Dziedziniec wieży z zegarem wydaje się być jednym z najstarszych miejsc w zamku. Łączy most wiszący z resztą budowli, a również wysoką wieżą zegarową. Na prawie samym szczycie znajduje się ogromny, przeszklony zegar. Można się do niego dostać pokonując wąskimi, drewnianymi schodkami pięć piętr. W środku znajdują się różne mechanizmy a także dzwony; niektóre ogromne, miedziane inne zaś złote. Na środku dziedzińca wybudowana natomiast została niewielka fontanna z czterema gobelinami.
UWAGA! W tej lokacji na okres październik/listopad musisz rzucić kostką kiedy tu jesteś, ze względu na wykonane tu zadanie na kółka przez Fillina Ó Cealláchaina.
Zmiana wyglądu lokacji: Z goblinów nie leci woda, a z jednego krew (albo coś co ją przypomina), drugiego mleko, trzeciego atrament, czwartego sok dyniowy. Wszystko to wlatuje do fontanny.
Rzuć kostką k6 na efekt:
1 - Próbujesz przysiąść gdzieś sobie a tutaj okazuje się, że rzucone tu było zaklęcie Spinale. Ha, ha bardzo zabawne, teraz jesteś cały w drobnych ranach na Twoich Twoich pośladkach. Dodatkowo rzuć kostką. Parzysta - podarło Ci również dużą część ubrania, Nieparzysta - nie szarpnąłeś ubrań aż tak, więc nic ci nie podarło, a jedynie lekko zraniło. 2 - Chcesz oprzeć się o kolumnę obok której stoisz... A jej nie ma tak naprawdę. Przenikasz przez coś co tak naprawdę nie istnieje i wpadasz do fontanny. Cały lub połowicznie, jak wolisz. W każdym razie ociekasz mieszanką czterech cieczy wylatujących z fontanny. Apetycznie! 3 - Nie masz pojęcia, że fontanna została odrobinę przerobiona i Kiedy chcesz usiąść na niej tak jak często robią tu uczniowie, okazuje się, że została ona lekko transmutowana i tam gdzie siadasz, wcale nie ma kamienia... Wpadasz całkowicie do fontanny. No pięknie. 4,5,6 - Nie musisz nic robić, a fontanna i tak Cię dopadnie! Co jakiś czas gobliny obracają się i robią niewielki raban na dziedzińcu. Niektóre z nich buchają swoimi cieczami gdzie popadnie, od czasu do czasu ubrudzając uczniów. Kiedy ty wchodzisz na dziedziniec, właśnie jest jeden z tych momentów. Możesz spróbować uciec przed cieczą jeśli chcesz. Rzuć kostką k6 by sprawdzić czym zostałeś oblany. 1 - mleko, 2 - krew, 3 - atrament, 4 - sok dyniowy, 5 i 6 - wybierasz sam. Dodatkowo możesz, aczkolwiek nie musisz, rzucić na unik. Rzucasz literką. Samogłoska - udaje Ci się uniknąć goblina Spółgłoska - niestety i tak zostajesz zachlapany
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 06 Wrz 2014, 6:16 pm, w całości zmieniany 3 razy
Przechodziła akurat niedaleko dziedzińca, kiedy nagle usłyszała, dźwięk dzwona. Przyłożyła ręce do uszu, jednak niewiele jej to pomogło. Cathy uznała, że pójdzie sprawdzić co się dzieje. Zobaczyła, że Davis z jej domu i Fowley bodajże z Gryffindoru, zbiegają na łeb, na szyję, ze schodów, jakby się czegoś bały. To pewnie ich sprawka. Czy one naprawdę nie mają co robić? Pomyślała i przewróciła oczami. - Co tu robicie? - spytała trochę poirytowana, po czym podeszła w ich stronę. Chciało jej się palić, zaciągnąć się dymem głęboko w płuca, jednak nie miała papierosów. Będzie musiała wybrać się do Hogsmeade.
