyć że smokami. - Odsłoniła fragmenty ciała, gdzie widać było ranki po tych starciach, celowo odradzające najtrudniejszą dla niej część. -Ale to nie był aż taki problem. Pierwsza wyspa wymagała starcia z boginem a z tym nie...Nie radzę sobie najlepiej. Potrzebowałam kilku prób, bo mdlałam i chyba jeszcze nie doszłam do siebie. - Wyrzuciła w końcu, nie będąc w stanie spojrzeć Harielowi w twarz. W końcu nie co dzień przyznawała się, że ma z czymkolwiek problem. Szczególnie z czymś tak podstawowym jak bogiń, z którym uczyła się walczyć już w podstawówce. Na samo wspomnienie tego starcia zgięła swoje ciało i przytuliła się do piersi chłopaka szukając pocieszenia i poczucia bezpieczeństwa, które chwilowo miała zachwiane.
@"Hariel Whitelighr"
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Jeśli to było jakieś pociesznie, okno powiększyło się w bardzo dużym stopniu, bo w pewnym momencie już uznałem, że dam sobie spokój z marnymi próbami ułożenia napraw ściany. Teraz jedno z okien było nie równomiernie większe niż wszystkie w domku. To był jedyny powód dla którego pozwoliłem sobie na takie zapalenie, skoro byliśmy prawie jak na dworze. - Nie powinnaś pijana słuchać pijanych ludzi - zmieniam swoją radę kiedy Irvette przyznaje, że sama była pod wpływem palmowego winka. Nie mówię tego żartobliwie czy z ironią, raczej wypełniam ciszę prostymi stwierdzeniami, paląc papierosy, kiedy Ślizgonka wydaję się być speszona albo niepewna. Wyciągam szyję, by zobaczyć rany na skórze dziewczyny. Zapytałbym czy dobrze się czuje czy nie uderzyła się w głowę, ale doszły mnie słuchy, że istniała pewna podejrzana wycieczka na Maldiwach. Omijałem ją z daleka. - Ze smokiem? Jak go pokonałaś? - pytam ze zdziwieniem i uniesionymi brwiami. Wyciągam długi palec by przejechać po śladach na skórze Irv. Orientuję się jednak, że to nie jest wcale powód jej smutku. Szczerze mówiąc potrzebuję chwili, żeby zrozumieć dlaczego nie mówi mi wprost o co chodzi. Dopiero po chwili rozumiem, że to po prostu jej duma nie pozwala się przyznać dosadnie do głębokiej przykrości. -Mdlałaś, ale poszłaś dalej? - zadaję pytanie w którym brzmi niedowierzanie i lekka dezaprobata. Na mój gust powinna zostawić to i zadbać o siebie, a nie robić wszystko by znaleźć się gdzieś przy smoku. Zanim jednak powtórzę jak katarynka jej kolejną wypowiedź, Irvette niespodziewanie przytula się do mnie. Mimo głębokiego zaskoczenia obejmuję ją w naturalnym geście i przyciskam delikatnie do wątłej piersi. - Takie to są te boginy. Czasem przedstawiają rzeczy z których nie ma jak się śmiać - mówię kiedy przypominam sobie jaki popłoch kiedyś wywołał bogin będący ciałem bliskiej osoby jednego z uczniów. Nie pytam jednak co takiego ma Irv, póki wygląda na zbyt przejętą. Jedynie głaszczę ją po włosach w pocieszającym geście i czekam aż się powie sam z siebie ile chce. - Wygrałaś coś chociaż? - pytam jeszcze - Był jakiś sens tych tortur fizycznych i psychicznych?
