Najchętniej to zostałaby w swoim pokoju, zakopana pod grubym kocem, sama ze sobą i swoim nieszczęściem. Nie mogła jednak unikać lekcji w nieskończoność. Nie po to zapłaciła za powtarzanie klasy równowartość połowy nowego sprzętu do quidditcha, żeby kolejny raz zawalić rok. To był ten dzień, w którym musiała w końcu pojawić się na zajęciach, pierwszy raz od zeszłego semestru. Mało kto wiedział o tym, że nie zdała i czuła się z tym nieswojo. Idąc szkolnymi korytarzami, miała wrażenie, że wszyscy się na nią gapią i ją oceniają, choć tak naprawdę mało kto zwracał uwagę na niczym niewyróżniającą się Puchonkę w szkolnym mundurku. Tylko w jej własnej głowie odgrywał się mały dramat. Minęła chwila, zanim nacisnęła klamkę i weszła do sali. Stała tak pod drzwiami, walcząc sama ze sobą, aż ktoś z tyłu jej nie ponaglił. Nawet nie zwróciła uwagi, kto to był, po prostu wzięła głęboki wdech i weszła do środka, byle tylko zejść z drogi i nie rzucać się w oczy. Szybko przemknęła do ostatniej ławki i usiadła, nieco się garbiąc, jakby w ten sposób miało ją być mniej widać. Ukradkiem rozejrzała się po sali, aby sprawdzić, kto jeszcze przyszedł na transmutację. Nie wszystkich rozpoznała, dostrzegła jednak kilku znajomych Puchonów i mimowolnie się uśmiechnęła. Jak dobrze było ich widzieć! Miała ochotę podbiec do każdego z osobna, wyściskać, zapytać o to jak im minęły wakacje, przytulić, dowiedzieć się, czy aby na pewno wszystko w porządku i jeszcze raz wyściskać, z całą swoją borsuczą miłością. Pozostała jednak na miejscu, bo na razie nie chciała skupiać na sobie uwagi. Najpierw musiała pogodzić się ze swoją porażką i oswoić się z myślą, że powtarza rok i to wcale nie jest nic nadzwyczajnego, nie ona pierwsza i nie ona ostatnia! Poukładanie sobie tego w głowie wymagało jednak czasu...
/Zapraszam, można się przysiadać!
Autor
Wiadomość
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Przedmiot sąsiada:@Julia Brooks i jej pałka Efektywność:4-1=3 Modyfikatory: niewykorzystany przerzut Ocena:Zadowalający (6 PW) Punkty dla domu: +10
Oj tak kim byłaby Strauss, gdyby nie odzyskała głosu i możliwości wygłaszania swoich jakże celnych oraz trafnych uwag? W tym także komentarzy, które odnosiły się do wszystkiego, co możliwe, aby jakoś pokazać swoje iście krucze poczucie humoru. - Musisz mnie w takim razie nauczyć tego zaklęcia - mruknęła w odpowiedzi, uśmiechając się zaczepnie, a następnie na komendę sięgając po pałkę przeobrażoną przez Brooks, aby tylko dokonać na niej jakiś przekształceń i cofnąć efekty transmutacyjne. Tylko, że i tym razem jakoś szczególnie nie poszło jej to zadanie. Może coś ją rozproszyło? Albo po prostu naprawdę jej się nie spieszyło i miała czas na to, aby przywrócić pałkę do świetności choć wciąż wyglądała na nieco zajechaną użytkowaniem.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Przedmiot sąsiada: NPC ze szczęką Efektywność:6 Modyfikatory: +5pkt dla domu! Ocena: 4PW -> O Punkty dla domu: +10
Okay w pierwszym etapie może się i nie popisała, ale przynajmniej posłużyło jej to za motywację i już przy wymianie przedmiotów (w ogóle co za debil przynosił sztuczną szczękę? Ew.) Poszło jej już o wiele lepiej. Być może była to kwestia związana z tym, że przy swoich transmutacyjnych zabawach bardzo często musiała odkręcać wszelkie wpadki oraz odnawiać przedmioty, które podniszczyła. Nie mówiąc już o tym, że czasami z transmutacją eksperymentowała na sobie, a to już był bardzo kiepski pomysł. Niemniej chyba jej sprawne posługiwanie się różdżką przypadło do gustu Pattonowi, który nagrodził ją za to dodatkowymi punktami domu. Naprzód, Gryffindor.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Przedmiot sąsiada:@Doireann Sheenani i jej cholernie duża chochla Efektywność:4-1 = 1 Modyfikatory: był -1 Ocena: 13PW = PO Punkty dla domu: +15
I oto stało się to czego naprawdę się obawiała. Zwróciła na siebie uwagę Craine'a, który oczywiście od razu wyłapał, że jej zaklęcia niespecjalnie podniszczyły przedmiot. Drgnęła ledwo dostrzegalnie na brzmienie jego ostrego tonu i w pokorze skłoniła głowę, gotowa na ujęcie punktów dla domu. - Rozumiem, Panie Profesorze - odpowiedziała po czym zabrała się do pracy dodając dodatkowe przebarwienia oraz osad i rysy na powierzchni przedmiotu oraz przedarcia na znajdującym się w środku materiale. Cóż możliwe, że wcześniej nie do końca zrozumiała zadanie, dając się zbytnio zdekoncentrować siedzącą obok Puchonką, której nie widziała jednak dosyć dawno. Cóż, przynajmniej mogła jeszcze coś jeszcze zrobić i jakoś uratować swój honor i ocenę. - Tylko, że nie wykonałam zadania poprawnie - mruknęła w odpowiedzi do dziewczyny, która chyba starała jej się dodać otuchy. Na próżno. Jej umysł już udał się w spiralę pełną wątpliwości i poczucia winy związanego z tym, że nie udało jej się sprostać od razu oczekiwaniom. Była artystką, owszem, ale i perfekcjonistką, która musiała wszystko wykonać idealnie, a tutaj jej to nie szło. I być może przez poprzednią interwencję nauczyciela nie szło jej już tak sprawnie jak powinno. Dłonie jej drżały i nie pozwalały na precyzyjne prowadzenie różdżki, przeciągając w czasie poprawne rzucanie zaklęć. Po prostu skończył jej się czas i nie mogła dokończyć odnawiania chochli Doireann, która tylko w połowie wyglądała jak nowa.
Murphy M. Murray
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 173
C. szczególne : często chodzi po szkole z rogami lub ogonem, a w chwilach wzmożonych emocji włosy zawsze informują o tym otoczenie swoim kolorem; blizna po ranie ciętej na lewym boku na wysokości pępka
Przedmiot sąsiada: NPC -> ramka na zdjęcie Efektywność:5 Modyfikatory: +1 za słabe postępy Hawka Ocena: 6PW -> zadowalający Punkty dla domu: +10 za ocenę (z kostek wychodzi na zero)
Nie odpowiadam ani Patolowi, na komentarz Hawka natomiast wzruszam ponura ramionami. Nauczyciel i tak na szczęście był zbyt zajęty ogarnianiem reszty gryfonów, żeby poświęcić uwagę mojej twórczej interpretacji zadania. Zdrapuję więcej farby, zanim podaję frisbee innemu uczniowi, od którego natomiast dostaję w zamian metalową ramkę na zdjęcia. Jestem trochę zirytowany, a przez to bardziej zdeterminowany, więc nawet faktycznie otwieram podręcznik i odczytuję szybko opis zaklęcia. Wydaje się dość proste i okazuje się, że moja pewność siebie jest dość uzasadniona, bo szybko udaje mi się pozbyć przebarwień, pęknięć na szkle i wygięć na haczyku. Nie mam pojęcia, jak wyglądał przedmiot przed poprzednim etapem lekcji, więc z rozpędu lecę dalej. Po wszystkim ramka lśni nowością, co docenia nawet Patol, któremu mam ochotę pokazać wyciągnięty środkowy palec, ale się powstrzymuję. Zamiast tego odwracam się przez ramię, żeby rzucić zmordowane spojrzenie Marli. Jeśli się po tym wszystkim dowlokę do wielkiej sali, żeby w końcu coś zjeść, to będzie cud.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Przedmiot sąsiada: ncp - parzysta (wąski wazonik z bardzo dobrze nałożonymi cechami postarzania w liczbie trzech) Efektywność:2 Modyfikatory: - Ocena: 8 pkt - zadowalający Punkty dla domu: -5 z poprzedniego etapu i +10 za ocenę = 5
Z racji tego, że Patol na samym początku lekcji pozbawił ją partnera, była zmuszona skorzystać z przedmiotu przygotowanego przez niego. Zerknęła na wazon, który wyglądał jakby został wyciągnięty trollowi spomiędzy pośladków i zaklęła w myślach, bo oznaczało to, że będzie miała większy problem z odczarowaniem skaz. Westchnęła i zabrała się do pracy, marząc jedynie o tym, aby opuścić klasę i iść w końcu na śniadanie. Dlatego odwzajemniła zbolałe spojrzenie Murpha i machnęła pewnie różdżką, próbując niewerbalnie pozbyć się zarysowań na wazonie. Zerknęła z dumą na wygładzony przedmiot, dopiero teraz zauważając, że jednocześnie sprawiła, że jego kolor wyblakł. Osunęła się zrezygnowana na krześle, bo i tak nie miała więcej czasu, żeby to poprawić. Najważniejsze było to, że za kilka minut odzyska upragnioną wolność i nie będzie musiała oglądać mordy tego starego zgreda przez kilka najbliższych dni.