Spojrzała na dziewczynę, nie od razu poznała kim ona była. W końcu miała ciekawsze zajęcia niż zapamiętywanie wszystkich osób z jej domu. Tych z jej rocznika to jednak znała dość dobrze. Śmiała się przy ostatnich schodach, akcja była dobra i znów bez konsekwencji. Ostatnio tak było bez przerwy. Nie pilnowali! - A na co to wygląda? - Zapytała patrząc wymownie w górę. Dalej było słychać dzwon. - Ćwiczymy sprint, wiesz, kondycja do Quidditcha się przyda. - Wywróciła oczami. - Próbujemy wymyślić coś, żeby nie było tak nudno. Przy okazji może chodźmy za róg. - Machnęła ręką we wskazanym kierunku. Tak będzie bezpieczniej i w miarę dobry widok.
Ostatni raz popchnęła dzwon wraz z Angie i zaczęły zmywać się z miejsca zbrodni. "Co to będzie, co to będzie?" Zgięła się wpół, stojąc już na dole, aby zaczerpnąć powietrza. Oczywiście biegłaby dalej gdyby nie zaczepka jakieś dziewczyny. - Nie widzę plakietki prefekta, moja droga - powiedziała miło. W końcu po co w jej głosie ma pojawiać się gorzki jad? Założyła dłonie na piersi, przyglądając się mimice twarzy Angie. Od razu poczuła ten ślizgoński chłód, nieprzyjemne zimno, które sprawia, że przechodzą Ci dreszcze po plecach. Przygryzła dolną wargę, zerkając na zegar. Przytaknęła na propozycje Angie, ciągnąc dziewczyny za sobą. - Szpiegowanie jest Twoją pasją? - spytała cicho nieznajomej, opierając się o murek. Och, jakże jej się chciało palić!
Dziewczyna wzruszyła ramionami i poszła we wskazanym przez Angie kierunku. Musiała przyznać, że pomysł z dzwonem był całkiem niezły i naprawdę zabił nudę. Żałowała, że nie wzięła w tym udziału. Nie przejęła się komentarzem Cherry, widocznie dziewczyna szukała guza i nie umiała być choć przez chwilę spokojna. - Następnym razem, kiedy będziecie planowały jakąś akcję, przyjdźcie i po mnie. - na początku myślała, że na wieży siedziały jakieś dzieciaki, lecz gdy zobaczyła Angie i Cherry jej poirytowanie poszło w dal. Zresztą to, że miała zły dzień, wzięło się tylko i wyłącznie od tego, że nie miała papierosów.
(grunt to czytać powiązania... xD )Oczywiście, że Cherry nie szukała guza. Niby po co? Jeszcze chwile łapała oddech, zerkając na obydwie ślizgonki. Dlaczego one się wydawały jej tak niebywałe piękne, czy doprawdy dom Slytherina zbierał same piękności? Chrząknęła. - Jasne - dodała - Ale nie strasz nas więcej. - puściła jej oczko, wkładając dłonie do kieszeni. Och, tak! Papierosy. Prędko wyciągnęła paczkę, chcąc poczuć ten dym w sobie. - Chcecie, laski? - spytała, kusząco poruszając trującą używka. A co to, raczka trzeba karmić.
Kolejne słowa Cath były już przystępniejsze. Zresztą ogólnie dzisiaj pannie Davis wisiało to, jak ktoś się do niej odezwie. Miała inne problemy i zajęcia niż przejmowanie się tym. Zresztą zostawało jeszcze pytanie po co przejmować się opinią innych? - A no zastanowimy się. - Odparła z nutą śmiechu w głosie. Zawsze im więcej osób tym zabawniej. - Ey, Cherry... - Spojrzała na nią próbując słodkich oczek. Może na chłopakach to działało, ale na dziewczynach... - Wiesz czego potrzebuję. - Miała na myśli papierosy. Prosto to było odgadnąć. - W tym samym momencie zaproponowała je Gryfonka. Cóż za wyczucie czasu! - Ey Cath, ty chyba rzucasz, co? - Zmrużyła oczy i mrugnęła do Fowley. Chciało się jej śmiać.