Przynajmniej faktycznie dochodziło tu nieco więcej powietrza i Ruda aż tak nie odczuwała duszności, które odpadały ją nawet w niektórych szkolnych salach. -Nie powiedziałabym, że byłam pijana. - Podkreśliła, bo przecież wypiła zaledwie jeden kieliszek. Prawda była też taka, że w jakiś sposób Theo ją po prostu urzekł i chyba dlatego zgodziła się wziąć z nim udział w tej wyprawie. -Nie było łatwo to dość potężne stworzenia, ale kombinacja kilku mocnych zaklęć ofensywnych i krąg ognia zdziałały cuda. - Przyznała, sama nie do końca pamiętając dokładnie czego używała. Była tak skupiona na przeżyciu, że po prostu nie patrzyła na swoje ruchy. Poza tym wracając na wybrzeże początkowo miała przeczucie, że to wszystko to tylko niebezpieczny sen. -Myślisz, że utrata przytomności sprawi, że się poddam? Poza tym nie byłam tam sama i musiałam trzymać oko na towarzysza. - Oczywiście nie miała zamiaru wspomnieć, że użyła na nim hipnozy i chciała się upewnić, że można mu zaufać. Obecność Theo była jednak naprawdę nieodzowna podczas tej przygody. Poczuła pewną ulgę, gdy Harry ją objął i mocniej wtuliła się w jego pierś. Nie spodziewała się, że jego obecność naprawdę tak jej pomoże. -Najgorsze jest to, że mój strach jest irracjonalny, ale mimo tylu lat nadal nie wiem jak zamienić go w coś zabawnego. Szczególnie po tym jak rok temu zostałam chwilowo uwięziona pod ziemią. - Przypomniała sobie spotkanie z tajemniczym Flo, przez co przeszedł ją niechciany dreszcz. Naprawdę była na siebie zła, że w obliczu zagrożenia życia potrafi zachować zimną krew, ale troszkę mniejsza przestrzeń już ją paraliżuje i pozbawia zdolności logicznego myślenia. -Dostałam taki dodatek na różdżkę. Dość nieźle wzmacnia jej moc. - Przyznała, sięgając dłonią po swój magiczny patyczek, choć wciąż raczej nie zwiększała dystansu między sobą a Harielem. Podała mu różdżkę, by mógł podziwiać oplecione przez podobiznę smoka drewienko. Nie wiedziała, czy to wszystko było tego warte, ale faktycznie przynajmniej nie wyszła z tej przygody z pustymi rękoma.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Nie można było niczego innego oczekiwać mając Drake'a w pobliżu. Wilkołak zazwyczaj albo przynosił szczęście - głównie sobie - albo pecha. Nie była to raczej żadna magia, ale po prostu życie uznało że powinien co chwilę mieć jakąś przygodę. Katastrofy zwłaszcza można było się spodziewać kiedy w grę wchodziło gotowanie, bo nawet jeśli chciał to zazwyczaj mu to nie wychodziło. I tak mają szczęście że nie doszło do pożaru. Kiedy za to usłyszał kolejną propozycję Wacka, Drake aż się uśmiechnął. - Jestem bardzo na tak. - Mięso kochał prawie w takim samym stopniu jak puchona, a zwłaszcza jak było go dużo. Naprawdę dużo. No i najlepiej bez kości żeby nie musiał się męczyć z dłubaniem i tak dalej. - A wiesz gdzie taki możemy dostać?