Biegiem pędziła do wielkiej sali, spóźniona na umówione z przyjacielem spotkanie o jakieś piętnaście minut, jeszcze w locie poprawiając krawat i zaczesując włosy w niedbałego koka. Co jak co, ale na transmutacji zawsze musiała się pojawić, nawet jeśli Camael wybrał bardzo niedogodną dla wszystkich porę - bo nie wierzyła, że z wielką ochotą przyjdzie na swoją własną lekcję o ósmej piętnaście (chora godzina!!) tuż po swoim miodowym miesiącu. Cała zziajana dopadła @Thaddeus H. Edgcumbe przy stole Puchonów i opadła ciężko tuż obok niego. - Wiem. Nic nie mów. To było nieplanowane - od razu weszła mu w słowo, aby darował sobie ewentualne oburzenie czy ziapanie o jej brak punktualności. - To nie moja wina, serio, to te cholerne schody. A, no i Guinness rzygał - wyżaliła się, jednocześnie nalewając sobie do filiżanki czarnej kawy. - Pewnie bym już zrezygnowała, ale transma to rzecz święta. Nawet się wyspałam - upiła parę łyków zbawiennego napoju - bo wczoraj skończyłam robotę dwie godziny wcześniej. D w i e godziny! Jedz szybciej, bo nie chcę przyjść ostatnia - szturchnęła go w ramię, znacząco patrząc na resztkę tosta na jego talerzu. Sama oczywiście pominęła tak oczywistą kwestię jak śniadanie, rzadko kiedy jedząc cokolwiek rano. Dopiła resztkę kawy i popędzając ziomka, w końcu udało im się opuścić salę. Po drodze streściła mu wczorajsze perypetie z Geometrii, chichocząc pod nosem, gdy opowiadała o tym jak to grupa młodziaków po wypiciu eliksiru postarzającego próbowała zamówić parę butelek piwa. - ...i oni jeszcze bezczelnie się kłócili, że mają osiemnaście lat, co było oczywistą bzdurą, bo bym ich przecież kojarzyła ze szkoły. Żenada. Chyba z pół godziny się z nimi męczyłam, ale no ostatecznie odpuścili - westchnęła, otwierając drzwi do klasy. - Co do kurwy, gdzie są wszyscy? - zmarszczyła brwi, odwracając się do Tadka. - I co się stało z ławkami? - spytała, ale mknąc ku krzesłom bardzo szybko otrzymała odpowiedź, kiedy wbiła się w jedną z nich i syknęła cicho z bólu. - O jaki wybitny żart. Irytek wspiął się na wyżyny kreatywności - mruknęła, rozmasowując sobie udo, którym przed chwilą nadziała się o kant stołu.
______________________
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Humor: 5 - byłoby więcej, ale wbiegłem w stolik Koncentracja: 4 - byłoby więcej, ale po wbiegnięciu w stolik trochę boli XD Nastawienie: 8 Kuferek: 26 + 2za bransoletę = 28 Atak na ławkę:1 - biedny stolik
Było jeszcze troszkę czasu do rozpoczęcia się lekcji, ale on już się śpieszył żeby zdążyć i się nie spóźnić. Do klasy wparował już po Marli i Tadku, więc nie usłyszał przekleństwa dziewczyny, które przez to że jest prefektem sprawiłoby że musiałby ją upomnieć. To znaczy czysto w teorii, bo Cama i tak nie było chyba póki co w klasie, więc nie było takiej potrzeby. Zwłaszcza że będąc szczerym... Upominanie gryfonów jest bezcelowe, bo większość nawet jak się posłucha, to pięć minut później o tym zapomni. -Cześć Marla, cześć Tha... - Niestety nie dokończył, bo zanim skończył zdanie wywalił w coś niewidocznego z kolana i ewidentnie coś łupnęło. No i przy okazji ładnie go teraz bolało. Zacisnął pięść i jakoś to wytrzymał mimo tego że bolało jak cholera. Na dobrą sprawę to łupnięcie jakie zaserwował mu lodowy golem na Malediwach było znacznie bardziej bolesne. Nieco bardziej niż jego kolano oberwała chyba sama ławka, w którą wjechał gryfoński wilkołaczo-olbrzymi pociąg. Ale nie za bardzo mógł to ocenić, bo ta nadal pozostawała niewidzialna. - Profesor mógł przynajmniej wystawić tabliczki że ławki są niewidzialne. - Wyjął magiczny patyk i rzucił na swoje kolano niewerbalne Levatur Dolor żeby troszkę mniej go bolało. -Macie może pomysł co będziemy dziś robić? - Rzucił do znajomych starając się zapomnieć o staranowanej ławce.
Humor: 3-2 (za stół) = 1 Koncentracja: 5 Nastawienie: 2+1+0=3 Kuferek: 12 k6 na stół:3
Niemal nie spóźniła się na poranną lekcję transmutacji. Ze wciąż mokrą, rozwichrzoną czupryną, poluzowanym krawatem i z bidonem w dłoni pędziła na złamanie karku, przeklinała pod nosem na te cholerne schody, które akurat dziś postanowiły kręcić się jak gówno w przerębli, nie ułatwiając jej dotarcia na zajęcia. Nienawidziła się spóźniać, a wszystko wskazywało, że tak właśnie się stanie, tak więc nie zwalniała ani na moment. Zgrabnie omijała uczniaków, zwłaszcza że większość z nich po prostu schodziła jej z drogi, widząc, jak ta pędzi. Szybki rzut oka za zegarek i już wiedziała, że za minutę Whitelight powinien zacząć. Na szczęście była już blisko. Zmachana dotarła do klasy, otworzyła z impetem drzwi, rzucając z miejsca „dzień dobry”, choć nauczyciela jeszcze nie było, po czym dynamicznym krokiem ruszyła przed siebie, rozglądając się za stolikami, których z jakiegoś powodu nie było. I właśnie wtedy przyszło otrzeźwienie. Z całej siły wyrżnęła piszczelem o jakąś niewidzialną przeszkodę, a siła impetu była tak duża, że wylądowała z cichy plaskiem na zadku. Miała ochotę pogłaskać tego dowcipnisia bombardą, ale koniec końców westchnęła tylko głośno, rozmasowała obolałe miejsce i lekko kuśtykając, skierowała się pod jedną ze ścian. Oparłszy się o nią, zaczęła popijać z bidonu, starając się przy tym nieco opanować wkurw, który trawił ją od środka.