Dziewczyna patrzyła to na Angie, to na Cherry. Tak, zdecydowanie rzucała. Nie wiedziała co takiego widziała w papierosach, teraz tylko przysparzają jej problemu i zabierają dużo pieniędzy. - Tak, rzucam. - nie wiedziała, czy wytrzyma widok palących obok niej dziewczyn, lecz musiała to jakoś przeboleć. Uśmiechnęła się do Cherry. Zdecydowanie nie chciała się kłócić, a tym bardziej z Gryfonką. Nigdy nie lubiła Gryfonów ani Puchonów, jednak Fowley wydawała się być wyluzowaną i szaloną osobą, a takie osoby lubiła Cath. Poprawiła swój czarny płaszcz, który założyła, bo było jej strasznie zimno. Chuchnęła w ręce, aby je ocieplić.
- Oj, z nami ci będzie ciężko. - Stwierdziła z przekonaniem w głosie i ruszyła głową, co spowodowało kilka strzałów kości, cichych, ale zawsze. I niekoniecznie przyjemnych. Schowały się za rogiem i przez chwilę wyglądały jakiegoś nauczyciela, jednak były pustki. Nikt nie zauważył, a raczej nie usłyszał dzwonu? Czy raczej przyzwyczaili się i nie zwracali uwagi? Obie opcje były raczej mało korzystne. Mniejsza ilość adrenaliny! - Daaaj tego papierosa, bo mnie strzeli. Już sobie wyobrażam jakie mam płuca. - Przypomniała sobie jak kolega pokazywał jej ile tytoniu zostaje po wydechach dymu na ręce, a co dopiero w płucach. Straszne! Ale w dalszym paleniu jej nie przeszkodziło.
Dziedziniec wieży z zegarem był jednym z ulubionych miejsc Adele w Hogwarcie. Tutaj przychodziła, gdy miała jakiś problem lub po prostu chciała pobyć sama. To miejsce było mniej uczęszczane przez uczniów, niż na przykład Dziedziniec Główny. Dzisiejszy dzień był chłodny, więc Harvey ciaśniej opatuliła się szalikiem i usiadła na jednej z ławek. Było tu tak cicho i spokojnie. Przymknęła oczy.
Roxanne powolnym krokiem zmierzała do dormitorium, pod pachą taszcząc ciężką księgę. Myślami była jednak daleko stąd. Droga z biblioteki prowadziła przez dziedziniec wieży z zegarem, więc dziewczyna nie mogła uniknąć spotkania z wieloma osobami. Tym razem nie zwróciła jednak na nich uwagi, ale w pewnym momencie zagapiła się i potknęła o nogi Adele Harvey. Przewróciła się. Policzki Roxy zaróżowiły się, a ona podniosła się pospiesznie z ziemi, unikając spojrzenia Gryfonki.
Posłała spojrzenie wyzbyte wszelkich emocji w stronę Krukonki. Nie przepadała za nią. Zawsze patrzyła na Adele ze strachem w oczach, o ile w ogóle patrzyła, bo najczęściej spuszczała wzrok. -Upuściłaś coś- rzuciła obojętnie wskazując na wielki wolumin leżący kilka stóp od nich. Uważnie obserwowała Roxanne.
Zignorowała ją. Drżącymi dłońmi podniosła książkę, a następnie chrząknęła cicho. Dyskretnie zerknęła na Adele, lecz kiedy tylko spotkała jej wzrok, natychmiast odwróciła głowę. Nie lubiła jej. Dziewczyna zawsze patrzyła na nią z góry, poza tym Roxanne miała wrażenie, że wiecznie ją obgaduje.
Było tak jak Adele się spodziewała. Adams tylko rzuciła jej wylęknione spojrzenie i odwróciła wzrok. Harvey nie rozumiała, dlaczego Krukonka tak się jej obawiała. Wciąż badawczo przyglądała się Roxanne. Ta dziewczyna była wyjątkowo skryta. Typ dziwaczki- samotniczki.
Teraz chciała już tylko jak najszybciej znaleźć się w swojej przytulnej sypialni. Nie zaszczycając Adele nawet spojrzeniem, odwróciła się na pięcie i szybko opuściła dziedziniec. Nareszcie. To spotkanie było takie upokarzające.