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
- Jakim cudem tu w barze wysyłają ludzi na wyspę smoków - mówię i marszczę brwi, kiedy próbuję sobie wyobrazić to co mi opisuje Irvette. Osobiście bym co najwyżej zatańczył temu smokowi, albo rzucił klapkiem i liczył na to, że wpadnie mu do oka. Na jej zapewnienia, że nie była pijana macham uspokajająco ręką, bo całkiem jej wierzę. Ona to nie ja, że nachlany jak prosiak leciałbym na podbój jakichś malediwskich wysepek. Może ona to jakkolwiek przenalizowała. Albo raczej kompletnie nie miała pojęcia w co się pakuje i gdyby miła jakiekolwiek pojęcie z pewnością by tam nie wyruszyła. - No nie wiem, po co miałabyś biec do przodu jak lekkomyślny Gryfon kiedy wielokrotnie mdlejesz - wyrażam swoją dezaprobatę z westchnięciem. Nawet jakbym tam był z Voralbergiem, który ponoć jest niesamowitym magiem, nie czułbym się tam do końca bezpiecznie. A co dopiero z pierwszym lepszym typem z baru. Przytulam dłuższą chwilę Irv, słuchając co ma do powiedzenia. - Co to jest? Twój bogin? Bo rozumiem to jakaś klaustrofobia, skoro mówisz że pod ziemią? - pytam w końcu, bo wydaje mi się, że jest skłonna powiedzieć, potrzebuje jedynie naprowadzenia, że mnie to oczywiście interesuje. Równocześnie gaszę resztkę papierosa gdzieś na ścianie, stwierdzając, że posprzątam potem. Przyjmuję różdżkę de Gusie i patrzę na ładny, aczkolwiek nie wiem czy wart tyle zachodu przedmiot. - Cóż... rozumiem - mówię i przyglądam się temu czemuś, by z niezbyt dużym zainteresowaniem oddać jej zdobycz. Sam zaś dotykam jej włosów i chowam za ucho, opiekuńczym gestem. Zerkam na nią z góry, by czy po jej minie mogę jakkolwiek wywnioskować jak się miewa. Próbuję wypadać ciemnymi tęczówkami jej samopoczucie, wlepiając w dziewczynę czujny wzrok. - Lepiej ci chociaż po tej rozwałce? - pytam wskazując głowę na okno i nadal przyglądając się jej czujnie.
-Nie tyle wysyłają... - Zawahała się wiedząc, że to co teraz powie będzie świadczyło o jeszcze większej głupocie z jej strony. -Ten pijaczek opowiadał tylko miejscową legendę, to my postanowiliśmy sprawdzić, czy jest ona prawdziwa. - Skrzywiła się z lekkim uśmiechem, spodziewając się reakcji Hariela raczej poza spektrum pozytywnych. -Wiem, nie było to mądre, ale szczerze nie pomyślałam nawet o powrocie. Może faktycznie jestem lekkomyślna. - Przygryzła dolną wargę w zamyśleniu. W życiu by tak o sobie nie pomyślała, ale to, co działo się na Malediwach pokazywało jasno, że Irv nie zawsze nad wszystkim panuje i zdarza jej się podejmować lekkomyślne decyzje. A może po prostu poczuła się zbyt pewna siebie i swoich umiejętności? Albo tak naprawdę nie spodziewała się, że ta cała legenda okaże się prawdziwa. -Dokładnie tak. Od dziecka nie potrafię funkcjonować w zbyt małych pomieszczeniach szczególnie jeśli nie jest zachowana odpowiednia proporcja muru i okien. - Przyznała zawstydzona, chowając twarz w ramionach Hariela. Nie powiedziałaby, że ufa mu bezgranicznie ze swoimi sekretami, ale przecież ona jego strach znała już od dawna i jakoś miała przeczucie, że jej strach jest u niego bezpieczny. Naprawdę było to dla niej niecodzienne uczucie. Uniosła lekko wzrok, patrząc w jego oczy, gdy odsłonił jej twarz od opadających na nią włosów. Nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła się jednocześnie tak bezbronna i zaopiekowana. -Nie do końca. Nie po rozwałce przynajmniej. - Oczywiście, że obecność Harry`ego podziałała na nią bardziej kojąco. Gdyby chciała, by rozwałka ją uspokoiła, zapewne musiałaby się wyżywać aż cały domek zostanie zrównany z ziemią, a to raczej nie wpłynęłoby za dobrze na postrzeganie jej przez inne osoby szczególnie te, które pełniły ważne funkcje w murach szkoły. -Harry...? - Zaczęła, po czym pokiwała głową uznając, że jednak chyba nie jest w stanie z siebie tego wywalić. Jednocześnie nieco się zarumieniła i poprawiła swoją pozycję, co jawnie świadczyło o tym, że wraca do wyuczonej postawy i poprawnego zachowania.