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
W przeciwieństwie do Marli - on należał do rannych ptaszków. W końcu treningi do czegoś zobowiązywały, a Edgcumbe już przywykł do podnoszenia się z ciepłej pościeli razem ze słońcem. Takie pobudki sprzyjały rozciąganiu doby do własnego użytku, a on zwykł wykorzystywać każdy kolejny dzień do maksimum... i zawsze mu było mało. Poza tym o tak wczesnych godzinach w Wielkiej Sali nie było tłoków, a że lodówkę w swojej kwaterze w Hogsmeade miał pustą, to korzystał z wszelkich dobrodziejstw upichconych przez domowe skrzaty. Takich tostów na przykład. Niebo w gębie, ambrozja na podniebieniu - nie wiedział czemu taki zwykły kawałek chleba mógł być tak dobry. Delektowanie się śniadaniem przerwała mu orędowniczka dobrej zabawy i pierwsza katarynka Hogwartu. @Marla O'Donnell. — Hej Ma... — nie dane mu było nawet dokończyć, bo mu przerwała - jak to ona - nakręcając się konkretnie w swoim monologu. Nawet więc nie próbował kontynuować, a z zaangażowaniem wszedł w rolę słuchacza, popijając swój izotonik i potakując łbem niczym figurka kultowego szczeniaczka w samochodach. — Biedny Guiness — skwitował jeszcze los marlenowego kota, nim nie podniósł się z ławki i nie podążył za O'Donnell na jej ukochaną transmutację. Skoro obiecał, że będzie łaził na zajęcia, no to łaził - nie chcąc z gęby dupy robić. — Kto w Geometrii pracuje ten się w cyrku nie śmieje — skwitował z uśmiechem perypetie przyjaciółki w jej miejscu pracy. — Tobie przynajmniej w godzinach pracy nie wpadają do lokalu psychofanki... — mruknął, krzywiąc się wyraźnie na własne zawodowe przygody. Nie zdążył otworzyć drzwi do klasy przez dziewczyną, bo ta jak zwykle wyrwała do przodu - a jej zaskoczenie podsumował jedynie pobłażliwym uśmiechem. — Naprawdę sądziłaś, że o tej godzinie w klasie będzie już tłum spragnionych wiedzy? — zarechotał. Szybko mu jednak mina zbledła, kiedy Marla wpadła na niewidzialną ławkę. — Nic sobie nie zrobiłaś? — zmartwił się, jak to on z resztą, podchodząc do przyjaciółki - i sam wpadając na jeden z mebli. Zaklął szpetnie pod nosem. — Boki zrywać... Dosłownie. — Niczym taran przeszedł kolejne kilka kroków, roztrącając niewidzialne ławki na boki. — Za mną Marlena! — zarządził, kontynuując taranowanie mebli - aż do samych krzeseł, gdzie zaraz zasiadł z nonszalancją zakładając nogi na jedną z ostatnich niewidzialnych ławek. I szczerząc się radośnie. — Daję 5 galeonów, że ktoś za nami wejdzie i sobie ryj rozwali chcąc tu podbiec — oznajmił, bardziej jednak ze zmartwieniem aniżeli złośliwością. Słowa miał jakby prorocze, bo zaraz za nimi wpadł zarówno Drake jak i Julia, którzy z impetem wjechali w meble. Thaddeus skrzywił się na ten widok. — O ile te niewidzialne pułapki to robota Whitelighta to możliwe, że zabawimy się w zdejmowanie zaklęć — stwierdził, odpowiadając na pytanie zadane przez @Drake Lilac i wzruszając ramionami.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Humor: 6, bo Florens i Maszyny zapowiadają album Koncentracja: 1, bo 8:30 to też środek nocy Nastawienie: 1, bo stół i chłop nie wie, gdzie jest Kuferek: 19 Stół:3
Biegł z dormitorium na zajęcia, ubierając się na przestrzeni korytarza. Zapewne trącił każda osobę, którą mógł i jeszcze więcej. Tym samym naprzepraszał się za cały dzień, a co grosze - ten się dobrze nie zaczął. Niemniej trzeba myśleć pozytywnie. Skoro już wstał to równie dobrze mógł żyć i wyskrobać z ostatnich szarych komórek wiedzę z historii magii. Wszak Puchon był przekonany, że własnie na takie zajęcia zmierza. Czyli taki trochę drugie spanko, ale w innym miejscu. Można tak zdefiniować niektóre z zajęć, owszem. Do sali wlazł, poprawiając bluzę i zarefowany strojem nie zwracał uwagi na ludzi. Jedynie liczył na brak profesora w sali. Zresztą na weryfikacje długo czekać nie musiał, gdyż na wejściu zaliczył bliższe spotkanie z meblem. Przeleciał przez stół z na wpół nałożoną bluzą, głuchym jękiem i nowym nabytkiem na ciele. - Pierdole, nie idę - rzucił bardziej w eter na rozładowanie napięcia niżeli znacząco. Po czym podniósł się z ziemi, siadając na feralnym stole. Nie zamierzał ryzykować śmierci z rana. Wstanie z łóżka było już niczym wyrok, po co więc pomagać światu? Losu lepiej nie kusić. Jeszcze Wacuś spojrzał się na drzwi, rozważając czy nie powinien opuścić lekcji przed jej rozpoczęciem. Co wiązało się z chodzeniem, więc zrezygnował.
Przybyłam do klasy mniej więcej wtedy kiedy również i większość uczniów. Tylko czekaj, czekaj... Czy ja wzięłam różdżkę? Stojąc praktycznie przy samych drzwiach i zawzięcie grzebiąc w torbie byłam świadkiem niesamowitego zdarzenia. Wszyscy, którzy weszli do klasy jak jeden mąż oberwali od czegoś niewidzialnego. Najbardziej charakterystyczny był Wacław, który po oberwaniu ciosu usiadł na czymś niewidzialnym. A więc to zapewne ławki zostały zaczarowane! No tak, że tez od razu na to nie wpadłam! Podeszłam do Puchona, który smętnie patrzył w stronę drzwi. Często uczestniczyliśmy w tych samych lekcjach więc zdążyłam się nieco zapoznać z jego charakterem. Przy okazji udało mi się nie wpaść na żadną ławkę-pułapkę co wyróżniało mnie na tle innych osób, które do tej pory weszły do klasy. Namacałam blat i siadłam obok @Wacław Wodzirej. -Jak się uczeń spieszy to się Irytek cieszy - powiedziałam z uśmiechem. - Cześć Wacek. Wszyscy się wywalili ale muszę przyznać, że twój upadek wyglądał najbardziej malowniczo.
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Humor: 3 Koncentracja: 1 Nastawienie: 3 za Cama <3 + 1 = 4 Kuferek: 2 omijam stoły
Niedługo przestanę chodzić na transmutację tylko dla Camaela. Powoli mi się wyczerpują mi się pokłady braterskiej miłości kiedy myślę o tym jaki nudny przedmiot prowadzi. Dlaczego nie mógłby uczyć się Historii Magii? Albo Działalności Artystycznej? Przy tym drugim ojciec byłby na niego jeszcze bardziej wściekły niż zwykle, więc osiągnąłby jeden ze swoich głównych życiowych celów. A tak oto po raz kolejny zmierzałem na lekcję na której wcale nie miałem ochotę się pojawiać. Wchodzę do klasy i jakby gdyby nigdy nic idę sobie w kierunku @Marla O'Donnell, która siedziała sobie z @Thaddeus H. Edgcumbe (najwyraźniej moim nowym ziomkiem na lekcjach). Opadam dramatycznie na krześle obok nich. - Hej... - zaczynam i patrzę jak obydwoje krzywią się straszliwie. Mam nadzieję, że to nie na mój widok. - Coś nie tak? - pytam i w odpowiedzi na moje pytanie kilka osób wpadło w różnych miejsach na jakieś niewidzialne rzeczy. - Och, coś tu stoi? - pytam i macham ręką przed siebie, jakby coś miało właśnie pojawić się przede mną. - Camael musi mieć super humor z takimi żarcikami. Kto by przypuszczał, że nic nie robienie, tylko ruchanie przez miesiąc Beatrice zrobi z niego śmieszka - komentuję bardzo mądrze, podnosząc do góry niebieskie lenonki, by leniwym ruchem przetrzeć sobie zaspane oczy. Orientuję się, że obok nich siedzi też @Drake Lilac, który pewnie słyszy moje mądrości, więc macham do niego uprzejmie.