Odprowadziła dziewczynę wzrokiem, po czym oparła głowę o mur i ponownie przymknęła oczy. Miała inne sprawy na głowie, niż dziwaczne zachowania Panny Mimozy. Przestała odczuwać upływ czasu. Mogła siedzieć tak dziesięć minut, jak i równie dobrze dwie godziny. Gdy zrobiło jej się zimno, naprawdę zimno, tak, że nie mogła już dłużej usiedzieć na lodowatej ławce, wstała i powoli powlokła się w stronę Pokoju Wspólnego.
Emil wfrunął na dziedzniec z ironicznym uśmiechem na ustach, nadal wspominając sytuację w męskiej łazience. Hogwart bawi się, hula i swawoli, i tylko duchy są znudzone i puste. Przynajmniej dla takich chwil w łazienkach warto ży...trwać. Okrążył dziedziniec, zrobił salto w powietrzu, i znowu zaczął się nudzić. Chciał kogoś postraszyć, ale nawet ofiar nie było już fajnych. ŚWIAT ZMIERZA KU GORSZEMU.
-Hej! Zaczekaj - krzyknęła niezbyt głośno, ale z pewnością na tyle wystarczająco, by duch ją usłyszał. Tym razem biegła za nim w pełnym rynsztunku, w szacie zapiętej po samą szyję, która owinięta była krukońskim szalikiem. Ha. Cóż za zmiana. W końcu dobiegła. Stanęła nieopodal niego. Cholera. Przewróciła oczyma. -Nie musiałeś tego robić. Ale dziękuję. To było.. - jakby się zwrócić do najwyraźniej dość wiekowego ducha, aby mu schlebić? -Szlachetne i wielce honorowe. - euuhh..
Odwrócił się momentalnie i zlustrował Cherrie uważnym spojrzeniem. Wolał ją nagą, ale miał na tyle przyzwoitości, aby tego nie powiedzieć. Uniósł brwi. Wysoko. A potem uśmiechnął się krzywo. -Nie ma za co. Dobierajcie łazienki z dala od gabinetów. -odparł obojętnie. Ale... chyba jej się udało! Szlachetneihonorowe,humhumhum. JEDNA OSOBA GO TUTAJ CHOCIAŻ DOCENIAŁA!
Dziewczyny straciły werwę, a Davis nie lubiła, gdy robiło się cicho. Uwielbiała się śmiać, szczególnie z kogoś. Dopaliła papierosa i wyrzuciła niedopałek, a następnie gdy wzięła od Cherry jeszcze jednego szluga pożegnała się z dziewczynami i udała w kierunku zamku. Wracając spotkała ducha i Krukonkę, ale stwierdziła, że już teraz nie będzie ich zaczepiać. Przyśpieszyła i z wesołym, a zarazem cwaniackim uśmiechem zniknęła za drzwiami prowadzącymi do budynku szkolnego. Gdy tylko za nimi zniknęła skapnęła się kto był Krukonką. To była Cherrie! Wróciła i pomachała do niej. - Heeey, jak tam? - Wtrąciła się do rozmowy dwójki... mhm, osób?