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Kiedy Irvette mówi o tym jak nagle postanowili tak znikąd coś sprawdzić po historii jakiegoś pijaczka, wyciągam dłoń, by położyć ją na czole dziewczyny i sprawdzić czy przypadkiem nie ma temperatury. - Zadziwiające. Zawsze żyłem w złudzeniu, że jesteś bardziej rozsądna niż ja. Ile człowiek może się nauczyć podczas wakacji! - mówię i kręcę głową w podziwie nad tym co to możemy się dowiedzieć podczas wyjazdu i kilku spontanicznych decyzji. - Po prostu jesteś bardzo odważna i żądna przygód! Słyszałem, że to zaleta - mówię i uśmiecham się lekko w stronę Irvette, wyraźnie próbując zrobić coś, żeby ta ponura atmosfera opuściła nas chociaż na chwilę, a moja przyjaciółka się rozweseliła. Kiwam głową kiedy mówi o ciasnych pomieszczeniach. Całkowicie to rozumiem, w końcu tak naprawdę mój strach jest całkiem podobny, też dotyczy w pewnym sensie przestrzeni. Tylko wodnych. - Kiedyś gdzieś utknęłaś czy coś? Ja zawsze powtarzam ojcu, kiedy jakimś cudem znajduje się obok niego, że to jego wina że boimy się wody, bo nigdy nas nie mył - mówię swoje brednie, które opowiadam starszemu Whitelightowi. A potem się dziwie czemu mnie unika. No dobrze, wcale nie jestem tym zdumiony. Szybko orientuję się co ma na myśli Irv po swoich słowach i ponownie uśmiecham się do niej miło i mrugam do niej łagodnie. Zaczyna również coś mówić, ale ku mojemu rozdrażnieniu bardzo szybko zmienia zdanie i właśnie próbuje się wyprostować. - No cooo, Irveta! - mówię oraz staram się nie pozwolić jej wrócić do swojej napuszonej pozy, więc łapię ją za ramiona i przyciągam na powrót do siebie. Równocześnie zbliżam swoje usta niebezpiecznie blisko niej. Tylko po to, by nagle znaleźć się nimi na jej szyi, ale zamiast złożyć pocałunek znienacka wydmuchuję powietrzę w jej skórę. Dobrze wiem, że dzięki temu nie tylko szyja będzie jakże zabawnie pierdzieć, ale też są to wykwintne łaskotki.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Nie musiał wiedzieć, gdzie jest miejsce z jedzeniem, żeby się do niego wybierać. Także zgoda na propozycje wezbrała jedynie w uśmiech i pociągnięcie Gryfona w stronę drzwi wejściowych. Kilka rzeczy, które należało sprzątnąć od zaraz zostało własnie sprzątnięte i chłopcy po nieudanym smażeniu mogli wybyć na błogie błąkanie się po wyspie. O czym Drake jeszcze nie wiedział i wnet został uświadomiony. - Zupełnie nie wiem, gdzie możemy coś takiego zjeść, ale! - Nader ważnym ów "ale" było gdyż wyznaczało nowy wątek i kierunek sprawy. - To nam nie powinno przeszkadzać w błądzeniu i szukaniu. - Uśmiechnął się, chowając w spojrzeniu pewną chuć. Mianowicie taką swoją ekstazę to przygody prozodii dnia codziennego. Wacuś lubił to doceniać. To, jak pada światło na twarz osoby, która się zauroczył bądź jak ta lubi trzymać kubek przy gorącym napoju. Wszystko było istotne, jeśli chciało się dostrzec urok danej sytuacji. - Możemy się zgubić, szukając restauracji. Udamy, że Malediwy są naszą, małą Wenecją - wszak tam pary błądziły po uliczkach miast, gubiąc się w zwieńczeniu romantyzmu. Wacław chciał tego doświadczyć albo raczej zdać się na ślepotę losu wobec czasu, który miał spędzić ze swoim słodkim Gryfonkiem.