Zoe Brandon
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : dużo gada, nie zawsze z sensem; pachnie konwaliowymi perfumami
Jak zwykle nie popisała się punktualnością i znalazła się w klasie transmutacji na ostatnią chwilę; nie była szczególną pasjonatką tego przedmiotu i chodziła na te zajęcia raczej z poczucia obowiązku - a że obiecała sobie, że jej noga więcej nie przekroczy progu sali w której rezyduje durny Patol, to starała się chociaż bywać na wszystkich tych organizowanych przez znacznie przyjemniejszego profesora Whitelighta. Nie wydawało jej się, by ten miał jej urwać głowę za spóźnienie, więc nie spieszyła się jakoś bardzo, idąc powoli i obierając sobie zwiniętą ze śniadania mandarynkę - i całe szczęście, bo gdyby weszła do klasy z większym impetem, zrobiłaby sobie krzywdę, kiedy wpadła na coś niewidzialnego co mogło być albo stołem albo na przykład Camaelem ukrytym pod peleryną niewidką i podsłuchującym ich rozmowy. Nie wiadomo. Jęknęła coś pod nosem po tej fatalnej kraksie, ale nie straciła dobrego nastroju i rozejrzała się za kimś znajomym, do którego mogłaby się dosiąść. - Hejka! Zły humor? - zagaiła @Julia Brooks, która wyglądała na co najmniej niezadowoloną i niezbyt przystępną, ale Zoe się tym nie przejęła. - Chcesz pół? - zaoferowała, podtykając Julce pod nos mandarynkę, po czym sama pochłonęła cały kawałek na raz i pokręciła głową z zażenowaniem, bo do jej uszu dotarł nieelegancki komentarz Harry'ego o parze profesorów. -No co za prostak. Czemu chłopcy są tacy - skwitowała, brzydko wrzucając wszystkich do jednego worka i zupełnie się nie przejmując czy kolega ją usłyszy.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Spodziewała się znacznie większej frekwencji na zajęciach Whitelighta, który przecież słynął z przyciągania młodzieży do całego zagadnienia, jakim była transmutacja, a z całą pewnością robił to znacznie lepiej od innego z profesorów tego przedmiotu. I nie tylko dlatego, że był z 50 lat młodszy od Craine'a. Jednak po kwaśnych minach większości zebranych i donośnym huku, który usłyszała jeszcze przed wejściem do sali z korytarza zdążyła domyślić się, że coś było nie tak. Nie powstrzymało jej to jednak przed pokonaniem długości pomieszczenia, aby finalnie spocząć na krześle gdzieś byle dalej od większego zamieszania. Gdzieś w połowie drogi dotarło do niej, skąd brały się niepocieszone wyrazy twarzy - sama zdołała wleźć w ukryty przed percepcją mebel, ale jedynie przesunęła go nieznacznie biodrem, sobie samej nie wyrządzając większej krzywdy. Camael chyba niespecjalnie brał pod uwagę, że zorganizował nieprzytomnym o porannych godzinach uczniom zagrożenie życia i zdrowia. Ale byli w Hogwarcie, a tutaj nie było to niczym nadzwyczajnym. Właściwie to nawet skwitowała cały pomysł cichym parsknięciem, nim wreszcie ostrożnie dotarła do krzesła i udało jej się zająć jedno z miejsc i wygrzebać z plecaka jodłową różdżkę.
Penny Szilágyi
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : piegi | zapach wrzosów | zaplątane we włosy liście i gałązki | silny węgierski akcent
Po ONMS chyba wstąpiła we mnie jakaś motywacja. Tak, faktycznie teraz opuściłam już tylko kilka lekcji, a na resztę miałam zamiar iść! Spóźniona co prawda, ale tym się już nawet nie umiałam przejmować. Zawsze czas mi za szybko uciekał, a co dopiero gdy ciągle gubiłam się na korytarzach i nie wiedziałam gdzie jest kuchnia. Poprosiłam skrzaty o zaparzenie mi kawy, tak na rozbudzenie, bo ziewałam nieco w drodze na zajęcia. Sam jej intensywny karmelowy zapach już poprawiał mi humor. Ale po wejściu do środka klasy szybko przekonałam się, że nie będzie dobrze. Uniosłam rękę, żeby pomachać do zebranych tu już uczniów, z których niemal nikogo nie kojarzyłam. I zaraz potem fiknęłam orła, obijając się mocno o coś niewidzialnego. Ostry kant wbił mi się w pośladki, a kawa wyfrunęła z moich rąk. - Ej, da się mieć siniak na pośladek? - zapytałam eter ze smutkiem w głosie, kiedy łomot dobiegł końca i leżałam rozpłaszczona na podłodze. Podniosłam się z trudem, aż coś mi strzeliło w kręgosłupie, którego nie rozciągałam jeszcze po wstaniu z łóżka. Wszędzie porozwalały się książki i zeszyty, jeszcze z mojej poprzedniej szkoły. Wszystko po węgiersku. Na razie nie miałam nowych podręczników, ale te też się nadawały przecież. Znów zgięłam plecy z bólem, chcąc schować do torby swoje rzeczy. Bezpardonowo pomasowałam sobie przy okazji cztery litery skryte pod długą, flanelową koszulą, pod którą tkwił niezawiązany krawat Gryffindoru. Wydawały się nienaruszone, ale trochę bolały. Zarzucona na ramiona szata tegoż domu teraz poturbowana zwisała smętniej z moich ramion. Kiedy dotarło do mnie, że ta duża kałuża ciemnego napoju to moja rozlana kawa z mlekiem i podwójną porcją cukru to aż zrobiło mi się przykro. I wstyd, że tak się zbłaźniłam na początku. Z niemrawą miną i spuszczonym wzrokiem zaczęłam sprzątać różdżką.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Uśmiechnął się niemrawo do @Ivy Jones, a sam masował sobie obolałe. W sumie to obolałe wszystko. Nawet byłby w stanie śmiać się z tej sytuacji. Pewnie nawet będzie tak robił za jakieś dwa kwadranse, kiedy łokcie przestaną łkać w agonii, a uda o naznaczeniu siniakami. - Ja się nie cieszę, a bywam równie irytujący - pożalił się może nieco zbyt oschle jak na siebie, ale był zły na sytuację. Była taka niefrasobliwa i nie pomagała utrzymaniu dobrego humoru. Poza tym bestia nie człowiek zostawia tak sobie niewidzialny stół na środku pomieszczenia. To nie jest domówka gimnazjalistów. - Przepraszam - poprawił się szybko, prostując kręgosłup na ile tylko wcześniejsza kontuzja pomagała. - I cześć. - Odpowiedział, po czym już totalnie zaczął się przyglądać drzwiom. Chyba już nie ucieknie, był w pułapce konwenansów społecznych. Przynajmniej w miłym towarzystwie, a to zawsze jakiś plus dodatni. - Dziękuję, całe życie powtarzam, że dama nie wywala się byle gdzie - głównie dotyczyło to maszerowania wężykiem z drinkiem w łapie, ale niewidzialne stoły zdają się nieco wyższym poziomem trudności. - Albo zwyczajnie jestem najlepszy w byciu najgorszym, ale to ma swój urok - zaśmiał się, a żebra prędko upomniały się atencję zmieniając radość w nieco bolesne ukłuci. Tylko momentalnie, na całe szczęście.