Szczęśliwie się złożyło, że na tę chwilę Cherrie ani przez moment nie przyszedł do głowy jakże genialny pomysł zlustrowania ducha pod względem podatności na wpatrywanie się w biust czy inne rejony kobiecego ciała, choć może w łazience dał jej podstawy ku temu, by zwracać na to uwagę. Zachwyt wzrastał do granic możliwości wyznaczanych przez specyfikę obecnej sytuacji, co objawiła wyłącznie lekkim uniesieniem kącików ust. Zrozumiała aluzję, chyba. To znaczy, cieszyła się niezmiernie, że dobrze jej szło. -Znalezienie łazienki z dala od gabinetów graniczy z cudem, ale i tak jest znacznie bardziej prawdopodobne niż znalezienie łazienki, w której nie nawiedzi mnie jedna z miejscowych efemerycznych osobliwości. - typu Ingrith, która w jakże dramatyczny sposób przerwała jej przemyślenia, aby podzielić się z nią swoimi genialnymi pomysłami. Ten.. Emil? Tak go nazwała nauczycielka, niemniej jednak - ten duch również ją w pewnym sensie uratował, dlatego też miała solidne podstawy ku temu, by sądzić, że ma prawdziwe szczęście do duchów. Uśmiechnęła się dziwnie, odrobinę szyderczo. -To zaskakujące. Przebywam tu już szósty rok i ani razu na Ciebie nie wpadłam, wyrastasz mi zaś nad wanną, gdy.. - chciała znaleźć w jakże rozwiniętym języku angielskim słówka ładniej brzmiące niż "fuck", ale do głowy przychodziły jej jeszcze banalniejsze określenia, które były masowo stosowane w teledyskach mugolskich hiphopowców czy tam raperów. Spoko. -..je faisais l'amour. - raczej zrozumiał, duchy mają dziwną tendencję do mówienia po francusku, a to jedyny sensowny zwrot, który przyszedł jej do głowy. -Oględnie mówiąc - nie znam Cię wcale a wcale. A Ty o mnie najwyraźniej słyszałeś, choć nie bardzo wiem co. - mruknęła. Nie miał prawa wiedzieć. To znaczy on może i miał, był duchem. Ale nikt inny nie wiedział. Na pewno. Och! Usłyszała kroki, zatem czym prędzej się odwróciła. -Hej Angie! - rzuciła z niewymownie beztroską miną, jakby zupełnie zapominając o czym przed chwilą rozmawiała. -Całkiem znośnie, tradycyjnie, trochę nabroiłam i zostałam cudem wyciągnięta z kłopotów, a u Ciebie? - ohoho, czyżby miała fajkę i czyżby chciała dać jej bucha?
Brwi powędrowały jeszcze wyżej. -Zatem ma panna wyjątkowego pecha, albo ja mam wyjątkowe szczęście. Efemerycznych osobliwości, hah. Pf. Osobliwośc. Uśmiechnąl się ironicznie. -Wbrew pozorom panna Ingrith nie nawiedza....miejsc higieny osobistej tak często, jak można by przypuszczać. skwitował odrobinkę złośliwie, ale za to na jej francuski-skinął głową z uznaniem! Wreszcie jakaś młoda dama, która nie epatuje wulgarnością! Potem zaś parsknął cichym, chłodnym śmiechem. -Widać patrzysz, a nie widzisz. Oj tam słyszałem. Cała ma wiedza jest...behawioralna, obserwuję sobie co bardziej interesujących uczniów na eliksirach. odparł leniwie, op czym odwrócił się powoli. -Witam niewidzialną piękność! Taaak, o testralach też wiedział. Jak jakaś panna wpadła mu w oko, to miała przerąbane.
Wzruszyła ramionami. Nie była w stanie ocenić. Chociaż, zważywszy na to jak ofiarnie owy duch jej pomógł - powinna być raczej szczęśliwa. W sumie była. -Wobec tego muszę uznać, że to kwestia skłonności do przyciągania istot niezwykłych. - uznała, skrycie mu schlebiając. Chyba każdy chciałby usłyszeć o sobie taki miły epitet, nieprawdaż? -Po prostu uważam na lekcjach. Wówczas rozglądanie się na wszystkie strony jest dla mnie stratne.- wyparowała z przekonaniem, bardzo zgrabnie odbijając piłeczkę. Wolała nie dopytywać, co wyczytał z jej behawiorów. Przynajmniej nie przy ludziach. Niemniej, teraz to on jej CHYBA schlebił, nie rozumiała w pełni co on rozumiał pod pojęciem "interesujący uczeń". -Ach, tak przy okazji. Bo Chyba jeszcze się nie znacie..? - rzuciła przy następnym zdaniu odrobinę tracąc na pewności. -Ja jestem Cherrie Lefevreux, a ta zacna blond piękność obok mnie to Angie Davis. Z kim więc mamy przyjemność? - dopytała, kłaniając się grzecznie. Nie wyciągała dłoni, uznała to za działanie z góry bezsensowne.