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Pacnęła go lekko dłonią w pierś, gdy wypowiedział te słowa, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Rozumiała jednak, co miał na myśli, bo sama widziała te dziury w logice, których nie potrafiła niczym sensownym wypełnić. -Proszę mnie tu nie oceniać przez jedną głupią decyzję. Nadal mam więcej oleju w głowie niż Ty. - Zażartowała, choć poniekąd zgadzała się ze swoimi słowami. Malediwy naprawdę pozwoliły jej się wyluzować, ale zaczynała mieć wrażenie, że chyba zbyt mocno pozwoliła sobie stracić czujność. -Odwaga to synonim lekkomyślności i głupoty. Nie porównuj mnie do gryfonów. - Parsknęła rozbawiona trochę zbyt mocno niż wypadało. -Prędzej zbyt pewna siebie i przekonana o własnej nietykalności, co jak widać czasem może się na mnie odbić. - Sprostowała już nieco poważniej, przyznając się do własnych wad, których niestety była aż nadto świadoma. Musiała jednak przyznać, że takie wywalenie z siebie podobnych rzeczy działało zaskakująco odciążająco na jej głowę, która wiecznie nastawiona była na maksymalne obroty. -Och, to by wyjaśniało te Twoje brudne myśli. - Wytknęła mu przyjacielsko, ale zaraz potem skupiła się na temacie własnego lęku, który...Cóż, powoli stawał się dla niej coraz mniej komfortowy. -Nie przypominam sobie, bym wpadła w jakąś szczelinę, czy coś. - Odpowiedziała nieco ogólnie, ale nie miała zamiaru opowiadać o kilku niuansach z jej rodzinnego życia, a jednocześnie, chciała być z Harrym szczera. -Niektórzy po prostu boją się rzeczy bez większego podparcia logiką, prawda? - Dodała chwilę później, przybierając na twarz uśmiech, który miał nieco zwieść Hariela. I tak już dostatecznie się przed nim dziś obnażyła. Nie sądziła, że ślizgon będzie chciał z niej cokolwiek wyciągać i już miała mu odpowiedzieć jakąś wymijającą odpowiedź, gdy ten przyciągnął ją znów do siebie, po czym w dość niespodziewany sposób, przynajmniej dla rudowłosej, postanowił ją połaskotać. -Prze-e-e-stań Har-ry! - Zwinęła się, próbując ochronić swoje ciało przed jego łaskotkami, na które niestety była cholernie wrażliwa. Nie było chyba miejsca na jej skórze, które byłoby odporne na te słodkie tortury, co było dość ważnym powodem, dla którego nikomu o tym nie wspominała.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
No, w razie czego będziemy zapytać kogoś miejscowego o drogę. - W końcu nie było w tym niczego złego, a miejscowi na pewno dobrze wiedzą gdzie można sobie porządnie zjeść. Wsunąłby sobie taką porządną porcję mięsa z sosikiem. Aż ślinka mogła mu pociec na samą myśl o tym. - No i mamy na to cały dzień, więc nie ma co się śpieszyć. - W końcu najgorsze co może się stać to burczenie w brzuchu i kiepski humorek. Pomógł Wackowi w sprzątaniu i kiedy skończyli ruszył z nim do wyjścia. - Ale ja płacę i bez dyskusji. - Rzucił zanim jeszcze wyszli. Skoro Wacek zaplanował to nieudane smażenie pączków, to mu się zrewanżuje postawieniem obiadu. Albo kolacji... Nie wiadomo w końcu ile będą tej restauracji szukać.