Humor: 6, bo Florens i Maszyny zapowiadają album Koncentracja: 1, bo 8:30 to też środek nocy Nastawienie: 1, bo stół i chłop nie wie, gdzie jest Kuferek: 19 Stół:3
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Słyszał, że ostatnia lekcja transmutacji z drugim nauczycielem zakończyła się kilkoma trollami, ale prawdę mówiąc nawet nie spodziewał się niczego innego od starego Craine’a. Szedł jednak spokojnym krokiem przez zamkowe korytarze, na powrót starając się wbić w szkolny rytm. Zerknął na zegarek i przyspieszył korku, kiedy tylko okazało się, że czasu ma zdecydowanie mniej niż myślał. Nie spał zbyt dobrze, bowiem jet lag dawał o sobie znać i tak nagła zmiana strefy czasowej zdecydowanie nie działała na korzyść jego zegara biologicznego. Właśnie dlatego niespecjalnie przejmował się poranną godziną, kiedy jego organizm uznawał, że właściwie to jest już popołudnie. Był jednak nieco roztargniony przez to wszystko, choć z całych sił starał się wrócić do swojego dawnego trybu. Miał jednak za sobą tyle lat podróży, że znał siebie – nie było sensu, by zmuszał się eliksirami do snu i pobudzenia, dawał sobie czas. Przeglądał w drodze pergaminy zostawione mu przez Craine’a, który zastępował go podczas jego nieobecności, żeby wiedzieć co dokładnie jego uczniowie przerobili w tym czasie. — Dzień dobry wszystkim — spóźniony jakieś pięć minut wszedł do klasy, wciąż z nosem w pattonowych notatkach – niespecjalnie miłych, jeśli miał być szczery – i nagle wszedł w stół. Całe szczęście krok miał powolny, ale to wystarczyło bo oderwał wzrok od koślawego pisma. — Cholera, zapomniałem o tym — mruknął i rozejrzał się po klasie, posyłając uczniom szeroki uśmiech, ciekawe ilu z nich podobnie do Whitelighta weszło w ławkę — No, najlepiej uczymy się poprzez empiryczne doznania, kto jeszcze padł ofiarą niewidzialnych ławek? — zapytał i machnął różdżką, niewerbalnie rzucając przeciwzaklęcie na salę, by wszystkie stoły stały się na powrót widzialne. Parsknął, kiedy tylko zobaczył w jakim są nieładzie, machnął więc ponownie różdżką, ustawiając je w odpowiednich miejscach — Skoro już przy tym jesteśmy, kto mi powie jakie zaklęcie zostało użyte, żeby przedmioty stały się niewidzialne? — zapytał, nagradzając pierwszą osobę, która podała poprawne zaklęcie pięcioma punktami dla domu — Weźcie sobie krzesła i usiądźcie przy stołach. Sam skierował się do biurka, odkładając stos pergaminów, które zdążył jedynie pobieżnie przejrzeć i odwrócił się do uczniów, opierając się tyłem o mebel. Skoro już wszyscy zobaczyli działanie abdico visus uznał, że właśnie tym się dzisiaj zajmą, nieco zmieniając swój wcześniejszy plan na lekcję. — Działanie zaklęcia jest proste – czyni każdy przedmiot niewidzialnym. Co ważne, nie działa ani na zwierzęta, ani na ludzi. Do tego moglibyśmy posłużyć się zaklęciem kameleona, ale jako, że jego działanie ukrywa dużo bardziej złożone organizmy, jest także zdecydowanie trudniejsze i niekoniecznie na poziomie wszystkich tu zebranych. Jeszcze nie, rzecz jasna. — może z dwoma, czy trzema osobami mógłby spróbować bardziej zaawansowanego uroku, ale teraz postanowił skupić się na czymś łatwiejszym — Abdico visus, im większy przedmiot, tym więcej skupienia potrzeba. Nikt z was nie powinien mieć problemu z uczynieniem niewidzialnym pióra, za to ze stołem niekoniecznie wszystkim pójdzie dobrze — tutaj rzucił zaklęcie na kałamarz, stojący na jego biurku, tak, by wszyscy mogli się przyjrzeć rzucanemu zaklęciu, manipulacji różdżką i przysłuchać odpowiedniej inkantacji. — Plan na dziś nie jest skomplikowany: weźmiecie sobie jeden, przypadkowy przedmiot z szafki pod ścianą i spróbujecie swoich sił. Proszę jednak, żebyście dwa pierwsze stoły zostawili wolne i usiedli bardziej z tyłu klasy. — spojrzał na @Marla O'Donnell i @Morgan A. Davies — Jako, że obie świetnie radzicie sobie z transmutacją, nie chcę, żebyście się nudziły. Rzucicie zaklęcie na te dwa zostawione stoły, większy przedmiot, większe wyzwanie. — powiedział do dwójki swoich najlepszych uczennic i klasnął w dłonie, jednocześnie dając wszystkim znak, że mogą zabierać się do pracy.
ETAP 1
Zadanie jest proste: należy rzucić zaklęcie abdico visus na przedmioty, które wylosujecie tutaj – z wyjątkiem @Morgan A. Davies i @Marla O'Donnell, jako, że zdecydowanie przodujecie pod względem umiejętności (punktów w kufrze), więc dla Was będzie trochę trudniej – rzucacie zaklęcie na duże stoły!
Wszyscy jednak rzucają te same kostki i kierujecie się poniższymi wskazówkami:
Szczęście: Szczęście jest uzależnione od tego, co wpisaliście w kodzie w pierwszym poście. Sumujecie punkty z humoru, koncentracji i nastawienia (bez kufra!); maksymalnie można tutaj mieć 20. → Jeśli suma wyniesie mniej niż 10 – Wasza kostka z efektu spada o dwa poziomy tj. jeśli wylosujecie G, H – teraz macie C, D. → Jeśli suma wyniesie mniej niż 15 – kostka z efektu spada o jeden poziom tj. jeśli wylosujecie G, H – teraz macie E, F. → Jeśli suma wyniesie 19-20 – kostka z efektu wzrasta o jeden poziom tj. jeśli wylosujecie A, B – teraz macie C, D.
Inkantacja: Rzucacie kostką k6, jeśli Wasza koncentracja jest mniejsza niż 3 odejmujecie od wyniku kostki 1, jeśli koncentracja wynosi 5 – możecie dodać do kostki 1. 1 – chyba kompletnie się nie skupiłeś, bowiem ani nie mówisz wyraźnie, ani poprawnie, manipulacja różdżką też taka niemrawa, zaklęcie kompletnie Ci nie wychodzi – nie rzucasz na efekt, za to rzucasz wszystkie kostki jeszcze raz, musisz uwzględnić w poście ponowne podejście. 2 – średnio, średnio, chyba pomyliłeś któreś ze słów inkantacji, bo z różdżki nagle wyleciały jakieś dziwne, fioletowe iskry; musisz ponownie rzucić kostkami i uwzględnić w poście ponowne podejście do zaklęcia. 3 – ani to dobrze, ani źle, ale zdecydowanie mogło pójść Ci lepiej; nie musisz ponownie rzucać zaklęcia, bo coś tam niby wyszło, ale kostka z efektu spada o jeden poziom (wyjaśnienie przy szczęściu). 4 – chyba coś nie tak z manipulacją było, za to świetnie Ci poszło jeśli chodzi o samą inkantację, to trzeba przyznać; widać, że słuchałeś nauczyciela! 5 – świetnie, naprawdę bardzo ładnie, wystarczyło się odrobinę skupić, wyraźnie wypowiedzieć słowa zaklęcia i powtórzyć ruch nadgarstka profesora; możesz podwyższyć kostkę z efektu o jeden poziom. 6 – doskonale! Nie ma się do czego przyczepić, rzucasz zaklęcie jak prawdziwy transmuciarz; możesz podwyższyć kostkę z efektu o jeden poziom i dostajesz na zachętę +5pkt dla domu.
Efekt: Rzucacie literką, za każde 10pkt z transmutacji z kuferku, możecie przerzucić tę kostkę – Marla i Morgan mogą za każde 20pkt. A, B – katastrofa, kompletna katastrofa, nie dość, że zaklęcie w ogóle nie zadziałało, to jeszcze jakieś kolorowe iskry wyleciały z różdżki i podpaliły przedmiot! Wylosuj sobie jeszcze jeden i spróbuj wszystko od początku jeszcze raz – musisz to jednak zrobić w kolejnym poście. Dodatkowo, jeśli chcesz możesz dorzucić kostkę k6, na to, czy się poparzyłeś: parzysta oznacza poparzenie, nieparzysta pozwala Ci uniknąć obrażeń → jeśli tę kostkę wylosuje Morgan lub Marla, koniecznie oznaczcie Camaela! C, D – eee czy to tak miało wyglądać? Twój przedmiot nie jest wcale niewidzialny, wygląda tak jakby ktoś ustawił przeźroczystość na 50%; uznaj, że Camael rzucił przeciwzaklęcie i spróbuj jeszcze raz – rzut na inkantację i efekt! E, F – no mogło być lepiej, jeśli się przyjrzysz, to przedmiot wcale nie jest niewidzialny, za to wygląda jakby naśladował kameleona; uznaj, że Camael rzucił przeciwzaklęcie i spróbuj jeszcze raz – rzut na inkantację i efekt! G, H – jest w porządku, naprawdę, gdzieś widać niedociągnięcia, ale poszło Ci na tyle dobrze, że otrzymujesz +5pkt dla domu! I, J – rewelacja! Dzisiaj jesteś zdecydowanym mistrzem transmutacji, nie ma się do czego przyczepić i otrzymujesz +10pkt dla domu, brawo!
kod:
Kod:
[spoiler=kostki i inne]<zg>przedmiot:</zg> wpisz wylosowany przedmiot <zg>szczęście:</zg> wpisz sumę <zg>inkantacja:</zg> [url=LINK]kostka[/url] <zg>efekt:</zg> [url=LINK]kostka[/url] <zg>pkt dla domu:</zg> wpisz jeśli jakieś zdobywasz, jeśli nie, możesz usunąć ten punkt <zgss>Humor:</zgss> 1-6 <zgss>Koncentracja:</zgss> 1-5 <zgss>Nastawienie:</zgss> 1-9 <zgss>Kuferek:</zgss> wpisz punkty z kuferka[/spoiler]
Czas na pisanie macie do 22.03.22.