Pomachała papierosem w stroną Cherrie. Przecież wypadało ją poczęstować, chociaż... niech sobie poprosi, ha! Ale ją zrobi. - Wydaje mi się, że w Hogwarcie to wszyscy mnie kojarzą, więc on pewnie też. - Do duchów jakoś normalniej brzmiało zwracanie się na "Ty". Do nauczycieli jakoś inaczej... no może nie do każdego. - Nie wiedziałam, że lubisz spędzać czas z duchami Cherrie. Spojrzała na ducha. Niewidzialna. Dlaczego właśnie to słowo? Krążyło jej to po głowie, nie mogła zrozumieć dlaczego właśnie to słowo. Z pewnością zapytałaby czy wyszli, by pooddychać świeżym powietrzem, no ale duch raczej by miał z tym kłopoty, a Krukonka z pewnością niedługo pooddycha, ale dymem. Uśmiechnęła się.
Ah, Angie zamierzała chyba złośliwie zmusić ją do użycia niemagicznego zaklęcia. Trudno, będzie ponad to, nie zapali, zdrowiej dla jej płuc! Chociaż.. Chociaż... Może powinna po prostu bardziej się postarać i jeszcze wymyśli coś, co pozwoli jej w sposób znacznie bardziej oryginalniejszy uraczyć papierosem uzyskanym od demoralizującej ją koleżanki. Na pierwszą wypowiedzianą przez nią kwestię uśmiechnęła się i wywróciła oczami. No pewnie, moja słodka superstar. Chociaż faktycznie coś w tym było. Nieopatrznie przypomniały się jej słowa Vivien odnośnie "plotek chodzących na jej temat". Ble. Vivien. Ble. Plotki. -Też nie wiedziałam. Wiesz, że Ingrith obiecała mi pomoc w wojnie z Vivien? - mina Cherrie wyrażała obecnie coś z pogranicza dumy i zmęczenia, jakby chciała podkreślić jej niesamowity wkład w misję nękania ulubionej koleżanki. Czy jej się wydawało, czy odtąd Angie też polubi pogawędki z duchami?
- Ingrith? - Zdziwiła się. Och, ona nie przepadała za tym duchem. Widocznie Vivien tak samo, jakaś wspólna cecha, co i tak nie dodawało plusów tamtej Krukonce. - Nie przepadamy za sobą, jakoś. - Skrzywiła się. Odruchowo wyciągnęła rękę z papierosem w stronę Cherrie. Zupełnie zapomniała, że dopiero co miała czekać, aż dziewczyna ją o niego poprosi, ale co tam! Duch - mężczyzna ucichł. Czyżby Davis go onieśmieliła? I to tak nagle...? No cóż, jej to było po części na rękę. - Swoją drogą, już dawno nie widziałam Vivien, właśnie. Nie żebym narzekała, bo mi to na rękę. - Cmoknęła.
Wyludniały już dziedziniec spoczął już w całkowitej ciszy przerywanej przez ciche krakanie czarnych ptaków, które tocząc wielkie koła wokół zegara, nadawały temu miejscu nieco przerażający wygląd.Wiatr osłabł na tyle, że jego silne podmuchy nie irytowały blondynki, która raźno kroczyła w stronę jednej z ławek w ponurym, szarym kolorze. Jesień zawsze wpędzała ją w pewien ponury nastrój, który udzielał się jej na każdym kroku i sprawiała, że jeszcze bardziej tęskniła za latem, bo to wtedy mogła biegać wśród zielonych drzew w samej sukience, ciesząc się słońcem, które promieniami muskało, każdą odkrytą część jej ciała. Pora roku, która już całkowicie opanowała Hogwart swoim zimnem przerażała ją i jednocześnie uświadamiała, że czas wyjąć z dna szafy ciepłe swetry. Jeden z nich okrywał jej ramiona i choć jego przyjemny materiał dawał jej ciepło, nie mógł równać się z okropnym chłodem, który przeszywał jej skórę.