______________________
She couldn't care less, and I never cared more, so there's no more to say about that.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
przedmiot: figurka smoka szczęście: 17 inkantacja:1, 6 efekt:B(przerzucone) -> H + 1 w górę za efekt kostki = I pkt dla domu: 20 Humor: 5 Koncentracja: 4 Nastawienie: 8 Kuferek: 26 + 2
Nie skomentował słów Hariela, ale mimo wszystko się również z nim przywitał. Mignęli mu gdzieś też Wacław i Morgan, ale nie zdążył się przywitać bo niedługo potem do klasy wbił Camael, który zapominając o stołach również w niego wywalił nogą. Drake lekko uniósł dłoń na pytanie kto jeszcze padł ofiarą stołów, a potem zdecydowanie chętniej odpowiedział na pytanie jakim zaklęciem sprawiono że stoły stały się niewidoczne. - Za pomocą Abdico Visus. - No co? Wiedział to odpowiedział. To nie tak że wiedział całkiem sporo. Kiedy nastało klaśnięcie, Drake wstał z ławki i ruszył ku regałom z celem zabrania pierwszego lepszego przedmiotu którym mógłby się zając. Padło na figurkę smoka. Zdecydowanie będzie chciał ją zniknąć po tym co było na feriach. No nic, da radę.-Abdic... Dałby radę gdyby nie to że przy rzucaniu zaklęcia za pierwszym razem ugryzł się w język, przez co nie wymówił inkantacji poprawnie, a jego różdżka wykonała coś dziwnego, a nie poprawny ruch. Westchnął i spróbował ponownie. -Abdico Visus -No i wyszło perfekcyjnie. Widać było że jego starania nie poszły na marne i nauka transmutacji dawała swoje efekty. Zwłaszcza że pracuje już nawet nad swoim zaklęciem z tej dziedziny.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
przedmiot: patyk szczęście: 9 inkantacja:4+1 (za koncentrację) = 5 efekt:EF -> AB (za szczęście) -> CD (za inkantację) -> GH (ponowna próba) -> CD (za szczęście) -> EF (za inkantację) -> (tutaj 3x ponowna próba, bo wykulałem 2 na inkantację) -> EF -> AB (za szczęście) -> CD (za inkantację XD) -> IJ (ponowna próba) -> EF (za szczęście) -> GH pkt dla domu: 5 pkt +5 pkt + 5 pkt + 5 pkt = 20 Humor: 1 Koncentracja: 5 Nastawienie: 3 Kuferek: 12
Są takie dni, kiedy zamiast iść na lekcje, lepiej iść na piwo, bo wszechświat zdecydowanie się na ciebie uwziął. To był jeden z tych dni, ale Brooks najwidoczniej za nic brała sobie prawidła rządzące kosmosem, bo całkowicie zignorowała wszelkie ostrzeżenia wysyłane jej przez los. Najpierw widmo spóźnienia, potem przeklęty stolik. I do tego wszystkiego, lekcja transmutacji, z której posiadała antytalent czystej wody.
- Hej, Zoe!– przywitała się z młodą Krukonką, pozwalając jej do końca skończyć zaczętą mandarynkę, po czym wzruszyła lekko ramionami, uśmiechając się przy tym. – Może miał trudne dzieciństwo? – rzuciła cicho, rozmasowując pulsujący bólem piszczel.
Gdy Julka tylko usłyszała, co mają robić, jęknęła tylko boleśnie, żałując, że jedna wykazała się zupełnym brakiem rozsądku, tak nietypowym dla Krukonów, i jednak postanowiła zająć się dziedziną magii, o której nie miała praktycznie bladego pojęcia. Raz za razem kręciła różdżką, ale z marnym skutkiem. Co prawda inkantacja i ruch różdżką były takie, jak należy, ale najwyraźniej brakowało w tym serca. Efekt był więc zawsze połowiczny, a Cam raz za razem kazał jej próbować ponownie. Ponawiała więc próbę, z takim samym skutkiem. I tak mogłoby się wydawać do usranej śmierci. Inkantacja, ruch nadgarstkiem, błąd, powtórka. Inkantacja, ruch nadgarstkiem, błąd, powtórka. Inkantacja, ruch nadgarstkiem, błąd, powtórka. Inkantacja, ruch nadgarstkiem, błąd, powtórka. Brooks, z każdym takim razem coraz bardziej milcząca i zirytowana, starała się jak nigdy, ale wychodziło jak zawsze. I kiedy inni już dawno skończyli pracę, ona męczyła się dalej, aż w końcu jej się udało. Co prawda, wciąż nie było perfekcyjnie, ale zaklęcie zadziałało, a to oznaczało, że trud był skończony.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
przedmiot:książka szczęście: 8 inkantacja:1 -1 (XD), raz jeszcze => 5 - 1 => 4 efekt:F (- 2 poziomy) i przerzucam to na cudowne E pkt dla domu: wpisz jeśli jakieś zdobywasz, jeśli nie, możesz usunąć ten punkt Humor: 2 Koncentracja: 1 Nastawienie: 1 Kuferek: 19
Kolejne zajęcia, kolejna patologia, tak to można nazwać, bo wiele więcej w tym temacie zrobić nie można. Wacław jeszcze z dobrym humorem wybrał się po książkę i nawet ucieszony był, że HM okazał się być transmutacją, bo przynajmniej coś wiedział lub jak czegoś nie wiedział, miał pojęcie co skąd wynika ów brak. Na niewielu przedmiotach mógł się tym pochwalić. Wręcz praktycznie na żadnym innym nie mógł. Może na eliksirach, ale to też cienkimi nićmi szyte ostatnimi czasy. Zrobić z książki coś niewidzialnego. Niby prosto, a jednak pierwsze podejście Wodzireja było oznaczone totalną porażką. Nie dość, że łapka ruszała mu się jakby wyrwana z grobu to jeszcze słowa inkantacji wypowiedział tak jakby chciał a nie mógł. Dziwił się, że różdżka mu nie wybuchnęła w twarz. Powinna, nie zdziwiłby się. Później było nieco lepiej. Chwyt dalej był zdrętwiały, ale słowa już miały jakieś sens i oddaliły się od bełkotu. Nieznacznie się od niego oddaliły, ale stanowiły już mniejsze zażenowaniu tudzież rozczarowanie samym sobą. Ktoś tutaj jednak słuchał na zajęciach. O ile akurat nie spał. W tym momencie też sukcesy się skończyły, bo książka zaczęła płonąć. Powoli. Początkowo był tylko dymek, a Wacuś jeszcze łudził się, że coś zacznie się dziać. Wtedy wybuchły płomienie, a student spojrzał niezręcznie w bok, udając, że to nie on. Poniekąd chciał też myśleć, że pewna transmutacja zaszła. Książka była i nagle przestała być książko. Jakby! Totalnie na tym polega transmutacja, co nie? Ogień zaczął robić się niepokojący, więc Wacław zdjął z siebie bluzę i nią własnie usiłował ugasić płomienie.
/Jeśli ktoś ma ochotę pobawić się z ogniskiem na zajęciach to zapraszam.
przedmiot: Figura szachowa szczęście: 16 inkantacja:3+1 (za koncentrację)=4 efekt:H pkt dla domu: 5 pkt. Humor: 4 Koncentracja: 5 Nastawienie: 7 Kuferek: 7
Już miałam odpowiedzieć Wackowi coś w stylu, że to nie tak, iż go krytykuję tylko, że naprawdę jego upadek po prostu wyglądał śmiesznie kiedy wszedł nauczyciel i zaczęła się lekcja. Każde z nas podeszło, by wylosować przedmiot, na którym będzie ćwiczyło rzucanie zaklęcia znikania. Tak się złożyło, że mi dostała się figura szachowa. No cóż - mogło być gorzej na przykład mógł mi kazać grać tymi narzędziami zniszczenia i zagłady ale skoro miałam tylko rzucać na nie czary... Szachowy skoczek spojrzał na mnie podejrzliwie kiedy podniosłam różdżkę. -Nie patrz tak na mnie! To nie był mój pomysł. - powiedziałam do pionka po czym podniosłam rękę i rzuciłam czar. -Abdico visus! Słuchanie nauczyciela przyniosła bardzo dobry skutek. Zarówno inkantacja jak i całe wykonanie zaklęcia poszło mi całkiem nieźle. Już po kilku próbach figura zniknęła. Co prawda widać było ogólny zarys przedmiotu ale tylko wtedy kiedy dokładnie mu się przyjrzeć. Jednak nie wszystkim poszło tak dobrze... Obok poczułam swąd spalenizny. Okazało się, że to @Wacław Wodzirej podpalił zaklęciem swoją książkę. Przeklęłam pod nosem i również jak Puchon tak i ja ściągnęłam bluzę i rzuciłam się na pomoc w gaszeniu zaklęcia. Co prawda miałam pod nią tylko stanik ale w końcu byłam prefektem więc nie mogłam stać obojętnie i patrzeć jak Wacek walczy sam z pożarem. -No kolego. Dawaj dawaj. Razem bez problemu sobie poradzimy z tym ogniem.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
przedmiot: duży stół mi cam przydzielił szczęście: 20! inkantacja:3 + 1 za koncentrację = 4 efekt:E + 1 poziom za szczęście = przedział G, H pkt dla domu: 5 Humor: 6 Koncentracja: 5 Nastawienie: 9 Kuferek: 45
- Żyję - jęknęła tylko w odpowiedzi na zatroskane pytanie @Thaddeus H. Edgcumbe, a zaraz potem pomknęła za nim na tył klasy, gdzie wygodnie usadowiła się na krześle obok. - Dorzucam kolejne pięć - zachichotała i długo nie musiała czekać na następne ofiary niewidzialnych mebli. Widowiskowe upadki innych wprawiły ją w jeszcze lepszy nastrój, przez co zdążyła zapomnieć o swoim obolałym udzie. - Hej Drake - uśmiechnęła się ciepło do gryfońskiego olbrzyma. - On pewnie sam w jedną wejdzie, bo zapomni, że to zrobił - skwitowała nauczyciela, a Puchon wyręczył ją w spekulacjach odnośnie tego, co będą dzisiaj robili. - Ale z ciebie zgrabna łania - takim komplementem przywitała @Hariel Whitelight, który jak gdyby nigdy nic przeszedł przez całe pomieszczenie, nie zahaczając o żaden kant. - Oj im też się coś należy od tego nudnego życia - odpowiedziała na niezbyt elegancki, ale jakże zabawny komentarz Harry'ego, którego w ramach powitania pocałowała w policzek. Zgarnęła też jego okulary i założyła sobie na nos, a potem położyła głowę na jego uda, a nogi wyciągnęła przed siebie, wesoło tyrpając Tadka w łydkę. Przez chwilę czuła się błogo jak na Malediwach, o których zaczęła paplać, kiedy jednak Cam wszedł do klasy, wyprostowała się jak struna. - Może dzisiaj obędzie się bez rzygania - wbiła łokieć w bok Whitelighta, parskając cicho, a potem skupiła się na tym co mówi nauczyciel. Nie zdążyła mu odpowiedzieć na pytanie odnośnie użytego zaklęcia, bo po pierwsze wyrwał się Lilac, po drugie była zajęta wyplątywaniem grzywki z nosków lenonków. Cała prezentacja inkantacji, jej intonacji i działaniu nie były dla Marli nowością - mimo to słuchała zaaferowana, a kiedy poczuła na sobie wzrok profesora i wraz z Moe zostały wyróżnione, aż wbiła spojrzenie w stopy, kompletnie nieprzyzwyczajona do takich pochwał. - To bawcie się dobrze z kałamarzami - zwróciła się do swoich ziomków i pomknęła w stronę stołu, gdzie spojrzała na @Morgan A. Davies. - Powinnyśmy te stoły transmutować w maść na siniaki - teatralnie złapała się za miejsce, które jeszcze parę minut temu pulsowało bólem. - Dobrze, że nas zahartowałaś na treningach - puściła jej oczko, po czym rozmasowała nadgarstek i dosyć pewnie rzuciła zaklęcie. Sam ruch dłoni może nie należał do wybitnych, a efekt końcowy nie był zadowalający, bo jedna noga od ławki wciąż była widoczna, ale i tak czuła satysfakcję, że udało jej się skupić przy takim gabarycie.
______________________
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
przedmiot: książka, raz jeszcze szczęście: 8 inkantacja:2 (-1) => 1, raz jeszcze: 2 (-1) => 1, raz jeszcze:6 (-1) => 5 efekt:G - 2 (poziomy) + 1(za inkantacje) Humor: 2 Koncentracja: 1 Nastawienie: 1 Kuferek: 19
Pożar, och, niby człowiek wiedział, ale się łudził. To tak nawet rozczarowanie przyszło z łatwością. Chociaż ogień należało opanować, bo wypada mieć resztki przyzwoitości. Głupio też tak spalić całą sale, będąc na pierwszym roku studiów. Albo, co gorsza, na drugim? Wacław w gruncie rzeczy już się nie łapał na swoim etapie edukacyjnym, ale studia to studia w gruncie rzeczy. Jedno i to samo beznadziejne pasmo porażek i libacji alkoholowych. Głównie jedno przeplatało się z drugim przez czas cały. Przynajmniej @Ivy Jones kwapiła się do pomocy i również zareagowała. Wacław przez moment spoglądał na ich ubrania z ciekawością czy też zaraz zapłoną. Nawet rozważał jakieś zaklęcie, ale użycie mogłoby skończyć się, em, większym pożarem? Jakimś innym niepożądanym efektem zaklęć? O, tak różdżka mogłaby mu zacząć strzelać wata cukrową. Chociaż to brzmi jak coś, co warto opracować. Niemniej jedyną stratą zdawały się ubrania, póki co. Po tym Puchon odkrył fakt, że Krukonka siedzi w samym staniku. Stoi, ale dalej w staniku. - Tak - powiedział, w ogóle bez sensu i z trudem patrzył się Krukonce w oczy. Tak, aby jej nie peszyć. Szybko podał jej nadpaloną bluzę, przykładając ją do ramion. - Z tego da się zrobić jeszcze piękny top- w tym momencie uznawał, że totalnie pasowałby jej top. Tylko, że należałoby umieć jeszcze taki zrobić, a Wacuś nawet nie był jeszcze na etapie czynienia obiektów niewidzialnymi. Uśmiechnął się jeszcze do niej pięknie. - Dziękuje za pomoc - dodał ostatecznie. - Możesz ze mną zostać, tak dopóki nie zrobię zadania? - Dopytał lekko nieśmiało, po czym poszedł do szafki po inny przedmiot. No, bo musiał niezależnie od decyzji Ivy. - Abdico visus - rzucił bez przekonania, niewyraźnie i ze złym ruchem ręki. Z jednej strony popadał w marazm, że nic mu nie wychodzi, z drugiej czuł się bardziej zobojętniały. - Abdico visus - powtórzył znów na ciężkim wdechu, a efektów zaklęcia jak nie było tak nie ma. Może czas wymienić rdzeń? Podobno jego tak miały, ale w gruncie rzeczy może lepiej zainwestować w nową różdżkę? Albo w ogóle się jej pozbyć? No to też brzmiało jak plan. Na pocieszenie zaczął sobie śpiewać w myślach One Last Time Ari Grande, drapiąc się badylem po łbie.- Abdico visus! - Poprawił się w końcu, bo wypowiedział zaklęcie niemal bez zająknięcia. A dłoń też poleciała luźno, ale pewnie w odpowiedniej sekwencji. Efekt nawet był zadowalający, ale profesor uznał, że nie i rzucił przeciwzaklęcie. Wspaniale. - Ale ja nie wiem czy zdrowie psychiczne pozwala mi na robienie tego jeszcze raz - pożalił się dla @Camael Whitelight, spoglądając smutno na resztki po spalonej książce.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
przedmiot: płonący stół od Camaela szczęście: 13 inkantacja:3 → 3 → 3, dużo prób efekt: J - 2 → F, jeszcze raz, H - 2 → D, jeszcze raz, a potem B - 2 i kaboom pkt dla domu: no na pewno Humor: z 3 na -3 chyba Koncentracja: 4 Nastawienie: z 6 na Kuferek: -56 Przerzuty: oba wykorzystane
Czuła całkiem sporą satysfakcję z otrzymania trudniejszego niż reszta klasy zadania, choć nie do końca nastawiała się na to, że rzucane zaklęcie okaże się dla niej tego dnia aż tak wymagające i bolesne w skutkach. Skinęła jednak dzielnie na Marlę, nie bardzo wiedząc, czy którakolwiek z nich potrzebowała dodatkowej motywacji przed nadchodzącym wyzwaniem, a chwilę później sprawiła, że jeden ze stołów stał się półprzezroczysty. Jedynie półprzezroczysty. - No to już mam dodatkową atrakcję na nasze treningi. - przyjrzała się staraniom drugiej Gryfonki i z uznaniem, ale i odrobiną zazdrości uniosła nieco brwi. Whitelight nakazał jej powtórkę, co też uczyniła, wcześniej odpowiednio przygotowując się, biorąc głęboki oddech i dając sobie chwilę na zebranie koncentracji. Przecież to nie było takie skomplikowane, nie mogło takim być, na stepujące dumbadery. - Slalom pomiędzy niewidzialnymi stołami. - dodała ciszej niewiele później, gdy kolejne zaklęcie również okazało się mieć słabszy niż oczekiwany efekt. Westchnęła, tym samym odpuszczając sobie dalsze próby i wbijając wzrok w jodłową różdżkę, która przecież miała pomagać w transmutacji. A może to nie była wina różdżki, że tego dnia nie wszystko wychodziło jej tak, jak zazwyczaj miało w zwyczaju? Ciekawe, czy Shawowi też się zdarzało na przykład nieskutecznie rzucać jakieś bzdurne inkantacje... I wtedy świętej pamięci profesor zarządził, by Davies spróbowała jeszcze raz, na co ta, sama się sobie dziwiąc, zareagowała jakąś dziwną mieszanką gniewu i paniki, być może zdając sobie sprawę z własnej dyspozycji. Przecież nietrudno było dostrzec, że z każdą próbą szło jej coraz gorzej. Czego oczekiwał, że przerobi stół na plamę soku dyniowego? - Abdico Visus! - stół aż delikatnie podskoczył po jej agresywnym machnięciu różdżką, a potem zajął się żywym ogniem i tyle było z pozytywnego nastawienia do czarowania w dniu dzisiejszym, nie mówiąc już o tym, że nagle wszelkie klątwy w jej głowie zaczęły obracać się wokół ślizgońskiego profesora. - Między płonącymi niewidzialnymi stołami. - odnalazła tę sytuację jako 'niezwykle zabawną' i nie omieszkała podzielić się treningowymi przemyśleniami z O'Donnell. Co wcale nie zmieniało faktu, że powinna się raczej zająć gaszeniem pożaru i ograniczaniem strat w ludziach. Tak też zresztą zaraz zrobiła, choć pewnie Whitelight był pierwszy z jakąś ratunkową reakcją. Wolałaby do tego scenariusza nie dorzucać Aquamenti własnego autorstwa...
Posprzątałam rozlaną kawę w samą porę, bo niedługo później wszedł nauczyciel. Wcisnęłam się gdzieś w ławkę, krzywiąc twarz z powodu bólu po wpadnięciu na niewidzialny stół. Naprawdę nieprzyjemnie się zaczynało i pożałowałam, że tu jestem. Mimo że profesor nie wydawał się wredny. Zapisywałam na pergaminie notatki z tego, co mówił. Jeszcze nigdy tego zaklęcia nie rzucałam. A bycie niewidzialnym wydawało się świetne. Z zaskoczeniem spojrzałam na @Morgan A. Davies, której nie posądziłabym o bycie jedną z najlepszych uczennic w kwestii transmutacji. Dziewczyna miała trudniejsze zadanie, więc chciałam ją wesprzeć choćby uniesieniem kciuka w górę i szeptem "dasz radę". Podniosłam się (znowu z jękiem bólu) i wybrałam prosty, wysoki kielich na wodę jako swój obiekt. Skupiłam się i zerknęłam na notatki. Kilka razy powtórzyłam inkantację na sucho pod nosem, po czym podjęłam próbę. - Abdico visus - wypowiedziałam dość drętwo i pewnie dlatego przedmiot nie stał się w pełni niewidzialny. Okej, raz nie wyszło. Komu jak komu, ale mi się to zdarza. Nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała dalej. Poza tym od tego są zajęcia, prawda? Żeby uczyć się nowości i ćwiczyć, popełniać błędy i słuchać profesora, który je naprawi? I tak następne razy były coraz bardziej dołujące. Wow, po piątym to już zrobiło mi się naprawdę bardzo przykro. To nie był mój dzień. Przy dziesiątym lekko drżał mi głos. Miałam wrażenie, że każdy się na mnie patrzy. Wszyscy już skończyli i czekają tylko na mnie... A ja się tak błaźnię. Spięłam się i po piętnastej próbie aż zaczęła boleć mnie głowa. Abdico visus, Abdico visus, Abdico visus, cholera, Merlinie, pomóż mi. Ale nie pomógł. Osiemnasty raz i już miałam dosyć. Zaklęcie dalej nie działało. Gdzieś powstał jakiś niewielki pożar, ktoś był tylko w staniku, działo się jak zwykle wiele na zajęciach w szkole, ale ja widziałam tylko ławkę przed sobą i kielich. Nawet nie zerknęłam, żeby zobaczyć jak poszło Moe. Czułam delikatne ukłucia w okolicach gałek ocznych - spięcia mięśni zwiastujące coś iście okropnego. Znałam to uczucie aż zbyt dobrze, choć już długi czas minął nim ostatni raz płakałam. Chyba było to po bardzo bolesnym upadku z miotły, gdzie aż mnie zaćmiło i łzy same ciurkiem leciały po moich policzkach. Ale zaraz później razem z całą grupką przyjaciół się z tego chichraliśmy, gdy leżałam u szkolnej pielęgniarki. Wtedy to fizyczny ból wymusił płacz, teraz natomiast nie miałam takiego wytłumaczenia. Nawet nie wiedziałam czemu konkretnie płaczę. Przecież wiedziałam, że jestem beznadziejna. To, że uczyłam się transmutacji tak pilnie przez wiele lat nic nie znaczyło. Co z tego, że już mając siedem lat czytałam pierwsze książki z teorią dotyczącą tej dziedziny magii? Wtedy jeszcze Blair tłumaczył mi wiele zagadnień. Do szkoły poszłam dopiero później i już na starcie stałam się pupilkiem naszej profesorki. A później udało mi się zostać animagiem. I wszystko to nic nie znaczyło. Może i kiedyś miałam ambicje. Może kiedyś to wszystko miało sens. Ale teraz patrzyłam tylko na przedmiot, który nie ulegał moim czarom i zastanawiałam się, co powiem rodzicom jak zapytają jak sobie radzę w Hogwarcie. Jak bardzo zawiedzeni będą, że jako jedyna z rodziny jestem tak bardzo ograniczona w kwestii magii. Ale przecież nie jestem. Blair mówił, że mam dużo talentu. Natłok przykrych myśli i wspomnienia o moim bracie szybko sprawiły, że gardło związało mi się w supeł. - P-przepraszam. - wyszeptałam dziwnym głosem, nie unosząc nawet wzroku na profesora Whitelighta. - Ale muszę do łazienka... Jak tylko skończyłam mówić to łzy same zaczęły lecieć w dół i kapać na ławkę. Cholera, czemu nie znam zaklęcia, które mogłoby je zahamować? Przetarłam rękawem kąciki oczu, ale to niewiele dało. Pociągając nosem odepchnęłam krzesełko, żeby wstać. Na mądrość Roweny, błagam, niech profesor mnie zwyczajnie zignoruje i tyle. Niech wszyscy zapomną o moim istnieniu. Dusząc się niemalże, żeby powstrzymać szloch, skierowałam sztywno kroki w stronę wyjścia, żeby odpocząć kilka minut w łazience. Jeśli jakąkolwiek znajdę. Pewnie nie, bo nie znam ścieżek Hogwartu.